• Nie Znaleziono Wyników

Polska na szczęście nie jest krajem nawiedzanym przez tajfuny, huragany, tsunami czy trzęsienia ziemi. Ale wielu mieszkańcom Polski zagraża powódź. W każdym prawie mieście można znaleźć wmurowane w ściany tabliczki upamiętniające kolejne powodzie: w Krakowie najstarsza pochodzi z roku 1670. Ślady tych wydarzeń znaleźć można w starych kronikach, księgach parafialnych oraz we wspomnieniach.

Od tamtych czasów niewiele się zmieniło - powodzie są wciąż groźne pomimo rozwoju wiedzy, wykwalifikowanych specjalistów, wyrafinowanych modeli komputerowych i techniki. W 1997 roku powódź, jakiej od dawna w naszym kraju nie było spowodowała straty, których naprawa będzie trwała jeszcze przez wiele lat i pokoleń. Zalanych zostało ok. 500 tys. hektarów powierzchni, na której znalazło się prawie 680 tys. mieszkań, kilkanaście tysięcy przedsiębiorstw i instytucji, zniszczonych lub uszkodzonych zostało ok. 70 tys. budynków, zerwanych zostało prawie 3900 mostów. Główny Urząd Statystyczny szacuje, że lipcowa powódź 1997 roku spowodowała straty rzędu 12 miliardów nowych złotych.

Dlaczego straty powodziowe wciąż rosną

Straty powodziowe na świecie stale rosną jakby na przekór podejmowanym wysiłkom, by temu zapobiec. Powołana przez ONZ Międzynarodowa Dekada Redukcji Katastrof Naturalnych analizując straty wywołane naturalnymi katastrofami (również powodziami) stwierdziła ich gwałtowny i radykalny wzrost w ostatnich 40 latach.

W zasadzie przyczyniamy się do tego sami - wbrew zdrowemu rozsądkowi budujemy na zagrożonych terenach swoje mieszkania, biura, szpitale, szkoły itd.

Powie ktoś, że tak było zawsze i będzie miał rację, historia rozwoju cywilizacji związana jest nierozerwalnie z wodą. Ludzie starali się mieszkać w pobliżu rzeki, jeziora lub choćby strumienia z prostej przyczyny: woda stanowi niezbędny element pożywienia, jest podstawą higieny i tanim środkiem transportu. Jest dla człowieka tak ważna, że w niektórych kulturach stała się wręcz przedmiotem kultu.

Jednak dawniej ludzie byli ostrożniejsi - wystarczy porównać zagospodarowanie terenów wzdłuż rzek na mapach współczesnych i tych sprzed lat kilkudziesięciu. Zaska-kuje również to, że centra starych miast, miasteczek i wsi lokalizowano zawsze na wzgórzach. Nie tylko ze względów obronnych. Brak w przeszłości jakichkolwiek zabezpieczeń, nawet przed częstymi, ale małymi powodziami, powodował, że ludzie pamiętali o zagrożeniu, osiedlali się więc w miejscach bezpiecznych, wykorzystując tereny zalewowe głównie do celów rolniczych. Dzisiaj, kiedy wiele rzek jest obwałowanych, straciliśmy instynkt samozachowawczy, zabudowania podchodzą do samej rzeki i wtedy każda powódź większa niż przewidywały to zabezpieczenia, powoduje katastrofę większą niż gdyby tych zabezpieczeń nie było76.

Powódź sama w sobie jest zjawiskiem naturalnym, fachowcy nazywają ją też wezbraniem, problemem staje się dopiero wtedy, kiedy na swojej drodze spotyka ludzi, domy, fabryki. Mówiąc krótko: „wezbranie jest aktem Boga, przyczyną strat powodziowych są ludzie". Porównując statystyki zniszczeń z powodzi w 1997 roku i z powodzi w 1934 roku widać słuszność tego stwierdzenia. Powierzchnia zalanych gruntów ornych przed 60 laty wynosiła ok. 250 tys. hektarów, a w 1997 była dwukrotnie większa ale ilość domów uszkodzonych lub zniszczonych w 1997 roku była trzy i pół razy większa, ilość mostów 38 razy większa, a długość dróg aż 140 razy większa. Te porównania obrazują zmiany struktury zagospodarowania terenów zalewowych w ciągu ostatnich 60 lat.

Jedną z przyczyn tej lekkomyślności jest wiara w „potęgę techniki" jako nieza-wodnego środka ochrony przed powodzią. Wiara złudna, bo doświadczenie uczy, że budowa zbiorników, wałów czy kanałów ulgi nie rozwiązuje problemu. A w każdym razie nie całkowicie. Stany Zjednoczone przez kilkadziesiąt lat inwestowały w te urządzenia ogromne pieniądze, a mimo to powódź w 1993 roku w dorzeczu Missisipi spowodowała straty rzędu 19 miliardów dolarów. W Polsce w czasie powodzi w roku 1997 uszkodzeniu i zniszczeniu uległo ok. 900 km wałów przeciwpowodziowych. 76 Maciej Maciejewski, Model kompleksowej ochrony przed powodzią w obszarze dorzecza górnej Wisły na przykładzie województwa małopolskiego,, IMGW, Kraków 2000.

Podsumowując, można powiedzieć, że wzrost strat powodziowych jest spowodowany:

zagospodarowaniem terenów zalewowych - w strefie zagrożonej powodzią jest coraz więcej budynków mieszkalnych, więcej obiektów użyteczności publicznej takich, jak muzea, teatry, szkoły, więcej obiektów usługowych takich, jak stacje paliw oraz obiektów mogących spowodować dodatkowe nieszczęścia: składowisk odpadów komunalnych (również niebezpiecznych), oczyszczalni ścieków, magazynów środków chemicznych i wiele innych

zlokalizowaniem na tych terenach obiektów, które mogą spowodować podpiętrzenie wody i w efekcie szersze rozlewiska - dotyczy to sztucznych zwężeń dolin rzecznych, źle zaprojektowanych mostów itd.

stosowaniem do ochrony przed powodzią wyłącznie urządzeń technicznych wiara w ich niezawodność powoduje, że zagrożeni ludzie nie podejmują żadnych innych działań zabezpieczających.

Lokalne, znaczy skuteczne

Złożoność problemu ograniczania strat powodziowych zrozumieli najwcześniej Amerykanie już w latach sześćdziesiątych zaczęli propagować alternatywne do technicznych sposoby działania. Zakres stosowanych działań jest ogromny i obejmuje: ograniczanie zabudowy terenów zalewowych, zabezpieczenie zlokalizowanych tam obiektów, przeniesienie tych obiektów w bezpieczne miejsce, budowę systemów ostrzeżeń powodziowych i wiele innych. Ten sposób myślenia uznawany jest obecnie na świecie za najbardziej skuteczny i według wielu specjalistów stanowi największą nadzieję na zmniejszenie strat powodziowych w przyszłości.

Ale by móc zrealizować tę ideę, trzeba o ochronie przed rosnącymi skutkami powodzi zacząć myśleć lokalnie - takie działania są najbardziej skuteczne. Tylko lokalne władze są w stanie przygotować prawidłowo działający system ostrzegania ludzi przed nadchodzącym zagrożeniem, tylko lokalnie można przeanalizować, co jest najbardziej zagrożone i zdecydować, jakie przedsięwziąć środki zapobiegawcze. Również tylko lokalnie można próbować ograniczać zabudowę terenów zalewowych i formułować warunki, jakie mają spełniać zlokalizowane tam obiekty.

Powódź nie zna granic

Ale istnieje część działań wspomagających ochronę przed powodzią, której nie da się zorganizować w ramach gminy, powiatu czy województwa. Planowanie ochrony

technicznej - dotyczy to na przykład budowy zbiorników retencyjnych - wymaga analiz prowadzonych nie w granicach administracyjnych, ale w zlewni całej rzeki. Również system pomiaru opadów i stanów wody w rzekach (zwany przez fachowców systemem monitoringu) niezbędny dla systemu ostrzeżeń powodziowych powinien być budowany w ramach zlewni. Tylko takie podejście gwarantuje odpowiednio wczesne zawiadomienie lokalnych służb o zagrożeniu i umożliwi im zawiadomienie zagrożo-nych ludzi w danej gminie czy powiecie.

W konsekwencji w planowaniu ochrony przeciwpowodziowej i niektórych działaniach operacyjnych niezbędne jest planowanie dla zlewni, a nie tylko gminy czy powiatu. Stąd konieczne jest ścisłe powiązanie lokalnych planów ochrony przeciwpowodziowej z planami i strategiami przygotowanymi dla zlewni czy dorzecza danego cieku wodnego.