• Nie Znaleziono Wyników

Zdzisław Ko{ietulski ,)

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1884, T. 2 (Stron 196-200)

Patrząc na zuchwałą pewność nie tylko metody ale i ostatecz­

nych wniosków, postawionych na polu dociekań filozoficznych przez materyalistów różnych odcieni, moźnaby sądzić, że przed ich okiem nie ma ukrytćj najmniejszej sprężyny w tym jaknajsubtelniejszym mechanizmie, który jedynie chcą widzieć w całym, „mocno“ tylko skomplikowanym wszechświecie. Do tego mechanizmu wchodzą, we­

dług ich zdania, jako organiczne części składowe także osobistości ludzkie z całą pozytywną ich wiedzą, będącą takim produktem ich mózgów, jakim jest nić dla przędzalni; lub dokładnićj rzecz obrazując, jakim jest iskra elektryczna dla butelki lejdejskiej. Zdawałoby się że filozofowie tego kierunku mogą patrzeć na wszelkie funkcye i dzia­

łania we wszechświecie z taką protekcyjną i niewzruszoną powagą, jaką spostrzegamy na twarzy biegłego zegarm istrza, który wykoń­

czywszy co tylko zegarek jaknajm isterniejszy i jaknajdokładuiejnzy, patrzy z zadowoleniem na dzieło, na organizm, który w najdrobniej­

szych kółeczkach i sprężynach rozumie.

W błędnóm tem kole krążą od dość dawna przeróżne system ata filozofii materyalistycznej, a w nowszych czasach podniosły

nierozwa-') Rzecz, k tó rą tu czytelnikom B iblioteki podajem y, byia przedm io­

tem odczytu na dochód Osad rolnych w tegorocznej seryi prelekoyi na ten cel przez Z arząd Tow . Osad rolnych urządzonych. G losy prasy przyjęły wogóle itu d y u m to jako pracę poważnie pom yślaną i naukow o przedstaw ioną;

a że nie brakło także, nie powiem głębszych naukowyoh zarzutów; ale doryw ­ czych szyderczych anatem atów w łaśnie z tćj strony, k tó ra tak dużo mówi o swobodzie zdania, sądzimy, że może nie będzie bez korzyści rozputrzćć się sum iennie wu w szystkich szczegółach, przedstaw ionych przez p. K ozietul­

skiego do rozbioru w tonie spokojnym i w form ie naukow źj. lled.

żne zapędy tych zuchwałych mędrców pyszny sztandar „monizmu,”

którego barwność i nowość wiele umysłów mami i za sobą pociąga.

Nowe zbawcze „idee postępu,“ jaskrawe artykuły nowój wiary, gło szo ­ ne w „Journale de la philosophie positive” przez d-ra Chonć, Wyru- bowa i i., przybierają znaczenie postępowego c r e d o i na naszćj ziemi, przeto rozbiór wszechstronny tćj kwestyi, o ile to w tćm miejscu i w da­

nym czasie jest możliwćm, uważamy za pożądany dla szerszćj publicz­

ności polskićj: niechaj i ona zobaczy jak się te nowożytne dogmata przed­

stawiają na gruncie samych nauk przyrodzonych, w sferze danych naukowych, niezamglonych ani uprzedzeniem ani naprzód powziętą jednostronną doktryną.

Dr. Chonć jest pomimo krańcowych swoich opinii, poważną w rodzinie filozofów osobistością. Bystrości jego umysłu dowodzi między iunemi zdanie o fałszywćm, dawniejszćm pojęciu atomu, jako takićj cząsteczki ciał, której już dalćj dzielić nie można; kiedy, jak dr.

Chonć słusznie twierdzi, nie możemy sobie wcale przedstawić uajdro- bniejszćj nawet przestrzeni, któraby dalćj na drobniejsze jeszcze czę­

ści w myśli naszćj podzieloną być nie mogła. Takie twierdzenie po­

ważnego myśliciela-materyalisty rozumiemy; ale z pewnćra niedowierza­

niem czytamy zbyt zadufane w siebie powierzchowne opinie naszych ma- teryalistów, pokutujących w prasie codziennćj i tygodniowćj. Takie echo zagranicznego materyalizmu śmielsze od oryginałów, znajdujemy mię­

dzy innemi w tych słowach: „Weźmy np. ziarno zboża, organizm ży­

jący, zdolny do rozmnażania się; włóżmy je do naczynia, gdzie będzie pozbawione ciepła i wilgoci, a zachowa się ono tam nienaruszone przez całe wieki, żaden ze składających go atomów nie okaże najlżejszego ruchu. Ale postawmy je śród warunków niezbędnych dla jego rozwo­

ju, a życie nie omieszka się w nićm objawić. Podobnież rzecz się ma z reakcyami chemicznemi, oraz ze zjawiskami fizycznćmi i fizyologicz- nćmi: żelazo do utlenienia się potrzebuje obecności powietrza, krysta- lizacya chlorku sodu może się odbywać tylko w płynie nasyconym i w oznaczonćj tem peraturze; mózg nasz wytwarza myśl i wolę wśród koniecznych dla niego warunków utleniania się składających go or­

ganicznych związków, ciepła i t. p.“ (P atrz tygodnik „P raw da" r.

1883, nr. I i 2). Podług opinii monistów należy powyższą opinią w ten sposób rozumieć: myśl jest takim produktem mózgu, jakim jest rdza w stosunku do żelaza, a życie organiczne nie zawiera w sobie, podług tego zdania więcej tajemnic ja k krystalizacya chlorku sodu.

Albo gdy w innćm miejscu tegoż pisma przy dalszćm rozwijaniu te- oryi d-ra Chonć, podano: „Co nam kto chce mówić o prawach spe- cyalnych i życiowości wyłącznćj, gdy ze stosu, na który rzucimy bez ładu świecidełka, perły, kwiaty, owady i człowieka, nie pozostanie nic więcćj nad dymiącą się kupę, w którćj popioły wszystkich tych istot będą zmięszane nie do odróżnienia. Rzućcie ten popiół w kąt ogrodu, a każda korona kwiatowa zawierać będzie cząstki tych istot, które wydawały się tak różnemi.‘‘

Tom II. Maj 1884. 25

Dla wielu niedojrzałych umysłów zdają się to być dowody przeko­

nywające, każdy kandydat na reformatora ludzkości gotów uwierzyć, że szczątki człowieka w całćm tego słowa znaczeniu, t. j. cząstki ciała i jego inteligencyi, zdolne są przemienić się w korony kwiatowe, z których wystrzelić musi owoc postępu, promień zdolny oświecić całą ludzkość, siła popychająca całą bryłę świata na nowe cywilizacyi tory.

Dla czegóż jednak tak wielka liczba ludzi równie światłych, usposobionych równie gruntownie a może i gruntownićj do kom peten­

tnego sądu o tych rzeczach, nie może się dotychczas pogodzić z temi opiniami? Czyż ten cały a wielki zastęp prawdziwych apostołów gruntownej nauki, jest zbiorem inwalidów nie tylko cywilnych, ale i nąukowych, dla których wśród najdotkliwszych doświadczeń życiowych nie'było ani odrobiny zdrowego umysłu, ani źdźbła trzeźwćj, jasnćj obserwacyi?

Kto ma racyą: czy materyaliści, nie widzący nic we wszechświe- cie ponad m ateryą i ruchy, materyaliści, wierzący więcćj narzędziu aniżeli nierównćj przecie sile zmysłów, czy tćż owa większość, (nie przeraża uas zarozumiały krzyk materyalistów: „nas jest więcćj!“}, czy tćż, mówię, owa większość, zdolna dojrzćć i wyróżnić ducha od wszelkich objawów materyi: to je st celem niniejszego, nie powiem, wy­

czerpującego studyuin, ale pogadanki, w celu bliższej informacyi w zakresie tych pojęć podjętćj!

Do tego celu spodziewamy się dojść na drodze rozbioru naj­

główniejszych objawów bezkształtnćj materyi, nie tylko jćj cząstek, ale i jćj ruchów, które w znacznćj części niedawno jeszcze zwano si­

łami fizycznemi lub m ateryą nieważką; do tego celu zamierzamy tra- tić przez poznanie objawów siły życia czyli przez animizm, i wreszcie przez badanie owych najsubtelniejszych objawów życia ludzkiego, które jedni duchowemi nazywają, a drudzy chcą je gwałtem zniżyć do prostego ruchu materyi. Idąc w tych różnych kierunkach, spodziewam się w każdym z nich spotkać silną zaporę, którćj nawet w myśli przestą­

pić niepotrafimy; to będą owe granice pojęć ludzkich, będące najle­

pszą, zdaniem naszćm, antytezą owych przyjemnych złudzeń m ate­

ryalistów: że nic we wszechbycie nie może się ukryć przed ich okiem, uzbrojonem w siłę wzroku ostrowidza, a jednocześnie wykaże nam i właściwości wyróżniające zjawiska duchowe od fizycznych.

Przedewszystkiem wstąpmy do królestwa liczb, będących naj­

lepszym wyrazem przestrzeni i czasu. Weźmy tu drobny przykład z algebry; przykład, który wielu w pierwszćj chwiii zapewne za prosty paradoks poczyta; ale po bliższym, uważnym rozbiorze prawd nieza­

przeczonych, może do innych przyjdzie wniosków.

1 9 4 O GRANICY

Wiemy, że 1 zmniejszają się mianowniki dwóch powyższych ułamków, tćm wartości tych ułamków bardzićj się powiększają. Dalćj: źe nic, prócz ogra­

niczoności rozporządzalnych przestrzeni i czasu, nie przeszkadza nam do powiększania na papierze tych ułamków przez dopisywanie w mia­

nowniku coraz większćj liczby zer przed jednostką i dwójką. Dalćj, że b e z w a r u n k o w o n i c n a m n i e p r z e s z k a d z a w dopisywaniu tych zer mianownika w umyśle naszym przez czas nieograniczony;

że, jakkolwiekbyśrny daleko, choćby przez miliardy wieków całych zera te dopisywali, to wiecznie wartości mianowników tych będą

dzy gwiazdami naszego systemu słonecznego, nikną w porównaniu z niemi; ilości tak wielkich, że ich nawet myślą naszą objąć nie mo­ ilościami, jak i przedziału pomiędzy jednościami w pierwotnych ilora­

zach a ilościami nieskończenie wielkiemi, nie można zapełnić ilościami skończonemi.

Sprobójmy teraz porównać wielkość jednego ziarnka piasku, mającego 1 milimetr średnicy, z bryłą tćj wielkości, co kula ziemska

średnicy kuli ziemskićj. . . 13000XmilioQ=13

miliar-dów, t. j. ilość wyrażającą się w 1 1 cyfrach. Że zaś objętości brył kulistych inają się do siebie jak sześciany z ich średnic, przeto: ob ję­

tość kuli ziemskićj tak się ma do objętości ziarnka piasku jak sześ­

cian z 13 miliardów = 2197 z 27 zerami—do jedności.

Odwrotnie więc: jeśli owo ziarnko piasku weźmiemy za jedno­

stkę miary, to kula ziemska zawierać ich będzie 2197 z 27 zerami i wyrazi się liczbą, złożoną z 31 cyfr.

Odniósłszy to do powyższćj tablicy cyfr, widzimy, że przez dopisanie w mianownikach przed 1 i 2 po 29 zer, otrzymamy w obu ilorazach jedność z 30 zerami, to jest liczbę z 31 cyfr złożoną i mogą­

cą wyrazić ilość ziarnek piasku mieszczących się w całćj kuli ziemskićj.

Napisawszy tu i tam podwójną ilość zer, otrzymamy z jednćj strony w mianowiikach: bryłki tak małe, że dla nich ziarnko piasku jest naszym globem; — a z drugiej strony w ilorazach: otrzymamy bryły tak wielkie, że dla nich nasz glob jest jednćm ziarnkiem piasku.

Są to już wielkości, o których trudno zdać sobie sp raw ę;— wy- myuają się już bowiem wszelkiemu porównaniu. Pisząc więc owe ze­

ra chociażby 1 godzinę dojdziemy już do liczb, których wielkość w po­

równaniu z jednością t. j. z owćm ziarnkiem piasku nie znajdzie odpo­

wiedniego sobie wyrazu w całym naszym systemie słonecznym. Sło­

wem: w szeregach tych łatwo jest pisać zera, ale już po godzinie pi­

sania, dają nam one liczby, o których wartości nie mamy pojęcia.

Wiemy tylko tyle, że wzajemne stosunki wielkości ilorazów i takićż stosunki małości mianowników, ciągle są sobie równe. Tak samo więc, jak w ilorazach nie można pomyślćć liczby, od którćj nie byłoby większćj przed nieskończonością; tak podobnież w mianownikach nie­

można pomyślćć ilości dość małćj, by niebyło jeszcze od nićj mniej- szćj przed dojściem do zera.

Podobnież każda podzielność materyi, ja k ą w dziedzinie nauk przyrodzonych o b s e r w o w a ć możemy, jest nieskończenie grubą w po­

równaniu z abstrakcyjną podzielnością powyższćj jednostki i dwójki.

Gdyż najdrobniejszy pyłek karminu rozpuszczonego w najmniejszćj przystępnćj naszym zmysłom cząsteczce wody; bo pojedyńczy atom naj­

subtelniejszego zapachu działający na zmysł powonienia; bo najdro­

bniejszy wymoczek mikroskopowy, pływający swobodnie przed zdzi- wionćm okiem spostrzegacza w pośród kropelki wody, zamkniętćj po­

między dwiema ściśniętemi płatkami szkła, a będący dla wymoczka niezmiernym oceanem; bo te wszystkie, najdrobniejsze ciała materyal- ne, jakie uzbrojonemi zmysłami obserwujemy, są jeszcze, w abstrak- cyjnćm pojęciu, niezmiernie wielkiemi bryłami, w porównaniu z te- mi, jakie jeszcze bliżćj granicy, to jest bliżćj zera, dają się pomy­

śleć. Są one tak wielkiemi, że ścisła nawet myśl nie znajduje żadnćj racyonalnćj przeszkody do porównania stosunku ich wielkości odnie­

sionych do innych, mniejszych jeszcze, dających się pomyśleć przed zerem, ze stosunkiem wielkiego naszego systemu słonecznego, odno­

śnie do jednego ziarnka piasku.

196 O GRANIC T

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1884, T. 2 (Stron 196-200)