uratował się podobnież od otruoia teraźniejszy biskup krakowski, Jan, sławny medyk, szczęśliwszy od kilku zmarłych spółtowarzyszów nieszczęścia.
Śród takiego pomroku nie dziw, że książęta, oto
czeni mnogimi nieprzyjaciółmi, źe dziedzice wydzie
ranej sobie od tylu spółzawodników wielkoksiążęcej korony Litwy, a między nimi zwłaszcza Jagiełło, mieli się na ostrożności. Przeróżne 6posoby trucia zmuszały do szukania bezpieczeństwa w również roz
licznych, nieraz cale dziwacznych środkach. Najzwy
klejszemu niebezpieczeństwu w kielichu biesiadnym zapobiegał Jagiełło, jak jego ojciec Olgierd, jego stryj Kiejstut, jego stryjeczny Witold, zupełną wstrzemię
źliwością od wszelkich trunków. Zapewne nierzadkie też podsuwanie trucizny w owocach zmierziło Jagielle jabłka, mogące przed podaniem przechodzić wiele rąk ludzkich. Tylko słodkie gruszki zajadał nasz Olgier- dowicz z ukradka, spotkawszy szczególnie dobry owoc tego rodzaju, nieprzeznaczony dla siebie, a tern samem pewniejszy. Chroniąc się przysmaku, albo naczynia zatrutego u stołu, zadziwiał on nieprzyjmowaniem półmisków, ani nożów, nawet bielizny i sukien, od kogokolwiek innego, oprócz dworzan, którzy mieli sobie to powierzone.
W ogólności nie należało dozwalać zawsze przy- Btępu lada komu. Konieczna zaś przezorność w wy
borze osób wyradzała niejako drugą konieczność — zbyteczne poleganie na pewnych wybranych raz po
wiernikach. Szkodliwa też skłonność ku podszeptom oszczerców i zauszników, przyczyna tylu w życiu u tra pień dla niego i dla inuych, to druga wada rozumo
wej niedojrzałości syna Julianny. Obiedwie: podejrzli
wość i chętne podstępcom ucho. przy pomocy nieo graniczonego samowładztwa W. książąt litewskich, wystarczyłyby do zrobienia kogo innego tyranem.
Tymczasem w życiu Jagiełły przeminęły oue lekkim cieniem domowym, be2 wpływu na losy rządzonych
ludów. Większego wpływu nie dopuściło im zacne s e r c e Jagiełły.
Obok ubóstwa rozumowego, jakież za to bogactwo serca! Przyznawa mu to sędzia raczej przeciwny, niż bezstronny, wchodzący w najdrobniejsze szczegóły jego życia. Wszystko, co ta opowiadamy o Jagielle, płynie z tak wiarogodnych, bo zgoła oziębłych dla niego ust. Owóż uderza naprzód w rozpieszczonym miłośniku spoczynku sama potęga namiętności. W szel
kie nałogi gnuśnego wychowania, wszelkie wpojone niem zasady moralnej leniwości Jagiełły, nie zdołały przeszkodzić temu, aby przy lada zdarzeniu nie za
grała w nim krew. Żądze zmysłowe aż nadto żywo bodły go do lat późnych. W nagłem wzburzeniu gnie
wu gotów był książę porwać własną ręką natręta i wtrącić go do turmy. „Ty do mnie z pergaminem, a ja do ciebie z dzidą!” odpowiadał on swoim pręd kim, grubym głosem Krzyżakom, gdy wreszcie nie stało mu cierpliwości. Z tej przyczyny powstrzymy
wano gę od osobistego udziału w podobnych konfe- rencyach, aby łatwo rozpłomieniona iskra namiętności, wbrew owym maksymom przyswojonego umiarkowania, nie rzuciła pożogi w rozgowory spokojne.
A jakże namiętnie oddawał się Jagiełło głównej życia swego rozkoszy, polowaniu! Pierwszy łowca swojego czasu, utapiał on w niem wszystkie swoje myśli, chęci, nadzieje! Nie było pory roku, lub życia, w którejby mu ono zobojętniało. W przerwie zwykłych zabaw myśliwskich, lubił W. książę przypatrywać się szczwaniu byków. Pobłażliwy we wszystkiem, nie przebaczał on żadnemu przewinieniu w rzeczach ło
wiectwa. „Myśliwiec od dziecięctwa”, pozostał 011 nim do zgrzybiałej starości. Jeszcze, jako 75-letni starzec, złamał Jagiełło nogę, goniąc w Białowiezkiej puszczy niedźwiedzia. Kiedy inni upadali na siłach, on dniem i nocą, nie czując mrozów i niepogody, przedzierał się przez śniegi, bagna, zarośla, skory do obsypania złotem znużonych towarzyszów, byle dotrzymali mu kroku. Nie mało też skarbów utonęło w ręku łowców
80 1
i psiarzy. Poważne osoby, obce ponętom zabawy l e śnej, sarkały nie bez zazdrości na szafowanie docho
dów publicznych ludziom niegodnym.
Wszakże nie brakło i godniejszym, gdyż serce książęce nie ograniczało się bynajmniej na zamiłowa
niu myśliwstwa. Poznawszy jego żywość namiętną, poznajmy je z innej strony. Zewsząd ono godne współ
czucia i chwały, niewzbraniauej mu nawet przez su rowych przygauiaczy łowiectwa. W dziecinnej szcze- rocie swojej nie znał Jagiełło cienia ,obłudy, „nie umiał ukryć niczego”. Urazy doznane szły dziwmie prędko w niepamięć. Komu innemu zaś wyrządzoną zniewagę, gdy nadeszła chwiła uznania winy, przebła- giwał książę ze łzami w oczach, na klęczkach. Co do jego miłosierdzia, dobroci, rzadkiej ludzkości, żaden chwalca nie mógłby przyznać mii więcej od onych osób poważnych, nieprzebaczających mu wady naj
mniejszej. Przeciw koniecznemu zwyczajowi władców dziczy litewskiej, zniewolonych panować krwawym postrachem, wzdrygał się Jagiełło wszelkiego przele
wu krwi. Jak mu łatwo było nagradzać, tak trudno karać. Ztąd najwinniejsi nierzadko otrzymywali p rze
baczenie; zwyciężeni mogli być pewni łaski.
Troskliwość dla wdów, sierot, ubogich, których sprawy książę zwyczajnie sam rozsądzał lub szcze
gólnej prawości sędziom poruczał, bywa mu osobną pochwałą pamiętana. „Z przed oblicza książęcego—
mniemał Jagiełło — nie powinien nikt odchodzić bez pociechy”. Choćby więc małym datkiem, choćby upo
minkiem w złotogłowiu, w suknie lub soli, żegnała zawsze łaska pańska poddanych. Wdowy, sieroty, biedni, odnosili dwójnasób. Pragnąc wzajemnych oznak przychylności i czci, przyjmował Jagiełło z upo
dobaniem podarki, acz najmniejsze, odpłacane nagro
dą „dwakroć większej wartości”.
Przypadkową lub umyślną gościnę u któregokol
wiek z panów możniejszych wywdzięczała darowizna sowita. Po każdych łowach zimowych rozsyłane by
wały nietylko panom, lecz i mniej zamożnym osobom 87
88
soloue upominki zwierzyny. Ponieważ zaś ośmieleni łaskawością poddani nieraz zbyt wielkich domagali się datków, przeto miewał Jagiełło zwyczaj dawać tylko połowę tego, o co proszono. Należy to do najpięk
niejszych rysów jego dobroci. Służy bowiem za do
wód, że ta chęć „pooieszania” ludzi nie płynęła ze ślepego pocliopu do rozdawnictwa, lecz rzeczywistej, świadomej swego celu ludzkości.
I nić były to jedyne zalety serca Jagiełłowego.
Nad pociechę codziennej dobrotliwości znało ono j e szcze wzruszenia wyższe, wspanialsze. Zaciągniętym obowiązkom dochowywał Jagiełło jak najsumienniej wiary, a uczyniona Krzyżakom obietnica przyjęcia chrześcijaństwa w ciągu lat czterech zapewne niepo
ślednio wpłynęła na jego teraźniejsze zamysły. „Wi
dok każdego szlachetnego czynu, czy to na wojnie, ozy w domu, rozgrzewał mu serce”, pobudzał do ra dości i pochwał, otwierał rękę do nagród. Pod jego okiem najwaleczniejsi stawali się jeszcze waleczniej
szymi, lada ciura skrzętnym i mężnym. „Ztąd p ra
wie wszystkie wojny Jagiełły miały niezwykłe powo
dzenie.
Co owa leniwość książęca zawiniła, to jego po- chop do ocenienia zasługi powetował. Zwłaszcza, iż kto raz zacnym czynem zwrócił oczy na siebie, ten już na długie lata zaskarbił sobie łaskę książęcą.
Tylko urazy szły w zapomnienie; przysługom nigdy nie wygasała wdzięczuość. Jakoż ta pamięć serca zdobi je niewymownie poważnym wdziękiem. To do
brotliwe serce ujmuje jeszcze niezwyczajną g ł ę b o k o ś c i ą uczucia. Oddając się jakiemukolwiek przy
wiązaniu, oddawało się ono c a ł e , na zawsze. Gdy losy późniejsze zniewoliły Jagiełłę spędzić drugą po
łowę życia zdała od Litwy-w stronach piękniejszych, wszelkie zalety i powaby tych nowych stron nie zdo
ła ły oziębić mu serca do ubogiej, rodzinnej Litwy.
Pieśń słowika litewskiego, droga mu ze wspomnień młodzieńczych, podsłućhywana w starości pod obcem niąbem, była ostatnią przyjemnością jego życia, po
89