• Nie Znaleziono Wyników

Jadwiga i Jagiełło 1374-1413 : opowiadanie historyczne. Cz. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Jadwiga i Jagiełło 1374-1413 : opowiadanie historyczne. Cz. 4"

Copied!
171
0
0

Pełen tekst

(1)

Karol Szajnocha.

v c5--- G * -

JADWIGA I JAGIEŁŁO

1 3 7 4 - 1 4 1 3

OPOWIADANIE HISTORYCZNE

z ¿MA— ± C zęść 1Y

-Tir-..."■— — --- z K v S i r : ( j i ) Z u i o U [ j

- A t * . //£ & .

EUSTACHEGO

W Ł O D A R C E y i C Z A . ( W A R S Z A W A

D R U K A R N IA

A. T. J E Z I E E S K I E O

47. N ow y-Ś w iat 47.

(2)

BIBLIOTEKA DZIEŁ W YBOROW YCH

W Y C H O D ZI OO T Y D Z IE Ń

w o b ję to śc i Jednego tom n.

w- -

W A RU N K I PR EN U M ERA TY

w W A R S Z A W IE : Z p r z e s y łk ą pooztow .,;

Rocznie . . (52 tumy) rs. 10 ) fl0CHr,ie . . (52 łomy) rs. 12

Półrocznie (26 tomom) „ 5 < „ . ^ c

e h! i i / 1 o i „ , ( Półrocznie (26 tomoui) „ 6

KmartalnR03 tomom) „ 2 Hop. 50 <

Za o d n o s z e n ie d o d o m u 1 5 k o p . k w . \ A^analnie (J3 lOlTlOto)) ,, 3 Cena każdego tomu 25 kop., w oprawie 40 kop.

DOPŁATA ZA OPRAWĘ:

R o c z n ie . , (za o2 to m y ) . . ca. Q k o p . - P ó łr o c z n ie , (z a 28 to m ó w ) . . . 8 K w a r ta ln ie (z a 18 to m ó w ) . . „ I „ 6 0 Zh z m ia n ę a d r e s u n a p ro w in o y i d o p ł a c a się a o k ó p .

R E D A K T O R I W Y D A W C A

Franc. Jul. Granowski.

;

R e d a k o y a i A d m in is tr a c y a : W a r s z a w a , N o w y -Ś w ia t 4,7.—T e le fo n u 1070.

w e L w o w ie P la c M a r y a c k i L 4.

D r u k a r n ia A. T . Jftz ie rsk ieję o , N o w y -Ś w ia t 47.

(3)
(4)

% ( w ) .O S ’ ®)2<Í */

ffr£¡k=

feftUOTBi: $o3Bo.ieuo Hensypoio.

; ///B a p m a B a 13 tëeBpajui 1902 roxa.

W YDANO Z D 'J’ALETÖW E ib lib tílíl Marodowfi!

(5)

(£/,./ ii. j/fj~fi lAWT-Wti

/ l - T5o3i2

JiL

" s]v/x%<}£

JADWIGA I JAGIEŁŁO.

V

(6)

X I I . K O R O N A C Y A , K R A K Ó W .

O b r z ę d k o r o n a c y j n y . Mi a s t o i m i e s z c z a ń s t w o krakow skie.—Urzędy miejskie. —Cudzoziomezyzna.—W ielka ludność.— Dworki szlacheckie.— Mieszczaństwo przeciw szlachcie i duchowieństwu.—Młodzieńczość miasta. —„Bo g a- czo i U b o d z y “. —Rozliczność i obyczaje cechów. —Stan kupiecki. — S t o s u n k i i d r o g i h a n d l o w o .—T rakt b a ł­

tycki.—Miedź i su k n ap o lsk ie.—T rakt w schodni.- Czerwiec! — T rakt w rocław ski.—Hansa — Moneta—W eksle.—Procenty Szalbierstwo.—Żydzi krakow scy.-Zam ożność i wykwintuość.

—P o ż y c i e d o m o w o mi o s z c z a n .—Strój zbytkowy.—Ła­

kocie.—Wygody.—Rozrywki.—K uglarze.-Z am iłow anie w m u­

zyce.—Zabawy mężczyzn i kobiet. W esela.—Rękawka i K o­

nik.—Miłosierność i w ojenność.—W ędrowność mieszczan.—

Kopernikowie.—P i o r w s z o c z y n n o ś c i J a d w i g i . —D o ­ kum enty.— Pundacyo.—Nabożoństwo powszóchno do M. Bo­

skiej.—Czasy łaski. —Zabytki czci Bogarodzicy.—K lasztor Paulinów na Jasnej Górze. —R o z s ł a w i o n i e si ę C z ę ­ s t o o li o w y .—Pielgrzym ki jubileuszowe. — Miejsca cudo­

wne. Wizye. Polityka.

O ile p rzy jazd Jadw igi długo o dw lekał się, o ty le sp ieszy ły te ra z dalsze jego n astę p stw a . Z aled w ie J a ­ dw iga w ypoczęła z podróży, przystąpiono do koroha- cyi. Nie było ju ż żadnej w ątpliw ości co do m ie jsc a tego obrzędu. Po upadku w ielkopolszczyzuy z n ik n ę ła dla G niezna w szelk a n a d zieja koronacyjnego p rz e d K rakow em p ierw szeń stw a . K oronow any w K rakow ie k ró l nie p o trzebow ał ju ż lęk ać się, aby, ja k niegdyś K azim ierza W., tylko ,,k ra k o w sk im ” nazyw ano go k ró ­ lem . Jakoż, o d ra c z a jąc na później sp raw ę zaślu b ien ia

(7)

Jad w ig i, postanow iono przed ew szy stk iem ukoronow ać ją w K rakow ie i,, podobnie 'jak się stało z je j sio strą w W ęgrzech, u k o ro n o w ać j ą pod m ęzkiem m ianem ,,k ró la ” p o lsk ieg o .

B rakow ało w praw dzie m ęzkiej ku tem u korony B olesław ów , k tó rą k ró l L udw ik po ko ro n acy i uw iózł z sobą do W ęgier, a której n aw et J a d w ig a nie p rzy ­ w iozła do Polski, lecz g o rą c a chęć panów polskich u z u p e łn iła w szelki niedostatek c e re m o n ijn y . Uznano d aw n ą koronę żeń sk ą, słu ż ą c ą do k o ro n o w an ia m a ł­

żonek królew skich, a przeto bez obaw y p o zo staw io n ą n ieg d y ś przez L u d w ik a w sk arb cu k rak o w sk im , za cale dostateczną do w ażności koronacyi k r ó l a p o l­

skiego. Tem ci m niej chciano czekać, aż n ied aw n e uszczerbki p ań stw a, osobliw ie zaś opanow ane p rzez Z iem ow ita zam ki kujaw skie, pow rócą napowrót- koronie.

O dbył się te ra ź n ie jszy obrzęd k oronacyjny ju ż w k ilk a dni po p rzybyciu m łodej królow ej, ja k się zdaje, w sam dzień św. Jadw igi, w niedzielę, 15 p aździernika.

Z grom adzili się dnia tego z ra n a w zam ku k r a ­ kow skim w szyscy dostojnicy koronni, n a jp rz e d n ie jsi panow ie św ieccy i w szelkie obecne w K rakow ie d u ­ chow ieństw o. W niem ałej jeg o liczbie o d zn aczał się p rzy b y ły z W ęgier przew odnik i d oradca Jadw igi, arc y b isk u p stry g o u sk i i le g a t p a p iesk i w P o lsce, k a r ­ d y n ał D y m itr, , m a ją c y w sw ojem to w arzy stw ie cza- nadzkiego b isk u p a Jau a. D uchow ieństw u polskiem u przodkow ali: arcy b isk u p g n ieźn ień sk i B odzanta i „m a­

ły b isk u p ” krak o w sk i J a n Radlica.

Po zm ów ieniu m odlitw y w stępnej i pokropieniu Jadw igi w odą św ięconą w y ru szy ł dw ór cały w u ro ­ czystym pochodzie ku poblizkiej k ated rze. P rzodem ciąg n ęli panow ie i Bzlachta św iecka, za nim i p an o ­ w ie duchow ni: opaci z p a sto ra ła m i w infułach, b i­

skupi w szatac h pontyfikalnych, arcy b isk u p polski z arcy b isk u p em -k ard y n ałem w ęgierskim . Po n ich po­

stępow ali d y g n itarze koronni z insygniam i w ład zy k ró ­ le w sk iej. Koronę n ió sł zw yczajnie k a sz telan kra- 6

(8)

kow ski, berło w ojew oda krakow ski, ja b łk o i s z c z e r­

biec inni w ojew odow ie. T e ra z w szystkie te k lejn o ty spoczyw ały w skarb cu w ęgierskim , a p rzed Ja d w ig ą chyba ja k ie ś in n e dzierżono znaki.

Tuż z a tem i godłam i, pod baldachim em z ło ci­

stym , przez resztę panów i urzędników trzym anym , sz ła cztern a sto le tn ia królow a w stro ju koronacyjnym , w ka p ła ń sk iej albie, tunice, dalm atyce, w san d ałach złocistych, w kapie, czyli płaszczu królew skim , z roz- puszczonem i w łosam i. Przy boku m łodocianej k ró lo ­ w ej znajdow ało się k ilk a niew iast dostojnych, m ian o ­ w icie je d n a i d ruga z k sie ń i p rz e o ry sz e k k rak o w ­ skich. T ow arzyszyły w reszcie orszakow i k o ro n a c y j­

nem u tłu m y dw orzan i szlachty z zapalonem i św ie­

cam i, a zam ykało go liczne grono tręb ac zy i fletni- stów , p rzy g ry w ający ch ochoczo pochodow i.

Z w ejściem do kościoła, gdzie w pośrodku n a podniesieniu ustaw iony był tro n k rólew ski, zło ­ żono in sy g n ia kró lew sk ie na o łtarzu . Królow a, o to ­ czona o rszakiem dw orskim , p ozostała u stopni tronu.

R ozpoczęła się m sza św ięta. P rz e d odczytaniem E w an­

g elii p rz y s tą p iła k ró lo w a do o łtarza. A rcybiskup z a p y ta ł ją , czy chce zachow yw ać w szystkie praw a, swobody i p rzy w ileje narodu? Odpowiedź królow ej:

„Chcę, tak mi Boże dopom óż!” m iała w agę przy sięg i.

P oezem u k lę k ła Jadw iga, a arcybiskup w O leju św.

u m aczał paleo w ielki, aby nam aścić krzyże i praw e ram ię królow ej. Z astosow ana do tego suknia k o ro n a­

cyjna o dchyliła się z ła tw o śc ią dokoła ram ion.

Skończyw szy tę cerem onię, w ziął arcybiskup koronę z o łta rz a i w ło ży ł j ą na sk ro n ie Jad w ig i. Za­

g rz m ia ły w szystkie trą b y i fletnie, w zniósł się stu- głośny o krzyk n a cześć nowej królow ej. Po o d c z y ta ­ niu E w angelii odprow adzono ją napow rót do tronu, uśoie- lonego z kosztow nych złotogłow iów , gdzie Jad w ig a usiadła. Aby ciężka, dużem i kam ieniam i w ysadzona korona nie g n io tła zbyt długo skroni dziew iczych, podnieśli j ą dwaj dostojnicy koronni nieco w pow ie-

(9)

8

trze i trzym ali j ą ta k przez c a ły czas ponad głow ą.

J a k podów czas w kościele k ated raln y m , ta k dziś p rzed oczym a uaszem i siedzi Jad w ig a w o k azało ści królew skiej na rze źb ie w ielkich pieczęci m a je s ta ­ tycznych. W idzimy tam w bardzo m iste rn e j robocie, n a tro n ie w k sz tałcie gotycko rzeźbionego ołtarza, o dw óch szeroko ro z w a rty c h podw ojach, czyli niżach te jż e sam ej stru k tu ry , m łodocianą, w yniosłą p ostać dziew iczą. Pod rozsłonionym p łaszczem królew skim ry su je się sm u k ła kibić w obcisłym , aż pod szyję zapiętym stro ju . W ysoka korona n a głow ie osobli­

w szym u d erza k ształtem . S k ład a się ona naprzód z szero k iej, kam ieniam i w ysadzanej obrączki, z któ­

re j w ysokiem i łodygi w y strz e la ją dokoła lilie ro z ­ kw itłe. Pom iędzy k ażd ą p a rą kw iatów tk w i n iższy p ręc ik liliow y, zakończony pączkiem zam kniętym . R ozłożyste kielichy w yższych lilij unoszą się ponad niem i nadobnym w ieńcem u góry.

Je stto może owo „liliam i ozdobne” u b ra n ie głow y, k tó re sła w n a babka E lżb ieta z a p isa ła testam en tem Jadw idze. Z pod korony sp ły w a ją dokoła w edług francuzkiej onego czasu m ody długie szero k ie w stęgi.

P ra w a rę k a trzy m a w ysokie b erło, ro z k w ita ją c e p o ­ dobnież liliow ym w górze kielichem . W niżach z p r a ­ w a i z lew a sto ją dw aj aniołow ie. O bocza i podnóża tronu ozdobione s ą h erb am i głów nych ziem polskich.

W iszą takie w izerunki pieczęciow e u pergam inów n a jed w ab iu zielonym i czerw onym .

W dalszym ciągu m szy, przy Offertorium, z s tą ­

p iła królow a z tro n u i w szczero zło tem naczyniu z ło ż y ła chleb i wino w ofierze n a ołtarzu. Za p rz y ­ k ład em królow ej każdy z panów ofiarow ał co ła sk ą . Poezem , w róciw szy zuow uż n a tron, p o zo stała tam Ja d w ig a aż do K om unii k a p ła ń sk ie j. W tedy u d a ła się jeszc ze ra z do o łta rz a i u k lęknąw szy w p o k o ­ rze, p rz y ję ła Ciało i K rew P a ń sk ą . B ył to ostatni akt cerem onii kościelnej. W zakończeniu ozw ał się zno-

(10)

9

w uż gw arny chór trą b i fletni. P rzy ich ciągłym od­

głosie w ró cił cały orszak koronacyjny tym sam ym p o rząd k iem w b ram y zam kow e. C zekała tam w sz y st­

kich św ietna w obecności królow ej uczta. Jad w ig a z a sia d ła przy niej n a przygotow anym u stołu tro n ie.

Goście chw alili sobie w ,ta k im ra z ie nad w szystko

„obfitość w ina i r y b ”.

Czem się obrzęd koron acy jn y w K rakow ie ró ż ­ n ił od podobnych obrzędów zagranicznych, to chyba tem , iż s ta n m iejsk i żadnego nie m iew ał w nim u d zia­

łu. Gdy zag ra n icą sam i królow ie pow oływ ali m ie sz ­ czan do sp ó łu c zestn ictw a w tym akcie, u Polaków tylko św ieccy i duchow ni panow ie, ja k b y w yłącznie dla siebie, koronow ali k róla nowego. Dopiero n a ­ zaju trz u d aw ał się ukoronow any król w pośrodek m iasta n a rynek, i tam p rzed ra tu szem , tym stołecznym zam kiem m ieszczaństw a, o d b ierał hołd i przysięgę w ierności m iejsk iej. M usiała też i Ja d w ig a dopełnić tego „staro ży tn eg o zw y cza ju ”.

W okazałym pochodzie, w stro ju królew skim , objechaw szy głów ny plac m iasta, zasiadła m łoda k r ó ­ low a na tro n ie p rz e d ratu szem , gdzie u d erzy li czo­

łe m p rzed n ią burm istrz, dw udziestu czterech rajcó w czyli konsulów apostolskich, grono je d e n a stu sędziów - ław n ik ó w z dw unastym w ójtem n a czele, i w szy stk a w reszcie pospólność m iejska, w iedziona p rze z swoich

„ sta rsz y c h ”, których byw ało do czterdziestu. Jak o p ie rw ­ sz ą oznakę ła sk i otrzym yw ali m ieszczanie zw ykle p o ­ tw ierd zen ie daw nych przyw ilejów i praw . Jad w id ze zaś n a strę c z a ła ta scen a hołdu pierw szy widok w łaści­

wego w n ętrza stolicy, ta k odm iennem od re sz ty Polski napełnionego życiem , ta k różnego od niej sw oim gw arem , stro jem i obyczajem . Aby je poznać, opuścim y na ja k iś czas n aszą królow ę, p o w ra cającą ze sw oim szlach eck im i k a p ła ń sk im dw orem na zam ek, i pozostaw szy w pośród tłum u m iejskiego, obejrzym y się po ów czesnym K rakow ie, w śc iślejszem je g o z n a ­ czeniu, t. j. w obrębie m urów g ł ó w n e g o m iasta.

(11)

10

N aprzód w p a d a ją nam w oczy budynki. W tej m ierze K raków za dni Jadw igi nie różni się zby­

tecznie od K rakow a czasów późniejszych. Na tym sam ym ry n k u w znoszą się też sam e gm achy, w sz y st­

kim z w iększych m iast m agdeburskich w łaściw e. Był to ra tu sz z izbą sądow ą, ze sk arb cem przyw ilejów i aktów m iejskich, z podziem iem to rtu r p ra w a m a ­ gdeburskiego. Obok ra tu sz a — ogrom ne Sukiennice, dw ojakiego pierw otnie przeznaczenia. W sw ojej d o l­

nej, w ew n ętrzn ej części były one m iejscem postrzy- gania i sp rzed aży najpow szedniejszego z ów czesnych tow arów — sukna, w g ó r n e j tak zw anym sm atru - zem, czyli b azarem kupieckim , d o o k o ł a zaś gm achu zew n ątrz zbiorem kram ów „b o g aty ch ” i u b ogich”.

P od kram am i „bo g atem i” rozum iano k ram y kupieckie, pod „ubogiem i” rzem ieślnicze; kupiectw o bowiem z w a ­ ło się z urzędu stanem „b o g aty m ”, rzem ieśln icy zaś m ieli nazw ę „ubogich” . Opodal od Sukiennic, około starożytnego kościoła św. W ojciecha, stoi rów nież w ielki budynek — w aga, źródło bardzo znacznego dochodu dla m iasta. W edług daw nych bow iem p ra w i zw yczajów , m u siały w szy stk ie przez K raków p rz e ­ chodzące tow ary byó w przódy w ystaw ione w S u k ie n ­ nicach na „ sk ła d z ie ” m iejskim , a nim to sta ć się m ogło, sz e d ł każdy tow ar, za dość zn a czn ą o p łatą, na w agę m iejską.

D alej za kościółkiem św. W ojciecha p iętrzy się w sp an iały kościół parafialny M aryi P an n y , z p rzy b o ­ czną k ap licą św. B arbary, jesz c z e nie ukończoną.

G łów nem i osobliw ościam i nowej budow y kościelnej — w ieżyca niebotyczna, cudnie m alow ane okna i żelazne u w n ijścia kuny, t. j. p rzy k u te na łańcuchu do ścian obręcze, w których, daw nym m agdeburskim zw y c z a ­ jem , w ystaw iano n a obelgę p u bliczną w ystępców i wy- stępczynie pom niejsze, ja k np. opilców, kłótników i t. p. W sze reg u o taczający ch ry n e k kam ienic zna- chodzim y n iejed en z budynków po dziś d zień istn ie ­ jący ch , ja k np. sła w n ą kam ienicę W ierzynków i dom

(12)

11 pod B aranam i, znane je sz cze z czasów K azim ierza W.

Podobnież znane s ą już w tedy w szystkie p raw ie u lice z ry n k u na poblizkie p rzedm ieścia, ja k np. G rodzka, Żydow ska, Szw iecka, F lo ry ań sk a, M ikołajska, Sienna, B racka, czyli B osacka i' t. d.

Tem i ulioam i wychodzi się w p rz y le g łe części m iasta, czyli jego cztery viertle albo kw a rtały , t. j.

g r o d z k i ku zam kow i z południa, g a r n c a r s k i n a zachód ku ulicom Żydow skiej i S zw ieckiej, r z e- ż n i c z y ku północy w pobliżu ulicy F lo ry a ń sk ie j, s ł a w k o w s k i d alej ua północ i ku wschodowi.

Różne m iejscow ości tych firtlów m ają odrębne n a ­ zwy, ja k np. Okol, czyli południow y z a k ą t m ia sta pod zam kiem , brzm iący ustaw icznym ło sk o tem osiadłej tu zg rai k o tlarzy , i Grunda, p rzy le g ła m n iejszem u z a m ­ kowi, czyli G ródkowi. N ajokazalszem i zaś gm acham i, jak ie, oprócz tegoż zam ku m niejszego, w znoszą się w n ajlu d n iejszej części m iasta m iędzy w ielkim za m ­ kiem a ry n k iem , są dw a starożytne, ry w alizu jące z sobą k lasztory: F r a n c i s z k a ń s k i , c z y li,ja k go w ów czas zw ano, „b o sack i”, leżący bliżej zam ku w ie l­

kiego, po lew ej stronie ulicy G rodzkiej, i klasztor D o m i n i k a ń s k i , zw any w ów czas k laszto rem „ P a ­ w łó w ”, zajm ujący szero k ą p rz e strz e ń z p rzeciw k a ku Gródkowi.

Z resztą, okrom w ielu kościołów w e w szystkich stro n ach m iasta, nie brak onych osobliw ie w tej n ie ­ w ielkiej, n ajludniejszej dzielnicy, m iędzy owemi dw o­

m a klaszto ram i a zam kiem . S toją tu kościoły św . P iotra, M arcina, Idziego, tuż pod zam kiem ; św. Mi­

ch a ła i Jerzeg o na zam ku, a staro ży tn y pom iędzy niem i kościół św. J ę d rz e ja , g rubej w arow nej budowy, i często przeto daw niejszem i czasy za tw ierd zę uży­

w any, sam za trzeci w razie potrzeby uchodził zam ek.

W ogólności ju ż za czasów K azim ierza W. liczono w K rakow ie przeszło 24 kościoły. P rz y każdym z n a jd o w a ła się w iększa lub m n ie jsz a szkoła. Z nie- któ rem i łą c z y ły się szp itale. Obok szkół i szpitalów

(13)

12

dym iły się rów nież użyteczne a ta k ulubione podów­

czas ła źn ie, których niekiedy po kilka naraz p rz y ­ znaw ali królow ie w darze m ieszczanom .

K ażdy z tych duchow nych, szkolnych, d o b ro ­ czynnych i san ita rn y c h zakładów m iejsk ich słu ż y ł pospolicie osobnej k lasie ludności. In n ą ulicę do m ieszkania, bram ę do strz e ż e n ia, n aw e t św iątynię lub pew ny odrębny o łtarz w św iąty n i do n ab o ż eń ­ stw a m iało k ażd e pojedyncze rzem iosło. T en z a s a ­ dniczy śred n ich w ieków obyczaj odosobniania ludzi n ad a w a ł każdej stro n ie m iasta p e w n ą odm ienną barw ę.

To przyczyniało się do m alow uiczości ogółu m iasta, a ju ż w w ydaw anych przez K azim ierza W. ro zp o rzą­

dzeniach, „ab y p lace m iejsk ie nie o szp ecały się b u ­ dynkam i n iep o rz ą d n e m i”, p rz e b ija ła p o trz e b a ozdo- bności zew nętrzueej.

Mimo tego, nie w idać je sz c z e śladów ośw ietle- , nia ulic z w ieczora, a nader n iedostateczny bruk nie zarad zał obfitości błota, n a k tó rą je sz c z e w dw ieście lat później uty sk iw ali w K rakow ie goście ze sfer p o ­ łudniow ych. T eraz, je ż e li m iano u ży tek zrobić z k a ­ m ienia, w olało m ieszczaństw o użyć go do pow iększe­

n ia m urów około m iasta. Od lat w ielu pracow ano ciąg le n a d niem i. P rz y k ła d a ł się do tego L eszek C zarny, król W acław , K azim ierz W. Z tern w szyst- kiem daleko jeszcze było do zupełnego obm urow ania stolicy, w ym agającego znacznych kosztów, którem i m ieszczanie p rag n ęli podzielić się kiedyś ze sk arb e m królew skim .

Co do osiedlonej w ty ch m urach ludności, ta.

w yróżniała się od innych w ielkich m iast m ag d eb u r­

skich osobliw ie sw oją n ierów nie m n ie jszą sam ow ła- dnością. P odczas gdy pierw otne stolice m agdeburskie pod sw oim i w ó j t a m i, t. j. sędziam i, w rzec zy zaś dziedzicznym i naczelnikam i obyw atelstw a i praw ie z u ­ pełnym i p an am i m iasta, nieograniczonej w ew nątrz u ży­

w ały niezaw isłości, w K rakow ie, szczególnym zbiegiem w ypadków , m ianow icie sk u tk ie m stanow czego w dzie-

(14)

13 ja cb krakow skich buntu w ó jta A lberta, sp rę ż y sty

urząd w ójciński z przydanem sobie gronom ław ników u tra c ił sw oje pierw szeń stw o na korzyść podrzędnego dotychczas urzęd u r a d z i e c k i e g o , a te n przez oddanie corocznego w yboru ra jcó w w rę c e w ojew o­

dów k rólew skich u le g ł w raz z całem m iastem w p ły ­ wowi najw yższej w ładzy k rajow ej. Poniew aż bow iem w szystkie głów ne zw ierzchności m iejskie, jako to u rz ą d burm istrzów , czyli przełożonych najw yższej rad y m iejskiej, w ybieranych z pom iędzy n o w y c h rajców , i urząd ław ników , czyli sędziów m iejskich, obsadzany zw yczajnie członkam i d a w n e j ra d y , w ypływ ały z k o ła konsulatu m iejskiego, przeto, uczyniw szy w y ­ bór konsulów zależnym od w oli w ojew odów k ra jo ­ w ych, o g a rn ę ła w ład za k ró lew sk a w szy stk ie sprężyny ta k potężnego podów czas w całej E uropie życia m iej­

skiego. W ójtow stw o, zaszczycone godnością przew o- , dniezenia trybunałow i ław ników i zaw sze jeszcze dziedziozne, p o stra d a ło w szelkiej politycznej p rz e w a ­ gi. R ep u b lik ań sk a organizacya w ielkich ów czesnych m iast i połączo n a z n ią n ad zieja ta k bujnego w zrostu K rak o w a, ja k tego spodziew ać się kazały m a g d eb u r­

ska sam ow ładność i teutoński m onopolizm w szystkich polsko-niem ieckich m iast onej daty, p o n io sła u sz c z e r­

bek nienagrodzony. Ów zam ek „ m n ie jsz y ”, k tó ry niegdyś u M ikołajskiej b ram y zagroził m iastu , s t a ­ w a ł się od roku do roku m niej potrzebnym , i g asł te ż rzeczyw iście coraz w ięcej w pam ięci ludzkiej.

W pow szechnem od la t kilkudziesięciu ro z b u ­ dzeniu się narodow ości krajow ej zniknęło już n i e- b e z p i e c z e ń s t w o tych przyczyn, k tó re w y w o ła­

ły grozę zam ku m niejszego; n ie z n ik n ą ł atoli ciąg le jesz cze obecny, tylko ju ż nieszkodliw y ic h " w ; d o k.

Owszem , b y ł on jeszcze n a d e r ja sk raw y m i p rz e d sta ­ w ia nam K raków ów czesny w cale oryginalnych r y ­ sach. Są tem i przyczynam i: te ra ź n ie jsza c u d z o - z i e m c z y z n a K rak o w a i n iep ro p o rcy o n a ln a w i e l ­

k o ś ć m iast średniow iecznych.

(15)

14

O cudzoziem czym c h a ra k te rz e K rakow a p rz e k o ­ nywa najp o b ieżn iejszy rz u t oka n a jeg o w łaściw ą lu ­ dność m iejską. S k ład a się ona z sam ych praw ie te u - tońskich nazw isk, m ówi p ra w ie w y łączn ie po niem ie­

cku, słu ch a niem ieckiego u P an n y M aryi kazania, u k ła d a w tym ję zy k u w szy stk ie zabytki pisem ne, np.

a k ta sądow e, w szelkie zapiski m iejsk ie i t. p., żyje w reszcie obyczajem m ieszczan niem ieckich.

Nie zaw sze ato li było tak w dotychczasow ym K rakow ie. Liczy się to dopiero od n o w e j fundacyi K rakow a po zburzeniu m iasta i w yludnieniu k ra ju p rze z T atarów . D aw niejszy K raków , K raków p ie rw ­ szych czasów piastow skich, m ia ł w cale odm ienną po­

stać. T e n był całkow icie słow iańskim , polskim . Mi­

mo sw oje drew niane po n ajw ięk szej części budynki, p o sia d a ł on znaczn ą ludność, zw yczajne u rz ęd y m ie j­

skie, ra d ę ta k zw anych „ k o n s u l ó w ” m iejskich, 0 w iele w cześn iejszy ch od późniejszego konsulatu m agdeburskiego. W tedy, stosow nie do staropolskiego zw yczaju szeroko ro z p o sta rty ch siedzib, zadziw iał K ra ­ ków ro zleg ło ścią sw ych gran ic m iejskich, liczb ą sw o­

ich placów targow ych, zielenią sw oich pom iędzy te- miż placam i, budynkam i i dw oram i kw itnących sadów 1 ogrodów szerokich. Z tego też czasu pochodzą liczn e je sz c z e w m ieście za dni Jad w ig i dw ory i p o ­ siadłości szlacheckie. M ieszkańcy tych dworów, d o ­ stojnicy ow ych urzędów konsularnych, m ów ią tylko po polsku. W głów nym podów czas k ościele m iejskim , u św. T rójcy, a po oddaniu św. T rójcy zakonow i D om inikańskiem u u P. Maryi, o d p raw iają księża n a ­ bożeństw o w języku polskim . Techniczne w yrazy starożytnego g órnictw a w blizkiej W ieliczce, p rz y tłu ­ m ione później narostem term inologii niem ieckiej, b rzm ią pierw o tn ie po polsku. K raków nie w ie, co niem czyzna.

W szakże od zupełnej zagłady m ia sta p rzez T a ­ tarów , od w yplenionej p rzez nich ju ż to ja sy re m , już m ieczem ludności okolicznej, od ro zbieźenia się r e ­

(16)

szty mieszkańców po różnych stronach świata, wszy­

stko inny przybrało widok. P o w t ó r n a fundacya Krakowa przez Bolesława Wstydliwego oparła się głównie na nowoprzybyłych osadnikach niemieckich.

Ci przedewszystkiem znienacka ścieśniają obręb miasta, kupią się teutońskim obyczajem wokoło ryn­

ku, wprowadzają język i zwyczaje teutońskie. W ra ­ tuszu, w smatruzie, po kramach, w głównym koście­

le u P. Maryi—wszędzie słyszysz sądy, targi i kaza­

nia niemieckie. Polski język brzmi chyba w dawnych dworach szlacheckich lub na odleglejszych, pozamiej­

skich targach zbożowych.

Skutkiem koniecznej mieszaniny obudwóch języ­

ków przechodziły z języka polskiego w język nie­

miecki tytuły panujących dostojeństw krajowych, wy­

razy przywiązauia do polskiej matki, nazwy przyję­

tych od ludności polskiej rodzajów uczt dorywczych—

z języka niemieckiego w polski przedewszystkiem miana Btrojów i gmachów miejskich. W ten sposób Polacy przyswoili sobie smatruzy, cekauzy, rańtuchy, oberóachy niemieckie Niemcy zaś mawiali meine Hebe matken, lierr krakischer podsendek, kein snadeyn (żadne śniadanie). Przeważał jednak wpływ obczyzny, a gdy jeszcze w kilkadziesiąt lat po Jadwidze zapytał ktoś za granicą, jakiem też właściwie miastem, polskiem- li czy niemieckiem jest Kraków, dochodziła go od wieloletniego wychowanka stolicy nadwiślańskiej od­

powiedź następująca: „Mogę cię upewnić, źe lubo w Krakowie mówią po polsku i po niemiecku, Niem­

cy przecież górują. Kaznodzieje niemieccy miewają kazania w głównym parafialnym kościele, kaznodzieje polscy w przybocznej kaplicy i na cmentarzu. Toż samo dzieje się w Koszycach i w Budzie na Wę­

grzech...” Za czasów' przyjścia Jadwigi działo się to w sposób jeszcze bardziej rażący. Nie dziw więc, że najwyższa władza krajowa nie mogła dozwolić miastu zupełnej samowładności.

Druga tego przyczyna, wielkość, ludność i we-

IB

(17)

16

wnętrzna potęga miasta, była wszystkim ówczesnym krajom właściwą. Średnie wieki, jako pora młodszej, nieudoskonalonej organizacyi społecznej, przedstawia­

ją osobliwsze widowisko najwszechstronniejszych prze­

ciwieństw i sprzeczności pozornych. Są to czasy cie­

mnoty, a pojedyncze szkoły uczone mają daleko wię­

kszą liczbę uczniów, niż dziś. Są to czasy ubóstwa, a odzież ludzka świeci powszechnie trudnym do uwie­

rzenia przepychem, wystawiającym na widok całe mie­

nie właścicielów. W podobnym też stosunku im rzad­

szą, im niejednostajniejszą bywała ludność siół, kra­

ju wogóle, tern tłumniejszy mieszkaniec cisnął się w miejsca niektóre, w miasta stołeczne.

Ztąd nawet w krajach, gdzie stan miast nie po­

gorszył się później, miewały komuny ówczesne wię­

kszą niż dzisiaj ludność. Toż samo wiemy ze wspo­

mnień i zabytków miejscowych o wielu dawniejszych miastach polskich, jak np. o Sandomierzu, Bydgo­

szczy, Kruszwicy i t. d. Toż samo należy rozumieć 0 Krakowie. Ścieśniony obręb jego nowej fundacyi wrzał nadzwyczajnie tłumną ludnością. W czasie po­

wietrza z r. 1350 umarło w Krakowie do 20,000 lu­

dzi. Nie jest to liczba przesadna. Zgadza się ona z dokładnemi wiadomościami, jakie pozostały o podo- bnyehże klęskach miast innych, a według których z tejże samej przyczyny utracił Gdańsk podówczas ludzi 13,000. Toruń 4,000, Elbląg 6,000. Królewiec 8,000. W Krakowie ubytek owych 20,000 mieszkań­

ców nie sprawił żadnej wiadomej nam różnicy w za­

ludnieniu. Wynagrodził go wkrótce napływ nowych zewsząd przybyszów.

Ze wszystkich bowiem stron tuliło miasto gości w swem łonie. Oprócz pierwotnej ludności polskiej, oprócz Niemców, oprócz gęsto za króla Ludwika osiedlającyob się Węgrów, mieszkali w Krakowie, we­

dług świadectw dokumentowych, owszem należeli do pełnienia niepoślednich funkcyj publicznych Kusini 1 Tatarzy, reprezentanci bogatego handlu ze wscho-

(18)

17

dem, utrzymującego wówczas tylu tatarskich kupców we Lwowie. Ileż nadto żydów, ile wreszcie niestałej włóczącej się ludności miast tamtoczesuych powiększa­

ło tłum miejski! Widziałeś w nim wszystkie narodo­

wości i stany: gęstą szlachtę krajową i kupców za­

granicznych, „bogatych” kupców miejscowych i „ubo­

gą” bracię rzemiosła; widziałeś ludzi świeckich i nad­

miar osób duchownych.

Owszem, tych ostatnich było w Krakowie sto­

sunkowo najwięcej. Niezwyczajna ich mnogość wy­

dawała się podróżnikom zagranicznym od najwcze­

śniejszych aż do późniejszych czasów charakterysty­

czną cechą Krakowa. Zacząwszy od wędrownego kup­

ca Araba w XII wieku, aż do podróżnego żywociarza, św. Jana Kapistrana, w w. XV słynie Kraków u wszyst­

kich dziwną mnogością swoich uczonych i uczących się, a wiadomo, iż w średnich wiekach mnogość uczo­

nych była to muogośó duchownych. Za czasów J a ­ dwigi zbytnia obfitość księży i idące za tem owładnię­

cie przez nich nazbyt wielu obowiązków społecznych, jak mianowicie opiekuństwa nad małoletniemi, zagro­

ziły miastu niemałą szkodą. Przy wszystkich ucztach miejskich, ograniczanych ustawami co do ilości spół- biesiadników, osoby duchowne należały do liczby go­

ści, których nie godziło się liczyć. Dla tej to mno­

gości księży, przechodzącej bezwątpienia stosunkową mnogość kościołów, nazywano Kraków oddawna „dru­

gim Rzymem.”

Chcąc zaś obaczyć, jak się miały do siebie cy­

fry różnostanowej ludności w Krakowie, można uwzglę­

dnić obliczenie z czasów późniejszych, niewiele zape­

wne odbiegające od istoty rzeczy za dni Jadwigi. Otóż bywało później w Krakowie po 1344 kamienic i dwor­

ków mieszczańskich 048 duchownych, 146 szlache­

ckich. Obecnie stosunkowa ilość tych ostatnich mu­

siała być nieco większą. Prawie wszyscy bowiem te- gocześni panowie możni, jak np. młody nasz wojewo­

da krakowski, Spytko z Melsztyna, syn starego ka-

Biblioteka. — T. 222. 2

(19)

18

sztelana krakowskiego, Krzesław, kasztelan sandeeki, Jaśko z Tęczyna, podskarbi, Dymitr z Goraja, Jaśko Kmita, okazują się w dokumentach właścicielami do­

mów w Krakowie.

Tak znaczne spółistnienie przeciwnego mieszczań­

stwu żywiołu pobudzało właściwych mieszczan, z a ­ wsze kilkakrotnie liczniejszych od mieszkańca ducho­

wnego i szlacheckiego do zawziętej z nim walki. Po­

stradawszy nadzieję niezawisłości zewnętrzuej, od po­

zamiejskiej władzy królewskiej, chciało mieszczań­

stwo przynajmniej wewnątrz swych murów utrzymać przewagę swego teutońsko-miejskiego prawa, języka, obyczaju. Ztąd od lat kilkudziesięciu biła wszelka jego usilność w to, aby zakupieniem posiadłości szla­

checkich w mieście uwolnić się od spółobywatelstwa tak różnorodnych sąsiadów. Obowiązywali się mie­

szczanie solennemi pomiędzy sobą przyrzeczeniami nie sprzedawać żadnych placów lub domów miej - skich szlachcie krajowej. W potwierdzeniach staro­

dawnych przywilejów miejskich warowało sobie m ia­

sto wyraźnie, iżby zamek krakowski, to ziemsko- szlaeheckie czoło Krakowa, nie mógł nigdy połączony być murem z właściwem miastem teutońskiem, lecz

„iżby zawsze zamek dla siebie, a miasto pozostało dla siebie.”

Przemyśliwauo też gorąco, jakby prędzej, czy później otrząsnąć się z pod wpływu duchownego, za­

braniając księżom przyjmować opiekę nad małoletnie­

mu sierotami miejskiemi, a blizki wistoeie czas speł­

nił życzenie mieszczan w tym względzie. Dążąc zaś do wyzwmlenia się od niebezpiecznego współobywałel- stwa duchownej i świeckiej szlachty, starało się mia­

sto przeciwnie rozszerzyć jak najdalej granicę swego prawa i zwierzchnictwa miejskiego przez zakupy­

wanie coraz dalszych gruntów i posiadłości w koło Krakowa. Dawniej wolno było Krakowianom, podo­

bnie jak innym miastom teutońskim za granicą, roz­

przestrzeniać w ten sposób juryzdykcyę swojego m ia­

sta na obręb jednej linii. Przed kilku laty, za przy­

(20)

19

chylnego miastom ojca Jadwigi, uzyskało mieszczań­

stwo krakowskie w r. 1878 wolność zagarnięcia z cza­

sem dwumilowej przestrzeni w granicę miasta, i za­

kupiło wtedy na własność górę Lasoty, czyli św. Be­

nedykta, dziś Krzemionki. Dobijano się tego wszyst­

kiego tern uporczywiej, ile że ta sama młodzieńcza krzepkość, skrzętność i przedsiębiorczość, jakąśmy wi­

dzieli już w życiu szlachty ówczesnej, jeszcze nie­

skończenie silniej ożywiała mrowią rojność ówczesnej ludności miejskiej.

Jakiż to ruch, jaki pośpiech w życiu tych m ie­

szczan! Chcianoby najstarszym, najzamożniejszym do­

równać miastom. Zuańa przypowieść „nie odrazu Kraków zbudowano” miała właśnie hamować zbyt niecierpliwą żądzę nagłego wzrostu. Toć cały prawie Kraków obecny ze wszystkiemi swojemi gmachami i przedmieściami urósł w dziwnie krótkim przeciągu czasu. Było w nim już prawie wszystko jak później, lecz wszystko było nowe. Zamek krakowski świecił niedawnemi miarami i ozdoby Kazimierza W. K ate­

dra zamkowa została dopiero przed dwudziestu kilku laty skończona. Kościół Panny Maryi jest w ciągłej jeszcze budowie. Toż samo dzieje się z kościołami św. Katarzyny, Bożego Ciała. Sukiennice dopiero Ka­

zimierz W. wystawił. On też pozakładał przedmie­

ścia Kazimierz, Kleparz, Garbary. Od niego dopiero wziął początek Zwierzyniec. A pomiędzy temi nowe- mi murami, nowemi ogrodami, nawet Wisła nowem płynie korytem.

Przy takim pośpiechu niepodobna było obejść się gdzieniegdzie bez partactwa. Jakoż łudziłby się każdy, mniemając, że owe czasy zawsze „na wie­

czność budowały.” Ileż to gmachów, zaledwie wybu­

dowanych, porysowało się jak po najlichszej fabryce i runęło! Wszak to w samym kościele Panny Maryi, tej naczelnej ozdobie miasta, właśnie pod obecną po­

rę Jadwigi tak niedbale około sklepień pracują, że po latach niewielu główne sklepienie zapadnie się pad głowami, i Gdy zaś jedni ladajako murowali z po-

(21)

śpiecliu, inni w chęci spieszniejszego zbogaceuia się folgowali sumieniu w handlu, fałszowali swój towar.

Oto przed kilku właśnie laty doszło niektórych rze­

mieślników krakowskich upomnienie, aby w topieniu kruszców i wyrabianiu naczyń kruszcowych nie w a­

żyli się oszukiwać materyałem spodlonym.

Nie dziw tedy, że czasem dopuszczono się l e k ­ k o m y ś l n o ś c i z pośpiechu. W tych gęsto zalu­

dnionych, drewnianemi budami i budynkami zapcha­

nych miastach, zapaloną słomą oczyszczano kominy.

Przy ulubionych podówczas tryumfach i igraszkach ogniowych bywał ten mniemany środek ostrożności często powodem samejże klęski. Wiele z tak czę­

stych onego czasu .pożarów wybuchało jedynie z tej młodzieńczej, śpieszącej się, nieskrupulatnej lekko­

myślności.

Widać ją było zresztą w tysiącu innych szcze­

gółów życia miejskiego. Wchodząc w społeczeńskie jego stosunki, uderzeni jesteśm y naprzód owym po­

działem całego obywatelstwa na „ubogich”, czyli stan rzemieślniczy i „bogaczów”, ożyli stan kupców. W mia­

stach zagranicznych wynikały ztąd ustawiczne zabu­

rzenia i zmiany, dające wnet jednej, wnet drugiej stro­

nie przewagę i samowładztwo. W Krakowie starała się zwierzchność krajowa utrzymać obiedwie połowy w równowadze. Gdy około św. Michała nadeszła po­

ra wyboru rajców przez wielkorządcę i wojewodę krakowskich, miano według rozkazu króla Kazimierza ściśle przestrzegać, aby jednę połowę rajców wybra­

no z pomiędzy rzemieślników, drugą zaś z pośród kupców.

Nie słychać też o żadnych gwałtownych zaj­

ściach między stanami. Żyły one w rzadkiej pod one czasy zgodzie ze sobą. Wszelka niezgodność przeno­

siła się na pole narodowych sprzeczek między Niem­

cami a Polakami. Co do różnych stanów n i e m i e ­ c k i c h , z tych, o ile kupcy górowali swojem „bo­

gactwem”, o tyle rzemieślnicy ciężyli na szali swoją mnogością. Ledwieby kto uwierzył, jak wielka liczba 20

(22)

najrozmaitszych cechów mieściła się pospolicie w ka- żdem mieście pomniejszem. Oprócz zwyczajnych ce­

chów szwieckich, krawieckich, piekarskich, rzeźniczych i t. p., napotykamy prawie wszędzie pasomników, su­

kienników, postrzygaczy, kordybanników, białoskórni- ków, czerwonogarbarzy, paśników, czapników, roztru- charzy, łuczników, kaletników, kobierników, płatne­

rzy, munsztukarzy i t. p. W jednem z miast pośle­

dniejszych, w Sochaczewie, liczono dwadzieścia i dwa cechy.

W Krakowie powszechnie bractwa i cechy mało­

miejskie dochodziły niezwyczajuej świetności, a obok wszystkich owych kunsztów i rzemiosł sochaczew- skich kwituęły nadto wykwintne cechy stołeczne, tyl­

ko potrzebom dworu i wielkiego świata właściwe. Po­

między zwyczajnemi bractwami odznaczali się miano­

wicie potężni niegdyś za Łokietka rzeźniey, głośni w ulicy Grodzkiej kotlarze i nader zamożni wówczas kuśnierze, trzymający później prym pomiędzy cecha­

mi krakowskiemi. Również bogaci sukiennicy i po- strzygacze byli właściwymi gospodarzami Sukiennic, gdzie zwyczajem miejskim żaden z tysiącznych posta­

wów sukna nie mógł iść pierwej na sprzedaż, póki miejscowi sukiennicy nie postrzygli go i nie rozcięli.

Z wykwintniejszych kunsztów stołecznych słynęli w Krakowie osobliwie złotnicy, spółzawodnicząe licz­

bą i zamożnością z kuśnierzami, malarze i snycerze, balwierze z perukarzami i haftarzami, a nawet fabry­

kanci pewnego instrumentu muzycznego, znanego już wówczas pod nazwą ćlamcordium.

Nadto każdy z cechów ówczesnych rozpadał się w dalsze podziały. Skutkiem tego np. j e d e n z ce­

chów złotniczych zajmował się wyrobem różnych to­

warów z kruszców szlachetnych, drugi służył jedynie do częstego wtedy przetapiania pieniędzy. Jeden z ce­

chów haftarzy trudnił się wyszywaniem haftów jedw a­

bnych, drugi haftował perłami. Jeden cech malarski malował na blasze lub na drewnie, inne na szkle. J e ­ den cech balwierski utrzymywał kramy, czyli apteki 21

(23)

22

lekarskie, drugi łaźnie, trzeci pełnił obowiązki chi­

rurgów. Jeden cech snycerski pracował w kamieniu, inne w drewnie lub ulubionym wówczas do ofiar ko­

ścielnych wosku.

Wyroby tych różnych rzemiosł były nierównie nadobniejsze, niż obyczaje ich mistrzów. W niczem zapewne nie objawia się tak jaskrawym sposobem ru­

baszna prostaczośó czasu, jak w pożyciu tych klas rzemieślniczych, zwłaszcza rzemiosł niższego rzędu.

Naprzód uderza surowy seperatyzm, jakim wszystkie cechy odgradzały się wzajem od siebie. Każde rze­

miosło miało swoje „mysteria”, swoje właściwe cere­

monie przyjęcia, wyświęcania i t. p., swój własny spo­

sób wyrażania się, niezrozumiały komu _ innemu. Co wszystko otaczało niekiedy ten albo ów cech takąż samą tajemniczością, jaką np. widzimy w średńiowie- cznem bractwie „wolnych m ularzy.” Wynikająca ztąd ścisłość pożycia między członkami tegoż samego ce­

chu zgromadzała ich bardzo często w tłumne, zgieł­

kliwe posiedzenia, mająoe tylko niekiedy cel urzędo­

wy, zresztą jedynie spólnej poświęcone zabawie, t. j. wyłącznie pijatyce, i ztąd też zwykle hruderhier zwane. Przy takich biesiadach, przy pracy w domu, kiedy tylko nie szło o wystąpienie ceremonialne, p a ­ nował w stroju braci cechowych cynizm najnieprzy- zwoitszy, przeciwko któremu rada miejska długo bez­

skutecznie walczyła.

Nie wielce też dbano w cechu o nabożeństwa świąteczne, które, owszem, dla swego natłoku ludzi uważane bywały za najlepszą porę do targu, czy to po cmentarzach koło kościoła, czy to po drodze i wszyst­

kich miejscach poblizkich, zastawianych towarami rze­

mieślniczemu Cały dzień poniedziałkowy, cały nie­

miecki montag, już wówczas solennie obchodzony, szu­

miał pijaństwem i rozpustą. Podzielały ją z czela­

dzią rzemieślniczą tłumy niewiast wesołych, z które- mi nie troszczono się o żadne przepisy kościelne albo moralne. Lada przyrzeczenie małżeństwa z wypra­

wionym na tę intencyę bankietem uchodziło u braci

(24)

23 rzemieślniczej za związek prawy. Ztąd można było tym sposobem mieć kilka mniemanych żon. Ustawy pewnego cechu w Wrocławiu opiewały wyraźnie:

„Któren czeladnik miałby więcej, niż jednę ślubną żonę, tego żaden majster nie powinien trzymać u sie­

bie.” Według takich pojęć o małżeństwie sam wyraz

„sprawić pijatykę” znaczył u zachodnio-europejskich mieszczan „poślubić,” a statuta synodalne napróżno im tłómaczyły, iż Bamo „oblanie” przyrzeczenia nie stanowiło jeszcze związku ślubnego.

Dla jakiejkolwiek zarady złemu nakazywały roz­

porządzenia cesarskie, aby żaden czeladnik nie mógł na majstra być wyświęconym, któryby nie miał rze­

czywistej, wobec Kościoła pojętej żony. Jedna mał­

żonka rzeczywista zdawała się najlepszym stróżem mo­

ralności m ajsterskiej. W razie potrzeby dopomagały jej kuny żelazne u Maryi P., w które na widok całe­

go ludu wpijano niepoprawne grzeszniki. Kogo i ku­

ny nie poprawiły, tego śród tłumnego pochodu, przy pośmiewisku powszechnem, z zapalonemi w ręku świe­

cami „wyświecano” publicznie z miasta. Jakby na znak, iż karane tym sposobem zepsucie ma uchodzić w tęż samą stronę zkąd przyszło, wyprowadzała w K ra­

kowie ulica tego wyświecenia—na zachód. Wistocie, dość przypomuieć sobie głośne pochwały, oddawane niegdyś przez cudzoziemców słowiańskiej czystości obyczajów, zwłaszcza nieposzlakowanej wierze m ał­

żeńskiej i równie świętemu poszanowaniu niewinności dziewiczej aby sobie wyobrazić, jak przykre, jak odstręczające od miast wrażenie musiał wzbudzać w szlachcie i ludzie polskim widok tej cudzoziemczej rozpusty miejskiej.

Niekiedy doznawali krajowcy bezpośredniej szko­

dy od cechów. Gdy bowiem kmiecie okoliczni przy­

wieźli na targ do miasta zboże lub inny towar wiej- ki, bractwa rzemieślnicze, dzięki swej organizacyi spól- ną i jednomyślną działając zgodą, narzucały im do­

wolne ceny i miary. Ztąd bywało obowiązkiem wo­

jewodów i starostów krajowych dawać w tej mierze

(25)

pomoc ludowi, wyznaczać w pewnych poracli roku stałe ceny targowe. Pozostał nam takiż urzędowy spis ziemiopłodów krajowych, ustanowiony za spólną zgodą urzędników królewskich, mianowicie marszałka i kuchmistrza nadwornych i rajców miejskich, a obwo­

łany publicznie podczas jarm arku na świętego Stani­

sława w maju. Później uchwalono nawet kilkakrotnie, acz bezskutecznie, zupełne rozwiązanie cechów po mia­

stach.

Żywsze współczucie znachodził u rządu stan ku­

piecki. Gęste po całym kraju cła, czynsze z książę­

cych zwyczajnie Sukiennic, sklepów i kramów, myta różnego rodzaju, tem obfitsze im żywiej krążył han­

del po kraju, -stanowiły główne źródło dochodów pań­

stwa. Protegowano więc wszelkiemi sposobami han­

del i kupców. Dzielili oni się podówczas na dwie klasy: na kupców miejscowych i podróżnych. Podczas gdy dziś wszystek prawie handel za pośrednictwem miejscowych toczy się kupców, za dni powieści naszej liczba kupców podróżnych, tak zwanych g o ś c i , Niemców, Szkotów, Ormian, Saracenów czyli Tatarów, osiadających zwykle według narodowości na osobnych ulicach, nazwanych z czasem od swych mieszkańców, dorównywała liczbie krajowych. Oni też musieli po­

nosić główne ciężary opłat handlowych, od których kupieetwo miejscowe zwykle wolne bywało.

Osobliwie kupcy krakowscy używali znamieni­

tych swobód i przywilejów. Od czasów Leszka Czar­

nego i Łokietka służyła im w całej koronie zupełna wolność od ceł. Natomiast każdy kupiec przejezdny, czy to z Węgier, czy z Prus krzyżackich, musiał w Krakowie wystawiać towary swoje na sprzedaż, opłacać koszty wagi i najmu sklepów, ulegać wszel­

kim uciążliwością nadanego Krakowianom przez W ła­

dysława Łokietka „składu towarów.” Zdarzyły się wprawdzie różne w tym względzie uszczerbki i nadu­

życia. Przyjazny Krzyżakom król Ludwik wyjął kup­

ców toruńskich z pod przymusu składu w Krakowie.

N i e r z e t e l n i „goście” sprzedawali swoje towary 24

(26)

25 pokątnie po gospodach, po domach. Wywieszona u okna chorągiewka zapraszała do handlu przemytni­

czego. W końcu atoli umiano poradzić sobie przeciw niedogodnościom podobnym i zapewniwszy się od prze­

wagi kupiectwa podróżnego, podejmowano, owszem, własne w daleką stronę przedsięwzięcia kupieckie.

Otwierały się handlowi krakowskiemu mianowicie trzy walne kierunki zagraniczne. Były to: strona bałtycka, ruska i szlązka, czyli wrocławska.

Ku B a ł t y k o w i głównym p o l s k i m gościń­

cem była Wisła. Oprócz tej biegły w tym samym północnym kierunku do Prus ku Toruniowi dwie dro­

gi Buche, zwiedzane osobliwie przez kupców cudzo­

ziemskich. Pierwszą przecinał Polskę handel n i e ­ m i e c k i , ciągnąc z W r o c ł a w i a na Ostrzeszów, Kalisz, Konin, Radziejów do Torunia. Druga służyła handlowi r u s k i e m u , dążącemu do tegoż samego celu ze Lwowa i S a n d o m i e r z a na Opoczno, Ł ę­

czycę, Brześć. Wszystkim tedy strumieniom handlu bałtyckiego stał u granic ówczesnej Polski nieprzeby­

tą zaporą T o r u ń krzyżacki, obdarzony podobnem prawem przymusowego składu i targu towarów trans­

portowych, jakie u południowej granicy miał Kraków.

Tym sposobem przechodził w Toruniu cały p ra ­ wie bałtycki handel Polski w ręce Prusaków. Cóż za różnica między tak ograniczonym, przeciętym han­

dlem a drogą wprost aż do morzal Jakoż nim Krzy­

żacy zaciężyli na Pomorzu, posiadała Polska całą wol­

ną drogę do Gdańska, a utraciwszy ją od lat kilku­

dziesięciu, tęskniła do niej gorąco, jako do jednego z najpiękniejszych życzeń przyszłości. Szły tą drogą różne krajowe i zagraniczne towary. Pomiędzy obce- mi, przewozowemi, z Węgier na Sądcz i Kraków spławianemi, celowała miedź osobliwie. Dziwną obfi­

tością swoją wystarczała ona niegdyś do zbogacenia całych miast i pokoleń. Wszakże jeszcze w wieku XVI miewała jedna rodzina kupiecka, Fuggierowie krakowcy, po 68 okrętów z tą kupią u brzegów gdań­

skich.

(27)

Z towarów k r a j o w y c h wywożono podobnież miedź, zwłaszcza później z Miedzianych gór i Kielc, ołów ze Sławkowa i Olkusza, sól z żup bocheńskich.

Nie brakło, jak łatwo pojąć, zboża, zwłaszcza umie- lonego, mąki, które razem ze słoniną i wędlinami wysyłano z wielkim zyskiem aż na morze fiandryj- skie. Dalej płynęły szkuty i ciągnęły wozy kupieckie z woskiem, futrami najrozmaitszego gatunku, osobli­

wie ze zwierza drobnego, jak kun, łasic, wydr, bo­

brów i t. p. Najciekawszym atoli z ówczesnych to­

warów polskich, idących tą północną stroną do Prus, a ztamtąd dalej ku zachodowi i wschodowi hanseaty- ckiemu, jest s u k n o polskie, polensche Lahen, jak ówcześni Niemcy mawiali. Było ono bardzo obfitym i pożądanym przedmiotem handlu, zdolnym utrzymać współzawodnictwo z najlepszym tego rodzaju towarem zagranicznym, ze sławnem suknem fiandryjskiem.

Chodzili w niem królowie, jak np. ojciec m argrabie­

go Zygmnnta, nieprzyjazny Polsce Jan Luksembur- czyk, król czeski, używający go za swoją odzież co­

dzienną.

Właśnie w czasach oczekiwania Jadwigi w Pol- soe stało się sukno nasze powodem żwawych sporów pomiędzy liandlowemi miastami hanseatyćkiemi. Wszyst kie spieniężały swój towar najkorzystniej na targach wschodnich w Nowogrodzie. Zachodnio - niemieckie miasta handlowały tam chętnie bliższem sobie suknem fiamandzkiem; pruskie, czyli pomorskie, jęły przeciw upoważnieniu sąsiadów zachodnich przemycać tam su­

kna polskie. Pomyślny skutek tego pokątnego han­

dlu skłonił kupców pruskich do żądania na sejmach hanseatyckich 1383 r. jawnej sukien polskich sprzeda­

ży. Nie pozwolono im tego w r. 1384, poDieważ han­

del zachodni ucierpiałby na tern za wiele. Na co by najmniej nie zważając, wywożono 1385 r. z Prus sukna polskie, jak dawniej, do Nowogrodu. Zachodnie zaś miasta nie umiały wynagrodzić sobie szkody inaczej, jak, iż same za przewodem Lubeki zaczęły handlo­

wać na wschodzie naszem suknem. Owszem, szło ono 26

(28)

27

pod nazwą „szarych sukien ze wschodu” do samyehże Niederlandów, tej ówczesnej stolicy przemysłu i fa- brykacyi.

Wiązało się to z tysiącznemi okolicznościami owej epoki, osobliwie zaś z mniejszą uprawą gospo­

darstwa polnego a lesistszem obliczem ziemi i towa- rzyszącem temu rozleglejszern pasterstwem, mianowi­

cie powszechnym chowem owiec. Jakoż mnogie z owych czasów wzmianki uboczne poświadczają znaczne roz­

winięcie się tej sukiennej produkoyi kraju. Fabryki pośledniejszego sukna, folusze, bywały daleko częBtsze, niż teraz. Rzemiosła, trudniące się wyrobem sukien, liczyły nadzwyczajną ilość różnorakiej czeladzi, tka- czów, krajowników, postrzygaczy i t. p. Zbytni tłum pracowników wyradzał nieraz spory pomiędzy róźnemi ich rodzajami, podobne np. długoletniemu sporowi poznańskich tkaczy i krajowników. Pomiędzy towa­

rami zwyczajnych targów miejskich sukna pierwsze trzymają miejsce. „Wszystko ma być oszacowane, cokolwiek idzie na sprzedaż — prawią statuta koronne z owych czasów—czy to zboże, czy sukna, czy jakie­

kolwiek inne rzeczy krajowe, które zwykle przywożą kmiecie na targ.” Nawet klasztory brały udział w tern wyrobnictwie, a sukna konwentu paradyskiego znalazły niemały zapewne odbyt, skoro im osobną wzmiankę poświęcono w przywilejach klasztornych...

Czytamy też o zwykłym w Krakowie handlu szarem p ł ó t n e m krajowem....

Również żywy handel wiedziono ze w s c h o ­ d e m, z Rusią. W tym poprzecznym kierunku biegły przez Polskę od granic zachodnich ku wschodnim dwie główne drogi. Jedna szła od Poznania ku Włodzi­

mierzowi wołyńskiemu, druga od Krakowa na Lwów ku stronom morza Czarnego. Gościniec poznański albo kierował się wprost na Konin, Łęczycę, Stry­

ków, Brzeziny, Inowłodz i Przytyk do Radomia, albo zbaczał z Poznania ku południowi, na Śrem i Poniec do Wrocławiia, zkąd na Bolesławiec, Wieluń, Brze­

źnicę, Radomsk, Przedbor, Żarnów i Skrzyń 6tawał

(29)

w Radomiu i łączył się tam ze swoją odnogą półno­

cną. Z Radomia ciągnął połączony gościniec dalej na Zwoleń, Kazimierz, Lublin, Krasnystaw, Hrubie­

szów do ruskiego Włodzimierza lub Bełza. Tu miał kupiec wędrowny całą Litwę i Ruś przed sobą. Był to główny szlak handlu przewozowego cudzoziem­

skiego, osobliwie Hansy niemieckiej, która, pomi­

nąwszy morską drogę bałtycką, posyłała znaczną część swych towarów tym suchym p o l s k i m traktem na Ruś.

Drugi, wzdłuż Karpat biegnący gościniep ruski, szedł z Krakowa na Jarosław, ten główny skład to­

warów i cła w tej stronie, ku Lwowowi, gdzie dwo­

jaka otwierała się droga. Jedna prowadziła ku połu­

dniowi do Multan i Wołoszczyzny, mając ostatnim ce­

lem Czarogród. Druga dążyła w Btronę wschodnią, Podolem, ziemią tatarską ku Czarnomorzu, Osobliwie ten tatarski gościniec opłacał się hojnym zyskiem za wszystkie trudy. Półwysep Krymski i okolice ujścia Donu do Czarnomorza, osiedlone bogatemi koloniami geneuńskiemi i weneckiemi, stanowisko całego kara­

wanowego handlu między Europą a Azyą, olbrzymi bazar kosztownycli towarow oryentalnych z Chin, In- dyj, Małej Azyi — świeciły kupiectwu óuropejskiemu oddawna obiecanej ziemi urokiem. Ztąd posiadanie wolnej drogi handlowej przez Ruś Czerwoną, t. j. po­

siadanie samej Rusi Czerwonej, było również gorącem żądaniem kupców krakowskich, jak z innych pobudek duchowieństwa i szlachty.

Od Kazimierzowskich też czasów starali się kupcy krakowscy wykluczyć najprzód wszystkich kup­

ców zagranicznych od tego handlu, następnie zaś uwol­

nić się od przymusu „składania” towarów swoich we Lwowie. Póki król Kazimierz żył, działo się dobrze kupcom krakowskim... Z wykluczeniem wszelkich kupców zachodnich, mianowicie czeskich, szlązkich, wrocławskich, zmuszonych przez to do zakupywania sobie towarów oryentalnych w Krakowie, handlowali Krakowianie swobodnie aż po Czarne morze i Don.

2 8

(30)

29

Lecz od czasów króla Ludwika, a zwłaszcza po obję­

ciu Rusi Czerwonej przez Władysława Opolczyka i późniejszem wcieleniu jej do Węgier, zmieniły się stosunki.

Kupcy zagraniczni, mianowicie pruscy, toruńscy, znaleźli wspaniałego w Ludwiku łaskodawcę. Podczas gdy dla nich przywileje królewskie warowały wolną drogę na Ruś, kupcom krakowskim zaczęto teraz za­

gradzać dalszą drogę ku stronom wschodu, utrzymu­

jąc, że mają prawo handlować jedynie aż po Lwów, gdzie z trzeciej ręki zakupywać mogą towary wscho­

dnie. Zaczem, bez zysku dla Rusinów, ile że odjęte polskiemu kupiectwu korzyści spłynęły nie na nich, lecz na Prusaków, uastąpiło dla Krakowian krótkie omdlenie tego handlu wschodniego. Przypadło to w ła­

śnie w porę przyjścia Jadwigi, od której przez to i na- ei kupcy krakowscy nie mieli nic pilniejszego do żą­

dania, jak zwrotu Rusi Czerwonej. Cóż dopiero, gdy­

by za jej przyczyną mogło nastąpić połączenie Polski z Litwą, panującą właśnie nad dalszemi szlakami te ­ go handlu wschodniego, nad Wołyniem i Podolem po Czarne morze, gdzie przy lasce polsko-litewskich ksią­

żąt mógłby ten zyskowny handel w trójuasób ubez­

pieczyć się i ustalić.

Wywożono na wschód i zbywano najczęściej już po drodze, po ziemiach ruskich, przedewszystkiem wy­

roby przemysłu zachodniego, których i Polska niema­

ło dostarczała. Były to fabrykaty sukienne, złotnicze, miedziane, płatnerskie i t. p. Przywożono zaś nato­

miast bogate towary oryentalne, drogie kamienie, zło­

togłowy, kobierce, przednie rzeczy skórzane, bakalie i t. p. Wszystkie te artykuły handlu miały wówczas daleko większe zastosowanie w życiu, niż dziś, a nie musiały walczyć ze współzawodnictwem fabryk zacho- duich. Płynęły więc niezmierne z nich korzyści i bo­

gacili zię kupcy takiemi nawet towarami, o których obecne pokolenia zgoła nie wiedza.

Należy tu osobliwie ów rodzinny towar Rusi Czerwonej, czerwiec farbierski, od którego ona po­

Cytaty

Powiązane dokumenty

- Może Pinokio To szczęśliwe imię Znałem kiedyś całą familię Pinokiów matkę ojca i dzieci Wszystkim świetnie się powodziło Najbogatszy z nich był żebrakiem Kiedy

1. Kasia mieszka w Warszawie, ... Wy mieszkacie w Berlinie, ... Ty mieszkasz w Paryżu, ... My mieszkamy w Londynie, ... Hiromi mieszka w Tokio, .... Ile to jest? Proszę uzupełnić

Proszę przeprowadzić ankietę i wpisać odpowiedzi, a następnie zaprezentować je w klasie?. Pytania Przykład Ty Twój kolega

Co dzień rano, po śniadaniu, Zbiera się to zacne grono, By powtórzyć na cześć mistrza Jego piosnkę ulubioną [...].. „Trala

Proszę obejrzeć komiks i opowiedzieć, co się wydarzyło.. Lubię chodzić do szkoły, ale jeszcze bardziej

12. Zimą zwykle jeździmy na ………. Postanowiłam, że będę chodzić na ………., bo chcę nauczyć się dobrze pływać... 7. Na naszym osiedlu jest nowe ………. i wszyscy

8. Proszę w parach wypisać wszystkie prace, które wykonujecie w domu. Proszę je porównać i powiedzieć w klasie, które się powtarzają. Co najczęściej wszyscy robicie?.. 9.

Przy szło oblegać w łaściw ie tylko zam ki w ileńskie... O późniona ju ż pora pobudzała do tern szybszego