• Nie Znaleziono Wyników

Hieronim Chrystian Holsten w Polsce : "potop" widziany oczyma niemieckiego najemnika

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Hieronim Chrystian Holsten w Polsce : "potop" widziany oczyma niemieckiego najemnika"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Hieronim Chrystian Holsten w Polsce

: "potop" widziany oczyma

niemieckiego najemnika

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 12, 331-345

2006

(2)

'K /tW S

Seria XII 2006

Tomasz Ślęczka

Hieronim Chrystian H olsten w Polsce —

„potop” widziany oczyma niem ieckiego najemnika

1. Wstęp

P

opularne przekonanie, jakie w ynosim y po lekturze sienkiewiczowskiego Potopu, każe nam widzieć armię Karola Gustawa jako m onolityczny organizm, złożony wyłącznie ze Skandynawów. Jest to pogląd tyleż rozpowszechniony, co błędny. W rzeczywistości składała się ona w znacznej mierze z niemieckich najemników, oczywiście Szwedów i Duńczyków, ob­ jętych wprowadzonym za czasów7 wielkiego Gustawa Adolfa poborem , jak również żołnierzy,

wywodzących się z innych nacji — w tym i Polaków. Jednym z niemieckojęzycznych najem ni­ ków w armii szwedzkiej był H ieronim C hrystian H olsten, niespokojny duch tamtej epoki.

Interesującym wydało mi się pokazanie, w jaki sposób ten N iem iec w szwedzkiej (a póź­ niej polskiej) służbie postrzegał siedem nastowieczną Rzeczpospolitą, jej kulturę i m ieszkań­ ców. W osobie H olstena otrzym ujem y kogoś w rodzaju Jana C hryzostom a Paska, tyle że

a re-

botirs

, z pozycji cudzoziem ca spoglądającego na kraj stanowiący teren wralk. Jak Pasek — W schodnioeuropejczyk — obserwował mieszkańców7 zachodniej Europy w Danii, tak H o l­ sten, Zachodnioeuropejczyk, obserwuje m ieszkańców Europy w schodniej w Polsce i na U krainie. Zbliżony jest naw^et czas opisywanych wydarzeń — początek drugiej połowy tego niespokojnego stulecia. Podobne skojarzenie, wiążące H olstena z Paskiem, przyszło na myśl polskiem u wydawcy

Przygód wojennych

, Tadeuszowi W asilewskiemu, który nazwał je „nie­ mieckim odpow iednikiem żołnierskiego pam iętnika Paska” 1.

Siedem nastowieczna Rzesza stanowiła konglom erat rozdrobnionych państewek, księstw oraz w olnych miast o często trudnej do ustalenia przynależności politycznej. Holsztyn, na

te-1 H . C h. H olsten, P rzy g o d y w o je m w

1655-1666,

tl. f. Leszczyński, opr. T. Wasilewski, Warszawa 1980, s. 20. Wszystkie cytaty z pam iętnika H olstena pochodzą z tego w ydania (paginacja w tekście głów nym ).

(3)

ren ie k tó reg o u ro d ził się nasz p am iętn ik arz, fo rm a ln ie przynależał do k rólestw a D anii, je d n a k H o lste n — m im o iż p o d d an y króla D u ń c z y k ó w — kariery szukał w w o jsk u je d n e g o z n ajza­ gorzalszych w ro g ó w swej n o m in a ln e j o jc z y z n y — Szwecji. W p ra w d z ie w sie d em n asty m s tu ­ leciu nie istniało jeszcze poczucie przy n ależn o ści n aro d o w ej w e w sp ó łc ze sn y m n am ro z u ­ m ie n iu , to i tak służba w w o jsk u w rogiego państw a nie była czy n em ch w aleb n y m . H o lste n nie żyw ił p o d o b n y c h rozterek, u m y słu nie zaprzątały m u ró w n ież kw estie n a tu ry religijnej — ja k o p ro te sta n t z ró w n y m e n tu z ja z m e m służył w arm ii luterariskiego króla Szw ecji, k atolic­

kiego króla Polski, katolickiego biskupa M ü n ste r, w reszcie arcykatolickiego króla H isz p an ii oraz — u kresu kariery — luterariskiego m o n a rc h y duriskiego. Z ap e w n e — gdyby podczas kam p an ii na U k ra in ie arm ia księcia W asyla S zerem ietiew a nie skapitulow ała, sk u tk iem czego nasz b o h a te r nie zostałby u w o ln io n y z rosyjskiej niew oli — bez w ah an ia w stąpiłby na służbę p raw osław nego cara W szechrusi. Z p o w o d u zaginięcia p ierw szych k art p am iętn ik a nie m o ż e ­ m y p ozn ać pow odów , jak ie skłoniły m ło d e g o H ie ro n im a d o w stąp ien ia do arm ii szw edzkiej; być m o ż e zam ierzał k o n ty n u o w ać ro d z in n e tradycje — je d e n z braci, D etlev, był o fice re m w reg im en cie pieszym H an sa C h risto p h a vo n K ón ig sm arck (zw anego „starym K ó n ig sm a r- c k ie m ”), zaś inny, B u rch a rd K laus, służył w p rzy b o c zn y m reg im en cie królow ej szw edzkiej.

D o służby w regim encie rajtarii K urta C h risto p h a h rabiego vo n K ónigsm arck (zw anego „m ło d y m K ó n ig sm a rc k ie m ”) I io ls te n zaciągnął się w B rem ie, gdzie ten p u łk był w erbow any, początk o w o ja k o w o ln y rajtar, z czasem aw ansując w arm ii szw edzkiej na stopieri w a c h m i­ strza. Po zm ian ie stro n y w arm ii k o ro n n ej osiągnął w yższe szczeble kariery; w p ra w d zie słu ż ­ bę zaczął w sto p n iu kaprala (zatem na stan o w isk u n iższym niż w p u łk u K ónigsm arcka), z cza­ sem je d n a k aw ansow ał na chorążego, później zaś — w 1662 ro k u — na lejtnanta. P ra w d o p o ­ d o b n ie — H o lste n o tym pisze, co je d n a k w św ietle źró d eł w ydaje się w ątpliw e — n ajw yż­ szym sto p n iem , jak i udało m u się osiągnąć — był stopieri kapitana lejtnanta.

Pobyt na ziem iach R zeczypospolitej rozpoczął od u d ziału w kapitulacji w ielkopolskiego posp o liteg o ru szen ia pod U jśc ie m , brał udział w w alkach to czo n y c h na ziem iach k o ro n n y ch , w S ied m io g ro d zie oraz na U k ra in ie . D alsze je g o losy zw iązane są ju ż z w o jn a m i w E u ro p ie Z ac h o d n ie j, gdzie ja k o n aje m n y żołn ierz (choć ju ż w ran d ze oficerskiej) w ojow ał w H o la n d ii, by w koricu trafić i do — fo rm a ln ie rzecz biorąc — ojczystej arm ii duriskiej. Ż y w o ta d o k o n ał ja k o kawraler w d n iu 2 lipca 1692, w w iek u oko ło 53 lat.

H o lste n o w y p am iętn icz ek w p olskim obiegu n au k o w y m pojaw ił się sto su n k o w o n ie d a w ­ no: nie są mi zn an e ja k iek o lw iek prace, odw o łu jące się d o m ego, k tó re pow stałyby p rze d ro ­ kiem 1980 (kiedy to został w y d an y w p o lsk im p rzekładzie), zaś i po tej dacie nie sięgano po niego zbyt często. N ajszerzej dziełko to w y k o rzy stu je Paw eł Sasanka w dość szczegółow ym stu d iu m , p o św ięco n y m analizie p orów naw czej sp o so b u p ostrzegania w o jn y przez trz e c h żo łn ierzy — p am iętnikarzy: H ie ro n im a C h ry stian a H o lste n a , Ja n a C h ry z o s to m a Paska oraz Ja n a W ładysław a P o czobuta O d lan ick ie g o “. P rz e d m io te m oglądu są ta m je d n a k kw estie zw iązane p rze d e w szystkim z w o jn ą ja k o taką, zaś in teresu jące m n ie zagadnienie sp o so b u w i­

(4)

dzenia obcego kraju przez n ajem n e g o żołnierza (jakim był H o lste n ) p o trak to w a n e zostało bardzo skrótow o.

2. Walki z Polakami, walki u boku Polaków

Je d n o stk a, w której na ziem iach polskich służył I lo lsten , nie cieszyła się d o b rą sławą, zn a­ no ją ja k o re g im e n t zapraw iony w rab u n k ach , łupiestw ach oraz p o zb a w io n y litości w obec jeńców . I lo lsten nie w ylicza szczegółow o w szystkich niegodziw ości, w k tó ry ch brał udział — nie w iem y zresztą, czy istotnie działania sw oje i sw ego re g im e n tu uw ażał za niegodziw e, czy raczej za realizację n ależnych z ty tu łu p ro w a d ze n ia działań w o jen n y c h „ u p ra w n ie ń ” — je d - n a k ju ż z tego m ateriału , któ ry m dysponujem y, w ylania się obraz zdecydow anie ponury. N ie je s t to dla nas ja k iek o lw iek odkrycie, b o w iem z w ielu innych źródeł — nie tylko p am ię tn ik a r­

skich — zyskujem y p o tw ie rd z en ie istnienia takich praktyk, a je d y n ie stw ierd zen ie ch arak teru działań, w ja k ic h brał udział najm ło d szy z H o lste n ó w oraz je g o je d n o stk a .

O p isu jąc działania na te re n ie R zeczypospolitej, H o lste n szereguje je w ed le bitew, w k tó ­ rych przyszło m u brać udział; praktykę tę je d n a k porzuca, gdy p rzy ch o d zi m u relacjonow ać swe losy p o o p u sz cz en iu arm ii k o ro n n ej. Być m oże w alk toczonych w H o lan d ii nie uznaw ał za p ełn o w a rto ścio w e bitwy, a za działania — p ow iedzielibyśm y dziś — antypartyzanckie. N ie je s t m o im za m ia re m opisyw anie w o jen n e j kariery H o lste n a po p rzez charakteryzow anie ko ­

lejnych starć, w k tó ry ch uczestniczył, a je d y n ie p róba p o szukiw ania w opisyw anych starciach tego, co m o że nam przybliżyć obraz Polski i Polaków, ja k i pan H ie ro n im w yniósł ze sw ego u nas pobytu.

D ru g ą bitw ą, w jakiej H o lste n w ziął udział, było starcie pod Ż a rn o w e m (15 w rześnia 1655). Szczegółów skąpi, p am iętaje d y n ie, że w ygrali dzięki p rzew adze ogniow ej, zdobyw ając obsad zo n e przez Polaków w zgórze. P am ięta rów nież, że przyzw yczaili się ju ż do ch arak tery ­ stycznego dla P olaków krzyku. I listorycy w ojskow ości p o tw ierdzają przew agę te ch n o lo g icz­ ną Szw edów , przed e w szystkim w b ro n i palnej, zatem I lo lsten , czło n ek arm ii lepiej w y p o sa­ żonej i lepiej d o w o d zo n e j (nie m ieliśm y w ów czas w odza na m iarę króla szw edzkiego), m oże na p rze ciw n ik ó w spoglądać z góry; nie ulega je d n a k pysze.

H ie ro n im C h ry stia n brał ró w n ież udział w n iesław nym dla w ojsk szw edzkich zdobyciu Tęczyna. O brońcy, któ rzy po k ró tk im o p o rze skapitulow ali, zostali przez zw ycięzców p o trak ­ tow an i n iezg o d n ie z w o je n n y m i obyczajam i, b o w iem — ja k pisze — „w ycięliśm y ich w szyst­ kich w pień, przez co K ónigsm arck po raz pierw szy p opadł w niełaskę u k ró la ” (s. 33). E pizod te n w sp o m in a ró w n ież K ochow ski — oczyw iście z innej persp ek ty w y Tak relacjo n u je te w y ­ darzenia:

G orszy był los Tęczyna; kiedy K ónigsm arck m łodszy przypuścił do niego sz tu rm , zam ek n ajp ierw d zielnie się bro n ił, a p o te m się poddał, ale S zw edzi nie d o trzy m ali słow a i zająwszy go, o k ru tn y m sp o so b em w ysiekli załogę, któ rą d o ­

(5)

w o d ził Ja n D ziuli, kapitan piechoty, zaś b e z b ro n n y c h m iesz k ań có w i słabą płeć o brabow ali aż d o b ielizny3.

H o lste n ra b u n e k pom ija — zapew ne uznając ten czyn za coś tak oczyw istego, że n ie w a r­ tego w zm ian k i — zaś sam opis (a w łaściw ie sucha w zm ian k a) je s t czysto kro n ik arsk i, p o zb a­ w io n y em ocji czy e le m e n tu o cen n eg o . I lie ro n im nie w ypiera się je d n a k sw ego u czestnictw a.

C iek a w y m ep izo d e m w o jn y p o lsk o -sz w e d zk iej, o p isan y m przez H o lste n a , była bitw a po d M ogiłą (10 czerw ca 1656). S iedem tysięcy P olaków po d J a n e m D e m b iń sk im , n ie św iad o ­ m y m szw edzkiej przew agi, p odeszło po d K raków (H o lste n w y p o m in a w te n sposób naszym ro d a k o m braki w w yw iadzie oraz ro z p o z n a n iu ). S zw edzi, d o b rz e ju ż za zn a jo m ien i ze sp o so ­ bem działania sw ych przeciw ników , nie o d pow iadali na zaczepki, czekając na w łaściw y m o ­ m e n t. Był n im p ew ien w ieczór, kiedy to do w ó d ca g a rn iz o n u , generał W irtz (H o lste n w s p o ­ m ina go b ardzo ciepło), o trzy m ał w iad o m o ść, iż Polacy czują się na tyle bezpieczni, że oddali się m a so w em u pijań stw u — cz em u sprzyjał „p rz y p ad k o w o ” u trac o n y przez S zw ed ó w k o n ­ w ój z o śm io m a w ozam i, załadow anym i w ęg ie rsk im w in em . D zięki niedbałości przeciw n ik a S zw edzi w ygrali. H o lste n o w i w w y n ik u p o d ziału łu p ó w dostał się fu rg o n , cztery k o n ie i m ło ­ da szlachcianka (co sam o w sobie daje p ew n e pojęcie o w o je n n y c h obyczajach naszych p rz o d ­ kó w X V II stulecia). E pizod te n w n ie k o rz y stn y m św ietle staw ia w ojsko polskie, k tó reg o d o ­ w ódca nie zatroszczył się ani o ro zp o z n an ie , ani o p o rzą d ek i dyscyplinę w obozie.

P odczas je d n e j z późniejszych potyczek, sto c zo n y c h przez krakow ski g arn iz o n , H o lste n dostał się do polskiej niew oli. Stało się to po — rzecz ja sn a — h e ro ic z n y m b o ju z p rzew aża­ ją c y m i siłam i w roga, zaś od śm ierci u c h ro n iła naszego b o h atera ze w n ę trz n a zam o żn o ść, w y ­ rażająca się w bogatym strój u — co spraw iło, że Polacy dostrzegli w n im w yższego oficera i za­ m iast zabijać wr w alce, w nadziei łu p u w cięli do niew oli. Ż o łn ie rsk i p raktycyzm objaw ił się tu w całej pełni, ja k o że sam m o m e n t trafienia d o rąk p olskich H o ls te n kw itu je krótko:

Tow arzysz zapytał m n ie zaraz, czy m a m pieniądze, albo m n ie zastrzeli. W y­ ją łe m w ięc sakiew kę pełn ą d u k a tó w i dałem m u , w ziął m n ie w ięc po d sw oją

opiekę (s. 42).

O b yczaje w o je n n e były id en ty cz n e po każdej stro n ie w ojującej, zresztą n ie rz ad k o — ja k św iadczy to życiorys H ie ro n im a C h ry stian a — te sam e o soby pojaw iały się raz po je d n e j, raz po drugiej stro n ie fro n tu .

W polskiej niew oli trak to w a n o go w m iarę d o b rze — oczyw iście ja k na obyczaje tam teg o czasu. N a noc trafił do jam y, zaś w d zień d an o m u w y b ó r — k ajdany i dalsza niew ola albo za­ ciąg do polskiej arm ii. D w u d z ie stu je ń c ó w (bo w tak n ie lic zn y m g ro n ie znalazł się nasz pa- m ię tn ik a rz ), ja k m ogło, starało się odw lec m o m e n t p odjęcia ostatecznej decyzji, licząc na n ie ­ odległy g arn iz o n krakow ski oraz m ając w persp ek ty w ie m o ż liw o ść w yku p ien ia. Je d n a k ani odbicie z rąk w roga, ani w y k u p nie doszły do sk u tk u , zatem w kajdanach, p o d eskortą, zostali

’ W. Kochowski, L a ta „p o to p u ” 1 6 5 5 - 1 6 5 7. tl. iw yb. L. Kukulski, wst. |. Krzyżanowski, opr. A. Kcrsten, Warsza­ wa 1966, s. 77.

(6)

H iero n im C hrystian I Iolsten w Polsce — ..potop" w idziany oczym a niem ieckiego najem nika 335

odesłani dalej, do W iśnicza. Podczas p rze m arszu je ń c y zostali w ystaw ieni na p u b lic zn e p o ­ śm iew isko, m iejscow a lu d n o ść zniew ażała ich, jak m ogła, w ten choćby sposób szukając za­ d o śću czy n ien ia za szw edzkie rabunki. Po d o ta rc iu na m iejsce p rzy d z ielo n o im n ę d z n e p o ­ m ieszczenie, w k tó ry m roiło się od m yszy oraz robactw a, żyw iono ich skąpo oraz p ro d u k ta m i niskiej ja k o śc i4 — od głodu je ń c ó w ratow ały talary, ja k ie H o lste n p rzem y śln ie ukrył i dzięki którym m ógł k upow ać od strażn ik ó w d o d atk o w e pożyw ienie.

N ie d o g o d n o śc i te dały też I Iolsten o w i asu m p t do pow zięcia p o d o b n ej do Paskow ej re­ fleksji. W spom inając, ja k to u kryte d u k aty pozw oliły w ięz io n y m N ie m c o m i S zw ed o m p rze­ trw ać zły czas, zdobyw a się na konkluzję:

M o i k oledzy traktow ali m n ie w te d y ja k jakiegoś bożka z p o w o d u posiadanych przeze m n ie dukatów , któ re zapew niały na zdro w ie a w sm u tn y c h chw ilach d o ­ daw ały otuchy. H o c p r o b a t t m i e s t, w ięc staraliśm y się je p o ta jem n ie zam ieniać to n a je d n o , to na drugie, k upując ty to ń , piw o i gorzałkę. Ach, dukaty, dukaty! D o ­ skonałe na w szystkie c h o ro b y re m e d iu m , (s. 43)

P o d o b n e w estch n ie n ie, w yw ołane p o ży tk iem płynącym z posiadania talarów, w znosił sw ego czasu nasz Pasek, w idząc w nich najlepszego tłum acza ’. N ajlepszy tłu m acz, najlepszy lekarz — żołnierskie ro z u m o w a n ie w szędzie jest p o d o b n e.

Z w lek an ie z decyzją nie m o g ło je d n a k trw ać d ługo, b o w iem w kraczające do Polski w ojska sied m io g ro d zk ie R akoczego w y m u siły szybką decyzję — i w ten sposób d zieln y niem iecki rajtar z I lo lszty n u trafił do polskiej arm ii k o ro n n ej. H ie ro n im a zm iana fro n tu nie sz o k u je ,je ­ dyną spraw ą, co do której odczuw ał niechęć, było p rzy m u sz en ie go do objęcia funkcji starsze­ go kaprala, na którą nie m iał o choty (dom yślam y się, że odbierał to jako degradację — w regi­ m e n cie K ónigsm arcka był w szak w ac h m istrz em ).

Św ieżo sfo rm o w a n e z jeń có w szw edzkich (w praktyce głów nie n aro d o w o ści n ie m ie c­ kiej) k o m p a n ie nie otrzym ały śro d k ó w na u m u n d u ro w a n ie , troskę o to p rz e rz u c o n o na barki sam ych zaintereso w an y ch , przez palce spoglądając na kradzieże, ja k ic h się dopuszczali na lu dności cyw ilnej tak na te re n ie R z ec zy p o sp o lite j,ja k i na cesarskim Śląsku (m iejscem stacjo­ now ania była b o w iem granica m ięd zy K oroną a Śląskiem ). Jak k o n k lu d u je H o lste n ,

w su m ie najlepszym żo łn ierze m był ten, k tó iy u m ia ł najlepiej kraść. W te n spo­ sób nie zap o m n ieliśm y szw edzkich obyczajów i śląskich d ró g (s. 4 4 -4 5 ).

W te n dość su b te ln y sposób daje do zro z u m ien ia, jak ie były zw yczaje w ojsk szw edzkich — łu p iestw o na skalę m asow ą. P o d o b n ie rozw iązano kw estię zaopatrzenia w ojska w trakcie

4 K rótkotrw ały pobyt w w ięzieniu nie pozbaw ił jed n a k I Iieronim a przyrodzonego poczucia h u m o ru . O w y­ żyw ieniu m a do pow iedzenia tylko to, że otrzym yw ali kaszę jaglaną, gotow aną na czystej w odzie, zaś w piwie, które im w ydzielano, p ró żn o było szukać chm ielu i słodu. Z a to niedziela wiązała się z praw dziw ą „ucztą" — w ięźniow ie otrzym yw ali świeże m ięso ze starej, zdechłej krow y (s. 43). Ź ró d łem dow cipu je s t tu rzecz jasna ironiczny kontrast m iędzy uroczystym charakterem dnia oraz ..świeżością" mięsa a jego dawczynią — zdechłą krową.

(7)

p rze rw y m ię d zy działaniam i b o jo w y m i w ro k u 1660, kiedy to p rze n iesio n e nad śląską granicę je d n o s tk i i ich żołnierze „m ieli okazję, by per fas et nefas zdobyw ać p ie n iąd z e” (s. 53). W I lo l-

ste n o w y ch w sp o m n ie n ia c h b rak je s t in form acji o p ró b ac h p rzeciw działania tak im p rak ty ­ k o m , p o d ejm o w an y c h p rzez d o w ó d ztw o . Być m oże p ró b takich nie było — n ie p łatn e w ojsko tr u d n o było zresztą poddać surow szej dyscyplinie. C o ciekawe, nie w sp o m in a w cale o d e z e r­ cjach — tr u d n o przypuszczać, by ich nie było. Być m o ż e nie chciał kalać d o b reg o im ienia, j a ­ kim cieszyli się w ów czas niem ieccy n a je m n ic y ’.

Po początkow ych p orażkach dalsze boje dyw izji L u b o m irsk ie g o przebiegały p om yślniej. T oczono j e na te re n ie S ied m io g ro d u , czyniąc tam ogóln ie pojętą dyw ersję. Ja k w sp o m in a H o lste n ,

tam nie ro b io n o nic in n eg o , ja k tylko p u sto s z o n o o g n ie m , m ie cz em i strzela­ n ie m . N icz eg o nie oszczędzano, zabijano starych i m ło d y c h bez w zg lęd u na stan, w szystkich, któ rzy znajdow ali się na te ry to riu m p odległym R ak o czem u . O szc z ę d z a n o je d y n ie cesarskie w o ln e m iasta i p o d d an y c h . P oniew aż znęcali­ śm y się o k ro p n ie ... (s. 46).

Z n o w u nie spotykam y śladu refleksji nad c h a rak te re m działań w o jen n y c h , a je d y n ie s u ­ chą relację.

Z m o b iliz o w a n e pospiesznie lokalne w'ojska Polacy rozbili. Podczas je d n e j z p o ty czek zgi­ nęli niem al w szyscy k w ate rm istrzo w ie — je d e n z w akujących etató w objął H o lste n — i sta­ n o w iło to znaczący aw ans — także m aterialny. W ypraw a w ogóle okazała się opłacalna, m im o iż w sk u te k k ontrakcji nieprzyjaciela przyszło u c h o d z ić w góry, porzucając w iększość zd o b y ­ czy. H o lste n w sp o m in a , iz w rócił z czterem a p o d o lsk im i w o łam i oraz c z te rn a sto le tn ią w ę ­ gierską szlachcianką, p rze b ra n ą za chłopca. Podczas w alk identyfikow ał się ze sw ym i n o w y m i p racodaw cam i, b o w iem p o w ró t z w ypraw y w ęgierskiej skw itow ał k ró tk im : „G dyśm y się w reszcie znaleźli z p o w ro te m w naszych w łasnych g ran ic ac h ” (s. 47). W łasne, czyli granice R zeczypospolitej. P o d o b n ie po zdo b y ciu K rakow a (24 sierpnia 1657) zauw ażył:

G dy cesarscy i Polacy tro ch ę w ypoczęli, cesarscy odm aszero w ali do P ru s, m ia­ n ow icie p o d Elbląg, m y n ato m ia st pod T o ru ń (s. 51).

Po p o w ro c ie doszło do w alnej bitw y z S ied m io g ro d z ian a m i, bitw y w ygranej, po której H o lste n aw ansow ał na w ach m istrza. N a kolejny aw ans, na k orn eta, m u sia łje d n a k czekać d łu ­ go, p o n a d to został raz p o m in ię ty przez n ep o ty z m dow ódcy, k tó ry aw ansow ał (niesłu szn ie, ja k pow iada H o lste n ) sw ego brata. N e p o ty z m czystej w o d y w zb u rzy ł H ie ro n im a C h ry stian a , b o w iem d o tk n ą ł go osobiście, je d n a k ja k o zjaw isko był o n częsty w arm iach ow ego czasu.

Z a to w alki ze S zw edam i na P o m o rz u G d ań sk im (16 5 8 -1 6 5 9 ) H o lste n w sp o m in a ja k n aj­ gorzej. B itew w p raw d zie nie to c z o n o (zatem ziściło się o d w iec zn e życzenie n ajem n ik ó w :

(l N ajw ięcej dobrych słów ma I lolsten do pow iedzenia o N iem cach, zatem dbałość o reputację swych roda­ ków nie dziw i nas ani trochę.

(8)

„Daj nam , B oże, sto lat w ojny i ani je d n e j b itw y ”), je d n a k p ro b le m y aprow izacyjne oraz idący za n im i głód (p o d o b n o niek tó rzy m yśleli w ręcz o lu d o z erstw ie ), ja k rów nież spustoszenie kraju nie pozw alały na pozytyw ne w sp o m n ie n ia z tego o kresu działań w o jen n y c h . I lo lsten k o n k lu d u je w ięc: „N a pięknych Ż u ław ach nie w skóraliśm y w iele poza tym , że zniszczyliśm y je i zlu p ili” (s. 53). A było to te ry to riu m R zeczypospolitej, czyli w alczyli na w łasn y m terenie, nie w e w ro g im kraju. G łód, panujący w dyw izji L ub o m irsk ieg o , był zresztą faktem , w sp o m i­ nał o tym i nasz Pasek7. O czyw iście ró żn ice w ynikały i z ró żn eg o ch arak teru w alk, toczonych w D anii i po d M a lb o rk iem , różnej zam ożności terenów , w reszcie różnej zapobiegliw ości oraz staranności d o w ó d c ó w 8.

D ziałania w o je n n e to nieszczęście dla d o tk n ię te g o n im i kraju n iezależnie od tego, która stro n a w ygryw a oraz która się b ro n i lub atakuje. O blegający M a lb o rk Polacy — w śró d nich reg im e n t H o lste n a — rozebrali okoliczne w sie na m ateriał do b u d o w y o b o zu , zaś m iejscow i — św iadom i n ie b ez p iec ze ń stw w o jen n y c h — zbiegli w raz z całym dob y tk iem . N a w e t p rz e ­ m arsze w o jsk fo rm a ln ie sojuszniczych stanow iły zagrożenie — o w ojskach cesarskich, sprzy­ m ie rzo n y ch z Polakam i, H o lste n pisze, iż p rzy d z ielo n o im specjalnych kom isarzy, „żeby w szystko m ogło się odbyć bez g rabieży” (s. 53).

M iejscow a lu d n o ść nie odró żn iała zresztą n ajem n y ch w ojsk, pozostających w służbie szw edzkiej, od je d n o s te k służących na żołdzie k o ro n n y m (niespecjalnie zresztą je d n o stk i te różniły się p o stę p o w an ie m w o b ec lud n o ści cyw ilnej — a że i je d n i, i d ru d z y m ów ili w o bcym ję z y k u , na ogół po n iem ieck u , tym tru d n ie j było poznać, k tórzy są „nasi”, a k tó rzy nie). W ielce in te re su ją c e je st tu zdarzenie, ja k ie m iało m iejsce podczas p rze m arszu przez p ań stw o polskie je d n o stk i H o lste n a. Je g o kom pania, rozlokow aw szy się na noc w pew nej wsi pod Leskiem (której nazw y nasz b o h ater nie zapam iętał), została nap ad n ięta przez m iejscow ych ch ło p ó w (naw et po latach, spisując w sp o m n ie n ia , H o lste n pam iętał jeszcze, że krzyczeli: „sabito, po - hanski syn sk u rfe ssin ” — s. 48). K ilku rajtarów 7 za m o rd o w an o , n ie k tó ry ch m o c n o pobito, w szystkich o b rab o w an o ; sam I lo ls te n niem al w ostatniej chw ili u n ik n ą ł śm ierci. M iejscow y szlachcic tłum aczył później, płacąc I Iolsten o w i za m ilcz en ie co do tego in c y d en tu , że chłopi „w7 sw7oim życiu nie w idzieli nigdy żołnierzy n ie m ie c k ic h ” (s. 49). Spraw ę załatw iono p o lu ­ b ow n ie, p o sz k o d o w a n y m rajtarom w y płacono o d sz k o d o w a n ie oraz w n iesio n o na ich rzecz stosow ne zadośćuczynienie — choć m ściw y I lo lsten nad m ien ia, że „najw iększą p rz y je m n o ­ ścią dla m n ie byłoby puścić w ieś z o g n ie m ” (s. 49). M im o podpisanej ugody, H o lste n nie p o ­ niechał m yśli o zem ście, i tuż p rzed w y m arszem reg im e n tu d o p a d łje d n e g o z głów nych w in o ­ w ajców napaści, m iejscow ego w ójta, któ reg o kazał solidnie oćw iczyć oraz pozostaw ić na m iejscu kaźni.

Po o p u sz cz en iu ziem polskich I lo ls te n raczej nie interesow ał się dalszym ich losem , sz u ­ kając m iejsca za tru d n ien ia w bliższych sobie okolicach, raz je d e n w sp o m in a je d n a k o R zeczy­

7 Por. J. Cli. Pasek. P a m ię tn ik i, op. cit.. s. 93.

s M im o to jed n a k w łaśnie Lubomirski będzie tym Polakiem, którego H olsten w spom ina najcieplej oraz za­ wsze znajduje dlań słowa pochwały.

(9)

pospolitej. M ian o w icie w ro k u 1666, kiedy I lo lste n pozostaw ał w służbie u b iskupa M ü n ster, przeczytał ’ w iadom ość, że

L u b o m irsk i po raz d ru g i u tw o rzy ł Z w iąz ek Ś w ięcony przeciw królow i i z a m ie­ rzał sam zostać k ró lem p olskim . [ ... ] szybko zd ecydow ałem się [ ... ] tam pójść. U w aża łe m , że d o b ry L u b o m irsk i raczej zrobi ze m n ie m in istra niż opuści. P o ­ tem je d n a k przyszła w iad o m o ść, że d o b ry pan zm arł. K ról K azim ierz abd y k o - w ał, co było rzadkim w y p ad k ie m w św iecie, gdyż opuścił kró lestw o i poszedł do klasztoru (s. 100).

I tak H o lste n ostatecznie do Polski nie pow rócił; niew iele brakow ało, a zaciągnąłby się do arm ii, mającej w prow adzić na polski tro n księcia Filipa W ilhelm a, je d n a k elekcja M ichała K ory- buta W iśniow ieckiego zn o w u u niem ożliw iła znalezienie za trudnienia w E uropie Środkow ej.

3. Uroki życia najemnika

Ja k to ju ż zostało pow ied zian e, relacja pana H ie ro n im a rozpoczyna się o d p otyczki poci U jśc ie m oraz kapitulacji zgrom adzonej tam szlachty w ielkopolskiej. H o lste n potw ierdza, że w aru n k am i ugody było z polskiej strony sw obodne przepuszczenie w ojsk szw edzkich, ze szwedzkiej n atom iast „utrzym any będzie w zorow y porządek, tak by im [tj. polskiej szlachcie], ich żo n o m i ich d o m o m nie stała się żadna krzyw da” (s. 29). W itte n b erg zrazu pow ażnie trak to ­ wał to zobow iązanie (taka zresztą była polityka Karola G ustaw a, c h c ą c e g o ja k n ajm n ie jszy m k o sz tem u zy sk ać jak najw ięcej), o czym świadczy, iż — ja k w sp o m in a nasz p am iętn ik arz —

pod karą śm ierci zakazano n am złodziejskich w ypraw . Z g o d n ie z ty m generał W itte n b e rg rozkazał wTieszać każdego (rabusia) bez w zg lęd u na osobę. Toteż w każdą środę w ieszano nie tylko szeregow ców , ale także p o ru cz n ik a, cyrulika re g im e n tu , k w aterm istrza i trębacza (s. 2 9 -3 0 ).

W dość suchej relacji nie m o ż n a doszu k ać się słow a sprzeciw u w7obec ty m zarząd zeń — H o lste n p rzy jm u je do w iad o m o ści ich istn ie n ie ,je st św iadom kon sek w en cji, je d n a k nie zn a­ czy to, że o n czy in n i je m u p o d o b n i zam ierzali się sw em u d o w ó d cy podp o rząd k o w ać.

K olejne akapity w y p ełn io n e są opisem takiej zbójeckiej wypraw y, na któ rą H o lste n — ja k pisze — łatw o dał się n am ó w ić (był m łody, w ięc zapew ne nie był jej in icjato rem ). N ie p rz e ­ biegła ona je d n a k po m yśli je j c z te rn a stu uczestników , b o w iem zostali zaskoczeni przez znacznie liczniejszą gro m ad ę P olaków tuż po z łu p ie n iu zn ajdującego się w okolicy szlachec­ kiego d w o rk u . W w yniku w alki, jak a się w yw iązała, zginął je d e n z n a je m n ik ó w oraz kilku chłopów : p rzed niech y b n ą śm iercią n ap a stn ik ó w ocalił szczęśliw ie przejeżdżający n ieopodal patrol szw edzki. Ten łu t szczęścia nie dla w szystkich o calonych okazał się isto tn ie korzystny, b o w iem p o k rzy w d ze n i złożyli skargę, w w y n ik u której żo łn ierzy o sa d zo n o w o b o zo w y m

(10)

i liero n im C hrystian H olsten w Polsce — ..potop" w idziany oczym a niem ieckiego najem nika 339

w ięzien iu . P rzed niezw łoczną egzekucją ocaliło ich o czekiw ane przybycie szw edzkiego m o ­ narchy: m io d o w y m iesiąc Karola G ustaw a i je g o polskich p o d d an y c h najw yraźniej dobiegał ju ż końca.

D o św iad czen ie to niczego je d n a k nie nauczyło naszego bohatera. J u ż kilka d n i później, w trakcie m a rsz u arm ii szw edzkiej przez W ielkopolskę, w nieco m niej licznej k o m p a n ii, li­ czącej łącznie siedem osób, brał udział w łu p ie n iu w ielkiej w si, praw ie z u p e łn ie opuszczonej przez m ieszkańców . Je d e n z pozostałych ch ło p ó w n iem al pozbaw ił H o lste n a życia, zacho­ dząc go od tyłu. Je d y n y m w n io sk ie m , jak i p am iętn ik arz w y sn u ł z tej historii, było stw ie rd z e­ nie, iż „od tego m o m e n tu n au czy łem się p rz e z o rn o śc i’' (s. 32).

O kazją do w zbogacenia się były nie tylko p o d ejm o w an e „pry w atn ie” łupieskie wyprawy, ale i „oficjalnie” toczone walki. P odczasjednej z nich I Iolsten w ziął do niew oli m łodego d rago­ na, N iem ca służącego w polskim w ojsku, obłow ił się rów nież podczas plądrow ania p rze d m ie­ ścia żydow skiego na K azim ierzu; je g o stan m ajątkow y w ynosił w ów czas około 200 talarów. P o­ średnio w skazuje to na zam ożność kraju — tyle że pokazyw ana z p u n k tu w idzenia rabusia, u p a­ trującego w szędzie okazji do łupiestw a i sw aw oli. Bez w sty d u w sp o m in a przygody typu:

P oszliśm y w ięc i złupiliśm y kilka dw orów . P rócz je ń c ó w zabraliśm y w szystko, cośm y zabrać zdołali [ ...J (s. 34).

O pożytkach płynących z brania je ń c ó w i w y puszczania ich za o k u p e m przyjdzie m u w sp o m in a ć n ie jed n o k ro tn ie .

N a tle rozbrajająco szczerych relacji H o lste n a o kolejnych „w ypraw ach” — ja k e u fe m i­ stycznie nazyw a łupieskie w ypady — zadziw iająco naiw nie brzm i refleksja, zw iązana z p ó ź ­ niejszym i w ydarzen iam i, kiedy to z o b u rz e n ie m zauw aża, że „w pew n y m d w o rk u szlachec­ kim kilku S zw edów zostało po ło tro w sk u za m o rd o w a n y c h ” (s. 34). N ajw yraźniej przysłow ie „Jak K uba B ogu, tak B óg K ubie” nie było m u z n a n e ...

N ajcieplej w sp o m in a je d n a k H o lste n stacjonow anie w K rakow ie. Ja k pisze:

U rz ą d z iliśm y się tutaj, byliśm y w eseli i w d o b ry ch h u m o ra c h . M ieliśm y w ted y dość pieniędzy, polskie k obiety były w y tw o rn e , delikatne i piękne, podobała n am się polska m uzyka. S łow em , było to życie, o ja k im m o ż n a m arzyć (s. 34).

Z aiste — chciałoby się d odać — ziem ski raj, u o so b io n y w trze ch rozkoszach — Wein, Weib und Gesaiig. P o d o b n e chw ile szczęścia przyjdzie m u przeżyć jeszcze je d e n raz, je d n a k ju ż po

polskiej stronie.

Je d n a k nic, co d o b re, nie tiw a w iecznie. Podczas je d n e g o z łu pieskich patroli p rzy p a d k o ­ w o w szedł do izby, w której leżeli ch o rzy na ospę (rzecz jasna, trafił tam w p o sz u k iw an iu łu ­ pów ) i zaraził się. C o ciekawe, gdy leżał złożony c h o ro b ą w L anckoronie, stacjonujący tam Szw edzi zostali pew nej nocy w ycięci w pień, I Iolstena ocaliła je g o gospodyni, w dow a, która w yniosła p am iętn ik arza poza m iasto, następ n ie zaś — po rzezi — ukryw ała przez osiem dni. Powody, ja k ie skłoniły tę nieznanej naro d o w o ści niew iastę do ocalenia życia członka n

(11)

ajezd-niczej arm ii nie zostały je d n a k w yjaśnione. O m e to d ac h leczenia tej c h o ro b y nie w sp o m in a , najw yraźniej polska m edycyna posługiw ała się tym sam ym arsen ałem śro d k ó w oraz m e d y k a­ m entów , co jej zach o d n io eu ro p ejsk a o d p o w ied n icz k a — gdyby było inaczej, H o lste n zapew ­ ne nie om ieszkałby o ty m w sp o m n ie ć, zależnie od o k oliczności w ychw alając lub w y śm ie w a­ ją c p o stę p o w an ie lokalnych m edyków .

C o ciekaw e, relacje o łup iesk ich d o k o n an iac h Ilo ls te n a uryw ają się w raz z m o m e n te m zm iany strony. N ie w ydaje się m ożliw e, by nasz p am iętn ik arz zaprzestał tego ro d za ju działal­ ności, przestał je d y n ie o niej w sp o m in ać.

4. Relacje o poszczególnych częściach kraju

W alki na U k ra in ie stały się okazją do p o in fo rm o w a n ia czytelnika o dość egzotycznych dla m ieszkańca E u ro p y Z ac h o d n iej te re n ac h , na k tó ry ch przyszło je toczyć. D zikie Pola, k tó ry ch część zajm ow ały w ojska polskie — ja k pisze H o lste n —

rozciągają się na p rze strzen i praw ie 100 m il, ro śn ie tam przep ięk n a, p o żyw na traw a w ysokości sitow ia. N ie m a tam praw ie żadnych lasów, a także m ało jest św ieżej w ody, w w iększości sam tylko m u ł i bagno. Je st t kraj całkiem płaski, nie m a żadnych dróg, ja k na o tw arty m m o rz u (s. 55).

Z atrz y m ajm y się chw ilę nad tą częścią opisu. W m iarę w iern ie oddaje on realia D zikich Pól, opisane z p u n k tu w id ze n ia osoby, obytej od u ro d z e n ia z m o rz e m (od n ajm ło d sz y ch lat m ieszkał w n ad m o rsk ich m iastach — I Ia m b u rg u oraz H o lsz ty n ie ) — p rz e c ię tn e m u p o lsk ie­ m u szlachcicow i skojarzenie z m o rz e m n a jp ra w d o p o d o b n iej nie przyszłoby do głowy. Z aś od H o lste n o w e g o „otw artego m o rz a ” n iedaleko ju ż d o zn an eg o nam : „W płynąłem na suchego p rz e stw ó r o c e a n u ” . .. O czyw iście H o lste n to nie M ickiew icz, a je g o opis nie d o ró w n u je p o e ­ tyckiej w izji naszego w ieszcza, je d n a k na p o d o b n e zjaw isko patrzyli w p o d o b n y sposób.

W racam y do narracji pana I lie ro n im a . Pisze dalej o bezkresie D zik ich Pól:

C z ło w ie k o rie n tu je się w e d łu g k o śc io tru p ó w na daw niejszych w ielkich p olach b itew lub w e d łu g k urh an ó w , gdzie p o d w zg ó rk am i p o g rze b an o w iele setek za­ bitych. G d y chodzi o zw ierzynę, je s t tu w w ielkiej obfitości — zające, głuszce, ja rz ąb k i, kuropatw y, p rzep ió rk i i te m u p o d o b n e. Są tak tłu ste, ze ledw ie to biega

lub fruw a, tak iż m o ż n a je łow ić biczem z k oni (s. 55).

Je st to najd łu ższy opis przyrody, na ja k i n atrafiam y w d ziełk u tw ard o stąpającego po ziem i H o lste n a — najw yraźniej egzotyka D zik ich Pól okazała się na tyle poruszająca, że m o c n o za­ padła w? p am ięć i naw et po latach skłoniła naszego pam iętn ik arza d o ro zb u d o w an ia narracji o te n passus opisowy. M im o to je d n a k i tak przejaw ia się tu o b ecn y na k artach p am iętn ik a ch a ­ rakterystyczny, żołnierski p raktycyzm — H o lste n a nie in te resu je p ięk n o p rz y ro d y ja k o takiej, a je j e w e n tu aln e zalety lub w ady (tu w skazuje na tru d n o śc i z o rientacją w te re n ie — rzecz dla

(12)

I lieronim C hrystian 1 lolsten w Polsce — ..potop" w idziany oczym a niem ieckiego najem nika 341

żołnierza w ielkiej w agi — oraz p raktyczne korzyści: m ożliw ość u p o lo w an ia apetycznego zw ierzęcia, i to bez w ysiłku).

C o ciekaw e, p o d o b n e w rażenia z p o b y tu w D anii o d n ió sł Pasek — i on w skazuje na ob fi­ tość zw ierzyny w d u ń sk ic h lasach (poza w ilkam i, któ ry ch tam nie m a ) 10. Łatw^ość polow ania postrzegał nasz Ja n C h ry z o s to m w nieo b ecn o ści drapieżników , sk u tk iem czego zw ierzyna nie była płochliw a i łatw o daw ała się podejść; H o lste n łatw ość polow ania na ukraińskie zw ie­ rzęta w yjaśnia ich tłustością, u n iem ożliw iającą szybką ucieczkę.

Pobyt na U k ra in ie (H o lste n o d ró żn ia D zikie Pola od U k ra in y ) kojarzy m u się rów nież z piecam i ch leb o w y m i oraz o d m ie n n y m sposobem spania m iejscow ych. O pobycie w ojska na leżach zim o w y ch w sp o m in a następująco:

Tę p ołow ę zim y spędziliśm y w ięc za uk raiń sk im i piecam i chleb o w y m i, gdyż tu, gdy gospodarz chce iść spać, włazi z żoną do w orka, p o d o b n ie p achołek i dziew ka, każdy w sw oim w o rk u i tak śpią wszyscy, a cielęta i św inie o b o k pie­ c ó w D o b re m ięso i chleb, m ió d , gorzałka i ty to ń były naszym zw yczajnym w iktern. M oją najlepszą rozryw ką było to, że stale m o g łem je ź d z ić na łowy, gdyż m iałem ju ż d o b re psy i sokoły. W ieczoram i zabaw ialiśm y się z u k raiń sk i­ m i pięknym i, sm agłym i d ziew czętam i [ ...] (s. 65).

S posób spania P olaków rów n ież bu d ził zdziw ienie H o lste n a, przyzw yczajonego do o d ­ m ie n n y ch obyczajów w tej m aterii. R elacjonując p o w ró t do d o m u i p obyt w S zczecinie (gdzie po raz pierw szy od dostania się do polskiej niewroli m iał okazję spotkać generała W irtza, swego ostatniego d o w ó d cę w arm ii szw edzkiej), zauw aża:

M oja gospodyni ofiarow ała m i naw et do spania pierzynę, od czego zu p ełn ie o dw y k łem , poniew aż nie w id ziałem od dziesięciu lat żadnej pierzyny, gdyż P o­ lacy śpią na sam ych m ateracach (s. 89).

Id en ty c zn e zdziw ienie, tylko skierow ane w przeciw n ą stro n ę, okazyw ał Pasek, o p o w iad a­ jąc o działaniach dyw izji C zarnieckiego w D anii. Tak pisał:

Łóżka do sipienia m ają w ścianach zasuw ane ta k jak o szata, a pościeli tam o k ru t­ nie siła ścielą. N ag o sypiają, ta k ja k o m atka urodziła, i nie m ają tego za żadną sro m o tę , rozbierając się i ubierając je d n o przy d ru g iem , a n aw et nie strzegą się i gościa, ale p rzy św iecy zdejm ują w szystek o rn a m e n t; a na ostatku i koszulę zdejm ie i pow iesza to w szystko na kołeczkach, i d o p ie ro tak nago, drzw i p o za­ mykawszy, św iecę zagasiwszy, to d o p ie ro w ow ę szatę w łazie sp a ć".

" Z ob. |. Cli. Pasek, P a m ię tn ik i, op. cit., s. l!S. 1 Ib id e m , s. 20.

(13)

Z ad z iw ien ie H o lste n a u k raiń sk im i piecam i m o ż e znaleźć w yjaśnienie w Paskow ej in fo r­ m acji o w y so k im podatk u od pieców w D a n ii12, sk u tk iem czego p iecó w po d o m a c h — poza m agnackim i — w łaściw ie się nie spotyka.

U k ra iń sk ic h zw yczajów h ig ie n ic zn y c h dotyczą w sp o m n ie n ia H o lste n a, w y w o łan e k o ­ n iecznością p o ró w n a n ia łaźni n ie m ie ck ic h z u k raiń sk im i. Ja k pisze,

U k ra iń sk ie łaźnie w ydaw ały m i się zdrow sze, gdyż m iały o w iele w ięcej m iejsc do kąpieli, praw ie ja k w Szw ecji. Tam, gdy chcą się kąpać, biorą w ielki gorący k am ień i oblew ają go w rzącą w odą. D aje to n aty ch m iast straszliw ą parę, w k tó ­ rej się n ie z m ie rn ie pocą. G d y tak p osiedzą p onad g o d zin ę i praw ie zu p e łn ie ze- słabną, w ted y całkow icie spoceni skaczą d o zim n ej w o d y w staw ach lub s tu ­ d n ia ch p rzy łaźni, gdzie w y rą b an o lód, by się o chłodzić. Probatuni est — sam te ­

go p ró b o w a łe m (s. 9 1 -9 2 ).

W p ra w d z ie z k o n stru k cji tego o pisu nie w ynika je d n o z n a c z n ie , któ re łaźnie H o ls te n o p i­ suje — szw edzkie czy u k raińskie — je d n a k zw ażyw szy na dopisek, iż sam tego pró b o w ał, m o ż n a zasadnie przypuszczać, iż ch o d zi o te d ru g ie — w7 Szw ecji b o w iem nie zdarzyło m u się zagościć, na U k ra in ie za to przebyw ał kilka lat, w zw iązku z czym m iał okazję z d o b ro d z ie j­ stwa m iejscow ych łaźni skorzystać — i zapewnie je w łaśnie m a na m yśli, pisząc „ ta m ”.

P obyt w N ie m iro w ie z kolei kojarzy się I Io lste n o w i z n ie z m ie rz o n y m lasem , k tó iy — ja k pisze —

w y ch o d zi n iby w ielkie długie ram ię z N ie m ie c , od S zw arcw aldu idzie przez Śląsk, dalej przez Polskę, Kaszuby, Litw ę, U k ra in ę i sięga do M oskw y. Tu m o g ­ liśm y polow ać i strzelać w ed le naszego u p o d o b an ia, gdyż było tam nadzw yczaj d u ż o zw ierzyny i n ie d źw ie d zi ró żn y c h g atu n k ó w (s. 66).

W yobraźnia geograficzna I lo lsten a je s t zresztą w y b itn ie eu ro p o c e n try c z n a , o dalszych te ­ ren a ch (w każdym razie na w sch o d zie) pojęcie m a m gliste. W sp o m in ając sw oje obawy, zw iązane z — na szczęście k ró tk o trw a ły m — p o b y te m w tatarskiej niew oli, opow iada, że m y ­ ślał w ted y następująco:

B oże kochany, dokąd teraz ze m ną dążysz? P odróż d o kraju T atarów zu p e łn ie m i się nie podobała, gdyż z piekła i od T atarów m a ło je st nadziei na w yjście. M y ­ ślałem , zostaniesz sp rzed an y na galery albo d o tureck ieg o h a re m u na służbę, al­ bo sp rzed an y i zjed zo n y przez pożeraczy chrześcijan, któ rzy m ieszkają za k ra­ je m T atarów (s. 67).

G ran ice znanego H o lste n o w i świata kończą się m niej w ięcej na ziem iach tu rec k ich , dalej zaś rozpościerają się tery to ria zam ieszkiw ane przez ludy dzikie a n ie zn a n e i groźne.

(14)

P od o b n e w y o b ra że n ie — tyle że w sto su n k u do ziem polskich — m ieli członkow ie ro d zi­ ny H o lste n a , któ reg o — gdy okazało się, że H ie ro n im C h ry stian nie zginął na w ojnach — prosili usilnie, by „jednak kiedyś' w rócił do d o m u i nie przebyw ał dłużej w śró d b arb a rz y ń có w i d z ik u s ó w " ... Ja k w sp o m in a,

M o je m yśli je d n a k rzadko sięgały d o m u , cały czas rad o w ałem się, że będę m ógł żyć z m oją naju k o ch ań szą Z ofią K atarzyną. O sw o iłe m ją już i nie była w obec m n ie ani barbarzyńska, ani dzika (s. 77).

Poglądy zm ieni! po śm ierci u k ochanej:

W n e t się zdecydow ałem , aby pójść za (radą) listu m ojego kuzyna von d e r D ec - kena, o p u ścić b arb a rz y ń có w i dzikusów , poniew aż m oja je d y n a , łagodna ow ieczka zm arła. M iałem w ięc w strę t do Polski i Śląska (s. 82).

W strę t te n nie okazał się je d n a k nie d o przezw yciężenia — gdyby b o w iem doszła do sk u ­ tku w ypraw a księcia n eu b u rsk ie g o do Polski, na którą I lo lsten planow ał się zaciągnąć, bez w ahania po w ró ciłb y do naszego „dzikiego i barb arzy ń sk ieg o ” k ra ju 13.

Z n a m ie n n a je s t rów n ież scena p o w ro tu I Iolstena do I Iam burga. O pow iada:

szyldw ach zapytał m n ie , skąd przybyw am ? W m yśli o d p o w ied z ia łem — z U k ra in y ; szyldw ach zapytał: co to za m iasto? Z astan o w iłe m się i po w ied zia­ łem : d o b ry przyjacielu, ja d ę od Szczecina z głębi Polski i m am chętkę je c h a ć do D anii (s. 90).

Z p o w o d u polskiego stro ju ,ja k i nosili I lo lsten o ra z je g o tow arzysze, m iejscow i w zięli ich za zn acznych p o słó w z Polski.

Pisząc o pobycie w Polsce, rzecz ja sn a nie m ógł H o lste n p o m in ą ć najbardziej chyba rzu ca­ jąceg o się cu d z o z ie m c o m w oczy e le m e n tu szlacheckiej obyczajow ości, m ianow icie sk ło n ­ ności d o picia. O jej w yko rzy stan iu przez generała W irtza była ju ż m ow a, ale nie w y czerpuje to Ilo ls te n o w y c h rem in iscen cji, zw iązanych z polsk im obyczajem pijackim . W spom inając je d e n z niezliczo n y ch przem arszów , o pow iada o pobycie w p ew n y m m ajątku w okolicach P o­

znania (jak niem al zawsze, pom ijając je g o nazw ę):

Toteż gdy p o l s k i m z w y c z a j e m p i l i ś m y o b r z y d l i w i e [podkr. T. S. J i szlachcic byl już pijany, w szczął ze m ną czczą zw adę. N ie zn o siłem tego. R ano, gdyśm y się trochę przespali, w yzw ałem go na p o jed y n ek i zaządałetn pełnej satysfakcji. Był w p ra w d zie m o c n y w gębie, ale do tego nie był skory.

W k o ń cu I lo lsten o w i udało się w y m u sić spełnienie tego h o n o ro w e g o obow iązku. O sa­ m y m p o je d y n k u opow iada skrótow o:

" |cdyne bardzo osobiste w tonie fragm enty pam iętnika pośw ięcone są miłości, jaka w zbudziła w H olstenie córka byłego dowódcy, Zofia Gaszyńska; zmarła je d n a k nagle, pogrążając pam iętnikarza w rozpaczy

(15)

R ozbiegliśm y się d o b ry m polsk im zw yczajem dość szeroko, w y trzy m a łem dw a je g o ro z rz u c o n e strzały i atak z szablą w ręk u (s. 78).

N a stę p n ie H o lste n szlachcica postrzelił, zdaw ało się, że śm ierteln ie. P ech o w o złożyło się, że p o strze lo n y m był k rew n y ó w czesnego w o jew o d y pozn ań sk ieg o , Ja n a L eszczyńskiego, j e d ­ nego z najw iększych d y gnitarzy królestw a.

W obaw ie p rzed karą H o lste n ukrył się wTje d n y m z klasztorów . M n isi, gdy tylko z o rie n to ­ w ali się, ja k ieg o w yznania je s t nasz bohater, podjęli n aty ch m iast p ró b y sp ro w ad zen ia go na ścieżki praw dziw ej wiary, a rg u m e n tu ją c, że tylko w razie zm ian y w yzn an ia będą w stanie o c h ro n ić H o lste n a przed sk u tk am i zabójstw a szlachcica. N ie c h ę tn y zm ian ie w yzn an ia oraz n ie sk ło n n y do m o n asty czn eg o życia poszukał innej pro tek cji — h etm a n a L u b o m irsk ie g o oraz d o w ó d cy sw ego re g im e n tu — co p o sk u tk o w a ło (szlachcic b o w iem nie był m artw y, ja k cały czas w m aw iali m u m n is i). C ałą przygodę w klasztorze p am iętn ik arz zam yka sarkastyczną konkluzją:

R yby i olej, k tóre zjadłem w klasztorze, kosztow ały m n ie d o b rze p o n ad 100 d u ­ katów (s. 78)

O ile kw estii religijnych w sw ych w sp o m n ie n ia c h H o lste n w zasadzie nie p o d ejm u je , to je d y n e złe słow a zarezerw o w an e m a dla m nichów .

P o w ró t w ro d z in n e stro n y — po rozw iązan iu Z w iąz k u Ś w ięconego — okazał się p rz e d ­ sięw zięciem n ieb ezp ieczn iejszy m niż niejed n a w o jen n a w ypraw a. Liczni d y m isjo n o w an i żołn ierze, d e z e rte rz y oraz w szelkiej m aści h o ło ta spraw iała, że drogi były b ard zo n ie b ez p iec z­ ne i p o d ró żo w an ie wr nielicznej k o m p a n ii było zn a cz n y m ryzykiem . Polacy, jako p rzyzw ycza­ je n i do takiej sytuacji, u m ieli sobie radzić, H o lste n skorzystał w ięc z d o św iadczenia m ie jsc o ­

w ych. J a k pisze,

N a u c z y łe m się teraz d o b rz e polskiego u ta rteg o p ostępow ania, nigdy nie n o c o ­ w ałe m w e wsi i d o b rze patrzy łem , ja k d o trze ć d o jak ieg o ś m iasteczka (s. 85).

G odzi się jed n ak zauw ażyć, że I lo lsten g en eralizuje, i sytuację w yjątkow ą, ja k a zaistniała po ro zw iązan iu Z w iąz k u Ś w ięconego, uto żsam ia z co d zie n n o ścią polskich dróg: ty m czasem nie były o n e az takim siedliskiem zła.

Podczas swej anabasis zajechał w d n iu św iętego M ichała, czyli 29 w rześnia, do Lublina.

N ie św ia d o m m iejscow ych obyczajów' nie spodziew ał się, że z p o w o d u przypadającego na te n d zień targu m o ż e m ieć tru d n o śc i ze zn a le zie n iem n o cleg u (zatem — m im o trw ającej w o jn y oraz za b u rzeń w e w n ę trz n y c h — życie h a n d lo w e nie zam arło całkow icie). T ru d n o ści p o tę g o ­ w ała o g ro m n a ilość — ja k pisze I lo ls te n — Polaków i w szelkiej h o ło ty z arm ii, przez co u cz ci­ w i ludzie nie m ogli znaleźć m iejsca na nocleg (por. s. 85). Je d y n y m d o m o stw e m , w któ ry m udało się coś uzyskać, był m iejscow y d o m p u b lic z n y — ja k pisze, g łów ny i najgorszy. H o lste n oczyw iście b o h atersk o znosił w szelkie p o kusy (m iejscow e dziew częta b ardzo się starały go uw ieść, nie p om ogła n aw et w y m ó w k a w postaci kolki, tak że n ieszczęsny m usiał całą noc stra­

(16)

I liero n in i C hrystian I lolsten w Polsce — ..potop" w idziany oczym a niem ieckiego najem nika 345

w ić na grze w karty). P ow odem czuw ania było je d n a k nie tyle u n ik n ię cie p o k u sy (ze w cze­ śniejszych w sp o m n ie ń I lie ro n im a C h ry stian ia nie w ynika, by p referow ał cn otliw y tryb ży­ cia), ale spraw a czysto praktyczna —

m o im k n e c h to m kazałem kupić św iatło i karty, by uw ażali przy otw arty ch d rzw iach na w cho d zący ch i w ychodzących, aby m i ze stajni nie sk rad zio n o ko ­ ni (s. 86).

E pizod ten stał się dla H o lste n a okazją, by zaznajom ić n iem ieckiego czytelnika ze sposo­ bem , w ja k i Polacy radzą sobie z p o za m a łże ń sk im zaspakajaniem cielesnych pożądali. In fo r­ m u je w ięc, że:

w całej Polsce w najzacniejszych m iastach zn ajdują się takie u p rzyw ilejow ane przez króla dom y. W tych m iło sie rn y c h klasztorach p rzyjm uje się i w y ch o w u je dzieci z ulicy; są one od m ło d o ści u trzy m y w a n e w pięknej czystości, d o kładnie kąpane, aż dojdą do lat ro zk w itu i nauczą się być m iłe, przyjazne, delikatne i sw aw olne. O w e m a tro n y ciągną z tym i lalkam i na n ajsły n n ie jsz eja rm ark i, try ­ b unały lub idą za d w o re m . Każda m a tro n a ma piętnaście do d w u d z ie stu takich o sw o jo n y ch zw ierzątek ze sobą, zajm ują najznaczniejsze dom y, m eblując je i ta p e tu ją c ja k najlepiej. Z tych sw o b o d n y ch , uprzyw ilejo w an y ch szkółek i d o ­ m ó w król w Polsce o trzy m u je co roku d u że k o n try b u cje (s. 86).

Z a m tu z y znajdow ały się w ów czas w e w szystkich krajach eu ro p ejsk ich , stanow iąc in te ­ gralny e le m e n t m iejskiego krajobrazu. P rzybytek rozkoszy, w k tórym gościł I lo lsten , należał z pew nością do lokali w yższej kategorii (o czym św iadczy rów n ież w zm ian k a o w ysokim ra­ c h u n k u , jak i przyszło m u uiścić za p obyt — i to bez korzystania z o fero w an y ch tam usług), ja ­ kie znajdow ały się w w iększych m iastach ów czesnej R z ec zy p o sp o lite j14.

5. Zakończenie

W ojenne w sp o m n ie n ia H ie ro n im a C h ry stian a von H o lste n są d ziełk iem ciekaw ym za­ ró w n o z p u n k tu w adzenia histo ry czn eg o (choć o b arc zo n e — ja k każdy zresztą tekst p a m ię tn i­ karski, sp o ry m m a rg in ese m b łę d u ),ja k i obyczajow ego. P rzynoszą obraz Polski oraz U krainy, ich ziem i m ieszkańców , w idziany ok iem osoby obcej, w olnej od n atu ra ln eg o dla sam ych m ieszk ań có w b rak u obiek ty w izm u . Pozwalają p rzek o n ać się, jak ie zw yczaje, zachow ania czy sytuacje były dla o bcych egzotyczne, interesujące, zaskakujące. Pozw alają pozn ać te spośród nich, o k tó ry ch nasi pam iętn ik arze nie w sp o m in a li, uznając za tak oczyw iste, że aż nie w y m a ­ gające ch o ć b y w zm ianki.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ostrich: a large, swift-running bird of Africa and the Near East; the largest and most powerful of living birds; it has a long neck, long legs, two toes on

The paper presents the effect of changes in sailing apparel on aerodynamic drag, starting from the assumption that drag reduction of sailing apparel will increase the speed of

Elementami charakterystycznymi dla wyboru zawodu przez nau- czycieli e« więc w sumies po pierwsze - dominacja zainteresoweń, łatwość w kształceniu się i uzyskaniu

(dalej cyt.. czyli sakram entem. Ten w ątek sak ram entalno ści stał się głównym źródłem i m otywem przew odniej myśli papieskich rozw ażań, k tó re wiążą

państwowych komisji arbitrażowych sporów wynikłych z przewozu w..

Autorka podjęła się analizy obecności na zjazdach przedstawicieli następujących ośrodków miejskich: Chełmna, Starego Miasta Torunia, Starego Miasta Elbląga, Głównego

W warunkach laboratoryjnych stabilność układu olej- zagęszczacz oceniana jest przez pomiar skłonności do wydzielania oleju pod wpływem temperatury i ciśnienia, tj..

Keywords: data-driven control, individual pitch control, load alleviation, repetitive control, subspace identification, wind energy, active grid, wind tunnel