• Nie Znaleziono Wyników

Życie i wzrost języka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Życie i wzrost języka"

Copied!
206
0
0

Pełen tekst

(1)

.111II ■ I II U H '

http://dlibra.ujk.edu.pl

(2)
(3)
(4)
(5)

ZYCIE I WZROST JEŻYKA

prze?;

W . D . W H I T N E Y A

przełożył /^ D O L F JDYGAS1ŃSK.1. W A R S ZA W A N a k ł a d e m R e d a k c y i P r z e g l ą d u T y g o d n i o w e g o 1 8 8 8 .

http://dlibra.ujk.edu.pl

(6)

8 6 1 3 5

.Ąob Hojreno HeHsyporo Bapmaisa 7 Iiojth 1883 ro^a.

Drukarni Przeglądu Tygodniowego, w Warszawie ulica Czysta JNS 2.

(7)

ROZDZIAŁ PIERWSZY.

W S T Ę P .

Z a d a n i e j ę z y k o z n a w s t w a .

Definicya języka. — Język stanow i powszechną a w yłączną posiadłość ludzi. — Rozmaitość języków. — Językoznaw stw o. — Cel tej książki.

Z naną jest k ró tk a i zw ięzła definioya języ k a. J e s t on środkiem w y ra­ żania ludzkich myśli.

W szerszem znaczeniu tego słow a językiem możnaby przeto nazwaó w szystko, w co się m yśl ludzka w ciela i w ozem się ta k uw yd atn ia, iż pojętą być może. Z upełnie tedy w łaściw ie mówimy np. że średnie w ieki przem a­ w iają do nas w ielkiem i pom nikam i budow nictw a, z których sądzić możemy 0 pobożności i dzielności ówczesnyoh ludzi. G dy atoli ohodzi o oele um iejętne, pojęcie ję z y k a należy ściślej oznaczać, inaozej bowiem dałoby się ono s to ­ sować do każdej praw ie ozynności, do w szelkiego ludzkiego dzieła, k tó re w sobie m yśl jak ąś ukryw a. Otóż — w edług tego — język w śoiślejszem znaczeniu oznacza raczej pewne środki, za pomocą których ludzie św iadom ie 1 celowo m yśli swoje przedstaw iają. G łów nie chodzi tu o to, ażeby m yśli owe uczynić dla innych zrozum iałem i. A więc język jest to sposób w y ra­ żenia m yśli w celu kom unikow ania się ludzi z ludźmi.

Ś rodki, dające się użyć do urzeczyw istnienia takiego celu i w samej rzeczy mniej lub więcej używ ane, są rozm aite: gęsta, zn aki m alow ane lub pi­ sane, znaki dźw iękow e czyli wymawiane. Przeznaozeniem pierw szych dwóch wym ienionych tu k ateg o ry j jest działanie na nasz w zro k; o statn ia zaś k ateg o ry a im ana zostaje uchem. Gestów używ ają głów nie niem i, ja k k o lw ie k nie można powiedzieć, ażeby używ ali isto tn ie czystyoh gestów . A lbow iem nieszczęśliw i ci pobierają w ychow anie oraz naukę od m ówiących, a zn ak i ich, przeznaozone dla d ziałan ia na oko, zależą poniekąd od p rz y w y k n ień właśoiwych dźw iękowem u językow i; to też oddają oni niewolniozo głosow ą mowę. Obraz i pismo, ja k k o lw ie k pierw otnie były wolnem i oraz sam odziel- nemi środkam i w yrażania myśli, stają się w biegu historyoznego rozwoju podrzędnym środkiem mowy. A le dopiero na stanow isku owej podrzędnośoi w łaśnie osięgają one najw yższe w ykształcenie i przynoszą n ajw iększe k o ­

(8)

rzyści. Z naki dźw iękowe czyli w ym aw iane m ają ja k najw iększe znaczenie, jeżeli weźmiemy pod uw agę rzeczyw iste s to s u n k i; nio zatem dziw nego, że już w pospolitej mowie przez w yraz język rozum ie się język dźw iękowy, i to tylko . W tej też naszej książce przez w yrażenie język należy rozumień: zbidr dźw iękowy oh i dających się słyszed znaków, k tóre głów nie w spo łe­ czeństw ie ltd z b ie m służą do w yrażenia myśli, podczas kiedy g ęsta oraz pismo są ty lk o podrzędnem i pomooniczemi środkam i.

Nie istnieje żadne tow arzystw o ludzi, k tóreby pozbawione było takioh wym aw iany oh i dających się słyszed dźwięków. W szysoy ludzie mówią, bez w zględu na to, czy należą do ras najniższyoh lub najw yższych; wszysoy bez­ w arunkow o są uzdolnieni do w ym iany wzajemnej właściw ych sobie myśli. A więc poniekąd język należy do n atury, do isto ty o zło w iek a: albowiem w szelkie lu dzkie zdolności, okoliczności zew nętrzne, historya — w szystko to, w zięte bądź pojedynozo, bądź razem — ukazuje mu język, jako nieroz łączn ą od człow ieka posiadłośd.

Co więcej, ty lk o człow iek sam jeden znajduje się w posiadaniu języka. S ą w praw dzie i zw ierzęta, odznaczające się uzdolnienieniem wzajemnej mię dzy sobą kom unikacyi w tak im stopniu, ja k i w ich obcowaniu w ystaroza, kiedy ohodzi o proste potrzeby żyoiowe. T a k i pies np. przez wyoie w yraża coś innego, niż przez szczekanie, a za pomocą rozm aitej modulaoyi tyoh dwóoh rodzajów głosu w yraża on znow u jeszcze co innego. K ury oswojone w ydają w łaściw y sobie głos, aby wyrazid spokojne zadowolnienie, gdaczą, gdy są pobudzone i zaniepokojone, k w o k ają w sk u tek m aoierzyńskiej troskli- wośoi, a w ydają też k rzy k ostrzeżenia itd. W sz y stk ie te głosy jed nak stoją znaoznie niżej od języka ludzkiego, a w stosunku do niego są czemś ta k za sa­ dniczo różnem, iż nie można bez narażenia się na niewłaśoiwośd jednem mianem chrzció głosów ludzkioh i zwierzęcych. T a k tedy język jest jedną ze zdoln< śoi człow ieka najw ybitniejszych, najbardziej uderzająoyoh i najśoi ślej z isto tą ludzką złączonych.

A toli podczas gdy ję z y k ludzki, w przeciw staw ieniu do zw ierzęcych gł( sów porozum iewania się, nosi na sobie o h arak ter jednolitości, zaw iera on w sobie samym odrębne różnice, które możnaby nazwad sprzecznościam i nie dająoemi się pogodzid. S k ła d a on się bowiem z m nóstw a oddzielnyoh języ­ ków, z których k ażdy jest sam ą przez się istniejącą eałośoią, złożoną z d a ­ jących się słyszed znaków m yślowych. Ju ż proste w yliczenie języków , uży wanych przez różnych ludzi którzyby się między sobą nigdy nie porozumieli za pomocą swego odrębnego języka, imponuje w ielk ą liczbą. Ję z y k i ludzkie różnią się jeden od drugiego w nadzw yczajnie rozm aitych stopniaoh. N iek tó ­ re z nich są do siebie ta k dalece podobne, iż mówiący niemi przy jakiej takiej usilnt ści i starannośoi łatw o się mogą porozumień. W innych znowu językach powierzchowna naw et obserw acya spostrzega zachodzące w ielorakie stosunki. A jeszcze w innych, tak ie stosunki zgodnośoi czy podobieństw a są rzadsze i dają się tylko odszukad w drodze um iejętnego badania. N areszcie wiele jest takich języków , które oałkow icie i stanowczo się różnią od siebie, a to n iety lk o ze w zględu na m ateryał znaków, których one używ ają dla w yra żenią m yśli, ale i ze w zględu na oałą swoją budowę, na stosun ki, jakie one w yrażają i na częśoi mowy, k tóre języki te odróżniają. A toli różnice tak ie nie zgadzają się z różnicam i w duohowem uzdolnieniu mówiących. Jed no stki rozm aitego uzdolnienia mówią jednym i tym samym dy. lektem ; a z drugiej znowu strony um ysły jednakow o uposażone pod względem duchowym, ale należące do różnych ludzkioh społeozeństw , nie zdołają się ze sobą porożu mied za pomooą języka. Rozm aitośd owa nie jest też bynajm niej zaw

(9)

kow ana przez n atu ra ln e geograficzne granioe, ani co do stopnia i rozm iarów swoich nie zależy ona od zew nętrznych różnic rasowyoh. Owszem, można powiedzieć, iż wśród ludzi mówiących jednym językiem , albo używająoyoh jednej grupy języków podobnych do siebie, istnieją daleko w iększe różnioe rasowe, aniżeli pomiędzy tym i, których języ ki woale nie są do siebie podobne.

N a tych to polach leżą zagadnienia, którem i się zajm ują reprezentanoi językoznaw stw a, albo lingw istyki. Um iejętność ta zarówno obejmuje bada­

nia nad językiem , pojętym jak o środek ludzkiego w yrażania m yśli w p rz e ­ ciw staw ieniu do zdolności kom unikow ania się zw ierząt, jako też rozpatruje językow e m a te ry a ly oraz budowę. U siłuje ona zbadać podobieństw a oraz różnice języków , a przez w yznaczenie rysów podobnyoh, rów nie jak i przez w ykazanie różnio pragnie dojść do klasyfikacyi ty chże języków . L in g w isty k a dąży do oznaczenia, jak się ma język do myśli, i co je st podstaw ą tego sto­ sunku. B ada ona, w ja k i sposób język żyje w ozasach obeonych i żył w prze­ szłości, a o ile się to da, poszukuje, w jaki sposób on żyć zaozął. Języ k o zn aw ­ stw o sta ra się poznać i ocenić w artość oraz znaczenie języ k a dla duchow ości, jakoteż określić rolę języka w rozwoju naszego rodzaju. Próoz tego pośrednio usiłuje ono w ykryć i przedstaw ić w szystko, co się odzw ierciedla w języko- wyoh faktach, a więo: historyczn y rozwój człow ieka w ogóle, jak o też po­ szczególnych plem ion, ich działalność oraz wzajemne stosun ki.

Żaden m yślący i do nauki w łożony naród nie odm aw iał ze swej stron y nadzwyozajnego interesu dla tak ich zagadnień, ani też nie zan ie d b ał dorzu­ cić swojej cegiełki, ilekroć przychodziło zagadnienia owe rozw iązyw ać. A toli sum a prawd, w ykry tych na tej niw ie w czasach starożytnyoh, b y ła |ta k n ie­ znaczna, iż lingw isty kę, podobnie jak geologię oraz ohemię, należy«uw ażać za um iejętność n o w o ż y tn ą ; językoznaw stw o, ta k samo ja k i dwie co ty lk o wspom niane umiejętności, należy do dzieci dziew iętnastego wieku. P rzed ­ staw ienie przeglądu h isto ry i tej nau k i nie jest tu obeonie naszem zad an iem ; przedm iot ten nie dałby się dostatecznie potrak tow ać wjjmiejscujna cotinnego przeznaczonem, poświęoimy mu przeto ty lk o Irilka słów w ostatnim ro z ­ dziale tej książki. Ja k k o lw ie k lin g w isty k a jest n auk ą młodą, n ależy ona jednak do rzędu kierunków głównych, według któryoh odbyw a się pochód dzisiejszyoh prądów naukow yoh. W porównaniu ,z innem i pobratym ozem i um iejętnościam i m ateryał jej nie jest uboższy, cele jej są równie dobrze w y ­ tknięte, metoda równie pewna, a re zu ltaty bogate i płodne w jy m sam ym stopniu. D okładne zbadanie najw ażniejszych ludzkich języków , a tro sk liw e rozpatrzenie oraz rozklasyfikow anie w szystkich innych zapew niły tej nauoe silną i trw a łą podstawę. Językoznaw stw o w prow adziło nowe praw dy w hi- storyę ludzkości całej, jako też w dzieje szozegółowych szczepów, otw arło ono na przyszłość widoki, których na żadnej innej drodze nie m ożnaby b yło rokow ać. Ono też stare m etody nauczania zastąpiło przez nowe, n aw et w dziedzinie łaciny i greczyzny, języków od tak daw na nauozanyoh i sk rz ę ­ tnie badanych. Co się tyczy innych języków , których zaledw ie nazw isko znano przed niewielu laty , n auka lin g w isty k i w yprow adza je na św iatło dzienne i uzu pełnia niemi ludzką wiedzę. M ożna powiedzieć, że lin g w isty k a s ta ła się zaozynem dla w szystkich pokrew nych sobie n auk i ta k się wprzę dła w now ożytny św iat myśli, iż każdy k to bierze ja k iś udział w um iejęt n )c h usiłow aniach, musi też poniekąd obznajmić się z tą um iejętnością i uw zględnić przynajm niej krótko ujęty jej zarys.

Otóż celem tej praoy je st przedstaw ić głów ne zasady językoznaw stw a i objaśnić je p rz y k ła d am i; nadto mamy tu zam iar wykazać re z u lta ty naszej

(10)

n au k i przynajm nej o tyle, o ile z góry naznaczony zak res k siążk i na to nara pozwoli. Dodajemy przytem , źe lin g w isty k a n iejro zw inęła się jeszose w swej pełni, że więo jej re z u lta ty nie są zaw sze ta k pewne, iżby co do niek tó ry ch kw estyj nie m iały tu panow ać bardzo sprzeozne ze sobą poglądy. W y ra ź ­ nego atoli zw alczania sprzeoznych opinij winniśm y w książce naszej uni knąć, a nato m iast dołożyć starania, ażeby sam m ateryał ta k uporządkow ać, iżby w yprow adzone tw ierdzenia zaleoały się przez w ew nętrzny zw iązek oraz spoistość służącyoh im za podstaw ę w nioskow ań. Z góry ułożonym planem tego d zieła jest, aby spraw ę w yłożyć prosto i przedstaw ić w sposób powszechnie zrozum iały; ażeby osiągnąć ta k zam ierzony re zu ltat, najlepiej je st wziąć za p unkt wyjścia do tykalne, w szystkim znane praw dy, p rz y k ła d y zaś dobierać z zakresu dobrze znanych faktów . N ajw ażniejsze fa k ta języko we łatw o może zaobserw ow ać każdy człow iek mówiący, tern lepiej zaś ta k i, który, opróoz własnego języka, upraw ia tak że i obce. Zwrócić atoli myśl do rzeczy istotnyoh, w ykazać d ziałanie praw ogólnych w zjaw iskach szcze­ gółowych, rozeznać podstaw y zjaw iska, je st to już zapraw dę w rzeczaoh dostępnych dla poznania spraw ą dobrej m etody naukow ej, k tó ra za pow odze­ nie ręczy.

(11)

ROZDZIAŁ DROGI.

Jak sobie każda ludzka jednostka przyswaja język.

Życie języka.

Języka uczy się każdy człow iek , nikt go zaś nie odziedzicza, ani nie wytwarza. — Proces wyuczania się języka przez dzieci. — Uw agi nastręczające się przytem, a leżące po za granicami językoznaw stw a. — H istorya pojedynczych wyrazów. — Stosunek wyrazu, jako znaku pojęcia, do samegoż pojęcia. — Um ysłowe ćw iczenie przy uczeniu się język a. — Wewnętrzna forma językow a warunkuje się przez zewnętrzne w pływ y. — Szkody oraz ko- rzyści nieodłączne od przyswajania sobie ję zy k a .— Przyswajanie sobie innego języka, albo innych języków. — I nauka języka ojczystego nigdy się nie kończy. — N iedoskonałość

w yrazu, jako znaku pojęcia. — Język jako narzędzie m yślenia.

K iedy m owa o języku, sądzim y, iż nie m a kw estyi ważniejszej nad tę, k tó ra daje się sform ułow ać: w ja k i sposób przychodzim y do posiadania i używ ania języ k a ? Dobra odpowiedź na to pytanie stanow i jednooześnie podstaw ę w szelkiego trzeźw o pojętego językoznaw stw a.

Praw dopodobnie każdy po najw iększej części odpow iedziałby, iż języ k a uczym y s ię ,— że tego przedm iotu nauczają nas ludzie, wśród których w zroś­ liśm y. I odpowiedź ta prosta, ozerpnięta ze zw yozajnego dośw iadczenia, jest też zupełnie dobra, jak się o tem przekonam y po dokładniejszem zbadaniu spraw y. Przyohodzi przede wszy stk iem roztrząsnąó, oo przez to w łaśoiw ie powiedziano.

N ajprzód w idzim y, iż odpowiedź ta k a w ykluoza dwie inne odpowiedzi, ja k ie sobie pom yśleć możemy. P ierw sza z nich uw aża języ k za jeden ze składników c h a ra k te ru rasowego lub szczepowego i przypuszcza, że on od przodków zo stał odziedziozony, podobnie ja k ubarw ienie skóry, ceohy fizy­ czne, właściw ości charakteru. D ruga odpowiedź, rów nież w ykluczona tutaj, m niem a, jako by język w y tw arzała sobie każda lu d zk a jedn ostka w n a tu ra l­ nym przebiegu swego cielesnego i duohowego rozwoju.

Przeoiwko obu tym poglądom n a przysw ajanie sobie języ k a przez je ­ d nostki ludzkie m ożnaby w yruszyć w pole z tak im m nóstwem faktó w zn a­ nych i nie dających się zaprzeczyć, iż żaden z nich nie m ógłby być poważnie broniony. Przeciw ko bowiem zap atry w an iu się na język jako na sk ład n ik szczepowego charak teru dosyć jest przytoczyć prosty dowód istn ien ia sp o łe­ czeństw a takiego jak północno am erykańskie. Członkow ie tego społeozeństw a wyw odzą się od przodków pochodzenia afrykańskiego , iryjskieg o, południo- w o-europejskiego, angielskiego, a wszysoy posiadają przecież jeden wspólny

(12)

języ k bez żadnej innej różnioy ja k ta, k tó rą w y tw a rza rozm aitość siedliska oraz w ychow ania; nie ma tu śladu m acierzystego albo wrodzonego języka. P rz y k ła d y tego rodzaju znajdują się wszędzie na w iększą lub m niejszą skalę. Jeżeli rodzice m ieszkają na obczyzuie i tam że dzieoko w zrasta, będzie ono z pew nością mówiło obcym językiem , jeśli mu się ty lk o stara n n ie na tym punkcie nie p rzeszkadza; inną razą uozy się dziecię mówić z jednakow ą płynnośoią zarówno owym językiem oboym jako też językiem swoich rodzi­ ców. D zieci m isyonarzy stanow ią tu najbardziej uderzające p rz y k ła d y , Dzieoi tak ie, gdziekolw iek sie znajdują, ozy to wśród daleko pokrew nyoh, czy zupełnie niepobratym czzch języków , m ówią one zawsze językiem k raju, w którym przebyw ają, rów nie dobrze i n atu raln ie, jak i dzieoi krajow ców. Dziecko urodzone z rodziców angielskich, niemieckioh lub rosyjskich, jeśli ty lk o ma bonę francuzkę, ja k się to często trafia, jeśli ty lk o słyszy dok oła siebie mówiących po franouzku, zaczyna przedew szystkiem franouzkim ję z y ­ kiem mówić, ta k jak gdyby było franouzkiem dzieoięoiem. Ale oóż to jest francuzozyzna i co to są franouzi? C ała masa narodowośoi franouzkiej jest oeltyokiego poohodzenia i o charakterystyoznyoh oeltyokioh rysaoh, któryoh żadne krzyżow anie ani cyw ilizacya nie zdołały z a trz e ć ; a jednakże celty - oyzm stanow i zaledw ie godną wspomnienia oząstkę języka francuzkiego. Ję z y k ten bowiem je st praw ie zupełnie czystym rom ańskim językiem , no­ wożytnym przedstaw icielem staro żytnej łaoiny. Mało jest na świeoie ozy- stych języków , podobnie jak rów nież m ało je s t czystyoh narodów; jednakże zm ieszanie się narodowe nie odpowiada językow em u zm ieszaniu, jedno z niob nie może być m iarą drugiego. R ażący pod tym względem p rz y k ła d m am y w języ k u angielskim , gdzie od przew ażającego franouzko-łacińskiego s k ł a ­ d nik a poohodzą najwięcej używ ane i najniezbędniejsze w yrazy przyjęte od N orm anów, narodu z plem ienia germ ańskiego; ci N orm anowie przyjęli zno­ w u owe w yrazy od Franouzów, narodu celtyckiego; F ran cu zi w zięli je od m ieszkańców W łooh, wśród których liozba m ówiących po łacin ie b y ła p ie r­ wotnie bardzo m ała. Zbyteoznem byłoby grom adzenie dalszych przykładów . Z resztą dowodzenie tych tw ierdzeń znajdzie poniżej dostateczne poparcie, gdy w pracy naszej w nikniem y we właśoiwy proces przysw ajan ia sobie przez człow ieka języka.

In n a teorya, głosząoa, iż każdy człow iek niezależnie od innych tw orzy sobie w łasny język, zgadza się poniekąd z dopiero oo powyżej ro zb ieraną. Zgadza się zaś m ianowicie w tedy, jeśli utrzym uje, że każdy czło w iek odzie­ dzicza od przodków fizyczną organizacyę, k tó ra go nieśw iadom ie zm usza do w ytw arzania takiego samego języka, jak i posiadali owi przodkow ie. W tym razie te same fa k ta powyższe św iadczą przeciw teo ry i w sposób n iezb ity . Jeżeli atoli teo ry a ta ma znaczyć, że wśród ozłonków jednego i tego samego społeczeństw a ludzkiego panuje pow szechna jednakow ość albo podobień­ stw o duchowej organizacyi i że to doprow adza ludzi do w y tw arzania sobie tak że pedobnych form językow ych, natenczas przychodzi w yznać, iż tw ie r­ dzenie ta k ie nie może być wcale poparte faktam i. Różnice bowiem, istnie- jąoe wśród języków ludzkich, nie zgadzają się z różnicam i w naturalnyoh zdolnościach i uzdolnieniach rów nie dobrze jak się nie zgadzają z różnicam i cielesnej budowy. W szakże w szelka dająca się pomyśleć rozm aitość zdol- nośoi m a miejsce pomiędzy tak im i ludźm i, z któ ry ch każdy z w łaściw ą sobie biegłośoią oraz w praw ą mówi tym sam ym językiem co i d ru g i; podczas gdy z drugiej znowu strony zupełnie jednakow o uzdolnieni a należący do ró ż­ nych społeczeństw ludzie nie mogą się porozumiewać za pomooą języka.

(13)

Przeohodzim y więc z kolei do zbadania procesu, przez k tó ry dzieoko uzdolnione zostaje do m ów ienia danym językiem . Proces ten każdy człow iek ma możność obserwować, a tem samem każdy może sobie utw orzyć sąd 0 tem , co tu będzie opisane. W praw dzie nie zdołam y tu podążać za stopniam i rozw oju w ładz w w ieku dziecięcym, ale obejmiem y tę kw estyę o tyle, o ile to jest w ym agalne dla naszego celu.

P ie rw sz a rzeoz, której się dziecię ma nauczyć, zanim mówienie je s t możliwem, polega na spostrzeganiu i rozróżnianiu. Osoby oraz rzeczy, n a le ­ żące do otoczenia, zostają rozpoznane jako indyw idua w sk u te k tego, iż dziecię spostrzega niektóre z ich ch arak tery sty c zn y ch przymiotów i czynności. — S treszczam y tutaj w krótkośoi bardzo za w ik łan y proces psychiczny, którego a to li szczegółow e przedstaw ienie nie je st rzeczą lingw isty. Proces ten, jak tu pobieżnie napom knąć możemy, nie zaw iera w sobie nic tak ieg o, czegoby też n iek tó re ze zw ierząt w ykonać nie zdołały. Jednocześnie zaczyna dziecko ćw iczyć narządy w ydaw ania dźw ięków, t. j. n arząd y mowne, i pozyskuje nad niem i świadome panow anie; działa ono zaś już to w sk u te k n atu raln ego popędu do ćw iczenia swoich przyrodzonych w ładz, już też w sk u te k naślado­ w ania osób, które w jego otoozeniu w ydają głosy. Samo jedno, w sam ot ności w yrosłe jakieś dziecię stałoby się niemem w porów naniu z innem i dziećmi. Psychiozny ten proces ma duże podobieństwo z funkcyam i, rozwi- jająoem i się podczas w praw y rąk . Przez jak ie sześć m iesięcy bowiem p o ru ­ sza dziecię rękom a w różne strony, a nie wie ono wcale ja k i dla czego ; potem zaczyna już dziecko uw ażać i zw raoa ręce w pewnym oznaozonym k ieru n k u , aż w reszcie w edług świadom ej woli może już przy ich pomocy robić w szystko, co w ogóle ma możność wykonać. Oznaczone kierow an ie 1 opanow anie organów m ownych postępuje daleko po wolniej. N adchodzi jednakże czas, kiedy dziecię n iek tó re przynajm niej dające się słyszeć lub w idzialne sposoby w yrażania m yśli innych ludzi może naśladow ać, kiedy jest w stanie powtórzyć usłyszany dźw ięk lub oddać ruch spostrzeżony okiem. A le poprzednio już nauozyło się ono łączyć z niektórem i poznanem i przez siebie przedm iotam i imiona, którem i się te przedm ioty oznaczają. J e s t to następstw o zawsze pow tarzanego zestaw iania nazw y z przedm iotem , przejęte od osób, które się zajmują nauozaniem dzieoka. T u taj daje się w i­ dzieć w yraźniej wyższe uzdolnienie człow ieka, przynajm niej oo do stopnia. W łaśn ie oo ty lk o wspom niane ujęcie zw iązku nie jest też zapewne pierw o­ tn ie dla dziecka spraw ą łatw ą. N ieprędko dochodzi ono do poznania, że sze­ reg dźw ięków znajduje się w pewnym stosunku do danej rzeczy i że tę rzeoz przedstaw ia. Dochodzi ono zapew ne do tego z równym trudem , ja k kied y w w ieku późniejszym przyjdzie mu poznawać, że przez pew ien szereg z n a ­ ków napisanych przedstaw ić można w yraz. Jednak że zw iązek ów przed­ staw ia się dzieoięciu ta k ozęsto i w yraziście, że ono się go w reszcie wyuoza ta k samo ja k zw iązku m iędzy cukrem oraz dobrosm akiem , lub — rózgą i karą. K ażde dzieoko zna rzeczy po nazw ach, znaoznie pierw ej, nim je po- oznie nazyw ać. N ajbliższa ozynność w n astęp stw ie polega na tem, ażeby poznane nazw y naśladow ać i głosem oddaw ać, najprzód i zw ykle w sposób bardzo niedoskonały przez usiłow anie pochw ycenia prawdziwego d źw ięk u ; w tedy to jedynie ty lk o nieustann i to w arzysze dziecięcia mogą je zrozumieć. Po zrobieniu takiego kroku — m ożna już pow iedzieć — o k azał się istotn y poozątek na punkcie przysw ojenia sobie języka.

Ja k k o lw ie k nie w szystkie dzieoi przysw ajają sobie z początku te same w yrazy, jednakże granice pod tym względem są dosyć ciasne. Ja k o odpo­ wiednie p rzy k ład y , przynajm niej najpierw szych z ty ch wyrazów, możemy

Życie i wzrost języka. 2

(14)

przytoczyć dzieoięce nazw y na oznaozenie ojoa i m atki, mianowioie — »pa Pa” i „m am a”, niemniej może nazw y ta k ie ż wody, m leka oraz tego, co je st dobre. T u trz e b a najprzód zwróoić uw agę, ja k zupełnie zew nętrznym je s t proces, przez k tó ry dzieoię łącz y te szczególne nazw y z odpowiedniem i w yobrażeniam i, a nadto — ja k bardzo niedoskonałem i są i w yobrażenia same. Co rzeczywiśoie znaczy „papa” i „m am a”, o tern żadne dziecię nie ma najm niejszego pojęcia. Ono ty lko używ a tych dźw ięków jako znaków pe­ w nych m iłych dla siebie i pieczołow itych osób, k tó re się między sobą różnią głów nie ubraniem . N ależałoby naw et przypuścić, iż dzieoię terai samemi im ionam i gotow e nazw ać także^inne osoby, równie różniące się między sobą, co się też rzeozywiśoie częstokroć dzieje. Do zrozum ienia istotnego zw iązku, ja k i ma miejsce m iędzy ojcem i m atką, dochodzi dziecko dopiero znacznie później — nie mówiąc już o fizj ologicznych zagadkach tego stosunku, k tó ­ rych n ik t dotąd nie wyrozum iał. T ak samo też pojmuje dziecko isto tę wody i m leka. Ono wie to tylko, źe pomiędzy podawanem i mu nieustannie pły ­ nam i (ta nazw a gatunkow a „płyn” wyuczoną i u ży tą zostaje dopiero w tedy, gdy doświadczenie uw idoczniło dziecku różnicę między ciałem stałem a płynnem ) są dw a tak ie, co się zew nętrznością i sm akiem w yraźnie różnią i którym inni ludzie nadają n az w y : woda, m leko. Otóż za przykładem idzie dzieoię. N azw y stanow ią najpierw sze i w ygodne zarodne punkta, około k tó ­ rych mogą się już zgrom adzać następne wiadomośoi. Zw olna nauczy się dzie* oko poznawać, zkąd owe p ły n y pochodzą, a może kiedyś we właściw ym czasie i przy sposobności pozna tak że ich sk ład ohemiozny. Co się tyozy w yrazu „dobry”, ten prawdopodobnie stosow any byw a najprzód do rzeczy, które przyjem nie sm akują, potem i to, co skąd inąd jest przyjem ne, oznacza się przez tenże w yraz, ostatecznie zaś zachow yw anie się spraw iające przyje­ m ność rodzicom, ta k ż e podpada pod ow ą nazwę. Przyozem należy dodać, iż norm a, w edług jakiej rodzice oceniają, co jest dobre, pozostaje dla dziecka k w esty ą zupełnie niezrozum iałą. Przejście tego rodzaju na pole obyozaju nie je st bynajm niej łatw e. Boć i ozłow iek, k tó ry może oałe swoje życie pośw ię­ cił, aby poznać różnicę pomiędzy „złem ” a „dobrem ”, doznaje wreszcie roz- bioia, gdy się przekona, że najlepsze głow y na św iecie były dawniej i są obecnie w najzupełniejszej niezgodzie co do właściwego znaczenia „dobra”, już to mniemająo, że „dobro” znaczy tyle, co „użyteczne”, już że ono w y­

raża absolutną etyczną zasadę. Przytoczone p rzy kłady słu żą nam do tego tylko, ażeby proces przysw ajania języ k a na k ilk u oznaczonych przypadkaoh wyjaśnić. A le ja k dziecię raz już rozpoczęło naukę języka, ta k też i prowadzi ją dalej. N ieustannie w ystępują przed niem rzeczy, które przechodzą jego zak res poznania. Z pomocą wyuczonych wyrazów tw orzy sobie dziecko niejasne w yobrażenia i robi grubsze rozróżnienia; późniejsze doświadczenie wykońoza to w szystko, pogłębia, objaśnia i popraw ia. Dziecko bynajm niej nie ma czasu do zupełnie sam odzielnego rozwoju. N iedoskonałe oraz nie­ oznaczone w rażenia przybierają oznaozoną form ę oraz k ieru n ek w sk u tek d ziała n ia przy k ład u i n au k i innych daleko prędzej, aniżeliby mogły pozy­ skać jakiś s ta ły k s z ta łt przez w łasną samodzielną działalność dziecka. T a­ kim je st nieustający p rzebieg: m łody um ysł uozy się ciągle w yrazów i rze­ czy przez w yrazy. W rzeczyw istości nie odbyw a się to nigdy inaozej, ja k ­ k o lw iek spraw a cała nie zawsze jest ta k widoczna, ja k w tedy gdy dzieoię przy pomooy opisu i obrazu, lub m apy i planu doprow adzone zostaje do utw orzenia sobie niedokładnego w yobrażenia zw ierzęcia lw a albo m iasta P ekinu. F orm alne rozróżnienia, k tóre są zaprowadzone w językach przez deklinacyę i konjugacyę, jako też przez w yrazy oznaczające różne sto su n k i,

10

(15)

leżą pierw otnie po za obrębem dziecięoego um ysłu. Dziecię może ty lk o grubsze elem enta językow e ująć i opanować. S tosunku pom iędzy jednośoią a mnogością nie pojmuje ono dostatecznie w yraźnie i przeto nie je s t w stanie stosow ać w mowie obu liczb, gdy idzie o rzeczow niki; liozba więo pojedyn- oza musi zastępow ać obie liczby. Podobnież i w k ateg o ry i czasow nika — w yraz bezokoliozny staw ia się zam iast w szystkich osób, ozasów oraz tr y ­ bów. Istn ieje ta k a epoka w rozwoju dzieeięoia, kiedy ono zaczyna używ ać ozasów przeszłych, liczb mnogich i t. d. Rów nież gdy chodzi o użyoie zaim ­ ków, trudno jest radzić sobie z zaw iłem używ aniem ] tyoh zmiennyoh w y ra­ żeń, k tóre ozęstokroć stosują się rozmaicie do jednej i tej samej osoby (np. znam ja swój obow iązek, dużo ty sobie zaw dzięczasz i t. d.) Dziecię nie pojmie tego, dla ozego nie każdy człow iek w łaściw em sobie mianem w rozm ai­ tych stosunkaoh byw a nazyw any. Ono samo mówi o sobie i o innych, używ a- jąo jednego m iana i mówi ty lk o w ten sposób; albo znowu n astępnie pląoze zaim ki jeden z drugim , aż w reszcie czas oraz w praw a zapew nią mu biegłość trafnego użycia. W e d łu g tego języ k jest ze wszech m iar środkiem w y ra ża­

nia m yślenia dojrzałego i w yćw iczonego; dziecię zaś, k tóre się uozy języka, doohodzi do jego posiadania ta k prędko, ja k mu to um ożliw ia n atu ralne uzdolnienie oraz przyjazne okolioznośoi. In n i ludzie ro b ili spostrzeżenia i obser- w acye swoje uporządkow ali, a z uporządkow anych w yprow adzili w niosk i; dzieoię zbiera ty lk o owoce z ich pracy. To samo zaohodzi, k ied y uozeń nau ozany je st m a te m a ty k i; za pomocą w yrazów , znaków i figur ozy ta on i uozy się tego, oo inni w ypracow ali, tym zaś sposobem w niew iele la t przysw aja sobie stopniowo zgrom adzoną praoę oraz w y n a la zk i całyoh wieków , ozegoby um ysł jego bez właściwej pomooy nigdy nie dooiekł. C złow iek, k tó ry na tej drodze przysw oił sobie oały skarb iec m atem atyoznej wiedzy, nie by łb y może w stan ie w ynaleźć sam odzielnie najmniejszej drobnostki, albow iem jego szczegółow e w ładze starc zą jedynie na to, aby zrozum ieć i nauozyó się ty le, ile jest w teraźniejszości przygotow ane. T a k i może i m a dosyć zdol­ ności, aby zw iększyć ilość m atery ału i dorobić coś nowego dla przyszłyoh generacyj uozniów, podobnie jak człow iek, który , gdy się raz już nauozył mówić, może w ten lub inny sposób (jak to później zobaczymy) w ynajdyw ać w języ k u now e środki w yrażenia myśli.

C ała ato li ta spraw a obejmuje w sobie znaoznie więcej k w estyj, aniżeli n a u k a lin g w isty k i pow ołana jest badać, objaśniać i rozstrzygać. P rz y p a trz ­ my się — dajm y na to — w yrazow i zielony. Że w yraz ten w ogóle do n a­ szego sło w n ik a językow ego należy, zawdzięozać to w inniśm y fizyoznej zdol- nośoi, k tó ra im a w rażenia barw . M amy więo do czynienia z całą n au k ą o św ietle, co stano w i naukow y fach fizyka. S pecyalista tego rodzaju zajm uje się eterem oraz drganiam i eteru, prędkością i długośoią fal św ietlnych, w y­ w ołujących w rażenie barw y zielonej. N astępnie trzeb a wziąć pod uwagę budowę oka, jego zadziw iającą wrażliwość na d ziała n ie w łaśnie takioh d rg a ń ; niemniej mamy też do czynienia z aparatem nerw ow ym , k tó ry w raże­ nie odebrane doprow adza do m ózgu,—-jako i z organam i mózgu, k tóre znow u przyjm ują owo w rażenie. K w esty e ta k ie są rzeczą fizyologa. Z akres badań na tem ostatniem polu d o ty k a i częstokroć 'w kraoza n a terytoryu m , które upraw ia psycholog. Zadanie zaś psychologa polega na zbadaniu isto ty po­ glądu (Anschaung) i na poglądzie opartego tw orzenia się pojęć, o ile te zja­ w iska oraz ozynnośoi zdradzają dachow e ż y c ie ; jego rów nież rzeozą jest rozw ażać zdolność spostrzegania, rozróżniania, ab stra k c y i i świadomości. Co więcej, — fa k t ten, że jesteśm y w możnośoi słyszeć w yraz zielony, każe

11

(16)

nam przypuszczać — n aturalnie — w ładzę zm ysłu słuohu, innego znowu czułego na w rażenia aparatu , któ ry w rażenia fal drgająoyoh przyjm uje i dalej przeprowadza. A p a rat ten, podobnie jak narząd w zrokow y, zajmuje sobą fizyka i fizyologa. Ci specyaliści m ają też do czynienia z narządam i mownemi, przez k tó re w łaśnie w ytw orzone zostały owe drgania, działające na ap a rat słuohowy. Z kolei rzeczy musi byó tutaj mowa o zależnośoi o rg a­ nów mownyoh od rozkazów woli; w praw dzie ro zk azy ta k ie dane są w raz ze św iadom ością, atoli robią one swoje i bez kontroli świadomości. T en zaś ostatn i p u n k t w prow adza nas w ogólną k w estyę panow ania duoha nad mię­ śniowym aparatem ciała, co stanow i jedno z najbardziej zagadkow ych zja­ w isk. Po w yliczeniu tego w szystkiego, co w sobie obejmuje n ajprostsza językow a organizacya, m ożnaby się posunąć znacznie dalej jeszcze, a poza tem ujrzelibyśm y w ielką tajem nioę żyoia i jego przyczyny, ponad k tó rą jeszcze żadna filozofia nie zapanow ała. C okolw iekby się tu jeszoze pow ie­ dzieć dało o rozm aitych um iejętnościach, w szy stk ie one w rozm aity sposób i w różnym stopniu mogą być ważne oraz m ają znaozny in teres dla lin g w i­ sty. Jed n ak że środkow y p u n k t działalności badaoza języ k a nie znajduje się na owych niwach, lecz gdzieindziej zapraw dę, co w łaśnie obecnie mamy zam iar scharakteryzow ać. Mamy znany nam już, wym ówiony i dający się słyszeć znak — zielony, przez k tó ry ludzie danego rodzaju społeczeństw a zw ykli oznaozać pew ien g atu n ek odcieni, blisko siebie będących a n iesk o ń ­ czenie rozm aitych, sztucznych i n aturalnych barw . K ażdy, k to się dostanie do tego społeczeństw a, bądź przez przyjście n a św iat, bądź drogą w ędrów ki podróżniczej, bądź jako gość, bądź fizyoznie całą swą osobą, lub duchowo jak o ozytelnik lite ra t, każdy — mówię — uczy się zw iązku tego znaku z daną grupą odcieni w spom nianych; k ażdy uczy się go rozum ieć oraz u ż y ­ wać, podobnie jak się uczy podciągać pod inne zn aki podobnego rodzaju oraz użycie c a łą nieskończenie w ielką ilość barw. F a k t te n stano wi pun&t w ytyczny pierw szorzędnej doniosłośoi dla naszyoh poglądów. W sz y stk ie inne w zględy, dotycząoe naszego przedm iotu, wobeo tego fak tu są mniej lub więcej podrzędne i mogą być rozpatryw ane oraz oceniane jedynie w odnie­ sieniu do niego. Jęz y k w szczególe i w ogóle jest przedew szystkiem zn a­ kiem w yobrażenia, znakiem połączonym z należącem do niego w yobraże­ niem. W ychodzić z innego jakiegoś zakresu wiedzy, znajdującej się w zw ią­ zku z istnieniem języka, je st to postaw ić całą spraw ę we fałszyw em św ietle a sto sunek pom iędzy pojedynczemi jej częściami przekręcić opacznie. P o n ie­ waż językoznaw stw o poszukuje przyczyn, objaśnienia językow ych zjaw isk, przeto mamy pierw szy i najgłów niejszy przedm iot badania, k tó ry ta k się daje sform ułow ać: ja k się to dzieje, że dany znak wchodzi w użyoie, stano wiące histo ry ę jego pow stania oraz zastoso w ania; a następnie — jeśli już ta k daleko w niknąć jesteśm y w stanie — zap ytu jem y: ja k i je st ostateczny początek jego i w ew nętrzna przyozyna?

D la wielu wyrazów naszego języ k a możemy znaleźć ta k ą ohwilę czasu, kiedy w yrazy te w eszły w użycie jako zn ak i połączonych ze sobą w y o b ra­ że ń ; możem y też jednocześnie poznać i przyczynę, dla której to nastąpiło. I ta k np. znam y inny odoień pewnej barw y, gatu n ek ozerw ieni, k tó ry przed k ilk u la ty od k ry ty zo stał w drodze pewnego ehemioznego tra k to w a n ia sm oły węglowej i przez swego w ynalazcę nazw any w sposób nader sztuczny oraz w yszukany, gdyż nazw a rzeozonej b arw y jest Magenta. Pochodzi ona zaś od od miejscowości, k tó ra na niew iele la t przed w ynalazkiem z a s ły n ę ła z powodu stoozonej tam że bitw y w ielkiej. Otóż w yraz Magenta (M adżenta)

— 12 —

(17)

stanow i równie rzeozyw istą i dobrą ozęść słow nika języków , k tó re go p rz y ­ jęły, ja k i w yraz zielony, chociaż jest on od tego ostatniego znaoznie m łodszy i mniej ważny. Ludzie, któ rzy sobie przysw ajają w yraz Magenta i używ ają go w mowie, robią to ściśle w ten sam sposób, w jak i się nauczyli w yrazu

zielony i już go używ ają. W ogóle o pochodzeniu obu wyrazów ludzie zw ykle

nic nie wiedzą i woale się tem nie troszozą. W y raz gaz ma daleko daw niejsze istnienie i jest w rozleglejszem używ aniu, co również m ożna poniekąd po­ w iedzieć o w yrazach od niego poohodząoych oraz z niego złożonych, ja k

gazoicy, gazomierz i t. d. A przeoież w yraz ten jest ty lk o zupełnie dowolnym

utw orem holenderskiego chem ika (Yan H elm ont około 1600). Umiejętność w łaśnie b y ła doszła około tego ozasu do oznaczonego pojęcia pewnego stan u skupienia m ateryi, stan u podobnego do pow ietrza albo stanu gazowego; w tedy przypadkow o wprow adzona zo stała dowolnie obrana nazw a gaz, d o zn ała ona zaś tak ieg o poparcia, iż niebaw em w eszła w powszeohne użyoie i sta ła się nazw ą rzeczy, a to w całej E uropie. Dzieoi znają ten w yraz z początku jako oznaczenie pewnego ty lk o g atu n k u gazu, mianowicie zaś tego, k tó ry słu ży do o św ietlania; powoli przy dobrej nauoe dochodzą one następnie i do łączenia z w yrazem owym naw et naukow ego pojęoia, którego nazw a gaz jest znakiem . Jeż eli w ta k i sposób będziem y śledzili histo ryę owych w yrazów , to z jednej stro ny dotrzem y do chw ili czasu oraz okolicznośoi, to w a rz y sz ą ­ cych pojaw ieniu się anilinow ych barw ników , a nadto następnie poznam y b ar­ dzo ważny k ro k w dziedzinie naukow ej. Pochodzenia w yrazu zielony nie m oż­ n a ta k łatw o odnaleźć, jest on bowiem znaoznie starszy, aniżeli w yrazy M a­

genta lub g a z ; sięga naw et po za peryod piśmiennyoh danych. N azw a barw y

zielonej różnie brzm i w różnych językaoh. Po niem iecku brzm i ten w yraz gran i tu ta j za pomocą szeregu w niosków daje on się zestaw ić z w yrazem an g iel­ skim grow — rosnąć. Z tąd da się wyw nioskow ać, iż przedm iot zielony dla tego ta k nazw any został, ponieważ on rósł, a okoliczność ta nie je st bynaj­ mniej m ałego znaczenia dla h istoryi w yrazu griin. W podobny sposób n a ­ leży zestaw ić w yraz polski zielony i ziele.

N ie tu miejsce, abyśm y w tyra kierunku prow adzili dalej b ad a n ie , abyśm y się przekonyw ali, co to znaczy wynajdyw ać etym ologię, albo badać historyę w yrazu, aż do jego poozątku. T en przedm iot zajmie nas właśoiwiej na innem miejscu. T utaj dotknęliśm y ty lk o owej kw estyi, ażeby zw rócić uw agę ozytelnika, że przyczyna najpierw szego zastosow ania znaku w szoze- gółowem znaozeniu, a przyczyna późniejszego jego zastosow ania w tem samem znaczeniu są to dwie zupełnie różne spraw y. D la dziecka, które się uczy mówić, są w szystkie zn ak i dobre i dobre dla oznaczania w szystkioh rzeczy; m ożnaby było rów nie dobrze jednę lub drugą nazwę dla danego celu przyswoić sobie oraz jej używać. To też w rzeczyw istości dzieci przejm ują od różnyoh ludzkioh społeczeństw dla nazw ania jednej i tej samej rzeozy bardzo rozm aite nazwy. To, co polskie dziecię nazyw a zielonem, niem ieokie m ianuje griin, angielskie znowu — green, holenderskie groen, szw edzkie —

gron, a cztery ostatnie nazw y są sobie pokrew ne. Podobnież pokrew nem i

są n az w y : francuzka — vert, h iszpańska — verde, w ło ska — viride. N a s tę ­ pują w y ra zy : w ęgierski zold, tu re c k i — ishil, arab sk i — akshar i t. d. K ażdy z tych w yrazów oraz niezliczona ilość innych zostają przysw ajane w jedn a­ kow y sposób. Dziecię słyszy je od swego otoczenia wśród pewnych o k o li­ czności, co mu też znaozenie w yrazu jasnem czyni. P rzy pomocy w yrazu uczy się ono w pew nym stopniu oddzielać przym iot barw y od ubarw ionego przedm iotu oraz pojmować ten przym iot sam przez się i w yucza się tak że roz­

— 13 —

(18)

m aite odoienie zielonej barw y obejmować jednem zbiorow em pojęciem, a w ten sposób odróżniać od innych barw , jak n iebieska oraz żółta, w k tóre barw a zielona przy nieznacznych stopniow aniaoh przechodzi. Uoząoy się ogarnia pojęcie, przynajm niej do pew nego stopnia, i n astępnie łączy z niem w yraz, w którego je st posiadaniu, a łączy przez czysto zew nętrzny węzeł. P rz y jakiem ś innem kierow nictw ie i odmiennej in stru k cy i byłby on w stanie z rów nąż łatw ośoią ja k iś inny dowolny w yraz z pojęciem tem połączyć i to w yraz już istniejący, albo naw et w szelki możliwy. Dla tak ieg o ucznia nie istnieje bynajm niej żaden w ew nętrzny i konieczny zw iązek m iędzy w y ra­ zem a wyobrażeniem . Ja k ik o lw ie k b y zaś być mógł histox'yozny powód tego zw iązku, w każdym razie nie istnieje on dla poozątkującego w nauoe języka. N iekiedy —• oo się zresztą często trafia — m łodziutki uczeń w przystępie dzieoięcej ciekawości, podobnie ja k przy w szystkich innych rzeczach, ta k i przy w yrazie może rzucid p y tan ia — skąd i dla czego; ale nie stanow i to nio dla niego, ozy na to w ogóle otrzym a odpowiedź ta k ą albo inną. D la młodego etym ologa (podobnie jak i dla starszego) jedyną w ystarozającą przyczyną używ ania jakiegoś w yrazu jest, że w yrazu tego używ a otoczenie. W sz elk i w yraz i każdego ludzkiego języka jest w ściśle właśoiwem znaoze- niu dowolnym i umówionym znakiem ; jest dowolnym, gdyż z tysięcy będą- oyoh w obiegu w yrazów i dziesiątków tysięcy wyrazów mogąoyoh być wy- nalezionem i każdego dowolnie m ożnaby było nauczyć się i dla oznaczonego oelu używ ać; jest zaś um ówionym , ponieważ powód przełożenia w yrazu jednego nad inne dla naszego oelu spoczywa w tym m ianow icie fakoie, iż w yraz ów w społeczeństw ie ludzkiem , do którego mówiąoy należy, już ta k a nie inaczej jest używ any. W y raz ma swoje istnienie — łhSsei, t. j. n a mooy dowolnego postaw ienia czyli użycia, nie zaś fysei, t. j. na mocy przyrody, 0 ile przez to ma się powiedzieć, że albo w przyrodzie rzeczy w ogóle, albo w przyrodzie jednostki mówiąoej istnieje jak aś przyczyna, zniew alająca do używ ania tego w łaśnie a nie innego w yrazu.

Widocznem jest, iż przy nauce języka ma miejsce ćwiozenie i form o­ w anie się um ysłu, jako też zaopatryw anie go w już istniejący m atery ał wiedzy. U m ysłow a działalność jednostki zw raca się do pew nych n ało g ó w , jak ie w danem społeczeństw ie p anują; mówiąoy przyjm uje wśród nich po­ p łatn e rozróżnienia, pojęcia, jako też sposoby za p atry w an ia się rozm aite. P o­ służym y się tu p rz y k ła d e m : zjaw isko barw y je st ta k uderzającem w oczy,

a nieskończona rozm aitość barw , rozw ijająca się przed naszem i oozyma, zm usza nas ta k bardzo, aby ją spostrzedz, iż zdobycie pojęcia ułatw io n e nam zostaje i samo pojęcie robi się jaśniejszem ty lk o przez przysw ojenie sobie wyrazów, którem i barw y są oznaozone. Toż przy podziale odcieni barw g łó ­ wną rolę odgryw a szczególny sposób w yrażania się w używ anym przez nas języku; nazw y tych odcieni grupują się około pew nych nazw głów nyoh 1 według nioh są uporządkow ane. N azw y głów ne s ą : barw a b iała czarna, czerwona, niebieska, zielona. W sz elk i odoień zostaje w edług tej sk ali d o ­ świadczony i następnie woielony do jednej albo drugiej k lasy. R ozm aite języ ki tw orzą różne podziały, niekiedy uchylające się od naszyoh w zu p e ł­ ności, o wiele niedoskonalsze oraz niedokładniejsze, ta k że przez przy sw o ­ jenie ich sobie, oko oraz um ysł otrzym ują znacznie m niejszą pomoo w rozró ­ żnianiu barw . Jeszcze więcej uderzającą okoliczność znajdujem y tu ze w zględu na liczby. Są bowiem języ ki, które, gdy idzie o zadanie liozenia, znajdują się w stanie niezaradnośoi dziecięcej; m ają one w praw dzie w yrazy na oznaczenie jednośoi, dwu, trzech ; ale w szystko, oo poza to przechodzi,

— 14 —

(19)

jest wielośoią nie podzieloną, całkow itą. Można dosyć pewno tw ie rd z ić , że n ik t z nas, będąc sobie samemu ty lk o pozostawionym , o w łasnej sile nie zaszedłby też w liczeniu dalej. Jed n ak że przy pomocy w yrazów i to ty lk o przy ich pomocy (gdyż stosunki liczebne m ają ta k abstrako yjn y ch a rak ter, iż pojęcie ioh oraz opanow anie znaoznie więoej, niż pojęcie jakichbądź innyoh stosunków , połączone je s t z językow em i w yrażeniam i) nauczyliśm y się obchodzić z zawsze trudnem i stosunkam i liozebnemi, aż nareszcie o trz y ­ maliśm y szereg liczb, dający się rozciągnąć do nieskończoności. Mowa tu jest m ianowicie o system acie liozb dziesiętnym czy dziesiątkow ym , k tó ry przez nieustanne dodaw anie dziesięciu jednośoi rozw ija sę w jedno­ ści coraz to wyższe. A cóż stanow i podstawę tego sy stem u? Oto, ja k każdem u zresztą wiadomo, ten prosty fa k t, że u obu rą k mam y dziesięć p al­ ców, oraz że palce mogą bardzo dogodnie zastępow ać oyfry i dla niew pra­ wnego rachm istrza są one najpodręczniejszym ja k o też najnaturalniejszym pomooniczym środkiem , kiedy idzie o liczenie. A więc cielesna właśoiwośó, fa k t czysto zew nętrzny i obojętny pozornie nadał formę całej nauoe m atem a­ ty k i oraz zaw sze jeszcze formuje on pojęoia liczebne każdego m łodego uoznia, a to w sposób zupełnie dla niego nieświadomy. T a k to, czego przed w iekam i udzieliło doświadozenie powszechne, sta ło się dla przyszłości przy pomooy języ k a prawem w państw ie myśli.

To samo da się powiedzieć, jakkolw iek w innym sposobie i w odm ien­ nym stopniu, o każdej składow ej ozęści języka. W szędzie przodkow ie nasi w świecie m ateryi i w świeoie ducha z rozsądkiem , na ja k i ioh stać było, w ykonali spostrzeżenia, rozróżnienia oraz w nioski. My zaś odziedziczamy w języ k u i za pomocą języ k a re z u lta ty ich poznania. T a k się ma spraw a z podziałem rzeczy na żywe i m artw e; z podziałem na zw ierzęta, rośliny i m inerały; albo — zw ierząt na ssąoe, p ta k i oraz inne grom ady państw a zw ierzęcego; lub — roślin na drzew a, krzew y, zioła i t. d. Podobnież po­ w stało rozróżnienie ciała, um ysłu, duszy, uczucia i w szystkiego, co pod tę k ategoryę podchodzi. Nie inaczej rzeczy stoją z w łasnośoiam i oraz sto su n ­ kam i rzeczy, np. z położeniem, ozasowem następstw em , w ielkością i k s z ta ł­ tem , rodzajem i stopniem , oraz w ogóle ze stosu n k am i jak iek o lw iek b y się tu ta j dały przytoczyć. N ieskończenie w ielka ioh rozm aitość jest podzielona, ugrupow ana podobnie ja k odcienie barw, każda zaś grupa m a swoją właściw ą nazwę, k tó ra w spiera w ładze pojm owania i rozróżniania każdego, k to jej używ a. To samo da się powiedzieć o założeniach logicznego sądu. T ylko bowiem przy pomooy języka n ab y tą zo sta ła zdolność łączenia podm iotu z orzeczeniem, jako też trafność połączenia ioh, spraw dzona przez n ieu stan ­ ne porównyw anie. A stanow i to płodny środek, ilek ro ć chodzi o popraw ia nie wiedzy poprzednio poznanej oraz o zdobycie nowego poznania. Niem niej w szystko to możemy zastosow ać i do odmian w yrazów, w używ aniu których różne ję z y k i różnią się bardzo m iędzy sobą, gdyż każdy z nioh trzym a się w łasnego w yboru, kiedy idzie o to, ja k ie stosu nk i przez owe odm iany w y ­ razić, a jakie słuohaozow i pozostaw ić do dopełnienia.

K ażdy szczegółowo w zięty języ k posiada przeto swój w łaściw y for­ m ularz poczynionych rozróżnień, możnaby pow iedzieć— swoje modele i wzo­ ry dla myśli, a ozłow iek, k tó ry się uczy tego języ k a jako ojozystego, musi treść oraz re z u lta ty w łasnego m yślenia, równie jak oiągle zdobyw aną sobie sumę w rażeń, doświadczenie swoje i poznanie rzeozy w form uły oraz w zory owe podstaw iać i podług nich urabiać* N a takiem też przystosow aniu m yśli do danego językow ego m atery ału polega to, oo n iekiedy nazyw ają „w e­

— 15 —

(20)

w nętrzną formą języka.” Jed n a k ż e ta k a w ew nętrzna forma języ k a nie jest woale produktem w ładz w ew nętrznyoh, wolnyoh i praoująoyeh bez żadnego w pływ u, ale jest ona rezultatem stosunków zew nętrznych, sk utk iem procesu, przez k tó ry każda jednostka przysw aja sobie językow y m ateryał, —■ je st to dzieło z zew nątrz narzucone. Gała spraw a wychodzi na to, że um ysł m ogący się jąó innego jeszoze postępow ania, doprow adzony zo stał do p atrzen ia na rzeozy w tym szczególnym kierunku, do klasyfikow ania ioh w sposób ozna­ czony oraz spostrzegania ich w takioh a takioh stosunkach.

Z tąd w ynika, że z n au k ą języka koniecznie zw iązany jest pewien mus i ograniczenie, k tó re atoli w umyśle uczącego się nie są bynajm niej św ia­ dome. J a k i język człow iek sobie najprzód przyswoi, ta k i też będzie dla niego n atu raln y m i konieoznym środkiem w szelkiego m yślenia i m ów ienia; nie w padnie on zaś nigdy na m yśl możliwości innego języka. A inaczej byd nie może; bo n aw et najuboższy jak iś istniejący język zaw sze jest jeszcze o wiele doskonalszym od języka, k tó ry b y mogła w ynaleźć jednostka, a przysw ojenie go sobie przez najzdolniejszego człow ieka m a nieuohronnie za sk u te k rozwój przyspieszony i przyspieszone w ykształcen ie duchowych w ładz tejże jed­ nostki. K orzyść jest tu ta k w ielka, że wobec niej znika w szelka szkoda. My zapraw dę, którzy się zew nątrz tych spraw znajdujemy, możemy niekiedy mieć powćd do m ów ienia z pewnem współozuoiem o kim ś: oto człow iek, oo zdol- nośoiami swojemi wzniósł się wysoko ponad poziom skażonego i nierozw i- niętego narodu, do którego należy; — ażeby m ógł mieć pole dla swojego uzdolnienia, pow inienby się był urodzić wśród narodu, mającego do sk o n alszy język, któ ry b y go poparł w należytym rozwoju. Jed n ak że, pow innibyśrny dodać: i ten jego niedoskonały język wzniósł go wysoko ponad te n poziom, na jakim by on pozostał, gdyby się w ogóle mówić nie uozył. N adto , zd a rza się też nader często, iż stanow isko językow e jed n o stk i — że się ta k w y ra­ zim y—jest daleko lepsze, aniżeli na to jednostka owa zasługuje; ma to miej soe w tedy mianowioie, kiedy ktoś otrzym uje język , przeciągający znacznie jego um ysłow y w idnokrąg; dla tak ieg o odpowiedniej b yłob y przysw oić

sobie jakiś niżej stojący język.

Korzyść, jaką pozyskuje um ysł lu d zk i z przysw ojenia sobie języ k a nie daje się ta k łatw o przecenić. Bo zaw iłe i nieoznaczone w rażenia tegoż um ysłu zostają na owej drodze uporządkow ane, poddane pod k ontrolę św ia­ domości oraz zam ienione na przedm iot ro zm y ślan ia; w języ ku otrzym uje um ysł narzędzie, którem może działać i praoowaó, ja k rzem ieślnik przy w arsztaoie. Jeż eli uw zględnim y rodzaj i stopień oddanej nam przysługi oraz pomocy, to winniśm y w yznać, iż nie można znaleźć żadnego bliższego podo­ bieństw a nad to, ja k ie nam w ypływ a z porów nania w yrazów jak o narzędzi m yślenia z innem i narzędziam i, które zręczność ludzkiej rę k i w y tw o rz y ła i gw oli w łasnej korzyści spożytkow ała. Podobnie ja k kiedy człow iek, zao­ patrzyw szy się w narzędzia tego ostatniego rodzaju, jest w m ożności poru­ szać i obrabiać w ielkie masy, przebiegać szybko duże przestrzenie, przeni­ kać okiem w najw iększe odległości, spostrzegać najdrobniejsze przedm ioty, a w szystko w sposób i m iarę, k tćre b y dla jego sił oielesnyoh nie b y ły m o ­ żliwe bez poparcia, — ta k samo też za pomocą narzędzia języ k a zw iększa się nadzw yczajnie i pom naża obszar, bystrość i dokładność m yślenia. T ru ­ dno to o w artości języka z tego względu dać pełne w yobrażenie; jesteśm y bowiem do tego stopnia przyzw yozajeni słow am i i w słow ach pracować um ysłowo, że nie zdołamy sobie w yobrazić stanu, w którym by nam pomocy owej zab rak ło . Ale pomyślmy sobie np. ty lk o o tem , coby zrobił m atem atyk bez oyfr i znaków .

— 16 —

(21)

Co się tyczy tego wszędy zaohodzącego przyspasabian ia się, zao p atry w a­ nia i zapraw iania do um ysłowej pracy, to o k ieru n k u jego oraz rodzaju u każdej jed n o stk i stanowi a przytem sk u tek poręcza pierw otnie przyswojo- ny język. Jeż eli nadto uozymy się jeszoze innego języ ka, wówczas zm usze­ ni jesteśm y w yrażenia jego p rzekład ać sobie na znany nam już ję z y k ; u cho­ dzi to zaś przed naszą uw agą, że ten obcy języ k ma odrębną „w ew nętrzną językow ą formę”, oraz — że forma i grupow anie w yobrażeń, w języ ku owym wyrażonych, nie zgadzają się z formą i grupowaniem w yobrażeń w języ k u ojczystym . Dopiero gdy się już z takim obcym językiem obznajm im y i w y ­ obrażenia nasze do jego formuł zastosujem y, spostrzegam y, że m yśli nasze przelaliśm y w inne formy, że ów nasz nowy język posiada swoje w łaściw e i nie dające się przetłomaozyó sposoby w yrażenia. Zdaje się, że to dośw iad­ czenie najw yraźniej ukazuje nam ograniozająoy moment w przysw ajaniu so­ bie języka. J a k iś bardzo zdolny au stralczy k albo negr, gdyby się uczył któregoś języka europejskiego, może niem ieckiego, angielskiego, franouzkie- go, niezaw odnie w sk u tek tego zn alazłby się w możnośoi rozszerzenia sw ojej duchowej działalności na niwie, k tóra b y ła dotychczas niedostępną dla niego i m ógłby u stalić fakt, iż najlepszy rodzaj rozwoju jego w ładz zo stał p o ­ w strzym any z powodu posiadania zb y t niedoskonałego narzędzia, Średnio- dniow ieczni uozeni, k tórzy dla w yrażenia swoich głębszych m yśli używ ali łaoiny, ro b ili to po częśoi z tego powodu, iż języ k i narodowe b y ły jeszoze zb y t ubogie i nierozw inięte, aby się m ogły nadaw ać do w yw oływ ania i w y ­ rażania g łęb okich myśli.

Pod każdym innym względem uczenie się drugiego język a je s t śoiśle tak im samym procesem, co i n auka pierw szego, czyli w łasnego ojczystego języka. P olega ono na pamięciowem przysw ajaniu sobie pewnej sum y w y­ rażeń, służących do oznaczenia pojęć oraz ich stosunków ; w yrażenia te, b ę­ dące w użyciu u jakiegobądź żywego lub w ygasłego narodu, nie pozostają bynajm niej w n atu raln y m i koniecznym zw iązku z pojęciami przez siebie w yrażanem i, ale są one rów nie dowolne oraz um ówione jak w yrażenia n a ­ szego w łasnego języka. S topień, w jakim sobie możemy obczyznę przysw o­ ić, zależy jedynie od okoliczności, zdolności, pilności oraz długości zużytego dla tej praoy czasu. P rzy sprzyjających okolicznościach może naw et dojść do tego, że nowego języ k a używ am y biegle i w praw nie oraz przezeń zastę pujemy sobie język Ojczysty, k tó ry stopniowo staje się dla nas niedogodny i przeto popada w zapomnienie.

W oiągu uczenia się języ k a drugiego czyli obcego u w yd atnia nam się w yraziściej aniżeli podczas n au k i języka ojozystego ta okolioznośó, że nau ka jest tu procesem, niem ającym wcale końca; dodajemy jadnakże, iż ma to miejsce ta k dobrze w pierw szym jak i w drugim razie. W praw dzie, gdy dzieoko zrobiło postęp w m ówieniu, zw ykliśm y mówić, iż się „nauczyło j ę ­ z y k a ”, przez to jednakże chcemy ty lk o powiedzieć, że ono zdobyło sobie pew ną ograniczoną liczbę w yrażeń, w ystarczających dla celów dziecięcego życia, jako też, że pozyskało zdolność używ ania tych w yrażeń z n iejaką bie­ głością i poprawnością. Prawdopodobnie będzie tu w szystkiego ja k ie sto w yrazów , a po za tym zakresem język np. polski będzie dla dzieoka rów nie nieznanym , co język angielski, chiński lub irokezki. N aw et m yśli takie, k tóre dziecko może już rozumieć, gdy są wyrażone przy pomocy zt anego mu słow ni­ k a , sta n ą się naraz niezrozum iałem i dla niego, jeżeli będą oddane w języku ludzi dorosłych; ażeby celu zrozum iałości dopiąć, należy owe m yśli przełożyć popiero na język dziecięcy. To, oo jest językow ą posiadłośoią dzieoka, w grun

Życie i wnroat jfayka. *

— 17 —

(22)

cie rzeozy stanow i jedynie jądro ję z y k a ; są to oznaozenia najpow szechniej w obiegu będących pojęć, są to w yrazy, któryoh k ażd y m ów iący oodziennie używ a. S koro dziecko podrasta, w zm agają się jego siły i pom nażają wia domości, zdobyw a ono sobie coraz więcej i więcej już z jednej, już z drogiej części danego zasobu wyrazów, a to stosow nie do okoliczności. K to byw a przedw cześnie do ciężkiej fizycznej pracy w kładany, ten dodaje w ogóle do swojego dy kcyonarza z w ieku dziecięcego niew iele więcej n ab y tk ó w nad te , k tó re są w yrażeniam i technioznem i nieodłącznem i od jego ograniczonego zawodu. P rzeciw nie znowu, kto la t swego życia u ż y ł na um ysłow e w y ­ k ształc en ie i k to ciągle pracuje, nie p rzestając grom adzić wiedzy, ten po ­ m naża nieustannie zasoby językow e i coraz wyżej podnosi sposób w yrażan ia się dokładnego. T a k i nauozy się rozum ieć oraz m ądrze używ ać zw ykłego sło w n ik a w ykształconyoh klas społecznych, — słow nika, k tó ry obejmuje je ­ dnak w sobie znaczną liczbę w yrażeń technioznyoh, ozerpniętyoh ze speoyal- nyoh umiejętnośoi, a k tó re to w yrażenia każdem u w y kształconem u czło w ie­ kow i, przynajm niej do pew nego stopnia, znane być powinny. Z tem wszyst- kiem a to li będą jeszcze is tn ia ły całe grom ady w yrazów polskich, k tó re dla tak ieg o człow ieka pozostaną obce i niezrozum iałe. R ozm aicie oceniany b y­ wa słow nik różnych języków . S karbiec w yrazow y bogato rozw iniętego i oddaw na upraw ianego języka może wynosić w każdym razie ja k ie 100,000 w yrazów . A le już 30,000 wyrazów stanow i liczbę, k tó ra znaoznie przew yż­ sza ilość słów, używ anych w mowie ustnej i pisanej przez człow ieka w y­ kształconego. Potrzeby konw ersacyi ludzi w ykształconyoh pokryw ają się w edług przybliżonej oceny 3-ma do 5 ciu tysiącam i wyrazów. A już ludzie nizkiego stopnia w ykształcenia posiadają jeszcze mniejszy zasób w yrazów. W łaśn ie zaś w tym punkoie przedstaw ia się najw yraźniej to, że jednostka zdobyw a sobie język przez naukę i ty lk o przez nią jed y n ie; albow iem sto ­ pniowe owo pom nażanie swego wyrazowego słow nika około pierw otnie przy­ swojonego sobie ją d ra uskutecznia się w sposób nader prostotny oraz czysto zew nętrzny — na mooy słuchania i czytania; widooznem zaś jest, że proces ta k i, ty lk o wśród nieco zm ienianych okoliczności, nie jest niczem innem , je­ no dalszym ciągiem tego, oo zachodziło podczas zaw iązyw aniu się wspom­ nianego pierw otnego jądra języka. W każdym razie początek i dalszy oiąg używ ania języ k a ojczystego biegną zupełnie rów nolegle z poozątkiem oraz rozszerzeniem się znajomośoi ję z y k a oodzoziemskiego.

Że ta k je st rzeczyw iście, możemy się w następstw ie d o k ład n ie p rz e k o ­ nać, rozpatrująo bliżej ohwiejne poniekąd sto su n k i pomiędzy naszem i języ- kow em i w yrażeniam i a oznaozonemi przez nie pojęciami. S tosunek ta k i u sta la się pierw otnie przez próby oraz usiłow ania, pełne błędów jako też popraw ek. D ziecię spostrzega niebaw em , że im iona w ogóle stosują się nie do pojedynozych rzeczy, ale do całych klas pokrew nych sobie przedm iotów , a zdolność jego spostrzegania podobieństw oraz różnic, ta najbardziej zasad ­ nicza ozynność um ysłow a wcześnie już zostaje pobudzona i rozw ijana przez nieustająoy przym us, aby nazw y dobrze stosować. A to li klasy owe odzna czają się ja k najrozm aitszym zakresem , a po ozęśoi są one też zaw arunko- wane przez cechy złożone i z trudnością dające się rozpoznać. Powyżej już m ówiliśm y o natu raln y m i często zdarzającym się błędzie m ałych dzieoi, do- tycząoym używ ania wyrazów papa i mama zam iast mężczyzna i kobieta; dziecię jed n ak poczyna się dziw ić i mieszać, gdy zw olna poznaje, że jest więoej jeszoze papów i mam, któryoh ono przecież inaczej m a nazyw ać. D la oznaozenia innego starszego dziecka uczy się np. im ienia Ja ś, ale się też w krótoe przeko­

—i 18 ? —

(23)

nyw a, że inno podobne isto ty m ożna nie nazyw ać Jasiem, leoz że dla nich w szystkich je st w użyciu w yraz chłopiec; następnie znowu zaznajam ia się ono z innem i istotam i, noszącemi rów nież imię Jaś; w tedy już przechodzi zupełnie jego możność w ykrycie w ęzła, k tó ry w szystkie te isto ty łączy w jednę klasę. Dziecię uczy się nazyw ać m nóstwo stw orzeń o bardzo rozm aitej fizyognomii nazw ą pies, ale nie może ono w tej samej rozciągłości zastosow ać w yrazu

końt bo chooiaż m uły i osły znacznie podobniejsze są do koni, aniżeli o harty

oraz mopsy do jam ników , to jed n ak mułów i osłów trzeb a tro sk liw ie z nazw y konia w yłączać. O braz słońca otrzym uje też nazw ę słońce; a w śród cyw ili- zow anych ludzi ta k się wychowuje w ładza w yobraźni dziecka, iż w net po­ znaje ono obrazowe przedstaw ienia przedmiotów w ich znaozeniu i ozna­ cza je tem i samem i co przedm ioty nazw am i, jak k o lw iek tow arzyszy tem u wiedza, że co innego jest obraz, a co innego przedm iot. D orosły i niozego nienauozony dziki je st znowu przeciw nie wobec takiego obrazu usposobiony, okazuje on tu zupełną niezaradność oraz nieudolność, widząo w obrazie ty lk o mnóstwo zaw iłych k resek . M ałe dom ki i drzew a, służące dzieoiom jako zabaw ki, otrzym ują niemniej n az w y : dom, drzewo; inna zaś zabaw ka, odznaczająoa się ludzkim kształtem , nosi specyalną nazw ę — lalki. W y ra z y oznaczające pojęcia względne mają też swoje osobliwośoi; mówimy np. blisko, co niekiedy oznacza odległość jednego cala, inną razą — ło k cia, albo i — w iorsty i t. d. Wielkie jab łk o nie je st znowu ta k w ielkiem , ja k mały dom ;

długi czas może zaś oznaczać k ilk a m inut lub k ilk a lat. Tego rodzaju n ieo ­

znaczone i chw iejne w yrażenia są nieźliczonem i, a dopóki ich dojrzalsze do św iadczenie nie uczyni w yrazistem i, dają one powód do nieporozum ień i po* m yłek. Są atoli przypadki, w któ ry ch nie ta k łatw o daje się trudność po konać, lub jej nie m ożna nigdy zupełnie uchylić. I ta k np. n aw et dorośli ludzie zw ykli pod nazw ą ryba rozum ieć ta k ż e w ieloryba i delfina, dopóki nie zdobędą sobie um iejętnego poznania, że tu taj zew nętrzne podobieństw o za k ry w a isto tn ą różnicę.

Ale najgłów niej rozw ijają się u początkujących uczniów nieoznaczone i niedokładne w yobrażenia w tedy, gdy poznanie przedm iotów odbyw a się w sposób sztuczny. I ta k np, podaje się dzieciom im iona oraz opisy geogra­ ficznych przedmiotów, jako też stosunków , jak k o lw iek one o tern nie m ają rzeczyw istego pojęcia i nie wiedzą, co to w szystko znaczy; z m apam i, z ro ­ dzajem bardzo niew yraźnych obrazów nie um ieją sobie dać rady; n aw et zaś starsze dzieci i ludzie dorośli mają pod tym względem niedostateozne w yo­ brażenia, popraw ione u niektóryoh ty lk o jednostek drogą późniejszego do­ świadczenia. N aturalnie, że w yobrażenia miejscowości są jak n a jb a r­ dziej niedostateoznem i u tych, którzy ioh nie w idzieli wcale. O Sodomie, P e ­ kinie, H aw ai, Chim borasso wie dosyć k ażdy dobrze nauczany człow iek i mo­ że o tyoh miejscowościach rozm awiać, ale jakże też niedoskonale możem y je sobie przedstaw iać w porów naniu z tym i ludźmi, k tó rzy tam na miejscu m ie­ szk ają lub m ieszkali. Podczas nauozania dzieci należy być nadzw yczajnie ostro żnym , aby ich zb y t pospiesznie naprzód nie posuwać, inaczej bowiem nie- ohybny re z u lta t okaże, iż wznosiliśm y ty lk o sztuczny i czczy gmach pustyoh wyrazów, nie udzielając wcale tego, co się nazyw a isto tn ą ośw iatą. W y ­ padki tego rodzaju są nieuniknione, złączone niezbędnie z w szelkiem nau- ozaniem. Mnóstwo przytrudnych pojęć podaje się m łodem u um ysłow i, a on je przy pomocy tak ieg o albo innego połąozenia myśli jako ta k o zatrzym uje so b ie; pojm ow anie zaś istotnej w artości owych pojęć oraz poznanie ioh treści pozostaw ia się do odrobienia późniejszemu rozwojowi. Dzieoię z

po 19 po

Cytaty

Powiązane dokumenty

- może to być złość, wściekłość, którą się odczuwa i jest ”widoczna” na twarzy - mogą to być nieprzyjemne obraźliwe słowa.. - mogą to być bójki,

Ekologiczne metody ochrony przeciwpowodziowej mają za zadanie nie tylko chronić przed powodzią, ale także umożliwić zachowanie natu- ralnych ekosystemów rzek i dolin

Według jednych jest to wyzbycie się wszelkich trosk – gdzie nie ma nieszczęścia , tam musi być szczęście.. Nie ma

Na polecenie nauczyciela uczniowie podają przykłady zapożyczeń, które w ostatnim czasie utrwaliły się w języku polskim (np. Na polecenie prowadzącego uczniowie podają

Lecz w krótce istnienie siły życiowej coraz silniej staw ało się zachw ianem , a sztuczne w roku 1828 otrzym anie m ocznika przez W ohlera, pierw sza synteza

Wysokość świadczenia to saldo zadłużenia z dnia śmierci Ubezpieczonego, nie mniej niż 10% wartości udzielonego kredytu. Minimalna suma ubezpieczenia w przypadku śmierci

Jednak może się to zdarzyć tylko wtedy, gdy osoba ta stanie się prawdziwym człowiekiem.. Najważniejszą rzeczą w życiu było dla mnie

Przepisy dotyczące podwyżek dla pielęgniarek i położnych, nowe definicje pojęć oraz uwzględ- nienie możliwości zawierania umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej