• Nie Znaleziono Wyników

Widok Imiona Gai. Myśląc o końcu antropocenu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Widok Imiona Gai. Myśląc o końcu antropocenu"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Małgorzata Sugiera

ORCID: 0000-0003-4953-2422 Uniwersytet Jagielloński

Imiona Gai.

Myśląc o końcu antropocenu

*

Abstrakt: Toczące się od kilku lat dyskusje na temat nowej epoki w dziejach Ziemi koncentrują się

na kwestiach wyboru adekwatnej nazwy i weryfikowalnego naukowo datowania. Lektura tekstów wokół antropocenu ujawnia właściwe różnym dyscyplinom naukowym metodologie i narzędzia ba-dawcze, a przede wszystkim pokazuje lokalność i sytuacyjność produkowanej przez każdą z nich wiedzy.

Artykuł zaczyna się od przywołania remedium na katastrofalne skutki techno-naukowego po-stępu, które odwołując się do sił chtonicznych, proponują Isabel Stangers, Donna Haraway i Bruno Latour. Choć nadają mu to samo imię — Gaja, odmiennie definiują otwarty i emergentny system powiązań symbiotycznych, o którym pod koniec lat siedemdziesiątych pisał brytyjski fizjolog James Lovelock. Tekst następnie przedstawia najważniejsze i konkurencyjne wobec antropocenu koncep-cje: kapitalocen (Jason W. Moore), nekrocen (Justin McBrien) i plantacjocen (Anna Lowenhaupt Tsing), żeby przejść do idei prospektywnego i spekulacyjnego myślenia Donny Haraway (Staying with Trouble, 2016).

Haraway zastanawia się bowiem nad przyszłością po antropocenie i nad tym, jak można odzyskać naturokulturową różnorodność. Dokonuje radykalnej redefinicji relacji między ludźmi a innymi, biotycznymi i abiotycznymi sprawczościami, niedostateczną uwagę poświęca jednak holobiontom z pogranicza biologii i nowoczesnych technologii, które pojawiają się w takich współczesnych pro-jektach, jak chociażby przedstawione w artykule Species Series (2012) koreańskiego artysty Wonbin Yanga.

Słowa-klucze: Gaja, antropocen, kapitalocen, nekrocen, plantacjocen, myślenie spekulacyjne, sym-bionty, holobionty

Negatywne skutki wpływu ludzkiej działalności na biosferę i ziemskie eko-logie nie podlegają już dziś wątpliwościom nie tylko w kręgach ekspertów, lecz także osób zainteresowanych przyszłością naszej planety. Można jednak odnieść wrażenie, że tocząca się od kilkunastu lat dyskusja sprowadza się głównie do propozycji kolejnych — i jak wynika z deklaracji autorów, bardziej niż

poprzed-DOI 10.19195/0860-6668.22.1–2.2

* Tekst powstał w ramach projektu badawczego Narodowego Centrum Nauki „Sztuczne ciała/

(2)

nie adekwatnych — nazw dla niedawno wyodrębnionej w dziejach Ziemi „epoki człowieka”. Coraz żywsze stają się też spory na temat nadrzędnych wyznaczników tej epoki i jej dat granicznych. Jest to szczególnie widoczne w wypadku antropo-cenu — terminu zgłoszonego ponad półtorej dekady temu1, któremu udało się

wyjść poza wąskie grono specjalistów i zagarnąć zbiorową wyobraźnię. Niebaga-telną rolę odegrało w tym klarowne przeciwstawienie kruchości ludzkiego życia i trwałości ziemskiej skorupy, na której zdołaliśmy jednak odcisnąć niemożliwy do wymazania ślad, stając się stopniowo jedną z głównych sił geologicznych. Jak referowałam w innym miejscu2, geologowie zajmują się w tej chwili mało

płod-nym i wysoce specjalistyczpłod-nym sporem nad definicją tak zwanych złotych gwoź-dzi (Golden Spike) i bezpośrednio z nią związanymi granicami antropocenu. Nic więc dziwnego, że nadal rośnie grono badaczy z innych dyscyplin naukowych, nie tylko ścisłych i przyrodniczych3, którzy zgłaszają własne i jawnie

konkurencyj-ne nazwy: kapitalocen, konkurencyj-nekrocen, technocen, antrobscen, cthulucen, plantacjocen i wiele innych4.

Wbrew pozorom w dyskusji na temat adekwatności terminu „antropocen” nie chodzi jedynie o wymyślanie nowych — bardziej adekwatnych czy atrakcyj-nych — nazw, które mają zastąpić już istniejące. Kwestia skomplikowaatrakcyj-nych rela-cji między Człowiekiem a Naturą (zwykle pisanych dużą literą) i ich katastrofal-nych skutków zajmuje przecież specjalistów z różkatastrofal-nych obszarów wiedzy, a nawet podważa zadekretowaną przez C.P. Snowa w latach pięćdziesiątych XX wieku i wciąż niełatwą do przekroczenia granicę między dwiema kulturami: humani-stów i technokratów. To wszystko zaś przynosi efekty przez wielu zabierających głos zgoła niezamierzone. Lektura tekstów wokół antropocenu ujawnia właściwe rozmaitym dyscyplinom naukowym metodologie i narzędzia badawcze, a przede wszystkim pokazuje jak na dłoni lokalność i sytuacyjność produkowanej przez

1 P.J. Crutzen, E.F. Stoermer, The Anthropocene, „IGBP Newsletter” 2000, nr 41, s. 17–18. 2 M. Borowski, M. Sugiera, Sztuczne natury. Performanse technonauki i sztuki, Kraków 2016,

zwł. rozdz. Klimat i katastrofy, s. 101–134, Postscriptum: Spory o antropocen, s. 479–496.

3 Antropocen jest przedmiotem zainteresowania i gorących dyskusji nie tylko wśród badaczy

z różnych dziedzin, lecz także artystów. T.J. Demos, jeden z najważniejszych znawców współczes-nej kultury wizualwspółczes-nej, podniósł tę kwestie w swojej najnowszej książce — Against the Anthropo-cene. Jak podkreśla, należy rozważyć nie tylko wizualne i narracyjne przedstawienia, które starają się nadać koncepcjom geologicznym i ekologicznym katastrofom postać możliwą do wyobrażenia sobie, lecz przede wszystkim takie, które uwzględniają ich polityczne implikacje, często pomijane przez krytyków. Choć badacz sam zajmuje się głównie artystyczno-aktywistycznymi projektami, dekonstruującymi retorykę antropocenu i proponującymi rozmaite alternatywy, to jednocześnie zachęca do „krytycznych analiz proponowanych przez antropocen konceptualizacji i wizualizacji, zwłaszcza tych, które pojawiają się w popularnych mediach i ich ikonosferze” — idem, Against the Anthropocene. Visual Culture and Environment Today, Berlin 2017, s. 60.

4 Wiele innych nazw, między innymi termocen, fagocen czy tanatocen, przywołują i analizują

w pracy L’Événement Anthropocène. La Terre, l’histoire et nous (Paris 2013) francuscy historycy nauk, technologii i środowiska — Jean-Baptiste Fressoz oraz Christophe Bonneuil.

(3)

każdą z nich wiedzy — zarówno na polu humanistyki, jak i nauk przyrodniczych oraz ścisłych.

Powstała tym samym jedyna w swoim rodzaju okazja, żeby przyjrzeć się z bli-ska reperkusjom wyboru określonej nazwy i jej miejsca we wciąż zmieniających się konfiguracjach. Kiedy kwestie terminologiczne nie przekraczają granic da-nego pola wiedzy i właściwej mu referencji, jak powiedziałby Bruno Latour5,

wspomniane reperkusje pozostają zwykle niewidoczne. Nazwa tymczasem nie jest obojętna, skoro w sposób trudny do zakwestionowania profiluje dane zja-wisko czy proces, wyznaczając określoną perspektywę jego oglądu, analizy i interpretacji. Porównawcze zestawienie konkurencyjnych wobec antropocenu nazw i definicji pozwala ponadto dostrzec te elementy rzeczywistości, wiedzy i doświadczenia, które dany dyskurs stara się konsekwentnie usuwać w cień czy wręcz wykluczyć, ukrywając warunki własnej produkcji. Nie tylko ze względów ideologicznych nie chce, ale też z powodu swoich ukrywanych założeń nie potrafi i nie może ich uwzględnić.

Co nazywają nazwy?

Już kilka lat temu Eileen Crist z Virginia Tech w artykule pod wiele mówią-cym tytułem On the poverty of our nomenclature zwróciła uwagę na to, że nazwa „antropocen” nie jest bynajmniej neutralna. Ma bowiem własne zaplecze ideolo-giczne, które wskazuje — i zarazem ogranicza — repertuar możliwych środków zaradczych. Spierający się o granice nowej epoki w dziejach Ziemi w najmniej-szym nawet stopniu nie starają się, jak pokazuje Crist, podważyć dominującego co najmniej od początku XIX wieku przeświadczenia o nadrzędności człowieka wobec ożywionej i nieożywionej przyrody. Wręcz przeciwnie, proponują przede wszystkim takie technologiczne i menedżerskie rozwiązania, które z dzisiejszej perspektywy potrafią zagwarantować dalszy postęp cywilizacyjny na podobnych do dotychczasowych zasadach, zapewniając mu naukowe sankcje. Stąd właśnie Crist czerpie swoje głębokie przeświadczenie, że tocząca się w pierwszej deka-dzie nowego wieku dyskusja o antropocenie ogranicza się właściwie do analiz ko-lejnej metody, która pozwoli kontynuować ideologiczną operację podboju natury, „podboju już nie tylko ziemskiej przestrzeni, lecz także czasu geologicznego”6.

Jak wynika z rozważań autorki On the poverty of our nomenclature, podkre-ślone w tytule ubóstwo dotychczasowej terminologii w istocie ukrywa dominację

5 B. Latour, Krążąca referencja. Próbkowanie gleby w Puszczy Amazońskiej, przeł. K.

Abri-szewski, [w:] idem, Nadzieja Pandory. Eseje o rzeczywistości w studiach nad nauką, Toruń 2013, s. 55–112.

6 E. Crist, On the powerty of our nomenclature, „Environmental Humanities” 2013, nr 3, s. 132.

(4)

tylko jednego punktu widzenia, uprzywilejowanie wyłącznie jednego paradygmatu naukowej obiektywności i przyjętego we wszystkich akademickich dyscyplinach, nadrzędnego sposobu porządkowania wiedzy; wiedzy zwanej podstawową i skrzęt-nie oddzielanej od tej praktycznej i lokalnej. Zakładana relacja między nimi ma charakter zdecydowanie jednokierunkowy: wiedzę podstawową należy aplikować do konkretnych warunków, natomiast wiedza lokalna może wprawdzie wzbogacić podstawową, nigdy jednak nie zdoła zakwestionować jej kategorii i metodologii. Potwierdzają to nowe głosy w dyskusji o „epoce człowieka”, dyskusji obejmują-cej coraz szersze grono specjalistów, których Crist z konieczności nie mogła kilka lat temu, kiedy pisała swoją diagnozę, wziąć jeszcze pod uwagę. Coraz wyraźniej chodzi w nich nie tylko o propozycję innej nazwy, lecz przede wszystkim o wpro-wadzenie nowego sposobu myślenia o człowieku jako równorzędnej sprawczości wśród innych stworzeń w różnych ekologiach na Ziemi, o powiązanie wiedzy teo-retycznej z praktyczną w taki rodzaj myślenia, które stanie się zarazem działaniem. Chodzi o możliwie jak najszybsze pożegnanie epoki antropocenu, aby rozpocząć nowy rozdział w dziejach, o intensywne działania w tym kierunku. Dlatego mnożą się postulaty tych, którzy już dzisiaj widzą konieczność intensywnego myślenia o tym, co nadejdzie po antropocenie; którzy widzą potrzebę wypracowania strategii mających na celu odzyskanie przynajmniej części zniszczonej różnorodności na-turokultury. To zaś wymaga radykalnej redefinicji nie tylko relacji między ludźmi a innymi, biotycznymi i abiotycznymi sprawczościami, lecz także takich podsta-wowych koncepcji nowoczesności, jak „organizm”, „podmiotowość” czy „związki międzyludzkie” (kinship). Dlatego biologowie ewolucyjni, jak choćby Scott Gil-bert, coraz głośniej postulują, żeby zamiast o organizmie i środowisku mówić o ho-lobioncie i holobiomie, w zmienionej terminologii sygnalizując usieciowione wie-lości, które w danym miejscu i czasie wytwarzają każdą jednostkę tylko pozornie stanowiącą zamknięty system7. Nic więc w tym dziwnego, że nie ustają również

wysiłki w celu znalezienia innego imienia dla naszej planety i jej mieszkańców. Na przykład Isabelle Stengers, Donna Haraway i Bruno Latour powracają8

każdy nieco inaczej i we właściwy dla siebie sposób — do chtonicznych sił, któ-rym nadają imię Gaja. Jak każdy z osobna podkreśla, nie chodzi wcale o grecką boginię, której ontologię i zasady działania poddał z powodzeniem daleko idącej racjonalizacji Hezjod w Teogonii. Należy bowiem sięgnąć dalej w przeszłość, od-zyskując pozbawione płci wyobrażenie o tych siłach tworzenia, życia i destruk-cji, które są o wiele bardziej pierwotne, pełne nieprzezwyciężalnych sprzeczności i wymykające się wszelkim racjonalizującym ich działania wysiłkom niż

perso-7 S. Gilbert, A holobiont birth narrative: The epigenetic transmission of the human microbiome,

[2014], https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4137224/ (dostęp: 7 marca 2018).

8 I. Stengers, In Catastrophic Times. Resisting the Coming Barbarism, przeł. A. Goffey, London

2015; D. Haraway, Staying with the Trouble. Making Kin in the Chthulucene, Durham 2016; B. La-tour, Face à Gaïa. Huit conférences sur le nouveau régime climatique, Paris 2015.

(5)

nifikowane bóstwa antyczne. To właśnie one zdają się dziś jedynym remedium na katastrofalne skutki techno-naukowego postępu.

Imię Gaja przypomniał u schyłku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku brytyjski fizjolog James Lovelock, szukając adekwatnego terminu na określenie otwartego i emergentnego systemu powiązań symbiotycznych9. W Face à Gaïa

Latour proponuje dla niej inne imię i nazywa ją Terra, o zamieszkujących ją isto-tach mówiąc Terranie. Haraway natomiast pisze o Terrapolis, lecz chętnie sięga również do innych mitologii, przywołując imiona dawno zapomnianych sił, od-powiedników Gai: Tangaroa, Naga, Haniyasu-hime, Gorgona, Pachamama, Oya, A’akuluujjusi i wiele innych. Dorzuca do nich własną wersję nazwy tej przyszło-ści, na rzecz której musimy działać już dzisiaj. W pełni świadomie wchodzi przy tym w spór z H.P. Lovecraftem i jego głównym, męskim bóstwem Przedwiecz-nych — mizoginicznym i rasistowskim Cthulhu. Sygnalizuje to konsekwentnie nieznaczną zmianą pisowni, określając rysującą się na horyzoncie epokę mianem chthulucen Haraway ujmuje też w słowa istotę własnego spekulatywnego gestu, a zarazem dobrze oddaje sens podobnych zabiegów pozostałych przeciwników antropocenu, kiedy pisze:

„Mój” chthulucen, nawet obciążony problematycznym greckim rodowodem, obejmuje tysiące gęsto splecionych czasowości i przestrzenności, tysiące intra-aktywnych istot-w-asambla- żach — między nimi zaś bardziej-niż-ludzkie, inne-niż-ludzkie, nieludzkie i ludzie-jako-na-wóz10.

Takie symbiotyczne podejście, w którym człowiek przestaje być — negatyw-ną czy pozytywnegatyw-ną — siłą nadrzędnegatyw-ną, kształtującą podporządkowanegatyw-ną mu, biernegatyw-ną naturę, coraz częściej dochodzi do głosu także w innych opisach najnowszej epo-ki w naszych dziejach, istotnie modyfikując przyjęte już definicje. Warto zatem przyjrzeć się ich najbardziej aktualnym konstelacjom i temu, jak oddziałują one na interesującą mnie tu najbardziej kwestię wiedzy i praktyki, myślenia i działa-nia, bez których trudno spodziewać się rychłego zmierzchu antropocenu.

Antropocen kontra kapitalocen

Główni antagoniści w sporze o definicję i granice „epoki człowieka” w dzie-jach Ziemi to niewątpliwie antropocen i kapitalocen, a ich porównawcze ana-lizy zajmują już wielu autorów11. Zwolennicy antropocenu poszukują trwałych

śladów działalności człowieka w pokładach geologicznych i chętnie identyfikują

9 J. Lovelock, Gaja. Nowe spojrzenie na życie na Ziemi, przeł. M. Ryszkiewicz, Warszawa 2003. 10 D. Haraway, op. cit., s. 101.

11 Najlepiej dowodzi tego wydany niedawno zbiór artykułów, który kwestię konkurencyjności

obu terminów uwidacznia już w tytule: Anthropocene or Capitalocene? Nature, History, and the Crisis of Capitalism, red. J.W. Moore, Oakland 2016.

(6)

tę działalność z rozwojem nowoczesnych technologii i wykorzystaniem energii paliw kopalnych. Dlatego też za początek „epoki człowieka” najczęściej uzna-ją wynalezienie maszyny parowej. To przecież od niej rozpoczęła się rewolucja przemysłowa i powszechna industrializacja, której efekty zwykle określa się w tym kontekście mianem drugiej natury. Tymczasem zwolennicy kapitalocenu, jak choćby Jason W. Moore — amerykański socjolog, znawca historii, geogra-fii i kapitalizmu, koncentrują uwagę na historii kapitału oraz roli, którą dążenie do jego akumulacji odegrało w poprzedzającej epokę industrializacji rewolucji w produkcji rolnej12. Jeśli nawet rewolucja ta nie pozostawiła równie trwałych

śladów w pokładach stratygraficznych Ziemi, radykalnie odmieniła oblicze pla-nety w ramach transoceanicznej cyrkulacji dóbr oraz nieodłącznego pozyskiwa-nia taniej pracy i energii poza jej ramami, choćby przez korzystanie z pracy nie-wolników i najemników, traktowanych wówczas jak immanentna część Natury. Dla nich najważniejszą maszyną nowoczesności, zgodnie z argumentacją Lewisa Mumforda, jest zegar mechaniczny i ucieleśniana przezeń idea czasu linearnego, uniformizującego dotychczasową wielorakość lokalnych czasowości. Formułując pytania, które podważają binarną opozycję między historią ludzi a przemianami otaczającej ich natury, opisujący przemiany kapitalocenu analizują zmienne re-lacje władzy i dominujące w danym momencie historyczno-geograficznym za-sady społeczno-ekologicznej reprodukcji. Niejako przy okazji wychodzi wtedy na jaw trudny inaczej do identyfikacji, immanentny eurocentryzm epoki antro-pocenu czy wręcz jej anglocentryzm. To właśnie na Wyspach miał się bowiem u początku XVIII wieku narodzić kapitalizm jako nowy system społeczny, tym samym rozpoczynając „epokę człowieka”. Badacze opowiadający się po stronie kapitalocenu za o wiele ważniejsze od tego, co działo się w Anglii w wieku ma-szyn parowych, uważają wydarzenia wcześniejszych lat 1450–1750, nazywanych długim wiekiem XVI. Rozpoczął się on od procesów ogradzania w Europie, kla-rownie wyznaczających granice między tym, co cywilizowane, a tym, co należy do „dzikiej” natury. Te procesy miały wkrótce ciąg dalszy na innych kontynen-tach w postaci zakładania plantacji trzciny cukrowej i bawełny oraz intensywnej eksploatacji złóż naturalnych po kosztach minimalnych. Długi wiek XVI zakoń-czyło wprowadzenie reżimu symbolicznej władzy-wiedzy, który na kilka następ-nych wieków usankcjonował oddzielenie Człowieka od ponownie „odkrywanej” i swobodnie dysponowanej Natury.

Jason W. Moore, który analizie „wynalazku” taniej natury poświęcił obszerny rozdział w redagowanej monografii zbiorowej, tak oto trafnie scharakteryzował ten reżim władzy-wiedzy: „Zadanie »nauki« polegało na tym, żeby włączyć natu-rę w proces akumulacji dóbr, przekształcając ją w odnatu-rębne jednostki Natury, które

12 J.W. Moore, Capitalism in the Web of Life: Ecology and the Accumulation of Capital,

(7)

miały stanowić przeciwwagę dla sił kapitału i imperium”13. Inaczej mówiąc,

cho-dziło o swoistą mobilizację „sił natury” w funkcji „środków produkcji”. Imperiali-styczna ekspansja początku nowoczesności nie byłaby przecież możliwa bez wy-pracowania takich nowych sposobów widzenia i porządkowania rzeczywistości, które zdołały zagwarantować jej jednorodność. Nie tylko umożliwiło to centralne zarządzanie naturalnymi dobrami, lecz także pozwoliło odgórnie uporządkować zasoby zgromadzonej dotąd wiedzy (najbardziej ewidentny przykład takich dzia-łań to totalne w zamiarze przedsięwzięcie francuskich encyklopedystów), a po-nadto sprawnie włączać w istniejący paradygmat nowe odkrycia — ziemie, ludy, gatunki roślin i zwierząt. Nowy reżim władzy-wiedzy, oprócz zysków z transoce-anicznego handlu, zamorskich plantacji i rabunkowo eksploatowanych zasobów naturalnych, umożliwił rozwój tych nowych technologii w Europie Zachodniej, od których zwolennicy antropocenu zwykle rozpoczynają nową epokę w dziejach Ziemi. Już w tym momencie widać wyraźnie, że typowe dla nich pytanie o to, co kapitalizm zrobił Naturze w wieku pary i później, Moore zastępuje refleksją nad tym, jak natura już kilka wieków wcześniej została zmuszona do taniej pracy na rzecz kapitału. Stało się to zaś w ramach tego, co określa on mianem wieloga-tunkowego asamblażu — specyficznej ekologii kapitału, władzy i (taniej) natury. Dziś tamten model najwyraźniej się wyczerpał, w związku z czym koszty spo-łeczno-ekologicznej reprodukcji stają się coraz bardziej widoczne pomimo roz-maitych strategii outsourcingowych. Dlatego podstawowym i pilnym zadaniem okazuje się ponowne przemyślenie miejsca ludzkich istot w wielogatunkowych, hybrydycznych asamblażach i właściwych im konstelacjach życiowych praktyk. Koniecznym wstępem do tego jest nie tylko analiza procesu akumulacji kapitału w jego historyczno-geograficznych odmianach jako „brudnej tajemnicy historii nowoczesnego świata”, lecz także podstawowych pojęć i kategorii, które pozwa-lały nam dotąd konceptualizować i porządkować rzeczywistość.

Pożytków z porównawczej analizy dwóch terminów podstawowych dla spo-rów o antropocen i najczęstszych ich definicji nie sposób nie docenić. Dopiero na tle analiz Moore’a widać istotne konsekwencje opisywania „epoki człowieka” w terminach antropogenicznych. Staje się ona wtedy prostą w swej fabularnej kon-strukcji i pod tym względem bliską scenicznym dziełom Ajschylosa, z założenia apolityczną tragedią z Anthroposem jako kolektywnym sprawcą w roli głównej. Wskutek oryginalnej skazy własnej natury (skazy ludzkiego gatunku jako takiego) na miarę antycznej hybris zniszczył on otaczający go świat, a jako ostateczny ratu-nek pozostał mu deus ex machina w postaci geoinżynierii. Prostota tej narracji to zapewne również jedno z podstawowych źródeł przemożnego wpływu koncepcji antropocenu na powszechną wyobraźnię. Jak się zatem okazuje, nie do końca miał rację elżbietański bard, kiedy ustami bohatera tragedii Romeo i Julia przekonywał, że róża pod innym imieniem tak samo by pachniała. Z pewnością nie dzieje się tak

(8)

w wypadku antropocenu i nazw wobec niego konkurencyjnych. Każda z nich pro-ponuje przecież nieco inne spojrzenie na cywilizacyjne przemiany, których skutki obserwujemy dosłownie codziennie. Każda z nich każe też inaczej przemyśleć pu-łapki nowoczesności i idei linearnego postępu oraz ukształtowanej na jego wzór akademickiej historii, gdzie indziej też szuka koniecznego remedium, gdyż i ono bezpośrednio wynika z przyjętej perspektywy i wybranej nazwy. Nazwy wybranej przy tym najczęściej przeciwko demonstracyjnej, choć jedynie pozorowanej obiek-tywności i apolityczności pojęcia „antropocen”, a także jego podejściu antropoge-nicznemu, które nadmiernie upraszcza złożone procesy geohistoryczne i społecz-no-polityczne. Nie zawsze jednak konkurencyjne nazwy i ujęcia „epoki człowieka” mają tak wyraźnie konfrontacyjny charakter. Nie muszą też wcale być względem siebie redundantne czy wzajemnie się wykluczać. Większość z nich proponuje bo-wiem przede wszystkim odmienne spojrzenie na analizowane już przez innych pro-cesy, perspektywę czytelnie usytuowaną w ich własnym polu badawczym.

Inne imiona Gai

Justin McBrien, doktorant na University of Virginia, którego artykuł Jason W. Moore opublikował w tomie Anthropocene or Capitalocene?, w pełni zgadza się z referowanymi analizami praktyk akumulacyjnych kapitału. Nie ukrywa jed-nak, że zamiast o kapitalocenie wolałby mówić o takiej epoce w dziejach Ziemi i jej mieszkańców, która nosiłaby nazwę „nekrocen”. Tłumaczy to w sposób na-stępujący: „Akumulacji nie da się sprowadzić wyłącznie do produkcji: to proces postępującej nekrozy, narastającej przemocy, która zawłaszcza i wytwarza nakła-dające się na siebie historyczne, biologiczne i geologiczne czasowości”14. Dla

McBriena z definicji drugą stroną kapitalistycznego procesu akumulacji jest więc powolne wymieranie, akumulacja ginących gatunków, biotopów i sposobów ży-cia. To właśnie postępujący dziś coraz szybciej proces tak rozumianej akumulacji nekrotycznej powoduje nieodwracalne skutki na miarę pięciu wielkich katastrof, które przed Darwinem i jego wpływową teorią ewolucji opisywał i analizował francuski paleontolog Georges Cuvier15.

Nieco inaczej, wykorzystując własne doświadczenia sytuacyjnych badań et-nograficznych, sugeruje uzupełnić proponowany przez Moore’a obraz kapitalo-cenu amerykańska antropolożka Anna Lowenhaupt Tsing. W najnowszej pracy

The Mushroom at the End of the World wspomina ona o plantacjocenie, szkicując

pomijany dotąd przez historyków produkcji wiedzy podstawowy związek mię-dzy kształtem nowoczesnej nauki a zakładanymi w Nowym Świecie plantacjami,

14 J. McBrien, Accumulating extinction. Planetary catastrophism in the Necroscene, [w:]

An-thropocene or Capitalocene?, s. 116.

(9)

które w znacznej mierze dały asumpt do przyjęcia znanego nam sposobu porząd-kowania wiedzy na Starym Kontynencie16. To prawda, wspominałam już o tym,

że sam Moore odnotowuje istotny wkład nauki w proces akumulacji kapitału. Rozpatruje go jednak przede wszystkim w perspektywie globalnej, nie zauwa-żając choćby tego, że inwazja kapitalizmu nie oznaczała wcale wyeliminowa-nia wcześniejszych i bardziej „prymitywnych” sieci wymian i produkcji. Tsing z kolei właśnie te niejednorodności odnotowuje i poddaje refleksji, gdyż sięga po własną metodę śledzenia spotkań, negocjacji i tarć między aspirującymi do uniwersalności projektami kapitalizmu, nauki i polityki a ich lokalnymi materiali-zacjami, którą wypracowała we wcześniejszej książce Friction17.

We Friction etnograficzne obserwacje uczestniczące Tsing w specyficzny spo-sób spotykają się z bardziej abstrakcyjnymi analizami procesów akumulacji kapi-tału Moore’a. Jak już pisałam, stara się on uwzględnić skomplikowane przemiany tego procesu od jego początków w długim wieku XVI do lat siedemdziesiątych XX wieku, kiedy możliwości wytwarzania tego, co nazywa tanią naturą, właści-wie się wyczerpały. Tymczasem Tsing miała okazję przyjrzeć się temu procesowi z bliska i w osobliwym skrócie w górach Meratus na Borneo. Tu bowiem w la-tach siedemdziesiątych ubiegłego wieku nowoczesność i postęp technologiczny dopiero zaczęły docierać, co pozwoliło jej śledzić jak w laboratorium strategie wytwarzania granicy między cywilizacją a „dziką” naturą, uwalniania jej z sieci lokalnych ekologii i praktyk życiowych, żeby następnie można było rozpocząć niczym nieograniczoną i tanią eksploatację. Tutaj też Tsing odrobiła podstawową lekcję braku pożytków z myślenia o świecie w formie binarnych opozycji, aczkol-wiek nie mam miejsca w tym tekście, by poddać jej doświadczenia pogłębionej analizie.

W największym skrócie to, czego na Borneo nauczyła się Tsing, oddaje nastę-pujący cytat z Friction:

Binarne opozycje wciągają nas w krąg takich wyobrażeń, które to, co globalne, przedstawiają jako jednorodne, ponieważ tak rozumianą globalność konfrontujemy z niejednorodnością, iden-tyfikowaną jako właściwość tego, co lokalne. Kiedy zaś pozwalamy, żeby globalne stało się dla nas homogeniczne, sprawiamy zarazem, że zaczynamy je także traktować jako dalece przewi-dywalne, uznając za ostatnie stadium ewolucji tej samej wielkiej narracji18.

Porządkująca i ujednolicająca skala nie jest tymczasem neutralną ramą, w któ-rej postrzegamy świat. Każdą skalę należy przecież powołać do istnienia: zapro-ponować i zacząć praktykować (lub odmówić jej stosowania), aby wreszcie uznać za rzecz oczywistą. Dlatego Tsing nie ma najmniejszych wątpliwości:

16 A. Lowenhaupt Tsing, The Mushroom at the End of the World. On the Possibility of Life in

Capitalist Ruins, Princeton 2015.

17 A. Lowenhaupt Tsing, Friction. An Ethnography of Global Connection, Princeton 2005. 18 Ibidem, s. 58.

(10)

Wypracowanie określonej skali to sam fundament ustanowienia neutralności i uniwersalności Natury. Jedynie wówczas, kiedy obserwacje dadzą się porównywać ze sobą i bez trudu przesu-wać w dół i w górę przyjętej skali, można je poprawnie opisać zgodnie z zasadami uniwersalnej logiki19.

Co więcej, tego typu kompatybilność jest zagwarantowana przez standaryza-cję różnic lub ich eliminastandaryza-cję jako nic lub niewiele znaczących w unifikujących ramach skali. To zaś oferuje coś w rodzaju naturalnej podstawy kategoryzacji i uogólnień, naturalizacji naukowych faktów i odkryć. Taki system klasyfikacji ma własną dynamikę i sam staje się w konsekwencji podstawowym źródłem wiedzy, skoro w ostatecznym rachunku rozstrzyga o tym, które szczegółowe dane o świe-cie mają szansę spełnić ustanowione kryteria wyboru i doboru. Dlatego za bar-dzo ważne Tsing uznaje nieustanne sprawdzanie aspirujących do uniwersalności globalnych projektów w lokalnych uwarunkowaniach i materializacjach, uważne analizowanie tarć, przerw i pustych miejsc, odmiennych geografii i czasowości. Modelowanie bowiem, jak powtarza, to jedynie narzędzie, nie zaś deklaracja prawdy. Jak we Friction zakłada Tsing, pierwszą z nauk, która podjęła trud unifi-kacji wiedzy już zgromadzonej i napływającej z kolonizowanych jeden po drugim zakątków Nowego Świata, trud uporządkowania tych dalece niejednorodnych da-nych w ramach jednego, globalnego systemu, odzwierciedlającego plan boskiej kreacji, była botanika. Biorąc to pod uwagę, znaczną część czasu spędzonego na Borneo poświęciła na zestawienie hierarchicznego systemu Linneusza z lokalną wiedzą o roślinach, ich miejscowymi nazwami i opisami. Najprawdopodobniej właśnie to ćwiczenie pozwoliło jej w The Mushroom at the End of the World od-miennie niż dotąd spojrzeć na strategię zakładania plantacji w Nowym Świecie i ich fundamentalną rolę w produkcji wiedzy nie tylko w dziedzinie botaniki.

Tak istotne dla europejskiego kapitału zyski z kolonii miały swoje źródło, jak zauważa Tsing, między innymi w formule łatwej ekspansji, którą udało się od-kryć Portugalczykom w ostatnich dekadach XVI wieku, kiedy zaczęli zakładać pierwsze plantacje trzciny cukrowej w północnowschodniej Brazylii. Istotę tej formuły łatwo można sprowadzić do kilku odrębnych i wymiennych elemen-tów: usunięcie siłą lokalnych mieszkańców i roślin; przygotowanie oczyszczo-nego i niczyjego już wtedy pola; sprowadzenie obcej siły roboczej (niewolników z Afryki) i obcych w tym środowisku roślin (sadzonek trzciny cukrowej z No-wej Gwinei), niezbędnych do monokulturoNo-wej uprawy. Powstawał w ten sposób system zamknięty, czytelnie autopojetyczny, łatwy do zarządzania i kopiowania. Choć jeden gatunek roślin z pewnością uprawiać prościej, zwłaszcza jeśli chce się wyspecjalizować robotników i korzystać z pomocy maszyn, to przecież taki typ uprawy nie występuje w naturze. Podobnie zresztą jak podstawowa dla tej formuły skalowalność. Co istotne, tak wypracowaną formułę dało się nie tylko efektywnie powtarzać, aby zawłaszczać coraz większe obszary ziemi i pomnażać

(11)

zyski; wkrótce sprawdzony w kolonialnych uprawach model stał się podstawo-wym źródłem inspiracji dla postępujących procesów industrializacji i moderni-zacji, a także dla systemu porządkowania i produkcji wiedzy. Dlatego też Tsing w The Mushroom at the End of the World postuluje, żeby „epokę człowieka” na-zwać plantacjocenem, uwypuklając podstawowy dla większości sfer życia wy-miar skalowalności umożliwiającej globalne zarządzanie. Globalność nie oznacza wszakże totalności. Tsing przekonuje się o tym coraz bardziej, kiedy prowadząc nowe badania, podąża za matsutake — gatunkiem jadalnych grzybów. Rosną one głównie w zdewastowanych przez człowieka lasach Japonii, Chin, Ameryki Pół-nocnej i Finlandii, wchodząc tam każdorazowo w rozmaite i nadal nie do końca zbadane relacje symbiotyczne z różnorodnym otoczeniem. Dalece przypadkowe ekosystemy matsutake są tak złożone i w zasadzie niemożliwe do odtworzenia, że nie udało się dotąd uzyskać odmian kultywowanych, choć istnieje na te grzyby ogromne zapotrzebowanie w Japonii, gwarantujące ogromne zyski. Matsutake to nadal gatunek dziki, choć przecież jest owocem „niezamierzonej uprawy”, skoro od dawna jego istnienie zależy od ludzkich form aktywności. Także pod innymi względami, takimi jak choćby wielowariantowość rozmnażania się, stanowi on niemal wzorcowe wcielenie sprzeczności. Dlatego właśnie Tsing uznaje go za najlepszy przykład idei „antyplantacji”, żywiąc przy tym nadzieję, że uda się nam pożegnać z antropocenem, jeśli zaczniemy myśleć razem z tymi grzybami.

Różnorodne i zmienne, polifoniczne asamblaże, w których skład wchodzi

mat-sutake, każą również — jak stwierdza Tsing — przypomnieć sobie archaiczne

wśród dzisiejszych badaczy umiejętności zauważania różnic i przywiązywania do nich strategicznej wagi. Każda staje się bowiem źródłem innej opowieści, równie zajmującej i niekompatybilnej z pozostałymi. To zaś zmusza do koniecznej zmia-ny przyjętego niegdyś, skalowalnego modelu gromadzenia i porządkowania wie-dzy. „Wartki strumień różnorodnych historii nie da się łatwo ogarnąć i uporządko-wać” — pisze Tsing; od razu też dodaje: „Siła tego wartkiego strumienia historii to nowa postać nauki”20. Nauki, która nie tylko zauważa i odnotowuje

różnorod-ność świata i form życia, lecz także stara się oddać mu sprawiedliwość w tym, jak się ją uprawia. Dlatego z globalnego systemu hierarchicznie uporządkowanej, skalowanej wiedzy zmienia się powoli w nieprzebrane bogactwo lokalnych opo-wieści. Jedynie wtedy uda się bowiem uniknąć spojrzenia nadzorującego, narzu-cającego relację podmiot–przedmiot. Zmiana perspektywy na to, co razem z Ha-raway określają jako „stawanie-się-z” czy „bycie-z”, przyniesie zapewne koniec nie tylko nauki eksperckiej, pozornie neutralnej, poddanej władzy racjonalnej logiki i empirycznie podbudowanej. Nie można bowiem zapominać o tym, jak zauważyła Tsing już we Friction, że symulujące prawdę o świecie modelowanie nie oznacza jedynie posługiwania się statystyczną średnią i krzywą Gaussa, lecz także uwzględnianie przypadkowości i niepewności systematyzowanych

(12)

sów (IA – integrated assessment), swoiste oswajanie tego, co nie do końca da się przewidzieć. Nie do końca wszakże zapewnia to bezpieczeństwo i eliminuje ryzy-ko, skoro — jak zakłada Tsing — uniwersalne pojęcia i koncepcje zawsze ulegają lokalnym rekonfiguracjom. Skoro zaś zarówno „tubylcy”, jak i „dzika” natura istnieją wyłącznie w binarnej opozycji do globalnych projektów modernizacyj-nych, każdy rodzaj uogólnienia na ich temat tworzy ryzyko popełnienia poważne-go błędu. Nic zatem dziwnepoważne-go, że w obu wspominanych tu pracach Tsing zadaje w gruncie rzeczy to samo pytanie: czy nie należałoby przypadkiem przywiązywać większej wagi do tych danych, które nie są skalowalne i w konsekwencji stawiają pod znakiem zapytania przyjęte systemy i klasyfikacje? Jak zasadnie podejrzewa, to w niejednorodnym bogactwie lokalnie sytuowanych sposobów wykorzystania, modyfikacji i rewizji, powtórzonych tu i teraz ze znaczącą różnicą wędrownych opowieści ukrywa się remedium na katastrofalne w skutkach globalne uporząd-kowanie antropocenu21.

Nowe światy, nowe historie

Także Donna Haraway doskonale zdaje sobie sprawę z ryzyka, które nieod-miennie wiąże się z odejściem od wiary w przewidywalność naszego życia i ota-czającego nas świata. W ostatniej książce Staying with the Trouble już w tytule wprost nawiązuje do kwestii przypadkowości, która odtąd nie będzie nas odstępo-wać ani na krok. Takie są koszty rezygnacji ze skalarności w nauce i dostosowania jej dyskursu do badania ekologii lokalnych, życiowych praktyk. Już we wcześ-niejszym i podobnie jak książka zatytułowanym szkicu opublikowanym w tomie

Anthropocene or Capitalocene? Haraway pisała jednoznacznie: „W tego typu

praktykach nie ma żadnych gwarancji, nie istnieje strzała czasu, nie istnieje Pra-wo Historii, Nauki czy Natury”22. Tutaj też dawała tylko jedną wskazówkę, jak

można sobie z tym nieoczekiwanym wystawieniem na nieprzewidywalne zdarze-nia poradzić: „To są czasy, kiedy musimy myśleć; to są czasy palących potrzeb, które potrzebują opowieści”23. Nie chodzi wszakże o takie same opowieści, o

ja-kich myślała Tsing, kiedy we Friction zakładała, że ich wartki strumień ustana-wia nową postać nauki. Haraway zachęca przede wszystkim do prospektywnego i spekulacyjnego myślenia (speculative fabulation), które zamierzenie zapisuje skrótem SF. W powszechnej świadomości oznacza on powieści, filmy, komiksy

21 Do podobnych wniosków, choć na podstawie zgoła innych przesłanek, dochodzi Nassim

N. Taleb, który podobnie jak Tsing i Haraway jedną ze strategii oswajania nieprzewidywalności i ryzyka widzi w spekulatywnych narracjach. Zob. idem, Czarny łabędź. O skutkach nieprzewidy-walnych zdarzeń, przeł. O. Siara, Warszawa 2014.

22 D. Haraway, Staying with the trouble. Anthropocene, Capitalocene, Chthulucene, [w:]

An-thropocene or Capitalocene?, s. 44.

(13)

i gry komputerowe z nurtu science fiction — fantastyki naukowej. Dla autorki

Staying with the Trouble takie myślenie, które jest zarazem snuciem opowieści,

wytwarzaniem faktów i formą działania, równa się wymyślaniu nowych praktyk używania i rozwijania wyobraźni, poszukiwania nowych form oporu, wyrażania buntu, sposobów naprawiania szkód i przeżywania żałoby po tych stratach, któ-rych już nie da się wyrównać, po gatunkach, odmianach roślin i zwierząt, po bez-powrotnie utraconych, a tak bezcennych holobiontach i holobiomach, jak chętnie powtarza za Scottem Gilbertem.

Taki tryb myślenia, jaki propaguje Haraway, nie czyni żadnych różnic między opowieściami naukowców i artystów, aktywistów i technokratów. Jak bowiem powiada w jednym z wywiadów, jej własna praca naukowa to niekończący się proces wyobrażania sobie wciąż od nowa tego, co można uznać za naturę. Nic za-tem dziwnego, że w tomie Staying with the Trouble bardziej naukowe szkice, peł-ne fachowej terminologii i opatrzopeł-ne tradycyjnym aparatem przypisów, sąsiadują z The Camille Stories — cyklem jej własnych opowiadań science fiction, które powstały latem 2013 roku podczas warsztatów pisania we francuskiej Cerisy24.

Haraway jasno deklaruje:

Zajmuje mnie to, jak wyobraźnia pomaga nam uniknąć śmiertelnego zagrożenia ze strony tego, co uważamy za dosłowność. […] Metafory i inne figury pomagają nam ominąć pułapkę „jedy-nego prawdziwego znaczenia”. Są wizualne i narracyjne, a zarazem matematyczne. Są niezwy-kle zmysłowe25.

W tomie Staying with the Trouble taką ikoniczną figurą staje się zabawa czy gra, zwana kocią kołyską26, której angielska nazwa string figures pozwala zapisać

się w ulubionym przez Haraway skrócie SF. Pod koniec XIX wieku europejscy i amerykańscy etnologowie zaczęli zbierać rozmaite warianty tej gry w różnych zakątkach świata. Niektórzy z nich ku wielkiemu zaskoczeniu w zakamarkach własnej pamięci znajdowali obrazy, które ich przekonywały, że znają ją także z własnego dzieciństwa, choć do Europy dotarła stosunkowo późno, zapewne szlakami handlowymi z Azji. Jej reguły nie są zbyt skomplikowane. Wystarczy długi kawałek grubszej nici, mocnej wełny czy sznurka, którego końce należy zawiązać na supeł, a potem rozciągnąć obiema dłońmi i zręcznie przekładając pal-cami, spleść w pożądany wzór. Kolejna osoba musi równie zręcznie zdjąć utwo-rzoną figurę z naszych palców i zmodyfikować we własną i tak dalej, i tak dalej.

24 D. Haraway, The Camille Stories. Children of the compost, [w:] eadem, Staying with the Trouble,

s. 134–186.

25 Anthropocene, Capitalocene, Chthulhocene. Donna Haraway in conversation with Martha

Kenney, [w:] Art in the Anthropocene. Encounters among Aesthetics, Politics, Environments and Epistemologies, red. H. Davis, E. Turpin, London 2015, s. 257.

26 Dziękuję recenzentowi za zwrócenie mi uwagi na możliwe analogie między propozycją

Ha-raway a powieścią Kurta Vonneguta Kocia kołyska, za którą — nawiasem mówiąc — otrzymał on w 1971 roku stopień magistra antropologii University of Chicago. Niestety, brakuje tu miejsca, żeby bliżej przyjrzeć się tym analogiom.

(14)

Opisując kocią kołyskę, Haraway odwołuje się również do rysunku Multispecies

Cat’s Cradle Nassera Muftiego sprzed kilku lat, aby słowami powtórzyć jego

pod-stawową ideę. Zdaniem obojga w SF grać mogą — i powinni — nie tylko ludzie. Wzór ze sznurka potrafią tworzyć także racice, pazury i pazurki, kopyta i kopytka, a nawet płetwy, tak by stał się wcieleniem wielogatunkowego asamblażu, figurą myślowej spekulacji na temat nadchodzącej po antropocenie epoki chthulucenu. Jak akcentuje Haraway, „figury ze sznurka to jednocześnie praktyki myślenia i praktyki działania, praktyki pedagogiczne i przedstawienia kosmologiczne” (podkreślenia w oryginale), gdyż pokazują i nauczają także tego, czym są „właś-ciwe relacje świata”27 (of the world), zarówno między ludźmi, jak i nie-ludźmi.

Jak z naciskiem podkreśla Haraway, nie idzie jej wcale o relacje w świecie (in the

world), lecz właśnie o relacje świata. Chodzi bowiem o to, że światy SF nigdy

nie są pojemnikami, z których bezkarnie można coś wyjąć czy włożyć, nie nisz-cząc złożonych sieci życiowych praktyk. To raczej wspólnie realizowane wzory, zależne od każdego z uczestników, zarówno od ich otwartości na innych i in-ność, jak i odpowiedzialności, czyli zdolności do dawania odpowiedzi

(response--ability). Te ryzykowne międzygatunkowe przedsięwzięcia przypominają te, do

których w swoich szkicach sama Haraway często powraca: w filmie animowanym

Nausicaa z Doliny Wiatru Hayao Miyazakiego (1984), drugiej powieści cyklu

o Enderze Mówca umarłych (1986) Orsona Scotta Carda czy trylogii Xenogenesis (1987–1989) Octavii Butler. Nie bez powodu podaję tu daty powstania tych utwo-rów. Wszystkie pochodzą z lat osiemdziesiątych XX wieku, co najlepiej dowodzi wartości prospektywnego myślenia uprawianego we wszystkich postulowanych przez Haraway formach SF.

Jedno mnie wszakże niepokoi i zmusza do wyrażenia krytycznego osądu propo-zycji amerykańskiej badaczki — brak u Haraway wśród grających w SF holobion-tów, choćby takich paradoksalnych form abiotycznych, które projektuje i powołuje do istnienia Wonbin Yang, artysta z Seulu. Wręcz obsesyjnie powraca on bowiem do idei adaptacji i ewolucji życia w dzisiejszych metropoliach, które uważa za nową postać „zupy prebiotycznej”, zdolnej do stworzenia nieznanych jeszcze form życia z nieożywionych pozostałości naszej cywilizacji, jej junkware’u28. Formy te z

pew-nością nauczą się kiedyś poruszać po mieście i korzystać z jego wszystkich udogod-nień i systemów komunikacji, wejdą w relacje z innymi istotami i wypracują takie strategie, które pozwolą im przeżyć w tej sztucznej do kwadratu, stworzonej przez człowieka naturze. Efekty projektu Species Series (2012) Wonbina Yanga miałam okazję oglądać przed rokiem na wystawie przygotowanej przez Museum of Con-temporary Art w Sydney. Z różnorakich miejskich odpadków i niewielkich części mechanicznych artysta złożył roboty-owady, które potrafią się poruszać. Czasem bardziej przypominają one znane nam gatunki, jak choćby niby-świerszcz

Segni-27 Wszystkie cytaty: D. Haraway, Staying with the Trouble, s. 14.

(15)

siter continuus ze zmiętej gazety. Innym razem zdają się bohaterami

futurystycz-nych horrorów, jak na przykład Umbra infractus z połamanego, czarnego parasola. Wonbin Yang nie tylko nadaje im paranaukowe nazwy, które z łatwością mogły-by uzupełnić systematykę Linneusza i opatruje je profesjonalnie wyglądającymi i podobnie brzmiącymi opisami gatunkowymi; zgodnie ze wszystkimi regułami dokumentów przyrodniczych przygotowuje ponadto krótkie filmiki wideo, które przedstawiają życie jego holobiontów w specyficznych dla nich warunkach natu-ralnych. Dopiero wtedy rzeczywiście zyskują one życie, stają się w pełni formami biotycznymi. Pastisz dyskursu naukowego i środków typowych dla filmów doku-mentalnych sprawia, że Wonbin Yang pozwala nam jak na dłoni zobaczyć ten sam mechanizm, który po swojemu analizują Tsing i Haraway — mechanizm działania kulturowych dyskursów, decydujących o tym, co jesteśmy gotowi uznać za formy naturalne i ożywione. Dlatego myśląc wraz z nimi przeciw antropocenowi, choć nieco inaczej, zakładając istnienie nie tylko kontinuum naturakultura, lecz znacz-nie szerszego naturakulturatechnologia, wyobrażam sobie, jak holobionty Wonbina Yanga wspólnie z innymi biotycznymi i abiotycznymi gatunkami, ich wszelkimi możliwymi hybrydami i symbiontami, układają kocią kołyskę i grają w SF o przy-szłość naszej planety.

Gaïa’s names: Thinking about the end of Anthropocene

Abstract

A debate about a new era in the history of the Earth has been under way for almost two decades, but it has focused merely on an adequate naming and scientifically verifiable dating of that period. What has been written about the Anthropocene lays bare specificity of methodologies and approach-es of various rapproach-esearch fields, but above all demonstratapproach-es locality and situatednapproach-ess of knowledge produced within each of them.

The article starts with recalling a few remedies to catastrophic after-effects of the techno-sci-entific progress proposed by Isabelle Stangers, Donna Haraway, and Bruno Latour, who refer to chthonic powers. Although they give these powers the same name Gaïa, each of them differently defines an open-ended and emergent system of symbiotic relationships which was described by the British physiologist James Lovelock in the late 1970s. Next, the article presents the most im-portant concepts of the new era that compete with the term “Anthropocene”: Capitalocene (Jason W. Moore), Necrocene (Justin McBrien), and Plantatiocene (Anna Lowenhaupt Tsing). Finally the article focuses on Donna Haraway’s idea of prospective and speculative fabulation (Staying with Trouble, 2016).

Haraway outlines a future after the Anthropocene, speculating about how to salvage naturecul-tural variability. She offers a radical redefinition of relationships between humans and others critters, biotic and abiotic agencies. She does not focus extensively, however, on holobionts in border area of biology and modern technologies which emerge in such contemporary projects as Species Ser-ies of an Corean artist Wonbin Yanga (2012), analysed in the paper.

Keywords: Gaïa, Anthropocene, Capitalocene, Necrocene, Plantatiocene, Speculative Fabula-tion, symbionts and holobionts

(16)

Bibliografia

Anthropocene, Capitalocene, Chthulhocene. Donna Haraway in conversation with Martha Kenney,

[w:] Art in the Anthropocene. Encounters among Aesthetics, Politics, Environments and Epis-temologies, red. H. Davis, E. Turpin, London 2015.

Anthropocene or Capitalocene? Nature, History, and the Crisis of Capitalism, red. J.W. Moore, Oakland 2016.

Bardini T., Junkware, czyli do odzysku, przeł. M. Borowski, M. Sugiera, Kraków 2016. Borowski M., Sugiera M., Sztuczne natury. Performanse technonauki i sztuki, Kraków 2016. Crist E., On the powerty of our nomenclature, „Environmental Humanities” 2013, nr 3. Crutzen P.J., Stoermer E.F., The Anthropocene, „IGBP Newsletter” 2000, nr 41.

Demos T.J., Against the Anthropocene. Visual Culture and Environment Today, Berlin 2017. Fressoz J.B., Bonneuil Ch., L’Événement Anthropocène. La Terre, l’histoire et nous, Paris 2013. Gilbert S., A holobiont birth narrative: The epigenetic transmission of the human microbiome,

[2014], https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4137224/.

Haraway D., Staying with the trouble. Anthropocene, Capitalocene, Chthulucene, [w:] Anthropocene or Capitalocene? Nature, History, and the Crisis of Capitalism, red. J.W. Moore, Oakland 2016. Haraway D., Staying with the Trouble. Making Kin in the Chthulucene, Durham 2016.

Kolbert E., The Sixth Extinction: An Unnatural History, New York 2014.

Latour B., Face à Gaïa. Huit conférences sur le nouveau régime climatique, Paris 2015.

Latour B., Nadzieja Pandory. Eseje o rzeczywistości w studiach nad nauką, przeł. K. Abriszewski et al., Toruń 2013.

Lovelock J., Gaja. Nowe spojrzenie na życie na Ziemi, przeł. M. Ryszkiewicz, Warszawa 2003. Lowenhaupt Tsing A, Friction. An Ethnography of Global Connection, Princeton 2005.

Lowenhaupt Tsing A., The Mushroom at the End of the World. On the Possibility of Life in Capitalist Ruins, Princeton 2015.

McBrien J., Accumulating extinction. Planetary catastrophism in the Necroscene, [w:] Anthropocene or Capitalocene? Nature, History, and the Crisis of Capitalism, red. J.W. Moore, Oakland 2016. Moore J.W., Capitalism in the Web of Life: Ecology and the Accumulation of Capital, London 2015. Moore J.W., The rise of cheap nature, [w:] Anthropocene or Capitalocene? Nature, History, and the

Crisis of Capitalism, red. J.W. Moore, Oakland 2016.

Stengers I., In Catastrophic Times. Resisting the Coming Barbarism, przeł. A. Goffey, London 2015. Taleb N.N., Czarny łabędź. O skutkach nieprzewidywalnych zdarzeń, przeł. O. Siara, Warszawa 2014.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kolporter widzi, jak bardzo czekają na Tygodnik Mazowsze, nawet kiedy jest gorzej wydrukowany nie zawsze narzekają. Przekazywaliśmy wpłaty, gazetki, listy, to

Ćwiczenia stretchingowe ujędrnią sylwetkę, ale warto pamiętać, że nie redukują masy i nie budują nadmiernej ilości tkanki tłuszczowej.. Stretching najwięcej korzyści

Irreducible in Man, „Analecta Husserliana” 1978, s.. Wypowie j  a Sobór, gdy stwierdzi, ze czowiek „nie moze odnalez´c´ sie w peni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny

• Zapoznać się z tematyką przystanków i przedstawić ją uczniom (treści z tablicy startowej oraz z kolejnych przystanków, z podziałam na poziomy trudności, można pobrać

W pracy przedstawiono rzadki przypadek ropnia śródpiersia i szyi w przebiegu izolowanej gruźlicy węzłów chłonnych u 70-letniej chorej leczonej w Oddziale Laryngologicznym

Pantomima: „Jak reaguje zwycięzca, a jak osoba pokonana?”, „Jak można pogratulować osobie, która wygrała?”, „Jak się czuje osoba przegrana?”, „Jak można ją

Odpowiedzią do zadania jest gotowy przepis na ciasto drożdżowe + foto lub screen Zadania oceniane będą oddzielnie, brak zadania (jednego) brak (jednej) oceny. Czas nadsyłania

WSM w Warszawie urochomiła nowy ośrdodek dydaktyczny w Bełchatowie ponieważ była taka potrzeba. Zaczęło się od pisma starosty Beł- chatowa z prośbą o utoworzenie w tym