R O C Z N IK I H U M A N IST Y C Z N E T o m X X IX , z e s z y t 2 — 1981
RAFAŁ ŻEBROW SKI
OBRAZ ŚW IATA
W KAZANIACH ALEKSANDRA LORENCOWICZA
W STĘP
Nie trzeba chyba przekonyw ać, jak dużą w agę dla postaw y człowieka, jego sposobu m yślenia i zachow ania m a zespół poglądów, k tó ry m ożna określić m ianem „obrazu św iata”. Oczywiste jest także, że nie jest on w a r tością constans, lecz zm ienia się w raz z rozw ojem procesu historycznego. Także XVII stulecie niosło z sobą bardzo pow ażne zm iany w tej sferze (przynajm niej dla k u ltu ry europejskiej) 1. Z jednej stro n y w iek X V II b ył czasem form ow ania się podstaw nowoczesnej nauki, poczynając od pod staw ow ych założeń metodologicznych, tak ich jak poszukiw anie w uogól nionych w ynikach doświadczeń praw przy rod y czy p ostulat budow a nia podstaw now ej nau k i opierając się np. n a m atem atyce. Z d ru giej strony żywiołow y rozwój nau k i sp rzy jał zjaw isku sw oistej alienacji, osam otnienia i wreszcie poczuciu zagrożenia człow ieka zagubionego w n ie skończoności w szechśw iata. Równocześnie postępują p rzem iany w ram ach k u ltu ry religijnej 2. Pow oli stabilizuje się sta n posiadania i obszar w pły
w ó w Kościoła rzym skokatolickiego i kościołów zreform ow anych. N a społe
czeństwa związane z tym pierw szym w zrastający w pływ uzyskuje u sp raw niona organizacja kościelna. Jej now e siły i m eto dy działania zostały sko- dyfikow ane jeszcze w poprzednim stuleciu n a Soborze T rydenckim . N aj ogólniej m ożna powiedzieć, że doszło do swoistego przesunięcia akcentów
1 S. H e r b s t. Charakter i p rze m ia n y k u l tu r y X V I I w. „B iu lety n H isto rii S z tu k i’’ 20:1958 s. 7-11; H. B u t t e r f i e l d. Rodowód w spółczesnej n a u k i 1300-1800. W arszaw a 1963 s. 76-94; B. S u c h o d o l s k i . Rozw ój n o w o ż y tn e j filozofii człowieka. Cz. 1: M iędzy R enesansem a oświeceniem. W arszaw a 1967 s. 25-339.
2 J. D e l u m e a u , Le catholicisme entre L u th e r et Voltaire. P a ris 1971. N ou velle Clio; re fe ra ty i d y sk u sja zam ieszczona w m iesięczniku „Znaik” 23:1971. U dział w niej w zięli: H. Barycz, M. B ednarz, B. G erem ek, A. G ieysztor, K. G órski, S. H erb st, J. Kłoczowski, S. L ita k , W. M üller, M. Rechow icz, H. Sam sonow icz, S. Sw ieżaw ski, S. T raw kow ski, Z. W łodek, E. W iśniow ski, A. W itkow ska, I. Z arębski. P or. Dzieje teologii katolickiej w Polsce. Pod red. bpa M. Rechow icza. T. 1-3. L u b lin 1975 — t. 2 cz. 1 i 2.
6 R A F A Ł Ż E B R O W S K I
zainteresow ania w działalności duszpasterskiej. S tarano się, o ile to było m ożliwe, odsunąć od ogółu w ierny ch kw estie dogm atyczne, w ysuw ając na czoło kw estie m oralne. Rów nocześnie indyw idualizm przeżyć religijnych stracił sw ą w agę n a korzyść m asowego d uszpasterstw a i p rak ty k zbioro w ych, ściśle kontrolow anych i planow anych. Z nam ienitą rolę uzyskało w ychow anie m łodego pokolenia i w ręcz „planow e” rozw ijanie życia w e w nętrznego m ożliw ie szerokich w arstw społeczeństw a w kieru n k u afek- tyw nego przy w iązania do Boga.
Je d n ą z w iodących sił tej refo rm y stali się jezuici. Zakon ten przeszedł sw oistą ew olucję celów swego działania od początkowo założonej pracy nad niew iern y m i (m uzułm anie) poprzez przeciw działanie siłom reform acji ku ostatecznem u celowi, k tó ry m stała się szeroko pojęta praca m isyjna w śród pogan n a odległych kontynentach, jak i w ychow anie i nieustająca m isja w ew n ątrz katolickich społeczeństw 3. Jeszcze dziś budzi podziw bo gactw o i skuteczność m etod stosow anych przez członków Societatis Jesu. One też oraz w ysoki poziom indyw idualnego w ykształcenia (szczególnie w początkow ym okresie) poszczególnych jezuitów stały się podstaw ą osiąg nięć i rozw oju T ow arzystw a w X V II w. Nie m iejsce tu na pobieżne bodaj om ów ienie tego zagadnienia. Chciałbym jedynie podkreślić znaczenie je zuitów dla k u ltu ry om aw ianego okresu. Trzeba także zaznaczyć, że przy znam iennym ry sie w ojskow ej niem al dyscypliny w ew nątrz Tow arzystw a oraz silnym podporządkow aniu jego członków przełożonym 4 z generałem zakonu n a czele, w ypow iedzi poszczególnych przedstaw icieli tego zakonu (naw et w y b itn y ch indyw idualności) noszą silne piętno polityki i celów
Societatis 5.
M ożna chyba zaryzykow ać tw ierdzenie, że jezuici są typow ym p rzy k ładem duchowości tej epoki, o p artej n a przyw iązaniu większej wagi do życia czynnego niż k o n te m p la ty w n e g o 6. Na tej bazie jezuici rozw inęli szeroką działalność, k tó ra w zasadzie poszła dwom a głów nym i toram i. P ierw szym z n ich było w ychow anie m łodzieży szczególnie poprzez szkol nictw o. Rys ten jest bardzo znam ienny dla stosunków w Rzeczypospolitej, gdzie uzyskali oni niem al rodzaj m onopolu n a szkolnictw o (szczególnie dotyczy to kształcenia m łodzieży sz la c h ec k ie j)7. Z drugiej strony jezuici
3 Ch. H o 11 i s. Historia je zu itó w . W arszaw a 1974 s. 19.
4 T am że s. 22; R e g u ły Societatis Jesu. S u m a r y u s z abo k r ó tk ie zebranie tych u sta w , które należą k u d o c h o w n e m u naszych w p r a w ie n iu i od w s z y s tk ic h zac how a ne b y d z m ają . Bm. 1969 s. 16, 19, 20 passim .
5 H o 1 1 i s, jw . s. 39.
6 K. G ó r i s k i . Teologia ascetyczno-m istyczna. W: Dzieje teologii katolickiej w Polsce t. 2 cz. 1 s. 429-471.
7 B. N a t o m s k i . S z k o ln ic tw o je zu ic kie w Polsce w dobie kontrreformacji. K raików br. (m ps pow ielony); J. T a z b i r . Jezuici w Polsce do połow y X V I I w. W: S z k ic e z d zie jó w papiestw a. W arszaw a 1961 s. 121; S. B e d n a r s k i . Upadek i od
O B R A Z Ś W I A T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O R E N C O W IC Z A 7
podjęli szereg akcji m ających n a celu przeniknięcie do m ożliw ie szerokich kręgów społeczeństwa. W ybitną rolę w tych działaniach m iało kaznodziej stw o. Nie były to już m ow y okazjonalne, ale planow a długotrw ała akcja, oparta n a całych cyklach kazań 8. Znalazło to sw oje odbicie w ru ch u w y dawniczym , w k tóry m jezuici uczestniczyli w sposób znaczący. Nie jest przypadkiem , że w w ydaw aniu dużych zbiorów kaznodziejskich, a szcze gólnie typu „na niedziele i św ięta całego ro k u ”, przedstaw iciele w łaśnie tego zakonu w ysunęli się n a pierw sze m iejsce. Rów nież w ielu n a jw y b it niejszych tw órców tego gatu n k u, tak ich jak Skarga czy M łodzianowski wywodziło się w łaśnie z jezuitów .
W ypowiedziane powyżej uw agi nie w yczerpują złożoności zagadnienia, n aw et n a poziomie w ym ienienia najistotniejszych czynników . Św iadom ie zrezygnow ałem tu z m ów ienia o w ielu spraw ach istotnych dla przem ian kulturow ych drążących XV II stulecie, tak ich choćby, ja k tw orzenie się form uły i idei nowoczesnego państw a. Chciałem tylko zasygnalizow ać, że wiek ten przyniósł z sobą istotną przem ianę kulturow ą, w ram ach k tó rej w iście „barokow ym ” napięciu rodził się now y „now ożytny” obraz św iata (czy raczej obrazy). W tym procesie n a teren ie Kościoła katolickiego w aż n ą rolę odegrali jezuici- Nie m a w łaściwie dziedziny k u ltu ry , o której m ożna by coś powiedzieć bez w spom inania o nich. W reszcie w ram ach reform y katolickiej, jak i działalności w spom nianego zakonu, w walce „o rząd dusz” duże znaczenie uzyskało kaznodziejstw o.
W tym m iejscu trzeba sobie postaw ić py tan ie: kim był au to r om aw ia nego tu zbioru kazań i jak należy go um iejscow ić w procesie zachodzą cych w tym stuleciu przem ian. A leksander Lorencow icz (czy ja k się pod pisyw ał •— Lorencowic) urodził się w 1609 r. we Lwowie 9. W ywodził się z zamożnej rodziny m ieszczańskiej. Już ta skąpa garść inform acji n a s trę cza kilka refleksji. W trzy la ta po narodzinach A leksandra zm arł P io tr Skarga. Data ta zam yka nie tylko jego n iezm iernie czynne i ciekaw e ży cie, ale też całą epokę. W raz ze Skargą odchodzi całe pierw sze pokolenie polskiej reform y „po try d enck iej”. Pokolenie to obfitow ało w w y b itne in dywidualności. Miało też niejako bezpośredni k o n tak t z refo rm ą soborową. Jeszcze Skarga w Kazaniach na niedziele i św ięta pow ołuje się często na uchw ały soboru. Tego rodzaju uw ag nie znajdziem y już u Lorencowicza,
rodzenie szkól jezuickich w Polsce. S tu d iu m z dziejów k u l tu r y i szkolnictw a pol skiego. K rak ó w 1933.
8 P ierw szy p rzeprow adził ta k ą akcję na ziem iach polskich S. W ars zewie ki <B. N a t o m s k i . Początki T o w a r z y s tw a Jezusow ego w Polsce. W : J . B r o d r i c k . Powstanie i rozwój T o w a rzy stw a Jezusowego. T. 1. K raków 1969 s. 454).
9 J. S a s . A le k sa n d e r Lorencowicz. S t u d i u m z epoki panegirycznej. „P rzegląd P ow szechny” 1893 z. 39 s. 81-102. A rty k u ł je st n ajw ięk szy m dotyczącym Lorenco-wi- c,za opracow aniem . P ozostałe są uboższe i o p ie ra ją się n a te jże piracy. W szystkie po niżej w ystęp u jące dane biograficzne o p ie ra ją się n a a rty k u le Sasa.
8 R A F A Ł Ż E B R O W S K I
choć n iew ątpliw ie duch ty ch postanow ień jest m u bliski. W m omencie gdy Lorencow icz doszedł do la t swej dojrzałej działalności, obóz reform y stra c ił już w iele ze sw ej „siły przebojow ej”. Pod p resją rzeczywistości trze b a było z w ielu planów zrezygnować. Odnosi się to przede w szystkim do zam ierzeń, aby opierając się na tzw. katolickim absolutyzm ie, doprow a dzić w Polsce do likw idacji w pływ ów kościołów zreform ow anych. W tym punkcie postaw a szlachty była jednoznaczna i w roga w szystkim , którzy chcieliby uszczuplić jej przyw ileje. Spraw dzianem tego był rokosz Z ebrzy dowskiego i niechęć tłum ów szlacheckich skierow ana także przeciw je zuitom ł0. W ty m m iejscu pośrednio zbliżam y się do drugiego zagadnienia zw iązanego z pochodzeniem Lorencowicza. Nieszlachecka genealogia na w et pom im o przejścia do stan u duchownego i pod opiekę potężnego za konu była dużym obciążeniem . Tym bardziej że jego działalność p rzy pada n a czasy wzm ożonej p auperyzacji szlachty, szczególnie drobnej. Nieszlachcic pnący się w górę budził nieufność n . W ypow iadanie uw ag k ry tyczn y ch o u stro ju Rzeczypospolitej było w tej sytuacji szczególnie niebezpieczne. M usiało to osłabiać ostrość sform ułow ań Lorencowicza.
Początkow o droga życiowa Lorencow icza jest dość typow a. Pobiera nauki w szkole m iejskiej w e Lwowie, a n astęp nie w stępuje do kole gium jezuickiego w tym sam ym mieście. Tam w yróżnia się jako uczeń. 24 V III 1626 r. A leksander w stęp u je do Tow arzystw a Jezusowego. Je st to ch arakterystyczn e, bow iem jezuici pzyw iązyw ali dużą wagę do tego, by m łodzi przyjm ow ani do zakonu byli pod każdym względem (także fizycz nym ) ja k najlepszym m ateriałem ludzkim 12.
Ju ż n a początku sw ych zakonnych losów zetknął się m łody Lorenco wicz z człow iekiem w yjątkow ym . Otóż dw a lata now icjatu w Krakow ie odbył pod k ieru n k iem K asp ra Drużbickiego. Znakom ity pisarz ascetyczny, którego pism a noszą piętno przeżyć m istycznych, był jednym z tw órców k u ltu Serca Je zu so w eg o 13. Szczególnie istotną spraw ą w ydają m i się za p a try w a n ia tego człow ieka na problem y kaznodziejstw a. W swym re je strze najpow szechniej w ystęp u jący ch błędów w tej dziedzinie zwrócił on szczególną uw agę n a potrzebę przygotow ania kazania. N atom iast w punk cie 9 w spom nianego re je stru m ów i: „N iechaj kaznodzieja stara się po uczyć słuchacza w sw ym kazaniu o jak iejś cnocie teologicznej w zastoso
10 N a p rz y k ła d n a zjeździe rokoszan w P okrzyw icy uchw alono 67 arty k u łó w , w tym 28 przeciw jezuitom . (S. Z a ł ę s k i. Jezuici w Polsce. K ra k ó w 1900 ś. 39).
11 Na p rz y k ła d Sz. S taro w o lsk i (F. B i e l a k . Działalność naukoica Szy m o n a Starowolskiego. „S tu d ia i M a teria ły z D ziejów N auki P o lsk ie j’’ 5:1957 z. 1 s. 220).
12 Sw. I g n a c y L o y o l a . Pisma w ybrane. Kom entarze. T. 1. K ra k ó w 1968 s. 407.
13 K. G ó r s k i . Od religijności do m isty k i. Z arys d zie jó w życia w e w nę trzne go w Polsce. Cz. 1. L u b lin 1962 s. 129.
O B R A Z Ś W I A T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O R E N C O W IC Z A 9
w aniu do życia codziennego, przede w szystkim do naśladow ania i m iłości C hrystusa”, oraz w punkcie 13: „K aznodzieja nie pow inien w ysilać się, gdyż nie sposób się w szystkim podobać. Zaś chęć bycia bez p rzy gan y k rę p u je ” 14. W ydaje m i się, że spotkanie z D rużbickim w yw arło silny w pływ na Lorencowicza. Jego podkreślana w lite ra tu rz e indyw idualność m usiała m łodemu człowiekowi dostarczyć niezapom nianych w rażeń. N atom iast uw agi powyżej przytoczone zgodne są z p ra k ty k ą w a rszta tu tw órczego naszego bohatera.
Dalej edukacja zakonna Lorencow icza przebiegała n astęp ująco: reto ryka w Kaliszu, fizyka i m etafizyka w Lublinie, 4 la ta teologii w P ozna niu. Tam też otrzym ał św ięcenia kapłańskie. W 1635 roku składa egzam in profesa. N astępnie przechodzi rok tzw . trzeciej probacji w Jaro sław iu. W tym m om encie zaczyna się jego działalność nauczycielska. Prow adzić ją będzie z przerw am i do końca życia. W ykłada kolejno poetykę w Lu blinie i dw a lata reto ry k ę w e Lwowie. Tu też w 1639 naucza m atem aty k i i po raz pierw szy w ystęp uje oficjalnie jako kaznodzieja.
W 1640 r. pisze dziełko Centuria em eritae, k tó re próbow ał przypisać swem u ojcu. U tw ór ten jest zw iązany z jubileuszem obchodzonym przez jezuitów. Je st to zbiór 97 życiorysów polskich i obcych członków Tow a rzystw a Jezusowego. Lorencowicz w ykazał w nim dużą znajom ość prze szłości m acierzystego zakonu, ja k rów nież silny zw iązek z jego trady cją. N atom iast jego w artość literacka była oceniana raczej n egaty w nie l5.
W latach 1640-1643 p racu je jako kaznodzieja w kościele Św. P io tra i Paw ła w K rakow ie. Dopiero w ted y składa we Lwowie ostatnie śluby za konne. Od tej chwili został on pełno p raw n y m członkiem zakonu. W latach następnych bierze udział w m isji n a Polesiu, jako kaznodzieja p racu je w Toruniu, potem we Lwowie. Tu chciałbym zwrócić uw agę n a ciekaw y rys. Otóż Lorencowicz często podkreśla potrzebę bezkom prom isow ego głosze nia praw dy, porów nując w ielokrotnie kaznodzieję do „ trą b y stra sz n e j” 16. Jednakże chyba nie był ta k „ straszn y ”, skoro poproszono go o wygłosze nie aż 28 m ów pogrzebow ych. Ich ogólny ten o r zaw iera w iele cech zdecy dowanie panegirycznych. Twderdzenie to osłabia jed n ak c h a ra k te r kazania pogrzebowego. Jego fu nkcja i form a różni się w y raźnie od k azań n a n ie dziele i święta. Miało ono bow iem u św ietniać uroczystość rodzinną. Poza tym m ów ienie krytycznie o osobie niedaw no zm arłej byłoby rażącym n ie porozum ieniem . Tym niem niej w fakcie ty m k ry je się pew ien cień roz
14 J. R e j o w i c z. K az n o d ziejstw o Drużbickiego. Rzecz oparta na rękopisach, „P rzegląd Pow szechny" 1889 z. 61 s. 218-223.
15 Por. S a s , j w. s. 85.
16 A. L o r e n c o w i c z . Kazania na niedziele całego roku. T. 1-2. K alisz 1671 — t. 1 s. 1.
10 R A F A Ł Ż E B R O W S K I
m ijan ia się teorii z praktyką, k tó rą to skłonność określano jako typowo „barokow ą” .
S praw dzianem tw ierdzenia, że Lorencow icz należał do elity swego za konu w Polsce, jest fak t pow ierzania m u przez zw ierzchników w ielu odpo w iedzialnych funkcji. W 1647 r. polecono m u prow adzenie układów z radą m iejską Lw owa o przesunięcie m urów m iejskich dla rozbudow y kolegium. W ty m w y pad ku m ogły jeszcze decydować koneksje rodzinne. Również w tym ro k u pow ierzono m u o w iele trudn iejsze i bardziej odpowiedzialne zadanie. Został bow iem pro k u rato rem kanonizacji bł. S. Kostki. W tym też c h arak terze jeździł dw a razy do Rzym u zaopatrzony w akta, k tó re ze brał na teren ie całego k raju . Od 1654 r. piastuje godności zakonne. W la tach 1654-1656 b y ł seperiorem w Jarosław iu. N astępnie w roku 1659 pia stu je urząd re k to ra w e Lwowie. Tu przyjm uje Czarnieckiego po w y p ra w ie n a Rakoczego. Potem będąc w K rakow ie w kościele św. P io tra i P a w ła prow adził rów nocześnie bractw o m iłosierdzia. Być może n a tym tle n a leży w idzieć rozw ijaną przez niego w kazaniach teorię jałm użnietw a. W 1661 był rek to rem w Jarosław iu. W 1665 został w y b ran y prokuratorem prow incji i w ty m charakterze pojechał na kongregację generalną do Rzym u. W 1666 r. po raz o statn i jest kaznodzieją w Lublinie. N iew ątpli w ie przeb y w an ie w tym charak terze w m ieście trybunalsk im dostarczyło m u w ielu o bserw acji (szczególnie dotyczy to problem ów sądow nictw a i spraw iedliw ości). N astępnie p rzejął po M łodzianowskim instruktorstw o trzeciej p ro b acji w Jarosław iu.
W latach 1668-1671 k a rie ra zakonna Lorencowicza osiąga swój szczyt. W ty m czasie jako prow incjał zarządza prow incją polską Tow arzystw a. Z ałatw iał w tym czasie w iele sp raw n a tu ry m aterialno-gospodarczej. W ar to jed n a k zwrócić uw agę na niek tó re jego zarządzenia, mogące nam coś o jego poglądach powiedzieć: „[...] poleca jak najczęstsze odbyw anie m isji po w ioskach i przypom ina, żeby w listach nie udzielać sobie bezpodstaw nych pogłosek o w ypadkach krajow ych, a w ogóle nie pisać o spraw ach publicznych, bo to niezgodne z ustaw am i zakonu”. Je st to bardzo sym pto m atyczne. U w aga o statnia koresponduje z zarządzeniam i generała A qua- vivy 17. Podłożem tego rodzaju stosunku były oczywiście nie tylko przepi sy k o n sty tu cji T ow arzystw a. W swych początkach na ziem iach polskich je zuici próbow ali prow adzić w łasną politykę i w pływ ać na losy kraju. Szczególnie głośna była tu spraw a Skargi. K aznodzieja królew ski przez sw ych przeciw ników został o krzyknięty pierw szym „ tu rb a to re m ” ojczyz n y lfi. Z resztą polityka p opierania katolickiego absolutyzm u ściągnęła licz ne kłopoty n a zakon także w in n y ch k raja ch Europy. M am y tu do czy
17 S a s , j w. s. 90; H o l l i s , j w. s. 36.
O B R A Z Ś W I A T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O R E N C O W IC Z A 11
nienia z w ycofyw aniem się z poprzednio prow adzonej polityki. Znalazło to też w yraz w kazaniach, w k tó ry ch echa w y darzeń w strząsających k ra jem są bardzo słabe. Nie znaczy to, że los Rzeczypospolitej był Lorenco- wiczowi obojętny. W 1668 r. nakazuje publiczne odpraw ienie nabożeństw błagalnych o spokój w Polsce. W zruszającym dow odem jego p atrio tyzm u jest dedykacja do om awianego tu zbioru. Pośw ięcona jest ona jego ro dzinnem u m iastu Lwowowi, a u trzy m an a w bardzo gorącym n a stro ju 19. W m om encie złożenia najw yższego u rzędu p row incji polskiej jezuitów życie Lorencowicza zaczęło dobiegać kresu. Przez k ró tk i czas był jeszcze przełożonym now icjatu w K rakow ie. W 1672 r. objął re k to ra t kolegium lwowskiego. W tym czasie okazał się gorącym zw olennikiem obrony m ia sta przed Tataram i. Pozostał n a sw ym stanow isku konsek w entn y jako n a j hojniejszy ofiarodaw ca n a rzecz okupu. W ostatnich m iesiącach życia przygotow yw ał w ydanie następnego zbioru kazań, o czym św iadczy za kup czcionek. W czasie W ielkiego Tygodnia, podczas próby dialogu sce nicznego został całkowicie sparaliżow any. U m iera 15 IV 1672.
Biograf Lorencowicza stw ierdza, że k ilk ak rotn ie sty k ał się on z T. Mło dzianowskim. Je st to druga niezm iernie in teresu jąca postać, z k tó rą sty kał się nasz bohater. M łodzianowski w m łodzieńczym poryw ie w y ru szy ł na m isję do P e r s j i 20. Zawiedziony powrócił z niej. Był teologiem , k tó ry zo staw ił po sobie w iele pism. Do naszych czasów p rzetrw ał jed n ak przede w szystkim jako kaznodzieja i takie chyba było jego isto tne powołanie. Uchodzi za jednego z najbardziej „barokow ych i sarm atyzujących kazno dziei” 21. Osoby z Pism a św. u biera wr polską szatę i m aluje n a tle Rze czypospolitej X V II w. Równocześnie spoufala się ze św iętym i. U dziela im rad i wskazówek. W szystkie obrazy nasyca kolorytem dnia codziennego. Z drugiej jednak stro n y w ykazuje dążność do drobiazgowości w w yw o dach. N ieraz jedno słowo dostarcza m u tem atu n a całe kazanie. Jak k o l w iek przytoczona tu za lite ra tu rą opinia może okazać się nie do końca i nie we w szystkich elem entach u sp raw iedliw iona z p u n k tu w idzenia współczesnej analizy naukow ej, to jed n ak n a pew no m ożna zaryzykow ać twierdzenie, że była to postać nieprzeciętna (rów nież ze w zględu n a sw ą barwność).
N ie bez racji będzie tu przytoczenie dwóch opinii M łodzianowskiego. Do pierwszej z nich Lorencowicz pozostanie raczej w opozycji, natom iast pod drugą mógłby się sam podpisać. W pierw szym w y pad ku M łodzianow ski zalecą: „[...] i nie w szystko zażyw ać ze stary ch szpargałów , ale się sta rać, aby zawsze co nowego pow iedziało”. W drugim zaś jest to porada
19 L o r e n c o w i c z , iw. t. 1 (dedykacja).
21 J. S a s . Ksiądz T omasz M ło dzianow ski i jego kazania. „P rzegląd P ow szech n y ’’ 1896 z. 52 s. 85-86.
12 R A F A Ł Z E B R O W S K I
prakty czn a: „K azanie m a być jako opozycja, zadraśnie — nie zrani, po- św ierzbi — nie poszarpie, kazanie ni tw o ja m usztarda, w którym gorz- kość ze słodkością pom ieszane” 22.
Uw agi wyżej cytow ane, ja k i poprzednio w spom niane poglądy K. D ruż- bickiego m ożna potraktow ać jako przykłady sądów na tem at kaznodziej stw a w czasie zbieżnym z życiem Lorencowicza. Jednakże bodaj w stępnie trzeba sobie zadać p y tanie: dlaczego w łaśnie kaznodziejstw o w ydało m u się ta k ciekaw e? Złożył się n a to cały splot w ypadków , żeby nie pow ie dzieć proces niezw ykle istotn y dla k u ltu ry tego okresu. W XVI stuleciu E uropą w strząsa ru ch reform acyjny, budzący nie tylko zainteresow anie, ale i głębokie nam iętności pośród tysięcy ludzi. Dowodzi tego liczba utw o rów literack ich będących odbiciem głębokich przełom ów duchow ych 23, jak i żarliw ość polem ik na tem a ty religijne. W pew nym sensie religia staje się sp raw ą pow szechną: przez zainteresow anie, potrzebę zwalczania p rze ciw ników , przyciągania zwolenników . W tej atm osferze tysiące ludzi w y szły n a am bony, by nauczać. O dpow iedzią n a refo rm ację był ru ch reform y katolickiej, k tó rej pu nk tem zw ro tn y m stały się uchw ały Soboru T rydenc kiego 24. Położono szczególny nacisk n a nauczanie i oddziaływ anie m aso w e na w szystkie g ru p y ludności. Cóż mogło spełnić tę rolę w społeczeń stw ach, k tó re w swej podstaw ow ej m asie były niepiśm ienne, jeśli nie żywe słowo? Silnie też w ypłynął, szczególnie gdy chodzi o jezuitów, pro blem języka narodow ego stosow anego w tej e d u k a c ji25. Z drugiej strony katolicy podkreślali propagandow ą rolę s z tu k i26. Odbiciem tych poglądów u Lorencow icza było podkreślenie roli i jakości m u z y k i27. N atom iast akcentow anie roli żywego słowa, szczególnie w form ie pracy kaznodziej skiej, zn ajd u jem y u niego w ielokrotnie. Szkicow ana tu skrótow o sytuacja zyskała dodatkow y w y m iar n a gruncie polskim. Dawno podkreślano zna czenie o rato rstw a, jako sztuki w iodącej w Rzeczypospolitej szlach eck iej28. Ju ż M. Sarbiew ski w form ie satyrycznej opisyw ał przesadne skłonności Polaków w tej m a te r ii29. Z drugiej stron y estym a dla piękna żywego sło w a podnosiła niew ątpliw ie zainteresow anie kazaniam i.
O bfitą lite ra tu rę kaznodziejską m ożna podzielić na 3 grupy: kazania
22 T a m ie s. 79.
23 N a p rzy k ła d : K. W i t k o w s k i . P rzyczyna nawrócenia się na wiarę chrześ cijańską. W ilno 1583.
21 Zob. przy p . 2.
25 Na p rzy k ła d p o staw a S k arg i w Rydze (J. T a z b i r . Piotr Skarga. Szerm ierz k o n trreform acji. W arszaw a 1978 s. 82-83).
28 W. T o m k i e w i c z . K u ltu r a artystyczna. W: Polska X V I I w. W arszaw a 1974 s. 307-310.
27 Jw . t. 2 s. 35.
2S R. P o 11 a k. Od renesansu do baroku. W arszaw a 1963 s. 26.
O B R A Z Ś W I A T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O R E N C O W IC Z A 13
na niedziele i św ięta, kazania pogrzebow e (najobficiej w ystępujące w śród druków) oraz inne m ow y okazjonalne. W ty m m iejscu dochodzim y do pro blem u w yboru podstaw y źródłowej tego szkicu. Jego przedm iotem m a być obraz św iata, a więc obszaru rozum ianego ta k w e rty k aln ie (kosmos), jak horyzontalnie (ziemskie otoczenie), k tó ry stanow i otoczenie człowieka, oraz sił nadprzyrodzonych, działających nań. K azania pogrzebow e, a więc w pew nym sensie przypisane śmierci, m ają sw ą silną specyfikę. Nie cho dzi tu tylko o proste stw ierdzenie, że celem ty c h m ów było uczczenie zmarłego i u św ietnienie uroczystości rodzinnej, ja k ą b ył pogrzeb. T rzeba sobie uświadomić, że śm ierć jest m om entem , z pozycji którego obserw acja św iata n ab iera cech swoistych, niezupełnie p rzy stających do obserw acji czynionej z pozycji dnia codziennego. Tym czasem najb ardziej in tereso wała m nie w łaśnie ta codzienna w izja św iata, w idziana z konieczności po przez pryzm at przekazu, k tó ry usiłow ał ją kształtow ać. W yciągając k o n sekwencje z poczynionych powyżej założeń, zainteresow ania sw oje skie row ałem na Kazania na niedziele całego roku (Kalisz 1671), pozostaw iając na uboczu Kazania pogrzebne (Kalisz 1670). Być może, hipotetyczne p rzy gotowania Lorencowicza do w ydania jeszcze jednego zbioru — o czym była m owa poprzednio — dotyczyły zbioru n a św ięta. N iestety przeszko dziła m u w tym śmierć.
Ja k widać z sam ych dat w ydań, oba zbiory Lorencow icza m ają c h a ra k te r podsum ow ania jego działalności prow adzonej przez w iększą część ży cia. Należy przy tym podkreślić jedność stylistyczną prezentow anego w tym opracow aniu zbioru. Co za tym idzie, m ożna n iestety znów tylko h i potetycznie założyć, że kaznodzieja w ykorzystał przy p racy sw oje notatki, których w iele m usiało m u się zachować z lat poprzednich. Tak więc m am y tu do czynienia z utw orem , k tó ry różnił się od w y stąpień kaznodziei na ambonie. To z kolei zaciera nam postać potencjalnego odbiorcy. N ależy dodać, co w ynika z biografii kaznodziei, że większość sw ych m ów w ygła szał w w ielkich m iastach Rzeczypospolitej (Lwów, K raków , Lublin). Były to m iasta jak n a owe czasy ro jn e i gw arne. W w ypełnionej po brzegi w niedzielny dzień św iątyni m usiało znajdow ać się aud yto rium bardzo zróż nicow ane pod względem in telek tu aln y m i społecznym . Poprzez te fak ty uw agi Lorencowicza n a tem at u kładu kosm icznego n a b ie ra ją sw oistej ogól ności przesłania skierow anego w zasadzie do w szystkich stanów i gru p ludności. Jednakże uw agi „ n a tu ry społecznej” różnicują się nieraz dość w yraźnie n a skierow ane do „panów ” i do „p o ddanych”. Znajdzie to zresz tą w yraz w części poświęconej społeczeństwu.
W tym m iejscu nasuw a się py tan ie: jakie w łaściw ie są kazania L oren cowicza? L ite ratu ra n a tem at kazań jest znowu nie tak a m ała, jednakże większość jej grzeszy anachronizm em . W sum ie jednak nie m am y w yboru; m usim y zestawić prezentow any tu u tw ó r czy raczej zbiór 62 u tw orów
14 R A F A Ł Z E B R O W S K I
z tym , co podaje lite ra tu ra . N iew ątpliw ie m ożna powiedzieć, że owa osła w iona barokow a orn am en ty k a w y stęp u je w kazaniach Lorencowicza w m niejszym stężeniu, niż to m ożna obserw ować u innych mówców tej epo ki. N atom iast zdecydow anie odrzuciłbym tezę biografa, że jest to efekt b rak u z d o ln o ści30. J e st to raczej ch arak tery styczna dla niego powściąg liwość.
K azania czy też ich cykle stały się jed n ą z podstaw ow ych form dusz p asterstw a. S kładają się one częstokroć w coś n a k ształt kam panii, rozw i jan ej planowo, często połączonej z aktualnym i te m a ta m i31. Taki program m usiał w płynąć n a przekształcenie samej podstaw y ko n stru k cy jn ej kaza nia. M usiało ono olśnić słuchacza, by w ykorzystując jego reakcje i po trzeby, osiągnąć zaplanow any cel (podobne elem enty dostrzeżono też w sztuce ówczesnej 32).
Z jednej stro n y próbow ano olśnić słuchacza erudycją, czem u służyły i m ate ria łu dostarczały: Biblia, pism a Ojców Kościoła, anegdota historycz na, histo ria Polski i h isto ria powszechna, lite ra tu ra i filozofa starożytna (oczywiście w sw oistym wyborze), obrazki rodzajow e i współczesne przy rodoznaw stw o. Ź ródła inform acji były przy ty m nie zawsze najlepsze. Z drugiej stro n y dla ożyw ienia przydługiej nieraz m ow y stosowano róż nego ro d zaju „przysm aczenia” czy ciekaw ostki. W szystko to w niew iel kim stopniu stosuje się do Lorencowicza. B rak tu niepraw dopodobnych historii z jed n y m bodaj w y jątk iem 33. Na czoło w ysuw a się w tekście P i smo św., potem Ojcowie Kościoła. Nie odczuwa się też przesilenia w ska zującego n a to, że kaznodzieja chciał porazić słuchacza swą erudycją.
N atom iast in n a cecha u znaw ana za ch arak tery sty czn ą dla ty ch czasów staje się jego udziałem . M ianow icie tek st Pism a św. jest przez niego w y k o rzy sty w an y raczej jako ilu stracja w yw odu, a n ie jego inspiracja. Zda rza m u się też, że w ciąga go typow o scholastyczny długi rząd p y tań i do ciekań. T raci przez to czasem k o n tak t z tem atem , zapędza się w zupełnie dziw ne (p rzynajm niej dla nas współcześnie) rozw ażania 34.
W lite ra tu rz e często podkreśla się, że kaznodzieje tego okresu w zna m ienny sposób zbliżali się do sfery sakralnej, np. rozm aw iają n a am bonie z C hrystusem , św iętym i, upom inają ich, udzielają a u to ry taty w n y ch porad. Lorencow icz stoi raczej obok tego n u rtu . W łaściwie tylko raz zw raca się
30 S a s . A le k s a n d e r L orencowicz s. 387. 31 N a t o ń s k i , j'W. s. 454.
32 J. B i a ł o s t o c k i . Czy istniała barokowa teoria sztuki. W: W iek X V II . K o n trrefo rm a cja , barok. W rocław 1970 s. 207-209.
ss P rz y w yw odzie n a te m a t nienaw iści opisuje sytuację, w edle k tó rej dw aj n ie n aw id z ąc y się ludzie po śm ierci -nie chcieli się dać złożyć do jed n ej m ogiły. T rupy w y p y ch a ły się z n ie j w zajem nie.
O B R A Z Ś W I A T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O R E N C O W IC Z A 15
bezpośrednio do C hrystusa. Czyni to zresztą w sposób uzasadniony — dla podkreślenia d ram atyzm u 35.
Stosunek do bóstw a w ogóle w ty ch czasach ta k w sztukach plastycz nych, jak i w kazaniach szedł dwom a rów noległym i (zaznaczającym i swój w pływ czasem w obrębie jednego dzieła) toram i. Szczególnie w n ag ro b kach i n iek tó ry ch m alow idłach m ożna dostrzec tendencję do ścisłego roz dzielenia człowieka od Boga. Bóstwo uzyskuje tu w y m iar swej wielkości, gdy jednostka staje się m ałym człowieczkiem przytłoczonym ogrom em Stwórcy. Równolegle biegł n u rt, zw iązany w dużej m ierze (choć nie w y łącznie) z religijnością ludową. Pod w pływ em prądów uczuciow ych w yżej w spom niana granica pęka. Ludzie wchodzą w otoczenie Boga, a n aw et (choć rzadko) udzielają m u swej tw arzy, strojów , insygniów . Niebo m alo w ane jest barw am i Rzeczypospolitej 36. Lorencow icz w zasadzie i tu oka zuje swoistą powściągliwość. Jeśli daje się zdecydow anie ponieść k tó rejś z tych tendencji, to czyni to w yraźnie w tedy, gdy m a zam iar w sposób zdecydow any poruszyć uczucia i zm ysły słuchaczy.
N iew ątpliw ie Lorencowicz w sw ych k azaniach opierał się na obserw a cji rzeczywistości. Jednakże jej bezpośrednie echa raczej słabo dochodzą do głosu w treści mów. K aznodzieja sta ra się obiektyw izow ać swe spo strzeżenia, kształtując je n a opis sy tu acji typow ej. O dbiera to anegdo tyczny c h a ra k te r źródłu, a co za tym idzie, podnosi jego w artość.
Dla sztuki barokow ej dwa zjaw iska są bardzo znaczące. Z jedn ej stro ny św iatłocieniow e w idzenie św iata przyniosło zupełnie now e kategorie. Rzeczywistość przestaje być odwzorowana. Je st to spojrzenie analityczne, w ybierające to, co w danej k reacji p o trz e b n e 37. J a k zobaczym y później, jest to istotny elem ent pro gram u twórczego Lorencowicza. Z drugiej stro n y jednym z podstaw ow ych elem entów sztuka b aroku uczyniła ideę v e -
nitas 38. K aznodzieja n aw et sam ją zaleca jako doskonały środek, przed
staw iając w klasycznej dla niej postaci obrazu śm ierci m łodej księżnicz ki 39. Jednakże trzeb a przy tym podkreślić, że stosunkow o rzadko posłu guje się m akab rą w sw ych kazaniach.
Zgodnie też z tendencjam i, k tó re zarysow ały się w teologii po Soborze Trydenckim , treści dogm atyczne odchodzą u Lorencow icza n a p lan drugi. N otabene usztyw nienie stanow iska Kościoła w ty ch spraw ach oraz za m arcie polem ik z p ro testan tam i nie pozostaw iało w iele m iejsca dla po dobnych rozw ażań. Na czoło w y su w ają się więc kw estie m oralne.
P oku tuje jeszcze czasem pogląd, jakoby b aro k był pow rotem do śre d
-85 L o r e n c o w i c z , jiw. t. 1 s. 117-119.
88 W. T o m k i e w i c z . P olska sz t u k a ko n trrefo rm a cy jn a . W: W ie k X V I I s. 84-86.
87 W. S t r z e m i ń s k i . Teoria widzenia. K ra k ó w 1974 s. 134. 38 J. B i a ł o s t o c k i . Teoria i twórczość. P oznań 1961 s. 105-137. 39 L o r e n c o w i c z , jw . t . 2 s. 206-208.
16 R A F A Ł Ż E B R O W S K I
niow iecza i to ponad dorobkiem renesansu. Tym czasem „Program tr y dencki obok naw iązania do tra d y c ji średniow iecznych, któ ry ch zresztą b y n ajm n iej n ie w yrzek ła się reform acja, był w zasadzie oparty n a dorob k u odrodzenia, asym ilacji renesansow ego h um anizm u [...]” 40. W tym kon tekście ry su je się problem stosunku do antyku. W łaściwie zakazem zostały objęte tylko sceny erotyczne, k tó re zdaniem ówczesnych (w tym także jezuickich pedagogów) nie n ad aw ały się dla młodzieży. N atom iast teksty staro ży tn y ch p isarzy po odpow iednim „p rzy k ro jen iu ” do celów edukacyj n y ch stanow iły n a w e t budu jącą lek tu rę 41. Także w tym m oralizatorskim k ieru n k u poszły zainteresow ania naszego kaznodziei: ,,[...] acz srom ota uczyć się praw ow iernem u od poganina, ale w iętsza nie um ieć tak wiele, ja k oni” 42.
W spom niałem już o m ieszczańskim pochodzeniu Lorencowicza i obcią żeniach, jakie z tego fak tu w ynikały. Jego działalność przypadła na okres, gdy przyw iązanie szlachty do jej idei u strojow ych osiągnęło poziom sta now iący b a rie rę dla otw artej k ry ty k i obserw ow anej sytuacji politycznej czy społecznej. Je d y n ą m ożliw ą form ą w tej m ierze było m oralizatorstw o. Także Lorencow icz m ieści się w tym praw idle. Szedł on w ty m w ypadku drogą tzw. k ieru n k u wieszczego 43, snuł w izje alegoryczne w duchu sta- ro testam en tow y ch proroctw . Przez to godził w przyw iązanie szlachty do idei wolności, a więc poruszał najczulsze struny. Pozwalało to na pow ie dzenie n iejed n ej gorzkiej praw dy.
Na koniec należałoby pozytyw nie w yróżnić język om aw ianych tu k a zań. Mało spotyka się zw rotów łacińskich. Są to zwykle cy taty bezpośred nio tłum aczone n a język polski. M akaronizm y w zasadzie się nie zdarzają. Poza ty m jest to polszczyzna popraw na, stosow ana, jak n a tę epokę z um iarem . W ypowiedzi cechuje jasność i b rak napuszoności. A utor stara się odwołać do in te le k tu słuchacza.
M ożna powiedzieć, że w zasadzie Lorencowicz m ieści się w dużej m ie rze w duchu swej epoki. Je d n a k w w ielu m iejscach różni się on od p rzy kładów uznaw an y ch za typow e dla kaznodziejstw a X V II w. Jeśli przyjąć za C. H ernasem za p u n k ty odniesienia twórczość F. Birkowskiego (ewo- k a c ja w yobraźni) i Szym ona Staro wolskiego (typ n a u k o w y )44, to na tak zo rientow anym polu kaznodziejstw a polskiego Lorencowicza trzeba by było um ieścić w pobliżu tego drugiego.
40 J. P e l c . K o n trrefo rm a cja , sa r m a ty z m a ro zw ój literatury polskiej. W : W ie k X V I I s. 99.
41 T. B i e ń k o w s k i . A n t y k w k u ltu rze i literaturze staropolskiej (1450-1750). W rocław 1970 s. 120-143.
42 L o r e n c o w i c z , jw . t. 2 s. 279.
43 J. U j e j s k i. Dzieje polskiego m e s j a n iz m u do powsta nia listopadowego włącznie. L w ów 1931 s. 34.
O B R A Z Ś W I A T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O R E N C O W IC Z A 17
R O Z D Z I A Ł I OBRAZ KOSMOSU
Jeśli p rzyjrzym y się kazaniom Loreneow icza jako pew nej zam kniętej całości, to szybko dostrzeżem y, że głów ne zainteresow anie ich a u to ra sku pione jest n a człowieku. On też zn ajd u je się w cen tru m rozw ażań kazno dziei. Większość uw ag i obrazów m a służyć piętno w aniu p rzy w a r oraz prostow aniu n a tu ry ludzkiej. Problem te n jest ściśle zw iązany z tre n d a m i um ysłow ym i n u rtu jący m i Kościół katolicki XVI i X V II w., k tó re zna lazły swoją kodyfikację w postanow ieniach Soboru Trydenckiego. Silne przesunięcie akcentu zainteresow ań ze sfery dogm atycznej n a du szpaster- sko-m oralną postaw iło przed pisarzam i katolickim i naczelny problem opa now ania umysłów, w yobraźni i uczuć ludzkich. N a tym polu duże znacze nie uzyskało kaznodziejstw o jako środek działania pow szechnie dostępny dla najszerszych m as społecznych o dużych m ożliw ościach bezpośredniego, szybkiego i planow ego kształtow ania postaw ludzi o różnych m ożliw o ściach intelektualnych. Podstaw ow ym jedn ak w a ru n k iem nośności prze kazu kaznodziejskiego m usiało być koncentrow anie się przezeń n a proble m ach ogólnoludzkich m ających powszechne odniesienie. Z tych złożonych przyczyn w ypływ ał m. in. sw oisty antropocentryzm kazań, k tó ry m iał po wszechne konsekw encje dla całego obrazu kosmosu. Człowiek stał się n ie jako pun k tem węzłowym . Na jego osobie, jak n a fundam encie, opierało się wszystko, co powyżej, n a nim też zawisło to, co poniżej. Nie znaczy to wcale, że potęgi pozaziem skie są w przekazie kaznodziejskim Lorenco- wicza uzależnione od człowieka. Je d n ak w szystko w ty m kosm osie działo się i poruszało wokół jednostki ludzkiej.
A utor poszedł tu tak daleko, że n aw et m ate ria ln ą ko n stru k cję św iata połączył z człow iekiem : „Dlatego n a koniec Bóg postaw iw szy człowieka w środku praw ie św iata, m iędzy żywiołam i, rzeczam i od siebie stw orzo nym i, jako P an a ich i Gospodarza tak ułożył i rozm ieścił ich dispozycją, że parę jeno żywiołów — z n a tu ry swej przeźroczyste i subtelne — po w ietrze i ogień, położył w zgórę n a d nim , dru g ą parę, ziem ię i wodę, ży wioły miąższe i ciem ne obrucił podspod do piekła [...] to m ożem rozum ieć, chciał nam grubym i i ciem nym i żyw ioły zakryć piekło, aby snać n a nie patrząc i w oczach je staw iając, zawsze w strachuśm y i bojaźni bez p rze stanku nie żyli, chciał przez drugie, ta k klarow ne, abyśm y w niebo pa trząc chwałę niebieską w oczach m ieli” 4S. Oprócz w yżej w zm iankow a nego antropocentryzm u m am y do czynienia z ogólnym nakreśleniem pla n u kosmosu. Ziemia, n a której z m ocy p a te n tu Boskiego panuje człowiek,
L o r e n c o w i c z, jw . t. 1 s. 115.
18 R A F A Ł Ż E B R O W S K I
jest um iejscow iona w centrum . Ju ż to samo czyni ją n a tu ra ln ą areną starcia m iędzy boskim niebem a szatańskim piekłem . Należy przy tym zwrócić baczną uw agę na rozróżnienie tych stref:
1. niebo — łagodne, czyste, w ypełnione harm onią. 2. piekło — przerażające.
T en ogólny szkic jest konsekw entnie realizow any w poszczególnych uw agach n a tem a t elem entów składających się na ten obraz. Teraz prze chodzę do om ów ienia trzech zasadniczych części s tru k tu ry „kosmosu Lo- rencow icza” .
SFER A BOSKA
Na szczycie tego hierarchicznego trójdzielnego kosm osu stoi Bóg. W dogm acie katolickim n a to pojęcie składają się trz y osoby boskie, w spół- istotne w pojęciu T rójcy Św iętej. Pogląd ten jest tru d n y do objęcia w ła dzam i um ysłow ym i, z n a tu ry rzeczy opierającym i się n a postrzeżeniach zm ysłowych. K azania tu om aw iane noszą w sobie silne piętno w ykładu popularyzatorskiego, skierow anego do szerokiej rzeszy słuchaczy. Poza ty m m am y tu do czynienia ze sporym zbiorem mów. Z jednej strony, opierając się n a słow ach samego au to ra 46, m ożna go uw ażać za sw oistą antologię, podsum ow ującą dorobek kaznodziei. Z drugiej strony au to r do konał pew nej ingerencji, choćby redak cy jnej, k tó ra pozwala nam tra k to wać u tw ó r jako całość do pew nego stopnia jednorodną. Uwagi powyższe tra k tu ję jako zastrzeżenia przed zadaniem pierwszego zasadniczego p y tan ia : k tó ra z osób boskich (Ojciec, Duch, Syn) w ysuw a się u Lorencow i- cza n a plan pierw szy? M usim y bow iem sobie uświadomić, że przeciętny w ie m y m yśląc o Bogu sta ra się sobie w yobrazić jedną z jego postaci. W tym w y p ad ku Lorencow icz najczęściej odw ołuje się do Syna — C h ry stu sa. Podłoże tego zjaw iska jest w ielow arstw ow e 47. Ma ono jed n ak kluczo w e znaczenie nie tylko dla problem u obrazu Boga w kazaniach, ale i dla c h a ra k te ry sty k i całego zbioru. Toteż konieczne jest szersze om ówienie tego problem u.
A by zrozum ieć podstaw y tego zjaw iska trzeba się cofnąć do ew ange
16 T am że (dedykacja).
47 N ajp ro stszą odpow iedzią byłoby zam ienne utożsam ienie obu pojęć: Bóg i C h ry stu s. Jego śladem jeist zaw ołanie p o p rzed zające d ed y k a cje w pierw szym to m ie: „Ł a sk aw y pokój od P a n a i Boga naszego Je zu sa C h ry stu s a ”. Rów nocześnie w teologii X V II w. p o ja w iły się te n d e n c je do jednoczenia pojęcia S erca Jezusa z całą T ró jcą Ś w iętą. U czynił to m . in. K. Drużbiciki (K. D r r y m a ł a . K. Drużbicki — apostoł k u l t u N ajśw ię tsze go Serca Jezusow ego w Polsce. „Homo D ei” 9:1962 s. 318). W edług S. S zym ańskiego i J. M isiu rk a pism a D rużbickiego sta w ia ją w y ra źn ie tezę o tym , że S erce Je zu sa je st obrazem T ró jcy Ś w iętej (Prekursor k u l tu Serca J e z u sowego. „A teneum K a p ła ń sk ie ” 55:1963 t. 66 s. 143).
O B R A Z Ś W IA T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O R E N C O W IC Z A 19
licznych ruchów w średniow ieczu, przede w szystkim zaś do franciszkaniz- mu. W łaśnie bowiem św. F ranciszek pow oływ ał każdego człow ieka do n a śladow ania C hrystusa. N astąpiła przez to, w ty m nurcie, hum anizacja re~ ligii. W centrum jej stanęła osoba C hrystusa — człow ieka um ęczonego n a krzyżu. W tej tenden cji w ytw orzyła się pew na teatralność zw iązana ze św iętam i Bożego N arodzenia i W ielkiejnocy, k tó ra m iała uczyć pobudzać serca i w ychow yw ać 48. K ontynuacje tej ten d encji o dnajdujem y w ruchu
äevotio moderna i w klasycznym niejako dla niego dziele O naśladow a niu C hrystusa Tom asza a’Kem pis. N aw iązała też do niej refo rm a tr y
dencka odnajdując w niej naczelny wzorzec. Przeniesiony on tak że został n a te re n reform y w ew nętrznej kleru, ty m razem jako ideał D obrego P a sterza 49.
Jezuici będący jed n ą z sił realizu jący ch refo rm ę trydencką, naw iązali w bardzo siliny sposób do postaci C hry stu sa jako wzorca. W dw óch pod staw ow ych dla ich duchowości tek stach o ch arak terze in sp irujący m i im p eratyw n ym problem ten znalazł dobitny w yraz. K o nstytucje zakonu n a w et w swej skróconej, użytkow ej niejako form ie n arzu cały w zór C hry stusa, k tó ry jest w nich w łaściwie bez p rzerw y obecny: „[...] tak też ci, którzy w duchu p o stęp u ją i z praw ego serca C hry stusa P a n a naszego n a śladują [...] aby w zięli n a siebie tęż szatę i b arw ę P an a swego dla m iłości jego i uczciwości: ta k dalece, iż gdyby bez żadnego obrażenia Boskiego m ajestatu, i bez grzechu bliźniego być mogło, chcieliby cierpieć [...] p rze to iż żądają przypodobać się i naśladowrać poniekąd Stw orzyciela i P an a naszego Jezusa C hrystusa, i w jego szatę i barw ę się oblec, poniew aż on tęż szatę dla większego postępku naszego duchow nego oblukł i n am dał za przykład, abyśm y go w e w szystkim (o ileby za łaską jego rzecz m ożna była) naśladow ali [...]” 50.
Równocześnie trzeba pam iętać, że centraln ym zadaniem m ów kościel nych był w pływ m oralizatorski n a w iernych. W iąże się z ty m potrzeba operow ania wzorcami. C hrystus zaś i jego ziem skie losy by ły jak b y w y m arzonym elem entem tego rodzaju. Zw rócił uw agę n a to K. Drużbicki, bezpośredni w ychow aw ca Lorencowicza, w początkach jego zakonnych lo sów, w swych wskazów kach dla kaznodziei: „N iechaj s ta ra się pouczyć w swoim kazaniu o jakiejś cnocie teologicznej w zastosow aniu do ży cia codziennego, przede w szystkim zaś do n aśladow ania i m iłości C h r y s t u s a P a n a (podkreślenie R. Ż.) i n iech go zawsze ośw ieca” 51.
48 J. K ł o c z o w s k i , K ryzysy i r e fo r m y w chrześcijaństw ie za c hodnim X IV - XVI w, „Z n ak ” 23:1970 s. 857.
49 W. M ü l l e r . Diecezje w okresie potrydenckirri. W: Kościół w Polsce. T. 2. K ra k ó w 1969 s. 129.
50 Reguły Societatis Jesu s. 7-8. 51 R e j o w i c z , jw . s. 220.
20 R A F A Ł Ż E B R O W S K I
J e s t to notab ene odbicie założeń poczynionych w drugim ze w spom nia ny ch tekstów tj. w Ćw iczeniach d uchow nych Sw. Ignacego: „[...] gdy m a się sposobność poświęcić rekolekcjom czas norm alny, tj. cały miesiąc. K on tem p lacja tajem n ic ew angelicznych zajm uje praw ie całe trz y tygodnie z czterech n a odosobnienie przeznaczonych. Zm usza ona do p rzy p atry w a n ia się Zbaw icielow i w jego ziem skim istnieniu, do słuchania go, do życia jego życiem, do w n ik an ia w jego uczucia, a więc logicznie od wznoszenia się od aktów i słów do miłości, a od m iłości do serca. M odlitw ą pow ta rzan ą bezu stan n ie jest „poznać C hry stu sa głęboko i serdecznie, by go uko chać i postępow ać za nim jak n ajb liż e j” 52. A naliza ta dokonana przez jez u itę w prow adza nas w nastró j jak i n ad ał sw ym rekolekcjom założyciel T ow arzystw a Jezusow ego. B yły one w ażkim elem entem kształtującym for m ację w ew n ętrzn ą Lorencowicza.
Na koniec n ie od rzeczy będzie wspom nieć, że n a zwrócenie bacznej uw agi n a osobę C h ry stu sa w kazaniach w pływ też m ógł mieć w ygląd św iątyni. Otóż w łaśnie Sobór T rydencki zalecił ustaw ienie na ołtarzu m o n strancji, którą, z zaw artą w niej Hostią, m ożna uw ażać za symbol C h ry stu sa i jego ciągłej obecności. A w łaśnie w barokow ej i „kom trrefor- m a c y jn e j” św iątyn i ołtarz ze stojącą n a nim m o n stran cją został silnie w y akcento w any środkam i plastycznym i. Cała przestrzeń została ta k ukształ tow ana, żeby te n c e n traln y p u n k t b ył w idoczny ze w szystkich miejsc i by skupiał n a sobie w zrok 53.
Nie w yczerpu je to oczywiście całości zagadnienia. Je st to tylko n a j ogólniejsze tło zjaw iska. Szereg elem entów w ypłynie, gdy zajm iem y się problem em koncepcji Boga i w y b oru jej przez kaznodzieję. Nie znaczy to też, że Lorencow icz rezy g n u je zupełnie z pozostałych osób boskich na rzecz Syna — C hrystusa. Z nam ien n y jest przy tym ścisły podział pojęcia Boga przy ciągłym p o w tarzan iu tw ierdzeń o niepodzielności Trójcy. Je st to efek t trudności językow ych. Przykładow o w jednym kazaniu rozdziela on osoby B o s k ie 54, każdej z n ich przypisując oddzielne a try b u ty :
1. Bóg Ojciec — wszechmocność (szczególnie chodziło Lorencowiczowi o rząd i ad m in istrację świata).
2. Syn, C h ry stu s — m ądrość przedw ieczna. 3. D uch Ś w ięty — dobroć 55.
W przekazie skierow anym do dużej liczby słuchaczy nie m ożna się było
52 A. B r o u. Duch św. Ignacego Loyoli. Kraików 1931 s. 51-52.
53 A. B o c h n a k . Historia s z t u k i n o w o ż ytn e j. T. 2. W arszaw a 1970 s. 11; P. M e y e r . Historia s z t u k i europejskiej. W arszaw a 1973 s. 143.
54 L o r e ¡n c o w i c z, jw . t. 2 s. 233.
55 B ył to klasy czn y podział a try b u tó w ; podobny z n a jd u je m y u D rużbickiego (J. W o j n o w s k i . O. K asper D rużbic ki i jego ascetyka na tle życia Polski Wazów (1587-1668). „A te n eu m K a p ła ń sk ie ” 55:1963 t. 66 s. 106 n.).
O B R A Z Ś W I A T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O R E N C O W IC Z A 21
wdaw ać w subtelności teologiczne. Z resztą praw dopodobnie m ało kto z ta kiego w yw odu by coś zrozum iał. T ak więc płaci a u to r znam ienn ą cenę za popularyzację podstaw ow ych p raw d w iary. P o trzeb a p rzekazan ia in fo r m acji o troistości Boga pow oduje, że rozpada się on n a trz y człony. Nie należy jed n ak sądzić n a tej podstaw ie, że Lorencow icz nie rad zi sobie z tym problem em teologicznym . J e st to tylko przykład nieporozum ień, jakie mogły zaistnieć przy p rzekładaniu p raw d w ia ry n a język potoczny.
Łączy się z ty m spraw a poruszania problem ów dogm atycznych w ogó le. Je st to problem znam ienny dla epoki, ja k i dla samego Lorencow icza. W owych czasach nastąpiło u sztyw nienie stanow iska Kościoła n a płasz czyźnie podstaw ow ych praw d w iary 56, n a tu ra ln ą rzeczy ko leją w ysiłek m yślicieli poszedł w innym k ieru n ku , stw arzającym w iększe pole do po pisu. Szczególną rolę odegrała tu refo rm a katolicka, skupiająca swe zain teresow ania n a problem atyce m oralnej, złączonej nierozerw alnie z szeroko rozum ianym problem em duszpasterstw a. Także sam a form a k azań skłania się w k ieru n k u m oralizow ania. Tendencja ta, k tó ra zarysow ała się m. in. w teologii i postyllografii, jest w utw o rze Lorencow icza dość w yraźna. W tym kontekście ciekaw y w y daje się problem , k tó re zagadnienia m im o wszystko wedle kaznodziei
wymagały
objaśnienia. Otóż większość uw ag dogm atycznych kon cen tru je się n a osobie D ucha Św iętego 57. Ciekaw e św iatło n a spraw ę poruszania tej kw estii rzu ca poniższy cy tat: „N aprzód jest praw dziw a osoba Boska (Duch Św ięty — R. Ż.) i persona rów n a dwom innym — Ojcu i Synowi, a to przeciw piekielnym bluźnierstw om now o- krzczeńskim A rianów teraźniejszych, k tó rzy go nie osobą być nazyw ają, ale szczyrym stw orzeniem albo przypadłością bożą [...§ od drug ich dw u p e r son pochodzi, takoż od Ojca, jako i od Sy na przeciw u p o rn em u błędow i Nowych G reków i odszezepieńskiej naszej R usi” 58. P rzeb ija w ty m m iej scu dalekie echo polem ik z różnow iercam i. W skazuje już n a to sam dobór przeciwników. A rianie stanow ili, ja k w iadom o, w śród n ich najb ard ziej r a dykalną, jak rów nież w y trw ałą i sp raw iającą w iele kłopotu w polem ikach grupę. N atom iast praw osław ni byli najliczniejszym w yznaniem w y trw ale opierającym się unii z katolikam i, k tó rą gorliw ie popierali jezuici. Uw aga powyżej cytow ana nie m a jed n ak c h a ra k te ru dyskusji czy przekonyw ania słuchacza. Przytoczony frag m en t podaje a u to ry taty w n ie w co należy w ie rzyć, nie zaprzątając sobie głowy dowodzeniem . J e st to klasyczny p rzy kład. We w szystkim przypadkach, gdy a u to r podaje jakąś praw dę dogm a56 L. R a n k ę . Dzieje papie stw a X V 1 - X I X w. W arszaw a 1974 s. 134-139. 57 M ożna by w ysunąć tezę o istn ien iu dw óch B oskich rzeczyw istości w k a z a niach Lorencow icza, k tó ry m i je d n a k rzą d zą te sam e p ra w a . W w a rstw ie e d u k a c y j nej w y su n ął się C h ry stu s jako u cieleśniona dobroć i w zór dla w iern y c h . W w a r stw ie dogm atycznej naczelny je st D uch Ś w ięty jako Charitas O jca i Syna.
22 R A F A Ł Ż E B R O W S K I
tyczną, n aty ch m iast w skazuje słuchaczowi, kto i w jaki sposób obraża Boga jej odrzuceniem . P rzeb ija z tego chęć rozgraniczenia społeczeństwa n a dw ie g rup y: kato lick ą i niekatolicką. J e st to p lan działania typow y dla refo rm y potrydenckiej 59, k tó ra poszła w k ieru n k u większej dyscypliny i w ieloaspektow ej k on tro li w iernych. Tem u celowi m iała służyć rozbudo w ana „b u c h alte ria ” parafialn a, której m odel stw orzył Boromeusz. Za po m ocą różnego ro d zaju spisów staran o się objąć k o n tro lą całe życie społecz ności w iernych. P odstaw ą tego system u m usiała być świadom ość „stanu posiadan ia” Kościoła katolickiego n a danym terenie. Do tej tendencji n a w iązuje chyba Lorencowicz, podkreślając i usilnie uzm ysław iając słucha czom różnice m iędzy w yznaniam i. Rów nocześnie zw raca uw agę fakt, że głów ne zainteresow anie dogm atycznej stron y kazań ogniskuje się na D u chu Św iętym . Być może au to r uw ażał to zagadnienie za najw ażniejsze. Ta osoba Boska nie m iała bow iem swego plastycznego odpowiednika. Sym bole gołębicy, oka zam kniętego w trójkącie czy też płom yków n ad gło w am i natchnionych nie do końca załatw iają problem istnienia tej osoby Boskiej w świadom ości w iernych, ty m bardziej że dwie pozostałe osoby po
siadały sw e w izje osobowe. Na tej bazie m ogły się rodzić pew ne tru d n o ści n a w e t p rzy podstaw ow ej w iedzy katechizm ow ej przeciętnego katolika. Po ty ch uw agach chciałbym powrócić do zasadniczego w ątk u : ja k w ogólnym zarysie k sz ta łtu je się u Lorencow icza obraz Boga? Ja k pisałem poprzednio, a u to r najczęściej odw ołuje się do Syna — C hrystusa. Przez tę osobę płynie niejako zasadniczy n u r t c h a rak tery sty k i tego pojęcia. P rz y j rzy jm y się jej zasadniczym elem entom .
„Bóg Lorencow icza” jest przede w szystkim potęgą przychylną człowie kowi. Staw ia to fakty czn y obraz, w ynik ający z kazań, w opozycji do tego, co najczęściej n a ten tem at m ów i lite ra tu ra o dom inacji Boga strasznego, Boga w ojującego, o tend en cji do zw iększania dystansu m iędzy Bogiem a człowiekiem . W iększość uw ag kładzie akcent n a jego dobroć. P ew ną n ie konsekw encję m ożna zaobserw ow ać n a początku i n a końcu żbioru. Już w pierw szym k azan iu pojaw ia się obraz C hrystusa w z b r o i60. To swoiste przesunięcie akcentu wiąże się z okresem pom iędzy Zielonym i Św iątkam i a pierw szą niedzielą ad w en tu 61, n a k tó rą p rzypada w zm iankow any obraz.
59 R a n k ę , jw . s, 134-139. 60 L o r e in c o w i e z, jw . t. 1 s. 5.
61 J e s t to okres bardzo długi, o b ejm u ją cy sporą część drugiego tom u. Nie n a leży w ięc rozum ieć, że na te j p rz e strz e n i obraz Boga m ściw ego je st dom inujący. P o w yższe u w agi m a ją jed y n ie za z a d an ie w skazać i lokalizow ać w ram a ch propono w a n e j p rzez L orencow icza e d u k a c ji rocznej w ystęp o w an ie tego elem en tu obrazu. R ów nocześnie p o tw ie rd z a to tezę o zw iązku tego św iętego z o brzędam i zadusznym i. Je śli to p rzy ją ć, to ta k ie um iejsco w ien ie uw ag L orencow icza sta je się ja sn e (T. C i o ł e k , J. O b l ę d z k i , J. Z a d r o ż y ń s k a . W yrze czy sk o. O św ięto w a n iu w Polsce. Bm. 1976 s. 168-170).
O B R A Z Ś W I A T A W K A Z A N I A C H A L E K S A N D R A L O H E N C O W IC Z A 23
Dla Lorencowicza jest to okres przeżyw ania sądu ostatecznego i spodzie wanego końca św iata. W ty ch ram ach m a n astąpić w yzw olenie n a tu ry Boga mściwego w czasie rozrachunków ze św iatem . J e st to tylko pozorna niekonsekw encja. Bóg jeist m ocą dobroczynną w stosunku do św iata, w którym ludzie żywi są podm iotem . W yznacznikiem tendencji dom inującej może być np. ten fragm en t: „[...] poniew aż poratow anie sług swoich poło żył Bóg na sam ych oczach swoich, i tosz jest u niego w ejrzeć, patrzyć n a potrzeby ich, co ich ratow ać [...]. P ew ni bądźm y ra tu n k u w każdej potrze bie naszej” 02. Proces karania, k tó ry m a m iejsce poza granicą „św iata ży w ych”, rozw ażany w k ry te ria c h m oralnych i w połączeniu z głów nym pragnieniem zbawienia, jest także w ypełnieniem jednej z naczelnych po
trzeb człowieka.
Trzeba przy tym powiedzieć, że w brew pow ierzchow nym sądom w izja Boga dobroczyńcy nie była czymś w y jątk o w y m w X V II w. J e st ona kon sekw encją idei Dobrego Pasterza, k tó ra odegrała dużą rolę w refo rm ie potrydenekiej. T erm in ten jest zresztą silnie zw iązany z w ysuw ającą się w kazaniach Lorencowicza n a plan pierw szy postacią C hrystusa. Na szczególną uw agę zasługuje tu pogląd n a problem y p astoraln e S. H ozju- s z a 63, jednego z czołowych „biskupów refo rm ato ró w ”, fu n d ato ra p ierw szej placówki jezuitów na ziem iach polskich. M ianowicie tw ierdził on, że C hrystus jest głów nym pasterzem chrześcijan. K apłani z nim tylko w spółdziałają. Z tego w ynika, że w ybór koncepcji chrystocentrycznej im plikow ał silny zw iązek obrazu Boga z ideałem D obrego P asterza z akcentem n a dobroć i łagodność. W podobnym k ieru n k u zm ierzają tak charak tery sty czn e dla teologii jezuickiej X V II w. tendencje, jak pro ba- bilizm i lafcsyzm. Oba te k ieru n k i zm ierzają do m inim alizm u m oralnego przy silnej koncepcji autonom izm u w m olinizm ie. Tego rodzaju poglądy nie dałyby się u trzym ać przy w izji Boga jako potęgi straszliw ej a przez to przytłaczającej człow ieka 64.
Także w środow isku jezuitów polskich, w ty m także bezpośrednio zw iązanych z Lorencowiczem, idea Boga dobrego odg ryw ała sporą rolę. Bezpośrednim tego przykładem może być K. Drużbicki, bezpośredni n a u czyciel zakonny au to ra kazań, znakom ity pisarz ascetyczny, czołowy przedstaw iciel m istyki polskiej XVII w. P rzede w szystkim należy
pod-C2 L o t e :n c o w i c z, jw . t. 2 s. 141.
63 M. J a b ł o ń s k i . Teoria duszpasterstw a. W: Dzieje teologii katolickiej u> Polsce t. 2 cz. 1 s. 314.
64 F. G r e m i u k . A u tonom izac ja teologii m oralnej X V I I w iek u . „R oczniki Teo- logiczno-K anonicane” 19:1972 z. 3 s. 28-54; t e n ż e . T o m a sz M łodzianow ski teolog moralista. L ublin 1974; J. B a j d a . Teologia moralna (kazuistyczna) X V I I - X V I l l w . W : Dzieje teologii katolickiej w Polsce t. 2 cz. 1 s. 267-307; L. P i e c h n i k . A k a d e
24 R A F A Ł Z E B R O W S K I
kreślić, że jego m isty k a była bardziej nastaw ion a n a uczucia niż n a spe kulację e5. P rzy ty m głów ną rolę odegrała tu obok Tajem nicy Mądrości Przedw iecznej cześć m iłości Bożej. D rużbieki starał się przybliżyć do bóstw a, czerpiąc ożywcze soki z poufałego obcow ania z C h ry stu se m 66. Szczególną uw agę zw raca fak t że ,,Ta miłość Miłości Bożej daje jem u (D rużbickiem u R. Ż.) ciągłą radość tak charak tery sty czn ą dla niego i optym izm chrześcijański n aw et pośród w ojen i nieszczęść ro ku 1648” 67. Co ciekawsze, w sw ych w skazów kach dla kaznodziei um ieścił także p u n k t o potrzebie edukacji w iernych innym i m etodam i niż obraz zemsty Bożej i uczucie strachu. „Uczuciam i raczej łagodnym i niż gw ałtow nem i karcącem i niech się posługuje [...]. Podobne uczucia nie rozjątrzają ani p o tw ierdzają dusze w uporze [...]” 68. To odw ołanie się do psychologii słuchacza jest ty m bardziej ciekawe, że Lorencowicz w ydał swój zbiór po okresie w ojen, kiedy to w sztuce silnym n u rte m stał się tzw. oświe cony sarm atyzm naw racający do legendy arkadyjskiej i m arzeń o siel skim bytow aniu. Pojaw ienie się tej tend en cji b y w a w iązane z ogólnymi n astro jam i i zapotrzebow aniam i społecznym i w ty m czasie, gdy tęsknio no do odpoczynku po okropnościach w ojen 69. Być m oże także i to m iało w pływ n a w ybór koncepcji Boga dobrego. W każdym razie m ożna po wiedzieć, że c h a ra k te ry sty k a Stw órcy jako dobroczyńcy w kazaniach Lo- rencow icza n ie jest niczym w yjątk o w y m n a tle epoki.
Oczywiście pozostaje problem : dlaczego tu, na ziemi, przy swej n ie skończonej dobroci Bóg dopuszcza do ty lu nieszczęść? J e st to klasyczny problem teodycei. S p raw a pogodzenia obrazu dobroczyńcy ludzkości z obserw ow anym w okół życiem człow ieka należy do węzłowych proble m ów edukacji poprzez te n m odel Stw órcy, ja k i obrony zasadności tej koncepcji. Ju ż u początków refo rm y katolickiej na naszych ziem iach S. H ozjusz w ram ach zagadnień pastoralnych jako przew odnią m yśl um ieścił problem pojedn an ia człow ieka z Bogiem 70. Chrystus, najw yższy kapłan, zaczął te n proces u m ierając n a krzyżu. Ciąg dalszy prowadzą duchow ni. W ydaje m i się, że rozum ienie tego pojednania jako w yłącznie odkupienia byłoby bardzo jednostronne. Tym bardziej że Polska w tych czasach b y ła w idow nią w ielu dram atycznych w ydarzeń. W ydanie kazań
65 M. B e d n a r z . C h a r a k te ry sty c zn e cechy m i s t y k i O. Kaspra Drużbickiego SJ. „A te n eu m K a p ła ń s k ie ” 55:1963 t. 66 s. 113.
66H. F r o s. K s ią d z K a s p er D rużbie ki S J (1580-1662) w c ze s n y św ia d ek k u l tu N a jśw ię tsze g o Serca Jezusow ego w Polsce. „A teneum K a p ła ń sk ie ” 53:1961 t. 62 s. 278.
67 W o j n o w s k i, jw . s. 107. 68 R e j o w i c z, jw . s. 220.
68 M. K a r p o w i c z . S z tu k a ośw ieconego sa rm a ty zm u . W arszaw a 1970 s. 170-70 J a b ł o ń s k i , jw . s. 314.