P R Z E G L Ą D Y — P O L E M I K I — M A T E R I A Ł Y
Kwartalnik Historyczny Rocznik CXXIV, 2017, 1PL ISSN 0023-5903
MAREK SŁOŃ
Instytut Historii PAN, Warszawa
W ODPOWIEDZI NA UWAGI TOMASZA JURKA ZAWARTE
W RECENZJI KSIĄŻKI JANUSZA TANDECKIEGO, KRZYSZTOFA
KOPIŃSKIEGO EDYTORSTWO ŹRÓDEŁ HISTORYCZNYCH
Tomasz Jurek w swej recenzji1 poświęcił obszerny ustęp polemice z moimipropozycjami, które „dotykają samej istoty rozumienia roli edytorstwa” (dalej cyt.: TJ, s. 361). Pretekstem stał się akapit zamieszczony w moim omówieniu tejże książki („Studia Źródłoznawcze” 52, 2014, s. 183–186, dalej cyt.: MS, s. 184). Stwierdzam tam, że obecnie przepisanie i prze-druk tekstu nie są już konieczne dla rozpowszechnienia zawartości źró-dła, ponieważ można to łatwiej osiągnąć udostępniając jego skan, co każe przemyśleć na nowo pryncypia naukowego edytorstwa. W istocie głos polemiczny odnosi się jednak nie do tych uwag, lecz do koncepcji zaprezentowanej kilkakrotnie na konferencjach i w formie publikacji. Najważniejszy jest tu artykuł, który ukazał się w kolejnym tomie „Stu-diów Źródłoznawczych” (Pryncypia edytorstwa źródeł historycznych w dobie
rewolucji cyfrowej, 53, 2015, s. 155–161, dalej cyt.: Pryncypia). Tomasz Jurek
nie przywołuje jednak ani tego, ani innych tekstów, a przedstawiając moje propozycje, zniekształca je w zasadniczych punktach.
Zdaniem poznańskiego historyka za wystarczającą formę edycji uznaję skan źródła: „Starczy więc udostępnić reprodukcję rękopisu, a każdy historyk przeczyta go sobie sam” (TJ, s. 361). Stwierdzam coś zupełnie innego: „Udostępnienie obrazu oryginału powinno być obecnie kardynalną zasadą każdej edycji” (MS, s. 184), czyli postulowanym dodat-kiem. Zarazem podkreślam, że „na pewno nie jest edycją źródłową ani
1 T. Jurek, rec.: Janusz Tandecki, Krzysztof Kopiński, Edytorstwo źródeł historycznych,
Warszawa 2014, KH 123, 2016, 2, s. 357–362.
120 Marek Słoń
sama digitalizacja rękopisu, ani jej udostępnienie w sieci lub na jakimś nośniku” (Pryncypia, s. 157). Tomasz Jurek przypisuje mi nadzieję, że opatrywanie cyfrowego faksymile komentarzem i indeksami „może zastąpić i wyprzeć tradycyjne edycje” (TJ, s. 361). Twierdzę, że „edycje zgodne z wypracowanymi przez pokolenia zasadami oczywiście nadal mają sens — ale nie tylko one” (Pryncypia, s. 160). W przywołanej recen-zji czytamy także, że „M. Słoń kwestionuje mianowicie samą potrzebę kopiowania tekstu na potrzeby edycji” (TJ, s. 361). Rzeczywiście twierdzę, że „aby udostępnić odbiorcy treść zabytku odpis nie jest już wcale nie-zbędny”, dodając jednak od razu, że „Stanowi jedno z narzędzi pomagają-cych w lekturze. Niejednokrotnie jest to instrument ważny, czasem wręcz podstawowy” (MS, s. 184). Po prostu rola edycji wykracza poza samo udo-stępnienie treści źródła. Proponowana koncepcja edytorstwa to ponoć „pomysł publikowania w Internecie skanów rękopisów z odpowiednim komentarzem krytycznym oraz bazą danych indeksujących informacje o ludziach i miejscowościach” (TJ, s. 361). Baza danych oczywiście nic nie indeksuje, robią to historycy, posługując się tym narzędziem do spo-rządzenia i udostępnienia odpowiednich zestawień. Opracowywana jako przykładowa edycja najstarszej wschowskiej księgi grodzkiej (zob. www. atlas.fontium.pl — prace w toku) zawierała również elementy indeksu rzeczowego, datację wszystkich zapisek, identyfikację rąk pisarskich i pełen odczyt wybranych not.
Mimo tych przeinaczeń cieszy mnie podjęcie dyskusji nad zasa-dami edytorstwa, bo taki był właśnie cel sformułowania propozycji w tym względzie. Korzystając z tej okazji, odniosę się do dwóch kwestii podniesionych przez mojego znakomitego adwersarza.
Tomasz Jurek stwierdza, że „istnieje podstawowa różnica między odczytem, który można uznać zasadniczo za obiektywny, a tłumacze-niem, które zawsze jest formą mniej lub dalej idącej interpretacji tekstu” (TJ, s. 361). Dwa zdania dalej pisze jednak, że „doświadczenie edytor-stwa pokazuje, jak wielką i żmudną pracą jest właściwe ustalanie tek-stu, wychodzące przeważnie poza samo złamanie kodu graficznego”. Z tą drugą opinią w pełni się zgadzam. Co więcej, dopóki rękopis nie sprawia żadnych trudności interpretacyjnych, jego odczyt jest raczej czynno-ścią mechaniczną, którą wcześniej czy później zastąpią programy OCR, a nie sztuką edytorską. Poznański historyk sam znakomicie pokazał więc zasadność porównania tłumaczenia i „ustalania tekstu”. Różnica między nimi jest ilościowa — przekład zawiera zazwyczaj większą dawkę inter-pretacji — a nie jakościowa. Obie formy ułatwiają odbiorcy edycji per-cepcję tekstu, zarazem oddalając go od oryginału. Taka jest ogólnie rzecz biorąc najważniejsza funkcja edytorstwa źródeł historycznych, co ładnie
121
W odpowiedzi na uwagi Tomasza Jurka
ujął Tomasz Jurek: „zawsze podstawowym elementem pracy wydawcy musi pozostać u p rz y st ę pni e nie t e ks t u ź ró d ł owe g o” (TJ, s. 361, podkreślenie — MS). W poprzednim zdaniu podkreśla wagę „propozycji M. Słonia, która rzeczywiście może pozwolić na u p r z y s t ę p n i e -n i e w i e l u m a s o w y c h ź r ó d e ł” (podkreśle-nie — MS). Pozwala to żywić nadzieję, że dalsza dyskusja przyniesie wspólne konkluzje i mniej nieporozumień.
Biogram: dr hab. Marek Słoń, prof. IH PAN, kierownik Zakładu Atlasu Historycz-nego IH PAN, zainteresowania: historia miast i religijności w średniowieczu; geo-grafia historyczna; edytorstwo źródeł; kontakt: marek.slon@wp.pl.