Joanna Raźny
W kręgu alkowy : o międzywojennej
twórczości Wacława Grubińskiego
Acta Universitatis Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 8, 263-278
A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z I E N S I S
FOLIA LITTERARIA POLONICA 8, 2006
Joanna R a in y
W K R Ę G U A L K O W Y .
0 M IĘ D Z Y W O J E N N E J T W Ó R C Z O Ś C I W A C Ł A W A G R U B IŃ S K IE G O
W n u m erz e p ię tn a s ty m „ W ia d o m o ś c i L ite ra c k ic h ” z 1928 r. w idnieje postać W ac ła w a G ru b iń s k ie g o , p o tr a k to w a n a p rz e z ry s o w n ik a raczej p o błażliwie niż szy d erc zo . Z d zisław C z e rm a ń s k i p rz e d s ta w ił tw ó rc ę n a tle kobiecej alk o w y , w p rz e sa d n ie sk ro m n e j czy m in o d e ry jn e j p o z ie , z k sią żk ą w dłoniach. H u m o ry s ty c z n y w iz eru n e k p is a rz a z d o m in o w a n y je s t p rzez pierwiastek żeń sk i, z az n a c z o n y w m ię k k im o w a lu tw a rz y , u sz m in k o w a n y c h ustach, w y d e k o lto w an e j su k n i; z n ik o m ą m ę s k o ść (u jętą p rz ez a rty s tę w k p ia r- ski cudzysłów ) u o b e c n ia z a ry s je le n ic h ro g ó w n a a lk o w ia n e j k o ta rz e . W 1936 r., n a ła m a c h ty ch że „ W iad o m o śc i L ite ra c k ic h ” , ta k o to w y o b ra ż a n o sobie m iesz k an ie G ru b iń s k ie g o : „ W k a ż d y m k ą c ie p o k o ju k r a s z u a r k a . N a stole ptifu ry . G o s p o d a r z w b o n ż u rc e m ó w i b o n ż u r i a d ie ” 1. O b ie k a ry k a tu ry - plastyczna i lite ra c k a - s ta n o w ią in te re su jąc y d o k u m e n t recep cji tw ó rc zo ści autora z cza só w , gdy - w edle p o w sze ch n e g o s ą d u - „ z b y t w iele p e rfu m y nalewał d o sw ego a tr a m e n tu ” 2.
1 A. S ł o n i m s k i , Alfabet wspomnień, W arszaw a 1975, za: J. G o d l e w s k a , Grabiński
czyli życie wytworne, „D ialog” 1982, n r 7, s. 130. C ytatu nie udało się odnaleźć pod wskazanym
przez autorkę adresem .
2 K. I r z y k o w s k i , Pisarz kwintesencji życia, „K ro m k a Polski i Św iata” 1939, n r 27. N ie
tylko zresztą literacką fascynację pisarza kobietą i kobiecością p otw ierdzają liczne świadectwa współczesnych. „ Jed n ą z uroczych cech G rubińskiego - w spom inał Stanislaw Baliński - byt jego ciągle okazyw any zachwyt dla kobiet. N ie zdarzyło m i się spotkać człowieka, k tóry by z takim wiecznie młodzieńczym ferw orem i seksualną adm iracją m ówił o kobietach i okazywał im na każdym k ro k u swoje uwielbienie. Czasam i, gdy odprow adzałem go d o Chelsea Cloisters, zatrzymywał się przed jak ąś obcą d am ą i obdarzał ją uśmiechem, w któ ry m adm iracja łączyła się z frywolnością. A m iał wtedy lat p o n ad 80. Czasem staw ał i odw racał się za przechodzącą z demonstracyjną delicją. A raz zdarzyło się, że gdy stan ął i odw rócił się, odw róciła się i ona, nie wyglądająca n a specjalnie permissive i obdarzyła go uśmiechem, ja k b y podziękow ania. - Uwielbiam urodę kobiecą, p ow tarzał mi G rubiński, gdy spacerow aliśm y p o H yde Parku. - Czy pan wie, że naw et w tych kobietach, które uchodzą za mniej atrakcyjne, ja zawsze odkrywam ja k ą ś atrakcję. Ach, ileż to razy - m ówił na p ó ł żartobliw ie, na pól m arząco - idę
264 Jo an n a R aźny
E k sp o n o w an e m iejsce w m iędzyw ojennej d ram atu rg ii G rabińskiego zaj m o w ała lekka k o m ed ia i farsa, o sn u ta w okół erotycznych perypetii bo haterów . B eztroski optym izm w czesnych la t dw udziestych znalazł odzwier ciedlenie w baśniow o-fantastycznej Lam pie A ladyna3, odczytanej zgodnie przez k rytykę ja k o „p e a n n a chw ałę w szechpotężnego, w szystko przezwy ciężającego życia” 4, „stylizow any p ro test przeciw naszej szarości i jedno- stajności codziennej” 5.
T reścią tej błahej fabularnie sztuki jest m iłość czterech kobiet do młodego w ynalazcy i... p ró ż n ia k a w jednej osobie6. W celu literackiego uwierzytel nienia fa k tu genialności b o h a te ra G rab iń sk i w prow adził d o u tw o ru element science fic tio n - chem ia nie zna m ożliw ości przem iany żelaza w szkło7. Nie sposób tu streścić d o k ład n ie w szystkich pow ikłań scjentystyczno-romansowej intrygi. D o ść pow iedzieć, że apologia zapoznanej „p o tęg i próżniactwa”
spać z m yślą o k o b ietach i w spom inam te wszystkie piękne Polki, k tó re w życiu spotykałem i któ ry ch u ro k pam iętam zawsze. W tedy zam yka mi oczy, nie w ygaszona wciąż we mnie m łodość” . S. B a l i ń s k i ,
Wspominając rozmowy z Wacławem Grabińskim
, „D ziennik Polski i D ziennik Żołnierza” (L ondyn) 1973, n r 216. Pod d a tą 15 p aździernika 1951 r. Jan Lechoń w swoimDzienniku
zanotow ał: „W N ow ym Jo rk u , w Am eryce n ik t się nie o g ląda za kobietami. Po pierw sze nie w olno, p o drugie - wszyscy się śpieszą. Po trzecie - nie w iadom o, czy mają na to ochotę. I pom yśleć, że W a d o G ru b iń sk i nie tylko oglądał się za k a żd ą co lepiej zbudowaną dziewczyną - ale przystaw ał i o b racał się i szedł za n ią rozm arzonym w zrokiem , ta k długo jak m ógł j ą d o jrzeć” . J. L e c h o ń ,Dzienniki
t. 2, Słowo w stępne M . Grydzewski, wstęp M . D anilewiczow a, Londyn 1970, s. 247. O „uw odzidelskiej w ytw om ości” G rubińskiego pisali Juliusz Sakow ski o raz (nie bez ironii) Ludw ik Fiszer. Z ob. J. S a k o w s k i ,Gra bez pedab,
„W iadom ości” (L ondyn) 1973, n r 32. Przedr. z:Asy i damy. Portrety z pamięci
, Paryż [1962], s. 116-117; L. F i s z e r ,Wspomnienia starego księgarza
, W arszaw a 1959, s. 206-207.3 W. G r u b i ń s k i , Lam pa Aladyna. Komedia w 4 aktach. O m ów ienia utw oru dokonuję n a podstaw ie m aszynopisu ze zbiorów Biblioteki Śląskiej w K atow icach (sygn. BTLW 4896). D alej [LA].
4 A. Z a g ó r s k i , [rec.:
Lampa Aladyna
]. „Tygodnik Ilu strow any” 1924, n r 1. 5 J. L o r e n t o w i c z ,Współczesny teatr polski,
t. 2 , W arszaw a 1935, s. 109. Por. T. K o ń c z y c [A. Grot-Bęczkow ski], [rec.:
Lampa Aladyna].
„K u rier W arszaw ski” 1923, n r 346.6 Być m oże - hipoteza ta w ym agałaby weryfikacji - p ro tag o n ista La m p y Aladyna miał
swój pierw ow zór w osobie stryja pisarza, F lo rian a G rubińskiego, znanego w świecie (medal na Powszechnej W ystaw ie w Filadelfii w 1876 r.) konstruktora-w ynalazcy. Inf.: Polski słownik
biograficzny, t. 9, W rocław 1960-1961, s. 39.
1 W związku z tem atem n au k i pojaw ia się - zreferow any n a sposób modernistyczny - problem tw orzenia i sztuki. „Czy koniecznie trzeba - przekonyw a b o h ater - przeczytać wszystkie p o em aty św iata, aby p ojąć istotę tw órczośd poetyckiej? O tw artej głowie jedna pieśń H o m era odsłania serce tej twórczości. Chem ia się przede m n ą zdradziła. M im o że się nie zdradziła przed wielom a profesoram i. O dsłoniła m i swoją n a g o ś ć [podkr. - J.R.], powiedzmy: d u s z ę , alb o jeszcze lepiej: t a j e m n i c ę ” [LA 16]. Kiedy indziej dow odzi: „[...] próżniactwo przynosi się z sobą n a t e n p a d ó ł p ł a c z u , ja k czarne lu b niebieskie oczy, których zmienić dow olnie nie m ożna, ja k talen t d o muzyki i ja k zdolności m atem atyczne... [...]. Próżniak się rodzi ja k p o e ta ” [LA 24]. Tego rodzaju deklaracje sytuują kom ediow y konflikt między „p różniakiem ” a zapracow anym społeczeństwem n a płaszczyźnie tradycyjnej antynom ii ariysla - filister.
W kręgu alkow y. O międzywojennej twórczości W acław a G rab iń sk ieg o 265
prowadzi b o h a te ra - praw em sw obodnej autorskiej asocjacji - n aw et w sferę aktualnych konfliktów społecznych. (W kom ediow ym świecie G rubińskiego strajk robotniczy to w szak tylko jeden z w arian tó w „nicnierobienia” !) Obfitującą w n iep raw d o p o d o b n e sytuacje fabułę wieńczy konw encjonalny happy end. „Polski E d iso n ” zdobędzie sławę, m a ją te k i... rękę atrakcyjnej rozwódki8; jej ryw alki zn ajd ą m niej genialnych m oże, lecz n a pew no rów nie szczerze kochających p artn eró w . Z aś po zaw iązaniu się tych p a r wszyscy razem głosić b ędą h y m n n a cześć księżyca - m agicznej lam py p o śró d gwiazd.
Praprem iera tej nigdy nie ogłoszonej drukiem sztuki odbyła się 13 grudnia 1923 r. w T eatrze Polskim w W arszaw ie. Przedstaw ienie w yreżyserow ał Aleksander Zelw erow icz, grający rów nież p o stać fa b ry k a n ta Jó zefa Biszera. Oprawę dek o racy jn ą zaprojektow ał K aro l Frycz. U d a n ą kreację stw orzył Jerzy Leszczyński w roli J a n k a Lubonieckiego, odpow iadającej szczególnie - wedle zgodnej opinii recenzentów - psychofizycznym dyspozycjom a k to ra 9. Wśród pozostałych w ykonaw ców m o żn a było zobaczyć n a scenie m .in. Wiktora B iegańskiego (K a ro l M aniewicz), H elenę G ro m n ic k ą (Jadw iga M a- niewiczowa), H elenę H ałacińską-G aw likow ską (O la Proszow iczow a), W łady sława Lenczewskiego (M ichał Z dam irow ski), Stanisław a Stanisław skiego (Florian Biszer), A leksandrę Leszczyńską (R ózia B iszerów na), Jó zefa O rw ida (Żebrak), W andę T atarkiew iczów nę (N ina). Publiczność przyjęła kom edię bardzo życzliwie. N iebaw em nastąpiły prem iery w krakow skim T eatrze „Bagatela” (6 czerwca 1924 r.) oraz w T eatrze M iejskim we Lw ow ie (22 gru dnia 1924 r.).
A utor L a m p y A ladyna osobiście uczestniczył w pracach nad w arszaw ską inscenizacją tekstu. J a k w ynika z lektury m ateriałów w spom nieniow ych, sugestie „reżyserskie” d ra m a tu rg a w znacznej m ierze przyczyniły się do powodzenia aktorskiej stro n y spektaklu. A tm osferę praprem ierow ych przy gotowań G ru b iń sk i utrw alił p o latach:
Na próbę generalną L a m p y Aladyna przyszło sporo artystów . Pierwszy a k t oklaskiwali burzliwie. N ato m iast drugi przyjęli chłodno, gdy według m nie ten drugi zasługiwał właśnie n a przyjęcie gorętsze.
Wszedłem d o g arderoby Ju rk a. Siedział przed lusterkiem , zajęty popraw ianiem „ch a ra k teryzacji” . D y g o tał ze zdenerw ow ania. W iedziałem, co się z nim dzieje. P oniósł klęskę w oczach
8 Z perspektyw y la t w alor aktualności zyskuje niezam ierzona zapew ne przez au to ra w arstwa satyrycznych znaczeń. Finałow y triu m f b o h atera ja k o wynalazcy nie byłby możliwy bez poparcia zagranicznego k ap itału . Biznesmeni rodzim ego chow u, panow ie prezesi, b a , dygnitarze m ini sterialni nie są zdolni należycie ocenić genialnego odkrywcy. Z a k o n stru k cją kom ediow ą kryje się surowy osąd polskich elit finansowych.
9 Ocena gry aktorskiej Leszczyńskiego zob. A. Z a g ó r s k i , op. cit.; T. K o ń c z y c [A. Grot-Bçczkowski], op. cit.; J. L o r e n t o w i c z , op. cit., s. 113; K . M a k u s z y ń s k i , [rec.:
Lampa Aladyna], „R zeczpospolita” 1923, n r 341; T . B o y - Ż e l e ń s k i , Pism a, t. 20, W arszaw a
266 Joanna. R aźny
ak to ró w i rozum iał, że ju tro ta klęska się pow tórzy w oczach publiczności i recenzentów. Przez cały d rugi a k t, od po czątk u d o końca, nie schodzi ze sceny i w ypełnia ten a k t swoją osobą, osobow ością interpretow anej przez siebie postaci komediowej.
W tu lił się w lu ste rk o , żeby nie spojrzeć n a m nie. C zułem , że m n ie w lej chwili nienawidzi, poniew aż (oczywiście) uw ażał, że po n ió sł klęskę przeze m nie. A u to r zawinił, nie ak to r.
U siadłem tuż przy n im i, pomilczawszy czas jakiś, pow iedziałem : - W iesz, dlaczego ten a k t był przyjęty zim no?
Zzezow ał n a m nie, p o czym w arknął: - ŹJe grałem .
- N ie - odpow iedziałem w tonie ja k najbardziej balsam icznym . - W ięc co?
- Zapom niałeś o jednym . - O czym?
- Ż e grasz uro d zo n eg o uw odziciela. Że to je st uwodziciel o każdej godzinie dnia i nocy, i gdziekolw iek się znajduje. N aw et kiedy je st u siebie w d o m u , sam wśród czterech ścian, w szlafroku...
Ju rek sp o jrzał n a m nie niecierpliwie.
- ... uw odzi, ja k b y to określić, nie tylko ludzi, ale i wszelką do o k o ln o ść - dokończyłem nie bez uśm iechu.
T eraz Jurek sp o jrzał n a m nie, ja k n a głupiego:
- A k t się zaczyna od sceny zryw ania. R ozm aw iasz z dziewczyną, k tó rej masz dosyć. Ł ad n a, owszem. Z ak o ch an a. W tobie. I n u dna. A łe ty nie jesteś nudny! R ozum iesz? Nawet gdy się nudzisz. Rozum iesz? N aw et zrywając, uw odzisz od niechcenia n u d n ą dziewczynę sobie na rad o ść i jej na rozweselenie.
Jurek, k tó ry w racał d o lusterka, nagle zapom niał o lu sterk u , utkw ił we mnie wzrok i najw yraźniej się uspokoił. Od razu . Błyskawicznie.
N azajutrz, w wieczór prem ierow y, a k t drugi
Lampy Aladyna
d o zn ał większego powodzenia niż pierwszy, a potem trzeci i czwarty.Od czasu
Lampy Aladyna
Jurek nie w dawał się ze m n ą w spory; bez dyskusji aprobował m oje wskazów ki reżyserskie, uznawszy, że są „fachow e” . (A ktorzy nie znoszą pisarzy w roli reżyserów .)10O oryginalności L a m p y Aladyna n a gruncie polskim zadecydow ał, zgod nym zdaniem m iędzyw ojennej krytyki, udany zabieg odśw ieżenia komedio wego typu. T adeusz Boy-Żeleński, którego w zjaw iskach literacko-teatralnych najbardziej interesow ała zwykle zm iana perspektyw y obyczajow ej, w związku z figurą p ro tag o n isty L a m p y Aladyna pisał:
K o ch an ek -исгопу! T ru d n o o większą przepaść w naszym teatrze. K ochanek miał łat dw adzieścia, pukle blond, płaszczyk n a ram ionach i szpadkę. U czony m iał szpiczastą czapkę, perukę, czarną togę i k apraw e oczy, był figurą kom iczną; to, żeby m iał w ogóle organy k ochania, nie przychodziło naw et d o głowy. Jeden robił swoje, d rugi swoje. Obecnie inaczej: w zorem k o ch an k a n a scenie je st taki, k tóry wymyślił co najm niej now y m odel samolotu albo d o k o n ał wielkiego przyrodniczego wynalazku. [...] pokazując - ja k w Lam pie Aladyna - młodym k o bietom żelazny klucz zm ieniony w szkło, wszystkie m o żn a doprow adzić do szału; sto lal tem u p rab ab k i ich w zruszyłyby ram ionam i i podczas gdy wielki w ynalazca nachylałby się nad
W kręgu alkow y. O międzywojennej twórczości W acław a G rubińskiego 267
retortą, całowałyby się za jego plecami z innym , posiadaczem klucza mniej oryginalnego może, ale wprost d o ich serca. Cześć naszej epoce11.
Nie jedyny to refleks ów czesnych przeobrażeń obyczajow ych w kom edii Grubińskiego. Jest także L am pa A ladyna utw orem n a swój sposób fem inis tycznym. Em ancypacyjne dążności epoki znalazły odzw ierciedlenie w rysunku komediowych sylwetek kobiecych. P artn erk am i L ubonieckiego w m iłosnej grze uczynił G ru b iń sk i atrak cy jn ą rozw ódkę12, zn u d zo n ą m ałżeńskim życiem „bez pragnień” m ężatkę, działaczkę ro b o tn iczą i w y sp o rto w an ą córkę prze- mysłowca-bankiera. J a k dalece zm ienił się literacki (oraz społeczny) stereotyp „panny n a w ydaniu” , świadczyć m oże kreacja R ózi Biszerówny, m łodziutkiej bojowniczki o p raw o kobiety „ d o wolności, [...] d o w olnej m iłości” [LA 24]. Znamienne iż p o sta ć „sufrażystki” , raczej anty p aty czn a d la wielu kom edio pisarzy tego o k resu 13, zyskała ja w n ą (choć żartobliw ą) a p ro b a tę au to ra. Stopniowy proces „o d w racan ia się ró l w dziedzinie społecznej zależności miłosnej kob iety o d m ężczyzny” 14 śledził tw ó rca z życzliwym zainteresow a niem, daleki od u p atry w an ia w nim źródła m oralnego zepsucia czy u p ad k u obyczajów.
Niezmiernie lekko i bez szacunku p o tra k to w a ł G ru b iń sk i instytuq'ç małżeństwa w trzyaktow ej Niew innej grzesznicy (wyd. 1926)15, „kom edii współczesnej i w iecznej” , ja k głosi podtytuł. P ro ta g o n istk a u tw o ru , urocza pani Zuzu, m a m ęża, którego lubi, i kochanka, którego m iłuje. „T y jesteś moją przyjem nością - w yznaje mężowi - on jest m oim pow ietrzem . Bez powietrza nie m o ż n a żyć. M im o że pow ietrze nieraz zm ienia się w w icher” [NG 24]. Przy innym rozłożeniu akcentów m ogłaby pow stać m roczna tr a gedia rodzinna w duchu Przybyszew skiego16. A le G ru b iń sk i w olał rzecz
11 T. B o y - Ż e l e ń s k i , op. cit., s. 386-387.
12 Oto kom ediow e uzasadnienie małżeńskich niepow odzeń bohaterki: „ M o ja przyjaciółka utrzymuje, że m ałżeństw o p o niża kobietę. [...] Przez to , że m ąż m a praw o d o żony. Praw o. Jedynie z tego pow odu rozw iodła się O la” [LA 76].
13 Zob. M . R a w i ń s k i , Dramatopisarstwo komediowe,[w:]
Dramaturgia polska 1918-1939,
Warszawa 1993, s. 330-380; E. W y s i ń s k a ,Dramaturgia użytkowa dwudziestolecia,
„D ialo g ” 1960, nr 3, s. 110-124; M . C z a n e r l e ,Dworek, salon, dancing,
„D ialog” 1969, n r 5, s. 122-139.14 Kwestia ta była przedm iotem dyskusji G rubińskiego z Bolesławem G orczyńskim , p o pularnym przed pierw szą w ojną autorem sztuk społeczno-obyczajowych. Z o b . W . G r u b i ń s k i , 0
literaturze i literatach,
Londyn 1948, s. 11-12.13 W. G r u b i ń s k i ,
Niewinna grzesznica. Komedia współczesna i wieczna w 3 aktach,
Warszawa 1926. D alej [NG]. A k t pierwszy p t.
Niewierna,
W arszaw a 1919.111 G rubiński - H enri Becque to in n a możliwa paralela. W sezonie 1922/1923 grano
Paryżankę
n a scenie T eatru Polskiego w W arszawie, z M arią Przybyłko-P olocką w tytułowej roli kobiecej. Inf.: T . K o w z a n ,Wstęp,
[w:] H . B e c q u e ,Kruki. Paryżanka,
Przeł. L. Schiller. Wroclaw 1956, s. C IV -C V . N a marginesie lego przedstaw ienia G rubiński pisał: „Z n akom ity autor francuski [...] m aluje wParyżance
uroczą istotę niewieścią, lu b iącą się pięknie ub rać, mile się zabawić, m aluje osóbkę bystrą, um iejącą mężowi uw ić w d o m u przytulne gniazdko rodzinne, sobie urządzić p o z a dom em ołtarzyk grzesznej miłości, garsonierę ko ch an k a, d o k ą d przybyw a268 Jo an n a R aźny
zdegradow ać i zepchnąć w stro n ę farsy. W yrozum iały i pełen galanterii mąż zad o w ala się p rzyjaźnią żony, uznając, iż lepiej być rogaczem niż... zdradza nym k ochankiem . „Jestem łubiany - i zdrad zan y — dow odzi. - A tamten je st k o ch an y - i zdradzany! J a ciebie lubię i jestem zd rad zan y , a tamten ciebie k o c h a i je st zdradzany. I jest zd rad zan y d la człow ieka niekochanego, d la m nie, on, kochany! G dy ja , który nie k o ch am , jestem zdradzany dla człow ieka kochanego! Pom yśl, ile ja m niej daję, otrzym ując to samo: zdra dę. D ziękuję ci, Z u zu ” [N G 27]. Z godnie z licencją farsy, tradycyjny trójkąt m iłosny poszerzył G ru b iń sk i o jeszcze jeden bo k , w prow adzając na scenę (ak t II) „stu p ro cen to w eg o mężczyznę” , z którym p o d nieobecność męża i k o c h a n k a podw ójnie w iarołom na Z uzu realizuje n a tu ra ln ą potrzebę pici dla „zd ro w ia” , przekonyw a au to r, oraz z tęsknoty z a „p rzy g o d ą” . Final utw o ru w yjaśnia oksym oroniczny sens m etafory zaw artej w tytule. „Grze chem je st robienie ko m u ś krzyw dy, ale nie m oże być przecież grzechem zrobienie sobie sam ej czasem m ałej przyjem ności” [N G 90] - stwierdza „niew innie” kom ediow a hero in a. „T o , czego n a tu ra o d n a s wymaga, nie je st grzechem , chociaż w oczach m oralistów w ydaje się grzechem ” [NG 90] - w tóruje jej pisarz przez u sta innego ze swych b o h ateró w i... kończy sztukę to astem z a „p rzy jaźń ” (m ąż), „m iłość” (koch an ek stały) o ra z „zdrowie" (kochanek przygodny).
G ra n a w W arszaw ie w reżyserii a u to ra i w doskonałej obsadzie (Maria P rzy b y lk o -P o to ck a - Z uzu, Stanisław ski - m ąż, A leksander W ęgierko - ko chanek pierwszy, Leszczyński - k o ch an ek drugi), k o m ed ia spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem publiczności17. Z n an e z przekazów informacje o reakcjach odbiorców nie pozostaw iają w ątpliw ości co d o scenicznego triu m fu u tw o ru . „[...] sytuacja pani Z uzu niezm iernie [...] trafiła do serca słuchaczkom wczorajszej prem iery. J a k o ż pierwszym głosem , k tó ry z głębo kiego p rzek o n an ia zaw ołał po pierwszym akcie: «autor!», był nieśmiały głosik kobiecy. I m u siał się wiele razy pokazyw ać a u to r w tow arzystw ie czworga
ja k bogini, albo ja k królow a, uwielbiana, oczekiwana, ty rań sk a. [...] Z dradzi kochanka. Zdradziw szy, d ozna lekkiego rozczarow ania, k tó re utopi w jed n ej ciężkiej łezce; ale tylko jednej. Bo w kapryśnej duszy p o siad a odskocznię ku radow aniu się życiem. Pragnie być k ochana, och, jest to jej pragnienie główne! M usi być kochana! Bez tego n ie mogłaby żyć. |...] N ie znosi m o n o to n ii, cieszy j ą ru ch , kręci się k o ło siebie samej ja k k o ło słońca, b o i wiele ma ze słońca, bo sam a u w aża się za centrum słoneczne ludzkości, bo kiedy chce to grzeje, a kiedy chce, przypieka, a kiedy chce, w chodzi d o serca ja k łagodny p rom ień, i wie, że je st upojeniem tego życia... więc jak że n ie m a być kapryśna? Z n a swoją królew ską potęgę, więc prześlicznie byw a szczodrobliw a i najrozkoszniej o k ru tn a. T a k ą postać kobiecą rzucił w demaskujący blask teatralnej ram p y p o n u ry a u to r Kruków, i nie um iał się d o niej nie uśm iechnąć” . W. G r u b i ń s k i , W m oim konfesjonale, W arszaw a 1925, s. 305-306. Skreślony p ió rem recenzenta portret KJolyldy - zdum iew ająco sprzeczny z oskarżycielską w ym ow ą utw oru francuskiego dramaturga - pozw ala w niej widzieć literacką p ro to p laslk ę Zuzu.
W kręgu alkow y. O międzywojennej twórczości W acław a G rubińskiego 269
wykonawców” - relacjonow ał Boy-Żeleński18. „Przeszkody, przygody i pułap ki wieku dojrzałego pokazuje nam G rubiński ta k dow cipnie i fascynująco - że ręce sam e sk ład ają się do oklasku, a u sta w ołają braw o! O to kom edia!” - pisał pod w rażeniem spektaklu W ik to r P o p ław sk i19. „ A je d n a k te a tr jest przepełniony, k om edia m a w yraźne pow odzenie i długo zapew ne będzie się trzymać n a afiszu” - ubolew ał niechętny tw órcy anonim ow y recenzent „Bluszczu” 20. Z a przykładem W arszawy Niewinną grzesznicę włączyły w krótce do swego re p e rtu a ru teatry w Ł odzi (1 sierpnia 1925 r.) i we Lwow ie (4 sierpnia 1925 r.). P ary sk a zaś w idow nia T h e a tre des M a th u rin s oglądała sztukę ju ż w 1926 r .21
Zręczna intryga farsow a baw iła teatraln ą publiczność. U dbałej o obyczaje krytyki fryw olna sztu k a w zbudziła zgorszenie i niesm ak. P o warszaw skiej prapremierze u tw o ru pisano o „preparacie cynizm u” , „w ylew ie parw eniu- szowskiej [sic!] niem oralności” , „nędzy m oralnej, k tó r a w ygląda z każdego kąta sceny” 22. „[...] we W łoszech lub w H iszpanii, gdzie o d ró żn iają pojęcie domu rodzinnego od publicznego, o b rzucono by a k to ró w zgniłym i jajam i za przedstawienie figur n a scenie, urągających godności ludzkiej - o b u rzał się Franciszek Siedlecki. - W ten sposób zaduszono by tru p i zap ach gnijącej inteligencji klas posiadających, ja k i się ze sceny k u w idow ni rozchodzi” 23. Chęć obrony a u to ra przed atakiem obyczajowej konserw y skłoniła mniej pryncypialnych recenzentów do pogłębionych o dczytań tek stu . O dzw iercied lenie „now oczesnej filozofii życiowej” dostrzegł w N iew innej grzesznicy życzliwy kom ediopisarzow i A lfred G rot-Bęczkow ski. „ L ek k a, beztro sk a m i łość, niefrasobliw a, trochę cyniczna, elegancka ro zp u sta, konw enans, uwiel bienie jazz b an d u i dancingu, dążenie za w szelką cenę do szału, upojenia, rozkoszy. Bez żadnej odpow iedzialności, bez p raw i obow iązków , bez n a kazów m oralnych, bez ta m i w ięzów ...” - o to , zdaniem k ry ty k a, najisto t niejsze jej w yróżniki. „ N a dnie tego w szystkiego [...] - k o n k lu d o w ał nieocze kiwanie recenzent — leży przecież u tajo n y sm utek, czai się niepokój i żal, że wszystko ta k m ija, że w szystko je st takie nietrw ałe...” 24. Popław ski zaś przekonywał: „[...] proszę m i wierzyć, że sam G ru b iń sk i stoi po stronie
'* T. B o y - Ż e l e ń s k i ,
Flirt z Melpomeną. Wieczór piąty
, W arszaw a 1925, s. 285. 19 W. P o p ł a w s k i , [rec.:Niewinna grzesznica],
„ F a n ta zy ” 1925, n r 1.20 P. [rec.:
Niewinna grzesznica],
„Bluszcz” 1925, n r 15.21 Inf.: L. S i m o n ,
Bibliografia dramatu polskiego
1765-1939, oprać. E. Heise, T . Sivert,1.1, W arszawa 1971 [właśc. 1972], s. 303. O zagranicznych w ystaw ieniach sztuk a u to ra przed 1939 r. zob. też W . G r u b i ń s k i ,
Przed Fredrą. Do redaktora „Wiadomości”,
„W iadom ości” (Londyn) 1958, n r 17.22 P.,
op. cit.
23 F. S i e d l e c k i , [rec.:
Niewinna grzesznica],
„ G azeta A dm inistracji i Policji Państw ow ej” 1925, nr 15.24 T. K o ń c z y c [A. G rot-Bęczkowski], [rec.:
Niewinna grzesznica],
„K u rie r W arszaw ski” 1925, nr 80.270 J o a n n a R a ź n y
swojego Stefana, który twierdzi, że właściwie tylko cnotę należy pielęgnowa攓 Z należytym dystansem i z hum orem p o trak to w ał kw estię etycznej wartości utw oru w olnom yślny Boy. „T ak - przytakiw ał przekornie m oralistom - kome dia G rubińskiego jest bardzo «niem oralna», ta k b ard zo , że zrazu teatr miał zam iar ją pokazyw ać aż o jedenastej wieczór, o której to godzinie cnota zwykła z rezygnacją zasłaniać oblicze. N o i p o k azan o ją o ósm ej, i m ury się nie zawaliły [...]. N ie róbm y świętoszków! Ojcem naszej literatury jest Jan z Czarno lasu, a u to r Psalm ów i - Fraszek. T o daje do myślenia. A wreszcie, inteligentne żonglowanie myślą, stawianie na głowie pojęć, odw aga zaglądania w mechanizm życia, to zabaw a, k tó ra m a większą doniosłość, niż się przypuszcza... A kome dia G rubińskiego jest takim właśnie paradoksem , dowcipnie snutym w towarzy stwie inteligentnych ludzi” 26. D o podobnych prześw iadczeń dochodził Jan Lorentow icz: „[...] G rab iń sk i nie m a zam iaru depraw ow ać kogokolw iek - tłu maczył intencje autora. - L ubi cienką dialektykę, więc chce pożonglować przed nami paradoksam i ze starej dziedziny trójkątów i czw orokątów małżeńskich”2’. Błędów dram aturgicznych, b rak u spraw ności p ió ra - rzecz znam ienna - Gra bińskiemu nie w ytykano. Pod względem w arsztatow ym - przyznaw ano zgodnie - „[Niewinna grzesznica] nie ustępuje w niczym tym najlepszym utworom paryskich m ajstró w teatralnych, którym i ta k przyw ykliśm y się zachwycać”28.
P odejm ow ane przez krytyków dw udziestolecia (a i w spółczesnych komen ta to ró w tw órczości a u to ra 29) próby stosow ania kryteriów aksjologicznych w obec m odelu św iata, ja k i prezentuje Niewinna grzesznica, m ijają się z celem. „A m oralność farsy - zauw aża A n n a K rajew ska - je st am o raln o ścią pozorną. F a rs a stoi p o za kategoriam i etycznym i, jej św iat, przy p o zo rach odniesienia d o rzeczywistości, je st św iatem sztucznym , stw orzonym m odelem , w którym nie działa żadne podobieństw o do sytuacji życiowej” 30. K iedy indziej badacz k a dodaje: „A by śm iać się i baw ić podczas o glądania farsy, trzeba być w ew nątrz niej - przyjąć m ilcząco założenie fikcjonalności, nieprawdopodo bieństw a, odrzucić pojęcie m oralności i niem oralności itp., przyjąć zasadę b ra k u przejścia m iędzy św iatem sceny a rzeczyw istością. O d b ió r farsy - to łatw a zgoda n a u d z ia ł” 31. Że G rubiński - św iadom konw encji farsowego
25 W. P o p ł a w s k i , op. cit.
26 T . B o y - Ż e l e ń s k i , Flirt z M elpom eną, s. 285.
21 J. L o r e n t o w i c z , op. cit., s. 114.
28 T . K o ń c z y c [A. G rot-Bęczkowski], [rec.: Niewinna grzesznica] , „K u rie r Warszawski’ 1925, n r 80.
29 Z o b . J. G o d l e w s k a , op. cit., s. 132. U czona m a najwyraźniej za złe autorow i Niewinnej grzesznicy, że: „Interesow ało go «w ogóle» badanie [przyznajmy - powierzchowne] psychiki
łudzi, k tórzy w m iłości szukają przede wszystkim d o zn ań fizycznych, a nie lu b ią wstrząsów czy udręk, jak ie pow oduje głębsze zaangażow anie uczuciowe” .
30 A. K r a j e w s k a , Komedia polska XX-lecia międzywojennego, W rocław 1989, s. 116. 31 Ibidem, s. 129. N a tem at autoteiizm u z a b a w y w farsie z o b . też: M . S z p a k o w s k a ,
W kręgu a lk o w y . O m iędzyw ojennej tw órczości W acław a G ra b iń sk ieg o 271
teatru - nie zam ierzał (de)m oralizow ać czy gorszyć, św iadczy relacja wspomnieniowa T a d e u sz a A lfa-T arczyńskiego, dziś ju ż m a ją c a posm ak anegdoty:
[Grubiński] zw yk le sam reżyserow ał sw oje sztuki, bo się bał, że p o ło że n ie złeg o akcentu, brak pauzy, m o że p o p su ć je g o intencje. M iałem okazję o b serw ow ać jed en z takich przykładów na premierze N iew innej grzeszn icy. W akcie drugim „ żo n a ” (P rzy b y łk o -P o to ck a ) leży w łóżku. Do sypialni w krada się „koch anek z p rzygod y” (Jerzy L eszczyń sk i). N a je g o w id o k żo n a w oła
г oburzeniem: „ ...p a n je st w piżam ie” . L eszczyński o d p o w ia d a n a to: ,j a k to bez piżam y?” ,
akcentując sło w o „ b ez” . G rub iń sk i sk o czy ł na krześle i p o w ia d a mi z w id o czn y m niesm akiem : „lak mógt Jurek tak zw u lgaryzow ać tę k w estię!” . [...] Spotk ałem się z G rabińsk im p o paru dniach na kawie. P ow iedział m i, że k azał L eszczyńskiem u zm ien ić kwestię: ,j a k to ” (m ała pauza), p otem p raw ie szeptem : „ b ez” , a p otem w ydłużając w yraz, troch ę ty lk o głośniej: „piżamy?” . P o d o b n o Leszczyński d o sta ł za to p ow ied zen ie braw a p rzy otwartej k urtynie32.
Przy okazji Niewinnej grzesznicy pow staje pytanie, czy pisarstw o sceniczne Grabińskiego m o g łoby rów nież obecnie być użyteczne dla teatró w poszuku jących lekkiego kom ediowego repertuaru. 27 m aja 1983 r. Niewinną grzesznicę wystawił w arszaw ski T e a tr na W oli (Scena „ K w a d ra t” ), w reżyserii E dw arda Dziewońskiego i w opracow aniu scenograficznym Jerzego R udzkiego. K reację Zuzu stw orzyła w tym przedstaw ieniu H alin a K ow alska, jej m ęża grał Andrzej K opiczyński, w postacie kochanków wcielili się Paw eł W aw rzecki i Andrzej G rab arczy k 33. Pow odzenie sztuki w W arszaw ie zachęciło D ziew oń skiego do d w ukrotnej jeszcze repetycji przedsięwzięcia: w T eatrze „N a Piętrze” w P oznaniu (9 czerw ca 1985 r.) o raz w T eatrze „W ybrzeże” w Gdańsku (2 października 1985 r.). W spektaklu p o znańskim wystąpili: Gabriela K o w n ack a (Zuzu), D am ian D am ięcki (m ąż), T o m asz M ędrzak (kochanek pierwszy), A ndrzej Blumenfeld (kochanek d ru g i)34. Przedstaw ienie gdańskie obsadę m iało następującą: Jo an n a B ogacka (Zuzu), A ndrzej Staciłło (mąż), K rzysztof M atuszew ski (kochanek pierwszy), K rzy szto f G o rd o n (k o chanek drugi)35. W brew sugestiom niektórych historyków literatu ry , że dla dzisiejszego czytelnika czy w idza wdzięki sztuk G rubińskiego c h y b a przygas ły36, w arszaw ska prem iera Niewinnej grzesznicy i obie jej następne realizacje
32 T. A l f - T a r c z y ń s k i , Z e wspomnień o W acław ie Gruhińskim, „ W ia d o m o śc i” (L ondyn) 1973, nr 32.
13 [Niewinna g rze szn ica :] A . W. K r a l l , C o słychać w elegan ckim św iec ie — c z y li p r zy p o
mnienie Grubińskiego, „T eatr” 1983, nr 9; P. C h y n o w s k i , U roczo n iep rzyzw o ita , „Życie
Warszawy” 1983, nr 134; M . W i ś n i e w s k a , Ig ra szk i w salon ie, „S ztan dar M ło d y c h ” 1983, nr45; J A S Z C Z [J. A . Szczepański], D aw nych w d zięk ó w cza r, „P erspektyw y” 1983, nr 26;
R B u r z y ń s k i , G o m brow icz, M o lier, G rubiński, „Ż ycie Przem yskie” 1983, nr 45; A M A R
(A. Marianowicz], „S zp ilk i” 1983, nr 31.
34 Inf.: J. S e g i e t , Ich trzech i ona je d n a , „G azeta O lsztyńsk a” 1986, nr 33; [W. N e n l - wig], „G łos W ybrzeża” 1985, nr 132 [art. przedprem.].
35 Inf.: R. D y m n a , P oigrać z m iłością, „ G ło s W ybrzeża” 1985, nr 23 0 [art. przedprem.]. 34 M. C z a n e r l e , o p . cit., s. 124.
272 Jo an n a R aźny
sceniczne potw ierdziły te a tra ln ą atrakcyjność u tw o ru , czego świadectwem aplauz publiczności i pozytyw ne oceny recenzentów. D y stan s czasowy objawił now e potencje kom ediow e tekstu - „w ym arzonego d o p aro d ii. N ie z gruba ciosanej, opartej n a w ygłupie, ale cienkiej, subtelnej [...]” 37.
F arsy w ta k czystym , w zorcow ym niem al kształcie nie napisał Grubiński ju ż nigdy. Scenicznego sukcesu Niewinnej grzesznicy nie pow tórzył Taniec (wyd. 1933)38 - „k o m ed ia o radosnym tań cu m łodości śró d niebezpieczeństw życia” - ja k m etafo ry k ę ty tu łu eksplikow ał w dedykacji au to r.
Tłem rom ansow ych pow ikłań po raz kolejny uczynił tw ó rc a środowisko wielkiej finansjery. D w aj panow ie prezesi (znow uż b a n k u ) ulegają urokowi panien, k tó re z racji w ieku m ogłyby być ich córkam i. K om izm wynikający z ta k zarysow anej sytuacji zam iast n a ra sta ć w m iarę rozw o ju wypadków, ulega nieoczekiw anie rozbrojeniu, gdy w kulm inacyjnej scenie utw oru jeden z niew czesnych zalotników o d u rza w inem , a następnie... usiłuje zgwałcić siedem nastoletnią dzierlatkę. A k t trzeci przynosi p o w ró t d o gatunkowej konw encji. M ężem cnotliw ej p an n y zostanie św ietnie zapow iadający się arch itek t, zaś jej przyjaciółka znajdzie szczęście u b o k u przystojnego lot nika. J a k zwykle w kom edii pojaw ią się też niespodziew ane pieniądze pod p o sta c ią (exem plum to czasu i obyczaju) zw ycięskiego k u p o n u Loterii Państwow ej.
Recenzenci źle ocenili sztukę, której p ra p re m ie ra o d b y ła się 29 września 1934 r. w w arszaw skim T eatrze M ałym (F ilharm onii). W ydarzenia będące w zam ierzeniu d ra m a tu rg a częścią farsow ego przebiegu wywołały reakcje przeciwne śm iechowi: od oburzeń wobec b rak u rozeznania m oralnego autora (A ntoni Słonim ski, Stanisław Piasecki, Boy) po w spółczucie „dla walki m łodej dziew czyny z plugastw em d n ia p o przedniego” (L orentow icz)39. Para d oks teatralnej (i czytelniczej) recepcji Tańca bodaj najtrafniej zdiagnozowała w spółczesna m o n o g rafistk a kom edii m iędzyw ojnia. „W ydaje się - konstatuje b ad aczk a - że farsa m o g ła sw obodnie i frywolnie m ów ić o erotyzmie, poniew aż kom izm w prow adzał zawsze rozbrojenie efektów m ogących nabrać ch a ra k te ru pornografii. Tańcowi b ra k lekkości N iew innej grzesznicy. Zbyt d u ża skłonność do realistycznej obserw acji zaw iesza Taniec m iędzy komedią obyczajow ą a farsą. U k ry ta nieczystość gatu n k o w a sztuki powoduje, że krytycy dw udziestolecia nie wykluczyli w ocenach kryteriów związanych z utw orem obyczajow ym . [...] M o żn a m ów ić o w ulgarności tam , gdzie
31 A M A R [A. M arianow icz], op. ci!.
33 W . G r u b i ń s k i , Taniec. Komedia w 3 aktach, W arszaw a 1934 [właśc. 1933]. 38 [Tanieć] A. S ł o n i m s k i , „W iadom ości Literackie” 1934, n r 42; S. P i a s e c k i , Polskii
prem iery, „A B C ” 1934, n r 280; T. B o y - Ż e l e ń s k i , Rom anse cieniów, W arszawa 1935,
s. 173-176; J. L o r e n t o w i c z , „N ow a K siążka” 1934, z. 4, s. 172. Szczegółowy przegląd sądów krytycznych zob. rozdz. Wacław Grubiński - szkic do portretu autora, s. 22-23.
W k rę g u alk o w y . O m ięd zy w o jen n ej tw ó rczo ści W a c ła w a G ru b iń s k ie g o 273 kończy się farsow a niedorzeczność, gdzie m a granice św iat p oza dobrem i ziem” 40.
Ten nieudany, w zgodnej opinii k o m en tato ró w , utw ó r m o żn a uznać za interesujący przejaw gcnologicznej ciekawości autora. B ardzo przekonyw ająco brzmią dziś fragm enty recenzji K a ro la Irzykow skiego, k tó ry w skazyw ał na związki Tańca z film em. O bca naturze d ra m a tu tendencja d o ograniczenia autonomicznej roli słow a na rzecz „czystej” akcji (czego sygnałem form alnym jest rozbudowany ap arat objaśnień scenicznych przy skrótow ości i fragm entary czności dialogowego zapisu), zdaniem krytyka, spokrewnią sztukę Grubińskiego ze scenariuszem41. N ic jedyny to przykład filiaqi Tańca z kinem. K ulm inacyjna dla utworu „scena kredensow a” , której krytycy dw udziestolecia poświęcili tak wiele dczaprobującej uw agi, a gdzie jeden z kom ediow ych efektów polega na obrzucaniu się p orcelaną, nieodparcie nasuw a skojarzenia z typem h um oru, jaki prezentow ała m o d n a w epoce am erykańska farsa kinem atograficzna.
W om aw ianym okresie G rubiński pozostaw ał czynny także ja k o prozaik, wypowiadający się najchętniej w krótkich opow ieściach i now elach, które nazywał niekiedy „now eletam i” . Z asadniczo podejm ow ał w nich tw órca tę samą problem atykę, co w sztukach teatralnych, w zbogacając j ą wszakże o subtelne analizy psychologiczne o raz m o raln e fenom enu m iłości42. W spom
-40 A. K r a j e w s k a , op. cii., s. 117. K o n k lu z ja b a d a w c z a a u to r k i w w ielu p u n k ta c h pozostaje zb ieżn a z u s ta le n ia m i w sp ó łczesn y ch te o re ty k ó w k o m iz m u . „ N ie k a ż d y [...] a m b a ra s jest śmieszny - z a u w a ż a M a r ia G o ła s z e w s k a - w a ru n k ie m k o n ie c z n y m je s t tu , b y k ło p o t był niezbyt wielki [...], a n a d t o sy tu ac ja k ło p o tliw a m u si b y ć p rz e d s ta w io n a le k k o , czasem z d o m iesz ką poczucia n ie d o rz e c z n o śc i, cz ase m ja k o w y b u ch b e z tro s k i, r a d o s n e podn iecen ie* ’. Z o b . M. G o ł a s z e w s k a, Ś m ie s z n o ść i k o m iz m , W ro c ła w 1987, s. 8. W in n y m m iejscu a u to r k a dodaje: „ S y tu a c ja k o m iz m u r o z p a d a się, g d y n a s tą p i u ś w iad o m ien ie so b ie rzeczy w istej g ro zy , niebezpieczeństwa, gd y d o s trz e ż o n e cechy n eg a ty w n e w z b u d z ą w n a s p o tę p ia ją c ą o ce n ę m o ra ln ą , słowem, g dy sy tu a c ja u k a ż e n a m co ś rzeczy w isteg o , g d y p o tr a k tu je m y j ą se rio (m ó w im y n p . «to zbyt p raw d ziw e, a b y się z te g o śm iaó>)” . Ib id em , s. 71. K a te g o rię „p rz e c iw w sk a z a n ia etycznego” ja k o je d e n z cz y n n ik ó w lik w id u jąc y ch k o m izm w y m ie n ia ta k ż e Jerzy' Z io m e k . P o r. J. Z i o m e k , K o m izm - sp ó jn o ść teorii i teoria spójności, [w:] P ow inow actw a litera tu ry, W a rsza w a 1980, s. 3 1 9-354.
41 K. I r z y k o w s k i , D r a m a ty k s ią żko w e , „ P io n ” 1934, n r 15. T r a fn o ś ć sp o strz e ż e ń Irz y kowskiego n a te m a t n ie sa m o is ln o ś c i b y tu litera ck ieg o T ańca p o tw ie rd z a ją p o ś re d n io w y p o w ied zi innych recen zen tó w . „ O w a lo ra c h scen iczn y ch teg o u tw o ru tr u d n o je s t m ó w ić z c a łą s ta n o w czością p o z a p o z n a n iu się z sam y m te k stem - z a u w a ż a ł L o re n to w ic z ((rec.: Taniec]) - [...]
Taniec też d o p ie r o n a scenie u k a z a ć się m o ż e w całej p ełn i sw ych z a le t” . Z a ś p o w arszaw sk iej
prapremierze sz tu k i S. P i a s e c k i stw ie rd z a ł (o p . cit.): „ G ru b iń s k i o k a z a ł się lepszymi reży sere m niż autorem . R ze cz w c z y ta n iu iry tu ją c a [...], s ta ła się n a scenie z n o ś n a p rz e z g rę a k to r s k ą i stonowanie re ży se rsk ie” .
42 O so b n e m iejsce w d o r o b k u b eletry sty czn y m a u t o r a za jm u je to m ik B a j-b a ju -b a j. N o w ele ty (Warszawa 1920; w yd. n a s i. ib id e m [po 1926]), a d re s o w a n y d o n a jm ło d s z e g o c z y teln ik a. T en jednorodny g a tu n k o w o zb ió r o d z n a c z a się s p o rą ro z p ię to śc ią te m a ty c z n ą . G r u b iń s k i k o n fro n tu je Swoich dziecięcych b o h a te ró w z eg z y sten cjaln y m d o św iad cze n iem p rz e m ija n ia , u cząc epik u rejsk iej
2 7 4 J o a n n a R aźny
niane predylekcje tem atyczne znalazły pełne odzw ierciedlenie w zbiorze Lwy i św. Grojosnaw (wyd. 1924)43, n a k tó ry - p o z a obszernym opowiadaniem tytułow ym - złożyły się trzy skrom niejsze objętościow o form y narracyjne: O braza, O dwiedziny i O statnia bajka Szeherezady.
W o p o w iad an iu O braza penetruje G rubiński m ro czn e zak am ark i psychiki zabójcy „z m iłości” . A u to r zapew nił sw ojem u bohaterow i całkow itą swobodę w ypow iedzi dzięki zam ianie narracji auk to rialn ej n a n arrację pierwszooso bow ą, co um ożliw iła konw encja przem ów ienia przed sądem . Dopuszczony w ten sposób d o głosu p ro ta g o n ista ośw ietla w ypadki poprzedzające akcję właściwą, d o k o n u jąc drobiazgow ej au toprezentacji m otyw ów zbrodni. Przed nazb y t dosłow nym trak to w an iem „racji m o raln y ch ” b o h a te ra skutecznie b ro n i k u n szto w n a re to ry k a opartego n a p arad o k sa c h w yw odu. Niewzajem- ność w m iłości - przekonyw a nieszczęśliwy w m ałżeństw ie m ężczyzna - jest o so b istą zniew agą, z a k tó r ą zadośćuczynieniem m oże być ty lk o śmierć.
T e m a t m iłosnego zaw odu p ojaw ia się - w doskonalszym artystycznie ujęciu - tak że w o p o w iad an iu Odwiedziny. D o zn an ie estetyczne związane z k o n tem p lacją, a później u tr a tą farforow ego cack a zo stało tu metaforycznie skojarzone z egzystencjalnym dośw iadczeniem przem ijalności uczuć i... życia. T w órcą owej analogii, a zarazem wyrazicielem p raw d z niej płynących, jest stary dziadunio, najbliższa roli autorskiego porte-parole p o stać utw oru. „[...] k ró tk o żałow ać rzeczy bezpow rotnie straco n ej” [L G 147] - o to myślowa k onkluzja literackich zm agań G rubińskiego z tym , co nieuniknione: wygasa niem nam iętności i um ieraniem . „W spokojnym n a p o zó r naczyniu tej noweli - zauw ażał Irzykow ski - ta k wiele się dzieje. T o jest jej w dzięk specjalny”44. T a sam a dążność do em ocjonalnej dyskrecji charakteryzuje Ostatnią bajkę Szeherezady, najściślej respektujący now elistyczny w ym óg krótkości tekst zbioru. Z a p o m o cą quasi-przytoczeń G rubiński ożyw ia sensy baśniowej
prześlicznej dziewczynki o pustym sercu (
Kochane nic),
wyszydza tradycyjny system edukacji, ograniczający ciekaw ość poznaw czą ponadprzeciętnie uzdolnionego ucznia (Zty uczeń. Opowia
danie naiwne),
kreśli sugestyw ną wizję w ydarzeń wojennych 1920 r. z perspektywy przeżyć osieroconego dziecka(Straszny pajac Stasia; Złodzieje),
daje alegoryczny wyraz własnym obawom i lękom przed rew olucją proletariack ą(Pan Barnaba, Maciuś, panicz i piernik. Szkic do noweli).
W prezentow aniu św iata przedstaw ionego wychodzi tw órca - p o ra z pierw szy z tak dużą sw obodą - p o za ujęcia werystyczne, operując chętnie elem entam i fantastyki i baśniowej cudow ności. Łączący opow iadania m otyw wigilijny w prow adzony został - ja k się wydaje - tyleż w trosce o spoistość kom pozycyjną zbioru, co d la celów m erkantylnych. „W środowiskach średniozam ożnych - przy p o m in a H alina Skrobiszew ska - książki d la dzieci były cennym prezentem gw iazdkow ym , d lateg o w okolicach Bożego N aro d zen ia skupiały się w tygodnikach d la dorosłych recenzje i przeglądy «książek pod choinkę», jedyne niem al w ciągu całego roku”. Z ob. H . S k r o b i s z e w s k a ,Literatura dla dzieci i młodzieży,
[w:]Słownik literatury роккщ
XX wieku,
red. A . B rodzka, M . Puchalska, M . Semczuk, A. Sobolew ska, E. Szary-Matywiecka, W rocław 1992, s. 561.43 W. G r u b i ń s k i ,
Lwy i św. Grojosnaw. Legenda,
W arszaw a [1924]. D alej [LG]. 44 K . I r z y k o w s k i , [rec.:Lwy i św. Grojosnaw],
„W iadom ości Literackie” 1 9 2 5, n r 5.W kręgu alkow y. O międzywojennej twórczości W acław a G rubińskiego 275
opowieści d la u k a z a n ia sfery przeżyć zdradzanej żony. Po dziesięciu latach małżeństwa p ięk n a i m ą d ra p an i M a ria — w spółczesna S zeherezada — utraci miłość p a rtn e ra , którego w ciąż kocha, lecz ju ż nie zaciekaw ia. Z ra d o sn ą aurą wigilijnego w ieczoru k o n trastu je sm utek opuszczonej kobiety.
Nie m iłość-am or, lecz caritas-m iłosierdzie stanow i d o m in an tę ideow ą wystylizowanego n a legendę o p ow iadania o Lw ach i šw. Grojosnawie. N ajis totniejszą bodaj przyczyną artystycznej słabości u tw o ru je st rozziew między powagą ew angelicznego przesłania a literackim obrazem stw orzonym na jego użytek. Pom ysł angelizacji św iata zwierzęcego (anioł-lew inspiratorem przemiany duchow ej protagonisty!) w połączeniu z sylogistyczną wręcz precyzją epifanijnego w yw odu prow adzi do m im ow olnie hum orystycznych efektów. „ M o ż n a ludziom praw ić, że zem sta nie je st rzeczą etyczną z chrześ cijańskiego, z ludzkiego p u n k tu w idzenia, że i lew je st stw orzeniem bożym , więc pow inno się go oszczędzać - stw ierdzał ów czesny recenzent. - [...] A le gdy G rojosnaw w strzym uje się od zabicia lw a dlatego, że m ógłby w nim uszkodzić zabitego ojca, legenda staje się g ro tesk ą” *5. N ie m niej zaskakuje - na tle dotychczasow ej tw órczości „m iejskiego” a u to r a - ro zb u d o w an a antyurbanistyczna (czy szerzej: antycyw ilizacyjna) refleksja, w a rta przytocze nia również d la jej językow ych walorów :
- Spojrzyjcie w górę - praw ił A tanazy. — G dzie istnieje piękność, bardziej zachw ycająca nad gwiazdy? A ludzie wielkich m iast szukają po nocy zachw ytu, k tó ry m by napełnili swe głodne serca, szukają zabiegliwie, pracow icie, m ozolnie, nie spostrzegając n ad so b ą n ieba z jego gwiaździstym przepychem! B udują zakam arki z m uzyką hałaśliw ą, ja k bitw a, zapom inając o przedziwnej harm onii, k tó ra ku nim spływa z jasnego m ilczenia gwiazd. Ludzie w wielkich miastach są sobie w rogam i, ja k gdyby nie mieli dzieci, m atek, braci! D lateg o mili m oi, dobrze jest, dobrze jest w puszczy. A iboż nie wystarczamy sobie? M ijają miesiące i nie widzimy człowieka obcego. K ocham y się i pracujem y, a B óg darzy nas pokojem . T o je st praw dziw e szczęście, szczęście trwałe. W szelka in n a szczęśliwość jest złudzeniem, kończy się p ręd k o i boleśnie [LG 4-5].
W sferę sw oistej kazuistyki m iłosnej w p row adzają now ele dialogow e z tomu C złow iek z klarnetem (wyd. 1927), za k tó ry pisarz w yróżniony został w 1931 r. n a g ro d ą literack ą T ow arzystw a L iterató w i D ziennikarzy w Warszawie*6.
Interesujący przykład spożytkow ania sytuacji fabularnej w obrębie własnej twórczości znajdujem y w Kremowych różach. G ru b iń sk i w zbogacił rejestr sercowych triu m fó w „niew innie grzesznej” Z uzu o hołd N ieznajom ego,
4S
Ibidem.
44 W. G r u b i ń s k i ,
Człowiek z klarnetem. Nowele,
W arszaw a 1927. D alej [СК]. Inf. o nagrodzie - „D ziennik Poznański” 1932, n r 42, przyp. red. W takich u tw o rach , ja k :Kremowe
róże,
Mojażona czy Mężczyzna czterdziestoletni
całe „działanie” sprow adza się d o dialogu, zapisanego n a w zór sztuki teatralnej, zaś n a rra to r ogranicza sw oją obecność d o krótkichquasi didaskalijnych w staw ek. W odniesieniu d o wym ienionych tekstów używ am term inu „ n o
276 Jo an n a R aźny
którego kw iatow y d a r je st d la niej sym bolem tajem nicy w miłości. 0 ile m otyw florystyczny (wyzyskany tu w dw ojakiej funkcji m etonim iczncj - jako fo rm a m ów ienia o uczuciach i w yraz podziw u d la kobiecej uro d y ) tworzy klim at przeciętności i artystycznego banału, o tyle zaludnienie św iata przed staw ionego p o staciam i posiadającym i ju ż - w kom ediow ym d o ro b k u pisarza (Niewinna grzesznica, L am pa Aladyna) - sam oistny żyw ot literacki wydaje się pom ysłem świeżym i n a swój sposób n ow atorskim . T ego rodzaju zabieg, n adający całości zn am io n a intertekstualnej igraszki, u jaw n ia zarazem istotne cechy p o d m io tu au to rsk ieg o , k tó ry bawi się swoim dziełem i chciałby, ażeby baw ił się nim — św iadom y odw ołań - czytelnik.
O bcesow o obszedł się G rubióski z kobietam i w M o jej żonie. Historia m ałżeńskich rozczarow ań pro tag o n isty , w której głów ną rolę odgrywa oży w iona rep lik a posągu W enus z M ilo, je st traw estacją m itologicznej opowieści 0 Pigm alionie i G alatei. Zniekształcenie źródła zm ierza w k ieru n k u nasycenia w ieloznacznej w ym ow y m itu żartobliw ą ironią. D la płci niewieściej - zdaje się przekonyw ać a u to r - starogrécki ideał kalokagathii p o zo staje w sferze... ideałów w łaśnie. „L ingw istyczna” relek tu ra M o je j żony u jaw n ia inne jeszcze m ożliw ości interp retacji tekstu. W jej świetle erotyczne perypetie bohatera 1 jego posągow o pięknej, lecz „szpetnie” gadatliw ej żony uznać wolno za dow cipną ilustrację utrw alonej w potocznych frazeologizm ach („niem e pięk n o ” , „p ięk n o przem aw ia do k o goś” ) truistycznej praw dy o pięknie, co przem aw ia nieme.
W m askaradow ej scenerii toczy się dialog czterdziestoletniego pana Flo rian a ze „złotow łosą apologetką w ieku dojrzałego” (M ężczyzna czterdziesto letni). N aw iązując tym razem do - spow szedniałej w tradycji - „pirolatrycz- nej” m etafo ry k i m iłości, G rubiński każe swojej bohaterce twierdzić, że: „O gień m łodości to ogień dynam itow y, karabinow y; zimnej w ody z przerębla nie dop ro w ad zi [...] do w rzenia. O gień dynam itow y m oże przeniknąć lodo w atą w odę gorącym spazm em , jednym , drugim , trzecim , szybkim i przemija jącym , ale stopniow o ją rozgrzew ać, aż do długotrw ałego w rzenia, to potrafi tylko ten inny niew ybuchow y ogień skończonej czterdziestki” [C K 75]. Wraz z m otyw em m askaradow ej przebieranki pojaw ia się p roblem konwencjonal nych o tam o w ań jednostki. B ohaterow ie G rubińskiego ochoczo przyjmują role, jak ie n arzu ca salonow o-tow arzyski obyczaj. W yszukany zaś ton kon wersacji, przesuw ający uw agę odbiorcy z treści w ypow iedzi n a sposób jej w yrażenia, stanow i stylistyczny odpow iednik owych - w pełni aprobowanych przez a u to ra - cerem onialnych w zorów zachow ania.
W kilku utw orach zbioru pojaw iają się akcenty m elodram atyczne. Niedo szły sam obójca z o p ow iadania Księga żyw ota o dkryw a n a now o piękno i w artość istnienia dzięki „życiospraw czej” sile m iłości. W Człowieku z klar netem nap aść ogarniętego religijnym obłędem m u z y k an ta uśw iadam ia parze wiejskich k o ch an k ó w m oc łączącego ich uczucia. E gzystencjalny niepokój
W kręgu alkow y. O międzywojennej twórczości W acław a G rab iń sk ieg o 2 7 7
trawi p rotagonistę noweli Ogień, który poniew czasie zrozum iał, że kondycja ludzka pozostaje niepełna bez „szaleństw a” nam iętności.
O drębną g ru p ę tw o rzą - zasadniczo obce p roblem atyce erotycznej - n o wele Ona, N aparstek i Kociak. U w ag a pisarza k o n cen tru je się tu n a jakim ś zapadającym w pam ięć zestawieniu kilku słów, dla k tó reg o literackiej czy też intelektualnej u ro d y rzecz została opow iedziana. „Z obaczysz, że oni odkryją jeszcze B oga” [CK 134] - w oła szesnastoletnia N ineczka, dając entuzjastyczny w yraz optym istycznej wierze w nieograniczone potencje umysłu ludzkiego (Ona). K a le k a składnia frazy: „ Ja chcę podnieść n ap arstek tam tym razem” [CK 148] służy w erbalizacji uczuć pięcioletniego K a c p e rk a , po raz pierwszy zatrw ożonego bezpow rotnością m inionego czasu (N aparstek). Z ao b serwowany z bliska d ro b n y fragm ent n atu ry - p rzygoda k o ciak a polującego na wróble - staje się pretekstem dla sform ułow ania uogólniającej refleksji o równoważności „tem p eram en tu ” i „dośw iadczenia” (Kociak).
O statnim w układzie kom pozycyjnym tekstem zbioru jest G rzeczny chłop czyk, dow cipna i prześm iew cza satyra na obłudę m oralności m ieszczańskiej. Mimowiednym dem askatorem m acierzystego środow iska uczynił a u to r kil kuletniego K ajcia. E fekt kom iczny pow staje w skutek k o n tra stu między „niekulturalną” praw dom ów nością dziecka a k onsternacją uw ikłanego w sieć konwenansowych kłam stw dorosłego otoczenia.
G rubióski dob itn ie pow tarzał, że ostanie się w literatu rze ja k o d ra m a turg4,7. U schyłku m iędzyw ojnia pojaw iły się pierwsze p ró b y k o rek ty owych pisarskich prześw iadczeń. O m ijając to, co szczególnie charakterystyczne: obracanie się z w yraźnym u p o dobaniem w k ręg u przyw ołań i naw iązań, czerpiących z tradycji i własnej tw órczości - krytycy w ysoko ocenili now elis tyczny d o ro b ek a u to ra . „ G d y rozw ażam now ele G rubińskiego - stwierdzał w 1939 r. Irzykow ski - nasuw ają m i się w strząsające odkrycia. N ajp rzó d , że to są prawdziw e, rasow e now ele, now ele czystej krw i, a nie m ieszańce, nie opowiadania, ani półpowieści, a takich nowelistów zachow ujących w czystości gatunek jest niewielu w naszej literaturze. N ow ela nie jest przecież nieforem ną zbieraniną szczegółów, lecz utw orem takim ja k sonet, w ym agającym poczucia formy. Ale tak że gdy te now ele rozw ażać od stro n y treści, widzi się, że Grubiński pisał je nie dlatego, że nie m iał czasu lub że m u się nie chciało pisać powieści, lecz że to jest fo rm a jem u w rodzona, ko n ieczn a” 48. „M ógł w tej dziedzinie - k o n stato w ał p o latach Juliusz Sakow ski - odegrać jeszcze poważniejszą rolę, gdyby jej nie trak to w ał, m oże niesłusznie, ja k o boczny tor swej tw órczości, wyżej zawsze ceniąc laury sceniczne i w iększą przyw ią zując wagę d o swych utw orów dram atycznych” 49.
41 S. B a l i ń s k i , op. cit.
“ К. I r z y k o w s k i , Pisarz kwintesencji życia, „K ro n ik a Polski i Św iata” 1939, n r 27. 45 J. S a k o w s k i , op. cii.
278 Jo an n a R aźny
Joanna Raźny
A U T O U R D ES H IS T O IR E S D ’A LC Ô V E. L’Œ U V R E D E W A CŁA W GRUBIŃSKI D A N S LA P E R IO D E D E L ’E N T R E -D EU X -G U E R R ES
(Résumé)
C et article constitue u n extrait de la thèse de d o c to ra t, consacrée à l ’oeuvre de WacJaw G ru b iń sk i (1883-1973), dram atu rg e, auteu r de nouvelles, publicisté, d o n t la personalitě qui faisait ilorès d an s les m ilieux artistiques de la V arsovie d e l’entre-deux-guerres, est injustement tom bée aux oubliettes. N o tre objectif consiste à presenter les com édies e t les nouvelles de l’a u teu r d an s la perspective des changem ents socioculturels qui se m anifestaient d an s le domaine de la vie éro tiq u e de l’époque. N ous insistons égalem ent à ren d re com pte des paradoxes qui accom pagnaient ce phénom ène p a r le biais de la réception de ces oeuvres.