JE R Z Y JE D L IC K I
JAKIEJ
CYWILIZACJI
POLACY
POTRZEBUJĄ
S T U D IA Z D Z I E J Ó W IDEI I W Y O B R A Ź N I XIX W IE K UW serii z WAGĄ
ukazały się:
D R O G A SERCADalaj Lama, Eugen Drewermann
ISTO TN EG O NIE W ID A Ć Eugen Drewermann CZYSTO ŚĆ 11 BRU D Georges Vigarello CU D O W N E I PO ŻYTECZN E Bruno Bettelheim H ISTO R IA EPID EM II
Jacques Ruffié, Jean Charles Sournia
N ADZIEJE M EDYCYN Y Jean Bernard AN ATO M |A U C Z U Ć Boris Cyrulnik SEKS I ŚM IERĆ Jaques Ruffié IN TYM N A H ISTO R IA LU D ZK O ŚC I Theodore Zeldin H ISTO R IA STROJU Maguelonne Toussaint-Samat SPÓ R O D Z IE D Z IC T W O EU RO PEJSKIE Ewa Bieńkowska
W IED EŃ SKA APO KA LIPSA
Ewa Kuryluk
P O W TÓ R Z EN IE. PRZED M O W Y
S0ren Kierkegaard
ŻYW O TY ŚW IĘTYCH PO PRA W IO N E
Zbigniew Mikołejko
ŻYJĄC TR A C IM Y ŻYCIE
Maria J anion
H ISTO R IA C H O R Ó B U ZA RA N IA C Y W ILIZ A C JI Z A CH O D N IEJ
/\&
a a
M
Z; 4 6 28 52
%
k -
t e
JERZY JEDLICKI
JAKIEJ
CYWILIZACJI
POLACY
POTRZEBUJĄ
STUDIA Z D ZIEJÓ W IDEI
I W YO BRAŹN I XIX WIEKU
m 4
Praca wykonana w Instytucie Historycznym PAN. Copyright © by Jerzy Jedlicki
Wydanie drugie, poprawione Warszawa 2002
Spis treści
W s tę p : S z c z e g ó ln e i o g ó ln e 9 Część I: WIDOKI PRZYSZŁOŚCI 1. N a r o d o w o ś ć a cy w ilizacja 29 2. R o z w ó j n a t u r a l n y czy s z tu c z n y 9 3 3. E w a n g e lia a e k o n o m i a 1 6 5Część II: ZAKLĘTE KOŁA
4. P o tr z e b n i, a le z b ę d n i 261 K rąg pierwszy: ludzie „do w szystkiego” 269 K rąg d rugi: in telig en cja „n au k o w a” 275 K rąg trzeci: in telig en cja tech n iczn a 292 5. A f ir m a c ja i n e g a c ja 305 6. M n o ż e n ie i d z ie le n ie 3 5 3
B ib lio g r a f ia w a ż n ie js z y c h o p r a c o w a ń 4 2 1
Wstęp: Szczególne i ogólne
W euro p ejsk iej myśli społecznej o sta tn ic h dw u stuleci z g ó rą je s t stale o becnych kilka wielkich tem atów , d o k tó ry ch w jak iś sp o só b o d n ieść się m usiał każdy m niej więcej w ykończony system p rz e k o n a ń i k tó re p o n a d to w ystępują w niezliczonych w ypow ie dziach luźnych: w publicystyce, m oralistyce, lite ra tu rz e pięknej i dyskursie p o tocznym . J e s t w śró d n ich te m a t „w olność je d n o s tk i a prerogatyw y w ładzy” i te m a t ,ja k zapew nić spraw iedliw y podział d ó b r? ”, i te m a t „co to je s t n a ró d ija k ie są je g o praw a?”. I je s t w śród n ich te m a t „p o stę p cywilizacji”.
T e wielkie tem aty w arto o d ró ż n ia ć o d d o raźn y ch kw estii społecznych, takich ja k n a przykład uw łaszczenie chło p ó w i re fo r m a ro ln a , u p ra w n ie n ia ro b o tn ik ó w , system p o d atk ó w i u b ezp ie czeń, w p ro w ad zen ie p o w szechnego n a u czan ia albo pow szechnych p raw w yborczych. K w estie takie żywo o b c h o d zą polityków i id eo lo gów, p o ru szają stro n n ictw a i masy, aż w k o ń cu , lepiej czy gorzej, zostają rozw iązane w d ro d z e refo rm y lu b rew olucji i u stę p u ją m iej sca k w estiom now ym . N a to m ia st wielkie tem aty myśli społecznej m a ją to d o siebie, że n ie zn ajdują o statecznych rozstrzygnięć ani w teo rii, ani w praktyce. Z dysputy, ja k ą wywołują, m o g ą w yłaniać się kw estie w ym agające politycznego i p raw n eg o rozw iązania, ale sam e wielkie te m a ty r o z w i ą z y w a n e nie są, są n a to m ia st
p o d e jm o w a n e i przeżyw ane wciąż n a now o, w coraz to innych, ch o ć n ie rz a d k o i pow racających kształtach. Są nadzw yczajnie u p o r czywe, gdyż są w yrazem niep o k o jó w stale traw iących naszą cywili zację. M ogą zostać stłu m io n e , nigdy uniew ażnione.
Pytanie o to, d o k ą d zm ierza w spółczesna cywilizacja i czego p o niej m o ż n a się spodziew ać, je s t je d n y m z tych wielkich p ro b lem ów d o m in u jący ch w refleksji społecznej eu ro p ejsk ich in te le k tu alistów , zanim g ro ź n ie zawisło n a d wszystkimi n a ro d a m i świata. S pom iędzy wszystkich p y tań o los żyjących i przyszłych p o k o leń ludzkich to p y tan ie je s t najbardziej p o je m n e i o n o w łaśnie staw ało się o sn o w ą wielkich system ów historiozoficznych. Jakkolw iek j e d n ak p o d n o s z o n e byw ało w ielekroć d o wyżyn abstrakcyjnej sp ek u la cji um ysłow ej, żyw otność swoją czerpie przecież z życiowego d o św iad czen ia o g ro m n y ch rzesz ludzkich.
O d połow y o siem n a steg o wieku, to je s t o d p ierw o cin angiel skiej „rew olucji przem ysłow ej”, poczęło się gw ałtow ne przyspiesze n ie te m p a zm ian cywilizacyjnych, k tó re p o upływ ie dw u stuleci o g arn ęły ju ż najbardziej o d d a lo n e tery to ria naszego g lobu i naj szczelniej odizo lo w an e środow iska społeczne. D o strzeżen ie i o d czucie niestałości św iata n ie w ym aga ju ż , ja k ongiś, wiedzy h isto rycznej, poniew aż w strząsające zm iany o to czen ia i w aru n k ó w egzys tencji d o k o n u ją się w ciągu życia osobniczego. Z arazem zaś ci, k tórzy - n ie zawsze św iadom i konsekw encji - zm iany w y m y ś l a - j ą, są zaledw ie g arstk ą w śró d zachowaw czej z u sp o so b ie n ia ludz k o śc i1. Ci, co odkryw ają p raw a przyrody i n iezn an e lądy, w ynajdują n ow e te ch n o lo g ie, ź ró d ła en erg ii i śro d k i k om unikacji, now e p o trz e b y i now e dla ich zasp o k o jen ia p rzed m io ty , ci, co p ro je k tu ją instytucje, ogłaszają m anifesty ideow e, piszą ustaw y i o b alają a u to rytety - ta g a rstk a niesp o k o jn y ch d em iu rg ó w wielkiej tran sfo rm acji narzu c iła w k o ń c u całem u globow i n ie u sta n n ą zm ien n o ść k raj obrazów i sp o so b ó w życia. Wszyscy pozostali, wszystkie d łu g o 1 W tej kwestii skłonny jestem podzielić pogląd Roberta A. Nisbeta, rozwinięty zwłaszcza w jego książce Social Change and History, Aspects o f the Western Theory o f Development, New York 1969.
w ieczne w spólnoty ludzkie dośw iadczały zm iany cywilizacyjnej ja k o czegoś, co n ad ch o d z i, co ju ż n adeszło z zew nątrz, z jak im iś obcym i z m iasta albo zza m o rza, z nieznanym i m aszynam i, z now ą m o ral nością. T a inw azja n io sła ze so b ą p o k u sę i groźbę, o b ie tn ic ę i p rze rażen ie, a najczęściej wszystko to razem i je d n o c z e śn ie . S tanow iła - p ow iedzm y za A rn o ld e m T o y n b ee - w y z w a n i e , n a k tó re m o żn a było od p o w ied zieć bąd ź c h ętn y m przyzw oleniem , bąd ź nienaw ist nym o p o re m , bąd ź w reszcie m ieszan in ą ufności i obaw y2. Ale ja k ie kolw iek były - w je d n e j okolicy p o drugiej - te początkow e em o c jo n a ln e reakcje, kończyło się praw ie zawsze stopniow ym osw oje n ie m now ości, p rzystosow aniem ich d o siebie i siebie d o nich. G a tu n e k ludzki objaw iał raz p o raz nieoczekiw ane zdolności a d a p ta cyjne, ja k ic h , zdaw ałoby się, nie m o g ła w n im wykształcić ani p o w o ln a ew olucja biologiczna, ani kulturow a. M łodzi oswajali się łat wiej o d starych, chętniej wypróbow yw ali now e pokusy i szanse, w ięc p o raz pierw szy m ogli być bardziej o d starych d o ś w i a d c z e n i . W raz z tym słabł a u to ry te t wieku i regulatyw na ro la trady cji. W reszcie inw azja w dzierała się w dusze i um ysły, p rz e b u d o w ując układy p ra g n ie ń i m otywacji, h ie ra rc h ie w artości, o rie n ta c je poznaw cze.
T a h isto ria pow tórzyć się o d tą d m iała, m niej lub bardziej ra dykalnie, w każdej p o kolei wsi świata, o d L an cash ire p o N ow ą Gwi n eę. I w każdym p o kolei o śro d k u um ysłow ym św iata a m a to rsk a lu b w yszkolona myśl społeczna w chłaniała trau m aty czn e d o św ia d czenia rzesz ludzkich, ich niew ypow iedziane nadzieje i lęki, ich zys ki i straty, i usiłow ała j e wyrazić w języ k u czy to m istycznej p rz e p o w iedni, czy to zracjonalizow anej doktryny. N ie je d n e j przep o w ied n i i n ie je d n e j doktryny. Bo ja k się ju ż rzekło, poszczególny człowiek, ujrzawszy się w trybach now ej cywilizacji, m iał d o w yboru co naj m niej kilka m ożliw ych w tej sytuacji postaw em o cjo n aln y ch i sp o sobów reagow ania. T o sam o pow iedzieć m o żn a o społeczności 2 A. J. Toynbee, A Study o f History, passim; zob. zwłaszcza obronę kon cepcji „challenge-and-response” przed jej krytykami w t. XII: Reconsidera tions, London 1964, s. 254-263.
lokalnej lub etnicznej. I każda z tych o d p o w i e d z i , sk o ro poja wiła się n a p oziom ie e le m en tarn y ch o d ruchów , afektów i zachow ań zbiorow ych, m iała szansę n a to, by zostać p rz e tw o rzo n ą w o d p o w iedź id eo lo g iczn ą i filozoficzną. S k o ro zaś - n ie bacząc n a ró ż n o ro d n o ś ć zaatakow anych k u ltu r tradycyjnych - sam a m ech a n ik a cy w ilizacyjnego zd erzen ia m iała w szędzie p o d o b n y przeb ieg , to i zro zu m ieć łatwiej zdum iew ające typologiczne p o d o b ie ń stw a o d p o w ie dzi, sa m o ro d n ie fo rm u ło w an y ch w różnych k rajach i czasach, n a różnych k o n ty n e n ta c h . W szędzie bow iem są jacyś „sam obytnicy” i jacy ś „zapadnicy”.
A le n a tym n ie koniec. T ru d n o śc i ad ap tacy jn e m o g ą w praw dzie trw ać d łu g o , n ieraz przez p a rę p o k o leń , w re sz c ie jed n a k łag o d nieją, mijają: kolejny n a ró d w drożył się d o now ego ry tm u pracy, przywykł d o życia w p rz e o b rażo n y m przez te ch n ik ę k rajobrazie, przysw oił so b ie now y system pojęć i w artości. A m im o to s p ó r o cy wilizację n ie cichnie, choć przesuw ać się m oże je g o oś głów na. W pierw szym o k resie inwazji zdaw ało się, że istnieje wybór: że wzo rzec kosm opolitycznej cywilizacji przem ysłow ej m o żn a przyjąć, o d rzucić lu b p rzem o d elo w ać. W o k resie późniejszym k ie ru n e k rozw o j u zdaje się ju ż p rzesąd zo n y i coraz m niej podległy czyjejkolwiek in dyw idualnej lu b zbiorow ej woli. A le n ie było oczywiste, czy ta d ro g a p ro w ad zi d o ra ju czy d o piekła, ku szczęściu czy ku k ata stro fie ro dzaju ludzkiego. Czy opanow yw anie sił n a tu ry i niepow strzym yw a- ny p rz y ro st d ó b r m ateria ln y ch sprzyja większej spraw iedliw ości społecznej, czy w łaśnie przeciw nie? Czyni ludzi lepszym i czy gorszy mi? Czy je s t to więc p o stę p czy u p ad ek ? Filozofia sp o łeczn a w kra czała w w iek fu tu ro lo g ii, n au k o w eg o i niezaw o d n eg o odgadyw ania przyszłości, p ro ro c tw rad o sn y ch i p o n u ry ch . W chaosie dziejów, w gąszczu rozbieżnych procesów i w ydarzeń m yśliciele wielcy i m ali p ró b o w ali o d n aleźć to r główny, n ie u c h ro n n ą sekw encję p erio d ó w ludzkiej histo rii, je j ład i sens m oralny. P o sp o lita była w iara w to, że w ielkim p o to k ie m zm ian m usi rząd zićjak ieś je d n o n aczeln e praw o, n ie było tylko zgody co d o je g o n a tu ry i treści.
Rzecz p ro sta , dw ie w y ró żn io n e tu fazy s p o ru o p o stę p cywili zacji to tylko pew ien p orządkujący schem at. W rzeczywistości
wszystkie te n ie sp o k o jn e p y tan ia i konflikty poznaw cze, sprzeczne ocen y i p ro g n o sty k i pojaw iały się często rów nocześnie i we w zajem n y m ze so b ą związku: tyle, że raz te n , to znów in n y asp ek t sp o ru wy suw ał się n a pierw sze m iejsce. L ogiczną kolejność p ro b lem ó w zakłócała n ie ró w n o m ie rn o ść rozw oju g o sp o d arczeg o , cywilizacyj n eg o różn y ch krajów E u ro p y i świata: dzięki niej filozofia społeczna n a ro d ó w pozostających w tyle m o g ła się żywić n ie tylko dośw iad czen iem ro dzim ym , ale także znajom ością bardziej zaaw ansow a nych stadiów cywilizacyjnych i teo rii rozw oju n a ich g ru n cie zrodzo nych. Św iadom ość w yprzedzała zatem p rzem ian y bytu: tak o to w Polsce refleksje um ysłu bardziej były w spółczesne z Z ach o d em niż sta n przem ysłu.
T o sk ró cen ie d ystansu łatw o zauważyć, gdy p o ró w n u jem y ze so b ą id ee ek o n o m icz n e, p ro p a g o w a n e w krajach znajdujących się n a różnych p o zio m ach cywilizacyjnych, ja k n a przykład Polska i F ran cja w pierw szej połow ie dziew iętnastego wieku. Jeszcze b a r dziej u n iw ersaln e, a w ięc m niej zależne o d lo kalnego p u n k tu w idze nia, okazują się sądy o m o raln y ch lub estetycznych sku tk ach in d u strializacji. N a b ad acza czyha tu p u ła p k a partykularyzm u: nic p ro s t szego bow iem , ja k u zn ać słow iańskie osk arżen ia Z ach o d u i k ap ita lizm u za objaw y konserw atyw nego lęku p rz e d p o stę p e m . Rzecz w tym je d n a k , że a n ty n o m ie n a tu ry i cywilizacji, wsi i m iasta, d u c h a i m aterii, sztuki i przem ysłu, więzi organicznej i m echanicznej zostały w y o strzo n e wcześniej w lite ra tu rz e angielskiej, francuskiej, am erykańskiej i w każdej z nich, z o so b n a wziętej, b o g a ta h isto ria teg o w ątku, ciągnąca się aż p o bliskie n a m czasy, w ydać się m oże szczególną cec h ą n aro d o w ej k u ltu ry 3. Z b ę d n e dodaw ać, że p o d o b n e zw ężenie p o la w idzenia grozi i historykow i myśli polskiej, z n a tu ry niejak o sk ło n n e m u d o p rz e c e n ian ia sto p n ia je j oryginalności.
3 Por. np.: Nature and Industrialization. An Anthology ed. by Alasdair Clayre at the O pen University, Oxford 1977; R. Williams, Culture and Socie ty 1780-1950, London 1958; L. Marx, The Machine in the Garden: Technology and the Pastoral Ideal in America, New York 1964. Ostatnio także J. Jedlicki,
W myśli polskiej p ro b le m opcji cywilizacyjnej pojaw ił się w p ołow ie o siem n asteg o wieku, by w krótce stać się - o b o k kwestii re fo rm y u stro ju państw ow ego - naczelnym te m a te m d eb aty poli tycznej i k u ltu ra ln e j polskiego O św iecenia. W alka ośw ieconych z Sarm atam i toczyła się w k o ń c u o to, czy R zeczpospolita m a stać się u czestn ik iem eu ro p ejsk ieg o p o stę p u , czy po zostać n a ub o czu te go szlaku, kultyw ując w łasną o d ręb n o ść; zarazem je d n a k w ło n ie sa m ej elity in telek tu aln ej k raju - ja k i n a Z achodzie - głębokie były ró żn ice o p in ii o „wieku ośw ieconym ” i o obliczu now ej cywilizacji. T ak w y datna w tej ep o c e ra n g a te m a tu znalazła siłą rzeczy n ależn e o d zw iercied len ie w o p rac o w an ia ch historycznych4.
N a to m ia st p o u p a d k u p ań stw a h ie ra rc h ia zain tereso w ań p o l skiej myśli społecznej i politycznej uległa zrozum iałej zm ianie. Pyta n ie o k ie ru n e k i rytm p o stę p u cywilizacyjnego zostało p rz e sło n ięte przez naczelny te ra z p ro b le m p raw n a ro d u d o n ie p o d leg łeg o bytu, a sto su n e k d o Z ach o d u zależeć m iał p rz e d e wszystkim o d tego, czy F ran cja i A nglia w spierają nasze pow stania i nadzieje. I taka w łaśnie g rad acja tem atyczna została o dw zorow ana w p iśm ien nictw ie historycznym . F rag m en ty polskiego sp o ru o cywilizację o d n a jd u je się w ięc w setkach o p raco w ań m o nograficznych o raz - p ra wie z reguły - w stu d ia c h pośw ięconych polskim o d m ia n o m idei n a ro d u i n aro d o w o ści. Ale są to zaledw ie urywki, których d o n ie d aw n a n ik t n ie usiłow ał połączyć w większą całość. Je d y n ie w p ra cach A n d rzeja W alickiego o polskiej filozofii i myśli społecznej ep o k i ro m a n ty z m u p ro b lem a ty k a opcji cywilizacyjnych znalazła n a leżne jej su w e re n n e m iejsce i chyba nie bezzasadny je s t dom ysł, iż swoje szczególne w yczulenie n a taki w łaśnie asp ek t polskich św iato 4 Zwięzłe syntetyczne ujęcie problemu dal J. Michalski, Sarmatyzm a europeizacja Polski w X V III wieku, w pracy zbiorowej Swojskość i cudzoziem szczyzna w dziejach kultury polskiej, red. Z. Stefanowska, Warszawa 1973, s. 113-168. Dla poznania prehistorii tego wątku cenny jest referat J. Tazbi ra, Stosunek do obcych w dobie baroku, w tymże tomie, s. 80-112, oraz jego książka Rzeczpospolita i świat: studia z dziejów kultury XV II wieku, Wrocław 1971.
p o g ląd ó w u czony te n zaw dzięcza u p rz e d n im w ielo letn im i m ist rzow skim s tu d io m myśli rosyjskiej5.
W Rosji to bow iem , ja k pow szechnie w iadom o, sp ó r o m o d el cywilizacji w yznaczał najbardziej wyrazistą linię ideow ych p o d zia łów. W polskim życiu um ysłow ym p o d zab o ram i i n a w ychodźstw ie tak być n ie m ogło. F o rm a ln e i n ie fo rm a ln e stro n n ictw a grupow ały się tu w okół strategicznych p ro g ra m ó w naro d o w y ch i socjalnych, a także - rzecz szczególna - w okół p ro g ra m ó w literackich. O tó ż p ro g ra m y cywilizacyjne były z tam ty m i sk o relo w an e dość luźno i w sp o só b m ało obow iązujący. N a p rz e k ó r sc h em ato m w śró d konserw atystów polskich zdarzali się zdeklarow ani okcydentaliści, w śró d liberałów sceptycy n ie c h ę tn i m ieszczańskiej k u ltu rz e i etyce, w śró d ro m an ty k ó w entuzjaści now oczesnej techniki, przynależ n o ść zaś d o ru c h u rew olucyjno-niepodległościow ego w o g ó le nie p rzesąd zała sto su n k u d o m o d e lu zachodniej cywilizacji i d o je g o p rzy d atn o ści dla Polski. C hcąc zatem ukazać pow inow actw a i p rze ciw ieństw a stanow isk w tej m aterii, a w raz z tym rzucić pierw sze zarysy polskiej fu tu ro lo g ii dziew iętnastego w ieku, m usim y n a d e r często p rzek raczać g ran ice u trw a lo n e n a naszej m ap ie ideologicz nej u b ieg łe g o stulecia.
C zytelnik n ie p o w in ien zatem oczekiwać, że znajdzie tu in te gralny o p is czyjegokolw iek św iatopoglądu. Z analizow anych tekstów w yciągam n ie k tó re tylko w łókna, zw iązane z głów nym te m a te m książki. Jej k o n stru k c ja została p o d p o rz ą d k o w a n a zam ie rz e n iu , aby postaw y i arg u m e n ty ko n fro n to w ać tak, ja k rzeczywiście 5 Wszystkich prac A. Walickiego, mających związek z naszym tema tem, niepodobna tu wymienić. O myśli rosyjskiej najważniejsze: W kręgu konserwatyumej utopii: struktura i przemiany rosyjskiego slowianofilstwa, War szawa 1964; wstęp do opracowanego przezeń wyboru pism Filozofia społecz na narodnictwa rosyjskiego, t. I, Warszawa 1965, s. V-CLXXVI; Rosyjska filo zofia i myśl społeczna od oświecenia do marksizmu, Warszawa 1973; Filozofia prawa rosyjskiego liberalizmu, Warszawa 1995. O myśli polskiej: Filozofia a mesjanizm: studia z dziejów filozofii i myśli spoleczno-religijnej romantyzmu pol skiego, Warszawa 1970; Między filozofią, religią i polityką: studia o myśli polskiej epoki romantyzmu, Warszawa 1983.
zderzały się ze so b ą w polem ikach. W wielkim dziew iętnastow iecz nym sp o rze o n o w oczesną cywilizację w yróżnić m o żn a takie przeci w ieństw a pojęciow e ja k „narodow ość - cywilizacja”, „rozwój n a tu ralny - rozw ój sztuczny”, „ew angelia - e k o n o m ia ”, „tradycja - p o s tę p ” itp. T akie to pary opozycyjnych pojęć posłużyły m i za tytuły rozdziałów i osie opow ieści.
R ozpoczynam j ą o d lat sześćdziesiątych o siem n asteg o wieku, kiedy z d a w n a ju ż do strzeg an y ro zstęp cywilizacyjny m iędzy Rzecz p o sp o litą a Z a ch o d em (wraz z P rusam i) zrodził p o raz pierw szy im p u ls d o pom y słu d o g a n ia n ia E uropy. N iem niej głów nym p rz e d m io te m części pierw szej są reakcje polskich in telek tu alistó w n a cy wilizacyjne p rzem ian y n a Z achodzie w pierw szej połow ie dzie w iętn asteg o w ieku - i w i d o k i p r z y s z ł o ś c i , b ę d ą c e ow ocem tych p o ró w n a ń . W trzech kolejnych rozdziałach, pośw ięconych ró żn y m w ątk o m teg o dyskursu, n arra c ja b ieg n ie m niej więcej ró w n o leg le w czasie. J e d y n ą stanow czo w p ro w ad zo n ą cezurą, dzielącą książkę n a dw ie części, je s t ro k 1 8 6 3 /1 8 6 4 , co chyba nie w ym aga u zasad n ian ia.
C zęść d ru g a o g a rn ia znacznie krótszy o d cin ek czasu: niew iele p o n a d dw adzieścia lat, w czasie k tó ry ch wszystkie założenia myśli społecznej i politycznej trzeb a było p o d d a ć rewizji w związku ze z m ie n io n ą sytuacją n a ro d u . Jeśli p o m in ą ć Galicję, był to raczej m ro czn y okres polskiej historii, w k tórym m im o to życie um ysłow e i ideow e b ro n iło się u p a rc ie p rz e d n astro jam i zw ątpienia i b e z ra d ności. R ów nocześnie zaś n a Z achodzie krytycy k apitalizm u z lewa i z p raw a wydobywali, nie bez satysfakcji, je g o społeczne sprzecz ności, a w raz z tym chw iejność albo dw uznaczność sam ej idei p o stę p u . W a rto się przyjrzeć, ja k aksjom aty tej idei wyglądały z p e r spektyw y k raju o p ó źn io n eg o .
Książka kończy się - a m oże raczej zatrzym uje albo, ja k pisało w ielu rece n zen tó w , uryw a się - n a p ro g u o statniej dekady w ieku d ziew iętnastego, kiedy zaczęły się n a ziem iach polskich wylęgać n ow oczesne id eo lo g ie i ru ch y polityczne: n aro d o w e, socjalistyczne, ludow e. W tym też czasie polskie środow iska in te le k tu a ln e i artys tyczne zostały o g a rn ię te - w sto p n iu większym niż kiedykolw iek
2
?,
h
G
>
2
£
5
2
p rz e d te m - przez burzliwy n u r t europejskiego życia i myśli. K u ltu ra po lsk a przeżyw a o d tą d , m im o g ran ic i podziałów , wszystkie je g o kaskady i zaw irow ania, w tym także dojm u jące odczucie d ek ad en cji cywilizacji zach o d n iej i zbliżającej się je j katastrofy. Ścisłość tych związków i szybkość oddziaływ ań spraw ia, że filozofia społeczna w Polsce n a b ie ra wówczas w iększego p o lo tu in telek tu aln eg o , ale traci n a swojej w zględnej au to n o m iczn o ści. W yzbywa się części o g ran iczeń zacieśniających jej w idnokrąg, staje się bardziej uniw er- salistyczna. C o za tym idzie, dalszy ch ro n o lo g iczn ie ciąg m ojej o p o wieści w ym agałby ju ż innej m eto d y analizy i opisu, w szczególności ro z szerzen ia k o n te k stu o g ó ln o eu ro p ejsk iej h isto rii um ysłow ej.
Książka ta ob ejm u je i tak p o n a d sto lat. Jej p o d staw ą źródłow ą są głów nie p ism a a u to ró w żyjących w K rólestw ie, a publikujących gdzie się dało. S tosunkow o niew iele przykładów zaczerp n ąłem z p iśm ien n ictw a w sch o d n ich prow incji daw nej R zeczypospolitej, w cielonych d o C esarstw a Rosyjskiego, ja k rów nież z Galicji. Po znańskie, w k tó ry m myśl społeczna m iała m oże m niej p o lo tu , za to więcej go sp o d arsk iej trzeźwości, je s t w tej książce praw ie n ieo b ec ne, z oczywistą dla niej stratą. Myśl i d o ro b e k em igracji politycznej zostały także p o tra k to w a n e m arg in aln ie. W rezultacie, ro la W arsza wy ja k o stolicy polskiego życia um ysłow ego, jakkolw iek doniosła, została tu niew ątpliw ie w yolbrzym iona.
T e zakłócenia p ro p o rc ji geograficznych w ytknęli au to ro w i praw ie wszyscy krytycy tej książki p o pierw szym je j w ydaniu. Przyj m o w ałem te zarzuty z p o k o rą , nic n ie m ając n a swe uspraw iedliw ie n ie p ró c z tego, że istnieje w n au ce podział pracy i człow iek tyle pi sze, ile z d o ła swą w iedzą w rozsąd n y m czasie o garnąć.
Z naczne p o m n o ż e n ie p rzebadanych tekstów i p u n k tó w o b ser w acyjnych byłoby p o n a d m oje siły, a zapew ne wystawiłoby także n a p r ó b ę cierpliw ość czytelników i ich zdolność absorpcji. P o d o b n e postaw y, arg u m e n ty , n aw et sfo rm u ło w an ia pow tarzały się przecież, ja k klisze, w różnych środow iskach ideow ych. D bałem więc nie tyle o to, aby były tu re p re z e n to w a n e wszystkie o śro d k i sk u p ien ia myśli polskiej, b o n a to nie było m n ie stać, co o to raczej, aby w ram ac h każdej z opisyw anych k o n fro n ta c ji przedstaw ić głów ne - tak skraj
ne, ja k k o m p ro m iso w e - stanow iska, przy czym d o b ó r przykładów zdaw ał się rzeczą m niej istotną.
P ytano m n ie w szelako n ieje d n o k ro tn ie , czy zam iarem m o im była analiza p o glądów szczupłych elit intelek tu aln y ch , czy też p o staw typow ych dla um ysłow ości polskich w arstw wykształconych najszerzej wziętych. O d p o w ia d ałem n a to, że każdy tek st - o d ezo tery czn eg o system u filozofii dziejów p o felieto n w gazecie - świad czy d o w o d n ie o p rz e k o n a n ia ch i ro zterk ach swego a u to ra i n ikogo więcej. D ysponując b o gatym i m ożliwie zróżnicow anym zbiorem tekstów , m o g ę je d n a k , w zasadzie, dla każdej rozpatryw anej kwestii - n iech to b ęd zie n a przykład w alka z cudzoziem szczyzną albo sto su n e k d o industrializacji kraju - odtw orzyć podstaw ow y r e p e r t u a r stanow isk, ich typologię. R azem w zięte, wyznaczają o n e p o le w yboru, to je s t zakres d o stęp n y c h w dan y m czasie i m iejscu opcji ideow ych. M ożem y z niejakim u z a sad n ien iem założyć, że człowiek n a tyle w ykształcony, by był w ogóle zdolny zainteresow ać się d a nym z ag ad n ien iem i w yrobić sobie sąd o nim , znajdow ał się w ta kim p o lu oddziaływ ania różnych system ów św iatopoglądow ych i albo w ybierał p o m ięd zy nim i, albo eklektycznie w chłaniał i m ie szał w swej głow ie ich sprzeczne naw et sugestie.
W iem y oczywiście coś niecoś o czynnikach w zm acniających lub osłabiających siłę persw azyjną i oddziaływ anie poszczególnych o rien tacji ideow ych. W iem y m niej więcej, ja k ie dzieła ija k ie czaso p ism a były szeroko czytane i p o p u la rn e , ja k ie zaś z n a n e były tylko garstce sym patyków albo n ie z n a n e praw ie n ik o m u , b o n a przykład n ie m ogły otrzym ać pieczątki ce n z o ra czy p rzed o stać się przez k o r d o n y g raniczne. In fo rm ac je teg o rod zaju pozw alają n a m p rzech o dzić - z d u żą o stro żn o ścią - o d h isto rii idei i d o k try n d o szerzej p o jętej, ale też i m niej pew nej h isto rii życia um ysłow ego kraju, a przynajm niej je g o inteligencji. W tej książce zbyt często, przyzna ję , razić m oże n ie d o sta te k takich społecznych kw antyfikatorów .
In telig en cja po lsk a je s t je d n y m ze zbiorow ych p o d m io tó w w tej opow ieści. O b o k arystokracji, ale w o d m ie n n y m stylu, inteli gen cja była najbardziej o b e z n a n ą z Z a ch o d em klasą społeczeństw a i silą rzeczy najbardziej zain tere so w an ą zacieśnieniem związków
z e u ro p e jsk ą n a u k ą i je j szkołam i. U w ażała się za przy n ależn ą do św iata k u ltu ry euro p ejsk iej, św iadom a zarazem swojej p o d rzęd n ej w n im pozycji, gdyż je j w ykształcenie, rozwój talen tó w i aw ans społeczny były k ręp o w an e n a wszelkie m ożliw e sposoby. In te lig e n cja w idziała swój kraj ojczysty ja k o b ie d n e i lekcew ażone p rz e d m ieście E u ro p y , k tó re w zględem g o sp o d arn ej i p rzem ąd rzałej m e tro p o lii żywi sprzeczne uczucia zawiści, podziw u i nieufności, niekiedy p rzechodzącej w szczerą albo w m ów ioną p o g a rd ę dla sk o ru m p o w an y ch w artości i fałszywego b lic h tru Z achodu.
T a osobliw a k o m b in acja zbiorow ego k o m p lek su niższości i n aro d o w e j m eg alo m an ii, k tó ra m iała go skom pensow ać, wydaje się typow a dla wykształconych w arstw krajów peryferyjnych. J e s t b o w iem rzeczą tru d n ą i p rzy k rą uznać, naw et p rz e d sam ym i sobą, pery fery jn e, brzegow e p o ło żen ie swego kraju i je g o k u ltu ry w k rę g u w ielonarodow ej cywilizacji, a je d n a k bez takiego przyzna n ia n ie p o d o b n a sform ułow ać realistycznego p ro g ra m u rozw oju6.
Sądzę więc, że n ie w arto n a d m ie rn ie trap ić się o to, że b ra k n a m w źró d ła c h m iary d la oceny re p rez en taty w n o ści tych czy in nych o p in ii i postaw : historyk nigdy n ie sp ro sta p o d tym w zględem m eto d o lo g iczn y m sta n d a rd o m w spółczesnych n a u k społecznych. W szelako sam opis konfliktów w artości i w yjaśnianie dram atycz nych rozszczepień n aro d o w ej k u ltu ry zdaje się bardziej o b ie cującym zajęciem dla h isto rii um ysłow ej niż liczenie w zględnej częstotliw ości postaw i ich statystycznych rozkładów , n aw et gdyby to było możliwe.
Pierw sze zarysy tej książki pisałem i dyskutow ałem z kolegam i w k o ń c u la t siedem dziesiątych. Byłem tro c h ę zaskoczony, gdy niek tó rzy czytelnicy m o ich m aszynopisów m ówili, że p o d ją łe m te m a t n ie z m ie rn ie aktualny. Było to - p rz y p o m n ę - p o kilku latach rząd ó w G ierka, kiedy Polacy zaczęli m asow o p o d ró żo w ać n a Z ach ó d i cały kraj uśw iadom ił sobie, ja k przep astn y stał się nasz dys tans cywilizacyjny w zględem Z achodu. C hodziło nie tylko o sto p ie ń B Szerzej przedstawiłem swój pogląd na tę sprawę w rozmowie z Andrzejem Bernatem i Pawłem Kozłowskim, „Nowe Książki” 2000, n r 7, s. 4-7.
rozw oju ek o n o m ic zn eg o , ale o całą in fra stru k tu rę i p o zio m życia c o d zien n e g o . P o ró w n an ia z Z ach o d em okazały się dla realn eg o socjalizm u zabójcze: m ało, że rew olucyjna o b ietn ica stw orzenia n o w ego człow ieka i n ow ego społeczeństw a okazała się żało sn ą k o m pro m itacją, ale w d o d a tk u p lan o w a znacjonalizow ana g o sp o d ark a stała się siłą bezw ładu i głów ną zap o rą p o stęp u . Tak, „ p o stę p ” - to ośm ieszo n e słowo, p rz e g a n ia n e zarów no przez em piryczne nauki społeczne, ja k przez filozoficznych i historycznych pesym istów , p o jaw iło się n a now o w polskim dyskursie w odpow iedzi n a p o trz e b ę zn alezienia ja k ie g o ś pojęciow ego przeciw ieństw a dla dotkliw ego poczu cia p o n o w n e g o ześlizgnięcia się całego naszego re g io n u w d ó ł albo w tył, d o pozycji u b o g ieg o i p ro te k c jo n a ln ie tra k to w a n e go sąsiada w olnych i zam ożnych n a ro d ó w 7.
D la h isto ry k a ta sytuacja m iała oczywiście cechę deja vu. S koro zaś sw o b o d n a dyskusja w p rasie n a te m a t fiaska k om unistycznego p ro je k tu była wciąż jeszcze nie d o pom yślenia, to p rz y p o m n ien ie d ziew iętnastow iecznego sp o ru , ja k i toczył się w w aru n k ach p o d pew nym i w zględam i p o d o b n y ch , m o g ło ujść za histo ry czn e p rz e b ra n ie całkiem a k tu aln eg o p ro b le m u . T ak n a przykład h isto ria n ie u d a n e j industrializacji forsow anej przez rząd K rólestw a Polskie go w latach dw udziestych, a d o p ro w ad zo n ej d o zapaści przez B ank Polski p o p o w stan iu listopadow ym , kojarzyła się czytelnikom n a tychm iast z ró w n ie n ie fo rtu n n y m przein w esto w an iem w przem yśle ciężkim przez rząd kom unistyczny, kiedy to źle o b liczona polityka pań stw o w a także spow odow ała zw ichnięcie p ro p o rc ji branżow ych, zaciągnięcie długów zagranicznych przekraczających zdolności p ła tn icze sk a rb u p ań stw a i w k o ń c u k rach gospodarczy8.
7 J. Jedlicki, Idea postępu z perspektywy naszego czasu, „Kultura i Społe czeństwo” 1985, nr 4, s. 15-26; o tym, że pojęcie postępu nie dało się je d nak wygnać z nauki, zob. J.C. Alexander, P. Sztompka (wyd.), Rethinking Progress: Movements, Forces, and Ideas at the End o f the 20th Century, Boston 1990, zwłaszcza artykuł Stefana Nowaka, s. 229-246.
8 Żeby się zaasekurować przed podejrzeniem o taki kamuflaż, wy dawca (w roku 1964) mojej pierwszej książki, której dałem tytuł „Nieudana próba industrializacji”, poprosił o dodanie słowa „kapitalistycznej”.
O b aw a p rz e d takim i skojarzeniam i m ogła być je d n y m z p o w odów , d la k tó ry ch m o n o p o listy czn e państw ow e w ydaw nictw o n au k o w e przez cztery lata (1984-1988) ociągało się z w ydaniem tej książki. G dy zaś w k o ń c u ukazała się, w ydrukow ana n a najgorszym p ap ie rze, w o sta tn im ro k u ancien re g im eu (ale nie wiedzieliśm y jesz cze, że to o statn i), zgotow ano jej nadsp o d ziew an ie żywe przyjęcie, i nie tylko w kołach akadem ickich.
M iałem wyjątkow e szczęście: niełatw a przecież w lek tu rze książka wywołała falę o g ro m n ie ciekawych, p roblem ow ych recenzji zn ak o m ity ch a u to ró w 9. W idać było, że u tra fiła w swój czas. R ecen zenci zastanaw iali się n a d je j przesłan iem , aktualizując j e niekiedy w sposób, ja k i sam em u au to ro w i nie przychodził w czasie pracy do głowy. W iększość z n ich in te rp re to w a ła postaw ę a u to ra ja k o zdecy d o w an ie p ro z a c h o d n ią (choć nie po zb aw io n ą zro zu m ien ia dla tra dycjonalizm u), lecz rów nocześnie głęb o k o pesym istyczną w ocen ie polskich szans. J e d e n z krytyków pisał n aw et o fa tu m historycznym , skazującym k raje środkow o-w schodniej E u ro p y n a w ieczną p o li tyczną p o d leg ło ść i g o sp o d arcze zacofanie i obracającym wniwecz wszystkie wysiłki, ja k ie zm ierzają d o p rz ełam an ia tego zaklętego koła.
T ak a le k tu ra w spółbrzm iała ze schyłkowym n a stro je m tych lat, ale daw ała także wyraz p rz e k o n a n iu , iż źle skalkulow any i zm ar n ow any p rzez kom u n isty czn ą w ładzę wysiłek m odernizacyjny był tylko ep iz o d e m w znacznie dłuższej histo rii zm agań o w yrw anie się Polski z pozycji cywilizacyjnej peryferii. C h arakterystyczne było to, że w to k u dyskusji n a d m o ją książką p o ró w n y w an o często losy ziem p olskich d o losów krajów połu d n io w o am ery k ań sk ich : p o ró w n a n ie ,
9 Do najwnikliwszych omówień zaliczam, z jakże spóźnioną wdzię cznością, obszerne artykuły recenzyjne: profesora Stefana Kieniewicza w -Tygodniku Powszechnym”, Jerzego Marka Nowakowskiego w „Tygod niku Polskim”, Tomasza Kizwaltera w „Przeglądzie Historycznym”, Jacka Kochanowicza w „Kwartalniku Historycznym” i „Mówią Wieki”, Janiny Rosickiej w „Nowych Książkach”, Andrzeja Mencwela w „Regionach”, Małgorzaty Szpakowskiej w „Twórczości”, Andrzeja Liskowera [pseud.] w „Arce”, Marka Kulczyka w „Powściągliwości i Pracy”, Adama Hetnala w pismach polonijnych w USA.
k tó re m iało d o p ie ro stać się m o d n e n a Z achodzie p o d nagłów kiem
„ transition to democracy”. T ak czy inaczej, wszyscy uczestnicy tych dyskusji z k o ń ca la t osiem dziesiątych czuli, że odw ieczny polski s p ó r n a te m a t zalet i w ad now oczesnej cywilizacji o raz sposobów d o ró w n a n ia je j p rz o d o w n ik o m bynajm niej się jeszcze nie skończył.
W k ró tc e p o te m , ja k w iadom o, scena w sch o d n io e u ro p ejsk a zm ien iła się n ie d o p o zn an ia. J u ż w ro k u 1990 przejście d o k ap ita lizm u w yglądało n a w ybór nieodw racalny, a o p ó r staw iany z je d n e j stro n y przez byłych k o m unistów , z drugiej zaś przez n arodow ych fu n d am en talistó w , okazał się w szędzie zdum iew ająco słaby. A m i m o to s p ó r o d ro g i rozw oju nie cichł, zm ieniła się tylko je g o esen cja. O św ieconej o p in ii w Polsce n ie k ło p o ta ło ju ż py tan ie, czy m a m y zm ierzać d o kapitalizm u, tylko d o ja k ie g o kapitalizm u, w ja k im te m p ie i ja k im kosztem . Społeczne koszty m od ern izacji stały się znów te m a te m dnia: koszty zawsze p łaco n e p rz e d e wszystkim przez tych, którzy n ie są zd o ln i d o ud ziału w zaw odach. A rg u m en ty poli tyków i in telek tu alistó w p ragnących koszty te obniżyć i znaleźć bez pieczniejszą, choćby i pow olniejszą ścieżkę rozw oju, zderzają się z a rg u m e n ta m i tych, co są prześw iadczeni, że szybka prywatyzacja, niereg u lo w an y rynek i niskie p o d atk i pozw olą rozw iązać wszystkie p ro b lem y . H isto ry k przysłuchujący się tej ostrej n ieraz dyspucie nie m oże o p rze ć się w rażeniu, że p rz y p o m in a m u o n a sp o ry sp rze d p ó łto r a w ieku, z tym , że wówczas zw olennicy przyspieszonego p o stę p u byli przew ażnie p ro tek cjo n istam i, a nie liberałam i.
R ów nocześnie perspektyw a d ołączenia Polski i jej p o łu d n io wych sąsiadów d o U nii E uropejskiej obudziła, szczególnie n a p ra wicy, sta re obaw y o u tra tę n aro d o w ej tożsam ości („iścizny”, ja k zwykł był m aw iać M ochnacki) i o ro z to p ie n ie się w eu ro p ejsk im tyglu. N ie m niej często d o c h o d zi d o głosu lęk, że zafascynow anie - zwłaszcza m łodzieży - atrakcyjnym i w zoram i am erykańskiej te c h n i ki, k u ltu ry m asow ej i języ k a m oże d o p ro w ad zić d o zniszczenia sa m eg o rd z e n ia k u ltu ry rodzim ej i je j indyw idualności. D ają się też słyszeć podejrzliw e pytania, czy napływ o b cego k ap itału nie je s t aby częścią intrygi zm ierzającej d o w ykupienia za grosze i zniszczenia naszego n a ro d o w e g o przem ysłu albo rolnictw a. T e resen ty m en ty ,
n aw et je śli n a razie m a rg in a ln e i krańcow e, m o g ą zyskać silniejszy wpływ n a um ysły w razie ekonom icznej stagnacji albo politycznego czy fin an so w eg o kryzysu zaufania. O n e także p rzy p o m in ają dysku sje, o ja k ic h m ów i się w tej książce, n ie dziwię się ju ż więc tem u , że am erykańscy recen zen c i je j anglojęzycznego w ydania także p o d k reślają - w ro k u 1999 - aktu aln o ść jej problem atyki.
J a k więc widać, n ie chodzi tu o d ow cipne an alogie czy p rze b ra n ia , w ja k ic h h isto ria staje się m e d iu m dla diag n o stó w czasu przeżyw anego. W n apisanej w ro k u 1984 p rzed m o w ie d o pierw sze go w ydania tej książki stro n iłe m o d takich aluzji, n iem niej pozw o liłem sobie wyrazić p rz e k o n an ie , że rozterki, o których opow ia d am , n aw et je śli p rzed staw ian e w archaicznej ju ż czasem dla nas szacie filozoficznej i językow ej, n ie są wcale odległe o d naszych dzi siejszych trosk. W praw dzie świat elektroniki, au to m aty k i i sam o lotów naddźw iękow ych - pisałem - ró żn i się o g ro m n ie o d św iata m aszyny parow ej, n iem n iej ludzkie postaw y w obec zm ian cywiliza cyjnych zdają się o wiele trw alsze i odnaw iają się w każdym p o k o le n iu . Przypuszczenie to daje się, ja k sądzę, i dziś utrzym ać i o d n ieść d o n ie je d n e g o kraju. W łaśnie ta pow szechność, uporczyw ość i ciągłe n aw ro ty p o d o b n y c h dylem atów , obsesji, lęków i nadziei zw iązanych z n iep o w strz y m an ą ekspansją cywilizacji naukow o-tech nicznej wydawały m i się i wciąż wydają nie m niej fascynujące niż o d kryw anie ideow ych i stylowych osobliw ości poszczególnych n a ro dow ych dyskursów w tej czy innej epoce.
T ych osobliw ości, ja k rów nież k o lo ry tu epoki nie b rak raczej n a stro n ic a c h tej książki, to też A ndrzej M encwel w b a rd zo w nikli wej z n ią dyspucie nie bez racji zauważył, że sp iera się o n a ze swoim a u to re m , deklarującym wszak we w stępie, iż „w tej m aterii cechy sw oiste p ro c e su id eotw órczego są raczej d ru g o rz ę d n e i przygod n e ” 10. U w aga była celna: nacisk we w stępie - tym p o p rz e d n im , i tym , k tó ry w tej o to chwili piszę - nacisk n a u o g ó l n i e n i e sta w iałem i staw iam w rzeczy sam ej n a p r z e k ó r swojej książce,
10 A. Mencwel, Czego Polacy potrzebują, „Regiony” 1990, nr 3, s. 89; cytat z Jakiej cywilizacji..., Warszawa 1988, s. 16.
aby osłabić n ie o d p a rte w rażenie arcypolskiej swoistości przytacza nych w niej a rg u m e n tó w ro m antycznych i przeciw rom antycznych, tradycjonalistycznych i progresyw istycznych.
N acisk te n staw iam także n a p rz e k ó r je j tytułow i. T ytuł te n je s t oczywiście p a ra fra zą tytułu w ykładu p ro fe so ra Feliksa Ja ro ń sk ie g o z ro k u 1810: w ykładu, n a który zapew ne nie zwróciłbym uwagi, gdy by ty tu łu sw ego nie użyczył on, 160 lat później, wydanej przez p r o fe so ra T atarkiew icza an to lo g ii polskiej klasyki filozoficznej11. M oja p o d ró b k a okazała się niezłym pom ysłem : o cen iam , że swoje pow o d zen ie książka w połow ie zawdzięczała chw ydiw em u tytułow i, zwłaszcza że n ie wszyscy zwrócili uw agę n a to, co sygnalizował b ra k znak u zapytania. N iem niej własny czy kradziony, z pytajnikiem czy bez, tytuł sugerow ał sk u p ien ie uw agi n a cechach sw oistych kultury n aro d o w e j (chociaż krakow skiem u p ro feso ro w i z czasów Księstwa W arszaw skiego szło a k u ra t o to, że Polacy n ie polskiej filozofii, lecz d o b re j filozofii p o trzeb u ją). T ak czy owak, przyczyniłem się m im o woli d o p o w stan ia matrycy: w ciągu n astęp n y ch lat w ielekroć zda rzyło mi się czytać m aszynopisy zatytułow ane: jakiej lite ra tu ry Pola cy p o trzeb u ją, jak iej konstytucji Polacy p o trzeb u ją, i tym p o d o b n e .
Zwykle p o d takim i nagłów kam i kryje się p ró b a odpo w ied zi na py tan ie, czego zd an iem a u to ra re fe ra tu Polacy p o trzeb o w ać pow in ni. Zawsze się w ykręcałem p rz e d takim czy p o d o b n y m p y ta n iem staw ianym m i przez krytyków albo przez uczestników licznych sem i naryjnych dyskusji. Je ste m historykiem , n ie założycielem stro n n ic twa. Piszę fra g m e n t h isto rii polskiej w yobraźni i m uszę pow ściągać w łasną, aby lepiej słyszeć głosy m oich b o h ateró w . Piszę o tym, ja k ich św iadom ość zm agała się z n arodow ym bytem , z je g o - cóż tu ukryw ać - prow incjonalizm em , ubocznością. I ja k sam a św iado m ość n a ró ż n e ch y tre sposoby p rz e d tą i jej grożącą u b o czn o ścią się b ro n iła: a to przez naśladow anie, a to - przeciw nie - przez d u m n ą sw ojską o so b n o ść, albo przez p o słan n ictw o - tak źle, i tak n ie d o b rze. Zawsze n ied o b rze .
11 W. Tatarkiewicz (wyd.), Jakiej filozofii Polacy potrzebują, Warszawa
M oje p re feren cje ? A cóż o n e tu m ają d o rzeczy? Je ste m tylko m o d e ra to re m , k tó ry u k ład a listę m ów ców , udziela im głosu, cza sem w trąca p a rę słów k o m en ta rza, p o c h le b n eg o lub ironicznego. D o je d n e g o m o g ę się przyznać, b o ju ż przecież i krytycy to zauważy li: n ie p rz e p a d a m za d o k try n e ra m i lewicy i praw icy, tradycji i p o stę p u , an i też za d o k try n e ra m i juste-m ilieu, słow em za tymi, którzy w iedzą co trzeb a z góry, więc n ie m uszą wciąż spraw dzać, ja k a je s t rzeczywistość. S tudiując h isto rię um ysłow ą, pisząc i p o p ra w iając tę książkę, przekonyw ałem się raz p o raz, że najgłębszym ide owym p o d ziałem je s t podział n a w iedzących i w ątpiących. W iększą czuję sk ło n n o ść d o myślicieli traw ionych n iep o k o je m , św iadom ych rozszczepienia w artości, ale nie poddających się rozpaczy i u p a rc ie zbierających okruszyny historycznej szansy sw oich n a ro d ó w albo p o k o le ń - niż d o tych, k tó ry ch świat je s t uład zo n y i p o d p o rz ą d k o w any n ien aru szaln y m pierw szym zasadom .
*
D ru g ie w ydanie książki p o kilk u n astu latach je j o becności w b ib lio tek ach - a także ślad ó w jej lek tu ry w innych książkach - j e s t oczywiście p ro b le m e m dla wciąż przy p ad k iem żyjącego au to ra . N arosły o d ta m te g o czasu now e dośw iadczenia, now e przem yślenia, now e p iśm ie n n ictw o - uw zględniać to, popraw iać, p rze rab iać czy raczej zostaw ić ja k było? T r u d n a to decyzja. W ybrałem p o nam yśle d ro g ę p o śre d n ią . S tarałe m się p o p raw ić styl tam , gdzie w ym agała teg o k o m u n ik aty w n o ść wywodów; tu i ów dzie u su n ą łe m zb ęd n e słow a albo p a rę zdań. N apisałem , ja k w łaśnie widać, now y w stęp, w k tó ry m tylko część daw nej p rzedm ow y pozostała. W p o p raw kach, sk ró ta ch i u z u p e łn ie n ia ch p rz y d a tn a okazała się p ra c a wyko n a n a p rz e d p a ru laty celem p rzygotow ania w ydania an g ielsk ieg o 12. N ie w prow adzałem zm ian istotnych. Św iadom je s te m b rak ó w tej książki, ale tr u d n o d odaw ać now e rozdziały lu b analizy do całości bez rozryw ania je j konstrukcyjnych w iązadeł. Now ej lite ra 12 J. Jedlicki, A Suburb o f Europe: Nineteenth-Century Polish Approaches to Western Civilization, Budapest 1999.
tu ry historycznej nigdy nie u d a się dogonić. G dybym dziś pisał o m o ra ln y c h asp ek tach m o dernizacji, o ro m antycznej idei n a ro d u albo o p o g lą d ach ekonom icznych polskiego ziem iaństw a w p o ło wie dziew iętn asteg o w ieku, n ie m ógłbym oczywiście p o m in ąć dociekliw ych p ra c T om asza Iiizw altera13, tak ja k o n n ie p o m in ął m oich. Dzięki je g o p ra c o m m o ż n a by dziś ująć n ie je d n ą kw estię w tej książce głębiej i subtelniej. Cieszyć się m ogę, że zyskałem w je g o o so b ie dzieln eg o w spółzaw odnika.
R óżnych w ątków tej książki dotykają coraz now e zbiory zawsze inspirujących esejów Ja n u sz a T a z b ira 14, k tó ry z ta n eczn ą lekkością przem ieszcza się ze stulecia w stulecie. Dzięki h isto ry k o m literatu ry p rzy ro sła znacznie w iedza o pozytywizm ie. Z kolei m ój były uczeń, a dziś najbliższy w spółpracow nik, M aciej Janow ski, w swojej synte zie dziejów polskiego lib eralizm u 15 zapuścił sieć znacznie szerzej o d e m n ie i w yciągnął obfity połów . W szystkich now ych w tej dzie d zinie nabytków n aw et pokw itow ać n ie byłbym w s ta n ie 16, cóż d o p ie ro w platać ich znaleziska i tezy we wcześniej o d nich n a p isa n ą p racę. A u to r m o że się tylko radow ać, widząc, ż e je g o te m a t żyje i że in n i d rążą go dalej i głębiej, podczas gdy o n sam n ie p o rzu cił go w praw dzie, ale tro c h ę zboczył z o znakow anego szlaku. T o chyba wszystko.
Warszawa, w lipcu 2000
PS. W całej książce w yróżniono kursyw ą słow a i zwroty obcojęzyczne o raz p o d k re śle n ia a u to ró w przytaczanych tekstów . P o d k re śle n ia m o je - czy to w tekście o d a u to rsk im , czy to w cytatach - o zn aczo n e są d ru k ie m r o z s t r z e l o n y m .
JJ-13 T. Kizwalter, „Nowatorstwo i rutyny”: społeczeństwo Królestwa Polskie go wobec procesów modernizacji (1840-1863), Warszawa 1991; tegoż, 0 nowo czesności narodu: przypadek polski, Warszawa 1999.
14 J. Tazbir, Polska na zakrętach dziejów, Warszawa 1997; tegoż,
W pogoni za Europą, Warszawa 1998.
15 M. Janowski, Polska myśl liberalna do 1918 roku, Kraków 1998. 16 Niemniej załączona na końcu bibliografia została uzupełniona o najważniejsze pozycje, jakie przybyły od daty pierwszego wydania.
1. Narodowość a cyw ilizacja
P rzew ró t um ysłow y w ieku o siem n asteg o zapoczątkow ała w R zeczypospolitej część arystokracji ro d u i m ienia, w sp arta przez szczupłą elitę in te le k tu , przew ażnie o b leczo n ą w su k n ie du ch o w n e. M ożny s e n a to r i uczony zakonnik, w ojew oda S tefan G arczyński i p ijar Stanisław K onarski - o to dw a pierw sze typy polskich p ro m o to ró w re fo rm y politycznej i um ysłow ej. Kwalifikacje o b u tych elit zjednoczyły się w oso b ie no w eg o k ró la i w je g o najbliższym oto cze n iu z lat „ m o n ito ro w y ch ”.
Rzecz to zrozum iała. K u ltu ra sarm acka tak była zad ow olona z siebie, tak zagrzęzła we w łasnej m itologii, że sa m a wydać n ie m o g ła krytyki sw oich aksjom atów . S am a siebie nie m o g ła przekroczyć, przeglądając się o d kilku p o k o le ń w upiększającym zw ierciadle b a rokow ej elokw encji. N a to, aby jej fu n d a m e n ta ln e w ierzenia strącić z pozycji a b so lu tu , aby je j w artości zrelatywizować, co je s t wszelkiej krytyki p o czątk iem i w a ru n k ie m - n ie z b ę d n a była eksterioryzacja stanow iska obserw acyjnego. I to najdosłow niej: n ie z b ę d n e było sp o jrze n ie n a w łasny kraj oczam i chw ilow ego cudzoziem ca.
T ylko ci dwaj - m łody m a g n a t i m łody uczony ksiądz - m ieli tę szansę. Tylko o n i m ogli o trzeć się o Rzym, Paryż, L o ndyn, znając języki i m ając ze so b ą listy rek o m en d acy jn e, i m ogli tam za in te re sow ać się n ie tylko m o d ą i k artam i, ale także czytać, uczyć się, roz m aw iać i porów nyw ać zw iedzane k raje z w łasnym państw em .
W ynik tych p o ró w n a ń okazywał się dla R zeczypospolitej p o d każdym w zględem bezlitosny. Skala uniw ersalnych w artości e u ro pejskiego O św iecenia była niem al d o k ład n ie o d w ro tn o ścią skali porów naw czej sarm atyzm u. W ed le je d n e j m iary P olska m iała rząd i obyczaje najlepsze, w edle drugiej najgorsze w E u ro p ie. T ak rady k aln e o d w ró ce n ie sądu, tak n ie u d o ln ie skryw ana p o g a rd a elity ośw ieconych dla politycznej i obyczajowej k u ltu ry szlacheckiego gm in u , tak w yniośle kaznodziejski styl dydaktyki „M o n ito ra ” - sta n ą się ź ró d łe m w ielu klęsk ru c h u re fo rm ato rsk ieg o , przez długi czas p o zb aw io n eg o jakiegokolw iek sp o łecznego oparcia.
U niw ersalistyczne i p o stęp o w e idee, w śró d nich k o n c e p t n a tu raln y ch p raw człowieka, nie wynurzyły się w Polsce z g łęb in życia sp o łeczn eg o , lecz pojaw iły się w dw orsko-arystokratycznym k o stiu m ie i przyjęte zostały o d razu ja k o p ro d u k t cudzoziem skiego m ę d r kow ania. P ię tn o elitaryzm u i obcości przylgnęło d o n ich n a ćwierć w ieku. Jeśli ab stra h o w ać o d politycznych w ydarzeń, k tó re sp ro w o kow ały ru c h k o n fed erack i, to w je g o ideologii i w je g o nienaw iści d o k ró la ujrzeć m o ż n a je d n ą z w ielu znanych n a świecie - o d osiem n a ste g o w ieku p o dzień dzisiejszy - krwawych rebelii p o d n o sz o nych w o b ro n ie rodzim ej tradycji i w iary przeciw w ładcom -m oder- n iz a to ro m , nazbyt p o sp ieszn ie i niecierpliw ie b iorącym się d o dzie ła p rz e ra b ia n ia n a ro d u , je g o przyzwyczajeń i je g o instytucji. Co p ra w d a Stanisław A u g u st i je g o d o ra d cy nigdy nie zam ierzali e u ro peizow ać Polski sp o so b a m i P io tra I, i to n ie tylko d lateg o , że nie m ieli n aw et cien ia despotycznej władzy, je j śro d k ó w i zasobów . Byli p rz e d e wszystkim ludźm i zu p e łn ie innej kultury. N iem niej szlachta, wciąż pom aw iająca k ró la o d ążen ie d o absolutum d o m in iu m , m yślała i czuła w sp o só b n ie całkiem z logiką polityki sprzeczny: w głow ie się bow iem szlacheckim statystom i p o spólstw u nie m ieściło naiw n e zuchw alstw o racjonalistycznych re fo rm a to ró w państw a, w yobra żających sobie, że sam ą ła g o d n ą persw azją zdołają skłonić n a ró d do p rzeb u d o w y całego g m ach u obyczajów i praw . N a m ało licznym, a w d o d a tk u rosyjską p ro tek cją i a rm ią w spieranym stro n n ictw ie, k tó re m u tak wiele się w ojczyźnie nie p o d o b a ło , zaciążyć m usiało p o d e jrz e n ie o chęć użycia śro d k ó w bogatszych.
Ja k o ż fo rm y rz ą d u o d m ie n iają się łatw o tylko przy użyciu p rze m ocy. D o teg o sp o so b u niezbyt się kw apili polscy uczniow ie M o n teskiusza i L o ck e’a. N ow ą ustaw ę rząd u i społeczeństw a, zd o ln ą przyw rócić R zeczypospolitej m iejsce w ro d zin ie n a ro d ó w e u ro p e j skich, o p rz eć chcieli n a fu n d a m e n c ie o d m ien io n y ch obyczajów i m n ie m a ń , jeszcze nie w iedząc, ile n a to p o trz e b a cierpliw ości, cza su i zaufania. G dy się zaś ośw iecą p rz e k o n a n ia obyw atelskie, a z n i m i p o p raw i się rz ą d kraju, reszta - wierzyli - p o p raw i się sam a. W tej reszcie było zaw arte i g o sp o d arstw o krajow e.
S tan tego g o sp o d arstw a p o d leg ał tak sam o d ia m e tra ln ie p rze ciw staw nym o c e n o m , ja k instytucja w olności szlacheckiej. G dy p u b licyści sarm accy radow ali się sytą pom yślnością, ja k ą Polsce przy n io sło p o k o jo w e p an o w a n ie A u g u sta III, środow isko „ M o n ito ra ” d o strzeg ało ja k b y inny zu p ełn ie kraj. T ak o to opisywał go stw orzo ny przez Ig n aceg o K rasickiego m ąd ry Chińczyk Yun-Nip:
Polska jest w tak nędznym stanie, jak żadne państwo w Europie, nie ma bowiem ani wojska podług obszerności kraju, ani skarbu na utrzy manie onegoż, ani pieniędzy własnych. [...] Rolnictwo [...] nie takie, jakie by być mogło, handle jej niewiele warte, a bardziej szkodliwe niż pożyteczne. Kunsztmistrzów i rzemieślników po miastach mało, umie jętności i naukijeszcze nie są w cenie. [...] Tego gdym przyczyny docho dził, niedługom pracował, bom wkrótce na źródło trafił, z którego wszystko złe wypływa. To źródło nie inne jest, jeno samaż rozwięzła i wyuzdana wolność1.
T a o c en a, ja k i sz e re g je j p o d o b n y c h , je s t charakterystycznym w yrazem zastosow ania politycznego racjo n alizm u O św iecenia do sfery ek o n o m ik i. M iasta w zrosną, lu d n o ść się powiększy, h a n d le i rę k o d zie ła się w zm ogą, byle tylko rz ą d zastąpił n ie rz ą d i byle p ra wa były spraw iedliw e, n ie dla pożytku je d n e g o tylko sta n u pisane. Rozwój pom yślny g o sp o d a rstw a krajow ego m iał być p o p ro s tu fu n kcją „ d o b re g o p o rz ą d k u ”, to je s t uczciwej i spraw nej ad m in istracji i skarbow ości, to zaś, że stan ekonom iczny p ań stw a zależy o d rząd u
1 „Monitor" 1765, nr 60, cyt. wg: R. Wołoszyński, Ignacy Krasicki: Utopia i rzeczywistość, Wrocław 1970, s. 125-126.
i polityki, zdaw ało się oczywistością we wczesnej przynajm niej fazie O św iecenia.
Z m ian a ty p u k u ltury, je j podstaw ow ej o rien tacji je s t zawsze p ro c e se m dram atycznym . N o rm a ln ą rzeczy koleją pom ysły zapalo nych n o w ato ró w n atrafiają n a b iern y albo czynny o p ó r ludzi, k tó rych uczucia, p o jęcia i in teresy przyw iązują d o p o rz ą d k u z daw n a u sta lo n e g o , tak że propozycje zm iany radykalnej zdają im się, i nie bez racji, w yw róceniem świata. O p ó r bywa tym silniejszy, im b a r dziej zm iany p o strz e g a n e są ja k o „o b ce”. K ostium n ie je s t tu bez znaczenia, i n ie bez znaczenia je s t taktyka refo rm ato ró w .
O g ląd an y z teg o p u n k tu w idzenia p rzeło m O św iecenia, choć rozłożony w czasie n a p a rę dziesiątków lat, zdaje się najbardziej d ram aty czn y m zw ro tem w dziejach now ożytnej k u ltu ry polskiej. Było to p o n o w n e przyłączenie Polski do E uropy. Im pulsy d o takiej reed u k ac ji szlacheckiego n a ro d u rodziły się n a m iejscu, ale m a t e r i a ł d o niej m usiał być czerpany z zew nątrz, przez ludzi o b e znan y ch z ów czesnym i w arsztatam i europejskiej n au k i, techniki, praw odaw stw a, filozofii i sztuki. T ru d n o się dziwić, że m e n to rsk a persw azja tych obieżyśw iatów raczej o d stręczała szlachtę o d p ro g ra m u re fo rm , niż d o ń zachęcała; to też p o licznych n iep o w o d zen iach i cząstkow ych sukcesach edukacyjnych uległa, ja k w iadom o, pow aż nej zm ianie. W lata ch Sejm u C ztero letn ieg o i królew skie, i p a trio tyczne stro n n ic tw o znacznie ju ż zręczniej akom odow ały treść, styl, frazeo lo g ię swych p ro g ra m ó w i działań d o szlachecko-republikań- skiej tradycji, przechw ytując naw et - szczerze czy nieszczerze - n ie chęć d o cudzoziem szczyzny.
Z an im je d n a k d o takiej akom odacji doszło, w św iadom ości p o to czn ej zdążyły się u fo rm o w ać n ie fo rtu n n e pojęciow e sklejki: polskości z daw nością, zaś w szelkich now inek - z cudzoziem szczyz ną, n a rz u c a n ą Polsce przez n iec ie rp ia n eg o króla, w ielkich panów , dw oraków , libertynów i fircyków. Z n am ien n e, że szlachta, tak za z d ro sn a o wszystkie swoje w olności, je d n ą tylko z nich chciała m ieć so b ie o d e b ra n ą - w olność p o d ró żo w an ia. W sejm ikow ych in stru k cjach d la posłów bez liku znajdziem y żądań, aby sejm ujące stany p raw em zabroniły, i to szlacheckiej w łaśnie m łodzieży, wyjazdów za
granicę: b o ci, co z owych wojaży pow racali, zdaw ało się, ja k b y na- leż e liju ż d o in n e g o n a ro d u . O d m ien iali strój, zabawy i sp o só b m yś le n ia i niczego ju ż ani w ojczyźnie, ani w d o m u ojcow skim szano wać n ie chcieli. T ak fircyk i żo n a m o d n a k o m p ro m ito w ali cud zo ziem szczyznę w o g ó l e , a o d iu m sp ad ało i n a tych, dla których rozwój n au k , p ra w a człow ieka i zasady d o b re g o rz ą d u ważniejsze były o d m a n ie ry salonów i b u d u aró w . Staruszkiew icze m ieli u ła t w ione zadanie: n ie m usieli zastanaw iać się n a d tym , co w arto, czego zaś n ie w arto naśladow ać, sk o ro sam a id ea naślad o w an ia w zorów obcych zdaw ała się i śm ieszna, i zgubna, i n a d o d a te k d rażn iąco arystokratyczna, podczas gdy o b ro n a status quo, w d o m u i w szkole, n a folw arku i n a sejm iku, m iała za so b ą pow agę n aro d o w ej tradycji. O św ieceni n ie m a ło się m usieli n atru d zić, aby te zbitki w sejm ie i w tea trz e rozbić i okazać, że p o stę p lepiej się n aw et czuje w p o l skim niż we fran cu sk im stroju. N ie n a d łu g o im uw ierzono.
D ylem at naśladow nictw a i rodzim ości nie m iał w sobie nic osobliw ie polskiego. P o d o b n y k o n flik t pojaw iał się wszędzie, d o k ą d docierały in sp iracje O św iecenia. Filozofow ie p rojektow ali przecież przyszłość dla całego ro d u ludzkiego, n ie dla poszczególnych szcze pów . Czyż n a tu ra ludzka nie je s t wszędzie ta sam a, bez w zględu n a język i ukształtow any tradycją sp o só b życia? Czyż wszyscy ludzie nie p ra g n ą tak sam o szczęścia i wolności? K ryteria i składniki p o stę p u były ró ż n o ro d n e , ale wszystkie m iały w ym iar uniw ersalny: rozwój n a u k i oświaty, trium fy wynalazczości i przem ysłu, to leran cja reli gijna, p ań stw o um ow y społecznej, d o b ro w o ln e zrzeszanie się ludzi rów nych w n a ro d y , n a ro d ó w w fed erację pow szechną, trw ały pokój i w zrost m o raln o ści, w sum ie więc p o stęp u ją ce w yzw olenie człowie k a s p o d w ładzy ciem noty, przesąd ó w i despotyzm u.
N a razie tą cząstką ro d u ludzkiego, k tó ra dojrzała d o w krocze n ia w w iek R o zu m u i Świateł, była - E u ro p a. Ale rzad k o jeszcze Eu ro p a m ieszczańskiej pracy i przedsiębiorczości, przew ażnie E u ro p a og ład zo n a, w yrafinow ana, p rz e k o rn a i św iętokradcza w obliczu tro nów , ołtarzy i barbarzyńskiej przeszłości n aro d ó w . T a E u ro p a była k o sm opolityczna, a kosm opolityzm o d czasów L udw ika XIV był francuski. D laczego w łaśnie F ran cja p o tra fiła n arzu cić swój styl,
sw oją n iek w estio n o w an ą aż d o Rew olucji h e g e m o n ię e lito m um ys łowym całego k o n ty n e n tu ? Bez w ątpienia, spraw iła to je j lite ra tu ra , filozofia, myśl polityczna, ale też - d o czasu - p o tę g a państw a, k tó re przez filozofów m o g ło być atakow ane, a przecież użyczało im o d blasku swego a u to ry te tu .
M ożna się sp iera ć o to - sp ie ra n o się ju ż w spółcześnie - czy n a przykład A nglia nie stw orzyła w osiem nastym w ieku w artości cy wilizacyjnych trwalszych i o większym znaczeniu dla świata; n o ta b e n e w polskim O św ieceniu wzory angielskie - tak o d francuskich o d m ie n n e - o d eg rały ro lę niem ałą. Ale zasadnie czy nie, to n n adaw ała p rz e d e wszystkim F rancja. „Pisarze, którzy j ą teraz uśw ietniali - o p o w iad a zn akom ity znaw ca tej ep o k i - odznaczali się cechą p o b u dzającą d o rywalizacji: rep rez en to w ali n o w o c z e s n o ś ć . N ie było an i żywszych o d nich, ani zuchwalszych, ani bardziej skorych d o fo rm u ło w an ia , o b ro n y i szerzenia idei, k tó re narzucały się w spółczesnym um ysłom . Francja zachowywała więc n a d a l o trzym a n ą w sp ad k u su p rem ac ję literack ą i uspraw iedliw iała to uprzyw ile jo w a n e stanow isko d o n io sło ścią sw ojego w kładu. P orów nując się
z nią, praw ie wszystkie in n e n a ro d y m iały w rażenie, że są zapóźnio- n e i chcąc n a d ro b ić to zapó źn ien ie, w pierw szym o d ru c h u o bierały j ą za p rzew o d n iczk ę”2. Św ietne ujęcie, z je d n ą popraw ką: historycy um ysłow ości zbyt b ez tro sk o przypisują „ n a ro d o m ” cechy k u ltu ry elitarn ej. Jeśli to n aw et tylko fa ç o n de parler, to przecież b a rd z o m y lący. N ie „ n a ro d y ” czytały W o lte ra i D id e ro ta i „miały w rażenie, że są z a p ó ź n io n e ”. N ie n aro d y , lecz szczupłe, acz posiad ające znaczną pozycję i wpływ elity, p o d o b n e sobie o d P e te rsb u rg a p o L izbonę i - ja k kiedyś łacin ą - tak tera z bez tru d u p o ro zu m iew ające się w ytw or
n ą literac k ą francuszczyzną.
T e elity nie d a d zą się je d n o z n a c z n ie określić przez pozycję sp o łec zn ą ich członków . D o „ośw ieconych” m ógł się liczyć król i filozof, ch u d y lite ra t i spasiony n a b en eficjach biskup, d y p lo m ata i poszukiw acz przygód, b a n k ie r i kurtyzana. M ogło ich różnić
2 P. Hazard, Myśl europejska w X V III wieku od Monteskiusza do Lessinga,
w ykształcenie, o d m ie n n e m ogły być ich dążenia, zapatryw ania, zasoby, wszystko. Łączył ich i określał s t y l , i te n styl był znow u paryski, a b ę d ą c paryskim , był europejski. Był to, p rz e d e wszystkim, po lero w an y styl życia tow arzyskiego - k unszt rozm ow y, dow cipu, intrygi, m iłości i o b ia d u - styl salonu, w k tó ry m wyw raca się p o rz ą d e k świata.
Styl był atrakcyjny, w yrafinow any, m łodych zwłaszcza w abił i pociągał. B ezb łęd n e je g o o p an o w an ie podw yższało człow ieka w oczach w łasnych i „św iata”, daw ało p a te n t n a Europejczyka. »A rystokracja, w ielka b u rżu azja różnych n a ro d ó w robiły, co m ogły, aby przyciągnąć d o siebie tych, którzy p o trafili w ybudow ać te n szczęśliwy gm ach. Z aczynano o d przy sp o so b ien ia d o m u i p rzy stro je n ia ludzi, o d dzieła kucharzy, piw nicznych, p erukarzy, krawców; p rzejm u jąc fryzurę i u b ió r Francuzów , p rzejm o w an o ich styl. Kraw cow e z ulicy S ain t-H o n o ré, k tó re wysyłały d o wielkich m iast zagra nicznych lalki u b ra n e w edle o statniej m ody paryskiej, wywierały tym sam ym p rzy p ad ającą n a nie cząstkę wpływu społecznego; p o d o b n ie m odystki, p o d o b n ie m etrzy ta ń c a ”3.
Związek racjonalistycznej filozofii i polityki z salo n em i z m o d ą nie był an i konieczny, ani nierozerw alny, ale je d n a k zrosły się z so b ą n a tyle silnie, by wytworzyć p o p u la rn y stereo ty p zblazow a n eg o szydercy g ard ząceg o ojczystym obyczajem , językiem , wia rą ojców. W e wszystkich bodaj krajach E u ro p y m e c e n a s a m i o siem n asto w ieczn eg o p o stę p u , choć bynajm niej n ie zawsze p raw dziwymi je g o rzecznikam i, stali się k u ltu ra ln ie scudzoziem czeni
afrancesados. O św iecenie chciało być ogólnoludzkie; zam iast tego przylgnęło d o ń p ię tn o obcości. I o to ci wszyscy, którzy m ieli am b i cję i zdolności p o tem u , aby stać się duchow ym i p rzew o d n ik am i sw oich n a ro d ó w - H iszpanów , W łochów , N iem ców , Polaków , n a ro d ó w politycznie słabych albo rozczłonkow anych, ek o n o m iczn ie zap ó źnionych, ugrzęzłych w feudalizm ie, k u ltu ra ln ie d ru g o rz ę d nych - ci wszyscy znaleźli się w obliczu niełatw ego d ylem atu. M ogli wziąć gotow y ju ż ry n sztu n ek intelek tu aln y , w spółczesny eu ro p ejsk i