• Nie Znaleziono Wyników

Wybor różnych gatunków poezyi z rymopisow polskich dla użytku młodzieży Cz. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wybor różnych gatunków poezyi z rymopisow polskich dla użytku młodzieży Cz. 2"

Copied!
169
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

iw j . h o v ¿ - • J a t a n k x > v \ f ‘O ń f e - Ł t | 1 . v • o t t f / v t ' i L a i f t W & ^ j j

-a

i * ( } r ^¡-v * ¿ r a1 ( -r i15.s u > X ; t , i f Í A ’ - i ' ' . A'-.'.

(4)

1 S 2 1 9 8 : .

(5)

o

O D A C H

C Z V ; j

P I E Ś N I A C H I O P I L A R Z A C H O D .

W,

y r n Oda znaczy pieśń lub hymn Krót* Kie to poema skiadaięce się z pewnćy lio*l stro| czyli wrotek różnych między sobą, w yraża..^ tnaite uczucia. Cokolwiek unosi gwałtownie«. «zf, cokolwiek słodkie w sercu poruszenia Spra­ wuje, wszystko to odzie przystoi, Dwa więa gatunki tego poematu naznaczyć można, ieden ty, tonie szlachetnym i wysokim» drugi w tkliwym i przyieamym. W Odzie właściwie w ziętdy, poezya wylewa się a eaiij swq m ocą, i nic ni* masz w nióy tak poetycznego, iak Oda. W ia* oych poematach sam prosto nie okazuie się pee* *a, ale pod inaemi ukrywa « f osobami, Wj baykach mówią zwhrzfta, w Sielankach pajtf»

(6)

ostry lub żartobliwy, użala się na srogość losu, w Odzie zaś sarn poeta śpiewa, a śpiewauak na­ tchniony i zapalony Muzy , która całą iego

duszę n a p e ł n i ł a . I d&tegoto do tego rodzaiu p o e m a t u trzeba ow yd rzadkich przym iotów , któ­ r e ’ podług z d ^ ia toracyusfea, prawdziwego czy­ ni poetę: to ie- potrzeba twórczego gieniuszu i boskiego pra^e talentu, tłumaczenia się wspa­ niałego, szjcbetnego a często nawet wysokiego. P rzeięty -ntuzyazmem poeta, możeż zaczynać t nem >S3sty,n * umiarkowanym? N ie zaiste:

.^By^ząpałem ,. bierze zaraz ton śmiały i wy- • iy , uderzą mocno .um ysły, zadziwia, p o ry -\ Jd) * " ' ' '•<# *

a. N ie trzeba, żeby entuzyazm poety rosł z cięgiem o d y , dosyć żeby się utrzymał do końca,

Zdaie się częstokroć, zą w zapale imaginacyi wybocza daleko wierszopis od swego zam iaru, ze myśli iego nie są z sobą związane, lecz on, wprzódy doskonale objął rzecz sw oię, i ten nie­ porządek iest tylko pozorny. Że zaś wielki za­ pał długo trw ać nie m oże, przeto Oda z natury swoiey iest krótka. Poeni! to dzieli się na kilka gatunków. Są O dy poświecone czci Boskiey , i za takie uważać potrzeba Pialmy Dawida. N ad­ to są O dy bohatyrskie, ody lilozoficzne, ody

(7)

moralne. O dy w rodzaiu przyjemnym i słodkim, piosnkami pospolicie zwane, nie wyciągaią, iak pierwsze, wielkiego entuzyazmu: łagodne uczu­ c ie , wyrażenie d elikatne, właściwą ich cechę stańowi.

Grecya obfitowała w Poetów lirycznych, ale ich dzieła po większey części poginęły, ¡Symoni- desa z Geos, Stezy chora z H im ery w Syćylii £ Alceusza ż M ityleny, znamy tylko z pochwał da­ nych im od Horacyusza i Kwinty liana.

Z himnów Kallimacha urodzonego w Cyrenie iniescie Libiyskiem , ledwo sześć do czasów na­

szych doszło.

Z wierszów Safo rodem z M ityleny, która W G recyi dziesiątey Muzy zyskała nazwisko, dwie tylko ody pozostały.

A nakreon urodzony w Teos mieście Jo n ii, b ył wynalazcą wesołych pieśni, które dotychczas imie iego noszą. Śpiewał miłość i biesiady. O dy iego są krótkie, ale pełne delikatnych uezm. ów; i tkliwych obrazowi W ieść niesie, iż ziarnkiem winnego grona uduszony, życia dokonał. Jan Kochanowski w swoich fraszkach, wiele pieśni Anakreona bardzo pięknie przełożył, Narusze­ wicz nowe ich tłumaczenie wydał.

(8)

Z pomiędzy atoli wszystkich; Liryków Gre­ ckich, naysławnieyszym iest Pindar. Urodził się on w Tebach w Beocyi na 5oo lat przed naro­ dzeniem Chrystusa. 2 mnóstwa iego dzieł wier- tzopiskich, Ody się nam ty Iko zostały. W nich' uwielbia Poeta zwycięzców na czterech naysła- Wnieyszyeh igrzyskach G recy i, Olimpiyskich, Ist- joiyskich, Pityyskich i Nemeyskich. Czytaiąc ie dziwie się potrzeba tey madzwyczayney mocy gieniuszu, tym gwałtownym «niesieniom i temu porywającemu zapałowi, k tóiy iest cechą pra­ wdziwego lirycznego Poety. W ielkie obrazy, śmiałe przenośnie, żywe wyrażenia, sczęśliwe awroty, wspaniały i wysoki, a razem pełen za- cjiwycaiącey harmonii styl, oto iest, co Pindaro- wi pierwszeństwo pomiędzy znanymi dotąd Liry­ kami zjednało. Uwielbiony wśród igrzysk Gre­ cyi , ze zbytku, iak powiadaią, radości życia do­ konał około roku przed narodzeniem Chrystusa ' ^ 5 S>

Pomiędzy lacińskiemi Poetami Horacyuszt tyl­ ko sam ieden przez swe Ody nieśmiertelną sławę pozyskał. Widać w nich połączony zapał Pin- dara ze słodyczą Anakreonta i żywością Safo. Stqsownie do materyi, iest on m ocny,

(9)

wspania-i y , śwwspania-ietny wspania-i delwspania-ikatny. Ody iego przez ró­ żnych tłumaczone na iezyk Polski, staraniem Na­ ruszewicza w jednę »ęgg zebrane i wydane zo­ stały.

Francya na czele Liryków mieści Malberba i Jana Chrzciciela Rousseau. Pierwszy podług zda­ nia Boileau, iest twórcą Poezyi Francuzkiey, drugi przeszedł swego poprzednika, i postawił się •b o k Pindara i łacińskiego poety. Prócz, tycfe zyskali sobie niepospolitą sławę z lirycznóy Poe­ zyi: Le Fcanc, Thomas, Chaulieu, Dorat, Mam­ rot i kilku innych.

Z pośród liryków Niemieckich w gatunku he­ roicznym Fryderyk Boguchwał Klopstock, uro­ dzony w Quedłinburgu iy 5 a roku, pierwsze trzy­ ma mieysce. Myśli wysokie, styl wspaniały, wy­ rażenia m ocne, i ten porywaiący zapał, który wszystkie ody iego i himny ożyw ia, nieśmier­ telną dzieżom iego w uczonym świecie zjednały sławg.

Inni Poeci liryczni Niamiecey znakomitsi sąs Ramler, G leym , Ludowika Karschin, D enis, Vi- land, K leist, U z , Bagedorn, Lessing, Zachary* i t d .

(10)

Z pomiędzy Polaków Jan Kochanowski pisał O d y , nie wygórował w tym rodzaiu, gdzie trz e ­ ba siły i entuzyazmu: ale słodyczy i wdzięków n ik t mu odmówić nie może. Pieśni Kocho- Wskiego i Samuela z Skrzypną Twardowskiego zawieraią wiele m ocy i poetycznego zapału. Za naszych czasów Adam Naruszewicz słynął z poe- zyi liryczney. Pełen iest ognia, ma żywą irna- ginacyą; szkoda, że się rzadko utrzym uie, i u- żywa przenośni nadto śmiałych i często nieito- sownych. Sarbiewski w języku łacińskim składał o d y , i za wszystkich późnieyszych L iry k ó w , któ­ rzy połacinie pisali, naybliżey do Horacyusza przystąpił.

W naszych czasach wsławili się pisaniem Od Kajetan Koźmian, Ludwik Osiński, Franciszek .Wężyk.

(11)

JANA KOCHANOWSKIEGO.

IV estíe prawdziwe zależy na czystcm sumnieniu.

s

C v ero e roście patrząc na te czasy. M ało przedtéra gote b y ty la s y ; Śnieg na ziemi w y íé y łokcia leżał, A po rzekach wóz naycięższy zbieżał.

Teraz drzewa liście na się wzięty; P olne łą k i pięknie zakw itnęły:

L o d y zeszły, a po czystćy wodzie Id ą statki i ciosane łodzie.

Teraz prawie świat się wszystek, smifiie, Zhoża w stały, wiatr zachodni wieie:

P ta cy sobie gniazda omyślaią , A przede dniem śpiewać poczynaią.

Ale'to grunt wesela prawego i K iedy człowiek sumnienia całego, A ni czuie w sercu żadnćy w ady P rzeczby się miał w stydać swoićy rady.

T em u wina nie trzeba przylewacy Ani grać na lutni, ani śpiewać:

Bodzie wesół byś chciał i o w odzie, . . , Bo si£ czuie prawic Aa swobodzie. ł

(12)

"*N * \ v- V v _

$ P i e ś n i

A le koga gryzie »¿1 zakryły» N ie idzie mu w smak obiad obfity i Żadna go pieśń, żądny głos nie ruszy» ¡jftfaystko idzie n* wiatr mimo uszy.

¡>obra m yśli, któr&y nie przywabi, Chód kto ściany drogo u jedwabi;

K ie gardź moim chłodnikiem chrościanym, A b |d x zemną z trzeźwym i t piianym,

PIEŚŃ II. TEGOŻ. Ż a l Penelopy Ulissesa io n y «

Słońce Ju ż padło, ciemna noc nadchodzi, N ie wiem , co za głos u$zu mych dochodzi, ipostoię mało, a dowiem *ig pewnie, Dlaczego płacze ta pani tak rzewnie«

Już to dziesiąte lato niebo toczy, Jako m e smutne zawsze płaczą oczy: A dokąd mi s if miły móy nie wróci, a - d . . na Iwiecie troski móy nie skróci.

Już wszyscy insi aazad przyjechali, Którzy nieszczęsnóy Troie dobywali: Jam tylko sama bez mjża została, Sroga fortuna ta mi go zayźm ła.

Boday był wtenczas» gdy do Sparty płynął, T e n mąż niewierny na morzu zaginął!

dszłabym była tóy cigżkióy żałości, Przed którą prawie schną dziś moi« kości.

(13)

'Jana Kochanowskitgo.

S

Jakó 'ptak, kiedy towareyszazbędzie, Nigdy na rózdze zieloney nie siędsie, A między bory i pustemi lasy»

Sam ieden lata po swe wszystkie czasy; Tak ia nieszczęsna W lego niebytności, Muszę bydź zawzdy w trosce i w żałości: Chronię się ludzi, sama nie wiem czemu, Radam gdy świadka me mam płaczu swemfc

Bałam się 2awsze póki woyna trwała, '/dem wady o nim nieboga słyszała.

Tera* niewiedzieć gdzie po świeeie błądzi, A wierne serce zawsze gorzćy sądzi.

Troszczy mię smutną srogie morskie wody,, Troszczą mię wiatry, i złe niepogody :

Troszczę mię Wszystko, cokolwiek byJź możes Tobie go ia tam poruczam, móy Boze.

1 to mi czaseftł na myśl więc przychodzi, (B o łacno, gdy chce, nieszczęście ugodzi) ¿ 0 moie serce próżno się frasuie,

A on podobno gdzie indzióy miłuie. Zlećby mi płacił moie życzliwości, Bym miała doznać takiey niewdzięczności; , Bodaybym pierwćy ostatnie skonała, N iźli nowiny takiey doczekała,

Aleć ia ufam iego szczerćy cn ocie,

Ż e mię aie będzie chciał mieć w tytn kłopocit J Będzie pamiętał, i statecznie chował

(14)

4 2* * e i n i

Usilne w iatry, co morzem władacie, Jeśli też kiedy coto miłość znacie: Dodaycie mu tak szczęśliwego biegu, Ze wrycłtla stanie na oyczystym brzegu,

PIEŚŃ III. TEG OŻ.

Obraz powodzi pawszechnćy. Przeciwne chmury słońce nam zakryły, I niepogodne deszcze pobudziły, W ody z gór szumią; a pienista W ilna,

Juz brzegów silna. Strach patrzać na to częste połyskanie: A przez to srogie obłoków trzaskanie Kładą się lasy , a piorun gdzie zm ierzy,

Źle nie uderzy. Za kła da y koral), cieślo nauczony, A kto w ie, ieśli nie w rócą się ony Isieszczęsne czasy , kiedy powódź była

św iat zatopiła.

Sześć niedziel wtenczas deszcz lał nie przestaiac, A ziemia nowe źrzódła pobudife

Hzek przymnażała, tak iż morskie wały W ylać musiały. Z ludźmi pospołu i miasta i g ro d y , łNieuśmierzoue zatopiły wody;

Ńie wysiedział się pasterz z bydłem wcale, i, JMą jiądney skale.

(15)

Hyfcy po górach -wysokich pływ ały, Gdzie ledwie przedtem pióra donaszały Mgżney orlice, gdy do miłych dzieci Z obiowem leci. Ale natenczas,'i matkę i syny Pożarła woda, i wszystek zwierz in y : Sam Noe został, przy nim żona tylko, A dziatek kilko. N ieżyzne w cnotę to tam były lata, Gdzie ledwie ieden ze wszystkiego św iata, N alezion, co go Bóg wcale zachow ał,

Gdy nierząd psował. T e n b ęd ą c z łaski pańskiey o strze żo n y , Zbudował sobie korab niezm ierzony: Ńa którym pływał czasu złey przygody,

p o wierzchu wody, A wszyscy insi nagle zagarnieni,

I w głębokościach morskich zatopieni, N iebo a m orze, te dwie rzeczy b yły

Świat zatopiły. A kiedy się iuż prawie dosyć Stało Pańskiemu gniewu, potrosze spadało [Wielkiego m orza: aź za czasem skały

Z wpdy wyźczały. P otem i zbytnie zaw arły się zdroie, A bystre rzeki wpadły w brzegi swoie; Ziemia ku słońcu pełne ciężkiey ro sy ,

Rozwiła włosy. Jana Kochanowskiego.

(16)

A trupy wkoło straszliwe leżały, Ludzie i bydło, -wielki zwierz i mały: Pełne ich morza, pełne brzegi b y ły ,

Boga ruszyły. I rzekł Noemu: iuż teraz na ziemię W ystępuy śmiele, i z tobą twe plemfe: Oto ią znowu przyodzieię lasy,

Na wieczne czasy. I będzie iako po te lata wszytki,

Ziemia dawała wszelakie użytki:

Mnóżcie sig, niech świat spustoszały wszędzie Znowu osiędzie.

fA w tim upewniam każdą żywą dusaię, %e nigdy potem takich wód nie wzruszę, Którfeby miały ziemię opanować,

I świat zepsować, iWłożę na niebo znakomitą pręgę,

Którą gdy nyźrzę, wspomnę na przysięgę, 2 * mam hamować niezwyczayną w o d ę,

1 nie zawiodę. Pomoiy się lutni: nietw oićy lo głow y, Wspominać Boga żywego rozmowy: Każ ty nam zasieść przy ciepłym kominie,

A ż zły czas minie. i

(17)

Jana Kochanowskiego. 7 P I E Ś Ń IV.

C n ocie, nie fo r tu n ie u fa ć potrzebuj

\ ; t 4 , ! ,

N ie wierz fortunie, oo siedzisz wysoko £ Miey na poślednie koła pilne o k o :

Bo to niestała pani z przyrodzenia, Często więc rada sprawy swe odmienia.

Nie dufay tr złoto, i w żadne pokłady, Każdey godziny obawiay sig zdrady.

Fortuna eo da, to zasię wziąć m oże, A u niey żadna dawnośe nie pomoże. A ci co ż tobą teraz przestawała, Tw«y się fortunie, nie tobie kłaniaią: Skoro ta zniknie, ty ł każdy podawa, Jako cicó, kiedy słońca mu nie staw«.

Lecz iako sama oczy zasłoniła, ' Tak swem pochlebstwem łudzi pobłażnila: %<s drugi w yżey posa gębę n o si,

»A wszystkie insze oczyma przenosi.

T y pomniy, ż e tw o y skarb u szczęścia w mocy, A t*k się staray o takie pom ocy;

Aby Wzdy z tobą twego co zostało, Jeśli zaś będzie szczęście swego chciało.

Cnota skarb wieczny, cnota kleynot drogi: Tegoć ni® wydrze nieprzyiaciel srogi,

Nie spa-li ogień, nie zabierze woda; Nad wszystkićm inszem panuie przygoda.

(18)

P i e ś n i PIEŚŃ V. TEGOŻ

N ic na ś wiecie nie masz -stałego. N ie pprzucay nadzieie,

Jakoć się kolwiek dzieie, , Bo nie iuż słońce ostatnie zachodzi, A po złey chwili p ięk n y dzień przychodzi, Patrzay teraz na lasy ,

Jak o prze zim ne czasy,

W szystkie swą krasę drzewa utraciły, A śniegi pola wysoko przykryły. P o chwili wiosna przyydzie,

T en śnieg z nienagia zyydzie ,

A ziernia skoro słońce iéy zagrzeie* ' W rozliczne barwy znowu się odzieie. N ic wiecznego na świecie;

Radość-się z troską plecie:

A kiedy iedna weźmie moc nawiętszą, W tenczas masz uyrzeć odmianę naprętszą, A le człow iek zhardzieie,

Gdy mu się dobrze dzieie.

W ięc te ż , kiedy go fortuna om yli, W net głowę zwiesi, i powagę zmyli. Lecz na szczęście wszelakie,

Serce ma bydź iednakie:

Bo z nas fortuna w żywe oczy szydzi, T o da, to weźmie: jako się iéy widzi,

(19)

T y nie miey za stracone, Co może bydź wrócone:

Siła Bóg może wywrócić w godzinie; A kto mu kolwiek u fa, nie zaginie.

PIEŚŃ IV. TEG O Ż.

Z •czasem wszystko się odmienia. Nie zawsze, piękna Zodia,

Róża kwitnie i lilia:

Nie zawsze c z łe k będzie m łody, Ani te y , co dziś urody.

Czas ucieka, iako Woda, A przy nim leci pogoda, Zebrawszy włosy na czoło: Stąd iey łap a y , bo w ty ł goło.

Zima bywszy zeydzie snadnie: Nam gdy śniegiem włos przypadnie, Już wiosna, \iuż łato minie,

A ten z głowy mróz nie zginie. Jana Kochanowskiego,

(20)

SP i e i n i P J E Ś Ń I.

SAMUELA TWARDOWSKIEGO, W j prawa Moskiewska W ładysław a IV.

roku *634,

Oto

rączemi pióry, Merkury leci wesoły! Który kąt i świat który

Z Faetontowemi ko ły,

Tobie monarcho wielki zagrodzony? Który kres sławie twoićy zamierzony;

Dosiągłeś ręką długą, Przy lądowym Hiporborzo

Zraziłeś Hidrę drugą, Tam gdzie powstawaią zorze.

Przepadł bez żadnćy twoich państw obrazy, Pyszne zioną wszy nadzieie Abazy;

Ż e nie czuł cię przytomnym, Porwanego Akwilony,

Tedy z woyskiem ogromnym , Wyprawił się do Korony,

A le doświadczył, lub Bórysten priesz, Z s »fgasz Dniestru i daleko biiesz;

Acz i wam część zwycięstw* i Których tam cnota doznana,

Każdemu swego męstwa Słtwsziiic p il» * b y # m # ¿ » 5

(21)

Które wy zniósłszy przed zwyciężnym tronem ? Gcłdnyae panu z powinnym ukłonem.

T ed y wraz po T ry o n a e h , Zagrzmiały w tryumfie d ziała,

Grom i echo po stronach, Z gór pobliźszych się oz wała. 2apaią ognie, uderzą do kw atrów ,

Dźwięk, huk i tumult pochop weźmie z wiatrów. Porywa się strw o ż o n y ,

Nieprzyiaciel tą now iną, Razem imprezie oney, Dziwuie się co przyczyną:

Co iest? czy W ołga łańcuchami spięta: k u p io n y M ozaisk; czy stolica wzięta:

N ie pierwóy się wyzwoli, Aż usłyszy, co w tęm było.

O iako go zaboli!

Jako to i utrąpiło.

olałby słyszeć Scyllę rozdrażniona ( b o la łb y widzieć C yntyą zaćm ioną,* •>

Przecię iako żubr, który Od psow wielkich wparowany

W cieśnią i przykre g ó r y ,

IN a miecze nie dba i rany. Horami mjecę ziemię, ¿rze od iad u , ^ni sig dawa ppzyć do upadu;

(22)

P i e ś n i I niebo go przykryw a, I i ę d z e co dzień wścinaią,

O gnia , wody ubyw a, Kule pod ziemią sięgaią.

Przecif on g ó rą, przeeię zda sif srogi, . N a wiatr szalone miecąc próżno rogi.

Znośniey mu Etnę n o sić , Znośniey Zyzyfowe brzem ie,

A niż pokoiu prosić, I harde uniżyć ciernie

Tylko iak we śnie przez howorów ty le , Z niewoli marzy o dobrem coś dzile.

PIEŚŃ II. T EG O Ż winszuiąca.

Do

Stanisława Łubieńskiego

,

Biskupa Płockie' g o , w dzień, przeniesienia Świętego

Stanisława.

S kad em niebieskiey pełen dzis otuchy: Co"mię za wieszcze pory waią duchy ?

Ż e pióry wzbity lekkiem i,

Po wzgardzonćy nie chodzę iuz ziemi? W idzę cię piękna ozdobo Korony.

W idzą cię w dzień tw o y , dzień błogosławiony, I>zień nad dni Juliu.-zowe,

Nad godziny złote Augustowe. Jakie pociechy z swoich Rzym Trajanow , Jakie ozdoby miał z W espazyanÓw,

(23)

Sam uela Jwardowshiego Ze godne dni ich pamięci,

Po swoich szrankach tryum falnych ścięci, Widzie© igrzyska, turnieie i skoki,

Ognie po murach i inne widoki. Słyszeć, obeliski k u ią,

W ieńce z bobku i oliwy snuią. Nie będzie tobie, ( co z czasem się m ien i) Żadnych oyczyzna ciosała kamieni:

N ie będą następcy dom u, Kuć Kolossu , abo Hyppodrom u. Inszy styl tobie Erato gotuie,

Nie te n , co tw arde m arm ury rysuie Ale CO W przyszłe nadzieie Złotem piórem charaktery Ieie. T y iakoś wielki w swoiey dziś ozdobie; Samemu wszystko powinieneś sobie.

Sames, sam i z domem twoim Cnotą urósł, i dowcipem swoim. Ale nie w pierzu, nie w sai pieszczony, Nie w próżnowaniu i nadzieie p ło n ey ,

Za pracą i duże poty

W górze palma i nagroda cnoty. O! iakoś i ty przystęp niełaskaw y, Jako miał śliskie i trudne przepraw y,

Niżeś dostąpił tey skały,

Gdzie tw ćy sławie pałac okazały!

Pierw ćy o słodkie w Parnassie Kameny < Niewinne a razu spracowawszy w eny,

(24)

P i e ś n i W ażyłeś o większe zdroie,

Gdzie A rkturus koła toczy swoie. W nadzieie potóm przyszłe patronowe, Deptałeś górne progi pałacowe.

O ! kom u nie śliskie progi, T w o iey nigdy nie uniosły nogi! Widziało m orze, razem cię widziały Hyperboreyskie Charybdy i skały,

Przy panu równo z inszemi,

Gdyś w niewdzięczney żagle zmiatał ziemi B y li, co w owych rozpaczali trwogach,

B y li, co w łodziach ufali i nogach, Z brzegów chcąc cicho upłynąd; T yś chciał umrzeć i przy panu ginąc. Co w drugióy ondy domowćy turniei ’ Gdzie przy żelezje a pysznśy ■ nadziei,

Wolność oparła się była,

Chcąc po panu qad swą siłę sił*. Wielu uniosły wiatry one szumne, Wielu uniosły głowy nierozumne:

T y w szturmie obrałeś onym

Bydź przy panu z swoim spółrodzonym. T e y stateczności przez tumultów tyle,

Nie mógł pan iedno przyymować iey mile: Czem ku dalszej swey ozdobie,

Wiernem przybrał naczyniem cię sobie* Stąd o Stu oczach Tyniec Argusowych, Stąd o dwu rogach czapka Kalęhanwwycii,

(25)

G dy Łuckie tryumfy święci Przy koronney pospołu pieczęci.

Po trudach zatem i pracy soWitey, W zabawach ważnych R z e c z y p o sp o lite j,

Jako szron i blisko śniegu,

Przyszło w ytchnąć i mieć się ku brżćgu.

Ukłonów syty i dworskiey ochoty , T a k za nagrodę zasłużoriey c n o ty ,

Płock głowy korona tw o i,

Płock w infuły Pomlafty tw e stroi-0 iakie świeżo z ciebie miał ozdoby; Gdy W cieniu przesztym koronney ż a ło b y ,

0 Pana i o K oron ę; '

Widzieć było żarliwość tw ą one! Przy tw ey powadze i’ poczcie ozdobnym j> W ymowie słod kiey, baczeniu o so b n y m ,

1 praw a, które się chw iały, I ołtarze w szrankach swoich stały,

, »J ' '

Jakie pociechy! gdyś królewskie tru n y, 1 opłakiwał razem ich fo rtu n y ,

Że stan ięh i dzień w esoły, v i ' Zmierzchł w m omencie, i płonne popioły N a dźwięk Nestorów i twoię pow agę,

W zbudzoną Kocyt pohamował flagę; I b y cd ludzkości m iały, , Same potem Parki żałowały

(26)

Po tćm zaćmieniu, iako się poraau W ybito słońce, a n o w e m u panu

W płasczu i złotey k o ro nie,

Na o j c z y s t y m przyszło u sitic tronie: Kto o s tr o ż n ie j s z y z rodzonym spół twoim? Kto i w momencie żarliwszy oboim.

Żeby przy ołtarzach cało

D obro wszystkiej korony zostało? A m y około twego siedząc stołu, Gererze żyzney ofiaruiem wołu:

I pod Bachowę h e d e r |,

Jiow ^ w dzień twóy zakwitniemy cera,

P I E Ś Ń 1.

W ESPAZYANA k o c h o w s k i e g o, • r zy*t'' " y' * v

ł-Zbytniego szczęścia i prózney chwaty skutek.

O s z u s t e m Sława, a Fortuna zbiegiem, Dziś tu , a iutro gdzie indziey noclegiem; Obstawać wiecznie łub przyrzekła kom u, Alić gospody iutro w innym domu, '

Szali, zawodzi, kto i4y bardziej w ierzy, Jak śkło tłucze się, iedno w nie uderzy: Ja k o sowite p r ę d k o ' śniegi taia , *

(27)

^ e s p a z y a n a K och ow sm ego. *7 T a k on» sam a' sam ey sobie zguba,

L u b pow ierzchow na n ap u szy ,tą chluby, Zda ^ by cli czemsi: a z lekkiey przyczyny

Jest niezćm, kiedy pozbędzie puchliny. T ak kłos we żniwa co się w górę sili, . ,

Ziarna nie miewa: a który się schyli

Ku z ie m i, ten znać nieczezy; bo tak byw a,

Pyszny się sadzi, człek dobry ukrywa. Gdy z rana promień Febe rozpostarła,

Olhrzymski czyni cień małego, k arła; Lecz na pół nieba gdy dóydzie tro p ik a , Mały małego cień , będzie karlika. O kom u z rana po myśli się wodzi,

I fortuna m u na o b ro t p rzy chodzi, ^ H o y n y m go w iążąc rogiem A m altei, ^ ^ N iech na rnunsztuku przy trzym a nadziei. » Niech z tym ostrożnie idzie szczęścia darem

Nię wzbiiaiąc się wysoko z ikarern;

Jak w o sk o w a n e chwycą ognie sk rzy n ia,

O d b ie ią , ludziom zmiorzłego straszydła.

P I E Ś Ń II. T E G O Ż.

/

i o s ti a,

Niech lato kopy lic z y , niech iesień winnico U prząta, i przestrone napełnia piw nice.

Bachusowemi niech się zima mięsopusty S c z y c i w które pozwala cney młodzi rozpusty.

(28)

% W i e r n i

W iosna wszystkiemu czołem : ona śniegi zbiera, 1 na przem aizley ziemi ona rozpościera

Różnych kwiatów szpalery: taie lód żałosny, G dy mu gwałtem dogrzewa lubey ciepło wiosny.

Z ujeżdżonego grzbietu W isła zrzuca lo d y , i wszelkie w dalszej nie chcą żyć niewoli wody. Pogodne dni oświeca z ciepłem iasne słońce, A ziemia snieżney zbyw a, iak przez gwałt opończe.

Ustały zawieruchy : na to mieysce goni fjciekaiące austry z Zefirem Fawoni: P rzy których E tezye, iak i KaurUs w ieie, Aż wszelki rodzay kwiatków w ogrodach sie śmieie.

Tw a ręk a, panno piękna, niechay nie m itręży, Niech ci z prędką nagrodą ta praca nie cięży. W iosna k aże, bierz krzaki z piwnic rozm arynu, Tubo są obum arłe, nieś je do dźiardynu.

G dzie, iak prędko ożyią z wlosnowćy wilgoci, W ieńcem tWćy głowie będą pamiętne dobroci: T o ż pachnąca lewanda, tulipan, liiołki,

W różnobarwe upstrzywszy kolory wierzchołki.

N arcyssy, hiacynty i heliotropy,

T u ż zabiegiem słonecznym postnpuiąc w fropy: T u swey blednie lilia białością n atu ry ,

Sam się róża czerwieni rumieńcem purpury, W drugim krzaku zaś biała, na słoneczne przyście, Przyjem ną czyniąc w onią, swe rozwija liście.

(29)

fVespazyana K o akowskiego.

jy

^efiry powiewała, woda bieżąc m ruczy,

T o wszystko, piękna dziew ko, nićcliaycienauczy:

Jako masz kwitnącego dziś zażywać w ie k u , Który raz utracony nie wróci się człeku.

W io sna, m łodość, uro d a, w nieścignioney ło d zi, Bystrym Dunayca nurte/n płynie i ucfiodzi.

Róża prędko opadnie, iesień kwiatkom szkodzi, Które zaś przyszła wiosna powtórnie odmłodzi; Człowiek w następuiącey dalszych lat iesieni r Drugi raz nie odtnłodnie, ani się zieleni.

Przeto kwitnacey pory lat tWy- h zażyy snadnie‘ Już się ten kwiat n iem ło d z i, kiedy taz o p a d n ij

P I E Ś Ń IIL T E G O Ż .

Biblioteka Jakóla M ichałowskiego} K aszte­ lana Bieckiego,

Kto chciw złota, złoto zbieray, Kto sławy, z O rdą się ścieray, Komu Bach mił swym zwyczaiem, Niech się podsyca Tokaićm. Kogo nie mierzi F ilida,

Niech się przechodzi doSm ida: Komu we łbie smerzą m o le , Niechay ze psy idżie w pole. Twe myślistwo iest w tey chlubie,

(30)

f i e i u i Nad królewskie że ie k ładę, Piękną mądrych » ą g gromadę, ptolom eią wielkie dzieło

Biblioteki, wsławiło,

W któróy sieclmkrod stotysięcy Xiąg b y ło , iesli nie więcey,

A lexander gdy do rady W szedł, nigdy bez Iliady: T § tak kochał i szanował, P od poduszkę że ią chował.

Alfons także z A rragony,

Naxlziw królom , król uczony, W swych dyskursach gdy wesoły Xięgi zowie przyiacioły.

A nuż Rzymskie Belw edery, Syxtusow ey m a n ie ry ,

Niezliczone w nich xiąg szyki, Różne różnych głów języki. Alei osme czynić dziwy

M oże, stan pański sczęśliwy: Według m iary mieć xiąg sprzęty Z ilo śćv kto chęcią ich mety.

■•V l • £ . Ja to w iwoim chwalę stanie,

L uby Musom Kasztelanie, Żeś przedsięwziął tę imprezę, W li X1^ znaczną spezę, s wmiim 5

a Tsuenw&i ii »t&y

(31)

Mieć ogarów huczne głosy, I Angielskie złe m olosy,

Chować bierne wilka charty, Co im niedźwiedź żart uparty. Hucz, biesiadny, kupcz tow ary ,

M iey sławę zbiwszy T a ta ry , Zainkniy złota mnogo w skrzyni,, T o cię m ądrym nie uczyni. Lecz. komu Bóg te myśl ześle,

I że w uGzonćm rzem ieśle, Zaprawuie afFekt tęgi,

, M yślistwem mu m ądre xięgi-'Te kapłanom peda dały,

I poważne pastorały, W ystawiły m ądre m ęże, Poczyniwszy z nich Papieże. Xiega p ew nie, nie psów zgraie,

Senatorom mądrość tlaie; Xięga nauki m istrzyni,

Z nich dowcipnych mówców czyn? Jako tam ktoś w łeb się drapie,

W radzie rzecz nie o harapie Insza wilki szczwaę i liszki, Fochy stroić, tłuc kieliszki. Ow zaś co się xięgą baw i,

Słodko zdanie swoie praw i, G dy poważnych racyy ruszy, Swych nadstawia senat uszy.

(32)

Bo publiczne, wierz mi spraw y, Potrzebuję tey zabawy ; By senator chirtne oko Zapusi-.cżał w .Statut głęboko. Trzeba i.wiedzie polityki,

I o yczyste w tęż k ro n ik i, K raioj cisów h isto ry e, B y m oxna, zjeść mimicy e, Ale ktoż dziś ten koszt łoży?

W oli psa zapłacić dro ży , A xięgi gdzieś w szafie siedzę; Co w n ie b , same mole wiedzą.

P I E Ś Ń IV. T E G O Ż . ,

D o Lutni, Lutni moia ulubiona .*

Lutni wdzięczna, złotostrona, Kto tw e cnoty, kto przym ioty? Kto wychwali dźwięk twóy złoty? T yś na irasunki i tro sk i,

D ar z nieba zesłany b o ski, T y ś w snutkach ludzkich iedyną O chłodę i m edycynę.

Chcesz wiedzieć, iakiey natury M uzyka? Jerytha r a u ty , *

(33)

N ie taran em , ani działy» Lecz od nióy

poupadały-V zypomniy sobie i owę Dziwny maniią Saulowę,

Jak się nie w przód ukołysał, Aż wdzięczna arfę usłyszał. Yv spomnęć i dawnieysze czasy,

Jak tańczyły g ó ry , la s y ; Pardowie i lwi o k ru tn i, Na miły dźwięk Trackiey lutni. Lecz się pewnie mało rzekło,

Jey słuchało kiedyś piekło. G dy Orfeus w piekle żony Szukał, liryk, biiac w strony.

Ale i w m orzu, patrz ona Czyni dziwnym Amfiona, Jego w srogiey morskióy to n i, Lutnia trzym a, lutnia brona.. Acz i nieba kołow roty,

Odprawmy się o b r o ty , Harmonii na głos dziw ny, Nócąc Bogu zwykłe hirnny. T ak i w b o iu , bez przynęty

N ie bywa mosiężno dętey T rą b y . A zaż' i lusztyki W ażą c o , gdy bez muzyki?

(34)

Ted muzyka ma zaloty,

K tórą snadź przez cztery młoty Kowalskie, biiące oraz,

Miał w ynaleźć Pitagoraz, . Lubo z takiego po czątku,

D o tego przyszła p o rz ą tk u , Ż e dwadzieścia głosów może Liczyć iey w porządnym chorze, A słyszyszźe lutni i ty?

■¿e maniia gość niezbyty, Zas przy tobie wziąwszy czasze, M elancholią wystraszę.

P I E Ś Ń V. T E G O Ż ,

Marnotraccwo m łodzi P olskiej, O nikczemna młodzi ?

T akhćto uchodzi?

Go krwawym potem oycowie zbieraią, Synowie gnuśni marnie utracaią!

Kto z nich dziś tak szczodry ? Oycowskiemi d o b ry ,

Pięknie szal me zakochawszy c n o tę , swym zaciągnie kosztem iezdną to tę?

Kto dziś wieś zastawił, Żeby poczet stawił?

(35)

n^g^fcsłe^-y pragnieniem młodzi«1“ ««*' , H ochotnikiem aże pod K am ieniec,

W o li .się fantow ać, W iości rozm arnow ać.

Tak mniema, sławy źe dostać przy stole; Jak tryum fow ać w zwalczonym Stam bule

W o li odzian lam ą,

Z grzeczną w tańcu d am ą, P odkow ą krzesać paw im ent cio san y , N iili si§ w p o lu p o tk ać z Bisurm any,

P I E Ś Ń I

FRANCISZKA KARPIŃSKIEGO.

jVa obraz tryum fu śmierci,

^ N ie p r z e W a g a n a ! co iak kw iaty z trawą W ycinasz króle razem z poddanem i! D rży przelękniona pod tw ą rę k ą krwawą N a tu ra , próżno prosząc cię za swe-mw Królestw o tw oie iest w głębokim grobie, Który k ra y wiecznćm dziedzictwem posiada Jed n y m choroba daie znać o ¿obje,

Na drugich sama zn ien ack a napadasz,

(36)

P i e ś n i

Tu Semiramis, Sesostr, H ektor, G reki, Salomon, C j rus, Alexander, ginie: Pirrus, Annibal, Scypion, powieki Zamknął; i Cezar dokonywa w gminie* Nienasycona tak wielkiemi plony, Na słabe nawet porywasz się dzieci: I biała piękność, i iey włos trefiony Pod nieuchronnym twym pociskiem leci, Ale tak cię to tylko boiaźliwe

Maluią dusze, co nie są tak śmiałe Przystąpić; żeby te larwy fałszywe Zdjęły, któremi straszysz wieki całe. T yś iest naylepszą mistrzynią m iy wiary,

i y kończysz życia ziemskiego przykrości, T y mi się staiesz pierw szym darem z kary, Otwieraiąc mi wielkie drzwi Wieczności.

P I E Ś Ń II. T E G O Ż . O uspokoicniu z cnoty. Kto cnotę smutną maluie, W iele iey wdzięków uymuie, Ona się milę uśmiecha,

Oczu nie zwraca, pie wzdycha. Wszystkie przygody jednako przyymuie: Sczgście, niesczęście, równie ią kosztuie.

(37)

Próżno zaostrza swe strzały Przypadek na nię zuchwały: J' k skała falą tłuczona,

Burze swym statkiem przekona.' Albo iak ogień, im bardzićy się wzmaga, Tem do piękności złotu dopomaga.

Sokrates piie truciznę Za to , że kochał ojczyzno. 'W ypił; i daie bez trwogi Swym przyjaciołom przestrogi. Anitus (••■) bardziey miesza sio i m ruczy, Ze mu i śmiercią nawet nie dokuczy.

GzegO to n b ieg a stro sk a n y ?

Rwie włosy łzami zalany! Za tem mu się płakać zdało, Co bydź koniecznie musiało.

Niechay się ieszcze choćby sto lat smucą, N a ie d e n fenig szkody nie powróci.

Łańcuch od wieków związany Każdtiy na świście odm iany, T en go .pczerobić sarfi zdoła, Który powiązał te koła.

Na cóż się smucić? co iest,- albo było, .Wszystko przedwieczny w y ro k uiściło.

Część II. rr

Franciszka Karpińskiego.

(38)

P i i 'ś « I M y bardzo k ró tk o żyiem y, I nic o iu tr z e nie wierny , Z a cóż te n kwasić czas m ały! N ieba nie lia to go dały.

N i e c h niew olników zł.ota, strach obleci; Czego się trw o ży ć m aia boskie dzieci?

P o drodze tk an ey cierniam i K w iaty rzucaięc przed nam i, Id ź m y , nie dbaiąc na b e l e ;

C h o ć nas co czasem ukole.

T a m , p o w i a d a j, gdzie bez kolców ro ź e, Każda się ran a p rę d k o zgoić m oże.

P I E Ś Ń III. T E G O Ż .

K lo e, nazwana Leszkiem biatytn Z» panowania Leszka b iałeg o ,

C hciało się blisko by d ż króla te g o ,

1 W szystkie się za nim oczy zw racały, B odayto Leszko królow ał biały.

On t) I ko s p o jrz a ł, w net się zbiegano, Skinienia iego uprzedzić chciano. Oczym a tw arde poruszał skały: B odayto Leszko panował biały.

(39)

Leszko zapłakał , wszędzie płakano: M yślał, po wszystkich kątach myślano: śm iał się, powiaty wszystkie się śmiały- Bodayto Leszko panował biały.

A gdy mu czasem gniewać się chciało, W in n y , niew inny, wszystko to mdlało, Kocha, boi się Leszka lud cały,

Bodayto Leszko panował biały.

Leszku jedyny! iak może wiele Rozum dokazać w nadobnóm ciele! Niech tam kom u c h c ą , tiaią pochw ały, Bodayto Leszko panował biały.

P I E Ś Ń IV. T E G O Ż .

D o p rzjiaciela. Na tern tu mieyscu z wami ia żyłem , Z wami tu wodę Niemnową piłem ,

# T e ż same b rzeg i, też same ścian y , Gdzie was kochaiąc, byłem kochany.

Ściśniy mię Filon, wzaiem ściśnięty Spiewaymy słodycz przyiaźni.

Za co mi stanie! że mówię śmiało, » Nic mię od ciebie nie oderwało. „

(40)

3 o P i e ś n i Ktoś kłóci ludzi, ktoś miasta -wali, M y się w zaciszu stale kochali.

Ściśniy mię F ilo n , wzaiem ściśnięty * Spiewaymy słodycz przyiaźni świętey.

Niech mi tu twardy kamień postaw ię,. Którego późne łata nie straw ię;

N a nim dam napis niestarty wiekiem: „ Dwóch ludzi było iednym człowiekiem.

ściśniy mię F ilo n , wzaiem ściśnięty ^ Spiewaymy słodycz przyiaźni świętey,,

P I E Ś Ń V. T E G O Ż . M atka da córki. Śmiało Anusiu, córko ulubiona, O to iest ciężar, a ty masz ramiona. Widzisz tę górę ; po niey ostra ścieszka, N a samym wierzchu piękna cnota mieszka,

W szystko zostaw tu na dole, Spiesz się .do góry ;

T am łagodzi nasze bole* Niebo bez chmury.

(41)

Franciszka Karpińskiego. P I E Ś Ń VI. T E G O Ż .

Pieśń Siostry do S io stry, na im ieniny; M arcyanno! dziś twe święto!

Juz to drugie imie było , Ktćićiii ciebie zwad zaczęt®, Pierwsze mi więcćy znaczyło,

Jeszcześ imienia nie m iała, Jam cig moią siostrą zwała.

Dzieciństwo nasze schodziło, D obrey matce ulegaiąc; Nic nas w życiu nie różniło. J ą , siebie, wzaiem kochaiąc.

Jak ie z kolebki zaczęto, Trw a do dziś miłośęi święto.

D ay «mi rękę siostro miła , By nam skąd nie przyszła strataj T y mię będziesz prowadziła, .Wpośród ciernia tego świata. Idąc wyroków nakazem ,

(42)

P i e ś n i p l E Ś Ń I.

FRANCISZKA KNIAŹNINA.

H a stoletni obchód zwycięztwa Jana III. pod W iedniem roku. i 683«

S t o lat ubiegło, iak Polaków skronie Pysznym się laurem cłzisiay zieleniły; Gdy raz ostatni , w jednomyślnym gronie, Chwała z ich sercem połączyła siły , Że śmiało mogli rzec sąsiedzkiey dum ie; ISiecłi zna Europa, co wolny lud umie !

Kiedy pod W iedniem błysnęły miesiące, Strach był ostatni padł na Chrześciiany. K t ó ż tedy dźwignął mocarstwo ginące?

Gromca niew iernych, Jan z nieba zesłany. Przyszedł, obaczył, i' swóy lud postawił: Rozproszył T u r k ó w, a Niemce wybawił.

Jeszcze te dęby stoią nad Dunaiem, M iedzy któremi p o h a n i c c się chował; Za obcym Polak gdzie \ obstaiąc kraiem , Krwią nieprzyiaciół wart bystry farbował. C hockż ta farba zniknęła w E u x y n ie, (.*) Ale tych brzegów świadectwo nie zginie.

(43)

Stoiąc te m ury, te kościoły daw ne, drżały na moc szturmuiąGĆy ręki. Niecłiay przypomną tó witanie sławne, Jak huczne' niebom śpiewano podzięki:

K ie d y m ą ż , p p łe n i męstwa i wiary» Zdobyte Bogu poświęcał’ sztandary.

Sława naowćzss trzymaiąca z nami , Bm nić radziła niewdzięczni' sąsiady : Ponad pysznemi wznosząc się Tatram i,

Ś p iew ała rasze wspaniałe pm lziady A na iey t r ą b ę świat pełfen zazdrości, y\ mszował Polsce m ęstw a i ludzkości

F ranciszka K n ia źn in a ,

p i e ś ń ii. t e g o ż ; j t , , ' ’' 1 , ;

D o Obywatela.

Tę boską lutnią ilekroć mam w r ę k u , Cnocie hołd oddać, moim zawsze celem;

Jakże mi słodko, czystego iey dźwięk.« Za tobą użyć, przed Obywatelem!

Któż obywatel? ten , co swemi trudy W spiera los braci, choć przeciwność biie, Któremu wdzięczni rzekną bez obłudy : n Niech żyie wiecznie, bo dla nas on żyie

(44)

34

P i e I n i K tóry iak drzewo wśrzód burzy otuli Skupioną trzouę »wych .liści ram ieniem ; Biegną, śpiewaiąę, tam pasterze czuli: Cieszmy się pod tym dobroczynnym cieniem!

T a k , kiedy Polak śmierć zyskiem p o c z y ta j I chlubę z placu przynosi! na czele;

O r s z a k pici Iubćy z dziatkami go witał; y, T o nasi zbawcę! to obywatele! „

Roskosz im b y ła, dla m iłey swobody Przyciejrać karków i Hordzie i Rusi: Owoc to przodków; był męstwa i zgody; Krew z nich idąca dobrze to czuć mysi.

PJie złotem w tedy , ale szło żelazem. G d y wić hetm ańska ruszyła pałasze, Odgłos b y łie d e n : trzymaym się razem; Bo idzie o nas, bo w tem dobro nasze!

Jak złoty kruszec zakradł się do rad y , Spoyrzała chciwość na własny użytek: Krok się ośmielił uczynić do zdrady, Pchnęła ią dum a, a popędził zbytek.

Żądzom podłości raz popuścić liców, Stęka kray n ędzny, upadaią miasta:

W idać chwast lichy , ca z żalem dziedziców* N a gruzach wielkiey budowy porasta.

(45)

Franciszka Kniaźnina. D arem nie Cnota, to r podaiąć chw ały, R o z n i e c i światło, i ogniem zapali: Potrząśnie głowę ród zapamiętały; „ Niech ginie wszystko, byleby m y cali

Za nic im przykład i ów zapał św ięty, Co swóię widzi nagrodę wśród »ieba: Gdzie ziarna sypią, gdzie na lepie n ę ty , Ślepa na zgubę pędzi ieh potrzeba.

T ak orzeł w górę bystry lot pośpiesza, Kiedy słoneczna twarz iego zaświeci: Zdziwi się ptastwa poziomego rzesza, Ale nikt za nim ku słońcu nie leci.

P I E Ś Ń I I I . T E G O Ż ,

M atka obywatelka. Śpiy, moie zło to! śpiewała , Kołysząc m atka swe dziecię: 8 p iy , inoia nadzieio cała,

Moie ty życie!

Usnęło. — słabe niebożę Dosyć się, dosyć spłakało: Po płaczu lepiey też może Jiędzie mi spało.

(46)

Dziecię! o wieleż to biedy Matczyna znieść musi g ło w a ; Mim sig pociecha iey kiedy

Z ciebie wychowa!

Y/ielsk ia z czasem odbiorę Miłey mi za to wdzięczności; Gdy z ciebie uznana podporę

Moiey- starości.

G dy więc i sercem i głową N ie dasz przodkować nikom u; P rzy d aiąc coraz cześć now ą

D la twego domy.

G dy się kray cały zdumiewać Nad każdym tWey cnoty czynem , A sława będzie mi śpiewać,

Żeś moim synem!

, • , ;\

Któż wie, co ieszczć bydź może ?

A c h ! sztylet serce przenika . . . Poczwara iakaś ( o B ’ż e !)

Stanie m i dzika Może to nikczemnik iaki, . Go ma swe imie znieważyć; Łub na postępek wszelaki

Niecnoty zażyć?,

(47)

Franciszka K nidźnina W stydu on mego przyczyna, A może i śmierci ieszcze, G dy uyrzg niewdzięcznym s y n a ,

Ktorego pieszczę?

Oyczyzny zdrayca i zbrodzień Może krew braci rozleie ?..■■•

Ach! serca mego niegodzien: Cała truchleię!

T a ib y nagroda, i ta mi

Pociecha z ciebie bydź miała ? . . * Rzekła: i oczy swe łzami

Gorzko zalała.

P I E Ś Ń IV. T E G O Ż

D o W ąsów.

Ozdobo tw arzy, pokrętne wasy! Powstaie na was ród zniewieściały; Dworuią trefne dziewcząt p rzek ąsy , Smieiac się z dawney Polaka chwały .

G dy pałasz cudze mierzył granice, A wzrok Marsowy sercami władał; Uymuiąc wtenczas oczy kobiece, Bożek miłości na w^sach siada!.

(48)

3S

P i e ś n i

G dy młodzież popis czyniła w zbroi, A nripztwem tchnęła twarz okazała: Glicera patrząc szepnęła Chłoi: „ Za ten wąs czarny życiebym dała! Gdy nasz Czarniecki słynął żelazem, I dla oyczyzny krew swą poświęcał; W szystkie go Folki wielbiły razom, A on tymczasem wąsa pokręcał.

- Jana trzeciego gdy W iedeń sławił, Głos był powszechny między Niemkami „ O to bohatyr! który nas zbawił! f) Jakże mu ładnie z temi wąsami! Smutne ^ narodzie dzisiay odmiany! R ycerską twarzą Nice się brzydzi; A dla niey Kleant wódkami zlany, I z wąsa razem i z męstwa szydzi.

Kogo wstyd m atki, eyców i braci, Niech się z swoiego kraiu batrąsa : Ja zaś z oyczystey chlubny postaci, Żem jeszcze Polak pokręcę wąsa.

(49)

P iotra C. Tuszyńskiego. 3 9

P I E Ś Ń

PIOTRA C. TYSZYŃSKIEGO s . P. Człowiek szczęśliwy.

w „ „ , , kto doszedł sekretu w świecie? Że może w.tem bydź życiu fcczęśliwym: W zwykłey on sezgścia zoStaiąfe m ecie, Z uśmiechem gardzi blaskiem fałszywym.

i % . . . . ^

N ie zawsze sczęścia znakiem, dzierżawy Znaczne posiadać, lub lśnić od złotaJ Często tam trapi serce ból krwawy* A skromna słodko żyie gołota.

O w burzy św iatem , krew ludzką le ie , Tego łakomstwo za świat przechodzi: Nędzni! obudwóeh pełzną nadzieie. Pokoiu serca zbytek nie rodzi.

Pewniey ia tego sczęśliwym sądzę, Co ma b y t szczupły, lecz cnoty sporo; Trzym a on w więzach burzliwe ządze, A cnota górę z ludzkością biorą.

Gdzie się o bróci, tuż przy nim świadek Sumnier.ie czyste, że dobrze żyi e ; Nie zna iak żywo z równiami zwadęk, Bo go nie smucą zyski

(50)

niczyi«-Owszem m u serfce ś c is k a iąbole, "W idząc, że drugich nędza uciska; R adby im •lepszą otw orzyć d o lę , Pewien stąd u nich oyca nazwiska.

Niech więc któ sądzi szczęsnym, co sile D ufa, lub ź pysznych gmachów wygląda ;

M o/c się i ia w zdaniu nie mylę, Sądząc, źe ten iest, co nayraniey żąda,

Ąo P i e 'ś n i

FRANCISZKA ZAGÓRSKIEGO S. P

D o wizytuiącego Szkoły. P

J rzychodzisz, m ężu, te oglądać nivsy, Jak. też posiane na nich wschodzi ziarno: Czyli wzrost b u y n y , czyli też leniwy ? Lecz próżna droga; ieszcze na nich czarno i

Gdzie grunt niesprawny, albo też ladacyr Naylepszy zasiew tam nie będzie błogi. W icleż to rolnik wprzód nie dozna p ra c y , Nim zniszczy chwasty i wytępi głogi!

Jest w iek dziecinny, męzki i zgrzybiały; N ie będzie starym , kto nie znał pieluchy! N ie zaraz rozum byw a doskonały,

(51)

Franciszka Zagórskiego*

4 i

Nie raz się wieśniak krwawym zleie potem, Niźli kłos u y rz y ; i nie iedna laska,

Nim się nauczy żołnierz ciskać grotem, 0 grzbiet się i ego na niwec potrzaska. Chcićy więc prosim y, nasze pokryć błędy»

Chociażby nawet miały bydź przygrube; Wszakże wiek młody znalazł zawsze względy; Liche pierwlaitki zwykły bywać lube.

Opowiedz panu tey miłey doliny,

Że się plon w górę niezadługo wzniesie; Ż e przeydzie wzroitem postronne chrościny, 1 że oy czy zna z nas korzyść odniesie. ^

N ie zawiedziemy tćy o nas o tu ch y ,

Byle nam niebo me skąpiło ro s y , J I byle znikły przeszkód zawieruchy,

Będą. z nas plenne, gdy dorośniem, kłosy.' % Sława, co dzieła wielkich mężów*głosi, Ona n ę prosić o to nam radziła; Ona. pochwały twoich cnót roznosi,

(52)

4.3 P i e ś n i /

P I E Ś Ń

MAC. KAZ: S ARBIE WSKIEGO Z xiggi IV- 3 4 - do 'iyberyna. Przekładania

N a r u s z e w i c z a . Cnota skarb prawdziwy.

Ńi

ie zów bogatym' tego, T y b eryn i» , -f Któremu strumień czystóm złotem płynie t I w saui.e domu fortunnego progi

Hołd niesie drogi. Którego zdobią herbowne kley no ty , Którego sława zaprzągłszy wóz złoty, Unosi imie, lecąc przez n a ro d y ,

1 wielkie grody.

Próżno się nędznik ż cudzych skarbów chwali,- G dy sam nic n ie w a rt: by wszystkie na szali [Włości położył z cetnarami złota,

Będzie hołota.

W głowie swey w ielki, n innych w zgardzony, Nie zna sam siebie , płonnem napuszony Pochlebstwem gminu, dziwi się marnemu

Cieniowi swemu.

Porzuć dostatków świetnych blask nietrwały, I puste imie bez prawdziwey chwały:

Z samego siebie, ieżelis cnotliw y, Będziesz szczęśliwy

(53)

Stanisfawa Konarskiego. 43

P I E Ś Ń

STA NISŁA W A KONARSKIEGO. Przekładania Szostowicza S. P.

Proroctwo o lizeczypospolitdy z wy chowania m łodzi.

ierwiastki wieku łatwo poznać daią» Jakie (loyrzalych zaszczycą przym ioty, C zyli do zbrodni skłoim em i b y d ż m a ia ,

Czy też do cnoty.

Czyli los przykry, czyli tez łagodny Za lat pięćdziesiąt Ojczyźnie się zrodzi, Wieszczbę mniey pew ną, i znak niezawodny,

Ż postępków młodzi. W obozach wodzów, męże w posiedzenia, Kościół kapłany, sąd z senatem rady 2 ’akie mieć będą, w młodzieży ćwiczeniu

Jakie przykłady.

Stąd wnieś królestwa w dalszym czasie losy j lz iakie wsieie w swe młode rycerze

Ziarno, na potem takie z nichże kłosy, Obficie zbierz?.

(54)

£Ą ' P i e ś n i PIEŚŃ II. TEGOŻ. Przekładania Szostowicza.

JPrzeklęslwo na złych obywatclaw i zdray*» ców ojczyzny.

R j k o Jowisza! stema zbroy na groty , Spuść na oyczyzny szkaradne niecnoty , Z czarnych obłoków pioruny rzęsiste, Hartowne bełty, i deszcze siarczyste,

N ie cierp, aby się dłużćy żmiie w iiy, Kochaney: matki wnętrzności toczyły. Jeśli M nieba ukryte wyroki,

1 W złych ukaraniu swe wstrzyruaia kroki Jeśli sczęśliwa zbrodnia ma swobodę iWydzierać cnocie zasłuźną nagrodę: Jeeii poczciwych w życiu te są losy,

Dla przyszłey chwały przykre cierpieć ciosy:

Druga przynaymnićy Stygu rzeki s tr o n a

Niech ma gotowe koła Izy ona, 'Piekielne Jędze, siostry zajadliwe,

Niech przysposobią pochodnie smrodliwe j B rzydkie na głowie Meduzy w krąg w ite, Niech karnpą zdraycę węże jadowite; N iech m u wieczyście sęp szarpie ielita,

(55)

H o r a c y n s z a.

P I E Ś Ń H O R A C Y U S Z A ' Xięgi drugióy trzecia.

Przekładania Ant: Wiśniewskiego S. P* 'O umiarkowaniu um ysłu tak w sczęściu I

iak w niescięściUf

C w .

X_>hoćby naywiększe padły na clę klęski, Zachować zawsze pomniy umysł męski,

Ani sig w sczęściu ciesz zbytecznie; Tu na ziemi żyd nie będziesz wiecznie. Umrzesz! czyli wiek w troskach wiedziesz lichy, Czy pełpe winnych nektarów kielichy

W ogrodzie ciesząc się, wesoły

Z kochanemi spełniasz przyiacioły; V Gałęzistego w miłym cieniu drzewa

Gdzie spodki Zefir siedzących owiewa, Tu blisko gdzie z szumem krynice Wdzięczny josą skrapiai^ ulice.

Piy i iedz, co chcesz, wraz ieśli bydź może» Niech ci różami w yściełaj ło ż e ,

Budź czerstwy, maiętny i zdrowy; Nie ocalisz tern życia osnow y. Zostawisz ogr.od, pałac i folw arki, Zawistne z nich cię wyprowadza Parki;

I sprzęty, które ledwie zliczy, Tw oy następca skrzętnie odziedziczy. i Czyliś bogaty z królewskiego ro d u ,

Gzy prosty wieśniak omdlewasz od głodu,

(56)

Pieśni Horacyusza.

i ,• , ' • ... , \

Nieubłagani y żadną miarą

Śmierci, pewna staniesz sig ofiary. W szyscy umrzemy: a żaden nie zgadnie, Poźnićy czy prędzey, źle czy dobrze padnie;

Do p ortu iakiego ugodzi,

W Charonowey osadzony łodzi.

2 KAJETAN A W ĘGIERSKIEGO ,

1 Próżność świata.

7

^ -J y y m y dla siebie miły Stanisławie Gdy mamy m yslić, myślmy o zabawie, .Tobie maprzyiaźń, mnie twoie kochanie

Za świat niech stanie. Co fobią inni, niech cię to nie dziwi, L udzie są głupi, próżni i złośliwi.

Niech czynią ćo chcą, przy tem ich zostawmy A my się bawmy,

Tftft nudności, ćo go świat nazwali N ie Wart żebyśmy nim się zaprzątali. T en będzie tylko wysoko go ważył,

Co go nie zażyL Już m y widzieli rozmaite stany* D oznali ró ź n ć y fo rtu n y odm iany,

Niech każdy co chce o świecie nam prawi* My nieciekawi.

(57)

Widziałeś krzesła, o rd ery , infuły, Obszerne władze, wysokie ty tu ły

Cóż iest ta dziwna licznych stanów różność? Głupstwo i próżność.

Ja z mey nizkosci gdy na ten świat patrzę W ystawiam sobie żeni iest na teatrze, ¿ Każdy przędę m ną w swéy roli sig stawi

I mnie to bawi,

Adrast po mieście grzmi z wielkim łoskotem v\ y pchał swóy poiazd próżnością i ziotem , Świat czci A drasla, a m y z paszą cnotą

Idziem piechotą,

Ale natura słuszna i wspaniała iego złoto spokoyność nam d ała, n SJ2 z nudności ,w swey karecie k reci,

G dy m y kontenci.

Niechay sig troszczy m aytek pośród toni, y mu pom yślny w żagiel dął Fawoni,

iech suszy głowg gospodarz troskliwy O swoie niwy.

% lubo żyicm iak inni na świecie nnóm prawidłem rządzimy sig przede. Mnieysza o h erby, wstggi, párentele,

Lepsze wesele.

(58)

Śmierci nieużyta w iednakowóy parze, Kownie zabiera Zmiotki iak mocarze:

Czat prędko b ieży , a my póki żywi iiJJTBJ. szczęśliwi,

z T E G O Ż .

M ądrość. i Ktokolwiek całe życia powaby

W samych dostatkach pokłada^ niern zdaniem, i umysł słaby

W ięcćy niż- roaum nim włada. 'J a , ile ze mnie', tych tylko w- życiu

C hciałbym nazywać szczęśliw ych, Co i ■ y rozumie a roiernćm byciu

Yv luO od trosek zgryźliwych. Cóż icst to złoto, kt re tak mocne

W ludziach pragnienie podnieca, Pewnie do zdrowia iest im pom ocne,

Albo im W nocy przyświeca? Jest prosta ziemia , lecz za “ iecnotę

łlóg chc^c nas pono ukarać,

T ak wielką do niey wlał w naś ochotę Że o ni^ musim się starać.

Już i przestrzenie morzów głębokich Ułom ny łodzią zbiegamy,

Skryto pod niebem Andów wysokich Śnieżno wierzchołki zwiedzamy.

(59)

z Kajetana Węgierskiego,

%

'J, w ie k ó w nietknięte I n d y is k ie niw y,

K o lu m b u s p ie rw s z y s p lą d r o w a ł,

M n ey , baczny, czy gdzie Bóg sprawiedliwy, Kuńca zuchwalstwa ni,e schował.

Nie chcę ia skarbów co tam za niemi W życiu nie znaiąe p e k o iu , Przewraca Murzyn wnętrzności ziem i,

Oblany we krwi lub znoiu.

Bo któż przy k u p a c h potężnych złotą Doznał p ra w d z iw ć y s w o b o d y ? N i e z a s ło n iły z ło c is te w ro ta

K re z u s a . n i lic z n e g r o d y .

O w , co chwalebnie stera grodów władał ’ Kreta go cała wielbiła

Lubo z Bogami za stoły siadał Śmierć go zarówno zgładziła. M ądrość iest sam a, M ądrość Bogini

Szczęściu ludzkiemu przyiazna, Kto się polecił do ićy Świątyni

W życiu ten smutku nie zazna«

[Widokiem śmierci nieustraszony Ateński rogdrzeę spoczyw ał. Mało pamiętny iż naznaczony

Momeifc dekretu przybywał. N i śmierci widok, ni wirok. tyrana

Cnoty prawdziwćy nie zmaże, M ądrość, im bardziey prześladowana,

(60)

Niech kto chce ołtarz fortunie stawi Ja się iey darem nie nccc, M ądrość i Cnota mię tylko bawi,

Tym ¿ycie moie poświęcę.

NA POCHWAŁĘ: KOPERNIKA

przez Ludwika Osińskiego i gog roku

N

. ^ayw yższy zakres śmiertelnika chw ały, W ydarte niebu tayniki stworzenia, Ohmpu godne przedsiębiorę pienia,

W f U ran io , wspieray lot zbyt śmiały. Niestała ludzi znana mi potęga,

Ani się nad iey wielkością zdumiewam, W y/szych mysi moia obrazów dosięga.

Świat mym zawodem — Kopernika śpiewam.

P o iego siadach , wolen ziemskiey trw ogi, Odwiedzam ciał niebieskich nieom ylne drogi. Mierzę Wielkość natury; w powietrzu wiszące, •Tayną siłą ruszone śledzę brył tysiące.

Jak się unoszą, toczą, przyciągają, k rą ż ą , 1 do lednego celu zgodnym biegiem d ą ż ą ;

la m wreszcie dóydę, gdzie potężne Bóstw o W szystko na swoićy utrzymując stra ż y ,

Niezliczone światów mnostwo,

Na łonie wszechniocuości piastuje i waży. £o Z Kajetmna Węgierskiego.

(61)

N a pochwałę Koperńika. $ i Zuchwałe ludzi i znikome plemię

Proch, durną wzniesion, chciał władać na niebie.

Za cel natury poczytał swą.zietnię,

I resztę światów przeznaczył dla siebie.

O nadto mylne śmiertelników sądy!

Dzikie marzenia wiek do wieku składał, Człowiek tam niknął i m ędrzec upadał, Kędy się Bozkie zaczynaią rządy.

Próżnoż się mamy na ten zamiar silić? Wszakże tu Boże twa Wielkość prawdziwa ,

W ogromie niebios przebyw a, Pozwol tę świętą zasłonę uchylić. , ,

Godniśmy cudów twoich — tu istota d ro b n a , Kiedy w nićy twóy duch działa, tobie iest podobna.

Tak mówił człowiek, nie rnaiąc nadziei

Poznać co przed nim noc zazdrośua k r y ła .... A w długiey wieków kolei

Powstał K opernik— ciemność ustąpiła.

Jak słowo W szechmocnego, ż y cia, śmierci źrzódło Dzieląc zmieszane natury z a ro d y ,

Z łona zamętu cały świat w yw iodło,

W ielki obraz porządku, iedności i zgody; Równie stuwieczney nocy rozpędzając cienie,

Kopernik iskrę niebieską rozniecił, Odróżnił bozką praw dę i złudzenie,

(62)

53

N a pochwałę Kopernika

>

Non b y ła :: X iężyc toczył swóy wóz złoty,

C z łe k . we śnie lubym z trosków się wyzuwały T chnęły s p o c z y n k ie m ziemiańskie istoty,

' Bliższy Niebianów, sŁitt Kopernik, czuwał.

Uciszone B ałtyku • p rz y ję ły go b rzeg i,

Tam zważał układn świata, mierżył planet biegi, jsjig ly go tak nie zaiijł te n widok wspaniały,. Zdało s ię , źe, oglądał, mi.eysęa., swoi.ey chwały.

Jaka m y śl... iaka chwila w Kopernika diiszy, J e d e n przelot rozum u,-błędy wieków kruszy,

O nagła zmiano! czy moc przyrodzenia Cuda mu swoie objawia? Czy się porządek świata na nowo odmienia? C m człowiek zgadnie, czy sarn Bóg przemawia

Światłem iaśmeie szyk wierznóy budow y-— , Czego nikt nie mógł dociec, staie się wiadoment

Jużto śv*• It te g o — świat now y, Dziwnieyszy swtj prostoty niż samym ogromem,

Zi nieskończoności w iedcórn oka m gnienia,

P y w staie- tasna p r z y r o d z e n ia p o s ta ć :

M ów— powiedz szanowny cieniu, Jak wielki m om ent drugim Tw órcy zostać.

Zdumiony Boztwa obrazem

K iedy tw ó y umysł stworzenia docieka, Objaw to czucie: kiedyś uyrzał razem Tryumf natury , prawdy, i człowieka.

(63)

JSa p o ch w a lę K opern ika. £ 3 gfa cóż się ludzki dowcip-»te ośmieli?

Nad przyrodzenie wyżsi* sztuki władza, Skraca rozległość, która światy dzieli:

T a słońca ż a iy do oka sprowadza, T a pył olbrzymią obdarza postaw ą,

Słabe d osb maląc zm ysły*■.

Zda się , . i e iakąś czaroózieyską sprawą»

P o s t a c i .rzeczy iuż od. uas zawisły.

N ie miał Kopernik tych ziemskich pom ocy; Z ew nętrzne/ sity duch nie potrzebuje, Sam sobą rozjaśniając-cienie czarney n o cy ,

Ciężkie opuszcza: więzy w niebo- ula tui e I wszedłszy nad zmysłów ścieśnione granice Tam zdobywa nieznane: ludziom tajemnice.

Jakby miał wyższości nad!śmiertelnych rodem.,, ( ¿ z a c z ą ł— on dokończył to dzieło ogromne Co kiedyś wieki w ynaydą potom ne,

T o tylko iego myśli.stanie, się dowodem.

Ciesz się Narodzie, ciesz Polsko szczęśliwa t

C h w a ła rodaka na'O yczyznę spływa.

Gdzie znaydziesz większe do chluby pow ody. 0 twoię własność spór wiodą narody.

Ten CO ci t w e g o pozazdrości b y tu ,

1 tego ieszeze śmiał pragnąć zaszczytu , „ Spoczy wayeie św ięte zwłoki

. W o ln e śinicEtclney obawy —

Jakożfe d iy e k »ą ziem ią rozrządził w y r w ie ^ fie rn e y swemu nazwisku me odstąpi-sławy

(64)

54 N a pochwałę Kopernika.

Jak o w zuchwałych Tatrach wicher nieużyty Ciłrueyszy nad tc głazy nad wieczne granity

Codziea i codzień swą wściekłość wywiera I 7 ' “ mtarCiem Wi

5

zienia O d z ie r a , Każda chwila zniszczenia zostawuie znamię Kozdęta burza górne szczyty łam ie, *

P rz e — waiczy — ro ztrąc a — ćiska, Z ciągłym łoskotem lecą skał urwiska-

T a k bystrym p ?dem wiek za wiekiem płynie P o d -ą sig, m oment ży łą, n ik n , p o k o i k ’ T, . , . . Zienna swiJ posłać odmienia.

6

d2jeł wielkich w niepamięci zginie Lecz K operniku, tw oia, nasza chwała Lzasy zw ycięży, równie iafc świa(. trwafa Dwiesme wieków ubiegnie i tysiączne lata ’

'* y y § P° nich z wieczności niezgłebnego łona, . . N iź łeniwy biegun świata

Od ciebie wskazanego obrotu dokona, — y e leszcze będziesz— napełnisz ten p rzed ział.,, f d u ° by W '-ym C2as°w szeregu i

Po tak cudownym twóy rachuby biegu

Polak to sprawdzał, coś ty przepowiedział.

W ielkość zamiaru siły m e obarcza,

Już wreszcie płochćy odwagi nie starcza. . . T y co w niezmiernym przestworze, Przed nieskończonym Niebios maiestatem

Bezpieczny zwiedzasz to bezdenne morze e ku ‘da G"i**da pu nktem , a każdy punkt

(65)

N a p o ch w a łę K o p e rn ik a 5 5

D okończ Ś n ia d e c k i... Gdzie tw ó j duch p rz e n ik a , C z y ta j tam im ie twego przew odnika:

W szakze t j byłeś zdolny nam wystawić* Co Bóg mógł stw orzyć, Kopernik, objawić.

NA PO W R Ó T Z W Y CIĘŻKIEGO WOYSKA

do Stolicy roku 180 9 przez Ludw ika Osińskiego.

P

^óztwo! coś m ężnym drógę torowało*

Z grobu do życia, z nieszczęść do zwycięztwa, Sarmackiey broni nieodstępna chw ało!

Udziel wieszczowi potrzebnego męztwa. G odnie śpiewai^c dzielnych Marsa synów Day orła lotem ku niebu się wznosić , Odwaga wiodła do tak wielkich czynów,

Odwagi trzeba, żeby ia ogłosić.

Trzynaście wieków świetnćm berłem władał, Stwarzał, ocalał i rozdawał tro n y , U nóg składane odrzucał k o ro n y , Lud wielki! w ten czas nawet gdy u p a d a ł...

W odw iecznej wyroków Xiędze Czas wymierzony narodów potędze.

Zapomniani dobroczyńca! własnych szkód niepo­ m ny

L ud okoliczny chciał iego zagłady,

YV obrońcy zgubę w idział; tak ów dab ogromny Postawa *woią ćh» tryyożne sasiady ,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Również i wtedy nie wolno go do tego zmuszać, jeżeli tylko jego postawa nie stanowi zagro­ żenia dla innych ludzi.. Przecież nawet sam Pan Bóg nie zmusza czło­ wieka

W organizacjach społecznych była: członkiem Prezydium Ligi Kobiet, prze­ wodniczącą Sekcji Kobiet Prawników przy Zarządzie Głównym Ligi Kobiet,

Ci ubodzy ludzie być może nie mają nic do jedzenia, może nie mają domu do mieszkania, ale wciąż mogą być wielkimi ludimi, kiedy są duchowo bogaci i kochają

Codziennie jedną różę, przy której piszemy datę, malujemy na odpowiedni kolor: na czerwono malujemy za udział w nabożeństwie majowym w kościele, na niebiesko

Ostatnia powieść Proulx, Drwale z 2016 roku, to dzieło najbardziej ambitnie zakrojone; rozciągająca się na trzy stulecia saga o losach dwóch rodzin jest

pracownicy służby zdrowia oczekiwali kolejnych podwyżek, które miały być następ- stwem bardzo znacznego wzrostu środków będących w dyspozycji NFZ?. Spodziewano się,

(Warto dodać, że nic nie stoi na przeszkodzie, by taki „wtórny” nadawca okazał się anonimowy.) Dotarcie do źródła szybko może okazać się niemożliwe, a na przekaz

Pech jednak chciał, że były to już czasy łabędziego śpiewu semiotyki jako dyscypliny naukowej – Alicja (a wraz z nią krakowski trzon zespołu śląskiego) przebywała od