• Nie Znaleziono Wyników

"Les trentes glorieuses" francuskiej kultury, czyli jednobrzeżna Sekwana

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Les trentes glorieuses" francuskiej kultury, czyli jednobrzeżna Sekwana"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

PL ISSN 0419-8824

A R T Y K U Ł Y R E C E N Z Y J N E I R E C E N Z J E

Jan E. Zam ojski

W a rs z a w a

„Les tren tes g lo rieu ses” francuskiej kultury, czyli

jednobrzeżna Sekwana

Rewolucja je st wyzwaniem,

ja k ie człow iek rzuca przeznaczeniu... Sztuka je st najśm ielszym wyzwaniem, ja k ie człow iek rzuca bogom...

(A n d ré M alraux)

L a barbarie est ce,

que sacrifie les h om m es aux mythes, et nous voulons une civilisation qui soum ette les mythes aux hom m es

(A n d ré M alraux)

N ie jesteśm y z tymi, którzy chcą posia d a ć świat, O n n e jam ais fini d ’ap p re n d re ,

ale z tymi, którzy chcą go zm ie n ić p arc e q u ’on n ’a jam ais fini d ’ig n o rer” (Je a n -P a u l S artre, S im one de B eauvoir) (Sim one de B eauvoir)

N ajpierw w yjaśnienie nieco dziwnego tytułu. O tóż, w potocznym żargonie francuskiej publicystyki owe „trzydzieści w spaniałych la t” odnosi się do pow ojennego okresu burzliwego rozw oju gospodarki francuskiej. S ądzono, że b ę d ą trw ać bez końca... W idzę tu jak ąś p ara lelę z o k resem w ielkiego rozkw itu kultury francuskiej, w ielkich nazwisk, w ielkich dzieł, wielkich inicjatyw, o k resem niew ątpliw ego i pow szechnie uznaw anego jej przodow nictw a w świecie, k tó re też w ydaw ało się nie m ieć k resu na horyzoncie... A e p ice n tru m — jeśli m ożna to tak nazw ać — francuskiej dynam iki kulturalnej znajdow ało się na niew ielkim kaw ałku Paryża, na lewym brzegu Sekwany, m iędzy W yspą Św. Ludw ika i m o stem C arrousel, zam kniętym z d ru ­ giej strony bulw aram i: P asteur, Invalides, R aspail, M o n tp a rn a sse i P o rt Royal oraz R ue M onge, z B ulw arem S aint G erm a in ja k o osią tego m ikrokosm osu, zw anego „rive g au ch e”. O w ielkich latach „R ive g au ch e” n apisał d oskonałą książkę1 am erykański pisarz i dziennikarz,

1 H. R. Lottman, Lewy brzeg, Warszawa 1998. Tytuł oryginału The Left Bank, New York 1981, francuskie wydanie: La rive gauche. Du Front populaire à la guerre froide, Paris 1981.

(3)

240 ARTYK U ŁY R E C EN ZYJN EI RECENZJE

o d lat zadom ow iony w Paryżu, a u to r p a ru innych p ra c o F rancji czasów najnowszych, w tym

L ’Epuration..., o „czystkach” p o w yzw oleniu2. Zaw sze byłem zdania, że najlepsze prace

o F rancji czasów najnowszych wyszły sp o d p ió ra obcych badaczy, zw łaszcza anglosaskich, 0 czym świadczy przykład Stanleya H offm anna, R o b e rta Paxtona, F rancisa K ersaudy’ego R ich a rd a K uisela, M ichaela R. D . F o o ta, F. G ro v e ra i w ielu innych. Rive gauche je st — ja k się w ydaje — najcenniejszą pozycją w jego twórczości. O tej też książce niżej nieco inform acji, a także refleksji osobistych.

K siążka L o ttm a n a nie je st p rac ą historyka. Je st to jej słabość i zaleta. Słabość, gdyż nie sięga do źró d eł archiw alnych, opierając się głów nie n a publikow anych (z p a ro m a w yjątka­ m i ...) dziennikach, w spom nieniach, relacjach, w ywiadach z ak to ram i tej sceny, ja k ą był „lewy b rze g ”. Praw da, n ie k tó re z tych m ateriałów m ają ch a rak te r ja k najbardziej d okum entalny i nie do zastąp ien ia przez żad n ą „obiektyw ną” doku m en tację archiw alnego typu, ja k np. Cahiers

de lapétite dam e M arii van R yselberghe, kronikarki, zarządzaj ącej do m em A n d ré G id e ’a i m a ­

tki jedynej, praw d o p o d o b n ie, kobiety w jego życiu3, k o resp o n d en cja m iędzy A. G id em a R o ­ g erem M a rtin em d u G a rd e m 4, z pom niejszych — d ziennik A n d ré T herive5, dzienniki Sim one de B eauvoir, Clary M alraux, Je a n a G u e h e n n o 6, czy też R om ains R o llan d a7. Te pozycje to tylko p ró b k a źró d eł, n a których A u to r (dalej A .) się o pierał, najczęściej cytowanych. K orzystał z nich rów nież, n ie jed n o k ro tn ie w swej pracy piszący te słowa. N atu raln ie, w achlarz źró d e ł z których A . czerpał w iedzę o ludziach, faktach i opiniach opisywanych zdarzeń, je st w ielokroć szerszy. W ażne są tu szczególnie w spom niane wcześniej wywiady osobiste, a w ięc m a teria ł bezcenny 1 nie do odtw orzenia. D laczego je d n a k w ym ieniłem tę p ró b k ę? Po pierw sze, z racji w artości tej wiedzy o „lewym b rze g u ”, o jego ludziach i spraw ach, ja k ą ta m znajdujem y. Po drugie zaś, i tu je st nieco przew rotności z mej strony, dlatego że czytelnik, p rzebijając się p rzez setki stro n ic notatek , refleksji, rozm ów , opinii etc. etc. odnosi dziwne w rażenie obcow ania z ludźm i szczególnego pokroju, ludźm i żyjącymi w olbrzym iej m ierze w świecie, k tó reg o oni są najw aż­ niejszym i b o h ateram i, ludźm i przekonanym i o swej wyjątkowości, o niezwykłej, dlatego god­ nej utrw alenia n a stronicach dzienników etc. etc., w adze każdej swej myśli, każdej opinii, każdego — rzekłbym — „drgnienia duszy”, każdego k a ta ru (tak!), każdego b ó lu głowy, każdego spaceru, każdego sp o tk an ia w kaw iarni, restauracji, na ulicy... Ciekawe, że tę sam ą atm o sferę skrajnego egocentryzm u spotykam y w „dzienniku paryskim ” E rn s ta Jüngera, n ie m ie ck ie g o p isa rz a , niegdyś h e ro ld a „czynu” , w ów czas o fice ra (k a p ita n a ) n ie m ie ck ie g o

2 Idem,LEpuration, 1943-1953, Paris 1986. Opublikował również biografię Alberta Camusa (Paris 1979) i Pétaina (Paris 1984).

3 Układ rodzinno-przyjacielsko-współpracowniczy między A. Gidem a Ryselberghe’ami (on — uznany rzeźbiarz), bezpośrednimi sąsiadami, przyjaciółmi etc. etc. jest trudny do określenia. Córka Marii, Elżbieta, potrafiła, w bardzo młodym wieku, nakłonić platonicznie żonatego (miał inne skłonności, które były powszechnie znane i wyrażane w jego twórczości...) Gide’a do ojcostwa. I matką, i jej córką opieko­ wał się do końca swych dni. Wspomniane Cahiers... są częścią serii Cahiers André Gide, tu ważne t. V i VI, Paris 1974 i 1975.

4 A. Gide, Roger Martin, Correspondence, 1913-1951, 1.1 i II, Paris 1968. 5 A. Therive, L ’Envers du decors, 1940-1944, Paris 1948.

6 W przypadku Simone de Beauvoir ważne są zwłaszcza Force d e l’ age, Paris 1960 i Force des choses, Paris 1963. Dla Clary Malraux, jej Le bruit de nos pas, Paris, t. III (1969), t. IV (1973) i t. V (1976). Journal des

années noires, 1940-1944 Jeana Guehenno (Paris 1944) to dziennik literata, intelektualisty, który wybrał

milczenie w tych „czarnych latach”.

7 Cahiers Romain Rolland, t. 23 (korespondencja z J. Guehenno), Paris 1975 i t. 27 (Romain Rolland et

(4)

dow ó d ztw a w ojskow ego w P ary żu 8, b a rd z ie j z a ję te g o z re sz tą „życiem p a ry sk im ” aniżeli służbą. Je g o p o s ta ć p rzew ija się z re sz tą n a stro n ic a c h o m aw ianej książki. C i lu d z ie m ieli ja k n a jg łęb sze p rz e k o n a n ie o tym, że zajm ują w yjątkowe m iejsce w kulturze nie tylko fra n ­ cuskiej, ale też europejskiej i światowej. To prześw iadczenie m iało je d n a k i d o b rą stro n ę — poczucie m oralnej i in telektualnej odpow iedzialności za to, co się dzieje nie tylko w kulturze, ale też w społeczeństw ach, państw ach, w świecie.

Tyle o owej słabości książki L o ttm an a, z czego w yłania się też i to, co je st jej największą zaletą, a m ianow icie spojrzenie na b o h ateró w „lew ego b rze g u ” n ie przez pryzm at ich tw ór­ czości, k tó ra je st tu tylko jednym z w ątków jej treści, ale w łaśnie z pozycji dociekliwego dziennikarza, precyzyjnego re p o rte ra , a p rze d e wszystkim uw ażnego o bserw atora tej „fauny” , ja k ją czasam i nazywa z odro b in ą dobrotliw ej ironii, o bserw atora ludzi, ich am bicji, n am ięt­ ności twórczych, ale też, i to je st tu szczególnie godne zaznaczenia, nam iętności społecznych i politycznych. G dyż L ew y brzeg, trak tu jąc o losach, o ew olucji intelektualistów francuskich om aw ianego trzydziestolecia, je st książką, p a r excellence, ja k najbardziej polityczną. To poli­ tyka ja k najszerzej rozum iana, zarów no w ew nątrzfrancuska, ja k też, a naw et najsilniej m ię­ dzynarodow a, p rzez wyzwania, ja k ie niosła, p rzez wybory, ja k ie narzucała, p rzez decyzje, jakie były tego następstw em , je st osią treści Lewego brzegu... N azw a „lewy b rze g ” m a bowiem , w jakim ś sensie, dodatkow ą, nie tylko to pograficzną wymowę, ale m a odniesienia do pew nej generalnej o rientacji ówczesnej społeczności in telektualistów francuskich. N atu ra ln ie, daleko nie wszystkich. B o istniał, i to je st ciekaw e, rów nież „prawy b rze g ”, o którym znacznie m niej, o podobnym , ja k „lewy” topograficzno-politycznym znaczeniu. Prawy, obejm ujący tzw. beaux

quartiers, lepsze dzielnice, p rze d e wszystkim 16 i 18, dzielnice wielkiej burżuazji, m iał rów nież

swoje redakcje, wydaw nictwa, lokale. Je d n a k o nie tu znajdow ało się i serce, i um ysł in te le k ­ tu aln eg o Paryża. Pozycja, au to ry tet i sław a „lewego b rze g u ” były niepodw ażalne, gdyż „le vent de l’ esp rit n e passait p as le p o n t de C a rro u se l” ...

„R ive g au c h e” to niewielki, ja k pow iedzieliśm y skraw ek Paryża. Skąd w ięc ta k ie jego znaczenie? K orzenie sięgają tu głęboko w przeszłość, do czasów dom inacji Sorbony, z przy- ległościam i, a w ięc dom inacji w tej dzielnicy Paryża ludzi nauki, p rofesorów i studentów , ludzi sztuk w szelakich, ludzi, których najw iększą w artością był umysł. W czasach naszej opowieści to koncen tracja uczelni, z S orboną, ale bardziej jeszcze E cole N o rm ale S u p erieu re n a czele, kilkunastu wielkich wydawnictw, redakcji czasopism o zasięgu n ie tylko francuskim , pracow ni w ielkich artystów. Bardziej jeszcze — to w ielka koncen tracja zam ieszkałych przy ulicach „rive gau c h e” pisarzy, poetów , wydawców, redaktorów , m alarzy, profesorów , filozofów, ludzi, których wysiłek umysłowy krążył w okół człow ieka, ja k o jed n o stk i i społeczeństw a, jego k o n ­ dycji, jego losów, jego teraźniejszości we w szelkich w ym iarach i przyszłości. To również kaw iarnie i restauracje, w których spotykali się, przesiadyw ali, dyskutowali, a w cale często też p o p ro stu pracow ali, pisali... K aw iarni i restauracji, ja k „C afé F lo re ” przy Bd. St. G erm ain, „L a C o u p o le” przy M o n tp arn asse, k tó re weszły do h istorii kultury francuskiej, zw łaszcza po wielkiej ew akuacji św iatka artystycznego z M o n tm a rtre ’u w rejo n M o n tp a rn a sse ’u i bulw aru St. G erm ain. Z tej w łaśnie racji ów skraw ek Paryża, w św iadom ości zarów no tych jego m ie­ szkańców, ja k i bardziej pow szechnej, uw ażano za k u ltu ra ln ą stolicę świata, w ylęgarnię w iel­ kich talentów , w ielkich dzieł i wielkich idei, za M ekkę k u ltu ra ln ą św iata zachodniego, a raczej zachodnioeuropejskiego. W łaściw ie, to wówczas tylko te n się liczył, resztę uw ażano za k u ltu ­

(5)

242 ARTYK U ŁY R E C EN ZYJN EI RECENZJE

ralny busz... Z A m eryką w łącznie... D o 1939 r. praw ie połow a studentów francuskich uczelni uczyła się w Paryżu. Tu znajdow ały się praw ie wszystkie (oprócz dwu wojskowych: St. Cyr i G én ie M aritim e) tzw. „wielkie szkoły” (grandes éco les)9, z których E N S up uw ażana była wówczas za p ep in ie rę ludzi nauki, zw łaszcza w hum anistyce, literatury, ale też w ylęgarnię ludzi polityki i adm inistracji państw ow ej. K rócej — w ychow ankow ie E N S u p byli, ex definitione, intelek tu alistam i i elitą elit. Z n ac zn a część b o h ateró w „lewego b rze g u ” to absolw enci E N Sup, jak: J e a n -P a u l S artre — filozof, lite ra t i polityk, tw órca n u rtu egzystencjalnego w filozofii, R aym ond A ro n — socjolog, filozof, historyk, publicysta, je d e n z najdociekliw szych umysłów swej epoki, M aurice M e rle a u -P o n ty — filozof, dziennikarz i publicysta, R o b e rt B rasillach — p o e ta , pisarz, dziennikarz, faszyzujący polityk, rozstrzelany p o w yzw oleniu za kolaborację, P aul N izan — pisarz i p o e ta , k o m unista poległy n a froncie w 1940 r., S im one W eil10 socjolog i filozof, kobieta, k tó ra dla p o zn an ia doli robotniczej została ro b o tn icą zakładów sam ocho­ dowych, uczestniczyła w w alkach B rygad M iędzynarodow ych w H iszpanii, później m istyczka chrześcijańska, Ja cq u es S oustelle — wybitny etnolog, a później (1944) szef gaullistowskich służb specjalnych (D G S S), M arcel D é a t — filozof, najpierw działacz socjalistyczny, później przyw ódca faszyzującego, kolaboranckiego ru ch u (R N P ), p o w yzw oleniu n a uchodźstw ie w H iszpanii, T hierry M au ln ier (faktycznie Ja cq u es Tallagrand) — lite ra t i krytyk literacki, publicysta o orientacji chadeckiej, C harles Péguy — p o e ta i publicysta o orientacji narodow ej i katolicko-społecznej, poległy w 1914 r., przyjm ow any ja k o p a tro n p rzez radykalnie przeciw ­ staw ne nurty p olityczno-ideow e, E m ile H e n rio t — dziennikarz, publicysta nacjonalistyczny, później kolaborancki, zastrzelony (1944) z w yroku R ésistance, P ie rre B ro sso lette — publicy­ sta, działacz socjalistyczny, w czasie wojny em isariusz polityczny gen. de G au lle ’a, aresztow a­ ny, zginął śm iercią sam obójczą (1944), R e n é M a h e u — późniejszy dyrektor generalny U N E S C O , P ie rre U ri — w ybitny ekonom ista, w spółtw órca z Je a n M o n n etem , w latach pow ojennych, W spólnoty W ęgla i Stali, a n astęp n ie E W G .

Pozwoliliśmy sobie n a tę przydługą listę z kilku względów. P rz ed e w szystkim dlatego, że w iększość z obecnych na niej, a je st ona daleka o d naw et przykładow ej reprezentatyw ności, je st ak to ra m i sceny o nazw ie „rive g au ch e”. R ów nież i z tego w zględu, że pozw ala ona już w tym skrócie dostrzec rozm aitość dróg, jakim i potoczyło się ich ja k najbardziej przecież czynne życie, k tó re w ielu z nich p rzesuw ało w zu p e łn ie przeciw ne k rań ce polityczne tej sceny. Po trzecie, p o to, by uosobow ić to, co pow iedziano o m iejscu E N S up, i wychowanków jej fak u ltetu „ lettre s” , w kształtow aniu elit francuskich w rozm aitych dziedzinach działalności publicznej. W iększość tych nazwisk tw orzy kanw ę treści om awianej tu książki.

9 Powołano je za czasów Napoleonajako przeciwwagę dla zbyt konserwatywnych uniwersytetów, z prze­ znaczeniem przygotowania kadr dla szkół średnich i wyższych (Ecole Normale Superieure, w skrócie zwana ENSup, lub „rue d’Ulm”, od jej adresu), dla inżynierii ogólnej i wojskowej (Ecole Polytechnique, zwana też „X”, podległa armii do dziś), dla przemysłu i górnictwa (Ecole des Mines), dla inżynierii lądowej (Ponts et Chaussées) i morskiej (Génie Maritime), że wymienimy tylko najważniejsze. Po wojnie doszła jeszcze do nich szkoląca kadry dla służby państwowej Ecole Nationale d’Administration, zwana ENA, jej absolwenci zaś — enarchami).

i° Ta garść informacji nie jest w stanie przekazać obrazu niezwykłej osobowości Simone Weil, kobiety pochodzącej z bardzo zamożnej rodziny żydowskiej, która starała się żyć i działać w absolutnej zgodzie ze swymi przekonaniami ideowymi i moralnymi. Po ucieczce, wraz z rodziną, do USA wróciła do Anglii, by uczestniczyć we francuskim ruchu patriotycznym i umarła tam z wycieńczenia, gdyż odżywiała się ściśle tak, jak pozwalały na to racje kartkowe, z których korzystali jej przyjaciele w okupowanej Francji. Jej życie i prace miały i zachowały silny odbiór w niektórych środowiskach inteligencji francuskiej.

(6)

Swą opow ieść o „rive g au ch e” L o ttm a n zam yka w czterech, b ard z o nierów nych częściach. Pierw sza p rez e n tu je m iejsce i aktorów sceny, druga opow iada o ich latach trzydziestych, latach najwyższej ich aktywności twórczej i publicznej, trzecia, najszersza, o ich losach w okresie wojny i okupacji (A. nazw ał ją „lata n iem ieckie” i je st w tym głębszy sens, o czym dalej...), w reszcie czw arta ukazuje la ta p o w ojenne „lew ego b rze g u ”, próby o d ro d zen ia dawnej świet­ ności, o sta tn ie eru p cje jego idei, sztuki i...mody, tow arzyszące w ygasaniu jego roli i znaczenia. L ek tu ra „Lew ego b rze g u ” pozostaw ia w pew nym sensie w ew nętrznie sprzeczne w rażenie: z jed n ej strony szerokiej, pulsującej i ew oluującej pan o ram y ludzi, instytucji, inicjatyw, postaw etc., z drugiej zaś k o ncentracji jej treści w istocie rzeczy w okół dość ograniczonej grupy pisarzy, intelektualistów , rów nież ludzi nieprzynależnych do niej, ale których bieg w ydarzeń historycz­ nych w prow adził w to środow isko i jego „szarych em inencji”, a także kilku w ydawnictw i re ­ dakcji czasopism , m odnych kaw iarni, p a ru biblio tek oraz salonów literacko-artystycznych. D o d ać tu trzeb a jeszcze ta k interesu jącą instytucję, ja k ą były „dekady w P ontigny”11.

L udzie, to niew ątpliw ie A n d ré G ide, najwybitniejsza, ale bud ząca w iele kontrow ersji, a naw et agresji, w tym fizycznej, p o sta ć ówczesnej literatu ry francuskiej ; A n d ré M alraux i jego żo n a C lara12; R oger M a rtin du G ard; J e a n -P a u l S artre i S im one de B eauvoir, jego tow arzy­ szka życia i twórczości. B rak m i tu zw ięzłego określenia dla jej roli, gdyż była w istocie w spółtw órcą fen o m e n u J. P. S a rtre ’a, a jedno cześn ie całkow icie sam odzielną osobow ością in te le k tu a ln ą i tw órczą. Jej p rz y d o m e k dla p rzy ja ció ł „ C a s to r ” m ia ł o d n ie sie n ie p o d w ó jn e — d o cech jej c h a r a k te ru (c a sto r to znaczy b ó b r, p rac o w ity i kryjący się w swym że re m iu ) i d o jej pozycji w u k ła d z ie „ C a sto r i P ollux” ; J e a n G u e h e n n o , p isa rz i p ro fe s o r licealny, k tó ry to zaw ó d był n ie m a l pow szechny, p rzy n a jm n ie j n a p o c z ą tk u k arie ry , w śró d „ n o rm a ­ lie n s ” , ab so lw en tó w E N S u p (byli nim i i S a rtre , i S im o n e d e B e au v o ir, był n im filozof B e rg so n o raz politycy D é a t i H e r rio t) ; p o eci o lewicowej orientacji ideowej P aul E lu a rd i L ouis A ragon, sztandarow y tw órca i in telek tu alista F rancuskiej P artii K om unistycznej (dalej -P C F ) , jego żona, E lsa Triolet, pisarka, siostra m uzy M ajakow skiego, Lili Brik; P ie rre D rieu la R ochelle, p o e ta , rew ers polityczny M alraux, z którym zresztą byli sobie bliscy, a naw et przyjacielscy; R o b e rt Brasillach, politycznie pokrew ny poprzednikow i, w m niejszym stopniu R om ain R olland, Ju lien B enda, F rançois M auriac, uw ażany i uw ażający się za katolickiego p isarza, Je a n Schlum berger, pisarz, przyjaciel A. G iele’a i w ażna osoba (finanse?) w „k a p itu le” N.R.F. i Pontigny.

A „szare em in en cje” ? N ajw ybitniejszą z nich i je d n ą z głównych p ostaci „lew ego b rze g u ” był niew ątpliw ie Je a n P aulhan, czołow a p o sta ć w w ydaw nictwie G allim arda i re d a k to r

„Nou-11 O tym J. Zamojski, „Décades de Pontigny” — elitaryzm intelektualistów czy humanistyczna utopia?, „Dzieje Najnowsze” 1996, nr 1, s. 247-260. Lottman poświęcił im kilka stron w podrozdziale Mikrokos- mosy

12 Clara Malraux, z d. Goldschmidt, emigrantka z Niemiec, kobieta dużego talentu, niezależnego cha­ rakteru i konsekwentnie lewicowych przekonań. Jej rola w życiu Malraux jest nie doceniana, moim zdaniem. Autorka Rahel, ma soeur (Paris 1982), biografii Rahel Vernhagen, Żydówki, arystokratki-plu- tokratki (sic!), prekursorki feminizmu niemieckiego, gospodyni najsławniejszego salonu literackiego Prus XVIII w., postaci wielce znaczącej w dziejach kultury niemieckiej, o roli podobnej do Mme Germaine de Staël we Francji. Monografia o Rahel Vernhagen była pracą doktorską Hanny Arendt, co świadczy o roli tej postaci jako wzoru szczególnego rodzaju osobowości kobiecej. Rozejście się Malraux z Clarą (1937) i jego związek z Josette Clotis, jej przeciwieństwem, pod względem charakteru, umysłu i orientacji politycznej, znamionuje początek ewolucji, która od herolda lewicowej rewolucyjności, w słowie i w czy­ nie, zawiodła go do fotela ministerialnego u gen. de Gaulle’a i...do Panteonu.

(7)

244 ARTYK U ŁY R E C EN ZYJN EI RECENZJE

velle R evue F ra n ça ise” (N. R. F.). T ę w łaśnie trójcę — wydawnictwo, k tó re m u przew odził G asto n G allim ard, jego najdroższe dziecię — N. R . F. i intelektualny „spiritus m ovens” całości — Je a n P au lh an przedstaw ia L o ttm a n ja k o oś „rive g au ch e” i sprężynę wszystkiego, co tam się działo w ażnego. N iezbyt jasn o określoną, ale niezwykle w ażną rolę odgrywał tu B e rn a rd G roethuysen, z rodziny holendersko-rosyjskiej, filozof, historyk, germ anista, wpływowa p o ­ stać „k o m itetu le k tu r” G allim arda, n a którym u sta la n o politykę w ydawniczą i decydow ano 0 losach książek i ich autorów (pod o b n ie działał w N. R. F.), m ający wielki p osłuch u Gi- d e ’a i M alraux. W jakiejś m ierze do tej kateg o rii moglibyśmy odnieść i „p étite d a m e ”, M m e van R yselberghe, o której w spom nieliśm y wcześniej, z racji jej w ielkiego, dyskrecjonalnego w pływu na A. G id e ’a, który był jednym z założycieli N. R. F. i jego akcjonariuszem , jeszcze p rz e d 1914 r., a p rze d e wszystkim najbardziej chyba znaczącą, w sensie uznania i autorytetu, p o stacią nie tylko literatury, ale też, co istotne, życia publicznego w e Francji.

N ieco trudniej byłoby określić c h a ra k te r trzech osób, k tó re inspirow ały tę w ielką ew olucję k u lewicy, w spółpracy z P C F i antyfaszyzmowi. Ew olucja ta n ad a ła te m u w szystkiem u, co działo się w latach trzydziestych n a „lewym b rze g u ”, niezwykle doniosły, eu ropejski i światowy naw et w ym iar polityczny. Je d n ą z nich był Ilia E re n b u rg , zadom ow iony n a em igracji i w Paryżu o d pierw szych lat p o rew olucji, k o re sp o n d e n t prasy radzieckiej, literat, w jakiejś m ierze naw et przynależny do „fauny” lew obrzeżnej, głęboko w prow adzony w środow isko, w życie kaw iarni literackich, salonów , redakcji, korzystający z w ielu przyjaźni. D ziałał on n a tym gruncie szczególnie aktywnie w okresie tw orzenia się F ro n tu L udow ego, a p rz e d e wszystkim szerokie­ go ru ch u intelektualistów przeciw w ojnie i faszyzmowi. E u g en F rie d i Willi M ûnzenberg najbardziej zasługują n a m iano „szarych em inencji” , z racji siły i zasięgu ich wpływów, a także działania po za jakim ikolw iek form alnym i stru k tu ram i. O baj spełniali misje z ram ien ia Kom- in te rn u , pierw szy ja k o b ez p o śred n i em isariusz K o m in tern u , a faktycznie K rem la przy PCF, inspirujący jej „linię polityczną” , p o dejm ow ane akcje, w ybory p erso n a ln e etc. i z racji roli, jak ą w latach trzydziestych odgrywał ruch in telektualistów przeciw w ojnie i faszyzmowi, najsilniej zaś francuskich, a w ięc „rive g au c h e” p rze d e wszystkim, ja k najbardziej zaangażow any w sp ra­ wy, k tó re się na tym gruncie działy. O ile je d n a k zaangażow anie F rieda odnosiło się głów nie do sfery koncepcji i inspiracji, o tyle M ûnzenberg był tu niezwykle energicznym , pom ysłowym 1 wysoce efektyw nym realizato rem , m ało w idoczną, ale silną sprężyną najważniejszych k am ­ panii. C złow iek o bogatej przeszłości rewolucyjnej od k ontaktów z L en in em w Szwajcarii, w spółorganizator K om unistycznej P artii N iem iec, głęboko w prow adzony w struktury a p a ra tu kom internow skiego, był w interesującym nas okresie kierow nikiem wszelkich akcji propagan- dow o-politycznych w E u ro p ie Z ach o d n iej, z siedzibą w e Francji, trzym ał w ręk ach nici dzie­ siątków przedsięw zięć politycznych, wydawniczych, prasow ych etc. z rutyną arcym istrza p artii szachowych. O baj zresztą zginęli tragicznie w czasie wojny — M ûnzenberg w czerw cu 1940 r. pow ieszony w lesie przez w spółuczestników ucieczki do Szwajcarii, p o których ślad zaginął; F ried zastrzelony p rzez nieznanych spraw ców w 1943 r. w swym m ieszkaniu w Brukseli, gdzie znalazł się p o k am panii 1940 r.

W ym ieniliśm y też k ateg o rie „nieprzynależni” . Ja k zaw sze, tego ro d zaju środow iska przy­ ciągają licznych satelitów lub też ludzi w rzuconych w nie przez w ypadki losowe. D o pierwszych zaliczyć m ożna P aula L éa u tau d a , n ie spełnionego pisarza, pracow nika redakcji i a u to ra w ie­ lotom ow ego D ziennika literackiego, k opalni szczegółów, z predylekcją do złośliwości i p ik a n ­ terii, często w ięc cytow anego p rzez L o ttm an a. D o drugich — oficerów niem ieckich, p o ru cz­ ników B rem m era i H ellera, cenzorów i nadzorców prasy i literatu ry francuskiej w strefie p ółnocnej oraz kpt. E rn s ta Jü n g e ra z dow ództw a w ojskow ego n a F rancję (O B H -F ra n k re ic h ),

(8)

cenionego p isarza o odm iennym je d n ak , aniżeli a u to r N a Z achodzie bez zm ian E rich R e m a r­ que, spojrzeniu na sens wojny i żołnierskiego m ęstw a. D o nich w rócim y jeszcze...

W ydaw nictwa to p rz e d e wszystkim G allim ard, szczególnie z tej racji, że tu w łaśnie wycho­ dziła „L a nouvelle R évue F ra n ça ise”, czołowe, najbardziej reprezen taty w n e i opiniotw órcze pism o literackie Francji, o niekwestionowanym autorytecie w tej dziedzinie. Tuż przed wojną mówiło się, że dwie największe siły polityczne Francji to Partia Komunistyczna i „La Nouvelle R évue F ra n ça ise”. K o n k u re n ta m i G allim arda byli, w jakiejś m ierze, G rasset, także Fayard, ale nigdy nie osiągnęli oni równej m u pozycji, a w ydaw ane p rzez nich książki tej popularności, jak ą miały wychodzące u G allim arda, z logo biblioteki N. R. F na okładce. Pisma literackie, w rodzaju „Figaro litteraire”, „M arianne”, czy też „Vendredi” miały swój krąg czytelników, zwłaszcza zbliżonych politycznie. N .R .F m iała ambicje uniwersalne. O snobistycznym „La révue de deux m ondes” L ottm an naw et nie w zm iankuje...

O kaw iarniach p o tro sze w spom inaliśm y. D om inacja „L a C o u p o le” przy Bd. M o n tp a rn a s­ se zm ierzchła w latach trzydziestych, u stęp u jąc m iejsca „L a F lo re ” , przy Bd. St. G erm ain. S urrealiści zachow ali je d n a k predylekcje do „L e C h â te a u ” przy dw orcu M ontparnasse.

Jeszcze biblioteki... W ym ienim y tylko dwie, zarazem księgarnie i biblioteki, z racji ich szczególnej roli środow iskow ej, pro w ad zo n e przez zasiedziałe w Paryżu A m erykanki. N ajstar­ szą z nich była zało żo n a przez G e rtru d ę Stein (1874-1946), pisarkę, osiadłą w e F rancji od 1903 r. W raz z tow arzyszącą jej ta m do końca życia lite ra tk ą z U SA , A licją Toklas, uczyniły ze swej księg arn i-b ib lio tek i o środek b ard z o licznej, zw łaszcza w latach m iędzyw ojennych, „ko­ lonii am erykańskiej” w Paryżu, skupiającej poetów , pisarzy, m alarzy, rzeźbiarzy (m .in. dłużej lub krócej w chodzili w te n krąg p o eci E zra P o u n d i noblista (1948) T h o m as E lliot, pisarze E rn e st H em ingw ay, F rancis S cott F itzgerald, T h o rn to n W ilder, S herw ood A n d erso n ). P odo­ b n ą rolę, z większym naciskiem na lite ra tu rę angielską, spełn iała k się g arn ia -b ib lio te k a, z pew ­ nym i w ydawniczymi tendencjam i, m łodszej znacznie Sylvii B each i jej kom panionki, fran cu ­ skiej pisarki A d rien n e M onnier. O bie te swoiste instytucje, sąsiadujące przy R ue O d eo n i nie k o n k u ru jące zresztą ze sobą, tworzyły te re n bliskich, ludzkich k ontaktów m iędzy tw órcam i anglojęzycznym i i ich dziełam i a francuskim środow iskiem tw órczym i francuskim czytelni­ kiem , były jednym ze znaczących i charakterystycznych p unktów na m apie „lew ego b rze g u ” , odgrywały isto tn ą rolę w jego życiu.

D użo m iejsca i czasu zajęło n am p rzedstaw ienie sceny i najważniejszych, ja k sądzim y, osób d ra m a tu „R ive g au c h e”. D ra m a tu , gdyż jest w n im i burzliwy początek, i dojrzała, nasycona w ielkim i nam iętnościam i, czynam i i działaniam i akcja głównych bohaterów , tragiczne sceny słabości, w ierności, zdrady i przyjaźni, w reszcie schyłek i epilog.

W spom nieliśm y historyczne korzenie „rive g au ch e” . Ten je d n a k fenom en, o którym mowa, m iał swe p oczątki u zm ierzchu ubiegłego w ieku. R odził się w salonach literackich wielkich arystokratów , m arkiza de Polignac, księżnej de N oailles, książąt de la R ochefaucauld, salo­ nów, k tó re przetrw ały do naszych dni, a także i m ieszczańskich, u tradycyjnych wydawców G allim ardów , czy też u Halévych, których p o k o le n ia zajm ow ały się hum anistyką, głównie filozofią, a także publicystyką13. To tu kształtow ały się opinie, form ow ały przyjaźnie i antypa­ tie, zaw ierały sojusze, lansow ały nazw iska i m ody literackie. Siłą rzeczy tw orzyło to pew ien dość zam knięty krąg ludzi, k rąg niew ątpliw ie b ard z o elitarny, ale zgodnie ze sta rą francuską zasadą, n akazującą „renouveller des élites” przez dopływ „świeżej krw i” , naw et plebejskiej,

i3 Np. Daniel Halévy (imię chyba tradycyjne w rodzinie), jeden z najwybitniejszych współczesnych publicystów — analityków politycznych.

(9)

246 ARTYK U ŁY R E C EN ZYJN EI RECENZJE

rozszerzany drogą k o optacji o ludzi, którzy w jakiś sposób dali się ju ż poznać, wykazali ta le n te m lub zdolnościam i, a naw et sprow okow ali, by ich dostrzeżono. H aléevy wydawali „Les cahiers v e rts” , w których w łaśnie staw iali pierw sze literackie kroki tacy w łaśnie, jeszcze „zieloni” pisarze. Tu zaczynali C harles M aurras, „p ap ież” nacjonalizm u francuskiego i wy­ daw ca „A ction F ra n ça ise”, czołow ego o rganu n u rtu o tejże nazwie, Ju lien B enda, późniejszy a u to r głośnej Z drady klerków, A n d ré i C lara M alraux, Je a n G u eh e n n o , A lfred F ab re-L u ce, w przyszłości naw rócony p e ta in ista 14, E m a n u e l B erl, klasyczna p o sta ć lew obrzeżnej „fauny” 15. S tąd przechodzili do G allim ard a lub innych „pow ażnych” wydawnictw.

W swym opisie, rzeklibyśm y — strukturalnym , „lewego b rze g u ” L o ttm a n nie p om ija dwu, b ard z o ściśle ze sobą pow iązanych jego instytucji, bo ta k to trzeb a chyba nazwać, któ re zajm ow ały doniosłe, choć raczej nie d o ceniane m iejsce w życiu środow iska tw órczego Francji, a m ianow icie działalności „U nion p o u r la V erité” i d ekad w Pontigny. „U n io n ...” pow stała po klęsce F rancji w 1870 r., z inicjatywy p ro fe so ra filozofii L ag n e au i k ap itan a L yautey’a, p ó ź­ niejszego m arszałka Francji, ja k o fo ru m ludzi pragnących, przez sp otkania i dyskusje, szukać drogi napraw y życia społecznego kraju, głów nie p rzez d oskonalenie elit. „U n ia...” p rzetrw ała do 1940 r., a jej sp o tk an ia dyskusyjne w m ałej salce przy R ue V isconti, g rom adzące czołowe p o staci elit intelektualnych Paryża, m iały doniosłą siłę opiniotw órczą. D ekady w Pontigny, dzieło je d n ej z głównych figur „U n io n ...”, ja k w ielu — w ychow anka E N S up, filozofa i histo­ ryka starożytności P aula D esjard in s’a, były czymś w rod zaju p ołączen ia letniego wypoczynku ze stojącym i n a b ard z o wysokim poziom ie sem inariam i, podejm ującym i w ielkie problem y tw órczości k u lturalnej, polityki, lub życia społecznego. M iejscem tych sem inariów było stare opactw o cystersów w Pontigny, p e rła w śród zabytków w czesnogotyckich Francji, zakupione w 1906 r. i dostosow ane do nowych przeznaczeń. Ich celem zaś była in te le k tu aln a integracja środow iska tw órczego kraju, a także i zaproszonych pisarzy, artystów etc. z zagranicy, sprzy­ ja n ie kształtow aniu się ich opinii, które, przen o szo n e w ich dziełach, p racach, w ystąpieniach w pływać w inny na opinie szerokich w arstw społeczeństw a. Była to w ięc koncepcja zgodna z b ard z o charakterystyczną dla Francji, elitarystyczną filozofią życia społecznego. Tym też za ło żen io m odpow iadał zwyczaj zapraszania do u działu w tych spotkaniach (dekady, gdyż owe „turnusy” sem inaryjne trw ały z reguły 10 dni) rokującej nadzieje m łodzieży, np. z ostatnich roczników w ielkich liceów paryskich, m łodych adeptów literatury, filozofii, socjologii etc. G o sp o d arze m „d e k ad ” był D esjardins, ale n a d całą im p rezą czuw ało grono, w skład któ reg o w chodzili pisarze G ide i Je a n Schlum berger, M arcel D ro u in , p ro fe so r licealny, Jacques C o p eau , reżyser te atraln y i pozostający raczej w cieniu, ale m ający ważący głos G aston G allim ard. Bez obawy o pom yłkę m ożna rzec, że w ydawnictwo G allim ard z jego N. R. F., Pontigny i „U nion... ” stanow iły w zajem nie pow iązany, p erso n aln ie i finansow o, kom pleks, który w jakiejś m ierze nadaw ał to n i k ie ru n e k całem u m ikrokosm osow i „lewego b rze g u ” . O ile Paryż uw ażał się za in te le k tu aln ą stolicę świata, to Pontigny b ard z o w cześnie (pierw sze sp o tk an ia w 1910 r., w znow ione po I w ojnie światow ej) przybrało c h a ra k te r letniej rezydencji paryskich intelektualistów , a ściślej środow iska z „rive g au c h e”. Z im ow e zeb ran ia „U n io n ...” ,

14 Na kilka miesięcy przed wyzwoleniem starał się sprowokować represjonowanie go za antyvichystowskie publikacje, co miało być rehabilitacją powojenną za wcześniejsze — odwrotnej orientacji.

15 Wysoce utalentowany pisarz i krytyk literacki, zwolennik Monachium, autor pierwszych wystąpień politycznych Pétaina w 1940 r., w tym jego słynnego powiedzenia „J’ai fait don de ma personne à la France”, co zrodziło mnóstwo złośliwych trawestacji. Nie uchroniło go to jednak jako Żyda od koniecz­ ności ucieczki i ukrycia się na prowincji. Po wojnie utracił swą moralną pozycję.

(10)

rów nież p ro w ad zo n e przez P aula D esjardinsa, były w dużej m ierze kontynuacją d ekad w Pon- tigny. U schyłku lat trzydziestych do tem atyki d ekad coraz silniej w chodziły zagadnienia p rze m ian społecznych, z dom inacją koncepcji „planistycznych” H en ri de M a n a i przy udziale czołowych p ostaci „m łodego p a tro n a tu ” francuskiego, p rzek o n an eg o o p o trze b ie głębokich refo rm strukturalnych społeczeństw a francuskiego i reguł jego funkcjonow ania. O statn ie sp o tk an ia w Pontigny przerw ała m obilizacja. Id e a Pontigny nie przeżyła jej twórcy i nie o drodziła się p o w ojnie16.

D o schyłku lat dw udziestych o w artości dzieł decydowały w literatu rz e francuskiej, ale nie tylko, p rz e d e w szystkim ich w alory czysto literackie. Z jednej strony następstw a, w tym m o raln e, wojny światowej, z drugiej zaś n ara stając e w ielkie konflikty społeczne, ideowe, polityczne w ieku, w tym istotny dla F rancji stosunek do kolonializm u, wciągały ludzi pió ra i in te le k tu do zajm ow ania stanow iska w obec wyzwań, ja k ie niosły czasy i w ydarzenia, do wyborów, decyzji i działań. To w tych latach ta k b ard z o klerkow ski pisarz, „niem oralny m o ralista” , A . G ide publikuje swe d em askatorskie i oskarżycielskie dla kolonializm u fran cu ­ skiego opow ieści — re p o rta ż e Voyage au Congo i R etour du Tchad (1927). Jednocześnie ukazuje się, Z drada klerków Ju lien a B endy, książka, k tó ra była pam fletem , wyzwaniem i p ro g ram em , atak u jąca irracjonalizm w literatu rz e, ale sprzecznie in te rp re to w an a w jej p o ­ stu latach zw iązku literatu ry z w ielkim i p ro b lem am i życia społecznego. Z jakim ś dużym u p ro ­ szczeniem m ożna by rzec, że dom inująca reg u ła „lite ra tu ra dla literatu ry ” u stęp u je m iejsca zasadzie zaangażow ania literatu ry i literatów , zaangażow ania zarów no p o lewej, dom inującej n a lew obrzeżu, ja k i p o praw ej stro n ie sceny politycznej. O bie ten d en c je wychodziły zresztą z po d o b n ej, w istocie rzeczy, krytyki i negacji społeczeństw a m ieszczańskiego. Przyjaciele jako ludzie i pisarze, lecz w rogow ie polityczni (być m oże nie do końca...) M alraux i L a R ochelle publikują w 1927 r. dwa p o d o b n e tytułam i i treścią artykuły program ow e: pierwszy — L a

jeunesse européenne, d ru g i— L e jeu n e européen, oba w ym ierzone w m ieszczańską „civilisation

p o u rris sa n te ”. O baj w ydają u G allim arda swe książki — M alraux Z dobyw ców (1928), Drogę

królewską (1930) i D olę człowieczą (1933), L a R ochelle Socjalizm faszystow ski (1934).

W raz z n ara stan iem faszyzm u w N iem czech (włoski jak o ś budził m niej obaw, być m oże dlatego, że w e F rancji przywykło się nie b rać W łochów pow ażnie), a w raz z tym groźby wojny, konflikt obu nurtó w zao strza się. G allim ard sta ra się, w tym w N. R. F., utrzym ać pew ną rów now agę, ale je d n a k finansuje pism o „M a ria n n e ” (red. E B erl) o w yraźnie lewicującej tendencji, k tó rem u w tó ru je zorien to w an e na „F ro n t Ludow y” pism o „V endredi” (red. A n d ré C ham son), J. G u eh e n n o daje w yraz sw em u pacyfizm ow i w „L E u ro p e ”. E m a n u el M o u n ier w swym „E sp rit” k ształtuje n u rt perso n alizm u chrześcijańskiego, szukając jakiejś katolickiej w ersji socjalizm u, co niezbyt m ile w idziano „tra m o n te ” . Z w olennicy zaś te o rii H e n ri de M ana lansują swe koncepcje „socjalizm u b ez rew olucji”, w piśm ie „P lans”, zyskując w cale szerokie ech a zarów no w ru ch u syndykalnym (C G T ), ja k i w śród „m łodego p a tro n a tu ”. O ile, po drugiej stronie, „C andyde” sta ra się utrzym ać konserw atywny to n w pew nych regułach, o tyle ju ż „L O rd re n o u v ea u ” i „ C o m b a t” lansują w prost idee faszystowskie, F. C eline zaś p ublikuje swą rasistow ską Bagatelle p o u r une massacre. W e F rancji pojaw iają się literaci — uchodźcy szukający pom ocy u swych francuskich kolegów. Z W łoch organizatorzy ru ch u „G iustizia e L ib e rta ” — N icola C h iaro m o n te oraz N ello i C arlo R oselli (obaj zam ordow ani p rzez zbirów

16 O tych sprawach, poza wspomnianym w innym miejscu artykułem niżej podpisanego, por. Paul

Desjardins et les décades de Pontigny. Etudes, temoignages et documents inedits. Presentés par A. Heur-

(11)

248 ARTYK U ŁY RECENZYJNE I RECENZJE

D a rn a n d a ), liczna g ru p a N iem ców , w tym A rtu r K oestler, później rozsław iony ja k o autor dem askatorskiej C iem ności w p ołudnie, G ustaw R egler, zam ożny biznesm en z B erlina, osiadły w Paryżu dla am bicji pisarskich ale, p o hitlerow skim „M ac h tü e b e rn a h m e ” , członek PCF, kom isarz B rygad M iędzynarodow ych w H iszpanii, w ięzień obozów w e Francji, k tó rą opuścił w 1940 r. ju ż ja k o przeciw nik kom unizm u, M anes S perber, historyk i publicysta, chyba jedyny z nich, który p o w ojnie w rócił do Francji, Jo h a n n e s B echer, E gon E rw in Kisch, A n n a Seghers, B odo U hse, B e rto ld B recht, że w ym ienim y tylko zn a n e sk ąd in ąd nazwiska. P raw ie wszyscy w spółpracow ali z ekipą M ünzenberga. Ich w spom nienia z tego okresu są je d n a k p e łn e gory­ czy, z racji dystansu, z ja k im traktow ali ich, p o zo rn ie ta k przyjacielscy koledzy, intelektualiści francuscy. „Ż a d e n z nich nie zaprosił m nie nigdy do d o m u ” — p ow tarzał K oestler.

L ata trzydzieste były u ro d zajn e dla literatu ry francuskiej. Książki M alraux stały się z m iejsca w ydarzeniem n a skalę światow ą, zyskując m u sławę, pozycję, opinię faktycznego ich b o h a te ra , czem u nie przeczył, a także, co wcale nie było dlań o bojętne, pieniądze. O boje z C larą lubili je m ieć i korzystać z nich. M a rtin du G a rd otrzym uje N obla za swych T hibaul- tów... U tw ory A ra g o n a, G id e ’a, M aurois, M au riaca stają się, przez tłum aczenia, ogólnośw ia­ tow ą w łasnością k u lturalną. N ie ta je d n a k sfera aktywności „lew ego b rze g u ” zajm uje uwagę L o ttm an a. Swą n arrację, niezwykle g ęstą, nasyconą faktam i, datam i, nazw iskam i, szczegółam i ze szczytów decyzyjnych, ale też i „k u c h en n e j” natury, a naw et z kategorii, k tó rą Francuzi określają „faits divers” (np. spoliczkow anie E re n b u rg a przez A n d ré B reto n a) A u to r kon cen ­ truje na polityce. Z agrożenie w ojną i faszyzmem pobudziło intelektualistów francuskich, ale nie tylko do publicznego wyrażenia swych ostrzeżeń, potępienia i sprzeciwu, do szerokiego apelu do twórców, ale i do społeczeństw o przeciwstawienie się tem u, co zagrożenia te im niosą. Inicjatywy w tym kierunku wynikały zarówno z autentycznego, co trzeba m ocno zaznaczyć, żywiołowego odruchu, ja k i z inspiracji idącej od strony ruchu komunistycznego, via ekipa M ünzenberga. Zbiegając się, przybrały one kształt serii w ielkich kongresów ludzi kultury i wyłaniających się z nich stow arzyszeń dla obrony kultury, p o k o ju i dem okracji. Pierwszy z nich odbył się w A m ­ ste rd a m ie (1932), n astępny w Paryżu, w sali Pleyel (stąd nazw a „ruchu A m ste rd a m -P le y e l” ). K olejny, w Paryżu (1934), był ju ż w yraźnie skierow any przeciw faszyzmowi, n ato m ia st n astę p ­ ny (1935) kładł nacisk n a o b ro n ę kultury. A gresja w łoska na A bisynię nie wyw ołała je d n a k w łaściwego echa, co więcej — w dyskusjach o tym (np. w „U nion p o u r la V erité” , ważnym fo ru m opiniotw órczym , „lew ego b rze g u ” ) dość rozpow szechnione były sądy o cywilizacyjnej m isji Italii w obec „dzikiej” E tiopii. D o p iero reb elia nacjonalistyczna w H iszpanii (1936) stała się szokiem m oralnym i politycznym , ukazującym b ru taln o ść realn o ść przepow iadanych za­ grożeń, bodźcem dla m aksym alnego zaangażow ania w obro n ie R epubliki i w ielkich w artości cywilizacji zachodniej.

L o ttm a n szeroko opisuje p ery p e tie zw iązane z kolejnym i etap a m i rozw oju i aktywności tego ruchu, który wciągał rów nież ludzi dalekich o d lewicowości. Czołow ą je g o postacią stał się M alraux, ale obok niego sta n ął też A n d ré G ide z p łom iennym p rzem ów ieniem i w zniesio­ n ą pięścią. R oger M a rtin du G ard , ostrzegając go, by „nie w siadał do łodzi, w której kto inny w iosłuje i s te ru je ”, sam je d n a k stw ierdził, że w obliczu faszyzm u woli ju ż Z S R R , taki, jak i jest, aniżeli R zeszę H itlera. A ntyfaszyzm i o b ro n ę p o k o ju łączono bow iem wówczas ściśle ze stosunkiem do Z S R R . N ajbardziej spektakularnym ak tem G id e ’a i M alraux była wówczas (1934 r.) ich p o d ró ż do B erlina i interw encja w obro n ie D ym itrow a, sądzonego p o d zarzu tem p o d p alen ia R eichstagu. D o ta rli do G oebbelsa, chcieli i do H itlera. Tu je d n a k m agia ich nazw isk n ie działała, w ręcz odw rotnie. W rócili b ez sukcesu.

(12)

D o szczególnie honorow ych uczestników kongresów , zwłaszcza tego w 1935 r., należeli delegaci radzieccy m .in. Borys P asternak, Izaak B abel i M ichaił Kolcow. Z ich przyjazdem bywały je d n a coraz to w iększe kłopoty. D aw ały ju ż o sobie znać pierw sze podm uchy wielkich czystek. N ie przybyli ani M aksim G orki, ani O sip M andelsztam . R ok wcześniej pisarze francuscy, w tym oboje M alraux, L ouis A ra g o n i E lsa Triolet, uczestniczyli w kongresie pisarzy radzieckich w M oskw ie. Tam byli przyjm ow ani niezwykle entuzjastycznie, ich „spraw ozdanie” zaś, p o pow rocie, w sali M u tu a lité przekształciło się w w ielki m eetin g polityczny. L o ttm an odsłania też nieco bardziej prozaiczne strony zarów no ich p o bytu w M oskw ie, ja k i podróży innych pisarzy francuskich do M oskwy. Z S R R nie respektow ał wówczas m iędzynarodow ych konw encji o praw ach autorskich, ale tym, których książki publikow ano, po przybyciu do M oskwy p łaco n o niezwykle h ojnie, z czego korzystali nie tylko pisarze przyjaźni w obec Z S R R , ale i skrajni przeciwnicy, ja k F. C eline. Cytując je d n eg o z nich, L o ttm an pisze, że do Moskwy je ch a ło się w tym środow isku „jak do kasy” , a w racało z nowym i um ow am i. D o Rosji R adziec­ kiej jeździli nie tylko literaci, ludzie sztuki etc. Jej w ielki eksp ery m en t społeczny, b o tak to oceniano, a także olbrzym ie przedsięw zięcia przem ysłow e pierwszych „pięciolatek” przyku­ wały też uw agę francuskich technokratów . Je d e n z nich, E m ile M ercier, naczelny dyrektor k o n ce rn u „ E le c tric ité d e F ra n ce” , bywał ta m w ielokrotnie, odpow iadając na zgryźliwości: „Nie bo ję się kom unizm u, ta m też znajdę dla siebie m iejsce” — opinia charakterystyczna dla ów czesnego p o k o len ia „postępow ych” te chnokratów , o ile tacy istnieli i istnieją...

Tu m oże m ała uw aga na m arginesie. W e Francji, a szczególnie w środow isku inteligen­ ckim, a in telektualnym najbardziej, był, a w jakiejś m ierze je st n ad a l żywy dość złożony kom ­ pleks sto su n k u do Rosji, R osjan, p rz e d e wszystkim zaś do kultury rosyjskiej. O d schyłku X IX w. fascynowała i fascynuje ona Francuzów . L isty z Rosji M arkiza de C o u stin e’a o dcho­ dziły w cień w obec Wojny i p o ko ju Tołstoja. Rew olucja rosyjska i w ielki ek sperym ent bolsze­ wików przyjm ow ano przez analogię z w łasną W ielką Rew olucją, jej w zlotam i i tragediam i. W racając je d n a k do kultury, m iała ona w e F rancji wyjątkowo żywy i wrażliwy odbiór. To tu przecież rozw inął swą tw órczość C hagall i kontynuow ał swoją Kandinsky. B alety rosyjskie, zwłaszcza D iagiliew a, przyjm ow ano entuzjastycznie. Tancerze rosyjscy, w tym i w spom niany S. Lifar, K szesinskaja, K arsaw ina i inni, stali się w zorem dla francuskiej szkoły baletow ej i cieszyli się sławą do późnych lat. Sztuki Czechow a w najrozm aitszych inscenizacjach p ra k ­ tycznie nie schodzą z r e p e rtu a ru teatró w paryskich. P rzede wszystkim zaś wysokim od b io rem cieszyła się klasyczna lite ra tu ra rosyjska. Zaryzykow ałbym opinię, że środow isko literackie „rive g au ch e” dzieliło się na adm iratorów Lwa Tołstoja (np. R oger M a rtin du G ard ) i D o sto ­ jew skiego (np. A n d ré G ide), co naw et koresp o n d o w ało z duchem ich tw órczości — epickim u pierw szego i skłonnym do analizy m oralnej i psychologicznej u drugiego. C iekaw e jednak, że nie p rze k ład a ło się to na stosunek do „b iałej” em igracji rosyjskiej w Paryżu. K ontakty elity „rive g au c h e” z intelek tu alistam i rosyjskim i przebyw ającym i w Paryżu, w tym noblistą Iw anem B uninem , filozofem Bierdiajew ym , filozofem i teologiem B ułhakow em , p isarzam i z kręgu czołow ego i g en eraln ie postępow ego pism a „S ow rem ionnyje zapiski” (m .in. M ark Słonim, W. A dam ow ) były dość ograniczone. N ajbardziej otw arty na te k ontakty okazywał się — co b ard z o ciekaw e — A n d ré M alraux. U w ażał się on w prost za francuskiego D ostojew skiego, z tym jed n ak , że na słynne zdanie D ostojew skiego, iż „jeśli B oga nie m a, to wszystko jest dozw olone”, odpow iadał swoim „B oga nie m a, tym w iększa nasza odpow iedzialność” , d orzu­ cając p ara fraz ę innego jego pow iedzenia, iż „jeśli Bóg zezw ala n a krzywdę jed n eg o choćby dziecka, to ja w ycofuję swój b ile t z tej p o d ró ży ” .

(13)

250 ARTYK U ŁY R E C EN ZYJN EI RECENZJE

W róćm y je d n a k do naszych spraw. Z abójstw o K irow a w L enigradzie (grudzień 1934 r.) dało po czątek w ielkim czystkom politycznym w Z S R R i spow odow ało n ara stan ie kryzysu w ew nętrznego w ta k silnie p roradzieckim i lewicowo nastrojonym środow isku „lewego b rze­ gu ” . D u ża jego część nie p o trafiła je d n a k zro zu m ieć rozm iarów d ram a tu , pojąć sensu owych sam ooskarżeń i przyznań się do winy ze strony skazańców. L o ttm a n w iele m iejsca pośw ięca ech o m procesów m oskiew skich, stw ierdza je d n ak , że nie zm ieniły one w iele w generalnej orientacji „lewego b rze g u ”, tym bardziej że w ojna dom ow a w H iszpanii była czymś o wiele b ard z ie realnym . „Lewy b rze g ” p o p ie ra ł R epublikę, w spom agał ochotniczy zaciąg do Brygad M iędzynarodow ych. Szczodrze, ale z dużą skrom nością, z reguły p rzez osoby pośredniczące, w spom agał ich finansow o lub interw encjam i A n d ré G ide. Była w tym ja k aś sprzeczność jego osobow ości, gdyżie w prost skąpy, unikający droższych resta u racji etc., nigdy nie odm aw iał w sparcia uchodźcom , ludziom politycznie prześladow anym . W śród 35 tys. „interbrygadzi- stów ” , ja k ich nazyw ano, F rancuzi stanow ili g ru p ę szczególnie liczną. Z około p ięciu tysięcy Polaków w iększość przybyła do H iszpanii z polskich kolonii górniczych i robotniczych we Francji.

M alraux, czołow a p o sta ć w śród literatów zaangażow anych, ju ż w pierwszych m iesiącach wojny dom ow ej po d ejm u je inicjatyw ę utw orzenia ochotniczej eskadry lotniczej i sam o bejm u­ je jej dow ództw o, ja k o podpułkow nik (później ju ż pułkow nik) lotnictw a hiszpańskiego. Kwe­ stia legalności tych nom inacji nie je st do końca jasna. W zdobyciu sam olotów , bom bow ców dla eskadry „ E sp a n a ”, co nie było łatw e z racji rozm aitych ograniczeń, a później em b arg a na b ro ń i sprzęt okazały się w ielce p rzydatne niegdysiejsze, rodzinne, i nie tylko, koneksje bankow e Clary. W sum ie esk ad ra otrzym ała p o n a d 30 m aszyn, nie wszystkie najnowszych typów i różnego p o ch o d z e n ia 17. E sk ad ra m ężnie w ykonywała swe zadania, lecz szybko okazało się, że w lotnictw ie nie w ystarcza zapał. M alraux p o p ro szo n o delikatnie, by raczej walczył słow em o spraw ę R epubliki, i w ysłano do Stanów Z jednoczonych i K anady. Jeg o akcja oka­ zała się ta m w ielce pożyteczna. D ała m u po za tym okazję do podróży, co lubił, zwłaszcza że tow arzyszyła m u te ra z Jo se tte Clotis, i do napisania wyrosłej z w rażeń hiszpańskich Nadziei, k tó ra nie należy do jego najlepszych d zieł18. O d tego też m o m e n tu zaznacza się coraz wyraźniej ew olucja M alraux. D o H iszpanii republikańskiej udaw ali się, n a dłużej lub krócej, ludzie p o k ro ju M alraux, ale D rie u la R ochelle, jego praw icow a antyteza i je m u bliscy jeździli do rebelian tó w g en e rała F ranco, ta k ja k jeździli te ra z do N iem iec, zafascynow ani ekspresją siły i m łodości ru ch u hitlerow skiego. „R ive g au c h e” w kraczał n a rozdroże...

Schyłek lat trzydziestych w niósł do aktywności politycznej „lewego b rze g u ” w iele konflik­ tów i rozdarć. Jednym z nich była H iszpania, na k tó rą przeniosły się konsekw encje i praktyki stalinow skich czystek nie tylko w Z S R R , ale i w m iędzynarodow ym ru ch u kom unistycznym .

17 Wg J. Delperrie de Bayac, Les Brigades Internationales, Paris 1968. Charakterystyczna jest opinia autora o Malraux, jako „compagnon de route des communistes”, co absolutnie nie odpowiada prawdzie, a także, iż był to „un avanturier — au meilleur sens du mot”, co — jak sądzę — jest bardziej bliskie rzeczywistości. Wspomnienia Clary z tego okresu (Le bruit de nos pas, t. V La fin et le commencement, Paris 1976), która towarzyszyła Malraux w Hiszpanii, i pozostała tam po jego wyjeździe, dają masę informacji szczegóło­ wych „z pierwszej ręki”, są dość zjadliwe zarówno wobec jego kwalifikacji dowódczych, jak i postawy w Hiszpanii. Cytuje tu m.in. słowa dowódcy lotnictwa Republiki, Hidalgo de Cisneros, który nisko oceniając walory wojskowe Malraux, uważał, iż „chce on u nas grać rolę, jaką odegrał w Grecji Lord Byron” (s. 36).

18 Przeredagował ją po pięciu dniach dyskusji z Clarą... Przeredagowywał również później kolejne wydania i innych swych książek. Różnice bywały dość istotne.

(14)

K olejny m iędzynarodow y kongres pisarzy m usiał zm ieniać m iejsce prac, z W alencji do M a d ­ rytu i sta m tą d do Paryża. W ielu intelektualistów — interbrygadzistów opuściło H iszpanię z głębokim rozczarow aniem , w tym w spom niani ju ż K oestler, R egler oraz Orwell. N ie było to je d n a k bynajm niej regułą. Piszący te słowa m a, n a podstaw ie w łasnych b ad ań , podstaw y tw ierdzić, że środow isko interbrygadzistów , ludzi w spierających H iszpanię republikańską, członkow ie rozm aitych organizacji pom ocy dla R epubliki, a także dla jej uchodźców , wykazało najszybciej i zdecydow anie „refleks resistancki” p o klęsce F rancji w 1940.

W kongresie m a drycko-paryskim i n astępnym (1938) paryskim A . G ide był ju ż nieobecny. W iąże się to z w ydarzeniem , k tó re, ja k m ożna sądzić z narracji L o ttm an a, silniej w strząsnął „rive g au ch e” aniżeli m oskiew skie czystki i w ydarzenia w H iszpanii. W 1936 r. zorganizow ano G id e ’owi w ielką, trzym iesięczną p o d ró ż do Z S R R , w czasie której przyjm ow ano go jak udzielnego księcia, nie szczędzono niczego, by zaspokoić jego życzenia, naw et najbardziej intym ne... Z ac zę ła się ona sm utnym ud ziałem w pogrzebie G orkiego. Z akończyła się sk an d a­ lem w Paryżu. M im o przepychu, ja k im go otoczono i daleko p o su n ię tą izolacją, G ide okazał się w cale bystrym obserw atorem . W ydana w ciągu kilku m iesięcy po pow rocie z Moskwy książeczka Retour de l ’ U R SS była w istocie w ielką krytyką sytuacji w tym kraju, ukazaniem tego, co działo się za fasadą gościnnego przepychu i deklaracji. W ciągu kilku dni G ide znalazł się faktycznie n a m arginesie lew icującego środow iska, k tó re krytykę Z S R R przyjm ow ało jako krytykę najważniejszej części swego p ro g ra m u walki. O publikow ane w krótce Retouches à m on

R etour de l ’ U RSS, pogorszyły jeszcze sytuację. P orów nał w nich w yreżyserow ane p o d ró że po

Z S R R z p o d o b n y m i „voyages ac c o m p a g n é e s” p o k o lo n ia ch afrykańskich F rancji, tak dezaw uow anych przezeń jeszcze w latach dw udziestych. Przez p ra sę przetoczyła się fala w ystąpień bardziej lub m niej krytycznych w obec jego opinii, w tym b ard z o ostry artykuł je d n eg o z głównych organizatorów p odróży G id e ’a, Ilji E re n b u rg a, w „Izw iestiach”, n a tu ra l­ n ie zrelacjonow any w p rasie lewicowej. „O dcięli się” o d G id e ’a naw et bliscy m u ludzie, w tym P ierre H e rb a rt, m ąż jego córki (po tajem n ie opuścił naw et H iszpanię w obaw ie jakichś n iem i­ łych następstw ), J e f L ast (pisarz holen d ersk i), jego intym ny przyjaciel, rów nież uchodzący z H iszpanii, p o e ta P aul N izan, Je a n G u eh e n n o , w sp ó łred ak to r literackiego o rganu F ro n tu L udow ego „V endredi”, w którym G ide usiłował wyjaśnić swe przesłanki, w skazując m.in. że jego opinie o negatyw nych zjawiskach w Z S R R m ają ch a rak te r przyjacielski, a nie wrogi. K ieru n e k tego p o tę p ie n ia najlepiej w yraził — ja k się w ydaje — R om ain R olland, tw ardo broniący Z S R R i polityki Stalina, podobnie jak niedaw no zm arły H enri Barbusse. Stwierdził on m.in.: „To, o co m am pretensje do G ide’a, to nie tyle jego krytyki, które mógł on wyrazić otwarcie, gdyby był szczery, wówczas gdy był w Z S R R , ale podw ójna gra, którą odegrał, nie szczędząc tam deklaracji m iłości i zachw ytu, po to by natychm iast po pow rocie do F rancji zadać Z S R R cios w plecy, cały czas b ro n iąc swej szczerości. Chciałbym przez to pow iedzieć, że G ide utrzym uje, iż nie chciał zaszkodzić Z S R R i Rewolucji, że ubolew a teraz, gdy cała p ra sa w roga w obec Z S R R posługuje się dziś jego książką. To, że obecnie p ro te stu je przeciw pochw ałom i pane- girykom u pokarzającym go, gdyż idącym od pachołków reakcji, to wszystko ja rozum iem , i to, że czuje się te ra z tym wszystkim m ocno zażenow any. A le je st ju ż za p ó ź n o ” 19. Stopniow o burza ucichła, w ypierana przez groźniejsze w ydarzenia, ale jej osad p o zo stał na długo.

W 1936 r. doszedł do władzy w e F rancji rzą d F ro n tu L udow ego, w k tó reg o sukcesie udział „rive g au ch e” był nie do p rzecenienia. W ielkie reform y społeczne p o d ję te p rze zeń (regulacja

(15)

252 ARTYK U ŁY RECENZYJNE I RECENZJE

czasu pracy, urlopy p ła tn e, rozszerzenie zak resu opieki społecznej etc.) w strząsnęły Francją. R odziny ro botnicze mogły, p o raz pierwszy, spędzić dwa tygodnie z dziećm i n a d m orzem . Szok je d n a k działał i w drugim kierunku. Prawica, a zw łaszcza najbardziej konserw atyw na część p a tro n a tu („C om ité des F orges” ) uznała to za akt rewolucyjny, za zam ach na pozycję w łaścicieli przedsiębiorstw , za kro k w k ie ru n k u „bolszew izm u” To w tej sytuacji narodziły się postaw y, k tó re później odbiły się w ta k zgubnym haśle „L epiej H itler, aniżeli B lum !” (pierwszy p re m ie r rzą d u F ro n tu Ludow ego). R z ąd te n nie p rzetrw ał roku. W czerw cu 1937 r. Blum ustąpił. D w u k ro tn e naw roty prem iero stw a B lum a w 1938 r. zawiodły. Ten sam p arlam en t, p a rla m e n t w yłoniony ze zwycięstwa F ro n tu L udow ego i zdom inow any przez socjalistów, pow ołał ostatecznie D ala d ie ra na szefa rzą d u i za aprobow ał odw rót od p rogram u, który go zaprow adził do Palais B ourbon. W H iszpanii spraw y R epubliki szły coraz gorzej w następstw ie polityki nieinterw encji państw dem okratycznych i bru taln ej interw encji faszystowskich W łoch i N iem iec. N arastał kryzys austriacki, a w ślad za nim czechosłow acki. E u ro p a szła ku wojnie.

W p ro te sta c h przeciw b o m b a rd o w a n io m m iast w H iszpanii, aneksji E tiopii, „A nschlusso- w i” A ustrii łączyli się pisarze obu skrzydeł, podpisyw ali je zarów no A ragon, C ham son, G u eh e n n o , M alraux, ja k i B ernanos, M aritain , M auriac, de M o n th e rlan t. H itle r był groźbą dla nich wszystkich, niezależnie od aktualnej o rientacji politycznej. N a kolejnym kongresie M iędzynarodow ego Stow arzyszenia Pisarzy (lipiec 1938, Paryż) występowali literaci z wielu krajów , ale też stan ęła n a trybunie D o lo res Ib arru ri, „L a P assionaria” . M ichaił Kolcow, który przew odził delegacji radzieckiej, ju ż zdziesiątkow anej, w stosunku do jej składu n a p o p rz e ­ dnich kongresach, sam w krótce zo stał p ochłonięty przez czystki. Czystki, zw ane „m oskiew ski­ m i p ro ce sam i” , budziły coraz więcej kontrow ersji n a „lewym b rze g u ” . Personalistyczny „L E s­ p r it” szukał pośredniej drogi m iędzy akceptacją procesów i p o tę p ien iem „łagrów ” . R om ain R o llan d n ie m iał w ątpliw ości co do winy oskarżonych. A rtu r K oestler, przetraw iający ju ż swe dośw iadczenia z H iszpanii, pow strzym uje się od oskarżania Z S R R , ale wysuwa tezę, iż żaden ruch, żad n a p a rtia i, w ażne, żad n a osoba nie m oże m ieć p rete n sji do nieom ylności. A utentycz­ ny h u m an ista Je a n G u eh e n n o nie p o tra fi wyjść po za stw ierdzenie, że oskarżeni w tych p ro cesach są nie więcej w arci aniżeli ich sędziow ie i apel „D ość krwi! D ość krwi! W imię choćby wielkości Z w iązku R adzieckiego...!” G ide już nie m iał w ątpliw ości — oskarżeni byli niewinni.

„Lewy b rze g ” w chodził w krytyczny, o statn i ro k p rze d w ojną, głęboko podzielony. Jeszcze więcej ro zte re k przyniosło M onachium . D alad ier, w itany p o pow rocie z M onachium przez tłum y, fetujące go ja k zwycięzcę, gdy on bał się, że wyszły n a ulicę, by go zlinczować, m iał pow iedzieć „Ach, les cons, s’ils savaient!” . A le takich, którzy „savaient” nie było wielu. M it p o k o ju p rzesłan iał rozsądek. Mylił się G ide, mylili się S artre z de B eauvoir, uw ażając, że „naw et n ajokrutniejsza niespraw iedliw ość [wobec C zechosłow acji — J. Z.] je st lepsza od w ojny”. A n d ré C ham son, wówczas k o nserw ator (stanow isko!) w L ouvre, w idział spraw ę jaśniej, p o d o b n ie ja k J e f L ast, ostrzegający G id e ’a, ja k E m m a n u le M o u n ier, widzący w M o­ nachium hańbę. A le naw et A n to in e S ain t-E x u p éry czuł się ro zd arty m iędzy w stydem k ap itu ­ lacji i w stydem rzucenia ludzi n a śm ierć, w w ojnie. A p el pisarzy czechosłow ackich do kolegów francuskich p o został bez pow ażniejszego echa. O statn ie sp otkanie pisarzy, w m aju 1939 r., przeb ieg ało ju ż p o d zn ak iem krańcow ego pesym izm u... Ich świat zm ierzał ku przepaści... O ni szli ku niej rozdarci, p ełn i niepew ności i... bezradni.

(16)

C zasom w ojennym „lew ego b rze g u ” pośw ięcił L o ttm a n blisko trzecią część swej książki. To był czas próby ludzi, idei, zasad. Ja k przeszli ją nasi bohaterow ie? B ardzo rozm aicie... W ybuch wojny pop rzed ził p a k t R ib b en tro p -M o ło to w , który w strząsnął opiniam i i sum ieniam i znacznej części lewicy. O b u rzen ie i zw ątpienie w yrażali naw et d o tą d bezgranicznie oddani PCF, zaangażow ani w struktury ru ch u kom unistycznego. D la przykładu A rag o n uznał słusz­ ność linii przyjętej z inicjatywy K o m in te rn u i K rem la, ale p o e ta P aul N izan, kom unista z k ategorii czystych ideowców , p a rę lat pracujący w obcojęzycznych redakcjach „L itieraturnoj G aziety” odrzucił ją, poszedł na fro n t, gdzie w krótce zginął. P otęp ien ie p artyjne, w raz z haniebnym i oskarżeniam i, ciągnęło się za jego pam ięcią i dobrym im ieniem przez długie lata. Z ak a z działalności P C F przeniósł p ro b lem akceptacji „linii” i lojalności rów nież do jej kadr. Je d n i ograniczyli się do rozterki, ja k np. stary M arcel C achin, inni wystąpili otw arcie przeciw . W chodzimy tu w b ard z o trudny, p o n ie k ą d „śliski” , a m iejscam i autentycznie tragiczny obszar dziejów P C F i lewicy francuskiej w okresie sierpień 1939 — m aj-czerw iec 1941, który w ym agałby zbyt w iele miejsca. O graniczym y się w ięc tylko do tych kilku zdań i stw ierdzenia, że niezwykle pogłębiły się wówczas ro zdzierające „lewy b rze g ” procesy w yznaczane przez m oskiew skie „czystki” , H iszpanię, spraw ę A n d ré G id e ’a, w reszcie M onachium , w spom niany p ak t, a o statecznie k apitulację F rancji w czerw cu 1940 r. i konieczność odpow iedzi n a klasycz­ n e pytania: co się stało? k to w inien? co robić dalej? R ó ż n o ro d n o ść odpow iedzi na nie, a stąd ró żn o ro d n o ść postaw i zachow ań to p rze d m io t tej w łaśnie części książki L o ttm an a.

W „d rôle de g u e rre ” uczestniczyli nieliczni. W ojsko oszczędzało intelektualistów . S artre i A ro n m ieli przydziały do służb m eteorologicznych. N ie była to „pierw sza linia” . M alraux ochotniczo zaciągnął się do jed n o stk i pan cern ej. C e lin e’a, ja k o lekarza, w cielono do m ary n ar­ ki. W ielu, ja k S im one de B eauvoir, ubolew ało n a d kłopotam i, ja k ie przeżyw ała, z racji zaciem nienia, „C afé F lo re ” . W ojna była jeszcze czymś nierzeczywistym. K lęska, m asowe uchodźstw o („exodus”), w reszcie kapitulacja, okupacja i P éta in u władzy zm ieniły świat, w którym , m im o wszystko, ta k przyjem nie się żyło. Z tym jeszcze, że „w olna stre fa ” z P éta in em i Vichy nagle stała się w jakiejś m ierze „zag ran icą”, w Paryżu zaś rządzili Niemcy.

D la in telektualnej praw icy otw arła się szansa. In telek tu a lista D éat, niegdyś n r 2 w Partii Socjalistycznej, później rozłam ow iec, a u to r słynnego program ow ego artykułu „M o u rir po u r D an zig ?” w „l’O eu v re”, te ra z szuka uprzyw ilejow anego m iejsca dla siebie i swej p artii (R N P) w okupacyjnej rzeczywistości. P odobnie Ja cq u es D o rio t, do połow y lat trzydziestych je d en z czołów ki PCF, te ra z w łącza się, a w raz z nim niem ała liczba intelektualistów , urzeczonych m item „now ego ła d u ”, „nowej E u ro p y ” etc., do czynnej, faszystowskiej k olaboracji (p artia P P F ). B ojów karsko-antysem ickie „Je suis p a rto u t” faszystów francuskich staje się organem nagonki i denuncjatorstw a. Z drugiej strony P C F przeżyw a krótki, drogo, śm iercią w ielu działaczy, opłacony m o m e n t iluzji co do możliwości legalnego działania (no b o przecież p ak t R ib b en tro p -M o ło to w , pacyfizm etc.) w w arunkach okupacji.

N ie będziem y w chodzić w m eandry życia politycznego F rancji p o d okupacją, bardzo o d m iennego w obu strefach, naw et p o zajęciu całej F rancji przez N iem ców w listopadzie 1942 r.20, aczkolw iek rzutow ały one na ludzi i instytucje „lew ego b rze g u ” . Z n ac zn a część elit

20 Epizodyczna, poza Korsyką, okupacja włoska (XI 1942-VII 1943), niewiele wykraczająca poza Pro­ wansję, nie zmienia ogólnego obrazu problematyki. Dla wielu, zwłaszcza Żydów, przyciągniętych przez jej względną łagodność, czy też „bałaganiarskość”, stała się śmiertelną pułapką w momencie wkroczenia Niemców.

(17)

254 ARTYK U ŁY RECENZYJNE I RECENZJE

paryskich znalazła się, w następstw ie „exodusu” n a C ôte d ’A zur, usiłując ta m odtw orzyć swe paryskie obyczaje. Klasyczny przykład to A n d ré G ide, który je d n a k w krótce p rzenosi się do A fryki P ółnocnej i osiada w Tunisie. N iektórzy, p o o kresie złudzeń, w olą znaleźć się w ukryciu, ja k C lara M alraux, czy też E m m a n u el Berl. W iększość sta ra się w rócić do Paryża i jakoś wznowić „la vie n o rm a le ”. N iektórzy, ja k S artre i M alraux w racają z niewoli. Ten pierw szy, już w kró tk im czasie po d ejm u je próby tw orzenia organizacji podziem nych, w pierw nieudanej grupy „Socialism e e t L ib e rté ” , później zaś je stje d n y m z organizatorów pod ziem n eg o kom itetu lite ra tó w i w ydaw ców , p o d kiero w n ictw em J e a n P a u lh a n a , nieleg aln ej rep lik i dawnej „N. R. F.” ja k o „L e L e tre s F ran çaises”. R zecz w tym, że b iu ro re d a k to ra „L es L ettre s...” znajdow ało się tu ż obok b iu ra P ie rre ’a D rie u L a R ochelle, który za zgodą w ładz okupacyjnych przejął w ydaw anie „N. R. F.” . A le n ie tylko za zgodą organów o k u p an ta, ale i w cichym p o ro zu m ien iu z G allim ard em i jego otoczeniem . I tu dotykam y niezw ykle delikatnej m aterii przedziw nej symbiozy ludzi i instytucji okupacyjnych z francuskim , a ściślej paryskim śro d o ­ w iskiem tw órczym (n o tab e n e w owym czasie tru d n o byłoby m ówić o jakim ś pozaparyskim , pow ażniejszym ośro d k u tw órczego prom ieniow ania. W arunki okupacji w pew nym stopniu zneutralizow ały działanie paryskiej „pom py ssąco -tło c zą ce j”, pojawiły się w ięc pew ne n a ­ m iastki tego w Lyonie, A lgierze, M arsylii (film )). N iem iecka polityka okupacyjna w e Francji różniła się radykalnie od tej, ja k ą stosow ano np. w Polsce. N ie m iejsce tu na om aw ianie jej celów i cech. Z ab rało b y to zbyt w iele m iejsca. L o ttm an ogranicza się tu do stw ierdzeń bardzo ogólnych, zatrzym ując się p rze d e wszystkim n a d jej odniesieniam i do francuskiego świata k ulturalnego. My w spom nim y tylko, dla uchw ycenia n iezbędnego k ontekstu, że w polityce tej, do jej za ła m an ia się w 1943 r., dom inow ały, przy zachow aniu m aksym alnej kontroli, rzecz jasn a, intencje n eu tralizacji w rogich reakcji, pozyskania w spółpracy, w ykorzystania, zwłaszcza ekonom icznego, na po trzeb y niem ieckiego wysiłku w ojennego (udział g ospodarki francuskiej był tu znaczący!), a także, co budziło szczególne zainteresow anie i inicjatywy w ielkich „p a tro ­ nów ” francuskiego przem ysłu i banków , budow y elem entów in frastruktury przyszłej „Nowej E u ro p y ”, w której F rancja m iałaby zajm ow ać, w ich w yobrażeniu, p oczesne m iejsce... W wy­ o b rażen iu zaś dość szerokich środow isk twórczych, F rancja pow tórzyłaby w niem ieckiej „N eues E u ro p a ” przykład G recji w obec zdobyw czego Rzym u, zgodnie ze słow am i poety, iż „G raecia ca p ta fero cem victo rem co e p it”. A w ięc F rancja ja k o m istrzyni i nauczycielka kultury barbarzyńskich, ale silniejszych dziś Teutonów. N ajdosadniej postaw ę tę głosił ulubieniec paryskiej publiczności, pisarz, ak to r i reżyser te atraln y S acha G uitry, pow iedzielibyśm y dziś — czołow a p o sta ć paryskiego show -biznesu, któ reg o G u e h e n n o nazw ał „błaznem zniew ole­ n ia ” („un am u seu r de serv itu d e”)21. Tyle tylko, że N iem cy, ci, których decyzje rzeczywiście ważyły, w idzieli i traktow ali F rancję ju ż wówczas, a bardziej jeszcze w perspektyw ie przyszłości ja k o „m iejsce odpoczynku w ojow ników ” (pays du rep o s des g uerriers). A lternatyw a fro n tu w schodniego b ard z o w zm acniała tę tendencję.

Jednakow oż opinie p o k ro ju Sachy G uitry nie były pozbaw ione pew nych racji. L o ttm an szeroko pisze o tym w trzech rozdziałach, których tytuły m ów ią o tym, że wszyscy k o la b o ro ­ wali, że istniał konflikt m iędzy Vichy (władze petainow skie) a P aryżem (kolaboranckie partie, instytucje, p ra sa etc.), w Paryżu zaś ludzie „lew ego b rze g u ” korzystali z przychylności funkcjo­ nariuszy w ładz okupacyjnych realizujących ich politykę w o dniesieniu do literatury, prasy, wydawnictw, te a tru , film u, rad ia etc., a w ięc wszelkiej tw órczości kulturalnej. L o ttm a n zajm uje

2i O tym nurcie postaw najciekawiej pisał Henri Le Boterf w jego La vie parisienne sous l’ occupation, t. I, II, Paris, 1975.

Cytaty

Powiązane dokumenty

szkoły odpowiedzialnością za polonizację arystokracji rosyjskiej. Absurdal- ność tego zarzutu mogła się chyba tylko równać ze stylem, w jakim przepro- wadzono likwidację

Rada Stanu ma ustalić, jaki stosunek ma być podległych jej organizacyi do niej, ale nie zjazd tych organizacyi, które rzekomo »oddają się całkowicie na rozkazy Rady Stanu«.. W

b) Jakie jest prawdopodobieństwo, że średnie zużycie wody w losowo wybranym tygodniu jest zawarte między 95 hl i 105 hl? Przyjmiemy, że zużycie wody ma rozkład normalny i

4. Rozkład miesięcznych wydatków studentów I roku studiów dziennych SGH na zakup książek jest rozkładem nor- malnym z wartością oczekiwaną równą 20 PLN, natomiast w

A mama mówi: „No jak ja was chłopcy wezmę do siebie, jak bez przerwy do nas Niemcy przychodzą?” Więc ubrała ich ciepło, bo to już był chyba październik, nakarmiła ich i

Kiedy wszystkiego się nauczyłem i swobodnie posługiwałem się czarami, to czarnoksiężnik znów zamienił mnie w człowieka... 1 Motywacje i przykłady dyskretnych układów dynamicz-

[r]

[r]