• Nie Znaleziono Wyników

Epikurejczyk : powieść poetyczna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Epikurejczyk : powieść poetyczna"

Copied!
174
0
0

Pełen tekst

(1)

EPIKUREJCZYK

\

PO W IE ŚĆ POETYCZNA

T O M A S Z A M OOEJTA

TŁÓMACZONA Z ANGIELSKIEGO przez

K A R O L A F O R S T E R A

wydanie drugie, poprawione.

W A R S Z A W A ,

w Drukarni Franciszka Czerwińskiego, ulica N ow y Świat № 36.

(2)

Дозволено Цензурою. Варш ава 12 М арта 1899 года.

(3)

PRZEDMOWA.

Odwrócony od niejakiego czasu gust publi­

czności czytającej powieści od utworów

naturalistycznych do idealnych i chęć

popierania tego zwrotu skłoniły nas do no­

wego w ydania powieści poetycznej Tomasza

Мооге’а. Pierwsze wydanie (z r. 1829) oddawna

wyczerpane, zresztą potrzebowało gruntowne-

•go przerobienia.

Utw ór ten jednego z najw iększych poetów

angielskich, jakkolw iek idealistyczny w po­

myśle, jest w w ykonaniu realistyczny, wspie­

ra się na gruntow nych studyach historycznych

i archeologicznych i daje złudzenie rzeczyw i­

stości faktów, istotny obraz życia pierwszych

chrześcian i ich stosunku do ludności pogań­

skiej.

Tomasz Moore urodził się w roku 1779

w Dublinie, w temże mieście pobierał nauki

w kollegium Ś. Trójcy; jak o katolik nie mógł

(4)

w szkole tej, ściśle anglikańskiej, zdobyć

sobie stopni akademickich, lecz nadzwyczaj -

nemi zdolnościami zwrócił na siebie uw a­

gę nauczycieli. Kiedy wybuchło powstanie

w Irlandyi (1797—1798) Moore

w ystąpił

w obronie spraw y narodowej i ogłaszał w tym

kierunku utwory swoje prozaiczne i poetyczne.

W dwudziestym roku życia udał się na stu-

dya praw ne do Londynu, ale przytem z całym

zapałem poświęcał się poezyi. Najznakomit-

szem jego dziełem są „Melodye irlandzkie,"

przetłómaczone na wszystkie niemal języki

europejskie, ale i „Epikurejczyk,“ którego

przypominamy naszej publiczności, do niepo­

ślednich należy. Moore um arł w roku 1852.

(5)

EPIKUREJCZYK.

ROZDZIAŁ I ').

W roku c z w a rty m p anow ania zm arłeg o ju ż c e sa rz a W a le ry a n a , p isze a u to r teg o p a m ię tn ik a , zw olennicy E p i­ k u ra , podów czas w znacznej liczbie w A ten ach z n a jd u ­ ją c y się, p rz y s tą p ili do z a p e łn ie n ia o sierociałej w ich

szk o le k a te d ry m istrza. W y b ó r p a d ł jednom yślnie n a mnie: chociaż zacząłem b y ł dopiero d w u d ziesty c z w a rty ro k życia, i n ie było d o tą d p rz y k ła d u pow ołania do te g o za ­ sz c z y tu osoby zaledw ie w m łodzieńcze l a ta w stę p u ją c e j.

M łodość je d n a k ż e i o ta c z a ją c e j ą p rzy m io ty , nie b y ły , j a k się dom yśleć m ożna, u w ażan e za m niejszej w agi z a ­ le ty u szkoły, k tó ra obejm o w ała w sw ym obrębie w szy­ stk o , co piękne i św ia tłe w A ten ach , i w k tó re j pow ażne nazw isk o filozofii, p rz y b ie ra n e za godło p ostępow ania, słu ży ło ty lk o z a p ozór do w y tw o rn ie jszeg o u p ra w ia n ia ro zk o szy .

C h a r a k te r se k ty zm ienił się w p ra w d z ie zn aczn ie od czasu m ądrego i cnotliw ego je j założyciela, k tó r y położyw szy z a g łó w n ą zasadę, że rozk o sz j e s t jed y n em D obrem , w yw odził stą d , iż D obro j e s t jedynem źródłem rozkoszy: c z y stsz a część te j n au k i ju ż d aw n o z w ie trz a

-l) W p rzedm ow ie, z n a jd u ją c e j się n a ezele o ry g in a łu , a u to r, p rz y ­ b ie ra ją c p o sta ć tló m a c z a , zaw iadam ia, że ręk o p is d zieła teg o , w ję z y k u g re c k im p ierw o tn ie n ap isan eg o , w ynaleziony zo sta ł przez p o d ró żu jąceg o A n g lik a w k la sz to rz e Ś. M a k are g o pom iędzy licznem i, ju ż nadw erężo- nem i księgam i, i je m u z K airu n ad esłan y .

(6)

}a, a w strzem ięźliw y E p ik u r ‘) z rów ną tru d n o śc ią b y ł­ by p oznał sw ą w ła sn ą szk o łę w g ro n ie nam iętnych zb y tk o w n ik ó w , k tó rz y te ra z jej nazw isko p rz y b ie ra li, ja k sw ój w ła sn y sp o k o jn y ogród w lub ieżn y ch g aik a c h i a lta n a c h , w śró d k tó ry c h o d b y w a ły się z e b ra n ia szkoły.

R o z m a ite pow ody, oprócz pow abu sam ej n au k i, p rz y ­ c z y n ia ły się w tej epoce do u czynienia naszej szkoły n a jw ięcej upow szechnioną ze w sz y stk ich , k tó re jeszcze sław ę G re c y i p rz e ż y ły .

P ow szechnie sp o strz eg am y , że p rz e w a g a o stry ch i su ro w y ch w y o b rażeń re lig ijn y c h w je d n e j połow ie j a ­ k iej społeczności, s p ra w ia p rzeciw n ą o sta te c z n o ść ro z p a sa n ia i bezbożności w d rugiej; i w ła śn ie te n r o ­ dzaj o d w ro tn ej d ziałaln o ści szczególniej p rz y ło ż y ł się do n ad an ia zasadom n aszej s e k ty p ow abu n a jm o d n iejszej filozofii czasu. N a g ły w z ro st c h rz e ścijań sk iej w ia ry z a trw o ż y ł w szy stk ich ty c h , k tó rz y czy to z pobożności, czy te ż dla św ia to w y c h w zględów , n a s ta w a li n a w y ­ trw a n ie w odw iecznie uśw ięconej w ierze: w sz y stk ic h k tó rz y w ierzy li w b ó stw a Olimpu, i w szy stk ich , k tó rz y żyli z ich o łta r z y . S z e rz y ł się z a p a ł i g o rliw o ść m iędzy ustanow ionem i w ładzam i i duchow ieństw em całeg o b a ł­ w ochw alczego ś w ia ta . Co b rak ło n a szcz ero ści w w ie­ rz e, u zu p ełn ia ło się ry g o re m . N a js ła b s z e s tro n y m ito ­ logii b y ły w łaśn ie te , k tó ry c h n aj uporczyw iej b ro n io n o ) a w szelkie uw agi, d ąż ące do p o n iżen ia S a tu rn a i jeg o żony O p sy , ścigano z c a łą su ro w o ścią p ra w a .

W ta k im sta n ie z a ta r g u m iędzy p rzerażo n y m i

1) E p ik u r filozof g re c k i, u ro d ził się w G arg etu s, r. 341 przed naro d zen iem C h ry stu sa. W ro k u 3 6 życia sw ego założył szkołę filozo­ fic z n ą ed niego n a z w a n ą w A te n a c h , k tó ra sw e p osiedzenia odbyw ała w ogrodzie.

(7)

zw olennikam i om dlew ającej w ia ry a prostą, i w zniosłą p o ­ w a g ą je j w sp ó łzaw o d n iczk i, nie dziw nego, że lubow nicy sw obody i ro z ry w k i, k tó ry c h d a w n a re lig ia nie ob ch o d zi­ ła , a k tó rz y b yli z b y t niedołężni, b y b ad ać z a sa d y now ej, ch ętn ie u ciek ali się p rze d surow ością obu pod ta rc z ę ro z w ią z łe j filozofii, k tó ra p o z o sta w ia ją c innym mozół p rz e w id y w a n ia przy szło ści, o p ie ra ła c a łą m ądrość ua zbytkow nem te ra ź n ie jsz o ś c i użyciu.

S e k ta to ro w ie E p ik u ra m ieli zw y czaj od śm ierci sw ego zało ż y c iela p o św ięcać je g o pam ięci d w u d z ie sty dzień każd eg o m iesiąca. Do ty ch m iesięcznych obcho­ dów dodano od n iejak ieg o czasu jed n o w ro k u św ięto na p am iątk ę je g o urodzeuia. U c z ty d aw an e z te g o po­ w odu przez moich p o przedników n a k a te d rz e , odzna­ cz ały się o k azało ścią i sm akiem ; m oją w ięc było am bi- c y ą nie ty lk o w stęp o w ać w ich ślad y , lecz n a w e t u czy ­ n ić ro czn icę te r a z pod mojem p rzew o d n ictw em obcho­ dzoną ta k ś w ie tn ą , ab y jej blaskiem p rz y tłu m ić pam ięć w sz y stk ie g o , co j ą p o p rze d zało .

R z a d k o w isto cie b y ły A te n y ta k m alow niczego o b razu w idow nią. C a ła ro zleg ło ść naszego ogrodu, p ie r­ w otnie w szczu p ły ch zam k n ięteg o o b rę b ach , stopniow o p o w iększanego, b y ła u b ra n a ze sm akiem , um iejącym j e ­ d n ać n a tu rę ze s z tu k ą , bez p o św ięcen ia tem u p o łącze­ n iu je j p ro sto ty . A le je w iodące p rz e z cien iste i w onne zaro śla, ró w n in y odsłonione ja k b y dla ig ra sz e k słońca, ś w ią ty n ie w znoszące się w ty c h w ła śn ie m iejscach , s k ą d - by j e w y o b raźn ia w y w o łała, w y try sk i i ź ró d ła n a p rz e - m ian w ru cb u i ciche, bąd ź w esoło o d św ieżające d arń z ielo n ą, bąd ź spokojnie u sy p ia ją c e w jej ło n ie —ta k a b y ła ro z m a ito ść w idoków , u b o g a c a ją ca te p ięk n e ogro­ dy, ożyw ione tym ra z e m jeszcze p rzez w szy stk o , co A te n y n a jw y tw o rn ie jsz e g o w dow cipie i p rzy jem n o ści

(8)

p o siad ały , i tw o rz ą c e u ro czą cało ść, ja k ą m oja m ło­ d zień cza w y o b raźn ia, obfita j a k b y ła w ów czas w m a ­ rz e n ia rozkoszy i w dzięku, zaled w ie obm yśleć z d o ła ła . O bchód dnia te g o z a c z ął się w raz ze św item , k ie ­ dy, stosow nie do zw y c zaju p ierw o tn ej p ro sto ty , ci z p o ­ m iędzy uczniów , k tó rz y mieli m ie sz k a n ia w ogrodzie,

obnosili obraz naszeg o zało ży ciela, śp ie w a ją c w iersze n a pochw ałę je g o surow ej w strzem ięźliw o ści, k tó ra d a ­ w no ju ż p rz e s ta ła b yć przedm iotem n a szeg o n a ślad o ­ w ania.

O koło p ięk n eg o w śró d ogro d u je z io ra , s ta ły c z te ­ r y św ią ty n ie d o ry c k ie z b iałeg o m a rm u ru , w jed n ej z k tó ry c h um ieszczony b y ł k sięg o zb ió r, z a w ie ra ją c y w sz y stk ie k w ia ty lite r a tu r y g re c k ie j; g d y tym czasem w in n y ch trz e c h P o ly m n ia, E r a to i T e rp sy c h o ra , w zaje­ m nie się w sp ie ra ją c , o d p ra w ia ły w łaściw e sw e obrzędy. W k sięg o zb io rze s ta ły po p iersia n a jsła w n ie jsz y c h epi­ ku rejczy k ó w R zy m u i G recy i: H o ra c y , A ttic u s , P liniusz s ta rs z y , p o e ta L u k re c y u sz , L u cy a n i b io g ra f filozofów, n iedaw no nam w y rw a n y D io g en es L a e rc y u s z . Z n a j­

do w ały się tam ró w n ież posągi m arm u ro w e w szy stk ich zn ak o m itszy ch sz k o ły naszej zw o len n iczek : — L e o n - cy a i jej p ię k n a có rk a D a n a e , T e m is ta , Philaenis i inne.

W tem to m iejscu, w zn ac zen iu n a czeln ik a sz k o ­ ły , w ra z z rozpoczęciem obchodu, o d ebrałem z k ilk u n a jp ię k n ie jsz y c h i n ajw y m o w n iejszy ch u st w A te n a c h ho łdy życzeń do okoliczności sto so w n y ch , a w zajem nie, m a jąc z w y k łą przem ow ę na p a m ią tk ę n aszeg o m istrza (w k tó re j było z w y czajem ro z sz e rz ać się n ad z a s a d a ­ mi, ja k ic h n a u c z a ł), usiłow ałem dopiąć tej ta k p o trzeb n ej p rz y podobnem p o słuchaniu sz tu k i; ro z p o sta rc ia na

(9)

o schle przedm ioty w d zięk u , k tó ry im je d n a słu ch a czy n a w e t pom iędzy um ysłam i lek k iem i i uajm niej u k s z ta ł- conemi.

Chociaż n au k a , ja k ła tw o sądzić, z ajm o w a ła k ró tk o p o ran k i lub w ieczo ry O g ro d u , je d n a k lż e jszą część je j — te n w ybór m iodu a tty c k ie g o po k tó ry p szczó łk a niegłęboko w k w ia t sięg ać m u si—u p raw ialiśm y z z a ­ pałem . I tu ta j n a w e t uczeń n a ra ż o n y b y ł na r o z ta r ­ g n ie n ie n iew ie le do z e b ra n ia m yśli pomocne; i z n ie ­ je d n ą z m ych p ięk n y ch uczennic w y d a rz a ły się podobne do n a stę p u ją c e g o zd a rz e n ia , k tó re je d e n z poetów O g ro d u , p o ż y c z a jąc p ęd zla n a tu ry , ta k opisał:

N ad w odą w ieczór w b la sk a c h różow ych Ś w iąty n ia co raz cień swój przedłuża A ta m n a sch o d ach j e j m arm urow ych

S ia d ła d ziew ica p ię k n a j a k ró ża. Z w dziękiem n ad k sięg ą sc h y liła głow ę, A p rzy j e j b o k u sta ł m ędrzec m łody

1 u n ió sł w g ó rę je j sp lo ty płow e, A b y odsłonić p ię k n e ja g o d y .

L e c z w ieczorem dopiero ro zw inąłem cały p rz e ­ pych u ro czy sto ści. K a ż d a część ogrodu b y ła ośw iecona n a jw y tw o rn ie jsz ą ro zm aito ścią św ia te ł; g d y tym czasem n a jez io ro sp a d a ły ze ś w ią ty ń u w ite z k w ia tó w w ieńce, pom iędzy k tó re m i łó d k i, n ap e łn io n e urodziw em i dziećm i, p ły w ały ja k w śród m o rza F lo ry .

P o m iędzy dw om a z ty c h czółen c ią g ła to c z y ła się w a lk a . Ic h s te rn ic y , dw aj m łodzieńcy w k w iecie w ie ­

k u , w y o b ra ż a li b ó stw a E ro s i A n tero s; p ie rw sz y nie­ b iesk ą m iłość P la to n istó w , a d ru g i ow ego b a rd z ie j ziem ­ skiego ducha, k tó ry p rz y w łaszczy ł sobie u n as imię M i­ ło ści. P rz e z c a ły w ieczó r w alk a p ro w ad zo n a b y ła z w a- h ającem się szczęściem ; lęk liw y p rz e d z ia ł, ja k i E ro s

(10)

za ch o w y w a ł przed sw ym b ard z iej n ac ie ra jąc y m p r z e ­ ciw nikiem , b y ł je d y n ą ta r c z ą p rzeciw g ra d o w i s trz a ł o gnistych, k tó ry m o s ta tn i ciąg le go ra z ił. Szczęściem , g ro ty sp a d a ją c p rz ed dojściem do celu n a je z io ro , ro z ­ d z ie ra ły je d y n ie k w ia ty i g a sły .

W innej części ogrodu, n a szero k iej zielonej p rz e ­ s trz e n i, ośw ieconej je d y n ie księżycem , u rz ą d zo n e było n aślad o w an ie P a n a te ń s k ie j g o n itw y z pochodniam i przez m łodych chłopców , o d zn aczający ch się szy b k o ścią w b ie ­ gu i p rz y b ra n y c h w s k rz y d ła n a k s z ta łt kupidynów ; gdy tym czasem n ied alek o , grono z siedm iu N im f, ozdobio­ nych w g w iazd y na czole, p rz e d sta w ia ło ru c h p la n e to ­ w ego chóru, u rz e c z y w istn ia ją c a k c y ą i śpiew em sen P y ta g o re s a .

Z a k ażd y m krokiem now e c z a ry z a c h w y c a ły oko i ucho. C zasam i, w g łęb i la sk u ze źró d ła , w te j w ła ­ śnie chw ili w y try sk a ją c e g o , d o b y w ały się h arm o n ij­ ne d źw ięki, k tó re tłu m io n e szm erem w ód, zd aw ały się b y ć głosem w ła d a ją c e j niem i nadziem skiej isto ty ; n iek ied y k w ia ty z d a w a ły się w y z ie w a ć ta k ie sam e t o ­ ny, to znow u m uzyka zd a w a ła się p o w sta w a ć ra p to w n ie z pod ziem i, ja k b y n o g a w łaśn ie d o tk n ę ła w y d ające je źródło.

M oże dziw nem się z d a w a ć , iż ta k szeroko ro z w o ­ dzę się n a d tem i drobnem i szcze g ó łam i, lecz k a ż d a rz e c z m a ją c a zw ią zek z tą p a m ię tn ą n o c ą — n a w e t je j daw no żałow ane b łę d y — będą św ięcie i w iecznie żyć w mej pam ięci. O bchód z a k o ń czy ła u czta, n a k tó re j p rzew o d n iczy łem ja k o m istrz szkoły; a czując się być duchem oży w iający m całość, w szy stk ic h w około pobu­ d załem do w esołości, szczęśliw ym się czu jąc szczęściem d ru g ich .

(11)

R O Z D Z I A Ł II .

Z a b a w y się u k o ń c zy ły ; odgłosy śpiew ów i t a ń ­ ców ucichły, a w śró d ro zk o szn y ch ogrodów j a ty lk o sam o tn y pozostałem . L u b o ta k z a p a lo n y i czynny lu- bow nik w esołości, m iałem z n a tu ry skłonność do m elan­ cholii, w y o b raźn ią, k tó r a n a w e t w śród ra d o śc i i sz c z ę ­ śc ia posępne w y w o ły w a ła m yśli, i cieniem p rzy szło ści o g a rn ia ła n a jw e se lsz e złu d zen ie obecne. M elan ch o lia b y ła w rz e c z y sam ej z ro d z o n a w mej duszy w raz z na- m ię tn o śc ią i n a w e t w n ajw ię k sz y m z a p a le to w a r z y ­ sz y ła o sta tn ie j. O d p ierw szej chw ili j a k byłem zdolny m yśleć i czuć, j a k a ś p onura nić p rz e p la ta ła pasm o m e­ go istn ie n ia , a o b razy nicości i śm ierci m ieszały się do najm ilszy ch chw il mojej w esołości. N a m ię tn e p ra g n ie ­ nie ro zk o szy , zw ię k sz a ło jeszcze te cza rn e w y o b ra ż e ­ nia. Bo w y łączony, ja k j a byłem p rzez m oję w iarę, od p rzy szłeg o ży cia, i nie m ają c żadnej n adziei, sięg ające j z a szczupły o b rąb d o cze sn eg o — k a ż d a ch w ila w esela p rz y b ie ra ła żało b n ą p o sta ć w m ych oczach, a ro zk o sz, podobnie ja k k w ia t n a cm en tarzu , s ta w a ła się żyw szą

p rz e z sąsied ztw o śm ierci.

T ej je d n a k nocy mój try u m f, m oje szczęście z d a ­ w a ły się zu p e łn e . J a przew o d n iczy łem te j rozkosznej uroczystości. M o ja dum a i m iłość rozkoszy p iły do sy to ści z c z a ry , k tó re j ta k p ra g n ę ły . P o w a ż a n y i ceniony p rze z uczonych, a ko ch an y p rzez piękność i m łodość, w każdem oku, k tó re sp o ty k a ło moje, w id z ia ­ łem albo w y zn an ie try u m fu pow szechnie z y sk an eg o , albo te ż obietnicę innych, je sz c z e św ietn iejszy ch , k tó re m nie c z ek ały . L e c z i w śró d ty c h u łu d n y ch m arz eń , śc ig a ły m nie te sam e p o n u re m yśli. Znikom ość m oja i w szy ­ s tk ie g o , co m nie o taczało , w k aż d ej chw ili c ięży ła na

(12)

m ym um yśle. T e rę ce, k tó re ścisk a łem , te oczy, w k tó ­ ry c h w idziałem ja śn ie ją c e g o d u ch a ś w ia tła i ży cia, oczy, k tó re b y n ig d y nie p o w in n y się zam knąć, te g łosy, k tó re o p ie w a ły m iłość w ie c z n ą ,— w sz y stk o — w szystko, czułem to , było ty lk o złudzeniem chw ilow em i nic z o ­ sta w ić nie m iało w iecznego, ja k ty lk o g łu c h e m ilczenie popiołu.

O gdy b y n ie głos straszny, co dusze ro zd ziela, C o się z k a ż d ą zabaw ą m iesza i je d n o c z y ,

Co o strzeg a, że w szystko co n as rozw esela, Nim je sz c z e n o c z ap ad n ie, ro b a k może Stoczy; G d y b y tego n ie b y ło — od te j m yśli w olny

D u c h m ój św iatby z a g a rn ą ł— św iat w szczęście zam ienił. W szy stk ieb y je g o sk a rb y i w dzięki ocenił,

N iebobym sobie stw orzył w pośród ziem skich progów , Je ś li szczęście śm ierteln y ch zm ienić może w bogów.

T a k i b y ł opis m ych uczuć, k tó r y w y n u rzy ł się w jed n y m z ty c h dzikich n am ię tn y ch śpiew ów , zro­ dzonych w w alce rad o ści z m elancholią um ysł mój s z a r ­ piącą.

Rzadko k ie d y o d d aw ało się b a rd z ie j me serce ta k niepew nem u sm utkow i, ja k w te j chw ili, gdym k rą ż y ł w zam y ślen iu pom iędzy g asn ącem i ś w ia tły i p o ro zrzu - canem i p rzez b ie sia d u ją c y c h k w ia ta m i, a g łuche echo m e­ go w ła sn e g o k ro k u sam o ty lk o p rz e ry w a ło m ilczenie tam , gdzie ta k liczn e w eselne is to ty p rz e d chw ilą o d d a ­ w ały się uciechom . K się ż y c ju ż z a sz ed ł, p o ra n e k j e ­ szcze nie z a ś w ita ł, a p o w ażn a w sp a n ia ło ść nocy spo­ c z y w a ła d o tą d w około. O b o jętn y , d o k ą d śc ie ż k a pro­ w a d z iła , szed łem n ią ; a ż n a k o n ie c s ta n ą łe m p rzed p ię ­ knym posągiem W e n e ry , k tó ry m d łó to A lk am en esa ozdobiło n a sz ogród. T o w y o b raż en ie boskiej k o b iety , jed y n e g o bożyszcza, p rz ed k tó re m d o tą d zginałem k o la ­

(13)

na, n a d a ło mym chw iejącym się myślom z w ro t n o ­ wy. O p a rty o p o d sta w ę w zniosłem oczy do niebios, a w p a tru ją c się n ie w z ru sz e n ie w w iecznie b ły sz c z ą c e gw ia zd y , ja k gdybym chciał w y c z y ta ć sm u tn ą z ich ś w ia tła ta je m n ic ę , b ad a łem p rzy c zy n y , czem u człow iek sam m usi g in ąć, k ied y one, m niej od niego z a d z iw ia ­ ją c e , m niej sła w n e , istn ia ły c ią g le w św ietn o ści nie­ zm iennej i w ie k u istej!

„O g d y b y b y ł ja k i u ro k , ja k i ta liz m a n ," z a w o ła ­ łem , „ k tó ry b y m ógł d u c h a w n a s będ ąceg o ró w n ie ja k te g w ia z d y u n ieśm ierteln ić i o tw o rz y ć je g o d o c ie k a ­ niom w spólny z niem i zaw ó d , ró w n ie b ły szczący i niezm ierzony! “

G d y ta k p o d d aw ałem się fa n ta zy o m n iesfo r­ nym i m elancholijnym , znużenie, k tó re z iem sk a rozkosz, acz słodka, ja k b y dla o k a z a n ia ja k je s t znikom ą, pozo­ s ta w ia , z w o ln a o d zy w ało się w e mnie, i w k ró tc e o p u ­ ściw szy się p rz y p o d sta w ie posągu, zasn ąłe m .

L e c z i we śnie n a w e t w y o b ra ź n ia m oja nie p rz e ­ s ta ła p ra co w ać; owocem je j był sen, ta k ż y w y , ja k b y m iał zo staw ić po sobie n ie s ta rte w ra ż e n ie p raw d y . M niem ałem się p rzen iesio n y n a ro z le g łą d z ik ą ró w n in ę , g dzie nic nie zd aw ało się o d d y ch a ć, p o ru sz ać lub żyć. N ie b io sa n ad em n ą b y ły blade i zg a słe , w y d a ją c się nie ja k b y ciem nością o k r y te , lecz ja k b y św ia tło ich znikło, m a rtw e i sp u sto sza łe, ja k b y p o zo stało ść p rz e ­ szłego ju ż ja k ie g o ś w ia ta , o d d an a zniszczeniu i pozb a­ w io n a słonecznej ja sn o śc i. J e d y n y ślad n ie w y g asłeg o je sz cze ży cia w te j sm ę tn ej p u sty n i, było m ałe d rż ą c e św ia te łk o , k tó re z p o c z ą tk u b ły sz c z ą c e z d a ła , zw olna zb liżało się do m iejsca, gdzie stałe m . W k ró tc e p o strz e ­ głem , iż je g o sła b e prom ienie w y d a w a ła pochodnia, tr z y - m au a rę k ą sędziw ego s ta r c a , k tó re g o p o sta ć w y b lad ła ,

(14)

ja k b y gro b o w eg o p o słan n ik a, z a trz y m a ła się p rzed e- m ną. Po k ilk u c h w ila ch g łęb o k ieg o m ilczenia, przez k tó re w p a tr y w a ł się w e m nie ze sm u tk iem , w sk ro ś duszę m ą p rzejm u jący m , rzekł: „T y , k tó ry szu ­ k a sz w iecznego ży c ia, idź n a b rz e g i czarn eg o N ilu ,— a zn ajd zie sz w ieczne ży cie, k tó re g o sz u k a sz ."

Z a le d w ie w y rz e k ł te sło w a , g d y śm ie rte ln a b la ­ dość jeg o lic z a ja ś n ia ła uśm iechem b ard ziej niż lud zk ich obietnic. M ała pochodnia rz u c iła blask, k tó ry n a g le c a łą p rz e s trz e ń p u sty n i ośw iecił; n a w e t d alekie h o ry zo n tu k ra ń c e , w obrębie k tó ry c h w około sp o strz e ­ g a ć się te ra z d a w a ły ogrody, zam ki i p iram idy, ja ś n ie ­ ją c e i złocone, ja k w idm a obłoków p rzy zachodzie sło ń ­ ca. S ło d k a h a rm o n ia d a w a ła się ze w szech stro n n a przem ian y sły sz e ć , a w szęd zie t a k a ro zm aito ść p rzep y ­ chu ro z la n a b y ła , iż z w zro stem harm onii i ś w ia tła obudziłem się.

I ż n ie d o w ia rk i m ogą być zabobonnym i, z d a rz a się to nie ty lk o zw y czajn ie, lecz cz ę sto . W ia r a w n a d lu d z k ą siłę, zd aje się w ła śc iw ą i p o trz e b n ą um y­ słow i; a je ż e li nie może się w cisn ąć w łaściw ym k a n a ­ łem , zn a jd z ie p rz y stę p jak im b ąd ź innym . S tą d , w ielu , k tó rz y w ą tp ili o istn ien iu jed n eg o B o g a, poddali się je d n a k pod opiekę losu lub g w iazd . W ła sn e me u c zu ­ cia b y ły jaw n y m tej dziw aczności dow odem . C h o ciaż o d rzu całem w szelką w ia rę w B oską Istn o ść , w ierzyłem je d n a k w sny, od czego m nie ca ła m oja filozofja odw ieść nie m ogła. A n i n a d o św iad czen iu n ie zb y w ało dla um ocnienia m nie w mem om am ieniu, bo przez k ilk a ty c h p rzy p ad k o w y ch zd arzeń , k tó re ro b ią los w ie ­ szczków i p ro ro k ó w , sn y b y ły dla m nie n ie ra z w y ­ rocznią.

(15)

N ie było nic dziw nego p rzeto , iż w idm o nocne, d o ty k a ją c ta k ro z d rażn io n ej stro n y , dzielniej n a mnie siłę sw ą w y w a rło , i w m iarę usiłow ań, a b y je o d w ró ­ cić, głębiej się w pam ięć w p a ja ło . N a d a re m n ie w y szy ­ dzałem w ła sn ą słab o ść; t a k a b ro ń n a sieb ie je s t rz a d k o sz c z e rz e obrócona. N a d a re m n ie oddaw ałem się mym zw yczajnym uciechom . Ich urok b y ł ja k zw y k le, now y; lecz zaw sze w ra c a ło sm u tn e p rzew id y w an ie śm ierci, a z n ią p am ięć te j w id zian ej we śn ie o b ietn i­ cy, do k tó re j m o ja w y o b raźn ia, w b rew ro zsąd k o w i, j e ­ szcze w z d y c h a ła .

C zasem , o d d a ją c się m arzeniom , k tó re były dalszym ciągiem m ego snu, p rz y p u sz c z ałe m podobień­ stw o istn ie n ia ja k ie j tajem n icy , p rz e z k tó rą b y m ło ­ dość m ogła być, je ż e li nie uw ieczniona, p rz y n a j­ m niej p rz e d łu ż o n a , i to o k ro p n e są sie d z tw o śm ierci,

w obrębie k tó re j m iłość u sy ch a i ro zk o sz n ik n ie, mogło b yć na ch w ilę oddalone. „ K to w ie ,“ m ówiłem so­ bie „czy w E g ip c ie , w tym k ra ju cudów , gdzie t a ­ jem n ica o d k ry ła dopiero połow ę sw y ch sk arb ó w , gdzie ty le m isty czn y ch a rk a n ó w , n a kolum nach S e th w y ry ty ch , o d g ad n ien ia oczekuje; —k to w ie, czy ja k i urok, ja k i t a ­ lizm an nie leży u ta jo n y , k tó re g o odsłonienie, ja k to w i­ dziadło p rz y rz e k ło , czeka m ego p rzy b y cia; ja k i u tw ó r z ty c h sam ych c z y sty c h ato m ó w , k tó re ja ś n ie ją w odw ie­ cznych g w ia z d a c h , i k tó re g o p rz e la n ie w ciało czło w ie­ k a m ogłoby zrobić go ró w n ie n iezg a sły m i n ieśm ier­ telnym i “

T a k p rz 3’jem n ie m arzy łem w ty c h p rz e m ija ją cy c h sz a ła c h , g d y życie w eso łe, ja k ie w iodłem , d z ia ła ją c na se rc e czu łe i ż j w ą w y o b ra ź n ią , sp ra w ia ło upojenie um y­

słu i c iąg ły n iepokój. T e dum an ia niem ało b y ły w z m a ­ gane c ią g łą w a lk ą pom iędzy memi n atu ra ln e m i u czu ­

(16)

ciam i i zim ną m a rtw ą w ia rą m ojej s e k ty , a u siłu ją c u n ik n ąć je j g n ęb iące j niew oli, b u ja łe m w olno po k ra in ie u łudzeń i om am ienia.

J e d n a k ż e w m ych sp o k o jn iejszy ch i w s tr z e ­ m ięźliw szych m om entach, d ziw ne w id ziad ło nie o d s tę ­ pow ało m nie. N a d a re m n e b y ły w szelk ie m e u siło w an ia , by je w m ym um yśle p rzy tłu m ić, uległem je g o p rz e w a ­ dze i poznałem , że bez zw ied zen ia E g ip tu i p rz e k o n a ­ n ia się o zaw odności m ych n ad ziei, nie okupię spokoj- ności, ani z ach w ian ej w ła d z y ro z są d k u nie p rz y w ró cę. O znajm iłem p rz e to bezzw łocznie moim to w arzy szo m O g ro d u zam iar, ja k i pow ziąłem , z w ie d z e n ia k ra ju p ir a ­ mid. Ż adnem u z nich nie śm iałem w yznać w ątp liw eg o c z a ro d ziejsk ieg o pociągu, k tó ry m ną ow ład n ął. C hęć n au k i b y ła jed y n y m pozorem , ja k i podałem , g d y rozkosz b y ła ich zdaniem p ra w d z iw ą do teg o pobudką. C zy n n o ści szkoły, ja k sądzono, m usiały cierpieć na mem oddaleniu, a b ard ziej je sz c z e n ie k tó re czułe z w ią z k i m iały się onego obaw iać. L e c z dla pierw szej n ied o g o d n o ści c z a ­ sow e le k a rstw o z o sta ło w ynalezione; d ru g ie z ręczn y ro z d z ia ł p rz y sią g i w e stc h n ie ń uspokoił. O p a trz o n y лѵ lis ty z a le c a ją c e do w sz y stk ich części E g ip tu , w lecie ro k u 257 ery P a ń sk ie j, u d ałem się pod żagle do A le- k s a n d ry i.

R O Z D Z I A Ł I I I .

T em u, k tó ry u ż y w a ł ta k ic h sło d y czy w k a ż d e j chw ili p o b y tu sw eg o n a lą d z ie — podróż m orska, lubo sp o k o jn a i p rz y ja z n a , z d aw ała się n ajm n ie j przyjem nym sposobem p rz e p ę d z en ia czasu . C zęsto m ijając ja k ą w yspę, w y o b ra źn ia m oja z a lu d n ia ła j ą m iłem i is to ­ ta m i i w dzięcznem i p o staciam i d la zło żen ia hołdu k t ó ­

(17)

ry m , n a jc h ę tn ie j byłbym się z a trz y m a ł. L e c z w ia tr d ą ł p ro sto k u k ra in ie taje m n ic ; a co w ię cej, b rzm iały w około m nie p o d szep ty w ew n ę trz n e g o głosu: „ T a m .“

G d y śm y się zb liżali do b rzeg ó w E g ip tu , d o ­ znaliśm y niepom yślności, dow odu nieżyczliw ości boż­ ków N ilu , w ro d z a ju b u rzy , czyli ra c z e j n a w ałn i- czego w ich ru , k tó ry zaledw ie nie z a to p ił n a sz e ­ go o k rę tu , a k tó ry , ja k E g ip c y a n ie obecni m ów ili, był dziełem ich b o ż k a T y p h o n a. P o cało d zien n ej i nocnej w a lc e z b u rz ą , podczas k tó re j, zo staliśm y m im o­ w olnie sk ie ro w a n i z naszej d ro g i ku w schodow i, p rz y ­ ch y ln iejsza ja k a ś p o tę g a p rzem ogła; bo skoro p o ran e k św ieżo ro z ja ś n ia ł, zoczyliśm y w s p a n ia łą A le x an d ry ę, w zn o szącą się z m o rza ze sw ym zam kiem k ró lew sk im , p o rty k iem o c z te ry s tu słu p ach i w z b ija ją c ą się w ś ro d ­ k u ku niebiosom ś w ią ty n ią K ró lo w ą K olum n.

P o zm ierzeniu okiem ty ch p y szn y ch w idoków , p rz e ­ byliśm y szybko około s k a ły P h a ro s i w k ilk u m inutach znaleźliśm y się w po rcie E u n o stu s. Słońce ju ż w eszło, a św ia tło n a w ysokiej w ieży n ad s k a łą je sz c z e się tliło ; ja k a ś sm ętność, zapew ne z a b y te k uciech p o p rze­ dzającej nocy, m alo w ała się w p ierw szem obudzeniu się te g o ro zk o szn eg o m ia s ta — k tó re g o g m achy i św ią ­ ty n ie, ośw iecone p ierw szej zorzy blaskiem , sp o czy w ały w m ilczeniu.

W k ró tc e w ysiedliśm y n a lą d , a gdym się p r z e ­ c h a d zał p rzez sz e re g i p ałacó w i ś w ią ty ń , k tó re p ro w a ­ d z ą od m o rz a aż do b ram y K a n o p u s, św ieżo jeszcze p rz e ję ty czc ią m ych lubych A te n , uczułem n a g le po- d ziw ien ie, w zbudzone ra c zej now ością, aniżeli w s p a ­ niało śc ią w idoku, ja k i się mym zachw yconym oczom p rz e d sta w ia ł. R o zk o sz e i z a b a w y , k tó re ta k ie m iasto

(18)

obiecyw ało, nie n a le ż a ły do rz ę d u n ajm n iej z n aczący ch u w ag , k tó re mi się tłu m n ie n asu w ały . P rz e c iw n ie , w szy­ stk o około m nie zd aw ało się w ró ży ć p rz y sz łe rozkosze. K s z ta łty a rc h ite k tu r y i rze ź b y p rzy p o m in ały mej epi- k u re jsk ie j w y o b ra ź n i o b ra z y ży jące j g ra c y i; a n a w e t c is z a i ponurość św ią ty ń i lasków , w ró ży ła je d y n ie c z u łe ta je m n ic e d la m ej duszy. W m ia rę ja k w sp an iałą t ę w idow nię o ży w ia ł ru ch ludzi, uczułem , iż chociaż E g ip t nie uczyni m nie zdolnym do p rz e d łu ż e n ia życia, m oże je d n a k nau czy ć m nie n ajlep szej s z tu k i—pom noże­

n ia jeg o uciecb.

L u d n o ść A lek san d ry i s k ła d a ła się w tej epoce z n a jw ięk szej m ieszaniny różnych n aro d ó w , w yznań i s e k t, k tó re się ty lk o k ied y razem w ja k ie m m ieście z n ajd o w ały . O b o k szk o ły g re c k ie g o P la to n isty , w i­ dać było a u d y to ry u m k a b alisty czn e g o Ż y d a ; tu zno­ wu kościół C b rz e śc ja n s ta ł n a taje m n ic zej k ry p c ie

egipskiego H ie ro fa n ta . T u w schodni czciciele ognia, w y szy d zali czcicieli k o ta z zachodu; tu C h ry sty a - nizm , n a n ieszczęście, n au czy ł się w spółubiegać z b łę ­ dam i p o g ań stw a; a k ied y z jed n ej s tro n y nauczyciel p o g ań sk i u k a z y w a ł się k lę c z ą cy pow7ażn ie p rz e d sw ym wężem , z d ru g iej N ik o ssy an iu z ró w n ą p o w a g ą sp ie ra ł się, iż nie było sposobu z b a w ien ia , ja k ty lk o n a łonie g reck ieg o alfab etu . Co go rsza, n iem iło siern o ść ch rześci­ ja ń s k ic h ró ż n o w iercó w o d z n a c z ała się zaw sze ró w n ą

s iłą ; i o niczem nie sły sza łem ty le po p rzy b y ciu mojem, ja k o sp rz e c z k ac h i nien aw iści, z ja k ą się p rz e ślad o w ali

w zajem nie.

Ż adnem u z ty c h w y zn ań i s e k t nie pośw ięciłem szc zeg ó ln ej u w ag i i o g ran iczy łem sw oje p o strz e ż e n ia n a kilku śm iesznościach. Z n a jd u ją c się te r a z w n a j- rozkoszniejszem m ieście w św ie c ie , o d d a łe m się bez ż a ­

(19)

d n eg o w z g lę d u złudzeniom , k tó r e m nie o ta c z a ły . M o ja s ła w a ja k o filozofa i lu b o w n ik a ro zk o sz y p o p rzed ziła m nie, i A le k sa n d ry a , d ru g ie A te n y św ia ta , p o w ita ła m nie ja k o sw eg o ro d a k a . S ła w a m oja b y ła w rz eczy sam e ja k b y talizm an em , k tó ry z a mem zbliżeniem se rc a i drzw i o tw ie ra ł. Z w y k łe cerem onie p o zn a n ia się u c h y ­ lone b y ły d la m nie, i n iety lk o sto su n k i, lecz m iłostki i p rz y ja ź ń sz ły za mym k ro k iem ta k szybko, ja k uro­ dzaj się p o k azu je tam , gdzie N il w y lew ał. C iem na c e ra e g ip sk ich k o b ie t d a w a ła im n o w y p o w ab w m ych oczach, p o d w a ja ją c y ich in n e w dzięki, a te n k o lo r słońca n a ich uro czy ch licach b y ł ty lk o tłóm aczem ognia tle ją ­ cego w ich sercach .

K ilk a ty g o d n i m inęło w ta k cią g ły ch i coraz odm iennych ro z ry w k a c h , iż n a w e t sm ętny odgłos w mem se rc u , chociaż się je sz c z e o d zy w ał, ju ż rza d k o ty lk o z w ra c a ł n a siebie m ą u w ag ę i w n e t k o n a ł w śród d źw ięk u śp iew ó w c z a ru ją cy c h , k tó re około m nie b rzm ia­ ły . W k ró tc e je d n a k , g d y n ow ość p o łożenia zn ik ła, te sam e czarn e w id z ia d ła z a c z ę ły się m ieszać do w szy st- kich m ych uciech, a zd a rz e n ie, z a sz łe podczas je d n e j z m ych n ajw eselszy ch zab aw , p rzy ło ży ło się je sz c z e

b ard ziej do obudzenia ich w w iększej sile.

O bchód roczn y św ię ta S e ra p isa p rz y p a d ł podczas mej b y tn o ści w A leksandryi. C zęsto lubiłem m ieszać się do tłu m ó w ludu, ja k i się z w y k le podów czas cisn ął do św iąty n i w K an o p u s. W e dnie i w nocy podczas g d y to św ięto trw a ło , k a n ał, p ro w a d z ą c y z A le k sa n d ry i do K a n o p u s, o k ry ty b y ł łodziam i, pełnem i p ielg rzy m ó w obojej płci, chciw ych k o rz y sta ć z o b y czaju , k tó re u ż y ­ czało ro zry w k o m z n am ien ia relig ijn o ści, i n a cześć ch w ały niebieskiej ziem skim nam iętnościom d o zw alało puszczać w odze.

(20)

W ra c a łe m w czasie p rz y jem n ej nocy do A le k sa n - d ry i. W ia tr północny, te n m iły p rz y b y sz , o d św ieżał p o w ie trz e , a b rz e g i z każd ej s tro n y p rz e sy ła ły z lask ó w p o m arań czo w y ch i m irto w y ch n ajsło d sze w onie. G dym z o sta w ił za sobą c a ły tłum w K a n o p u s, żad n a ju ż łódź pró cz m ojej n ie d a w a ła się d o strz e g a ć n a k a n a le ; i w ła ­ śnie oddaw ałem się m yślom , k tó r e sam otność w zb u d za w ta k ie j god zin ia, g d y m e m a rz e n ia p rz e rw a n e z o stały odgłosem śm iechu i o k rzy k ó w , w y ch o d ząc y ch z n am iotu w ogrodzie, k tó ry s ta ł rz ę sisto ośw iecony n a d b rz e ­ giem k anału.

P rz y p ły n ą w s z y b liżej, p o strz eg łem , iż te o k rzy k i rad o ści p rz e p la ta n e j tr w o g ą b y ły w y d a w a n e pVzez k ilk a m łodych b a w iący ch się dziew ic, k tó re u siłu jąc d osięgnąć k rz e w u jaśm in o w eg o , w znoszącego się n ad w odą, n a ra z iły się n a n ieb ezp ieczeń stw o . P o śp ie sz a ją c z pom ocą w n e t poznałem głos je d n e j z m ych p ięk n y c h p rz y ja c ió łe k w A le k sa n d ry i, a w y sk o c zy w szy n a b rzeg , otoczony zo stałem całym o rsz ak iem , z n aleg an iem , abym się u d ał do nam iotu. O p ie ra ją c e g o się w ięziły w g a ­ łą z k i św ieżo z e rw a n e jaśm in u , i ta k , c h ętn eg o niew ol­ n ik a, p rzy w io d ły do sw ej sali b iesiad o w ej.

T u z n alazłem sam w y b ó r to w a rz y s tw a A le k sa n ­ dryi. N iespodzianość sp o tk a n ia d o d a w a ła mu o b u stro n ­ n ie pow abu i rz a d k o czułem się b a rd z ie j rozw eselony, albo sk u te c z n ie j p rz y k ła d a ją c y się do o żyw ienia drugich.

P om iędzy to w a rz y stw e m zn a jd o w ało się k ilk a G re - czynek. N o siły one, stosow nie do zw y cza ju ich o jc z y ­ zny, zasłony, lecz ja k pow szechnie, b a rd z ie j d la p o d n ie­ sie n ia niż dla u k ry c ia sw ych za w sz e zw y cięzk ich w d z ię­ ków . J e d n a z nich z w ieńcem czarn y c h k w ia tó w n a g ło w ie, m ilcząca i s ta ra n n ie z a sło n ię ta p rz e z c a łą ucztę, sz c z e g ó ln ie o b u d ziła m ą uw ag ę. N ie b ra ła , j a k po­

(21)

strz e g a łe m , żadnego u d z iału w tem , co j ą o tac zało : po­ tra w y i w in a przenoszono około niej n ie tk n ię te — żad n e słow o nie zd aw ało się być do niej obrócone. T o o d łą ­ czenie od sceny ta k o d d y c h ają cej w esołością, chociaż n a pozór n ied o strz e g a n e p rze z nikogo prócz m nie, u d e ­ rzy ło m nie taje m n iczo i dziw nie. P y ta łe m się mej p ię­ knej są sia d k i o p rzy c zy n ę te g o , lecz sp u śc iła w zro k pow ażnie i zach o w a ła m ilczenie.

T y m czasem lira i p u h a r s z ły w około; i m ło­ d a dziew ica a te ń s k a , ja k b y n a tc h n io n a obecnością sw e ­ go ro d a k a , w zięła sw ą lu tn ią , i z a śp ie w a ła je d n ę z pieśn i g re c k ic h z uczuciem , k tó re m nie n a d b rz e g i I llis u przen io sło , i n a w e t w śró d obecnej ra d o śc i w y rw ało w estch n ien ie z m ego se rc a z a tem , co ju ż m inęło. J u tr z e n k a z a c z ę ła w schodzić, nim n asze w esołe grono p o w stało i n iech ętn ie w siadło n a łodzie d la w ró c e n ia

do m iasta.

Z aled w ieśm y odbili od b rz eg u , postrzeżo n o , że lu ­ tn ia m łodej A te n k i zapom niana z o s ta ła ; z sercem je szcze p ełnem sło d k ;ch dźw ięków te g o in stru m e n tu , co żyw o w yskoczyłem n a lą d dla p o sz u k an ia go. P o ś p ie s z y łe m do nam iotu, k tó ry te r a z s ta ł ciem ny i sam o tn y , w y ją w s z y iż ta m — z w ielkiem podziw ieniem m ojem , — je sz c z e s ie ­ d z ia ła t a m ilcząca p o stać , k tó r a ta k mocno w zb u d ziła m ą c iek aw o ść podczas nocy. N iep ew n e u czucie p rz e ­ stra c h u i u szan o w an ia, p rz e ję ło m nie, g d y te r a z z w o l­ n a do niej p rzy stęp o w ałem . Ż a d n e p o ru szen ie, żad en odgłos oddechu nie d a w a ł się w niej p o strz e g a ć ; nie z a d rż a ł ż a d e n lis te k je j c z a rn eg o w ie ń ca. P rz y św ie ­ tle k o n ającej lam p y , k tó r a s t a ł a p rz e d t a p o sta c ią , w a h a ją c ą rę k ą w zniosłem za sło n ę , i u jrz a łe m — co m a w y o b ra ź n ia ju ż p rz e w id y w a ła n a p rzó d ,— iż p o sta ć o w a b y ła m a rtw ą — b y ła kościotrupem . P rz e ra ż o n y i tk n ię ty

(22)

do żyw ego, pośpieszyłem n a p o w ró t z lu tn ią do łodzi, i p rz e z koniec p odróży byłem p ra w ie ta k m ilczący ja k w id z ia n a p o s ta ć .

T en zw yczaj pom iędzy E g ip c y a n a m i s ta w ia n ia m um ii lub k o śc io tru p a p rz y stole podczas u czty , od n ie jak ieg o czasu u sta ł, w y ją w sz y p rz y n ad z w y c z ajn y c h obchodach; a n a w e t w ta k ic h ra z a c h o sła n ia li w y k w in t­ ni a le x a n d ry jc z y c y p am ięć śm ierc i w sposób w yżej opisany. L e c z n a m nie, w cale na ta k i w idok nie p r z y ­ g o to w an eg o , u czy n ił w ra żen ie, z k tó re g o n ie p rę d k o w y o b raźn ia m oja ochłonęła. T e n m ilczący i okro p n y św iad ek w esołości, z d a w a ł się p o dobny sobie cień w mem sercu zasz c z ep ia ć . R y s y g robow e w y ry te b y ły te r a z w m y ś li,k tó r a mnie nie o p u szc zała, a obraz cze k a jąc e j mnie p rzy szło ści, m ie sz ał się z n a jp rz y ­ jem n iejszy m w idokiem teg o , czem je ste m .

W sp o m n ien ie snu z a jęło m nie te r a z żyw iej niż k ied y k o lw iek . M ile z ap ew n ia jący uśm iech te g o p o ­ w ażn eg o ducha i je g o sło w a: „idź na b rz e g i cz a rn e g o N ilu , a zn ajd ziesz w ieczn e życie, k tó re g o szu k asz!14 b y ły p rzy to m n e c iąg le um ysłow i m emu. L e cz d o tąd n ie s te ty , nic nie p odjąłem ku w y pełnieniu ta k św ie tn e ­ go p rz y rz e cz e n ia . A le k sa n d ry a nie b y ła E g ip te m . M ia sto , w k tó re m zn ajd o w a łem się, je sz c z e nie istn ia ­ ło. w te d y , k ied y ju ż T e b y i M em p h is w iek i sła w y liczy ły .

„M oże za piram idam i M e m p h is,“ z a w o łałe m , „lub w m isty czn y c h k o m n a ta c h L a b ir y n tu mam szu k ać te j św ię tej ta je m n ic y ś w ia tła , k tó re g o ś w ia t przedpotopow y zro b ił E g ip t sp ad k o b iercą , i pośród k tó re g o — b ło g o ­ sła w io n a myśli! — k lu cz do w iecznego ż y cia znajdow ać się m o że.“

(23)

P o w ziąw szy ta k i zam iar, p o żegnałem się z m y­ mi licznym i p rz y jac ió łm i w A le k sa n d ry i i udałem się w d rogę do M em phis.

R O Z D Z I A Ł І У .

Z e w szystkich k ra in , k tó re zw iedziłem , E g ip t osobliw szem p ołączeniem m elancholii i rozkoszy, ta k w y d a tn ie o d zn acząjącem c h a r a k te r ludu, sw ą re lig ją i pew nego ro d zaju w y sta w n ą o k azało ścią, b y ł jed y n ie zdolnym d z iałać silnie na te m p e ra m e n t i w yob raźn ię podobną m ojej, i w ciągłej ży w o ści w rażliw o ść obojga u trz y m y w a ć . G d ziem kolw iek się obrócił, w idziałem p u sty n ię obok ogrodu, św ietność m ieszającą się ze sp u ­ stoszeniem ; k o le b k a m iłości s ta ła przy gro b o w cu .— ro z ­ kosz n a p o ty k a ła żałobę! S a m a , że t a k rzek n ę, lu- bieżność klim atu, w y w ie ra ła te n sm ętny w p ły w . J e ­ d n o sta jn y b lask dnia, u ro czy sta św ietn o ść n o cy — w sz y ­ stk o sk ła n ia ło do polubienia tej g łębokiej m elancholii w y p ły w u nam iętności i posępnych m yśli, k tó re ta k d łu ­ go g ościły w mej duszy.

K ie d y p ły n ąłem z A le k sa n d ry i, w y lew N ilu był w całej pełni. C a ła dolina E g ip tu b y ła je g o w odam i zalan a; a p a trz ą c n a około p rz y św ie tle zachodzącego sło ń ca n a ś w ią ty n ie , p a ła c e i pom niki otoczone w odą, m niem ałem w idzieć z a ta p ia ją c ą się w n u rta c h oceanu A tla n ty d ę , k tó re j bytność z w ia sto w a ły ty lk o sz c z y ty św ią ty ń jeszcze p onad w odą w id zialn y ch .

T a k d alek o , j a k ty lk o sięgnąć m ogło oko W ieże, zam ki odw ieczne, w znosiły szczy t dum ny, T u ta j św ią ty n ie bogów — ta m w rzędzie szeroko Z m arm urów i po rfiru ja ś n ia ły kolu m n y .

(24)

M nóstw o śn ie żn y ch p iram id , n a d z w ierciad ło wody W zn o si w sp an iałe czo ła, co p rz e trw a ły w ieki, A czysty b łę k it n ieb io s ł p ię k n e ogrody R o z ja śn iały sw ym w dziękiem te n ob raz d alek i. R uch i czynność w idoczne n a całym przestw o rze, O żyw iały to now o u tw o rz o n e m o rze,

R o z szerzając w około przem ysłem obficie M iłość, w iarę, p rz y je m n o ść , b o g actw a i życie. P o sto p n iac h św ią ty ń w śród te j sto ją c y c h o tch łan i, B iałem k ry c i odzieniem pow ażni k a p ła n i, P o stę p u ją u n o sząc św ięte w rę k u g o d ła.

T am łó d ź , k tó rą ch ęć zysku z o n y ch stro n w yw iodła, K ęd y p ró c z n iebezpieczeństw i ja w n e j zag ład y , S k w a rn e p iask i lu b grzm iące g ro ż ą w odospady, Z dalekiego w śród tru d ó w p rzy w o żąc u stro n ia P ió ra p tak ó w — k o ść b ia łą no so ro żca , sło n ia , Z w yspy M e ro e k am ień i — deszczów ro b o ta — W A bissynii sp łó k a n e m ałe z ia rn k a zło ta .

T u w śró d k rz a k ó w sz erz ący ch i w onie i ch łody, G dzie w strzym ane w zapędzie szum ne g in ą w ody, Z S ais — z B u b a stu pielgrzym sp o c zy n ek o b ie ra , N ad głow ą je g o lo tu s k w iaty ro zp o ściera. T u ta j sk w a rn ą godzinę j a k w pośród a lta n y P rz e z se n , śpiew lu b rozm ow y s k ra c a n a przem ian y . G dy w b lizkośei p o d p ło tu як а с у і zasło n ą,

I g r a po w odzie św ieżej N im f p o w abne g ro n o . N ie je d n a ró w n a w w dziękach te j, k tó re j p o n ęta Ł u d zące dw óm pogrom com św ia ta k ła d ła p ę ta , K tó re, zg u b n y m pow abem n ie u ję ty w cale, T rz e c i z sercem nieczułem p o ta rg a ł zuchw ale.

Z achw ycony w idokiem , opóźniałem m ą podróż, z w ie d z a ją c w sz y stk ie t e rozk o szn e i pow ażne m iejsca, k tó ry c h n a zw isk a uśw ięcone z o sta ły podziw em w ieków . W S a is byłem obecny obchodow i ś w ię ta L a m p , i c z y ­ ta łe m p rz y b lask u niezliczonych ś w ia te ł te w zniosłe sło w a na św ią ty n i N e ith a : „jestem w sz y stk iem co b y ­ ło , co je s t, i co będzie, a ża d en śm ie rte ln y nie u c h y ­

(25)

lił n ig d y mej zasłony.*' P rzech ad załe m się po m ię­ d zy pow alonem i obeliskam i H eliopolis, i w idziałem nie bez w estch n ien ia słońce, u śm iech a jąc e się n ad z w ali­ skam i, ja k b y u r ą g a ją c e się z te g o ogrom u znikom ej w ielkości, k tó r a się n ieg d y ś n a z w a ła dumnie: m iastem słońca. D o w yspy Z łotej W e n e ry x) m iałem n a jp r z y ­ je m n ie jsz ą podróż, i gdym p rz e b y w a ł je j chłodniki, gdzie a lta n y z a stę p o w a ły ś w ią ty n ie — czułem o ile w ła ściw sz e są w ie czn ie ż y jąc e g a łą z k i ogrodu i lask u do u k sz ta łc e n ia p rz y b y tk u bogów , an iżeli n a jw y tw o r­ niejsze kolum ny, k tó re n a w e t n a jm n iej ożyw iona dolina z a stą p ić m oże.

W sz ę d z ie now e ro z ry w k i, now e p rzed m io ty cz e­ k a ły n a m nie, a chociaż m elancholia, ja k zw ykle, s ta ła za w sze blisko, je j cień z a sę p ia ł ty lk o połow ę d ro g i m ych b łęd n y ch k ro k ó w , zo sta w ia ją c re s z tę w w y d a tn ie j­ szym b lask u . O pis ro zm aity ch z d a rz e ń w czasie tej k ró tk ie j mej p odróży, w strz y m a łb y m nie ty lk o od w y ­ p ad k ó w daleko w ięcej w a rty c h w spom nienia. P o m ię d z y ta k niesk o ń czo n ą ro zm aito ścią pow abów zapom niałem 0 głów nym przedm iocie mej podróży; ta je m n ic e teg o k ra ju sło ń ca były ta k u k ry te d la m nie j a k zaw sze, 1 do niczego w ięcej d o tą d nie byłem p rzypuszczony, j a k do je g o ro z ry w e k .

O d te g o to w iec zo ra , k ie d y p ie rw sz y ra z s ta n ą ­ łem p rz ed p iram id a m i M em phis i u jrzałe m j e w zn o ­ sz ąc e się w obłoki, niby w ieczne stra ż n ic e czasu, z k tó ­ ry c h sz c z y tu p rz e d skonaniem o s ta tn i w zro k rzuci; od te j to ch w ili w ie lk a tajem n ica, o k tó re j w e śnie m a rz y ­

•) W poblizkości M em phis z n a jd u je się w yspa zw an a Z łotej W e n e ry ezyU P o le zło te.

(26)

łem , znów w ca łej sw ej niepojętej ciem ności o żyła w mym um yśle. C z a ro d z ie jsk i b lask słońca, k tó ry spoczyw ał n a ty c h pom nikach — m ilczenie sam ych ż y ­ w iołów , ja k b y z n a k ich u sz an o w a n ia, w szystko to obu­ dziło w mem se rc u nib y m uzykę czasów u płynionych. W sp o m n iałem , ja k ie n iep rzeliczo n e pasm o ludzi, m ą­ drością, w d zięk am i lub m ęztw em sły n ący ch , w popiół się obróciło, o dkąd ziem ia p ie rw szy ra z te cuda u jr z a ­ ła; i ze sm u tk iem , k tó ry p rz e ją ł m ą duszę, w yrzekłem :

„C zy ż ty lk o sam człow iek ma ginąć? C zyliż um ysły i se rc a m a ją się w nicość obrócić, k ied y p iram id y trw a ją ! O śm ierci! — śm ierci! — n a w e t n a ty c h w ie ­ cznych t a b l i c a c h — je d y n y m p rz y stę p ie do n ie ś m ie rte l­ ności, zaled w ie p rzez k ró ló w n a to b ie w y ta rg o w a n y m — w y ry ła ś n asz los, m ów iąc stra sz liw ie a w y ra ź n ie : „jedynem schronieniem dla c z ło w iek a j e s t g ró b .“

T a m yśl z m ro ziła mi serce , i na chw ilę uległem ro z d z ie rają c e m u uczuciu, ja k ie o b a rc z a ty c h , p rzed k tó ry m i p rzy szło ść n ied o stęp n ą otoczona je s t zasło n ą. L e c z w k ró tc e p rzem o g ła zm ienność mej n a tu r y , i znów , w łasnow olny łu p próżuych m arzeń , w zbudziłem w so­ bie w ia rę w e w szy stk o czegom życzył, z tą szczęśliw ą ła tw o śc ią , k tó re w y o b rażen ie za szczęście isto tn e s ta w ia .

„ T a k “ , zaw o łałem , „nieśm iertelność m usi być dla cz ło w iek a dosięgłą; a że m ąd ro ść sam a ty lk o z a słu g aje n a ta k ie szczęście, — m ędrcow i ty lk o musi t a t a j e ­ m nica się odsłonić. G łęboko, ja k j e s t pow iedziane, z ta m te j s tro n y pod p ira m id ą le ż a ła p rzed w iekam i zło żo n a szm a ra g d o w a ta b lic a *), n a k tó re j po trz y k ro ć

*) N iek tó rzy egiptolodzy p rzy p u szc zają, że w ielki se k re t r o ­ b ie n ia zło ta p osiadali k a p ła n i egipscy i to b y ło źró d łem b o g actw a ich i królów egipekich.

(27)

w ielki H e rm e s w y ry ł p rze d potopem ta je m n ic e A lc h e ­ mii, d a ją c e z ło ta do woli. C zem uż nie m iała b y rów nież tam być zach o w a n a w ażn ie jsza, bardziej b o sk a ta je m n ic a , d a ją c a ży cie do woli? Z a pomocą, z ło ta, n ie w y c z e rp an e g o kró lo w ie sp o c z y w a ją c y pod tem i ogrom nem i gm acham i, dobyłi się do śro d k a ziem i i w znieśli p iram id y w p o w ietrze, a b y się o p a trz y ć w grobow ce, k tó re b y ś w ia t p rz e trw a ły . K to może w y rzec, iż d a r n ieśm ierteln o ści nie b y ł im ró w n ie d a ­ ny? — k to w ie, czy oni sam i, szy d ząc ze zniszczenia, je sz c z e nie żyją? — T e sch ro n ien ia, k tó re m y zo w ie- m y grobem , może są w spaniałem i i w ieczn ie tr w a łe m i p ałacam i, a w g łęb i ich odłączeni od te g o znikom ego ś w ia ta , je sz c z e oni m oże istn ieją, z m a łą liczb ą ty c h , k tó ­ rz y ich d a r dzielą, w śró d E lizy u m ogołoconego z ś w ia ­ tł a słońca, lecz ośw ieconego ich w łasnem . I d la cze ­ góż te budow y? D la czego to podziem ne p ań stw o , którem c a ła dolina E g ip tu je s t podkopana? D la czego te la b iry n ty , k tó ry c h żaden śm ie rte ln y n ig d y nie oglądał?

G d y ta k zato p iłem się w sło d k ich m arzen iach , słońce n aw p ó ł z a sz łe za hory zo n t, sp o k o jn ie i w sp a­ n iale o statn iem spojrzeniem ż eg n ało p ira m id y . Z e s tr o ­ n y obróconej k u je g o prom ieniom , o k a z y w a ły one te r a z czoła ja ś n ie ją c e j biało ści, g d y p rze ciw n ie z d ru g iej, ogrom ny ich cień, p rze d łu ż a ją c się k u zachodow i, p o ­ dobny b y ł p ierw szy m krokom nocy, śp ieszącej o kryć sw ą pow łoką w z g ó rz a A ra b ii.

Z a led w ie z n ik n ą ł o s ta tn i prom ień sło ń ca, gdy z k ażd eg o w ie rzch o łk a domu w M em phis, w zniosły się w esołe złocone ch o rąg w ie po w iew ające, b y zachód je g o ogłosić — a m u zy k a ro z le g ła się w e w sz y stk ic h n a d ­ b rze żn y ch św ią ty n ia c h .

(28)

O cucony z m ych dum ań p rzez te tony, p rz y p o ­ m n iałem sobie n a g le , iż te g o sam ego w ieczora, w ielkie św ięto L u n y m iano obchodzić. N a m ałej w yspie, w pół d^ogi pom iędzy ogrodam i Memphis i w schodniem i b rz e ­ g am i, s ta ła ś w ią ty n ia b o g in i... k tó re j prom ienie

N iosą sło d k i c z a r kw iatów n o cn y ch i m arzen ie. T o n ie D y a n a g re c k a , zim na j a k o b ło k i, Co w ldd w estalski skuw a m ło d y ch żył poto k i, L ecz ta , co w n o cn ej ciszy n a niebios p rzestw o rze J e d n o n a ziem i zn a, co z n ieb em zró w n ać może: M iłość!

U p rz e d z a ją c ro z m a ite ro zk o sze te j uro czy sto ści zrzuciłem z m ego um ysłu w sz y stk ie c z a rn e m yśli, a p o śp ieszy w szy do m ej m ałej łó d k i, w k tó re j te ra z m ieszkałem , podobny do w odnego p ta k a Nilu, zw ró ci­ łem j ą k u ś w ią ty n i K sięży c a.

R O Z D Z I A Ł V .

W sch ó d k się ż y c a w olny i w sp a n ia ły , ja k b y ś w ia ­ dom y c z e k a jąc y c h go h o łd ó w , był p rz e ję ty głośnym o k rzy k iem z k ażd eg o w z g ó rz a , o k ry te g o tłum em ocze­ k u jący m je g o p ie rw sz e g o b ły sk u . I rz a d k o ja ś n ia ł nad p iękniejszym w idokiem . M em phis — je sz c z e w ie l­ k i e — chociaż ju ż nie ow o n ie p o ró w n an e M em phis, k tó re odbiło Tebom k oronę p ie rw sz e ń stw a i nosiło ją n ie z a p rz ec z e n ie p rzez ty le w ieków — te r a z upięknione bladem św ia tłe m k się ż y c a , o d p o w iad ającem je g o sc h y ł­ kow i, ja ś n ia ło jeszcze w śród sw y ch w ód, p iram id i oł­ ta rz y , j a k sen ch w ały , k tó ry w k ró tc e m iał przem inąć. J u ż do k o ła niego ślady zn iszczen ia sp o strze g a ć się d a w a ły . P ia s k i p u sty n i L ib ii o ta c z a ły je , j a k m orze;

(29)

a w śród sam o tn y ch kolum n i sfinksów , ju ż n a w pół zasy p an y ch , czas z d a w a ł się o c zek iw a ć aż w szystko, co te r a z k w itło w około, p ad n ie pod je g o n iszczącą rę k ą .

N a w odzie w szy stk o oddychało życiem i w esoło­ ścią. J a k oko z a się g n ą ć m ogło, d a w a ły się s p o s trz e ­ g a ć ś w ia tła 7

.

niezliczonych czółn, s tro ją c y c h j a k ru b i­ ny p o w ierzch n ią wód. S ta tk i w sz elk ieg o ro d z a ju , p o ­ c z ą w szy od le k k ie j łódki, zbudow anej dla spu szczan ia się po k a ta r a k ta c h , aż do szero k ich b a rk , przy d źw ięku fletó w p ły n ą c y c h zw olna, w s z y s tk ie b y ły p rz y tym u ro czy sty m o b rzęd zie n apełnione g ro m ad am i m ło­ dzieży w esołej obu płci, p rzy b y łe j nie ty lk o z M em ­ phis i B abilonu, lecz n a w e t z m ia st o dleglejszych.

Z b liż a ją c się do w yspy, sp o strz e g łe m , m ig ają ce się przez d rzew a i k rz a k i n ad b rze żn e, ś w ia tła lam p pielgrzym ów , p o śp iesza jąc y ch n a o b rz ą d k i. W y s ia d ł­ szy k u tej stro n ie , w n et po łączy łem się z tłum em , a m in ąw szy s z e ro k ą a le ję sfinksów , k tó ry c h b ły szczący m arm u r od b ijał się m iędzy posępnem i, o ta c z a jąc e m i je k rz e w y , w k ró tc e s ta n ą łe m w w ielkim p rzedsionku św ią ty n i, g d zie zn alazłem o b rząd k i w ieczorne ju ż ro z ­ poczęte.

W obszernej sa li, otoczonej dw om a rz ę d a m i ko- lum u i o tw a rte j z w ie rz c h u św ia tłu g w ia z d , u jrz a łe m grono m łodych dziew ic, czy n iący ch m iaro w e ru c h y oko­ ło m ałe g o o łta rz a , n a k tó ry m s ta ł je d e n z ty c h ś w ię ­ ty c h p ta k ó w , k tó re z pow odu ró żu o farb n o ści sw ych sk rzy d eł by ły p o św ięcone K sięży co w i. P rzed sio n ek b y ł o św iecony bladem św ia tłe m — je d n a ty lk o lam p a j a ­ śn ia ła n a k a żd ej z g ru b y c h k o lu m n , ja k ie go o ta c z a ły . O b ra w sz y sobie m iejsce obok je d n e j z ty c h kolum n,

(30)

w id ziałem d o k ła d n ie m łode tan e c z n ice , g d y rzędem k o ­ ło m nie p rzec h o d ziły .

Ic h odzież długa, z g ra b n a , śnieżnej b y ła biało ści, a każdą, le k k o o p in ała pod piersią, ciem nobłękitna p rz e p a sk a , ozdobiona, ja k firm a m en t o północy, m a łe - mi sre b rz y ste m i gw iazdkam i. W ich c z a rn y ch splo­ ta c h ja ś n ia ła b ia ła lilia N ilu — k w ia t św ięty , m iły K się ży co w i, ró w n ie j a k słońcu m iłe są, z ło te p ła tk i k w ia tu od niego n a zw isk o noszącego. G d y p rz e c h o ­ d ziły pod lam p ą, prom ień ś w ia tła b ły s k a ł z ich łona, co, ja k sp o strzeg łe m , było odbiciem m ałeg o z w iercia- d ełk a, k tó re , zw yczajem ko b iet W sch o d u , k a ż d a pod lew em ram ien iem nosiła. Ż a d n a m u z y k a nie reg u lo ­ w a ła ic h k ro k ó w , lecz g d y z w dziękiem p rzech o d ziły około p ta k a n a o łta rz u , n ie k tó re uderzen iem k a s ta n ie - tów , in n e o stry m b rz ęk iem c y try , k tó rą trz y m a ły w tej p o staw ie, ja k ich bogini Iz y s *), harm onijnie m ia rk o ­ w a ły p o ru szen ia; g d y ty m czasem inne za każdym k ro ­ kiem trz ę s ły m ały ła ń c u c h sre b rn y , k tó re g o odgłos, m ie sz a ją c się z dźw ięk iem k a s ta n ie tó w i c y try , s p r a ­ w ia ł d zik ą, lecz nie bez w d zię k u , m uzykę.

W s z y s tk ie zd aw ały się nadobnem i, lecz b y ła ta m je d n a , k tó re j lica św ia tło nie d osięgło, t a k spuszczoną, trz y m a ła g łow ę. O na to szc zeg ó ln ie ściąg n ęła, a s to ­ pniow o z a ję ła c a łą m oję u w ag ę. N ie w iem dla czego, lecz było coś w ty c h naw pół w id zia n y ch ry sa c h , ja k iś n ieodgadniony w dzięk w tym cieniu o g a rn ia ją c y m ich u ro jo n ą pięk n o ść, k tó ry z a ją ł m nie b a rd z ie j, niż c a ła

1) „Izys j e s t goniuszem E g ip tu , k tó ry przez grę n a cy trze ( s i- У »Ц іт) w praw em ręk u trz y m a n ą , o zn acza w zrost lu b upływ N ilu .“

SwViu8.

(31)

ja w n a pow abność jej to w arzy szek . M ą w y o b ra ź n ią t a k z a c h w y ciła t a skrom ność taje m n ic z a , iż tę ty lk o k a p ła n k ę z całego g ro n a byłem w sta n ie w idzieć, o niej ty lk o m yśleć. C z ato w ałem , g d y z za w sz e spuszczo- nem czołem zręcz n ie p rz e su w a ła się około o łta rz a , ja k b y je j obecność, n a k s z ta łt ducha ja k ie g o , ra c z e j u c z u ć aniżeli w idzieć się d a w a ła .

N a g le , g d y jesz c z e p a trz a łe m , g ło śn y huk ty s ią ­ ca k o tłó w d ał się słyszeć; ciężkie podw oje św ią ty n i ro z w a rte z o s ta ły ja k b y cudem , i p o tok ś w ia tła z o św ie­ conej części gm achu n a p ełn ił c a ły przedsionek, a w tej sam ej chw ili dźw ięki b o g atej m uzyki p o łą c z y ły się z b lask iem św ia tła .

W te n c z a s to, p rz y św ie tle , ja s n o p a d a ją c em na lic a m łodej dziew icy, k tó ra , u d erzo n a blaskiem , w znio­ s ła sw e oczy k u drzw iom i n a g le znów pow ieki sp u ­ śc iła — w te n c z a s u jrza łem , co n a w e t m a o g n ista w y o b raźn ia w n ajży w szy ch sw y c h o piękności m a rz e ­ n iach n ig d y sobie nie o d m alo w ała . N a w e t P sy c h e sam a, g d y spo częła w p ro g u niebios, g d y ich p ierw sze cuda u d e rz y ły je j zdziw ione oczy, nie m ogła być p ię k ­ n iejszą, ani ru m ien ić się b a rd z ie j n iew in n ą w stydliw o- ścią. C zęsto uczuw ałem b y ł w ra ż e n ie sp o jrzen ia, lecz żadne n ig d y ta k głęboko se rc a m ego nie przeszyło. B yło to now e uczucie — now y zm ysł, w y p ły w a ją c y ta k nagle, ja k t a ja sn o ść w p rz ed sio n ek , i o d ra z u z a p e łn ia ­ ją c y całe me je s te s tw o ; i g d y b y to z ja w isk o z a tr z y ­ m ało się było je sz c z e chw ilę przed mym w zrokiem , byłbym zu p ełn ie zapom niał i m iejsca i osób, i w ko r- nem u b ó stw ie n iu z g iął p rz e d niem k o la n a .

L e c z za le d w ie ro zb rz m ia ł ten potok harm onii, g d y św ię ty p ta k , k tó ry aż d o tą d s ta ł niep o ru szo n y ,

(32)

j a k o b raz, ro z p o s ta rł s k rz y d ła i u le c ia ł do św iątyni; a je g o m łode czcicielk i z szy b k o ścią je m u podobną u d a ły się za nim ,—i ona, k tó r a z o sta w iła w m em s e r ­ cu w raże n ie n ig d y nie zap o m n ian e, z n ik n ę ła w raz z innem i. G d y szy b k o p rz e b ie g a ła około kolum ny, 0 k tó r ą o p a rty sta łe m , bluszcz ') , o ta c z a ją c y kolum nę, z a c z ep ił je j odzież i o d e rw a ł ja k ą ś ozdobę, k tó r a u p a ­ dła na p o sad zk ę . Było to owo m ałe zw ierciad ełk o 2), k tó re w id ziałem św iecące u je j ło n a. S zy b k o i ze d rże n iem p o rw ałem je i pośpieszyłem , ab y je j oddać, lecz ju ż z n ik ła p rz e d mym w zrokiem w tłu m ie.

N ad arem n ie sta ra łe m się ją dogonić: g a le ry e n a ­ ty c h m ia st n ap ełn iły się, m nóstw o pobo żn y ch p ielg rzy ­ mów cisnęło się ku drzw iom g łów nym , lecz p o słu g a­ cze św ią ty n i p rzeszk o d z ili dalszem u n a tło k o w i i gdym n a d sz e d ł, ich rę c e p rz ecięły mi drogę. Z dziw iony 1 p rz e ję ty gniew em , u w a ż a ją c z a n ie p rz y ja c ió ł w sz y st­ k ic h , k tó rz y w strz y m y w a li moje k ro k i, sta łe m po m ię­ dzy tłum em , w znosząc się n a p alcach. W z ro k mój w lep io n y b y ł w z a ję te g a le ry e , a se rce biło g w a łto ­ w n ie, g d y m ogłem d o strz e d z czasam i g w ia ź d z istą p r z e ­ p a sk ę lub w ien iec lotosu, m niem ając w id zieć p rz e d ­ m iot m ojego zajęcia. L e c z w szystko było n ad arem n e; w k a ż d e j s tro n ie sz ereg i pośw ięconych nim f ta ń c z y ły , lecz n ig d zie nie m ogłem u jrz e ć te j, k tó re j je d y n ie szu­ k a łem .

') B luszcz b y ł pośw ięcony O zyrysow i.

2) N ie k tó re k a p ła n k i w p ro c e sy a c h n a cześć Izy d y nosiły n a ra m io n ach p rzy czep io n e zw ierciad ełk a, ażeby p o m n ażać i n a w szy stk ie stro n y rozsyłać w izeru n ek bogini. D u p u is, O rigines des cultes, t. V I I I

(33)

W tym sta n ie g w ałto w n eg o w z ru sz e n ia sta łe m czas n ie ja k i, odu rzo n y tą ro z m aito ścią tw a rz y i św ia te ł, ja k o te ż obłokiem k a d z id ła , k tó re g o w onie ro zch o d ziły się w o k o ło — aż zg o rą czk o w an y i zniecierpliw iony, nie m ogąc dłużej znieść ta k ie g o p ołożenia, p rzecisu ąłem się z p rz ed sio n k a n a św ieże p o w ie trz e , pośpieszyłem na- p o w ró t p rz e z aleję sfinksów i rzuciłem się do mojej łódki.

N a północ M em phis j e s t ciche je z io ro (k tó re w tej p o rze roku z innem i w odam i się łą c z y ), n ad je g o » b rz e g a m i sta ło N ecro p o lis czyli m iasto śm ie rc i;— m ie j­ sce sm ętn eg o m a je s ta tu , o k ry te o łta rz a m i i piram idam i, gdzie n ie je d n a g ło w a k ró le w sk a , dum na n a w e t w śm ier­ ci, od w ieków p o w stan ia sw ej ch w ały oczek u je. W śród rz ę d u podziem nych p ie c z a r sp o c z y w a ją niżsi hołdow ni- cy śm ierci, n a k ażd e n a stę p n e pokolenie, k tó re ich n a ­ w ied za, sp o g lą d a ją c z je d n o sta jn ą tw a rz ą i niezm ienio- nem i od w ieków ry sa m i 2). K a ż d y k rze w , k ażde d rze­ wo, pośw ięcone śm ierci, od złotogłow u (asp h o rel) aż do m istycznego ja w o ru , u ż y c z a sw ej ozdoby lub cien ia tem u m iejscu grobów ; a je d y n y odgłos, za m ą c ają c y j e ­ go w ieczne m ilczenie, je s t cichy sz e p t m odlitw y k a p ła ­ na, gdy now y m ieszk an iec p rz y b y w a do te g o sam o tn e­ go obw odu.

') N iew iadom e j e s t napew no położenie M em fls; opis podany przez Ę p ik u re jc z y k a zgadza się p raw ie w każdym szczególe z opisem M a illet’a, n ieg d y ś k o n su la fra n c u sk ie g o w K airze.

2) T y m sposobem n i e ty lk o k o n serw ow ano ciała rodzin c a ły c h , ale przy opuszczaniu c ia l ustaw iano j e w te n sposób, iż m ożna było za je d n y m razem w idzieć w szy stk ich sw ych p rzodków od w ielu tysięcy lat i to p raw ie ta k ic h , ja k im i byli za życia. M a illet.

(34)

K u te j to k ra in ie śm ierci, w p oruszeniu um ysłu t a k ró żn em i m iotanego uczuciam i, te r a z p ra w ie bez z a ­ sta n o w ie n ia sk ie ro w a łem sw ą b a rk ę . P o s ta ć m łodej k a p ła n k i b y ła c ią g le p rz ed mym w zrokiem . Z a c h w y c a ­ ją c e je j sp o jrz e n ie , k tó reg o pam ięć p rz e w y ż sz a ła c a łą

w a rto ść rz e c z y w is ty c h przym ileń in n y ch , n ig d y nie opu­ szc zała mej d uszy. Z agłębiony w ta k ic h m yślach, p ły ­ n ąłem , zaled w ie w ied z ąc dokąd zm ierzam , a ż w końcu n iespodzianie, z n a la z łe m się pod cieniem M ia s ta śm ier­ ci, podniosłem oczy i u jrz a łe m w znoszące się p rz e d e - m ną p ira m id a za p iram id ą *), je d n a d ru g ą p rz e w y ż sz a ­ ją c e , a n a szczy cie n a jw y ż sz e j, ja k o b y n a p o d staw ie, k sięży c z d a w a ł się spoczyw ać.

P rz y b ija ją c do b rz e g u , dosyć w ysokiego, aby to m ilczące m iasto grobów p rzed pow odzią osłonić, zw ol­ niłem w iosła, d o zw ala jąc łódce k o ły sa ć się z biegiem w ody, g d y tym czasem me m yśli, puszczone ró w n ież bez celu, p ły n ę ły zw olna ja k ona.

J a k ro z m a ite a n ieo k reślo n e b y ły m arzen ia, k tó re w te n c z a s p rz e b ie g a ły mój umysł! Ś w ie tla n e w idziadło św ią ty n i m ieszało się do w sz y stk ie g o . C zasem s ta ła mi w m yśli, ja k duch n ap o w ietrzn y , ta k czy sty , ja k b y ó w żyw ioł m uzyki i ś w ia tła , w k tó ry m przed em n ą zni­ k ła , był jej jedynem m ieszkaniem . C zasam i ożyw iona n a m ię tn o śc ią i p rz e isto c z o n a w isto tę ziem ską, z d a w a ­ ł a się o b ra c a ć k u mnie w zro k czułości, k tó re j w ybuch choć ch w ilo w y św iata m i okupićbym p ra g n ą ł; to zn o ­ w u, g d y za w sze m nie d rę c z ą ce , p o n u re m yśli, w ra c a ły ,

l) V a n sle b , k tó ry zw iedził przeszło dziesięć p iram id m n iej­ szych, sądzi, że p ie rw o tn ie m usiało ich być sto w te m m iejscu.

W przedm iocie iezio ra n a p ó łn o c M em fis p a trz „S h aw ’s T r a - vels,“ str. 302.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pręciki przedłużone są nad rurkę kwiatową , i otaczaią dwudzielną szyikę , która pawstaie na zarodku czyli słupku , osadzonym w dnie kielicha zielonego na

Podkreślał, że model polskiej gospodarki oparto na drapieżnych zasadach konkurencji, w których zabrakło miejsca dla kwestii społecznych, liczyła się tylko

Obniżenie obecnego poziomu wód gruntowych, w tych przeważnie płytkich glebach torfowo-murszowych, zintensyfikuje proces murszenia i z upływem czasu będzie po­ wodowało ich

Utworzyć dokument HTML o nazwie index.html (uwaga na duże / małe litery, oraz trzeba sprawdzić, czy plik ma rzeczywiście nazwę index.html a nie

gościmy w Lublinie Czesława Mi- łosza z okazji nadania mu tytułu doktora honoris causa Katolickie- go

dzi w procesie rozpoznawczym na następujące pytania dotyczące nauczania kan- dydata: (1) czy w jego nauczaniu objawia się szczególny charyzmat mądrości?, (2) w czym przejawia się

choć proponowany przez przedstawi- cieli kościoła teren był nieznacznie oddalony od uprzedniego miejsca wskazanego przez władze administracyjne i jego powierzchnia nie była lepsza,

kiem przypraw były statystycznie istotne, a nieistotna okazała się różnica pomiędzy kwasowością masła kontrolnego i z dodatkiem czosnku (tab4. Sugeruje to, że