G a b ry e la Z a p o lsk a .
U t w o r y
Dramatyczne.
B ib ljo te k a d o m c w a * '' C i O L i N S K I C H n ' M ___________________ WARSZAWA. 19 1 0 K. FISZLER http://dlibra.ujk.edu.pl1 0 1 6 8 5
m a ł a s z k a .
OBEAZ SCENICZNY
w sześciu, cdsłcnacli. http://dlibra.ujk.edu.pl
O S O B Y:
JAŚN IE PAN. — JAŚNIE PANI. — MARTA, ich córka. — MADMOISELLE LATOUR. — HRABIA JERZY.—HRABINA HORTENSYA. PANI ELEONORA. — PANNA ZOFIA.—BA RONOWA RÓŻA.— KANONICZNA HADEN. HRABIA KAZIO.—ROSENKRANZ.—SEMEN BOLĄCZKĄ, w ójt. — MAŁASZKA. — BENE- DIO.—OPANAS.—KANDZINKA—JULEK. — HANS. — FRANZ. — SZMUL. — JANKIEL. — DAWID. — AJZYK. - ARON. — UŁAS.— SE MEN. — ZAZULA ORCHIM.—SYCZ.—DZEN- DŻERA.— MARTA CHIMKA — NAŚCIA PA- ZIORZYCHA.— JEW K A DZINBENKA.— MO- DANKA. — PARASKA. — WARKA. — PAN LAWDAŃSKI. — HIEROMIN—JANEK.—PA NI GUZICZKIEWICZ. — Koniokrady: MON- SZE, BENIAMIN, CHAIMEK. — GOŁDA. — TREJNE. — TOŁCE. — DOKTÓR 1. — DOK TÓR 2. — Bachory żydowskie. — Chłopaki. —
Chłopi.—Chłopki.—Goście.—Żydzi. Rzecz dzieje się w Galicyi. http://dlibra.ujk.edu.pl
.A-IiZT? PIERWSZY.
Scena przedstaw ia wolną okolicę. W głębi las; z po za szczytów drzew w idać dwie b ia łe wieżyczki ze spiczastemu daszkami. Po praw ej stronie karczm a z przedsionkiem , opartym na drew nianych słupach, dach sło mą k ry ty ; po lewej stronie drzewa i płot chruściany, dalej wzgórze, na niem krzyż, przew iązany zapaską i znów płot idący pół kolem i niknący za podwyższeniem, stanowią-
cem drogę, którą później schodzi gromada.
S C E N A I.
Za podniesieniem zasłony ścieżką biegnie MAŁASZKA; chwilę patrzy na zachodzące słońce, przysłaniając oczy ręką, później pod
biega do płotu i siada na nim.
Al a ł a s z k a. Już zachodzi! Maty za chwilę w racać będą do chaty... Kazali mi
G. Z a p o lsk a : M a ła s z k a . 1 http://dlibra.ujk.edu.pl
o GABRYELA ZAPOLSKA.
uskrobać kartofli... niech sobie najm itkę we zmą. i nią roboczą — ja to do roboty chęci nie mam. E! i ta k byłaby to darmocha, bo m aty do karczm y wstąpi i wódczyska w sie- bie wieje i nic w gębę nie weźmie. Ki czort miałabym się w chacie nad kartoflam i kw a sić — wolę tu posiedzieć, taj na dwór popa trzyć! (patrzy w stronę wieżyczek). Oj, do- loż moja, dolo! Czego to całej tej pańskiej
sadyby nie widać, jeno te same kończyki... Tak bym chętnie na te wielkie okna p atrzy ła, co mi sio palą w zachodzącem słonku. (Od strony lasu słychać piosnkę, graną na
fuj arce).
A. ot i Ju lek sirota idzie ścieżyną od la su; nie widać go, jeno słychać granie n a su - piełce. Mówili ludzie, że ja k on gra, to mro wie po człeku chodzi. Jak nie ma mrowie chodzić, kiedy Ju lek na mogiłę w isielaka się włóczy i tam w ygryw a, taj w ygryw a nieraz nockę całą. Ot! ja k iś on nie samo- w ity—-baje czasem... ja go ta nie rozum iem , czego chce. Ot! zam oroczany! (patrzy w gó rę) Ho! ho! a to się zaczerniło — będzie deszcz i huczeć będzie ta m w górze, aż się chatyna zatrzesie... To dobrze! ja to lubię... ja k ta k huczy a lśni, ja k b y w szystko w ogniu stało! Niebo się pali a, ja hyc z ch aty n y na pole i ch ustkę z głowy zedrę, taj głowę wy- so k o w górę niosę. P atrzę w niebo, a tam
MAŁASZKA.
ogień, żywy ogień leci. W koło huczy a zie m ia się trzęsie — ja stoję i wszystko w nie bo patrzę! J a się nie boję! oho! j a się nic nie boje...
S C E N A II.
MaŁASZKA i JULEK.
<Julek wchodzi wolno, grając na supiłce; przechodzi obok Małaszki, nie widząc jej).
M a 1 a s z k a. Julek!
J u 1 c k (przestaje grać). Ach! to ty, Ma- łaszka! Co tu robisz na płocie?
M a ł a s z k a. Boję się w chatynie sama, ta siedziałam na chruścianku i czekam na m aty. Będą tędy w racali z pańskiego.
J u l e k. Ot, kłamiesz, zazułu! Tybyś się bała czego na ziemi?
M a ł a. s z k a. Oj tak! tam w chatynie moroczno samej siedzieć!
J u 1 e k. Ty mów, co ci się moroczy, ale się nie boisz. Ty, Małasżka, zawsze kłam ać musisz...
M a ł a s z k a. Idziesz do domu, do dwo-
T U ?
J u 1 e k. W niew oli! O j! to dola z a tra cona! Rwą mi się chęci do lasu, do
8 GABRYELA ZAPOLSKA.
kj, do grania, a tu w kredensie siedź i ta lerze myj...
M a ł a s z k a . Jabym tam poszła, oj po szła...
J u l e k (jakby jej nie słuchając). A tak mi dziś się grało! tak grało! bór szum iał a supiłka płakała, taj się skarżyła na siero cą dolę. I ta k mi było dobrze, ja k b y mnie nigdy m aty nie rzuciła i do dworu na nie dolę nie oddała! W isielak tylko słuchał, schowany pod mogiłą a choiny wysokie k u ziemi w ierchy kłoniły i pieśni słuchały.
M a ł a s z k a (do siebie). Ot, baje!
J u l e k (przyklękając na pieńku, obok plota, kładzie głowę na kolanach Małaszki). Gdyby ty, hołubyna, poszła zem ną do boru, ta posłuchała, ja k ta supiłka płacze...
M a ł a s z k a . E! co by j a ta w borze ro biła?
J u l e k. Nie chcesz? To źle, Małaszko... Tam piękniej, ja k tu i ludzi niem a i tylko ja sam byłby z tobą i g rał ci do późnej nocki. Może chcesz, zazułu, j a ci zagram to, co mi w boru dziś w iatr przyniósł. To w pow ietrzu się ta k coś skarży i mnie do głowy w pada a ja to potem w y g rać muszę, bo inaczej mnie głowa cięży i usnąć potem nie mogę. O, słuchaj! tak dziś w boru ję czało!...
(P rzykłada supiłkę cło u st i gra. Małaszka słucha z początku z uw agą, później ogląda się na dwór kilkakrotnie. Słońce zachodzi powoli, ośw ietlając grupo, t. j. Ju lk a i Ma- łaszkę. Julek, po skończeniu, obciera oczy
rękawem ).
M a 1 a s z k a. Ładne... ale tropak, ten, co go Stefan gra, ładniejszy. To nie tropak, co ty grał, prawda?
J u 1 e k (patrzy chwilę na Małaszkę). Nie, Małaszko... to nie tropak.
M a ł a s z k a . Julek! nie graj już; po wiedz lepiej, co dziś państwo na połudynek jedli. Chleb z jabłkam i, czy co? No, po wiadaj! Może syte pili?
J u 1 e k. Oj, Małaszko, ty ciągle o tym dworze myślisz! Ta W arka ci h et przew ró ciła w głowie!
M a 1 a s z k a. Ot, W arka ma ja sn ą dolę!’ J u l e k . Oj! to ci ja sn a dola! Chodzi wciąż koło roboty i pańskie szm aty płucze. Ot, tobie, Małaszka, lepiej się dzieje, bo wol na je ste ś ja k ptaszyna, a nie słuchasz niko go, naw et twojej m aty.
M a 1 a s z k a. Jaby tam pani słuchała.. (Gładząc Ju lk a po twarzy). Słuchaj, Julek, kiedy ja pójdę do dworu? Ty mnie przy rzekł, co kiedyś weźmiesz mnie ze sobą i ca
MAŁASZKA. 9
10 GABRYELA ZAPOLSKA.
łą sadybę pokażesz. Widzisz, Ju lek, u cie bie to nie dawać wiary; ty tylko tum anisz, ty mnie do dworu nie weźmiesz.
J u I e k. Po co ci to widzieć? Tam, praw da, bogactwo, aż oczy lśni... Ale ja k cię pili, to cię tam zawiodę.
M a ł a s'z k a. Ach! Ju lku, gołąbku! po wiedz, co oni tam jedzą? co robią dniami całem i.
J u 1 e k. Et! cur ino! Bałakają cale dnie od św itania do zachodu, a my koło nich cho dzimy, taj dum am y, czemby im dogodzić. Ty, Małaszka, takiej doli nie żądaj, bo to oczy w ypłakać w takiej niedoli. W jam ie siedź i talerze myj, a od ty ch drugich ch ar kanie znoś. Mnie to boli, a ty, głupia, za tern tęsknisz i oczy po próżnicy w y p atru jesz. Oj, tak! widziałem j a cię wczoraj, ja- keś koło dworu naw racała a pod k aszta n a mi kucała. Co ci też to po tern, zazulu! Ty nie patrz we dwór, bo dla dziewki to za przepaszczenie! Moja biedna nenia mówiła nieraz, żc gdybym dziewką był, wolałaby mnie żywcem w mogiłę wkopać, ja k do dwo ru w posługę oddać. Tem u ja ci mówię, hołubko moja, do ch atyny w racaj i nie patrz, aby pańską sadybę zobaczyć. To nie dla ciebie.
M a ł a s z k a. E! j a się tam na ciebie nie otkazuję, że ty na tw ej su piłce hołosisz i po rozputajach się ja k nawiżeny włóczysz.
J u 1 e k. Tło mi tak ju ż z urodzenia przy stało.
M a ł a s z k a. A mnie z urodzenia przy stało na dwór p atrzy ć i do pańskiej kom ory żądać.
J u 1 e k. Ty, Małaszka, nie wy czytuj so bie jak iej niedoli takiem i słowy, jeszcze cię lisowyk posłyszy, a złe nie śpi, tylko na lu dzi czycha.
M a ł a s z k a (ze złością). Pek tobie! J a wiem, co opowiadam! i do pańskiej sady by pójdę, ja k zechcę, Słyszysz, ty dziadu?
J u l e k (spokojnie). Nie bałaś po próż nicy. Mnie mówisz: „dziadu“, a samaś w za pomogę. nie bohata. Ałe ty masz biesa w so bie, tylko, że ja się ciebie nie boję, ja k in ne głupie chłopy z sioła.
M a ł a s z k a (zeskakując z płotu). Ty się mnie nie boisz? a bodaj cię łysy d id ko otumanił!...
J u i e k (chw ytając ją za ręce). Nie boję się ciebie, Małaszka, bo cię m iłuję, choć ta k a czasem zła je ste ś i łżesz, ja k n ajp ierw szy brechm i wioskowy. Ale ju ż ja k uroś niesz i mołodycą mi będziesz, to się prze mienisz... j a to wiem. Praw da, zazulu?
MAŁASZKA. 11
M a ł a s z k a (śm iejąc się). P atrzcie, j a ki skory! A może ja w idm a latawica? za- sw atasz m nie choćby tak?
J u l e k. Ano, choćby tak! Ja nie wiem, za co ciebie m iłuję, boś ty wcale do miło w ania nie rodzona a przecież lgnę do ciebie, bo choć ty głupia, to mi przy tobie ochot niej, weselej. Ty wiesz, Małaszka! j a cza sem myślę, żeś ty chyba rusałka, bo ja k ty siedzisz w słonku, to c.i oczy się zielenią... i robią się zielone, ja k traw a w czacharze.
M a ł a s z k a . J a wiem, ja w idziałam się czasem w koromyśle wody i rechotałam się aż z tej uciechy nad moją urodą. A widział ty, Julek, m oją nową striczkę? (w yjm uje z zanadrza kaw ałek brudnej wstążki). Ja to w sadzie takie koło dworu znalazła.
J u l e k (zniecierpliwiony). Ach, hcdi o tym dworze! Ale ty, Małaszka, o urodzie gadasz a b ru d n a i nie m y ta jesteś.
M a ł a s z k a (obojętnie). Et! po czorta sio ta myć będę! Skóry ta nie odmienię a ja k do dworu mnie weźmiesz, to się \vy- m yję ja k ja k a hrabin i.
J u 1 e k. Aj, ty durna! durna! Ale ostań z Bogiem, ja do domu muszę. Oni tam znów jeść będą i talerzy do pomycia osła w ią bogato. A potem koło koni pochodzić muszę, bo to dziś to hałakanie na wsi. to
MAŁASZKA. 13 się H ryhor porwie do karczm y a Hans i Franz ju ż się zm awiali, aby pójść do Czechów na kołunię i tam do tej ich lesursy na taniec ostać.
M a ł a s z k a. To te chłopy krasno u b ra ne, w ty ch kusych świtkąch? Oj! Boże! Bo że! jakież to w ertkie mołojce!
J u 1 e k. Ty bo, Małaszka, tylko o szma tę dbasz i oczami ściągasz. U ciebie ten
wertki, kto ma b u ty nowe a św itkę suto n a szywaną.
M a ł a s z k a. Nie, Julek, nie! ty motasz jedno o drugie. J a nie lubię św ity i sorocz ki... to także szurpate i oczy nie mani. Ot tak, ja k te niem czyki krasaw ic, albo Zeno- dański w tej siwej... To odziane! Żeby ty, Julek, m iał takie krasne odzienie, toby do brze było.
J u l e k. Ha! Bóg wie. Jab y dla siebie nie chciał, ale ja k tobie tak b y w ład było, bo ja grubaśny trochę a nie w yrosły bar dzo. Jaśnie pani w ybiera do służby w po kojach chłopów ja k topole.
M a ł a s z k a. Ale do stajni, do koni to- byś się zdał.
J u l e k. Ta może, ale harowanie ciężkie. Nie dojeść, nie dospać...
M a ł a s z k a. Et, baj durzenie! ale byś krasną odzież miał! (po chwili). Ty, dziadu!
ja k ty ju ż taki ja k te m icm cy był, tobym się dała ci zaswataó i mołodycąbym została. Słysz?
J u 1 e k (smutno). Słyszę...
M a ł a s z k a (gorączkowo). I um yłabym się czysto a bohato ubrała, serzowe zapaski na się wdziała, koronę na głowę i ja k knia hini prosto do dwora. Tam z koraw ajem pokłonić się państw u, ot tak! (udaje pokło ny). A ja sn a pani powiada: Ty, Małaszka, siadaj na pohuti pod obrazami. Ja sia dam i...
J u 1 e k. Ostań z Bogiem—ja idę; ty dziś nie sam owita.
(Odchodzi wolno).
S C E N A iii.
MAŁASZKA, później JANKIEL i SZMUL. M a ł a s z k a (sama). Ja nie samo wita? Pek tobie... ty dziadowski syn! Ciebie do chatyny wsadzić, tobyś rad był i śm ierci czekał. (P atrzy w górę). Ciemni się. Bę dzie źle. A dziś Naścię Paziochową na m a j u ciągnąć do karczm y będą. Tożto się star- czycka n arad uje a wódki kupi. Pójdę tro chę ścieżyną, może ju ż grom ada w racać bę dzie; coś dziś się dłużą... Hano!...
14 GABRYELA ZAPOLSKA. http://dlibra.ujk.edu.pl
MAŁASZKA.
(W ybiega i spostrzegłszy Lawdańsldego i W arkę, zatrzym uje się w głębi). J a n k i e 1 (bardzo piękny, młody żyd, czysto odziany—śpiewa; po skończeniu śpie wu opiera się o płot i pozostaje chwilę za myślony, następnie mówi wolno). Noc zapa da... nu! to dobrze dla nas, to bardzo dobrze. Gdyby tak noc miała, zam iast dw unastu, osiemnaście, albo dwadzieścia godzin, toby dla nas jeszcze lepiej było...
S z m u 1 (żyd, około lat osiemdziesięciu, długa, biała broda, wychodzi z karczm y i przystępuje do Jankla). Ty, Jankiel! nad czem ta k rozmyślasz a g ło w ą kiwasz, ja k b y ś co z humesz odmawiał?
J a n k i e 1. Oj, nie z humesz ja odma wiam, bo na modlenie także czas jest. J a patrzę tylko w górę a rad u ję się, co tam tak czarno się ciągnie od lasu. Będzie do bry czas—a gite ze i t!
S z m u 1. Czy na zaborol dziś idziecie? J a n k i e 1. Na zaborol. Wczoraj ten graf, krowołapnik, kupił trzy nowe szkapy. P ła cić podatek nie chce, tak ja k inni robią, Bę dzie mu zły wieczór, ten dzisiejszy wieczór; będzie m u zła noc, ta dzisiejsza noc!
(Śpiewa):
Po całym świecie my rozrzuceni,
K ryjem y się trwóż nic śród nocnych cieni. http://dlibra.ujk.edu.pl
W iekowej nędzy płód!
Na chm urne czoła goj z duszą hardą, Przechodząc obok, piwa nam ze w zgardą.
P rzeklęty je s t nasz lud! N iegdyś płakali my łzy krwawemi, Do babilońskiej zabrani ziemi,
Lecz w ierzył w tedy żyd!
Dziś bez ojczyzny—św iata p aryasy— T ułać się m usim po w szystkie czasy,
Nadziei zgasł nam świt!
Już n ik t nie m arzy o dawnej chwale, U m ilkły grzm iące proroków żale,
Zgiął lud pobożnie kark! Zmalały serca wśród Izraela I snać nic czekać ju ż Zbawiciela. ,
Co jarzm o zdjąć m iał z bark! O! niech ciemności wieczne ogarną Lud nieszczęśliwy zasłoną czarną!
1 sk ry ją jego łzy!
Gdzież są, Jehowa, Twe obietnice? W gniewie od żydów odwracasz lice!
Więc ju ż przepadli my! S z m u 1. Dawid przyjdzie?
J a n k i e ł . Tylko go patrzeć, od lasu nadciągnie. A ty, stary, idziesz też?
S z m u 1. Nie. Gromady pilnować m u szę.... Dziś m ają ja k ieś świętow anie—p rz y j dą pić...
16 GABRYELA ZAPOLSKA. http://dlibra.ujk.edu.pl
J a 11 k i e 1. Ach, głupi naród! on sobie ciągle szabasy wymyśla, aby tylko grosze trwonić. Grosz łatwo się toczy a schw ytać go trudno.
S z m u 1. Ty to ładnie powiedział, J a n kiel. Z ciebie praw dziw y hakren. Ty mó wisz m ądrze a powoli. Aj waj! ty jeszcze ja k chodził do chederu, to belfer i mełamed nad tobą głowami kiwali. Ty najgłośniej wrzeszczał ze w szystkich a mogłeś zajść wysoko!
J a n k i e ł (m achając ręką). I tak się Wszystko skończy! Ty, tatełe, czy ja, je d n a ko pomrzemy. Wolę ja konie kraść i szir- taszirim mieć. Mnie to nie zawadza. Nul ja naw et łubie tak ciemną nocą iść.
S z m u 1. A narzędzia wziąć do rozkucia koni nie zapom nij—i farbę masz?
J a n k i e 1. K ara na ogony w yszła—bia łej na taran ty je st troć ha a biseit.
>S z m u 1. Zaborolskie konie za w ielkie, coby je na ta ran ty przerobić.
J a n k i e 1. Nu! to się na kasztan pod- farbuje, bo to bułane; byle wodą nie prowa dzić, boby farbę zmyła.
S z m u I. Dawid idzie.
J a n k i e 1. Nu, nakoniec w ybrał się ten szejtew ate. Ty tatełe, głupiego syna masz.
(1. Z a polska: M a łasz ka. 2
MAŁASZKA. 17
18 GABRYELA ZAPOLSKA.
jednego. Dziękuj Bogu, co inni m ają lep sze głowy, bo inaczej zm arniałby nasz na ród !
S C E N A IV
SZMUL, JANKIEL, DAWID.
D a w i d. Lecę, lecę a nóg mało nie po tracę! Wy wiecie nowinę a grojse nowinę?
S z m u 1. Co? co się stało? powiadaj! D a w i d. To, że ty stary i j a i Jankiel i Mons/e i A jzyk i Aron i Tołce i Trejne i Gołda i moich siedmioro dzieci i twoich, Jank iel, siedmioro dzieci i w szystkich nas siedmioro dzieci—pójdą w szwiat z torbą na plecach i ja k proste szleper żebrać będą po drogach.
J a n k i e 1. Ty, Dawid, masz schwache kopi; ty wymyślisz coś zawsze niebywałego; ty nie masz siedmioro dzieci.
D a w i d. Nu, ale mogę mieć. A pni ju ż nie będą baali batim, ale włóczyć się będą po świecie i głodem mrzyć.
S z m u 1. Zkąd? dlaczego?
D a w i d. No, bo pani chce, coby my z karczem ustąpili a karaim y arendę wzięli.
S z m u 1. Karaimy?
J a 11 k i e 1 (spokojnie). Czego się ty, sta ry trwożysz? Tobie się nic nie stanie i nam także. P an i może chcieć, ale m y możemy nie chcieć. Nasz ród tę ziemię zasiedział, wszyscy wokoło wiedzą, co rebe Szmula Be niam ina n ik t z arendy ruszać nie śmie. Nie próżno marne Trejnc na progu codzień sie dzi ze swoją pończochą. Ci, co przechodzą, wiedzą, że ona zasiedziała próg i całą karcz mę dla rebe Szmula i jego pokolenia. Ty, tate, śpij spokojnie! n ik t cię nie podkupi i ztąd nic wygna.
i) a w i d. A karaim y? te pół-goje a pół jeszcze jud y? Oni praw a zasiedzenia nie znają, oni się pom sty Boga nie boją.
J a n k i e 1. Ty szejtewate! karaim też się będzie bał, bo wie, że mu tej nocy, co- by pierwszy raz chciał zasnąć pod naszym dachem, dym oczy w ygryzie i cały się ra zem ze swemi dziećmi i żoną spali.
(Odwraca się, opiera o płot i patrzy w dal, nie mieszając się do rozmowy).
O a w i d. Twoja praw da, rebe Jankielu, nie zawsze nasza strata. Trzeba arendę pod wyższyć, bo nas turbow ać będą.
S z m u I. To się im napisze, co się bę dzie więcej płaciło. Albo to pisanie co kosz tuje? I tak im się nie płaci.
MAŁASZKA. 19
20 GABRYELA ZAPOLSKA.
D a w i cl. Nie, tatę, .ja ci tu przynoszę podatek od tego dzierżaw cy z Tarajew a. Nu, co to za szajgec! ja k on się kręcił, ale ruble dał. Ty idź ju tro i obejrz jego konie a n a znacz dobrze, coby sie nic pomylić, bo za tydzień ja i Monsze idziemy u jego ekono ma konie kraść.
S z m u ł. Nie zapłacił?
D a w i d . Nu! to cliazirowate! on winien za trzy miesiące. Szkapy trzeb a wziąć.
S z m u 1. To się weźmie. J a przez ro gatkę przewiodę i w mieście postawię. To będzie najspokojniej. One tam stać będą aż do ja rm ark u a potem w ja rm a rk wywie dziesz nocą i poprowadzisz na granicę. Tam A jzyk odbierze i przesz w arcuje, Nu a ten Polikarp? kiedy pieniądze da? Mnie jego szkapa kosztuje, bo żywić trzeba.
D a w i d . Mówił, co po zachodzie słońca dziś do karczm y przyjdzie a pieniądze tu koło plota złoży. Ot, idzie... a, nie! to Hans i Franz, pewnie idą na kolonię, można ich o Polikarpa zapytać, bo ja k dziś pieniędzy nie da, to jego szkapę trza prowadzić dalej a wózek to pachciarz z Lisowczyc kupi.
MAŁASZKA. 21
S C E N A V.
CIŻ SAMI, HANS, FRANZ.
H a li s. A! żydki! kłaniam! i m iner znsarn in en? i coś sztilują w kąta, aby głupi chło pa okpić.
S z m u i. P an Hans wesół i miły czło wiek. A klu ger Mensch! niech żartu je zdrów. My tu okpić nikogo nie chcemy, a ja k g łu pi chłop sam w karczm ę się pcha i m ie dziaki niesie, to czemu nie brać?
H a n s. No, ja! czemu nie brać!
J a n k i e l (w głębi). Mądry bierze, g łu pi daje!
F r a n z (śm iejąc się). Ja, ja! Jankiel bat recht, m ądra bierze—głupia daje!
D a w i d. Pan Franz nie widział P olikar pa. tego od lasu?
H a n s. H err Polikarp? No, ja jego w i dział, sta ł tam koło kredenca z panem Law- dańskim i lam entirowal, ach Gott! Jem u znów żydziowie koń zgesztolowali. Ty, Da wid, du muss wissen, wo ist diese śkapa?
D a w i d. Ja? Żeby ju tr a ta k nie do czekał, ja k ja widziałem jego konia! Że bym ...
F r a 11 z (śmiejąc się). Ach, dn dum cr Kerl! Niby was cały Land nie zna, co wy tylko tern szwindlujecie! Nasz jaśnie pań stwo, unsere H errschaften, mogą być o swo ja konia spokojny, oni naw et podatka rocz ny nie płacą, tak ja k inni.
II a n s (uderzając Szmula po ramieniu).. Ty sta ra małpa! ty masz kopf na taki in te res, ale schulala mnie dobrze. Jak b y ze chciała ze stajn i ode dwora konie wziąć, to Hans i Franz werden schon schlafen a konie można zabierać fort. Tylko przedtem Geld, bares geld na ręka i to wiele, wiele, eine Menge—an ders nichts.
J a n k i e l . Aj waj! co też pan Hans ga- ga! Koni dziedzicowi wziąć nie można... To
sie nie godzi...
H a n s i F r a n z (śmiejąc s ię ). Das ist. famos! nie godziła sic! nie godziła sic!
S z m u i (do Dawida na stronie). Das wu- re a geschaft, j ale by się nie wydało. Można w inny pow iat konie odprowadzić i żtam tąd reb Mojsze podstawić.
D a w i d (cicho do Szmula). Zobaczymy, tatę, ile oni zechcą. Tylko dziedzic goły, on już ze w szystldem szlepeł, a szkapy nie wiele warte. Nu—to się zobaczy...
S z m u 1. A nie zajrzą panowie do karcz m y ? Mam teraz tein wódkę, nie prostą
MA ŁASZKA. 28 śm ierdziuche, ale dla pięknych gości.... dla mejuches...
H a n s. Nein, my wódki nie pila nigdy, my lubim y tylko Bier; to ładna rzecz, praw da Franz?
F r a 11 z. Och, ja! W naszym Y aterlan- dzie to ja m iałem osiem roki a ju ż swo je kufel piwa ciągnęła w dzień. Ach! Gott!: m y też idziem y tam za las, na kolonię—tam kulm bacher je st dobry i dzisiaj kranzchen z tańcami.
H a n s . Przeszłego tygodnia my chcieli też iść a nie mogli, bo panna chorowała i za pijaw kam i Franz jeździł aż do m iasta. Ta panna to ciągle chore, die ist so blas! ach. Gott! z u blas!
S z m u 1. Nu! woua się w m atkę wdała. Jaśnie pani także takie delikatne i zchoro- wane. Ja k wczoraj byłem we dworze, to mi mówili, że panna ma się znów gorzej.
F r a n z. No, ja! ona dziś podobno cały dzień stękała. A pijaw ka na złość w szyst kie wyzdychała. Jakb y gorzej było, to znów m usiałby Hans, albo Franz, do m iasta lau- fen. Ach, Gott! my dziś uciekała na kolo nią, niech nas szukała ta głupia państwa!... Hans i Franz nie ta k dumni, żeby się po nocą tłukła za głupia pensya i ordynarya!
H a 11 s (patrzy w gore). Ja! Teraz deszcz pewno będzie padała... Komm, Franz, wir haben a Stückelen W eg—komm, schnell!
F r a n z (do żydów). Adieu!
H a n s . Ich empfehle mich! gute Nacht! S z m u 1. Gite nacht!
D a w id . Gite nacht!
(Odprowadzają ich).
H a n s (stojąc na drodze). A ja k b y chcie li ten Geschäft z pańska stajn ia zrobicz, to tylko przyjść i pogadać,
(Odchodzą). S z m u i. Git! git!
S C E N A VI
SZMUL, JANKIEL, DAWID, później POLI KARP i MAŁASZKA.
S z m u 1. Jankiel, masz ty rewolwer? J a n k i e l (w głębi). Nu, co bym nie miał mieć!
S z m u 1. Dawid, chodź ty do karczmy. Jan k iel w ird hier blejben. Ten Polikarp pewnie przyjdzie, wir werden durch F enster patrzyć, czy on wszystko zrobi ja k należy. (Szmul i Dawid odchodzą do karczm y, pozo staje sam Jankiel, który, nucąc piosenkę,
MA ŁASZKA. 25 opatruje rewolwer i chowa się za krzak, ros
nący za płotem. Chwila milczenia). P o 1 i k a r p (wchodzi spiesznie). Mówili mi, że to ondzie należy położyć te pieniądze! P sy żydowskie! Tylem napłacił się za konia i te nieszczęśliwą linijkę, a oni taki duszę- by z człowieka w ydarli. Każą mi się opła cać za to, że mi dobytek skradli. Nie moja była wina. Zda mi się, że w lesie ktoś sos ny klejnm je. Zlazłem z lenijki i kruszynę w szedłem w las. W rac am — a tu ani koby ły, ani wózika. Oj, doloż moja! (w yjm uje z zanadrza w ęzełek i liczy miedziaki). Są wszystkie! A na tom Law dańskiem u ordyna- ryę sprzedał, boć inaczej cieżkoby grosz z groszem złożyć. Gdzież to ten kamień? Aha! ondzie pod płotem. P rzeżegnajm y się, bo to pewnie tu jak aś sobaka żydowska gdzieś siedzi i jeszcze człowiekowi w łeb kulą świśnie, ja k się obejrzeć chętka p rzy j
dzie. \
(Żegna się, potem powoli zbliża się do ka mienia, kładzie pieniądze i szybko odchodzi. Jan k iel podczas tego w ysuw a się ta k z za krzak;*., aby był w idzialny dla publiczności, z w yciągniętą ręką, w której trzym a rew ol
wer).
P o 1 i k a r p (odchodząc). Ach, Boh! że by tylko te koniokrady zrobili tak, ja k przy
rzekli i szkapę o północku do chaty przy wiedli!
(Znika).
J a n k i e 1 (chwilę jeszcze stoi nierucho my, nareszcie, widząc, że Polikarp zupełnie, odszedł, opuszcza rękę i chce przejść przez płot, aby zabrać leżące na kam ieniu pienią dze). Głupi goj!.... Oni wszyscy tacy g łu pie... Jeden tylko żyd je s t a k luger Mensch! jeden tylko żyd!
M a ł a s z k a (wpada nagle). Ni maty! ni gromady! Czort wie, kędy siedzą, a tu o m aju ani słychu! Boh mój! nie będąż ta ń cowali? Aż mi nogi skaczą, żeby ta k wy ciąć tropaka!
(Tańcząc, nuci):
Nie płacz, nie płacz, dziewczynianka, Taka tw oja dola:
Polub i łaś s marowoza, Do misiacza słoja!
J a n k i e 1. Ot, m yszygene dziewka.... w drogę wlazła...
M a ł a s z k a (j. w.).
Oj, szczob ty, dziewczynianka, Todi za mąż poszła...
(U ryw a nagle, gdyż kończąc, spostrzega czer wony gałganek, w którym są zaw inięte pie
niądze, leżące na kam ieniu). 26 http://dlibra.ujk.edu.plGABRYELA ZAPOLSKA.
MAŁASZKA. 27 M a ł a s z k a . Ot, co to? zatum anienie? k rasn a szm atka? dla mnie? J a to wezmę i na głowę uwiążę, ja k panna m iała tam w sadzie (porywa gałganek, rozsypuje p ie niądze, nie uw ażając na nie i zaw iązuje go na głowie). A tom harna! a tom krasna! hu! ha!
(Śpiewa, j. w.): Oj, Boże mój!
Harny chłopiec to nie mój!
(Jankiel równocześnie strzela w górę z re wolweru. M ałaszka przykuca ze strachu na przodzie sceny i zakryw a oczy. Jankiel rzu ca się na pieniądze i, zebrawszy je, ucieka
do karczmy).
M a ł a s z k a (klęcząc). A to co? nieczy sta siła? czy ki licho?... Ot, d urna Małasz ka, a toś się nastrachała! Czego? ta pod nieś łeb a poglądnij, co ta k huknęło kędyś z pod płota? Ja k przelistnik, to się go nie boję. Mam w zapasce zaszyty czartopo- łoch...
(W staje powoli i idzie do płotu. W tej chwili wchodzą z lewej strony Law dański
i W arka).
"2<S GABRYELA ZAPOLSKA.
S C E N A VII.
LAWDAŃSKI, WARKA, w głębi M A ŁASZKA.
Ii a w d a ń s k i. Ty du rna dziewka, nie uciekaj, kiedy pan do ciebie mówi!
W a r k a . P an Lawdański sobie naśmie wa tylko ze mnie... Gdzie mnie do was! Ja ot prosta córka a pan Law dański pan na ca łą okolicę...
L a w d a ń s k i. Przez to dla ciebie w ięk szy zaszczyt, żc na ciebie patrzę i do ciebie się zalecam. Korale ci dałem i wzięłaś.
W a r k a. Korale wziąć nie grzech a ja k dacie więcej, to wezmę jeszcze.
L a w d a ń s k i (śmiejąc się). Ty bo nie taka durna, ja k się z pozoru wydajesz. Ty nic darm o się koło pokojów kręcisz i tam rozumu nabierasz. Czy ta sta ra Mizel cię rozumu uczy?
W a ]• k a. E! gdzie ta! Mizel nie do ucze nia, J a ta k sam a ze siebie naukę biorę.
M a ł a s z k a, Korale ma! korale ma! L u w d a ń s k i. Ty, W arka, dobrze zro biła, żeś do dworu poszła. Ciebie na wieś do prostej roboty szkoda, ty ładna dziew czyna.
WALASZKA. 29 W a r k a. E! gdzie znowu! tani we dwo rze pan Law dański ładniejszych się napa trz y poddostatkiem . Ach, panie! tam byw a ją krasne, ja k łabędzie a szaty wkoło nich
złociste, aż rozkosz patrzeć.
L a w cl a ń s k i. Ty nie wiesz, co ładne. Te w ielkie panie to takie wymokłe i blade, aż przykro patrzeć. Co chwila zdaje się, ot! padnie która i będzie po niej.
W a r k a . Jak nasza panienka. D m uch nij a zda się ju ż niema... Dziś tam jęczy biedniaczka i znów dychać nie może, ale pan Lawdański wym anił mnie aż tak daleko ode dworu a tam może potrzebować będą.
L a w d a u s k i. A to niech potrzebują, co to W arkę obchodzi? Niema to karaski i Horpyny?
W a r k a. E! one koło panny nie spo sobne.
L a w d a ń s k i. E! co nas obchodzi ta galareta! niech się tam trzęsie; m ają pienią dze od tego, żeby jej um rzeć nie dali. A te raz chodź do karczm y, kupię ci wódki.
W a r k a. Gromady tylko nie widać. Na rozhyrę tu przyciągną.
L a w d a ń s k i. Ano, to i lepiej—trochę sie przypatrzym y, ja k to oni tańczyć będą.
W a r k a. A wy nie będziecie tańczyć, panie Lawdański?
L a w cl a ń s k i. Ot, głupia dziewka! cha my to cham y a j a to ja! Ot, lepiej chodź tu i nie droż się znów... P arask ab y w ogień poleciała jak b y m jej kazał.
W a r k a. To P arask a a nie ja.
M a ł a s z k a (na stronie). Ja k a ona d u r na! ja k a durna!
L a w d a ń s k i. No, ja k ci o to chodzi, to ja się z tobą ożenię.
W a r k a (śmiejąc się). Oj oj! a kiedy? W y tak w szystkim gadacie. Jak b y to była praw da, tobyście ju ż żon mieli z dziesiątek... Do bre d u ry ły koły prostupaje.
L a w d a ń s k i. E! bo ty za wiele cere gieli robisz!
(Chwyta ją wpół i przyciąga do siebie). W a r k a. Oho! ja k i w artki!
M a ł a s z k a (cicho, zakryw ając oczy). N a mnie ja k b y kto w aru nalał.
L a w d a ń s k i . No, jednego całusa! tak! a teraz drugiego!
M a ł a s z k a (j. w.). Ach, żeby ta k mnie! mnie!...
W a r k a (w yryw ając się, ucieka do karcz m y i gubi po drodze sznurek paciorków). A to spieszy! na horiwszy, na boliwszy!
30 GABRYELA ZAPOLSKA. http://dlibra.ujk.edu.pl
MAŁASZKA. 31 L a w d a ń s k i (goniąc ją, wpada do karczmy). A to koza! Z żadną nie miałem tyle kłopotu!
S C E N A VIII.
MAŁASZKA, później JU LEK .’
M a ł a s z k a (sama). Poszli! A to ma dobrą dolę ta W arka! Taki mołojec, ja k ten Lawdański, j ą uściska i ucałuje a naw et za- sw atać myśli. Żeby ta k na mnie spojrzał, ale gdzie jem u do mnie! Choć ja k arn ie j sza jak W arka a gdzie je j uroda do mojej! Tylko, że j a odziać się nie mam w co, ani to zapaski... aż człowiekowi żyć nie miło! (Podchodzi na pół sceny). Jeden! dwa! trzy! oho! tu aż cztery! — je s t ich dużo, mnogo! cała siła!... coraz więcej!... Ja k sobie pozbie ram , nawlokę na nitkę, na szyję uwiążę... Niech mnie Ju lek widzi! U m yję się nawet, ta włosy zaplotę, niech się dziw ują mej uro dzie! Może mnie kto ze dworu zobaczy i za woła do izby i za W arkę albo Paraskę we źmie. A może pan Lawdański!...
J u 1 e k (wpada zdyszany). Małaszka! nie widziała ty Hansa, albo Franza?
M a ł a s z k a, Zdybałam ich w lesie, szli na kolonię...
J u 1 e k. Ach, doloż moja! lecieć po nich chyba mi przyjdzie. Jaśnie panienka zanie mogła bardzo a tu trzeba z m iasta nowego leczenia i pijaw ek. Ty nie wiesz? na wsi niem a pijawek?
M a ł a s z k a. Naścia Paziorzycha łapała, ale poniosła do m iasta w sobotę.
J u l e k. Hieronim i Jan ek poszli na wieś, mnie kazali szukać Pranza. Mówili w po kojach, co panienka może skończyć tej no cy, ja k nie będzie tego lekarstw a, co go pan doktór nakazał, a tu wszystko ze dworu ja k by dziś pouciekało. Na deszcz idzie, gdzie się teraz do kolonii dobić! No, ostań z Bo giem, do lasu muszę i na kolonię szukać te go, coby do m iasta duchem pojechał.
M a ł a s z k a. Na rozhyrę przyjdziesz? J u 1 e k. Gdzie mnie do rozhyry! panien ka tak się skarży, aż koło serca ciśnie. I jaśnie pani płacze; mnie zaraz dusza boli, ja k ja cudzy żal widzę.
(Odchodzi).
M a ł a s z k a (sama). Jak by Ju lek ro zum miał a um iał swego patrzeć, toby sam do m iasta je ch ał a prosił potem państw a o wynagrodzenie... Tylko on d u rny je st, nie pójdzie, strach a się burzy... Ot, żebym to j a tak mogła na konia wleźć, tobym pogna ła! pognała! oj!
MAŁASZKA. 33 (Podczas poprzedzających scen zaciem nia się coraz w ięcej, w chatach zapalają światła,
w karczm ie w idać płonące ognisko).
S C E N A IX
MAŁASZKA, MONSZB, AJ ZYK, ARON, póź nie] SZMUL, JANKIEL, DAWID, BENIA MIN, CHAI ME K, TOŁCE, TREJNE, GOŁDA,
troje bachorów.
M o n s z e (wchodzi z Aj zykiem i Aro nem). Nn, kim m ta mai! czego tak liziecie? Jankiel pewnie już pojechał.
A j z y k . Ja k 0 11 mógł pojechać! Musi czekać na mnie. J a m am obcęgi od gwoź- dziów.
M o n s z e . Stile! Chodź do tatełe. Świe ci się, pewnie ju ż czekają...
(W chodzą pod strzechę karczm y i p u k ają do drzwi).
A j z y k. Tatełe, Jankiełe, kim t tercin! M a ł a s z k a (na przodzie sceny). A to psy żydowskie! zm aw iają się. znów na ja k ie śkapy—■wraże syny!
S z m u 1 (wychodzi z karczm y wraz z Aro nem, Jankiem , Dawidem, Beniaminem,
Chai-B. Z a p o lsk a : Mala?>zka. 3 http://dlibra.ujk.edu.pl
mem, Tołcą, Trejną, Gołdą i bachorami). Nu, dobrze, co wy przyszli — to kaw ał drogi a deszcz poleje...
I f A j z y k. Niech leje—hałas w iększy a ge- w ałt ludzie nie posłyszą...
D a w i d . Co oni m ają słyszeć! woni do stali po złotówce i spać będą ja k należy... Trejne! gibs a farbę! wo ist die wejse farbę?
T r e j 11 e (podaje mu garnuszek). No! J a n k i e 1. Beniam in idzie też?
S z m u 1. Niech ostanie. Trzeba tem u od lasu Polikarpowi odprowadzić szkapę.
M o n s z e. Zapłacił? bares Geld?
S z m u 1. Tak, tak! Ale Jankiele, Dawid, Ajzyk, kim t tu bliżej. Ja...
(Mówią wszyscy pocichu, sprzeczając się z sobą).
M a ł a s z k a. S trachu im nagnam , tym sobaczym duszom!
(W ydaje nagle dziki w rzask i w pada pomię dzy żydów, w yw ijając chustką). Upyr! upyr! kucy idzie! żydy psy do cer kw i weźmie, upyr! upyr!
(Żydzi, przestraszeni, rozbiegają się; pozo stają: Małaszka, Beniamin, Chaimek, Gołda
i bachory).
M a ł a s z k a . No, wy, rude bachory! pom sta na was! Skaczcie mi tu zaraz i śpie
34 GABRYELA ZAPOLSKA. http://dlibra.ujk.edu.pl
MAŁASZKA. 85 w ajcie, ja k wczora; a ja k nie, to jed nego z drugim poczęstuję i będzie wam ot tak!...
C h a i m e k. Nu, a co nam za to dasz? M a ł a s z k a. A ty ru d y didko! do sadu nocką z wami polezę a przez płot poprzesa- dzam, ta k ja k w tam ten tydzień.
G o ł d a. I mnie też?
M a ł a s z k a. I ciebie, ty widmo hałub- ko! No, dalej... ja w seredynie!
(Bachory form ują koło, Małaszka pośrodku z gałganem w ręku. Przygryw ka). B e 11 i a m i n (podchodząc do okna karcz my). Tatełe, wo ist die śkape?
S z m u 1 (z karczmy). Gaj zu die chlew- ki; w yciągnij wózek a konia ci przyprow a dzę !
(Taniec i śpiew bachorów): Hej de łyde, marne, tate, D yabeł skacze tu rogate, Sam, a szwarce jur! Hajdę, łaj de, tate, marne, Ali od niego uczekam e Do ciemności gór!
W un nas łapie, w un nas goni, Aj waj!
I kłojzełe nie obroni, Aj waj!
Wi a lejb w ycząga łape, Aj waj!
Gwałt! ratunku! marne, pape! Ąj w aj!
Majcie łajcie, marne, tate, D yabeł skacze tu rogate, A szwarc ju r, bo sam. H ajdę łajde, tate, marne, Rady sobie z nim nie damę! Da on, da 0 11 nam!
M a ł a s z k a (pośrodku bachorów w yska kuje, w ydając dzikie wrzaski). Hop! czurl hop! czur!... A nuże, w raże syny! hu! ha! (Bachory po skakaniu padają bez duszy na
ziemie M ałaszka kopie ich nogą).
S C E N A X.
* MAŁASZKA, LAWD \Ń SK I, WARKA. L a w d a ń s k i (wychodzi z karczm y). ■No cóż? podpiłaś sobie, dziewczyno? a w sty dziłaś się niby—hę!
W a r k a. Boście nalegali.
L a w d a ń s k i . Co ty się ze mną ha- dryczysz! Ty wiesz, co ja zechcę, to każda zrobić musi!
(Spostrzega na ziemi leżące bachory i Ma- iaszkę).
to co?
36 GABRYELA ZAPOLSKA. http://dlibra.ujk.edu.pl
MAŁASZKA. 37 W a r k a. A to moja rodnia siostryczka. Hej, Małaszka! a w stań ty! Cóżeś już po- kojnica, że leżysz ja k bez ciucha?
(Małaszka w ydaje dziki k rzy k i zryw a się na nogi).
L a w d a ń s k i. w. to co? w aryatka? AV a r k a. E, nie! tylko ją tak czasem nosi... ona ta k wrzeszczy, bo mówi, coby ją to udusiło, ja k b y ze siebie nie w yrzuciła. Ot! (spluwa) nieczysta ja k a ś siła ma do tej dziewki przystęp...
L a w d a ń s k i (przypatruje się Małasz- ce). Ano! będzie piękna dziewka, ani słowa, oczy ja k tarn in a a świecą się po nocku ja k kolczyki na jaśnie pani. Chodź tu bliżej! (Małaszka zbliża się powoli z rucham i kot ki). J a cię znam, ja cię w idział często koło dwora, ja k chodzisz a po oknach zaglądasz. Czego ty tam szukasz?
W a r k a (porywczo). Nie bresz! Ty za Julkiem latasz; cały św iat wie, że to będzie twój zażennyj. P atrzcie ją , widma ta! ju ż się pana Law dańskiego czepia!
M a ł a s z k a (z wściekłością). Hodi ty taka... bo cię pazuram i rozorzę!^
L a w d a ń s k i. No, cicho! spokojnie m a ła! (do siebie, zadowolony). Ja k się to o mnie źrą—mało się nie pozabijają... To ta k zaw sze.
38 GABRYELA ZAPOLSKA. (Za sceną przegryw ka).
B a c h o r y (zryw ając sie z ziemi). Idą! idą!
(W ybiegają, wrzeszcząc, naprzeciw grom a dy).
Śpiew grom ady, w racającej z pola: Do domu, do domu, bo nocka się zbliża
I słońce się chyli za las
I m gła nad łąkam i podnosi się świeża, Do domu, do domu, ju ż czas! Dożęliśmy niwę, zorali nowinę,
Robota skończona też bron,
Gromadki się schodzą na polną drożynę, Ze w szystkich powraca lud stron. Do domu, do domu! z chat płyną ju ż dymy,
W ieczerzać i kłaść się do snu,
Do znojnej się pracy znów ju tro zbudzim y W ięc spocząć i nabrać trza tchu! (Po śpiewie wchodzi gromada: Semen Bo lączką, Benedio, Opanas, Kandzinka, Ułas, Semen, Zazula, Sycz, Dzendżera, M arta Chim-
ka, Jew ka Dzinbenka. Modanka, P araska). B e n e d i o. Hano, do Szmula nie prze szkodzi zajść a popytać, ja k to tam z tym i karaim am i, co ich to jaśnie pan chce na arendzie osadzić.
O p a n a s. Chodźmy. Szkodaby Szmula; już tyle lat karczm ę zasiedział — ja k b y mu to w ybierać się przyszło!
S e m e n B o I a c z k a. Ot! du rnym d u r no w głowie. Gdzie czort nie może, tam ba kę pośle. I posłał chyba czort jaśn ie panią, aby zaw ieruchę robiła. Ale ze S zm ulem nie poradzisz. Gdzie wola, tam i siła,,.
S y c z . Sprawiedliwe słowo. Szmul m iej sce zasiedział, ta z nim poradzić ju ż trudno. D z e n d ż e r a. K arczm aby w m arne po szła, ja k b y tu inny osiadł a jeszcze, chowaj Bóg, na nasze sadyby mogłoby nieszczęście spaść,
M a r t a C h i m k a. Pluńcie, Dzendżera, pluńcie! to może w złą godzinę wyrzekliście.
O p a n a s. Kto wie, może to płenetna chwila?
D z e n d ż e r a . Ot, nie baj durzcie! płc- netnej pory niema, tylko je s t płenetny czło wiek. A mnie znacie od dziecka, ja nie w poniedziałek odłączony.
U ł a s. Dosyć tego... My chodzimy po Naścię Paziorzychę. Przecież to dziś roz- hyra!
P a r o b c y i d z i e w k i . Tak! tak! roz- hyra!
M a ł a s z k a (podskakując). Pójdę z w a mi! pójdę z wami!
M a r t a C h i m k a, A, ty tu, lataw ico? (uderzając ją). Masz! na! cobyś sio po dro gach nie tłukła!
MAŁASZKA. 39
40 GABRYELA ZAPOLSKA.
M a ł a s z k a (śm iejąc się). Ot tobie ból! Ciebie, m aty, więcej boli, ja k mnie. Tak! tak, hołubko! Ano, chłopcy, za m ną po Pa- ziorzychę!
U i a s. Chodźcie! chodźcie! bo może być nie pora i tak się zciemnia.
D z e n d ż e r a. Trza Szmulowi kazać, coby smolaki dał.
(Wchodzi do karczmy).
Z a z u 1 a. A wy, dziewki, nogi przygo tujcie. Jak Naścię na m aju przyw ieziem y— koło niej trepaka; a ja k się nie pomęczycie, to czerebiaczka!
M a ł a s z k a (w yskakując). Kcło czerebiaczki Przypadaj em raczki! Albo ju wypij em, Albo ju wybij em!
Hu! ha!'
M a r t a C h i m k a. A to czysta pro- j awa!
(Parobcy, pow tarzając śpiewkę, w ybiegają, M ałaszka przed nimi. Kilku gospodarzy wcho dzi do karczm y, baby siadają na klocach przed karczm ą, dziewki z b ija ją się w je d n ą grom adę i popychają się, chichocząc i pisz cząc. Z karczm y wychodzi Beniamin i Chai- mek, zaty k ają dwie smolne pochodnie na
MAŁASZKA. 41
słupach. Scena praw ie ciemna, chwilami słychać przyciszony grzmot).
B e n e d i o. Ot, grzmi! Bóg swarzy się czegoś! będzie zły czas. A tu tańczyć mają!
S e m e n B o 1 a c z k a. Ot, durnem u d u r no w głowie!
B e n e d i o. Młode to i durne.
S e m e n B o 1 a c z k a. D urnych nie sie ją, nie orzą—ta sami się rodzą.
O p a n a s (wychodzi z karczm y i niesie blaszanki i flaszkę). W wasze ręce, Seme nie! W am na dolę a na pohybel złym!
S e m e n B o l ą c z k ą (pijąc). Zła iskra i spali i sama zginie!
M a r t a C h i m k a (do bab). Ot, nasz Semen Bolączką ciągle przypow iastki gada.
S e m e n B o 1 a c z k a. Czemu nie? Mnie m aty w głowę nie bili!
L a w d a ń s k i (podchodzi do dziewek). Cóż wy, głupie, tak w kupie stoicie? Zimno wam? hę?
(Głaszcze pod brodę Paraskę, dziewki z pis kiem popychają się).
S e m e n B o l ą c z k ą (do Opanasa). Ot, tobie czarcie i szpak!
L a w d a ń s k i. Ja k się macie, panowie grom ada?
42 GABRYELA ZAPOLSKA.
S e m e n B o l ą c z k ą . Zdrowo! A gro m ada .to w ielki człowiek!...
L a w d a ń s k i. Oj, wiem! wiem! A ze w szystkich pan Semen największy.
S e m e n B o l ą c z k ą . Niema sioła bez chłopa bogatego, psa kudłatego i białej ko były.
0 p a n a s. Nie napije się pan Law dański je d n ą krużkę?
L a w d a ń s k i. Ja we dworze przyw ykł do czego innego — siw uchy nie lubię.
S e m e n B o l ą c z k ą . Nie pluj w wo dę, bo się z niej napić przyjdzie...
L a w d a ń s k i (śm iejąc się). Mnie tam ju ż siw uchy pić nigdy nie przyjdzie.
S e m e n B o l ą c z k ą . Oho! harny, ja k Świnia w deszcz!
L a w d a ń s k i. Co? ja k co w deszcz? O p a 11 a s (do Semena). Ta dajcie pokój, Semenie. Jeszcze w am u dworu zło uczy ni....
S e m e n B o l ą c z k ą . O staw cie! Ja znam, komu dzień dobry a komu dobry dzień!
S z m u 1 (wychodząc z karczm y). Kła niam! kłaniam! Nu, co to dziś ta k długo robota szła koło pola? Już m yślałem , g o
tam i nocować będziecie!
MAŁASZKA. 43 M a r t a C h i m k a . My przyszli, ale wy, Szmulu, z karczm y się w ybieracie.
S z m u 1. Żartuj sobie, Chimka. Na co ja się mam wynosić? J a się jeszcze i do twojej chałupy wniosę, ja k zechcę.
C h i m k a, A ty w raży synu! ty do mo je j sadyby!
S z m u 1. Aj waj! czemu nie? W y, Chim ka, jeszcze u mnie szynkować a świece na szabas objaśniać będziecie.
S e m e n B o l ą c z k ą . Nie ta k się b ar dzo dzieje, ja k się bardzo gada. A ty, Szmul, pomnij sobie, co na cudzem podwórku i drzazgi gniją!
C h i nr k a. Ja k jaśn ie pani zechce, to cie w ygna, żydu!
S z nr u 1. Ty, Chimka, wiesz, co ja się twojej pani nie boję!
S e m e n B o l ą c z k ą . Bez pana dwór płacze, lecz pana chata.
O p a n a s. My by za naszą nie płakali! D z e n d ż e r a (pokazując na Lawdań- skiego). Pokaranie! Bóg z tobą! Nie w i dzicie go? Czy wanr didko oczy ztunraniło? L a w d a ń s k i (na przodzie sceny do Paraski). Czemuś wczoraj uciekła z sadu?
P a r a s k a. Bo Mizel szła lipową ścieżką. L a w d a ń s k i . Ju tro przyjdź do sadu za k u chnią i czekaj w południe koło ożyno- w ych krzaków .
44 GABRYELA ZAPOLSKA.
P a r a s k a. Kiedy rankiem ciężko się od panny wyrwać. Teraz chora, ta człowie ka trzym ają, ta więżą.
L a w d a ń s k i. W racasz do dworu? P a r a s k a. Po licha? Jeszczebym na rozhyrze nie była! Niech tam W arka siedzi. (Słychać głośne śm iechy za sceną, prze- gryw ki. Na scenę wpada chór parobków, wlokąc rodzaj wózka, plecionego z drzewek zielonych. Na wózku siedzi Naścia Pazio- rzycha. Małaszka biegnie przodem, podska kując, obok niej bachory i kilkoro dzieci
wiejskich).
C h ó r p a r o b k ó w. W iezieni przez ulicę Babę czarownicę
Na m aju, na maju! Kto koło niej stanie, Ten się w net dostanie
Do raju, do raju! S tańm y w szyscy w koło I tańczm y wesoło
P rzy m aju, przy maju! Potem , nucąc śpiewki, Pójdziem chłopcy, dziewki,
Do gaju, do gaju! S o ł o N a ś c i .
Gdy chcesz, chłopaku, mieć dziewczynę, P rzy m aju zaraz łap jedynę.
Jam pani dziś na całe sioło! Jam czarownica! W szyscy w koło Tańczyć, aż w stanie Tam na kurhanie P y łu metełyca!
Gdy chcesz, dziewczyno, mieć chłopaka, W raz z nim przy m aju skacz tropaka. Jam pani dziś na całe sioło!
(etc. etc., ja k wyżej). C h ó r p a r o b k ó w. Stańm y w szyscy w koło
I tańczm y Avesoło
Przy m aju, przy maju! Potem , nucąc śpiewki, Pójdziem chłopcy, dziewki,
Do gaju, do gaju!
N a ś c i a (po śpiewie'' staje na wózku i woła): Hej! Szmul! AYÓdki a prędko! J a dziś kniahini na całe sioło! Ot i mnie na stare lata królow anie przyszło!
(Parobcy i dziewczęta tańczą dokoła A Yózka Naści z kieliszkam i a\trękach).
Al a ł a s z k a (do m atki). Al a ty, daj wód ki swojej doni...
C li i m k a (napół pijana). Idź, wiedźma! nie mam już.
Al a ł a s z k a (prosząc). Hotucheczko siwa!
MAŁASZKA. 45
(W ysuw a je j blaszankę z ręki, biegnie na przód sceny i pije).
L a w d a ń s k i (do Małaszki). Ty mała a mądra! W ódkę ja k wodę ciągniesz i ko chanka masz!
M a ł a s z k a. Bóg z w a m i! Kochanka nie mam.
L a w d a ń s k i. A Julek?
M a ł a s z k a. Ot tobie raz — ta k i tam chudzina.
L a w d a ń s k i. Chudzina nie chudzina, każdy ja k p rzystał do dworu, to chudzina był. I Hans i Franz i...
M a ł a s z k a. Ale pan Law dański nie... L a w d a ń s k i. No, ja...
M a ł a s z k a. Oj, nie! Pan Law dański to ju ż był taki zawsze h arny mołojec — oj, tak i h arn y i krasny, ja k mak...
L a w d a ń s k i (śmieje się). To żaba! M a ł a s z k a (chw ytając go za rękaw). D a j!
L a w d a ń s k i. Co?
M a ł a s z k a (pokazując guzik przy li be ry i). To!
L a w d a ń s k i (śm iejąc się). Masz! (U rywa guzik i daje Małaszce. Małaszka w ydaje okrzyk, wpada z guzikiem w środek
46 GABRYELA ZAPOLSKA. http://dlibra.ujk.edu.pl
MAŁASZKA. 47 grom ady i zaczynają tańczyć w sześć par.
Błyskawice, grzm oty).
O p a n a s. Ostawcie tańczenie! w rac aj m y do chałupy—Bóg się gniewa...
S e m e n B o l ą c z k ą . Rozum ostawili a szału nabrali!
S C E N A XI.
CIŻ SAMI, JANEK.
J a n c k (wpada zdyszany). Gdzie Hans? gdzie Franz?
(Taniec ustaje. Coraz silniejsza burza). G r o m a d a. Co się stało?
J a n e k. Nieszczęście! P anienka kończy, leków niema, do m iasta trzeba w mig!
(Uderza piorun).
G r o m a d a (przerażona). Hospod Boh! hospod Boh!
J a n e k. Jaśnie pani bez duszy leży, a jaśnie pan płacze. Te łotry, Hans i Franz, poszli i stajnię na skobel zamknęli...
O p a n a s. A Jakób, furman?
J a 11 e k. Bez pamięci pod krzakiem ber- beryzu leży. Już pije od Zielonych. Jabym pojechał, Bóg widzi, alem ju ż sta ry i do niespokojnych nie sposobny. Kucharz
48 GABRYELA ZAPOLSKA.
chorzał od rana, bo się pańskich ślimaków objadł a- kuchciki, to drobiazg, w tak ą słotę pojechać ani weź. Hieronima w ysłali na d ru gą wieś po pijaw ki i wrócił z niczem.
(Słychać grzmot).
B e 11 e d i o. Jaby naw et za guldena na taki czas przez las nie wyrywał.
J a n e k. Pani kazała pytać: może kto z parobków jechać chce. Zapłacą...
U ł a s. A nam co do nich? Mnie życie miłe. Jak b y ja zabolał, toby jaśn ie pani po nocy i burzy nie leciała za lekami dla mnie.
J a 11 e k. Ależ zapłacą!
U ł a s. Ja ta na ich grosze nie łakomy! Dobrego mi tam nic nie zrobili a przeszłe go roku to bez powodu krowę zabrali, bo niby im koniczynę zeżerała.
J a n e k. Panienka umrze!
N a ś c i a P a z i o r z y c h a. Ta niech um iera; u nas tyle doczek pomarło a dwór ledwo na dom ow inkę' cztery deski dał.
J a n e k. Jaśnie pani mówiła, że ten pa robek, co leki przywiezie, to na m iejscu Hansa, albo F ranza ostanie.
S y c z . Niech ta, my nie łakom i na ta kie wywyższenie...
P a r o b c y. Tak, tak, m y nie łakomi! (Słychać grzmot).
MAŁASZKA. 49 M a ł a s z k a (gorączkowo). Gdzie Julek? Julek!
(Biegnie w stronę lasu). Julek!
C h i m k a. Hospod, zm iłuj się! Ta na wiedzona w las poleciała! Siarczysty ją roz trzaska!
J a n e k. Ach, m iły Boże! Gdybyście wy, ludzie, widzieli panienkę, tak ja k ja, od m a łego dziecka... Zawsze to było ja k przyle- peczka, dobre, grzeczne. A teraz to tam zajrzeć nie można, bo aż mnie, starem u, do ócz łzy biją potokiem! No, nam yślcie się! Ułas! ty najw artszy z całej wsi, chodź ze mną, siadaj na konia a ju tro ju ż we dwo rze m iast F ranza będziesz...
U ł a s. J a na waszych koniach jeździć nie potrafię a u nas takiej zdrowej szkapy a silnej w nogach niema... Potem burza, aż lśni w oczach, ja przez las nie pojadę, bo tam didko na rozputajach szaleje.
G r o m a d a . Prawda! prawda! (Słychać grzmot).
S C E N A XII.
CIŻ, MAŁASZKA, JULEK.
M a ł a s z k a (biegnie z lasu, ciągnąc J u l ka). Julek! Ju lek jest! on pojedzie!
G Z a p o l s k a -. M a łasz k a 4 http://dlibra.ujk.edu.pl
50 GABRYELA ZAPOLSKA. J a n e k. Ty by chciał?
J u l e k. Na kolonię biegłem, ale w icher w lesie szaleje, drogi, dopytać nie mogłem... Panienka kończy! O! Boh mój, Boh!
J a n e k. Ty dobry chłopak, Julek... O p a n a s. Nie jedź, Julek, w taki czas m arnie skończysz, didko cię porwie... liso- w yk zatumani...
G r o m a d a. Tak, tak, przepadniesz! M a ł a s z k a (chw ytając się gorączkowo Julka). Ty nie wierz, Julek! oni wszyscy dernowaci! Ty jedź! ja chcę! ja każę! Słysz! ja k ty pojedziesz a wrócisz, to za lat trzy zasw atać mnie możesz.
J u l e k . Ciebie, Małaszka, ciebie!... M a ł a s z k a (j. w.'. Ty, Julek, na m iej scu F ranza masz być... mówił Janek! Ty bę dziesz pan, ja k ten niem iec w krasnej odzie ży... Ty jed ź—nic ci nie będzie! Tyś z wi- sielakiem dobrze razem g rał — on ci nic nie zrobi...
J u l e k. P anienka chora... J a n e k. Chodź!
(Uderza piorun).
G r o m a d a. Ostań, Julek! ostań! M a ł a s z k a. Jedź, Julek! jedź... J u l e k. Bóg z wami! pojadę!
(W ybiega z Jankiem ).
O p a n a s. Zatum anił, czy co?... Św iat się pali wokoło a ten chłopak rw ie się przez las!
MAŁASZKA. 51 N a ś c i a P a z i o r z y c h a . Na prze paść leci! na przepaść!
S e m e n B o l ą c z k ą . Będzie, co Bóg da. M a ł a s z k a . Acli, Boh! żeby w rócił a lek przywiózł, tożby była złota dola...
(Grzmoty i błyskaw ice. Po za płotem na koniu przelatuje Julek. Gromada klęka).
G r o m a d a. Hospod, nad sierotą zlituj s ię !
M a ł a s z k a (podnosząc ręce). Ju lek w ra caj, albo... k ark złam!
^Piorun uderza).
-K u rtyn a zapada,
DR-UGI.
Scena przedstaw ia bardzo elegancki zam knię ty salonik. Ściany błękitne, meble i portye- ry tegoż koloru. Pianino, etażerki z kw ia tam i, stoliczki do robót, fotel na biegunach,
na stołach drobiazgi.
S C E N A I.
MARTA, MADMOISELLE LATOUR. (Za podniesieniem zasłony M arta siedzi przy pianinie i gra przegryw kę, potem śpiewa
przy akompaniamencie): Na mem okienku kw iatek usycha,
Bez blasków słońca mrze.
W sercu mem w staje tęsknota cicha, Snać um rzeć tak i mnie!
0, sny me cudne! o, m ary złudne! Nie dla m nie'szczęście, nie! http://dlibra.ujk.edu.pl
MA ŁASZKA.
O! ja k mi sm utno u życia proga! Już w śmierci patrzę mgłę;
N ikt mi ju ż w życiu nie powie: „droga!“ N ikt nie pokocha mnie!
I łkam boleśnie na jaw ie, we śnie
(Po skończonym śpiewie, M arta pozostaje chwilę zam yślona przy pianinie). M a d . L a t o u r (lekki akcent francuzki). O czem myślisz, moje dziecko?
M a r t a . Mizel, ile ja mam lat?
M a d . L a t o u r. Matka mówi, że siedem naście.
M a r t a. To źle, Mizel, źle bardzo... M a d. L a t o u r. Dlaczego? Chciałabyś być starszą?
M a r t a (w staje od pianina i siada na fo telu). W olałabym mieć trzydzieści lat; su chotnicy, gdy dojdą lat trzydziestu, mogą żyć jeszcze długo.
M a d. L a t o u r. Znów zaczynasz swoje gorączkowe brednie. Ależ, ma cherie, je s t to czyste przywidzenie, ty masz najzdrowsze płuca.
M a r t a. Daj spokój, Mizel! Nic zm u szaj mnie, abym przed tobą komedyę grała. Mnie to ta k męczy, że przed m am ą i papą udaw ać ciągle muszę. Nie chcę ich
mar-Nie dla mnie szczęście, nie! http://dlibra.ujk.edu.pl
54 GABRYELA ZAPOLSKA.
twić; niech myślą, że jestem zupełnie zdro wa, gdy tymczasem ... O! Mizel! to okropne! M a d . L a t o u r. Biedne dziecko m oje!' W ierz mi, tu tw oja w yobraźnia g ra tylko główną rolę—wyglądasz ta k ładnie.
M a r t a. Ach, moja droga, żartujesz chy ba! (bierze lustro ze stolika). W idzę aż nad to dobrze swą zapadniętą tw arz i mogę śm ia ło powiedzieć: ła comedia e finita!... (Chwila milczenia). Mizel, czy są jeszcze słodowe cukierki?
M a d . L a t o u r (zaglądając do bombo nierki). J e st kilka... ale dziś hrabia Jerzy przywiezie kilka paczek.
M a r t a . Ach, tak! hrabia Jerzy.... (po chwili). Mizel, czy on mnie kocha?
M a d . L a t o u r. Hrabia? M a r t a. Tak!...
M a d . L a t o u r. Dlaczegóż nie miałby cię kochać? Jesteś ta k dobrą i piękną...
M a r t a. Ale je stem tak słaba.... Czyta łam w ja k ie jś książce, że mężczyźni choro w itych kobiet nie lubią. Gdyby się Jerzy m iał do mnie zrazić!... I ta k ukryw am m e osłabienie ja k um iem i mogę. J a go ko cham, Mizel!...
M a d . L a t o u r (na stronie). Biedne dziecko! (głośno). W iem o tern, kochanko.
MAŁASZKA.
I dobrze robisz. P an Jerzy je s t zupełnie do brze, p arty a dla ciebie odpowiednia... jego ułożenie...
M a r t a (w staje z fotelu i klęka przy La- tour). Nie tak, Mizel! nie ta k mów do innie, proszę cię! O świetnej partyi, ty tu le h ra biowskim i o ułożeniu Jerzego mówi mama a czasem papa — ale ty, moja staruszko, coś mnie na rękach w yniańczyła, coś podczas nocy bezsennych, schylona nad mojem łóż kiem, ratow ała mi nędzne istnienie—ty mów mi inaczej o tym , którem u mam się oddać cała, bez podziału, na życie całe, do zgonu! J a nie wiem, Mizel, dlaczego, ale ja się m e go losu boję i zda mi się, że to ja k a ś prze paść otwiera się przedemną. Jerzy mówi, że mnie kocha; wierzę mu, bo ta w iara — to życie moje i w chwili takiego w yznania da leką je s t odemnie m yśl o świetności p arty i lub o hrabiowskim tytule.
M a d. L a t o u r. Sądzę, że i w ew nętrz ne przym ioty pana Jerzego...
M a r t a . Widzisz, Mizel, to dziwne, w e dług mnie, zaw ieranie m ałżeństwa. Toć idzie o śm ierć i życie, a j a z przyszłym mężem moim dwóch słów, ponad konw enans n a k re ślonych, zam ienić nie mogę... Chciałabym go poznać, zbadać stan jego serca, duszy — trudno! niepodobna! Konwenanse! i wiecznie
konwenanse!... (zam yśla się i kaszle). Mizel, daj mi cukierek!
M a d . L a t o u r (podając). Masz, moje dziecko!
M a r t a. Ja k tu d u szno! "d y b y okno otworzyć...
M a d . L a t o u r. Nie można, dziecko mo je. Już po czw artej — jeszcze jesteś rekon-
walcscentką...
M a r t a (ze sm utkiem ). Prawda! ja zaw sze jestem albo chorą, albo rekonw alescent- ką. Gdzie mama?
M a d. L a t o u r . Pani ubiera się do obia du. Zapewne niedługo tu z panną kanonicz- ką przyjdzie.
M a r t a. Mnie do obiadu zejść niewolno? M a d. L a t o u r. Nie, kochaneczko, mo głabyś się przeziębić — lepiej zostaniem y tu. M a r t a (uśm iechając się sm utnie). W w ię zieniu! (po chwili). Mizel, czemu kanarek nie śpiewa?
M a d . L a t o u r. Jak iś sm utny. Nie wiem, co mu sie stało.
M a r t a. Jem u duszno w tym pokoju — w tej atmosferze lekarstw i balsamów.... Otwórz mu klatkę, Mizel, i w ypuść go na wolność, proszę cię!
56 GABRYELA ZAPOLSKA. http://dlibra.ujk.edu.pl
MAŁASZKA. 57
(Mad. Latour otw iera k latk ę i wypuszcza k a nark a przez uchylone okno).
M a r t ą . Poleciał?
M a d . L a t o u r. Och i ja k szybko! M a r t a. Gdyby mnie tak!...
S C E N A 1!. TEŻ SAME, JANEK.
J a n e k. Jaśnie pan zapytuje, czy jaśnie .panienka w stała. Za chwilkę tu przyjdzie.
M a r t a. Powiedz ojcu, że ju ż od godzi ny je stem ubrana.
J a n e k (całując M artę w rękę). Och! j a śnie panienko! jakże ja rad jestem , że pa nienka już chodzi i na tw arzy dobrze w y gląda!
M a r t a. Mój poczciwy Janku! dużo wam w szystkim przysparzam kłopotu swoim b ra kiem zdrowia.
J a 11 e k. Ach, panienko! królewno!... to nasz psi obowiązek służyć i jaśnie państw u dogadzać; ale mnie, przez wzgląd na samą panienkę, żal zawsze za serce chwyci, ja k panienka w chorobie legnie. Jan panienkę widział, o, takuteńkę! (gest) i niech się pa nienka nie gniewa... ale ja... ja... panienkę kocham, ja k b y m oją donie, która mi dawno
58 GABRYELA ZAl OLSKA.
ju ż zmarła. Niech się panienka na mnie starego nie gniewa... proszę pokornie.
M a r t a . Mój Janku, toż nie gniewać się, ale dziękować ci chyba za dobre słowa twoje.
J a n e k . Och, złota panienko! ja wiem, co się komu należy po sprawiedliwości. Ja chłop a panienka m oja pani!... Ale to ju ż jaśn ie panienki w ina — ta k nas ośmieliła, że m y zawsze z prośbą do panienki ja k w dym.
M a d . L a t o u r. Oho! znów coś prze skrobali. No, o cóż to chodzi?
J a n e k . E! to m arnota, ale to dla bie daków koniecznie potrzebne. Polikarp zła pał Naścię Paziorzychę, ja k sobie chrust w lesie zbierała, a w chruście było kilka po lan z sągu, co go Jan k iel wczoraj ustaw ił. Odebrał Naści świtkę... To starczycha, pa nienko, bardzo biedna; niech panienka do jaśn ie pana przemówi słowo, to Polikarp w y
da świtkę. Naścia stoi tu pod oknem i zm i łowania czeka. Przyniosła ja j i kurę. W eź cie, panienko, bo je j będzie przykro, że pa nienka je j nędzą gardzi.
M a r t a . Dobrze, mój Janie, weź kurę i ja jk a. To (w yjm uje ze stoliczka pienią dze) daj Naści i powiedz, że św itkę dostanie.
J a n e k . Jeszcze coś, panienko. U Opa- nasa zm arła najm itka, ta za co pochować niema. Ot, kilka desek na domowinkę... T y