• Nie Znaleziono Wyników

Szkic do analizy tematycznej twórczości Tadeusza Różewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szkic do analizy tematycznej twórczości Tadeusza Różewicza"

Copied!
34
0
0

Pełen tekst

(1)

A C T A U N I V E R S I T A T I S L O D Z j l E N S I S

FOLIA_ LITTERARIA 1, 1981

J a c e k B rzozow ski

SZKIC DO ANALIZY TEM ATYCZNEJ TW ÓRCZOŚCI TADEUSZA RÔZEW ICZA

K ry ty k a w ie lo k ro tn ie w sk azy w ała — o Me n ie czyniła z tego także zarzulu — na istn ien ie w tw órczości Różew icza o b sesy jn eg o tem atu w ojny ii rów nie o b se sy jn e g o (poczynając m oże o d w y d a n y c h w 1958 r. Form) tem atu czy m otyw u, w zględnie sy m bolu ciała1.

P ozostaw iając na razie do rozstrzygnięcia genezę ty ch obsesji, sp ró -bujm y w tym m iejscu pokusić się o dokonanie niezbędnych ,i p orząd-kujących u sta le ń term inologicznych, w obec różnorodności ii w ieloznaczności term inów , jakim i o k reśla n e b y w ają — n a w e t przez jed n eg o k ry ty -ka (np. V oglera śledzącego uw ażnie od je j początków tw órczość Różew icza) ,i Różew jed n ej p ra c y 2 — te sam e zjaRóżew iska. M oRóżew a m ianoRóżew icie o k a te -goriach fabuły, mitu, m otyw u, sym bolu, tem atu, toposu w y p raco w an y ch i fu n k cjo n u jący ch na g ru n cie badań m itografiicznych i 'tematologi.cz- nych. N ie jest naszym zam iarem poddanie w szystkich w ym ienionych kateg o rii drobiazgow em u oglądow i ani też szczegółow a analiza i ocena problem u ich bardzo częstej niejednoznaczności, płynności i w ym ien- n ości3, natom iast ch cielibyśm y zatrzym ać isię nad trzem a — jak sądzić by m ożna pom ocnym i w in te rp re ta c ji dzieła Różew icza — 'term inami: tem atem , m otyw em 'i m item , k tó re u żyw ane by w ają (jak i pozostałe) bądź jednoznacznie, bądź jak o w ieloznaczne i nie d ające się p re c y z y j-nie określić narzędzia badaw cze (ale o m j-niej w ięcej stałym kontekście),

1 H. V o g l e r , R óżew icz, W arszaw a 1969 i t e n ż e , T a d eu sz R óżew icz, W arszaw a 1972. Inny k ry ty k o F orm ach pisze m. in.: „G łów ną o b sesją tem aty czn ą [...] je s t [...] sym bol czy alegoria, czy zb itk a: człow iek-zw ierzę" — por. J. K w i a t k o w s k i ,

R ó żew icz in n y i te n sam, [w:] t e n ż e , K lu cze do w yo b ra źn i, K rak ó w 1973, s. 263— 264.

C hodzi o H. V oglera i jeg o o sta tn ią k siążk ę o Różew iczu (por. przyp. 1).

3 Z ajm uje się tą sp raw ą, b ard zo zresztą m arginesow o, E. S a r n o w s k a - T e m e r - i u s z w szkicu W kręg u badań te m a to lo g lczn ych , [w pr. zbiór.:) P roblem y m eto d o lo

-g iczn e w sp ó łczesn e-g o literaturoznaw stw a, p od red. H. M а г к i e w i с z a i J. S ł a- w i ń s к i e g o, K raków 1976.

(2)

bądź w reszcie — i .bo chyba n ajc z ę śc iej — jako pojęcia w ym ienne i b a r-dzo płynne.

Spośród w y b ra n y c h kategorii bodaj czy n ie n ajw ięcej ko n tro w ersji naro sło w okół pojęcia tem atu 4. N ie będzdemy ich tu przypom inać, tym bardziej że doczekały się u nas, choć w praw dzie niew ielu, sy n te ty z u ją -cych p rez e n ta cji5. Tu spróbujem y natom iast ustosunkow ać się -d o n ie-któ ry ch propozycji czołow ych przedstaw icieli k ry ty k i tem atycznej: Gas- tona Bachelarda, Jean a-P au la W eb era i Raym onda T roussona i dokonać pew nych u sta le ń oraz m niej czy bardziej dokładnego uporządkow ania

in te resu jąc y c h nas term inów . v

R ejestr podstaw ow ych tem atów , z k tó ry c h k o rzy sta B achelard6 jest niezw ykle szczupły: w oda, ogień, ziemia, pow ietrze; są o n e jednak w tak dużym stopniu ogólne ii pojem ne, że obaw iać by się można, iż — o ile naw et faktycznie nie og arn iają całości ludzkiego dośw iadczenia, z p ew -nością dośw iadczenie to w c a ł o ś c i , w spom agane -rozległą i błys-kotliw ą e ru d y c ją in te rp re ta to ra — może dm zostać przypisane. Podobnie ma się rzecz z tem atam i — czasem i przestrzen ią —- u Pouleta. Te o g ó l-ne, dane a priori (tu już jest błąd), tem aty prow adzą w konsekw encji do w idzenia w szystkiego we w szystkim , czego się B achelard nie u st-rzegł, m im o że o g raniczył krąg sw ych zain tereso w ań do tw órczości jednego w zasadzie typu.

Z kolei odm ienną (tem at nie jest tu dany a priori, lecz trzeba go odnaleźć, odczytać w dziele) propozycję przynoszą rozw ażania W ebera, w edle k tó re g o tem at 'to „ślad, jaki w spom nienie z dzdecińswa zostaw iło ■w pam ięci p isa rz a"7, a odczytać daje się go poprzez: 1) „ślady jasnych

i w yraźnych w spom nień, które n astępnie m ożna porów nać z różnym i dziełam i a u to ra ”; 2) „proste teksty, w k tó re zostało w pisane oczyw iste znäczenie sym boliczne"; 3) „językow e i stylistyczne ob sesje i usiło w a-nie sprow adzenia ich do jakiegoś zaśw iadczonego czy przypuszczalnego w spom nienia"8. Gdy przyrzec się bliżej m etodzie proponow anej przez W ebera n ie o k a z u je s ię ona ta k o czyw ista i p ro sta. N ie zaw sze bowiem dysponujem y w yraźnym i w spom nieniam i z dzieciństw a p isarza (im da-lej w przeszłość, ty m gorzej się to przedśtaw ia), a jeśli n aw et — to o ile są one przez sam ego two-rcę zapisane — m usim y liczyć się z tym , że m am y k o lejn y tylko tekst literacki. Podobnie z ow ym i tekstam i.

1 Z p ew nością w ięcej jeszcze w okół p o jęcia mitu. A le po n iew aż d o p ły w a ją one z w ielu d y scy p lin (socjologii, an tro p o lo g ii, h isto rii itd.), nam n ato m iast chodzi o 'd y s -k u sje p rzed e w szyst-kim d o ty czące lite ra tu ry , ta -k w ła śn ie u staw iam y proporcje.

5 Por. przyp. 3, a tak że p ra c a J. P e 1 с a, O po jęciu tem atu, W rocław 1961. 6 G. B a c h e l a r d , W y o b ra źn ia p o e ty c k a , W arszaw a 1975.

7 J. P. W e b e r , O b sza ry tem a tyc zn e, [w:] A n to lo g ia w sp ó łc z e sn e j k r y ty k i lite -ra c k ie j w e F-rancji, W arszaw a 1974, s. 399.

(3)

„w które zostało w pisan e oczyw iste znacaenie sym boliczne", o ile bo-wiem sym boliczny c h a ra k te r tekstu je s t z reguły oczyw isty, nie jest oczyw iste jego znaczenie sym boliczne. N atom iast ow ocne dla odczyta-nia tem atu m ogą być an a lizy obsesji językow ych j stylistycznych, tym bardziej że rozum ie je W eb er trafniej chyba niż np. P. G uiraud, w edle którego już „słowa-kluczfe” są tematami*.

Przed przystąpieniem do konkluzji i p ew nych 'propozycji kilka słów o koncepcji T ro u sso n a10. In te rp re ta c ję tem ató w lite ra tu ry w idzi Trous- son w szerokiej p e rsp e k ty w ie historii idei, w obszernym kontekście historycznym , geograficznym dtd., lecz dla naszych rozw ażań isto tn e jest rozum ienie te m a tu i m otyw u, m niej w ięcej jednoznaczne i m ożliw e do p rec y zy jn eg o uchw ycenia. I tak, m o ty w rozum ie T rousson jak o „tło, szerokie pojęcie oznaczające bądź to pew ną p o staw ę — na przykład bu n t — bądź w yjściow ą .sytuację, bezosobow ą [...]", tem at zaś jako „ko n k retn e ucieleśn ien ie moitywu, jego in d y w id u a lizać j ę , albo też re-zultat przejścia od ogólności do poszczególnego p rzy p a d k u "11. M otyw je st zatem 'tw orzyw em litera tu ry , tem at — przedm iotem literackim , p u n -ktem w yjścia .pewnej trad y cji literackiej.

Znaczenie m otyw u bierzem y w zasadzie za Troussonem , natom iast tem at będziem y rozum ieli jako u k o n k retn io n y w pew nym przedm iocie zespół m otyw ów , obdarzony każdorazow o elem entem zarów no in dyw i-dualności jak i pow szechności, stereo ty p o w o ści12. W y ra stan ie tem atu z kon k rety zacji w ięcej niż jednego m otyw u w y d a je się uzasadnione, jako że jego (tematu) w ędrów ka przez lite ra tu ry jest ciągłą ew olucją, a zm ieniać się m ogą ty lk o pew ne m otyw y, inne zaś m uszą pozostać zawsze nie naruszone, gd y ż w przeciw nym razie m ielibyśm y nie ten sam lem at. W tym rów nież należałoby u p a try w a ć pierw iastka in d y w idualności i zarazem stereo ty p o w o ści tem atów , cech niezm iernie is to -tnych w badaniach porów naw czych.

Skoro zatem zm iana k tóregokolw iek ze stałych m otyw ów k o n sty -tu u ją c y ch tem a t prow adziłaby do zm iany sam ego tem a-tu, m ożna by przypuszczać, że będą istnieć jak ieś zaśw iadczone realizacje, niejako źródłow e, w skazujące n a istnienie czy m ożliw ość zaistnienia takiego a nié in nego tem atu. Sprzeciw może w yw ołać, gd y nazw iem y ow e

nie-5 K. W y k a , S to w a -klu cze, [w:] t e n ż e , O p o trzeb ie h isto rii litera tu ry, W a r-szaw a 1969.

10 R. T r (I u s s o n, Un problèm e de littéra tu re com parée: Lès étu d es de thèm es:

Essai de m éthodologie, P aris 1965. P odajem y za T. К o w z a n, T em atologia — teoria i p ra k ty k a , „K w artalnik N eofilologiczny" 1969, nr 4.

11 Ibidem , s. 399.

1г Jesteśm y ró w n ież zdania, że tem at n iek o n ieczn ie m usi b y ć u trw a lo n y tra d y c ją lite ra c k ą w je d n e j n azw an ej postaci, ja k np. tem at P rom eteusza, E dypa, N arcy za,

(4)

redukowaLne k o n k rety z acje m otyw ów m ilam i. M it byłby zatem w takim rozum ieniu bliski czyslem u, idealnem u tem atow i, byłby zespołem w szys-tkich stałych m otyw ów w spólnym dla w szelkich realizacji tego sam ego tem alu. W ątpliw ości m oże p rz y n ajm n iej częściow o zostaną rozproszone, gdy dodam y, że m it rozum iem y tu ja k o pew n ą 'podstaw ow ą opow ieść o nie d ają c ej sdę zred u k o w ać — bez n aru szen ia je j sem antycznej s p ó

j-ności fabule.

P ozostaje jeszcze p y tan ie, ja k w takim k o n tek ście d a ją się um ieścić indyw idualne te m a ty W eb era. O dpow iedzi trz eb a by poszukać raczej nie tyle u niego, co m oże u Ju n g a i n iek tó ry ch badaczy z k ręg u k r y ty -ki m ito g raficzn ej13. Jeśli bowiem zgodzim y się n a istn ien ie a rc h e ty p u __ czyli sw oistego ro dzaju dziedzicznej cechy ludzkiej psychiki, będącej zdolnością o dczuw ania p ew nych sta ły c h idei — j dodam y, że m it jest jedną (obok m. in. sym bolu, obrazu, m etafory) z form sygnalizujących istnienie a rc h e ty p u , to tem a ty indyw idualne (poprzednio już zasu g ero -w aliśm y zależność m iędzy m item a tem atem ) u każą się -w n ieco innym

św ietle, niż życzyłby sobie te g o W eber. Będą raczej p ro je k c ją p o d -św iadom ości zbiorowrej, n ie 'indyw idualnej. Będą, jak chce Trousson, przedm iotem literackim . Istnienie te m a tu 'indyw idualnego sam ego w sobie je s t niem ożliw ością, tak jak nie ma tw órczości poza tra d y c ją i je -dnostkow ym dośw iadczeniem w yrosłym na gruncie tej tra d y c ji. Stąd też to, co ind y w id u aln e w różnych realizacjach teg o sam ego tem atu, to, co wzbogaca, rozw ija i n a now o in te rp re tu je lem at n ależałoby chyba ro zpatryw ać w kontekście tra d y cji k u lturow ej, n ie zaś m g listy ch w spom -n ień z dzaeom stw a pisarza (oczyw iście bez sk ra j-n e g o ich -negow a-nia).

Pozwoli to p o n adto w prow adzić do an alizy tem atycznej sąd w a rto ś ciujący o interp reto w an y m dziele, o p arty n a bardziej p ew n y c h i p ra w -dopodobnych k ry te ria c h od p roponow anych przez W ebera: talen t jako w rażliw ość a u to ra na tem at, form a jak o głęboko zakorzeniona we w spom nieniach dzieciństw a bezosobow a dom inanta.

K ończąc pow yższe uw agi chcem y zaznaczyć, że opow iadam y sdę za tezą o w ielości w y n ik ają c y c h z siebie tem atów w tw órczości jednego a u to ra (nie neg u jąc rzecz jasna m ożliw ości m onotem atu). Pisarstw o przecież, w każdym zaś razie form atu niepośledniego, zm ierza, jeśli nie do księgi ksiąg, to do księgi żyw ota: „U praw ianie lite ra tu ry m oże w y -w ołać am bicję st-w orzenia książki ab so lu tn ej, księgi ksiąg, k tó ra za-w

ie-13 Np.: L. A. F i e d l e r , A r c h e ty p i syg n a tu ra . A n a liza z w ią z k ó w m ię d zy bio g

rafią a poezją, [w:] W spólczesna teoria badań litera ckich za granicą, pod red. H. M a r

-k i e w i c z a , K ra-ków 1976, t. 3; N . F r y e , A r c h e ty p y lite ra tu ry , ibidem ; N. F r y e ,

M it, fik c ja i p rzem ieszczen ie, „P am iętnik L iterack i" 1969, z. 2; J. H o l l o w a y , P oję-cie m itu w literaturze, ibidem.

(5)

rałab y w .sobie w szystkie, ja k platoński, a rc h e ty p y przedm iotu, k tó re j w artości nie um niejszy ły b y la ta " 14.

POTOP

Przechodząc, w kontekście p rzeprow adzonych dotąd ustaleń, do p ró -by o k reślenia genezy Różew iczow skich ob sesji — p rze d e w szystkim zaś

tej, n a k tó rą w skazyw ano jako n a pierw szą, czyli w o jn y — należałoby ustalić, c zy rzeczyw iście m am y do czynienia w łaśnie z obsesją. Obok w ielu bowiem innych zastrzeżeń, jakie o k reśle n ie to może w yw oływ ać, dw a w y d ają się istotne: po pierw sze — zaw iera ono, m ów iąc oględnie, całkiem n ieo b o ję tn e zabarw ienie em ocjonalne i po drugie — sugeruje w dziele pisarza istnienie co najm niej tyluż znaków nieśw iadom ych co św iadom ych. Kilka słów w y jaśnienia odnośnie do p u nktu drugiego: uznając a rc h e ty p y (więc ele m en ty podśw iadom ości) za pom ocne w in te rp re to -w aniu lite ra tu ry m am y n a u-w adze głó-w nie to, iż p o z -w a lają one d o s-trzec pew ne an alo g ie i podobieństw a m iędzy zdaw ałoby się odległym i zjaw iskam i literackim i, gdyż w g ru n cie rzeczy o k azu je się, że .ich n ie podobieństw o (pozorne) w ynika głów nie z odm ienności tra d y c ji k u ltu -row ej i tejże św iadom ości, n ato m ia st eg z y ste n cja ln e sy tuacje, które zainspirow ały i z któ ry ch ow e zjaw isk a literack ie w y ra stają, są często-kroć tego sam ego rodzaju. Są przecież a rc h e ty p y , jak zaznaczyliśm y, zdolnością odczuw ania pew nych sta ły c h idei. T yle w p ersp ek ty w ie og ó l-nej. N atom iast jeśli chodzi o podśw iadom ość pisarza chcielibyśm y zaznaczyć, że in te resu je nas o k reślo n y e le m en t jego dzieła już tylko poprzez sam fakt znalezienia się w tym dziele, poprzez s a -mo jego literack ie zaistnienie, tro p ie n ie zaś podśw iadom ości a u to ra

(i rzecz o czyw ista jej rezultatów ) uw ażam y za n iezb y t potrzebne i isto t-ne. I tak bowiem d oprow adza nas ono (a p rzy n ajm n iej pow inno) do p u n k

-tu w yjścia, czyli do sam ego dzieła, p o co w ięc w y b ierać jakże często po k rętn ą i niepew ną drogę. Próba tem atologicznego zin terpretow ania zjaw iska literack ieg o m a tu m. in. za zadanie odnaleźć i w skazać a n a logie sensu stricto literack ie m iędzy badanym dziełem a litera c k ą tra dycją, a odw oływ anie się do w niosków z in te rp re ta c ji sy tu acji e g zy -ste n cjaln y c h w y d aje się w tyrn p rz y p a d k u 'o tyle niezbędne, by bardziej w yraziście udokum entow ać te analogie bądź znaleźć jakiś in sp iru jący dalsze poszukiw ania punkt od n iesien ia czy ogniwo łączące.

W ojna dokonała całkow itego przegrupow ania w artości i zasad kon-sty tu u jąc y c h dotąd kondycję człow ieka, będących o statecznym — zdol-nym do w ydania o sąd u — k ry teriu m , będących opoką, n a k tó rej

(6)

w iek budow ał i u zasadniał sw ój los. O kazało Się, że m etafizyczne p ię k -ne praw dy zaw iodły („O szukany tak że m ożecie / mi w ręczyć białą laskę ślepca", Rok 1939 z tomu N ie p o k ó j16), że nie były n aw et p rzy g o -tow ane do o k reśle n ia cząstki choćby ap o k a lip ty c z n ej zagłady. Są już tylko „pustym i i jednoznacznym i pojęciam i", zupełnie niep rzy d atn y m i (np. O calony z tom u N iepokój). W obec takiego zatem sta n u rzeczy ro -dzi się n i e u f n o ś ć w sto su n k u do w szelkich w artości duchow ych i ona to zd ecyduje o k ie ru n k u poszukiw ań jakiegoś, może naw et sa k -ralnego, p unktu o p a rc ia w dążen iu k u inym niż m etafizyczne obszarom . T tu już ch cielib y śm y w skazać, że w o jn y nie n ależało b y chyba uw ażać za obsesję Różewicza, poniew aż u ja w n ia ją c się głów nie w obrazach śm ierci, ch o ro b y i o k aleczen ia ciał fu n k cjo n u je jak o jed en z zasadni-czych czynników stale przypom inających o n ietrw ałości życia, o w zględności w szelkich w ielkich praw d. Stale też w yw ołuje w spom nianą n ie -ufność, k o n fro n tu jąc próbę o d budow y św iata ze św iadom ością o w ej w zględności. T rudno też b y ło b y nazw ać Różewicza k a ta stro f is tą (gdyby tak, praw om ocne b y ło b y m oże tro p ien ie obsesji), jak o że rzeczyw ista k a ta stro fa już się dokonała i nad poezją a u to ra N iep o k o ju n ie ciąży cień n i e w i a d o m e j a p r z e c z u w a n e j zagłady (jak np. nad tw órczością Czechow icza, Z agórskiego czy w czesnego M iłosza). Tak w ięc u p o rać się trzeba n ie z fatalistycznym m ajakiem , lecz z jakże o k ru tn ą rzeczyw istością. A pokalipsa jest tu nie w izją, a le dotkliw ie p rzeżytym dośw iadczeniem — nie podśw iadom y kom pleks, a sam ą

rzeczyw istość trzeba zatem przełam ać.

Z rzucanie ciężaru zagłady dokonuje się w tw órczości Różewicza dw iem a drogam i. Je d n ą jest odw ieczne, k o n w en cjo n aln e odw ołanie się do św iata, k tó ry istn iał przed n ad ejściem apokalipsy: do rzeczyw istości „m ałego m iasteczka północy", sielankow ości d zieciń stw a i dom u rodzin-nego. J e st to droga zam knięta, ale i w pew nym sensie inspirująca.

Senność i łagodna cisza m ałego m iasteczka (np. Szerokie czerw one usta z N iep o k o ju czy Papuga ze Srebrnego Kłosa) okazuje się złudą, m aską, za k tó rą k ry je się n u d a (W ieczn o ść m ieszczańska z N iepokoju), a przede w szystkim obojętność w obec o k rucieństw a zagłady i św iata (R achunek z tegoż tomu). Sielankow ość m o ty w u prow incji — m otyw u m ającego w naszej litera tu rz e długą, od Reja i K ochanow skiego po C ze-chowicza, tra d y c ję — zostaje zburzona. A rch ety p iczn a re a k c ja n a zło: w spom nienie A rkadii, obraz złotego w ie k u ludzkości jak nig d y chyba nie w y trzy m u je p ró b y rzeczyw istości. Stąd też w spom nienie przeszłoś-ci jest niejednolite: m iejsce urodzenia, prow incja, należy już do św iata,

4 W szy stk ie c y ta ty wg: T. R ó ż e w i c z , P oezje zebrane, W ro cław 1971; t e n ż e ,

(7)

przypisana zostaje w izji tragicznej, dom rodzinny — tylko optym istycznej. P row incjonalnej p io w e n ie n cji są jed y n ie — jak sam po eta w ielo -kroć zaznacza, np.: „N ie w idzę w ielkich św iateł, a w idzę m ałe m yszki pod .rosnącym i m uram i. M oże dlatego, że urodziłem się w m ałej m ieści-nie i do dw udziestego piąteg o roku życia ieści-nie w idziałem szerokiego św ia ta ” (Pod m u ie m z tom u R ozm ow a z księciem ) — „m ała w y o b ra ź -nia" i częste, szczególnie w kilku pierw szych tom ikach, jarm arczn e ob-razy (np. fragm ent M aski z Niepokoju-, W yo b ra źn ia kam ienna czy Do-m ek z kart z C zerw o n ej rękaw iczki; K aruzela z teDo-m u Srebrny k lo s ; O stroga z Poematu otw artego).

Inaczej natom iast rozw ija się sielankow y m otyw dzieciństw a i dom u rodzinnego, w c.zym zresztą Różewicz je s t k o n ty n u ato rem długow iecznej tradycji. K raina dzieciństw a — choć oczyw iście nieo siąg aln a — jest jedną z sa k ra ln y ch qząstek św iata, podobnie ja k dom rodzinny — śro -dek, centrum św iata, ja k św iętość m atki (później jeszcze sta rej kobie-ty 16). P rzełam yw anie w szakże zagłady tą d ro g ą je s t niem ożliw e, nie w y stajcza, gdyż d o k o n y w ało b y się w yłącznie na poziom ie nie m ogą-cych się zrealizow ać pragnień, czego zresztą poeta jest św iadom y (por. choćby Syna m arnotraw nego z to m u S reb rn y klo s czy późniejszy poem at prozą Złow iony), ale w spopoem niana w cześniej in sp iracja tu się p o czyna. Z jed n ej stromy pojaw i się ten d e n cja do p o w t ó r z e n i a p o d staw ow ych elem en tó w sielankow ego m otyw u, z d ru g iej — to przypom -nienie m itycznej k ra in y szczęśliw ości je s t n ieja k o pow rotem do u św ia-dom ienia sobie w łasnej, jakże dobrze znanej nieg d y ś, cielesnej istoty (ch a rak tery sty czn e jest u Różewicza w łaśnie tak ie som atyczne, zm ysłow e „poysłow racanie do raju ", np.: „sm ak m igdałóysłow m iodu / m aku i ysłow a -nilii" — N iebo dzieciństw a z C zerw o n ej ręka w iczk i c zy „z tam tego św iata / dochodził m nie zapach / kaszanki z k ap u stą / flaczków fasolo-w ej z u p y " — A rch ero n fasolo-w sam o południe z T fasolo-w a rzy trzeciej). Tu ry su je się już k sz ta łt drugiej z w ym ienionych dróg, a pełnego je j,w y ty c z e n ia dokonają dw a jeszcze czynniki.

Ja k zaznaczyliśm y w cześniej, św iat pozbaw iony został m etafizycz-nych praw d i k ry te rió w tak ieg o ż w artościow ania. Z drugiej s tro n y to, co pozostało, jest w zupełnym rozkładzie i nieuporządkow aniu: „Ka-rab in rozerw ał w szelkie zw iązki m iędzy Tzeczami" pow ie Buczkowski w P ierw szej św ietności, Różewicz zaś n ieco w cześniej: „tak po tej w o jnie / ze w szystkim / ech pełno odp ad k ó w ” (Obcy z C zerw o n ej ręka w iczki). Pojaw ia się przeto ten d en cja do k o n c e n tracji n a tym, co p rz y -najm niej sp raw ia w rażenie czy ro k u je n ad zieję jak iej tak iej jedności,

-, 16 O b szern iej n a ten tem at por. J. B r z o z o w s k i , O sy m b o lizm ie „środka"

(8)

całości — n a sobie, na w łasnym biologicznym i trw an iu (także wobec łatotu, że budow anie z sak raln y ch cząstek ś w ia ta '— dom, m atka, miłość, zw yczajne codzienne czynności — o k a z u je się absurdem ; m arzenie o Praw dziw ej S tabilizacji ginie w obliczu pow szechnej „m ałej stabiliza-c ji'1). Potw ierdzić to, że sdę o stabiliza-calało i zastabiliza-chow ać godność m ożna już ty l-ko poprzez c ią g łe p o tw ierdzanie w łasnego biologicznego istnienia.

Postaw a Różewicza jeat tu bardzo k o n sek w en tn a i aż krańcow a: w ybranie poezji jak o form y w ypow iedzi ok azu je się koniecznością i je -dyną odpow iedniością, jako że — choćby .tradycyjnie (archetyp odbioru poezji), czemu się zresztą Różewicz przeciw staw ia, lecz nie m a innej drogi (prócz c h y b a m ilczenia) — k o nstytuow anie i potw ierdzanie „ja" tw órcy zw iązane byw a z w ypow iedzią p o etyaką (może w taki sposób udałoby się przezw yciężyć w spom niane ograniczenia W eb ero w sk iej koncepcji formy). Podobnie i z form ą R óżew iczow skiej poezji: m am y tu okru ch y w spom nień ,i w rażeń, obrazów i przedm iotów — bo i w św iecie b rak uporządkow ania; m am y sprozaizow any, potoczny język i u ry w any, kaleki tok w iersza — z jed n e j stro n y rezu ltat poapokaliptycznego rozbicia psychicznej jedności podm iotu, z drugiej — dom inacji ,,m ałej w y -obraźni" w obliczu p u stk i i jałow ości u b ran y c h w klasyczną form ę w iel-kich p ra w d 17. G dyby szukać podobnych dokonań w e w spółczesnej n a-szej literatu rze, m ożna by w skazać chyba tylko prozę Buczkow skiego z w ielością i m etam orfozam i jej n a rra to ra (narratorów ?), z n asilającą się kolażow ością ostatnich pow ieści, z potocznym (ale jakże o d p o w ie-dzialnym i pięknym ) językiem . Nie w ydaje się nato m iast uzasadnione „łączenie", n iek ie d y sp otykane, Różew icza z Borowskim, łączy ich bo-w iem jtedynie bo-w spólnota pokoleniobo-w ego — i tylko takiego, gdyż indy-w idualnie było bardzo różne — dośindy-w iadczenia. A utor Pożegnania z M arią k reu je św iat sw ych opow iadań, jeśli n ie 'nawet w imię, to w k o n -tekście tych w a rto śc i (dobro, spraw iedliw ość, miłość, praw da), które Różewicz — p rz y n ajm n iej początkow o — odrzuca. Dwa pow yższe od-n iesieod-nia zw racają uw ag ę od-n a jed eod-n jeszcze isto tod-n y fakt: dla p ro zy Bo-row skiego c h a ra k te ry sty c z n y je s t stan pew nego sparaliżow ania św iado-mości w y p ow iadającego podm iotu, u Buczkow skiego jest już jej roz-bicie, oo w p ra k ty c e prow adzi do w ielości czy w reszcie do rezygnacji z „punktu w idzenia", natom iast u Różewicza (w poezji zabieg, jakiego dokonuje Buczkowski, nie je s t m ożliw y) rozbicie św iadom ości podm iotu sk iero w u je n ie tyle n a zew nątrz, ile k u sobie przede w szystkim — tego podm iotu zainteresow anie. T w orzenie poezji staje się rów noległe do

17 O czyw iście p o ezja R óżew icza m ieści się d o sk o n ale w o k reślo n ej p o ety ce , por. Z. S i a t k o w s k i , W e r s y f i k a c j a Tadeu sz a R óżew icza na tle w s p ó łc z e s n y c h metod

(9)

k o n sty tu o w an ia się w y p o w iad ająceg o podm iotu. Pojaw ia się tu dążenie do stw o rz e n ia poezji (nie poetyckości!) „sam ej w sobie", m afcsymalisty- czne p ragnienie, by m iędzy w ierszem a przeżyciem , przedm iotem , z ja -wiskiem postaw ić znak rów ności18.

K iedy w szakże owo „stw arzan ie w sobie” — czyli jak b y w y c h o -d z e n i e z n ieja sn eg o „rozniesionego po śm ietniskach św iata, w n ę-trz a ” na św iat — want ości okaże się n ie w y sta rcz ają c e w obliczu pustki i n ie d a ją c e j się ogarnąć i złożyć rzeczyw istości, zm ieniają się zależnoś-ci m iędzy podm iotem i św iatem . P ojaw iają się kolażow a kom pozycja poem atów oraz takie unieruchom ienie b o h atera w dram acie (np. w Kar-totece czy A k c ie przery w any m ), by z kolei rzeczyw istość była teraz tą a g resy w n ą, w y c h o d z ą c ą siłą. Podróż staje się podróżą pozorną: jej bohaterem nie jest „m ieszkaniec m ałego m iasteczka północy", lecz św iat w n atłoku barw , św iateł, dźw ięków i oboego, anonim ow ego tłum u (np. Śmierć w starych dekoracjach czy El in Arcadia ego)-, b o h a te r jest zm uszany n ie ty le do zm iany m iejsca, co do o g ląd an ia coraz to innych dekoracji. U noszony w niew iadom ym kierunku, „złow iony” przez świat, spada poziomo. Przechodzi m etam orfozę z podm iotow ości w przedm io- tow ość (będzie jeszcze o tym m ow a w dalszej części szkicu).

W róćm y jed n a k po tej obszern ej dygresji do p rzerw an eg o w yw odu. Stw ierdziliśm y, że jedną z p rzy c z y n sk iero w u jący ch zain tereso w an ie podm iotu k u jeg o biologicznej istocie było rozerw an ie w szelkich m ię-dzy rzeczam i związków ., M ożna się w szakże zastanaw iać, czy je s t to praw om ocne, jak o że w s z e l k i e związki u leg ły rozkładow i. O kazuje się, że jest. Z jed n ej bowiem stro n y ciało żyje, ocalało, w ięc i „ ja ” jestem , ocalałem . Z d ru g iej — to w łaśnie ow o w iecznie zagrożone, nisz-czone, krw aw iące, 'rozpadające się i u m ierające ciało, tylko ono, o cala-ło. Skazane na śm ierć przezw yciężyło ją. I to je s t jeg o w artość, zarazem pierw sza i o stateczn a w arto ść — zdolność życia, m ożliw ość p rzek racza-nia sw ych granic, p rzek raczan ia tym sam ym zagrożeracza-nia i śm ierci __ w imię istnienia. W takim k o n tekście trzeba by w idzieć genezę dwóch rów nolegle ro zw ijający ch się w tw órczości Różew icza m otyw ów : m o ty

wu śm ierci, deform acji, choroby ciała oraz m otyw u oczyszczającej, u z -draw iającej, ożyw iającej jego funkcji — m otyw ów u jaw n iając y c h się już w pierw szym w ierszu debiutanckiego tom iku poety:

W y k o p a lisk a w m oim k ra ju m a ją m ałe czarn e g łow y z a k le jo n e gipsem o k ru tn e uśm iech y

Z aznaczyć m oże w arto , że m a ta p o sta w a b ard zo m ało w sp ó ln eg o ze sk rajn y m estety zm em P rzybosia. P odobne je s t ty lk o sam o dążenie, n ato m iast fu n k c ją o b d arzają p o ezję obaj k rań co w o n ieo m al różną.

(10)

i dalej:

pochyl się tak.- biodro niech d o ty k a biodra tw o je uda są żyw e

u ciek a jm y u ciek a jm y

[Ma.sAa (Niepokój)]

N a m arginesie chcem y tu dodać, że nie m a racji V ogler w skazując na „ p e rw ersy jn ą dążność in te le k tu a listy do zanurzania się. w czystym biologizm ie"19, poniew aż m am y -tu bądź św iadom y w y bór in te le k tu a listy gran iczący początkow o z asoezą, bądź konieczność, niejak o ,,-skazanie n a ciało", w obec d ew aluacji w szelkich w artości ii związków . N atom iast bardzo znam ienny będzie w tw órczości Różewicza sposób poetyckiego w idzenia rzeczyw istości, k tó ry m ożna by ok reślić jako m aterialno-cie- lesn y 2". N ie w dając się w uzasadnianie tego o k reśle n ia szerszym kon-tekstem kulturow ym , prześledźm y jego zasadność na p rzykładzie sam e-go dzieła poety.

W ojna, zniszczenie i śm ierć u zy sk u ją p ełn y kształt w e w spom nianym już -motywie śm ierci, deform acji i choroby ciała. K ilka przykładów :

Leżał nagi p a rty z a n t śp iew ały ptaki i m rów ki w ęd ro w ały po w oskow ych d łoniach

(Dola (Niepokój)]

Z am urow ani żyw i um ierali czarn e m uch y sk ła d a ły ja ja w m ięsie ludzkim .

Z dnia na dzień ulice b ru k o w ali obrzękłym i głow am i

[Żyw i umierali (Niepokój)] m ijałem zgniłe k ad łu b y

pięk n y ch n ieg d y ś istot k tó re leżały na dnie um arłe n iep rzy sto so w an e

[Przystosowanie (Czerwona r ę k a w i c z k a )]

P ła sk ie m ury o b ra s ta ły m ózgam i

18 H. V o g l e r , R ękaw iczka, czyli o w s ty d liw o ś c i uczucia, [w:] t e n ż e , Z notatek

p r z e m y tn ik a , W a rszaw a 1957.

20 Term in p rzy jm u jem y od M. B a c h t i n a , Tw órczość Franciszka Rabelais'go a kultura ludow a średnio wiecza i renesansu, K raków 1975.

(11)

k ip iały p ru te salw am i a rte rie p rzeb ite na ciem ność oczy u sta na ukos

[...]

p a rty z a n t dźw iga flaki n ieb iesk ie

[...]

m iedzianow łosy Żyd

z sześcio ram ien n ą gw iazdą w oczach zw isł

k u rie rk a z zielonym okiem w b rzuchu

w y sk o czy ła z pociągu

[Termopile p ols kie fN ie p o k ó j )]

Leżała na polu n aga

w dym ie i krw i

[..]

nogi w y c ią g n ię te

w zdłuż bruzd n iesk o ń czo n y ch jak m artw e b iałe ja g n ię ta

[Pierwsza miłość [Równina)]

słyszę ich oddech ciep ły i cu ch n ący tc h n ie n ie p ad lin y n a m a jo w ej łące

[ßow nina]

Istotną cechą tych obrazów gnicia, rozpadu, śm ierci jest oprócz oczyw istej ich „cielesności" także to, że są one zew nętrzne w obec pod-m iotu w ypow iadającego, k tó ry zdaje ty lk o rela cję (popod-m ijapod-m y w tej chwili jego em ocjonalne zaangażow anie, łatw e do rozszyfrow ania p op-rzez choćby analizę słow nictw a czy Lok w iersza) z czasów zagłady. Ow a zewnętrzmość obrazów n ad aje im piętno stereotypow ości, zbliża do u t-rw alonego tra d y c ją „k rajobrazu po bitw ie". To zatem w m otyw ie śm ier-ci i deform acji ier-ciała, co nie dotyczy bezpośrednio sam ego podm iotu, w łącza się w yraźn ie w n u rt tra d y c ji. Podobnie k o lejn y w o jen n y m otyw rozpaczającej po stra c ie dziecka (tu: syna) m atki (M atka powieszonych; M a rtw y owoc z Niepokoju-, Kobieta w czerni stąpa po różach z Czerw o n e j r ę k a Czerw ic z k i, opoCzerw iadania Trucizna, SynoCzerw ie). A nalogicznie n a s tę -pny — rozłączenia kochanków , m iłości, któ rej przeszkodziła katastro fa w o jen n a (np. O kruch z Niepokoju-, Miłość 1944 z tom u Srebrny kłos-, Pierwsza miłość z Równiny). O statnim w reszcie m otyw em teg o kręgu jest m otyw św iata bez w artości. Jego istotność należałoby w idzieć nie tyle w bezw artościow ości- św iata po dokonaniu się zagłady, co w słabości

(12)

i fałszu zasad k o n sty tu u jąc y c h św iat przed nadejściem apokalipsy, k tó -ra ito słabość i fałsz doprow adziły do k atastro fy ,j um ożliw iły ją w tak

ogrom nym rozm iarze. C ztery tak ok reślo n e m otyw y u k o n k re tn iają się w pierw szym okresie R óżew iczow skiej tw órczości (do Poematu otwartego w łącznie) w tem at, dla któ reg o pro p o n u jem y nazwę: tem at Potopu21. Dlaczego Potopu a n ie W ojny, ja k czyni cała pośw ięcona dziełu Róże-wicza k ry ty k a? Spróbujm y uzasadnić.

'M otyw deform acji i śm ierci ciała jest w łaściw y w szelkiej w izji za-głady, jest jednym ze s>tałych jej m otyw ów , n atom iast m otyw św iata bez w artości w w yżej przedstaw ionym rozum ieniu przy n ależy już tylko do w izji zagłady jak o k a ry i o n to —- ograniczając zagładę do pew nego jej p rzypadku —• d ecyduje o istocie Różew iczow skiego tem atu. M ów ie-nie zaś o tem acie W o jn y zaw ęża chy b a n ieco rozm iary, jak ie ta w spół-czesna zagłada uzy sk u je w tw órczości naocznego jej św iadka.

O ba m otyw y, niezbędne dla zaistnienia w łaśnie tem atu Potopu w je -go w izji tragicznej, w skazując rów nocześnie n a pierw szą .realizację naszego tem atu, na p ra sta ry m it o potopie, uśw iadam iają, ja k bardzo w sw ej istocie a rch ety p iczn a jest odpow iedź w spółczesnego p o ety na nieodłączną od ludzkiego losu eg zy sten cjaln ą sytuację: zagrożenie, k a

-tastrofę, zagładę.

M ożna by tu postaw ić zarzut n astęp u jący : p ozostałe dwa m otyw y — , rozpaczającej m atki i zniszczonej m iłości (długą przecież 'tradycją w

yz-n aczające tem at w ojyz-ny, jak o jed e yz-n ze stały ch j e g o ’m otyw ów ) — yz-nie pozw alają na tak szerokie rozum ienie Różew iczow skiego tem atu. Uwa-żam y jednak, że są one podrzędne w sto su n k u do m otyw u św iata bez w artości w y z n a c z ają ce g o 'to ta ln o ść zagłady, jej ap o k alip ty czn y w y n ra r. O czyw iście „łagodzą" nieco ów w ym iar, spro w ad zając zagładę do b a r-dziej ludzkiego poziomu, lecz nie jest ito przyczyną zm niejszenia (total-ności katastrofy, a przede w szystkim pośw iadczeniem indyw idual(total-ności, k o n k retności „opow iadającego o potopie22, gdy w m itycznej opow ieści m am y obojętną, n iejako bezosobow ą n a rra c ję .

Ponadto część w ątpliw ości zniknie, gdy dodam y, że m it potopu, a tym sam ym i tem at, zaw ierają obok wizji tragicznej rów nież optym istyczną. Różnica bowiem m iędzy m item a naszym tem atem je st w yłącznie ta, iż w m icie owa w izja optym istyczna z a w arta była już a priori (wiadomo

21 N ie w ym ieniam y n aw et inn y ch jeg o literack ich rea liz a c ji, co w y m ag ało b y w iększego u z a sad n ien ia i ro zszerzy ło b y n iep o m iern ie n asz szkic, nam zaś zależy głów nie na zap rezen to w an iu m ożliw ości tem ato lo g iczn ej an alizy tw ó rczo ści jed n eg o ty lk o autora.

22 N p . g en ezy m otyw u ro z p a c z a ją c e j m atk i m ożna b y się d o p atry w ać w sy tu acji, k tó re j R óżewicz b y ł bezpośrednim św iadkiem (śm ierć b ra ta Jan u sza). M oże i podo-bn ie z drugim m otyw em .

(13)

było. że po potopie życie odrodzi się na pew no), u Różewicza natom iast jest ona w yw ołana dokonaniem się zagłady, po jaw ia się po potopie, jest n iejako w ym uszona (ale bo czyż i w izja tragiczna nie po jaw ja się tu po fakcie). J a k by jed n a k nie mówić, fu n k cja — i to d ecy d u je — jak ą spełnia i m ityczny, i Różew iczow ski m otyw p rzy n a leż n y w izji o p ty -m istycznej, jest jednakow a. T ak bowie-m , ja k nie sa-m a obecność a funk-cje,, jak ie pełnią, decydow ały o u k o n sty tu o w a n iu się tem atu Potopu z m otyw ów p rzy n ależn y ch już w izji tragicznej, itak dzieje się i teraz.

W kontekście sielankow ego m otyw u dzieciństw a, dom u rodzinnego, m atki, będącego p ro je k c ją a rc h e ty p u p o w ro tu do łona, do ciszy i cie-pła początku życia, do źródła narodzin, do centrum w łasnego istnienia — zaznacza się, ja k w cześniej w spom nieliśm y, 'tendencja do p o w tó -rzenia podstaw ow ych ele m en tó w k o n sty tu u jąc y c h ten m otyw . O drodze-nie życia po potopie ma się zatem dokonać w m iłości {Stąd- Miłość z Niepokoju; Sznur z Uśmiechów), w ciszy dom ow ego ogniska (np. Ja-błko z Niepokoju), w radości z now o narodzonego (fragm ent Gałązki oliw nej z C zerw onej rękaw iczki; Udało się z tom u Srebrny kłos), w cią-głym potw ierdzaniu obecności n iezbędnych do Zycià składników (chleb, mleko, ciepło, ogień, św iatło). W szystko to niejak o w iąże życie w jego elem en tarn y ch form ach, zapew nia rozw ój i jednocześnie n ad aje istnie-niu w arto ść — pierw szą i ostateczną.

Pełną realizację uzy sk u je zatem tem at Potopu poprzez w sp ó łistn ie-nie trzech m otyw ów : śm ierci i deform acji ciał oraz św iata bez w a rto ś-ci — p rzy n ależn y ch wizji tragicznej — i sielan k o w eg o m otyw u dzieś-ciń- dzieciń-stw a i dom u rodzinnego — pełniącego rolę m otyw u optym istycznego. Kiedy iten ostatni utraoi sw ą w ielką k re a c y jn ą siłę, nastąpi zm iana tem a-tu (o czym dalej).

Ow a k rea c y jn a siła sielankow ego m otyw u bierze się w tw órczości Różewicza przede w szystkim z dom inującego dążenia podm iotu w y p o -w iadającego do tożsam ości ze ś-w iatem , do pot-w ierdzenia s-w ego istnie-nia poprzez m aterialno-cielesne doznaw anie obecności barw , kształtów , dźwięków, innego ciała, koniecznych dla utrzy m an ia życia składników . Przyczyną natom iast tendencji u tożsam iających podm iot ze św iatem jest fakt, iż ten, k tó ry „opow iada" o zagładzie musi — rów nolegle z d a-waniem jej św iadectw a i poszukiw aniem m ożliw ości o d budow y życia — ' zaśw iadczyć sw oje ocalenie i potw ierdzać w łasne istnienie; nie może bowiem, jak np. n a rra to r b ib lijn ej opow ieści w ybrać o k reślo n ej m oral-nej p e rsp e k ty w y , gdyż nie m a je j p o p ro stu z czego zbudow ać. Tu zos-taje do tra d y c y jn e g o , u trw alo n e g o w m itycznej fabule, znaczenia tem a-tu dodane now e: tak ja k zagłada n ie om inęła i sam ego podm ioa-tu, tak i k reacy jn o ść sielankow ego m otyw u rozw ijać się będzie rów nocześnie z w ydobyw aniem się podm iotu z „m orza łez i krw i". K iedy zaś zw

(14)

iąza-ny głów nie z kondycją podm iotu w ypow iadającego m otyw oczyszcza-jącej, o ży w iającej funkcji ciała będzie itrzeba odrzucić, zniknie rów nież m agiczna siła o ptym istycznego m otyw u dzieciństw a i dom u (,,jest w iele dom ów k tó re stO|ją / a le nie ima środka / jest w iele dróg k tó re biegną / ale n ie biegną do śro d k a" — Poemat otwarty). Zobaczm y, jak do tego dochodzi.

O pow iadający o potopie sam bardzo boleśnie dośw iadczył jego sk u t-ków. „C zarną spękaną w arg ą" w ypow iada jakże p rzejm ujące św iade-ctw o upadku, pierw o tn eg o nieom al zniszczenia:

Byłem na dnie

[..]

oto człow iek płask i p ełz a ją c y

n o w o tw ó r

z okiem w ielkim ja k strach

w ęd ro w ałem przez w ęg iel i k red ę k am ień m etal i k ość

z im nokrw isty

z jam ą u stn ą i odbytem

[P rzy sto so w an ie (Czerw ona rękawiczka )]

C iężar p rzy tłacza i dręczy (K rzyczałem w nocy z Poematu otw arte-go), a le jednocześnie pojaw ia się prag n ien ie zrzucenia go, pragnienie uzdrow ienia i oczyszczenia. F akt bycia św iadkiem i ofiarą ap o k alipsy w ycisnął piętno nieczystości, je st się profanem np. Lament z N iep o k o ju czy Powrót z C zerw onej rękawiczki), lecz p rzecież ocalało się:

W yniosłem m oje ciało z głodu ognia i w o jn y p o ch y lo n y n a d nim

śledziłem k ażd e p o ru szen ie Z aparłem się siebie zachow ałem ciało O to ono isto ta ślep a i obca lek k o m y śln y czy udźw ignę ten ciężar

[C ia/o (Poemat otwarty)]

Zw iązane zostają z tym ocalałym ciałem w ielkie nadzieje. A że i strach — i to uzasadniony — okaże się niebaw em . N ieu stan n e zagro-żenie doprow adziło do ciągłej czujności i w ielkiej w rażliw ości: „Czło-w iek u m arły jest b ardzo „Czło-w rażli„Czło-w y. N a głód, n a ciepło i zimno, na sło„Czło-w a i uśm iechy i zarazem k o ncentracji: „Jego zw łoki są dla niego n ajw a ż -n iejsze w całym w szechśw iecie. [...] Dla u m arłego przedm ioty sta ją się bogami, ciało sta je się bogiem [...]" (Przerwany egzamin). Stąd też „zw iązane" potopem ciało tym silniej się teraz otw iera, p rzek racza n

(15)

ie-jako sw e granice chłonąc najd ro b n iejsze cząstki materia, pochłaniając żyw iołow ą p lenność barw i kształtów . Rodzi się niejak o ponow nie doz-n ając obecdoz-ności, życia drugiego, „ok ru tdoz-n ie żyw ego" ciała {Maska; Radoz-n- Rann y z Niepokoju). P ojaw ia się pierw otRanne, żyw iołow e p ragRannieRannie o g a rRann ię -cia sobą całości św iata, ciągłego w zm acniania w łasnej energii, nieredu- kow alne p ragnienie w zrostu i w iecznej k ontynuacji:

Z n o c y ja k z pochw y w y c ią g n ię ty bicz

cierp ię żądze zw ierząt z zam k n ięty m i oczam i g n a n y u d erzen iam i krw i p ędzony ja k stado stra to w a n y

o tw ie ra się m oje ciało

[Poemat o tw a r t y ] C iało m oje to cz te rd z ie sto le tn ie zw ierzę dom ow e n a p ełn ia zgiełkiem o tw iera d a je n ie ja sn e znaki w iosna

i o zm ierzchu k łęb ią się w e m nie ciężkie

b iałe p tak i

z okrągłym i ślepym i piersiam i

k rzy czą b iją skrzydłam i

[z tom u T w arz trzecia]

I to w łaśnie p rag n ien ie pełnej, całkow itej realizacji siebie poprzez żyw iołow e w ch łan ian ie przez ciało żyjącego św iata, p o przez pełną re a lizację zespolenia — będąc p ro je k cją arc h e ty p u po w ro tu do źródła ży

-cia (por. np. Ciało z tom u Formy) — o k a z u je się niespełnialne:

1 o ciało k tó re ona nosi na sobie

[...]

To ciało k tó reg o n ig d y nie m iałem bo n ależ ało ty lk o do sieb ie

to ciało chodzi sam o po dalekim obcym m ieście siad a na ław ce odpoczyw a o b o ję tn e na nasze

p ra g n ie n ia z a m k n ię te

(16)

tak zresztą jak 'nies pełnia] л a okazała się i druga realizacja ow ego a r -ch e ty p u pow rotu:

Cisza dom ciepło

okna i drzw i uszczelnione w zam knięciu

pól w ia ry i nadziei , pól p ra w d y i św ięto ści

pól c ie rp ie n ia i pól przyjaźni

p rz y s ta ń ro zsąd k u poczw arka am bicji M arzenia ja k p tak i

bez sk rzy d eł sp a d a ją

[Obraz (W ie rs ze i o b r a z y )]

N ie dochodzi zatem do pełnego uk ształto w an ia się o ży w iającej, sta -n o w iącej przeciw w agę apokaliptycz-nego z-niszcze-nia, fu-nkcji ciała i cie-lesności. Znika ry su ją c a się w ogólnym kształcie antropokosm iczna kon cep cja człow ieka (taka, jak ą d ał np. Rabelais). K oncepcja z a k ła d a ją -ca zgodność m iędzy podm iotem i przedm iotem , m iędzy m ikro- i m akro- kosm osem , m iędzy człow iekim i w szechśw iatem w płaszczyźnie biolo-gicznej i m ate ria ln ej23: ,,To w św iecie ducha, w ty łn fikcyjnym , w ieloznacznym św ieoie w ykuto miecz, k tó ry p rzebił bok dobrego, o b o jętn e -go stw orzenia: N atu ry " (Komentarz z tom u Formy).

Tu kończy się tem at Potopu. W k o nfrontacji z rzeczyw istością mo-ty w dzieciństw a i dom u rodzinnego traci k re a c y jn ą m oc f sta je się p od-staw ą k ry te riu m w artościow ania i o są d u św iata, o sk arżen ia człow ieka o zaprzeczenie elem en tarn y ch p o dstaw życia. N atom iast m otyw oży-w iającej i oczyszczającej funkcji ciała u stęp u je m iejsca m otyoży-w ooży-w i wiecznego, n ig d y nie zaspokojonego głodu ciała, prag n ien ia, niepokoju. A ja k po p rzed n io podm iot sam dążył do tożsam ości z e św iatem , tak te-raz w obec ow ego ,,Nic k tó re jest W szystkim ", w obec potw ornej pustki ,,naszej m ałej stab ilizacji" i n ieo g arn ialn eg o chaosu rzeczyw istości jest do tej tożsam ości zm uszany. Zm uszany 'tak długo, aż w końcu w yrazi zgodę — lecz nie n a w artość św iata, a tylko na jego nierozpoznaw al- ność. J e st to m. in. zgoda u zasadniająca jeszcze tw orzenie (W yjście z R o z m o w y z k s ię c ie m ; Glos anonima z Zielonej róży).

PIEKŁO

P o jaw ienie się w m iejsce m otyw u o ży w iającej funkcji cielesności m otyw u niered u k o w aln eg o i nigdy niespełnialnego prag n ien ia i głodu

23 P o jaw iła się ona, g d y okazało się, że w p łaszczyźnie społecznej ła d n ie je st m ożliw y, czyli w łaśn ie w czasach R ab elais’go.

(17)

ciała ma kilka istotnych konsekw encji. T ak jak ipoprzedzający go m o-tyw zakładał spełnienie, zupełną realizację i zdaw ał się zaw ierać m ożli-wość rozładow ania napięcia, tak ten jest rezu ltatem tłum ienia, nie do-puszcza do w zrostu j k o n ty n u acji życia. N apięcie w szakże m usi znaleźć ujście. Z najduje je częściow o w form ie: w o b raz a c h zw ierzęcej i skato- logicznej deform acji człow ieka, w obrazach jedzenia, pożerania i w y d a -lania, w som atycznych n ieja k o obrazach śm ierci ideałów . Także w chaotycznej, żyw iołow ej m aterii kolażow ych poem atów , w dosadnym sło w -nictw ie, w m nożeniu e p ite tó w w okół jed n ej nazw y itp. Poprzednio deform acja, choroba i śm ierć ciała m iały c h a ra k te r tragiczny, teraz u s tę -puje on iro n ii i po n u rej grotesce. P ozytyw ny zaś c h a ra k te r m aterialno- -cielesnego w idzenia rzeczyw istości (w łaściw y dla m otyw u dzieciństw a i ożyw iającej funkcji ciała) u stę p u je m iejsca negatyw nem u. N apięcie w szakże tylko częściow o zn ajduje ujście, ja k zaznaczyliśm y, w płasz-czyźnie form alnej, gdyż nie m oże ona stanow ić całkow itego ujścia dla tych n a p rę ż e ń i tłum ień, k tó re zw iązane są ze sferą egzy sten cjaln ą, z k o n d y cją podm iotu w ypow iadającego. Dalsze zatem rozładow anie n a -pięcia dokonuje się nie w sposobie prezen tacji św iata, lecz w zm ianie p u n k tu w idzenia. Podm iot zm uszony do zgody (tylko bezruch, zgoda nie prow adzą do bolesnych, ran ią cy c h sy tu a cji, por. np. p oem at Złowiony) a k c ep tu je ją w p ersp e k ty w ie jakby epistem ologicznej24 i d ą ż y do to ż sam ości — ale już p rzedm iotow ej — ze św iatem . J e st to teraz nie o p ty m istyczna kreacja, lecz p rzedm iotow a rela cja z chaosu i nicości: ,,p rz e praszam za chaos / a le św iat w yszedł z chaosu / niech to w szystko sa -mo się stw arza / w ruchu" {Et in Arcadia ego). Je st to zgoda na „w szys-tkie w arunki jak ie staw ia życie", na przedm iotow ość i anonim ow ość, zgoda w ynikająca z b ra k u poznaw czego i p o rządkującego k ryterium : ,,Mój b o h ater nie chce się do niczego m ieszać. [...] Siedzi i czeka. A n a w e t nie siedzi i nie czeka. Z astaję go zawsze w ty m m iejscu gdzie go zostaw iłem . J e st cierpliw y, leniw y, sztuczny, ograniczony, posłuszny, w ym yślony i nic nie robi. Spraw ia n a m nie w rażenie sparaliżow anego człow ieka lub przedm iotu. O czyw iście n ie mam do niego żalu, bo to jestem tylko i zaw sze ja " (Komentarz z Form). Lecz i ona także nie rozładow uje n apięcia całkow icie, a w łaściw ie ty lk o nieco je łagodzi.

A le istnieje inna jeszcze m ożliwość. W ym uszona p o staw a o b o jętnoś-ci, jakże bliska w yrażonej w jednym z aforyzm ów Kafki: „N ie je sit ko-nieczne, byś poszedł do dom u. Pozostań p rzy stole i słuchaj. N aw et nie słuchaj, czekaj tylko. N aw et nie czekaj, bądź całkiem cicho i sam. Św iat sam się przed to b ą odsłoni, nie -może być inaczej, będzie się w ił przed

24 Ś w iata nie uda się up o rząd k o w ać, w prow adzić doń ładu, je s t w ięc n iep o zn a-w aln y a-w zasadzie. J e s t to zgoda na śa-w iat ta k i — a-w łaśn ie a-w p e rsp e k ty a-w ie pozna-w czej — ja k i jest.

(18)

tobą w e k sta z ie " 2* — prow adzi jed n ak Różewicza w innym niż au to ra Z am ku kierunku. T ak jak odrodzenie życia po potopie m iało się doko-nać dzięki k re a c y jn e j m ocy żyw iołu m aterialno-cielesnego, jak było ono nadaw aniem znaku sacrum ele m en ta rn y m składnikom życia, tak teraz owo w ieczne p ragnienie au tentyczności i życia zn ajduje ujście w pasji sądzenia św iata. Początkow e dążenie do przekroczenia swej biologicznej, c ie lesn ej istoty u stę p u je dążeniu do przek raczan ia sw ej istoty m oralnej, ety c z n ej. J e st <lo m óżliw e teraz, istnieje bow iem k ry -terium pierw sze i o stateczn e — samo w sobie czyste i sak raln e życie, jakże jed n a k o k ru tn ie zdeform ow ane i zniszczone przez w spółczesnego człow ieka, Z ta k ie j zaś p e rsp e k ty w y św iat jaw i się nie jako sąd, a jako piekło.

Jeśli zasadna je s t postaw iona we w stępnych uw agach niniejszego szkicu teza o w ielości w y n ik ają c y c h z siebie tem atów , m otyw y w y zn a-czające tem at Piekła pow inny być co najm niej w yprow adzalne z m otywów tem atu Potopu. Pow iedzm y od razu, że są to te sam e m otyw y u ję -te ty lk o z innego (co przedstaw iliśm y w yżej) p u n k tu w idzenia.

M otyw deform acji i śmieTCi ciała przynależny był w ram ach tem atu P otopu do w izji tragicznej, w skazyw ał bow iem na zagładę życia. W r a -m ach te-m atu P iekła o b d arzo n y je s t ele-m ente-m przede w szystki-m grote- skow ośoi w skazując na m oralną potw orność człow ieka26. M otyw św iata bez w artości należał w ram ach pierw szego tem atu rów nież do wizji tragicznej, poniew aż zagłada nie b yła całkow icie w iną człow ieka (wiel-kie m etafizyczne p raw dy były fałszyw e, lecz dopiero po n a d e jśc iu za-głady m ożna było to sobie uśw iadom ić)27. W ram ach tem atu Piekła je s t już św iadectw em pełnej w iny, gdyż człow iek ponow nie zniszczył życie. Z agłada nie nau czy ła go niczego. M am y też — w yn ik ający z róż-nicy funkcji p ełnionych przez oba m otyw y — now y m iędzy nimi sto-sunek: poprzednio w spółrzędności, obecnie podrzędności. M otyw św ia-ta bez w artości (jako w iny) dopełnia się w m otyw ie deform acji ciała (jako kary). O czyw iście nie pojaw ia się żaden m otyw sielankow y o

du-25 F. K a f k a , R ozw aża nia o grzechu, nadziei i słu szn e j drodze, [w:] t e n ż e ,

N o w e le i miniatury, W arszaw a 1961, s. 386.

26 M otyw ten m a b o g atą tra d y c ję . P rzypom nijm y ty lk o n ie k tó re n ie z b y t odległe jeg o rea liz a c je : D orian G ray, Jek y ll-H y d e, G regor Samsa.

27 W k o n te k śc ie tak ieg o stw ierd zen ia nie m ożna p rzy p isy w ać Różew iczow i m o raliz a to rstw a w w ąskim , potocznym sen sie tego słow a. Poeta nie o cen ia w o jn y w ra -m ach isn ie ją c e g o (czyli takiego, k tó ry p rz e trw a ł w ojnę) sy ste-m u w arto ści. W ojna b y ła bow iem tak now ym i o ro zm iarach tak n ieo cz ek iw an y ch dośw iadczeniem , iż w y m y k ało się ono, p rzy n ajm n iej w p rz y p a d k a c h prób a u ten ty czn eg o i głębokiego opisania i u p o rząd k o w an ia go (Borowski, B iałoszew ski, B uczkow ski), w szelkiem u zrazu w arto ścio w an iu ; w y jąw szy , rzecz jasn a, pow ierzchow ne, o p a rte o k ry te ria „zdrow ego ro zsąd k u " próby.

(19)

żej sile k re a c y jn e j, nie m ielibyśm y bowiem tem a tu P iekła28. W jednym z n ajb a rd ziej ch y b a p rzejm ujących obrazów piekła w e w spółczesnej litera tu rz e stw ierdza poeta:

zbuntow ani ludzie p o tęp io n e anioły sp ad ały głow ą w dół ' człow iek w spółczesny

sp ad a w e w szy stk ich k ie ru n k a c h ró w n o cześn ie

w dół w gó rę na boki na k ształt róży w iatrów

[Spadanie (Twarz trzecia)]

Spróbujm y przedstaw ić zatem obraz tego w spółczesnego podziem ia Potw ornienje jest początkow o praw ie niew idoczne, bardzo jeszcze n ie śmiałe, lecz już od .razu do ty k a tego, oo p rze d staw ia w artość n ajw y ż -szą, w prow adzając do sielankow ego m otyw u elem en t destru k cji (por. cytow any fragm ent Obrazu, s. 102). Na razie tylko z lekką ironią n a k re ś-lony obraz — tro ch ę śm ieszny, tro c h ę sm utny:

Z czarnym i idą chorągw iam i jelita m ają ko lo ro w e

Łapiduch w łódce lam o w an ej żyw vm sreb rem p ły n ie przez m orze głów K are k o n ie z czerw onym nozdrzem d o sto jn ie ro n ią k u le łajn a

T rąb y s k rę c a ją się z bólu m osiężne w ielkie ślim aki

N ieboszczyk uśm iecha się sztucznie ja s k ie r z żółtej bibułki

O to plem nik w sp o d n iach i la k ie rk a c h zm arł po k ró tk ic h lecz ciężkich cierp ien iach

[Plemnik w sp odniach (Czerwona rękawiczka)]

stopniow o sta je się bardziej w y razisty, zdecydow anie jednoznaczny :

Z ja tk i w y b ieg ają : jegom ość w kapeluszu ze św ińskim ry jem p an n a z w olim okiem

staru szek z m ięk k ą senną w argą p an iu sia z krow im ozorem

n iezn a n y z mózgiem w sta re j gazecie

[Circe (Uśmiechy)]

28 D odajm y, że istn ie n ie ra ju d la zaistn ien ia tem atu P iek ła nie je s t konieczne. M ielibyśm y bow iem albo dw a tem aty, albo jeden, w k tó ry m u k o n k re tn ia ły b y się dw a m otyw y: ra js k ie j szczęśliw ości i p iek ieln ej k ary .

(20)

S a ty ra czy lekka iro n ia zm ierzają teraz ku k a ry k a tu rz e . Znam ienne dla tego przejścia jest dążenie do alegoryzacji obrazu, jakże częste w ikonografii czy litera tu rz e ludycznej. Podobnie też jak i tam zachodzi ono tylko w sferze som atycznej.

D eform acja odbyw a się zrazu powoli: bowiem sielankow y m otyw nie u tra c ił jeszcze sw ej k rea c y jn e j siły i istn ieje m ożliw ość, że ta grzeszna sy tu a cja jest sym ptom atyczna. Acz z drugiej stro n y ry su je się już m niej w ięcej w yraźna, w przyszłość w ybiegająca, perspektyw a:

Pod ścianą n o g a za nogą noga za nogą w lecze się d łu g i ogon , [Circe (Uśmiechy)]

Lecz gdy okaże się, że zapom niane zostało ostrzeżenie, jąkam był Potop, że zapom niana została w arto ść n ajcen n iejsza — życie z w ielkim trudem u rato w a n e z Potopu, deform acja zachodzi błyskaw icznie, przy -bierają c m o n strualne rozm iary (np. To się złożyć nie m oże w Poemacie

otwartym ). Sam już tok w iersza przypom ina spadanie, fałszyw e p rag n ie

-nia, słow a i g e sty sp ad ają niczym ow e grzeszne, potępione ciała w Ru- bensow skim Strąceniu do piekła.

O kazuje się, że m am y już piekło zupełne. Zw odnicze są bowiem słow a poety w Spadaniu, kiedy nazyw a C am usa o statn im w ielkim m ora-listą „w yobrażającym sobie" istnienie piekła (czyli podział n a to, co dobre i złe). Sam przecież w prow adza do piekła św iat, z tą ty lk o różni-cą, że cały. W obec rozbicia w szelkich w artości i zw iązków , w obliczu nierozpoznaw alnoś ci św iata, gdy każdy gest i słow o jest n iea u ten ty c z -ne, fałszyw e i puste — gdy człow iek co krok zaprzecza już nie ty lk o m oralnej, lecz i biologicznej w arto ści życia — św iat jaw i się jako pie-kło, życie — jak o k a ra (lecz n ie je s t to jeszcze kara ostateczna).

T em at Potopu w y stęp u je ,u Różewicza w tra d y c y jn y m kontekście: należałoby go bowiem rozum ieć jako ostrzeżenie, jako k a rę uśw iad a-m iającą istn ien ie grzechu i zapow iedź odpow iedzialności, n a jak ą ów grzech narazić może. Bóg biblijny zsyła potop, by w ygubić grzesznych, o strzec przyszłe pokolenia i dać początek now em u złotem u w iekow i.

N ato m iast w tem acie Piekła już w tak iej zgodzie z tra d y c ją poeta n ie jest. Dla teologów je s t piekło m iejscem k a ry dla grzesznych; lecz stąd w ynika, że dobro, czyli brak grzechu, istn ieje. W ięcej — św iat ja -ko dzieło boskie jest dos-konały i dobry, a tyl-ko: bądź człow iek, w olną w olę p o siadający, doskonały i dobry nie jest (lub nie byw a), bądź zło

(21)

i grzech istnieją po to, by w y ra ź n iej uw y d atn ić d o sk onałość boskiego

św iata. ,

Dla Różewicza Bóg n ie istnieje — człow iek 'pozbawił się go tak, jak i pozostałych p raw d (np. Rok 1939 .z N iep o k o ju ; Kamieniołom z T w a

-rzy trzeciej). W artości m oralne z o stały rozbite i nie stanow ią już żadne-go k ry teriu m o ceny. Pojęcie g rze c h u i k a ry będzie te d y różne od teolo-gicznego — 'podstaw ą w artościow ania staje się nie to, co w ażne z p e r-sp ektyw y boskiej, lecz to, co istotne z w yłącznie ludzkiego p u n k tu w idzenia. N ie grzech p rze to — czynienie zła — jest u Różew icza o d p o w iednikiem n ieg d ysiejszego G rzechu, lecz ni jakość, nicość, bierność, n ie um iejętność i niezdolność do w zięcia odpow iedzialności za w łasne n a -w et życie:

zam iast szpady w yciąga rę k ę z kieszeni ogryza paznokcie chow a się chow a do pochw y i w rzeszczy być by ć być za w szelką cenę [Rozmow a z k s i ę c ie m ]

Z atru w ający ja d N iczego niszczy to, co nieg d y ś było jakże dobre : p ięk n e. N ikt tu już człow ieka n ie dośw iadcza, by uczynić spraw dzian jego godności, w iary j m iłości, n ik t go nie upokarza, by w yw yższyć; to jesL już tylko stan, n a jaki człow iek jest i będzie skazany:

to co zostciło poczęte w m iłości co rosło dojrzew ało

co się w eseliło w gnój p rzem ienione

[...]

co o sn u te by ło p ieszczotą co odziane było w godność co w zniosło się upadło po n ieb ie po słońcu po ciszy po u sta c h chodzą m uchy [Hiob 1957 (Formy)]

I iii dopiero spotyka człow ieka o k ru tn a kara. O b o jętn y wobec w szystkiego co godne i szlachetne, u p a rty w bezw olnym pow tarzaniu w yuczonych gestów , słó w i czynności, troskliw ie p ielęg n u jący i strz e -gący tej sw ojej m ałości (np. Św iadkow ie albo Nasza mała stabilizacja),

(22)

zaprzeczający człow ieczeństw u w e le m en ta rn y c h p rzejaw ach życia, cierpi w ieczną m ękę p r zedmi otow o ś с i :

N ow y człow iek to te n tam ta k to ta

ru ra k a n a liz a c y jn a przepuszcza przez sieb ie w szystko

[N ow y cz ł o w ie k (Rozmow a z k s i ę c ie m )]

T ak zaczyna się konstru o w an ie długiego odcinka p iek ieln eg o m uru, k ręg u już n ie d o przebycia: „Ż yjem y um arli. O brotni, złośliwi, p o d stę pni, uczynni, rozkład ający się um arli. (...] C zy widzisz ty c h ludzi z g łu -pim w yrazem tw arzy? To też są w ielcy buntow nicy, a le n ik t o tym nie wie. Są już spokojni, poskrom ieni, czekają na ulicy n a znak m ilicjanta, n a zielone św iatło. Czasem tylko p ija n i w y m iotują i o d g raż ają się swoim w rogom , sztuce, Panu Bogu. Przew ażnie w y sta rc z a ją jakieś żony albo inne, żeby tak ic h buntow ników przyw ołać do rzeczyw istości"

(No-wa szkoła filozoficzna z Przer(No-wanego egzaminu). O dbyw a się za nim

obłąkańczy, szaleńczy, coraz szybszy taniec ciągłego u m ie ran ia 29:

P rędzej jeść pić czytać żyć kochać p ręd zej

d alej je c h a ć lecieć . w ięcej szy b ciej m ów ić

szy b ciej żegnać odchodzić zo staw iać w ięcej słuchać p atrzeć

o g ląd ać d o ty k ać w ąchać oglądać po siad ać sm akow ać kochać być tu i tam

i gdzie jeszcze

śm iać się g ło śn iej pchać biec o d d y ch ać

Szybciej ' w ięcej

p ręd zej dalej w yżej niżej głębiej szy b ciej szerzej żyć

jeść pić spać k o ch ać żyć dłużej

[Za p r z e w o d n ik ie m (Twarz trzecia )]

K ara, jak ą w spółczesny człow iek — k tó rem u obca jest godność i du- ma, pozbaw iony stareg o dobra i stareg o grzechu, boga i szatana, i w ich

29 P rzypom ina on nieco „tan iec śm ierci", ty lk o po zb aw io n y śred n io w ieczn ej sym boliki.

(23)

m iejsce nie um iejący stw o rzy ć nic w artościow ego — płaci, stając się jednym i może w cale nie pierw szym z przedm iotów rzeczyw istości, k a -ra bycia przedm iotem dopełnia się w sam otności. O czyw iście nie w upragnionej, b o s lie j sam otności m ędrca, lecz w bezw olnym i ko-niecznym osam otnieniu j nieprzenikliw ości przedm iotu ow ego szaleń-czego la ń c a życia, będącego ciągłym um ieraniem . „O dśrodkow a siła nicości" rozryw a skłębiony krąg tańczących:

zaczy n am y żyć coraz sam o tn iej odległość od człow ieka do ro śn ie

[Zielona róża]

Tak budow a pierw szego piek ieln eg o kręgu dobiega końca30. Drugi krąg zam ieszkują jakże ironicznie określeni:

w esołe w y ro stk i robaczkow e ślep ej kiszki E uropy

I [Ślepa k is z k a (Zielona róża)]

ci, k tórzy nie bacząc n a w ielką odpow iedzialność, jak ą w inni wziąć na siebie, którzy głusi na w ezw anie

b aw ią się zapom inają

że p o ezja w spółczesna to w alka o oddech

[Zdjęcie ciężaru (Zielona róża)]

Rów nież ci w szyscy, k tórzy „kopulują z pięknem " na oczach o b o ję t-nego tłumu. Także ci, k tó rzy nie chcą uznać istnienia piękna. Bowiem mimo w szelkich d ek laracji a n ty e ste ty c z n y c h (naw iasem m ówiąc, nie najeży ich rozum ieć dosłow nie) Różewicz w ierzy w piękno, w jego kat- hantyczmą i u sz lach etn iającą moc. Zw róćm y uw agę np., jak bardzo lirycznym , szczerze sen tym entalnym w yznaniem kończy ów surow y, rzeczow y i m iejscam i chłodny w sw ych o d au torskich d y g resjach n a r r a -tor sw oją w ielką przy g o d ę ze w spółczesną A rkadią w Et in Arcadia ego. Rozumie poeta w szakże to piękno szczególnie: trochę -tak, ja k filozofowie k lasycznej G recji — ja k o „duchow e, m oralne piękno c h a ra k -te ru 31, a przede w szystkim jako zrodzoną z ogrom nego bólu — w imię

so W y o d ręb n ien ia k ręg ó w R óżew iczow skiego P iekła d o k o n u jem y w yłącznie dla w ięk szej p rz e jrz y sto śc i w yw odu.

(24)

m iłości, godności i p raw d y — w arto ść (por. np. N ieznany list z R ozm o-w y z księciem-, Korzenie z Zielonej r ó ż y ■ Uśmiech Leonarda da Vinci z Nic w płaszczu Prospera-, Glos z Croisset- Frans Hals z T w arzy trze-ciej-, W sp o m n ie n ie snu z roku 1963 z Regio-, Z kroniki życia Lwa Toł-stoja™),

M a zatem a u to r Kartoteki p raw o — sam bowiem d ążąc do tożsam ości ze św iatem sądził, że może w ten sposób zdoła, w y p ow iadając p ra w -dę sw ego czasu, „w zruszyć u m ysły i serca" — rzucić „św iatłoczułym esteto m " w yzw anie ,i oskarżenie. M a p ra w o i w tedy, k ie d y ow a tożsam ość zostanie w ytożsam uszona, k ie d y p o eta w y b iera postaw ę zgody — a lb o -wiem nie sprzeciw ia się jej w imię godności à odpow iedzialności p isa-rza.

Inna rzecz, że gdy anonim ow e d rąż e n ie 'rzeczyw istości .i up arcie rzuca-ne św iatu ,,nie" okażą się „głosem w d łająceg o n a puszczy", p o e ta pow oli odchodzi od poezji: „rzeczypow istość / k tó rą oglądałem / przez b ru d ną szybę / w poczekalni // ujrzałem / tw arzą w tw arz // słaby / o d w ró -ciłem się / od m ojej słabości // odw ró-ciłem się / o d złudzeń // na pias-kach / m oich słó w / ktoś n a k re ślił znak / ry b y / j odszedł" (z tom u Regio), O dchodzi ze sm utną św iadom ością je j w artości. Sam otny w sw o-jej w ielkiej pasji i n ie rozum iany jak ów K afkow ski H ungeTkiinstler.

W róćm y w szakże po tej, zapew ne przedw czesnej, d y g resji do p rz e r-w anego r-w yr-w odu. Por-w iedzieliśm y, że rzuca Różer-wicz „śr-w iatłoczułym esteto m " w yzw anie w imię odpow iedzialności i godności p isarza. M o-tyw zw ierzęcej deform acji, ty m razem beztroskich fab ry k a n tó w piękna, pojaw ia się i tu. Początkow o obraz jest jeszcze niezbyt o stry , Różewicz od cin a się ty lk o od tra d y c y jn e j poetyckości:

Z opuszczonym i głow am i na k tó re op ad a ku rz i siw izna z w iędnącym i tw arzam i

Na zam szow ych łapach ze sch o w an y m i pazuram i b ie g a ją dokoła

ro zw alo n ej w ieży

Budow ali ją od szczytu na tęcz y i róży

bez fundam entu i ścian , a k ied y ziem ia p o ru szy ła się

w ieża ru n ęła grzebiąc w ielu O caleni b ieg ają dokoła

na zam szow ych łapach I drżą.

[W ieża z ko ści s ło n io w e j [Pięć p o e m a tó w )]

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cóż wywołało u Twardowskiego tę powiastkę ? co zamie­ rzał, co dokonał? Wyżej skreśliłem jej treść, jak najkrócej i jak najdosadniej, aby odrazu

Without research indicating what the social expectations and needs are in the area of rented flats, it will be difficult to provide a conception of the rented flat

Powinno zatem regulować ja k najwięcej sytuacji zw iązanych z w ykonyw aniem władzy rodzicielskiej oraz utrzym yw a­ niem kontaktów z dzieckiem po rozwodzie,

Although demonstration projects of nearly zero-energy housing renovations are available at this emerging market, the current fragmentation – separate SMEs each

Results: Pairwise comparisons of clinical groups with typically-developing children in their performance on the entire test indicated considerable differences between the control

For a nominal observational bandwidth of ≥ 1MHz, each satellite is estimated to generate ≥ 6 Mbits/s, which must be correlated in space to minimize downlink data rate to Earth.. In

Uzasadnienie tezy ontologicznej T0 sprowadza się więc w tym przypadku całkowicie do uzasadnienia tezy semantycznej Ty*; jeśli tylko język J — język polski,

is consistent with the sudden global trade slowdown (in 2016 the global volume of trade in goods and services increased by only 1.9%, which, excluding the year 2009, has been