• Nie Znaleziono Wyników

View of Norwid, an European

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Norwid, an European"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

A R T Y K U Ł Y I S Z K IC E

S T U D I A N O R W I D I A N A 1 1 , 1 9 9 3

ARENT VAN NIEUKERKEN

N O R W ID E U R O P E J S K I

Z astanaw iając się nad recepcją tw órczości N orw ida, tru dn o nie zw ró cić uwagi na w ielość przyw oływ anych zw ykle ko ntekstów po ró w naw czy ch. W szystkie te konteksty w ykazują jed n ak pew ną w spó lną cechę. N iez ależn ie od tego, czy m ające nobilitow ać N orw ida pok rew ień stw a lub zbieżn o ści od n o ­ siły się do B au delaire’a, parnasistów i sym bolistów czy też do H o p k in sa i E liota, zaw sze uw ydatniały one „eu ropejskość” N orw idow skiej p o ezji, i to w znaczeniu jej przynależności do głów nej linii rozw ojow ej k ultury śró d z ie m n o ­ m orskiej .

U zasadniając pożytki z tłum aczenia utw orów N o rw ida d la zach o d n ieg o odbiorcy, m ożna się oczyw iście odw oływ ać do tych sam ych k o n tek stó w o g ó l­ noeuropejskich. Sądzę jed n ak na podstaw ie w łasnych d o św iad czeń (m yślę o sw ojej indyw idualnej recepcji tw órczości N orw ida oraz o sw oich w łasnych próbach jej tłum aczenia), że taka kom paratystyczna lek tura m oże stać się pow odem nieporozum ień zniekształcających w ym ow ę tej tw ó rczo ści. U n iem o ż­ liw ia często w łaściw ą ocenę jej w alorów artystycznych. Jako „p a rn a sista ” N orw id rzeczyw iście nie w ytrzym uje porów nania z B au d ela ire’em czy L eco n te de L isle ’em, ale są przecież - skoro ju ż ak tualizo w ać p o ezję N o rw id a (a tłum acz ją nieodzow nie aktualizuje) - konteksty o w iele bardziej dla zach o d ­ niego odbiorcy istotne. Przede w szystkim to, że N orw id je s t p o etą p o l ­ s k i m , i w łaśnie ja k o poeta polski jaw i się czyteln iko w i z Z achodu. O w o banalne stw ierdzenie ma doniosłe konsekw encje. P o lska je s t bow iem d la za­ chodniego odbiorcy krajem należącym do obszaru g eo g raficzn eg o w szc ze­ gólny sposób nacechow anego. N iew ażne, czy nazyw am y ów o b szar E u rop ą W schodnią czy Środkow ą. Istotne je st to, że zarów no p ierw sze, ja k i drugie określenie w yznacza pew ien zakres w artości oraz pew ien sposób ich p rz e ż y ­ wania. W ydaje się, że w łaśnie one b ędą dla zachodniego cz y te ln ik a pierw - wszym kontekstem interpretacyjnym utw orów N orw ida. P ierw szym k o n tek stem nie tylko dla odbiorcy, ale także dla tłum acza. W ybór p rzek ład any ch utw orów

(2)

je s t w ięc zaw sze aktualizacją pew nych szczególnie żyw otnych w danym m o­ m encie aspektów owej tw órczości, przy pom inięciu innych, w tłum aczeniu odczuw anych jak o anachroniczne.

A by w ięc przedstaw ić funkcjonow anie N orw idow skiej poezji w kontekście zachodnim , należy analizow ać ją pod kątem je j w schodnioeuropejskich k on ota­ cji. N iezbędne w ydaje się tutaj jeszc ze jed n o stw ierdzenie: subtrad ycja tłu m a­ czonej literatury w schodnioeuropejskiej na pew no nie pokryw a się z „praw dzi­ w ym ” k ształtem tej literatury w m acierzystym odbiorze. C ała literacka w alka N orw id a z pokoleniem w ieszczów , od których, ja k pisze, „[...] nie w ziąłem / L istk a jed n eg o , ni ząbeczka w liściu, / Prócz m oże cieniu chłodnego nad cz o łe m ” (PW sz 2, 15), to dla angielskiego odbiorcy w najlepszym w ypadku fak t znany z drugiej ręki. Te elem enty natom iast, które stanow ią o aktualności poezji N orw ida, chociażby na poziom ie najbardziej upraszczających lektur publicy sty czn y ch , nabierają dodatkow ego znaczenia. N ie oznacza to w cale, że w olno lek cew ażyć znaczenie kontekstu literatury „d ocelo w ej” . Jej rola w zrasta w m iarę eksp onow ania w alorów artystycznych przekładu.

N ie m ożna je d n a k pow iedzieć, że estety czn a asym ilacja przełożonego utw o­ ru przez otoczenie literatury „docelo w ej” je st jedy ny m kryterium decydującym o randze przekładu . E stetyczna h ierarchia w literaturze napisanej po angielsku, czyli w języ k u o św iatow ym zasięgu, odznacza się sw oistym uniw ersalizm em . Jest na tyle pojem na, że poeci tacy ja k K aw afis, M andelsztam i B rodski m ogą bardziej niż np. D ylan Thom as w pływ ać na oczekiw ania czy teln icze co do treści i form y poezji. Z acieranie się granic pom iędzy literatu rą an gielsk oję­ zy czn ą i lite ratu rą św iatow ą kształtuje św iadom ość zupełnie inn ą niż ta XIX- -w ieczna, kiedy tzw . W eltliteratur była przede w szystkim argum entem na rzecz egzo tyki, przeciw ko tradycji starożytności i R enesansu. W spółcześnie zaś nie chodzi o skłonności do eskapizm u, ale o sw oiste napięcie pom iędzy dystansem i b liskością, św iatem przedstaw ionym osadzonym w skrajnie od­ m iennych realiach ideologicznych i m aterialnych a k o n ieczn ością podejm ow a­ nia w nim p odobnych jak we w łasnym św iecie decyzji m oralnych. Owe obce re alia nie są tylk o m niej lub bardziej m alow niczym i dekoracjam i, ale należą do isto ty spraw y.

W ydaje się, że w podobny sposób m ożna by też in terpretow ać tw órczość N orw ida. N ie dotyczy to, rzecz jasn a, całego jeg o dorobku. P rzyjm ując tę p erspektyw ę nie będziem y się interesow ali jak ąś r e p r e z e n t a t y w - n ą an to lo g ią jeg o utw orów , ale zajm iem y się tym i aspektam i owej poezji, które stanow ią o jej a k t u a l n o ś c i i o r y g i n a l n o ś c i .

(3)

R ozpocznę od om ów ienia przekładów na angielski, dok onanych p rzez A d am a C zern iaw sk ieg o 1. W ysunięty przez tłu m acza w posłow iu do tego tom u p o stu ­ lat, by pokazyw ać przede w szystkim oryginalność N orw ida, stw arza dogodne w arunki do aktualizującej postaw y. D zięki tem u nie ty lk o ro zszerzy m y granice interpretacyjne polskiej poezji X IX -w iecznej, ale p od ejm iem y też p ró bę u k aza­ nia asym ilacyjnych zdolności zachodniej św iadom ości literack iej. N ie trzeb a chyba dodaw ać, że taką anachroniczną lek turę p oezji N orw ida cech u je p ro ­ gram ow y subiektyw izm . W ydaje się jed n ak , że p rzy w o ły w an e w trak cie an a li­ zy konteksty porów naw cze m ożna przynajm niej częścio w o zw eryfiko w ać, aczkolw iek sform ułow anie kryteriów , w yjaśniających, ja k ie utw ory, o ry ginalne i tłum aczone, składają się na kanon (tradycję kluczow ą) literatu ry a n g lo sas­ kiej, pozostaje zadaniem niełatw ym .

*

Zastanów m y się, czy dają się w yodrębnić ja k ie ś zasady rząd zące procesem selekcji przetłum aczonych przez C zerniaw skiego utw orów . W y d aje się, że m ożna w yróżnić w śród nich trzy podstaw ow e kręgi tem atyczne. P ierw szy, na który składają się w iersze o relacji m iędzy egzy sten cją a h isto rią, je s t re p re­ zentow any przez takie utw ory, ja k Siła ich. (F ra szka ) - (T heir stren g th ) i M e­

m ento. D rugi krąg porusza ważne dla N orw ida zagad nien ie p oezji ja k o in stan ­

cji dem askującej fałsz i kłam stw o. O bejm uje on w iersze o tem aty ce salonow ej

(M arionetki — M arionettes, Kółko - The sm ali circle, O statni d esp o tyzm — The last D espotism ), ale nie tylko. Św iadczy o tym choćby obecno ść tak iego

dantejskiego w iersza ja k Źródło (The source). T em atyk a salon ow a nie w yk lu ­ cza poza tym perspektyw y historycznej (w iersz Id ą c ej k u p ić ta lerz p a n i M.

- To M adam e M. going to buy a p la te). T rzeci krąg tem atyczn y w yznacza

relacja pom iędzy poezją a p rzestrzen ią archetypiczną (S finks - Sfinx, N a rcyz - N arcissus). M otyw N arcyza był bardzo popularny zarów no w śród m anierys- tów, jak i sym bolistów , ale sposób jeg o w y k orzystania przez N orw id a w ydaje się diam etralnie różny od tam tych w zorów . A rch ety piczn y N arcyz w Vade-

-m ecum je s t postacią pozbaw ioną indyw idualnych znam ion, w p ro w ad zo n ą po

1 C. K. N o r w i d. P oezje. Wybrał, przełożył na języ k angielski i p osłow iem opatrzył A. Czerniawski. Kraków 1986 (C. K. N o r w i d. Poem s. S electio n , translation and afterword by A. C zerniawski) - dalej cyt. C z e r n i a w s k i .

(4)

to, żeby zilustrow ać coś w rodzaju m oralizującej przypow ieści. U tw ory takie ratuje p rzed kaznodziejską banalnością dram atyzm sytuacji, w jak iej znajduje się (zw łaszcza w S fin ksie) m itologiczny protagonista. W ydaje się, że takie trak to w anie tem atów m itycznych m usi być szokująco o ryginalne dla czy telni­ ków p rzyzw yczajonych do herm etycznej w ykładni m itów w poezji Y eatsa i antropologicznej postaw y E lio ta w Z iem i ja ło w ej. K ontekstem ułatw iającym recep cję N orw idow skich utw orów osnutych w okół tem atyki m itologicznej m oże być p o ezja Z bigniew a H erberta, często zresztą tłum aczonego na język i zachodnie. M ożna tutaj w ym ienić jip . w iersz D am astes z przydo m kiem Pro-

kru stes m ó w i2.

O sobno należy rozpatryw ać takie utw ory ja k Bem a p a m ięci ża łobny-rapsod

(A fu n e r a l rhapsody in m em ory o f G eneral Bem ) i D o E m ira A b d el K adera w D am aszku {To E m ir A b d E l K ader in D a m a scus). Z nam ienna dla nich

p o ety k a w iersza okolicznościow ego odsłania drugą, X IX -w ieczną stronę N or­ w idow skiej poezji. K ontekstem kierującym zabiegam i interpretacyjnym i pow in­ ny być tutaj re alia h istorycznoliterackie, i to m im o p onadczasow ości sensów, który ch fig u rą są losy B em a i A bd el K adera (różnica m iędzy zaw odow ym żołnierzem a praw dziw ym rycerzem ). W yraźne zindyw idualizow anie bo hate­ rów idzie tu w parze z pew nym i ustępstw am i na rzecz odbiorcy, którego obraz je s t zaw sze silnie zaznaczony w tw órczości okolicznościow ej. W iersze te są na pew no m niej „ciem ne” niż w iększość utw orów N orw ida, ale w spół­ czesnem u czytelnikow i zachodniem u trudno przekroczyć horyzont czasow y św iata przedstaw ionego, co z kolei przeszk ad za w aktualizacji innych w arstw dzieła.

E picedium lub uroczysta oda o eg zem plarycznie „cnotliw ych” osob isto ś­ ciach p ublicznych były ju ż w w iktoriańskiej A nglii gatunkam i na m arginesie „praw d ziw ej” poezji. K ultyw ow anie ich należało do zaw odow ych obow iązków k olejnych poetów -laureatów . A le naw et wtedy, gdy przedm iotem tego pokroju p ublicznej p oezji staw ały się osobistości auten tycznie zasłużone, ja k np. W ellin gton w długiej elegii T ennysona, trudno było nie zauw ażyć, że id eali­ zujące środki klasycystycznej w istocie ody ju ż nie przy stają do obrazu w odza X IX -w iecznej arm ii. Jest w ysoce znam ienne, że ów typow y dla ody proces zespolenia dzielności indyw idualnego człow iek a ze zbiorow ym i w ydarzeniam i H istorii zachodzi tylko w w ypadku w ielkich buntow ników burzących istn ieją­

(5)

cy ład lub P rom eteuszów stw arzających now y porządek. D zieje się tak np. w krótkim w ierszu H erm ana M elv ille’a The P orten t o kaźni Jo h n a B ro w n a3. Utw ór ten pow inien zainteresow ać norw idologów nie tylk o z uw agi n a tem at, ale rów nież ze w zględu na obecność bardzo n o rw ido w sk ieg o obrazu siwej brody pow ieszonego szerm ierza obyw atelskich praw M urzyn ów ja k o m eteoru (dlaczego nie „kom ety” ?) w ojny. „H idden in the cap / Is the an gu ish none can draw; / So your future veils its face, / S henandoah! / B ut the stream ing beard is shown / (W eird John B row n), / The m eteor o f w a r!” R zu ca się w oczy, że John B row n też nie je st zaw odow ym żołnierzem (trud no sob ie w y ob ­ razić rów nie autentyczny w iersz naw et o tak kolorow ej p o staci ja k g enerał Ulysses S. G rant), ale rycerskim m ęczennikiem D obrej Spraw y.

W raz z reakcją na kurczenie się tem atyki w iktoriań skiego w ierszo tw ó rstw a zrodziła się w latach dw udziestych naszego w ieku siln a tęsk n o ta za poezją, która m ogłaby m ów ić o w szystkim , od rzeczy najbłah szy ch po spraw y wagi państw ow ej. K rytycy i sam i tw órcy (w śród nich E liot i L eavis) p rzy p o m n ieli sobie, że elżbietańscy poeci i przedstaw iciele szkoły m etafizy czn ej, znów docenionej po dw ustu latach szyderstw , byli nie tylko k apłanam i p ięk n eg o słowa, ale w w ielu w ypadkach rów nież m ężam i czynu. M iało to w pływ ać na szerokość horyzontów i poziom intelektualny poezji Joh na D o n n e ’a, A ndrew M arvella i Johna M iltona.

Jeżeli spojrzym y z takiej perspektyw y na rozw ój p olskiej p oezji, okaże się, że zarów no em igracyjni rom antycy, ja k i w spółcześni nam poeci d ziałający w w arunkach totalitaryzm u spełniają idealnie ów im plikow any p o stu lat arty s­ tycznie ciekaw ej poezji o praw dziw ie ludzkim znaczeniu. W racając do tw ó r­ czości N orw ida w przekładzie na angielski, m ożna p ow ied zieć, że n ap ięcie między publicznym obow iązkiem poety i jeg o arty styczny m p o w o łan iem w y­ daje się najbogatsze problem ow o (a więc szczególnie ciek aw e) w utw orach należących do dwóch pierw szych kręgów tem atycznych: losu je d n o stk i w obec żyw iołu historii oraz jej zadań w dem askow aniu spo łeczn ego fałszu.

P rzyjrzyjm y się, w jaki sposób m anifestuje się ow o n ap ięcie na p rzy k ład zie kilku przełożonych przez C zerniaw skiego utw orów . E g ze m p la ry cz n a w ydaje się N orw idow ska fraszka Siła ich. N ajprostsza je j lek tu ra k o rz y sta z dzieła

3 Zob. antologia Victorian & E dw ardian P oets. The V ikin g Portable Library ed. W. H. Auden. N ew York 1950 s. 298.

(6)

ja k o pretek stu do odczytyw ania treści dziennikarskich. Ł atw o sobie w yobrazić, w ja k i sposób zostaną zrozum iane w ersy (cytuję ang ielsk ą w ersję):

Commanders valiant, armies fully trained, Police: m ale, fem ale, uniformed and plain, United against whom?

A few ideas that aren’t n ew !4

Jeżeli się pam ięta, że przełożony przez C zerniaw skiego w ybór N orw ida ukazał się w r. 1986, to zarysow anie ów czesnego kontekstu in terpretacyjnego „ fraszk i” nie spraw i w iększych trudności. K onotacje p olityczne w iersza roz­ szyfruje naw et ja k iś niezbyt biegły w tłum aczeniu ezopow ej m owy czytelnik prasy angielsk ojęzycznej. P rzejrzystość przypow ieści o „bitnych g enerałach” m oże się w obec tego w ydaw ać negacją w szystkich w łaściw ości znam ionują­ cych „form ę p o ru szo n ą”5. A by tak jed n ak stać się m ogło, m usiało ow ych „k ilk a m yśli, co nie now e” , w ejść w krw iobieg św iadom ości literackiej prze­ ciętn eg o zach odniego czyteln ika poezji, nie m ów iąc ju ż o tw órcach. Otóż tem aty w sch odn ioeuropejskie zyskiw ały coraz w iększą popularność w ciągu o statnich d w udziestu lat (m niej w ięcej od czasu zdław ienia Praskiej W ios­ ny6). D uchow a (i realna) odyseja N orw ida m oże być zatem o dbierana jak o sw o ista p re fig u rac ja podobnych dośw iadczeń w spółczesnych nam pisarzy. Isto tn a je s t przy tym okoliczność, że przestrzeń w spółczesnej psychom achii, której podm iot stanow i poeta w alczący o zw ycięstw o autentycznych w artości etyczn ych, je s t przestrzen ią zniew olenia zew nętrznego. A w łaśnie ona stała się nam acaln ym obszarem narodzin praw dziw ej poezji, która nie je s t ani este­ ty czn ą grą, ani ciem ną inkantacją, ale św iadczeniem odw iecznym , niepodw a­

4 C z e r n i a w s k i s. 8.

5 Termin „forma poruszona” został wprow adzony przez M. G łow iń sk iego w artykule pt. C iem ne a le g o r ie N orw ida. W: C yprian N orw id. W setn ą ro czn icę śm ierci p o e ty . M a teria ły z s e sji p o św ię c o n e j życiu i tw ó rczo ści C. N o rw id a (2 7 -2 9 p a źd zie rn ik a ¡9 8 3 ). Red. naukowa S. Burkot. Kraków 1991 s. 194.

6 N ajlepszym dow odem w zrastającego znaczenia poezji krajów środkow o- i w schodnioeuro­ pejskich w św ie c ie anglosaskim je st układ nowej antologii poezji europejskiej opracowanej przez w p ły w o w eg o krytyka A. Alvareza ( The F aber B ook o f M odern E uropean P o etry. London 1992). W tradycyjnych antologiach przegląd obcych literatur zaczyna się zazw yczaj od literatury fran­ cuskiej lub niem ieck iej, podczas gdy obszar środkowoeuropejski w ystępuje w najlepszym w y ­ padku tylko na końcu. A lvarez odw rócił proporcje. Pierw sze m iejsce w je g o antologii zajmuje literatura polsk a, przed czeską i węgierską. W ybór takiego, a nie inn ego układu jest św iadom ą d ecyzją redaktora, wynikającą z przesłanek m erytorycznych.

(7)

żalnym , aczkolw iek śm iertelnie zagrożonym , o w arto ściach P ięk na, D o b ra i Prawdy.

O bszar ten zajm uje centralną p ozycję w obec peryferyjnej - z p u n k tu w i­ dzenia praw dy poezji - areny zniew olenia w ew nętrznego, k tó rą je s t zacho dn i św iat „w ieku kupieckiego i przem ysłow ego”. N a ow ych p ery feriach praw d a poezji nie m oże się ziścić, poniew aż napotyka zew sząd ind y feren ty zm i re la ­ tyw izm m oralny. Jedynym w yjściem dla poety w ydaje się u cieczk a do w ieży z kości słoniow ej albo jak iś w oluntaryzm , który znajd uje u sp raw ied liw ien ie w sam ym sobie7. O tym , że taki obraz sytuacji p o ezji na Z ach o d zie nie je s t przerysow any, św iadczy popularność - nie tylko w śród slaw istó w - O sipa M andelsztam a. C hodzi tutaj w praw dzie o poetę w ybitnego, ale nie bez zn a cze­ nia są też fakty biograficzne, m ęczeńska droga, ja k ą odb ył aż po śm ierć w obozie na Syberii. To w szystko uczyniło z niego kogoś w rod zaju w sp ó łcz es­ nego O rfeusza, inspirującego sw oją m itologią p ok o len ia ang ielsk ich , am ery ­ kańskich, a także polskich poetów . M itycznym i p atron am i au tentyczn ej p o ezji okazali się przede w szystkim rosyjscy poeci (M andelsztam , C w ietajew a, P as­ ternak, A chm atow a - zob. np. w iersze D erka W alcotta: F o rest o f E urope,

Save C onduct i M arina Tsvetaeva8, ale m ożna pow iedzieć, że n iek tó rzy p o l­

scy poeci w yw ierali m oże mniej spektakularny, ale za to głębszy w pływ . N asuw ają się nazw iska M iłosza, H erb erta i Szym borskiej. C zyżby ta o k o licz­ ność nie m ogła ułatw ić recepcji N orw ida? P ostarajm y się bliżej o k re ślić n a tu ­ rę ow ego wpływu.

W ydaje się on ow ocem recepcji zakładającej w nieznacznym ty lk o stopniu znajom ość m esjanistycznej poezji polskiego rom antyzm u. W X IX w. p o ez ja ta trafiła do szerszej publiczności za spraw ą takich p isarzy, ja k L am enn ais i M ichelet. Fascynow ała ich jed n ak przede w szystkim m arty ro lo g ia p o lsk ich bojow ników o w olność „w aszą i n asz ą” . N ieprzypadk ow o kluczow ym dziełem okazały się w ów czas K sięgi narodu p o lskieg o i p ielg rzym stw a p o lskieg o . O dbiór toczył się podobnym i toram i ja k w przypadku tw ó rczo ści w yżej w spo­ m nianej czw órki rosyjskich m ajor poets. D ziś także w ażn e b ęd ą n ie tylko

7 Zob. E. W i l s o n . A x e l’s C astle. G lasgow 1961 (rozdz. VIII pt. „A xel and R im ­ baud”).

8 Zob. D. W a 1 c o t t. C o lle cted P oem s 1 9 4 8 -1 9 8 4 . London 1986 s. 375; The A rkan sas Testament. London 1988 s. 4 6 i 89. W iersz The F o rest o f E urope (L as E u ropy) został p rzeło żo ­ ny przez S. Barańczaka i opublikowany w „Z eszytach Literackich” (Paryż) 1985 nr 12 s. 95. M iał to być jeden z przykładów oddziaływ ania tematyki w schodnioeuropejskiej na p oetów amerykańskich.

(8)

arty sty czn e w alory w ierszy M ickiew icza, ale i fakt, że ich autorem je s t postać o rysach m itycznych, której losy uzyskują znaczenie dzięki tem u, iż są prefi- g u racją losów w spółczesnych oponentów w obec przem ocy totalitarn ej. W iersz

R equiem A chm atow ej staje się w ten sposób odpow iednikiem D o m atki Polki.

A n alo g ia dom aga się jeszcze głębszego uzasadnienia. W ydaje się, że obydw a utw ory m ogą być nośnikam i autentycznych w artości tylko dlatego, iż pow stały w bezdennej nocy Im perium . M a ono różne w cielenia, ale je g o isto ta pozo sta­ ła od czasów żandarm a E uropy po schyłek w ładzy sow ieckiej niezm ienna. W jed n y m ze sw ych w ierszy M andelsztam w yznacza adresatow i jak o m iejsce sp o tk an ia P etersburg „w czarnym aksam icie sow ieckiej nocy” , tam , gdzie „pogrzeb ali ja k ie ś nocne sło ń ce” , po to, żeby „po raz pierw szy w ym aw iać błogie i b ezm y śln e słow o”9. Gdyby ow o słow o rozlegało się poza tym obsza­ rem ab solutneg o ucisku, w atm osferze półcien ia i półśw iatła św iata zachodnie­ go, stałoby się bezprzedm iotow e i brzm iałoby fałszyw ie. L osow e perypetie na b ezdrożach nocy absolutnej negacji etycznej m ożna tylko przypom inać. Każde ze słów składających się na św iadectw a bezw yjściow ej grozy, w której cz ło ­ w iekow i pozo staje jed y n ie w ierność w łasnej m rocznej gw ieździe, je s t ściśle zw iązane z b io g rafią tego, który je w ypow iadał. B io grafia zaś staje się zn a­ kiem niem al m etafizycznym , bo opow iada o w alce z siłą, która sym bolizuje w ym iar nieskończonego Zła. W ydaje się, że m ityczne znam ię losów takich poetów p rz esłan ia ich tw órczość. O ile b iografia takich poetów ja k M andel­ sztam m oże być źródłem inspirującym cudze utw ory literackie, o tyle p ro b le­ my arty sty czn e schodzą na dalszy plan i przestają być ow ocną prop ozycją dla p rezen tacji św iata, gdzie w szystkie racje są dziw nie zm ieszane i ani Zło nie je s t w szechobecne, ani D obro bez przeciw ników . G dzie nie w ystarcza więc przy po m inać, ja k „śpiew ają błogich żon w ysokie ram iona” . N ie m a m ostu łącząceg o E reb z czyśćcem . P róbę opisu św iata, w którym bohater liryczny nie m usi być k ateg o rią etycznie czystą, w którym niezłom ni o kazują się aż nadto ułom ni, ale gdzie istnieje nadal pew na h ierarch ia niew ątpliw ych praw d w h isto rii i w przyrodzie, praw d niew ątpliw ych i niełatw ych, usiłują dać tzw. iron iczn i m o ra liśc i10.

P rzekazyw anie takiej perspektyw y zakłada jed n ak , że podm iot czynności tw ó rczych przem aw ia w im ię w łasnych, tzn. indyw idualnie przeżyw anych i

9 O. M a n d e l s z t a m . T ristia. Ann Arbor 1972 s. 46.

10 Z ob. S. B a r a ń c z a k . N o rw id - o b ecn o ść n ieobecn ego. W: t e n ż e. T ablica z M acon do. Londyn 1991 s. 101.

(9)

w ypracow yw anych racji św iatopoglądow ych. O becność teg o św iatop og lądu je st odczuw alna naw et w ów czas, gdy w ram ach tzw . liryki roli „ja liry c z n e ” w ygłasza w ręcz przeciw staw ne koncepcje. Istotne je st, żeby ow a in stan cja nie stała się rzeczniczką m artw ych form uł jak ieg o ś zam kniętego w so bie i z góry narzuconego porządku, czy to intelektualnego, czy też m ityczn ego . T erm in „liryka otw arta” w ydaje się więc tu szczególnie fortunny. A czk o lw iek k o n ­ w encje są stale przełam yw ane, ow a liryka nie m oże je d n a k w yn ik ać z zu p e ł­ nej izolacji społecznej. R óżnica m iędzy nią a p o ezją np. M an d elsztam a p o leg a na tym , że słow a „ironicznego m oralisty” nie są w ypow iadane w próżni, podczas przerażającej konfrontacji z to taln ą nicością, lecz zn a jd u ją op arcie w śród członków jakiegoś realnie istn iejącego społeczeństw a. Poeta, p rz em a­ wiając w im ieniu zbiorow ych racji etycznych, łatw iej w y trzym uje nacisk m rocznego im perium prześladującego i w reszcie niszczącego w sp ó łczesnych O rfeuszy. Fakt nieuniknionej styczności z obszarem negacji nie p rz ek re śla św iadom ości, że poeta nie je st osam otniony, że m oże po d zielić się sw ym i godzącym i w nicość racjam i św iatopoglądow ym i z realnie istn iejący m sp o łe ­ czeństw em , które prow adzi tę sam ą walkę.

N ie je st chyba przypadkiem , że taka koncepcja roli p o ezji p o w stała po r. 1956 w Polsce, zatem w kraju, gdzie struktury przem ocy były zaw sze k w e­ stionow ane, nie tylko przez nieliczne jed n o stk i, niejako na w łasną o d p o w ie­ dzialność, ale w łaściw ie (mniej lub bardziej otw arcie) przez p rz y tła cza ją cą w iększość narodu. N a czym polegał ów proces d em askow an ia fałszu i p rz y ­ w racania w łaściw ych perspektyw oceny etycznej, w y jaśn ia cy tat ze szkicu M ariana Stali o poezji H erberta:

Droga Herberta, pokazana w R aporcie z o blężon ego m iasta, w ied zie od zapisu zdarzeń (a więc: potocznie pojm ow anego św iadczenia historii), poprzez odn alezienie ich uogóln ion ego sensu, a w ięc rozpoznanie konkretnej sytuacji ludzkiej, do św iad czenia w artościom , dającym nadzieję wewnętrznego ocalenia od zagrożeń beznadziejności i n ih ilizm u ...11

C zyż nie m ożna tym i sam ym i słow am i u jąć funk cji, ja k ą p rz y p isa ł p o ezji N orw id? Czy nie je s t to w ręcz zaproszenie do tego, aby u w sp ółcześnić treść fraszki Sita ic h l „D ziennikarska” lektura w ierszy „de p u b lic is” H e rb erta czy N orw ida oczyw iście nie w ystarcza. P rzygotow uje dopiero n astęp ny kro k, p o le ­ gający n a uśw iadom ieniu sobie, że w ym iar historii nie m oże sam w so bie

(10)

rod zić ja k ic h ś transcendentnych w artości. M ogą one być realizow ane dopiero po p rzyw róceniu autentycznej relacji pom iędzy społeczeństw em i Sacrum. O kazuje się w ięc, że sposób k o nstruow ania relacji osobow ych w takim w ier­ szu ja k R a p o rt z oblężonego m ia sta 12, aczkolw iek opiera się na obecności zbiorow ego „m y” („Zbyt słaby, żeby nosić broń i w alczyć ja k inni... nie znam y ich m iejsca pobytu to znaczy m iejsca kaźni... patrzym y w tw arz głodu tw arz o gnia tw arz śm ierci / najgorszą ze w szystkich - tw arz zd rady ”), nie m a nic w spólnego z m itycznym , ponadhistorycznym (chociaż zrodzonym z h isto rii) „m y” polskiej poezji m esjanistycznej. N ieprzypadkow o protag on ista w iersza H e rb erta je s t tylko anonim ow ym kronikarzem , a nie kapłanem . Z bio­ row ość w w ierszu H erberta nie istnieje przecież po to, żeby realizow ać jak iś gotow y w zór utopijnej ojczyzny, ale usiłuje zapew nić sobie przetrw anie, bro­ niąc k onkretnych racji etycznych. W ynik owej obrony m oże być w ątpliw y - jej k o n ieczność nie ulega w ątpliw ości. U sankcjonow ana istnieniem sfery w ar­ to ści sakralnych, nie m oże być je j nam iastką.

W y daje się, że taki kontekst u łatw ia recepcję przekładu N orw idow skiego w iersza M e m en to 12, utw oru o w ybitnie polskiej tem atyce. Z achodni odbiorca m oże nie znać na tyle historii P olski porozbiorow ej, żeby rozszyfrow ać alego­ ryczne znaczenie w szystkich architekton icznych szczegółów Z am ku z średnich

w ieków („O ak doors hung on elegant hinges / S haped like an eagle ham m ered

out o f n a ils” - „D ębow e w rota, na kształtnych zaw iasach, / Form ę m ających orła, b itą z ćw ieków ” etc.), m oże naw et nie zdaw ać sobie spraw y z tego, że rzecz o pisana w utw orze odnosi się do m iędzynarodow ych im plikacji pow sta­ nia styczniow ego, ale ogólny obraz w ystarcza do popraw nej lektury „dzienni­ k arsk ie j” (czyli, ja k ujm uje to Stała, do „potocznie pojm ow anego św iadczenia h isto rii”). F akt, że sytuację g eo polityczną P olski w yznacza pew ien stały układ odniesień (rów nież tutaj obecny: „Thus - betw een the breath o f A sia and the W e st...” - „ T a k - m i ę d z y A z j i t c h n i e n i e m a Z a ­ c h o d e m ...”), w którego św ietle są „p o toczn ie” in terpretow ane w szelkiego rodzaju w ypow iedzi o niej, gw arantuje m ożliw ość sensow nego odbioru prze­ kładu. K onteksty publicystyczne i literack ie nak ład ają się na siebie.

N aw et je ż e li odbiorca przekładu M em ento nie zna B o issy M argrabiego, N ad ara lub L oli M ontez i natury ich pow iązania z P olską, to aforystyczne ok reślenie p o ło żen ia geograficznego kraju m oże mu się skojarzyć z w ypow ie­

12 H e r b e r t. R a p o rt s. 100. 13 C z e r n i a w s k i s. 30.

(11)

dziam i C hurchilla, nazyw ającego P olskę po klęsce w kam panii w rześniow ej „skałą, k tóra - aczkolw iek chw ilow o zalana w odam i oceanu, prędzej czy później w ynurzy się z fal” . Po zdław ieniu po w stan ia w arszaw sk ieg o tenże mąż stanu nie skąpił bohaterskim obrońcom m iasta kom plem entów , tw ierd ząc, że to nie m oże być k o n iec14. C hociaż w tych słow ach trudn o nie zauw ażyć poczucia winy z pow odu w łasnej bierności w obec ginącego m iasta, ich patos doskonale się m ieści w kontekstach in terpretacyjn ych , którym i dysp on uje zachodni odbiorca, aby odnaleźć uogólniony sens (S tała) zaw artej w utw orze alegorii. T ocząca się o zam ek w alka je st w alk ą o n ajw yższą staw kę. W ym ag a bardziej czynnego udziału niż „pisanie o niej atram entem ” lub u m ieszczenie na dębow ych w rotach nazw iska. Jest bow iem epizodem w o d w ieczny ch zm a­ ganiach w artości z nicością, i to epizodem niebłahym , skoro w trzeciej zw ro t­ ce w iersza w rota zam ku są porów nane do „opoki sy jo ń sk ie j” , k tórej nikt dotknąć nie śmie. O stateczną sankcją owej w alki je s t w ięc znów , ja k w R a­

porcie z oblężonego m iasta, sfera Sacrum.

W alka o w artość, przeciw ko nicości, ogranicza się nie ty lko do p rz y g ra ­ nicznych terenów (byłego) Im perium . Jest ona prow ad zon a tak że n a o bszarze św iata „w ieku kupieckiego i przem ysłow ego” . Praw da, że ch a rak ter n icości je st tutaj nieco inny - nie polega na nagiej przem ocy, sprow adza się do zap o ­

m nienia Sacrum na rzecz m aterii, techniki i konsum pcji. P o sług ując się ję z y ­ kiem w yobraźni m itycznej, m ożna pow iedzieć, że w idm a z najgłęb szeg o dna Tartaru, których jed y n ą nadzieją je s t O rfeusz w yprow adzający sw ą E u ryd yk ę z mroków na św iatło dzienne, stają się cien iam i krążącym i po P olach E liz e j­ skich. P ozorny ich błogostan m aluje w ym ow nie N orw idow ski w iersz K ółko

(The sm ali c irc le 15). C ienie te „P rzechodzą - p rzechod zą - / O d p y ch ają się,

tańcząc z sobą lub w zabaw ie / Poufnej [...]”, ale „G łębia p om iędzy nim i w re i oceani” . P oeta-O rfeusz przypłacił sw oje próby u śpienia to talita rn eg o C erbera i zaczarow ania m etafizycznych sił nicości u tratą życia. M ęczeń ska śm ierć je s t rękojm ią autentyczności owej poezji. Los poety u siłującego zdem askow ać fałsz konw encji obyczajow ych je st m niej tragiczny, ale rów nie bolesny. S p o ty ­

14 Cytuję z 10-tom ow ego holenderskiego przekładu pam iętników Churchilla z II wojny światow ej (W. Ch. C h u r c h i l l . M ém oires o v e r d e tw eed e w e re ld o o rlo g . Am sterdam /Brus­ sel 1958). Pierw szy cytat pochodzi z t. 2 (s. 56), drugi z t. 9 (rozdz. pt. „M ęczeństw o W arsza­ w y ”, s. 170).

(12)

ka go ostracy zm ze strony tych, którzy „[...] tańczą: łonem zbliżeni do łona, / P o larn ie nieśw iadom i siebie i o sobni” .

N ależy tutaj jed n ak dokonać pew nych istotnych rozróżnień. Sam otność N orw id a jak o człow ieka (nie da się jej przem ilczeć przed obcojęzycznym odbiorcą) m oże się w ydaw ać sym bolem losu poety w czasie m arnym i niepoe- tycznym . C zyż nie w ypada jej uznać za jed en z czynników konstytuujących je g o poezję? G dyby jed n ak tak się stało, rozm inęlibyśm y się z fun dam en tal­ nym przesłan iem tw órczości autora Vade-m ecum . N orw idow ski podm iot lirycz­ ny nie je s t bow iem sam otny z w łasnego wyboru. N orw id nie był żadnym poete m audit. Jego osam otnienie było konsekw encją nieudanej próby przyw ró­ cen ia p oezji autentycznej w ięzi społecznej. W yobcow anie poety je st więc najdalsze od postaw y Sylw ii P lath i Johna B errym ana, tych patronów poezji szukającej schronienia i o ryginalności w chorobie psychicznej. Jeśli przyjm u ­ jem y , że tak ie losy stały się pew ną figurą sytuacji poety w obojętnym , nasta­ w ionym na zysk i konsum pcję społeczeństw ie św iata kupieckiego i przem ysło ­ w ego, m ożna tylko stw ierdzić, że N orw id stoi na przeciw nym biegunie. W e­ dług niego postaw a taka nie m oże w yzw olić od ucisku i form y, jak o że jej k ultyw ow anie byw a w yrazem tychże konw encji, i to w yrazem bardzo prze­ w ro tn y m 16.

16 M ów iąc o nieprzystaw alności poezji Norwida do różnych nurtów poezji anglosaskiej dążących do przekazyw ania em ocji w najczystszej postaci, do w zorców w ięc poniekąd „roman­ tyczn ych ”, należy zw rócić również uw agę na próbę Alvareza wykorzystania tw órczości Wata, M iłosza, R óżew icza, Herberta i Z agajew skiego przeciw ko tendencji zwanej „Little E nglandism ”. Mamy tutaj do czyn ien ia z dziw nym paradoksem. Poetą najbardziej podziw ianym przez trochę ksen ofobicznych zw olen ników „Little Englandism ” był Philip Larkin. A w łaśn ie je g o twórczość została w sposób szc ze g ó ln ie kongenialny przełożona przez Barańczaka. Zacytujmy jeszcze fragment z przedm ow y Alvareza, w którym explicite formułuje on kryteria w artościow ania w sp ółczesn ej poezji: „It is typical o f Herbert, w ho is a great ironist, that he should write about his strengths as though they were lim itations beyond his control... It is a poetry based on clarity, irony and a distaste for w hatever is exaggerated or ornate or overstated, a poetry o f private life, good behaviour and that m uch-abused term «d ecen cy»”. Co dotychczas słyszeliśm y, m ogłoby być pochw ałą zalet Larkina. Od postaw y „m ałych A n glik ów ” poezję tę odróżnia je sz c z e inny czynnik: „Herbert’s authority as a poet is also a moral authority, and that is not a role writers in the W est are accustom ed to. M ilton was probably the last English poet with that d egree o f ethical prestige, and w hen Sh elley called poets «unacknow ledged legislators» he w as ind ulgin g in the sheerest w ish ful thinking” . W szystko, co zostało tutaj p ow iedziane, moral­ ny autorytet poety, nieufność do przesadnej em ocji, deprecjonow anie ozdobn ości, m ożna w pew nym sen sie odn osić również do Norw ida. Alvarez napisał sw oją przedm ow ę w czerw cu 1991 r. i słu szn ie zasugerow ał, że środkowoeuropejska poezja po obaleniu kom unistycznej

(13)

R ów nie daleko ja k od poetyki zjaw isk patologiczn ych znajd uje się N o rw i­ dow ska tw órczość od m odnego kiedyś antropologizm u, u b óstw iająceg o p ry m i­ tyw ne społeczności i pielęgnującego tzw. pierw otność („W id ziałem Ind ian dzikich w A m eryce / I wiem , w ojczyźnie w łasnej, w yszli n a co, / G dy po ­ gardzili rzem iosłem i pracą; / N a łow y jeżd ż ąc lub m alując lice - ” !7). N urt ten je s t takim sam ym przejaw em eskapizm u ja k w szelka p o ezja herm etyczna, dostępna tylko dla w tajem niczonych, albo k oncep cja literatu ry ja k o dow olnej gry w yobraźni. W ystarczy zestaw ić N orw ida z tym i tend encjam i, aby za ja śn ia­ ła cała odrębność jeg o poezji. Nie pow ołuje się on na żadną pry w atn ą m ito lo ­ gię (w przeciw ieństw ie np. do Y eatsa). H erm etyczność au tora P ro m ethid io na daje się przecież w yjaśnić w ram ach kultury ju d eo -a n ty czn o -c h rze ścijań sk iej, je st więc organiczną kontynuacją głów nej linii rozw ojow ej literatu ry eu ro p ej­

skiej. K atolicki tradycjonalizm poety oraz jeg o antyk w arskie zain tereso w an ia stanow ią czynnik uw iarygodniający jeg o tw órczość w podobny sposób ja k urzędow y anglikanizm i chrześcijańska tem atyka w w ypadku p o ezji E lio ta po

Środzie popielcow ej.

O ryginalność N orw ida w ydaje się polegać na tym , że nie zam yka się on w wąskiej sferze nadw rażliw ego „ja liry czn eg o ” , ale p rzeno si sw oją w alkę o autentyczną kom unikację, o przyw rócenie w łaściw ych p ro po rcji pom iędzy racjam i ludzkim i a sferą Sacrum , na teren w rogów tych po stulatów . O b o g ac­ tw ie jeg o poezji stanow i zatem okoliczność, że cała p rzestrzeń św iata „siela n ­ ki konsum pcyjnej”, obszaru negow ania etycznego w ym iaru dziejów i zap o ­ m nienia Sacrum, stać się m oże tem atem poezji. W yp racow ana p rzez N orw id a form a je s t na pew no pojem niejsza niż form a późnego E liota. O w a tem aty k a będzie się jed n ak ja w iła zachodniem u odbiorcy w nieco innym św ietle, niż gdyby była ona poruszana przez jak ieg o ś m iejscow ego p oetę zgłaszającego podobne pretensje do konsum pcyjnego społeczeństw a. N o rw id w p rzek ład zie na angielski pozostaje poetą polskim , a tym sam ym przy by szem z „o b c ej” strefy cyw ilizacyjnej, m im o całego zak orzenienia je g o p oezji w trad y cji śró d ­ ziem nom orskiej. Jednym słowem: je s t e m i g r a n t e m .

W ydaje się jednak, że pojęcie „em igrant” m a w k o n tek ście zacho dn im zupełnie inne nacechow anie aniżeli w polskiej św iadom ości k u ltu ro w ej. N a le ­

dyktatury na pewno przejdzie ważne przeobrażenia. C zyżby oznaczały one także utratę przez poetę autorytetu moralnego?

17 C. N o r w i d . D zieła zebran e. O pracował J. W. G om ulicki. T. 1. W arszaw a 1966 s. 52 (dalej cyt. G o m u l i c k i ) .

(14)

ży przede w szystkim odżegnyw ać się od w szelkich konotacji z historycznie p ośw iad czon ym faktem istnienia „W ielkiej E m ig racji” oraz działalności tak w ybitnych je j przedstaw icieli, ja k M ickiew icz, K rasiński i T ow iański. K on­ tek st ten b ęd zie nieistotny dla określen ia obecnego fun kcjonow ania pojęcia „p o eta-em ig ran t” (a nie „poeta em igracyjny” - patrzym y na spraw ę zachodni­ m i oczam i, nie chodzi w ięc o p rzynależność poety do pew nej społeczności em ig racyjnej, ale w łaśnie o je g o status „em igranta”) w zachodniej św iadom oś­ ci literackiej. T ak rozum iana jeg o ro la m a szerszy zasięg i uzyskuje znaczenie także dla rozw oju literatury przybranego kraju. N ie w yczerpuje się na byciu uchod źcą tęskniącym do swej na zaw sze utraconej ojczyzny (m oże to być „kraj lat d ziecin n y ch ” M ickiew icza albo R zym O w idiuszow ych Tristiów , m o­ tyw często obecny w tw órczości M andelsztam a). W p rzeciw ieństw ie do takiej postaw y w spółczesny em igrant akceptuje kraj sw ojego (przym usow ego) poby ­ tu. S tara się w ykorzystyw ać swój em igrancki los, aby w zbogacić literaturę przybranej ojczyzny. N ieraz p osu w a się naw et tak daleko, że zaczyna pisać jej języ k ie m , ale niezależnie od stopnia unarodow ienia nigdy nie przestaje być p ercypow any w łaśnie jak o przybysz.

S tatus „przy bysza” je st jed n ak w pew nym sensie statusem uprzyw ilejow a­ nym i p o zw ala w nieść now e w artości do skostniałych w zorów literatury p rzy­ branego kraju. Że w łaśnie tak się dzieje w literatu rach zachodnich (a szcze­ g ólnie w literatu rze em igranckich Stanów Z jednoczonych), św iadczy renom a takich poetów i pisarzy, ja k Jo sif B rodski, C zesław M iłosz i M ilan K undera. E m igranci nie zaw sze m uszą zresztą pochodzić z E uropy W schodniej, czego dow odzi inny lau reat N agrody N obla - D erek W alcott, który urodził się w o bszarze M orza K araibskiego. G łów ną zaletą pisarzy em igracyjnych w oczach zachodniej k rytyki było chyba w prow adzenie nowej pow agi do literatury, św iadom ość, że jej staw ką m oże być życie lub śm ierć. P ow ołanie poety-em ig- ran ta do zdem askow ania „sielan kow ej” (tzn. p ozahisto ry czn ej) cyw ilizacji zapom inającej o w artościach je s t w iarygodne dlatego, że jeg o w yobcow anie nie je s t k onsekw encją św iadom ego odcin ania się nadw rażliw ego „ja liryczne­ g o ” od tego św iata, który p ozostaje niezależnie od osobistych intencji je d y ­ nym dostępn ym dla niego obszarem doznaw ania rzeczyw istości, ale losow ym dopustem . E m igrant został rzucony w ów ahistoryczny św iat ubóstw iający m aterialn ą i fizy czną stronę ludzkiego życia, nie m oże jed n ak zapom nieć o sw ych dośw iadczeniach w tym drugim św iecie, z którego się w yw odzi. Ów drugi św iat m oże być bardzo podły i brutalny, ale w ydaje się też bardziej rzeczy w isty. O bnażając słabość i w ew nętrzną pustkę przybranego św iata (bo

(15)

em igrant jed n ak uznaje now ą przestrzeń fizycznej egzy sten cji za sw oją), w y­ korzystuje on „łaskę” spojrzenia sięgająceg o obydw óch stron b arykady.

W ydaje się, że ta podw ójna p erspek tyw a o p arta na ind yw id ualny ch d o św iad ­ czeniach uw iarygodnia skargę z w iersza K ółko (The sm a ll circle)-, je j fragm en t podaję w przekładzie C zerniaw skiego:

W hile the world says: - They are intim ates - a fam ily circle, Our very own! - the blue heaven binds more truly

A thousand tribes in centuries o f com m on slaugther, Where at least one in each honestly b eliev es in A com mon heaven...

U przyw ilejow ana sytuacja poznaw cza p oety-em ig ranta p oleg a zatem na św iadom ości, że egzystencja, owo „praw dziw e” życie, toczy się w p rzestrzen i w yznaczonej przez dw a skrajnie przeciw staw ne bieguny, tyle że o jed n y m pozornie obliczu: „lazurow ego n ieb a”, m oralnie ob ojętneg o (b ynajm niej nie ,,1’azur” z poezji M allarm égo), pod którym „tysiąc ludów rżn ie się przez w ieki” , a drugiego nieba, w szystkim tym ludom w spólnego, ak sjo lo g iczn ie nacechow anej dom eny Sacrum. R eprezentują one dw ie n iesk oń czo n o ści lu d z­ kiego bytu. Podm iot uw ięziony w herm etycznie zam kniętej p rz estrze n i ahisto- rycznego św iata kupieckiego i przem ysłow ego nie m a b ezpo śred n ieg o do stępu do tych dwóch skrajnych horyzontów doznaw ania egzy sten cji. P rzed d o zn aw a­ niem w ym iaru nicości, czy to na poziom ie relacji „ja” w obec innych p o d m io ­ tów, czy też na osi zbiorow ość - historia, o chrania go b iern a po staw a k o n su ­ m enta oraz w zględna pew ność, że potrzeby w y nikające z tego stanu zaw sze będą zaspokajane dzięki trw ałej obecności p rzedm iotów k o nsum p cyjn ych . Poczucie niedosytu rodzi w najlepszym w ypadku postaw ę o d w o łu jącą się do tzw. élan vital. T rudno w yzw olić się z ow ego zaklęteg o kręgu, skoro n isz c z ą ­ ce działanie czasu w postaci obrazów ze św iata „tysiąca ludów , co rż n ą się przez w ieki” , je st unieszkodliw ione przez tzw. środki m asow ego przekazu. O brazy te stają się tylko dodatkow ym i pretekstam i do w szystko o garn iającej potrzeby konsum pcji. Do sfery Sacrum natom iast m o żna do trzeć je d y n ie p rzez autentyczne przyjm ow anie nicości. Z adaniem , chciałoby się rzec - „p o słan n ic­ tw em ” , poety-em igranta je st ciągłe kw estionow anie pustych ry tu ałó w i m ar­ tw ych form ułek w św iecie zapom nianych w artości. D okonuje on teg o k o n fro n ­ tując odbiorcę z dw iem a skrajnym i rzeczyw istościam i, o balając stereoty py m yślenia i czucia.

(16)

G dy próbujem y w ten sposób odczytać N orw idow skie w iersze o tem atyce salonow ej, poddajem y w eryfikacji uniw ersalność zaw artych w nich znaczeń. P rzyjrzyjm y się np. w ierszow i To M adam e M, going to buy a p la te (Idącej

ku p ić talerz p a n i A/.18). W arto zobaczyć, czy je g o znaczenie w yczerpuje się

n a eleg anck im streszczeniu G om ulickiego („żartobliw y ucinek poetycki, w którym tryw ialny rekw izyt gospodarstw a dom ow ego posłużył N orw idow i do lap id arnego konceptu historiozoficznego, ukazującego w błyskaw icznym skró­ cie paradoks p rzem ijania i ocalenia” 19). F raszka podaje bow iem w w ątpli­ w ość p ew ną bardzo rozpow szechnioną postaw ę w obec przeszłości - chodzi o p o staw ę tury sty, bezkrytycznego ko nsum enta archeologicznych odkryć.

„P okolenia, m iasta, i ludy” , które w odosobnieniu m uzeum przypom inają sw ą n ieg d y siejszą rzeczyw istą obecność20, nie żadnym i „cudam i” , lecz tylko „garnkam i p aro m a”, nie p rzybierają dla D am y z p araso lk ą żadnego ko nkretn e­ go kształtu. Słow o „D am a” m a u N orw ida często negatyw ne konotacje (w p rzek ład zie pojaw ia się ona dopiero w końcow ej poincie jak o „her ladyship” - w yraz „lad y ” je s t stylistycznie neutralny). M oże ona być tutaj gospodynią salonu, w którym p o eta chętnie gości, ale nie m a m owy o praw dziw ej m iędzy nim i w spó lnocie duchow ej. S taną tem u na przeszkodzie konw enanse, te niepi­ sane praw a salonow ej obyczajow ości. Te sam e niepisane p raw a spraw iają, że D am a nie d ostrzega tragizm u losów „sm ętnych i starych ludów ” , których nazw y zostały w ym azane z księgi zbiorow ej pam ięci ludzkiej, z historii: „W S ycylii stąpa (choćby była P olką!...) / N ie w iedząc, na k im !...” W ydaje się, że w łaśnie ow a „polsk o ść”, czyli fakt p rzynależności dam y do narodu p o k rzy­ w dzonego przez historię, pow in na uczynić j ą w rażliw szą na los „Ludów - których się ani użalisz / W E pok otchłani - ” . N ajw iększym w rogiem w spół­ czu cia je s t bow iem anonim ow ość (słow o to je s t ex plicite obecne w p rzekła­ dzie C zerniaw skiego: „tribes one c a n ’t even m ourn in th eir anonim ous state”). A nonim ow ość tę p rzezw ycięża poczucie, że w łasne istnienie i losy naszej cyw ilizacji są rów nie kruche ja k kultury znane nam tylko na podstaw ie m ate­ rialn y ch szczątków . K ażdy człow iek i każdy tw ór je g o rąk istnieje w podobny sposób „jak sługa, co podaw a talerz / W ielm ożnej P an i” („Like a butler after handing h er ladyship a p la te ”). N ie należy się utożsam iać z „W ielm ożną

18 C z e r n i a w s k i s. 82. 19 G o m u 1 i c k i t. 2 s. 894.

(17)

Panią” . Spojrzenie na historię, na niszczące d ziałan ie czasu, na „p rzem ijan ie i ocalanie”, nigdy nie m oże być obojętne.

Przy próbie um ieszczenia fraszki w kontekstach p o ró w n aw czy ch o kazuje się, że jej najbliższym otoczeniem są ponow nie utw ory nap isane p rzez poetów (nazw ijm y ich znów , idąc za B arańczakiem , „ironicznym i m o ralistam i”) łą c z ą ­ cych ironiczny dystans z sytuacyjnym patosem . Z najdujem y ten p atos u Jo sifa B rodskiego, kiedy pisze w iersz o afgańskich góralach w alczących z rosy jsk im agresorem , w iersz m ający korzenie w sym patii ro sy jsk ich ro m an ty k ó w d la małych narodów K aukazu21. M ożna porów nyw ać o b o jętn ą p o staw ę D am y wobec szczątków zaginionych cyw ilizacji z n iew rażliw o ścią A m ery kan ów , którzy nic nie chcą w iedzieć o cierpieniu i dzikiej odw adze p arty zan tó w z w iersza M iłosza „O G recji, o G recji / K tóż tutaj p am ięta” (utw ór, który sam autor uznał później za zbyt p u blicystyczny22). B ardziej je szc ze uderza p ew na paralela z w ierszem H erberta z tom u E legia na odejście. T rzeb a oczy w iście zachow ać w łaściw e proporcje. U tw ór N orw ida je s t zaledw ie fraszk ą. H erber- tow skie P rzem iany Liw iusza m ają o w iele szerszy zasięg h isto rio zo ficzn y . O bu w ierszom w spólny je st jed n ak nakaz w sp ółczucia w obec ludów , k tóre p rz e g ra ­ ły w alkę z czasem , ludów , które „niegodne były naw et zm arszczki stylu / owych H irpinów A pulów Lukanów U zen tyńczyk ów ”23. W spółczucie staje się m ożliw e dopiero dla ojca poety (dziadek w ychow ał się na w zorach g im n azjal­ nych, utożsam iał się więc z rzym skim zdobyw cą, a nie z o fiaram i) po ru n ię ­ ciu m onarchii habsburskiej. Bo „Im perium ja k w szystk ie im p eria / zdaw ało się w i e c z n e ”, a w łaśnie złudzenie, że tw ory ludzkiej ręki są stałe, ponadczasow e, je st najw iększym zagrożeniem dla zdolności do w spó łczu cia - czyni człow ieka obojętnym w obec w szelkiej kruchości.

W spom niane konteksty dla zachodniego odbiorcy m ogą być nied ostęp ne. Inaczej m a się spraw a z utw oram i K aw afisa. P rzyjrzyjm y się je d n em u z n aj­ słynniejszych. C hodzi o w iersz O f co lo ured glass (Z ko lorow ego szk ła )24. N arratora tej krótkiej anegdoty ze schyłkow ej epoki C esarstw a B izan ty jsk ieg o „w zrusza bardzo jed en szczegół z koronacji... że m ając ty lk o troch ę drog ich

21 J. B r o d s k i. U rania, Ann Arbor 1987 s. 97. Chodzi o w iersz pt. S tich i o zim n iej kam panii 1980ogo goda. Zwraca uwagę motto z w iersza Lermontowa: „W pold niew nyj znoj w dolinie D agestana” .

22 Cz. M i ł o s z . P rzypom nienie. W: t e n ż e. P o ezje. W arszawa 1981 s. 146. 23 Z. H e r b e r t. E legia na odejście. W rocław 1992 s. 7.

24 W iersz ten był w ielokrotnie przekładany na angielski. Cytuję g o tutaj w polsk im przekła­ dzie Zygmunta Kubiaka (K a w a f i s. W iersze zebran e. W arszawa 1992 s. 137).

(18)

kam ieni / (W ielkie było ubóstw o naszego nieszczęsnego państw a) / przybrali się w sztu czn e” , ale „N iczego / Co byłoby m arne albo uw łaczające, / N ie w idzę w ty ch św iecidełkach z kolorow ego szkła” . P ostaw a obserw atora, pełna w spółczucia, pozw ala ofierze niszczącego d ziałan ia czasu (w przeciw ieństw ie do w iersza N orw ida chodzi tutaj o czas ściśle h istoryczny, którego św iadkiem je s t ju ż nie archeolog, ale kronikarz) zachow ać godność. C zyż jed n ak nazw is­

ka p rotagon istó w koronacji w B lachernaj - Jan K antakuzenos i Irena, „córka A n d ro n ik o sa A san ” - nie byłyby rów nie anonim ow e ja k owe „ludy stare i sm ętn e” , gdyby nie ożyw ienie suchego kronikarskiego opisu nam acalnym szczegółem o „św iecidełkach z kolorow ego szk ła” ? W spom niany w iersz należy do najbardziej norw idow skich w tw órczości au tora C zekając na barbarzyńców . W ykorzystyw an ie drobnych szczegółów dla ukazania stosunku człow ieka do im po nderabiliów egzystencji je s t w ybitnie p reku rsorską cechą N orw idow skiej poetyki.

W id zieliśm y, że postaw a D am y z parasolką, znam ionująca m entalność w spółczesnego turysty, o dbiera archeologicznym przedm iotom ich godność. P o staw a ta n arusza bow iem ich znakow ość: stają się takim i sam ym i m artw ym i rzeczam i ja k inne artykuły zaspo kajające potrzebę biernej konsum pcji. Zdolny do praw dziw ej lektury ow ych znaków był X IX -w ieczny poeta-pielgrzym . Jego praw ow itym sukcesorem w ydaje się X X -w ieczny po eta-em igrant. O w a zdo l­ ność je s t w ynikiem ich naturalnego zak orzenienia w dw ubiegunow ej strukturze egzy stencji, której odbiciem są procesy p rzem ijan ia i ocalania. Z dolność poety do odczy ty w an ia znaków egzystencjalnych w dziejach lub w przyrod zie m oże się natom iast stać „handicapem ” , gdy zaczyna się on poruszać w sferze, gdzie byt uleg ł zapom nieniu. M iarą je g o tw órczych sił w ydaje się w obec tego sto­ pień, w ja k im potrafi on podporządkow ać oporną tem atykę „życia codzien­ neg o ” perspektyw ie aksjologicznej.

W św iecie kupieckim i przem ysłow ym degrad acja w ięzi społecznej i kon­ taktów m iędzyludzkich znajduje swój szczególnie dotkliw y w yraz w salonie i w różnych je g o now oczesnych w cieleniach. N ie m oże więc dziw ić fakt, że C zerniaw sk i w sw ym tom iku w ażne m iejsce przy znał dw óm utw orom o takiej w łaśnie tem atyce. C hodzi o N erw y i O statni d espotyzm 25. Szukając paraleli dla ty ch w ierszy w literaturze zachodnio europ ejsk iej, należy podkreślić, że

(19)

oceny różnych odm ian salonow ości (od pani de Staël do p ro tek to rk i Y eatsa, Lady G regory) bynajm niej nie były jednoznaczne.

P ozornie bliski realiów opisanych w O statnim d espo tyzm ie, i zw ła szcz a w

N erw ach, m oże się w ydaw ać salon, który sobie w y ob raża m o n olog izu jący

protagonista w w ierszu m łodego E lio ta The L ove Song o f A lfr e d J. P ru f­

rock26. K onw encjonalność owej przestrzen i je s t po dk reślan a p rzez m ech an i­

cznie brzm iący refren: „In the room the w om en com e and go / T alk in g of M ichelangelo” . Z bieżność pew nych elem entów św iata p rzed staw io n eg o P ruf-

rocka z N erw am i nie w ydaje się jed n ak w ynikiem głębszeg o podo bień stw a.

B ohater liryczny N erw ów z zupełnie innych pow odów niż n eu rasten iczn y Prufrock je s t zaniepokojony perspektyw ą u częszczan ia do (pseu do -?)ary stok ra- tycznego salonu („M uszę dziś pójść do P ani B aro no w ej, / K tó ra p rzy jm u je bardzo pięknie, / Siedząc na kanapce a t ła s o w e j / C óż? p ow iem je j ...” -„Today I m ust cali on the B aroness / W ho sitting on a satin cou ch, / E nter- tains w ith largesse - / B ut tell her w hat?”). N ie w iadom o, czy P rufrock w y­ brał się w ogóle do tego m iejsca pełnego fałszu, czy zad ow ala się m ag iczną przestrzenią swojej podśw iadom ości, gdzie salonow e dam y p rz ech o d z ą p rz e ­ dziw ne transform acje („I have heard the m erm aids singing, each to each. / I do not think that they w ill sing to m e”). W przypadku zaś „ja liry cz n eg o ” z w iersza N orw ida nie ulega w ątpliw ości, że był zaró w no tam , „gd zie m rą z głodu”, ja k i w bogato um eblow anej rezydencji Pani B aronow ej. W raca ja k „m ilczący faryzeu sz” dlatego, że m im o św iadom ości ostrego k on trastu p o m ię­ dzy św iatem fizycznego w ręcz cierp ien ia a obszarem sztucznych w nętrz, sztu ­ cznych ozdób i sztucznej konw ersacji nie potrafi do ko ń ca w yciągn ąć p o d y k ­ tow anych przez chrześcijański św iatopogląd k onsekw en cji z teg o stanu rzeczy (C zerniaw ski w ybiera w brew innym lekturom interpretację k oń cow ych lin ijek , zakładającą udział podm iotu lirycznego w salonow ej uroczystości: „So I w ill take a seat / H at in hand, t h e n p u t i t d o w n , / A nd w hen the p arty ’s done, / Go hom e, a silent h y pocrite.”). U N o rw id a nie m a m iejsca dla podśw iadom ości. A lternatyw y zarysow ują się jasn o i m ają ak sjo lo giczny ch a­ rakter. Cóż m oże bohater liryczny N erw ów p ow iedzieć P ani B aron ow ej, skoro sam „uszedł cały”, ale „uniósł pół serca, nie w ięcej” ?

Aby ów cud, dzięki którem u ocalał, m ógł się okazać praw d ziw ym cudem , pow inien on - św iadom cudzej krzyw dy, zaw inionej i p rzez n iego („A

26 Cytaty z poezji Eliota podaję na podstaw ie w ydania C o lle c te d P oem s. London 1990. Tu: s. 13.

(20)

gw óźdź w niej tkw ił, / Jak w ram ionach k r z y ż a!... - w bardziej d ras­ tyczny sposób rozpraw ić się z rozkoszam i salonu, a tego jeszcze nie potrafi. Jeżeli w ięc ty tuł N erw y ma się odnosić do boh atera lirycznego, to w stosunku do owej chw ilow ej niem ożności p odjęcia decyzji o dalekosiężnych skutkach. A le znając negatyw ną opinię N orw ida o w spółczesnej mu cyw ilizacji ludzi o „N e r w a c h - g ł u p i c h, co ciągle p rzy m ierzają stroje, / A nie są nigdy na czas ubrane w eselny!...” (fragm ent ze Ź ródła, w iersza rów nież obecnego w tom iku C zerniaw skiego: „W hen my footsteps m easured ante- -cham bers / O f silly-nerves w hich constantly try on clothes / A nd at w edding- -tim e are never re ad y !...”) - m ożna przypuszczać, że pojęcie „N erw y” ma tutaj szerszy zasięg i obejm uje także salon Pani B aronow ej.

N ato m iast P rufrock je s t zupełnie w yalienow any ze św iata arystokratycznych salonów („D o I dare? and, Do I dare? / Tim e to turn back and descend the stair, / w ith a bald spot in the m iddle of my h air”). Jego przynależność do tej sfery nie zależy ju ż od w łasnej w olnej decyzji, gdyż z jak iejś przyczyny p sych icznie się załam ał. M ożliw ość w yjścia z ow ego zaklętego koła pojaw ia się dopiero w późniejszej tw órczości autora C zterech kw artetów , w której rola „ja liry czn eg o ” ulega daleko idącem u przeobrażeniu.

N a uw agę zasługuje jeszcze in na spraw a. M oże usp raw ied liw ia ona aż tak p edanty czne porów nyw anie obu utw orów . O tóż na N erw y sk ładają się trzy m om enty o różnej treści aksjologicznej. M iędzy każdym z nich panuje ciągłe napięcie i każdy m a sw oje odbicie w przestrzeni. K rzyw dę sp ołeczną sym boli­ zuje św iat trum iennych izb. Salon zaś je s t naturaln ą dom eną w ew nętrznej pustki cechującej jeg o byw alców , dla których ów pierw szy św iat, jeżeli w ogóle go p o strzegają, dostarcza najw yżej jeszc ze jedn ego b odźca zasp ok ajają­ cego żądne odm iany nerwy (realizm ). G dzieś pom iędzy tym i obszaram i znaj­ duje się b ohater liryczny, który nie potrafi znaleźć sw ego m iejsca, m imo że zna oba św iaty z autopsji. N apięcie nie zostało rozładow ane, aczkolw iek skądinąd w iadom o, że N orw id w chw ili pisan ia N erw ów ju ż w ybrał, uznając p ierw szeństw o nakazu braterskiej m iłości usankcjonow anej przez ch rześcijań ­ skie Sacrum . W ażny je st je d n a k ów m om ent chw iejnej rów now agi p rzeciw ­ staw nych św iatów i racji w um yśle podm iotu, który ju ż poznał Praw dę, widzi skazę kłam stw a na św iecie, ale czuje na tyle atrakcyjność ow ego fałszu i jeg o blichtru, że nie m oże Praw dzie dać św iadectw a. C iąży na nim grzech przeciw j a w n o ś c i . Że ciężko przychodzi pokutow ać za ten brak dzielności, o tym o p ow iadają końcow e w ersy utw oru („I w rócę m ilczącym faryzeuszem / - Po za b aw ie”). N orw idow ski podm iot liryczny nie je s t tylko m aską - jak

(21)

Prufrock, ani zbiorow ym w cieleniem niem ocy - ja k The H ollow M en z w ie r­ sza E lio ta o podobnym tytule, ani w reszcie w yznaw cą określonej doktryny religijnej, ja k ju ż w yraźnie autorskie „ja” ze Środy p o p ielco w ej. A sp ekty, które w tw órczości E lio ta pojaw iają się osobno i w różnych o kresach, w sp ół­ istnieją do pew nego stopnia w jed n y m krótkim utw orze Vade-m ecum .

Jak wiadom o, w tw órczości późnego E lio ta spotykam y zjaw isk o, które m ożna by określić jak o poetykę epifanii. D oznanie m etafizy cznej jed n o ści czasu przyszłego i przeszłego, czasu w iecznej obecności, odbyw a się zazw y ­ czaj w ogrodzie („Footfalls echo in the m em ory / D ow n the p assa g e w e did not take / Tow ards the door we never opened / into the ro se -g a rd e n O th er echoes / inhabit the garden. Shall we follow ?” - B u rn t N orton, cz. I, w. 11- -14, 19/2027. „The laughter in the garden, echoed ecstasy / N ot lost, bu t re ­ quiring, pointing to the agony of death and b irth ” - E a st C oker, cz. Ill, w. 132-134)28. N ie tutaj m iejsce, aby zastanaw iać się nad różnicam i w u ję­ ciu czasow ości ludzkiego istnienia. Z nam ienne jed n ak , że E lio t u żyw a w tym celu toposu ogrodu, bogatego w uśw ięcone trad y cją k onotacje. T łem d ążen ia do zatrzym yw ania czasu, do w yjścia poza koło u m ieran ia i ro dzenia, je s t starośw iecka A nglia w iejskich obrzędów i w iecznie zielonych łąk. D aleko ju ż stąd do „n ierzeczyw istego” L ondynu z Z iem i ja ło w e j („U nreal city / U n d er the brow n fog of w interdaw n, / I had not thought death had undone so m a­ ny” . - The Waste Land, cz. I, w. 60-63 )29. O w a scen eria m iejsk a je s t na pew no bliższa krajobrazom poezji auto ra S tolicy niż św iat p rzed staw ion y angielskiego „country-side” w C zterech kw artetach. N orw idow skie epifan ie, objaw ienia religijnej w znaczeniu przebłysków K rólestw a N ieb iesk ieg o P raw ­ dy, m ogą się dokonać w szędzie, ale w iadom o, że o cen a św iata w iejskiej siel- skości u N orw ida je st bardzo am biw alentna. Z nane w ersy z w iersza W ieś30 („Tw oja p r z e s z ł o ś ć?... to w czora, / A p r z y s z ł o ś ć?... Ty nie łam iesz głow ą, / Zaw sze - u ciebie p o r a : / W -czasów k ró lo w o !...” ) m ogą się w ydaw ać m im ow olnym zaprzeczeniem kw ietysty czn ego m istycyzm u p oezji późnego Eliota.

27 E I i o t s. 189. 28 Tam że s. 201. 29 Tam że s. 65.

30 C. N o r w i d . Vade-mecum. O pracował J. Fert. W rocław -W arszaw a-K ra- k ó w -G d a ń sk -Ł ó d ź 1990 (BN seria I nr 271).

(22)

Z estaw ien ie N erw ów z utw oram i E liota, aczkolw iek podobieństw o nie sięgn ęło w arstw y głębokiej w iersza, okazało się m ożliw e dlatego, że „zgiełk cz asó w ” w św iecie kosm opolitycznych salonów i w ynędzniałych dzielnic ofiar rew o lu cji przem ysłow ej p rzycichł niem al zupełnie. U trudnia to w łączenie utw oru do paradygm atu „poezji z drugiej E urop y” , w którym racje etyczne i stan zew nętrznego zniew olenia są ściśle ze sobą zw iązane. Inaczej przedstaw ia się spraw a w O statnim despotyzm ie, w ierszu, którego chociażby ze względu na tytuł nie m ożna w yizolow ać ze sfery dziejów . To praw da, że na p rzyk ła­ dzie w ieści o końcu „despotyzm u” obserw ujem y, ja k człow iek m oże się od ci­ nać od historycznej natury sw ojej egzystencji, ale w iersz zaczyna się przecież od afirm acji tego horyzontu.

Z w rócono ju ż uw agę na to, że w iersz budow ą przy po m ina strukturę dram a­ tyczną. K w estie protagonisty zagajającego m iniaturow y dram at m ijają się zupełnie z konw encjonalnym i replikam i gospodyni i b arona - zresztą nie do k oń ca w iadom o, k tóre kw estie do kogo należą. N aczeln ą cech ą O statniego

desp o tyzm u w ydaje się brak w szelkich kryteriów w ew nątrztekstow ych u m ożli­

w iających ustalenie hierarchii różnych w ypow iedzi. D zieje się tak dlatego, że konw enanse salonow e, niepisane praw a lekkiej konw ersacji, p łaska ironia (bynajm niej nie norw idow ska ani nie rom antyczna), m askująca praw dziw e poglądy i u czu cia byw alców -m arionetek, nie p o zw alają długo zastanaw iać się n ad tre śc ią w ypow iedzi. T okiem konw ersacji salonow ej rządzi nie potoczne n astaw ien ie m ow y na przekazyw anie lub zdobyw anie inform acji ani dyskurs p oety cki, ani w reszcie em otyw ne w łaściw ości języ ka, ale zdolność do dow cip­ nych replik, zdaw kow ych kom plem entów oraz dw uznacznych kalam burów . T em atyka despotyzm u nie je s t podejm ow ana, a sam dźw ięk służy tylko nap ro ­ w adzeniu rozm ow y na inne tory. C iekaw szym tem atem okazuje się „nepo­ ty zm ” . W ow ym pozbaw ionym hierarchii św iecie króluje n iep od zieln ie tow a­ rzysk a plotka.

Lecz - w łaśn ie anonsują eks-szam belanow ę

Z synem p rzybran ym „Cóż pan m ów isz na n e p o t y z m?” C hłopiec starszy od matki o rok i o głow ę...

W łaśnie nadchodzą...

...jakże? runął ów D esp otyzm .”

But th ey ’ve just announced the ex-cham berlain’s bride And her adopted son - „What’s your view o f Nepotism ? The b o y ’s older than his mother by a year and a head... Here they are...”

(23)

P rzypadkow y charakter spotkań w zdegradow anym salonie, b łah ość p ro w a­ dzonych w nim rozm ów i dość w ątpliw y status zebranych osób p o zw alają oczyw iście usytuow ać św iat przedstaw iony utw oru w czasie. A tm o sfera je s t taka, że nikt nie byłby zdziw iony, gdyby p ojaw iła się w yk on aw czyn i ro li L a G rande D uchesse de G erolstein z opery O ffenbach a pod takim tytułem . S łyn na stała się anegdota, ja k podając się za bohaterkę ow ego utw oru m uzyczneg o uzyskała dostęp na bal urządzony przez N apoleo na III. O kres D ru gieg o C esar­ stwa, na który przypadł rozkw it tw órczych sił autora w iersza Je szcze F ran cja

nie zginęła, je st pełen incydentów , w których fik cja i rzeczy w isto ść n ie ro z e r­

walnie się przeplatają. Z giełk czasu dociera ju ż tylko z ogrom nym w y siłk iem do ludzi ulegających fascynacji b łyszczącą n ierz ecz y w isto śc ią n ieu stan n y ch zabaw i rozryw ek. Z w iastunem w ielkich zdarzeń, p rzed zierający m się p rzez gęstą kurtynę pozorów i konw enansów życia to w arzysk ieg o, je s t dep esza, telegraf. Znam y go z pow ieści D um asa H rabia M onte C hristo. T em at d epeszy z naszego w iersza okazuje się jed n ak m ało inspirujący dla b yw alców salonu. Nie traktuje on bow iem o żadnym krachu giełdow ym ani o ja k im ś skandalu w św iecie w yższych sfer. A bolicja despotyzm u nie w yw ołuje ciek aw ości gospodyni salonu, żądnej now ych sensacji.

W ydaje się jednak, że istnieje je szc ze inny sposób czy tan ia ow ego w iersza. N aw iązuje on do afirm acji dziejow ego charakteru lu dzkiego życia, k tó ra m a przedostać się do przestrzeni pozbaw ionego horyzontu ety czn eg o salonu za spraw ą anonim ow ego interlokutora na początku utw oru. W ątek N o rw id o w sk ie­ go O statniego despotyzm u je st z takiej w łaśnie p erspek tyw y po dejm o w an y przez S tanisław a B arańczaka w w ierszu G ardenpa rty3' . N ie chodzi tu tylko o kw estię strukturalnego podobieństw a, którego istnienie, ja k stw ierd ził B ara ń ­ czak w szkicu pt. N orw id - obecność n ieob ecn eg o 32, m iało być dow odem oddziaływ ania tw órczości autora Vade-m ecum na H erberta, Z ag ajew sk ieg o i Szym borską. W spólnym m ianow nikiem ow ego w pływ u je s t, zdan iem B ara ń ­ czaka, poetyka ciągłego „przew artościow ania” , „sprzeciw u w obec św iata, konieczności pow tarzania w iecznego ‘tak a le ...’ i ‘nie a le ’” . W iersz G arden ­

party je s t próbą pokazyw ania antyw artości salonow ych konw enan sów w o to ­

czeniu „liberalnej” A m eryki w arstw średnich (perm isive society). N a je d n e j z płaszczyzn utw oru jesteśm y św iadkam i takich sam ych p ow ierzcho w n ych rozm ów ja k w O statnim d esp o tyzm ie:

31 S. B a r a ń c z a k. 159 w ierszy. Kraków 1990 s. 150. 32 T e n ż e. T ablica z M acondo s. 89.

Cytaty

Powiązane dokumenty

We wspomnieniach swych wychowanków i pracowników na zawsze zostawiasz obraz pełnej energii, ciągle gdzieś pędzącej, pani dyrektor, która jednak zawsze znajdowała czas,

Oblicz, na ile sposobów można zapisać w jednym rzędzie cyfry 0,

Podaj warunek, jaki musza ι spe lnia´ c promienie, aby ustawienie piramidy by

1) Są składnikami niezbędnymi w żywieniu człowieka dla normalnego przebiegu szeregu procesów zachodzących w jego tkankach. 2) Nie mogą być wytwarzane przez organizm i muszą

N atura człowieka, człow ie- czeństwo, choć posiada walor powszechności (jest taka sam a we wszystkich ludziach), je st fo rm ą substancjalną człow ieka i może

Tak więc zarówno pojedyncze stany psychiczne, jak i całe ich zespoły mogą kojarzyć się z pewnymi czysto materialnymi zjawiskami, zupełnie tak samo jak kojarzą się

gastruli (pęcherzyka dwuwarstwowego z otworem gębowym), albowiem stopniowe wpuklanie się ścianek, jak się ono odbywa przy rozwoju osobnikowym (ontogenii), nie

Przeniesienie siedziby biblioteki centralnej z ul. Dąbrowskiego w Wirku jest konieczne z powodu złego stanu technicznego dotychcza- sowego budynku, który niszczony