R O C Z N I K I H U M A N I S T Y C Z N E T o m X I X , z e s z y t 1 — 1971
W IESŁAW PA W EŁ SZYM AŃSKI
„PODW OJONY SAM SOBIE JESTE M ”
O P O E Z J I T A D E U S Z A G A J C E G O
W zapom nianej książce J a n a G w alberta Paw likow skiego pt. M istyka
Słowackiego znaleźć m ożem y takie uw agi n a tem a t snu — m arzenia
sennego.
S tanem , k tó ry uw ażany b y w a za szczególnie sposobny do k o m u n ik acji z za św ia tem , je st sen. Ma on w sobie coś tajem niczego, podobnie ja k śm ierć zdaje się zbliżać duszę do zaśw iata, u n iezależniając ją od ciała. N azyw ają go stą d „b ra tem śm ierci”, a śm ierć znow u o k reśla n ą byw a jako „w ieczny se n ”. Życie duchow e w e śnie nie gaśnie — objaw ia się ono w m arzen iach sennych — ale gaśnie w ola i zdaje się gasnąć św iadom ość; zatem łatw o uw ażam y m a rz en ie senne za pochodzące spoza nas, Bóg — m niem any — je st tym , k tó ry ‘spuszcza sen’. M arzenia senne są pokrew ne halucynacjom ; ta k w jed n y m ja k w drugim w y p ad k u nie w idzim y — a w idzim y, nie słyszym y — a słyszymy. [...] W reszcie przy w iązy w an ie w agi do sn u pow oduje praw dopodobnie jego zapam iętanie, podczas gdy zw yczajnie zapom inam y o śnie przy przebudzeniu. Je śli go je d n ak chcem y zapam iętać, to zapew ne znow u w stan ie półjaw y, m iędzy snem a przebudzeniem , p o rząd k u jem y go, zm ieniam y, dopełniam y, ta k że n ab iera ja k iejś łączności i logiki
A Bergson w e W stępie do m e ta fiz y k i pisze;
[...] nie m a takiego stan u duszy, jak k o lw iek prostego, aby się nie zm ieniał bez p r z e r wy co chw ila; albow iem nie m a św iadom ości bez pam ięci, dalszego ciągu sta n u bez dodaw ania do w rażenia obecnego — w spom nienia chw il ubiegłych. N a tym polega trw anie. [...] Nie m a r z e c z y gotowych, lecz jed y n ie rzeczy, k tó re się sta ją , nie m a stanów trw ałych, są tylko zm ienne stany. Spoczynek zaw sze je st ty lko pozornym albo raczej w zględnym . N asza św iadom ość w łasnej osobowości naszej w jej ciągłym przepływ ie w prow adza nas do w n ętrz a rzeczyw istości, na podobieństw o k tó rej wdn- niśm y sobie w yobrażać inne. W s z e l k a r z e c z y w i s t o ś ć j e s t p r z e t o d ą ż e n i e m , j e ś l i s i ę u m ó w i m y n a z y w a ć d ą ż e n i e m z m i a n ę k i e r u n k u i n s t a t u n a s c e n d i 2.
1 J. G. P a w l i k o w s k i , Stu d ió w nad „ K róle m -D uche m ” część pierwsza:
M istyka Słowackiego, Lw ów 1909, s. 315. W szkicu tym opieram się n a Utworach w y branyc h T adeusza G ajcego (K raków 1968). (Liczby, k tó re um ieszczam w n aw ia -
sach po cytow anych fra g m e n ta c h poetyckich Gajcego, o d sy łają do stronic tego w y dania. W szystkie p o d k reślen ia w cytatach m oje — W. P. Sz). In tereso w a ć m nie tu będzie w yłącznie w yobraźnia poetycka au to ra W id m , a także to, co nazw ać m ożna osobowością, ale osobowością w p isan ą w poezję.
2 H. B e r g s o n , W stęp do m e ta fizy k i. P rzełożył i w stęp em poprzedził K. B łe szyński, K raków [brw.], s. 83.
Te dw a cytaty w y d ają się niezbędne, jeżeli zam ierzam y zaatakować jakże tru d n ą poezję Tadeusza Gajcego od środka, od tego jej punktu, k tó ry jest cen tru m u kładu nerw ow ego. W ydaje m i się bowiem, że poe zja ta dopóty nie podda się jakiem ukolw iek procesowi racjonalizacji, dopóki z jednej stron y nie uśw iadom im y sobie, posługując się Paw li kowskim , że istn ieją stany „m iędzy snem a przebudzeniem ”, stany pół- jaw y, k tó re dopuszczają w jakim ś stopniu logizację sennego m arzenia, a ze stro n y drugiej, posługując się Bergsonem , że nie m a stanów trw a łych, są tylko „zm ienne sta n y ”. Jeśli oba te prześw iadczenia nałożym y na siebie, czyniąc z nich jedno, będzie m ożna powiedzieć, że poezja
Gajcego u kazuje r z e c z y w i s t o ś ć c i ą g ł ą s t a n u m i ę d z y
s n e m a p r z e b u d z e n i e m
Po ty m — przecież apriorycznym — założeniu, trzeba od syntetycz nego uogólnienia przejść do analizy, k tó ra w inna to założenie udo wodnić. Czyli znow u oba cy taty — z Paw likow skiego i z Bergsona — sta ją się niezależnym i źródłam i refleksji. Spróbujm y — pam iętając O' autorze pierw szym — zobaczyć, w jak i sposób dokonuje się w poezji G ajcego logizaeja w stanie półjaw y sennego m arzenia. Chyba najw aż niejszym dowodem, że w stanie ty m bierze już udział świadomość, oczy wiście ja k gdyby przytłum iona, jest to, że zdajem y sobie sprawę, iż rzeczyw istością, k tó ra go bezpośrednio poprzedzała, była rzeczywistość sennego m arzenia. Stąd w łaśnie w poezji Gajcego ta k częsty, niem al w każdym w ierszu, m o ty w s n u : „I s n y w iązane n a s e n n ą nić / będą opadać ku skroniom p rędkim —• / iść — żal, / żal iść — ” (36); „Masz u sta złożone do s n u, / a tu sieć, a tu m róz, a tu blask — / Blask łzę rzeźbi i różow ą siecią łowi, / nie chodź w lilie — jesteś boso, / wróć się jeszcze, s e n rozgarnij póki czas” (37); „Z anurzony w nocy jak pły w a k / s n y rozgarniam palcam i n a dratw ie, / a za s n a m i — pustka szczęśliwa, / a za p u stk ą — już śpiew ać p o trafię” (44).
D om inujący w poezji Gajcego stan półjaw y („między snem a prze b u dzen iem ”) stw arza okazję do rozdw ojenia rzeczyw istości przedstaw ia n ej. Jeżeli jest to bow iem stan „m iędzy”, to znaczy, że z jednej strony rzeczyw istość ta może być b a r d z i e j zw iązana ze snem, a z drugiej — b a r d z i e j z jaw ą. Oczywiście, ja k już pow iedziałem wcześniej, w stan ie półjaw y m arny do czynienia z rzeczyw istością „przyćm ioną”, nie w pełni jeszcze rozbudzoną. Stąd nie tylko ta rzeczywistość, która je s t zw iązana z płaszczyzną snu będzie w pew nym sensie zamglona, co jest zresztą zrozum iałe, ale także i ta rzeczywistość, k tó ra jest już ukie run k o w an a w stronę „realności”, rów nież nie będzie jeszcze w pełni realna. K onsekw encje tego będą takie, ja k później zobaczymy, że obie
. P O D W O J O N Y S A M S O B I E J E S T E M ” 231
te rzeczywistości dadzą się przedstaw ić w tej sam ej poetyce. A w ięc to dopiero w poetyce Gajcego odnajdziem y bergsonow skie continuum .
Ow podział na dwie rzeczywistości: zw iązaną bardziej ze snem i b a r dziej z realnością, znajduje w poezji Gajcego odpow iednik w jeszcze jednym dualizmie. Z rzeczyw istością u k ieru n k ow aną w stronę snu zw ią zany jest czas p r z e s z ł y , z rzeczyw istością dążącą do realności (jawy) — czas t e r a ź n i e j s zy. I by w ychw ycić w szystkie potrzebne na tym etapie analizy opozycje, dodam jeszcze, że trz e b a tu także m ów ić o opo zycji: młodość (czas dzieciństw a) — w iek dojrzały. O statecznie pow stają więc w poezji Gajcego dw a szeregi: 1. rzeczyw istość snu, przeszłość, m ło dość, 2. realność (jawa), teraźniejszość, w iek dojrzały. Oczywiście, do konana tu schem atyzacja pełni tylko fun k cję służebną. Jeszcze raz do dam, że w poetyce Gajcego rozum ianej jako ciągłość szeregi te nachodzą na siebie i to nieraz ta k ściśle, że w p ro st niem ożliw e jest, aby w ydzielić ich stru k tu ra ln e elem enty.
Nie będziem y się przyglądać poszczególnym elem entom obu szeregów, tak jak je tu w yodrębniłem . O poetyce przedstaw iającej rzeczyw istość snu powiem y w dalszej partii szkicu. Chciałbym natom iast w tej chwili zająć się tylko jednym składnikiem tego pierw szego szeregu — tym wszystkim , co w poezji Gajcego jest zw iązane z dzieciństw em , z czasem (przeszłym) dzieciństw a czy młodość:. W ynotujm y n ajp ierw k ilk a fra g mentów, w których m ow a jest o ty m p ierw o tnym „ ja ” lirycznym , „ ja ” w yw ołanym z pamięci, ,,ja” w yw odzącym się z obszaru snu — sennego m arzenia: „Jakże takim i dłońm i utrzym asz pierś m leczną / m aleńki! — Przecież niełatwo... 1 W żyłach m atki ja k m apie drogę sobie w y bie rasz / i spokojny — w szak nazw ali cię człow iekiem — / słuchasz k rw i jej. Pięknie szumi tw a m atk a ” (59); „T u śpiew ci był poduszką, kołyska na kolanie — / O, tyle już spadło niechętnych, suchych pow iek / na ob raz ten: wychodzi / nieśm iała drobna postać, a drzw i są ram ą b a rw ną / i suchy sreb rn y włos i sreb rn y w ia tr u głow y / i szara kropla sm u t ku na uchylonych w argach, / i ręk a ucząc syna praw d ciem nych i p ro stych t opada nagłym pluskiem bezsilna na w łosy” ... (71).
Do czasów dzieciństw a odw ołujem y się nieśw iadom ie w m arzeniu sennym , świadomie — we w spom nieniach, gdy rzeczywistość, w której zostaliśm y osadzeni, jest nam n ieprzychylna czy w ięcej: zagraża naszej egzystencji. Z persp ekty w y takiego zagrożenia czas dzieciństw a w ydaje się zawsze czasem szczęśliwym, pięknym . G aston B achelard pisze m. in.:
Śniąc o dzieciństw ie, pow racam y do schroniska m arzeń, do tych m arzeń, k tó re otw arły nam św iat. D zięki tem u m a rz en iu sta je m y się pierw szym m ieszkańcem św iata sam otności. I o tyle lepiej m ieszkam y w świecie, że m ieszkam y w nim tak, jak sam otne dziecko m ieszka w obrazach. W m a rz en iu dziecka w szystko bow iem podlega obrazowi. D ośw iadczenia jego przychodzą później. P rzychodzą one jako o p o
zycja w szystkich w zniosłych m arzeń. Dziecko w idzi to, co w ielkie, w idzi to, co piękne. M arzenie o dzieciństw ie p rzy w ra ca nas p ięknu p ierw otnych o b raz ó w 3.
P rzy m ierzając o statnie zwłaszcza zdania B achelarda do poezji G aj cego, m ożna łatw o zauważyć, że wówczas gdy mówi ona o czasie dzieciń stw a, zawsze niem al posługuje się obrazam i pięknym i, kolorowymi. Rów nocześnie obrazy te są najczęściej zw iązane z m otyw em o g r o d u — i n a jp ie rw tem u faktow i się przyjrzym y. Ogród w poezji Gajcego symbo lizuje szczęśliwe dzieciństwo. I odw rotnie: zniszczony „ogród” jest sym bolem k atastro fy , w ojennego barb arzy ń stw a: „Człowieczych głosów drze wo szum iało snom m ym prędkim : / by ł o g r ó d , a w nim dom o dachu nib y m iedziak, / w o g r o d z i e stały k w iaty w kolorach jak k red k i” (69); „Ju ż ju tro może dym jak w idły / zapachnie chlebem, ognia róz ga / w ysokim kw iatem w o g r ó d spadnie, / a ptak, co w sm utku miał m ieszkanie / odm iennym szeptem zam knie sen ” (111).
O ile „ogród” w poezji G ajcego sym bolizuje czas szczęśliwego dzie ciństw a, czas zabaw , gonitw , odkryw ania piękna natury, jeśli jest więc w pew nym sensie rajem (raj ten, jak widzim y, dopiero w w ieku dojrza łym ulegnie zniszczeniu), a także sym bolem dziecięcej wolności, gdyż „ogród” w ty m w y padk u jest zakresem rzeczywistości zew nętrznej, w której w olno dziecku uczestniczyć, o tyle m otyw „dom u”, rów nie często w y stępu jący w tej poezji (jeżeli n aw et częściej), stanow i rzeczywistość w ew nętrzną, niezaw odny p u n k t sym bolizujący schronienie, bezpieczeń stwo. „D om ” jest dla dziecka azylem, w k tó rym zawsze może ono szukać ra tu n k u przed grożącym i niebezpieczeństw am i, więcej — „dom ” jest ja k gdyby św iątynią, w której m ieszczą się w szystkie „m iłości” w ieku dziecięcego. Z resztą nie tylko dla w ieku dzieciństw a „dom ” jest ostoją, m iejscem koncentrycznym , także i w w ieku dojrzałym „dom ” stanow i p u n k t odniesienia w szystkich poczynań. Człowiek pozbawiony „dom u” jest człow iekiem bardzo nieszczęśliwym, gdyż „dom ” to nie tylko schro nienie przed św iatem , „dom ” to także symbol skupiający życie rodzinne. W sym bolice „dom u” m ieszczą się jak gdyby w szystkie trzy czasy. Prze szłość — nasze dzieciństwo, teraźniejszość — w iek męski, a także i przy szłość w swoim finaln ym n aw et aspekcie — każdy chciałby zakończyć życie w swoim „dom u”. Jin d rzich C halupecky zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt „dom u” pisząc:
Człow iek, aby m ógł m ieć stosunek do św iata, m usi być n a świecie. M usi być n a jp ie rw w dom u, aby m ógł w nim być potem obcy, i m usi być w nim obcy, aby znów w nim być zadom ow iony. J e s t zarazem na zew nątrz i w ew n ątrz św iata 4.
3 G. B a c h e l a r d , La poétique de la rêverie, P a ris 1960, s. 87.
,P O D W O J O N Y S A M S O B I E J E S T E M ” 233
P rzy jrzy jm y się m otyw ow i „dom u” w poezji Gajcego. Czyniąc to, zobaczmy od razu, iak w ygląda on w dw u w ersjach: wówczas gdy „dom ” jest zw iązany z czasem przeszłym i z czasem teraźniejszym , czyli gdy „dom ” jest schronieniem i gdy to schronienie b ru ta ln ie niszczy w o jna •— historia: „Pytałem w iele razy jasności, co nade m n ą / o żyw ot w szyst kich rzeczy, które w w spom nieniu są. / — Ten d o m — m ów iła jasność — 0 dachu jak pieniądz / i drzw iach ja k płom ień ru d y ch przy ścianie, ten d o m / zam yka tw e bogactw o pod cieniem obłoku, / zdobyte tru d n y m słowem i oddane śn ien iu ” (69); „Tam d o m y drżą dziecinne w ogrodach zniszczenia / i pocisk szlak wyznacza, a za nim jak palm a / upada gałąź ognia na m iasto z k am ienia” (74).
Zagadnienie „kolorowości” św iata dziecinnego zasługuje na uw agę z jeszcze jednego względu. Wiąże ono m ianow icie poezję Gajcego z poezją Juliusza Słowackiego.
Srebro, złoto, rubiny, szafiry, szm aragdy, perły, słońca, gw iazdy, błyskaw ice, zorze, tęcze, kom ety, rzadziej żywo zab arw io n e m a te rie i k w iaty — oto zjaw isk a św iata zew nętrznego, d ostarczające autorow i Króla-D ucha m a te ria łu do p orów nań kolorystycznych — pisał Ignacy M a tu sz e w sk i5.
Wiele określeń z tego szeregu w yliczeniow ego odnajdziem y w poezji Gajcego: „Nad głowami nocy z ł o t y jeż (33); „Pod pokryw ą z m artw ego
s r e b r a ” (41); „ b ł y s k a w i c a jak głóg o stra” (67); „włos, jak
z r t ę c i żyw y” (70).
Je st to tylko część znikom a przykładów . „Ten cudny w y try sk barw 1 płom ieni zniszczył praw ie bez śladu p ro sty i szary obrazek rzeczyw i stości, staw iając na jego m iejscu jakieś czarodziejskie w idziadło” — pisał M atuszewski o S ło w ack im 6. Słowa jego m ożna by ja k najdokładniej p rzy łożyć do poezji Gajcego. Z jedn y m tylko zastrzeżeniem . K olory tw orzące w poezji Gajcego „czarodziejskie w idziadło” — pogodny, b arw n y czas dzieciństwa, bardzo często zm ieniają swą fu nk cję i nag le w iążą się one ze światem, k tóry płonie, ale dlatego... że ogarnęła go w ojenna pożoga. Ta specyficzna elastyczność obrazow ania Gajcego zaciera granice m iędzy „św iatam i” jego poezji, pow oduje m iędzy innym i, że sta ją się one jed nym bergsonow skim św iatem ciągłym.
W śród barw , któ re b u d u ją w izję liryczną au to ra W idm , n adając jego wierszom praw ie baśniow y, ale z drugiej stro n y i dram atyczny ch arakter, istnieją dwie barw y, które m ają w y raźn y ciężar sym boliczny. Są nimi: b i e l i c z e r ń . Oczywiście, dom yślam y się, jakie w artości sym boliczne są związane z tym i barw am i.
5 T. M a t u s z e w s k i , S ło w a ck i i no w a sztuka, W arszaw a 1965, s. 158. * Tam że, s. 167.
Biel sym bolizuje w poezji G ajcego niew inność-czystość. A niewinność ta jest bardzo ściśle zw iązana z owym wczesnym, w spom nieniow ym „ja ” lirycznym okresu dzieciństw a: „Poeta, b i a ł y chłopiec o dłoniach kru chych ja k pióro / w iedział ju ż daw no o tym , kiedy w literach w ier szy / w różba pisała się sam a i kształtem pochm urnym / w iodła spraw y ku św iatłu uw ięzionem u w śm ierci” (129).
P rzeciw staw n a bieli barw a czarna m a w artość sym boliczną także od daw na ustaloną. Jeszcze raz odw ołajm y się do spostrzeżeń M atuszew skie go; pisał on:
T ak w ięc, ja k kolory jasne, lśniące i czyste łączą się u Słow ackiego najczęściej z w ra że n iam i n a tu ry podniosłej, ta k kolory m atow e, ciem ne, pospolite uzm ysław iają niskość, zbrodniczość, ohydę m o raln ą, lub też w ogóle b ra k w yższych duchowych przym iotów 7.
Podobnie u Gajcego: „T w arz m oja c i e m n a - n o c na mej tw arzy / w il gotna, czujna ja k z tobą w śnie. / K to głosem w zyw ał z c i e m n o ś c i nagłej / i w yw iódł ciebie z m iejsca m iłego / ciało otw orzył i na dnie ska ły / ziem skiej zostaw ił?” (65); „ n o c trw a ciągła: to jej u sta uporczyw e zostały na sękach, / to jej palce widzę w deskach c z a r n e ja k na płót n ie” (67).
O graniczyłem się do podania dw u zaledwie rozbudow anych obrazów. G dyby się jed n a k przyjrzeć poszczególnym elem entom obrazow ania zwią zanym z „czasem teraźn iejszy m ”, okazałoby się, że nasilenie barw y „czar n e j”, „sza re j” czy w ogóle „bezbarw ności” jest o wiele mocniejsze. S pró bujm y wobec tego uzupełnić skonstruow ane tu wcześniej dw a szeregi opozycyjne. O statecznie będą się one składały z takich w artości *— w sze regu pierw szym znajdą się: rzeczyw istość snu, przeszłość, młodość (czas dzieciństwa), niew inność-czystość (barw a biała, św iat kolorowy); w szere gu drugim , opozycyjnym w stosun k u do pierwszego: realność (jawa), te raźniejszość, w iek dojrzały obsesja w iny-odpow iedzialności (barw a czarna, św iat bezbarw ny). Ale ja k ju ż powiedziałem , szeregi te są konstrukcją nieco sztuczną. Sztuczną w ty m sensie, że pow stałą dla potrzeb racjona lizacji. M ieliśm y już możność zobaczyć, ja k te dw a szeregi bardzo często nachodzą na siebie, zazębiają się. M otyw „ogrodu” w ty ch sam ych w ier szach sym bolizow ał z jednej strony pogodny czas dzieciństw a, a ze strony drugiej — czas grozy. Podobnie rzecz się m iała z m otyw em r,dom u”. Bo i w sam ej poezji Gajcego te dw a szeregi — jak się zdaje — pełnią jedynie fu n k cję służebną. To znaczy: nie są po to, aby relacjonow ać jakąś rzeczy w istość (przeszłą czy teraźniejszą), lecz po to, aby m iędzy nim i powstało spięcie, konflikt. Skłonny jestem bow iem sądzić, że najbardziej ważkim
. P O D W O J O N Y S A M S O B I E J E S T E M ” 235
m om entem w poezji Gajcego, m om entem , k tó ry jak gdyby uzasadnia, dla czego ta poezja w ogóle pow stała, jest s p i ę c i e m iędzy dw iem a rzeczy- wistościam i, które dla potrzeb stru k tu ra liz a cji u jąłem w opozycyjne sze regi. N ieuchw ytna, m igotliw a iskra elektry czn a o dużej mocy, k tó ra po w staje, gdy zetkniem y biegun d o d atni z biegunem ujem nym . O spięciu tym , o tej iskrze była już m ow a — jest to owo m i ę d z y , nieokreślony m om ent „m iędzy” snem a jaw ą. Rzeczywistość, k tó ra w rów nej m ierze przynależy do sfery irracjonalnej ja k i do realn ej, rzeczyw istość na w pół rozbudzona, n a w pół świadoma. Gdy w iążem y to „m iędzy” z poezją G aj cego, oczywiste staje się dla nas, że n ajw ażniejszym jej d ram a te m jest d ram a t w ynikający z zakłócenia porządku biologicznego. W ażny m om ent w historii n arod u zm usza dziecko, aby stało się człow iekiem dorosłym . Pod w pływ em tej presji pow staje osobowość r o z d a r t a : ktoś dorosły, kto nie po trafi w pełni wyzwolić się jed n ak z dzieciństw a; czy odw ro t nie: dziecko, k tó re n ie może jeszcze w pełn i zrozum ieć św iata dorosłych, jego m oralności. Rozdarcie to stanow i podstaw ow y k o n flik t poezji G aj cego. To jem u w łaśnie służą cała sfera „m iędzy”, ta niepozorna kreska, k tó ra dzieli skonstruow ane tu przez nas opozycyjne szeregi. Czy dla tego „m iędzy”, dla tej „k resk i” znajdziem y w poezji Gajcego odpow iednie ob razy? Oczywiście, ale tylko obrazy, bo liry k a G ajcego n iem al w yłącznie przez obrazy się w ypow iada, n aw et wówczas, gdy w yd aje się nam , że m am y do czynienia z reflek sją 8. Ta na w pół jeszcze zlogizow ana św iado mość, że będąc dzieckiem trzeb a od razu, n iejako n aty ch m iast, stać się dorosłym , przejść nagle z jednej rzeczyw istości znanej do d rugiej, n ie znanej jeszcze zupełnie, z czasu dzieciństw a, z czasu zabaw w czas obo w iązku i odpowiedzialności najw yższej, zn ajdu je w poezji G ajcego rea lizację w obrazach, w k tó ry ch św iat b a rw i kolorów ściera się i u stę p u je m iejsca św iatu bezbarw nem u — ciemności, nocy. Nie jest to ustępstw o m echaniczne, m im o że —• ja k w ielokrotnie tu pow tarzam — „ ja ” lirycz ne poezji Gajcego um iejscow ione jest w sferze n a w pół rozbudzonej („między snem a ja w ą ”). R ezygnacja z barw y, a więc z dzieciństw a, jest w tej poezji aktem św iadom ym , w yborem , k tó ry jest zgodny z w ym o gami Historii.
Zapowiedź tego jakże dram atycznego w ybo ru -rezygnacji znajdziem y już we wczesnych w ierszach Gajcego. W yraźnie trzeb a jed n ak dodać: w y bierając sytuację, do której przym uszała H istoria, wcale się G ajcy nie czuł szczęśliwy — był po stronie „ w ia ry ”, k tó rą m usiał porzucić, był em ocjonalnie; z obowiązku natom iast, z poczucia odpow iedzialności był
8 N a dom inującą rolę poetyckiego obrazu w liryce G ajcego zw rócił ju ż uw agę Je rz y K w iatk o w sk i w szkicu pt. C iem n y dialog, [W:] Klucze do w y obraźni, W a r szaw a 1964, s. 31—51.
ju ż po tej stronie rzeczywistości, w której „śpiew ne słow a” i „barw ne tęcze” trzeb a było zam ienić n a „oszczep”. To dram aty czne przejście w poezji Gajcego zn ajd uje w ielokrotne odbicie: „Rozum iem teraz błyskaw ic syk, / w ołanie k w iatu, gdy p ry sk a w tw arz / kolorem silnym , i garstkę śpiew u / w k rzak u pobliskim ciem nym ja k głaz. / Lecz język w tedy m artw y był. Nie mógł / odczytać pism a, które u pow iek / nosiłem niem y św iatłu podobne” (64); „a ja w d arem nym przypom nieniu / dzieciństwa k ształt przybliżam jasny: / obłoków góra, / nad nią księżyc / i w ia tr go łębi ponad lasem , / w oda wesoła, szelest ry b y i w śród lilii wodnych.
[...] Lecz noc m nie czeka wciąż podobna / do tam ty ch nocy, kiedy ko ral / św iatła się zniżał. Cień w obłokach / jest cieniem moim jak olbrzy ma, / a przecież ręk a jest pokorna / i ciało kruche leży płasko” (82— 83). M ożna by się tem u konfliktow i „ ja ” lirycznego przyjrzeć bliżej. Oka załoby się wówczas, że b u n t „ ja ” wobec historycznego m om entu przybiera w ielokrotnie k ształt rom antyczny. W w alkę tę w ciągnięty zostaje Bóg. To on jest w inien, że dziecku odebrano b ru taln ie św iat kolorów i kazano nagle stać się człow iekiem dorosłym . M am y więc do czynienia z jeszcze jed n y m pow tórzeniem rom antycznego gestu. W poezji Gajcego jest on m ało c ie k a w y 9. O w iele ciekawsze efek ty artystyczne osiąga natom iast poeta, gdy w przed staw io n ą przez siebie rzeczyw istość współczesną (czas grozy) w prow adza pew ne elem en ty religijnego m itu. Pozbaw ia te elem en ty sielankow ej atm osfery, w prow adza, zgodnie z czasem, w artości bru talne. W w ierszu pt. B etleem „pastuszym m elodiom ” tow arzyszy odgłos „arm at buczących i m aszyn” (46). Podobne zakłócenie spotkam y w w ier szu pt. 1942. Noc w igilijna, w k tó ry m odnaleźć m ożna zwrot: „Lulajże w pow rozie, lulajże na h a k u ” (4 7 )10. Rzeczywistość b ru ta ln a obca jest jed n ak G ajcem u — będzie o ty m jeszcze mowa. Dodam jedynie, że opisana tu w alka podw ojonego jak gdyby „ ja ” : dziecka z człowiekiem dorosłym i człow ieka dorosłego z dzieckiem , a także w alka dw u światów : czystego m oralnie, radosnego — ze skażonym , złym, ciem nym, niem al wyłącznie przedstaw iona została przez Gajcego na płaszczyźnie sym bolicznej. Być może, że i w ty m w y padk u m ożna by także mówić o Jaspersow skiej a n ty nom ii Nocy i D nia u .
9 W y jąte k sta n o w ią tu pew ne p a rtie z poem atu pt. W idm a, zwłaszcza fra g m e n t ITI pt. Pieśń ostateczna.
10 M itologia ch rześcijań sk a często w dziera się do poezji G ajcego. Nie tylko bez pośrednio, także pośrednio, poprzez obecność w niej ta k ich na p rzykład autonom icz nych m otyw ów , ja k „ o rn a t”, „jag n ię”, „p a ste rz ”. Zw łaszcza w ażką rolę spełnia tu sym bolika „krzyża”.
11 P iszę „i w tym w y p a d k u ”, bo an ty n o m ię Ja sp e rsa w ykorzystałem już o m a w ia ją c poezję W ładysław a Sebyły („C ie m n y n u rt mego życia”, „P oezja”, V (1969), n r 1, s. 9—19). P rz y o kazji chciałbym dodać, że m iędzy poezją Sebyły a Gajcego m ożna w y k ry ć pew ne zw iązki, zwdaszcza w tzw . kosm icznym obrazow aniu.
..P O D W O J O N Y S A M S O B I E J E S T E M ” 237
To dobry m oment, aby w prow adzić ponow nie bergsonow ską płynność czy ciągłość rzeczyw istości12. Nie tylko bow iem s tru k tu ra kom pozycyjna w ierszy Gajcego jest płynna, jak m ieliśm y możność to zobaczyć, przyglą dając się m otyw om „ogrodu” i „dom u”, p ły nn e są także poszczególne ele m enty, które się na tę stru k tu rę sk ładają — czyli po p ro stu poetyckie obrazy. W czym się ta płynność przejaw ia? W pew nej m i ę k k o ś c i , która jest właściwością niem al każdego obrazu Gajcego. Jej c h a ra k te r „ontologiczny” jest zrozum iały: stan „m iędzy”, te n stan zaw ieszenia m ię dzy snem a jaw ą, pow oduje przecież, że zarów no rzeczyw istość pierw sza (sen), jak i druga (jawa) są rzeczyw istościam i zatartym i, ja k gdyby za mglonym i. „Nie w idzim y — a widzim y, nie słyszym y — a słyszym y” — by jeszcze raz pow tórzyć słowa Paw likow skiego. Dla tej m iękkości będzie można także znaleźć w ytłum aczenie psychologiczne. Na razie jed nak p rzyjrzyjm y się kilku przykładom — realizacjom w poetyckich obrazach.
Jed n ą z tych realizacji jest upodobanie poety do m otyw ów kruchych, jedw abnych, delikatnych, puszystych. Zarów no wówczas, gdy w y stęp u ją one autonom icznie, jak i w tedy, gdy zn ajd u ją się w zw iązku m etaforycz nym : „W kantylen ie m acierzanki zap ach ” (33); „w zasłuchania jed w a bistej sieci” (33); „Uśm iechów rzew nych szelest” (33); „Z aw ikłany po w ietrza deseń” (33); „Za fira n k ą z barw m otylich” (40).
Ten ty p „m iękkiego” obrazow ania znam ienny jest dla całej poezji G aj cego. W arto dodać, jeżeli już m ów im y o „m iękkości” obrazow ania w li ryce tego poety, że stosuje on bardzo często w obrazach zestaw ienia kon trastow e. Są to jedn ak ko n trasty szczególnego rodzaju. M ają nie ty le d ra m atyzować obraz, jak gdyby rozdzierać go, a przeciw nie — k o n tra st jest tu w prow adzony po to, aby elem ent ostry obrazu zostaw ał złagodzony elem entem stonow anym . Oto kilka przykładów : „zapach kw iatów na oczach pod oknam i czarnym i” (33); „Po m chach żelaznych, grzybach k a m iennych” (65); „Dw a k w iaty w krzyż” (101).
Z tego rodzaju obrazow aniem , w k tó ry m „w artości o stre” są łagodzone czy neutralizow ane przez „w artości łagodne” (czasami m a m iejsce proces odwrotny), łączy się tu bezpośrednio sposób obrazow ania czasu te ra źn ie j szego, czyli grozy w ojennej. W spom niałem już, że ta groza w ojenn a jest pozornie złagodzona. Odczucie tego złagodzenia stąd pow staje, że G ajcy m otyw y znam ienne dla obrazów w ojennych łączy nie ty le z odpow iednim i dla nich określeniam i, groźnym , m ocnym i, brutalnym i, a przeciw nie — podobnie, jak to było w obrazach op arty ch o kontrasty, łączy z określe niam i ł a g o d n y m i . Je st w ty m zabiegu bardzo konsekw entny. Czasami
12 Gwoli przypom nienia, co przez to sfo rm u ło w an ie rozum iem , odw ołam się znowu do słów B ergsona: „[...] rzeczyw istość je st n ie u sta jąc y m w zrastan ie m , tw o rzeniem , odbyw ającym się bez ko ń ca” (Ewolucja twórcza. P rzełożył F. Z naniecki, W arszaw a 1957, s. 264).
te zestaw ienia ta k dalece nas zaskakują, że aż początkowo w ydają się n ie zrozum iałe, nielogiczne. Dopiero kiedy się staje dla nas zrozum iała nie tylko s tru k tu ra w yobraźni Gajcego, a przede w szystkim w pisana w jego poezję p ersp ek ty w a oglądu św iata — ów stan zawieszony m iędzy snem a jaw ą — staje się dla nas oczywiste, że „łagodność”, „m iękkość” obrazów w ojennych jest tu w ynikiem nie rozbudzonej jeszcze w pełni świadomości. A także, co jest rów nież dla nas oczywiste, faktu, że te w ojenne obrazy są oglądane (i tw orzone) przez „ ja ”, k tóre jest w rów nej m ierze dzieckiem co dorosłym . Czy trzeb a dodawać, że dla dziecka groza nie m a jeszcze sw ojej realności, że na to, co dla ludzi dorosłych jest kataklizm em , k ata stro fą dziecko p a trz y jeszcze w pew nym sensie jak na zabawę, jak na grę? Dopiero, gdy zdam y sobie spraw ę z tego wszystkiego, zrozum iem y zestaw ienie poety: „z a rm a t b u c z ą c y c h ” (4 6 )13, a także cały szereg innych przebiegających przez liryk ę Gajcego.
Być może, że to co nazw ałem bergsonow skim continuum w poezji G aj cego nie jest jeszcze w pełni oczywiste. Chodzi mi przede w szystkim o za znaczenie jednolitości w yobraźniow ej poety. Oczywiście można by w ra m ach tej w yobraźni mówić o pew nych etapach, ale etapy takie oznacza ły b y tylk o nieznaczną przew agę jed n ych elem entów nad innym i — a więc założenia ciągłości nie obalają. Poprzez to co n tinuum rozum iem także nie tylko pew n ą ciągłość obrazową, ale i jak gdyby usytuow anie czasowe poezji Gajcego. U sytuow anie, którego nie da się ująć w granicach tra d y cyjnie rozum ianego czasu. W pew nym sensie można by powiedzieć, że to często akcentow ane „m iędzy” — to po p rostu bergsonow skie t e r a z , k tó re pochłonęło przeszłość, a także i przyszłość. Poprzez to bergsonow skie c o n tin u u m rozum iem rów nież pew ną przem ienność w poezji Gajcego k o n k retu z ab strak tem , zaznaczając jednak, że k o n k ret nigdy nie jest do m inujący, że p rzeziera jedynie z całokształtu szaty symbolicznej, w którą ta poezja jest p rzybrana. W reszcie bergsonow skie contin uu m to jak gdyby pew n a płynność m aterii w ty m się w yrażająca, że w artości „ostre” i „ła godne” w poezji Gajcego w zajem nie na siebie w pływ ają, jak gdyby się n eu tralizu ją. D otyczy to zarów no św iata „rzeczy”, jak i św iata „pojęć”.
S pró bu jm y jeszcze dokonać dość trudnego, bo w pew nym stopniu do wolnego zabiegu, jakim będzie połączenie w jeden organizm: usytuow a nia „ ja ” lirycznego w nieokreślonym „m iędzy” — z poetycką w yobraź nią, rozum ianą jako obejm ujący w szystko kształt artystyczny. W ydaje mi się, że m ożna tu mówić o pow iązaniu bardzo integralnym . Nieokreślone
13 Je d y n ie w łaściw ie w e w czesnym poem acie Gajcego pt. Z dna znaleźć m ożna p ew n ą ilość realió w w ojen n y ch w e w łaściw ym usytu o w an iu : „bagnet”, „ławice czołgów”, „ b a ry k a d y ”, „rude p ożary”. A le n a w e t i w tym poem acie w w ielu w y p ad kac h re a lia w o jen n e są łagodzone w kontekście o brazu określeniam i em ocjonalnie sto n o w an y m i — dla p rzy k ła d u : „plusk b o m b ”, „krople salw ” , „piszczałki luf".
. P O D W O J O N Y S A M S O B I E J E S T E M ’ 239
m u w pełni procesowi psychicznem u „ ja ” lirycznego (zawieszenie m iędzy dziecięctwem a dorosłością) czyż nie odpow iada bow iem „m iękki”, więc m glisty, niedookreślony kształt obrazow o-sym boliczny tej poezji? I jeśli m ówim y o pew nej m iękkości obrazow ania poezji Gajcego, czy „m iękkość” ta nie znajduje swojego odpow iednika w m iękkości stan u psychicznego, zaw artego w tej poezji „ ja ” ? 14. Bo przecież konflikt, k tó ry w tej liryce uwidoczniłem jako ko n flikt główny, nie jest w ynikiem postaw y m ęskiej. Tak jak wszyscy rozum iem y „postaw ę m ęską” jest ona przekaźnikiem z d e c y d o w a n i a . N aród znalazł się w niebezpieczeństw ie, należy w obronie narodu stanąć do w alki. Po prostu, bez żalu za straconym św ia tem . Ale Gajcy, jak i całe jem u rów ieśne pokolenie, stan ął wobec tej ko nieczności przed czasem. B ył nieprzygotow any, niedorosły, b y ł jeszcze po stronie młodości. W ielka niespodzianka, z k tó rą się zetknął, stała się dla niego konfliktem m oralnym i etycznym . W yrazem tego k o n fliktu była
p o e z j a .
Gajcy, obok Baczyńskiego i Borowskiego 1S, spojrzał na w ojnę, na jej barbarzyństw o, od innej jeszcze strony. Ukazał, że nie tylko niszczy ona wartości, ukazał także, że łam ie biologiczny porządek n a tu ry . Dziecko, które m usi nagle, przedw cześnie dojrzeć je st już osobowością złam aną. Postaw a „ ja ” lirycznego, k tó rą o dnajdujem y w poezji Gajcego, jest jed nak, mimo wszystko, w pew nym stopniu etycznie n ieprzychylna zbrojne m u czynowi. Uznaje go, ale pod presją, wiedząc, że w danym m om encie historycznym innego w yjścia nie ma. Całkow ita zgoda w ynikająca z obo wiązku w spólnoty z narodem nie jest jed n ak całkow itą zgodą wobec własnego sum ienia czy może lepiej — osobowości. Niech się w tym m iejscu zakończy „ballada o białym chłopcu”, k tó ry chciał być tylko poetą, a m usiał zostać żołnierzem.
14 Na tę „m iękkość, płynność, falistość — w y o b ra źn i” Gajcego zw rócił ju ż uw agę J. K w iatkow ski w e w spom nianym szkicu. P rz ec iw staw ia ł jej je d n a k „spokój, siłę, heroizm — etycznej po staw y ”, a w ięc to stanow isko poety w id ział K w iatk o w sk i nieco inaczej.
15 Zob. I. O p a c k i , Elegia optym istyczna. O poezji K r zy szto fa Baczyńskiego, „Roczniki H um anistyczne”, XV (1967), z. 1, s. 145—176; A. W e r n e r , T adeusz B o
rowski: fenomenologia sy stem u, T o ru ń 1968. (Pow ielony te k st re f e ra tu w ygłoszonego