• Nie Znaleziono Wyników

"Niewymierne" wiersze Tadeusza Gajcego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Niewymierne" wiersze Tadeusza Gajcego"

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Bereś

"Niewymierne" wiersze Tadeusza

Gajcego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 79/1, 73-104

1988

(2)

S T A N ISŁ A W BER EŚ

„NIEW YM IERN E” W IERSZE TADEU SZA GAJCEGO

Wiersze n iew y m iern e — to ty tu ł niew ielkiego zbioru poetyckiego, n a ­ pisanego przez Tadeusza G ajcego w ro k u 1942. W jego skład wchodzi 9 niew ielkich liryków : Czarne okna, Korale, Jezioro, Ballada o chłopcu prz y d r o ż n y m , Żebrak s m u tk u , Ballada czarnoksięska, Bajka druga, 0 szew cu z a d u m a n y m oraz M odlitwa za rzeczy. Po raz pierw szy opubli­

kow ane zostały one dopiero w 24 lata po śm ierci pisarza — w Utworach w y b r a n y c h *. J a k stw ierdza L esław M. B artelski, re d a k to r zarów no tego zbioru, jak i późniejszej edycji P i s m :

O rygin ały przepisane na m aszyn ie, ręk op isy, pod ob n ie jak przy ju w en iliach , n ie zach ow ały się. Ich p o ety k a i bogactw o w y o b ra źn i p rzypom inają w y ra źn ie in n e u tw o ry z tego okresu 2.

N a tu ra ln e jest pytanie, dlaczego m łody pisarz nie zdecydow ał się na d ru k tego zbiorku i co skłoniło go do re z y g n a îji z w łączenia cyklu W ie r ­ sz y n ie w y m ie r n y c h do późniejszych tom ików , takich jak W idm a i Grom powszedni. Z apew ne rację m a B artelsk i przypuszczając, że w sporym sto p n iu zaw ażyły na tym ograniczone wów czas m ożliwości techniczne 1 finansow e oraz fakt, że w iersze te w niew ielkim stopniu d o ty kały spraw zw iązanych z b urzliw ym i przeżyciam i naro d u 3. W arto jednak zauważyć, że żaden z nich nie został rów nież opublikow any w prasie k o n sp iracy j­

nej, m im o iż a u to r zdecydow ał się na to w p rzy p ad k u innych utw orów pow stałych w tym okresie, np. Z dna (części III, IV, VII, VIII), Betleem, 1942. Noc wigilijna lub Trójgłos. A przecież spośród nich tylko poem at Z dna w sposób bezpośredni zw racał się ku p roblem atyce w ojennej. P ra w ­ dopodobnie poeta uznał, iż W iersze n iew y m ie r n e po p rostu nie zasługują n a d ru k lub opublikow ane być mogą jedynie w całości jako cykl. S kąd­

1 T. G a j c y , U t w o r y w y b r a n e . W i e r s z e — p o e m a t y — pro za. P rzy g o to w a ł oraz w stęp em i p o sło w iem opatrzył L. M. B a r t e l s k i . K rak ów 1968.

2 L. M. B a r t e l s k i , P o sło w ie. W: T. G a j c y , P ism a. J u w e n il ia — p r z e ­ k ł a d y — w ie r s z e — p o e m a t y — d r a m a t — k r y t y k a i p u b l i c y s t y k a lite r a c k a — varia.

K rak ów 1980, s. 556. Z tej ed y cji pochodzą w sz y stk ie c y ta ty z u tw o ró w G ajcego.

L iczba w n a w ia sie w sk a zu je stronicę.

* I b i d e m , s. 553.

(3)

74 S T A N I S Ł A W B E R F S

inąd wiadomo, że G ajcy p rzy k ład ał niezw ykłą w agę do kom pozycji swo­

ich kolejnych zbiorów, stąd też jego surow ość — w pew n ej m ierze zresz­

tą uzasadniona — w y d aje się n a d e r zrozum iała.

W spuściźnie pisarza przek azan ej przez jego rodzinę i przyjaciół Bi­

bliotece N arodow ej w W arszaw ie n a ty k a m y się na in try g u ją c y zespół rę k o p iśm ie n n y 4. O tw iera go w łaśnie zestaw W ierszy n iew y m iern y c h . Różni się on mocno od cyklu, k tó ry m B artelsk i otw iera dział w ierszy w obu edycjach twórczości Gajcego. Nie znajdziem y w n im Ballady 0 chłopcu p r z y d r o ż n y m ani Żebraka s m u tk u , za to zaw iera on Trójgłos, w ciąż jeszcze nie opublikow any poem at Pom an i Panna L e ś n a 5, 11-częś­

ciow y cykl poetycki Z dna oraz m ylnie doń zaliczany przez w ydaw cę w iersz pt. Z n a k 6. J a k a jest zatem praw dziw a zaw artość zbioru W iersze n ie w y m ie r n e ? Ta, k tó rą podaje B artelski, czy też ta, k tó rą o d n ajd u jem y w teczce Poezji nie w y d a n y c h ?

A wreszcie rodzi się p y tan ie trzecie: czy rzeczyw iście m am y tu do czynienia z cyklem poetyckim , czy tylko z przypadkow ym zbiorem w ier­

szy, k tó ry ch w artości poeta nie po trafił w y m i e r z y ć i pozostaw ił je w postaci brulionow ej? Być może bowiem to, co uw ażam y za ty tu ł tego m iniaturow ego zbioru, jest tylko lap id arn ą fo rm u łą na określenie kilku utw orów , z k tó ry ch część a u to r pozostaw ił w szufladzie, a część opubli­

kow ał jedynie w podziem nych periodykach.

T ru d n o o jednoznaczne rozstrzygnięcie tej kw estii. Przypuszczać jed ­ n ak należy, że B artelsk i przygotow ując do d ru k u U tw o r y w y bra n e G a j­

cego oparł się na zestaw ie W ierszy n iew y m iern y c h w yodrębnio n ych 1 przepisanych na m a sz y n ^ p rzez autora. Później, podczas porządkow a­

nia w arch iw u m papierów po poecie, om yłkowo zostały dołączone tek sty z lat późniejszych (Trójgłos, Pom an i Leśna Panna). T ru d n o jedn ak o całkow itą pewność, gdyż nie istn ieją żadne dow ody poza prześw iadcze­

niam i o p arty m i na zaw odnej przecież p a m ię c i7.

Istotniejsze jest jed n ak inne zgoła zagadnienie. Otóż istnienie W ierszy

4 T. G a j c y , P o e z je nie w y d a n e . D ział R ęk op isów B ibl. N arod ow ej, sygn . IV 0848.

5 D opuszczalne jest dom n iem an ie, że ty tu ł brzmi: R o m a n i P a n n a Leśna. U tw ór ten p ow stał w raz z gło śn y m p oem atem Do p o to m n e g o w io sn ą 1944 w w illi „Irena”

w K on stan cin ie, będącej w ła sn o ścią R om ana B ratn ego w ok resie jego zaślubin.

Z drugiej jednak strony u w ażn a an aliza pism a G ajcego w sk a zu je na p o m a n a 'szaleńca, o b łąk an ego’.

6 O tym , że w iersz ten m y ln ie był zaliczan y do cyk lu Z dna, d ob itn ie św ia d czy jego osobne d atow an ie, ty p o w y d la G ajcego sposób o d d zielen ia go od p ozostałych utw orów , a zatem rów n ież od cy k lu Z dna, w reszcie w y ra źn y brak zw ią zk u te m a ­ tyczn ego i k om p ozycyjn ego z tym rozbudow anym poem atem . N a p ew n e w ą tp liw o ści w y d a w cy w sk azu je zresztą fakt, iż dopisał (w n aw iasie) przy tym utw orze num er, m ający go w ten sztu czn y sposób sp ajać z 11-częściow ym cy k lem Z dna.

7 Z arów no brat p oety — M iec zy sła w G ajcy, jak i kustosz b ib lio tek i, doc. B a r­

bara K oc, n ie są dziś w stan ie odtw orzyć kan on iczn ego zestaw u tego cy k lu p o e ty c ­ k iego (inform uje o tym list M. G ajcego do autora n in iejszeg o tek stu , z 24 X I 1986).

(4)

n ie w y m ie r n y c h w różniących się w ersjach św iadczy o tym , że poeta zdecydow anie oddzielił twórczość, k tó re j p rzyzn ał pełne praw o do lite­

rackiego bytu, od tej, któ ra nie w pełni saty sfak cjon ow ała go a rty sty c z ­ nie. G dyby bow iem uznaw ać za w e rsję kanoniczną 9 utw o rów w ym ienio­

nych na w stępie, wówczas m am y tu do czynienia z au to rsk ą decyzją no­

szącą w szelkie cechy dyskred y tacji, podobnie jak m iało to m iejsce w przy p ad k u juw eniliów . W obliczu dorobku ta k skąpego ilościowo jest to decyzja znam ienna, gdyż jej w arto ściu jący sens pozw ala nam dzisiaj zastanaw iać się n a d poziom em estetycznej sam ośw iadom ości Gajcego, poszukiw ać k ry terió w , jakim i k ierow ał się podczas kom ponow ania sw ych dw óch okup acy jn y ch zbiorków poetyckich, a w reszcie dociekać, w kręg u jak ich w artości sy tu o w ał on swój ideał sztu k i inter arma.

P rz y jrz y jm y się zatem uw ażniej tej sporej m im o w szystko garstce

„n iew y m iern y ch ” w ierszy Tadeusza Gajcego, k tó re w latach sw ojej n a j­

in ten sy w n iejszej twórczości (1942— 1944) w ydzielił jako obszar niepew ­ ności a rty sty czn ej. Oprócz w spom nianych już w cześniej utw orów narosłych w okół szczupłego cyk lu W ierszy n ie w y m ie r n y c h zaliczyć tu należy rów ­ nież inne te k sty poetyckie publikow ane w prasie podziem nej, a pom inięte w W idm ach i Gromie pow szednim (np. Ś p iew m u r ó w 8, Nowo narodzo­

n e m u ), w iersze w ycofane z d ru g iej red ak cji G rom u (Po raz pierw szy m odlitwa, W ez w a n ie , Przed odejściem 9), a także napisany, na papierow ej torbie, już podczas pow stania — szokujący u tw ó r *** Ś w i ę ty kucharz do Hipciego 10. Bez w ątpienia a u to r tra k to w a ł je jako literack ie próby lub re­

alizacje nie w pełni udane, budzące jego niepokój i w ątpliw ości. Z drugiej wszakże stro n y dopuszczając w końcu n iek tó re z nich na łam y czasopism konspiracy jny ch dał dowód, że jego decyzja nie m iała c h a ra k te ru osta­

tecznego. W sum ie jed n ak oznacza to, iż rozpoczynając selekcję sw ych w ierszy G ajcy zaczynał jak b y kształtow ać w łasn y ton poetycki i u sta ­ lać w łasną linię p refe re n c ji arty sty czn y ch , a jego „n iew y m iern e” w iersze są sui generis do k u m en tam i z tej drogi k u poezji tout court.

Ju ż pierw szy rz u t oka na u tw o ry z tej „n ie w y m iern e j” g ru p y po­

tw ierdzać m usi ro zte rk i au to ra Homera i Orchidei. Rzeczywiście bowiem

8 T ekst n iep ew n eg o au torstw a, w y łą czo n y z U t w o r ó w w y b r a n y c h (zob. B a r ­ t e l s k i , ed. cit., s. 260), a zam ieszczon y w p ó źn iejszy ch P ism ach ; w yraźn ie od b ie­

ga ją cy od ty p o w ej dla G ajcego p oetyki.

* W łasnoręczna ad n otacja pisarza jest d opraw dy zagadkow a: „W iersze Po гаг p i e r w s z y m o d l i t w a , W e z w a n i e , P r z e d o d e jś c ie m do żadnego tom u n ie w ch o d zą ” — zob. T. G a j c y , W i e r s z e w c h o d z ą c e w s k ła d n o w e g o w y d a n i a „ G ro m u p o w s z e d ­ n ie g o ”. D ział R ęk op isów B ibl. N arod ow ej, sygn . III 10847. Jednak u tw ory te zn a­

la z ły się w końcu pośród tek stó w ow ej ed ycji. D laczego poeta chciał usunąć trzy w iersze tak e fe k to w n ie w ień czą ce tom ik? C zyżby n o sił się z zam iarem zm iany k o n cep cji G r o m u p o w s z e d n i e g o ? Trudno dziś o d e fin ity w n e rozstrzygn ięcia w tej k w estii.

10 U tw ór ten zo sta ł p rzekazany przez M. K ra czk iew icza — d ow ódcę G ajcego i Stroiń sk iego — J. P i ó r k o w s k i e m u (zob. O s ta t n i w i e r s z G ajcego. [List do redakcji]. „W sp ółczesn ość” 1964, nr 21).

(5)

76 S T A N I S Ł A W B E R E Ś

m am y tu do czynienia z p a rtią tekstów w y raźnie słabszych niż te, k tó re znam y z W id m oraz G rom u powszedniego. Szczególnie n iek o rzy stn e w ra ­ żenie sp raw iają Pom an i Panna Leśna oraz Ś p ie w m uró w . Zarów no pierw szy, m im o iż jest jedn y m z ostatnich utw orów poety, ja k i d rug i rep re z en tu ją raczej poziom juw eniliów niż twórczości d o jrzałej. Oba zresz­

tą nie posiadają odpow iedników w pozostałej tw órczości G ajcego. P rz y j­

rzy jm y się n a jp ie rw P om anowi i Pannie Leśnej. Ten ro zb u d o w an y poe­

m at p rzedstaw ia histo rię m łodzieńca, k tó ry u d aje się z w ieczorną w izy­

tą do narzeczonej, jednakże odrzucony przez w iarołom ną kochankę ulega w pow rotnej drodze powabom P a n n y Leśnej, czyli po p ro stu rusałk i.

Ujęcie to oczywiście nienow e, stanow iące w yraźn e naw iązan ie do Ś w itezianki M ickiewicza. G ajcy w pełni resp e k tu je w ym ogi g a tu n k u po­

w ołując do życia św iat nastro jó w i w ydarzeń tak ch ara k te ry sty c z n y c h dla inspirow anej folklorem ballady. A kcja u tw o ru rozgryw a się wT m a­

giczną noc św iętojańską, atm osfera zaś niepokoju i tajem niczości zostaje rozsnuta niem al w pierw szych w ersach. D ram atyczne napięcia w ą tłe j fa­

b u ły podkreślone są obecnością p a rtii dialogow ych, zjaw iskow ością przy­

rodniczego św iata oraz n adprzyrodzoną mocą i urodą leśn ej boginki. N a­

stró j poem atu w zm acniają liczne p aralelizm y składniow e, pow tórzenia oraz pew na nerw ow a fragm entaryczność i skrótow ość prezentow anego obrazu. Tak silne podporządkow anie się w yznacznikom g a tu n k u spraw ia, że G ajcy realizu je kanoniczny wzorzec dość bezwolnie. Nie znajdziem y tu naw et p ró by — tak, zdaw ałoby się, oczyw istej — żarlobliw ej gry,

„dialogu” z p rzyw oływ anym m odelem lub sygnału d y sta n su do szkico­

w anego św iata ludow ej fan ta zji i jego literackich upostaciow ań. Można zatem przyjąć, że m am y tu do czynienia jak b y z literack ą w praw k ą w ram ach p rzyjęteg o z góry schem atu.

P raw d ziw y kłopot polega n a tym , że zrealizow ana została ona z og­

rom ną niedbałością, jeśli już nie powiedzieć: w arsztatow ą nieudolnością.

Poecie nie u d aje się u trzy m ać w Pomanie i Pannie Leśnej żadnego s ta ­ łego w zorca rytm icznego, ry m y b alan su ją pom iędzy sk ra jn y m zbliże­

niem (np. „zaszedł” — „naszedł”, „boku” — „skoku”), pozornym w yszu­

kaniem (np. „d m u ch a” — „ h u k a ”, „szczęście” — „m ięśniem ”) a zupeł­

n y m rozpadem klauzulow ego w spółbrzm ienia, co całkow icie ru jn u je i ta k dość zgrzytliw ą m elodykę tekstu. P onadto a u to r u jaw n ia zdum iew ającą wręcz skłonność do p o w tarzania w łaśnie n a jb a rd zie j n ieu dan ych fra g ­ m entów . Jeśli dodać do tego n iech lu jne w ręcz poetyzm y w rodzaju:

„dziew czyna w m iłości chluście” , „prądem szczęście przelew a się każ­

dym m ięśniem ” , „sm utek skrobie podkow ę” , wów czas uzy sk u jem y obraz rzeczywiście dość odstraszający. Spoglądając więc na ten u tw ó r tru d n o się dziwić, że nie spieszono się z jego „odkryciem ” i że został on pom i­

n ięty — co skądinąd n ag an ne — w edycji Pism Gajcego.

Nie tak jednoznaczną sy tu a c ję n a p o ty k am y w Śpiew ie m urów . U tw ór ten sy tu u je się w k ręg u niezw ykle żyw ej w poezji w o jen n ej, a p ra k ­

(6)

tycznie nie w y stęp u jącej — poza poem atem Z dna — w liryce Gajcego, p ro b lem aty k i m artyrologicznej. Mimo całej p resji tragicznych doznań ok u p acy jnych a u to r W id m dążył do w yp racow an ia postaw y em ocjonal­

nego d y stan su wobec n arzu cających się w ypadków . Budow ał go przez silną nadrealizację obrazu, ko rzystanie z techniki w idzenia sennego, cza­

sem poprzez groteskę oraz rzutow anie w izji w plan kosm iczny lub h i­

storiozoficzny. Ucieczka od poetyckiego d o ku m en talizm u i n u ty cier­

piętniczej była niem al program ow ą postaw ą całego pokolenia d e b iu tu ją ­ cego w pierw szych latach okupacji. W szelkie objaw y zanu rzania się w oparach klęski, rozpam iętyw ania doznanych cierpień i odcinania kupo­

nów od narodow ego d ra m a tu pisarze ci tra k to w a li jako syndrom słabości i nieum iejętności w y pracow ania postaw y etycznie i arty sty czn ie a k ty w ­ nej. W łaśnie pokusy poddania się falow aniu zbiorow ych em ocji i pod­

jęcia roli „płaczki żałobnej” uznaw ali za głów ną groźbę, k tó ra może spa­

raliżow ać obroty niepodległej w ypadkom w yobraźni. Stąd w łaśnie zasko­

czenie, jakim jest w dorobku poety Ś p iew m urów . P o tęgu je je dodatko­

wo rów nie rzadki u niego ton lirycznego rozrzew nienia, z jakim opiew a los rodzinnego m iasta, a także bezpośredniość relacji b o hateró w zaklętych w ściany. G ajcy niem al z reg u ły m ówił: „m iasto”, „ k ra j”, „ziem ia” . T u ta j nato m iast zw raca się z ch arak te ry sty c z n ą apostrofą: „W arszaw o, w snach naszych śnisz, / nucąc w rześniam i żałobny nasz tr e n ” (101). Tylko w VII i V III części poem atu Z dna, d ruk o w an y ch przez G ajcego jako Rapsod o W arszawie odnajdziem y podobne ujęcia.

A postrofa to zresztą znacząca i nieprzypadkow a. U tw ór p rzedstaw ia bow iem stolicę jako m iejsce św ięte, jako sa n k tu a riu m pam ięci o tych, któ rzy w 1939 r. oddali życie w jej obronie. S ygnalizow any w ty tu ­ le „śpiew m u ró w ” jest głosem poległych, k tó rzy „uw iecznieni” zostali w z ru jn o w an y ch ścianach i nie mogą być zapom niani, gdy n astan ie „nowe m iasto w n ap iętej cięciwie dni try u m fa ln y c h ” (102). W iersz ten, uderza­

jąco podobny do setek innych w o jen ny ch varsavianôw , n a d e r łatw o u sy ­ tuow ać w kręg u tego ste re o ty p u W arszaw y, k tó ry w y łan ia się z okupa- cyjnego obiegu popularnego. S tałym elem entem sch em atu jest w y ek s­

ponow anie w ą tk u m ęczeństw a, jakie przypadło tem u m iastu podczas ob­

ro n y przed niem ieckim najazdem . C ierpienie to zaś każdorazow o prezen­

tow ane jest jako ofiara poniesiona na rzecz przyszłej, nie określonej jeszcze resty tu c ji. T rafnie pisze o tym J e rz y Święch:

O dtąd b lask w rześn ia sta le b ędzie się p rzebijać z uporem przez m roki o k ru t­

nej n o c y ok u p acyjn ej, sięg n ie sam ego dna, w jak im znajdą się m ieszk a ń cy sto ­ lic y w dniach m a so w y ch eg zek u cji i łap an ek . [...] P rom ień ten będ zie n ie ty lk o p rzypom inać o b o h a terstw ie, um ęczon ym i cierp iącym w sk a zy w a ć będzie p o­

czątek zb aw czej drogi, na jaką w e w rześn iu za szczy tn ie w k r o c z y li12

11 „K ultura J u tra ” 1943, nr 3/9.

12 J. S w i ę c h , P ieśń nie podległa . M odel p o e z j i k o n s p i r a c y j n e j 1939— 1945. W ar­

szaw a 1982, s. 128.

(7)

78 S T A N I S L A W B E R E Ś

W yobrażenie to konsekw entnie prow adzi do kolejnego ujęcia, w y­

raźnie zarysow anego w zakończeniu u tw oru: w izji m iasta niszczonego i rujnow anego, k tóre swą duchow ą niepodległością broni się p rzed zagła­

dą. K lęska bowiem urzeczyw istniła się w yłącznie na planie m ate rii. Mo­

rale n arodu nie uległo zachw ianiu, a naw et w ręcz przeciw nie, zostało dow artościow ane jego niezłom ną postaw ą. Także tu ta j G ajcy w p isu je się w schem at u trw alo n y w ówczesnej p rodu kcji piśm ienniczej. P o tw ie r­

dza to zresztą au to r Pieśni niepodległej:

T en '[...] kontrast m ięd zy m aterialną czy c ielesn ą a duchow ą su b sta n cją sto­

licy jest trw a ły m sch em atem , pow tarzającym się w każdym w ierszu m ó w ią cy m o W arszaw ie o k u p o w a n e j1S.

K iedy więc poeta zam yka w iersz obrazem m o nu m en talnej, m a rm u ro ­ w ej W arszaw y, do końca w pisuje się w istniejący już m it m ia sta -b o h a- tera ; m it, którego fun k cją m iało być zespolenie obróconej w g ru z i pe­

rzy n ę przeszłości z form am i przyszłym i, kształto w any m i już w odno- w icielskim w ysiłku przez niepodległą zw ątpieniu w yobraźnię poetów .

Oczywiście m ożna powiedzieć, że b rak pew ności w spraw ie a u to rstw a te k s tu nie pozwala na zbyt ostre uogólnienia i jednoznaczne w liczanie jego w tórności na konto Gajcego. N iestety jed n ak nie jest to je d y n y w do­

rob k u poety w iersz o podobnym ch arak terze. W rów nie dużym , a m oże n a w e t w jeszcze w iększym stopniu w o kup acyjn y stereo ty p w p isu je się n ajd łu ższy spośród in teresu jącej nas tu g ru p y utw orów — poem at Z dna.

N ad er szczególny to utw ór. Bez w ątpienia nie n ależy on do szczytow ych osiągnięć pisarza, k tó ry praw dopodobnie m iał tego pełną świadomość, n iem n iej w arto zwrócić uw agę na ten tekst, gdyż stanow i on ja k b y po­

m o st m iędzy juw eniliam i a twórczością dojrzałą, m iędzy świadom ością

„cy w iln ą” a poczuciem w spółuczestnictw a w biegu w ypadków . Z d erzają się w nim przeto b ohaterski obraz w ojny i w izja k a ta stro fy to taln ej, sy n ­ tety c zn y sk ró t w yobraźniow y i poetyzow ana k ronika w ydarzeń, p rze­

konanie, że n ależy odwoływać się do usankcjonow anych tra d y c ją k u ltu ­ row ych znaków, i w iara, że n ależy tw orzyć w łasne wzorce k ształtow an ia poetyckiego św iata.

Siad tych głębokich napięć w obszarze świadomości, w yobraźni, a n a ­ w et poetyckiego w arsztatu a u to ra Ziem i jest na ty le w yraźny, że tru d n o m ieć jakiekolw iek w ątpliw ości: w połowie 1942 r. zachodzi proces w e­

w n ę trz n e j p rzem iany poety. D otyczy to zresztą także in n y ch przed staw i­

cieli tej generacji, dla k tó rych klęska w rześniow a była pow ażnym w strz ą ­ sem. To, co stało się ich psychicznym udziałem podczas ty ch d ram a ty c z ­ ny ch tygodni, zapoczątkow ało niezw ykle intensyw ny, nieraz szeroko roz­

łożony w czasie, skom plikow any proces p rzetraw ian ia oraz rew idow ania postaw , w yobrażeń i św iatopoglądów . Bez w zględu na rodzaj osobniczych

1S Ibid em .

(8)

doświadczeń upad ek Rzeczpospolitej dla każdego z nich stanow ił zam knię­

cie pew nej epoki oraz tragiczne podsum ow anie tej fazy życia, k tó rą znam ionuje ufność wobec rzeczyw istości i prześw iadczenie o stabilnym porządku otaczającego św iata.

Dla G ajcego k a ta stro fa r. 1939, k tó re j pośw ięcił swój poem at Z dna, była w ydarzeniem szczególnie mocno i boleśnie tkw iącym w świadom o­

ści. W szak nie p rzypadkiem w swoich pró b ach p rozatorskich pow racał do scen i sy tu acji ro zgryw ających się w m iażdżonych placów kach żoł­

n ierskich (Twarzą w noc), na zatłoczonych uciek inieram i drogach obsypy­

w anych n ieprzyjacielskim i bom bam i (Cena) oraz w lotow ych ulicach sto­

licy, na k tó ry ch pokonani m ijali sw ych pogrom ców „try u m fu jąc y c h m il­

cząco i b u tn ie ” (T r z y śmierci). N aw et groteskow e M isterium niedzielne stanow iło próbę ukazania o statnich chw il pogrążonej w sennym , a zara­

zem m ocarstw ow ym absurdzie, u ciekającej od świadom ości zagrożenia

„ k ra in y ” .

Rok 1942 przyniósł istotne dla młodego poety decyzje: w stąpienie na ta jn y un iw ersy tet, deb iu t na łam ach „S ztu k i i N aro du ” , a wreszcie akces do jej zespołu redakcyjnego. Oznaczały one tyleż przekroczenie progu dojrzałości, co i w łączenie się w podziem ną w spólnotę, pociągające za sobą odnalezienie się w kręg u określonych koncepcji politycznych oraz a rty ­ stycznych. W k rótk im czasie m łodziutki pisarz, dotąd „cyw il” i gim nazja­

lista, przeobraził się w członka podziem nego państw a, rep re z en ta n ta spo­

rej k o n sp iracy jnej g ru p y politycznej, a także uznanego — co praw da w w ąskim jeszcze k ręg u odbiorców — poetę.

P ow stanie Z dna, podobnie zresztą jak i całego cyklu W ierszy nie­

w y m ie rn y ch , p rzypada w łaśnie na ten okres zm iany ról społecznych, a przede w szystkim gw ałtow nego do jrzew ania artystycznego. D otychcza­

sowa postaw a, styl m yślenia, św iatopogląd i literack ie upodobania G ajce­

go sta ły się obszarem dość zasadniczych przew artościow ań. O ich koń­

cowym efekcie świadczą dobitnie tak różne od prób m łodzieńczych, choć tożsam e w p rzyw iązaniu do pew nych ujęć i tem atów , tom y poetyckie:

W idm a i Grom powszedni. P o em at Z dna otw iera ów proces w ew n ętrz­

nej przem iany. Mimo iż nosi już n iek tó re cechy znam ionujące w artości ch a rak tery sty czn e dla obu ty ch zbiorów, jest jed n a k jeszcze zanurzony w schem atach, w yobrażeniach i upodobaniach literackich, k tó re o d najdu ­ jem y w juw eniliach.

J e d n ą z w ażniejszych cech poem atu Z dna jest niezw ykle intensyw na potrzeba zdystansow ania się wobec przeszłości. K lęska w rześniow a ja­

wi się G ajcem u przede w szystkim jako czyn nik ostatecznie p rzek reśla­

jący ilu zy jn y k rąg spraw i problem ów k o n sty tu u jąc y c h życie m łodego człowieka, zbyt długo zanurzonego w św iecie zabaw y, uznającego im ito­

w anie sp raw ludzi dorosłych za egzystencję pełną. W części dru g iej poe­

m atu, zaty tu ło w an e j Przed wrześniem, czytam y:

(9)

80 S T A N I S Ł A W B E R E Ś

T ek tu row e m iecze d zieciń stw o cięły ,

b itw y d y m iły w podw órkach, p ap ierow e fr u w a ły k u le, k o ły sa ły trąb k i radość w o ln y ch —

U sta do m elod ii przytulić.

Z am ien ili lata, zam ien ili bronie — m łodzi idą na w ojn ę. [199]

D ośw iadczenie w ojenne jest dla G ajcego przede w szystkim zniesie­

niem fikcji, odejściem św iata rzeczy i zjaw isk p rzy jazn y ch , ale w yim agi­

now anych, sztucznych; uw odzących swą idyliczną urodą, k tó ra niespo­

dziew anie okazuje się czym ś niedow cielonym i nierzeczyw istym . Ś w ia­

dom ość um ow ności św iata, w k tó ry m w zrastali bohaterow ie poem atu, doprow adziła do in fan ty lizacji ich obrazu rzeczyw istości. N ieprzygoto­

w an i do udziału w rzeczyw istym życiu, sta n ę li w obliczu katalizm u po­

rażen i i ja k b y nie w pełn i przekonani, że oto n a ich oczach ro zg ry w ają się w y pad k i, od k tó ry ch nie będzie ju ż p o w rotu w iluzję. J e d n y m z bo­

h a te ró w tego utw oru, nieśm iało pojaw iający m się w jego k o lejn ych częściach, jest poeta — ,,b iały chłopiec o k ru ch y ch rę k a c h ” . I on p rzy ­ g ląd ając się zdum iony rozw ojow i w ojennych w ydarzeń, niczym duch obecny n a polach bitew pod K utnem , M odlinem i W arszaw ą, ucieka w y ­ obraźn ią i m yślam i od tego przerażającego w idow iska.

o ciek ał łzaw ą lita n ią żołnierz zak łu ty pod K utnem , W arszaw ą d zw o n iły m iasta, M odlin na oczy się kładł,

gdy chłopiec o d łon iach k ru ch ych w zieleń zap atrzył się sm u tn ie. [211]

Z ask ak u jąca to reakcja, ty m b ard ziej że to w łaśnie on pow inien być lep iej niż inni przygotow any n a przyjęcie tej now ej rzeczyw istości. P rz e ­ cież „w iedział już daw no o tym , kied y w litera c h w ierszy / w różba pisała się sam a i kształtem pochm urnym / wiodła sp raw y ku św iatłu uw ięzione­

m u w śm ierci” (198). W idocznie jed n ak czymś innym jest zdolność a n ty - cypacji, a czymś in n y m um iejętność opuszczenia k ra in y sn u i zaadapto­

w an ia się w naznaczonej ogniem i śm iercią realności. G ajcy n a d e r w y ­ raźn ie pisze o k ontraście pom iędzy łagodną ark ad ią la t m łodzieńczych a okrucień stw em w o jen n y ch w ydarzeń. Rów nocześnie jed n a k nie zapo­

m ina zaznaczyć, że bolesny up ad ek idylli przez jakiś jeszcze czas p a ra ­ doksalnie splatać się będzie z jej sen ty m en taln y m przyw ołaniem :

Jeszcze sn y

r o zw in ięte fa lo w a ły na m asztach,

n ied ziele b y ły p alm ow e, dni rozsu w ały się w k w iatach , gdy ten dzień g n iew n ie opadł [...] [198]

Pożegnanie Gajcego z dzieciństw em nie m a w sobie gw ałtow ności i p a sji odtrącenia. W jego stro fach nie brzm i ton szyderstw a i nieukojo- nego zaw odu, k tó ry ta k często m ożna było obserw ow ać w liry ce m łodego pokolenia okupacyjnego. P o eta zam k n iętą już n a zawsze epokę i d o jrze­

w an ie w n iej sw ojej gen eracji p o jm u je nie w k atego riach socjotechniczne­

(10)

go oszustw a i „up u p ien ia” narodow ym frazesem — co ta k bardzo było widoczne z kolei w twórczości pokolenia 1910 — lecz jak o efek t p rzy ­ m usu historycznych czy dziejow ych praw idłow ości, któ re ta k a nie inaczej uform ow ały polityczną rzeczyw istość. Przeszłość, dzieciństw o, młodość i m iędzyw ojenna Polska stanow ią w tym poem acie in teg raln ą całość — dobrą, sielską i łagodną. Jeśli spojrzeć na nią przez p ry zm a t m łodzień­

czego w iersza G ajcego pt. R y m y proste bądź ostry ch a rty k u łó w p ro g ra ­ m ow ych d ru k o w an y ch w 1942 r. na łam ach „Sztuki i N aro d u ”, wówczas przyznać m usim y, że m am y tu do czynienia z jakim ś niespodziew anym idealizującym w ykrzyw ieniem . Ta sam a skłonność do reh a b ilita c ji w szy­

stkiego, co w iąże się z dzieciństw em i w czesną m łodością au to ra Homera i Orchidei, u jaw n ia się rów nież w jego innych utw orach, n a w e t w prze­

w ro tn y m M isteriu m niedzielnym . T endencja ta staje się jed n ak w pełni zrozum iała, g dy zestaw im y ją z zaprezentow anym w poem acie Z dna b o hatersk im ujęciem w o jn y 1939 roku. P a tety z ac ja m ęstw a żołnierza polskiego, akcentow anie jego heroizm u i pośw ięcenia, podkreślenie sen ­ sowności w ojenn ej ofiary stanow ią logiczne dopełnienie tej idealizacji.

T ylko to, co dobre i nie skażone żadną dw uznacznością, może u sp raw iedli­

wiać desperacką w alkę do końca; tylko doznane poczucie ład u może zro­

dzić ta k godne szacunku i podziw u postaw y na polu w alki.

P o em at Z dna przynosi rozpoznania proste, schem atyczne i zgodne z pow szechnym odczuciem: dzieciństw o jest sielskie, dojrzałość tragiczna, w róg o k ru tn y , a w łasne wojsko w aleczne, los zrzuca dziejow e nieszczęście, lecz przyszłość przyniesie odnowę. G ajcy w yraźnie odw ołuje się tu do okupacyjnego m odelu liry k i popu larn ej. Pisze Swięch:

N ie u le g a w ą tp liw o ści, że i w tej od m ian ie poezji, którą ze w zg lęd u n a resp ek to w a n y przez nią poziom za liczy lib y śm y do obiegu „w y so k o a rty sty czn eg o ”, w y stą p iła — rzecz jasna, w p ew n y m zaszyfrow an iu — ta sam a sy tu a cja p sy ch o - socjaln a, k tóra w w y d a n iu potocznym , jako p ostać zb iorow ej m itologii, sta n o ­ w iła d om enę tw órczości p a trio ty czn o -o k o liczn o ścio w ej. [...] W iersze B aczyń sk iego, G ajcego i ich r ó w ieśn ik ó w w y r a sta ły z tej sam ej p otrzeby u ogóln ien ia sy tu ­ acji, w jak iej zn alazła się za oku p acji lu d n ość cy w iln a , p od d aw ana w szelk ieg o typu restryk cjom . M łodzi tw ó rcy w a rsza w scy okazali się tu taj w iern y m i k o n ­ ty n u a to ra m i trad ycji „ ty rtejsk iej”, ze w sz y stk im i antyn om iam i, jakie się w jej ło n ie za ry so w a ły u .

J a k jed n ak pogodzić op artą na u k o n sty tu o w any m już 3-letnią p ra k ­ ty k ą arty sty c z n ą w zorcu postrzegania przeszłości skłonność Gajcego do idealizacji rzeczyw istości m iędzyw ojennej z k o n statacją o doznaniu przez niego tej epoki jako fikcji i dziecięcego m irażu? Gdzie m a źródło łagodne, ale jed n ak odrzucenie „ k ra in y m uzy k i kw iatów ” ? Skąd w reszcie osta­

teczne przyjęcie za w łaściw e i konieczne norm w yznaczanych nie przez zdruzgotaną, ark a d y jsk ą realność, lecz przez rzeczyw istość okupacyjną,

14 I b i d e m , s. 58— 59.

•6 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 19B8, z. 1

(11)

82 S T A N I S Ł A W B E R E Ś

k tórej początkiem była w rześniow a klęska? N ajp ełniej na te p y ta n ia od­

powiada pow stały w ty m sam ym czasie w iersz pt. Z n a k :

R ozważ: ta sam a w io tk o ść k w ia tó w p ieściła tw e am b itn e la ta n a jzw y k lejszy m i p u rpurow ym i poruszeniam i.

P rzesłan iałeś nim i m łodość naiw n ą — na m iarę dłoni rom an tyczn ym ek ran em . D zisiaj: w strzęp ie k w ietn eg o p łom ien ia k ąp iesz ręce.

i

...

1 K ied y p ołożysz p od w ójn y ciężar tw y ch rąk na zrębie dni — poznasz: nie m ogło być prościej i b oleśn iej. [215]

P oeta b u d u je w ty m utw orze, podobnie jak w poem acie Z dna, n ad er przejrzy stą dychotom ię: z jed n ej stro n y sielska uroda m inionego życia, z dru giej gw ałtow ny ból doświadczonego w łaśnie istnienia; z jed n e j stro ­ n y uspokajające przesłonięcie obrazu św iata filtre m niedojrzałości, z d ru ­ giej dojm ujące doznanie jego rzeczyw istego k o n tu ru . W kraczanie w do j­

rzałość zatem , bo ona w łaśnie dana jest w raz z kataklizm em w o jenn y m

„białem u chłopcu”, s ta je się aktem w tajem niczenia w to, co jedynie praw dziw e — w h istoryczną realność. Opow iedzenie się po stro n ie ja­

kości w eryfik o w aln ych i auten ty czn y ch w pełni potw ierdza p ragn ienie Gajcego — zaakcentow ane już w cześniej w poem acie Ziemia — p orzu­

cenia m odelu twórczości, k tó rem u patro n o w ały fascynacja w łasn ym bio- logizmem i młodością, ulotna w zruszeniow ość i kon tem p lacja u ro d y p rzy ­ rodniczego św iata. W ybór ten oznacza jedn ak przede w szystkim o drzu­

cenie pokus estetyzm u i chęć w łączenia się w prob lem y zbiorowego losu.

P a trio ty c z n y akces uzyskuje wszakże k rystalizację dość konw encjo­

nalną. W poem acie Z dna p rez e n tu je bowiem G ajcy b o h a te rsk o -m arty - rologiczny obraz w ojn y r. 1939 15, a rów nocześnie szkicuje p ersp ek ty w ę konsolacyjną: w szystko powróci do daw nych w cieleń, klęska zaś stanie się tylko kolejnym „pouczeniem ” historii. U tw ór łączy zatem cechy swoistego rep o rtażu oraz narodow ego epicedium . J a k k o n sta tu je K rzysz­

tof M ętrak, jest to jeden z nielicznych poem atów Gajcego, k tó ry rodzi się nie z niespokojnej i on iry styczn ej w yobraźni, lecz z chęci odtw orzenia

„przy pom ocy środków arty sty czn y ch realności, k tó ra b y ła ” 16. J a k w rzad ­ ko k tó ry m z jego utw orów , w łaśnie tk an k a zdarzeniow a zdaje się stanow ić tu w arstw ę dom inującą.

P rz y jrz y jm y się k o n stru k cji cyklu. Część I, stanow iąca p rofetyczne p relu diu m w ydarzeń, eksponuje n a stró j niepokoju i pew ności nadciąga­

jącej klęski. Część II, Przed wrześniem, naw iązuje do tra d y c ji w alk n a ­

15 Z pew ną przesadą p isze W. К i e d а с z (Z a p o m n i a n y p o e ta w rze ś n ia . „D zien­

nik P o lsk i” 1983, nr 176): ,,Z dna obrazuje [...] p rzebieg h isto ry czn y ch w yd arzeń w rześn io w ej k am p an ii w sposób n iem al d osłow n y, p o ety ck o -rep o rtersk i. H istoria, zaw arta w sk ład ających się na cyk l Z d n a częściach , uderza sw ą cielesn o ścią i n a- m a ca ln o ścią ”.

16 K. M ę t r a k , W czasie p r z y s z ł y m d o k o n a n y m . „M iesięczn ik L itera c k i” 1969, nr 5, s. 55.

(12)

rodow ow yzw oleńczych oraz przynosi pożegnanie dzieciństw a w raz z bło­

gosław ieństw em dla ru szający ch w bój oddziałów. Część III, Dzień pierw ­ s z y } to k ró tk a m igaw ka z dw orców kolejow ych, z k tó ry ch „odchodziły pociągi rozwożąc żołnierski śpiew ” (200). N astępn a część poem atu, za­

ty tu ło w an a Modlitwa żołnierska, sk o n stru o w ana na w zór litanii, zam yka opis atm o sfery pierw szych godzin i dni w o jn y m odlitew nym apelem do M atki Boskiej. Część V rozpoczyna rozpisaną na kilka części pieśń klę­

ski. J e j początek to w izja egzorcyzm ów odpraw iany ch p rzy pom ocy m o- d litw y -k o ły san k i nad zabitym żołnierzem odw iedzającym rodzinny dom.

O brazy w o jn y na k resach w schodnich szkicuje część VI poem atu, n astęp ­ na zaś plastycznie ukazuje sy tu ację w oblężonej W arszaw ie. Rapsod, czyli część VIII, rozdzielająca obrazy w alk i w o jen ny ch nieszczęść, przed­

staw ia p ano ram ę k ra ju pokonanego i stratow anego, pejzaż k ap itu lacji i zniew olenia. Część IX zam yka opis w rześniow ej epopei akordem boha­

terskim : scenam i obrony ostatniego b astio n u Rzeczpospolitej — Helu.

Część X to z kolei w izja Polski m ęczeńskiej, udręczonej, k tó ra poprzez narodow e cierpienie dąży ku duchow em u odrodzeniu się. J e j konsek w ent­

nym dopełnieniem jest o statnia część poem atu (XI), w k tó rej o d n ajd u ­ jem y obraz ojczyzny pow stającej niczym feniks z popiołów i p rzekształ­

cającej się w p astersk ą idyllę.

W utw o rze p rze p lata ją się ujęcia statyczne i dynam iczne opisy w alk ro zg ry w ający ch się na różnych scenach w ojennego theatrum , co n a ­ daje poem atow i tem po, sm ak k o n k retu , n a stró j grozy. Rzecz jednakże znam ienna, jak dalece niesam oistny jest ten poetycki reportaż. W szak tylko 5 spośród 11 części poem atu zostało oddanych przez a u to ra b ite w ­ n ej kronice. Pozostałe stanow ią jak b y kunsztow ną — choć kunsztow ność to nie najw yższej p róby — ram ę, w k tó rej osadzone zostały te obrazy- -m igaw ki. K o n stru u ją ją poetyckie m odlitw y, nastrojo w e odw ołania do tra d y c ji w a lk narodow ych, naw iązania do potocznych w yobrażeń m esja- nistycznych, sceny z annałów bogoojczyźnianego m izerabilizm u, postro- m an ty czn a dem onologia i prognostyczna w izyjność spod znaku sielanki.

G ajcy n ieu sta n n ie b alan su je pom iędzy potrzebą zapisu św ieżych w jego i w spółrodaków pam ięci tragiczn y ch w ypadków w rześnia a nieokiełznaną skłonnością — w ynikającą pew nie także z brak u dojrzałości a rty sty czn ej — do um ieszczania ich w kontekście w izji h isto rii w y ję te j jak b y ze szkol­

ny ch czytanek. P oeta ustaw icznie posługuje się form u łam i literackim i zarezerw ow anym i jego zdaniem do oddaw ania k sz ta łtu chw ili dziejow ej, a naznaczonym i przecież w w ysokim stopniu piętn em konw encji. S pętany pisarskim autom atyzm em , k tó ry nie poszukuje dla now ych zjaw isk ory­

g inaln y ch form arty sty c z n e j transpozycji, podąża G ajcy koleinam i w y­

żłobionym i już daw no przez polską lirykę.

G dy b y poeta dążył do kom pozycyjnego zrów now ażenia poetyckiego rep o rtaż u z fragm en tam i poszukującym i dla bieżących w yd arzeń histo­

rycznego i kulturow ego tła; gdyby b y ły one w yłącznie reta rd a c y jn y m i

(13)

84 S T A N I S L A W B E R E Ś

p rzery w n ik am i tego niespokojnego i d ram atycznego zapisu — wówczas być może uzyskalibyśm y w izję nieszablonow ą, k o n trap u n k to w o sp ajającą d ra m a t w spółczesny z lite ra tu rą klęski i cierpienia. N iestety G ajcy uczy­

nił ze swego poem atu rodzaj w orka, do którego w rzucił w szystko naraz, m ieszając style, konw encje, form uły, sch em aty czy w reszcie m etody obrazow ania. Pom im o akcentow anego podziału na części k ro n ik arsk ie i reflek sy jn e ich granice są w istocie płynne. Jed nako w o tu w aży do­

sto jn a fraza litan ii i obrazowe, chłopięce senty m enty , oniryczna w izja i k ry p to c y ta t z K ochanow skiego, aw angardow a m etafo ra i fraza w ojsko­

w ej piosenki, ek sp resja u jrz a n ej czy w yobrażonej sy tu a c ji i s k ra jn ie kon­

w en cjo n aln a topika, fascynacja k o n k retem i skłonność do d y g resji, głód a u te n ty k u i łaknienie konw encji, potrzeba a u to ek sp resji i oparcie się na gotow ych w zorach. W szystko to, w zajem nie splecione i chaotycznie zm ieszane, tw orzy coś n a k ształt przedziw nego palim psestu.

Ta niejednorodność, g atunkow a hybrydyczność oraz zm ienność kon­

w encji i technik, by łab y może n aw et ciekaw ym chw y tem arty sty czn y m , g d yb y zrodzona została przez św iadom y zam ysł kreacy jn y ; gd yby a rty sta przy pom ocy tego rozchw iania usiłow ał ukazać ów ro ztrza sk a n y przez w ojnę św iat. W ydaje się jednak, że jest w ręcz przeciw nie, że w istocie a u to r próbow ał ukazać niew zruszony, m im o w ojen nej klęski, fu n d am en t ojczyzny. B ohaterstw o żołnierza, b ru talno ść najeźdźcy, cierpienie m atek, dzieci i żon, p rzyw iązanie do tra d y c ji i religii, w iara w opatrznościow y sens historii, p rzekonanie o trw ałości narodow ych podstaw i świadomość ocalenia społecznego morale — to głów ne w ątk i i rozpoznania, jakie przynosi cykl Z dna. Zapow iedź klęski, poświadczona w ieszczbam i „pro­

roków o brodach rozw ianych szałem ” oraz „chłopca o dłoniach kruch ych jak pióro” , jej na poły b iblijny, na poły k o n k retn y kształt, w reszcie w ie­

lo kro tn ie a rty k u ło w an a w iara, iż dośw iadczana k atastro fa jest jedynie doznaniem k a ta rty c z n y m i ofiarą wiodącą ku odrodzeniu n aro du — to w szystko z kolei w pisu je poem at G ajcego w rom an ty czn y w zór m a rty ro - logiczny, m ają cy zresztą swe korzenie w jeszcze daw niejszej, sarm ack iej przeszłości. Celne w y d aje się stw ierdzenie Sw ięcha:

p rzek on an ie, iż obszar P o lsk i sta n o w i m iejsce h ierofan ii, że w ła śn ie tu taj B óg ob ja w ił się i nadal ob ja w ia się lu d zk ości, by ją przez ofiarę krzyża zbaw ić;

d om in acja k u ltu m aryjn ego — oto n ajbardziej w id oczn e p rzeja w y ow ego z e ­ sp o len ia spraw relig ijn y ch i polsk ich , którego w y ra zem jest c a ła nasza poezja p atrio ty czn a i n iep o d leg ło ścio w a 17.

P o e m at Gajcego m ieści się nie tylk o na linii łączącej współczesność z przeszłością, lecz rów nież u jaw n ia podległość tym sam ym praw om zbiorow ej reaktyw ności, k tó ry m poddała się p rzy g n iatająca większość a u to ró w tw orzących w okresie w o jn y i okupacji. G ajcy, podobnie jak in n i poeci, odw ołuje się w ty m utw orze do fo rm u ł m odlitew nych, p rzy ­

17 S w i ę c h, op. cit., s. 152.

(14)

w ołuje tonacje psalm u, rapsodu, h y m n u i bo haterskiego eposu. Ż yw a w jego poem acie jest tra d y c ja rycerska. H usaria, tę te n t kopyt bojow ych rum aków , pancerze, „grun w aldzk a b ro ń ” , szable, głow nie, kaski — to.

stałe elem en ty tego utw oru. P oeta n ieu stan n ie dba o to, by jego p oem at nie znalazł się poza polem oddziaływ ania tra d y c ji; jak b y zdaw ał się w ie­

rzyć, że sam a ty lk o mnogość p rzyw ołanych znaków k u ltu ro w y ch m ogła ocalić go od surow ego sądu historii. S tąd zapew ne naw iązania do M ickie­

w iczow skich Dziadów i Lilii, alu zje do w iersza K onopnickiej A jak po­

szedł król na wojnę..., przyw oływ anie postaci i sy tu acji b ib lijn y ch (np.

Noe, M atka Boska, C hrystus, ark a, uczta B altazara, zdjęcie z krzyża, k rzak płonący), odw ołania do sty listy k i ksiąg prorockich, sięganie do m itologii i h istorii sta ro ż y tn e j (np. Niobe, M araton, Panteon), a w reszcie n a d e r ch ętne korzystanie z n ieśm ierteln y ch m otyw ów poezji pow stańczej (wrzosy, rozm aryn, „p ływ ała jak w ch ab rach / ojczyzna / w y n io sła” ,

„w piersi ran k o k a rd y ” , „siwe oczy m a te k ” , „dzw ony n ad m iastem ” , „płacz kobiecy”). Bez w ątpien ia ta uległość poem atu wobec stereotypów w łącza go w obszar po p u larn ej twórczości oku p acyjn ej, n ajsiln iej poddającej się p resji odziedziczonych z tra d y c ji oraz w y pracow anych w latach 1939—

1945 wzorców literack iej topiki.

W spom nieliśm y jed nak w cześniej, że m im o całej sw ojej w tórności i se n ty m en taln o -p atety czn ej oleodrukow ości nie jest to u tw ó r w pełn i jednoznaczny i do szczętu zniew olony kanonam i w rażliw ości n aiw n ej.

P otw ierd za to już jedno, lecz jakże sym ptom atyczne zjaw isko. Otóż G a j­

cy w jakiś szczególny i zask ak u jący sposób usiłow ał łączyć w tym poem a­

cie znaki ustabilizow ane w narodow ej poezji cierpienia z obrazow aniem i m etafo ry k ą zaczerpniętą w p ro st z lab o rato riu m A w ang ard y k rak o w ­ skiej. P om ysł to zaiste zdum iew ający. Sięgnijm y do k ilk u przykładów :

„pługi rą k / w y ry w a ły z czarnych zagonów gazet / krzykliw e słow a pro ­ ro kó w ” (198), „godziny — pom osty wieczności poprzez zm ęczenie się k ład ły / jak drogi w dzw oniącym sito w iu ” (204), „stolica w iślana dźw ig­

nęła m ost pieśni / i szyła noce strzałam i — śm iertelny m sp lątan y m h a f­

te m ” (204), „m iasto — oto glob w p isany w kosmos ślepym ry lcem ” (206),

„słońce — zębate koło d n i” (207) 18. G dyby chcieć zacytow ać w szy stk ie u żyte w poem acie typow o peiperow skie m eta fo ry rozw inięte, wów czas do niniejszych rozw ażań należałoby dołączyć spo ry aneks.

Zaiste tru d n o ustosunkow ać się do ta k zadziw iających literack ich m a ­ riaży. J e st ich oczywiście znacznie w ięcej, lecz cechą n a jb ard ziej u d e rz a ­ jącą w k o n stru k cji poem atu Z dna je st w łaśnie łączenie tra d y c y jn y c h i silnie skonw encjonalizow anych ujęć z obrazow aniem i w izyjnością o p ar­

18 Z w iązk i G ajcego z p oezją A w a n g a rd y k ra k o w sk iej p otw ierd zają m .in.:

J. K w i a t k o w s k i , C i e m n y dialog. W: K l u c z e do w y o b r a ź n i . S z k i c e o p o e ta c h w s p ó łc z e s n y c h . W arszaw a 1964, s. 37. — Z. J a s t r z ę b s k i , M i ę d z y a p o k a li p s ą i śpiewnością . W: B e z w ie ń c a i togi. S z k i c e lite r a c k ie . W arszaw a 1967, s. 234.

(15)

86 S T A N I S Ł A W B E R E Ś

ty m i na siln ym zm etaforyzow aniu, z technikam i oniryczno -nad realisty cz- n y m i oraz ze „zw rotnicow ym ” k onstruktyw izm em , z em oty w ną flu k tu - acyjnością ry tm u w iersza. Ten sam b rak konsekw encji rządzi w prow a­

dzanym i tu u kładam i m etrycznym i, strofiką, a n aw et ry m am i. W iersz w o lny zm ienia się niespodziew anie w n a jb a rd zie j ry g o ry sty cz n y w iersz sylabotoniczny, b y zaraz obsunąć się w nieregularność z ten d e n c ją do sylabizm u. Po chw ili — znów bez w idocznych treściow o u zasadnień ·—

a u to r przechodzi do s tr u k tu ry tonicznej, by zgubić ją zupełnie już po k ilk u w ersach. W ram ach jed n ej części dystych sąsiaduje ze stro fą 4 -w er- sową, by dalej stać się n a jakiś czas sekstyną. R ym y u ja w n ia ją podobny in d eterm in izm form alny: raz iry tu ją głębokością w spółbrzm ienia, innym razem k o k ietu ją w yszukanym konsonansem lub asonansem , za jakiś czas zaś zupełnie zanikają, przechodząc w w iersz biały. A w szystko to często­

kroć w ram ach m onolitycznej tem atycznie części poem atu.

D ezyn w o ltu ra to, nieum iejętność utrzy m an ia się w ryzach w ew n ętrz­

nego porządku czy też poddanie się nieokiełznanem u pędowi im aginacji, m ieszającem u rym y, ry tm y , zdarzenia, sy tuacje i h isto ry czn o-kulturo w e k on tek sty ? Z apew ne w szystko po trochu, choć zarów no w cześniejsze, jak i późniejsze w iersze poety z tego okresu przekonują, że sztu k a realizo­

w an ia pew nych szablonów fo rm aln ych nie jest m u obca. W ydaje się, że p o ten cjał em ocji u ruchom iony podczas pisania poem atu Z dna, skon­

d en so w an y w k ró tk ie j w ypow iedzi lirycznej, zapew ne b y łb y m ożliw y do u trz y m an ia w określonych ryzach. W ogrom nym , 11-częściowym cyk­

lu, p o d ejm u jącym tak ryzyk o w ny poetycko tem at, w szystkie n ied ostatk i kiełkującego jeszcze ta le n tu i nieum iejętność w arsztatow ego opanow ania ro zed rg an y ch em ocji m u siały u jaw nić się ze szczególną siłą.

P rz y jrz y jm y się dla odm iany m niej rażącem u fragm en tow i pocho­

dzącem u z części VII poem atu:

P lu sk bom b w ulicach. O bły k ształt nam aszczał cia ła sn em rozdartym , w ziem i jak k sięży c p ełn ej w y r w zanurzał się św iecą cy m etal, d o tk n ięci cien iem ręk i złej w p in a li w p iersi ran kokardy

i p rzy zy w a li w ieczn ość gw iazd w poprutych rdzaw ą k rw ią oddechach. [206]

N ależy on do jed n ej z czterech bardziej in teresu jący ch części utw oru , w k tó ry c h a u to r w yzw ala się jak b y z ciśnienia niezliczonych wzorców.

I rzeczyw iście, w izje n a ty ch m iast zy skują na nośności, sile ek sp resji i a u ­ ten ty zm ie opisu. Jed n ak że n a w e t w takich m om entach G ajcy nie jest w stan ie uw olnić się od p o d ejrzan y ch poetyzm ów („cień ręk i z łe j” , „ran k o k a rd y ”). Je d n a m etafora, jedna k ró tk a fraza tego ty p u je s t w stan ie zneutralizow ać plasty czn y i su g esty w ny efekt opisu. N iem niej w idać tu ju ż zalążki przyszłego sty lu au to ra Homera i Orchidei.

N iestety, G ajcy założył sobie n ajw y raźn iej, że stw orzy w łaśnie m onu­

m en ta ln y , poetycki fresk w ojenny, gdzie pośród św istu bom b łopotać b ęd ą h u sarsk ie proporce tra d y c ji w ojskow ej. D latego też frag m enty,

(16)

w k tó ry ch m ożna dostrzec coś au ten tyczn ie w łasnego, z tru d e m p rzedzie­

ra ją się przez nałożony poem atow i p ancerz konw encji. Zjaw isko to m o­

żem y zaobserw ow ać w Dniu p ie r w s z y m , w części VI, częściach VI i V II oraz w Rapsodzie. Tylko tu ta j, podobnie jak w cytow anym pow yżej fra g ­ m encie, uw idacznia się ta k ch a ra k te ry sty c z n a dla późniejszej tw ó r­

czości tego pisarza skłonność do konstru o w an ia rozbudow anych w izji, w k tó ry ch tragiczna sy tu acja, k o n k ret, zaobserw ow ane zdarzenia s ta ją się budulcem sy n tety cznej, p rzepojonej oniryzm em i katastroficzn ą fa n ta s ­ ty k ą p ro jek cji poetyckiej. W tych w łaśnie m iejscach u jaw n ia ją się te n ­ d encja do epizacji lirycznego zapisu, nerw ow ość i zmienność ry tm u w ie r­

sza, zam iłow anie do budow ania w ielostopniow ych k o n stru k cji m etafo ­ ry cznych i do w izyjnego b aroku, skłonność do zderzania d o ty k aln y ch elem entów św iata z w y obrażeniam i sennym i, d a r „kosm icznego” u jm o ­ w ania zjaw isk, n ieustan n e przerzu can ie się od w izji do k o nk retu , od sen- sualizm u do u ro jeń i m ajaków , od h istorii do apokalipsy. Ten poetycki rep o rtaż tylko w ted y zdradza niezw ykłe możliwości i ta le n t au tora, gdy nie nagina on swego pióra ani do realistycznego „o brazka” , ani do w ie r­

szow anego patriotycznego „ e le m e n ta rz a ” .

W zg ięty ch ram ionach ta ń czy ła jak dziecko poziom a broń stogi płom ien i p rzesu w a ły się w n a g ły ch podrzutach ła w ice czołgów rozjeżd żały w k lę słe tło — [204]

W p łaszczyznach obudzonych ścia n zgłod n iałych lu d zi sucze w y cie, dzieci jak ryby w drganiu ciał. S n y n a d p ły w a ły jak okręty.

Jeziora podłóg — ch w iejn a rtęć. I zanim gorzki głos u cichnie, ruszy sp ien ion ą la w ą fa l dzień p rzerażenia i odm ętów . [207]

P opiół jak śnieg. K osm aty zm rok ogarniał poszum gorzkich drzew , w bezradność szli. I łan y g łó w zw ieszo n e nocą w rytm ie m arszu p ły n ęły z m iasta w w rogi dzień. A w ciąż d ym iła ż y w a k rew na ziem i krągłej, ziem i złej jak na bojow ej tw ard ej tarczy. [208]

Te trz y frag m en ty a k tu alizu jące atm osferę w ojennej k a ta stro fy m ają w sobie w ięcej siły poetyckiego w y ra z u niż w szystkie rozbudow ane i tchnące żołniersko -ry cersk ą krzep ą lub żałobnym m e m en to epizody składające się na w o jenną kronikę. G ajcy zresztą jak b y zdaw ał sobie spraw ę z jałowości tego pisarskiego przedsięw zięcia. W podniosłej apo­

strofie do ojczyzny w zakończeniu części X powiada:

odlot tw ój tru d n y jest n azbyt, ab y w obszarze strof } ch łod ziła ból nasz i żałość z n u tek lep io n a m u zyk a [212]

Niepewnością napaw a go rów nież w łasna pedagogia patrio tyczn a, k tó ­ re j tak łatw o ulega w sw ym poem acie, k o n stru u jąc jakości literack ie w y ­ m ierzone jak b y ad u s u m Delphini. P oeta pisze:

N ie zam knąć w gab lo ta ch szk lan ych granic trzasku,

n ie ująć p o em a tem n atch n ion ym k lą tw y i jęk u [214]

(17)

88 S T A N I S Ł A W B E R E Ś

P rzyznajem y, że nie da się czytać tych oświadczeń bez przy m ru żen ia oka, bo przecież w łaśnie ten u tw ó r jest znakom itym p rzy k ład em lite ra ­ tu ry m isty fik u jącej tragiczną rzeczywistość, p o kryw ającej realn e w y d a­

rzenia pokostem dyd akty zm u , artystycznego w erbalizm u i retoryczności.

Można zatem rozum ieć powyższe d ek laracje jako w y raz nieśw iadom ości obracania się w łaśnie w zaklętym kole narodow ych konw encji. B yć może jed nak jest to rów nież rezygnacyjne w yznanie poety, iż nie jest w sta ­ nie dotrzeć do autentycznego rdzenia opisyw anych przypadków , że m a on świadomość rozm ijania się jego poetyckiej relacji z ty m w szystkim , co poraziło go w 1939 roku. W części X pisze: „nie po to płacz zwisa ciężko, / aby nam sk arga n aro sła” . Ja sn y to w y raz b u n tu przeciw n a rz u ­ conej sobie roli „płaczki żałobnej”. Z d ru g iej jed n ak stro n y n a ty c h m ia st dodaje: „k ruche są ciała nasze, aby odpychać jak w iosłem / ziem ię za­

słaną wiecznością, jękiem zlaną do b u r t” (212). G ajcy n a jw y ra ź n ie j m io­

ta się pom iędzy p otrzebą oderw ania się od w zorca lite r a tu r y m izerabilis- tycznej a poczuciem obezw łasnow olnienia bezm iarem cierpienia i klęski.

Nie może on i nie p o trafi uciec poza kanon u znaw an y za jedynie dopusz­

czalny m odel lite ra tu ry obyw atelskiej. Jak że tra fn ie w obec tej sy tu a c ji brzm ią słowa Gom browicza:

G dy zbliżasz się z piórem w ręku do gór m ilio n o w ej m ęk i, oga rn ia cię lęk , szacunek, zgroza, pióro drży w dłoni, a tw o je w a rg i n ie sta ć na n ic prócz jęku. A jęk am i n ie robi się litera tu ry ie.

K w estia nie zasadza się jednakże w yłącznie na tym , że pisarz w ydobył w sw ym poem acie jedynie to ny żałobne, cierpiętnicze i tragiczne. W aż­

niejszym problem em jest to, iż jęk ów całkow icie p rzy tłu m ił rzeczyw isty głos poety, że u tw ó r został n a stro jo n y na re je s tr obcy zdolnościom i m oż­

liwościom autora. P rzed e w szystkim jednak, i to może przesądza spraw ę, a rty sta nie zdecydow ał się na w ł a s n ą w izję w ypadków , lecz — po­

dobnie jak w ielu innych przed nim — podporządkow ał św iat w łasn y ch w rażeń i odczuć tem u, co „słuszne”, „obow iązujące”, ogólne i narodow e.

O statecznie nie m a w poem acie Z d n a opisów m asak ry ludności cy w iln ej podczas ucieczki z W arszaw y, obrazów rozgardiaszu w śród rozproszonych oddziałów, bun tó w załogi H elu czy anim aln ych zachow ań ludzkich w sy ­ tu ac ji bezpośredniego zagrożenia. A przecież takie relacje w y p ły n ę ły spod jego pióra w rok później w próbach prozatorskich. Oznacza to, że p isarz b y n ajm n iej nie chciał tw orzyć rzeczyw istej, odpow iadającej w iern ie fa k ­ tom kroniki w ydarzeń. W ręcz przeciw nie: on chciał lub czuł się zobligo­

w an y do stw orzenia ich w e rsji m itycznej, zgodnej z odczuciem i zapo­

trzebow aniem zbiorowym , realizu jącej u stalon y już w tra d y c ji schem at bohaterski. N iezw ykle tra fn ie określiła ten ty p zjaw iska M aria Ja n io n w W ojnie i fo r m ie :

1 # W. G o m b r o w i c z , D zie nnik. (1953— 1956). P aryż 1957, s. 302— 303.

(18)

m it pożarł konkret, m it broni się przed k on k retem , k tóry sta n o w i dlań n a j­

w ięk sze n ieb ezp ieczeń stw o, gdyż za w iera w sobie n ieodpartą praw dę szcze­

gółu, dośw iad czen ia, p am ięci — jeszcze n ie zm isty fik o w a n y ch , jeszcze nie za­

sty g ły ch w b ezp ieczny i ła tw y k szta łt zbiorow ego kom unału. M itologiczny k o­

m unał porządkuje rzeczy w isto ść w o jen n ą i ok u p acyjn ą w ed łu g tego sam ego sch em atu [...]. J est to w isto cie p rad aw n y sch em at w szelk ich m ito lo g ii r e lig ij­

n ych i op ow ieści ep ick ich , sch em at h eroicznych zm agań sił D obra i Zła, sz la ­ ch etn ych obrońców słu szn ej sp raw y i w y sła n n ik ó w p iek ieł. To, że ku ltu ra p o­

pularna p osłu gu je się ta k im i sch em atam i, jest zu p ełn ie zrozum iałe i n ie p o­

w in n o w y w o ły w a ć ani zd ziw ien ia, ani p otęp ien ia. W ten sposób b ow iem do­

kon u je się u p o w szech n ien ie i p rzy sw o jen ie sp o łeczn ie ak cep tow an ej sk a li w a r ­ tości, obejm u jącej sp raw y dla danej w sp ó ln o ty p o d sta w o w e i p ie r w ia s tk o w e 20.

Podporządkow anie się tym schem atom pisarza młodego i niedośw iad­

czonego, i to w tedy, gdy chw ila h istoryczna w ręcz w ym uszała tę uległość, nie m oże zaskakiw ać an i przesadnie gorszyć. N aw et pośród doświadczo­

nych pisarzy tylk o n iek tó rzy (Miłosz) byli w stanie wyzw olić się spod jarzm a narodow ego stereo ty p u. N orm ą jed n ak było coś o d w ro tn eg o 21.

W łaśnie to, co usiłow ał realizow ać G ajcy anno D om ini 1942.

G ajcy praw dopodobnie rozum iał, że H el nie stanie się now ym M ara­

tonem , zm iażdżony w b u nk rze żołnierz Leonidasem , a p rzerw ana na rżys­

ku pod K u tn em młodość — epickim poem atem . Mimo to raz po raz grzęźnie pośród tego ty p u klisz literackich: „T w arzam i zrów nani z nocą / pisali młodość w ysoką jak poem at w ieczną i m o d rą ”. Po chw ili jed n ak kończy zdanie rozum nie i trzeźw o: „za tru d n ą słowom zw ykłym , epickim poch m urn y m oczom” (211). Raz spośród fal w y łan iają m u się bagnety, a n a d m iastem pojaw ia się „rtęciow e sklepienie szabel” , innym razem zaś przed staw ia ziemię ro zry w an ą w ybucham i, składanie „broni na stosy w odblaskach rudego p o żaru ” oraz pejzaże w ypełnione rozkołysanym i pod ciężarem ciał sz u b ie n ica m i22.

W całym tym utw orze w idać więc spore rozchw ianie schem atu „Za Pologne m a r ty re ”. Z „bojow isk” opisyw anych przez G ajcego dobiega zgrzyt „grun w ald zk iej b ro n i” i „ fa n fa ry żółte jak pszczoły [...] w głębo­

kich w rzosach”, ale gdy rozw iew a się opar p atriotycznego uniesienia, oka­

zuje się, że dźw ięk tych m osiężnych m uzyk rozbrzm iew ał „żołnierzom w gniazdach zim nych śm iercią m iażdżonym jak osy” (211). P orażony

20 M. J a n i o n, W o j n a i form a. W zbiorze: L it e r a tu r a w o b e c w o j n y i okupacji.

W rocław 1976, s. 217—218.

81 Zob. S. B e r e ś , P o e z ja w o j n y i o k u p a c ji a l i te r a tu r a popula rna. „L iteratura L u d o w a ” 1980, nr 1/3.

22 T en ty p su g esty w n o ści, d rastyczn ości oraz ek sp resjo n isty czn eg o horroru w szed ł do rek w izy to rn i n arod ow ych zn ak ów praw d op od obn ie w raz z fa lą u tw orów przyn oszących w izję w o jn y jako k rw a w ej jatk i (np. B arb u sse, R em arque, Sassoon, O w en, W ittlin), jednakże sch em at n ie został przez te e le m e n ty naruszony. P e w ie n w p ły w na to zap ew n e m iał fak t, że w ojn a, k tóra pisarzy zach od n ich p oruszyła do głęb i sw y m absurdem śm ierci, dla P o la k ó w ok azała się w y z w o lic ie lk ą .

(19)

90 S T A N IS Ł A W B E R E Ś

zgoła nieczytankow ą, o d artą z p atety zm u , anim alną śm iercią rozszalałą na bitew nych polach, poeta jak b y nie w pełni dow ierza sw ojem u wzro­

kowi. R ozgryw ający się koszm ar tra k tu je trochę jak o k ru tn e, senne w i­

dowisko, od którego należy uciec w jakiś inny w ym iar. N ieprzypadkow o przecież obraz strato w an y ch pól b itew n ych i zadżganego żołnierza nad B zurą w ieńczy sym ptom atyczna rea k c ja m łodzieńca o „dłoniach k ru ­ ch y ch” :

P oślu b ion y płucom b łęk itn ym , co p ow ietrze w y d y c h a ły śp iew em , ujrzał tan iec pod w od ny i ryb g łęb in o w y ch p lą sy [211]

Oczywiście od realności nie m a ucieczki w żadną przyrodniczo-akw a- tyczną ark ad ię ani w św iat chłopięcej fan tasty k i. P o w racając na ziemię bólu i krzyw dy, nie um iejąc jej nazw ać ani sprostać jej nieludzkim n o r­

m om, poeta poszukuje azylu pośród literack ich i k u ltu ro w y c h klisz po­

zornie usensow niających to krw aw e widowisko, sak ralizu jący ch śm ierć i zniszczenie, podających tra n sc en d e n tn ą w y kład nię tego w ojennego żni­

wa. W ejście p o ety w św iat narodow ego ste re o ty p u to próba odnalezienia schronienia przed absurdem w ojny, poszukiw anie takich „poznaw czych”

w yznaczników opisu tej now ej rzeczyw istości, k tóre ochronią jednostkę przed rozpadem jej dotychczasow ego obrazu św iata. N arodow y m it i teo- dycea p rzeciw staw iają się chaosowi, w y p ie ra ją kon kret, odkształcają re ­ aln y k o n tu r zdarzeń i w ypadków . Nic dziw nego zatem , że ostatnia część Z dna prom ienieje już pew nością i w iarą w możliwość pow ro tu do u tra ­ conej A rkadii-O jczyzny:

B ędą gm ach y z m elo d ii w zn iosłych , stan ą m iasta p ły n ą ce śp iew em i zak rzew ią ziem ię ep osem —

[ 1

C zerstw e p łu gi w ejd ą jak k rety pod p ow ierzch n ię ciszy, by dno k łem odw rócić za w zięty m i przyw rócić zielon ość strzępom zatop ion ych łąk,

leg o w isk a zm arłych rozczesać.

A p otem —

m łodość tęczam i zasieją i na w sp o m n ien iu w czesn y m

n o w y dźw ign ą P an teon . [213— 214]

Finał poem atu jeszcze b ard ziej pogłębia konso lacyjn o-katartyczną obietnicę poprzez odw ołanie się do koncepcji apokatastazy, oznaczającej pow rót całego stw orzenia do jedności z Bogiem, a jednocześnie ostateczne zw ycięstw o dob ra i spraw iedliw ości w całym w szechśw iecie 23:

** Zob. E n c y k lo p e d i a k ato lic ka. T. 1. L u b lin 1973, s. 755.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Egzamin z Mechaniki

dlitwa Maryjo, Pani Aniołów. Do Matki Bożej, która występuje tu jako Królowa Polski, zwraca się poeta z korną prośbą o Jej pomoc w zmartwychwstaniu Ojczyzny

Projekt jest współfinansowany przez Unię Europejską w ramach środków Europejskiego Funduszu Społecznego 5 CYKL KOLBA I ODPOWIADAJĄCE IM STYLE UCZENIA SIĘ. WYRÓŻNIONE

już sam sposób jego rozmnażania się je s t niezwykły, rozmnaża się bowiem stale i wyłącznie zapomocą partenogenezy (samca opisywanego owada dotychczas jeszcze

I oni grali wszystko, cały ten „protest song”, bo to taki rodzaj, takie przedstawienie, taki właściwie poszerzony „protest song”.. I oni to grali

Skoro „miłość jest królewską drogą nauki społecznej Kościoła” (Caritas in veritate, 2) , to kult Serca Jezusowego nie tylko nie jest cięża- rem na tej drodze, lecz

pływem spod lodu z materiału 'ZSuwającego się z g6ryu'bworzył się nie- wielki garbik (oddalony już na kilka centymetrów od obeCnego położenia wypływu), przez

nieszczęśliwą minę, że obelgi więzną mi w gardle. I im dłużej doktor Dusseldorf milczy ze swoją zmartwioną miną, tym bardziej ja czuję się