• Nie Znaleziono Wyników

View of Gwiazdy pierwsze. O liryce Jana Brzechwy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Gwiazdy pierwsze. O liryce Jana Brzechwy"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N IK I H U M A N IS T Y C Z N E T o m X I X , z e s z y ł 1 — 1971

IR E N E U S Z O P A C K I

GWIAZDY PIERW SZE

O L IR Y C E J A N A B R Z E C H W Y

1

Lirykę Ja n a Brzechw y docenił ju ż w m iędzyw ojennym dw udziesto­ leciu nie byle kto, bo sam K arol W iktor Zaw odziński. Czy jed n a k na tę ocenę, niezw ykle wysoką, w p łyn ęły szczególne zam iłow ania k ry ty ka, k tó ry niebyw ałą adm iracją d arzył wersologię, czy potoczystość kon­ sekw entnie śpiew nego w ierszow ania Brzechw y, czy jedno i drugie rów ­ nocześnie — dość, że ocena, aczkolw iek wysoka, w y pad ła nieco jedno ­ stronnie; sum itow ał się n aw et Zawodziński, że k ry ty k m usi przed czy­ telnikiem ,,uspraw iedliw iać się czasem, gdy m a do czynienia, ja k w ty m w ypadku, ze sztuką łatw o dostępną” \ obcą „kom plikacjom i w y rafin o- w aniom ”. Tę łatwość liryki Brzechw y tłum aczył prosto, nie om ieszkając ukłuć przy okazji krakow skiej aw angardy: „Na nim i jem u podobnych w idać jasno w alory śpiewności, z b rak u której u aw angardzistów tym silniej poszukujem y (nie istniejącego) sensu, podczas gdy tu śpiew jak b y uchyla p ytanie co do treści; realizuje się pod pew nym w zględem »poezja czysta«” 2.

Ta — ogrom nie dla swojego czasu a u to ry taty w n a — opinia zaciążyła na recepcji liryki Brzechw y. Zaciążyła n egatyw nie; niesiona przez aw an­ gardę koncepcja poezji z jednej stro n y „an ty śp iew n ej”, z drugiej „na- sem antyzow anej”, z biegiem lat coraz silniej opanow ująca tere n y poetyc­ kiej w yobraźni — m usiała tak określoną liry k ę zepchnąć w cień: lirykę wedle tej definicji zarówno nastaw ioną „na inkantację, zaśpiew anie-za- czarowanie czytelnika” 3, jak i „uchylającą py tan ie o tre ść ”. U tw ierdziło tę opinię i postępow anie samego poety. Z jednej bow iem stro n y coraz silniej ciążył on k u twórczości, przynoszącej znakom ite w iersze „dla dzie­ ci”, które z czasem „p rz y k ry ły ” pam ięć jego twórczości lirycznej — a roz­

1 K. W. Z a w o d z i ń s k i , N a j ś p i e w n i e j s z y poeta, [W:] W ś r ó d p o e tó w , K r a ­ k ó w 1964, s. 361. (J e s t to re c e n z ja to m u P i o ł u n i o b ło k, W a rs z a w a 1935, w k tó r e j k r y ty k w y p o w ia d a się ró w n ie ż n a te m a t w c z e śn ie jsz e j tw ó rc z o śc i B rzech w y ).

2 T am że, s. 363. 3 T am że, s. 362.

(2)

rosły się ta k dalece, że po latach dość tru d n o było z nazw iskiem Brzechw y kojarzyć liry k ę „pow ażną” : istn iał w recepcji społecznej jako urokliw y „poeta m alusińskich” 4. Z drugiej stro n y — nie p rotestow ał głośno prze­ ciwko określeniom Zawodzińskiego. Czy słusznie? Z pozoru ten oto w ier­ szyk — G w iazdy pierw sze 5 — w ydaje się świadczyć, że tak:

U s y p ia ją lu d z k ie dzieje Z m ie rz c h e m b y le ja k im , W ieczó r w n ie b ie w ilg o tn ie je

P a c h n ą c ta ta r a k ie m . A n io ło w ie m ło d y m g ajo m

R o z c z e su ją liście, W szyscy św ię c i p r z e b ie ra ją R ó żań ce p e rliśc ie . A to ty lk o g w ia z d y p ie rw s z e Ś w ita ją w b łę k ita c h . — Bóg o lu d z ia c h p isz e w ie rs z e , K tó ry c h n ik t n ie czyta.

W ydaje się — w dzięczny, uroków naiw nej baśni nie pozbawiony, na­ strojow y i łagodny opis zapadającego wieczoru. „B ylejakość” zm ierzchu upotocznia go, sprow adzając z tkliw ych w tradycji uniesień na ziemię bardziej szarą — a później n astęp u je ew okacja „świeżości” wieczoru poprzez przyw ołanie „w ilgocią” z nieba spadającej rosy tudzież su­ g estyw ną siłę woni: nie darm o z ta ta ra k u w yrabia się olejki arom atycz­ ne, a obyczaje ludow e cenią „świeżość” jego z a p a c h u !B. W strofie dru ­ giej n astęp u je w izja baśniow a — w ty m złączeniu aniołów z gajam i, w tej dziecinnej in te rp re ta c ji gwiazd jako m igotliwego (bo „przebierane­ go”) „różańca w szystkich św iętych” — po to, by uzyskać kulm inację w finale: w rów nie dziecinnej w izji dobrotliw ego, poczciwego „Boga-poety”, k tó ry pisze przez nikogo nie czytane w iersze.

W izja tyleż urokliw a, co i błaha: próżno by tu szukać w ielkich pro­ blem ów! Toteż na jej — nie angażującym nadm iernie szarych kom órek czytelnika -«■* tle ty m mocniej w ybrzm iew a muzyczność w iersza, u trzy ­ m anego w przew ażającym obszarze utw o ru w prościutkim , a w y ra­ zistym ry tm ie to k u trocheicznego:

4 „ J e ż e li zaś w o ln o m ó w ić o B rz e c h w ie ja k o o n ie p rz e c ię tn y m [...] z ja w isk u , d e c y d u je o ty m p rz e d e w s z y s tk im p lo n tw ó rc z o śc i d la d z ie c i” — p is a ł H. M ich alsk i, tw ie rd z ą c , że tw ó rc z o ść liry c z n a z d o ła ła b y B rz e c h w ie „ z a p e w n ić ra n g ę za le d w ie sk ro m n e g o l i r y k a ” (H. M i c h a l s k i , L i r y k a i p o e m a t , [W:] R o c z n i k L i t e r a c k i 1955, W arszaw -a 1956, s. 73).

5 T a k i ty tu ł n o si te n w ie rs z jesz c z e w W i e r s z a c h w y b r a n y c h (W arszaw a 1959); w e d y c ji L i r y k a m e g o ż y c i a n o si on ty t u ł W i e c z ó r (W a rsz a w a 1968).

(3)

G W I A Z D Y P I E R W S Z E . O L I R Y C E J . B R Z E C H W Y 191 / / / / / / I / . / / . / ( s t r o f a I)

Tej śpiew nej w yrazistości m etrycznej sp rzy ja zarów no idealna zgod­ ność składniow o-m etryczna, ja k i współdźwięczności w ew nątrzw ersow e, niejednokrotnie ocierające się o u śpiew niającą aliterację członów przed- i pośredniów kow ych (U sypiają / lU dzkie; W ieczór / W ilgotnieje). Zabiegi instrum entacyjno-głoskow e zresztą obejm ują tu ta j bardzo szeroki teren. U jaw nią się jako aliteracja incipitów stro f (Aniołowie / A to tylko), jako aliteracja nieparzystych w ersów śródstroficznych (Wieczór / Wszyscy), jako współdźwięczność cząstkow a w yrazów sąsiadujących (AnioŁO- wie / mŁOdym), jako w yrazista in stru m e n ta c ja całych w ersów — bądź samogłoskowa (głoski akcentow ane: PA chnąc tA tarA kiem ), bądź spół­ głoskowa (Rozczesują liście). G dy doda się do tego dokładność rym ów — okaże się, że próba w ydobycia w alorów „m uzycznych” tego w iersza m o­ że dostarczyć tęgiej zabaw y m iłośnikow i takow ych poczynań badaw ­ czych.

Nam niech w ystarczy, że to, na co w skazaliśm y dotychczas, w ydaje się w pełni potw ierdzać opinię Zawodzińskiego: „Nie lira, ale grzebień: praw da, że srebrny, a i to jeszcze niedostatecznie go w yróżnia z pospoli­ tości. I n u ta niew ym yślna, [...]. A nielstwo, więc śpiewność, w ięc m u­ zyczność: wiadomo, że śpiew jest trad y c y jn y m zajęciem chórów aniel­ skich” 7. Uroczy, ale też zgrzebny i prościutki w ierszyk. Czy na pew no?

2

W recenzow anym przez Zawodzińskiego tom iku P iołun i obłok, w y ­ danym w 1935 r., zamieścił B rzechw a zespół kilku w ierszy nieco m n iej urokliw ych i beztroskich. Oto jeden z nich:

N ie b ę d z ie m y m ie li ła tw e j śm ie rc i, N ie b ę d z ie m y m ie li le k k ie j ziem i, P rz y jd z ie ty lk o p ie s o ry ż e j sie rc i I p rz e w ie rc i n a s o czam i złem i, I o b g ry z ie n a sz e cie p łe kości,

N ie c h w a le b n e d la g r a b a r s k ic h m o ty k ,

(4)

P o te m sp ły n ie c z a rn a m g ła w ieczn o ści I u k o i n a s je j c h ło d n y d o ty k . N ie ro z le g n ie się z r o z p r u ty c h p ie rs i N a w e t w y c ie n a d m r o k a m i te m i, — N ie b ę d z ie m y m ie li ła tw e j śm ie rc i, N ie b ę d z ie m y m ie li le k k ie j ziem i. P r z e p o w i e d n i a , [W :] P i o łu n i o b ł o k

Oczywiście: gdyby ktoś bardzo chciał, m ógłby i tu ta j mówić o wręcz popisow ej „śpiew ności” tego w iersza, opartej o w yrazistą rytm ikę, współ­ działanie składni i m etrum , paralelizm y, anafory, aliteracje wersowe (jakże uderzająca tu stro fa ostatnia!), a naw et zaskakujące rym y swoiście „p rzerzu tn io w e” (sierci / I przew ierci). Tylko, że ta k a p roblem atyka nie bardzo się nasuw a p rzy lek tu rze tego w iersza.

N asuw a się natom iast p roblem atyka z jednej strony głębokiego za­ plecza kulturow ego tego u tw o ru — odesłanie aluzyjne do starotestam en- tow ych prp ro ctw jest tu zgoła m anifestacyjne 8 — jak i, z drugiej, prze­ rażająca tego w iersza przenikliw ość. Znalazł się w zbiorku z r. 1935 — za niepełne pięć lat począł ju ż uzyskiw ać zupełnie literaln ą realizację w h isto rii „praw d ziw ej”. P rzeczytany z p erspektyw y dokonanych już dośw iadczeń drugiej w ojny św iatow ej — przeraża. Nie m a wątpliwości, z kim kojarzy się „pies o ryżej sierci”, nie m a też wątpliwości, kogo do- tyczy przepow iednia — w sp a rta przecie o odwołanie do proroków Sta­ rego Izraela — w w ierszu Brzechw y-L esm ana! Oczywiście: w iersz ten rep re z en tu je n u rt katastrofizm u, narastającego w poezji lat trzydzie­ stych. Ale też jest w swojej w izji — jak na ty p ówczesnych w izji k ata­ stroficznych — niebyw ale w y razisty i jednoznaczny. I przenikliw y, prze­ n ik liw y m yślowo: ta k dokładnego spełnienia przez historię nie uzyskała bodaj żadna z m iędzyw ojennych w izji poetyckich katastrofistów .

Rzecz w tym , że to nie przypadek chyba, bo nie jednorazow o to ujaw n io n a przenikliw ość B rzechw y-katastrofisty. Tuż obok znajduje się in n y w iersz, rów nie przerażający — wiersz, w k tórym Zawodziński do­ strzeg ł „m akabryczną fan ta sty k ę (tu bardzo sugestyw ny, upajający w e­ w n ętrzn ym i rym am i D y m )’’ 9. A no, spójrzm y na te „upajające ry m y ” :

P o s łu s z n y w ie c z n y m b o g o m i n ie d o rz e c z n y m g ro b o m , P o w ie rz a m ciszy n o c n e j m ó j b ezo w o cn y znój,

L ecz ch o ćb y k a ż d y p o w ró t b y ł g ro b e m i żało b ą. J a zaw sz e b ę d ę z to b ą i z aw sze b ę d ę tw ó j.

8 ,,I b ę d ą tr u p y lu d u te g o p o k a rm e m p ta c tw u p o w ie tr z n e m u i z w ie rz o w i ziem i, a n ie b ęd zie, k to by o d e g n a ł. [...] W y rz u c ą k o śc i k ró ló w J u d y , i k o ści k s ią ż ą t ich, i k o ści k a p ła n ó w , i k o ści p ro ro k ó w , i k o śc i ty ch , k tó rz y m ie s z k a li w J e r u z a le m [...]; n ie p o z b ie r a ją ic h i n ie p o g rz e b ią , ja k g n ó j n a z ie m i b ę d ą ”. (P ro ro c tw o Je re m ia s z a , 7, 33— 34; 8, 1— 3). P o r. te ż P ro r o c tw a E zech iela, N a h u m a , O zeasza i in.

(5)

G W I A Z D Y P I E R W S Z E . O L I R Y C E J . B R Z E C H W Y 193

Z n u ż o n y — o d p o czy w am , u m a r ły — n ie o d ży w am , K a m ie n n ą g ło w ą k ru s z ę k a m ie n n y c ię ż a r b ry ł, N a w z n a k ro z p a r ty leżę i s p ły w a ze m n ie g rz y w a , I św ia d c z y — c a ła s iw a — żem jeszcze w g ro b ie żył.

[...] T u la ta się n ie d łu żą, tu la ta n ic n ie w ró żą, I nic, i n ic n ie z n a c z ą , i w c a le n ie m a la t, — P o d z ie m n a w ieczn o ść c ie m n a p rz e p ły w a c z a rn ą b u rz ą , I g ro b o m p o z o sta w ia sw ó j c z a rn y m r o k i czad. G dy w ia tr p a ź d z ie rn ik o w y u d e rz y po k o m in a c h , I z p ie c a tw e g o b u c h n ie w p o d u sz k i d u sz n y d y m , T y w ied z, że w ty c h g o d z in a c h m ó j p o w ró t się zaczy n a, Że g d y cię czad u d u si, ja w ła ś n ie b ę d ę w n im .

D y m Oczywiście: są rym y w ew nętrzne. Ale znów —- nie one chyba ude­ rzają. Z jednej strony — znów wskazać w ypadnie na zaplecze kulturo w e wiersza, które tłum aczy cały szereg zespolonych m otyw ów . W utw orze tym, tw orzącym m akabryczną w izję przem ian człowieka „żyw cem po­ grzebanego”, n ietru d n o dojrzeć aluzje do licznych m otyw ów dem onolo­ gicznych — m otyw u „kosm atości” 10, gryzącego dym u jako broni m a­ gicznej 11 itd. Na tej też drodze w iersz uzyskałby zapew ne sw oje „roz­ w ikłanie sensu”. Z drugiej jed n ak stro ny skojarzenie go z katastrofizm em — narzucające się — ponow nie skłania do zauw ażenia jego fascynującej przenikliwości. Przyłożenie doń m iary tej rzeczywistości, któ rą k a ta - strofiści „przeczuw ali” — rzeczyw istości drugiej w ojny św iatow ej — w eryfikuje zespół splecionych w nim m otyw ów z niepraw dopodobną w ręcz ostrością. „N iedorzeczny gró b ”, w k tó ry m się „ ży je” czysto w e­ getatyw nie, posłusznie u praw iając „bezow ocny znój”, grób, w k tóry m „lata nic nie w różą” i „nic nie znaczą i wcale nie m a la t”, grób, z którego „pow rót” jest „grobem i żałobą”, a odbyw a się w postaci buchającego z pieca „dusznego d y m u ” 12 — nasuw a skojarzenia zupełnie jednoznacz­ ne.

,0 Zob. K. M o s z y ń s k i , K u l t u r a lu d o w a S ł o w i a n , W a rs z a w a 1967, t. II, cz. 1,

s. 334, 377, 511, 602, 603, 606—609, 612, 639, 642. C h o d zi o cech y ta k ie , ja k w ło sy długie, b ia łe , „ k o sm a to ść ” itp.

11 Zob. tam że, s. 314, 333.

12 F o rm u ły ty p u „I ciąg le d y m i te n s tra s z n y piec, / U la ta d u c h n a s z j a k tę s k n o ­ t a ” (K. P a s z k o w s k i , O ś w ię c im , 1943, J . S z c z a w i e j, A n t o l o g i a p o ls k ie j p o e z j i

p o d z i e m n e j (1939— 1945), W a rs z a w a 1957, s. 181) w ie lo k r o tn ie się p o w ta r z a ją w p o e z ji

i p ro z ie o k u p a c y jn e j. N b. c y to w a n e w ie rs z e B rz e c h w y s ą b a rd z o b lis k ie p o e ty c e w ie rs z y o k u p a c y jn y c h , zaś w y ra z is to ść w iz ji s p r a w ia , że — choć są r e d a g o w a n e w czasie „ p rz y s z ły m ” — b lis k ie są u ję c io m c h a r a k te r y s ty c z n y m d la l i te r a tu r y „ a p o k a ­ lip sy s p e łn io n e j”, k tó r e j m ia n e m z w y k ło się o k re ś la ć s p e c y f ik ę l i te r a tu r y o k u p a c y j­ n e j w o d ró ż n ie n iu od k a ta s tro f ic z n e j p rz e d w o je n n e j. W a rto te w ie rs z e z e s ta w ić

(6)

Nie, to nie znaczy, że od razu należy ujrzeć w Brzechw ie „autentycz­ nego” proroka-w izjonera. Źródeł tej zaskakującej spraw dzalności m oty­ wów katastroficzny ch —- nie negując przenikliw ości myślowej tych w ier­ szy — należałoby szukać raczej w trad y cjach kulturow ych, do których poeta tu ta j apeluje, a które po p ro stu się spraw dziły. Niekoniecznie dla­ tego, że p rzysługiw ała im jak aś „m agiczna” trafność. Raczej dlatego, że są to tra d y c je w dorobku ku ltu ro w y m ludzkości najbardziej katastro­ ficzne —- gdzież bow iem w iększy katastro fizm niż w proroctw ach staro- testam ento w ych ? — a nadchodząca rzeczywistość historyczna lat czter­ dziestych niosła k a ta stro fę taką, w której i ta w izja m usiała się spraw ­ dzić. K atastrofę, k tó ra spraw dziłaby każdą niem al wizję, byle utrzym aną w granicach m ożliw ych „praw fizycznych” — gdyż p raw a m oralne zo­ stały przekroczone krokiem w św ietle doświadczeń ludzkości niem al nie­ praw dopodobnym . Swoistość „p rzy p ad ku B rzechw y” polega tu więc ra ­ czej na skon stru ow aniu w izji w y r a z i s t e j -— w przeciw ieństw ie do „m gław icow ości” in n ych katastro fistó w okresu m iędzyw ojennego. Resztę — naniosła ju ż historia.

Ale te n w łaśnie fakt, fak t z jednej strony apelow ania do tradycji kultu row y ch, fa k t w yposażania m etafo ryk i lirycznej w elem enty ewoku- jące złoża „k u ltu ro w y ch znaczeń”, z drugiej strony zaś fak t w yrazistego przyw o ły w ania ty ch znaczeń, dostrzegalna trosk a o ich ostrość i in ten ­ syw ność — n akazuje nie przeceniać „śpiew ności” ty ch w ierszy, wiodącej rzekom o do „poezji czy stej”, nato m iast docenić ich zaw artość „m yślow ą”, docenić w nich płaszczyznę z i n t e l e k t u a l i z o w a n e j „operacji me- tafo ro tw ó rczej”, dostrzec jej ostrość i celowość. By dostrzec ją w yraźniej, p rzy jrzy jm y się — pobieżnie —- w ierszykow i dalekiem u od „poetyki w strz ą su ”, spraw iającem u w rażenie łagodnej, „w dzięcznej” baśni:

N a u lic y S ło w iczej, n a u lic y z m y ślo n e j N ie m a w c a le k a m ie n ic ty lk o sa m e b a lk o n y . P o z a w ie s z a ł je n ie g d y ś n a p o z o rn y c h z a w ia s a c h O b łą k a n y a r c h ite k t, k tó r y n ie żył w ty c h czasach .

N ik t z p rz e c h o d n ió w n ie d o ta r ł do z m y ślo n e j u lic y ; U n ik a ją je j sz k la rz e i w ę d ro w n i m uzycy,

T y lk o k sięży c z a rz u c a n a b a lk o n y s w ą p ełn ię, X p rz e p ły w a b ez c ie n ia , n ie w id z ia ln y zu p ełn ie.

N a b a lk o n a c h są ró że, a n a ró ż a c h sło w ik i; R óże m d le ją p o n o c a c h od sło w iczej m u zy k i,

N a u l i c y S ło w i c z e j

n p . ze z n a k o m itą c h a r a k t e r y s ty k ą tw ó rc z o ś c i B o ro w sk ie g o d o k o n a n ą p rz e z A. W e r­ n e r a { T a d e u s z B o r o w s k i : F e n o m e n o l o g ia s y s t e m u , T o ru ń 1968, te k s t p o w ielo n y ) — u ja w n ia się sz e re g z a s k a k u ją c y c h zb ieżn o ści!

(7)

G W I A Z D Y P I E R W S Z E . O L I R Y C E J . B R Z E C H W Y 195

W ypow iadacz-kreator nie ukryw a, że opisyw any przezeń św iat istn ieje iluzorycznie, na praw ach baśniow ej fikcji: ulica jest „zm yślona”, zaw iasy „pozorne”. Tym bezpośrednim „enuncjacjom fikcyjności” tow arzyszy fantastyczno-baśniow e ukształtow anie św iata: ulica bez kam ienic — z sam ym i tylko balkonam i. Ulica bez szklarzy, podw órkow ych grajków i przechodniów. Księżyc — n ie rzucający cienia. W ydaw ałoby się —- czysta baśń, k raina „wolnej fa n ta z ji”. P odkreśla to rów nież — a jakże — śpiewność wiersza, zbyt łatw o zauw ażalna, by ją tu analizow ać do­ kładniej.

Bliższe w niknięcie jed n a k w tek st pozw ala na odkrycie w nim in ­ nych zabiegów. Otóż ulica jest w praw dzie „zm yślona” w całości, ale też w jej obrębie — „zm yślonej” — nie w szystko istn ieje n a jednakow ych praw ach: m ożna w yróżnić rzeczy o statu sie „zm yślenia pierw szego stop­ n ia ” i rzeczy o statusie „zm yślenia drugiego sto pn ia” ; inaczej: zm yśle­ nia ze znakiem dodatnim i ze znakiem ujem nym . „Zm yślenie u jem n e ” — a więc zaprzeczone w ram ach w iersza — dotyczy tak ich elem entów , jak przechodnie, szklarze, m uzycy, cień odksiężycowy, kam ienice, a rc h i­ tek t (to w ażne: bo to „spraw ca” zabudowy!), zawiasy...

Zm yślenie nato m iast „dod atn ie” obejm uje t u t a j : „sam e b alk o ny”, pełnię, róże, słowiki i ich śpiew. Zespół m otyw ów w iele m ów iący: toć to sam e k s t r a k t dekoracji do „sceny balkonow ej”, sam a zagęszczona e s e n c j a tej dekoracji, esencja jednego z najm ocniej za spraw ą Szeks­ p ira zakorzenionych toposów w k u ltu rz e europejskiej! M am y do czy­ nienia — chciałoby się rzec — z toposem „oczyszczonym ” z w szelkich „rozrzedzających” go szczegółów ubocznych — szczegóły te w ypow ia­ dacz-kreator obdarzył w łaśnie „znakiem u jem n y m ”, elim inując je z k reo ­ w anej rzeczywistości. To — rzecz jasn a — sprzyja u in ten sy w n ien iu su- gestyw ności przyw ołanego tu toposu: m am y do czynienia z roztw orem „gęstym ”, z którego w yelim inow ano zbędną a rozcieńczającą „w odę” . To uintensyw nienie — podkreślone zabiegiem j a w n e j (bo: sform uło­ w anej w w ierszu) elim inacji rozrzedzenia — podkreślone je s t też pozy­ tyw nie, poprzez obraz niezw ykle silnej, ja k na w iersz ta k z pozoru ła­ godny, reakcji róż na (znów topos o „słow iku i róży” !) śpiew słowików: „Róże m dleją po nocach od słowiczej m uzy ki”.

Taka rzeczywistość „esencjonalna”, składająca się z elem entów tylko tych — i to centralnych dla toposu — k tó re k o n o tu ją określone zn a­ czenie lub zdarzenie, może stać się ju ż niezw ykle silnym środkiem dla w ygryw ania w artości lirycznych. W ty m w y p ad ku — esencja „toposu sceny balkonow ej” konotuje, zapow iada zarów no określoną w artość li­ ryczną, jak i określone zdarzenie: balkon w ty m toposie istn ieje po to, by m ogła się rozegrać znana scena. I B rzechw a — ta k spreparow aw szy

(8)

rzeczyw istość swego w iersza — w ykorzystuje to. Łam ie zakonotow any k ieru n e k rozw oju w ątk u :

A ty b łą k a s z się n o c ą po u licy S ło w iczej

P e łn a w e s tc h n ie ń tłu m io n y c h i n ie w ie r n y c h słodyczy,

I k u g ó rze w y c ią g a sz p rz e z ro c z y ste sw e dłonie, B y m u k a z a ł się to b ie n a zm y ślo n y m b a lk o n ie .

N a u l i c y S ł o w i c z e j Cokolwiek by się rzekło — jest to liry k o intensyw nym „finale li­ ryczny m ”, znakom icie przygotow anym .

Nas jed n a k — tu ta j — nie to in te resu je głównie. W ażniejsze dla n i­ niejszych rozw ażań jest tworzyw o, w ykorzystyw ane przy konstruow a­ n iu lirycznych w artości. Otóż je st rzeczą znam ienną, że poeta nie dąży tu ta j do utw orzenia rzeczyw istości gwasi-realnej, by poprzez nią w y­ powiedzieć liryczną sugestię. P rzeciw nie: m anifestacyjnie korzysta z to­ posu j a k o t o p o s u , tw orzy zeń coś n a kształt „poetyckiego p s e u d o ­ n i m u św ia ta ” 13. Podobnie ja k w poetyce krakow skiej aw angardy dą­ żono do „ekw iw alentyzacji” rzeczyw istości bądź do jej „pseudonim ow a- n ia ” na tere n ie zabiegów w ew n ątrz jęz y k o w y ch 14 — tak Brzechw a m a­ nifestacy jnie rów nież odryw a św iat w iersza od opisu „rzeczywistości dookolnej”, dążąc do utw orzen ia „pseudonim u” z toposu i do w ygra­ nia lirycznych sensów w jego w n ę t r z u . Tak ja k poezję aw angardzi­

13 T u m o ż n a m ie rz y ć o d leg ło ść li r y k i B rz e c h w y od p o e ty k i „ ra s o w y c h ” sk a - m a n d r y tó w (za z w ró c e n ie m i n a to u w a g i d z ię k u ję p. P io tro w i N o w a czy ń sk iem u ), B rz e c h w a b lis k i je s t s k a m a n d r y to m z a ró w n o śp ie w n o ś c ią sw o je j p o ezji, ja k i w ie ­ lo m a je j m o ty w a m i. T a m c i je d n a k — w y r a s ta ją c s k ą d in ą d z m o d e r n iz m u — szczeg ó l­ n ie w o k re s ie te n d e n c ji w ita lis ty c z n y c h i b io lo g iczn y ch „ n isz c z y li” s p a d e k po sy m - b o lista c h , d ą ż ą c w liry c e do s tw o r z e n ia ilu z ji „ a u te n ty c z n e j” rz e c z y w isto śc i i „ b e z ­ p o ś r e d n ie g o ” z n ią o b c o w a n ia . S tą d n p . b a rd z o c zęsty m o ty w sło w ik a (T uw im , P a w lik o w s k a , W ie rz y ń sk i) f u n k c jo n o w a ł w r a m a c h ich w ie rs z y ja k o s k ła d n ik r z e ­ c z y w isto śc i q u c m - re a ln e j. B rz e c h w a „cz y śc ie j” od n ic h ro z w ija d z ie d z ic tw o sy m b o li- sty c z n e , u tr z y m u ją c m e to d ę p o ś re d n io ś c i z n a c z e ń (w o d n ie s ie n iu do sy m b o liz m u p is a ł o ty m o s ta tn io A. L a m , P o l s k a a w a n g a r d a p o e t y c k a , K ra k ó w 1969, t. I, s. 17 n.). N ie tw o rz y w w ie rs z a c h rz e c z y w is to śc i q u c m - re a ln e j (w k tó r e j d o p ie ro „ w tó rn ie ” m o ż n a w y c z y ta ć s c h e m a t to posu), lecz tw o rz y w p r o s t rz e c z y w is to ść w s p a r tą n a to p o s a c h ja k o to p o sa c h , z n im i n a w ią z u ją c b e z p o ś re d n i „ k o n ta k t liry c z n y ”. T o b liż ­ sze s y m b o lis to m — a le w n o w e j s y tu a c ji h is to ry c z n o lite ra c k ie j in a c z e j ju ż f u n k c jo ­ n u ją c e , bo ja w ią c e się ja k o p rz e c iw s ta w n e a w a n g a rd z ie k ra k o w s k ie j — „ p se u d o n i- m o w a n ie ś w ia t a ” ; p rz e c iw s ta w n e — g d y ż p s e u d o n im e m s ta je się n ie ty le „zd a rz e n ie w ję z y k u ”, ile „ z d a rz e n ie w to p o s ie ”. T e s p r a w y w y k ra c z a ją je d n a k p oza w ą s k ie ra m y szk icu , w k tó r y m c h o d zi n ie o h is to ry c z n o lite ra c k ie u s y tu o w a n ie lir y k i B rz e c h ­ w y, lecz o w s k a z a n ie in n eg o , n iż tr a d y c y jn ie p rz y ję ty , sp o so b u je j c z y ta n ia .

14 Zob. J. S ł a w i ń s k i , K o n c e p c j a j ę z y k a p o e t y c k i e g o a w a n g a r d y k r a k o w ­ s k i e j, W ro c ła w 1965, s. 37 n.; 123 n.

(9)

G W I A Z D Y P I E R W S Z E . O L I R Y C E J . B R Z E C H W Y 197

stów można nazwać — ze w zględu n a tere n rozgryw ania w artości li­ rycznych — „poezją języ k a”, tak i liryk ę B rzechw y — analogicznie — m ożna nazw ać „liryką symboli k u ltu ro w y ch ” bądź „liry k ą toposów ”. Tak ja k aw angardziści w ygryw ali jedno z tw orzyw poezji i jed en z tw o­ rów poezji: język — tak Brzechw a w y g ry w a drugie tw orzyw o i drugi tw ór poezji: schem at toposu.

Nie, to nie jest poezja „niew ym yślna” i „łatw o dostęp na”. To poezja tak skomplikowana, jak m u s i być skom plikow ana każda „poezja k ul­ tu ry ”. W analizow anym w ierszu słowo „zm yślony” nie znaczy „niepraw ­ dziw y”, „fantastyczny” czy „baśniow y”. Ono — przede w szystkim — znaczy: „k u ltu ro w y ”, „fik ty w n y ”, „in ten cjo n alny” . Znaczy: „znakow y” .

3

A jak rzecz się m a z — od tej stro ny u jrzan y m — w ierszem G iciazdy pierwsze? Rozpoczęliśmy od w ersyfikacji analizę jego „śpiew ności”, roz­ pocznijm y od niej i tym razem . Wiersz, ro śn ie w cenie, gdy okazuje się, że zawodowe am bicje jego „n ad aw ey -ry tm izato ra” w y k raczają ponad am bicje prostaczka-perkusisty, w ybijającego tzw. „ ry tm ” pod ludowe skrzypki. A tu groziło i takie odczytanie: nic bow iem ludow ości bliż­ szego, jak trocheiczny ośmio- i sześciozgłoskowiec, „k a ta ry n ia rz a jed y ­ n y ”, przedm iot um iłow ania w spólny dla lu d u i „m alusińskich” 15.

A Brzechw a — zainicjow aw szy w iersz ty m poczciwym tokiem i u tw ier­ dziwszy go na przestrzeni rów nej połow y u tw o ru — nagle w połowie drugiej strofy łam ie ów rytm , by złam anie to „przeciągnąć” jeszcze na pierw szą połowę trzeciej strofy, w końcow ym dopiero dw uw ierszu od­ zyskując równowagę. Pow staje w te n sposób swoiście „dw uznaczna” stru k tu ra rytm iczno-stroficzna. U kład rym ów i przedział graficzny w łą­ czają owe w yodrębniające się w ersy do dwóch różnych strof. Ich kanon rytm iczny natom iast „w y ry w a” je z ty ch strof, ta k że z dwóch ostatnich w ersów stro fy drugiej i dwóch pierw szych w ersów stro fy trzeciej po­ w staje jak b y „strofa n adbudow ana”, o p arta o spoistość p rzeplotu ośmio- zgłoskowców trocheicznych z sześciozgłoskowcami am fibrachicznym i:

I I . ---i W szyscy św ięci p r z e b ie r a ją --- -- f / R ó żań ce p e rliśc ie .--- ---/ / / / A to ty lk o g w ia z d y p i e r w s z e ---/ / Ś w ita ją w b łę k ita c h . •— ---15 „W ty m w y k o rz y s ty w a n iu w a lo ró w m u z y c z n y c h ję z y k a zb liż a się B rz e c h w a do ź ró d e ł p o e z ji lu d o w e j [...] i te j, k tó r ą tw o rz ą dziec i b a w ią c e się ry tm ic z n y m p o ­ w ta rz a n ie m słó w lu b d źw ięk ó w , p o c ią g a ją c y c h [...] b a r w ą b r z m ie n ia ”. (H. S k r o b i - s z e w s k a , B r z e c h w a , W a rs z a w a 1965, s. 21).

(10)

Celowość takiego „rytm icznego połączenia” z sobą sąsiadujących po­ łów ek dw óch kolejnych stro f w yd aje się w yraźna: spaja je „tem at szcze­ gółow y”, tylko w ty ch bow iem w ersach jest m owa w sensie ścisłym c gwiazdach, pozostałe p a rtie w iersza przynoszą „opis w ieczoru” w spar­ ty na inn ych elem entach. G dy to się zauw aży — rzuci się w oczy drugi znam ienny asp ekt tego złączenia. Obie te połówki strof stanow ią jakby „pow tórzenie tem aty czn e”, tw o rzą „układ w arian tó w ” : po prostu powia­ d am iają o tym , że uw idoczniły się na niebie gwiazdy. Ale jakże różnymi „języ kam i” to czynią! D w uw iersz drugi stanow i w ypow iedź niezm etafo- ryzow aną, dosłowną: „gw iazdy pierw sze św ita ją ”. D w uw iersz pierwszy ujm u je te n sam tem a t jak b y „innym i oczym a”, widząc w gwiezdnych św iatełkach „p rzeb ierany różaniec w szystkich św iętych”. N ajw yraźniej w ypow iadają się tu ta j dw a różne „św iatopoglądy”, opozycyjne względem siebie: św iatopogląd — nazw ijm y to tak: —- „pozytyw istyczny”, „fizy­ k a ln y ”, dostrzegający w gw iazdach tylko i jedynie „ciała niebieskie” —> oraz św iatopogląd „m itologiczno-infantylny” 16, dostrzegający w nich z n a k i , p r z e j a w y „św iata sakralnego”. A pelacja do „w idzenia m ito­ logicznego” je s t tu w yrazista: zaprezentow ane ujęcie gwiazd tkw i w k rę ­ gu m itologicznych w yobrażeń l u d o w y c h 17. W ty m też kręgu tkw i pierw szy dw uw iersz tej strofy, m ówiący o aniołach rozczesujących mło­ de gaje — w yraziście apelując do pierw otnej, ludow ej trad y cji „św iętych g ajów ” i do „ k u ltu d rzew ”, uznaw anych w w ielu ludow ych m itologiach za m iejsce zam ieszkania aniołów 18. W sum ie więc — strofa druga p re ­ zen tu je ujęcie zm ierzchu i gwiazd poprzez pryzm at topiki, charakte­ rystycznej dla ludowego św iatopoglądu mitologicznego.

A stro fa pierw sza? Znów — od razu w pierw szym dw uw ierszu — spotykam y charak tery sty czn ą frazeologię: „U sypiają ludzkie dzie­ je / Z m ierzchem byle ja k im ”. Łańcuch frazem ów „ludzkie” — „dzieje” — „zm ierzch” w yraziście przyw ołuje frazeologię charaktery styczną dla historiozofii i historiografii O św iecenia i rom antyzm u. Dla przykładu: zbitka „dzieje lu dzk ie” jest ch arak tery sty czna dla tytułów początkowych rozdziałów H erd era M yśli o filo zo fii dziejów , przy czym w ym ow ny jest i k ształt ty tu łu całości; tu — z najbardziej znanych — m ożna przyw ołać rów nież H egla W y k ła d y z filo zo fii dziejów . O kreślenie „dzieje” w m iejsce bardziej dw udziestow iecznej „h isto rii” było podówczas powszechnie sto­

Zob. M. E 1 i a d e, T r a k t a t o h is to r ii religii, W a rs z a w a 1966, s. 436 n.

17 „ G w ia z d y u w a ż a lu d ja k o sie d lisk o d u c h ó w b ło g o sła w io n y c h , k tó r e n a n a s sw y m i n ie b ie s k im i o c z a m i s p o g lą d a ją z w y s o k a ” ( K o l b e r g , op. cit.. t. 17, s. 71). „ G w ia z d y są d la Ś w ię ty c h p r z y d a n e z a b a w k i, k ie b y k w ia tk i po o b ło k a c h ro z s ia n e ” ( K o l b e r g , o,p. cit., t. 7, s. 31).

13 Z ob. M o s z y ń s k i , op. cit., t. II, cz. 1, s. 424 n .; J. G. F r a z e r , Zło ta

(11)

G W I A Z D Y P I E R W S Z E . O L I R Y C E J . B R Z E C H W Y 199

sowane, czego potocznie znanym pośw iadczeniem są M ickiewiczowskie ..m alowane dzieje” z Konrada W allenroda czy „gm inne dzieje” z Popasu w TJpicie. A „zm ierzch” ? T y tu ł słynnego dzieła G ibbona Z m ierzch i upadek cesarstwa rzym skiego niech posłuży jako w y razisty przykład m odnej — i wówczas, i później — frazeologii historiograficznej.

Rzecz jasna — nie m am y ty m razem do czynienia z apelem do św ia­ topoglądu ludowego: przyw ołane dzieła w yraziście określają adres w łaści­ wy. U tw ierdza go druga połow a tej strofy, m ów iąca — w przeciw staw ie­ niu do „bylejakości” zm ierzchu ludzkich dziejów — o rów noczesnej ży­ wotności przyrody, m anifestacyjnie tu zadokum entow anej świeżością w il­ goci wieczornej rosy i tatarakow ego zapachu 19. To przeciw staw ienie — w sparte przyw ołaniem ośw ieceniow o-rom antycznej frazeologii histo rio ­ graf icznej — jest w yrazistym apelem do znam iennego dla tam ty c h cza­ sów przeciw staw ienia „ n a tu ra — k u ltu ra ”, „siła i trw ałość przy rod y —- bylejakość i kruchość dokonań ludzkich”. Topos to szczególnie dla rom an ­ tyzm u centralny, rom antyzm u przy patru jącego się uw ażnie żywiołom przyrody i zarastanym przez zielska tudzież kruszejącym budowlom , wznoszonym przez człowieka 20. P rzy patru jącego się im — w kon k retach — jako s y m b o l o m , z n a k o m „p raw szerszych”, rządzących układem świata. Bo też apel do św iatopoglądu rom antycznego — jest rów noznacz­ ny z apelem do św iatopoglądu s y m b o l i c z n e g o , ujm ującego p ostrze­ gane zjaw iska jako z n a k i rzeczyw istości „ponad nim i” stojącej 21.

I tu ta j więc — ja k poprzednio — m am y do czynienia z w y raźn ą ope­ racją, dokonaną na „toposach k u ltu ro w y ch ” ; re p re z e n tu ją one trz y sposo­ by w idzenia św iata: symboliczny, naiw no-m itologiczny, fizykalno-pozyty- wistyczny. Trzy strofy — k onfrontacja trzech św iatopoglądów , trzech spo­ sobów „w idzenia św iata”.

Po co? D w uw iersz ostatn i brzm i: „Bóg o ludziach pisze w iersze, / K tó­ rych n ik t nie czyta”. Dopiero teraz staje się to zam knięcie w iersza

zrozu-:s W ażn ą ro lę o d g ry w a tu m o ty w ta t a r a k u , k o ja r z ą c y się n ie o d w o ła ln ie z o b y ­ c z a ja m i z ie lo n o św ią tk o w y m i (w y stę p o w a n ie ta t a r a k u w ro li z ie lo n o św ią tk o w e g o „ u m a je n ia ” K o lb erg o d n o to w u je w e w sz y s tk ic h n ie m a l r e g io n a c h P o lsk i). Z ielo n e Ś w ią tk i są in te r p r e to w a n e m . in. ja k o św ię to „ o d ro d z e n ia p r z y r o d y ” (zob. F r a z e r, op. cit., s. 133 n.).

25 D ość tu w y m ie n ić k ry m s k i s o n e t M ic k ie w ic z a B a k c z y s a r a j czy S ło w a c k ie g o

R z y m . B ro d z iń s k i (Pisma, P o z n a ń 1813, t. V I) p is a ł: „N ęd zn y c h w a s t co w io sn a o k w i-

ta n a g ru z a c h m o carzó w i szy d zić się z d a je z lu d z k ie j w ie lk o ś c i” (s. 22); „ N a tu ra szydzić się z d a je z w s z y stk ic h n a s z y c h d ążeń , t a k w ie lk ic h j a k m a ły c h ; o lb rz y m ia , n ie w s trz y m a n a w sw o im p o s tę p o w a n iu , ró w n ie d z ie ła m ą d ro ś c i j a k p r z y p a d k u w p ro ch d ep ce; w a ż n e i m a łe , w ie lk ie i p o sp o lite , ja k p o w ó d ź p o ry w a z s o b ą n a jw y ż ­ szym tru d e m d o k o n a n e ” (s. 25).

21 Zob. Z. Ł e m p i c k i , R e n e s a n s , O ś w ie c e n ie , R o m a n t y z m , [W:] W y b ó r p is m , W a rsz a w a 1966, t. I, s. 173 n.

(12)

m iałe, dopiero też tera z staje się zrozum iały sens owej „konfrontacji św iatopoglądów ”, dla której m otyw gwiazd i m otyw w ieczoru jest w tym w ierszu tylko „p ro b ierzem ”. W iersz w istocie mówi o poezji — i o w aru n ­ kach jej społecznego odbioru: jest, w sensie ścisłym, w ierszem „m eta- poetyckim ”. B azuje na ujęciu elem entów składow ych rzeczywistości jako elem entów posiadających n a tu rę „znaków ”, jako elem entów swoistego „kodu” w prow adzanego w proces „nadaw ania k o m u n ik atu ” : „Bóg o lu­ dziach pisze w iersze” — oczywiście, przy pomocy „znaków -elem entów św ia ta ” ; przy pomocy (jakże w ażny tu tytuł!) gwiazd: apel do „astrolo­ gicznego” ich ujęcia jest tu w yrazisty. I w tak ich w arun kach — gdy rze­ czywistość jest tra k to w a n a „znakow o” — poezja pow staje: Bóg pisze w iersze, a B rzechw a w dw óch pierw szych strofach (symbolicznej i m itolo­ gicznej) tw orzy m etafory. G dy przychodzi kolej na trzeci światopogląd — nie tra k tu ją c y św iata jako „zakodow anego kom u n ik atu ”, jako zespołu „znaków -sym boli” — w stru k tu rz e w iersza Brzechw y przem yślnie znika m etafo ra i starcza m ate ria łu tylko n a pół strofy, gdy tam nieodm iennie starczało na całą. Resztę zajm uje reflek sja o pisaniu i czytaniu w ierszy w tej odległej od m agii i sym boliki współczesności „nauk ścisłych”, w ierszy — ja k m ów i finał — „k tó ry ch n ik t nie czyta”. Jakże gorzki i jakże nie­ p ro sty okazał się te n w iersz, co na początku ta k naiw nie i „śpiew nie” w yglądał...

G w iazdy pierw sze. Je d en to z cen traln y ch elem entów topiki różnych k u ltu r 22 — i jed en z leitm o tivó w liry k i Ja n a Brzechw y, „liryki toposu”. Ciągoty wersologiczno-m uzykologiczne, nadm iernie w ybujałe przy lektu ­ rach B rzechw y, najw yraźn iej skłaniały Zawodzińskiego, znakomitego przecież k ry ty k a , do skupionego w słuchiw ania się w spółgłoskowe szm ery z zam kniętym i oczyma: nie dziwne, że blask u gwiazd nie spostrzegł, bo nie zw ykł on się ujaw n iać na tere n ie „upajających rym ów w ew nętrzn ych”. Toteż cy tu jąc fascynujące form uły z w iersza Pocieszenie —

t J a k iż to m ie sią c ? G w iazd o p ad ... K tó r a g o d z in a ? Z a d ziesięć m in u t o s ta tn ia . P o c ie s z e n ie

— zauw ażył „zniżenie s ty lu ”, „uproszczenie języka do konw ersacyjności”, ..ironiczną dziwaczność półprozaicznych refren ó w ” 23. Nie zauw ażył rzeczy

22 O b o k cyt. d z ie i F ra z e r a i M o szy ń sk ieg o — z n a k o m ic ie o r ie n tu je w ty m z a ­ k re s ie k s ią ż k a R. P e tta z z o n ie g o W s z e c h w i e d z a b o g ó w (W a rsz a w a 1967, ss. 10 n.,

45 n., 56, 143 n, 242, 430 itd ., zob. In d e k s rzeczo w y , s. 574—575). 23 Z a w o d z i ń s k i, op. cit., s. 364.

(13)

G W I A Z D Y P I E R W S Z E . O L I R Y C E J . B R Z E C H W Y 201

stokroć w ażniejszej: znakom itej operacji językow o-w yobrażeniow ej, do­ konanej na toposach. Jeśli bow iem „opadające liście” czy „zw iędłe liście” są znakiem zbliżającej się zim y i w chodzą w skład toposu „nadchodzącej śm ierci przyrod y ”, zabarw iając ty m znaczeniem rów nież nazw ę „listopa­ d a” — to jeśli się zważy na topos „gw iazd spadających” jako topos „śm ierci ludzi” 24, wówczas „m iesiąc śm ierci człow ieka”, przez analogię językową, w inien się nazyw ać „gw iazdopad”. I z tego w y nik a finałow a odpowiedź na p ytanie o godzinę, k tó ra może być tylko taka: „za dziesięć m inut o statnia”. I tu w łaśnie — na tere n ie „operow ania to p ik i” — po­ w staje poezjotwórcza czynność Brzechw y, tu też w ybły skuje najzupełniej nieironiczna sugestia liryczna, zrodzona przez sens „m iesiąca spadających gw iazd”.

W łaśnie gwiazd. W w ierszu, m ów iącym bezpośrednio o pow staw aniu poezji, Brzechw a rów nież gw iazdą się posłużył:

Do n a p is a n ia w ie rs z a P o tr z e b n a is k r a je d n a , K tó r a ja k g w ia z d a p ie rw s z a B oga z c z ło w ie k ie m je d n a , [...] P r e l u d i u m

W tej poezji, „pseudonim ującej” św iat toposam i, to niem al w ystarcza: pod w arunkiem , że gwiazda nie będzie trak to w an a jako fizykalne „ciało niebieskie”, ale będzie u jrz a n a jako astrologiczny „znak”, za pośred­ nictw em którego dociera do człowieka poetycki „kom unikat Boga”, „znak”, um ożliw iający tu jednoczącą oba św iaty „sytuację rozm ow y”. G dy będzie to gwiazda, [...] K tó ra je s t n a r a z k w ia te m , I sn e m , i ciszą n ie b a , I nic, i n ic p o z a te m J u ż w ię c e j n ie p o trz e b a . P r e l u d i u m

Może i nie potrzeba — ale nie bądźm y n adm iernie oszczędni: posadźm y na tej gwieździe śpiew nego aniołka, k tó ry w ry tm jej m ru g an ia rozsypie przygarść „upajających rym ów w ew n ętrzn y ch ”. W szakże takich, k tó re nie ..uchylają py tan ia o tre ść ”. W szakże ta k przezroczystych, że w idać przez nie w yraźnie, iż m ruganie gw iazdy jest nie tylko rytm iczne, ale i „p e r­ skie” . Porozum iewawcze. Z n a c z ą c e .

24 Zob. M o s z y ń s k i , op. cit., t. II, cz. 1, s. 464, 480. T en to p o s r a z po ra z p o ja w ia się też w cyt. dziele K o lb e rg a .

Cytaty

Powiązane dokumenty

A le skoro uważacie Panie, że moje źródła są nieopowiednie, wcale nie myślę o wydawaniu tego dzieła, tym bardziej po niefortunnym powodzeniu „Pow ieści” ,

Obecnie oferta ta jest znacznie bogatsza, gdyż obok pojedynczych programów multimedialnych na dyskach umiesz­ cza się tematyczne zbiory danych, a także całe pakiety programowe,

Narrację, w której nie- ustannie pojawia się topos rodzimości polskiej sztuki, tworzą również teksty pisane przez historyków i krytyków sztuki poświęcone twórczości

©ifenbaljn auf bem rechten Xiberufer. SUinari in giovenä.. nadjbent bte fölalaria bte Stätte unbemoljnbar gemacht tjat. § ie r liegen gemötjnlid) einige größere

von dauern, bie ^ranfen, bie fieß bie rötnifeße p to v in j (BaHien gefidjert ßatten, übernaßmen bie rötnifcßd’atßolifcße Äeßre.. Dn garten, blutigen

Napisz program, który posługuj ˛ ac si˛e j˛ezykiem asembler, zapisuje do obszaru nieulotnej pami˛eci danych 1 bajt. Napisz program, który posługuj ˛ ac si˛e j˛ezykiem

Jeżeli rzeczywiście takie jest główne doświadczenie rom antyzm u i ośrodek skupienia rom antycznych wysiłków, można się spodziewać, że rom antyzm — w takim

Denn diese Einheit dürfte wohl sogar eigens für die neue Besatzung der Provinz aufgestellt worden sein.³⁵ In den Jahren 153 und 157 lag die ala dann in Syria.³⁶ Dennoch sind auch