ctw em Instytutu H istorii P rzy ro d o zn a w stw a i Tech niki AiN Z S R R w 1967 r. w W a r szaw ie 2.
W czasie styczniowego p oby tu gościa Z a k ła d u H isto rii ¡Nauki i Tech niki S. J. P ło tk in a ustalono bliższe szczegóły realizacji tego p rojektu, s fo rm u ło w a n o orienta c yjn e p ropozycje zawartości o b y d w u num erów , porozum iano się co do zasad p rz y go tow an ia m a te ria łó w przez jedn ą i drugą re d ak cję oraz om ówiono term iny pracy. U kazanie się num eru „ W o p ro s o w ” w y p e łn ion ego przez a r ty k u ły au to ró w polskich { w języku ro sy jsk im ) oraz nu m eru „ K w a rt a ln ik a ” pośw ięconego artyku łom au torów radzieckich <w języ ku polskim ) p rz e w id u je się na koniec ro k u 1970.
B. P .— O.
M E T O D O L O G I C Z N E ZtAlGAlDNIENiIA W D Z I E Ł A C H L Y E L L A I L A Y O I S I E R A
W dniach 8 i 212 m arca 1969 r. Z a k ła d H istorii N a u k i i Tech niki R A N zo rgan i zo w ał d w a posiedzenia n au k o w e poświęcone m etodologicznym p ro blem om z a w a r tym w dziełach L y e lla i L avo isiera. Z ebran io m tym p rzew od n iczył doc. W . K r a jewski.
I
'Na p ierw szy m z posiedzeń m gr K azim ierz Slęczka w y g ło s ił re fe ra t o R oli za sad m etodologicznych Lyella w rozw oju geologii.
N a w stępie referent w y ja śn ił, iż do zajęcia się koncepcjam i teoretycznym i C h a r- lesa L y e lla skłoniła go chęć w y ja śn ien ia treści tzw. zasady aktualizm u, któ ra dzięki dziełom L y e lla stała się naczelną zasadą geologii. Z a s a d a ta rozum iana jest bardzo rozmaicie, p rzy czym w y raź n ie zaznaczają się d w a ujęcia: m etodologiczne (np.: „te raźniejszość jest kluczem do przeszłości”) i ontologiczne <np.: „ w d ziejach Z iem i zawsze zachodziły procesy tych sam ych ro d z a jó w i o tej sam ej intensywności, co obecnie”). W o b e c tych rozbieżności referent p o d ją ł p róbę zrekonstruow an ia zało żeń teoretycznych, które le g ły u p o d s ta w d zieł L ye lla.
W latach trzydziestych X I X w ., w okresie u k azania się g łó w n y ch dzieł L y e lla , d w ie niezależne na ogół dotąd linie w geologii: teoretyczno-speku latyw na i em p i ryczna, zaczęły się zbiegać. L y e ll zaś w y stąp ił przede w szy stk im p rze ciw ro z p o w szechnionej w tym czasie teorii katastrofizm u, p rze ciw sta w iając jej doktryn ę n a zw aną w A n g lii unifbrm itaryzm em .
A n aliz a dzieł L y e lla p o z w a la u ja w n ić — zdaniem referen ta — nie jedn ą j a kąś zasadę, ale cały ich zespół, u k ła d ający się w coś na kształt teorii, której n a czelne założenia w y g lą d a ły b y następująco:
1. Procesy geologiczne w dziejach Z ie m i zaw sze b y ły takie same co do ro d z a jó w i intensywności.
2. D w ie „klasy sił”, które w y w o łu ją w szelkie procesy geologiczne, „ og n io w e” i „w od n e”, zaw sze działały z tą isamą intensywnością.
3. P ro cesy geologiczne zm ieniają m iejsce w y stęp o w an ia w sposób (w dłuższych odstępach czasu) p rzy p ad k o w y .
4. D w ie ,¿klasy s ił” są w za jem n ie przeciw staw ne.
T eoria L y e lla jest p rzy tym tak p om yślana, iż w y k lu c z a w szelk ą ro z w ojo w o ść d zie jó w Z iem i, a tym b a rd z ie j w szelk ą m y śl o ja k im k o lw ie k ich początku. Zaznacza się tu kontynuacja m yśli teoretycznej Jam esa Huttona, którego system p o w stał z kolei w w y raź n y m zw iązk u z astronom ią iNewtonowską. T w ierd zenie, ja k o b y L y e ll w p ro w a d z ił do geologii tzw . czas geologiczny, nie jest w ię c ścisłe, gd yż faktycznie w p ro w a d z a ł on do d z ie jó w Z ie m i wieczność.
2 In fo rm ację o tym spotkaniu p od ał ,¿K w artalnik” nr 2/1968, s. 502.
C ała teoria L y e lla b y ła oryginalną p ró bą ¡konkretyzacji w odniesieniu do dzie jó w Z ie m i ogólnej zasady jednostajności przyrody. L y e ll w u siłow aniach „u jedn o stajnienia porząd ku P r z y ro d y ” i znalezienia m aksim um stałości w zmienności sko ru p y ziem skiej p osu n ął się ta k daleko, ja k tylko by ło to m o żliw e p rzy u w z g lę d n ie niu całego znanego ówcześnie m ateriału faktycznego, znacznie w y k racza jąc , poza samo uznanie czasoprzestrzennej un iw ersalności p r a w fizyki. Jego zdaniem , p rzy w y ja śn ia n iu przeszłości Z iem i należy starać się o zachow anie m aksim um m ożli w e j i(tzn. dopuszczalnej na gruncie znanych fak tó w ) analogii m iędzy teraźniejszością a przeszłością. Jest to w ięc zasada m ak sym aln ej oszczędności w p rzy jm o w a n iu hipo tetycznych założeń.
Ó w p u n k t w y jśc ia d ecy d u je chyba o tym, że dzieło L y e lla uznać należy za pierw sze n ap ra w d ę n au k o w e dzieło w geologii, za punkt zw rotny w ro z w oju tej nauki, Co p r a w d a w dalszym ro z w o ju geologia pod p resją now o odk ryw an ych fa k tó w stopniow o odd alała się od tej skrajnie uniform itarystycznej w e rsji d ziejów Z iem i; każdy geo lo g-n a u k ow iec stara się jed n ak i dziś zachować m aksim um m ożli w e j analogii m iędzy teraźniejszością a przeszłością.
Z dan iem referenta zatem, o doniosłości historycznej, a także o trw a ją c e j do dziś p e w n e j aktualności dzieł L y e lla zadecydow ała p rze d e w szystk im ow a przyjęta przez niego w y jś c io w a zasada m etodologiczna.
W d y sk u sji nad referatem prof. E. O lszew sk i zw ró cił u w a g ę na zbieżne cechy św iato po gląd u n au kow ego N e w to n a i L y e lla — łączy i oh mechamicyzm, m etafizycz- ność i(w sensie E n gelsow sk im ); cechy te b y ły naturalne i nieuniknione na w czes nym etapie roz w oju poszczególnych gałęzi nauki.
M g r S. K o to w ic z w y ra z ił zdziwienie, że L y e ll uchodzi pow szechnie za e w o lu - cjonistę, choć jego koncepcja jest aintyrozwojowa, a m gr L . D o brzań sk i w y ra z ił w ą t p liw ość, czy można połączyć zasadę un iform itaryzm u z ewolucjonizm em , z w a ż y w szy, że zasada ta, u jm u ją c każdą sferę by tu jako stałą, oddziela różne sfery sztywno od siebie.
Doc. I. S zu m ilew icz p rze p ro w a d z iła p orów nanie m iędzy różnym i w e rsja m i za sady u n iform itaryzm u w geologii a d w ie m a w e rsja m i zasady kosm ologicznej (z w y kłą i „d o sk o n ałą”). P o d k re śliła też, że każda zasada m etodologiczna opiera się na p ew n ej koncepcji ontologicznej.
P r o f. A . 'G aw eł w sk az ał ina zm iany treści term in ów w toku ro z w oju nauki. N p. o zasadzie jedności i jednostajności natury m ó w iło w ie lu uczonych, w tej liczbie polskich, ale dopiero L y e ll nadał tej zasadzie now y, głębszy sens.
Doc. J. B abicz stw ierdził, że zaletą re fera tu b y ło połączenie analizy p ojęć z osa dzeniem ich w kontekście historycznym. K ontekst ten m ożna b y by ło jedn ak jesz cze rozszerzyć, zw racając np. u w a g ę na splot geologii z geo grafią w lye llo w sk im okresie.
D r Z . P u te rm a n zastan aw iał się nad tym, co oznaczała o b a w a L y e lla, ab y p e w ne p rocesy nie okazały się dla nauki n ieprzew idy w aln e. M oże w y c zu w a ł on, że roz w ó j nie b y łb y 'ściśle p rze w id y w a ln y , gd y b y jego p r a w a n ie b y ły jednoznaczne?
M g r W . G rębeck a zauw ażyła, że przeciętny bio log w ie tyle o L ye llu , ile w nim w y czy tał D a rw in . A nastawienie ich by ło różne: gdy L y e ll starał się znaleźć m a ksim um stałości w zmienności, to D a r w in raczej odw rotnie — szukał m aksim um zmienności w stałości, w y k azu jąc, że te same czynniki '(zmienność, dziedziczność, d obó r) m ogą daw ać różne w yn ik i, jeżeli m a ją do czynienia z różnym m ateriałem . Znaczenie teorii L y e lla d la D a rw in a p olegało m . in. na tym, że m ógł on zająć się spokojnie ew o lu cją św iata żywego, w iedząc, że skoru pa ziemska nie robi temu ś w ia tu niespodzianek.
o-Iow ie X I X w . przedsięw zięto p ró bę jego p rze k ła d u ) oraz stw ierd ził, iż re fera t u m ie jętnie w y d o b y ł z p ow o d zi fa k t ó w u L y e lla tk w iąc ą w jego dziele koncepcję.
Z am y k ając d yskusję, doc. W . K ra je w s k i p ow ied zia ł, że w referacie szczegól nie zainteresow ało go ukazanie antyrozw oj ow ego charak teru koncepcji L y e lla , zm u szające do k o rekty utartych ocen. ¡Rację m a ją ci dyskutanci, którzy w s k a z y w a li, że zasady m etodologiczne m ają zaw sze ukryte p rzesłan k i ontologiczne (czego nie do strzegają pozytyw iści); nie znaczy to jednak, a b y nie należało odróżniać zasad m e todologicznych od ontologicznych.
P rz e m a w ia ją c jako ostatni, m g r Slęczka zgodził się z tw ierdzeniem , iż zasada jednostajności p rzy ro d y dopuszcza w ie lo ra k ie in terpretacje, L y e ll zaś p od tym w zg lęd em p ro p o n o w a ł w e rs ję m ożliw ie sk rajn ą, co w łaśn ie zadecydow ało o p rz e
łom o w ej ro li jego dzieła w ro z w o ju geologii. P rz y ję te przez niego ujęcie d zie jó w skorupy ziem skiej w y k lu c z a zatem raczej zw iąze k tej zasady z teorią e w o lu c ji w świecie żyw ym . A n ty ro z w o jo w y aspekt teorii L y e lla u legł jed n ak później zatarciu, głó w n ie dzięki temu, że p ro p a g o w a li ją w ła śn ie ewolucjoniści. Z aw d z ięc zali oni b o w iem L y e llo w i sporo, a przede w szystk im — koncepcję ba rd z o długiego trw a n ia d zie jó w Z iem i oraz pow olności i ciągłości p rocesó w przem ian je j skorupy. W żad nym jedn ak w y p a d k u nie p rze jęli od L y e lla koncepcji ro z w o ju czy k ie ru n k o w o - ści w dziejach Z ie m i; w rę cz odw rotnie — sam L y e ll w ostatnich w ersjach s w e j teo rii p rz e ją ł od ew o lu cjo n istó w tę koncepcję.
R eferen t p rzy zn ał poza tym , że rozróżnienie przez niego na w stęp ie m etodolo gicznej i ontologicznej w e r s ji zasady aktualizm u ma, oczywiście, charakter w z g lę d ny, gd yż aspekty m etodologiczny i omtologiczny w za jem n ie się w jak im ś stopniu przenikają; jednakże określenie „ontologiczna” z a re z e rw o w a ł on d la tej w e r sji a k tu alizm u, która w y d a je się em pirycznie falsy fik ow a ln a .
W . K . S. II
N a drugim zebraniu re fera t Odkrycia Lavoisiera — ich sens i metoda w y g łosiła m gr Elżbieta P ie tru sk a -M a d e j.
N aro d zin y chemii jako odrębnej nauki p rz y p a d a ją na d ru gą p o ło w ę X V I I w .; w y ro sła ona z alchem ii, różnych um iejętności praktycznych (m etalu rgia, g a r b a r stwo, w łók ien n ictw o ) i nauk medycznych. P oczątk ow o by ła to w ie d z a na poziom ie fak tów . Ogłoszona w 1697 r. przez Stahla teoria flo gisto n o w a b y ła jed n ak skutecz ną próbą up o rządk o w an ia tej w iedzy. J ak k olw ie k fałszy w a, teoria ta jedn ak tłu m aczyła dużo z ja w isk oraz p o z w a la ła p rz e w id y w a ć p e w n e p rocesy i k ie ro w a ć ich przebiegiem ; d op ro w ad ziła ona ró w n ież do odk ry cia w ie lu gazów . D la p ew n ego zakresu b y ła ona izom orficzna z teorią L a v o isie ra — tłum aczy to jej w arto ść i t r w a łość naw et w obliczu konieczności dokonyw ania ciągłych m odyfikacji.
L a v o isie r o balił teorię flogistonow ą, tw orząc n o w ą teorię sp a lan ia i innych p ro cesów chemicznych dzięki n o w ej interpretacji od d a w n a znanych fak tó w . N a jw i ę k szym jego osiągnięciem b y ło odkrycie p r a w a zachow ania m asy w przem ianach che micznych. P r a w o to b y ło p od staw ą w ie lu działań praktycznych znanych od w ie k ó w , ale nikt w cześniej nie sfo rm u ło w ał go tak w y raźn ie.
W spółcześnie z L avo isierem żyli tacy w ie lcy chemicy, ja k Priestley, Scheele, C avendish i inni; najw yższą w śró d nich pozycję zaw dzięczał L a v o is ie r n o w e j m e todzie badaw czej.
A n aliz a p ra c L a v o isie ra w skazuje, że p rzy stę p o w ał on do bad ań z goto w ą h ipo tezą, którą następnie w e r y fik o w a ł eksperym entalnie. N ik t z jego p o p rz ed n ik ó w nie ro b ił tego w takiej skali, dla L avo isiera zaś było to regułą. U w a ż a ł on, że teorie fizyczne są instrum entam i w zm acn iającym i o rgan y zm ysłowe. Stw o rzo n a p rze z n ie
go teoria za w ie ra ła zatem pojęcia, które w oparciu o p ra w o zachow ania m asy m ia ły sens em piryczny.
N a m arginesie rozw ażań o L avo isierze p relegen tka sfo rm u ło w a ła następujące w n iosk i dotyczące p ojęcia „odkrycie” :
1. O d kry cie nie zaw sze p olega na opisaniu po raz pierw szy fak tu czy p r a w i dłowości.
2. O dkrycie nie jest jedn opodm iotow ym aktem ; jest ono w ielop ód m iotow ym procesem.
3. T erm in „od kry cie” jest zrelaty w izo w an y do aktualnego stanu wiedzy. U czo ny zaś jest uw ażan y za o d k ry w c ę dopóty, d op óki nauka uznaje opisaną przez niego p raw idłow ość.
W dysk usji p ro f. E. O lszew ski p rzyp o m n iał różnice m iędzy klim atem intele ktualnym fran cu sk im (Lavoisier), a angielskim '(Priestley, C aven d ish ) i szwedzkim <Scheele). W A n g lii p a n o w a ł em piryzm , w e F ran cji natomiast u trz ym y w ały się tr a d yc je kartezjańskie, racjonalistyczne, a Szw ed zi zw iązani b y li raczej z niemieckim kręgiem m yślow ym . W epoce pon ew to n ow sk iej w e F ra n c ji nie m ożna było zatem m yśleć o flogistonie jak o o substancji p osiadającej ujem ną masę.
Doc. I. S z um ilew icz pod k reśliła p ozy ty w n ą ro lę teorii flogiston ow ej w roz w o ju chemii; teoria ta u p ad ła dopiero w tedy, gdy p o ja w iła się now a teoria L a v o i- siera. Z w r a c a p rzy tym u w a g ę odosobnienie różnych d zia łó w nauki: w fizyce p orzu cono teorię cieplika dopiero w 50 la t po o baleniu teorii flogisto n ow ej.
M g r L . D o brzań ski zakw estion ow ał tezę, że odkrycie jest w ielop od m iotow e; nau kę b o w ie m tw orzą jednostki. D r R. B u g a j natomiast u w y d a tn ił o grom ną rolę po p rze d n ik ó w w procesie tw orzenia now ych teorii: L a v o is ie r korzystał np. z d efi nicji p ierw iastk a chem icznego podanej przez B o y le ’a i p osłu giw ał się w a g ą ; tlen został odkryty przed (Priestleyem przez (Michała (Sędziwoja, którego dzieła m iały 80 w y d a ń w zadhoduiej E u rop ie i jedno w M o sk w ie; zasługą zaś L a v o isie ra było w p ro w ad zen ie do chemii rozw ażań ilościowych.
M g r ;S. K o to w icz w y ra z ił w ątpliw o ść, czy L a v o is ie r p rz y jm o w a ł św iadom ie p e w ne założenia, które u m o ż liw iały m u em piryczną w e ry fik a c ję hipotez.
M g r W . G rębeck a w sk az ała na różnicę pojęć „id ea” i „teoria” (np. idea e w o lu cji i teoria ew o lu cji): w y z n a w a n ie idei nie w ystarcza do zaprezentowania jej jako teorii. D o d ała też, że w poszukiw aniu p re k u rs o ró w nie można sięgać zbyt głęboko; S ędziw ó j np., choć znany w E uropie, nie w p ro w a d z ił do nauki tlenow ej teorii spa lania.
Z dan iem m gr W . D rad rach , referat b y łb y jeszcze ciekaw szy, g d y b y więcej u w a gi poświęcono p ro blem om teoretycznym: - analizie pojęcia „fak tu ”, drodze dojścia do p r a w a oraz analizie teorii jako instrum entu poznawczego.
D r Z . iPuterman zauw ażył, że d ysk usja w y su n ęła dylem at, czy p rek ursorzy do starczyli L a v o isie ro w i fa k tó w , czy też teorii, a przecież każdy fa k t jest o p ra c o w y w a n y teoretycznie i nie m a ścisłego podziału m iędzy fak tam i a teoriami. M g r J. O kn iań sk i b ro n ił opinii, że uczony nigdy nie zna całego zastanego dorobku ; p o d staw ą sukcesów L a v o isie ra b y ły eksperym enty i ich interpretacje.
Doc. W . K ra je w s k i, n aw iązu ją c do u w a g prof. O lszew skiego, stw ierdził, że em piryści angielscy p ro p a g o w a li tylko m etodę in dukcyjną, L a v o isie r zaś stosował metodę hipotetyczno-dedukcyjną. D y sk u sja nasunęła interesujący p ro b le m rozróż niania p rek u rso ró w dostarczających fa k tó w i p rek u rso ró w fo rm u łu jących wstępnie teorie.
D r (Z. P ią te k zauw ażyła, że m etoda in du kcyjna nie w yk lu cza m etody hipotetycz- n o -d ed u k cy jn ej; obie uzupełniają się, trudno zwłaszcza je rozdzielić przed sfor m ułow aniem teorii. Z go d z ił się z tym doc. K ra je w s k i, dodając, że p rzed sform u ło w aniem teorii obie m etody są rów nou praw nione.
D r Pu term an i m gr D o brzań sk i w y ra z ili w ątp liw o ść, czy pojęcie „odkrycie” jest z relatyw izow an e do w spółczesnego stanu w iedzy.
W o dpow iedzi dyskutantom prelegen tka p o w ied zia ła, że ro la p re k u rs o ró w u ję ta jest w stw ierdzen iu, iż odkrycie jest procesem w ielop od m iotow ym . D o d a ła poza tym, że istnieją różnice zdań co do ro li niektórych p re k u rso ró w L avoisiera. Z d a niem prelegentki, niesłusznie p rzyp isuje się alchem ikom prorocze p rz e w id y w a n ia (np. transm utacji m etali) w o d e rw an iu od całego kontekstu ich p o g ląd ó w .
K azim ierz K u rzyd łow sk i
P O S I E D Z E N I A N A U K O W E Z E S P O Ł U O Ś W I E C E N I A
I 0
W dniu 4 m arca 1969 r. w K ra k o w ie odbyło się posiedzenie Z esp o łu O św ie c e nia, poświęcone p u b lik a c ji źródłow ej z 1967 r., za w ie ra ją c e j H u g o n a K o łłą t a ja R a porty o w izycie i reform ie A kadem ii K ra k ow sk iej, które w y d a ła i o p raco w ała doc. M iro s ła w a C ham ców na.
Posiedzenie zagaiła autorka edycji. O d d a w n a p racu jąc nad rękopisam i K o łłą taja, p rze d sta w iła sw ó j stosunek nie tylko do ogłoszonego ju ż tomu; p od zieliła się także trudnościam i i w ątpliw ościam i, jakie p o w sta ją w z w iązk u z dalszym i p rzy g o to w yw an y m i tom am i m a te ria łó w źródłowych.
P rzy ję ty przez autorkę uk ład raportów , w któ ry m n ajp óźn iejszy znalazł się na początku tomu, spotkał się na ogół z aprobatą. N ato m iast zganiono b ra k p rze d ru k u raportu z 1778 r. o w iz y tacji A k a d e m ii K ra k o w s k ie j, o d bytej w 1777 r. O gło sił go J. L en ie k w A rch iw u m do d ziejów literatury i oświaty w Polsce w 1916 r. R ap o rt ó w pominięto w 1967 r., trzym ając się zasady, że p u b lik u je się rzeczy w y łą czn ie niedostępne w d ru k u . P ra k ty k a jedn ak uczy — stw ierd ziła autorka — że trzeba robić w y ją tk i w zasadach, szczególnie ze w z g lę d u na użytkow nika. W y d a w n ic tw o zyskałoby na w artości, gd y b y zaw ierało kom plet m ateriałó w , g d y b y nie trzeba b y ło sięgać dodatkow o do źródeł ogłoszonych przed p ó ł w iekiem .
M a ją c na u w a d z e całość spuścizny K o łłą t a ja , a zw łaszcza zn ajd u jący się na warsztacie tom korespondencji autora L istó w anonima ze Szczepanem H o ło w c z y - cem i M ich a łem Jerzym P oniatow skim , doc. C h am ców n a w y ra z iła szereg w ą t p liw o ści, m. in., czy m a sens przytaczanie w szystkich odm ian au togra fu ; czy należy do łączać inne, poza w łaśn ie p u blik o w an y m i, m ateriały na dany tem at; czy w każd ym tomie trzeba pow tarzać objaśnienia osobowe?
W d y sk u sji doc. I. Stasiew icz pod k reśliła in struktyw ność i przejrzystość w stęp u w tomie raportów . N iep rzejrzysty natomiast jest u k ła d grafic zn y tomu, b ra k m u należytego rozczłonkow an ia zawartości. O gólnie w odniesieniu do w y d a w n ic t w źród łow ych p o s ta w iła postulat ogłaszania jak najpełniejszych tekstów, gd yż dopiero takie mogą dobrze służyć p racow n ik o m nauki do celó w bad aw cz y c h ; są także szczegól nie przydatne d la p o p u laryzo taró w w iedzy, d bałych o atrakcyjne szczegóły <jak np. w sk azu je doświadczenie niektórych au to ró w au d y cji te lew izy jn ych o ludziach nauki).
D r D . H e d e ro w a w y p o w ied ziała przekonanie, że p ow in n o się ogłaszać w ięcej niż dotychczas w y d a w n ic t w źródłow ych, gdyż są to jedne z n ajtrw alsz y ch p u b lik a cji i zachow ują dłużej w artość od w ie lu innego ro d zaju p rac naukow ych.
M g r A . B iern ack i zauw ażył, że przytaczanie w szystkich w a r ia n t ó w au tografu, choć ciekawe, m ożna zastąpić odpow iednią adnotacją. Tom ra p o rtó w K o łłą t a ja b y ł by w ie le zyskał, g d y b y otrzym ał fak sym ile rękopisów . K om entarze osobow e w p o