• Nie Znaleziono Wyników

Liberalizm gospodarczy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Liberalizm gospodarczy"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr 6 (13)/2011

Sławomir Drelich

* Coraz więcej osób ze świata polityki twierdzi, że klasyczny liberalizm go-spodarczy nie jest możliwy do osią-gnięcia, a jedynym rozwiązaniem go-spodarczym jest model hybrydowy, łączący elementy gospodarki rynko-wej z modelem świadczeń społecz-nych, interwencjonizmu itp. Czy fak-tycznie liberalizm, prezentowany chociażby przez Szkołę Austriacką, wyczerpał się, a wolności ekonomicz-ne muszą być pod dość znacznym nad-zorem państwa?

R

zeczywiście przy współczesnym

mo-delu państwa głęboko zaangażowane-go w procesy zaangażowane-gospodarcze, państwa będącego efektem działania sił „regula-cyjnych”, które niewiele ma wspólnego z wyłaniającym się z ładu samorzutnego „kapitalistycznym rajem”, jak go chcieli widzieć Ludwig von Mises czy Friedrich A. von Hayek, trudno sobie wręcz wy-obrazić wcielenie w życie tego

odważne-* Sławomir Drelich, doktor, politolog i etyk, adiunkt, pracuje na Wydziału Politolo-gii i Studiów Międzynarodowych UMK w Toru-niu. Laureat 10. edycji stypendium „Zostańcie z nami!”, przyznawanego przez tygodnik „Polity-ka”. Zajmuje się etyką polityki i etyką mediów, hi-storią idei i doktryn politycznych, marketingiem politycznym oraz spiskowymi teoriami dziejów. Współpracuje z pismem „Liberté!”

ograniczone państwo libertarian, ale na-wet państwo minimalne, postulowane przez liberałów klasycznych, zdają się być niemalże utopią. Niezależnie od tego, jak trudno dziś wyobrazić sobie wciele-nie w życie tego modelu, jeszcze trud-niej wskazać wpływowe środowiska po-lityczne, których celem byłoby radykalne przebudowanie państwa i gospodarki w duchu leseferystycznym. Nie można jednakże zgodzić się z tezą, że model ten przegrał, że jednoznacznie i ostatecznie się wyczerpał.

Prawdę powiedziawszy model lese-ferystyczny nigdy nie doczekał się wier-nej i zgodwier-nej z założeniami czołowych przedstawicieli tej doktryny implemen-tacji. Amerykański prawdziwie wol-ny rynek funkcjonował właściwie przez zaledwie kilkadziesiąt lat w zupełnie in-nych od dzisiejszych warunkach społecz-nych i makroekonomiczspołecz-nych, a jego krót-ka i skomplikowana w ocenach historia kończy się wraz z wcieleniem w życie za-sad polityki New Dealu Franklina Delano Roosevelta. W Europie z kolei nigdy nie mieliśmy do czynienia z prawdziwym państwem liberalnym — ja w każdym razie nie potrafię wskazać takiego przy-kładu. Niemcy czy Francja przełomu XIX i XX wieku pozostawiały wiele do ży-czenia. Na pewno Wielka Brytania była bliższa wersji wolnorynkowej, choć pa-miętać musimy, że projekt państwa lu-dowego z tzw. budżetem ludowym

(Peo-ple’s Budget) wprowadzany przez rząd

Davida Lloyda Georga (paradoksalnie przywódcę partii deklaratywnie i histo-rycznie liberalnej) przedstawiony zo-stał już w 1909 roku i daleko wyprzedzał rooseveltowski „Nowy Ład”. Historia re-lacji między polityką a gospodarką

(2)

po-kazuje więc, że właściwie wyłącznie z modelami hybrydowymi mieliśmy do czynienia.

Zasadnicze pytanie jednak powin-no dotyczyć tego, czy taka historia relacji między państwem a gospodarką przekre-śla i unieważnia model kapitalistyczno-liberalny, model minarchistyczny? Wręcz przeciwnie. Okazać się może, że w do-bie „usocjalistycznienia” gospodarki (nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu) li-bertariańska wersja relacji państwo–go-spodarka może stać się jedyną alterna-tywą. Nadmiar regulacji i postępująca świadomość nieefektywności niektórych rozwiązań centralistycznych (bo przecież z tego typu działaniami mamy do czynie-nia najczęściej w trudnych okresach wal-ki z kryzysami gospodarczymi) mogą od-nowić i umocnić radykalne środowiska libertariańskie. Odpowiedzią na libera-lizm socjalny może stać się hasło: „Mniej interwencji!”, odpowiedzią na etatyza-cję gospodarki będzie hasło: „Mniej pań-stwa!”. Marksowska logika dualistyczna pozwala w każdym razie snuć takie do-mysły i dopuszczalnym czyni oczekiwa-nie na wyłooczekiwa-nieoczekiwa-nie się silnej libertariań-sko-leseferystycznej opozycji względem pansocjalistycznej filozofii i pragmatyki państwa.

Liberalizm to nie tylko ekonomia. Czy Pana zdaniem, liberalizmowi ekono-micznemu powinien jednocześnie to-warzyszyć „liberalizm obyczajowy”? Czy może jednak przyszłość liberali-zmu zrodzi konieczność rozpatrywa-nia go na dwóch płaszczyznach odse-parowanych od siebie: obyczajowości i aspektów gospodarczych?

Liberalizm obyczajowy — w każdym ra-zie na poziomie legislacyjnym —

sta-nowić musi pewne swoiste minimum aksjologiczne, będące naturalną konse-kwencją ideowych wytworów nowocze-sności, a zarazem wielką zdobyczą na-szej cywilizacji. Trudno w ogóle mówić o odseparowaniu liberalizmu obycza-jowego od ekonomicznego (choć zdaję sobie sprawę, że wiele środowisk poli-tycznych taką opcję programową przyj-muje). W klasycznych wersjach libe-ralizmu — tak u Johna Locke’a czy tym bardziej później u Johna Stuarta Milla — nie wyodrębniano tych sfer i przyj-mowano liberalizm z wszystkimi jego konsekwencjami, na wszystkich jego poziomach. Dopiero w XX wieku część myślicieli odwołujących się do liberali-zmu postanowiła odciąć się od ewentu-alnych obyczajowych konsekwencji my-ślenia wolnościowego. Oczywiście nie dajmy się zwariować, bo przecież nie do-szukamy się u J. Locke’a, Adama Smitha czy J. S. Milla postulatu legalizacji związ-ków homoseksualnych, czy zagwaranto-wania jako jednego z fundamentalnych praw człowieka jego prawa do eutanazji na życzenie. Jednakże millowskiego za-angażowania w sprawy emancypacji ko-biet nie można traktować inaczej, niż za-angażowania współczesnego działacza liberalnego w sprawę chociażby związ-ków partnerskich. Postulaty emancypa-cyjne sufrażystek były w XIX wieku nie-mniej kontrowersyjne od współczesnych postulatów tzw. „środowisk tęczowych”. Różne epoki mają swoje tabu, swoje kon-trowersje i w różny sposób owe tabu są łamane. W drugiej połowie XIX wieku ta-kim tabu, tata-kim kontrowersyjnym dzia-łaniem była sprawa feministyczna (wte-dy jeszcze tak nie nazywana). J. S. Mill nie bał się zaangażowania po stronie tak kontrowersyjnego stanowiska, co — jeśli wgłębić się w lektury jego eseju O

(3)

wolno-ści — zdaje się być wyłącznie naturalną

konsekwencją zarysowanych tam funda-mentów liberalizmu.

Dalekim trzeba jednak być od he-glowskiego przekonania o „konieczno-ściowym” rozwoju dziejów i bynajmniej postulatów współczesnych liberałów ak-sjologicznych nie należy w tym kontek-ście rozpatrywać. Jeśli jednak mówimy „tak” liberalizmowi, wówczas musimy powiedzieć „tak” jego wersji ekonomicz-nej, polityczekonomicz-nej, ale również społeczekonomicz-nej, kulturowej czy obyczajowej. Gdy przyj-rzymy się pismom J. S. Milla, wówczas przekonamy się, że tam mieliśmy do czy-nienia z liberalizmem pełnym i dojrza-łym, można by go nazwać liberalizmem integralnym — takiego liberalizmu ocze-kiwałbym dziś: millowskiego, ale na mia-rę naszych czasów, kontrowersyjnego, ale przy tym racjonalnego, odważnego, ale niekoniecznie rewolucyjnego. Libe-ralizmom „szczątkowym” brak tej mil-lowskiej odwagi względem zmieniającej się rzeczywistości społecznej i kulturo-wej, ich przedstawiciele wolą zaszyć się w szarym koncie w oczekiwaniu na „za-łatwienie” kontrowersyjnych spraw na polu bitwy przez radykalnych lewaków, potrafiących wyłącznie kontestować współczesny im system, i ich odwiecz-nych przeciwników, konserwatystów, ży-jących dniem wczorajszym. Jednak libe-ralizm zaszyty w szarym kącie nie jest liberalizmem na miarę J. Locke’a, A. Smi-tha czy J. S. Milla.

We współczesności mamy do czy-nienia z mnóstwem liberalizmów „ła-twych”. Dajmy na to amerykański li-bertarianizm: trzeba go nazwać takim liberalizmem „łatwym”, albowiem godzi się on na przyjęcie rozwiązań wolnoryn-kowych, radykalnie leseferystycznych (czasem wręcz utopijnych), ale zarazem

odrzuca liberalizm w wersji kulturowej czy światopoglądowej, w tym obszarze pozostaje w okowach konserwatyzmu i interpretuje rzeczywistość społeczną za pomocą pojęć nieadekwatnych w sto-sunku do zmieniającego się świata. Po-dobnie należałoby patrzeć na ruchy tzw. nowej lewicy, które przyjmują hasła li-beralizmu światopoglądowego, negując tym samym podstawy liberalizmu eko-nomicznego. Nazywam te nurty libera-lizmami „łatwymi”, bowiem czerpią one z liberalizmu wyłącznie to, co dla nich wydaje się ciekawe, atrakcyjne i inspi-rujące, nie podejmują jednak wystar-czającego wysiłku, aby przemyśleć inne poziomy myślenia liberalnego. Zdaję so-bie oczywiście sprawę z hybrydalności współczesnych form myśli politycznej, jednakże jeśli chcemy któreś z nich nazy-wać liberalizmami, wówczas przyjąć na-leży podejście liberalne zarówno w sfe-rze ekonomicznej, jak i obyczajowej. Na początku lat 90. minionego wieku wielu publicystów było przekonanych o tym, że w Polsce doszło do „rewolu-cji liberalnej”. Czy po 20 latach od po-czątku transformacji ustrojowo-go-spodarczej twierdzenie to nadal jest aktualne?

Określenie „rewolucja liberalna” to jed-nak w warunkach polskich chyba pew-na przesada. Początek lat 90. przyniósł Polsce i Polakom coś w rodzaju „rewolu-cji liberalnej” jedynie z pozoru. W rzeczy-wistości bowiem mieliśmy do czynienia z odgórnym procesem implementowa-nia liberalnych rozwiązań gospodarczych i systemowo-politycznych, które niewie-le miały wspólnego z rewolucją, będącą

ex definitione procesem oddolnym.

(4)

mechani-zmy wolnorynkowe do polskiej gospo-darki, a także zmiany ustrojowe w duchu liberalnej demokracji, były w jakimś sen-sie zmianami rewolucyjnymi, ale cały ten proces był sterowany przez ówczesne (będące w większości także współczesny-mi) elity polityczne. I owszem, początki III RP pokazywały wielkie poparcie spo-łeczne dla przemian w duchu liberalno--demokratycznym, ale poparcie to szyb-ko stopniało, kiedy tylszyb-ko zmiany zaczęły skutkować potężnymi społecznymi kosz-tami, jak chociażby hiperinflacja, lawino-wo rosnące bezrobocie, upadek tysięcy przedsiębiorstw itp. Czy nadal możemy mówić o tych przemianach jako o rewo-lucji? Jeśli tak, wówczas chyba bardziej adekwatne byłoby powiedzenie za Geor-gesem Jacquesem Dantonem, że „rewolu-cja jak Saturn pożarła własne dzieci”.

Zamiana ustroju politycznego i go-spodarczego nie przyniosła w Polsce również żadnej formy rewolucji społecz-nej czy kulturowej. Zmiany obyczajowe dokonywały się w sposób powolny i sys-tematyczny, ale — o tym nie wolno nam zapominać — dokonują się one nadal. „Macdonaldyzacja” i „westernizacja” kul-tury w pierwszych latach po 1989 roku były procesami dość powierzchownymi: napływ kapitału zachodniego i nowych — niedostępnych dotychczas na polskim rynku — towarów był szokiem dla PRL--owskiej szarzyzny i nieustannego poczu-cia braku, wolne media przyniosły nam amerykańskie filmy, programy telewizyj-ne, a także programy informacyjne pracu-jące już według innych standardów. Wzor-ce kulturowe, jakimi jesteśmy od tamtego czasu bombardowani, nie spowodowały jednak żadnej rewolucji obyczajowej, acz-kolwiek systematyczna zmiana w podej-ściu Polaków do kwestii aksjologicznych cały czas jest dostrzegalna.

Można znaleźć wiele wskaźników, które dowodziłyby tak postawionej tezy: stosunek do Kościoła katolickie-go, ograniczone poparcie do ustawy li-beralizującej prawo do aborcji w latach 90., postulaty legalizacji związków part-nerskich i słaby oddźwięk społeczny w tej kwestii, fiasko pomysłów w spra-wie zalegalizowania konkubinatów. Jeśli prześledzić dane sondażowe z ostatnie-go dwudziestolecia, wówczas okaza-łoby się, że stosunek Polaków do tych czterech wybranych kwestii zmieniał się i zmienia się bardzo wolno, acz sys-tematycznie. Trudno więc mówić tutaj o rewolucji.

Jeśli jednak koniecznie chcieliby-śmy taką rewolucję dostrzec, to moż-liwe jest to wyłącznie w jednym przy-padku: kiedy porównujemy stosunek do zmian obyczajowych i kwestii świa-topoglądowych między przedstawicie-lami pokolenia, które obalało w Pol-sce komunizm, a tymi, którzy dorastali już w całkowicie wolnej i suwerennej Polsce. Nie znam takich badań, jednak podejrzewam, że dałoby się dostrzec bardzo dużo różnic między obu poko-leniami. Czyż jednak tego typu zmiana spojrzenia na świat między ludźmi róż-nych pokoleń jest czymś nadzwyczaj-nym i rewolucyjnadzwyczaj-nym?

Analitycy szukający wyjścia z współ-czesnego kryzysu ekonomicznego, w ujęciu modelowym, prezentują przynajmniej dwie koncepcje:

– jedna zakłada w odniesieniu np. do Europy zwiększenie dyscypliny finan-sowej poszczególnych państw, wpro-wadzenie mechanizmów nie pozwala-jących się zadłużać powyżej pewnego progu, a także centralizację europej-skich finansów publicznych;

(5)

– druga mówi, że walkę z kryzysem należy rozpocząć poprzez ciecia wy-datków w sektorze publicznym, wal-kę z biurokracją, decentralizację de-cyzji.

Który model jest Panu bliższy i dlacze-go?

Model pierwszy jest z perspektywy libe-rała bardziej niebezpieczny. Wyjściowo bowiem wszystkie pomysły zakładają-ce zakładają-centralizację, kontrolę i ograniczanie swobody są wrogie myśleniu wolnościo-wemu. Pomysły tego typu zakładają omni-potencję jakiegoś „nowego Lewiatana” — w tym przypadku instytucji Unii Eu-ropejskiej — który będzie mówił rządom państw członkowskich, co im wolno a cze-go nie, jak cze-gospodarować swoimi finan-sami, a jak nie. Każdy „nowy Lewiatan” stanowi dodatkowe ogniwo ograniczeń indywidualnych wolności i praw podmio-towych, stąd siłą rzeczy budzi nieufność, a niekiedy wręcz strach w ludziach, któ-rym bliskie są ideały wolności.

Z drugiej jednak strony, trzeba by się zastanowić, jaką różnicę robi nam to, czy zakazuje nam nowy czy stary Lewia-tan? Owszem, polski „suwerennościo-wiec” będzie wolał, aby kontrolował go polski rząd, ale „kosmopolita” czy „eu-ropatriota” może godzić się na jakiegoś „euro-Lewiatana” pod warunkiem, że bę-dzie on w swoich decyzjach barbę-dziej ra-cjonalny — tak jednak nie zawsze musi być. Instynkt liberalny podpowiada mi, że lepiej, wygodniej i bezpieczniej dla mnie, jeśli Lewiatan będzie gdzieś dale-ko, bo wtedy jego macki niekoniecznie mnie dopadną i istnieje większe prawdo-podobieństwo, że nie uda mu się kontro-lować mnie nadmiernie. Przykład Unii Europejskiej niekoniecznie jednak musi być potwierdzeniem tego stricte

instynk-townego, intuicyjnego przekonania wol-nościowca.

Model centralizacyjny jest — zda-je się — także przykładem przyjęcia naj-łatwiejszego rozwiązania, jakie w ogóle można sobie wyobrazić. Unika się bo-wiem refleksji nad rzeczywistymi pro-blemami współczesnych państw i go-spodarek, zamiast tego proponuje się ustanawianie jakichś odgórnych recept i norm, które miałyby być remedium na wszystkie te problemy, cudownym le-karstwem na chorobę, którą sami so-bie zafundowaliśmy, zgodą na rozrasta-nie się państwa. Redukcja przerośniętej sfery państwowej powinna być zaled-wie pierwszym krokiem, następnymi po-winny być: zarówno walka z biurokracją, jak też zwiększenie efektywności pracy urzędniczej, racjonalizacja administra-cji europejskiej, państwowej i samorzą-dowej, uproszczenie prawa i procedur związanych z działalnością gospodar-czą, nieingerencja państwa w kwestie indywidualnych wyborów obywate-li itd. Niezależnie od tego, czy zgodzi-my się na pakt fiskalny bądź jakąkolwiek inną formę odgórnych ograniczeń polity-ki budżetowej, trzeba najpierw zdać so-bie sprawę z tego, że nie przyniesie on większych efektów bez uleczenia prze-rośniętego, rozbudowanego niemiłosier-nie współczesnego państwa, którego niemiłosier-nie można już nawet nazwać państwem so-cjalnym.

W tym kontekście pojawia się jesz-cze pytanie o odpowiedzialność i spra-wiedliwość. Jeśli w ramach polityki euro-pejskiej przyjmujemy zasadę solidarności i godzimy się na pomoc biedniejszym społeczeństwom, a w ramach pewnych przyjętych za słuszne wartości zgadza-my się na dopłacanie gorzej rozwinię-tym, aby ci mogli szybciej się rozwijać

(6)

(sami przecież jako Polacy korzystamy z miliardów euro, które otrzymujemy od bogatszych społeczeństw zachodnioeu-ropejskich), to czy tym samym godzimy się również na pomaganie nieodpowie-dzialnym państwom, które zadłużają się ponad miarę, w których w sposób niera-cjonalny i wręcz „bandycki” dysponuje się państwowym pieniądzem, a działania państwa hamują indywidualną przedsię-biorczość, uczą lenistwa i pasywności, budują społeczną apatię? Zdecydowa-nie Zdecydowa-nie. Zgoda na finansowaZdecydowa-nie chorych państw i gospodarek wydaje się zwyczaj-nie zwyczaj-niesprawiedliwa w stosunku do tych społeczeństw, których władze starają się w sposób bardziej odpowiedzialny gospodarować majątkiem publicznym. Centralizacja nie jest najlepszym lekar-stwem — może lepszym byłoby usunię-cie z „elitarnego” klubu tych, którzy sami nie chcą być „elitą” i którzy nie potra-fią sprostać „elitarnym” oczekiwaniom? Państwa nieodpowiedzialne de facto po-dejmują decyzję o wykluczeniu się z ta-kiej „elity”.

Czy partie liberalne mają szansę re-alizacji swoich postulatów, chociaż-by biorąc pod uwagę uwarunkowania międzynarodowe, szczególnie model ekonomiczny promowany przez Unię Europejską?

Jak dobrze wiemy, partie liberalne w Eu-ropie nie należą dziś do najsilniejszych i nie widać na razie żadnych trendów, które pozwalałyby przypuszczać, że w najbliższych latach coś miałoby się zmienić. Istnieje kilka partii liberalnych, które mają aktualnie wpływ na rządze-nie współczesnymi państwami euro-pejskimi, jednak jest to zawsze wpływ ułamkowy, wypływający z odgrywania

roli koalicjanta jakiegoś większego ugru-powania politycznego.

W Wielkiej Brytanii Liberalni De-mokraci (Liberal Democrats) pod wodzą Nicka Clegga współtworzą od 2010 roku rząd konserwatysty Davida Camerona. Partia ta zdobywa ok. 20% głosów, jed-nak tamtejszy system wyborczy — z racji tego, że partia ta jest zazwyczaj trzecią siłą w parlamencie — nie pozwala jej uzy-skać proporcjonalnej do uzyskiwanego poparcia liczby mandatów w Izbie Gmin. Faktycznie od czasów Davida Lloyda Georga — wyłączam okres II wojny świa-towej — liberałowie brytyjscy nie współ-tworzyli rządu, więc i ich wpływ na legi-slatywę był raczej niewielki.

W Niemczech Wolna Partia Demo-kratyczna (Freie Demokratische Partei) uzyskuje ok. 15% głosów i może liczyć wyłącznie na rolę „partii zawiasowej”, dzięki której socjaldemokraci bądź cha-decy mogą stworzyć rząd. W początkach ery powojennej pozycja niemieckiej FDP była zdecydowanie silniejsza, albowiem była to właściwie jedyna partia zawia-sowa, a jej rola była silniejsza w stosun-ku do zdobywanego przez nią poparcia. Ta pozycja liberałów niemieckich zmie-niła się po wejściu do Bundastagu nie-mieckich zielonych, którzy dysponowali i dysponują niemniejszą zdolnością ko-alicyjną.

Sytuacja europejskich liberałów przypomina właśnie te dwa przypad-ki partii liberalnych. Podobnie jest bo-wiem z Liberalną Partią Kanady (Liberal

Party of Canada), holenderską Partią

Lu-dową na Rzecz Wolności i Demokracji (Volkspartij voor Vrijheid en Democratie; ta pomimo zwycięstw wyborczych, musi tworzyć rządy koalicyjne), bułgarskim Narodowym Ruchem na Rzecz Stabilno-ści i Postępu (Национално движение за

(7)

стабилност и възход), belgijską

(fran-kofońską) Partią Reformatorsko-Libe-ralną (Parti Réformateur Libéral) czy szwedzką Ludową Partią Liberałów (Folkpartiet Liberalerna). Liberałowie europejscy stanowią dziś najczęściej śro-dowiska o charakterze zawiasowym czy pivotalnym, nie mają znaczącego wpły-wu na zarządzanie państwem, ale mogą w koalicjach rządowych uczestniczyć, bądź takie, które — jak Liberalna Par-tia Australii (Liberal Party of Australia) — pozostają w permanentnym sojuszu z ugrupowaniem konserwatywnym czy chadeckim. Głód władzy często sprawia, że partie te wchodzą do rządu nawet po-mimo jego nieliberalnego czy wręcz so-cjalistycznego charakteru. Część z nich coraz bardziej przeistacza się w ugrupo-wania socjalliberalne, aby odróżnić się od liberalnych gospodarczo konserwa-tystów. Można liczyć jedynie, że liberało-wie nie będą wspierali centralizacyjnych działań swoich rządów ani Unii Europej-skiej. Z drugiej jednak strony logika wła-dzy zapewne sprawi, że obawiając się utraty stanowisk, niektórzy poprą pro-pozycje socjalistów czy etatystów róż-nych proweniencji.

Jakie partie liberalne mają szansę na zdobycie popularności: umiarkowa-nie liberalne (liberalumiarkowa-nie pragmatycz-ne) czy też libertariańskie?

Historia XX wieku pokazuje, że obec-ność ugrupowań liberalnych pragmaty-ków stanowi najczęściej warunek sine

qua non do stworzenia stabilnej koalicji

rządowej, zarówno przez chadeków, jak i konserwatystów, a czasami także przez umiarkowanych socjaldemokratów. Jest to niewątpliwie siła takich ugrupowań. Ugrupowaniami zwycięskimi mogą stać

się wyłącznie te ugrupowania, które łą-czą liberalizm (na różnym poziomie) z programami politycznymi adresowa-nymi do szerokich mas społecznych. Przykładem może być chociażby cze-ska Obywatelcze-ska Partia Demokratycz-na (Občanská Demokratická StraDemokratycz-na) czy polska Platforma Obywatelska. Trudno nazwać partie te liberalnymi, gdyż stano-wią one dziś hybrydalne przypadki typu

catch-all party, jednak genetycznie

ufor-mowane zostały na bazie środowisk libe-ralnych, z których postulatami — przy-najmniej na poziomie deklaratywnym — nigdy nie zerwały.

Ugrupowania liberalne miałyby szansę na większe poparcie, gdyby — za-miast konserwatyzmu światopoglądo-wego — deklarowały raczej radykalny liberalizm integralny, czyli przyjmowa-ły obok radykalnego liberalizmu na po-ziomie ekonomicznym, również radykal-ny liberalizm aksjologiczradykal-ny, społeczradykal-ny i światopoglądowy. Statystyki pokazu-ją, że liberałów częściej popierają ludzie młodzi, czynni zawodowo i dobrze wy-kształceni — ci częściej deklarują po-parcie dla gospodarki kapitalistycznej, a zarazem przyznają się do przekonań liberalnych w sferze światopoglądowej. Widziałbym, więc szansę dla ugrupowań libertariańskich, ale pod warunkiem, że będą one reprezentowały liberalizm in-tegralny, nie zaś liberalizm ekonomiczny przyklejony do konserwatyzmu świato-poglądowego. Środowiska tego typu li-czyć mogą — niczym amerykańska Par-tia Herbaciana (Tea Party) czy polskie: Unia Polityki Realnej albo Kongres No-wej Prawicy budowane wokół osoby Ja-nusza Korwina-Mikkego — na niewielkie poparcie i w ramach systemu polityczne-go funkcjonować muszą albo przyklejone do „konserwatywnego wielkiego brata”,

(8)

albo unosić się w politycznym niebycie (jak UPR czy KNP).

Formułę przypominającą liberalizm integralny reprezentuje amerykańska Partia Libertariańska (Libertarian Party), powołana w 1971 roku, jednak i ona w sferze światopoglądowej pozostaje co najwyżej w centrum sceny politycznej, a w amerykańskim systemie dwupartyj-nym nie może liczyć na zdobycie pozycji znaczącej. Zapewne ciekawszą propozy-cją teoretyczną dla takiego środowiska, grupującego liberałów integralnych, by-łyby dzieła Murray’a Rothbarda, uzna-wanego za ultrasa i anarchokapitalistę także w gronie libertarian, czy Roberta Nozicka, w mniejszym zaś stopniu Han-sa-Hermana Hoppego. Wydaje się, że w dobie przerostu państwa i postępu-jącej nieudolności etatystycznych ugru-powań różnej proweniencji ideologicz-nej taka odważna i radykalna formuła mogłaby zdobyć pewne poparcie spo-łeczne. Może się jednak okazać, że ra-cję miała Ayn Rand w Atlasie

zbuntowa-nym, kiedy przewidywała, że powrót do

myślenia wolnościowego będzie możli-wy dopiero po ostatecznej kompromita-cji pomysłów etatystyczno-centralistycz-nych. A to znaczy, że przed nami jeszcze długie lata omnipotencji państwa i sfe-ry państwowej, a i krach etatyzmu wedle wizji Rand nie napawa ani optymizmem, ani nadzieją.

Czy według Pana w najbliższej przy-szłości dojdzie do nowego podziału ideologicznego, który podzieli prze-strzeń polityczną na libertarian i ko-munitarystów?

Wątpię. Współczesny podział na lewicę i prawicę, państwowców i wolnościow-ców, socjalistów i leseferystów

wyda-je się być niezagrożonym — w każdym razie niezagrożonym na poziomie wer-balnym, deklaratywnym. Wszak lewi-ca i prawilewi-ca dziś, pięćdziesiąt lat temu i sto lat temu, to trzy odmienne czaso-przestrzenie. Niewykluczone, że za dwa-dzieścia lat będziemy mieli na scenie po-litycznej samych socjalistów, ale nadal jednych będziemy nazywać lewicą, dru-gich zaś prawicą. Zmieniają się społe-czeństwa i zmienia się również scena po-lityczna, pojęcia zaś niejednokrotnie po prostu zmieniają swoje znaczenie, do-stosowując się do przebudowującego się otoczenia. Przecież jeśli przyjrzymy się współczesnym partiom politycznym, to okaże się, że pod względem aksjologicz-nym większość z nich reprezentuje libe-ralizm, a pod względem gospodarczych większość jest w jakimś stopniu socjali-styczna czy socjalliberalna. Scena poli-tyczna zbliżyła się w ostatnim półwieczu do centrum i gdyby stosować kryteria z okresu dwudziestolecia międzywojen-nego, wówczas okazałoby się, że znik-nęły bezpowrotnie partie socjalistycz-ne i konserwatywsocjalistycz-ne, gdyż środowiska te wyrugowały ze swoich programów wątki najbardziej radykalne. Partie polityczne Europy i Stanów Zjednoczonych przyłą-czyły się do powszechnego kompromi-su liberalno-kapitalistyczno-demokra-tycznego, przez co dzisiejsza lewicowość i prawicowość są sobie tak bliskie, jak ni-gdy wcześniej nie były.

Zdaje się więc, że werbalny podział na lewicę i prawicę może się utrzymać, jednak niekoniecznie będzie on niósł sobą wciąż te same sensy. Nie zdziwił-bym się, gdyby za jakiś czas prawica sta-ła się bardziej socjalna (sic!) od socjal-demokratów. Dochodzi do tego jeszcze kwestia swoistości lokalnych, a miano-wicie w różnych krajach odmiennie

(9)

de-finiuje się najistotniejsze osie sporu mię-dzy lewicowością i prawicowością, inne czynniki ideologiczno-programowe uzy-skują rangę cech dystynktywnych pra-wicowości i lepra-wicowości. Spójrzmy cho-ciażby na socjalny program gospodarczy i społeczny Prawa i Sprawiedliwości, uznawanego za partię prawicową. Era postpolityczna przynosi niekoniecznie odejście od wszelkich ideologii, ale ich wymieszanie, a przy tym wyrugowanie elementów ekstremistycznych.

W Polsce zauważyć można (wcześniej ten proces miał miejsce w Europie Za-chodniej) proces wykorzystywania liberalizmu przez ugrupowania od-wołujące się w sferze wartości do po-stulatów lewicowych. W sferze go-spodarczej chociażby Ruch Palikota trudno określić jako lewicowy. Nato-miast obyczajowo oscyluje wokół tra-dycji antyklerykalnych, feministycz-nych oraz ekologizmu. Czy przypadek Ruchu Palikota pokazuje, że tradycyj-ne partie liberaltradycyj-ne, odnoszące się za-wsze z pewnym dystansem do demo-kracji, wybierający wolność ponad równość, straciły rację bytu, a ele-menty gospodarczego programu libe-rałów będą przejmowane przez nową lewicę?

Paradoksalnie może się okazać, że Ruch Palikota jest bardziej liberalny od niektó-rych deklaratywnie liberalnych ugrupo-wań europejskich. Na pewno Janusz Pali-kot jest jednym z tych, którzy dostrzegli korelację między popieraniem gospo-darki wolnorynkowej, a przyznawaniem się do liberalnych przekonań światopo-glądowych. Można by rzec, że były prze-wodniczący komisji „Przyjazne Państwo” próbuje — w sposób intencjonalny bądź

nie — zbudować ugrupowanie, które by-łoby bliskie liberalizmowi integralnemu. Wszak przyjmowanie haseł antyklery-kalnych czy feministycznych niekoniecz-nie musi czynić z J. Palikota lewicowca (czy tym bardziej lewaka — jeśli w ogó-le będziemy chcieli odróżniać jedno od drugiego). Jeśli sobie przypomnieć histo-rię liberalizmu europejskiego, to okaże się, że większość liberałów klasycznych i demokratycznych miało dość zdystan-sowany stosunek do religii, a liberałowie francuscy, niemieccy czy czescy najczę-ściej byli właśnie antyklerykalni. Powie-działbym, że stosunek do Kościoła kato-lickiego i religii zbliża wręcz J. Palikota do liberałów XIX-wiecznych.

Podobnie rzecz się ma z emancypa-cją kobiet: to liberał J. S. Mill — niezależ-nie od rzeczywistego wpływu, jaki miała bądź mogła mieć na niego jego żona — jako pierwszy podjął tę problematykę, a nie lewica. Kiedy lewica klasyczna wal-czyła o prawa robotników, liberałowie mówili już o prawach kobiet. Pamiętać też trzeba, że istnieją różne odmiany fe-minizmów: zarówno te bardziej lewico-we, kolektywistyczne w swoim myśleniu o społeczeństwie i o płci, ale także nurty bardziej indywidualistyczne, a także fe-minizm katolicki, tzw. katofefe-minizm, czy też teologia feministyczna. Nie można za-pomnieć, że również Jan Paweł II widział perspektywy dla stworzenia tzw. nowe-go feminizmu, mocno zrośniętenowe-go z teo-logią katolicką. Okazuje się więc, że samo poruszanie wątków feministycznych nie-koniecznie musi umiejscawiać dane śro-dowisko po lewej stronie sceny politycz-nej. Polski feminizm w ogóle w większym stopniu przypomina jeszcze feminizm drugiej fali aniżeli feminizm poststruk-turalistyczny, choć rzeczywiście nurty marksistowskie stają się z biegiem

(10)

cza-su coraz bardziej wpływowe. Dopiero feminizm trzeciej fali trzeba by określić jednoznacznie lewicowym, a tego w Ru-chu Palikota jeszcze nie dostrzegam jako nurtu dominującego.

Istnieje szansa, aby J. Palikot zbu-dował ugrupowanie odwołujące się wła-śnie do liberalizmu integralnego, czy-li łączące w sobie postulaty czy-liberaczy-lizmu ekonomicznego z liberalnym podejściem w kwestiach światopoglądowych i oby-czajowych.

Pytanie postawione przez Państwa można by również trochę przekształ-cić. Można by bowiem zapytać, czy nie jest czasem tak, że ugrupowania liberal-ne, celem poszerzania swojego elektora-tu, będą przejmować niektóre postulaty lewicowe? Tak bym to widział w przy-padku Ruchu Palikota: jest to środowi-sko budowane na liberalnej bazie (cho-ciaż niewiele wiemy o części działaczy tego ugrupowania), wkomponowujące w swój program niektóre postulaty ko-jarzone z tzw. lewicą kulturową (niektó-rzy nazywają to nową lewicą). Z dużym prawdopodobieństwem jest to zabieg pragmatyczny, ale z politologicznego punktu widzenia — dopełniający polską scenę polityczną. Skoro tzw. elektorat socjalny został zagospodarowany przez prawicowy PiS, to jakaś partia politycz-na powinpolitycz-na również przejąć elektorat li-beralny światopoglądowo, ale także „no-wo-lewacki”. Takim tworem może być RP — wszystko jednak zależy od dalszych

posunięć Palikota, od przyjmowanych priorytetów, a także środowisk, które za-angażują się w ten projekt.

Problemem jest na pewno fakt, że w partii tej znaleźli się niejednokrot-nie ludzie przypadkowi, poszukujący dla siebie miejsca w sferze publicznej, nie-koniecznie refleksyjnie zorientowani względem dalekosiężnych planów poli-tycznych. Nie należę jednak do tych, któ-rzy tę cechę tego środowiska traktują jako bezdyskusyjnie negatywną. Nie są-dzę również, aby pragmatyzm J. Palikota — niektórzy nazwą tę postawę zwyczaj-nym koniunkturalizmem — dyskwalifi-kował go jako ewentualnego przywódcę nurtu liberalno-lewicowego czy integral-no-liberalnego. Biorąc pod uwagę realia współczesnej polityki, prymat badań opi-nii i sondaży, nieustannie rosnącą rolę marketingu politycznego, public relations i socjotechnik czy też postępującą mar-ketyzację wizerunków polityków, stwo-rzenie partii politycznej o w miarę spój-nej ideologii i programie politycznym, kierując się w pierwszej kolejności zapo-trzebowaniem rynku, wydaje się całkiem realne. Jeśli partia Palikota okaże się „strzałem w dziesiątkę”, co będziemy mo-gli powiedzieć dopiero za kilka lat, będzie to dowód, że polityka uległa już pełnemu urynkowieniu, a sukces polityka możliwy jest wyłącznie przy zaangażowaniu sze-rokiego sztabu doradców i fachowców: politologów, socjologów, pijarowców, speców od reklamy i wizerunku.

Cytaty

Powiązane dokumenty

chrane’a Herodot uznał, że sprawiedliwość, zgodnie z którą toczą się ludzkie dzie ­ je, pochodzi od opatrzności boskiej i polega nie tylko na Heraklitowej

Azja, ponieważ część zawsze jest mniejsza od całości.Je- śli założymy, że nad Odrą i Wisłą można było jeszcze wczoraj spotkać 38 mln Polaków, to okazuje się, że Chiny

Jakie jest prawdopodobieństwo, że sześcian losowo wybranej liczby spośród liczb od 0 do 999 kończy się na 11.. Oblicz prawdopodobieństwo tego, że pierwsza z wylosowanych liczb

W środkowej części strefy występują okna tektoniczne, w których ukazują się silnie sfałdowane i porozrywane utwory płaszczowiny podśląskiej Skoczylas-Ciszewska 1960..

Warto zwrócić uwagę, że miłość jawi się jako siła, której nie można się przeciwstawić, jest ona ponad człowiekiem.. Uczucie ma wymiar nadprzyrodzony, a

Prelicense Driver Education • Evaluation of Driver Education Effectiveness: The DeKalb Study • Implications for Driving Instructors 4.3 Enforcement: On the Statistical

wykonujecie 4x/3x PADNIJ / POWSTAŃ po czym znów rozwiązujecie kolejne pytanie itd.. Wygodniej gdy krzyżówka będzie wydrukowana, ale nie jest to. konieczne. Chętni do podzielenia

KONSULTACJE: Zapraszam do kontaktu przez messengera w każdy poniedziałek i czwartek od godziny 11.00 do 12.00 – Jerzy Sowa jr. Oczywiście stały kontakt przez dziennik