• Nie Znaleziono Wyników

Juźwikiewicz Julian : "Polacy w Ameryce, czyli pamiętnik piętnastomiesięcznego pobytu"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Juźwikiewicz Julian : "Polacy w Ameryce, czyli pamiętnik piętnastomiesięcznego pobytu""

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Zofia Wójcicka

Juźwikiewicz Julian : "Polacy w

Ameryce, czyli pamiętnik

piętnastomiesięcznego pobytu"

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 5, 291-304

(2)

HA7WS

Seria V 1999

Julian Juźw ikiew icz

Polacy w A m eryce, czyli pam iętnik

p iętn a stom iesięczn ego pobytu

Opracowała Zofia Wójcicka

W

ro k u 1833 sk u tk iem w ypraw y [Józefa] Z aliw skiego p rzerażo n a A ustria spuściła ze sm yczy całą swą policją dla ścigania Tułaczów Polskich w Galicji, a schw ytaw szy tym sposobem kilk u set i po d bagnetam i do m iasta B riin n [B erno] dostaw iw szy w w ięzien iu osadziła, po kilku m iesiącach odesłano [ich] do fortecy Triestu, a stąd po trzech m iesiącach

w d [n iu ] 22 listopada b. r. po złodziejsku, bo w nocy w trąciw szy nas d w u stu trzydziestu

dw ó ch na dw ie fregaty w o jen n e — Guerrierę i Hebe — do A m eryki P ó łn o cn e j Stanów Z je d n o czo n y c h odesłała.

N ie m iejsce tu określać flag1 i w ich ró w m orskich ani też desperacji ju ż ostatniej w chw ili w szczętego p o żaru na fregacie Hebe (gdzie byłem obecny), dość pow iedzieć, że statki nasze n u rza ły się u staw nie w o d m ę tac h odkryw ających się przepaści. N ie ra z zdało się, że o k ręt p ru ł grzb ietem sw oim d n o m orskie lub w yparty sprężystością tejże siły pląsał po w ierz ch o łk u szczytnie w zn ie sio n e g o w ału. I tak przez 128 d [n i] m iotały nam i w ich ry ro zh u k an eg o Ś ró d z iem n eg o M o rza lub n ie zm iern eg o O ce an u , aż nareszcie m ajtek siedzący na m aszcie dla obserw acji krzyknął: Terra! Ja k iskra elektryczna radość przebiegła w szystkich, tr u d n o opisać u k o n te n to w an ia , jakiego d o znaliśm y na w id o k ziem i.

W nocy d[n ia] 28 m arca 1834 r. zaw inięto do p o rtu N e w Yorku. N ajp ierw szy m było naszym staraniem , aby dla u trzy m an ia reprezentacji narodow ej sform ow ać K om itet. Jakoż na o k rę c ie zaraz o b ra liśm y sp o m ię d z y siebie p re z e se m [L u d w ik a ] B ańczak iew icza, cz ło n k [am i] [M arcina] R osienkiew icza, [Jana] Rychlickiego, [Jana] H iża, [Feliksa] G w in

(3)

292 J u lia n Ju ź w ik ie w ic z

czew skiego, [Józefa] K ossow skiego i księdza pijara [Ludw ika] Je rzykiew icza kasjerem [Przyp. autora: Lecz nie w y b ran o żadnego W ojciecha K onarzew skiego sekretarzem , ani B erto ld a W iercińskiego cz ło n k ie m — których im io n a z przy b ran y m i ty tu łam i zabłysnęły w Kronice Emigracji Polskiej]. M arzyli sobie niektórzy, że A m erykanie za p o śred n ic tw em obiecanym przez rząd austriacki p rzeznaczą fu n d u sz stały na u trzy m an ie się nasze. Lecz zaw iedli się n ie zm iern ie. N ie m a tu m o n arch ii, nie m a kasy na ro zp o rząd zen ie d o w o ln e panującego lub jakiego m inistra. W ysłanych trzech członków naszego K om itetu do prezydenta m iasta N e w Y orku z zapytaniem , co nas czeka w ich kraju, przyw ieźli w iad o m o ść n a s tę p u ­ jącą: że nie tylko Polacy, lecz każdy przybyw ający do ich kraju m a praw o używ ać sw obód w sp ó ln y c h w szystkim m ieszkańcom , a fu n d u sz e u trzy m an ia się leżą w e w szystkich ręko- dzielniach i k u n sztach tego kraju i które dla każdego są otw arte. Takowe zim n e ośw iadczenie p rez y d en ta niew iele w ró ży ło do b reg o dla szlachty polskiej nauczonej żyć tylko pracą chłopa.

P rzez czas zostaw ania w porcie przybyw ali do nas A m erykanie, z k tó ry m i zaledw o d w ó ch

3 . . . . . .

i to z d y k cjo n arze m rozm aw iać się ja k k o lw iek m ogli; ję z y k ich angielski stanow ił nam w początkach najw iększą tru d n o ść.

D n ia 2 -g o kw ietnia po w ypłaceniu każdem u z nas przez k o m e n d a n ta rzeczo n y ch fregat

po d o la ró w 40 (franków 200) 4 na ląd w ysiedliśm y i tu dopiero skończyło się roczne w ięzienie

austriackie.

M n ó stw o m ieszkańców w yszło przypatrzyć się ró żn o k sz tałtn y m k o stiu m o m , a najb ar­ dziej w ąsy nasze zw racały ich uwagę.

W kastelli5 tu ż przy porcie będącej w yam barkow aliśm y6, obyw atele tam obecni p rzezn a­ czyli m iejsce tym czasow e na złożenie rzeczy naszych, ciż zaprow adziw szy n ie k tó ry ch do sw ych dom ów , w p o rzą d n e opatrzyli suknie. — W ielu podostaw ało zaraz kapelusze, aby nie śm ieszyli c h ło p có w u licznych ró żn o farb n y m i czapkam i. W ielu zaproszono do b u fe tu dla przyjęcia czegokolw iek lub rozdaw ano bilety, za okazaniem któ ry ch zaspokajano apetyt lub pragnienie.

Ja w tow arzystw ie kilku kolegów zająłem się w yszu k an iem m ieszkania, które za d o laró w trzy, złp. 24 od osoby za tyd zień najęliśmy.

K o m itet nasz stanął w h o te lu dla ostentacji porządniejszym , na w ynajęcie k tórego oraz in n e p o trze b y złożyliśm y pieniądze do kasy.

Przybył też do nas poczciw y W ęgier Karol Kraitsir, daw niej czło n e k K o m ite tu [N a ro d o ­ w ego Polskiego] tak nazw anego L elew elow skim w Paryżu [Przyp. autora: J u ż go zastaliśm y w N . Y o rk u ]; zaprosiliśm y w ięc onego do naszego K om itetu. Ten szan o w n y m ąż udzielał rad b ardzo zbaw iennych, które charakter je g o nieskażony i znajom ość rzeczy dyktowały. U r a ­

2

W in n ych m iejscach: N . York, N o w y York, N . Y.

3

D ykcjonarz — słow nik.

4

Relacja 1 dolar = 5 franków.

5

Kastella — twierdza, budow la obronna (z fran. castel — zam ek).

6

Franc, embarquer — w siąść na okręt; tu przedrostek „w y-” określa odw rotną czyn n ość, tzn. w ysiadanie.

7

1

dolar = ok.

8

złotych.

(4)

P o lacy w A m ery ce, czyli p a m ię tn ik p ię tn a sto m ie się c z n e g o p o b y tu 293

d z o n o w ięc, aby udać się do m iasta rezydencjonalnego W a s[h ]in g to n u i szukać u rządu zapew n ien ia losu naszego w tym kraju. Jakoż po kilku d niach R osienkiew icz, B ańczakiew icz i K raitsir w yjechali, gdzie baw ili d n i kilkanaście.

P rzez te n czas m ieszkańce N . Y orku sform ow ali swój K o m itet na rzecz naszą pod prezydencją e x -se n a to ra [A braham a A lp h o n so A lberta] G allatina [Przyp. autora: Ten p rzy ­ brał p o te m niew łaściw ą sobie pow agę. I tak akceptow ał niek tó ry ch cz ło n k ó w naszego K om i­ te tu i o n y m ufał, a innych p rzy ch o d zen ia najszlachetniejsze arbitralnie odrzucał; dalej list obyw ateli ze S tan u Illinois do P olaków adresow any z zapraszaniem do swej prow incji, ofiarując w szelką p o m o c kolonizującym się, zatrzym ał, i aż na kilkakrotne w ezw ania K raitsira oddał. W k o ń c u listy tegoż pisyw ane do W as[h ]in g to n u , nieaw antażow anie (poniżająco — Z. W ) m alujące nasz charakter, do w o d zą je g o lekkom yślności. W ostatku znalezienie się onegoż ze S zczęsnym W ierzbickim przekonyw a o niew yw ietrzałej m u je szc ze arystokracji szw ajcarskiej]; o p ró cz tego w ypraw iano różne uczty i teatra na zysk przybyłych Polaków. D om y, w któ ry ch się o n e odbywały, o zd o b io n e były chorągw iam i krajow ym i i naszą z O rłe m Białym . W pływ ały stąd znaczne sumy, lecz (jak się później okaże) przez n ie d o łęż n e ro z p o ­ rządzenie nie przy n io sły dla o gółu żadnego praw ie pożytku.

W trakcie tego pow róciw szy nasi delegaci z W a s[h ]in g to n u , przyw ieźli rezolucją n astę­ pującą: że S tany Z je d n o c z o n e p rzeznaczają P olakom p rzybyłym na d w ó ch fregatach austriac­ kich w p ierw szy m transporcie na każdego po osiem dziesiąt kilka akrów ziem i z tym d o b ro ­ d ziejstw em , że w ypłata za o n e na lat dziesięć odłożona, po u p ły n ie n iu k tórych opłaciw szy po

O #

^

szell 10, zp. 10 za akr czyli m o rg nabędą praw a dziedzictw a. P rzy tym zostaw iony w y bór w trzech następ n y ch prow incjach: w M ichigan, M isso u ri lub Illinois. N ie m ogliśm y z tego d aru naty ch m iast korzystać, nie m ając do tego żadnych zasobów.

K raitsir podaw ał zbaw ienne rady, lecz na nieszczęście ja k nigdy i nigdzie, tak i tu nie było m iędzy naszym i zgody, p o tw orzyły się partie i prześladow ali je d n i d rugich. P rz ed m io tam i tych partió w byli: [A ntoni] G erard , [Jan] L epin [Przyp. autora: M ajo r L epin przybył też do N o w e g o Y orku na fregacie Guerriera\ znajdow ało się tam kilku ludzi nagannej konduity, któ ry ch te n że L epin starał się m itygow ać. Lecz pow iadają, że w tej m ediacji używ ał środków za ostrych i n ieprzyzw oitych, w ielu odgrażało się rozpraw ą z on y m że, ale gdy te później

de facto nie zostały poparte, pow yższe zarzuty dotąd zostają sub dubio (w ątpliw e — Z . W )]

i K raitsir. Postrzegłszy ten o statni usiłow ania swoje bezskuteczne, odsunął się od K om itetu, a tylko jako praw dziw y filantrop i przyjaciel sprawy polskiej z ruiną osobistych interesów oddał się przedsięw ziętem u dziełu i dotąd n ie zm o rd o w an ie w tym zaw odzie pracuje. (Jest p o d o ­ bień stw o , że S tany Z je d n o c z o n e o ddadzą rzeczoną ziem ię w sposób darow izny, a w ted y p ro jek t kolonizacji uda się pom yślniej).

G dy się to działo, upływ ał ju ż dru g i m iesiąc, a nasza w iara9 potraciw szy pieniądze zaczęła żyć na kredyt. K o m itet N . Y. u w iad o m io n y przez gospodarzy zaczął takow e długi opłacać.

8

Szell. — szylin g (1 szylin g = 1 zł. polski). W zapisie pam iętnikow ym złp. lub zp., szell., szeling.

9

Wiara — tu: zesp ół ludzi zw iązanych w spóln ą myślą.

(5)

294 J u lia n Ju ź w ik ie w ic z

Lecz gdy co ty d zień po kilkaset do laró w na p o d o b n e opłaty dep an so w ać10 m usieli, i w idząc, że Polacy do niczego się nie biorą, a z su m y przeszło 8000 d o laró w zebranej m ały ju ż pozostał fu n d u sz, w skazaw szy tym że drogę do pracy, zaczęli kosztem sw ym do ró żn y ch m iast wysyłać, nie oszczędzając rekom endacjów .

I tak przy ko ń cu m iesiąca m aja w ysłano kilkudziesiąt, ze w szelkim i w ygodam i na „S tem b o cie” [S te am -B o at] (statek parow y) do m [iast] Albany, A th en i Troya [Przyp. autora: K ażden z pozostałych zajął m iejsce p o d łu g zdolności, i tak je d n i w sklepach, d ru d z y w A rse­ nale (tzn. w składnicy b ro n i lub z fr. d o m u p rzem y słu — Z . W ), a inni w p en sjo n ach dają lekcje], w szędzie byli najlepiej przyjęci, lecz że po krótkiej gościnie przedstaw iali sposób u trzy m an ia się p rzez pracę, to w ięc się w ielu nie podobało, opuścili te m iasta i rozsypali się po kraju.

W N . Y orku sam i tylko uprzyw ilejow ani pozostali, któ rzy łatw ow iernych bałam ucąc spodziew ali się sam i czegoś lepszego doczekać. Jakoż przy staraniu pani G erard kilku ulokow ało się na resp ek cie11 i tym że zdało się, że w ieki tak zostawać będą; lecz pozaw odzili się [Przyp. autora: W ojciech K onarzew ski w liście sw ym z d n ia 4 czer(w ca) 1834 r. z N . Y. w yraża się w te n sposób „P ow iem ci praw dę, żeś ty praw dziw ie zbadał d u c h a am erykańskiego i ją ł się d o pracy, bo my, co się oglądaliśm y na coś lepszego, diablo kuso stojem y i kto wie, ja k ą przyszłość o siągniem y”]. A K om itet N . Y. u trzym yw ał blisko sześćdziesięciu płacąc co

ty d zień k ażd em u p o trzy dola[ry ], co trw ało 5 miesięcy.

W k ró tc e otw orzył się fu n d u sz w Filadelfii i natychm iast w ysłano tam o k o ło trzydziestu po d p rze w o d n ictw em R osienkiew icza, staraniem którego o tw o rzo n o tam szkółkę, gdzie Polacy brali lekcje angielskiego języka; zostawali tam blisko trzy m iesiące, a gdy w yczerpały się fu n d u sze , ro zd zielo n o na każdego pozostałą sum ę, z której otrzym aw szy każden po do la[ró w ] kilka rozeszli się w ró żn e części kraju.

P o d o b n eg o ż losu doczekali się pozostali na respekcie w N . Y. R o zd zielo n o p o d o b n ie na każdego, lecz w w iększej proporcji, bo po kilka dola [rów ] każden dostał. D ziało się to przy 10

ko ń cu m [iesią]ca sierpnia i w tym to czasie K o m itet N . Y rozw iązał się, a disgracjaliści “ zd esperow ani je d n i zaczęli szukać pracy, a drudzy, ja k o to K onarzew ski, W ierciński i [Karol] N y k o , pow rócili do E u ro p y kosztem n iektórych obyw ateli tegoż m iasta.

Po u sta n iu K o m ite tó w w N . Yorku i Filadelfii, w ted y ogłoszono K om itet w B ostonie pod prezydencją p [an a A leksandra H .] E veretta. S um a zebrana do 4000 d o la[ró w ] dochodziła. Z aczęli zaraz niek tó rzy cisnąć się do tego m iasta, lecz życzeniem je d n e g o z c z ło n k ó w tegoż K o m ite tu (Pana [Sam uela G ridleya] H o w e) było, aby rzeczoną su m ę nie rozsypać m iędzy b ardzo w ielu, co by dla ogółu żadnego nie zrobiło pożytku, ale dla kilku lub kilk u n astu in d y w id u ó w dobrego pro w ad zen ia się rozdać, i dlatego napisał do pana G allatin, aby te n za p o śre d n ic tw e m Polskiego K om itetu przedstaw ił osób kilkanaście.

10

Franc, dépenser — w ydawać pieniądze.

11

N a respekcie — na bezpłatnym utrzym aniu.

12

Franc, disgracié — będący w niełasce.

(6)

P olacy w A m ery ce, czyli p a m ię tn ik p ię tn a sto m ie się c z n e g o p o b y tu 295

S k u tk iem czego zdziałano listę, w której m iędzy innym i, ja k o to: [Karola] P lintę, [Karola] W odzyńskiego, [Franciszka] Jakubow skiego, [Teodora] Szem etyłłę, [H ipolita] N a ru sz e w i­ cza, Ks. [Ludw ika] Jerzykiew icza, [K azim ierza] Jasińskiego, [A ntoniego] P oniatow skiego, [Sebastiana] M oraw skiego, [Jana] M agnuskiego, [K onstantego] S trzeleckiego, [A leksandra] Iw anow skiego, [Jana] K ręglińskiego, [M ichała] Białkow skiego, [Józefa] C iechanow skiego, [H enryka] B arszczew skiego, [H iero n im a ] Jagiełłę, Lepina i m n ie n ieobecnego naów czas w N . Y (w iadom o, żem pracow ał o m il sześćdziesiąt) zamieściwszy, z takow ą p [an ] G allatin B ańczakiew icza do B o sto n u wysłał. Ale te n nie czując swej m isji nie o dpow iedział zaufaniu, któ re w n im pokładano; po niejakim czasie napisał do Barszczew skiego w treści następującej: „N ie chcąc się narażać, unikając zatem w szelkiej n ieprzyjem ności opuszczam B o sto n i ju tr o na fregacie P otom ac w yjeżdżam na lat trzy na wojaż, bądźcie zd ro w i”. P an L epin znajdując się ju ż w ów czas w B ostonie zajął się dalszą k ontynuacją tej sprawy, ciągle u trzym yw ał z B arszczew skim k o resp o n d e n cją i donosił, że zdecydow ano, aby na następną w io sn ę ro z p o ­ rządzić rzeczo n ą su m ą [Przyp. autora: M ia n o dać kawał ziem i niedaleko B o sto n u i założyć m ałą osadę, do której m ajor L epin najbardziej w zdychał]. Lecz nie tak się stało. W m [iesią]cu listopadzie trzy d ziestu kilku przybyłych ro daków z A nglii i Francji do N . Y orku, posłyszaw s­ zy o takim fu n d u sz u , natychm iast gro m ad n ie pom aszerow ali do B o sto n u , stąd p [an ] H o w e ko sztem rzeczonej su m y odesłał tychże do N o w eg o O rle a n u , a pan L epin nic w ięcej ju ż nie pisał, aż w m iesiącu m aju 1835 r. dow ied ziałem się, że i te n opuścił B oston, a teraz znajduje się w e Francji.

D ziałania agentów w Stanie Illinois

Ja k się wyżej pow iedziało, że je d n i podzielali opinię Kraitsira, in n i trzym ali się z L epinem , a in n i szukali p o m o c y u p[aństw a] G erard, stąd trzy się sform ow ały partie, i tak byli K raice- rzyści, Lepiniści i G erardziści.

K raitsir stały w sw ym przedsięw zięciu postrzegając, że p o m ie n io n e frakcje są bezk o n se- k w en tn e , nalegał, aby ju ż w ysłać kogo do obrania rzeczonej ziem i; działo się to ostatn ich dni sierpnia. M ała ju ż liczba znajdow ała się naszych w N . Yorku. O b rali w ięc sp o m ięd zy siebie okazałego z postaw y ciała L udw ika C hłopickiego i Pana E. [Jana] P rehala [Przyp. autora:

’ 13 * •

Z astaliśm y tu onego, je s t to N ie m ie c lub Z yd, gdyż źle m ów i po p olsku ' ] ja k o posiadającego ju ż ję z y k angielski. Z abraw szy ci dwaj w szystkie papiery (jako praw o do rzeczy) w yjechali.

Pow iadają, że ciż w dro d ze głosząc się w szędzie delegatam i do o brania ziem i nadanej P olakom przez Stany Z je d n o czo n e , i do czego okazując literalne dow ody, pozyskiw ali ufność m ieszkańców , co posługiw ało do zbierania p ie n ięd z y ja k o b y na fu n d u sz m ających się osiedlać Polaków. Przybyli w ięc do Illinois i obraw szy ziem ie w tejże p row incji przy rzece R ock[y], daw szy nazw isko N o w e j Polski (N e w P o la n d ). P an C h ło p ick i p rze n ió sł się do m iasta S [aint]

(7)

29 6 J u lia n Ju ź w ik ie w ic z

Louis, gdzie założyw szy sklep znaczny dotąd h andluje, a pan P rehal zabraw szy papiery w yjechał w kraj z księgą dla g ro m ad zen ia pieniędzy na zasiłek kolonizacji, i zajm ując się tą czynnością blisko pół ro k u żadnej w iadom ości o sobie (przynajm niej tym , któ rzy go w ysłali) nie dał; obiegłszy tym sposobem kraj praw ie cały, o parł się aż w N o w y m O rlea n ie. P ierw szych d n i czerw ca 1835 r. przybył do N . Yorku i nie zdaw szy ra c h u n k u ze sw ych czynności, k o m u by należało, zabraw szy rzeczo n e papiery oraz zebrane przez siebie p ieniądze ze m k n ą ł do E u ro p y [Przyp. autora: Z a k tó ry m posłano publikacje (listy gończe — Z . W .)].

Stan indywidualny

W w yszłych ju ż kilku n u m e ra c h , ja k o to 121, 129 i 145 „R ocznika E m igracyjnego” w P ary żu14 zam ieszczony został w yjątek z tychże pam iętników , o pobycie i zatrud n ieniach Polaków w S tanach Z je d n o czo n y c h . Lecz że redakcja onego, nie w ie m dla ja k ic h pow odów , zam ilczała n ie k tó re okoliczności, dlatego czuję za obow iązek n astępnie o n e rozw inąć. I tak: w N o w y m \ b r k u W yszyński E u stach y rysuje z ta len tem i płatn y je s t od sztuki, a za od ry so - w an ie krakusa ołó w k iem tylko dostał dolar[ó w ] 20. Sobieszczański J a n przybyły o sta tn im tra n sp o rte m uczy się d o p ie ro d ru k o w ać i ju ż je s t płatn y d o lar[ó w ] 3 na tydzień, a zaś K w iatkow ski ja k o posiadający tę sztukę dolar[ó w ] 7. W odzyński Karol kopiuje m in ia tu rk i do szpilek, płatn y od sztuki szelingów cztery, dał ju ż su m k ę p ew n ą d o banku. [Franciszek] K urek

m a ta len t m uzyczny, zarabia w operze w łoskiej tygo d [n io w o ] d o la [ró w ] 12, a za kom pozycją

kilku sztu cz ek do b rze b ardzo został w ynagrodzony. P lin ta K arol o żen ił się b ardzo d obrze, utrzy m u je teraz pensjon (Boarding-house), lecz tenże sam m usiał w p rzó d bardzo sm u tn ą kolej przechodzić. Bogusławski Aleksander pracował nad w łasne siły w litografii i dlatego, skoro zebrał dostateczną su m k ę , udał się do A nglii dla dosk o n alen ia się w sztuce zegarm istrzostw a.

W A lbany [Ludw ik] R zążew ski w sklepie żelaznym p łatny ty g o d [n io w o ] d o la r [ów] 6.

[K azim ierz] Faliński w p en sjo n ie daw ał rysunki i te n udał się ju ż d o Francji.

15

Peekskill : N aru sze w icz H ip o lit w fabryce su k n a płatn y ty g o d [n io w o ] d [o laró w ] 4 -5 , a p rzy tańszym życiu na p ro w in cji nie tylko p o rzą d n ą spraw ił garderobę, ale n ad to składa ju ż kapitalik.

M o n tg o m ery : A błam ow icz D o m in ik daje ję z y k francuski, lecz nie b ard zo m u idzie p o m y śln ie, uskarża się na niedostatatek.

M e rid ian : [M aciej] S okołow ski i [G rzegorz] B u k ó w w fabryce żelaznej, oba żo łn ierze w ojska rosyjskiego przybyli tu z P ru s przez Anglią, a za m o im staraniem u m ie sz cze n i w tejże fabryce, p ła tn i ty g [o d n io w o ] p o d [o laró w ] 5 d o b rze są ju ż okryci; a gdy B u k ó w u b rał się w frak n o w y czarny oraz kapelusz i rękaw iczki, pow iedział, że je g o p an teraz by [go] nie poznał. D o d ać należy, że oba ani słow a nie u m ie ją języ k a angielskiego.

14

N ie w ia d o m o , o jakie czasopism o ch od zi. „R ocznikE m igracji Polskiej” ukazywał się w roku 1836. W su m ie w y szły 42 numery, a w ięc cyfry podane przez Juźw ikiew icza p om yłk ow e.

(8)

P o lacy w A m ery ce, czyli p a m ię tn ik p ię tn a sto m ie się c z n e g o p o b y tu 297

B oston: B arczew ski H e n ry k tru d n i się rysunkam i, lecz stąd nie m a w ielkiego a w a n taż u16 S [aint] Louis: [Jan] R ychlicki p róbując h a n d lu i pracy m ydlarskiej zajął m iejsce nareszcie w p e w n y m b iu rze i płatn y je s t rocznie 800 d o la fró w ]. G łuszecki K onstanty ogłosił się cy ru lik iem i nieźle ju ż w yjm ow ał zęby.

W ielu b ardzo ro daków rozsypanych po całym kraju pracują po w iększej części u rolników , a tych los nie d o zazdrości.

G dy o n ie k tó ry ch m ych tow arzyszach w w ielu m iejscach dość obszern ie ju ż pow iedzia­ łem , nie od rzeczy w id zę zrobić niew ielką w zm ian k ę o w łasnych p rzygodach i postrzeżeniach w tym kraju.

W sam ym p oczątku przew idziałem następności i dlatego nie oczekując na żadne respekta k o m iteto w e ją łe m się d o pracy. Przyłączyło się do m n ie k ilkunastu [Przyp. autora: M ięd zy którym i był K onstanty G łuszecki, a teraz znajdujący się w N o w y m O rlea n ie, lecz pow iadają,

17

że stam tąd ud ał się ju ż do Francji] i poszliśm y o m il 24 do p ew nego obyw atela, gdzie przez

d n i o śm ścinaliśm y drzew o. W praw dzie dłużej nie mogliśmy, siły nienaw ykłe d o p o dobnej pracy ustały i ręce popuchły, a n iektórzy n aw et pokaleczyli się; po zapłaceniu n am p rzez tegoż oprócz w ik tu za każdy dzień po 4 szelingi pow róciliśm y d o N . Yorku. Tow arzysze m oi n ie zm iern ie przeklinali A m erykanów , poprzysięgli u m rze ć z g łodu, a do pracy nie pójdą [Przyp. autora: O kazał przykład na sobie oby(w atel) (W ojciech — Z . W ) R ostkow ski, k tó ren otrzym aw szy z Filadelfii kilka d o laró w (jak w yżej) puścił się na w ojaż, a gdy pieniądze w yek sp o n o w ał (w ydał — Z . W ), w olał brzytw ą zakończyć sro m o tn ie życie ja k pracow ać]. N arze k ałe m też p o d o b n ie w sam ych chw ilach cierpienia; lecz później refleksja złorzeczenia w strzym ała, p o trze b a było stosow ać się d o instytucji krajow ych, gdzie nic bez pracy pozyskać nie m ożna.

G d y m po w ró cił, n iek tó rzy k oledzy oczekujący czegoś lepszego w N . Y. robili m i w yrzuty, żem się zh ań b ił tak nieprzyzw oitą pracą. Śm ieszyła m n ie ich refleksja, że nie przew idyw ali sm u tn ej swej przyszłości z próżniactw a. Po niejakim odpoczy n k u rz u c iłem się w różne strony, dla p o zn a n ia cokolw iek tego kraju. Po k ilkotygodniow ym w ojażu w ró c iłe m do N o w e g o Yorku.

Tu należy oddać spraw iedliw ość naszą rodaczce pani G erard (którą z m ę ż e m i dziećm i w N . Y orku od d w ó c h lat zam ieszkałą zastaliśm y). Ta u talen to w an a dam a, dając lekcje ję z y k ó w i m uzyki, praw ie w szystkie dnia godzin y m a zajęte, lecz o b o k tego żad n em u z ro d ak ó w nie o d m ó w iła swej posługi, ow szem przez wpływ, ja k i posiada u m ieszkańców , b ardzo w ielu ro d ak o m d opom ogła. Ja sam dośw iadczyłem je j staranności; g d y ju ż ostatniego dolara d ep a n so w ałem [Przyp. autora: W iedzą do b rze koledzy, żem z K o m ite tu nie partycy­ p ow ał (nie b rał p ie n ię d z y — Z . W ) — an im się starał o to ] , u d ałem się d o tejże p [ani] G erard, ta za prezentow ała m n ie panu [A.] C h ristie m u , a te n szanow ny obyw atel, któ ry w iele ju ż d ob reg o ro b ił dla Polaków, u dzielił też m n ie swej rekom endacji, z któ rą u d ałem się o m il 60

16

Franc, avantage — korzyść.

17

1 m ila — ok. 3 /4 kilometra.

(9)

298 J u lia n Ju ź w ik ie w ic z

d o fabryki sukna G le n h a m Faktory zw anej, przy m iasteczku Peekskill sytuow anej [Przyp. autora: Je st to je d n a z lepszych fabryk, w yrabia się tam łokieć sukna (Yard) na 3 do 9 dol(arów ), w odległości m il 10 leży m iasteczko W e st-P o in t przy rzece H u d so n , gdzie w zn ie sio n o w spaniały p o m n ik K ościuszki przez tam tejszych kadetów ]. Tam znalazłem pana U lrich a , s u p e r-in te n d e n ta tejże fabryki (do którego byłem zaadresow any). Ten czcigodny człow iek po kilku d n ia ch gościnnego przyjęcia zostaw ił do m ego w y b o ru p rz e d m io t zatru d n ien ia; korzystając z tej je g o delikatności, obrałem w arsztat w ykończalnego postrzygania ja k o naj­ czystszą i najlżejszą pracę, a poniew aż te n rodzaj rzem iosła nie był m i znany, z niem ałą

✓• . . . • • 18 •

tru d n o śc ią p rzy c h o d ziło m i m ach in aln e onego nauczen ie się (gdyż eksplikacji n ie m o g łe m

jeszcze ro z u m ie ć w ykładanej w ję zy k u angielskim ). P o m im o to je d n a k po czterech tygo­ d n ia ch p o zn a łe m całą kon stru k cją i ju ż stanow czo pracow ać zacząłem ; przeznaczył m i pracę ty g odniow ą po dolaró w cztery. A tak błogosław iąc chw ile sw obody przez cały czas p o bytu m ego w A m eryce w w esołej okolicy Peekskill przebyw ałem . N ie k tó re szczegóły:

1-sze. G d y m zam yślał opuścić A m erykę, d o n io słem o m ym projekcie A błam ow iczow i do M o ntgom ery, k tó ren odczytując m ój list został zapytany p rzez pew n ą d am ę B ishop, co by się w n im zaw ierało; odpow iedział, że je d e n z je g o rodaków zam yślił opuścić te n kraj, a chce udać się do A nglii lub Francji. R zeczona dam a, nie znając m n ie naw et, ośw iadczyła m i swą p o m o c, to je s t pisze list do znajom ego jej kupca pana A rth u ra Tappen do N . Yorku, aby te n na sw ym okręcie ułatw ił m i dostanie się do Europy. P rzybyw szy do N . Yorku nie chciałem korzystać z ud zielo n eg o m i adresu do pana Tappen, poniew aż przyjem niej m i było k osztem w łasnej pracy przebyw ać tak w ielką p rze strzeń świata.

2-gie. Opuszczając Peekskill, unikałem naw et ostatniego pożegnania z pp. U lrych, abym nie nastręczył pew nego podejrzenia interesowności. W spółpracownicy z żalem m nie przeprow adzali do statku, a zaś W illiam B lein dow iódł m i szczególniej w ostatnich dniach swojej przyjaźni.

3 -cie . P rzez kilka tygodni bawiąc jeszcze w N . Y )rk u dostałem b ólu gardła, za radą w ięc d o k to ra kazałem postaw ić pijaw ek kilkanaście [Przyp. autora: Z E u ro p y do A m eryki pijawki sprow adzają, dlatego są drogie, od 2 do 3 szell. kosztuje je d n a ]. W d n i kilka ten że cyrulik, dow iedziaw szy się, że je s te m Polak, w żaden sposób nagrody za rzeczone pijaw ki zatrzym ać nie chciał i w zięte p ieniądze d o m ieszkania m ojego odesłał. M ieszka o n na ulicy Białej (W hite S treet) p rzy Broadway, lecz nazw iska onego nie p o m n ę.

4 - te. J e d n ą razą p rzychodzę do kw atery i zastaję przysłaną m i pościel p o d ró żn ą, i w iele in n y c h wiktuałów , które do podróży morskiej są najstosowniejsze, w szystko to otrzym ałem z niew iadom ej ręki, ale dom yślam się tylko, że panna Fiu (Few), k tó raju ż okazała w iele dow odów swej troskliw ości dla m ych rodaków, m usiała i w tym u czynku m ieć niew yłączny udział.

5 -te . N astąp ił nareszcie czas am b ark o w an ia19, to je s t 24 czerw ca; przybyw am na o k ręt i zastaję jakieś zaw inienie, w któ ry m znalazłem w iele delikatnych rzeczy d o je d z e n ia . P rzy ­ słała m i je d aw n a gospodyni, pani Sara W ilson z Peekskill.

18

Franc. explication — objaśnienia.

19

Z ob . przyp.

6

.

(10)

P olacy w A m ery ce, czyli p a m ię tn ik p ię tn a sto m ie się c z n e g o p o b y tu 299

P o d o b n e d ro b n o stk i m oże kto m ieć za nic, za n iegodne n aw et w sp o m n ien ia. Ja zaś je cenię wysoce: w kraju obcym i dalekim doznając p odobnej przychylności, nie m ogę onej z im n o p rzyjm ow ać; o w szem gdybym zam ilczał, czu łb y m ciężar na sercu, lecz gdy w y n u rz am m ą w dzięczność, zdaje m i się, że tym sposobem choć w części w yw iązuję się z d łu g u .

Liczba o gólna znajdujących się dotąd ro daków w tym kraju przeszło trzystu d o chodzi; a w szyscy tak są ro zrz u c e n i po kraju, że je d e n o d ru g im nie w ie, lecz kilku lub k ilkunastu m ieszkających w je d n y m m iejscu żyją w najściślejszej je d n o śc i braterskiej. N ie p o lity k u ją o n i tu , nie fo rm u ją tow arzystw, i nie naradzają się o przyszłości; lecz są to zaw sze Polacy; w szystkie ich dążności skierow ane są do najśw iętszego celu; bez w ątp ien ia na odgłos o d ra ­ dzającej się O jczy zn y nie spóźnią się na chw ilę chociaż z drugiej półkuli świata.

M y ln ie w ięc arystokraci polscy tam w e F rancji będący (którzy usiłow ali rozsypać e m i­ gracją, aby sam i stali się czynniejszym i) wysłali do Afryki, a prześladow ani za to przez d em o k raty czn ą w iększość zaopiniow ali, że lepszy im A lgier ja k A m eryka; bo do A m eryki w ysłani są ja k na śm ierć, a do A lgieru zaś dla ćw iczenia się w w ojskow ości.

Tak — n iestety — są tu politycznie um arli, nic w sobie ani przez siebie zdziałać nie m ogą, co by groziło uciem iężycielow i w ydartej nam Ojczyzny. P rzedział rozległym O ce an e m w ydziera sto su n k o w o ść kojarzącej się zem sty lud ó w w E u ro p ie przeciw sw ym niepraw ym w ład co m , nie m o ż e m czynnie połączyć się z niem i, ale żyjem przecie, a żyjem kryjąc zem stę w sercu i choć p rz e m o c ą rządów europejskich w tak odległy św iat rzu c en i zostaliśmy, nie potrafi to osłabić u czu ć naszych, ale ow szem tęższego n am dodali h artu , bo im m ocniej sprężynę się uciska, tym w iększej nabiera siły.

N a d to w m yśl p ostępu zbaw ienną o dnoszą korzyść; tu m ają sposobność zaaplikow ania p raw p rzy ro d zo n y c h człow ieka, tu d o p iero niek tó rzy cyw ilizują się i pouczają, czym je st je ste stw o je g o , i ja k w każdym w idzieć bliźniego należy, to je st: „nie czyń d ru g ie m u tego, czego sobie nie życzysz” — są to słow a Boże. Tak w ięc, gdy pow rócą na naro d o w y h o ry zo n t, z ap o m n ą g roźnie rozkazyw ać sw ym niegdyś podległym , zap o m n ą ucisków i prześladow ania, zap o m n ą intry g i n iesnask sąsiedzkich, zap o m n ą na resztę używ ania h an ieb n e g o narzędzia chłosty, w zn ie sio n e g o nad karkiem z p o te m czoła i d arm o pracującego m u chłopka. Bo tu w szyscy są ró w n i, a w ięc każdy sam na się pracuje, i szczerze niejed en tu z nas ubolew a, że w O jczy źn ie um iał tylko rozkazyw ać, a tu nie m asz nikogo, co by drżał na skin ien ie jego.

A lgier zaś je s t to praw dziw a zagłada em igracji naszej, nie m ó g ł lepiej diabeł szepnąć w u ch o arystokraty polskiego, ja k nastręczyć tę w ypraw ę. Szlą tam znękanych niedolą

tułaczów , aby pod p o z o re m ekscercycji w ojskow ej zabijali n ie w in n y ch nam nic B eduinów ,

i aby przelew ali najdroższą k rew polską, za spraw ą zu p ełn ie n am obcą; lub skw arem słońca afrykańskiego dojęci, przedw cześnie i nęd zn ie z tego świata schodzili. Tak w ięc opada listek po listku z w ielkiego ojczystego drzew a, przekazując p o to m n o ści żal nieukojony, a w y słan ­ nicy d o p e łn iw sz y ju ż m iary swej zb ro d n i zasłaniają się jeszcze tym i, którzy dzielnie w alcząc

(11)

300 J u lia n Ju ź w ik ie w ic z

nie tylko że odpow iedzieli p o w o łan iu żołnierza, ale nad to stopniam i p odw yższeni lub znakam i fran cu sk im i u d ek o ro w an i zostali. (Przybył tu je d e n pow staniec podolski z A lgieru z p a te n te m francuskim na kapitana, a teraz został kraw cem ). Idzie zatem , że i M ikołaja żołdactw o zasługiwać p o w in n o na sławę, bo na rozkaz onego w ydarłszy n am swobody, ojczyznę, pierś sw ą znakiem h o n o ro w y m ozdobili.

A lgier n ie ch zostanie dla ubiegających się o znaki i zasługi w ojskow e, a Polakow i nie p o trzeb a lau ró w afrykańskich; nabył o n ju ż ich od kilku w iek ó w na polach ojczystych, i poza granicam i naw et, zanadto je s t głośną sława oręża polskiego. N ie dla sław y n am ju ż teraz, ale dla ludzkości w alczyć p o trzeba; dość w ięc tych n ie w in n y ch ofiar, k rew polska je s t bard zo drogą, d o Polski ju ż tylko należeć pow inna.

O byczaje i charakter Am erykanów

P oniew aż dość o bszernie m ó w ią i piszą w E u ro p ie o tym kraju i je g o m ieszkańcach,

21

a zaw sze praw ie na dezaw antaż onychże, toteż m n ie znagla do sprostow ania tak m ylnych

w yobrażeń. M ieszkając przez piętnaście m iesięcy w tym kraju, m iałem w praw d zie sp osob­ ność poznać ich z bliska, żyjąc najw ięcej w tow arzystw ie ludzi pojęć śred n ich , to je s t z tym i, gdzie najw ięcej szczerości, i charakter poczciw y m aluje się; gdyż do tych, k tórych oni zwą g en telm an a m i, w krada się ju ż p ró żn o ść i arystokracja pieniężna, lecz w m ałym bardzo zakresie m ieści sw ą potęgę. Siła w o ln eg o lu d u nie dozw ala na k ro k je d e n w ystąpić z granic społecznej rów ności. A w ogóle je s t to lud oziębły i cichy, m niej je szc ze od A nglików mówiący, ale m ów iący g ru n to w n ie. N ie m a tej egzaltacji w yćw iczonego w m a n ierac h E u ro ­ pejczyka, ale m a charakter p ew n y i nieskażony jeszcze. O b o ję tn y zdaje się być na w szystko, ale o b o k tego zd ro w o m yślący i przedsiębiorczy. O n i to posiadają d ar p o znania ludzi, nie m asz tu szpiegów ni policjantów , nie ukryje się je d n a k p rzed ich czu jn y m ok iem z b ro d n ia i nie zaginie cn o ta praw dziw a. C z u ją oni w stręt do w ystępku, a zam iłow anie do cnoty. O b o k su row ych obyczajów żadnych nie znają przesądów. Tu m o ż n a w idzieć, czym je s t człow iek i czym być p o w in ie n . W szyscy tu są ró w n i (lecz nie po eu ro p ejsk u m ów iąc w oczach praw a, ale w o czach Boga i ludzi), w szyscy doznając niepodległości zarów no są szczęśliwi. I słusznie ciż odzyw ają się nieraz: „N ie m asz nigdzie tej sw o b o d y ja k u n as”. P o w ierzch o w n o ść n aw et sam a d o w o d zi tej rów ności: je d e n strój, je d e n krój u w szystkich. N ie m asz liberii o d ró ż n ia ­ jącej, kto pan, a k to sługa; nie m asz m u n d u r u odróżniającego u rzę d n ik a lub żo łn ierza od

pry w atn eg o obyw atela, w szyscy tu są cen zo ram i obyczajów, i wszyscy, gdy potrzeba, żo łn ie ­ rzam i [Przyp. autora: U trz y m u ją kilka tysięcy w ojska na granicach dzikich, d o którego najwięcej c u d z o ziem c ó w najm ują; uw ażają oni te n stan za n ie w o ln icz y ]. Ż adnej tu w nagrodę nie dają dekoracji (którym i się n ad to błyszczą w E u ro p ie) [Przyp. autora: G dy je d e n z ro d a­ k ów zaw iesiw szy krzyż sre b rn y p rez en to w ał się po ulicy, został zapytany z ironią, czy

(12)

P olacy w A m ery ce, czyli p a m ię tn ik p ię tn a sto m ie się c z n e g o p o b y tu 301

w yw iesił go na przedaż]. Tu żołn ierz najęty p ełni tylko swą p o w in n o ść za pieniądze. U rz ę d n ik najzasłużeńszy, czyniąc zadość o bow iązkom obyw atela, z a n a d to je st udekorow any, znajdując rozkosz w p ełn ien iu sam ej cnoty.

A z tego, co się wyżej pow iedziało, pokazuje się: że nie je s t tak b ardzo opłakany in d y w id u a ln y stan ro daków naszych w tym kraju, ani też A m erykanie nie są tak zim n y m i egoistam i, ja k n ie k tó rzy za poryw czo w yrzekli. A inni, szczególniej ci, co nie w idzieli jeszcze tego kraju, czytali tylko kiedyś o n im , naganiają onego instytucje, a żaden jeszcze z tych krytyków lepszych nie okazał nigdzie, nie utw orzył, i nie w p ro w ad ził w życie. N a d to cierpią jakow ąś antypatię do A m erykanów , nazyw ając ich w ogólności kupcam i, a zapom inają o tym , że han d el d o b ry byt kraju stanow i, i że z n ik n ą łju ż przesąd, ja k o b y stan k upiecki był hańbiący. P o w in n i by też w yczytać, że w Stanach Z je d n o czo n y c h są dyplom aci, praw nicy, urzędnicy, a n aw et i poeci; w ojsko lądow e i m orskie oraz roln ictw o i rękodzielnie w bardzo kw itnącym stanie. Je st w p ra w d zie zboczenie w instytucjach przez ścieśnienie p rzyw ilejów zupełnej w olności M u rz y n o m . Lecz pracują nad tym filantropi, i to je d n o złe w k ró tce zniknie. Ale zostaw m y to na stronie, i nie w dając się w długie rozprawy, chciałbym n atychm iast w idzieć n aró d polski tak szczęśliwy, ja k dotąd są A m erykanie [Przyp. autora: W yrzucony tułacz z Europy, tu znalazł b ezpieczeństw o swej osoby, tu w o ln o m u je s t natychm iast używ ać sw obody, ja k obyw atelow i tegoż kraju (a do której m y dążąc k arm im się tylko nadzieją odzyskania jej kiedyś). D latego też czas pobytu m ego w tym kraju zawsze tęskno m iłe przypo­ m nienie robić m i będzie]. Kto w ięc poznał ten kraj i nie uczył rozkoszy swobody, kto nie zbudow ał się z onego praw nych instytucji, ten nie chce pojm ow ać postępu teraźniejszej socjal- ności, ten je s t przyjacielem system u ujarzm ienia mas najliczniejszego ludu, jak im są włościanie.

C zas ju ż sobie pow iedzieć, że je ste śm y dziećm i je d n e g o O jca: że w szyscy w sp ó ln e m am y potrzeby, zarów no też i daró w onego używ ać pow inniśm y. N ie c h w ięc to szlachectw o nasze nie będzie ju ż w ięcej n arz ęd ziem ucisku poczciw ej w ieśniaków klasy, ale ow szem p odajm y im d ło ń b ratn ią ja k o w spółobyw atelom , w których najw iększa siła kraju naszego spoczywa. P otrzeba ich ośw iecić, czym o ni są i czym być p ow inni. A zatem należy o ile m o ż n a zbliżyć d o siebie w szystkie stany na w z ó r A m eryki, a w ted y u cz u je m siłę w łasną i nie żebrząc p om o cy u żadnych n a ro d ó w i gabinetów w y p ęd zim najezdnika i zaczniem ja k oni być w o ln y m i niep o d leg ły m n aro d e m . Inaczej w iecznie będ ziem y tułaczam i, nie w ró c im do kraju. N ie u jrzy m ju ż w ięcej sam oistnej i sam odzielnej Polski.

G dyby kto k o lw iek zechciał zarzucić, że w ykrycie obecnego stanu w tym kraju m oże pociągnąć za sobą szkodliw e skutki dla em igracji będącej w E u ro p ie — odpow iadam : że zam iarem m y m p o w odow ała tylko szczera chęć odkrycia bezstro n n ej realności opartej na faktach, pon iew aż n iektórzy dostaw szy się do E u ro p y w iele bardzo poogłaszali fałszów [Przyp. autora: W yczytałem one z b ro sz u re k tu n am przysłanych].

W iedzieć zatem należy, że A m erykanie dają sw oją protekcją (i to b ardzo oszczędnie) lu d z io m tylko p rzez rządy europejskie gw ałtem na ich ląd w y rz u co n y m . In n y ch d o b ro w o ln ie przybyw ających za spek u lan tó w tylko uważają.

(13)

302 J u lia n Ju ź w ik ie w ic z

A nade w szystko em igracja je s t ju ż aż n adto dojrzała, zna ona do b rze p o w ołanie swoje, i je że li jakow e indyw iduum opuści Francją lub Anglią w celu w ojażu naukow ego lub innych widoków, nie tylko że nie zrobi żadnego uszczerbku w ciele em igracyjnym , ale ow szem w zbo­ gacić w przyszłości kraj ojczysty m oże nabytym i w innych częściach świata w iadom ościam i.

O op u szczen iu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej

Ja k k o lw iek zajm ujące je s t u organizow anie tego kraju, trafnie przypadające d o pojęcia lu d u m iłującego swobody, nie zdoła je d n a k nigdy uw ikłać sw ym i bogactw y i rozkoszam i Polaka nade w szystko swój kraj kochającego. C hciałb y on to w szystko, cokolw iek w idzi zbaw iennego i pożytecznego, przenieść d o swej Ojczyzny, bo w obcym kraju sw obody m u naw et niem iłe. D latego też i m n ie tak piękne instytucje tego kraju nie zdołały na d łu g o do

. . . 2 2

siebie przyciągnąć, poniew aż silniejsze uczucie p re d o m in u je nad w szystkim . Ta sw oboda

i niepodległość są dla m n ie tylko ja k suknia pożyczana, k tóra nie zdobi i nie grzeje. N ic m i tu nie potrafi osłodzić tęsknoty, ja k ą czuję do kraju swego.

Polska ciągle m yśl m ą zajm uje, a krańce E u ro p y nigdy nie schodzą z oczu, całego w ięc

23

p rzykładałem starania, aby zapracow ać fu n d u sz na opłatę pasażu do Francji, gdzie w y o b ra­

żam sk o n c en tro w an ą polskę em igracją, która będąc żyjącą protestacją krzyw d w y rząd zo n y ch krajow i, m a tam swój byt polityczny. Z aw sze jakąś siłą m agnetyczną przyciągany byłem do Francji, d o tej to Francji, gdzie w idziałem być korporacją24 em igracyjną, w której m ieszka jakaś nadzieja o d ro d ze n ia Ojczyzny.

Tu interes pow szech n y zajął m iejsce w id o k ó w osobistych. Z bliżył się nareszcie czas pożądany, a d zień 25 czerw ca 1835, w którym ok ręt pocztow y A lbany o d ch o d z ił d o Francji, o b rałe m do m eg o am barkow ania25. P ow iew a ju ż w spaniale na o n y m b an d e ra S ta[nów ] Z je d n [o c z o n y c h ], żegnam m ych rodaków i przyjaciół, w stęp u ję na pokład, k tó ren stanie się na zaw sze m oże ro zje m em " z tą szczęśliw ą krainą, gdzie nie zostaw iam nic po sobie prócz słabego tylko w sp o m n ien ia. W iatr lekko dął w żagiel, o k ręt z w o ln a opuszczał brzegi, abym się m ó g ł dłużej nacieszyć w id o k ie m w spaniałych w ież tego miasta. C o raz dalej zm niejszać się o n e zaczęły, w k ońcu staw szy się tylko pun k cik am i zniknęły zu p ełn ie z oczu. I o to ju ż je s te m w śró d rozległego O cean u . W icher sw aw olny poryw a statek i lotem błyskaw icy unosi w p o m y śln ą stronę. W szystko znikło z w id o k u — o prócz nadziei oglądania E u ro p y kiedyś.

P isano w m ieście N ew -Y o rk u .

22

Franc, prédominer — górować.

23

Franc, passage — przejazd, przeprawa.

24

Korporacja — stow arzyszenie, związek.

25

Z ob. przyp.

6

.

(14)

P olacy w A m ery ce, czyli p a m ię tn ik p ię tn a s to m ie się c z n e g o p o b y tu 303

D o pozostałych w kraju

Rodacy!

Jeśli w y p ad ek ja k i zan iesie te kilka w y ra z ó w w ojczyste strony, zobaczycie, p rz e z ja k ie d o św ia d c z e n ie w tu la c tw ie n aszy m p rze ch o d zim y , a ja k im u legać je sz c z e b ę d z ie m i ja k d łu g o , n ie w iem y. To je d n a k p o jm u jem , że m y sami tylko i przez się O jczy zn ę odbu d o w ać m o ż e m y [Przyp. autora: M a się ro zu m ieć, że m y Polacy w szyscy w ogólności, bo za p o m n ij­ m y ju ż o obcej p om ocy; za kraj polski Polak tylko w alczyć p o w in ien , a krw ią sw ych synów o k u p io n a O jczy zn a trw alej i skończonej w olności używ ać będzie]. P osłuchajcie sk ro m n ie n ie re to ry cz n y ch i bez żadnych kw iecistych frazesów słów kilka.

N ie upadajcie p od ciężarem gniotącego was d espotyzm u, ale ow szem nabierajcie tęgości i bądźcie przedsiębiorczym i. N ie c h je d n a m yśl w ielka was w szystkich ożywia, niech je d n o uczucie szlachetne łączy was w je d e n n ieprzerw any łańcuch, a m o ż em y odzyskać nasze praw a; m o ż e m y być jeszcze w o ln y m i n iepodległym narodem .

W ielu ro d ak ó w pracuje nad sposobem p o dźw ignienia O jczy zn y naszej; ró żn i ró żn e do tego podają sposoby. Je d n i dla zainteresow ania mas szeroko bardzo piszą o nadaniu bezw a­ ru n k o w y m g ru n to w ej w łasności. D ru d z y p od o b n ież, lecz za w y n ag ro d ze n iem dotychczaso­ w ych w łaścicieli, a w ięc różniąc się pow iadają, że pow yżsi b ardzo m ało lub nic w kraju nic zostaw ili, dlatego tak są hojnym i. C i d ru d z y zapom inają, że w iększa je s t ofiara, choć m ało ale w szystko oddającego nad ow ego bogacza, który dogadzając bardziej swej d u m ie , cząstkę tylko z swej m ajętności odryw a.

A inni d ro g ą poezji i katolicyzm u usiłują przeobrazić społeczność, w lać d u ch a p o d n ie ty ku narodow ości, a ty m sposobem zagrzebaną O jczyznę spod gru zó w w ydobyć. Z b aw ie n n e to przedsięw zięcie długiego w ym aga czasu. N ie dożyjem ow o có w tej pracy, p ó źn e chyba po kolenia cyw ilizując się sto p n io w o na owej posadzie zbudow ać będą m ogli kolos w iek o ­ p o m n ej chwały, bo nasz lud w iejski, p o m im o w ro d z o n ej m u poczciw ości, je s t aż nadto ciem n y i do p o d o b n y ch pojęć niezdolny.

A cóż d o p ie ro m ów ić o tych grubych obyczajach m oskiew skich, gdzie w p ły w m o raln y żadnego nie robi w rażenia? Są to ludzie żelaznego serca, siłą chyba w ielkiego ognia da się o n o zm iękczyć, a w ięc nie w lejem w nie uczuć ludzkości, nie da się o n o usposobić do w yobrażeń po stęp u teraźniejszego w ieku. (C horągw ie z napisem „Za w aszą i naszą w o ln o ść ” jakież zrobiły na n ic h w rażenie?). N a M oskala nie pióra, ale kija potrzeba, to je st: potrzeb a nam materialnej siły, i m am y ją, lecz ta spoczywa w uśpieniu m ilionów (tak nazwanych) chłopów ; na was w ięc leży ciężar ocknienia ich z tego letargu. M am y dośw iadczenia z kilkakrotnego dźw igania się spod d esp o ty zm u , a ostatnie acz najpom yślniejsze, na czym że się skończyło? N ie p o ru ­ szyliśm y m as lu d u i upadliśm y, otóż skutki rew olucji samej tylko uprzyw ilejow anej klasy.

Z a je d n y m pociągnięciem pióra w yrzekli „N ie m asz M ikołaja” i zdało się dyp lo m ato m , że kraj i sw o b o d y ju ż odzyskali. M ikołaj nic nie napisał, a tylko posłał h o rd ę sw ego służalstw a, w szedł do W arszaw y i dop iero pisać zaczął statuta organiczne itd.

(15)

304 J u lia n Ju ź w ik ie w ic z

Tak zaiste siłę siłą odpierać potrzeba; wy, coście w kraju pozostali, m acie najw yższe sposobności, chw ytajcie je . U sposabiajcie um ysły w ieśniaków , przepow iadajcie im sw obody przyszłe, przestańcie być ich panam i, bądźcie ich w spółobyw atelam i i bracią. (N ie łudźcie się o g ro m e m w aszych skarbów, bo te nie są w asze, w szystko O jczy zn y je s t w łasnością. Z ycie skarb najdroższy, i ten do niej należy). Ale usposabiajcie się tak, aby gdy w ybije n ie o d zo w n a godzina, zastała was w szystkich w gotow ości; zn ajdziem się i m y tam m ięd zy w am i, bo nie m asz zapory, która by nas w strzym ać m ogła. A skoro usiłow ania nas w szystkich ziszczonym i zostaną, m y z a p o m n ie m o cierpkiej przeszłości, a w łościanie, za zdjęcie gniotącego ich ja rz m a , w d zię cz n i w am tylko będą, i w ted y w szyscy w spólnej doznając sw obody w y krzyk-

niem : „C ześć polskiej ziem i, cześć! i cześć n ie w y ro d n y m jej d ziec io m !”

P isano w Versailles 1836 r.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Gdy balon się zapełni, dolewamy trochę wody – gniotek lepiej się gniecie i jest bardziej stabilny, można go uformować w dowolne kształty. Balon związujemy, zdobimy

To podejście odzwierciedla spojrzenie dziecka na seks na etapie, gdy jest świadome korzystania z nocnika, odda- wania moczu i kału i jest zaskoczone, gdy dowiaduje się, że

Miał się za fachowca, bo on w szkole obuwniczej, no i nie był złym fachowcem.. W szkole obuwniczej był,

WOKÓŁ LITERATURY DAWNEJ I WSPÓŁCZESNEJ – ANALIZY, INTERPRETACJE, SZKICE stro (...) i powiedzieć: »nie skurwiłeś się ani na cal«” 1.. Tak więc mamy do czy- nienia

Dalszą konsekwencją tego, iż ludzie mediów stali się w tak wysokim stopniu uzależnieni od świata polityki, jest postępujący upadek autorytetu tej profesji Postrzegani

Produkt biopodobny jest wytwarzany z wy- korzystaniem budowy lub funkcji leku referencyjnego, jednak różnice pomiędzy biologicznym produktem re- ferencyjnym a biopodobnym są

Jak się zostaje rodzicem, to z jednej strony zmienia się wszystko, owszem. Ale nagle nie stajesz się zupełnie innym człowiekiem. Nie chciałem iść w stronę bycia nudnym,

Wypowiedzi zniechęcające Wypowiedzi wzmacniające Miałaś się uczyć – co