• Nie Znaleziono Wyników

Latarnia Morska : "przez morze do mocarstwa". R. 1934, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Latarnia Morska : "przez morze do mocarstwa". R. 1934, nr 1"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

P o ls k a p o lityka m orska

„...Własny, niezależny dostęp

do m orza stał się jednym z głó­ wnych czynników, gw arantują­ cych naszą niezależność gospo­ darczą i polityczną”.

P r e z y d e n t I g n a c y M o ś c ic k i.

P o lity k a m orska, to zapraw dę nowy i tru d n y problem dla przecięt­ nego obyw atela Rzeczypospolitej, tem- bard ziej, iż przez wiele wieków, za czasów dawnej Polski, doniosłość aktyw nej polityki m orskiej była do­ cenianą jedynie przez jednostki wy­ bitniejsze, zdające sobie sprawę, że „trzym anie się m o rza” jest kam ieniem węgielnym niezawisłości politycznej. 0 słuszności tych tw ierdzeń przeko­ nała się dawna Polska z chwilą ode­ b ran ia jej niepodległości, a ową bo­ lesną naukę pozostaw iła nam w spad ­ ku, jako wieczną i najcenniejszą p rze­ strogę.

Obecne Państw o Polskie od sa­ mego początku rozum iało znaczenie dostępu do m orza, lecz dopiero od rok u 1926 zabrało się gorliw ie do pozytywnej pracy na w ybrzeżu. I po­ przez całą Polskę pow iał „W iatr ku m o rz u ” — w ia tr potężny i zbawczy, głoszący św iatu całem u o niew zruszo­ nej, m ocarstwowej woli P aństw a P o l­ skiego, k tóre tw ardo stanęło na b rze­ gu bałtyckim .

U św iadom iliśm y sobie, że cały system naszej rozbudow y ekonom icz­ nej państw a, bez oparcia się o poli­ tykę m orską, bez użytkow ania dróg m orskich, bez dobrego p o rtu własnego 1 polskich okrętów będzie tylko złu­ dzeniem, k tóre z biegiem czasu poda nas w zależność gospodarczą i poli­ tyczną naszych najbliższych sąsiadów. Polska polityka m orska to nie spraw a p restiżu albo dum y narodowej — to problem chleba powszedniego, to żywotna kw estja dotycząca każde­ go m ieszkańca P aństw a Polskiego.

Bez nieskrępow anego zw iązku ze światem , jak i nam d a ją : w łasny port, polskie okręty i brzeg nasz m orski, nie m oglibyśm y w czasie dla nas najodpow iedniejszym i na w arunkach dla nas najlepszych, wywozić nad­ m iaru własnych produktów , aby za nie otrzym yw ać z krajów obcych go­ tówkę i tych towarów, któ re dla nas są niezbędne. Nasz wywóz i przywóz byłby w rękach państw obcych, któ- reb y nam dyktow ały ceny za nasze własne tow ary, przeznaczone do wy­ wozu, lub za tow ary do Polski spro­ wadzane z zagranicy. Mówiąc języ­ kiem prostym , obcy rządziliby naszem życiem gospodarczem , bogacąc się p racą polskiego rolnika, robotnika, kupca i przem ysłowca.

P rzeto kw estja naszej p olityki m orskiej jest spraw ą osobistą każdego obyw atela, albow iem dotyczy jego kieszeni i jego żołądka.

W ielkie m ocarstw a św iata, jak Anglja, A m eryka, F rancja, oraz k raje należące do g ru p y m ocarstw m niej­ szych, posiad ają własne kolonje na teren ach egzotycznych, gdzie sldero- w ują swoją ekspanzję gospodarczą, rosnąc w siłę stale i system atycznie.

Są to m ocarstw a m orskie. Ko­ lonje swoje zdobyły i zagospodaro­ w ały dzięki celowej polityce m orskiej i ruchliw ości ich bander na oceanach św iata.

Często się słyszy twierdzenie, że tylko te k raje m ają najw iększe praw o do prow adzenia intenzywnej polityki m orskiej, k tóre .posiadają kolonje, albowiem tam koncentruje się nad­ m iar ich ludności, bogactw i ich eks- panzywnej energji.

Gdybyśm y to zdanie przyjęli za pewnik obow iązujący i nadający pe­ wne przyw ileje takim państw om , to ­ by się okazało, że Polska ma takie same praw a do prow adzenia wielkiej polityki m orskiej, jak wszystkie wiel­ kie m ocarstw a i to praw a niezaprze­ czone. Je st to fak t nazbyt często pom ijany i zapom inany.

Nie posiadam y kolonji zam orskich, aczkolwiek słusznie nam się należą, gdyż m am y stały nadm iar ludności i sił pionierskich zdolnych do rozw i­ jan ia i zagospodarow yw ania terenów niezaludnionych — ale posiadam y tak olbrzym ie wycliodźtwo jak m ało k tóre z pośród wielkich m ocarstw świata.

Na kontynencie am erykańskim posiadam y około pięć mil jonów Po­ laków i Polek, licząc naszych ro d a ­ ków zam ieszkałych w Stanach Zje­ dnoczonych, w Kanadzie i P aranie. To nasze wycliodźtwo liczebnie jest silniejsze aniżeli całkow ita ludność takich państw suwerennych jak L i­ twa, Łotwa lub E stonja!

Praw ie we w szystkich k rajach zam orskich istnieją osiedleńcze g ro ­ m ady polskie, z którem i powinniśm y i m usim y utrzym ać jaknaj żywszą łą ­ czność, i nie tylko duchową, jak to było do tego czasu, lecz gospodarczą, o ile możności jaknaj szerzej zakre­ śloną. Naw iązanie handlow ych sto­ sunków z grupam i w ychodźtwa pol­ skiego w poszczególnych k rajach jest jednym z naczelnych celów naszej po­ lityki m orskiej. Każdy Polak m ie­ szkający za m orzem jest m aterjałem na agenta rozszerzającego handel pol­ ski i zbyw ającego naszą produkcję — lub w ostateczności może być kon­ sum entem wielu tow arów w yrabianych w Polsce.

Osiągnięcie tych celów jest m o­ żliwe przy należytem i celowem zor­ ganizow aniu dróg naszej ekspanzji. Na szerokich szlakach m orskich s ta ­ wiam y obecnie pierwsze kroki. W ielu rzeczy m usim y się jeszcze nauczyć — sporo doświadczyć, aby pewnie stą ­ pać i zdążać do zam ierzonego celu. D rogi m orskie są przed nami otw arte dzięki zbudow aniu przez rząd polski wielkiego i nowoczesnego portu. Teraz przychodzi kolej na polskiego kupca i przem ysłow ca, aby tych no­ wych dróg prow adzących na cały św iat — używ ali z pożytkiem dla kraju.

Pierw szy rozdział, k tó ry zapo­ czątkow ał polską politykę m orską jest zam knięty — p o rt żyje i pulsuje peł­ nią pracy. Teraz kolej na rozdział drugi. Trzeba iść w świat i zdoby­ wać ry nki zbytu. Oto najw iększe p rzy ­ kazanie idące od Gdyni na całą Polskę.

Znaczenie portu g d y ń s k ie g o

O znaczeniu ekonomicznem każ- E stonja, Łotwa, Persja, Costa Rica, dego p o rtu decyduje zawsze ilość, oraz G uatem ala, Haw aje, Meksyk, Nikara-jakość połączeń z i nnenii portam i, ja-

koteż c h a ra k te r eksportow anych i im ­ portow anych towarów.

Z analizujm y przeto drogi h an­ dlowe i połączenia Gdyni, oraz za sta ­ nówmy się nad jakością jej wywozu i przywozu, a w tedy w całej pełni uplastyczni się nam znaczenie tego portu.

Gdynia posiada połączenia m or­ skie ze w szystkiem i k rajam i północno- europejskiem i, ze Stanam i Zjedn. A. P., z Kanadą, z k raja m i południowo-ame- rykańskiem i, z A ustralją, z północną Azją, połączenia śródziem nom orskie i cały szereg pom niejszych.

Do p o rtu gdyńskiego zaw ijają okręty następujących krajów : Polski, G dańska, Anglji, Czechosłowacji, Danji, Estonji, F inlandji, F rancji, G re­ cji, H olandji, Kanady, Łotwy, Niemiec, Norwegji, Stanów Zjednocz., Szwecji, Turcji, W łoch, oraz kilku innych. Z krótkiego zestaw ienia państw , któ ­ ry ch okręty zaw ijają do Gdyni, w idzi­ my, że jest ona p ortem o znaczeniu m iędzynarodow em — a to jej znacze­ nie ujaw ni się jeszcze silniej, gdy do­ damy, iż okręty powyżej wym ienio­ nych krajów przyw ożą do Gdyni, lub z Gdyni wywożą tow ary do następu ­ jących kontynentów i krajów św iata: A fryka, Belgja, H olandja, Stany Zje­ dnoczone, F rancja, H iszpan ja, Jaw a, Kolonje H olenderskie, Anglja, A rgen­ tyna, Chiny, Danja, E gipt, Ind je B ry ­ tyjskie, Indje H olenderskie, Indochiny, M andżurja, Niemcy, P alestyna, Sum a­ tra , Syrja, Turcja, W łochy, Siam, P eru , Algier, H onduras, Jam ajka, P o rtu g lja, Rosja, Szwecja, Norwegja,

gua, Salw ador, Venezuela, Cejlon, Ko­ lum bia, Kongo, Kuba, B razylja, Ka­ nada, F inlandja, Marokko, P aragw aj i cały szereg innych.

Powyższe dane świadczą o kolo­ salnym zasięgu Gdyni jako po rtu m iędzy n arodo wego.

Ogół przyw ykł uw ażać Gdynię za p o rt węglowy tylko, a więc jedno- tow arow y pod względem handlowym, podczas gdy spraw y te uległy ostatnio zmianie. G dynia dzisiejsza nie jest takim samym portem , ja t im była przed trzem a la ty — to jest portem eksportu węgla i im po rtu towarów masowych.

Dziś wywozi się i przyw ozi przez Gdynię tow ary najrozm aitsze, a więc, przyw ozim y w ytw ory pochodzenia ro ­ ślinnego, nasiona, pestki drzew owo­ cowych, nasiona skisłe, mąkę, kasze, ryż surowy, krochm al, warzywa, chmiel, grzyby suszone, owoce świeże i suszone, konserw y owocowe, orzechy i m igdały, kawę, herbatę, kakao, ko­ rzenie, żywicę, terpentynę, wiklinę, traw ę m orską, śledzie, masło, sery, kazeinę, pierze, kości, jelita, muszle, kam ienie, glinki, kredę, wapno, cement, azbest, rud ę żelazną, piryty, rudę cynkową, smołę, oleje, benzynę, sm ary, wosk, tłuszcze zwierzęce i roślinne, tytoń, mleko konserwowane, ryby, na­ poje alkoholowe, wina, drożdże, m a­ kuchy, siarkę, przetw ory chemiczne, karbid, fosforyty, farby, garbniki, a r­ tyk u ły kosmetyczne, klej, żużle Tlio- m assa, skóry, fu tra, bawełnę, przędzę, tkaniny, len, konopie, jutę, sizal i inne włókna, kauczuk, korek, papier, szkło,

(3)

Nr. 1 L A T A R N I A M O R S K A

Na kontynencie am erykańskim mieszka około pięć miljonów Po­ laków i Polek, a mianowicie: w Paranie, w S tan a ch Zjedno­ czonych i Kanadzie. W szeregu artykułów omówimy sprawy na­ szego wychodźtwa w tych k ra­ jach żyjącego, albowiem może ono być niezm iernie ważnym czynnikiem w rozwoju polskiej ekspanzji morskiej.

Redakcja.

K urytyka, P a ran a — grudzień 1933. Aczkolwiek państw o polskie nie posiada kolonji, któreby były jego terenam i osadniczem i i eksploatacyj- nemi, to jednakże ma bardzo liczne wyehodźtwo, specjalnie na kontynen­ cie am erykańskim , które w rozwoju naszego handlu zam orskiego może odegrać poważną rolę, jeżeli jako czynnik pom ocniczy będzie należycie w yzyskane.

Aby sobie zdać spraw ę z m ożli­ wości naszej eksp. handlowej na te

tereny w kraj ach am erykańskich, gdzie m ieszkają Polacy w większej liczbie, trzeb a się zastanowić, k tóre k raje mogą być brane w rach u bę i jakie nam dać m ogą ew entualne możliwości.

W yehodźtwo polskie do P aran y rozpoczęło się po u padku pow stania. W roku 1868 przypłynęło do^ tego k raju 316 rodzin z Górnego Śląska i osiedliło się w dzisiejszym stanie Santa C atharina, w pobliżu m iasteczka B rusąue, lecz tro pik aln y klim at był dla nich nieznośny. D ziesiątkow ała ich feb ra i węże jadow ite, przeto pod wodzą in żyniera E dm unda Saporskie- go, górnoślązaka, jednego z n a js ta r­ szych osadników polskich, wyruszono w okolice zdrowsze, o klim acie zno­ śniejszym.

Po wielu tru d ach , grom ada polska d o tarła do stanu P aran a, przew ędro­ wawszy około trz y sta kilom etrów przez kraj dziki, pozbawiony dróg i mo­ stów, zatrzym ując się przy wiosce K urytyba, gdzie założyli w łasną osadę P ilarzynko (Piljarzinju). Tak pokrótce p rzedstaw iał się początek osadnictw a polskiego w tym kraju.

W następnych latach powstało kilka nowych kolonji polskich w po­ bliżu K urytyby. W ychodźcami z k raju ojczystego byli początkowo Polacy z Górnego Śląska, z Poznańskiego i z P ru s Zachodnich.

Po zwycięskiej wojnie z Francją, gdy B ism arck rozpoczął p rześlado­ wanie ludności polskiej, m ieszkającej pod zaborem pruskim , liczba wychodź­ ców w P aran ie wzrosła i w roku 1876 wynosiła już kilka tysięcy. W tym samym roku p rzybyła do P aran y pierw sza p a rtja wychodźców z Mało­ polski. Kolejno przybyw ały nowe grom ady osadników z różnych połaci ziem polskich, i to coraz liczniejsze.

Krótko po upadku cesarstw a b ra ­ zylijskiego nastał okres tak zwanej „gorączki b raz y lijsk ie j”, w czasie k tó ­ rej setki tysięcy porzuciły ziemię ro ­ dzinną i płynęły do B razylji, zwabione kłam nem i obietnicam i. Znaczna część tych osadników zginęła z nędzy i cho­ rób w drodze, reszta osiadła na roli, a część w róciła do k ra ju ojczystego. W tym to czasie pow stały kolonje

polskie nad rzek ą^ Ig u assu , a m iano­ wicie: Santa ;B arbara, C antagello, Rio dos Potos,! Agua B ranca, St. Ma- theus i Rio Claro — zaś w pobliżu m iasta Rio Negro pow stała w ielka kolonja polska Itagopolis.

W roku 1895 przybyło do P a r a ­ ny sporo ludności ruskiej z M ało­ polski W schodniej, gdzie założyli wielką osadę pod nazwą P ruden to - polis.

Obecnie najliczniejsze osady pol­ skie w B razylji zn ajdu ją się w n astę­ pujących stanach: P aran a, Santa Ca­ th arin a i Rio Grandę do Sul, aczkol­ wiek i w głębi B razylji spotkać m o­ żna osady polskie, lecz mniej bogate i liczne.

Piękna aaleja palmomePjo miejscowości? Joinoille, w stanie Santa Catharina, w Brazylji. Beautiful Palm alley at Joinoille, state of

Santa Catharina, Brazil.

Szczególnie w rolnictw ie Polacy osiągnęli poważne rezu ltaty , a samej „heryy m a tę ” (herbaty brazylijskiej) p rodukują rocznie za kilkad ziesiąt miljonów dolarów brazylijskich.

W przem yśle Polacy nie zaszli daleko. Istnieje kilka cegielni i w a­ pienników w Paranie, kilka tartak ó w , ot i wszystko. P r z e m y s ł p o l s k i w P a r a n i e c z e k a j e s z c z e n a s w o i c h p i o n i e r ó w .

W rzem iosłach także nie jest le­ piej. Zaczątki copraw da istnieją, ale bardzo słabe. B r a k d o b r y c h , p r z e d s i ę b i o r c z y c h f a c h ó w - c ó w.

Nie lepiej jest w handlu. Istn ieją polskie „w endy”, to jest sklepy na m ałą skalę, lecz handel poważny, hurtow ny, o p a n o w a n y j e s t c a ł ­ k o w i c i e p r z e z N i e m c ó w ! W tej dziedzinie otw arte jest pole dla p o l­ skiego handlu hurtov\Tnego i m ożna w tej spraw ie zdziałać bardzo dużo, wyzyskując tę okolicz iość, że P o lacy tutejsi żyją własnem życiem organi- zacyjnem. W dziedzinie handlu h u

r-townego b rak nie tyle k ap itału, ile b rak przedsiębiorczości.

Ogół ludności polskiej w B razylji przedstaw ia się w cyfrach następująco: W stanach P aran a, Santa C atha­ rin a i Rio Grandę do Sul m ieszka około 200,000 ludności polskiej w ro z­ proszeniu około 30,000 ludności. R u­ sinów z Małopolski W schodniej około 80,000. Razem ludności pochodzącej z terytorjów państw a polskiego m ie­ szka w B razylji przeszło 300,000.

Podkreślić trzeba, że wielka ta m asa polska jeszcze nie zapom niała o k ra ju rodzinnym , że żyje i pracuje, czując szczerze i serdecznie po polsku.

Czy Polska z tego wychodźtwa brazylijskiego wyciągnie dla siebie odpowiednie zyski, oraz czy owa m asa polska stanie się c z y n n i k i e m p o- m o c n i c z y m d l a s t a r e j o j c z y ­ z n y , zależne jest od wielu rzeczy, a przedew szystldem o d ł ą c z n o ś c i d u c h o w e j i e k o n o m i c z n e j z krajem m acierzystym . Narazie, łączność duchowa jest słaba — a eko­ nomiczna równa się zeru i dlatego też szerokie w arstw y m ieszkańców Polski mało się in teresu ją spraw am i Polonji brazylijskiej.

Zbigniew Morski.

Z n a c z e n ie p o rtu g d y ń s k ie g o

(Dokończenie ze strony 2-giej)

w yroby ceramiczne, m etale i wyroby z nich, maszyny, aparaty, sprzęt elek­ trotechniczny, samochody, m otocykle i ich części, wagi, narzędzia, in stru ­ menty, a p a ra ty precyzyjne, optyczne przybory, zegary, instru m en ty m uzy­ czne, oraz wiele innych, niewymienio- nych jeszcze.

Powyżej wyszczególniona litan ja najróżnorodniejszych towarów przyw o­ żonych do Gdyni, mówi sam a za siebie. A teraz spraw a wywozu. Przez Gdynię płyną w św iat szeroki praw ie wszystkie poprzednio wymienione to ­ w ary, które do p o rtu naszego są p rzy ­ wożone, następnie magazynowane, a potem wysyłane dalej — z tym je­ dnak dodatkiem , że z naszych w ła­ snych produktów wywozimy: k roch­ mal, m ąkę ryżową, słód, chmiel, grzy­ by, ryż wyłuszczony, mąkę, kaszę, ziem niaki, puch i pierze, jelita, mięso, bekony, drób bity, jaja, śledzie, sól, wegiel kam ienny, węgiel bunkrowy, brykiety, oleje, m aterjały pędne, drze­ wo, desld, tytoń, papierosy, konserwy, spirytus, ryby, cukier, wosk, salm iak, biel cynkową, arty k u ły kosmetyczne, klej, m ąkę kostną, skóry i w yroby skórzane, w yroby włókiennicze, wełnę, konopie, pakuły, sznury, w yroby ko­ szykarskie, klepki, dykty i forniery, papę dachową, książki i broszury, m etale, cynk, blachę, a p a ra ty i sprzęty, oraz cały szereg innych.

Z powyższych danych o p rzy ­ wozie i wywozie widzimy, jak wielkie jest znaczenie p o rtu gdyńskiego w ca­ łokształcie naszego życia gospodar­ czego. Czytelnik, k tó ry się cierpliw ie zagłębił w tern m orzu różnorodnych towarów, przechodzących przez p o rt gdyński, już wie napewno, czem dla każdego obywmtela Rzeczypospolitej jest Gdynia.

P o la c y pod słońcem Paran> ^

(4)

Strona 4 „ L A T A R N I A M O R S K A ” Nr. 1

Idziem y do W as,

C z y ie ln icy

To, co się od szeregu lat roz­

grywa m czynach zbiorowych

Państwa Polskiego na naszem

wybrzeżu morskiem, ju ż od da­

wna domaga się należytego i sy­

stematycznego

przedstawienia

ogółowi mieszkańców kraju.

Nie ulega wątpliwości, że

każdy myślący obywatel polski

pragnie wiedzieć, jak się umac­

nia nasz stan posiadania nad

Bałtykiem, aby tern skuteczniej

moralnie i materjalnie pomagać

Państwu w budowie wielkiego

dzieła, które przyszłym pokole­

niom ma dać potęgę gospodar­

czą, a krajowi siłę Mocarstwa.

Do tego czasu dawał się od­

czuwać brak takiego popular­

nego pisma, któreby stale infor­

mowało m ieszka ń c ó w kraju

0 wszystkich przejawach życia

naszego na wybrzeżu polskiego

morza.

Połę takiego p o p u la rn eg o

informa tora może spełniać pismo,

obejmujące całokształt zagadnień

1 przedstawiające je popularnie,

życzliwie i bezstronnie.

T akiem p ism em b ę d zie

„Latarnia Morska”, jako nieza­

wisły tygodnik, poświęcony spra­

wom Polski naci morzem.

Zdajemy sobie sprawę z ogro­

mu trudności, jakie nas czekają,

lecz równocześnie wierzymy, że

służąc dobru pospolitemu uczci­

wie i wytrwale, spotkamy na tej

drodze serca gorące i umysły

życzliwe, skore cło pospieszenia

nam z pomocą moralną.

Starać się będziemy dawać

ogółowi pismo cłobre, tak co cło

treści jak i materjału ilustracyj­

nego. Poszczególne działy ulep­

szać będziemy systematycznie.

Nawiązaliśmy łączność z pier­

wszorzędnymi znawcami naszych

spraw morskich, oraz pozyska­

liśmy współpracę wybitnych p u ­

blicystów i korespondentów kra­

jowych oraz zagranicznych.

Począwszy ocl dnia

2 8

-go

stycznia b. r. „Latarnia Morska

wychodzić będzie z poci pras

drukarskich na każdą niedzielę

tygodnia, i najpóźniej w sobotę

będzie do nabycia we wszystkich

n a jo d le g le jszy c h za k ą tk a c h

P o lski.

Poniżej zamieszczamy zdania Pana Prezydenta Rzeczypospolitej oraz wy­ bitnych m ężówPolski współczesnej, wy­ powiedziane lub napisane przy różnych okazjach, o Gdyni i o Pomorzu — ilu­ strujące znakomice doniosłość naszego zagadnienia morskiego.

P a n P r e z y J e n t I g n a c y M o ś c ic k i:

„Odzyskaliśm y 72 kilom etry polskiego morza, które w przeszłości należało do Polski, a którego poprzednie pokolenia nie doceniły, nie zdając sobie spraw y z donio­ słości swobodnego i nieskrępowanego do­ stępu do m orza.

„Obecnie za to coraz żywiej przejaw ia się ogólne przekonanie, że przyszłość nasza i pom yślny u k ład stosunków polityczno- gospodarczych związane są z konsekwentnem w ypełnianiem naszych planów m orskich.

„Pomorze, to wielki n atu raln y szlak, którym Rzeczpospolita Polska wywozi dalej w św iat m orzem na własnych o krętach zie­ miopłody, bogactw a natu raln e i produ k ty swego przem ysłu.

„Pom orze, to płuca Polski, wyjście na św iat i możliwość w yboru najk o rzy stn iej­ szych dla nas, nie zaś narzuconych dróg handlow o-kom unikacyjnych. Pom orze, to g w arancja m ocarstwowego stanow iska Rze­ czypospolitej.

Zachód słońca na polskiem wybrzeżu Bałtyku. The kinset at the Polish Baltic shore. „P olityka państwowa w stosunku do Pom orza, tego najcenniejszego „klejnotu w koronie R zeczypospolitej” — zm ierza do spotęgow ania sił gospędarczych ziemi pom orskiej i polskich portów bałtyckich. Każdy obywatel polski winien zrozumieć i przysw oić sobie przekonanie, że rozwój i rozbudow a polskiego w ybrzeża zależą również i od pomocy m aterjalnej i m oral­ nej, której winno udzielić całe społeczeń­ stwo wielkiem u dziełu um ocnienia siły na­ szej nad B ałtykiem ”.

E. K w i a t k o w s k i , L m i n i s t e r :

„Chcemy trzym ać się m orza! J e st to potrzebą i koniecznością niezłom ną całego społeczeństwa. Ten w ielki poem at, k ry sta ­ lizujący się dziś około Gdyni, a m ający się stopniowo rozszerzać coraz dalej, na całe polskie w ybrzeże — jest poem atem p racy pokojowej, gospodarczej, budującej nowe fundam enty naszego postępu na dro ­ dze cywilizacji. J e st to najw ażniejsze nasze wyjście na świat... Ale ponad to wszystko ważniejsze jest, że dziś Gdynia stanow i własność duchową i własność p ra ­ cy, wysiłku, z takim niezm ierzonym tr u ­ dem zebranego k a p ita łu — całego społe­ czeństwa polskiego”.

S t e f a n Ż e r o m s k i.

„...Przychodzim y na to jałowe wybrze­ że z cudownego losów użyczenia, na sku­ tek przedziw nej zapłaty, ażeby zeń uczynić naszej wolności skarb bez ceny.

„Przychodzim y, jako spadkobiercy K rzywoustego drużyny.

„Ona poprzez lasy p rze rą b ała pierwszą drogę dla cichego apostolstw a synów bożych.

„Ona szła wielkie rzesze słowiańskie wesprzeć o polskie m ocarstwo, obronić i zachować.

„My przychodzim y, gdy już rzesze słowiańskie pochłonięte zostały i zniszczo­ ne na wieki.

„Przychodzim y, aby szczątek ostatni od zagłady uchronić.

„Przybyw szy na to jałowe wybrzeże, budujem y portow e paliszcza, w praw iam y w ru ch nowe koleje, prow adzim y poprzez bło ta bite drogi i zbogacam y mieszkańców.

„Mowę ich bezcenną zachow ujem y od zguby.

„Jakoby z ręki legendarnego kaszub­ skiego w ielkoluda, Stolema, k tó ry z oxy- wskiego półwyspu ciskał wielkie głazy w Redłowo, sypią się na redłow skiem po- brzeżu nowe piękne osiedla.

„Strzały arm at ze statków wojennych łoskot roznoszą po morzu, (po dolinach, po górach, głosząc wszem wobec, iż stopa tępiciela nigdy tu już nie po stan ie”,

J u l j a n t iu m m e l,

p r e z e s H o n . Z w . A r m a t o r ó w P o l s k i c h :

„Co byłoby, gdyby Polska nie posia­ dała G dyni? B yłaby zdana na całkow ity monopol Gdańska, silnie przytem zabar- wniony polityką, dzięki czemu w ytw arzałby się stosunek G dańska do Polski jako me- tro p o lji do kolonji. Sam odzielnego handlu byśm y nie mieli, bylibyśm y skrępow ani w naszej polityce gospodarczej i naród polski nie m iałby k on tak tu bezpośredniego z morzem, k tó ry został szczęśliwie zapo­ czątkowany. Stosunek do nas byłby zu­ pełnie inny, a jeden ze znanych publicy­ stów cudzoziem skich oświadczył w rozm o­ wie pryw atnej, że w edług jego głębokiego przekonania, gdybyśm y nie zbudow ali Gdyni, praw dopodobnie Pom orze jużby do Polski nie należało.

(Dokończenie na stronie 5 -tej)).

W szystk ie serca ku morzu

N asz o d c in e k p o w ie ś c io w y

Od następnego numeru począwszy rozpoczniemy druk arcyciekamej pomieści morskiej pod tytułem

„Młode polepienie”

pióra pana Zbigniewa Morskiego

osnutej na tle życia Gdyni i Polski w roku 1960. Jest to wizja niedalekiej przyszłości, ukazująca nam me frapującym przekroju działalność Polaków w dziedzinie morskiej i stających zwycięsko do współzawodnictwa z narodami o starej tradycji morskiej.

(5)

!

Nr. 1 „ L A T A R N I A M O R S K A ” Strona 5

„K urjer P oznań sk i” w swym dziale go­ spodarczym w Nr. 25 z dnia 18 stycznia 1934 omawia dwie sprawy, a m ianowicie: p ro jekt p. prof. Grabskiego, odnoszący się do długów państw owych i bilansu p łatn i­ czego oraz p ro jekt p. dyr. F altera, odno­ szący się do zw alczania bezrobocia. Ponie­ waż interesuje mnie tylko p rojek t drugi, więc pow tarzam tu, co o nim pisze wspom­ niane pismo. Mianowicie stw ierdza ono, że

„jeśli śm iałym jest p rojekt prof. Grabskiego, to o ileż śmielszym jest pom ysł znanego przem y­ słowca śląskiego, p. Faltera, u jęty w następujących słow ach:

„Dla zwalczania bezrobocia należy wprowadzić wcześniejszą granicę wieku inwalidzkiego pracy, np. 45 lat. Po przekroczeniu tej granicy w ieku należy robotnika zwolnić z pracy, a na jego miejsce przyjąć robotnika z szeregów bezrobotnych roczni­ ków młodszych. Zwolnionym należałoby w ypłacać em erytury po 75 złotych m iesięcznie”.

P rojekt p. F altera nosi w yraźne ślady umysło- wości „kartelow ca”. Je st nadm iar rąk roboczych na rynku pracy? Dobrze — zrobimy kartel. K ar­ tel młodych, do którego wolno należeć aż do ukoń­ czenia 45 -go roku życia. „Outsiderów”, tj. starszych odrzucamy na stronę. Na odczepne daje im coś w rodzaju "postojow ego”, jakie otrzym ują niektóre fabryki wzamian za nieczynność, leżącą w in teresie kartelu.

Nie! pom ysł p. F altera nie nadaje się do dy­ skusji. Ludzie, to nie maszyny, które można rzu­ cać na szmelc. A zresztą dla samego przem ysłu wyzbycie się robotników starszych, doświadczonych, zrównoważonych byłoby wielką stratą nie do po­ w etow ania”.

Stanowisko ekonom isty „K urjera P o ­ znańskiego” jest może szczere, coby wyni­ kało z uwag jego nieco sentym entalnych, natom iast jest nieuzasadnione ekonomicz­ nie. Ekonom icznie uzasadnione byłoby wtedy, gdyby au to r był powiedział, że na­ leży, i że można wszyskich bezrobotnych górników zatrudnić, gdyby był podał cho­ ciażby cień możliwości dokonania tego celu. Tymczasem au to r zadowolił się sentymen- talnem stw ierdzeniem , że „ludzie to nie maszyny, które m ożna rzucać na szm elc”. Z tern tw ierdzeniem godzę się i nie­ w ątpliw ie godzi się z niem i p. F alter, ale też pro jek t p. F., przew idujący „spensjo- now anie” ro botn ika 45 letniego dając m u wzam ian 75 złotych miesięcznej em erytury bynajm niej nie w skazuje na to, jakoby się „człow ieka” m iało zam iar traktow ać jak „szm elc”. W ręcz przeciw nie! „Szmelcem ” jest człowiek w sile wieku, k tó ry b y chciał pracow ać, p racy tej przez la ta znaleźć nie może a wreszcie, po w yczerpaniu zasiłków bezroboczych pozbawiony jest zupełnie środków do życia. Mnieby się wydawało, że lepiej jest pobierać 75 zł m iesięcznie niż nic. Gdy p racy będzie więcej niż rą k do p racy — to i „em eryci” w rócą i korzy­ stać będą z dobrodziejstw a pracy.

Z tych kilku uwag w ynika zdaje się dosyć jasno, że „K. P .” potrak to w ał sp ra ­ wę p rojek tu p. F a lte ra conajm niej bardzo pobieżnie. Osobiście wiem o tym projekcie tylko z wyżej cytowanej no tatk i „K. P .”, muszę jednak stw ierdzić, że p ro jek t ten bynajm niej mnie nie zaskoczył, przeciw nie uważam, że p ro jekt ta k i powinien był wy­ płynąć już ze trz y lata temu, gdy p ra k ty ­ ka dostatecznie dowiodła, że bezrobocie nie jest zjaw iskiem przejściowem a stałem . Zdziwić mnie tylko mogło, że autorem tego p ro jektu jest polski przem ysłow iec a nie polski rząd, od którego społeczeństwo ma praw o oczekiwać inicjatyw y w kierunku usunięcia najcięższej choroby Rzeczypospo­ litej — jak ą jest bezrobocie. Jed n ak fakt, że tak śm iały pro jek t wyszedł od przem y­ słowca a nie od rzą d u dodaje właściwie w naszych w arunkach projektow i tem u znaczenia i wagi. W szak, skoro w ybitny przem ysłow iec publikuje p ro jek t idący w tym kierunku, aby 45-letniemu robotnikow i p ła ­ cić em eryturę w wysokości 75 zł miesięcznie, to zdaw ał sobie sprawę, jakie obciążenie stanow ićby to m usiało pla Państw a, a przę- dewszystkiem dla przem ysłu. I właśnie dlatego, że p ro jek t tak i wyszedł od pol­ skiego przem ysłowca, jest on w mojem po­ jęciu realny. J e st on realny nie tylko dlatego.

Od la t obserw ujem y bezrobocie i wie­ my ponad wszelką wątpliwość, że jest ono zjaw iskiem stałem . E m igracji niem a i nie będzie, to też wiemy. Nadwyżka p rzy ro stu naturalnego nad śm iertelnością jest, i mimo działalności „bojowskiej ” porodu „świadom e­ go m acierzyństw a” będzie, to też wiemy. Wiemy, że konsum cja nie może się w na­ szych w arunkach powiększyć, robót p u ­ blicznych na wielką skalę nie będzie, a za­ tem bezrobotni zostaną na długi czas bez­ robotnym i.

G d y n ia w n o cy.

Plac Kaszubski u wylotu ulicy Starowiejskiej, gdzie dawniej stały liche domki rybaków, a dziś wznoszą się potężne gmachy i nocą bije łuna świateł elek­

trycznych.

W tych w arunkach zaiste grzechem jest, że niem a w Polsce ludzi, którzyby dążyli do zasadniczego wyrównania kw estji bezrobocia. Zasadnicze rozw iązanie zaś możliwe będzie wtedy, gdy pun ktu w yjścia szukać będziem y nie na odcinku bezrobo­ cia lecz na szerokiej płaszczyźnie kw estji robotniczej w Polsce jako całości. Innem i słowy — kto ma stałą arm ję bezrobotnych, liczącą wzwyż 200,000 głów i przekonał się, że niem a żadnego środka, aby tę liczbę bezrobotnych zatrudnić, ten m usi sięgnąć

Konkurs na nowelę.

Redakcja „Latarni Morskiej” ogłasza niniejszem konkurs na nowelą, w którym brać udział mogą wszyscy Czytelnicy i Czy­ telniczki naszego pisma.

I. Nowela ma treścią swoją objąć najwyżej 350 wierszy druku.

II. Treść winna być związana z polskiem morzem.

III. Nowelą należy przesłać na adres redakcji przepisaną na maszynie, bez podpisu autora lub autorki, bez adresu zwrotnego. M a s z y n o p i s trzeba opatrzyć godłem au­ tora, zaś nazwisko i adres załączyć w osobnej, zakle­ jonej kopercie.

Bliższe szczegóły konkursu, oraz wysokość nagród podamy w nastąpnym numerze „Latarni Morskiej”.

RED AK C JA.

do podstaw naszego u stro ju społecznego i socjalnego i w tych podstaw ach szukać m usi rozw iązania.

I wydaje mi się, że stosunkowo naj­ łatwiej można znaleźć rem edium na bezro­ bocie przez w prowadzenie wcześniejszej granicy wieku inwalidzkiego. Aby to zro­ zumieć odejdźm y na chwilę od robotnika a przy p atrzm y się sy tuacji pracow nika umysłowego. G ranicę wieku dla uzyska­ nia ren ty starczej z Z. U. P. U. określono

(Dokończenie na stronie 8 -m ej).

G d y n ia aft n i gkft.

Staromiejska street near Plac Kaszubski (Kashub’s Sąuare) a place mhere forrnely stood poor cottages cooered mith thatches a property o f fishermen. Nom, in their placęs a lofty and mighty buildings are ere- cted and blaze o f electric lights is seen there at night.

W s z y s t k i e s e r c a k u m o rz u

(Dokończenie ze strony 4 -tej)

„Nie w ystarczy posiadać p o rt i tam podziw iać obce okręty. Zbudow anie p o rtu jest dopiero połową zagadnienia. P o rt jest tylko bazą działalności na m orzu. D rugą połowę zagadnienia — stanow i spraw a własnej floty handlow ej”.

D r. R o m a n G ó r e c k i, P r e z e s B . G. K .

„Gdynia stała się ośrodkiem handlu m orskiego Polski. Równolegle bowiem z rozwojem p o rtu gdyńskiego następow ał rozwój polskiej floty handlowej i tworzenie się k a d r polskiego kupiectw a m orskiego oraz całego a p a ra tu pomocniczego, elim i­ nując obce, drogo opłacane pośrednictw o. „W dziedzinie inicjatyw y nowych g a­ łęzi handlu zagranicznego Polski Gdynia um ożliw iła bierne, dla życia gospodarczego niezm iernie korzystne posunięcia.

„Znaczenie Gdyni w życiu gospodar- czem Polski w zrasta stale z roku na r o k ”.

G e n e r a ł G. O r li c z - D r e s z e r :

„Dzięki Gdyni otw arły się szeroko w ro­ ta na świat, ukazując niekończące się szlaki m orskie, a jednocześnie, z każdą nową cegłą, wm urowaną w tw arde fundam enty portow ego grodu, kruszy się i łam ie sa­ m olubna p olityka m iasta położonego przy ujściu polskiej Wisły.

„Rośnie z roku na rok, oraz rozw ija się świetnie w chlubnej i żmudnej pracy dla narodu, najm łodsze nasze m iasto, a u stóp jego szem rzą wieczną opowieść fale m orskie”.

A . B. C y w iń s k i, in ż y n i e r :

„Cieszymy się, że nasza flota wzrośnie w krótce o dwie nowoczesne jednostki, i żę będzie m ogła przew ozić więcej, że odpadnie część haraczu, pobieranego obecnie przez cudzoziemskie linje okrętowe. Jakże wielką byłaby nasza radość, gdyby te m orskie olb rzy m y , zbudow ał z polskich m aterj ałów polski robotnik, polski inżynier i polski przem ysł ?

„I wciąż pow raca myśl, że jak niem a Polski bez m orza, jak niem a m orza bez p o rtu i floty, tak niem a floty bez prze­ mysłu, k tóry b y tę flotę budował, rozw ijał, ulepszał i n a p ra w ia ł”.

(6)

Strona 6 L A T A R N I A M O R S K A Nr. 1

B olączki szkolnictw a średniego w Gdyni

Dzięki wysiłkom rząd u i całego spo­ łeczeństw a naszego pow stał p o rt w Gdyni i dokoła niego zbudowało się około czter- dziesto-tysięczne m iasto. W czasie prze­ różnych uroczystości, gdy patetyczne słowa i gładko wypolerowane superlatyw y pad ają jak perły, m ieniąc się całą gam ą kolorów tęczy mowy polskiej — G dynia jest najcen­ niejszym brylantem , dum ą Państw a i na­ ro d u — zalążkiem przyszłej potęgi m ocar­ stwowej k ra ju i wreszcie zapowiedzią świe­ tnej przyszłości.

W szystkie te piękne i podniosłe słowa są uzasadnione. M o ż e m y b y ć d u m n i z d o k o n a n e g o d z i e ł a . Gdynia za­ praw dę jest wielka i potężna w swoim roz­ m achu — l e c z n a t y m k r y s z t a l e j e s t s k a z a , o której się m ilczy zawzię­ cie, z uporem godnym zaiste lepszej sprawy. Tą skazą jest stan gdyńskiego szkolnictw a średniego i w arunki, w j akich nasze gim- nazja pracują.

Z astrzegam y się zaraz na wstępie, że w y s o k o c e n i m y znakom ite w ysiłki dy- rekcyj szkół średnich, oraz o f i a r n ą p r a - c ę zespołów nauczycielskich, — że nam nie chodzi o p o z i o m n a u c z a n i a , lecz o rzeczy, na razie, zgoła odmienne.

G dynia posiada dwa gim nazja pryw a­ tne. Tow. Szkoły Średniej w Gdyni u trz y ­ m uje m ęskie gimn. koedukacyjne — zaś S iostry U rszulanki prow adzą Gimn. żeńskie. Pozatem w Orłowie istnieje trzecie gim ­ nazjum , także pryw atne i także koeduka­ cyjne.

Dzięki specyficznym okolicznościom, ta k się złożyło, że ani jedna z powyżej wym ienionych szkół średnich nie posiada należytej sali gim nastycznej, ani odpo­ wiednich przyrządów ćwiczebnych, więc 0 racjonalnem prow adzeniu wychowania fizycznego mowy być nie może. Poprostu, szkołom b r a k ś r o d k ó w f i n a n s o - wych na najniezbędniejsze potrzeby; — dobrej woli, poświęcenia, wysiłków zbo­ żnych i chęci jest tam poddostatkiem .

W szystko, czego dokonano w w arun­ kach dotychczasowych, jest godne podziwu 1 najwyższej pochw ały — lecz z piasku w ybrzeża gdyńskiego sali gim nastycznej nie zbuduje się bez pieniędzy, ani przyrządów ćwiczebnych nie ulepi. B e z p o m o c y P a ń s t w a stan obecny trw ać może jeszcze d ł u g i e l a t a , a przecież problem wycho­ w ania fizycznego cieszy się w naszym k ra ju specjalną opieką. Dlaczego zapom ­ niano o Gdyni?

Zdołaliśm y wybudować w s p a n i a ł e i p o t ę ż n e g m a c h y w p o r c i e — za mil jony ciężkie i grube — na tow ary, śle­ dzie, cukier, owoce i t. d.

Zdołaliśm y postaw ić w porcie budowle zgoła reprezentacyjne, fundam entalne, b u ­ dowane tak, aby moc m iały niespożytą. Są pom iędzy nimi i takie, co stoją p u st­ kam i, — będą w całej pełni niew ątpliw ie potrzebne w niedalekiej przyszłości, gdy p o rt się znakom icie rozwinie. Nam chodzi o m iasto Gdynię, o nasze „w rota wiodące w św iat szero k i”, jak to wzniośle określono setki razy.

A teraz p rzy p atrzm y się tej spraw ie z innego punktu. D l a c z e g o s z k o ł y g d y ń s k i e n a l e ż y o t o c z y ć s p e c j a l ­ n ą o p i e k ą ?

W szyscy znawcy naszych spraw m or­ skich, naszego handlu, k tó ry gwałtownie szuka rynków zby tu za w ielką wodą, jedno- zgodym chórem tw ierdzą, że nam b rak pracow ników obeznanych ze spraw am i h an­ dlu m orskiego — ludzi zdających sobie spraw ę z tego, co to jest port, p raca w p o r­ cie, handel zag ran iczny i cały kom pleks zagadnień, zw iązanych z handlow ą ekspanzją na drogach m orskich.

Takich pracow ników m usim y sobie w y c h o w a ć , i o tern wiemy wszyscy. W pierw szym ted y rzędzie dzieci, wycho­ wane w środow isku gdyńskiem i na wybrzeżu, k tó re o d m a l e ń k o ś c i p a trz ą na tętno życia portow ego i na jego przejaw y, są niejako predystynow ane na przyszłych p ra ­ cowników w handlu naszym zam orskim . Z tego też względu szkoły gdyńskie pow in­

ny wypuszczać ze swoich m urów pierw szo­ rzędny m ate rja ł absolwentów, specjalnie nastaw iony. Mogą to czynić tylko takie szkoły, którym nie skąpi się należytego wyposażenia.

Dziecko, które niejako z r o s ł o się z Gdynią i z portem , oraz z tern wszyst- kiem, co cechuje m iasto portowe, po ukoń­ czeniu szkół nie zawsze jest odpowiednim m ater j ałem do p racy w B a r a n o w i e ż a c h , c z y w R ó w n e m — ale w większości wy­ padków może być n a j p o ż y t e c z n i e j ­ s z y m pracow nikiem w Gdyni, czy to w h a n ­ dlu, przem yśle czy też w adm inistracji.

A n d r z e ) W a c k o w ia L

M ieszkając w Gdyni i „up raw iając” w prak ty ce tury sty k ę przekonałem się, że u nas, kto mówi o w ybrzeżu, ma na m yśli dosłownie sam brzeg polskiego m orza. Oczywista, że dla takiego tu ry sty „wy­ b rzeże” po kilku dniach będzie czemś sza­ lenie nudnem. Tak samo, jak Zakopane dla kogoś, k tó ryby codzień przeszedł się od dworca do zakładów F undacji Kórni­ ckiej. Tym czasem granice w ybrzeża w po­ jęciu praw dziw ego tu ry sty są daleko

ob-L atarnia Morska w Rozewiu. Ligłithouse at Rozewie

szerniejsze a w każdym razie conajmniej tak obszerne, jak obszerny jest m orski czy pom orski (pojezierski) c h a ra k te r lądu nad­ m orskiego. Te charakterystyczne cechy lądu pom orskiego sięgają jednak dosyć d a­ leko w głąb Pom orza i obejm ują nietylko tzw. Szw ajcarję K aszubską ale właściwie całe Kaszuby z Żukowem, W ejherowem, Żarnowcem, K artuzam i aż po Kościerzynę.

Tak pojęte wybrzeże przedstaw ia dla tu ry sty perłę w polskich szlakach tu ry ­ stycznych, perłę m ieniącą się blado zie- lonem i koloram i na wiosnę, czernią pod­ zw rotnikow ą latem , p u rp u rą i m iedzią je- sienią a wreszcie koloram i fioletowo białem i zimą. K rajobraz w ybrzeża jest zawsze piękny, zawsze urozm aicony to pagórkam i zalesionem i, to dolinam i, w których szem rzą zaczarow ane potoki, wreszcie wioskami i m iasteczkam i, pam iętającem i najw iększy rozkw it sztuki kościelnej i najw iększą po­ tęgę klasztorów katolickich XIII. i XIV. wieku.

P rz y tern w szystkiem wybrzeże polskie jest dla tu ry sty niezm iernie ciekawe ze względu na lud nadm orski, na jego oby­ czaje, gwarę, sztukę ludową a wreszcie ze względu na jego przeszłość. W Kaszubach bowiem odnajdujem y typ prasłow iański taki, jak i u sta lił się dla m ieszkańców wy­ brzeża może przed laty tysiącem a może i dawniej. Gdy przeczytam y jak ą niem ie­ cką książkę przedw ojenną na tem at walki odwiecznej Polaków z P rusakam i, np.W abera

W spraw ie tej p o w i n n y z a b r a ć g ł o s gdyńskie sfery handlowe, nauczy­ cielstwo i znawcy spraw m orskich. Są to zagadnienia niezm iernie ważne, obchodzące szerokie koła społeczeństwa naszego.

Spraw y szkolnictw a średniego w Gdyni, nie stoją w całej pełni tak, jakb y stać po­ winny i fak t ten jest p u b l i c z n ą t a ­ j e m n i c ą , przeto dla dobra ogólnego — dla dobra samychże szkół, ze względu na przyszłość naszych dzieci, otw ieram y nad tą spraw ą publiczną dyskusję, aby problem ten należycie oświetlić. Nie chodzi o bez­ płodną i z ł o ś l i w ą k r y t y k ę , lecz o ży­ czliwe i szczere omówienie sprawy.

„Polen und P reu ssen ”, to dopiero otw orzą nam się oczy i przekonam y się, że m ie­ szkańcy wybrzeża, Kaszubi, stanow ią w świę­ cie bodaj że u n ik at konserw atyzm u naro­ dowego. Dlatego są ta k niezm iernie cie­ kawi dla turysty.

Ale tak, jak tu ry sta jad ący w T atry obowiązkowo m usi mówić z góralem , bo gw ara g óralska działa na tu ry stę jak fluid cudowny, pozw alający szybciej wżyć się w potężne piękno gór — tak też koniecz­ nie m usi mówić z Kaszubem. Kaszub co- praw da jest mniej rozmowny, trochę w styd­ liwy, ale gdy pozna, że gw ara jego tu ry sty nie raz i (a gdzieżby tam kogo raziła) wtedy wylewa z starosłow iańską szczerością całe serce.

A trzeb a z nimi mówić, z tym i pocz­ ciwcami, bo biedni oni byli pod Prusakiem , k tó ry ich uw ażał za niemców a mimo to ich gw arę wyszydzał. T rzeba z nimi mó­ wić, bo oni to lubią a wreszcie i dlatego, że rozm owa z K aszubam i ożywia, wzmacnia i powiększa naszą własną dumę narodową, buduje i rozszerza w nas świadomość, że na tern wybrzeżu Polska istotnie rzetelnie odrab ia przew iny z czasów niewoli. N aj­ lepiej czują to sam i m ieszkańcy wybrzeża, k tórzy wiedzą, że są źrenicą w oku narodu.

Nie spotkałem się w Polsce nigdzie z większą wdzięcznością dla Polski jak w śród Kaszubów. Ot, bo kolej Polska wy­ budow ała aż na Hel, ot, bo drogi robi Polska, kościoły buduje Polska, p o rt Polska, k u try paradne Polska a wreszcie zarobić da tu ry sta i letnik polski. A przed wojną? W padło p a ru Szwabów na niedzielę z ple­ cakam i, pofotografow ało a potem robili z Kaszubów Niemców, bo się po niem iecku rozmówili. Ale życie Kaszubów nie in te­ resow ało ich, raczej śmierć, bo dawała Niemcom możność osiedlania na wybrzeżu swoich kolonistów z P om eranji lub z nad m orza północnego.

Zasmakowawszy rozkoszy tu ry sty k i po wybrzeżu dzielę się chętnie ra d ą z tymi, coby lato tegoroczne chcieli spędzić na ziemi „Z w iatru od m orza”. Przede w szyst­ kiem radzę pieszo, a dla tych co mogą, rowerem. I nigdy bez a p a ra tu fotograficz­ nego. Stanąw szy w Gdyni i zwiedziwszy okolicę posuwam y się piękną asfaltów ką na Mrzezino, Swarzewo do Pucka. Potem do W ielkiej W si — H allerow a. Z tego pun k tu odwiedzam y półwysep helski z jednej i Cetniewo, Lisi J a r, J a strz ę b ią Górę, Karwię iD em bki z drugiej strony. Potem puszczam y się wgłąb wybrzeża przez Krokowo do Ż ar­ nowca, W ejherow a i K artuz z jego prze- pięknem i jezioram i i pagórkam i. W końcu odwiedzam y Wieżycę, Kościerzynę, Garczyn i W dzydze a w racam y do Gdyni przez p ra sta re Żukowo. Taka wycieczka rowe­ rowa potrw a dwa tygodnie — piesza cztery. Ale ta k okolica jak i bogactw o natury i kościołów w Żarnowcu, K artuzach i Żu­ kowie dadzą nam takie w rażenia, że wy­ cieczki tej nigdy nie zapomnimy. Pozna­ wajm y kraj rodzinny, a wszak wybrzeże, poza kresam i wschodniem i najm niej do­ tychczas znamy.

(7)

Nr . 1 L A T A R N I A m o r s k a Strona 7

J . W . P .

W spom n ienie o H. D erdow skim

N ajm ilszy sercu polskiem u poeta kaszubski, k tó ry gorąco m iłował swoją ojczyznę i śpiew ał o niej: „Piękny k ra ju kaszubści, zemnio obiecano” — wróci jako zewłok człowieczy do ziemi swoich ojców, a wróci z daleka, z poza oceanu, albowiem milej i radośniej czuł się będzie jego duch, gdy ciało wróci do Polski.

Oto Gdynia postanow iła sprow a­ dzić prochy H ieronim a Derdowskiego i pogrześć je u siebie, aby chociaż w, ten sposób uczcić to wielkie serce, k tó re wyśpiewało owe pam iętne słowa, głoszące w szystkim , że „niema Kaszub bez Poloni, a bez Kaszub P o lsci” ! Derdowski spoczywa na cmen­ tarz u p a ra fji polskiej w W inona, M innesotta, w Stanach Zjednoczonych, gdzie zm arł dnia 19-go sierpnia, roku 1902. W owej W inonie w ydaw ał i re ­ dagow ał pism o tygodniow e pod t . : „W iarus P o lsk i” — poświęcone b u ­ dzeniu i podtrzym yw aniu ducha pol­ skiego w śród braci Kaszubów, zam ie­ szkujących gęsto Winonę, Minnesottę, o raz północny W isconsin.

Zasługi H ieronim a Derdowskiego, jako dziennikarza, p a trjo ty i obyw atela są wielkie na terenie Stanów Zjedno­ czonych. Był to polem ista cięty, agre­ sywny i co najw ażniejsze — spraw ied­ liw y w walce z przeciw nikam i. S tarsi działacze polscy i dziennikarze polsko- am erykańscy, jak Stanisław Osada, Ślisz z Buffallo, N. Y., ś. p. Szczepan W orzałła, pochodzący z Pelplina, nie­ raz krzyżow ali z Derdowskim pióra. Z poetą kaszubskim zetknął mnie los trzy k ro tn ie — raz w Stevens Point, Wis., gdzie redagow ał „Rol­

n ik a ”. a następnie w W inonie dwu­ krotnie.

Gdym go zapytał, dlaczego osiadł w Winonie, zdała od centrum życia Polonji am erykańskiej — odparł z u- śm iechem :

— J a tu czuję przy sobie serca Kaszubów... Szukałem ich i znalazłem.

W tedy to otrzym ałem od D er­ dowskiego egzem plarz „Kaszubów pod W idnem ”, utw oru, k tó ry poeta w ła­ snoręcznie składał i drukow ał, a zacna jego m ałżonka zszywała, aby nakład był tańszy...

Dziwnym zbiegiem okoliczności, w roku 1929-tym , z pomocą K sięgarni Uniwersyteckiej w Poznaniu, z tego samego egzem plarza dokonałem no­ wego w ydania owego poem atu, zam ie­ szczając na wstępie w yczerpującą mo- nografję o Derdowskim, aby mu choć w części spłacić dług wdzięczności za przyjaźń, jaką mnie d arzył na ob­ czyźnie — a byliśm y obadwaj synami ziemi polskiej, z dwóch jej przeciw ­ nych krańców — on z Kaszub — ja z Podhala... On to właśnie rozpalił we mnie zamiłowanie do kaszub- szczyzny, co mnie dało w dotychcza­ sowym rezultacie trz y książki. To nie moja, lecz Derdowskiego zasługa, a wspom inam o tern dlatego, aby pod­ kreślić, jak silnie wpływał na swoje otoczenie.

Ponieważ postanowiono prochy Derdowskiego sprow adzić do Gdyni, ważną jest rzeczą zastanowić się nad tern, gdzie je pogrzebać i jak to uczy­ nić, aby ów dzień był pam iętnem wy­ darzeniem dla całego Pom orza i po­ zostaw ił po sobie ślad trw ały.

M a r ja n M o L w a

G a lerja m orska

Poniżej zamieszczamy artykuł p. M arjana Mokwy, artysty - malarza, w ybitnego m arynisty polskiego, który zapoczątkował w Gdyni „G a 1 e r j ę M o r s k ą ” nie szczędząc zabiegów, ani pieniędzy, aby tylko dzieło swoje doprowadzić do skutku. Do sprawy „Galerji M orskiej” w Gdyni powrócimy jeszcze w następnych nr. naszego pisma.

R e d a k c j a . Przez półtora stulecia spoczywała P ol­ ska skrępow ana przez trzech zaborców, szarpana przez wrogów, którzy jednak nie zdołali wyrwać z niej duszy. Silny duch i silna w iara podniosły Polskę — i znów, jak przed wiekami, dźwięczy jej wolny głos od T a tr aż do B ałtyku. Jeszcze jest osła­ biona długą niewolą, a na Jej drodze dużo głazów ostrych, ale niebo powoli się roz­ chm urza i ukazują się w oczach błyski nadziej i nowej, wielkiej przyszłości.

Morze — symbol wolności! W yczuła to zm artw ychw stała Polska, w słuchała się w odgłosy fal m orskich od wieków że­ brzących u jej stóp, i do serca p rzygarnęła swoje morze.

N apraw iła Polska b łąd przodków i dzi­ siaj fale m orskie niosą na swoich barkach okręty z banderą polską, po całej kuli ziem skiej, a w yrazem naszego czynu na m orzu jest nowy, wielki p o rt i m iasto nad B ałtykiem — Gdynia: pom nik wolności i niezawisłości naszej.

Ruszyły i skoncentrow ały się siły w spo­ łeczeństwie polskiem, aby budować tę bram ę Polski na św iat szeroki. Dużo jeszcze wy­ siłków i p racy potrzeba, aby to dzieło wy­ kończyć i zachować. Ma w tej pracy za­ danie wielkie sztuka, gdyż będąc istotnym objawem k u ltu ry, jest ona najlepszym wy­ kładnikiem ideałów i dążeń narodów.

(Ciąg dalszy na stronie 8 -m ej)

J a k Jan z K o śc ie lc a m u zyk ę gd ań ską sp ro w a d ził

Dobrześ to Janie z Kościelca uczynił na Boże Ciało i całą gildę strzelecką uczciłeś pięknie i z pańska, iżeś iv te mury Bydgoszczy muzykę mielce wspaniałą sprowadził miejskiej swej braci aże z samego Gdańska. Hej, grałaż gdańska muzyka zew morza tęgi i hardy, polskiego morza zadumę i gniewy srebrem szumiące

A gdy przerwała na chwilę, tedy wędrowne goljardy sławiły trójcę Rycerzy w chwale jaśniejszej niż słońce.

Trójcę Rycerzy sławiły, kiedy zaległa w krąg cisza, którzy ze dworu Cesarza w ojczyste wrócili progi:

Tedy Dobiesław Puchała, tedy i Czarny Zawisza i Jan z Brzozogłów w waganckiej pieśni się złocą, jak bogi.

Więc lite dzwonią puchary, gdańska muzyka zagrała, tęsknością równin pomorskich zalewa serca i dusze: Był ci burgrabia bydgoski niegdyś Dobiesław Puchała, Boże mu odpuść, husytaco wielkie miał animusze.

Ilu Krzyżaków naszczerbił, bo wróg był wszelkiej obłudy, jak się Królowi przysłużył, pamięć potomna zachowa

Z garstką na bój wyruszy wszy,kornie przeżegnał się wprzódy, by całe hufce krzyżackie wieść w pętach z pod Koronowa... Na krwawych polach Grunwaldu znój niósł Ojczyźnie ofiarny i z pieśnią „Bogarodzica” przez zamęt walki ponury gnał. mając snów pełną duszę, wojownik Zawisza Czarny

Koń jego w takt tryumfalny strącone deptał komtury.

Ale i Jana z Brzozogłóm wagancka pieśń nie zapomni: Łeb jego twardszy od głazu nań zrzuconego z Tucholi... Zda się pośrodkiem biesiady owi Rycerze ogromni prą na swych białych rumakach, gdy laur im skronie okoli...

Hej, grałaż gdańska muzyka, gdy klerk waleczny chwysławia, a zasię bractwo strzeleckie nad krużą dumać poczęło, jak po wiktorji ucztował u murów Inowrocławia,

kazawszy z pęt zwolnić jeńce, Wielki Władysław Jagiełło. Słuchały rajce sędziwe, kupcy i parny słuchały,

jako walczącym za Zakon, którzy rzucili swe kraje (daleką Francję, Italję...), jako Król godzien pochwały onym Rycerzom bez zmazy herb zasię polski nadaje. Bałtyku błękit rozchwiany, jak fale szat świętej Kingi, bezdenne głębie, gdzie małość człecza się korzy i znika, szlaki, po których we zbroi na kruchych łodziach Wikingi szerzyły postrach dokoławygrała gdańska muzyka...

Więc było gęstych puharów i łez najczystszych niemało, bo się i troska powlokła w bory, ja k suka bezpańska

Dobrześ to Janie z Kościelca uczynił na Boże Ciało, iżeś w te mury Bydgoszczy muzykę sprowadził z Gdańska.

(8)

L A T A R N I A M O R S K A Nr. 1 Strona 8

D ziw y oceanów

„ Ś p ię w a lą c e ic e L e r g i

B adania przeprow adzone w regjonach A rktyku na północy i A ntarktyki! na po­ łu d n iu przez najw ybitniejszych badaczy okolic, położonych przy obu biegunach zie­ mi, w y k ry ły wiele rzeczy niezm iernie cie­ kaw ych i szerszem u ogółowi zgoła nie­ znanych.

N aprzykład, ro zm iary gór lodowych, czyli icebergów, pływ ających na m orzach w okolicach podbiegunow ych, są w prost niew iarogodne. Zajm ują one często p rze­ strzeń kilku kilom etrów kw adratow ych, a w ystają ponad poziom m orza na k ilk a ­ set m etrów w górę. Jeżeli jeszcze weź- niem y pod uwagę, że zazwyczaj siedem raz y tyle góry lodowej jest pod w odą, ile jest na powierzchni, to ogrom jej m asy w całej okazałości stanie nam przed oczy­ ma. Sławny podróżnik angielski Sir E rnest Shackleton, w czasie swojej bytności w okó^ licach bieguna południow ego słyszał, jak góry lodowe „śpiew ały”, w ydając najprze- dziwniejsze odgłosy. C hw ilam i się słyszało, że we w nętrzu góry lodowej b iją potężne m łoty... Czasami góra k rząkała, stękała, sk rzypiała przedziw nie, lub w ydaw ała od­ głosy szybko jadących pociągów... W pe­ wnych m om entach iceberg śpiew ał głosem płaczącym , cicho i m elodyjnie, aby potem buchnąć tonam i przypom inaj ącemi bulgot gotującej się wody w olbrzym im kotle. W szystkie te dziwaczne odgłosy są n astę­ pstw em kolosalnego ciśnienia m asy lodowej na wodę. (P).

N o w e id e e n a fr o n c ie b e z r o b o c ia

(Dokończenie ze strony 5 -tej).

na la t 65. Czy to nie ironja, że człowiek gdy m a zęby — gdy jest młody, nie ma p racy a zatem i chleba, że natom iast, gdy te zęby już zgubi, obiecuje mu się chleb w postaci ren ty starczej ? Mamy w Polsce niew yczerpany rezerw at ludzi młodych, m am y nadm iar inteligencji. Tym czasem każe się ojcu pracow ać do uciążliwej sta ­ rości włącznie, a synowi, na którego wy­ kształcenie poszły wszystkie oszczędności i k tó ry m ógłby być podporą starego ojca — p racy dać nie można. W skutek bezrobocia od szeregu la t obserw ujem y, że składki do ZUPU z ro k u na rok zostają podwyż­ szane a św iadczenia niem al równolegle — tylko w odw rotnym kieru nk u — obniżane. W końcu, gdy p rak ty k a tak a nie da pożą­ danego rezu ltatu , podwyższy się poprostu granicę wieku i w tedy w p rak tyce nikt swej ren ty starczej oglądać nie będzie.

Przeniosłem się z kw estji robotniczej na m oment do zagadnienia bezroboczej in­ teligencji, gdyż, jak sądzę, ułatw i ten d ro­ bny przy k ład inteligencji polskiej zorjen- towanie się, że jak długo spraw a bezrobo­ cia nie zostanie u jęta w sposób całkiem zasadniczy, tak długo postępow ać będzie coraz gw ałtow niejsza p auperyzacja polskie­ go św iata p racy a zatem i Polski.

W racam więc do p ro jek tu p. F altera. P ro je k t ten dlatego uw ażam za niezm iernie doniosły, bo jest on dosłownie pierwszym projektem w Polsce, zm ierzającym do za­ sadniczego rozw iązania spraw y bezrobocia. Dotychczas pom agało się bezrobotnym przez płacenie im na przeciąg pewnego czasu zapomóg. I choć wiadomem jest z góry, że w okręgach przem ysłowych, gdzie bezrobocie jest największe, w czasie płacenia tych zapom óg bezrobotni pracy nie znajdą — to nikt się tern nie przejm uje. P oprostu po pewnym czasie zapomogę p ła ­ cić się p rzestaje, pozostaw iając pozbaw io­ nego pracy na łasce losu. W tym sam ym czasie ten, co m a pracę, ma i kasę chorych, grom adzi sobie fundusz em erytalny, m a na wszelki w ypadek w zapasie fundusz zapomogowy na w ypadek bezrobocia —- a bezrobotny niem a form alnie nic.

Uważam zatem , że ujęcie bezrobocia w ram y ustaw socjalnych przez w prow a­ dzenie wcześniejszej gran icy wieku dla uzyskania em ery tu ry czy ren ty starczej,

G łę b o k o ś ć m ó r z i o c e a n ó w

Podobnie, jak pow ierzchnia ziem i po­ k ry ta jest góram i, tak dna oceanów są poorane przepaściam i dochodzącem i do dzie­ sięciu tysięcy m etrów głębokości. W takich głębinach m ożnaby pom ieścić najw yższy szczyt św iata: Mount E verest. Ciśnienie wody w takich głębokościach jest olbrzy­ mie, i gdybyśm y na tak ą głębokość mogli zanurzyć belkę drew nianą, to po wycią­ gnięciu jej na powierzchnię, m iałaby tylko połowę swojej grubości i natych m iast by utonęła. W najw iększych głębokościach ciśnienie wody wynosi około pięć ton na jeden cal kw adratow y, czyli dwie tony na jeden centim etr kw adratow y pow ierzchni. Z y c ie w g łę b i o c e a n ó w

N auka stw ierdziła, że światło docho­ dzi tylko do cztery stu m etrów głębokości m orza. Poniżej panują nieprzeniknione ciemności, gdyż św iatło tam nie sięga, więc m ożnaby przypuszczać, że w głębszych w arstw ach nic nie rośnie, ani nie żyje. Tymczasem, najnowsze b adan ia naukowe stw ierdziły, iż na głębokości czterech ty ­ sięcy m etrów egzystują kom órki roślinne, substancje organiczne, z k tórych tw orzą się organizm y żywe.

Nie jest także wykluczone, że na tej głębokości żyją tw ory zupełnie nieznane, w ytrzym ujące doskonale wielkie ciśnienie

wody. (S).

P r z e c ! s ł a w i c i e li

odpowiedzialnych

we wszystkich miastach Polski n a c ł o g o d n y c b w a r u n L a e l i przyjmie

Administracja

„LATARNI M O R S K I E J ”

G d y n ia , ul. S ia r o w ie js k a 35.

£ Pierwszeństwo mają emerytowani

urzędnicy państwowi i komunalni. £

G a le r ja m o r s L a

(Dokończenie ze strony 7 -mej.

Stojąc dzisiaj przed ogromem tej pracy konstruktyw nej, o której wyżej w spom nia­ łem, sądzę, że na m iejscu będzie dać tutaj w yjaśnienia m oich dążeń obecnych społe­ czeństwu, rozm iłow anem u w m orzu naszem, którem u poświęciłem pracę artystyczną życia mojego.

P ragn ąc stw orzyć w Gdyni placówkę k u ltu ry artystycznej, a specjalnie m aryni- styki, skrom nem i mojemi środkam i zaczą­ łem budowę gm achu, k tó ry nazwiem y: „G alerja m o rsk ą”. Celem tej g alerji będzie skupienie w szystkich natchnień, k tóre m y artyści od m orza wzięliśmy, stw orzenie dzieła h isto rji m orza polskiego, życia p o l­ skiego nad m orzem i nagrom adzenie mo­ tywów propagandow ych w szerokiem zna­ czeniu.

Idea jest p rosta. Rzecz jest rozpo­ częta. W ierzę, że przy pom ocy władz i przy udziale przychylnego społeczeństwa, stwo­ rzym y w Gdyni ośrodek sztuki i k u ltu ry — i szczęśliw y będę, jeśli na tej drodze spłacę Ojczyźnie i kolebce mojej, Ziemi Pom orskiej, choć w części dług za na­ tchnienie, które mi dała.

byłoby conaj mniej wzięciem w obronę tych najnieszczęśliwszych, któ rzy w skutek k ry ­ zysu albo pracę utracili, albo idąc pełni nadziei w życie, załam ują się niem al u p ro ­ gu życia w skutek niemożności znalezienia pracy.

Ekonom ista „K. P .” widzi w projekcie „ślady umysłowości k artelo w ca”, widzi w projekcie „rzucanie człowieka na szm elc”.. Tym czasem pro jek t z p u n k tu w idzenia ro ­ botnika jest raczej idealny, bo norm uje — doskonale czy niedoskonale, ale zawsze n o r m u j e — pozycję bezrobotnego, k tó ra obecnie nie jest zupełnie unorm ow ana. J e ­ śli pro jek t ten n apotka na sprzeciw, to chyba ze strony przemysłowców, bo w ich interesie m ogłoby najm niej leżeć unorm o­ wanie polskiego ry n k u pracy. Nie można więc mówić o „umysłowości k artelo w ca” i o „szm elcu” a trz e b a mówić o w ybitnie państw owotwórczym charakterze tego p ro ­ jektu.

Który dobry P olak nie chciałby, aby, przez obojętnie jak i ustaw ow y sposób, u su ­ nąć w Polsce bezrobocie? Jeśli p ro jekt p. F a lte ra choć w części usunąć je może, to trzeb a go uznać za dobry. Ale kto p ro jek t potępia, niech chociaż wskaże, czy zna inny sposób na ulżenie doli b ezrobot­ nego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Do tego portu, kierowały się liczne okręty kup­.. ców duńskich, szwedzkich, angielskich, k órzy

solonych z tego transportu, to jest 2 '3?. posz?a do Gda?ska, co nie

Orłowo, przeżywa obecnie pełnię sezonu, który w tym roku nie jest zły, ale też dość daleki od maksymalnego natężenia. Orłowo jest jednak szczęśliwsze

sobie i kontent cz?owiek jest, kiedy

Zaufanie moralne jest bezwarunkowe - ludziom po prostu się wierzy i ufa; zaufanie strategiczne oparte jest na pewnym warunku - trzeba dowieść, że jest się go

Marian w czasie wykonywania remontu zorientował się po skuciu kafelek, że rury są przerdzewiałe i w krótkim czasie nie będą nadawały się do użytku.. Marian zakupił nowe

Wzywamy wszystkich towarzyszy i sympatyków do wstępowania do Legionów, do popierania czynem i słowem na każdym kroku ich pracy i do tern skwapliwszego skupienia się około

Wycofaliśmy się czym prędzej z niebezpiecznego odcinka naszej trasy, gdyż łatwo mogliśmy się znaleźć w ręku policji carskiej (…) W owym czasie, po