C ald er p rzypom ina też słynną zamieć p y ło w ą w Stanach Zjed n o czon ych w la tach 1934— 1935, w czasie której ziem ia w y w ia n a z O k lah o m y sp o w o d o w a ła „zaćm ie n ie słońca” n a d N o w y m Jorkiem . T a k p rzy ro d a k a ra ła tych, którzy łam ali je j p raw a. K ie d y ś tereny te p o k ry w a ła soczysta tra w a , tw orząca n atu raln e pastw iska. W sk u tek postępującej m echanizacji ro ln ic tw a zostały one w nieprzem yślany sposób przeobrażone w pola up raw ne. P rzez p ew ien czas farm erz y zbierali bogate p lony; tak jedn ak w y ja ło w ili glebę, że zm ieniła się ona w pył. W yc ięto ró w n ież otaczające lasy — n aturaln ą ochronę, która zasłaniała p o la od Silnych w ia tró w . B ezbron n a, obnażona g leb a stała się. łupem szalejących w ia tró w . S tan y Z jed noczone m usiały w te d y p od jąć środki zaradcze kosztem ogrom nych n ak ła d ó w , m.in. w ciągu n ie spełna ośm iu lat zasadzono ponad 220 m in drzew.
¡Om awiając dalsze przyk łady, C ald er w y p o w ia d a w a ż n y w niosek, że w każdej cyw ilizacji m ożna znaleźć w arto ścio w e analogie i doświadczenia, które nic nie stra ciły n a aktualności, m ogą zatem i p ow in n y by ć w y k o rzystan e p rzy ro z w ią z yw a n iu p ro b le m ów naszej epoki.
A u t o r Spadkobierców uw aża, że dzisiejsza cyw ilizacja, stanowiąc organiczną ca łość, m a s w o je b lask i i cienie. Słusznie m ó w i: .... d aw n ie j ludzie zm agali się tylko z naturaln ym oporem środow iska, dziś zw iększyli go sarni. ,Dym y z k o m in ó w f a brycznych, nieczystości i o pady z kopalń, fa b ry k , ra fin e rii i za k ład ó w chem icznych pochłaniają św iatło słoneczne, z a tru w a ją p ow ietrze i rzeki, d ew astu ją ziemię. O stat nio rejestr pow iększył się jeszcze o p yły trujące, ro zsiew ane przez czynniki atm osfe ryczne oraz prom ieniotw órcze Odpady przem ysło w e” (s. 249).
U jm u ją c kom pleksow o p od staw o w e zjaw isk a w y stęp u jące w życiu w spółczes nym, w łączn ie z w ykorzystaniem energii atom ow ej i podróżam i kosm icznym i, Ritchie C ald er przestrzega, że ludzkość w n ajbliższym czasie p o w in n a zm obilizow ać całą in w encję tw órczą :i m ądrość, b y opanow ać w ra cjon a ln y sposób środow isko p rzy rodnicze i zaw rzeć z n im tr w a łe przym ierze.
W sk ali naszego globu teren y u p ra w n e za jm u ją tylko 10% pow ierzchni lądów . P rzez samo rozpowszechnienie znanych dziś m etod agrotechnicznych m ożna by zdaniem C ald era — podw oić ten areał i, „gd y b y znalazły się pieniądze n a re gu lację rzek, systemy n aw a d n iające i m echanizacją ro bó t rolniczych, d ało by się zwiększyć udział te ren ó w up ra w n y ch d o 40%” (s. 337).
Pom im o dużego dorobku nauki i techniki ludzkość naszej epoki, chcąc zachować istnienie w przyszłości, nie m oże tracić ani chwiili czasu, tym bard ziej, że za d w a dzieścia lat n a naszej planecie b ę d ą ju ż m ieszkały 4 m ld ludzi. T ą puentą Ritchie C ald er kończy pasjonu jącą, a zarazem n iezw y kle pożyteczną książkę.
J erzy Friem a nn
D W A W Y B O R Y T E K S T Ó W I J E D E N P R O B L E M
E d g ar H u n g e r , V o n D em ok rit bis Heisenberg. Q u ellen und B etrachtungen
zur naturwissenschaftlichen Erkenntnis. Cz. 1— 3. ¡Friedrich V ie w e g & Sohn V e rla g ,
B rau n sch w e ig 1964, ss. V I H + 99 + 2 nlfo.; 96 + 2 n l b ; 120 + 6 nlb., ilustr.
R aym on d Z o u c k e r m a n n , Galilée, penseur libre. P rze d m o w ą poprzedził P a u l Couderc. Éditions de >’U n io n Rationaliste, P a ris 1968, ss. X V I + 330.
K sią ż k a E d g a ra H u n g era O d D em okryta do Heisenberga. Źródła i rozważania
o naukow ym poznaniu przyrody, o k tórej — z dużym niestety opóźnieniem — piszący
te słow a p ra g n ą łb y p oin fo rm o w ać czytelników „ K w a rta ln ik a ” , doczekała się już czwartego, n a pew no zasłużonego w ydania. D o p ow odzen ia przyczynił się c h y b a także i fakt, że m ożna ją n ab y w a ć częściami (co tłum aczy jej dość osobliw ą p a g i
nację), w y b ie r a ją jedną spośród trzech części opatrzonych tytułam i: Pojęcie i m e
toda, Człow iek i nauki o przyrodzie, Podstaw ow e zagadnienia naukowego poznania przyrody (B e g riff und M e to d e; D e r M en sch und die Naturwissenschaft; P rin zip ie n - fragen der naturwissenschajtlichen Erkenntnis).
A u tor, fizy k z wykształcenia, pisze w e wstępie, że książkę .zrodziła troska o ro z szerzenie ciasnych horyzontów różnego ro d zaju specjalistów (n a z y w a ich N u r -S p e -
zialisten), którzy Zbyt często zapom inają, jak i ;sens m ają ich osiągnięcia dla ro zw oju
współczesnej cywilizacji.
K aż d y rozdział trzyczęściowej książki z a w iera u w a g i wstępne, potem w y b ó r odpowiednich tekstów źródłow ych o ra z re fle k s je końcowe, podsum ow ujące całość problem atyki. R ozm iary zaprezentowanych tekstów źródłow ych ‘(podanych za zw y czaj naprzód w języku o ryginału a następnie w tłum aczeniu) są różne — od k ilk u - stronicowych do liczących zaledw ie k ilk a zdań; in fo rm acje b io - i bibliograficzne zostały zred ukow an e do m inim um (często opuszczono je w ogóle), natom iast w kilkustronicow ym dodatku znaleźć m ożna chronologicznie ułożony w y k a z dat życia au torów oraz o bjaśn ienia p od staw ow ych term in ów n au k o w y ch i filozoficz nych.
W części p ierw szej i trzeciej p rze w ażają teksty i rozw ażan ia n a temat zagadnien dotyczących ściśle pojętych nauk m atem atyczno-przyrodniczych i technicznych, a w ięc — eksperym entu, ro z w o ju fizyki i m echaniki, energii, atom u itd.
P ro b lem a ty k a części d ru g iej jest bard ziej zróżnicowana skutkiem w p ro w ad zen ia dużej ilości elem entów św iatopoglądow ych . Szczególnie o bfitu ją w nie te d w a ro z działy w y m ien ion ej części, które dotyczą etycznych aspektów n au k przyrodniczych i stosunku nauki do religii. Oto — d la p rzy k ład u — n az w isk a au torów poszczegól nych fragm en tó w źródłow ych: Paracelsus, Ł ap lace , Lam ettrie, Kant, Lenin (w ro z dziale Przyrodoznaw stw o i etyka) oraz G alileusz, K epler, N ew to n , K an t, Einstein i P lan c k (w rozdziale Przyrodoznaw stw o i religia).
U ogóln iające rozw ażan ia, które zam yk ają część drugą, rozpoczyna autor od. n a w iązan ia do książki E w y C urie M aria Curie, od przytoczonego tam 1 zdania M a rii S k ło d o w sk ie j-C u rie : „ W nauce n ie p ow in n iśm y się interesować ludźm i, lecz fa k ta m i”. W y p o w ie d ź ta m o głaby — ja k sądzę — służyć za m otto całej 'książce E dgara H ungera, gdyż p od staw o w ym założeniem autora b y ło ukazanie zasadniczych p roble m ów , nu rtu jących w spółczesną naukę. T a k oto ilektura tego w y b o ru źródeł stanow ić może znakom ity punkt w y jśc ia <fo przem yślenia n ajb ard z iej b o d a j aktualnego za gadnienia: charak teru współczesnego w y k ła d u historii nauki.
*
T o samo, choć w innej m ierze — z u w a g i n a m onograficzny charakter p racy — powiedzieć m ożna o książce R aym onda Zouckerm anna, pro feso ra un iw ersytetu w Poitiers. N a p ierw sz ej stronie wsitępu (s. X V ) au tor podkreśla, że książka o G a lileuszu jak o w oln om yślicielu nie jest jeszcze jednym opracow aniem biograficznym żyw ota w ielk iego uczonego, lecz m a służyć tym, d la których historia .nauki stanowi w ażne źródło .informacji o narodzinach i ro z w o ju nau kow ego pogląd u n a świat.
Czytelnik o trzy m u je w ię c obszerny w y b ó r tekstów zaczerpniętych z dzieł i k o respondencji G alileusza, które uk azu ją etapy jego w a lk i o uznanie kopem ikanizm u. N a każdym k ro k u Widać, że G alileu sz ucieka się do w szelkich dostępnych w y b ie gów, jak n ie w a h a się osłaniać sw o je idee fa łs z y w ą pozą, n aw et obłudą, jak różnym i przem yślnym i drogam i kluczy m iędzy zasadzkam i podejrzeń i potępienia — po to, aby w y w o d zić w pole in kw izycję, cenzurę i cały ówczesny, uzbrojony w potężne
1 W zakończeniu rozdziału 15 (W walce ze sławą). P o r. polski przekład H. S z y l-
środki, obóz „oświeconych obsk u ran tów ” ; aby u „h eretyk ó w ” w H o lan dii o p u b lik o w ać sw oje ostatnie dzieło n au k o w e, łam iąc przysięgę złożoną w R zym ie n a E w a n
gelię. W szystko to w id a ć nie tylko w św ietle kom entarzy, lecz taki o braz d ają —
co n ajw ażn iejsze — same teksty źródłowe, przełożone n a fran cu sk i po ra z p ie r w szy (!), jeżeli nie 'liczyć k ilk u p rze k ła d ó w z X V I I w .
T rz e b a stwierdzić, że Zou ekerm an n um iejętnie p otrafił oddzielić galileań sk ą „ p ra w d ę ” od „legend y” i nie uległ częstej fascy n acji tym, co holenderski historyk nauki D ijksterhuis, w ro zw ażan iach na 'temat kształto w an ia się mech-anicystycznego obrazu św iata, n a z w a ł „mitem G a lile u sz a ” 2. T u raczej przypom inać się m oże opinia posła niem ieckiego w W en ecji o G alileu szu: „ Z w y k ł ten człowiek, jak k r u k u E zopa, stroić się w cudze pióra, biorąc je stąd i zowąd, w której to szituoe celuje...” 8. Choć do Z ou ckerm an na jako autora kom entarzy m ożna b y m ieć niejedn ą .„eru d ycy jn ą” p re te n sję 4, to jed n ak lektura książki p o z w ala zrozumieć, ja k zawzięcie toczyła się wów czas w a lk a o zw ycięstw o idei racjonalistycznych, w a lk a p rzy użyciu p rzeróżnych metod taktycznych, by le b y tylko móc — bo d a j w fo rm ie alu zyjn ej -- nieustępliw ie rozpowszechniać poglądy, których praw om yślność b y ła co n ajm n iej w ątp liw a.
Jak wiadom o, casus Galilei nie b y ł by n ajm n ie j odosobniony i n ie b y ła odosob niona n iew ątp liw a, acz p rzy m u sow a d w u lico w o ść Galileusza. Z otw artą p rzy łb icą w y stęp o w ał B ru no, nie dość ostrożnie Servet — i obaj zostali spaleni na stosie. Toteż p od w ó jn a gra, hipokryzja, m askow an ie się b y ły w tedy zjaw isk iem n ie m a l powszechnym w śro d ow isk u intelektualistów : Bacon głosił w zn iosłe id eały etyczne i rów nocześnie udzielał czytelnikom m ak iaw elsk ich ra d życiowych; K artez ju sz p isał, że „kroczy naprzód, m ask u ją c się” i(larvatus prod eo); Spinoza ostrzegał przed k a tastrofalnym i skutkam i zbytniego zaufan ia do otoczenia (d e w iza : caute!); Leibniz, oficjaln ie potępiał H o bbesa i Spinozę, lecz w iadom o, że pogląd y ich w ysok o cenił, itd. O ówczesnym zasięgu procederu „m askow ania się” niestety nie m ó w i się bezpo średnio w tej książce o Galileuszu. L ecz jej lektura nieodparcie n a s u w a tego ro d zaju re fle k sję i — co w ię cej — każe przypuszczać, że w syntetycznym obrazie epoki ó w m o ty w na p ew n o nie będzie m ógł być pom inięty 5. O to, dlaczego rów nież i ten w y bór tekstów w y d a je się godny bacznej uw agi.
*
L ek tu ra obu om aw ianych w y b o ró w p ozw ala ponadto, jak sądzę, n a snucie o g ó l nych w n iosk ów n a temat m etody prezentow an ia bogatego m ateriału faktograficznego- w opracow aniach z zakresu historii nauki.
Jak wiadom o, tra d yc y jn a k la sy fik a c ja W in d e lb a n d a odróżniała n au ki typu nom o- tetycznego i id iograficznego: celem pierw szych m ia ło być bad anie poszczególnych zjaw isk , drugich — doszukiw anie się p raw id ło w ości rządzących zjaw isk am i. P o d ział ten został zarzucony, ale większość -opracowań z zakresu historii nauki m a ch arak ter
2 E. J. D i j k s t e r h u i s , D ie M echanisierung des W eltbildes, B e rlin 1956, s. 371. 3 Por.: A . T e s k e , Z P adw y do F loren cji i R zym u. Zam iary Galileusza i droga
do procesu. „ K w a rta ln ik H istorii N a u k i i T ech nik i”, n r 3/1965, s. 288.
4 Dotyczy t-o zwłaszcza ostatnich ro d ziałó w książki, tj. d od atków typu in fo rm a cyjnego. I tak np. w indeksie osobowym , za w ierają cym dane bio graficzn e o p osta ciach związanych z nauką Galileusza, b ra k jest K opern ika, choć n azw isko to p o w ta rza się niem al n a każdej karcie książki; jest za to w indeksie M ik o ła j z K uzy, znacznie rzadziej w spom inany. O K ep lerze pisze autor, że żył „ w N iem czech i P olsce” i że b y ł um ysłem „jeszcze średniow iecznym ” {en core m édiéval — s. 325). W w y k azie bibliograficznym (bard zo skąpym ) jak o jeden z au torów fig u r u je Stillm an Dra-ke, nie w iadom o jedn ak dlaczego „ro zd w ojon y ” (Stillm an et D rak ę — s. 329).
5 Z ob.: Człow iek w masce i demaskatorskie portrety w książce: B . S u c h o d o l s k i , R o z w ó j now ożytnej filozofii człowieka. W a rs z a w a 1967, ss. 225— 237. D w u licowość siedem nastowiecznych intelektualistów b y ła b y tematem w dzięcznym d la tego, k-to chciałby się podjąć tego ro d zaju -opracowania.
zdecydow anie idiograficzny i przypom ina niekiedy książką telefoniczną, pełną n azw isk, imion, ty tu łó w i dat, w najlepszym zaś razie są to przeglądy poświęcone dziejom poszczególnych dyscyplin.
P r z y w szystkich niedostatkach, p ró by „up roblem atyzow an ia” historii n au ki m ają tę p rzynajm niej zaletę, że starają się uchwycić ogó ln e linie ro z w o jo w e um ysłowego doskon alenia się człowieka. Jeżeli historia m a kształcić um ysł, a nie ty lk o obciążać pamięć, to ulepszanie w y k ła d u pow inno polegać n a selektyw n ej elim inacji m ateriału erud ycyjnego, nie zaś na d opisyw aniu la w in o w o n arastający ch in fo rm a c ji n a temat n o w y ch osiągnięć uczonych lu b n o w y ch o dk ryć fak tograficznych autora.
P ro blem to nie n ow y, bo już przed niem al trzystom a laty Leibniz, zastanaw iając się nad kłopotam i w y n ik ający m i z konieczności syntetycznego o p raco w y w an ia wciąż narastającego m ateriału erudycyjnego, pisał słynne słow a, że „rozrastając się, nauki u le g a ją skróceniu” (les sciences s’abrègent en s’augmentant). O w pozorny paradoks tłum aczył on tym, że w m iarę d ok onyw ania kolejnych odkryć p ra w d y n au kow e stają się, coraz bard ziej uniw ersalne, a poprzednie opinie spadają do ro li przyczyn k ó w ; w sku tek tego wszystko, co tw ierd zili nasi poprzednicy, będzie m ożna z czasem zred u k o w ać do kilk u ogólnych twierdzeń.
Choć sp ra w a n ie jest tak prosta, ja k się w ó w czas w y d a w a ło , to jedn ak zasad nicza tendencja w y d a je się słuszna, choćby dlatego, że d aje odp o w ied ź na zagadnie n ie ujęte w tytule ro zw ażań Leibniza, który pisał n a iten tem at w ro z p raw ie: Discours
touchant la m éthode de la certitude et l’art d’in ven ter pou r finir les disputes et pour faire en peu de tem ps des grands progrès. Jeśli w ięc historia nauki, dyscyplina m ło
da, lecz obciążona bagażem historii tout court, m a poczynić — ja k chciał L eibn iz — „ w ielk ie postępy w krótkim czasie” , p ow in n a zerw ać z ciągle jeszcze przeważnie
tradycyjnym sposobem trak tow an ia większości problem atyki.
N ie znaczy to oczywiście, że historię n au ki należy „zdepersonalizow ać” . A także n ie znaczy, że opracow ania cząstkowe albo, jak się je zazw yczaj nazyw a, „p rzy - czynkarskie” są bezw artościo w e — za w ierają b o w iem często w ie lk i ładu n ek kon kretnych in fo rm acji o ro zw oju zasadniczych p ro ble m ów epoki. Chodzi natomiast o to, a b y i biografie, i w szelkie przyczynki w iązać ściśle z p ro blem atyk ą ogólną, której zadaniem pow inno być syntetyczne o p racow yw an ie m o ty w ó w przewodnich intelektualnego ro z w o ju ludzkości.
Jeżeli chce się u w oln ić historię nauki od p rzeżuw ania znanych fa k tó w lu b pię trzenia w nieskończoność przyczynków, trzeba ją u jm o w ać w łaśn ie w taki sposób, w jak i — z m niejszym lu b w iększym powodzeniem — starają się to czynić autorzy om ów ionych tu d w óch w y b o ró w tekstów. Stąd, jak sądzę, p łynie w a g a obu tych o p racow ań dla re fle k sji n a tem at jednego, lecz za to kapitalnego p ro blem u: historii nauki jak o dyscypliny, której zadanie p olega n a przedstaw ieniu d ziejów um ysłu dążącego do o d k ry w an ia p raw d y, służącej doskonaleniu św iata rzeczy i ludzi.
Waldem ar Voisé
E d w a rd A le x a n d e r P a r s o n s, The A lexandrian L ibra ry — G lo r y of the H e l
lenic World. Its Rise, A ntiquities and Destruction. 3 w yd; A m e ric a n E lsevier P u
blishers Co., N e w Y o r k 1967, ss. X I I + 468, tabl. 6, m ap 5, ilustr., bibliogr.
N a w stępie chciałabym poświęcić kilk a słó w au torow i książki, u łatw i to b o w ie m —- jak sądzę — ocenę jego pracy.
E d w a rd A le x a n d e r Parsons (1878— 1902) urodził się w N o w y m O rlean ie; ukończył m in . K olegiu m Jezuickie i P o łu d n io w y U n iw ersytet Loyoli. Tego ro d z a ju w y k ształ cenie dało m u d o b rą znajomość łaciny i greki oraz solidne zręby w ie d zy klasycznej. P r a w n ik z zaw odu, bibliofil, b ib lio g ra f i m iłośnik sztuki z upodobania, a po