Z a le c o n o d o b ib lio t e k n a u c z y c ie ls k ic h i l ic e a ln y c h p is m e m M in is tr a O ś w ia ty n r IV /O c -2 7 3 4 /4 7
W y d a n e z p o m o c ą f in a n s o w ą P o ls k ie j A k a d e m ii N a u k
TREŚĆ ZESZYTU 6 (2210)
K a w e c k a-L e e H., Nie wszyscy kochają z w i e r z ę t a ... 133
S z a b u n i e w i c z B., Rodziny globin w genom ie c z ł o w i e k a ... 135
L e ń k o w a A., Czy szop pracz zadomowi się w P o l s c e ? ...137
R u d e k Z., Czy można zbadać płeć p ł o d u ? ... 140
S z y n d l a r Z^ Jadow ity w ąż A g l y p h a ... 142
B i e s i a d k a E., Wody in tersty cjaln e hyporeiczne jako środowisko życiowe w o d o p ó j e k ... 144
W r o n k o w s k i Cz., Juliusz L othar M eyer (1 8 3 0 -1 8 9 5 )... 147
Drobiazgi przyrodnicze Dwa p rzykłady staśm ienia u m niszka pospolitego (A. Dzięczkowski) . . 149
Biosynteza uroporfirynogenu III (B. Szabuniewicz, J. Wróbel) . . . 150
Dalszy krok w spraw ie tektytów (W. K.) . 152 Recenzje B. J a b ł o ń s k i , E. K u c i ń s k a , M. L u n i a k : P oradnik ochrony ptaków (A. R o s l e r ) ...152
W. M. M. B a r o n : O rganization in P la n ts (J. S. K n y p l ) ... 152
Der B iologie-U nterricht (W. S t a w i ń s k i ) ...153
K ronika naukow a XIV Zjazd i Sym pozjum Sekcji Speleologicznej P T P im. K opernika (J. H o r z e m s k i ) ... 153
Spraw ozdania Spraw ozdanie z działalności O ddziału Łódzkiego PT P im. K opernika za r. 1980 (W. J a r o n i e w s k i ) ...155
S p i s p l a n s z
la . APARAT JADOWY typu Solenoglypha — żara rak u su Bothrops jararacusu z Am eryki Płd. Fot. Z. Szyndlar
Ib. CZASZKA jadow itego węża Aglypha: przykład Opisthomegadontii-Cyclagras gigas z A m eryki Płd. S trzałk a w skazuje powiększone zęby na końcu kości szczękowej. Rhabdophis tigrinus posiada dokładnie tak i sam typ uzębienia.
Fot. Z. Szyndlar
II. CZAPLA SIWA A rdea cinerea L. Fot. W. S trojny I lia . KWITNĄCY OLEANDER N erium oleander. Fot. W. S trojny Illb . OWOCE MIGDAŁA Prunus am ygdalus. Fot. W. S trojny
IV. PARK NARODOWY K am ienny Las. B ułgaria. Fot. W. S trojny
O k ł a d k a : Rhabdopis tigrinus z Taesong-ho w Korei. Fot. Z. Szyndlar
P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E
O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A
( R o k z a ło ż e n ia 1875)
CZERWIEC 1981 ZESZYT 6 (2210)
HANKA KAWECKA-LEE (Nairobi)
N IE WSZYSCY KOCHAJĄ ZWIERZĘTA
Europejczycy, którzy chociażby raz w życiu odwiedzili A frykę, m ają jedno wielkie życze
nie. Chcą, żeby niezwykle zw ierzęta Afryki przetrw ały. Żeby zobaczyć je mogli najbliżsi, rodzina, przyjaciele dzieci. N iestety wspaniałe, przedziwne nosorożce i żyrafy, lwy i lam party odchodzą coraz szybciej w kradnę cieni. Chociaż miłośnicy zw ierząt poświęcają wiele pieniędzy i czasu na ich ochronę, czynią to nie zawsze sku
tecznie. Czasem naw et ze szkodą dla ginącego gatunku. Miłośnicy ochrony nie chcą czy też nie potrafią zrozumieć, że jedynie rozwiązanie lub przynajm niej załagodzenie konfliktu pomię
dzy człowiekiem a zwierzęciem zam ieszkują
cym te same obszary może przynieść praw dzi
w y sukces ochronie.
W chwili obecnej, w obliczu przem ian gospo
darczych i społecznych, ogromnego przyrostu ludności, konflikt ten gw ałtownie narasta. W buszu między człowiekiem a dztikim zwierzę
ciem toczy się w alka o wodę i paszę, której zaczyna brakować. W walce tej obydwie strony ponoszą porażki, w końcu jednak człowiek w y
grywa..., elim inuje zwierzynę. Jeżeli organiza
cje ochrony przyrody nie potrafią wpłynąć na
Egz. ob. ^ ( Y l \ O \
zmianę stosunku człowieka z afrykańskiej wio
ski do jego czworonożnego sąsiada, duże ssaki Afryki w yginą tak jak w yginęły zwierzęta Eu
ropy i Północnej Ameryki...
Piękno kenijskiej przyrody, m otyw przewo
dni dla w ielu przybyw ających do K enii Euro*- pejczyków i Amerykanów, jednoczy a zarazem dzieli ludzi- Afrykańczycy m ają żal do białych turystów o to, że interesują ich bardziej zwie
rzęta niż ludzie, z których gościnności korzy
stają. Europejczycy ze swej strony zarzucają Afrykańczykom brak zainteresow ania przyro
dą, okrucieństwo w stosunku do zwierząt, nie zdają sobie sprawy z tego, że dla mieszkańców Afryki przyroda jest codziennością, wśród któ
rej żyją, walczą o byt, w ychow ują dzieci i w nu
ki. Niewielu spośród karm ionych sloganami miłości do zwierząt turystów (którzy płacąc kil
ka dolarów na ochronę przyrody czują się jej współwłaścicielami) wie, jaka jest prawdziwa cena za principles of oonservation. Miejscowa ludność przepłaca je często zdrowiem, naw et życiem.
W małej wiosce Nasaqaqe, założonej nieda
wno na skraju odwiecznej puszczy M arsabit,
134
rozgryw a się kilka razy do roku „słoniowa tr a gedia”. Gdy tylko dojrzeją banany, z lasu w y
chodzi stado wielkich, szarych słoni ii idzie na pola upraw ne. Po kilku godzinach z plonów pozostają nędzne szczątki, a słonie w zm niej
szonym gronie w racają do puszczy. W ztnniej- szonym gronie, bo kto może i jak może stara się zgładzić niszczycielskie bestie. „Ziemia nale
ży do nas, ploiny są nasze” w ołają zrozpaczeni wieśniacy i z ludzkiego p u n k tu widzenia m ają rację. Nieszczęśników nie w zrusza to, że jedne z najpiękniejszych opisów afrykańskiej p rzy rody, pochodzących z początku tego stulecia, dotyczą w łaśnie Marsabit.* Nie robi na nich w rażenia fakt, że n ajstarszy i najw iększy słoń K enii Ahmed, jedyne zwierzę chronione de
k retem Prezydenta, m ieszkał w M arsabit...
W rażenie robi głód i strach o przyszłość.
Na szczególne szkody ze strony dzikich zwie
rząt narażone są farm y i plantacje położone niedaleko parków i rezerw atów przyrody. P rz y glądałam się kiedyś stadu paw ianów przeskaku
jących przez now iutką bardzo drogą siatkę, za
kupioną z pieniędzy W orld W ildlife Fund (Światowy Fundusz n a Rzecz Dzikich Zwie
rząt). Siatka m iała zabezpieczyć Lake N akuru N ational P a rk (Park N arodowy Jeziora N aku
ru), dom m iliona flam ingów i w ielu innych zwierząt, przed człowiekiem. N iestety nie za
bezpieczyła ona pól upraw nych przed inw azją mieszkańców P arku. K ażdy paw ian z obserw o
w anej przeze m nie g rupy trzy m ał w zębach, zrabow aną na polach wieśniaków, kolbę k u k u rydzy... drugą ii trzecią przyciskał do piersi. L i
sty i arty k u ły zamieszczane w prasie ukazują tragiczną niekiedy sytuację poszkodowanych rolników. „W czasie ostatniego sezonu dzikie zw ierzęta zniszczyły p raw ie doszczętnie nasze plony, nie pozostaw iając większości z nas nic do zbiórki”. Ludność z okręgu Laikipia, której plony w zeszłym roku zostały zniszczone przez słonie, nie otrzym ała dotychczas żadnego od
szkodowania, nie powzięto też żadnych kroków zapobiegawczych na przyszłość.
Szkody w yrządzone przez dzikie zw ierzęta są tylko jedną z szeregu przyczyn, dla których mieszkańcy krajów rozw ijających się patrzą inaczej na ochronę przyrody niż ci, k tórzy w ię
kszość życia spędzili w dobrobycie krajów w y soko uprzem ysłowionych. W K enii do nieda
w na (bo przed niecałym wiekiem) szereg grup ludnośai utrzm yw ało się z polowań, spożyw a
jąc lub sprzedając upolowane zw ierzęta. W raz z nowym europejskim typem adm inistracji i państwowości przyszło ograniczenie polowań.
Licencje, praw a, nakazy i zakazy pozbaw iły prostą, ubogą ludność środków do życia. M yśli
wi stali się kłusow nikam i, sprzedaw cy trucizny do strzał (przestępcami, a cii, którzy od la t zbie
* N a p o c z ą tk u s tu le c ia O sa J o h a n s o n w k s ią ż c e P o ś lu b i
ła m p r z y r o d ą t a k o p is y w a ła n o w o o d k r y t e je z io r o p o ło ż o n e w s e r c u w u lk a n u M a rs a b it: „ G m a tw a n in a w o d o r o s tó w i lilii w o d n y c h , w ie lk ic h n ie b ie s k ic h lilii a f r y k a ń s k i c h p o k r y w a ła p r z y b rz e ż n e w o d y . P r z y b r z e g u p o k o la n a w w o d z ie s ta ły n ie z lic z o n e g r o m a d y z w ie r z ą t... T o p o p r o s tu R a j M a r tin ie — w y k r z y k n ę ła m — W te n s p o s ó b J e z io r o R a js k ie o tr z y m a ło s w ą n a z w ę ...”
rali drew no na opał, jagody i grzyby na te re nach dzisiejszych Parków Narodowych, złodzie
jam i. Ochronie przyrody stało się zadość. P rzy rodnicy i miłośnicy zw ierząt zostali usatysfa
kcjonowani. Szkoda tylko, że gratulując sobie sukcesu „ochraniarze” nie zastanowili się rów nocześnie nad losem poszkodowanych. Ze ża
den z m iłośników zw ierząt nie postarał się o p racę dla byłych m yśliwych, nie nauczył 'ich nowego fachu, nie pomógł im przeżyć. Rząd w spom agany przez organizacje ochrony przy
rody siłą elim inuje kłusownictwo: „W ciągu ostatnich trzech lat w Kenii aresztowano po
nad 1000 kłusowników, powzięto także dalsze plany pow strzym ania kłusownictwa, które stało się praw dziw ą plagą...” „Ludzie zamieszkujący teren y graniczące z Tsavo National P ark (P ar
kiem Narodowym w Czawo) otrzym ali dyre
k tyw y denuncjacji kłusowników, ukryw anie ty ch nielegalnie polujących m yśliwych grozi karą...” Tak piszą miejscowe gazety... Czy tr u dno się dziwić, że ci, którzy stracili środki do życia i za którym i n ik t się nie ujm uje, uw ażają ochronę przyrody za najgorszy kataklizm...
Wrogie nastaw ienie do idei ochrony przyro
dy spotyka się także często wśród ludności nie m ającej bezpośredniej styczności z dziką zwie
rzyną, zdającej sobie natom iast spraw ę z tego, ja k wielkie sum y pieniędzy ochrona niekiedy pochłania. (Przesiedlenie jednego nosorożca z terenów bardziej zagrożonych na teren y mniej zagrożone kosztuje kilka tysięcy dolarów). W k raju , w którym podstawowe potrzeby społe
czeństw a pozostają nadal nie zaspokojone, w k tórym ludzie u m ierają z głodu i pragnienia ii b raku opieki lekarskiej, bogate parki narodo
we są niekiedy solą w oku wielu mieszkańców.
G dy stają się zbyt mało tolerancyjne dla ludzi niechętnie nastaw ionych do ochrony przyrody, przyw ołuję w pam ięci „lekcję poglądową” o- trzym aną przed kilku laty nad Jeziiorem Bogo
ria... Pew nego wieczoru, gdy wróciliśmy do o- bozowiska nad jeziorem , zastaliśm y oczekują
cego na nas młodego mężczyznę w białym ki
tlu. Jestem lekarzem — przedstawdł się — p ro wadzę położony o kilka kilom etrów stąd ośro
dek zdrowia. Mam opuchniętego pacjenta, k tó rego już od kilku dni staram się dostarczyć do szpitala. Boję się, że inaczej um rze. Niestety, m y tu taj nie m am y transportu. Czekamy więc na okazję. A lekarstw a macie? — zapytałam . Raz na kilka miesięcy ośrodek dostaje tra n sp o rt — aspiryna, nadm anganian potasu, ban
daże. N adm anganian sypie się n a rany pow sta
łe w w yniku ugryzienia przez jadowitego węża.
W ęży w okolicy jest mnóstwo. Podróżując przez kilka godztin po kam iennych drogach i bezdrożach, zawieźliśmy pacjenta do najbliż
szego szpitala w N akuru, oddalonym od jeziora o ponad 100 km. Tego samego N akuru, do k tó rego zjeżdżają rocznie tysiące turystów , by obejrzeć flam ingi w P ark u Narodowym. Za
rząd P ark u (w przeciw ieństw ie do poznanego pielęgniarza) nie skarży się na b rak transportu, m ają landrow ery, samochody, telefon, radiote
lefon, za pomocą którego porozum iew ają się
z Zarządem P ark u Narodowego w Nairobi.
135
Gdybym była w sytuacji pielęgniarza znad J e ziora Bogoria, bez tran sp o rtu, telefonu i leków, odpowiedzialnego za życie tysięcy ludzi, Park i cała ochrona przyrody stanęły by m i z pew
nością przysłowiową „kością w gardle”... Jak wynika z prasy, tak właśnie się dzieje. „Nowo utworzone rezerw aty zw ierzyny skradły lu dziom najlepsze obszary do w ypasu bydła i n aj
lepsze wodopoje — pisze jeden z mieszkańców północnej Kenii...” w czasie następnej suszy z pewnością dojdzie do konfliktu pomiędzy in
teresam i ludzi i rezerw atam i zw ierzyny”. I cho
ciaż z obiektywnego punk tu widzenia parki ii re
zerw aty bynajm niej inie zabrały ludziom najle
pszych terenów , do konfliktu z pewnością doj
dzie. „Drogi w północnej części k ra ju są w strasznym stanie — pisze in ny korespondent, w czasie deszczy ani żywnośoi, ani leków nie da się dowieźć... Członkowie P arlam entu, pro
simy was, popraw cie los człowieka w północnej Kenii...” W tej samej północnej części k raju powstało ostatnio szereg now ych rezerwatów, które Zarząd, ponieważ trudno jest do inich do
jechać, obsługuje bardzo drogim i w eksploata
cji awionetkami. W Keniii istnieje szereg orga
nizacji zajm ujących się ochroną przyrody i dy
sponujących sporym i sum am i pieniędzy na ten cel. N iestety, żadna z mich nie widzi czy też nie chce widzieć związku pomiędzy stamdardem życiowym miejscowej ludności a jej stosun
kiem do ochrany przyrody.
Łatwiej jest chronić gatunki w sposób prosty i efektowny. W gazecie raz po raz ukazują się notatki następującej treści: organizacja zakupi
ła helikopter do w alki z kłusownictwem; orga
nizacja B przetransportow ała zebry z obszaru jeden ma mniej zagrożony obszar dwa, koszt operacji wyniósł ...0000 dolarów. Tylko jedma trzecia zwierząt zginęła w czasie transportu...
Notatkom towarzyszą zazwyczaj atrakcyjne fo
tografie zw ierząt i oczywiście osobistości biorą
cych udział w akcji. Duże fundusze poświęca się także na studiow anie zagrożonych w ym ar
ciem gatunków. Prof. Y właśnie ukończył dw u
letnie badania dotyczące preferencji pokarm o
wej geparda A cinonyx jubatus i przedstawił bardzo ciekawe wyniki, itd.
N ikt nie wątpi, że w yniki były bardzo cie
kawe, nasuwa się tylko pytanie, czy inie lepiiej by było poświęcić część pieniędzy w ydawanych na czysto przyrodnicze badania lub efektowne akcje — na badania, które umożliwiłyby zała
godzenie podstawowego konfliktu człowiek — zwierzę? Na opracowanie ii udoskonalenie m e
tod kompensacji ludności za szkody wyrządzo
ne przez dziikie zwierzęta? Czy nie przyniosło
by lepszych dla ochrony rezultatów , gdyby tr a fić przez żołądek do serc niedożywionej lud
ności, tej właśnie, która elim inuje zagrożone gatunki? Czyż ochrona przyrody nie stałaby się tylko bardziej skuteczna, ale i bardziej h u m anitarna?
BOŻYDAR SZABUNIEWICZ (Gdańsk)
RO D ZIN Y GLOBIN W GENOM IE CZŁOWIEKA
Hemoglobina jest znanym czynnikiem przenoszą
cym tlen i biorącym udział w w yprow adzaniu dwu
tlenku węgla. Jest to białko, k tóre u człowieka sta
nowi około 1/3 masy erytrocytów . Cząsteczka hemoglo
biny jest tetram erem , m ianowicie agregatem czte
rech podjednostek białkow ych zwanych globinami.
Każda globinowa podjednostka jest wyposażona w grupę hemową z atom em żelaza. Hem, w odpowie
dnich w arunkach, wiąże odw racalnie jedną cząste
czkę 0 2. Cząsteczki globiny nie są w tetram erze je
dnakowe. Tworzą one dwie p ary identycznych pod
jednostek. Postać tych p ar zm ienia się w ciągu onto- genezy ssaka. Do 8 tygodnia rozw oju płodowego te- tram er hemoglobiny człowieka jest złożony z dwóch podjednostek C i dwóch s. Wzór tego tetram eru pisze się symbolicznie £je2, a związek nazw any jest hemo
globiną G ow er ł. W dalszym okresie ciąży, w nowo w yprodukow anych erytrocytach, zam iast podjednostek
£ pojaw iają się pod jednostki a, zaś zam iast e pod- jednostki y. Pojaw ia się hem oglobina o wzorze aJ-
2- W okresie przejściowym, obok tej hemoglobiny HbF, pojaw iają się dwie odm iany „m ieszane”, mianowicie hemoglobina Gower 2 (a2 £ 2 ) oraz hemoglobina Port- land (ę,2 y2). W fazie zbliżającego się porodu i pó
źniej, w młodych erytrocytach, pojaw iają się dalsze
nowe podjednostki, mianowicie globiny /? i 8. Krew dorosłego człowieka zaw iera głównie (99%) HbA (a2 fi
2) i małe ilości HbA2 (a2 <52).
Synteza globin i różnicowanie się erytrocytów róż
nego rodzaju odbywają się u płodu najpierw w pę
cherzyku żółtkowym, potem w w ątrobie, śledzionie i szpiku, zaś u dorosłego ogranicza się tylko do szpiku.
Należy uważać, że zm iany postaci hemoglobiny są w yrazem adaptacji organizm u do zm ieniających się w arunków wym iany gazów. Poznanie tych zm ian jest n atu raln ie pierwszorzędnej wagi w diagnostyce czę
stych wad genetycznych syntezy hemoglobiny, prow a
dzących do różnych form anemii.
Wszystkie wymienione rodzaje globin są ze sobą blisko, ale nie jednakowo blisko spokrewnione gene
tycznie. Globiny f i a m ają łańcuch peptydowy zbu
dowany z 141 reszt aminokwasowych, globiny e, y, (
ji 8 ze 146 takich reszt. Zgodnie ze stopniem pokrew ień
stwa, głównie odpowiednio do sekwencji am inokw a
sów w peptydowym łańcuchu, N. J. Proudfoot i wsp.
(Science 209, 1980, 1329) dzielą gobiny n a dwie rodzi
ny: globin alfa-podobnych i beta-podobnych.
Każdy rodzaj globinowego białka jest w genomie
oddzielnie zakodowany w odpowiednim genie. W nici
DNA genomu człowieka (w chromosomach jego ko-
136
mórek) każda z powyższych rodzin tw orzy oddzielne skupienie („grono”, cluster). Ułożenie genów okazało się w tych skupieniach praw idłow e. Je st ono sche
m atycznie przedstaw one w ryc. 1. Widać, że w sku
pieniu genów alfa-podobnych zam iast dwóch znajduje się 5 oddzielnych form acji kodujących białko, zaś w skupieniu dla rodzin beta-podobnych 7 zam iast czte
rech. Bliższe zbadanie przyczyn tej różnicy wykazało, że geny m ają tendencję do w ystępow ania param i.
lO k b p s ,S 2 Va i 1x2
,,
l--- -— i _________— o ca ca______
Grono genó% cx - podobnych
t W 2 £ Ay y(31 S fi
5. _C3_______ o ________________ ca___ ca---ca---ca_____ i—i ■ Grono genów (3-podobnych
Ryc. 1. Schem at skupień rodzin genów globin w ge
nomie człowieka. Linie poziome w yobrażają polinu- kleotydowy ciąg nici DNA genomu. Bloki nad tą li
nią wyznaczają położenie poszczególnych genów. Po
między nim i (pojedyncze linie) zn ajdują się odcinki międzygenowe
Zam iast jednego, znajdujem y w skupieniu dwa iden
tyczne geny a \ a2. P raw ie identyczne geny Gy i Ay stanow ią inną parę. W parze gam m a w szystkie am i
nokwasy są w odpow iadających sobie pozycjach iden
tycznie, z w yjątkiem jednego: w pozycji 136 w jednej z nich w ystępuje glicyna, w drugiej alanina. Geny p i d różnią się między sobą więcej, ale uw ażane są obecnie równiież za parę bardzo podobnych.
Obok genów parzystych, w rodzinnych skupieniach genów globin w ykryto form acje nazw ane pseudogena- mi, które przyjęto oznaczać symbolem f . y a l,
. Sekw encja nukleotydów tych genów przedsta
wia znaczny stopień (około 80%) homologii w porów naniu z ich odpow iednikam i „zw ykłym i”. Stwierdzono, że form acje te nie tylko nie p o dlegają-ekspresji, ale nie mogą ulegać popraw nej translacji. W ich stru kturze znajdują się cechy uniem ożliw iające pełną ich translację n a białko. W ystępują w nich m ianow i
cie delecje i addycje (ubytek lub n ad m iar nukleoty
dów), k tóre prow adzą do zm ian fazy odczytu kodu.
Pseudogeny m ają pozór form acji w adliw ych, a ich istnienie, zresztą nie tylko w rodzinach globin, jest dotąd zjaw iskiem niewytłum aczonym .
Na ryc. 1 schem at fragm entów nici DNA genomu ze skupieniem genów globin należy czytać w kierunku, w jakim nioi te ulegają tran sk ry p cji przez polime- razy, tj. od strony lewej (końca 5’) do praw ej (ku 3’).
Ze schem atu widać, że porządek ustaw ienia genów jest tak i, jak kolejność ich ekspresji w różnych fa zach ontogenezy.
Na ryc. 2 znajdujem y przykładow e postacie genów alfa- i beta-podobnych w skali pozw alającej rozpo
znać niektóre bliższe szczegóły. Widać, że kodujący ciąg nukleotydów (cdąg trypletów kodowych czyli ko- donów) nie jest jednolity, lecz przeryw any. Form acja kodująca jest rozbita n a trzy odcinki (tzw. egzony), oddzielone od siebie przez dw a segm enty nie zaw ie
rające kodu (tzw. introny).
Nie w dając się w system atyczny opis m olekularnej stru k tu ry genów globin, zwrócimy tu uw agę n a typo
we różnice obu w spom nianych rodzin. Geny są na ogół poprzedzone przez mało jeszcze poznane sekw en
cje inform acyjne, nazyw ane sygnałam i (dla enzymów).
Sygnały takie, mianowicie form acje CCAAT i CATAAA, jak też m niej znam ienne pom inięte w diagram ach ryc. 2, są jednakow e lub bardzo podobne
w genach w szystkich globin, jednak międzysygnałowe odcinki są w przypadku genów beta-podobnych za
wsze większe niż dla alfa-podobnych (por. liczby n u kleotydów uwidocznione pod linią DNA na ryc. 2).
Również długość (liczba nukleotydów) intronów 1 i 2 jest w iększa w genach beta-podobnych. Jeśli weźmie
my pod uwagę także schem at z ryc. 1, dostrzeżemy, że również odstępy międzygenowe, tzw. przeryw niki (w angielskiej literatu rze „spacers”) są w skupieniu genów beta-podobnych n a ogół większe.
Zastanaw iający jest fa k t parzystego w ystępow ania genów, szczególnie gdy to zestawim y z faktem sym e
trycznej parzystości tetram erów hemoglobin. Dodać należy, że istnienie p a r genów nie w ydaje się oboję
tne dla ustroju. W skazują na to dwa fakty. Oto, parzystość genów globin jest genetycznie „konser
w ow ana” od wielu milionów lat. Z drugiej strony w populacjach ludzkich pojaw iają się niekiedy oso
bniki z genetycznym i wadam i, m ające w genomie ty l
ko jeden gen alfa. Ludzie tacy produkują m niej he
moglobiny, a ich erytrocyty są drobniejsze niż zwy
kle. Również ludzie z jednym genem beta (nie posia
dający genu delta) w ykazują odchylenia od normy.
Dodać należy, że dublow anie genów i ich produktów białkow ych niie jest w yjątkiem w rodzinie globin.
Istnieje obecnie zapatryw anie, że przyczyną pa
rzystości jest „nierów ne crossing-over” (unreguląr cros-
* sover). Z apatryw anie to, szczegółowiej rozpatryw ane przez E. A. Zim m era i wsp. (Proc. Nat. Ac. Sci USA 77, 1980, 2158), nie tłum aczy jednak zjaw isk konser
w acji kolejności ustaw ienia genów w genomie.
W ydatną homologią objęte są w szystkie globiny i ich geny zarówno u człowieka ja k innych ssaków, a naw et w ogóle kręgowców. Identyczność p ar genów alfa, jak też bliskie podobieństwo pary beta/delta istnieje u w szystkich antropoidów , małp niższych, ko
ni, bawołów, gryzoni. W spom niani E. A. Zimmer i wsp. w ykazują, że duplikacja genów alfa ma za so
bą co najm niej 300 milionów lat.
Ja k wiadomo, ew olucyjne przeistoczenie genów za
chodzą z pew nym i prędkościam i. W oparciu o szeroko zakrojone badania sekw encji am inokwasów globin w ielu gatunków zw ierząt stwierdzono, że w globinach alfa dochodzi przeciętnie do 3 „punktow ych” zmian am inokw asów w ciągu 10 milionów lat, czyli 0,3 am i
nokw asów n a m ilion lat. Liczba pozycji am inokw a
sów odm iennych w globinach alfa człowieka i oran
g utana w ynosi 2,5, co odpowiada rozejściu się popu
lacji przodków obu tych gatunków około 8 milionów la t temu. Nie jest to oczywiście rachunek dokładny, ale jego w artość powiększa się istnieniem podobnych praw idłow ości dla innych rodzajów globin i innych rodzajów białek.
Na tle powyższego zastanaw iający staje się fakt identyczności genów alfa 1 i alfa 2, jak też bardzo bliskiego podobieństw a innych par, jak G-gam m a/
CCAAT ęATAAĄATS Pen .<*?
32 99 100 U!pozycje aminokwasów 34 60 93 95 2 0 i 125 126 liczba nukt. odcinka
Intron 1
CCAAT CATAAA ATO Geny {3-podobne
\ i > S / S
s , \ f l s ' l / s ' 3 0 31______104 pozycje am inokw asów 105 U B ^
39 78 90 122-130 222 850 900 Uęzba nukl. odcinka 126
In tro n 1 Intron 2
Ryc.2. Schem at stru k tu ry genów alfa-podobnych (na przykładzie genu alfa 2) i beta -podobnych. A, C, G, T — nukleotydy adeninow y, cytozynowy, guaninowy, tym idynow y. Schem at podobny do Itegoż z ryc. 1, ale
w skali znacznie powiększanej
/A-gam m a, albo beta/delta. Skoro pary te istniały już setki milionów lat temu, pow inny one ulegać rów nież ewolucyjnym zmianom. Tymczasem pary alfa 1/
/alfa 2 są identyczne ta k u człowieka jak u wszystkich m ałp bezogonowych. Taki w yjątkow y konserwatyzm p ar genów otrzym ał ostatnio nazwę zjaw iska „zgodno
ści ew olucyjnej” (concerted, evolution). E. A. Zimmer i wsp. w iążą ten fa k t z wielkością odcinków nie za
w ierających kodu w nici DNA genomu (intronów i odstępów międzygenowych). W obrębie rodziny ge
nów beta-podobnych zmiany ewolucyjne zdają się za
chodzić prędzej niż u alfa-podobnych. Tak, pomiędzy parą globin delta/beta stwierdzono 9 „punktow ych”
różnic zarówno u człowieka, jak u m ałp człekokształ
tnych. Zgodnie z tym, nie kodujące odcinki nici DNA są w tej rodzinie większe, a zdarzanie się przypadków
„nierównych crossing-over” byłoby częstsze. Obraz znamienny dla rodzin genów globinowych rzutuje na inne skupienia genów, niekiedy znacznie bardziej skomplikowanych. Przyszłe badania powinny spraw dzić słuszność powyższej supozycji tw orzenia się par genetycznych wzorców.
ANTONINA LENKÓW A (Kraków)
CZY SZOP PRACZ ZADOMOWI SIĘ W POLSCE?
Od dłuższego czasu w Europie środkowej rozprze
strzenia się nowy i niepożądany reprezentant obcej fauny. Jest mim szop pracz Procyon lotor, który na terenie RFN rozmnożył się niebyw ale i obecnie za
czyna przenikać do krajów sąsiednich. Zwierzęta tego gatunku sprowadził niegdyś z USA H erm ann Goring w celu założenia ich hodowli i sprzedaży futer. Prze
dsięwzięcie to z jakichś powodów nie powiodło się.
W rezultacie pozostałe jeszcze na farm ie dwie pary szopów Goring kazał wypuścić na wolność, aby w ten sposób „wzbogacić skład rodzimej fauny”. Zrobiono to 12 kw ietnia 1934 r. w lasach otaczających jezioro za
porowe na rzece Eder, tuż obok miejscowości Waldeck (położonej w sąsiedztwie Sachsenhausen, gdziie później mieścił się osławiony hitlerow ski obóz zagła
dy). Lekkomyślny ten krok zapoczątkował ekspansję szopa pracza na ziemi niem ieckiej przysparzając z czasem wiele kłopotów tam tejszej ludności.
Ja k się okazało, w w olnej przyrodzie obie pary szopów zaaklim atyzow ały się znakomicie. Ponieważ samice tego gatunku są dość płodne, już po upływie kilkunastu lat populacja tego gatunku składała się z setek, a później z tysięcy osobników. Początkowo zwierzęta te napotykano na obszarze o kształcie mniej więcej tró jk ąta, którego w ierzchołek stanowiły okoli
ce m iasta Kassel, a podstaw ą było Pogórze Heskie od M arburga do Bad Hersfeld. Stam tąd szopy pracze zaczęły się rozchodzić w różne strony. Między innymi powędrowały w kierunku północno-zachodnim, zajęły całą W estfalię i idąc praw dopodobnie wzdłuż rzeki Lippe osiągnęły N adrenię Północną. Czy przeszły stam tąd do F rancji na razie nie wiadomo, ale zapewne kiedyś do tego dojdzie.
Następną krainą, w której pojaw iły się te zwie
rzęta, była Dolna Saksonia. Pod koniec lat sześćdzie
siątych dotarły one w okolice B rem erhaven do brze
gów Morza Północnego. M niej więcej w tym samym czasie przepłynęły Łabę powyżej H am burga i w ędru
jąc coraz dalej na północ zadomowiły się z kolei w Szlezwiku-Holsztynie. Inne grupy szopów praczy prze
niknęły tym czasem na ziemie położone na południe od Hesji i na zachód od niej. Gdzieś pomiędzy Bonn a Koblencją część z nich pokonała Ren i zajęła Pa- latynat Reński. Inne grupy przepłynęły Men i opa
nowały Odenwald. Jakieś osobniki podążyły dalej na
południe, prawdopodobnie trzym ając się Renu, dość że w 197T r. stwierdzono ich obecność już n a terenie Szwajcarii w okolicy Schafhausen — czyli Szafuzy.
Na pytanie ile w sumie szopów praczy żyje obec
nie w środkowej Europie, n ikt dokładnie nie odpowie, oonieważ prowadzą one nocny tryb życia i chociażby z tego powodu trudno je policzyć. N aw et w zimie, kie
dy to po śladach pozostawionych na śniegu można nieraz z dużą dokładnością ustalić liczebność pewnych gatunków zwierząt — w przypadku szopa pracza me
toda ta zawodzi. Z nadejściem silniejszych mrozów
•.JM * |
138
przesypia on bowiem — podobnie, jak niedźwiedź — p arę tygodni w ukryciu i nie wychodzi, aby znaleźć coś do zjedzenia, poniew aż żyje w tedy kosztem tłusz
czu nagrom adzonego w swoim organizmie. Tak więc jedynie znając zdolności rozrodcze tego zwierzęcia (w miocie byw a do 7 młodych) i przeciętną długość życia, nie przekraczającą norm alne 6—8 lat, można do pewnego stopnia przewidywać, jak będzie w zra
stała jego populacja.
W 1956 r. czyli 22 lata po wypuszczeniu wspom nia
nych dwóch p a r szopów przez H erm anna Góringa, organizacje m yśliw skie ustaliły, że w H esji żyje 285 zw ierząt tego gatunku. W 1974 r. ogólną ich liczbę szacowano już na 50 000. Sądząc po wielkości obszaru, na jakim się one do tego czasu zadomowiły, musiało ich być jednakże w ielokrotnie więcej. Niestety, zbyt późno przekonano się, że tam gdzie dostrzeżono jed
nego szopa było ich praw dopodobnie 100, a gdzie w i
dziano 10, tam było ich z pewnością 1000. W Europie znalazły one podobne w arunki klim atyczne, jak w swojej ojczyźnie, ponadto nie m ają na tym terenie żadnych wrogów naturalnych, nic więc nie stoi na przeszkodzie ich rozm nażaniu się.
Jeśli chodzi o pokarm , znajdują go one wszędzie pod dostatkiem . Szop pracz jest bowiem wszystko- żerny i z tego powodu może w yrządzać znaczne szko
dy w gospodarstw ach ludzkich. Z jada różne owoce, orzechy, kasztany, m iękkie kolby kukurydzy, owady i mięczaki. Bardzo zręcznie wyław ia ryby. P rzykła
dem tego, n a jak duże stra ty może narazić w łaścicie
li p strąg am i, jest skarga jednego z nich, który podał, że z jego hodowli w H esji ubyło w ciągu jednego ty l
ko roku 10 000 pstrągów . Oczywiście, spraw cą tego musiiał być nie jeden szop, lecz więcej osobników.
Na głęboką wodę szop pracz zapuszcza się raczej niechętnie, ale gdy zmuszą go do tego okoliczności — pływ a doskonale. P o trafi też wyciągać z wody raki, przy czym szczególnie w tedy objaw ia się jego w ro
dzony spryt. Aby dobrać się do mięsa raka i nie n a razić się podczas tego na bolesne uszczypnięcie przez skorupiaka, szop w yrzuca go na brzeg, tak aby upadł grzbietem zwrócony ku górze. Wówczas łapą przy
ciska jego szczypce do ziemi i spokojnie odgryza mu odwłok.
Jako zwierzę typowo drapieżne poluje też na róż
ne m ałe kręgowce. Skw apliw ie w ybiera z różnych gniazd i dziupli ja ja i pisklęta ptaków . Po wsiach dobiera się do kurników , co przychodzi m u tym ła tw iej, że m ając palce przednich kończyn tak sprawne, jak u małp, potrafi otworzyć niejedną zatyczkę i po
konać różne przeszkody. Z akrada się także nieraz do stajni, aby possać mleko leżących krów. Porusza się zw innie nie tylko po ziemi, lecz także po drzewach, w koronach których często się kryje. Umie łazić po płotach, a naw et po cienkich gałęziach i skakać z ko
n a ru na konar.
Szop pracz jest w zasadzie m ieszkańcem lasów li
ściastych i mieszanych, jednakże potrafi żyć w b a r
dzo różnych środowiskach. W arto zwłaszcza podkre
ślić, że w zetknięciu się z cywilizowanym światem współczesnego człowieka, nde ginie i nie w ycofuje się gdzieś daleko, lecz łatw o przystosow uje się do nowych w arunków , przeistaczając się w zwierzę typowo synantropijne. Dzięki tym zdolnościom adaptacyjnym , wrodzonej ciekawości, dużej inteligencji i ostro
żności, potrafi utrzym ać się zarówno na wsi, jak i w
aglom eracjach m iejskich, naw et silnie uprzemysło-
139
wionych. W USA np. szopy pracze żyją m. in. w cen
trum Nowego Jorku, n a w yspie M anhattan.
Dnie spędzają te zw ierzęta zazwyczaj w ukryciu, dlatego ich obecność uchodzi uw agi większości ludzi.
W m iastach można je niekiedy zobaczyć nocą, gdy zaczy
nają grzebać w pojem nikach n a śmieci. Czasami gdy zaczną przew racać puszki po konserwach, czynią w ie
le hałasu zdradzając tym swoje pojaw ienie się. Tam, gdzie ich n ikt nie prześladuje i czują się bezpieczne, obfitość pokarm u skłania je do żerow ania naw et w dzień. Takim i miejscami, które je zawsze przyciąga
ją, są podm iejskie wysypiska śmieci. Z najdują tam one wiele smacznych kąsków , ponadto mogą polować na konkurentów , jakim i przy tym „suto zastawionym istole” są szczury. Niszcząc te gryzonie szopy w yrzą
dzają ludziom znaczną przysługę, ale to jedyna ich dobra strona. Nie da się ukryć, że zazwyczaj w pełni zasługują na miano uprzykrzonych szkodników. Do- kuczliwość ich daje siię zwłaszcza we znaki turystom zatrzym ującym się na kem pingach, często bowiem szopy zakradają się do namiotów, wyciągają z pleca
ków i unoszą różne w iktuały.
Młode szopy pracze łatw o dają się oswoić. Są ufne, miłe i dlatego w USA nieraz trzym ane są po domach.
Nie przyw iązują się jednak do ludzi, jak psy. Za
chowaniem raczej przypom inają koty domowe, są je
dnak od nich nieporów nanie sprytniejsze, zwłaszcza w zdobywaniu pokarm u. W m ieszkaniu trzeba je nie
ustannie pilnować, potrafią bowiem włączyć światło elektryczne, otw ierać lodówki i korzystać z prze
chowywanych tam smakołyków, a także odkręcać k ra ny wodociągów, gdy chcą ugasić pragnienie.
W szystkie te uzdolnienia szopa pracza w skazują, jak niszczycielską rolę może on odegrać w przyrodzie obcego k raju , w którym się zadomowi. Bez w ątpienia elim inuje w tedy wiele rodzim ych zwierząt. W nie
mieckich kołach ochrony przyrody szczególne obawy budzi pojaw ienie się tego drapieżnika na brzegach Morza Północnego. Na rozległych tam tejszych łachach piaszczystych i plażach gnieździ się na wiosnę mnó
stwo ptaków. Szopy pracze mogą zniszczyć te kolo
nie przez zjadanie < jaj, za którym i przepadają, oraz piskląt.
W w arunkach istniejących w Europie, zmniejsze
nie liczebności szopów praczy nie jest łatw ym zada
niem. F u tra ich uchodzą w praw dzie za cenne tro fea, ale jakże trudno je zdobyć. Począwszy od 1954 r.
w RFN wolno strzelać do tych zwierząt o każdej po
rze roku. Efekty tego są znikome, trzeba bowiem szczególnego zbiegu okoliczności, by człowiek ze strzelbą n atrafił w dzień na szopa i mógł się do nie
go zmierzyć. W USA do tropienia szopów praczy słu
żą specjalnie tresow ane psy, które naw et w ciemnoś
ciach nocnych doprowadzą myśliwego do kryjów ki te
go drapieżnika. Wówczas oświetla się pole widzenia reflektorem i strzela. W k ra jac h europejskich nie ma dotąd takich psów, ponadto nie wolno polować przy sztucznym świetle.
Zdaniem niektórych osób, w takiej sytuacji jedy
nym sposobem zm niejszenia liczebności szopów p ra czy może być zastaw ianie na nie pułapek. Z tym je
dnakże też łączą się poważne problem y. Stosowanie tej metody jest w RFN dozwolone, ale tylko wtedy, gdy istnieje gw arancja, że zwierzę, które skusi się na przynętę wyłożoną przy potrzasku, zginie od razu, ki znaczy gdy żelazne szczęki zacisną się na jego szyi zgniatając kręgi. DozwolOTie są też tak skonstruow ane pułapki, by zwierzę, które w nie wpadriie, nie uległo
zranieniu. W tym przypadku jednak musi być szybko po uwięzieniu odnalezione i zastrzelone przez myśli
wego. Większość szopów praczy odłowionych w Hesji złapało się w takie skrzynkowe pułapki, jednakże w pewnych przypadkach potrafiły się one z nich uwol
nić przegryzając drew niane paliki niczym bóbr. Po
trzasków, przy pomocy których likwidowano tam nieraz lisy, nie można na szopy zastawiać. Szop pracz nie dotknie przynęty pyskiem lecz łapą, wobec tego z góry wiadomo, że w ta k ic h kleszczach skaże się go na potworne męki. W Niemczech zanotowano wręcz w strząsający przypadek, kiedy to uwięziony w' potrzasku szop, aby się oswobodzić odgryzł własną łapę i uciekł na trzech kończynach.
Właściwym i zarazem najlepszym czynnikiem, któ
ry by mógł zmniejszyć liczebność szopa pracza byłaby oczywiście obecność większych od niego drapieżni
ków, jak w ilk czy ryś, ale w środkowej Europie ich nie ma, W RFN robiono próby z puchaczem. Jak się okazało, zdołał on co praw da upolować szopa, jednak
że jest to p tak tak rzadki, że nie można liczyć, aby tych kilka upierzonych drapieżników mogło się w ja kikolw iek sposób przyczynić do znaczniejszego zm niejszenia pogłowia obcego ssaka.
W tej sytuacji należy przypuszczać, że w Europie nie da się praw dpodobnie już pow strzym ać dalszego rozprzestrzeniania się szopów praczy. Zachodzi wobec tego obawa, że prędzej czy później pojaw ią się one także w Polsce. W 1960 r. zw ierzęta tego gatunku notowano m. in. w NRD na terenie Turyngii. Od te go czasu upłynęło przeszło 20 lat, można więc" sądzić,"
że przesunęły się znacznie dalej na wschód i dotarły już do naszej granicy lub naw et ją przekroczyły. Mo
gą zresztą przywędrować do nas także z ZSRR, po-,
nieważ i tam wypuszczono je w swoim czasie na
wolność.
ZOFIA RUDEK (Kraków)
CZY MOŻNA ZBADAĆ PŁEĆ PŁO D U ?
Pytanie to od wieków frapow ało lekarzy i biolo
gów, a także rodziców oczekujących narodzin swego potomka. Aż do połowy naszego stulecia b rak odpo
w iednich metod laboratoryjnych i klinicznych nie pozwalał na odkrycie tej tajem nicy. Pierw szych prób dokonano w latach 1949—1950. Próbow ano wówczas badać płeć płodu n a podstaw ie cytologicznych rozm a
zów z pochwy m atki, zachow ania się poziomu ho r
monów w ślinie m atki oraz na podstaw ie reakcji skórnych po śródskórnym zastrzyku p rep a ratu estro- gen-testosteron. Dalszy rozwój badań naukow ych nad określeniem płci płodu nastąpił w ostatnim dw udzie
stoleciu dzięki szybkiemu rozwojowi metod cytoge- netycznych. W roku 1949 B arr i B ertram odkryli w kom órkach pochodzących od kobiet w ystępow anie tzw. chrom atyny płciowej. S tru k tu ra ta widoczna jest na p rep aratach zabarw ionych błękitem toluidyny w postaci charakterystycznego, ciem niej zabarwionego ciałka w jądrze kom órek inteifazow ych i została n a zwana ciałkiem B arra lub chrom atyną płciową (ryc.
1). W kom órkach żeńskich w ystępują bowiem dwa chromosomy X, z których jeden niecałkow icie zdespi- ralizow any odpowiada chrom atynie płciowej. N ato
m iast w kom órkach męskich (XY) ciałko B arra nie w ystępuje. O dkrycie to umożliwiło określanie płci płodu n a podstaw ie złuszczonych kom órek płodowych znajdujących się w wodach płodowych. Metodę tę ciągle udoskonalano, niem niej jednak Nelson i Em ery w roku 1970 donieśli, że dokładne przew idyw anie płci płodu możliwe jest tylko u 91% ciężarnych kobiet.
Nowe możliwości badań w diagnostyce p ren ataln ej stworzyła m etoda oparta na fluorescencji chromoso
mów lub chrom atyny płciowej w kom órkach w sta dium interfazy, po uprzednim w ybarw ieniu p re p a ra tów barw nikam i akrydynow ym i. Zapoczątkował te badania Caspersson w roku 1970, analizując chrom o
somy u roślin Vicia faba i Trilliurn erectum . Okazało się, że chromosomy po w stępnej chem icznej obróbce i zabarw ieniu barw nikam i akrydynow ym i w ykazują charakterystyczne układy prążków , specyficzne dla każdej p ary chromosomów, dzięki czemu łatw iejsza jest analiza kariotypu. Zastosowano tę m etodę również do badań kariotypu człowieka i okazało się, że spo
śród w szystkich chromosomów m itotycznych szcze
gólnie jaskraw ą fluorescencję w ykazuje dystalna część długiego ram ienia chromosomu Y. W latach 1970—
1971 udowodniono z kolei, że jask raw a fluorescencja tego chromosomu widoczna jest także w kom órkach w interfazie, w postaci stru k tu ry którą nazw ano ciał
kiem Y (ryc. 2). O dkrycie to zastosowano do badań płynu owodniowego w celu stw ierdzania obecności m ęskich kom órek płodowych.
Obie te metody, oparte n a w ykryw aniu chrom aty
ny płciowej, X bądź Y, mogą służyć wyłącznie do oznaczania płci. Można stosować je w badaniach cy- togenetycznych rozw ijającego się płodu, niem niej je dnak stw ierdzenie m ęskiej płci m a praktyczne zna
czenie w yłącznie w w ypadku chorób genetycznych sprzężonych z płcią (tzn. z chromosomem X) np. he
mofilia, daltonizm , dystrofia m ięśniow a i szereg in nych. Poniew aż ryzyko w ystąpienia choroby jest w ie
lokrotnie większe u osobników m ęskich więc w nie-
Ryc. 1. Jądro kom órkowe z ciałkiem B arra, pobrane od kobiety
których przypadkach w ykazanie m ęskiej płci płodu mogłoby być w skazaniem do przerw ania ciąży. Obec
nie stosuje się jednak w diagnostyce prenatalnej kom pleksowe badania głównie biochemiczne oraz cy- togenetyczne, oparte o nowoczesne zasady różnico
wego barw ienia chromosomów. Badanie chrom atyny płciowej w w odach płodowych ma już dzisiaj chara
k te r tylko pomocniczy.
P obieranie wód płodowych do badań wiązało się zawsze z ryzykiem uszkodzenia płodu. Dlatego też kiedy realne stało się ustalanie kaniotypu płodu z ko
m órek uzyskiw anych z krw i obwodowej m atki, w ią
zano z tą m etodą pewne nadzieje w rozwoju badań p ren ataln y ch ; m etoda ta jest bowiem całkowicie bez
pieczna dla płodu i dla m atki. Już w latach pięć
dziesiątych Leviine postaw ił hipotezę, że przeciwciała anty Rh pow stają w układzie immunologicznym m at
ki jako reakcja na erytrocyty płodu, które przedosta
ły się przez łożysko. Hipoteza okazała się słuszna, już w krótce potw ierdzono ją licznymi badaniam i, które pozwoliły stw ierdzić obecność płodowych erytrocytów w krw iobiegu m atki. W krótce zaczęto poszukiwać
Ryc. 2. Ciałko Y w jądrze kom órki dim focytarnej m ę
skiej
Ia. A P A R A T JA D O W Y ty p u S o le n o g ly p h a — ż a r a r a k u s u B o th r o p s ja ra r a c u su z A m e ry k i P łd . F o t. Z. S z y n d la r
Ib. C Z A S Z K A ja d o w ite g o w ę ż a A g ly p h a : p r z y k ła d O p isth o m e g a d o n tii-C y c la g r a s g ig a s z A m e ry k i P łd . S trz a łk a w s k a z u je p o w ię k s z o n e z ę b y n a k o ń c u k o śc i s z c z ę k o w e j. R h a b d o p h is tig r in u s p o s ia d a d o k ła d n ie ta k i sa m ty p u z ę b ie n ia . F o t.
Z. S z y n d la r