• Nie Znaleziono Wyników

50/20. Szkice i eseje na dwudziestolecie Międzynarodowego Centrum Kultury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "50/20. Szkice i eseje na dwudziestolecie Międzynarodowego Centrum Kultury"

Copied!
516
0
0

Pełen tekst

(1)

M iędzynarodow e Centrum K u ltu ry zainaugurowało działalność 29 m aja 1991 roku, w momencie szczególnym: podczas konferencji K B W E w K rakow ie. Było to pierwsze po pam iętnym 1989 roku wielkie spotkanie przedstaw icieli W schodu i Z ach od u

poświęcone kulturze i dziedzictwu kulturowem u. D zięki temu nowa instytucja z ja sn o określoną m isją od początku zaistniała na forum m iędzynarodowym . Ideą przew odnią M C K je s t kom unikacja m iędzykulturowa, tw orzenie wspólnej Europy ponad podziałam i — państwowym i, ideologicznym i, religijnym i, z jednoczesnym akcentowaniem znaczenia E u ro py Środ k a dla ogólnoeuropejskiego i światowego dziedzictwa.

(2)

S pi s treści

2 0 l a t p o .. .

Andrzej Wajda

12 [N a dw udziestolecie M iędzynarodow ego Centrum K u ltu ry] Magdalena Visâryovâ

14 W ystarczy, Że m ożem y wejść Csaba G . Kiss

18 Bram a krakow ska Shlom o Avineri

22 K rakó w - m iasto pokonujące granice

E u r o p a i d i a l o g

Danuta Hübner 30 Europa je s t dialogiem

Adam M ichnik

36 Polska i sąsiedzi dwadzieścia lat po łon Caramitru

48 „N ie m ożem y żyć w świecie wyobrażonym ” Erhard Busek

56 D zieje, historie, strzępy opowieści. H isto ria ja k o głów ny składnik kultury europejskiej

Emil Brix

68 Europejska świadom ość. W zorce pam ięci w Europie po zakończeniu zim nej wojny

Janusz Sepioł

80 N ow a siła? G ru pa W yszegradzka po dw udziestu latach transform acji

Rupert G ra f Strachwitz 96 M oja wizja Europy

K rzysztof Czyżewski 106 Etos pogranicza

Ewa Chojecka

(3)

Pavel Zatloukal

120 „M o ja” Polska w pięciu obrazkach Jewsiej G . Gendel

128 Polska je st różna, K rakó w też - ale M C K je s t jed yne i niepowtarzalne!

Thomas Schulz

134 N iem ieckie dziedzictwo kultury w Polsce - wspólne dziedzictwo?

Dieter Bingen

146 Z a sa d a dialogu w polsko-niem ieckim forum ekspertów G ru pa K opern ika

Aleksandr W. Lipatow

154 R osyjski odbiór polskości - rys historyczny N elly Bekus

164 Europejska szkoła dialogu. Ja k wyjść z kryzysu białoruskiej tożsamości?

Bronislovas Genzelis

172 Przem iany stereotypów - Polacy nasi wrogowie, Polacy nasi przyjaciele

W u Lan

182 K u ltu ra w relacjach polsko-chińskich na początku X X I wieku

P a m ię ć i d z ie d z ic t w o

H enryk Samsonowicz 202 Powstawanie Europy

K rzysztof Pomian

212 N arod ziny i przem iany dziedzictwa europejskiego Zdzisław Najder

220 W ęzły europejskiej pam ięci Joseph Rykwert

230 U ro k rzeczy starych Giorgio Piccinato 238 D o czego służy historia

Andrzej Tomaszewski (1934-20 10)

250 M iędzy architekturą polską i architekturą w Polsce Sneśka Quaedvlieg-Mihailovic

(4)

2 8 6 2 9 4 jo 6 314 330 3 4 4 358 372 378 388 400 268 410 Gregory J. Ashworth

D ziedzictw o i pam ięć, w ydziedziczenie i zapom nienie: M iędzynarodow e Centrum K u ltu ry ja k o część m ojego dziedzictwa

Leopold Unger

D ziedzictw o bez dziedzica Agnieszka Sabor

D ziedzictw o żydowsko-krakowskie Grzegorz Ryś

K rakó w ja k o sacrum - czasy, m iejsca, ludzie Anna Niedźwiedź

K rakó w - m iasto papieskie Karolina Grodziska

O niełatwej sztuce opisyw ania cm entarzy Natalia Jakowenko

W spólne dziedzictwo ja k o pole w spółpracy historyków polskich i ukraińskich

Daniel Beauvois

Społeczno-kulturalne życie Polaków na ziem iach litewsko-ruskich po 1832 roku. K ró tk i przegląd głównych prac historycznych z lat 19 9 0 -2 0 10

M ykoła Riabczuk

M it G alicji z perspektyw y ukraińskiej Robert Traba

„O tw arty regionalizm ” — praktyczna filozofia obyw atelska Stefan Muthesius

N iew iedza, przesąd, pogarda. Problem y związane z polską sztuką i historią sztuki

Sim ona Skrabec Ikonografia bólu Shobita Punja

(5)

K u l t u r a a r o z w ó j

R od Fisher

420 K u ltura ja k o niezbędny kom ponent relacji zewnętrznych Unii Europejskiej

Jerzy Hausner

428 K u ltu ra w cyw ilizacji inform acyjnej R afał W iśniewski

438 Ja k z brzydkiego k a c z ą tk a ... C zyli o wizerunku Polski na arenie m iędzynarodowej w przeszłym i przyszłym dwudziestoleciu Andrzej Rottermund

448 M uzeum ja k o przestrzeń edukacyjna, czyli edukacja dla wspólnej Europy

Jan Suchaćek

456 Europa Środkow a - dwadzieścia lat przem ian od bierności do przestrzeni aktywnej

Stanisław Obirek 4 64 Szczęsny d ar wolności

Tomislav Sola

474 D ziedzictw o ja k o produkt w ujęciu m arketingowym T am is Fejérdy

488 M echanizm y rekom pensowania ograniczeń związanych

Z nieruchom ościam i m ającym i status zabytków L iszló Веке

500 D w udzieste urodziny M C K w K rakow ie

P o s ł o w ie

Jacek Purchla

(6)

Г : · Ϋ · \ · ■ ' Ж f « -u » ł j f . m I, W t « ■ , т е ш f . * : ""■ :

fl’ V ! *i , . >,·

<-- , ■ \ \ Ł / ϊ 1 V <■, ий» ν ‘ л . 1

(7)
(8)

K ra k ó w — W a rs z a w a A n d r z e j W a jd a

R eżyser film ow y i teatralny. C zło n ek K o m itetu K inem atografii, Europejskiej A k a d em ii przyznającej „F elik sy" i h o ­ n o ro w y członek B rytyjskiej A k ad em ii Film u i Telew izji ( B A F T A ) . W la­ tach 19 8 9 - 1 9 9 1 senator RP. Inicjator p ow stania i fundator C e n tru m Sztu k i i Techniki Japo ńskiej „M anggha". O d z n a cz o n y w ielom a orderam i i nagrodam i, m .in. O rd erem O rła Białego. Z a całokształt tw órczości zastał u h o n o ro w an y m .in. Francuską N a g ro d ą „ C e z a r” (19 8 2) oraz „O sk arem ” (2 0 0 0 ). C zło n ek A k a d e m ii Francuskiej, d oktor h onoris causa kilku u n iw ersy­ tetów, m .in. w W a szyn gto n ie, Bolonii, K rakow ie, A k ad em ii S z tu k Pięknych w W arszaw ie, P W S F T i T V w Ł o d z i.

Andrzej

Wajda

[ N a

dwudz i e s t ol e c i e

M i ę d z y n a r o d o w e

C e n t r u m

K u l t u r y ]

(9)

Po wygranych przez Solidarność wyborach w 1989 roku spodziewali­ śmy się nowej polityki kulturalnej, która wesprze, liczne wtedy, inicja­ tywy obywatelskie w tej dziedzinie.

Niestety, nasze nadzieje w tym względzie spełniło tylko powsta­ nie Międzynarodowego Centrum Kultury, od kierownictwa zaczyna­ jąc, poprzez obrany program i szczęśliwą lokalizację na krakowskim Rynku. Powstała instytucja nowa i kompletnie inaczej pomyślana niż te z P R L -u , ciągle dożywające swojej starości. Zwłaszcza konkretnie zarysowany program, zwrócony ku bliskiej zagranicy, gdzie również są korzenie naszej przeszłości, otworzył poprzez wystawy, konferencje i wyjazdy nowy rozdział w naszych badaniach tej sfery kultury.

N ie bez znaczenia był fakt umieszczenia M C K w Krakowie i na jego historycznym Rynku. To od samego początku budziło zaufanie, ale dopiero konsekwentna i długotrwała adaptacja kamienic i ich za­ plecza dała przykład, jak może wyglądać instytucja kultury w nowej rzeczywistości politycznej i ekonomicznej.

Połączenie dawności z najnowszymi rozwiązaniami techniczny­ mi - jedna z głównych idei prof. Jacka Purchli, który był motorem wszystkich remontów i prac adaptacyjnych - okazało się rozwiąza­ niem szczęśliwym i koniecznym, ja k to pokazuje działalność M C K . W edług mnie szczególnie interesujące i pożyteczne dla zwiedzają­ cych są wystawy. Zarów no ze względu na ich wartość artystyczną, jak i oryginalność tematów, które poruszają. Zbliżyły nas do wielu kwe­ stii bliskich polskiej sztuce X I X wieku, szczególnie tej krakowskiej. Zobaczyliśm y też sztukę, którą karmili się nasi artyści: Wyspiański, Mehoffer, Stryjeński i Dunikowski.

Zarów no program M C K , jak i jego realizacja, powierzona nie­ wielkiemu gronu znakomitych specjalistów, budzi wielkie nadzieje również na przyszłość. A co najważniejsze, ta powołana przed laty instytucja zyskała taki prestiż i materialne zaplecze, że o tę przyszłość możemy być spokojni.

(10)

B ra ty sł a w a

Magdalena

Vâsaryovâ

M a g d a le n a V a sâ ryo v â

W yb itn a aktorka kina czechosłow ackie­ go (m .in. głó w n a rola w Postrzyżynach J . M en zla w g pro zy B. H rab ala). Z a ł o ż y ­ cielka i pierw sza dyrektor Słow ackiego T o w a rz ystw a Polityki Z a gran iczn ej ( S F P A ) ; była am basador C ze ch o sło w a ­ cji w A u strii i Sło w acji w Polsce, była Sekretarz S ta n u w M in isterstw ie S p ra w Z ag ra n iczn ych Republiki Słow ackiej, obecnie deputow ana do R ad y N a r o d o ­ wej R epubliki Słow ack iej (z ramienia partii S D K Ù - D S ) . Z a ło ż ycielk a i p rz e­ w odnicząca rady organizacji p o z a ­ rządow ej V ia K u ltu ra. N apisała kilka książek, m .in. Po ln oćn y sused, pośw ięconą w spom nieniom z po b ytu w Polsce, oraz

H la v ic k a k a tu o kam panii przed w yb o ra ­

mi prezydenckim i. Je st rów nież autorką wielu publikow anych w prasie słowackiej i zagranicznej artykułów na tem at po lity­ ki bezpieczeństw a i spraw zagranicznych, Eu ro p y Śro dk o w ej, kultury i zachow ań społecznych.

W y s t a r c z y ,

że możemy

wejść

(11)

Pisanie jakiegokolwiek tekstu dla instytucji kultury wręcz zmusza autora, by zastanowił się nad znaczeniem słowa kultura i przebrnął przez niezliczone jego definicje pozostawione przez filozofów, od Johanna Gottfrieda Herdera poczynając. M ożna być pewnym tylko jednego: że terminem kultura określano zjawiska bardzo różne. Od wyobrażeń siły duchowej dzielonej przez wszystkich członków każ­ dego narodu po naturalne utrwalanie i rozwijanie cywilizacji. Mam wrażenie, jakbyśm y od tamtych czasów nieustannie odbijali się od jednego lub drugiego poglądu.

Przesiadując w knajpkach i kawiarniach, przechadzając się tłum ­ nymi ulicami Krakowa, otoczeni jesteśmy taką obfitością - zarówno materialną, ja k i obfitością wrażeń - że jakoś nie udaje nam się w y­ wołać w sobie dostatecznie silnego, charakterystycznego dla współ­ czesnych poczucia frustracji w związku ze stanem naszej kultury. Jak w tym otoczeniu barw i rozlicznych dźwięków generowanych przez gromady młodych ludzi oddać się rozważaniom o substancjalnej pustce i dekonstrukcji? Dociera do nas mnóstwo bodźców, podniet, „zmanipulowanych” faktów naukowych - ich dziennikarska inter­ pretacja ma na celu głównie wzniecanie strachu przed zbliżającymi się apokalipsami we wszystkich wymiarach. Jak pasy bezpieczeństwa ściskamy w rękach najnowsze pomoce techniczne ułatwiające komu­ nikację i dzielenie się informacjami z całym światem. Ciągle jesteśmy „in". Zgadzam y się jednak z Rogerem Scrutonem, że sens szybkości wszechogarniających zmian pozostaje przed nami ukryty. Wiemy, jak przebiegają, ale nie potrafimy precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, co właściwie się zmienia.

W tedy trzeba otworzyć drzwi Międzynarodowego Centrum K u l­ tury na krakowskim Rynku i przekroczyć próg.

M C K to dom. Przed każdym otwiera możliwości zmiany aspiracji społecznych przez kontakt z innym światem. Daje szansę, by ujrzeć postać, odblask świata innego niż ten, który co wieczór taśmowo po­ kazuje nam telewizja. Zapew nia indywidualny dostęp do kłopotliwie niejednoznacznych i „zakazanych" idei. Oczywiście chodzi tu także o tę dawną kultywację - utrwalanie i rozwijanie, abyśmy w dalszym ciągu byli zdolni przyjmować odziedziczony kapitał kultury i przeży­ wać uczucie pełnej współprzynależności, więzi z naszymi towarzysza­ mi podróży przez życie — narodem i ludzkością. Klasyczne otoczenie budynku i atmosfera jego wnętrz bardzo w tym pomaga. Ale M C K to nie katakumby, choć niektóre z jego sal wręcz zachęcają do takiego

(12)

spojrzenia: można by w nich przechowywać wieczny ogień dla przy­ szłych pokoleń, czekając, aż osiągną dojrzałość. N a pewno nie. M C K to strefa otwarta, pełna światła wolności myśli i estetyki, stwarzającego także szansę pradawnego wtajemniczenia. Dla niektórych Schronie­ nie. I przepis na to, ja k zachować wiarę w fundamentalne posłannic­ two kultury i sztuki, tak, tę modernistyczną wiarę w wartość kultury w dzisiejszym postpostmodernistycznym świecie. Każdy z nas może sobie wyobrażać świat taki, ja k mu dyktuje własna niepowtarzalna fantazja. Śnić na jawie, wydobywać z niepamięci zapomniane, zgubić się w emocjonalnej samotności. W ystarczy otworzyć drzwi.

M C K to Europa. Jego misją jest przywrócenie nas jako istot kul­ turowych Europie, którą nam skradziono. Po to, by życie kulturalne Europy było także nasze, a nasze - jej. To nie iluzja ekskluzywnej Eu­ ropy Środkowej, jaką w beznadziei lat osiemdziesiątych konstruowali dysydenci. To dzisiaj rzeczywistość, którą M C K wypełnia z pasją godną ostatnich romantyków. Projekty i programy nie są tylko sposobem na przyłączenie się do obrzędów kultury, ceremonii i zwyczajów zachod­ niej Europy, które tak niegdyś podziwialiśmy. Zazdrość nie opuszczała nas przez całe dwa pokolenia, pod wpływem różnych bodźców, które mimo cenzury do nas przeniknęły, staraliśmy się nie tylko myśleć, ale też zachować wrażliwość. M C K jest dzisiaj jak wielka misa, jak przestrzeń wypełniona atmosferą zachęcającą do poznawania wszystkich sąsiadów przez kulturę. Bez ksenofobii wynikającej z polityki kulturalnego izola- cjonizmu, która ograniczała nasze relacje z otaczającym światem. D zi­ siaj mamy możliwość, a nawet obowiązek dokładania do tej wspólnej misy tego, co produkujemy i za pośrednictwem czego chcemy uczestni­ czyć w nadawaniu sensu zmianom. A mamy co dołożyć.

Z a drzwiami, na Rynku, od średniowiecza wre wciąż zabawa, dziś sprzedaje się tu szczęście pojone narkotykami i alkoholem. W au­ rze hedonizmu ludzie tańczą radośnie wokół najnowocześniejszych kiczów. Rodzą się i zanikają kreowane na chybcika kulty, zamiłowa­ nia, mody. Wybuchają nagle, by chwilę później równie nagle popaść w zapomnienie. M iędzynarodowe Centrum Kultury nie oddziela się od tego świata przepaścią, której nie da się pokonać. N ie stawia sobie za cel ochrony przed prymitywizmem, nie jest wyspą dla wielbicieli minionych epok. Przeciwnie. Z każdym otwarciem drzwi za progiem M C K zwyczajne odczucia zmieniają się w aktywność: wrzawa prze­ mienia się w muzykę, a pospolita ciekawość w żywe zainteresowanie, M C K to część kulturalnego środowiska miasta, a jednocześnie swego

(13)

17 W y s t a r c z y , ż e m o ż e m y w e jś ć

rodzaju most. Most, który umożliwia przejście na drugą stronę i tw ór­ cze czerpanie, nie tylko odtwarzanie. M ost, który łączy rozmaitych ludzi różnych narodów, każdemu zapewniając przy tym luksus w yjąt­ kowości. M ost na drugą stronę naszej wyobraźni.

(14)

Csaba G.

Kiss

3 CÛ

Br a ma

k r a ko ws k a

C s a b a G . K iss

H isto ry k literatury i kultury, eseista, znaw ca problem atyki śro dk o w o euro ­ pejskiej. W latach 19 8 7 - 1 9 9 0 działał w węgierskiej opozycji, w spó łtw o rzył W ęgierskie Fo rum D em okratyczne. W okresie 1 9 9 2 - 1 9 9 5 b ył dyrektorem Instytu tu E u ro p y Śro dk o w ej w B u d a ­ peszcie. O d 19 9 5 je st profesorem w K a te ­ drze H istorii K u ltu ry na Uniw ersytecie im. Lo rând a Eö tvö sa w Budapeszcie. W yk ła d a także w Sem in ariu m S tu d ió w Środkow oeuropejskich działającym p rzy Instytucie Slaw istyk i i Stu d ió w W scho d nio eu ro pejsk ich U n iw ersytetu K aro la w P radze. A u to r wielu publikacji, m .in. D z ie n n ik a polskiego 1 9 8 0 -19 8 2 ( 2 0 0 0 ) i L e k c ji E u ro p y Ś ro d k o w ej (2 0 0 9 ).

(15)

Międzynarodowe Centrum Kultury kojarzy mi się w pierwszym rzę­ dzie z bramą, i to pisaną dużą literą. Kiedy jesienią 2004 roku kura­ torium Fundacji im. Gabora Bethlena w Budapeszcie zwróciło się do mnie z prośbą o wygłoszenie krótkiej laudacji z okazji przyznania M ię­ dzynarodowemu Centrum Kultury medalu Ärona Märtona, ów obraz wtedy także się pojawił. Z pewnością nie bez znaczenia dla tych sko­ jarzeń jest Brama Floriańska, jedna z emblematycznych budowli K ra­ kowa. (Choć trzeba też pamiętać o innej Bramie Krakowskiej - skalnej bramie w Ojcowskim Parku Narodowym, którędy niegdyś wiódł szlak handlowy na Śląsk). Przede wszystkim jednak myślę o ogólnej symbo­ lice bramy. O tym, że brama to wejście i wyjście, przybywanie i odcho­ dzenie, miejsce „pomiędzy’) umożliwiające nawiązanie kontaktu mię­ dzy dwoma światami: znanym i nieznanym. Otwarta brama zaprasza, jest znakiem zaufania. I od samego początku - a dla mnie początek to rok 1993 i zorganizowana z rozmachem pierwsza konferencja naukowa o narodach i stereotypach - postrzegam M C K właśnie jako bramę. Bramę symbolizującą ducha otwarcia Krakowa i Polski w kierunku Europy Środkowej oraz zapraszającą, stwarzającą przestrzeń wymiany między kulturami, dalszymi i bliższymi sąsiadami.

Dobrze było widzieć, jak odradzająca się Polska odkrywa na nowo tę niedookreśloną, zmieniającą się także terytorialnie Europę Srodkowo- -Wschodnią, niekoniecznie tożsamą z dawną monarchią naddunajską. Europę na wschód od Zachodu i na zachód od Wschodu, Europę, na której pamięci historycznej kładą się cieniem dwa bolesne totalitaryzmy. Pamiętam, jak w latach siedemdziesiątych z trudem rozmawialiśmy z polskimi przyjaciółmi z mojego pokolenia o znaczeniu Europy Środ­ kowej. Przypuszczam, że im kojarzyła się ona z Mitteleuropą w wyda­ niu Naumanna. Dla mnie zaś ta Europa„pomiędzy”, spod znaku Laszló Nemetha, była czymś zupełnie innym, znaczyła dzielenie wspólnego losu z narodami znajdującymi się w takim samym położeniu jak my, ży­ jącymi na zachodnich kresach imperium sowieckiego. Takie jej pojmo­ wanie niosło z sobą nakaz poznawania sąsiadów. Duchowe spotkanie ze Stanisławem Vincenzem umocniło to moje przekonanie.

M C K podjęło tę misję zinwentaryzowania wspólnego dziedzic­ twa historycznego, budowania nowych kontaktów. Gościłem tu wielo­ krotnie w minionym dwudziestoleciu. Pamięć podsuwa mi tyle w spo­ mnień. .. Sympozja, spotkania okrągłego stołu, wydarzenia kulturalne. Nieustanna wymiana myśli - przy biało nakrytym stole, z kolegami, od Ukrainy po Czechy, i (co nie mniej ważne) z przedstawicielami

(16)

Csaba G . Kiss

życia naukowego i artystycznego Polski. Z trudem umiałbym dokład­ nie odpowiedzieć na pytanie, w ilu wydarzeniach uczestniczyłem. Ł a ­ twiej byłoby wyliczyć „materialne” rezultaty, jakim i są publikacje. To jednak moim zdaniem tylko jedno - bardzo istotne, ale nie jedyne - osiągnięcie M C K . Spotkania inicjujące dialog między kulturami czy ludźmi oddanymi tej idei są co najmniej tak samo ważne. Mogłem na przykład uczestniczyć w polsko-słowackim sympozjum na temat toż­ samości słowackiej, a nawet śpiewałem razem z ministrem Rudolfem Chmelem na Rynku Głów nym przy akompaniamencie słowackich muzykantów: on zanucił pieśń słowacką, a ja węgierską, choć melodia była ta sama; w Europie Środkowej zdarzają się i takie przypadki.

D o tego objazdy studyjne! Poznać miejsca pamięci - odwiedzając je osobiście. Odwiedzić dworek, w którym rozegrały się wydarzenia inspirujące Wyspiańskiego do napisania dramatu. Z Gorlic aż do Bardejovskich Kupeli podróżować autokarem, często po bezdrożach, szlakiem cmentarzy wojskowych z czasów pierwszej wojny światowej. Zwiedzać zabytkowe kościoły polskiego Spiszą. Nocować na zamku w Niedzicy, gdzie grupę polsko-węgierską witała wywieszona nad bra­ mą czerwono-biało-zielona flaga.

W ciągu dwóch dziesięcioleci M C K stało się ważną instytucją o znaczeniu międzynarodowym. Przekazuje ona obraz Polski poza jej granice z niespotykanym sukcesem. My, Węgrzy, nigdy nie czuli­

śmy się obco, kiedy stawaliśmy w tej krakowskiej bramie. Podobnie ja k w wielu miastach na południu Polski, w Krakowie, a dokładnie mówiąc: w Podgórzu, jest ulica Węgierska, „nasza" ulica. Ale mamy tu także swój dom - w Rynku G łów nym pod numerem 25.

(17)
(18)

Je ro z o li m a S h lo m o A v in e ri

Politolog, ekonom ista. B yły dyrektor g e ­ neralny izraelskiego M in isterstw a S p ra w Z a g ran iczn ych , profesor nauk p o litycz­ nych na U niw ersytecie H ebrajskim w J e ­ rozolim ie. W yk ład a ł m .in. na uniw ersyte­ tach Yale, W esleyan, A ustralian N ation al University, w O xfo rd zie. W 1996 w y r ó ż ­ niony N a g ro d ą Izraela, najważniejszym odznaczeniem pań stw ow ym sw ego kraju. A u to r publikacji z dziedzin y filozofii i politologii, m.in. na tem at syjonizm u, H eg la i M ark sa, tłum aczonych na wiele języków . W 2 0 0 9 ukazało się polskie

w ydanie jeg o książki H eg la teoria n o w o ­

czesnego pa ń stw a .

Shlomo

Avineri

K r a k ó w —

miasto

pokonują«

granice

(19)

Kraków ju ż od dawna nie jest stolicą Polski. Mimo to, między innymi dzięki działalności Międzynarodowego Centrum Kultury, poza obec­ nymi granicami Polski jest dziś powszechnie postrzegany jako najważ­ niejszy ośrodek kulturalny w kraju. To niezwykłe osiągnięcie stało się ciałem dzięki połączeniu szerokiej wizji, wytrwałej energii, ogromnej erudycji, umiejętności organizacyjnych oraz wrażliwości intelektualnej i moralnej szeregu osób zaangażowanych w działalność kulturalną. W bardzo skonfliktowanej atmosferze politycznej, panującej w post­ komunistycznej Polsce, udało się tu zachować wyjątkową, godną po­ dziwu równowagę i konsekwencję działania.

Osiągnięcie to imponuje tym bardziej, jeśli wiemy, że pozbawiony stołeczności Kraków dotkliwie odczuł swoje zepchnięcie na margines. W ielu jego mieszkańców i intelektualistów skupiło się więc na życiu wewnętrznym, zamykając się w sobie; z jednej strony odbierano to jako wartość pozytywną, a z drugiej traktowano jako rezygnację wy­ muszoną przez okoliczności. Uprawiając swój duchowy ogródek, kra­ kowianie spoglądali ze wzgardą na banalne zajęcia typowe dla innych, bardziej dynamicznych nowoczesnych stolic. Skoncentrowanie się na sobie miało pewien urok, zwiększyło jednak intelektualną marginali­ zację miasta.

W ybór kardynała W ojtyły na papieża sprawił, że Kraków ponow­ nie znalazł się w centrum powszechnej uwagi i polityki światowej. Wydarzenie to postawiło również przed miastem nowe, niepokojące wyzwania. Chodziło o to, ja k przekształcić świeżo zyskaną sławę i po­ pularność w trwałą wartość, która wykroczy poza życie i osiągnięcia jednego wybitnego człowieka, niezależnie od ich dramatycznego, in­ spirującego charakteru. A także o to, ja k zapewnić Krakowowi stałe miejsce w świecie, który szybko zmieniał się z dwubiegunowej, dy- chotomicznej struktury w nowe forum międzynarodowej współpracy o zasięgu do tej pory niespotykanym, otwierające drogę do zjednocze­ nia kontynentu.

Takie zadanie postawiło sobie także M iędzynarodowe Centrum K ultury pod inspirującym kierownictwem profesora Jacka Purchli. Jednym z aspektów tego zadania był dylemat, z którym mierzono się powszechnie w całej N owej Europie i który niekiedy prowadził do gorzkich politycznych dyskusji; Czy Europa, nadal lecząca się z ran zimnej wojny i straszliwego dziedzictwa drugiej wojny światowej, zo­ stanie poddana ujednolicającemu, spłaszczającemu wszystko glajch- szaltungowi, który zniszczy różnorodność, wyjątkowość, swoistość

(20)

Shlomo Avineri

i historyczne tradycje tej części świata? Czy nowe prawa, instytucje, autostrady, swobodny przepływ towarów i ludzi stworzą kalekiego, zamerykanizowanego Behemota, jednowym iarowy kontynent p rzy­ pominający step, żyjący w pokoju, lecz zubożony, pozbawiony różno­ rodności zamieszkujących go dusz?

Am ittai Ben-Shephatiah, hebrajski poeta żyjący w IX wieku w bizantyjskich południowych W łoszech, zachwycał się w pięknym wierszu, że Wszechmogący, który stworzył człowieka na własny ob­ raz, nadał jednak każdemu inną twarz i wygląd, tak że nie ma dwóch identycznych ludzi, a zarazem wszyscy są odzwierciedleniem Stw ór­ cy. Mutatis mutandis - oto na czym polegała misja M C K : zachować wyjątkowe piękno i różnorodność Krakowa, a jednocześnie tworzyć powiązania miasta z uniwersalnym, przekraczającym granice, ponad­ narodowym dziedzictwem całej Europy.

Pierwszym, w pewien sposób paradoksalnym krokiem na tej dro­ dze było oparcie się właśnie na prowincjonalności Krakowa i jed n o­ czesne wykraczanie poza nią. Tego, że miasto nie jest stolicą Polski, nie postrzegano ju ż jako przeszkody i utrudnienia, przekształcono to w ważny atut. Skoro Kraków nie miał ju ż etykiety stolicy kraju - i w związku z tym przestał być stale posądzany o tajne plany politycz­ ne, Realpolitik i skryte marzenia o zdobyciu większych wpływów, a kto wie, może nawet o rekonkwiście - m ógł interesować się najbliższymi sąsiadami w bardziej swobodny sposób, bez wzbudzania podejrzeń czy nieufności. M ógł zatem odwoływać się do swojej przeszłości - kulturalnej, artystycznej, architektonicznej, językowej - wykraczającej poza krępujące granice współczesnej Polski, wyznaczone przez roz­ biory i wojny światowe, niejednokrotnie narzucone przez obce mocar­ stwa ze W schodu i z Zachodu, wbrew woli polskiego społeczeństwa. Dzięki temu Kraków mógł zwrócić się ku swojej austriackiej przeszło­ ści, co połączyło go nie tylko z Wiedniem, Pragą, Budapesztem i Bra­ tysławą, ale także ze Lwowem, Czerniowcami i Koloszwarem (obecnie Kluż-N apoka).

W tym kontekście M C K , budując relacje w zakresie kultury ze Lwowem, mogło z miejsca odnowić powiązania z polską częścią histo­ rii tego miasta, a zarazem pokazać wspólną galicyjską tożsamość obu ośrodków, uformowaną głównie za panowania Habsburgów, a jedno­ cześnie podkreślić szacunek dla ukraińskiego dziedzictwa i obecnej tożsamości Lwowa. Zwracając uwagę na niezwykły charakter miast i kultury Spiszu, można było przedstawiać wyjątkową historię tej ziemi

(21)

25 K r a k ó w - m i a s t o p o k o n u j ą c e g r a n i c e

na tle bliskich związków polsko-węgierskich, tak ważnych w historii obu krajów, a jednocześnie skupić się na rozwijaniu polsko-słowackiej wymiany kulturalnej i polityki dobrosąsiedzkiej. W bogatym progra­ mie działalności M C K znajdzie się wiele innych tego typu przykładów, dotyczących zarówno Krakowa, ja k i innych miejsc w regionie. Poka­ zują one również, że tradycyjny podział na centrum i peryferie bywa sztuczny i przesadny oraz że w tej części Europy wiele miejsc może być jednocześnie centrum i peryferiami, w zależności od tego, skąd się je obserwuje. Dzięki wszystkim tym działaniom M C K w dużej mierze przyczyniło się do przemiany Krakowa z prowincjonalnego polskiego miasta w prawdziwą metropolię kultury.

W podobny sposób, choć na innym poziomie, Międzynarodowe Centrum Kultury zajęło się również żydowską historią Krakowa i ca­ łego regionu. Po 1989 roku Polska podjęła energiczne działania, by zmierzyć się ze skutkami Holokaustu i blisko półwieczem świadomej polityki komunistów, pogrążającej tę część przeszłości w zapomnie­ niu. Choć starania te czyniono w dobrej wierze, nie zawsze ukazywały one w pełni bogactwo, różnorodność i pluralizm żydowskiej obecno­ ści w Polsce. W wielu przypadkach w ogóle nie poruszano też kwestii związanych z tym, ja k ustosunkowywała się do Holokaustu i później­ szych przemilczeń nieżydowska część polskiego społeczeństwa.

Z e zrozumiałych względów w wielu przypadkach skupiano się na rzeczach powierzchownych. Egzotyka religijnych Żydów z brodami, przyodzianych w chałaty oddziaływała na wyobraźnię wielu Polaków, którzy niekiedy otwarcie przyznawali się do nostalgicznej tęsknoty za tymi niezwykłymi postaciami, nieurozmaicającymi ju ż monotonnego pejzażu ludzkiego w Polsce. Popularność zyskały muzyka klezmerska i żydowska kuchnia, a ich znajomość stała się nawet znakiem popraw­ ności politycznej. A le choć te przemiany w percepcji były wartością pozytywną, czasem widać w nich było tendencję do nadmiernego podkreślania fotogenicznej „inności" Żydów, a ju ż na pewno tworzyły daleki od historycznej rzeczywistości portret Żydów polskich sprzed 1939 roku. N ie byli oni przecież bynajmniej jednolitą społecznością, którą ukazywały stereotypowe wizje, w pewien sposób będące lustrza­ nym odbiciem starych stereotypów antysemickich - tyle że z konotacją pozytywną. Stereotypy jednak zawsze pozostają tylko stereotypami.

Międzynarodowe Centrum Kultury umiało wyjść poza ograni­ czenia tych utartych wyobrażeń. Świadczą o tym zarówno konferen­ cje, objazdy studyjne i projekty naukowe, jak i wystawy, zwłaszcza

(22)

Shlomo Avineri

pełna dramatyzmu ekspozycja Świat przed katastrofę. Jak się okazało, Kraków nadaje się też najlepiej spośród wszystkich innych miast do przedstawienia życia Żydów w międzywojennej Polsce, o wiele bar­ dziej zróżnicowanego i niejednorodnego niż w stereotypach. Wystawa, na której zgromadzono zdjęcia i dokumenty z różnych miejsc, ożywiła dynamiczny, barwny świat krakowskich Żydów. Pokazała Żydów or­ todoksyjnych i świeckich, tradycjonalistów i wielbicieli nowoczesności, liberałów i socjalistów, zwolenników asymilacji i syjonistów. Z aśw iad ­ czała o fakcie, który może wydawać się czymś paradoksalnym: że syjo­ nizm był bardziej popularny wśród mocno zintegrowanych społecznie Żydów „spolonizowanych” niż w środowiskach ortodoksyjnych. Do najbardziej fascynujących eksponatów na wystawie należały dziesiąt­ ki wizytówek żydowskich przedstawicieli różnych zawodów: lekarzy, prawników, przemysłowców, księgowych, architektów, inżynierów, nauczycieli muzyki, dentystów, handlowców - a także krawców czy pasmanterników, oraz karty wizytowe żydowskich organizacji, od klubów, lóż i stowarzyszeń politycznych po tradycyjne towarzystwa dobroczynne i pogrzebowe. Języki, w jakich napisane są karty wizyto­ we - większość jest po polsku, niektóre po hebrajsku i w jidysz, inne zawierają tekst dwujęzyczny - a także styl, w jakim zostały zaprojekto­ wane, ewokują bogactwo i energię tętniącego życiem, wielowarstwowe­ go społeczeństwa o wysoko rozwiniętej kulturze.

Wystawa ukazała cały żydowski wszechświat, który miał w praw­ dzie swoją własną kulturę i tradycje odmieniające się w kalejdoskopie form i norm, ale był także częścią całego społeczeństwa polskiego. Przypomniała zwiedzającym, że przed 1939 rokiem większość Żydów w Krakowie nie mieszkała na Kazimierzu, na swój sposób roman­ tycznym, ale także biednym i zaniedbanym. Po raz kolejny dowiodła prawdziwości tezy, że Żydzi w przedwojennej Polsce żyli nie na mar­ ginesie polskiego społeczeństwa, ale w jego obrębie. N ie da się pisać historii Polski, nie rozumiejąc, że Żydzi byli częścią jej społeczeństwa, nie zaś tylko zjawiskiem marginalnym. Fakt, że wywoływało to rów­ nież napięcia między resztą społeczeństwa i Żydam i, a także pomię­ dzy rozmaitymi grupami ludności żydowskiej, jest jednym z najważ­ niejszych elementów przedwojennej historii Polski.

Dwóm zdjęciom należy się szczególna uwaga. N a okładce katalogu wystawy widnieje scena, która na pierwszy rzut oka wydaje się przed­ stawiać typową polską mieszczańską rodzinę na Plantach, wystrojo­ ną w najlepszą świąteczną odzież - lecz zaraz potem spostrzegamy,

(23)

że chłopiec w tradycyjnym ubraniu jest ewidentnie uczniem jesziwy. Trudno o coś bardziej polskiego w wyrazie niż to zdjęcie - lub z dru­ giej strony o coś bardziej żydowskiego. Drugie zdjęcie przedstawia Żydowskich żołnierzy składających przysięgę na renesansowym dzie­ dzińcu Z am ku Królewskiego na Wawelu w Krakowie. Przysięgę od­ biera od nich naczelny rabin Wojska Polskiego. Wprawdzie nie wy­ nika to ze zdjęcia, ale podpis powie nam więcej: ten rabin był jednym

Z oficerów zamordowanych w Katyniu. Jest to zatem część historii „naszej i waszej".

Międzynarodowe Centrum Kultury przedstawiło ten aspekt histo­ rii krakowskich Żydów tak, by pokazać, że jedynie całościowe podejście do historii miasta może rzeczywiście przywołać jego wyjątkowy, a jed ­ nocześnie uniwersalny charakter totalnego dzieła sztuki - Gesamkunst- werk. To konkretni ludzie poprzez swoją osobliwość i zwykłą ludzką naturę tworzą bogaty gobelin niekiedy tragicznej ludzkiej komedii.

Per aspera ad astra. Jak dobrze to rozumieli głosiciel liberalnego nacjonalizmu Giuseppe M azzini i prekursor nowoczesnego syjoni­ zmu M ojżesz Hess, obywatelem świata można stać się tylko poprzez bycie patriotą we własnym kraju. M C K pokazało, że jedynie poprzez konkret można osiągnąć prawdziwą uniwersalność, że wyjątkowość uwypukla to, co ludziom wspólne. Będąc krakowianinem, można stać się prawdziwym Europejczykiem - a w końcu również uomo univer­ sale. Prawdziwy uniwersalizm polega jednocześnie na dbaniu o to, co indywidualne, i umiejętności wykraczania poza tę wartość.

Z angielskiego przeło żyła M a rta D u d a -G r y c

(24)
(25)

E u r o p a

i di al og

(26)

W a rs z a w a - B ru k se la - S tr a sb u rg

Danuta

Hübner

D a n u ta H ü b n e r

Profesor nauk ekonom icznych, przew o dnicząca K om isji ds. R o z ­ w oju Regionalnego w Parlam encie Europejskim . W latach 1 9 9 8 - 2 0 0 0 zastępca Sek retarza G eneralnego O N Z , przew o dnicząca Europejskiej K om isji G o sp o d arczej. W okresie 19 9 7 - 1 9 9 8 szefow a Kancelarii P rezydenta RP. D o k tor honoris causa w dziedzinie ekonom ii U n iw ersytetu Ekonom icznego w P ozn aniu i U n iw ersytetu G o s p o ­ darki N aro d o w ej i Św ia to w ej w Sofii, doktor h onoris causa w dziedzinie praw a Un iw ersytetu Su ssex oraz w dziedzinie nauk politycznych Università degli S tu d i C am e rin o i Université de Valenciennes. A u to rk a wielu publikacji naukow ych - artyk ułó w i książek.

E u r o p a

j e s t

(27)

3 i

i 13 m arca 19 7 7 siedem dziesięcioletni filozof, rzecznik opozycyjnej w obec reżim u kom unistycznego K a rty 7 7, zm arł w trakcie policyjnego przesłuchania.

Czym jest Europa? To pytanie stanowiło w ciągu wieków przedmiot refleksji wielu myślicieli, a także ludzi czynu. Wolter, Napoleon, R o ­ bert Schuman - trzy przykładowe postaci z nowożytnej historii na­ szego kontynentu. Każdy z nich miał swoją wizję Europy, którą na swój sposób próbował wcielać w życie. Dla Woltera Europa była prze­ strzenią wolnej ekspresji intelektualnej, walki o prawa człowieka, ale również miejscem, gdzie rodziła się pokusa poszukiwania władcy na tyle silnego, aby był zdolny zaprowadzić i utrzymać liberalny porządek. Dla Napoleona była miejscem realizacji hegemonicznych ambicji poli­ tycznych jego państwa i, przy okazji, jego rodu. Dla Schumana była po­ litycznym marzeniem o jedności, wyrażonym w nowatorskim kształcie instytucjonalnym W spólnoty Węgla i Stali, która miała przezwyciężyć dotychczasowe różnice interesów poszczególnych państw.

Europa, i jako konkretne miejsce geograficzne, i jako idea politycz­ na czy estetyczna, zawsze miała w sobie coś, co pociągało marzycieli, wizjonerów - zarówno tych, których pragnieniem była dominacja, jak i tych, którzy odnajdywali w niej zaczątki lepszego świata, swoistej „ziemi obiecanej", zdolnej odmienić rzeczywistość, w której będą żyły następne pokolenia.

Te dwa nurty, pragmatyczny i idealistyczny, przeplatają się w hi­ storii naszego kontynentu - a więc siłą rzeczy muszą wchodzić z sobą w dialog. M ożna powiedzieć, że Europa jest dialogiem. N ie byłaby sobą, gdyby było inaczej.

Czeski filozof Jan Patoćka uważał, że Europa poprzez samo swo­ je „bycie w czasie" ustanawia zasady własnej historii, które możemy

odnaleźć w jej filozoficznym, naukowym i kulturowym dziedzictwie. Europa według Patoćki nie zamyka tego dziedzictwa przed innymi, przeciwnie: w zglobalizowanym świecie jedyną racją istnienia Europy jako idei jest dzielenie się tym dziedzictwem z innymi. Czeski filozof był przekonany, że Europa ma szansę dokonania zasadniczej zmiany w rozwoju ludzkości, jeżeli tylko będzie się kierować w swych działa­ niach „poczuciem troski" o właściwe wykorzystanie tych instrumentów rozwoju, które dała całemu światu. Doświadczywszy na sobie efektów totalitarnego ustroju, Patoćka doskonale wiedział, że niektóre z tych instrumentów mają straszliwy potencjał niszczenia: narodów, kultur, a także pojedynczych ludzi wrzuconych, często anonimowo, w machi­ nę represji czy terrorui. Patoćka nie popełnił błędu Woltera: nie szu­ kał oświeconego władcy, który zagwarantuje wolność narodom Europy. Uważał, że o tę wolność Europejczycy muszą zadbać sami, podejmując

(28)

32 Danut a Hübner

2 „W h ite Paper on Intercultural Dialogue:

L iv in g together as E quals in D ignity", p rz y­

jęty 7 lipca 20 0 8 r. na 118. sesji ministerial­ nej m inistrów spraw zagranicznych R ad y Eu ro p y w Strasburgu.

odpowiedzialność za dobro wspólne, krytycznie analizując swoje hi­ storyczne dziedzictwo i stawiając wolność i godność ludzką ponad „kajdany, które trzymają życie w uścisku samospełnienia". Europejczyk według Patoćki to ktoś, kto wychodzi poza swoją własną sferę bezpie­ czeństwa i wygody (comfort zone) i rusza w nieznane spotkać Innego, w całym jego skomplikowaniu; a czyniąc to, doznaje duchowej prze­ miany i jednocześnie działa na rzecz uniwersalnej jedności.

Jest paradoksem historii, że Jan Patoćka, jeden z myślicieli najtraf­ niej wyrażających współczesnego ducha Europy, poza naszą częścią Europy jest raczej zapoznany - a zasługuje na to, aby stać się jedną z jej symbolicznych postaci.

Cały nurt refleksji etycznej, obecny w oficjalnych dokumentach instytucji ogólnoeuropejskich, takich ja k Rada Europy, jest w wielkiej mierze naznaczony przez typ myślenia wywodzący się z filozofii Pa­ toćki. Mogę tu przywołać tzw. W hite Paper zatytułowany Żyjąc wspól­ nie w równości i godności, przyjęty w lipcu 2008 roku2. Dokument ten i idee w nim zawarte są podstawą wypracowania wspólnej europej­ skiej odpowiedzi na wyzwania stojące przed Europą.

Wyzwania te w dużej mierze związane są z tym, że Europa staje się coraz bardziej różnorodna i wielobarwna. Każde większe miasto jest tyglem kulturowym, a wielokulturowość jest normą, a nie wyjąt­ kiem. Migracje ludności, a co za tym idzie integracja rożnych wspól­ not narodowych, społecznych i religijnych siłą rzeczy poszerzają ramy europejskiego projektu demokratycznego, a jednocześnie znacząco go modyfikują w kierunku większej inkluzywności. A większa inklu- zywność, ja k pokazały studia wybitnego urbanisty Richarda Floridy, sprzyja wzrostowi kreatywności wynikającej z bogactwa kulturowego i zasobów intelektualnych zróżnicowanej populacji.

Dużo obecnie słyszymy o narastającej fali eurosceptycyzmu, o znużeniu Europą, swoistym ennui, zniechęceniu opinii publicznej do procesu integracji, zmęczeniu kryzysem. Niektórzy obserwatorzy, nawet przychylni Unii, ubolewają, że po wykonaniu takich zadań jak przyjęcie i obrona euro, kolejne poszerzenia czy akceptacja traktatu lizbońskiego nie ma ju ż żadnego ogólnoeuropejskiego projektu, który mógłby natchnąć i zainspirować nowe pokolenia Europejczyków. Ale być może problem polega na tym, że musimy niejako przestawić się na inny, mniej centralistyczny sposób myślenia, aby naprawdę docenić to, co dzieje się w Europie. Bo czy zawsze ta inspiracja musi przychodzić z Brukseli, z Paryża czy z W arszawy? Wydaje mi się, a nawet jestem

(29)

33 E u r o p a j e s t d i a l o g i e m

tego całkiem pewna, że w najbliższych dekadach będzie ona raczej nadchodziła z szybko rozwijających się miast-magnesów innowacji dla regionów, dla których będą one promieniującymi ośrodkami myśli, kultury, nauki i promowania nowych i zróżnicowanych stylów życia.

Największym, a nie zawsze docenianym fenomenem Europy jest to, że jej zjednoczenie w różnorodności odbywa się najpełniej na pozio­ mie regionalnym, gdzie ludzie osadzeni w lokalności czują się najbar­ dziej wolni, aby poszukiwać, każdy na swój sposób, życia w równości i godności. Jeszcze nie tak dawno lokalność kojarzyła nam się raczej z zamkniętymi, tradycyjnymi wspólnotami, z trudnością otwierają­ cymi się na nowych przybyszy. Obecnie dzięki wielu mechanizmom innowacyjnym, a także samej technologii komunikacji, żyjąc lokalnie, naprawdę można, po raz pierwszy w historii, jednocześnie myśleć i działać globalnie.

Regiony są tym miejscem, gdzie tworzy się nowa Europa — sil­ ne ekonomicznie, dysponujące kapitałem społecznym, promieniujące kulturowo i połączone ze sobą i światem zewnętrznym wieloma wię­ zami. S ą przyszłością projektu europejskiego.

My, współcześni Europejczycy, dostaliśmy od losu wielką szan­ sę dokonania epokowej zmiany - o czym Patoćka m ówił ju ż ponad trzydzieści lat temu. Możemy uwolnić się od H istorii jako narzędzia przemielania ludzkich aspiracji i ambicji. Czy to na polach pod Ver­ dun, czy to patrząc na zniszczoną w powstaniu warszawskim stolicę Polski czy na Drezno po nalotach, pokolenia Europejczyków odwoły­ wały się do mitu daniny i ofiary z życia i do imperatywu obrony granic, przekroczenie których przez wrogie armie każdorazowo rozpętywało kolejny konflikt. Zazwyczaj się nad tym nie zastanawiamy, bo traktu­ jem y to jako coś oczywistego, ale wiele pokoleń Europejczyków uczyło

się w szkole z podręczników przedstawiających historię naszego kon­ tynentu jako pasma nieustannych wojen, zmiennych sojuszy, przejmo­ wanych bądź odbijanych terytoriów. My, Polacy, często postrzegamy nasz kraj jako ten, który został szczególnie dotkliwie potraktowany przez zmienne wiatry i nawałnice Historii. A przecież w sercu Europy są miejsca, które w podobny sposób odczuwały swój brak podmioto­ wości, ja k choćby Alzacja, ciągle rozrywana przez Francję i Niemcy, czy też Piemont albo Triest. A le nie o wyliczankę tu chodzi. Chodzi o to, że ten etap mamy ju ż szczęśliwie za sobą. Człowiek nie musi ju ż być nawozem Historii. A podręczniki mogą być pisane inaczej, mogą opisywać wspólny trud i wysiłek, nieustający dialog Europejczyków

(30)

Danut a Hübner

z różnych krajów na rzecz tworzenia lepszego świata. To prawdo­ podobnie brzmi strasznie idealistycznie, bo zawsze będą ludzie, dla których zabawa ołowianymi żołnierzykami i rekonstrukcja przeszłych bitew będzie bardziej fascynująca niż mozolne budowanie czegoś, co nie przynosi szybkiej sławy. Opowieść o Napoleonie zapewne jeszcze przez długi czas będzie bardziej atrakcyjna niż opowieść o Robercie Schumanie i powstaniu Europejskiej W spólnoty Węgla i Stali. Ale można postawić tezę, że to właśnie Schuman będzie dłużej pamiętany w dziejach Europy. Tak samo jak i Jan Patoćka.

(31)
(32)

W a rs z a w a A d a m M ic h n ik R edaktor naczelny „G a z e ty W y b o rcz e j”, historyk, eseista, publicysta polityczny. W latach 1 9 6 8 - 19 8 9 jeden z czołow ych o rganizatorów nielegalnej, dem okra­ tycznej opozycji. Po w ydarzeniach m arcow ych 1968 skazany na trzy lata w ięzienia. W latach siedem dziesiątych d ziałał w organizacjach opozycyjnych i w sp ó łw yd aw ał wiele pism drugiego obiegu. W latach osiem dziesiątych d w u ­ krotnie aresztow any i zw alniany na m ocy am nestii. U czestnik obrad „okrągłego stołu" w 1989; członek S to w arzyszen ia P isarzy Polskich. U h o n oro w an y licznym i odznaczeniam i i tytułam i doktora

h onoris causa. A u to r wielu głośnych

publikacji i artyku łów w czasopism ach całego św iata.

Adam

Michnik

Polska

i sąsiedzi

dwa d z i e ś c i a

lat po

(33)

37

Tym razem zacznę od końca. Otóż przez ostatnie dwie dekady po raz pierwszy od nie wiadomo ilu lat Polskę łączyły dobre stosunki z są­ siadami i nie miała problemów z mniejszościami narodowymi. To prawdziwy ewenement w naszej historii, to złamanie swoistego kodu myślowego obecnego w polityce polskiej. Wystarczy przypomnieć choćby dwudziestolecie międzywojenne, kiedy te dwa elementy decy­ dowały o naszej polityce zagranicznej i wewnętrznej, skutkiem czego mieliśmy wręcz fatalne stosunki z sąsiadami, no, może z wyjątkiem Łotwy, a mniejszości były ile traktowane i systematycznie dochodziło do konfliktów.

Oczywiście do pewnego stopnia było to także konsekwencją trakta­ tu wersalskiego, który prawa mniejszości narodowych w Polsce (i w in­ nych nowo powstałych państwach) gwarantował w sposób szczególny. To dyktowało ówczesnym liderom określony kurs polityki wewnętrz­ nej, która z drugiej strony kształtowała się w ogniu sporu ideowego pod hasłem: Polska narodowa czy narodowościowa. I obóz Polski narodo­ wej, czy też narodowej demokracji, formalnie walkę o władzę przegrał, za to wygrał walkę o rząd dusz.

O tóż dzisiaj Polska jest inna i inna jest jej sytuacja. Teraz jeżeli nawet stosunki z sąsiadami nie są takie, jak byśmy chcieli, to na ogół nie z naszej winy i nie w wyniku złej polityki Polski - z wyjątkiem dwuletniego epizodu rządów tzw. I V RP, kiedy cała polityka i retory­ ka rządu była nastawiona na wzbudzanie emocji antyrosyjskich, anty- niemieckich i antyeuropejskich.

Z m iany w Rosji pokazują dość konsekwentną ewolucję: od sła­ bego państwa pod kierownictwem prezydenta Borysa Jelcyna, który szukał związków z Zachodem i rzeczywiście wiele robił dla ułożenia relacji z sąsiadami europejskimi, do państwa W ładim ira Putina, któ­ ry prowadził politykę pod hasłem „Rosja podniosła się z kolan i teraz Rosja będzie przemawiała innym językiem". Oczywiście ta polityka musiała dojść do kresu i dzisiaj dla rosyjskich elit jest rzeczą dość oczywistą, że dalej tym kursem iść się nie da.

Rodzi się więc pytanie, jaki ma być ten nowy kurs. W istocie jest to pytanie o to, co kryje się pod szyldem „modernizacja”. Dlaczego Rosja zdecydowała się na nową politykę w stosunku do Europy Zachodniej i do Ameryki, ale także - i to jest może najbardziej spektakularne - w stosunku do Polski?

W Polsce ta zmiana kursu trafiła na fatalny moment. N ie chcę się tutaj zagłębiać w całą tematykę katastrofy smoleńskiej. W szystko, co

(34)

Adam Michnik

ostatnio oglądaliśmy na ekranach telewizorów, te sprawozdania z S e j­ mu, to powtarzanie, że Rosja plunęła Polsce w twarz, że działania naszego rządu to największe zaprzaństwo narodowe w tysiącletniej historii Polski... - to wszystko w Rosji znosi się z podziwu godnym spokojem. Wedle mojego rozeznania w obyczajach rosyjskich i rosyj­ skiej polityce powinno to było wywołać falę bardzo ostrych antypol­ skich ataków - tymczasem nic takiego się nie pojawiło. Co oznacza, że to wyciszenie jest rezultatem odgórnej dyrektywy.

W internecie wygląda to ju ż trochę inaczej. W ystarczy poczytać błogi tzw. gosudarstwienników, czyli wielkoruskich nacjonalistów typu Aleksandra Dugina. Ich ton jest zupełnie inny, znacznie ostrzej­ szy i nieprzyjemnie antypolski, ale jednocześnie - i to jest ciekawe - oskarżonym jest prezydent Dm itrij Miedwiediew. Zarzu ca mu się zmianę polityki Putina i obarcza winą za dopuszczenie do tego, że Rosja jest obrażana.

Dlaczego Rosja zmieniła politykę wobec Polski? Chciałbym tutaj zwrócić uwagę na dwie tendencje. Po pierwsze, o czym wielokrotnie m ówił i sam prezydent Miedwiediew, i ludzie z jego otoczenia - W ła ­ dysław Inoziemcow, Igor Jurgens czy Jewgienij Gontmacher - Rosja nie może się rozwijać wyłącznie w oparciu o naftę i gaz. Gospodar­ ska rosyjska jest zacofana, niekonkurencyjna i na tej płaszczyźnie potrzebna jest modernizacja. A modernizacji bez Zachodu nie da się zrobić. Polska zaś może być trwałą przeszkodą w relacjach Rosji z Z a ­ chodem. Po drugie - i z taką opinią można się spotkać w otoczeniu premiera Putina - Polską nie należy się przejmować, sprawa Katynia natomiast powinna nam, Rosjanom, uświadomić, że cały nasz wielki kraj jest usiany rosyjskimi Katyniam i. I musimy przełamać ten histo­ ryczny impas kłamstw czy przemilczania tych spraw, bo inaczej obróci się to przeciwko nam i ta prawda stanie się sztandarem opozycji anyt- putinowskiej czy antyprezydenckiej.

Można sądzić, że Rosja poczuła się pewniej po tym, co wydarzy­ ło się na Ukrainie po porażce obozu „pomarańczowych” i dojściu do władzy Janukowycza. Stosuje on putinowskie metody rządzenia pań­ stwem, tyle że o wiele brutalniejsze. Putin na obecną sytuację w Rosji pracował przez sześć lat, Janukowycz robi to dużo szybciej, zachowując wszystkie podstawowe elementy putinizmu, a więc: rozbicie opozycji, likwidację niezależnych instytucji typu Trybunał Konstytucyjny czy bank centralny, podporządkowanie niezależnych mediów, podpo­ rządkowanie wymiaru sprawiedliwości i, co najważniejsze, zastąpienie

(35)

39 P o l s k a i s ą s i e d z i d w a d z i e ś c i a l a t p o

normalnej polityki operacjami służb specjalnych. W moim przekona­ niu to jest rdzeń putinizmu i tego pomysłu politycznego, który ma swo­ ich zwolenników we wszystkich postkomunistycznych krajach Europy.

C o się za tym kryje?

Można spróbować znaleźć ten wspólny mianownik dla relacji polsko- -ukraińskich czy polsko-białoruskich. Polska polityka znalazła się, moż­ na powiedzieć, w pułapce dobrej woli. Właściwie nie ma dzisiaj dobrego pomysłu, jak prowadzić politykę wobec Białorusi, bo wszystkie pomysły przegrały, wszystkie. Więc najpewniej przed nami kolejne ochłodzenie i czekanie na to, co będzie po Łukaszence,

Sprawa jest dość skomplikowana. Przed laty opublikowaliśmy w „Ga- zecie Wyborczej" artykuł nieżyjącego ju ż Marka Karpia, szefa Ośrod­ ka Studiów Wschodnich. Karp pisał, że - paradoksalnie - Aleksandr Łukaszenka będzie tym prezydentem Białorusi, który umocni i usta­ bilizuje Białoruś jako niepodległe państwa - dlatego że wygrał wybo­ ry, w których wystartował pod hasłem „Do Rosji choćby na kolanach”, a jednocześnie nie zamierza być jeszcze jednym gubernatorem. Widać to wyraźnie na przykładzie Związku Białorusi i Rosji. Rachuby Łuka­ szenki były takie, że Jelcyn zostanie prezydentem, a on wiceprezydentem Z B iR -u i naturalną koleją rzeczy przejmie schedę po Jelcynie i stanie na czele Związku. W końcu skoro wielkim Związkiem Sowieckim mógł rządzić Gruzin, to dlaczego ZB iR -em nie może kierować Białorusin?

Te nadzieje rozwiały się, kiedy Jelcyn na swojego sukcesora wyzna­ czył Putina. Okazało się wówczas, że konflikt z Kremlem przekłada się na działalność Łukaszenki na rzecz Białorusi niezależnej od R o ­ sji, działalność, której tłem były wszystkie te awantury o gaz, o kanały przesyłowe, o ceny. Diagnoza Karpia okazała się więc prawidłowa.

Czy mamy problemy z Białorusią? Tam jest niezbyt liczna polska mniejszość narodowa, tymczasem był taki moment, moim zdaniem dość niebezpieczny, kiedy o polityce polskiej decydowały relacje Z w iąz­ ku Polaków na Białorusi z władzami tego państwa. Wydaje mi się, że to niebezpieczny kierunek. Cała konstrukcja K arty Polaka w moim prze­ konaniu była bezsensowna, stanowiła próbę budowania tożsamości polskiej nie w kontekście europejskim, tylko etnicznym. Jak bardzo zła jest taka polityka, pokazuje przykład Węgier, o czym za chwilę.

Polska polityka wobec Ukrainy miała swój wspaniały czas za po­ marańczowej rewolucji. Wtedy zarówno władze polskie, rząd, jak też opozycja i prezydent Aleksander Kwaśniewski zdali na piątkę egzamin z odpowiedzialności za własny kraj, za sąsiadów, za Europę. Później,

(36)

Adam Michnik

ju ż nie z naszej winy, okazało się, że Ukraina powtarza cały ciąg pol­ skich zdarzeń sprzed dwudziestu lat, poczynając od wojny na górze w obozie zwycięskich demokratów, co w konsekwencji doprowadziło do przegranych wyborów.

W Polsce to się zaczęło od wojny Wałęsy i obozu Mazowieckiego i skończyło się podobnie: w 1993 roku wybory wygrał S L D , a w 1995 prezydentem wybrano Kwaśniewskiego. Tyle że nasz postkom uni­ styczny S L D przepracował całą lekcję uczestniczenia w demokratycz­ nym państwie, w parlamentarnej demokracji, w gospodarce rynkowej i stał się formacją, która w pełni zaakceptowała te reguły gry, ja k rów­ nież zaakceptowała zasadniczy kurs polityki Polski - na Zachód, na N A T O i na Unię Europejską. Z Ukrainą było inaczej, tam ani „pom a­ rańczowi” nie mieli poziomu odpowiedzialności ówczesnego polskie­ go obozu postsolidarnościowego, ani też obóz Janukowycza nie miał polityków o takim poczuciu odpowiedzialności jak Aleksander K w a­ śniewski, W łodzim ierz Cimoszewicz, Leszek M iller czy jeszcze inni. Krótko mówiąc, kompromis zawarty w Polsce przy „okrągłym stole” owocował tym, że późniejsze konflikty nie były tak drastycz­ ne, że zawsze jakoś je rozwiązywano czy wygaszano przez szukanie i znajdowanie kompromisu. Dziś to wygląda trochę inaczej i chyba rzeczywiście pierwszy raz od 1989 roku mamy wewnętrzny kryzys, który przypomina zimną wojnę domową.

Jeśli chodzi o Litwę, to można powiedzieć, że była naszym sąsia­ dem uprzywilejowanym, cieszącym się w Polsce ogromnym, histo­ rycznym sentymentem. Ostatnio jednak stosunki polsko-litewskie zaogniły się, i to nie tylko dlatego, że polscy politycy są zirytowani tym, iż przez dwadzieścia lat żadna z obietnic litewskich w sprawie mniejszości, pisowni nazwisk etc. nie została dotrzymana. Pojawił się taki trend, że trzeba Litwie dać po łapach. To jest zrozumiałe, ale to niebezpieczna gra, ponieważ każda destabilizacja i wszelkie wzm ac­ nianie konfliktów w tym regionie musi obrócić się przeciwko rozwią­ zaniom demokratycznym.

Z Niemcami Polska ma stosunki dobre lub bardzo dobre. Trzeba jednak pamiętać, jak łatwo uruchamiają się mechanizmy resentymen- tów, zwłaszcza po naszej stronie. Wystarczyła jedna demagogiczna akcja Eriki Steinach, postaci przecież peryferyjnej w polityce niemiec­ kiej, jedno zręczne dotknięcie bolesnego miejsca pamięci polskiej, żeby wprost eksplodowała u nas nowa fala nastrojów antyniemieckich. A kiedy jeszcze dostojnik państwowy na spotkaniu pod Szczecinem

(37)

41 P o l s k a i s ą s i e d z i d w a d z i e ś c i a l a t p o

mówi: „Tu była Polska, jest Polska i będzie Polska" to stwarza coś, co jest niebezpieczne - poczucie zagrożenia ze strony obcych, Niemców. Z Czechami i ze Słowakami stosunki mamy tyleż dobre, co margi­ nalne. Dlatego uważam, że ogromne znaczenie mają działania takich instytucji ja k kierowane przez profesora Jacka Purchlę Międzynaro­ dowe Centrum Kultury, które jest nastawione na budowanie trwałych więzi z Czechami i w ogóle z sąsiadami - to akcja długofalowa i nie do przecenienia.

N ad tym wszystkim oczywiście unosi się myśl Jerzego Giedroycia. W szystkim się wydawało, że Związek Radziecki będzie trwał wiecznie, a Giedroyc nie tylko przewidywał jego rozpad, ale i widział jasno ciąg dalszy. Bardzo dobrze pamiętam rozmowę z nim, to był rok 1976, kie­ dy powiedział mniej więcej tak: „Związek Radziecki nieuchronnie się rozpadnie i wtedy uważajcie, nie sięgajcie po W ilno i Lwów i nie doma­ gajcie się tego, bo taki właśnie będzie moskiewski scenariusz bałkaniza- cji Europy Środkowej”. To był wielki wizjoner, a ja patrzyłem na niego trochę ja k na człowieka z księżyca. Jaki rozpad Zw iązku Radzieckiego? On też tłumaczył nam, że Polska nie graniczy Z Rosją, tylko z Ukrainą, Litwą, Białorusią. To była ta idea U LB, którą upowszechniał w dwugło­ sie z Juliuszem Mieroszewskim To był ten inny realizm.

Ta polityka jest dzisiaj zagrożona z dwóch stron. Z jednej strony przez dynamikę sytuacji w tamtych krajach, która jest niedobra dla nas, po prostu niedobra. Z drugiej strony przez dynamikę sytuacji u nas, kiedy polska opinia publiczna poddawana jest terapii szokowej, jeśli chodzi o rozbudzanie histerii zagrożenia.

Niedawno w parlamencie lider opozycji mówił, że Polacy często tracili wolność, ale nigdy godności, a teraz utraciliśmy godność, a ju ­ tro możemy utracić wolność. Otóż to jest retoryka strachu i oczywi­ ście jest ona absurdalna, ale trafia w nasze historycznie zakorzenione poczucie krzyw dy poczucie bycia oszukanym. W szystko to źle służy racjonalnemu myśleniu o przyszłości. M am poczucie, że w debacie publicznej przekroczone zostały wszelkie miary, że ju ż nie ma słów, które by kimkolwiek wstrząsnęły W szystkie zostały splugawione i pozbawione sensu.

Niemniej jednak w pierwszym okresie po roku 1989 fundamental­ ne kierunki polityki w naszych krajach były jasne. W Polsce z jednej strony była to reforma ustrojowa, przemiana dyktatury w demokra­ cję parlamentarną, w państwo prawa. 2 drugiej chodziło o odzyska­ nie suwerenności, o przekształcenie niesuwerennego członka Układu

(38)

Adam Michnik

Warszawskiego i R W P G w państwo suwerenne, które z własnego wyboru chce przynależeć do Paktu Atlantyckiego i do Unii Europej­ skiej. Wreszcie była to bardzo trudna transformacja ekonomiczna, która musiała przekształcić system nakazowo-rozdzielczy, gospodarkę centralnie sterowaną w gospodarkę rynkową opartą na kreatywności i prywatnej własności. Ta transformacja okazała się skuteczna, tu moż­ na mówić o sukcesie.

Rzec by można, że nasze kraje przekroczyły Rubikon, jedne szyb­ ciej, inne wolniej. I teraz rodzi się pytanie, do jakiego portu chcemy zawinąć. C o dalej? D o tego dochodzi swoiste zmęczenie reformami i znudzenie demokracją. Ten mechanizm powtarza się we wszystkich krajach postkomunistycznych. Najostrzej przejawia się to w Rosji, gdzie gospodarka rynkowa znaczy tyle co korupcja, złodziejstwo, p ry­ watyzacja znaczy: przechwycić to, co było własnością państwa, a par­ lamentaryzm to gadulstwo i awantury. Tak na to patrzy przeciętny ro­ syjski zjadacz chleba i jem u podoba się Putin, ponieważ ustabilizował sytuację w państwie, pogonił oligarchów, a zawsze jest przyjemne, gdy obrywają bogaci i potężni. Poza tym Putin przywraca społeczności ro­ syjskiej poczucie mocarstwowości: z nami muszą się liczyć, nas trzeba szanować, nas nie można lekceważyć.

To samo widać na Litwie. W czasie debaty zorganizowanej w par­ lamencie litewskim mówiono: „Polacy nie będą nam dyktować, jakie mamy mieć litery w alfabecie, a poza tym niech przeproszą nas za marsz Żeligowskiego na Wilno". Słuchałem tego ja k bajki o żelaznym wilku. Poważny historyk twierdził, że nasza granica wschodnia, a za­ chodnia Litwy, z polskiego punktu widzenia nie jest ostateczna. N a jakiej podstawie wyciąga się takie wnioski - zapytałem. I usłyszałem w odpowiedzi, że na podstawie mojego tekstu. Mojego tekstu? K tó ­ rego? Okazuje się, że w 2008 roku w Warszawie podczas konferencji „Sajudis — Solidarność; początek strategicznego partnerstwa” po­ wiedziałem, że wschodnia granica Polski jest równie niezmienna, jak zachodnia. H istoryk litewski mówi więc: N o dobrze, ale zachodnia może się przecież zmienić. Jak zachodnia, to i wschodnia.

To jest ten rodzaj dialektyki, którego normalny człowiek nie jest w stanie ogarnąć. Poruszyło mnie to, bo z tym litewskim absurdem nie byłem oswojony, ale z przerażeniem zauważyłem, że kiedy słyszę po­ dobne idiotyzmy w Polsce, to na mnie właściwie nie robią ju ż wraże­ nia. I to jest bardzo niebezpieczne. Oswoić się z absurdem to w efekcie pozwalać na absurd, tolerować absurd i nie zwalczać go.

(39)

43 P o l s k a i s ą s i e d z i d w a d z i e ś c i a l a t p o

C o byśmy powiedzieli, gdyby nas zapytano, o czym marzą W ła ­ dimir Putin, Viktor Orbân, W iktor Janukowycz, Aleksandr Łuka- szenka, o czym marzy Jarosław Kaczyński? Jest jeden kraj, na który patrzą z rozmarzeniem, z wiarą, miłością i nadzieją. To Chiny. Kraj, który w ciągu dwudziestu lat osiągnął fantastyczny sukces ekono­ miczny, to jest niebywałe, każdy, kto tam był, musi być oszołomiony. Kraj, który wypracował sobie fantastyczną pozycję międzynarodową, który trzyma łapę na amerykańskich pieniądzach, który inwestuje w Afryce, nawet H ugo Chàvez, który śpi i budzi się na ropie nafto­ wej, wie, że właśnie Chiny, Singapur to jest to, o czym się marzy.

I teraz rodzi się kolejne pytanie, na które odpowiedzi nie mam, ale chcę je wyartykułować, bo to mnie trapi, dręczy. C zy ten autokra­ tyczny zw rot w Europie Środkowej i W schodniej może doprowadzić do tego, że uformuje się tutaj system na wzór modelu chińskiego?

Widzimy, co się dzieje w Budapeszcie, gdzie mój dobry znajo­ my V iktor Orbân zachowuje się tak, ja k w ostatnim okresie komu­ nistycznych rządów nie śmiał się ju ż zachowywać Jânos Kâdâr, to znaczy, posiadając zdecydowaną większość w parlamencie, po prostu niszczy, dławi zasady demokracji, węgierskiego państwa prawa, aż po kneblowanie mediów elektronicznych włącznie. Dodajmy to, się dzieje w polityce ekonomicznej — tu nie jestem ekspertem, ale wedle kompetentnych opinii nie ma to nic wspólnego z polityką państwa w warunkach gospodarki rynkowej.

Porozmawiajmy z ludźmi analogicznej orientacji w Rumunii, w Bułgarii, w Słowacji - że wspomnę tu o Robercie Fico, liderze najsilniejszej partii słowackiej... W Republice Czeskiej sytuacja jest nieco inna, ale nie należy zapominać, że to Vâclav Klaus ogłasza całej Europie, iż nie ma nic gorszego niż Unia Europejska i że trzeba z niej uciekać ja k najszybciej.

Krótko mówiąc, jeżeli spojrzymy z perspektywy dwudziestu lat na to, co się stało w naszym regionie, odpowiedź musi być złożo­ na. W Polsce trwa spór, czy żyjemy w Rywinlandzie, Ubekistanie, kondominium niemiecko-rosyjskim, gdzie szerzy się putinizm, czy też żyjemy w państwie, które przez ostatnie cztery stulecia nie miało tak dobrych dwudziestu lat ja k te ostatnie. Oczywiście ja odpowia­ dam, że to drugie. Z czego naturalnie nie wynika, że ten polski sukces nie jest zagrożony. Jest, i to w paru miejscach. N a pewno realnym zagrożeniem jest polityka „orbanowska"; ale też trzeba się zastano­ wić, co doprowadziło do tego, że Orbân tak miażdżąco zwyciężył

(40)

Adam Michnik

w wyborach. I z tego punktu widzenia trzeba dzisiaj analizować po­ litykę naszego rządu.

W zasadzie jestem obrońcą rządu, bo uważam, że jest najlepszy z możliwych. N ie znaczy to, że akceptuję każde jego posunięcie czy nie dostrzegam drastycznych potknięć. Przykład pierwszy z brzegu: sytuacja w kolejnictwie. Zatłoczone dworce, niefunkcjonujące roz­ kłady jazdy, pociągi widma i brak jakiegokolwiek projektu naprawy. Przykład drugi: jeżeli prawdą jest to, czego się dowiadujemy teraz 0 przeszkoleniu pilotów, o ich przygotowaniu do lotów, to dlaczego po katastrofie samolotu C A S A , w której zginął kwiat dowództwa polskich sił lotniczych, zmiany nie nastąpiły? M inister powiada, że wydał decyzję. A le ja nie potrzebuję ministra, który wydaje decyzję, potrzebuję ministra, który potrafi wdrożyć tę decyzję.

Scenariusz autorytarny jest w pełni realny i trzeba tę możliwość traktować bardzo serio. N ie chodzi więc o ślepą aprobatę dla wszyst­ kiego, co robi rząd, lecz raczej o konstruktywną krytykę, podejm o­ waną w przekonaniu, że nie ma żadnej demokratycznej alternatywy dla obecnego układu sił. W moim przekonaniu powinien to być ten rodzaj krytyki, który uprawia Leszek Balcerowicz. Z am iast wskazy­ wać, na kogo głosować, mówi, jakie rozwiązania powinny być nego­ cjowane i jakich decyzji one wymagają.

O czywiście nad każdym krajem naszego regionu wisi niebez­ pieczeństwo autorytaryzmu, populizmu, nacjonalizmu. U nas ma to odrębny kontekst, bo mimo słabnięcia katolicyzmu w Polsce, na co wskazują wszystkie statystyki, łącznie z kościelnymi, wciąż jeste­ śmy krajem najpotężniejszego Kościoła katolickiego w tym regionie 1 w Europie. N asuwa się więc pytanie, jakie wobec tych wszystkich zagrożeń będzie stanowisko Kościoła. N aw et bowiem osłabiony pro­ cesami sekularyzacyjnymi, w tej sprawie może odegrać rolę decydu­ jącą. Opinia katolicka jest podzielona i nie wiadomo, czy zwycięży

duch, mówiąc metaforycznie, o. Ludwika W iśniewskiego czy o. T a­ deusza Rydzyka.

Chcę wierzyć, że wszystkie zagrożenia, o których tu mówiłem, są do przezwyciężenia. Jako pilny czytelnik M arksa, Engelsa, L e ­ nina i Stalina wiem, że nie ma żadnej konieczności historycznej, to nie żadne prawo ciążenia. Temu można się przeciwstawić, to jest dla mnie ogromnie ważne. A le jednocześnie według mnie właśnie teraz są rozdawane karty na długą rozgrywkę i tym, czego się panicznie boję, bo zawsze toruje to drogę rozwiązaniom autorytarnym, jest

Obraz

Tabela  i. Powierzchnia i ludność
Tabela 2. PKB (w miliardach dolarów)
Tabela 6. Rezerwy dewizowe
Tabela 7. Napływ inwestycji zagranicznych
+7

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wœród ogó³u bezrobotnych zarejestrowanych w powiatowych urzêdach pracy na koniec 2005 roku, po uwzglêdnieniu definicji wynikaj¹cych z Ustawy z dnia 20 kwietnia 2004 r. o

„Meridian” z kolei jest sztuką z gatunku „publicystycznych”, przedstawia historię starzejącego się kolejarza, zasłużonego uczestnika Słowackiego Powstania

17.oo: Uroczyste otwarcie II DNI KULTURY WĘGIERSKIEJ; otwarcie Wystawy antropologii wizualnej z Katedry Antropologii w Miszkolcu (Chatka Żaka).. Analiza opowiadania: Paweł

Tyle wiedzą o nas Polacy - zauważa Imre Laurinyecz, jeden z organizato- rów rozpoczynających się dzisiaj II Dni Kultury Węgierskiej.. Ośrodek Brama Grodzka - Teatr

Manipulacja genetyczna staje się arbitralna i niesprawiedliwa, gdy ludzki podmiot zostaje zredukowany do zwykłego przedmiotu, gdy jest on pozbawiony należnej mu autonomii i nie

Autor twierdzi, że szcze- gólną formą egzegezy w Qumran były peszery, czyli komentarze do ksiąg biblijnych.. Badacze tekstów qumrańskich wyróżniają procesy ciągłe

Okolicznościowe przemówienie wygło- sił także JE Ambasador Japonii w Polsce Kusumoto Yukichi, ponieważ Dni Japonii na Uniwersytecie Warszawskim odbywają się tradycyjnie pod

Przy charakterystyce działalności antropogenicznej wy- korzystano dane z opracowań encyklopedycznych, w tym głównie ze Słownika geografi czno-krajoznawczego Polski, według