• Nie Znaleziono Wyników

Kościuszko w West-Point

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kościuszko w West-Point"

Copied!
39
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Kościuszko w West-Point

V.

K ościuszko i W aszyngton.

(c. d.) Zbliżamy się do chwili, kiedy nastąpiło pierw sze osobiste spotkanie się Kościuszki z W aszyngtonem a winniśmy poświęcić kilka słów wypadkom, które je spowodow ały.

Flota francuska pod dowództwem d ’E stain g’a opuściła Tulon 13 kw ietnia, lecz w iatry przeciwne i burze spowodowały, że do­ piero 17 maja m ogła wyjść z m orza Śródziem nego a w trzy dni później, gdy płynęła pełnemi żaglami na zachód, na sygnał dany z o krętu adm iralskiego otw arte zostały koperty z zapieczę­ towanym i rozkazami i cala załoga dowiedziała się o rzeczywistem przeznaczeniu floty. W iadom ość tę pow itano entuzyastycznym i okrzykami na cześć króla i Ameryki.

Lecz i na oceanie podróż nie była szczęśliwszą. Po długiej walce z burzą stan ął d ’Estaing dopiero 7 lipca na kotwicy u uj­ ścia D elaw aru, przebyw szy 80 dni na morzu. Jakiż zawód spotkał go tu: ani armii nieprzyjacielskiej w Filadelfii, ani floty angiel­ skiej na Delaw arze!

A rm ia angielska opuściła Filadelfię, jak wiemy już, 18 czerwca, ciągnąc za sobą dw unastom ilow y szereg wozów bagażowych ') — przekonyw ający dow ód dla całej ludności m iasta i okolic, że nie był to jakiś m anew r wojskowy, jakaś w ypraw a czasowa, lecz gruntow ne opuszczenie miasta, które pełniło rolę serca państw zjednoczonych.

’) O fic e r o w ie a n g ie lsc y w y e k w ip o w a li się z takim i w y g o d a m i do A m e ­ ryki, ż e w z ię li n a w e t tru p ę aktorów , k tórej p r z e d sta w ie n ia o d b y w a ły s ię p r z e z całą zim ę.

(3)

2 2 2 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

Podniosło to ducha whigów w całej P ensylw anii a naw et fabiańsko usposobiony sztab armii W aszyngtona zdecydował, że nie powinien dopuścić bezkarnego przejścia armii brytańskiej przez Nowy-Jersey — tą bow iem drogą posuw ali się anglicy wolno ku Nowemu Yorkowi.

A rm ia W aszyngtona opuściła więc zimowe leże w Valley F orge i ruszyła w ślad za angielską, w yczekując aż ostatecznie w yjaśnią się zam iary nieprzyjaciela z kierunku obranej drogi.

G dy niew ątpliw em się stało, że celem C lintona jest połącze­ nie się z siłami zajmującemi Nowy York, W aszyngton postanow ił wreszcie uderzyć na cofającego się nieprzyjaciela, co nastąpiło u Monmouth, 28 czerwca. W ięcej niż dw uznaczne rozkazy, w y ­ dane przez K arola L ee’ego, dowodzącego przednim oddziałem a po­ stępującego w przeciw ności do wyraźnych ordynansów W aszyng­ tona, były przyczyną, że zam iast korzyści z tak przyjaznej sytu- acyi odniesiono tylko straty moralne, a chociaż oba wojska noco­ wały na swoich stanow iskach, anglicy w raportach swoich mogli donosić o zwycięztwie. A rm ia Clintona, k tó ra m ogła być znie­ siona przy śmielszych i um iejętniejszych obrotach, poszła wzmoc­ nić załogę głów nego ogniska toryzm u i armii angielskiej.

D ’Estaing postanow ił wówczas, w porozum ieniu z W aszyng­ tonem, uderzyć z m orza na Nowy Y ork i znieść flotę angielską, nad którą m iał przew agę jakościow ą. Lecz tu spotkał go now y zawód. Stanąw szy 12 lipca u Sandy H ook i uzyskawszy z wiel­ kimi trudnościam i pilotów , przekonał się, że głębokie zanurzenie statków wojennych francuskich czyniło niemożliwem dla nich wej­ ście do zatoki Nowojorskiej.

Nowe porozum ienie się z W aszyngtonem w ytw orzyło plan skombinowanego ataku od lądu i morza na N ew port w państw ie Rhode Island, gdzie mieściło się około 6000 anglików pod dowódz­ tw em generała Pigot. Siłami lądowemi dowodzić miał Sullivan, którego wzmocnił W aszyngton wszystkimi pułkami armii konty­ nentalnej jakie mu dać mógł, żądając jednocześnie milicyi od trzech państw sąsiednich (Rhode Island, M assachusets i Conne­

cticut) w liczbie 5000. D ’E staing stanął u celu 29 lipca. Lecz tu dowiedział się ze zdumieniem, że milicya, którą miał dowodzić Sullivan, je st jeszcze po domach. Sullivan prosił d ’Estainga, go­ towego do ataku, o zwlokę parotygodniow ą, która miała ten do­ bry dla anglików skutek, że zdążyli przysłać na odsiecz z No­ wego Y orku flotę, której ukazanie się (10 sierpnia) w praw iło wr nie­ słychane zdumienie dobrodusznego Sullivana.

(4)

K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T . 223 o w spólnym ataku d’E staing’a z Sullivanem , w których p o śred­ niczył Lafayette, flota francuska* zam knęła część statków angiel­ skich i zm usiła nieprzyjaciela do ich w ysadzenia i do opuszczenia niektórych stanowisk.

W spółzaw odnictw o na polu tego, co dotąd jeszcze, często ze szkodą dla rzeczywistych interesów m oralnych narodu, uważane byw a za „honor narodow y“, skom plikowane przez chęć Lafayette’a dow odzenia znacznym oddziałem połączonych sił francusko-amery- kańskich, utrudniało porozumienie, które wreszcie nastąpiło. Lecz oto w chwili rozpoczęcia ataku ukazuje się flota lorda H o w e’a, przybyw ająca z New-Yorku. D ’Estaing w ypływ a na jej spotkanie. S tarcie się, tak dawno przezeń upragnione, zdaw ało się nieunik- nionem. Nagle wszczyna się straszna burza, która rozpędza obie floty i doprow adza je do stanu opłakanego. D ’Estaing, stosując się do instrukcja, a ulegając konieczności, odjeżdża do Bostonu dla doprow adzenia floty do porządku, po uprzedniem zawiadomieniu Sullivana, który, mając wiadomość o zbliżającej się z Nowego Y orku odsieczy, niebaw em rów nież opuszcza New P o rt (30 sierpnia).

W ypadkom tym pozostaw ał obcy Kościuszko, zajęty wciąż pracą przy fortyfikow aniu W est-Point. Mamy tylko dwa epizody z jego życia do zaznaczenia w tym czasie: pierw szym je st przy­ bycie W aszyngtona do W est-Point, drugim — list Kościuszki do G atesa, w yrażający jego pogląd na doniosłość ow ładnięcia Kanadą.

Podczas darem nych usiłow ań eskadry francuskiej sp otka­ nia się z nieprzyjacielem, W aszyngton, po bitwůe u Monmouth, przesunął się przez Nowy B runsw ik i P aram us do H averstrow nad H udsononem (15 lipca). Nazajutrz po przybyciu do tego miej­ sca udał się do W est-P oint dla zwiedzenia fortyfikacyi, 17-go zaś wrócił do H averstrow . W iadom ość o tej wycieczce i jej celu znaj­ duje się w Thatcher s m ilitary jo u rn a l, gdzie czytamy: „Jego Excel· głów ny dow ódca zwiedził W est-Point, aby obejrzeć budujące się tam fortyfikacye. Przybycie jego zostało ogłoszone przez 13 strzałów armatnich, odpow iadających liczbie państw zjedno­ czonych.“ x)

Z logiki rzeczy w ypada, że Kościuszko, jako naczelny inży­ nier konstrukcyi, musiał się przedstaw ić W aszyngtonowi. S prze­ ciwia się tem u jednak pozytyw ne tw ierdzenie A rm stronga, że Kościuszko spotkał po raz pierw szy W aszyngtona na sądzie nad Saiijtr-Claire'em, który miał miejsce na początku w rześnia w W hite

(5)

2 2 4 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

P lain .x) Z drugiej strony list Kościuszki, pisany w październiku, który przytoczymy niżej,, w ygląda tak, jak by oddaw ał pierwsze wrażenie ze spotkania z W aszyngtonem przy robotach fortyfikacyjnych.

Sprzeczność tę m ożnaby pogodzić · przypuszczeniem bądź to chwilowej nieobecności Kościuszki w dzień przyjazdu W aszyn­ gtona, bądź tą okolicznością (mniej praw dopodobną), że W aszyn­ gton zwiedza! tylko część fortyfikacyi, kiedy Kościuszko był zajęty gdzieś dalej. Nie je st wykluczony wszakże i błąd pamięciowy ze strony A rm stronga.

Nie znajdujem y wzmianki o spotkaniu się z W aszyngtonem i w wymienionym przed chwilą liście do G ates’a, pisanym w parę tygodni po wizytacyi W est-Pointu przez głów nego dowódcę. Myśli w nim zaw arte są bardzo ciekawe, świadcząc o bystrem pojmo­ w aniu spraw y zarów no ze stanow iska strategicznego, jak i poli­ tycznego. O to jego brzmienie:

W est-P o in t, 3 sierp n ia 1778 r. „Kochany G enerale!

„Nie możesz sobie wyobrazić jak ą przyjem ność spraw ił mi list twój. Myśl o tem, że pam iętasz o mnie, będzie zawsze obecną w pamięci mej i przyw iązuje mię tak do ciebie, że ani czas, ani żadne okoliczności nie będą mogły zmienić moich uczuć, mojej wdzięczności, mojej rzeczywistej prz3'jaźni.

„Musisz myśleć, Panie, o w ypraw ie do K anady, która będzie niewątpliwie zdobyczą tw oją i zwiększy tw oję sław ę, tw oję repu- tacyę, twoje kw alifikac}^ jako zwycięzcy Bourgojm e’a.

„W ierz mi, Panie, jeśli nie ow ładniem y K anadą, Brytania będzie dla W as źródłem nieustannych kłopotów. Nie powinniście znosić nietylko jej, lecz w ogóle żadnej obcej potęgi w naszej północnej części A m eryki. Każdy ksiądz każe dla swoich p a­ rafian, a taka spraw a nigdy nie uczyni wam dobrze, lecz podzieli wasze opinie, w aszą jednom yślność i spow oduje niechęć do w łas­ nego kraju; dodaj w pływ złota i potęgę jak ą ono w ywiera na umysł wielu ludzi.

„Cieszę się, że p. G a te s2) przyszedł do zdrowia; choroba jego bardzo mnie martwiła. Pozw ól mi, Panie, zapewnić go o mojej szczerej przyjaźni. Praw da, iż je st bardzo młody, lecz bardzo ostrożny. Jego przywiązanie do ciebie może w szystkiego dokonać,

*) W liście do S p ark sa, pisanym w sierp n iu 1837 r. R ę k o p isy S p ark sa w b ib lio te c e u n iw e r sy te tu w H a rw a rd (B oston ), ser. 49, tom 1, fol. 72.

(6)

K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T . 225 za to kocham go jeszcze bardziej. Nie mamy tu nic nowego tylko stare dzieje, że wszyscy cię tu kochają i często wspominają, a także, że jestem tw ym pokornym sługą.

T a d . K o ś c iu s zk o “. W arto zestawić w ypow iedziany przez Kościuszkę pogląd na konieczność zdobycia K anady z tem, co pisał w tym samym przed­ miocie i praw ie w tym samjnn czasie W aszyngton. W liście jego, adresow anym do C artera (30 maja 1778 r.), znajdujemy następu- ący ustęp: „W iadom ość, którą nam przyniesiono o przyłączeniu się K anady do Związku, była przedwczesną. Jest to wypadek, k tó ­ rego pragnąć gorąco pow inniśm y a który, ja k sądzę, będzie miły większości narodu. Dopóki jednak C arleton zostaje w tym kraju z trzema lub czterem a tysiącami regularnego wojska, mieszkańcy nie ośmielą się, bez poparcia, w ynurzyć uczuć swoich, jeśli nam są przyjazne w rzeczywistości. Zdanie pańskie o konieczności związku politycznego z tym krajem, zgadza się zupełnie z mojem. Jeśli bowiem nie będzie w spółce z nami, jego blizkość do państw wschodnich, częste stosunki przezeń utrzym yw ane, czy to wodą, czy lądem z licznymi plemionami indyjskimi na zachodzie i inne korzyści położenia, uczynią jego sąsiedztwo niebezpiecznem a przy­ najmniej niedogodnem . Potrzebnem więc jest, aby do nas przy­ szedł, aby był z nami połączony w spólnością interesów’, aby miał tę samą politykę, co i inne państw a.“ ^

Lecz jeśli W aszyngton brał tę rzecz przeważnie z punktu widzenia rywalizacyi poszczególnych państw , Kościuszko wrnikał głębiej w istotę rzeczy: szło mu o czystość idei repubiikańskiej i o niebezpieczeństw o sąsiedztw a z krajem, opartym na zasadach monarchicznych, do czego stosuje się alluzya o kaznodziei i pa­ rafianach. Myśl ta, która znalazła później wyraz w zasadzie Mon- ro e’go następcy w prezydenturze i jednom yślnika Jeffersona, przj^- jaciela Kościuszki: „Am eryka dla am erykanów “, w zasadzie kierującej całą późniejszą polityką Związku, której w yrazem była w alka prze­ ciw iMaksymilianowi w Meksyku, kupienie rosyjskiej Ameryki a w ostatnich czasach wyzwolenie Kuby, myśl ta świadczy w jak daleką przyszłość przeniknął okiem ducha Kościuszko i jak dobrze rozumiał zasady, na których spoczyw ała w alka z rządem angiel­ skim, zasady czyniące tę walkę nietylko w ojną o niepodległość, lecz przedew szystkiem —rewolucyą.

Nietylko najbliższe już dziesiątki lat przyznały słuszność

*) Ob. Vie et correspondance de W ashington, P a ris 1880, T om III, str. 370.

(7)

2 2 6 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O I N T .

przew idyw aniom Kościuszki; mógłby znaleźć ich jaskraw e potw ier­ dzenie w faktach, przytoczonych w jednym z w spółczesnych listów W aszyngtona. „Ci z oficerów angielskich, pisze on do A rm stronga (27 marca 1778 r.), którzy wpadli w nasze ręce, przyczynili nam, jestem pewien, więcej złego, niż wszyscy inni razem wzięci. P od­ czas niewoli swej zaznajomili się oni z w ielką liczbą krajowców, ośmielili niezadow olonych, nawrócili do swych poglądów nieśw ia­ domych, zastraszyli um iarkow anych i bojaźliwych, zwiększając prze­ sadnie potęgę W ielkiej B rytanii.“ *)

Jak każdy wielki przew rót, zm ieniający w sposób rad y ­

kalny stosunek do siebie klas i w arstw ludności, przew rót

demokratyczny, do którego zmierzało oderw anie się kolonii ame­ rykańskich od m etropolii, napotykał on w śród klas zamożnych wiele nieufności. W iele serc w klasach posiadających Ameryki było otw artych dla propagandy toryzmu, bo tu, jak i wszędzie, prze­ ważna większość osób, należących do w arstw y uprzyw ilejow anej, rozumiała, iż przew rót nietylko zniesie ich uprzyw ilejow ane sta­ nowisko (co było słusznem w stosúnku do w zajem nego położenia klas), lecz także pozbawi ich tego stopnia dobrobytu, kultury i stopy życiowej, z której dotąd korzystały — co było i jest błę­ dem, a błędem stale pow tarzającym się i pow odującym obawę i nienawiść w arstw uprzyw ilejow anych wobec każdej nowej p o ­ tężnej, fali zmierzającej ku ideałom rów ności i spraw iedliw ości społecznej.

Możemy już tu zaznaczyć, że w ocenie tych rzeczy zacho­ dziła istotna różnica między Kościuszką a W aszyngtonem . K o­ ściuszkę charakteryzow ał trafnie Jefferson w jednym z listów śwych do G atesa jako „najczystszego ze znanych mu synów w ol­ ności, i to tej wolności, która się zw raca do wszystkich, nietylko do niewielu lub do samych zam ożnych.“ 2) W aszyngton, przy ca- łem swym w ysoko rozw iniętym poczuciu spraw iedliwości, był czło­ wiekiem starszego pokolenia. Należał on do tych, którzy pow sta­ nie am erykańskie pojmowali raczej jako wojnę o niepodległość Kolonii Ameryki, niż jako rew olucyę, w szczepiającą now e zasady społeczne. Jego w ychow anie i naw yknienia bogatego „landlorda“ W irginii, staw iały go na przeciwnym biegunie z demokratyzmem młodszych i gorętszych umysłów, cechującym przew ażnie Nową A n g lię 3), a uprzedzenie do niego w śród wielu z nich sięgało tak

*) V ie et c o rresp d e W a sh in g to n . T . III, str. 347.

») R ę k o p isy J effe r so n a w W a s z y n g to n ie S e r . 2, tom 3b, № 94, a. 3) T ak n a zy w a ły się w sc h o d n ie stan y z M a ssa ch u setsem na czele.

(8)

daleko, że posądzano go, zupełnie niesłusznie oczywiście, o am­ bitne zamiary: o chęć stw orzenia dyktatury, opartej na w ładzy wojskowej.

Jeśli te posądzenia, podzielane przez niektórych członków kongresu (o czein będzie jeszcze mowa) były zupełnie bezpod­ stawne; jeśli szlachetny charakter W aszyngtona, którego rysem dominującym była rzetelność w najm niejszych drobiazgach po­ stępowania, oraz lojalność posuw ająca się do unikania naw et naj­ mniejszych pozorów przekroczenia w ładzy mu powierzonej — jeśli charakter ten daw ał bezwzględną rękojm ię tego, że nie opuści sta­ nowiska wodza armii z rámienia ludu, i jeśli stanow i podstaw ę admi- racyi, którą otoczyły go późniejsze pokolenia nietylko w A m e­ ryce, lecz na całym świecie ucywilizowanym, jednając mu zasłużoną nazwę now ożytnego C yncynata, to nie da się wszakże zaprzeczyć, że W aszyngton nie podzielał poglądów postępow ego pokolenia owej chwili, że nie był za zmniejszeniem przedziału, oddzielającego w arstw y społeczne, chociaż skłonny był do ludz­ kości względem upośledzonych.

Jeden drobny fakt ilustruje różnicę poglądów obu w sto­ sunku do ideałów postępow ych końca XVIII wieku. Kościuszko, opuszczając A m erykę w r. 1798, zostaw ił w ręku Jeffersona te­ stam ent, przeznaczający cały jego m ajątek na w ykup i W3^kształ- cenie murzynów. W aszyngton do końca życia zachował niew ol­ nictwo w obszernych posiadłościach swoich, chociaż traktow ał niewolników z ludzkością i w zględnie.x)

Cały szereg czynników składał się na to, by w ytworzyć już w obozie armii rewolucyjnej zawiązki tych antagonizmów, które jaskraw o w ystąpić miały dopiero w walkach w ew nętrznych mło­

dego ^viązku państw .

Przedew szystkiem więc—owa różnica między demokratyzmem republikanów a um iarkowanemi aspiracyam i ludzi dawnego tj'pu uspołecznienia— różnica, która w ystąpiła jask raw o w dobie rewo- lucyi francuskiej a doprowadziła do zwycięztwa ideałów dem okra­ tycznych dopiero w chwili w yboru Jeffersona na prezydenturę.

Dalej — przeciw staw ność nie znającej niew olnictw a północy, a szczególniej demokratycznej Nowej Anglii, z niewolniczym a b ar­

K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O I N T . 2 2 7

’) Ob. o tem w o g ło sz o n y m p r z ezem n ie u stę p ie z n iew y d a n y ch p a m ięt­ n ik ów N iem cew icza , p. t. A visit to Mount Vernon a century ago („C entury M gz.“ 1902 ..)

(9)

22 8 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

dziej arystokratycznym p o łu d n iem .J) Przeciw staw ność ta nagro­ madzała w rosnącym ustaw icznie Związku żywioły niechęci, które w ybuchnęły krw aw ą w ojną dopiero w latach I860—64, przynosząc ostateczny tryum f idei wolności.

Był jeszcze trzeci pow ód niezgody, a chociaż dotyczył inte­ resów najbardziej przem ijających, jednak najbardziej żywotnych i aktualnych w chwili daw nej. Szło mianowicie o taktykę prow a­ dzenia wojny.

W aszyngton nie przechodził żadnej szkoły wojskowej a prak­ tykę swą zawdzięczał jedynie temu typowi „małej w ojny“ (gue­ rilla), k tó ra się toczyła w koloniach i stosow ała się do taktyki indyan. Silną stroną jego strategii były doskonale uplanow ane ataki niespodziew ane, odbyw ające się pod osłoną nocy, ja k w T ren ­ ton i Princeton. Przeciwnie, w7 regularnych bitwach popełniał nie­ jednokrotnie błędy, niekiedy zbyt widoczne dla jego podkom en­

dnych, o czem jeszcze będzie mowa.

T a świadomość braku dobrej szkoły, wobec biegłych w sztuce wojskowej generałów angielskich, a niższości własnego wojska wTobec doskonale wyćwiczonego żołnierza nieprzyjacielskiego, łącz­ nie z wysokiem poczuciem odpowiedzialności, nakazującym oględ­ ność, w ytw orzyły „taktykę fabjańską“, która może najpewniej pro­ wadziła do celu w danych okolicznościach, lecz była niezmiernie uciążliwą dla kraju, przeciągając na długie lata rujnującą wojnę, mającą wszystkie cechy w ojny cywilnej, a budziła szczególniejsze niezadowolenie w umysłach gorętszych i w śród oficerów, mających wykształcenie wojskowe europejskie.2)

Niezadowolenie to w ystąpiło ze szczególną siłą, kiedy zwy- cięztwo G ates’a nad B ourgoyne’em dowiodło, że wiedza strate­ giczna, połączona z śm iałą przedsiębiorczością, może przynieść szybkie i pomyślne skutki; że gorzej uzbrojone i mniej wyćwi­

‘) P r z e c iw sta w n o ść tę ła tw o zro zu m iem y , je ś li b ę d z ie m y p am iętali, że N o w ą A n g lię zaludniali r z e m ie śln ic y i roln icy, liczą cy jed y n ie na p racę rąk w ła sn y c h i p r z e d się b io r c z o ść um ysłu; stan y p o łu d n io w e — p a n o w ie , d ostający gd rządu r o z le g łe p o sia d ło śc i, k tó re zaludniali n iew o ln ik a m i, żyjąc w ten sp o s ó b z p racy cudzej. O c z y w iśc ie , iż id eje d em ok ratyczn e trudniejszy m iały do nich p rzy stęp .

*) Że ta różnica p o g lą d ó w d zieliła nap raw d ę arm ię na o b o zy , ujaw nia s ię z w ie lu u stę p ó w k o r e sp o n d e n c y i. P rzytaczam y tu je d e n z nich (z listu T ro o p a do G ates’a, d a to w a n eg o w B eth leem p ią te k [b ez m ie sią c a ] 1778 r.). „ O p u ściłem m arkiza (L afayetťa) w L ankaster. Z daje się, iż je s t m ocn o zabar­ w io n y fabiańskiem i zasadam i g łó w n e j k w a tery “. (P a p ie r y G ates’a, tom XII, № 91).

(10)

K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T . 229 czone zastępy republikańskie mogą przy um iejętnem kierow nic­ twie pokonać w otw artym boju lepiej zaopatrzone i w prawniejsze szyki nieprzyjaciela.

W yniknął ztąd cały szereg porów nań, niekorzystnych dla W aszjm gtona; uwag, które komunikowali sobie listownie lub u st­ nie generałow ie am erykańscy. O rganizacya W ydziału wojny miała na celu częściową przynajmniej em ancypacyę akcyi wojskowej od fabiańskiej taktyki W aszyngtona.

Jeden z w ybitnych członków kongresu, którem u powierzone były_spraw y wojskowe, Jakób Lovell, pisał do G ates’a, nagląc go 0 przyjęcie stanow iska w tym Wydziale:

„Potrzebujem y Cię w rozmaitych miejscach, przedewszyst- kiem zaś w takiem, co do którego nie pow inieneś się wcale wahać. Potrzebujem y Cię najbardziej w pobliżu G erm antown. D obry Boże! co za sytuacyę tam mamy! jak odm ienną od tego, czego by należało się słusznie spodziewać! Będziesz zdumiony, gdy dowiesz się dokładnie, jaka liczba ludzi była nagrom adzona w rozmaitych czasach w pobliżu Filadelfii dla znaszania pończoch, trzew ików i spodni. Proszę mi wierzyć, że na każde dziesięć żołnierzy, umieszczonych pod dowództwem naszego Fabiusza, pięciu rekrutów rocznie „potrzebnych je st na cały przeciąg w ojny.“

Narzekając dalej na oddanie bez odsieczy fortów Mifflina 1 Red Bank, na zaniedbanie w spraw ach morskich, woła: „Przy­ bywaj do w ydziału wojny, chociażby na krótki term in.“ *)

Takie były pow ody rzeczywiste lub urojone niechęci ku W a ­ szyngtonowi ku końcowi r. 1777 i na początku 1778. D odać do tego należy jeszcze niesłuszne posądzenie o dążenia ugodowe, którym kłam zadaje znany oczywiście tylko niewielu w spółczes­ nym ustęp jego listu do jednego z członków kongresu, Jana Ba­ nister, pisanego w chwili ogłoszenia pojednawczej odezw y Northa, zaw ierający bezwzględną i niezłom ną w logice swej krytykę polityki ugodowej. Podając w wątpliwość naw et szczerość tych propozycyi, W aszyngton pisze: „W arunki te, chociaż tak mało od­ pow iadające naszym żądaniom, będą niezmiernie dogadzały umy­ słom, niezdolnym do przew idyw ania następstw politycznych. Szczere czy nie, mogą tylko szkodzić naszym interesom; każdy bowiem człowiek inteligentny zrozumie doskonale, że pokój, uzyskany za cenę niepodległości, jakiekolw iek będą stypulow ane ograniczenia, byłby upokorzającym i pociągnął by za sobą naszę ruinę. Jednak pow in­

(11)

2 3 0 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

niśmy przewidzieć, że idea takiego w ypadku musi mieć potężny w pływ na kraj, i że, jeśli nie będzie odrzucona z wielką zręczno­ ścią, w prowadzi oziębłość i rozdźwięk w szeregi nasze.“ x)

Musimy uprzytom nić sobie wszystkie te szczegóły, aby zdać spraw ę ze stosunku, jaki się w ytw orzył między Kościuszką a W a­ szyngtonem. Jeśli bowiem wódz naczelny, w bardzo krótkim cza­ sie w ytw orzył sobie pojęcie należyte o talentach Kościuszki z tego, co słyszał od innych, to jednocześnie, nie znając go osobiście, a wiedząc o jego nominacyi przez K ongres, słysząc zapew ne o przy­ wiązaniu do G ates’a, musiał go traktow ać z pew ną oziębłością, jako członka nieprzyjaznej sobie koteryi. Z drugiej stronj^ Kościuszko, nie znając osobiście W aszyngtona a słysząc zapew ne najwięcej o tych stronach jego charakteru, które najwięcej podlegały krytyce w obozie bardziej postępow ym , musiał nietylko widzieć rzeczy­ wiste pow ody rozdźwięku przez szkło wrypukłe uprzedzeń stron­ niczych, lecz także w ytw orzyć sobie fałszywe o nim pojęcie na zasadzie zarzutów i pogłosek, pozbawionych istotnej podstaw y.

VI.

Pojedynki i polemika.

Na początku w rześnia 1778 r. Kościuszko wezwrany został jako świadek na sąd nad Saint-C laire’em, którego, jak wiemy, za­

żądał ten generał, aby oczyścić się z zarzutów , czynionych mu przez Schuylera. Przytoczyliśm y w y ż e j2) list Kościuszki do tego generała z przyrzeczeniem dostarczenia dow odów niemożliwości obrony Tyconderagi po zajęciu W zgórza Cukrow ego. D ow ody te zaw arte są w zeznaniu Kościuszki z d. 3 września, które poda­ jem y w przypisku. P o p a rte one zostały skreślonym przez Kościuszkę planem strategicznym tw ierdzy i przylegających fortyfikacyj, tu ­ dzież położenia nieprzyjaciół w chwili ew akuacyi Tyconderogi. Sąd w ypadł przychylnie dla Saint-C laire’a. Parodniow y pobyt Kościuszki w W hiteplains, gdzie miał miejsce sąd ów, stał się

') L ist z d. 21 k w ie tn ia 1778. Vie et correspondence de Washington. T. III, str. ЗЬЬ. Ż e takie p o są d zen ia istn iały, w n o sim y z u stęp u listu W a sz y n g to n a do Cartera: „Żałuję, ż e n ie m o g ę p osłać panu te g o listu, który, n arów n i z kilku innym i, napisany b y ł, ab y p rzed sta w ić m nie jak o n iep rzy ja ciela n ie p o d le g ło śc i i aby w y w o ła ć w sz e reg a ch n a szy ch n ie z g o d ę i za z d r o ść “ (1. c., str. 372).

(12)

K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T . 231

pow odem epizodu, w którym odsłania się nam, chociaż w m a­

łej części, p ryw atny charakter bohatera naszego. Epizod ten był jednym z m om entów w szeregu nieporozum ień, nazwanym przez historyków am erykańskich (wślad za Sparksem ) „intrygą Con- w ay a“, o której ju ż nadmieniliśmy, a z którą wypada tu nieco bliżej zapoznać czytelnika.

B itw a pod G erm antow n, stoczona w listopadzie, a będąca wyni­ kiem doskonale obm yślonego ataku na obóz angielski pod Fila­ delfią, w w ykonaniu stała się porażką dla am erykanów, w skutek szeregu błędów taktycznych, wśród których głównemi były: niepo­ trzebne szturm ow anie kilku kompanii angielskich, które się schro­ niły w m urow anym domu (należącym do C hew ’a) oraz rozkaz co­ fania się, w ydany w chwili, gdy nadążało lewe skrzydło własnej armii, które, w skutek mgły, wzięte zostało za posiłki nieprzyja­ cielskie.

Błędy te w yw ołały szereg krytycznych uw ag ze strony ofi­ cerów am erykańskich, udzielanych bądź ustnie, bądź piśmiennie w listach poufnych, które w ym ieniano ustawicznie. Nasuwały one mimowolnie porów nanie ze świeżemi tryum fami G ates’a. Jako przykład tych sądów przytoczymy tu ustęp z listu przychylnego W aszyngtonow i generała W ay n e’a, adresow anego do G ates’a:

„W G erm antow n fortuna znów uśmiechnęła się orężowi n a­ szemu na całe trzy godziny. Nieprzyjaciel był złamany, rozpro­ szony i w ucieczce wszędzie; byliśmy w posiadaniu całego obozu z parkiem artyleryi itd., itd."

„W iatrakow y atak, uczyniony na dom, do którego schroniło się sześć lekkich kompanii dla uniknięcia naszych bagnetów, dał czas nieprzyjacielow i złączyć swoje siły. Nasze wojska, w prow a­ dzone w błąd przez to, co uw ażały za coś poważnego, rzuciły się wstecz, aby dopomódz atakowi. Nieprzyjaciel, wolny od pościgu, a biorąc ów ruch za cofanie się, zwrócił się na nas. N astąpiło za­ mieszanie i myśmy uciekli z objęć zw ycięstwa, które otw ierało ramiona, aby nas przyjąć“. 1)

Takich sądów moglibyśmy przytoczyć nie mało i nic dziw­ nego, że jed en z nich znalazł się w liście C onw ay’a, generała w y­ ćwiczonego w służbie francuskiej, adresow anym do G ates’a. W ilkinsonow i dał był G ates zaszczytną misyę doniesienia K on­ gresow i o kapitulacyi B ourgoyne’a; młody pułkow nik tak się po­ śpieszał z tą wiadom ością, iż kongres wcześniej o niej dowiedzia

(13)

2 3 2 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

się z gazet, co posłużyło za powód dla jednego z członków tego ciała do zaproponow ania mu pary ostróg jako nagrody. O późnie­ nie to było wynikiem goszczenia w drodze u spotykanych ofi­ cerów. Będąc na obfitem śniadaniu u jednego z nich, lorda Stir- łinga, zaprzyjaźnionego z W aszyngtonem , W ilkinson w ygadał się, że widział list Conwaya, zaw ierający takie zdanie: „Niebo p o sta­ nowiło widocznie ocalić kraj nasz; inaczej słaby generał i źli do­ r a d c y 1) byliby doprow adzili go do zguby“.

Stirling doniósł o tem W aszyngtonow i, który zakom unikował to Conwayowi; Conw ay zaś w krótce podał się do dymisyi i wy­ jechał do Francyi.

G ates był mocno dotknięty tą niedyskrecyą i zażądał kate­ gorycznie od W aszyngtona w skazania mu źródła informacyi. T ym ­ czasem zaś W ilkinson probow ał rzucić podejrzenie na Troopa. List W aszyngtona w yśw ietlił jednak spraw ę. W ów czas, jeśli wie­ rzyć relacyi W ilkinsona, G ates zapytał go listow nie, jak mógł rzucić podejrzenie na Troopa, sam będąc spraw cą plotki. W od­ powiedzi na to W ilkinson posłał wyzwanie do G ates’a przez p u ł­ kow nika Balľa. Działo się to w Y orktow n 23 lutego. Umówiono spotkać się nazajutrz za starym kościołem anglikańskim , o 8-mej z rana. Przed oznaczonym czasem, pisze W ilkinson w pam iętni­ kach swoich, wszedł do mnie S to d d ard i zaw ołał G ates’a, który czekał na ulicy i bez broni. G dy znaleźli się sam na sam i ode­ szli na pew ną odległość, nastąpiły wzajemne wynurzenia, których charakteru odtw orzyć dokładnie nie możemy, gdyż św iadków nie miały, sam G ates o nich nic nie pisał, to zaś, co pisał W ilkinson w swoim pam iętniku2) w 30 lat później, nie zupełnie harm oni­ zuje z tem, co znajdujem y w jego w łasnym liście do W a­ szyngtona. 3) N iew ątpliw ie jednak nastąpiło pojednanie z wza- jemnemi wynurzeniami sy m p aty i.4)

Spotkanie to w yw ołało cały szereg kom entarzy,

nieprzychyl-') A llu z y ę do u le g ło śc i W a szy n g to n a doradcom sp o ty k a m y w w ielu li­

stach, krytykujących b itw ę u G erm antow n. г) W ilk in so n M emoirs, 18, T. I., str. 388.

3) L isty g e n e r a łó w do W a szy n g to n a w ręk o p isa ch K ongresu; T om 22, fol. 272 — 274, pod datą 28 m arca 1778. O bok listu d ek laracya, w której p rzy­ znaje, iż n ie p am ięta d ok ład n ie słó w listu C on w aya. W liśc ie p rzyzn aje, iż rzu cił cień na H am ilton a (którem u T r o o p m iał zak om u n ik ow ać treść listu C onwayal; dalej o sp otk an iu w Y orktow n: G ates o d w o ła ł g o i p o w ied zia ł, że zak om u n ik ow ał T r o o p o w i, iż W ilk in so n rzucał cień na T ro o p a i H am iltona. „Gates n astęp n ie w y n u rzy ł sw o je p r z y w ią z a n ie do m n ie i r o zsta liśm y się. B iorąc pod u w a g ę nasz d aw n y zw ią zek , a czyn iąc za d o ść w y m a g a n io m sp r a w ie d liw o śc i w zg lęd em sie b ie , o św ia d c z y łe m d o b ro w o ln ie g en . G ates’o w i p rzed op u

(14)

szczę-K O Ś C IU S Z szczę-K O W W E S T -P O I N T . 2 3 3

nych dla W ilkinsona *), które doprow adziły do tego, iż, chcąc podreperow ać swój honor, widział się zmuszonym do pow tórnego wydzwania G ates’a. Sposobność ku temu nastręczyło spotkanie się w W hite-Plain na sądzie S aint-C lair’a.

Tym razem sekundantem G ates’a był Kościuszko, W ilkin­ sona — C arter. Spotkanie nastąpiło w piątek, 4 września, a prze­ bieg jego, opisany w protokule, był następujący: na komendę „ognia“ pistolet G ates'a spalił na panew ce, w odpowiedzi na co W ilkinson w ystrzelił w powietrze. Nabito pow tórnie. Tym razem W ilkinson w ystrzelił, G ates odmówił strzału. Przy trzeciem strze­ laniu pistolet W ilkinsona wystrzelił, G ates’a spalił na panewce. Sekundanci w ystąpili z przedstaw ieniem i przeciw nicy podali sobie ręce. Przytem G ates oświadczył, że podczas spotkania w York- town, W ilkinson zachował się jako człowiek honorow y („behaved as a gentlem an“) 2).

n iem Y orku (Y o rk to w n ), że w żadnej ro zm o w ie z lo r d e m S tirlin g em n i e p o w i e ­ d z i a ł e m , a n i u c z y n i ł e m n i c t a k i e g o , c o b y m o g ł o o b r a z i ć g o l u b j e g o k o r e s p o n d e n t a (C on w aya). On p ro sił o p o z w o le n ie za p ro szen ia p. P e te r sa dla w y słu ch a n ia tej d ek laracyi, w jakim c e l u — n ie w ie m .“ O czy w iście, iż dek laracya ta m iała charakter p r z e p r o sz e n ia z e stron y W ilk in ­ son a i b a rd zo naiw n ym jest ostatni dodatek. W d ru k ow an ych p am iętnikach p rz e c iw n ie W ilk in so n p rzed staw ia to sp o tk a n ie tak, jak g d y b y przepraszającym b y ł G ates

') J e śli zaś id zie o to, kto p ierw szy u czy n ił w y n u rzen ia te i kto p ie r w ­ szy się tłu m a czy ł, to m o ż e m y p r z y to c z y ć list W ilk in so n a do G ates’a, pisany 22 lu tego 1778 (z L a n k a ster1, a w ię c w w ilię p ojedynku: „Co m o g ło b y m ię sk ło n ić, P a n ie, do obrażenia C ieb ie lub tw e g o k o resp o n d en ta . On... (w y d a r te m iejsce) c u d z o z ie m ie c o którym m iałem z a w sz e o p in ię przyjazną... T y — mój patron, z k tó r e g o dum ny b y łem , m ój przyjaciel i d o b ro czy ń ca “... W d alszym ciągu listu żąda sa ty sfa k cy i za o b razę, p o sy ła ją c je d n o c z e ś n ie d o w o d y sw e j n iew in n o ści (R ęk o p isy G ates’a, T o m X II, № 51). Z a ch o w a n ie się G ates’a n aza­ ju trz (sp o tk a n ie się b ez broni i p r z e m o w ie ż y c z liw e ) b yło naturalną k on se-

K w encyą teg o listu, p e łn e g o n ie k o n sek w en cy i.

2) C lajon p is z e do G ates’a (11 k w ietn ia ) w iron iczn ym to n ie o p row i- d en cyon aln em odkryciu p rzez W ilk in son a sp isk u G ates’a, C onw aya i Mifflina p rzeciw W a szy n g to n o w i, dodając, iż p rzesła ł do W ilk in so n a list, oskarżający g o o kłam stw o. (R ę k o p is y G ates’a, T om XII. № 30) T ro o p (26 m arca) p isz e ró w n ież w ton ie ironicznym : „B ędąc z a in te r e so w a n y w d o b ro b y cie T w o im , n ie m o g ę w y p o w ie d z ie ć radości, którą czu ję na w ie ś ć o tw em s z c z ę ś liw e m w y z w o le n iu od zem sty g e n e r a ła W ilk in so n a . P o jed y n ek ! Co za m yśl za trw a ­ żająca!... Tak! N apraw dę j e s te ś sz c z ę ś liw y m c z ło w ie k ie m . O b n iżyć w artość ś w ie ż o w y c h o d z ą c e g o z pod stem p la g e n e r a ła b ry g a d y (ran gę tę u zysk ał W ilk in so n dzięki p o w ierzo n ej m u p r z e z G a tes’a m isy i do kongresu, p od czas której tak n ie o g lę d n ie d ał fo lg ę ję z y k o w i) n ie otrzym ując w y z w a n ia , k op n ięcia lub guza, je s t w o cza ch m o ich r ó w n ie cu d o w n y m zja w isk iem , jak konwencrya w Saratodze" (P a p iery G ates'a, T om X II, № 7b).

(15)

2 3 4 K 0 Ś C K J 3 Z K 0 W W E S T -P O IN T .

O świadczenie to po dokonanym pojedynku było aktem w spa­ niałomyślności ze strony G ates’a. P o budką bow iem do pow tór­ nego spotkania, była dwuznaczna interpretacya cofnięcia przez W ilkinsona pierw szego w yzw ania lub tego, co miało za nie ucho­ dzić. Dopuszczenie jednak takiego jednostronnego oświadczenia w protokule było błędem ze strony Kościuszki (jako sekundanta G ates’a), albowiem pozostaw iało nierozstrzygnięt3^m charakter za­ chow ania się drugiej strony podczas spotkania w Y orktow n. G dy zwrócono uw agę Kościuszki na możliwość niekorzystnego wniosku z zaw artego w protokule przemilczenia, postanow ił on bądźco- bądź napraw ić przeoczenie swoje.

U dał się więc tegoż wieczora do C artera, który, jako zięć Schuylera, mieszkał u tego generała, i zażądał protokułu do sko­ piowania. Mając zaś papier w ręku oświadczył, iż go zatrzyma z pow odu tego, iż niem a w nim oświadczenia o honorow em za­ chowaniu się G ates’a; że przeciw formie protokułu nie protesto­ wał dlatego, iż nie je st dość biegłym w języku angielskim dla pochw ycenia subtelnych odcieni; z drugiej zaś strony nieświadom był uprzednich zajść. Będąc bowiem zaproszony przez G ates’a na sekundanta na godzinę zaledwie przed spotkaniem , nie miał dosyć czasu na poinform ow anie się o przebiegu całej sprawy. Jako se­ kundant G ates’a uw aża za obow iązek swój stanąć w obronie jego honoru, gotów raczej oddać ostatnią kroplę krw i swojej, niż zgo­ dzić się na coś, co może stać się ujmą dla jego honoru; zatrzyma więc papier, dopóki C arter nie zgodzi się na umieszczenie w nim oświadczenia, że zachowanie się G ates’a podczas spotkania w Y ork­ tow n było bez zarzutu.

Po długiej dyskusyi zgodzono się na to, iż Kościuszko ośw iad­ czył pod słowem honoru, jako nazajutrz o 10-ej rano przyjdzie z G ates’em do mieszkania Saint-C lair’a, gdzie będą W ilkinson i Carter, przynosząc z sobą papier zakw estyonow any, dla okaza­ nia go obu przeciwnikom; że jeśli G ates będzie przeciw ny jego wręczeniu W ilkinsonow i, spraw a zostanie w tem samem położeniu jak przed pojedynkiem; że jeśli G ates nie zechce stanąć na czas i w miejscu naznaczonem, to on sam przybędzie i wręczy papier C arter’owi. Całe to zajście odbyło się w obecności Schuylera, Lansinga i M orrisa III-go.1)

‘) W e d łu g protok u łu , p o d p isa n eg o p r z e z Jana L an sin ga jun. i L e w isa M orrisa III-go 7 w rześn ia a w y d ru k o w a n eg o w Evening P ost and General A dver­

tiser (17 p aźd ziern ik a 1778, jak o p rzed ru k z New York Packet). N um era pism a

(16)

K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T . 2 3 5

Spotkanie nastąpiło nazajutrz w edług umowy. G ates odmó­ wił. oddania protokułu inaczej, ja k pod w arunkiem otrzym ania rów norzędnego od W ilkinsona co do zachowania się w Y orktow n. W ilkinson odmówił, oświadczając, iż nie może „prostytuow ać swego h o n o ru “ („he could not prostitute his h o n o r“) i proponując now y pojedynek, na co znow uż G ates odpow iedział odm o w ą.Ł)

D alszym ciągiem epizodu tego była w ym iana następujących listów:

Kościuszko do Cartera.

v „Panie!

„D ow iaduję się z niew ątpliw ego źródła, że w yraziłeś się Pan w sposób bardzo niew łaściw y i ubliżający o mnie, nazyw ając mię na zgrom adzeniu publicznem złodziejem i odgrażając się, iż bę­ dziesz mnie sądow nie prześladować jako takiego, lub skarżyć do głównej K w atery. Nie w ątpię o tem, iż spotkasz mię Pan dziś wieczorem o б-ej punktualnie u kuźni na wzgórzu, między miesz­ kaniem S chuylera a pułkow nika Baldwina, z sekundantem i bro­ nią. Spodziewam się poświadczenia z odbioru tego listu przez od­ dawcę, jeśli nie będzie innej odpowiedzi; list, w ysłany w jakim kol­ wiek czasie przed piątą, znajdzie mnie w mieszkaniu gen. G ates’a.

Jestem , Panie, twój najposłuszniejszy

Tad. Kościuszko.“ List ten pisany był w niedzielę rano, a więc nazajutrz po umówionem zebraniu u Saint-Claira.

Carter do Kościuszki. „Panie!

„Dopóki nie zostanie zw rócony mi papier, którego Pan żą­ dałeś kopii a który w tym celu w ręczyłem P anu w piątek wieczo­ rem w obecności gen. maj. Schuylera, M ajora Lansinga i p. Mor- ris’a, a którego nietylko nie chciałeś zwrócić w obecności tych panów, lecz n aw et dać mi jego kopii, nie uważam się za obow ią­ zanego, zarów no ze stanow iska honoru, jak i spraw iedliwości, ani do jakichkolw iekbądź tłomaczeń, ani do spotkania się z Panem w oznaczonym term inie.

Jestem , Panie, pokornym sługą pańskim

J a n Car ter. “ N ied ziela rano; w rześn ia 6.

Po południu tegoż dnia Kościuszko przesłał następujący list przez pośrednictw o majora Arm stronga:

(17)

2 3 f i K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

Kościuszko do Cartera. „Panie!

„Ponieważ w liście z dnia dzisiejszego, przesianym przez p. M orris’a, uważasz zatrzym anie przezemnie certyfikatu za obrazę dla siebie, oczekuję więc teraz w mieszkaniu pułkow nika Baldwina, gotow y napraw ić ją mieczem swoim. O braza, którą usiłowałeś uczynić reputacyi mojej przez wynurzenia, w ym ienione w moim liście dzisiejszym, je st późniejszą i odmienną od tego. D latego też, Panie, obstaję przy naszem spotkaniu w godzinie i miejscu nazna- czonem; gdybyś zaś pan odmówił, przedsięwezm ę odpow iednie' kroki dla uzyskania satysfakcyi.

Zostaję i t. d. Tad. Kościuszko, p u łk .“ N ied ziela w p ołu d n ie.

„Posyłam list obecny otwartym , gdyż pow ierzony je st majo­ rowi A rm strong, który je st moim sekundantem w tym w ypadku“. W odpowiedzi na ten list, C arter pow tórzył Arm strongow i, że nie będzie miał nic do czynienia z Kościuszką, dopóki nie otrzym a z pow rotem papieru. Na to A rm strong ośw iadczył w imie­ niu swego mocodawcy, że Kościuszko ogłosi go jako nicponia (as a villain) i będzie go traktow ał jako takiego, gdziekolwiek go spotka. C arter odrzekł, że będzie się bronił i że ogłosi cały ten epizod.

Jakoż istotnie w „New York P ack et“ (i innych pismach jako przedruk)· ukazała się relacya C artera z załączeniem przytoczonych wyżej korespondencyi i protokułu, z następującą konkluzyą:

„Z tego, co działo się w piątek wieczór, zbyt oczywistem jest, iż pułkow nik Kościuszko zbył się wszelkich pretensyi do honoru, odbierając odemnie protokuł tego, co stało się podczas pojedynku, na podstaw ie obłudnego żądania i jaw nie wyznając, że, w imię re­ putacyi gen. G ates’a, gotów je st zaprzeczyć temu, o czem wiedział, że jest prawdą, co niew ątpliw ie wyklucza możność dla ludzi ho­ norowych (any gentlem an) traktow ania go narów ni z sobą. P uł­ kownik ofiaruje w liście swym napraw ić krzyw dę mieczem — roz­ bójnik o północy odbierający sakiew kę lub zbójca czyhający na życie mógłby z rów ną właściwością ofiarować napraw ę za pomocą miecza swego, lecz każdy człowiek, nie pozbaw iony zdrowego sensu, musiał by potraktow ać jako w aryata osobę, która by przy­ jęła taką propozycyę.“

Naglony przez G ates’a, Kościuszko w ysłał replikę do dzien­ nika, jak dowiadujem y się z następującego listu jego:

(18)

W e st-P o in t, 28 w rześn ia. „Drogi G enerale!

„O dpow iedziałem C arterow i w. piśmie jorskim; jeśli znajdziesz to dobrem ze swej strony, będę bardzo szczęśliwy; jeśli nie—ogło­ szę więcej w następnym numerze i dodam to, co uznasz za w ła­ ściwe. W ierz mi, Panie, iż jestem szczerze przyw iązany do Ciebie i że nie mam nic innego na względzie prócz twej reputacyi, która mi je st obecnie droższą od mej w łasnej.

„Pozwól mi, Panie, przesłać szacunki twej Pani i przyjaciel­ skie życzenia panu G ates *). Sądzę, że je st trochę leniw y lub nie może znaleźć tak dobrej sposobności napisania do mnie jak inni panow ie z twej familii.

P okorny sługa Tad. Kościuszko.“ Odpow iedź Kościuszki ukazała się w „New Y ork P ack et“ 2). Dowiadujem y się z niej o dalszych epizodach tego zatargu. Oto jej brzmienie:

Do p. Ja na Cartera. „Panie!

„Głos pow szechny armii zaw yrokow ał już o panu, jako o nic­ poniu (a scoundrel) i tchórzu. Masz świadomość, iż w obozie, i gdziekolw iek pańskie zachowanie się ze m ną je st znane, nie je ­ steś uw ażany za człowieka honorow ego (a gentleman). Jeśli masz na myśli ten charakter, mówiąc, że będę zachow yw ał się sw obod­ nie w zględem niego, jesteś w błędzie. Tw oje tchórzliwe zachowa­ nie się podczas ostatniego naszego zajścia, naw et jeśli przyjąć t w o j e p r z e d s t a w i e n i e f a k t ó w , przekona ogół zarów no jak i mnie, że charakteru tego jesteś pozbawiony.

„Zdaje się jednak, iż osądziłeś, że koniecznem jest walczyć ze mną tak lub inaczej, a m ądrze rozw ażyłeś, że czcionki drukar­ skie są mniej niebezpiecznym orężem; w wyborze tym ujawniasz pew ien stopień tchórzostwa, mniejszy jednak, niż wówczas, gdy skierow ałeś swój pistolet na mnie podczas sądu wojennego, kiedy byłem bezbronny i kiedy ukazanie się straży (na rozkaz sądu), aby schw ytać Cię, jako zabójcę, i Okrzyk oburzenia wszystkich obec­ nych zmusiły Cię do haniebnej ucieczki.

„Byłbym ominął z pogardą twoję publikacyę, gdybyś nie był w sposób nizki sfałszował relacyi o mojem zachowaniu się

K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T . 2 3 7

ł) S yn ow i·

*) M ogliśm y zn a leźć tylk o jej p rzed ru k w Evening Post z dnia 24 p a ź­ dziernika.

(19)

23 8 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

w stosunku do certyfikatu. Sądzę, iż obowiązkiem moim je st spro­ stować publicznie owo tw oje skonstatow anie faktów i przekonać cię, Panie, iż mogę rów nież dobrze obronić swą reputacyę piórem, jak i mieczem. Nie będę zwiększał w stydu tw ego przez nudne wyliczanie szczegółów; w twym własnym spraw ozdaniu przedsta­

wiasz siebie jak o tchórza.

„Późno wieczorem po pojedynku gen. G ates’a z gen. W ilkin­ sona przedstaw iłeś mi papier, który odczytałeś i z natarczyw ością domagałeś się odem nie podpisu. Spieszyłem się, a było tak ciemno» iż nie mogłem go odczytać. Bardzo nierozważnie więc dałem swój podpis. Lecz niebaw em dostrzegłem , że w sposób nieszlachetny nadużyłeś mej nieuw agi i otrzym ałeś dow ód na rzecz twej tylko strony, dotyczący poprzedniej spraw y w Y orktow n, z którą nie byłem obeznany. Przybyłem więc natychm iast do tw ego mieszka­ nia, żądając kopii papieru i zaznaczając, że gen. G ates nie był w nim wjrniieniony,' że mowa w nim była jedynie o zachowaniu się gen. W ilkinsona w poprzedzającym w ypadku. D yskutowałem z Tobą; przedstaw iłem , że nadużyłeś mej nieznajomości języka i nieuwagi; że jako sekundant gen. G ates’a mam obowiązek ho­ norow y bronienia jego reputacyi w tej okoliczności, co gotów je ­ stem uczynić krw ią swoją, i że jeśli nie dasz mi podobnegoż cer­ tyfikatu w stosunku do niego, ja zatrzymam twój. Odm ówiłeś mi, powołując się na to, ż e n i e z a ż ą d a ł e m t e g o ż n a m i e j s c u . Ośw iadczyłeś następnie, iż opublikujesz ten dowód. O dpowiedzia­ łem, iż zaprzeczę, nie sw em u podpisowi, jak to złośliwie nadmieniłeś, lecz intencyi i przeznaczeniu certyfikatu i jestem przeświadczony, że panowie, którzy byli przytem obecni, zrozumieli to w tym sensie.

„Nadmieniłeś także, że gen. G ates odm ówił naznaczenia czasu na drugi pojedynek z gen. W ilkinsonem — jestem mocno przeko­ nany, że w czasie, gdy odbyw ała się dyskusya w tym przedm io­ cie, byłeś w takiej odległości i w tak gorącej rozpraw ie ze mną, iż niemożliwem było dla Ciebie słyszeć, co się działo między gen. G ates’em ' a gen. W ilkinsonem; lecz przypuszczając, że tak było istotnie, jgenerał z pew nością miał słuszność. Pow iedziałem mu, że spraw a stała się odtąd moją, nie jego, i że jeśli zatrzymanie protokułu było krzyw dą bądź dla Pana, bądź dla gen. W ilkin­ sona, ja jeden byłem za nią odpow iedzialny i nie pozwoliłbym mu bić się za mnie, oraz czułbym się obrażony jego wmie­ szaniem się w tę spraw ę.

„Skończyłem na teraz z tobą, Panie; chyba że zechcesz być intruzem w tow arzystw ie gentlem anów, w którym znalazł bym się

(20)

przypadkiem , w takim razie czuł bym się upoważnionym do po­

traktow ania cię jako nicponia. Tad. Kościuszko.“

20 w r z e śn ia .

Nie pow tarzam y tu długiej i pełnej wymysłów odpowiedzi C artera, w której przyrów nyw a Kościuszkę do sprzedajnego opry- szka („a m ercenery b ravo“); nazyw a go „nędznym aw anturzystą, nie mającym nic do stracenia“, gotow ym na wszelki brudny czyn lub na walkę z kim kolwiekbądź w nadziei polepszenia swego po­ łożenia itd.

Nie mamy najmniejszej wątpliwości, iż opinia armii w całem tem zajściu była po stronie Kościuszki, ja k to sam on zaznacza w swej odpowiedzi. W jednym z listów pułk. Lew isa Morrisa, jun. do ojca, generała Lew isa M orrisa (z d. 7 grudnia 1778) znaj­ dujemy wzmiankę, świadczącą o tem, jaka była opinia oficerów o C arter’ze i jego postępow aniu. Nadmieniając o certyfikacie, pod­ pisanym przez R ogers’a a ogłoszonym w Boston Gazette *) oraz o liście, adresow anym z tego pow odu do Cartera, dodaje: „Po­ znasz z tego sztuki, którym i się posługuje p. C arter dla osłonięcia siebie od gniew u pułk. Kościuszki. P od w pływem strachu a kosz­ tem własnej praw dom ów ności naraził na szwank tw o ją 2) i to pu­ blicznie. C harakter tchórza i kłamcy często byw a połączony w je d ­ nej osobie i sądzę, że połączenie to je st zbyt oczywistem w nim: tchórz, gdyż odmówił satysfakcyi za obrazę uczynioną cudzej repu- tacyi; kłamcą zaś, gdyż zaprzeczył tej obrazy, kiedy został pow ołany do odpowiedzialności za n ią “. 3)

G dy zastanaw iam y się nad całym tym epizodem, mimowoli zadajemy sobie pytanie: co było by, gdyby Kościuszko spotkał się z mniej trwożliwym przeciwnikiem i gdyby w ynik pojedynku był mniej niewinny, niż między G ates’em a W ilkinsonem ?

Młody b ohater spoczął by nieznany na obcej ziemi, nie zo­ stawiając po sobie i tyle pamięci, co Pułaski, a cała. doniosła karta dziejów pow szechnych została by w ym azana i zastąpiona przez inną...

T ak więc w tej na pozór mało znaczącej chwili, o której biografia i historya nic nie wiedziały, na tle zatargu p ry w at­ nego między zbyt pośpiesznie prom ow anym na generała młodzień­ cem a zasłużon37m już w dziejach Ameryki wodzem, ważyły się przyszłe losy naszej ojczyzny.

') C ertyfikatu teg o odszukać nie m o g liśm y

2) A llu zy a do protokułu, p o d p isa n eg o p rzez M orrisa w tej sp ra w ie (ob. w y żej).

s) New York H istorical Collections 187b L etters to Gen. M orris, Notatka ta dała autorow i p ob u d k ę do p oszu k iw ań w tym p rzed m io cie.

(21)

2 4 0 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

VII.

Czy K ościaszko w idział się w A m eryce z P alaskim ?

Jednocześnie z Kościuszką znajdował się na lądzie A m ery­ kańskim Kazimierż Pułaski. Obaj walczyli o tę samą sprawę w szeregach jednej armii. Obaj hołdowali ideałowi odrodzonej ojczyzny chociaż zapew ne odmiennie pojętemu.

Kościuszko b}^ł już obyw atelem now ego świata, przejętym po- stępowemi ideami wieku, oczytanym w filozofii politycznej fran- cuzkiej i pragnącym zaszczepić jej zasady na gruncie ojczystym, był tem, co nazyw ano w ówczas „filozofem“; Pułaski, o ile zastanaw iał się nad przyszłym losem P olski—bo od najm łodszych lat, absorbo­ w any w alką o ten los, mniej miał czasu do rozm yślań i studyów-— w yobrażał go sobie zapew ne w duchu napraw y rzeczypospolitej, skreślonej przez Miączyńskiego; może czytał podczas wędrówek swych po Europie pismo M ably’ego; może od Sapieżyny w S tras­ burgu słyszał o rozpraw ie R ussa nad R z ą d a m i p o l s k i e mi lub też czytał ją w odpisie. Podróże i w ędrów ki m usiały rozszerzyć jego w idnokręgi polityczne; wTszakże, gdy ktoś w tak młodym w ieku podjął w alkę w imię pewnj^ch haseł, zlewa się zwykle z niemi całą istotą sw oją i z trudnością je odmienia.

T ak więc, chociaż jednego praw ie .w ieku, dwTaj ci mężowie należeli do odmiennych epok historycznych: Kościuszko, wzrokiem ku przyszłości zwrócony, był zw iastunem dziejów n a j n o w ­ s z y c h ; Pułaski, chociaż z sercem otw artem na w szystko dobre i piękne, zam ykał okres dziejów n o w o ż y t n y c h . Jakże by cie- kawem było posłyszeć ich rozmowy, ich spory, jeśli się toczyły tu na tym dziewiczym niemal pod względem politycznym lądzie, wobec społeczeństwa, które dostarczało tylu żyw ych przykładów na rzecz ideałów republikańsko-dem okratycznj^ch końca XVIII w ieku! Jakże musiały się modyfikować poglądy Pułaskiego pod w pływ em tych nowych doświadczeń: pod w pływ em tego rozle­ głego zastosow ania zasad demokracyi, które—nie zawsze z dodat­ niej strony — daw ały mu się poznać w samej armii rew o lu cy jn ej? Jakże m usiały zmężnieć i przybrać postać konkretną dotąd teore­

tyczne tylko poglądy Kościuszki!? Jest to wdzięczne pole do hy­ potéz i pomysłów dla biografa, więcej jeszcze dla b elletrysty—nie­ stety jednak pozbaw ione podstaw faktycznych, na których by się mogły oprzeć owe hypotézy.

Czy Kościuszko widział się z Pułaskim w A m eryce?

(22)

K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T . 241

przyjmuje to spotkanie na podstaw ie książeczki Gaszyńskiego, p. t. R esztki pam iętnika Macieja Rogowskiego, z którego przytacza liczne cytaty1) chwaląc Kościuszkę za to, że odwiedził Pułaskiego w T ren ­ ton, ja k pisze G aszyński. Uznaliśmy to dziełko (wślad za p. K. P u ­ łaskim) za u tw ór b elletry sty c zn y 2). Jedyna więc podstaw a fak­ tyczna, na której opiera się to tw ierdzenie, upada sama przez się. Upada także ow a zbyt jaskraw a przeciw staw ność charakterów7 obu bohaterów7, jak ą wywodzi szanow ny biograf Kościuszki, biorąc za praw dziw ą charakterystykę Pułaskiego, daną w Pam iętniku owym, a obniżającą go w znacznej m ierze.3)

Brak wszakże pożytyw nego dow odu spotkania się tych dwóch bohaterów nie usuw a obowiązku zbadania praw dopodobieństw a lub możliwości takiego spotkania.

W czasie gdy Pułaski przybył do armii (w kc^ńcu sierpnia 1777 r.), Kościuszko był zajęty i bardzo czynny w armii północnej. Aż do kapitulacyi B ourgoyne’a nie m ógł oczywiście ani na chwilę opuścić obozu; po niej, jak widzieliśmy, zostaw ał w Tyconderodze, a później w A lbany, conajmniej do drugiej połow y stycznia. Nie mógł by więc (gdybyśm y chcieli zrobić tę hypotezę zgodną z fan- tazyą Gaszyńskiego) odwiedzić Pułaskiego w T renton podczas lub około Bożego Narodzenia. Podróż do Y orktow n odbył Kościuszko praw dopodobnie ku końcowi lutego 1778 (gdyż na początku marca spodziew a się go T roop z rozkazami od G ates’a). Jest to chwila, w której najprędzej mogło było nastąpić spotkanie. Droga z A lbany do Y orktow n szła w owym czasie przez Easton, Bethlleem i R ea­ ding, omijając Filadelfię, zajętą przez anglików. W szyscy przejeż­ dżający zatrzymywali się w Bethleem, uroczej osadzie komuni­ stycznej braci morawskich, gdzie mieściły się szpitale wojskowe amerykanów, gdzie byw ał niejednokrotnie i Pułaski, którem u sio­ stry ofiarow ały sztandar własnej roboty. Spotkanie więc na ogół byłoby bardzo możliwe a i do T renton, gdzie Pułaski bawił od początku stycznia, nie wielkie byłoby zboczenie z drogi. Lecz właśnie w tym samym czasie w dniu 24 lutego, kiedy pisał do sio­

4 K (orzon ) K ościuszko. K raków 1894, str. 137 — 147 o sam em spotkaniu z K ościuszką str. 139 i 145.

2) Ob. P u ła ski w Ameryce w „Bibl W arsz·“.

3) Ob. str. 146 d zieła K orzona. Na m iejscu tu m o że zazn aczyć p rzy n a j­ m niej d rob n y s z c z e g ó ł. P u ła sk i n ig d y nie p r z y b ie r a ł tytułu h ra b ieg o , jak mu to w ślad za G aszyńskim im putuje p. K orzon. W id z ia łe m p r z e sz ło setk ę autogra­ fó w je g o listów ; p od p is stałe p o w ta rza ją cy się brzmi: Cr. P u łask i Gn., t. j. Ka­ zim ierz P u łask i, g en era ł.

(23)

stry w kraju list, zdradzający zniechęcenie stosunkam i am erykań­ skimi, Pułaski otrzym uje rozkaz w yruszenia z naw pół dezorgani­ zowaną kaw aleryą na pomoc W ay n e’owi w głąb Nowego Jersey, aż ku Haddonfield, gdzie stacza bitwę z anglikami, najeżdżającymi kraj od morza. Potem Pułaski (około 14 m arca) staje w Valley Forge, aby złożyć komendę, jako dow ódca kaw aleryi, a następnie z listem od W aszyngtona jedzie do Y orktow n, dla przedstaw ienia K ongresowi planu nowej organizacyi w ojskowej—swojej legii. Tu, 19 marca, składa G ates’owí, jako przewodniczącem u wydziału w o­ jennego, memoryał w tym przedm iocieL), a od początku kw ietnia zajęty jest organizacyą legii, którą w erbują jego oficerowie prze­ w ażnie w okolicach ' T renton i obok innych punktów , także w Easton.

Jak widać z dat tych, spotkanie z Kościuszką w tym czasie nie je st wykluczone: czas pobytu w Y orkow n obu je st dosyć do siebie zbliżony, a udanie się Pułaskiego do G ates’a w yklucza moż­ ność, aby Kościuszko nie dowiedział się o nim: trudno bowiem przypuścić, iżby G ates nie powiedział Kościuszce: „masz w A m e­ ryce w spółrodaka“, nie mówiąc ju ż o tem, że niezależnie od tego niemożliwem było, by, przy ustawicznem przesuw aniu się osób i ożywionej korespondencyi m iędzy oficerami, Kościuszki nie do­ szła wieść o, Pułaskim . Prędzej to było by możliwe w stosunku do Pułaskiego, żyjącego w zam kniętejn k ó łk u 2) i mniej obcującego z oficerami angielskimi.

Od 26 marca do początku września Kościuszko zajęty jest w W est-Point, a nagłość p racy czyni wszelką odleglejszą wy­ cieczkę w tym czasie niemożliwą. Na początku w rześnia udaje się do W hite-Plain — niedaleko od Nowego Y orku. Pułaski przez ten czas bawi to w Baltim or, to w T renton, oczekując roz­ kazu, który by mu umożliwił w yprow adzenie swojej legii. D opiero 29 w rześnia otrzymuje ów rozkaz, przesuw ający go ku Param us, w sąsiedztwo głównej kw atery W aszyngtona. Nie wiem y jednak, czy zdążył Pułaski zastosow ać się do tego rozkazu, gdy nowy, w ydany przez K ongres 5 października, przerzucił go do Little- Egg-H agbor w Nowym Jersey, oddalając go znowu od sposobno­ ści spotkania się z Kościuszką. Po nocnej napaści, która wyrzą-24 2 k o ś c i u s z k o w w e s t - p o i n t .

*) Ob. P u łask i w A m e r y c e . B ibl. W a rsz., t. str. Ь48.

J) P u ła sk iem u to w a r z y sz y li dw aj inni polacy: K otk ow sk i i Zieliński (p ra w d o p o d o b n ie j e g o sio str z e n ie c ). W ię c e j n azw isk polskich n ie zn a le ź liśm y w arm ii a m eryk ań sk iej. P o stro n ie an gielsk iej w a lc z y ł oficer G rabow ski, z a ­ b ity w jed n ej z bitew .

(24)

dziła wielką szkodę jego legii, zostaje Pułaski w ysłany do Mini- sink przeciw indyanom i tam spędza w iększą część zimy. W resz­ cie na początku roku 1779 Pułaski z legią udaje się na południe i tu zostaje śm iertelnie raniony 8 października tegoż roku przy ataku na Savannah.

Spotkanie, jeśli miało miejsce, było możliwe bądź ku końcowi zimy 1778 r., bądź też we wrześniu tegoż roku.

Rozważywszy fizyczne w arunki możliwości spotkania, pow in­ niśmy zatrzymać się nad pow odam i moralnymi, które mogły sta­ nowić przeszkodę w tym względzie.

Jak nadmieniliśmy, przypuszczenie, iżby nie wiedzieli o sobie, je st wysoce niepraw dopodobnem . Lecz wiedząc, ■— czy byli tak

usposobieni, aby szukać spotkania?

Kościuszko, młodszy rangą i doświadczeniem życiowem, zu­ pełnie nieznany, mógł by przy swej nadm iernej nieśmiałości już przez nią samą być w strzym any od pierw szego kroku, gdyby na­ wet nie miał żadnych uprzedzeń względem Pułaskiego. A mógł je łatw o mieć, jako w ychow aniec Adama, Czartoryskiego, zbliżony do tej familii i do stronników króla, w których oczach, podobnie ja k w oczach dyplom atycznej Europy, próba porw ania S tanisław a

A ugusta przedstaw iona była jako zamach na jego życie.

Z swojej strony Pułaski, jeśli coś wiedział o Kościuszce z kraju, mógł tylko uważać go za stronnika Czartoryskich, a jeśli wieść o rodaku w tym odległym kraju pow inna była nęcić go ku niemu, refleksya ta musiała osłabiać chęć zbliżenia się do niego.

Z drugiej strony w A m eryce znaleźli się rów nież niejako w przeciwnych obozach, a przynajmniej związani z dwoma ryw a­ lizującymi wodzami: Pułaski odrazu udał się do W aszyngtona, miał dla niego wielki szacunek i odw oływ ał się do niego we wszelkich nieporozumieniach z Kongresem. Kościuszko, miano­ wany przez Kongres, przyw iązał się do G ates’a odrazu całem se r­ cem i, jak dotychczas, praw ie nie miał stosunków z W aszyngto­ nem a naw et ich unikał dla powodów, które przed chwilą w yjaś­ niliśmy. Zarówno wspom nienia z Europy, jak i stosunki w A m e­ ryce oddalały ich od siebie.

Nie przeszkadzało by to zapewne ich poznaniu się, gdyby się przypadkiem z sobą zetknęli, a może wówczas byli by sobie oświadczyli ową „przyjaźń dozgonną“, którą skom ponow ał G aszyń­ ski: bo obaj mieli serca szlachetne i duchy górne; od pierwszego więc poznania, a zwłaszcza na obczyźnie, musieli by się pokochać. Lecz poszukiwać siebie umyślnie może nie ch trieli, może nie mieli

(25)

2 4 4 K O Ś C IU S Z K O W W E S T -P O IN T .

czasu na to, a spotkanie przypadkow e było taką szansą, która mogła się nie zdarzyć.

Uboga rzeczywistość skąpo korzysta z nieprzebranych skar­ bów możliwości. Nie mamy żadnych śladów spotkania się Ko­ ściuszki z Pułaskim , a wolno przypuszczać, że gdyby spotkanie nastąpiło, pozostawiło by jakieś trwalsze po sobie ślady. Naj- praw dopodobniejszem więc jest, że się wcale z sobą nie widzieli.

VIII.

Zmiana komendy.

W kilka dni po opisanych przed chwilą zajściach w obozie w W hite-Plaine, Kościuszko w ysłał następujący list do G ates’a.

W est-P o in t, 12 w rześn ia 1778 r. „Kochany G enerale!

„Nie możesz sobie w yobrazić w jakiej pasyi jestem , nie mając przyjemności zostaw ać pod twojem dowództwem. Szczęście moje zostało utracone, lecz mam nadzieję, iż dopomożesz mi do jego odzyskania jak można najrychlej.

„Powinieneś pam iętać, Panie, o tem, iżbyś miał mię z sobą; a jeśli zapomnisz o tem, proszę o łaskę twej pani, aby pam iętała, o mnie. Postanow iłem bowiem iść z tobą, Panie, a jeśli nie będę mógł w innym charakterze, to chociażby jako ochotnik uczestni­ czyć będę w najbliższej w ypraw ie do Kanady.

Zawsze twój dobry przyjaciel i twój pokorny sługa Tad. Kościuszko, Pułk." Ł) T o co wyłożyliśmy już o stosunkach wzajemnych w armii am erykańskiej, przygotow ało czytelnika do zrozum ienia rozpaczli­ wego tonu listu tego. Pozostaje wyjaśnić faktyczne okoliczności, które spowodowafy zmianę komendy na północy.

G ates, jak widzieliśmy, w brew temu, co tw ierdzą niechętni mu h isto ry c y 2), z oporem i tylko na krótko przyjął był stanow isko

') P a p iery G ates’a, T o m 13 Nr. 73.

*) Z n ie w ie lu w yjątkam i n ależą do nich w s z y s c y p is a r z e a m eryk ań scy. B iografia je g o w A ppleton's Cyclopedia o f A m erican B io g ra fy p e łn a je s t obok teg o i b łę d ó w fak tyczn ych , m im o to, iż autor m ó g ł k orzystać z w c z e ś n ie js z e g o i d o b rze u d o k u m en to w a n eg o stu d yu m I. J. G r e e n w o o d ’a w New E ngland H istor.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przesyłamy Pani artykuł Zygmunta Rytla - autor, z oczywistych względów, uwydatnił uczestnictwo Pani Wandy w LWP, ale sam fakt wydaje się bezsporny. Pozdrawiamy Panią

W alka z Rosyą zaczęła się pomyślnie świetnem zwycięztwem, odniesionem nad M oskalami w bitwie pod Racławicam i, przecież nie dopisało szczęście orę żowi

Jednym z rozw iązań problem u braku pracy m oże okazać się skrócenie czasu jej trw ania, tygodnia pracy.. R ifkin sugeruje, że sektor usług nie

Amerykanie uhonorowali dokonania naszych bohaterów, nazywając ich imionami miasta, autostrady, mosty, szkoły, budynki i

Rachunkowość jest tym systemem, który dostarcza informacji historycznych o dochodach i wydatkach związanych z programami (zadaniami). W odniesieniu do planowania budżetowego,

Obecność na liście świadków licznych kanoników kujawskich z najbliższego otoczenia biskupa (w tym także 3. prałatów kapituły katedralnej włocławskiej) zdaje

Washington wiedział, że w armii północnej znajduje się niezwykle zdolny, czynny i pierwszorzędne usługi oddający cudzoziemski inżynier, ale nie wiedział początkowo, że

She began to study Polish, and through years of patient work acquired a complete mastery of the written language both in prose and poetry.. In it she sought and