K o ś c i u s z k o
w roku 1794.
Na pam iątkę 1 0 0 -letniego jubileuszu
napisał
B. T.
Z 1 0 - c i u r y c i n a m i.
W y d a n i e L
POZNAŃ.
N a k ła d i w ła s n o ś ć K s ię g a rn i K a to lic k ie j.
1894.
Ta d eu s z Kościuszko w m undurze je n e ra ls k im .
Krótki rys ży c ia Kościuszki.
Wielki ten b oh ater polski urodził się z rodziców szlacheckich na Litw ie dnia 12 lutego r. 1746, we wsi Mereczowszczyznie. Ojciec jego, Ludwik, miał wieś tę w dzierżawie, oprócz nićj posiadał jeszcze wieś w łasną: Siechnowice Młody Tadeusz spędził la ta dziecięce w staropolskim dw orku rodzicielskim, gdzie pobierał pryw atnie pierw sze początki nauk.
Ja k o młodzieniec 18-letni wstąpił do szkoły kadetów w W arszaw ie, w której młodzi ludzie kształcili się na przyszłych oficerów. Kościuszko posiadął wielkie uzdolnienie do nauk i przykładał się też do nich p il
nie; wstawał do książki o 3-ciój godzinie rano i p rz e
siadywał nad nią do późnój nocy. Ztąd też czynił w naukach zadziw iające postępy i opuścił zakład po złożeniu chlubnych egzaminów
Wysłany w r. 1768 na koszt państw a za granicę, zwiedził obce k ra je ; przebywał zwłaszcza kilka la t we Francyi, gdzie kształcił się w sztuce w ojskow ćj. Miano - wicie zapoznawał się z budowaniem fortec, sypaniem okopów, szańców itp. Zbogacony obszerną wiedzą powrócił do P olski po pierwszym jój rozbiorze, i p rzy jął służbę w wojsku narodowem w stopniu kapitana.
1
*—
4
—Nie pełnił przecież obowiązków tych długo, bo ju ż w r. 1778 udał się do Ameryki, gdzie właśnie kolo niści nowoosiedleni wydali wojnę Anglii, aby się zwolnić z jój opieki i ucisku. Kościuszko, pragnąc także wykształcić się praktycznie w zawodzie w oj
skowym, przyjął w walce tój uaział ja k o porucznik i w krótkim czasie odznaczył się męztwem i dzielno
ścią. R ząd am erykański, uznając jeg o zasługi, m ia
nował go jenerałem , przyznał mu 1,200 dolarów wy
nagrodzenia, nadał mu na, własność wielki obszar ziemi, a tow arzysze jego ozdobili go orderem Cyn- cynata. —
Kościuszko powrócił z Ameryki w roku 1783 i osiadł we wsi Siechnowicach, któ rą odziedziczył był po swym ojcu. Gdy sejm czteroletni postanow ił p o d nieść siłę zbrojną do 100 tysięcy, powołał też Ko ściuszkę do szeregów ojczystych. Kościuszko objął dowództwo nad dywizyą, liczącą około 5,000 piechoty, konnicy i artyleryi, i na jć j czele wsławił się w w oj
nie z R osyą w r. 1792 w różnych bitwach, mianowi
cie przecież pod Dubienką (18 lipca), gdzie walczył b o h atersk o z korpusem moskiewskim, obejmującym
18 tysięcy żołnierza. —
Po skończonej wojnie tej, gdy M oskale zagarnęli rządy w Polsce? i je j wojsko p o d swą. władzę, opuścił K ościuszko kraj i przebywał przeważni.*? w D re źn ie;
gdy przecież naród polski, oprzykrzyw szy sobie ucisk
rosyjski, powziął zamiar z orężem w ręku stanąć
w obronie swej niepodległości, powróci! nasz bohater
w r. 1794 do Polski, ijjp&jął srajj wyżsvc naczelnictwo
nad wojskiem i 4ealym narodem.
W alka z Rosyą zaczęła się pomyślnie świetnem zwycięztwem, odniesionem nad M oskalami w bitwie pod Racławicam i, przecież nie dopisało szczęście orę żowi polskiem u; pod Szczekocinami cofnąć się musiał Kościuszko przed siłami rosyjskiem i, a po szczęśliwie podczas dwumiesięcznego oblężenia, dokonanej ob ro nie W arszaw y, poniosło wojsko polskie straszn ą klęskę pod Maciejowicami, gdzie Kościuszko, ranny ciężko, dostał się do niewoli rosyjskiej. —
Dwa lata przesiedział nasz bo hater w więzieniu p etersburgskiem ; dopiero po śmierci carycy, K ata- tarzyny II, następca je j Paw eł, powrócił mu wolność.
Kościuszko udał się do Szwecyi, potem do Anglii, wszędzie przyjm owany z wielkiem uwielbieniem, a ztam- tąd pojechał do Ameryki. Znalazł tu gościnne i ser
deczne przyjęcie, wszelako tęsknota za krajem znie w oliła go do wczesnego pow rotu do Europy. P rzy był też w r. 1798 do Francyi, gdzie mieszkał przez la t blizko 17 w pobliżu Paryża. T ak F rancuzi, ja k przebyw ający we F rancyi Polacy okazywali mu do wody czci przy każdćj sposobności.
W r. 1815 udał się Kościuszko do Szw ajcaryi i zamieszkał w m iasteczku Solurze, w domu rodziny państw a Zeltnerów , którzy go otaczali troskliw ą opieką.
K ościuszko przez całe życie był litościwym i skorym do niesienia pomocy biednym i nieszczęśliwym. O sta
tnie lata życia swego poświęcił praw ie wyłącznie na pełnienie czynów m iłosierdzia, przez co zaskarbił so bie miłość i przywiązanie wszystkiój okolicznćj lu dności.
Kościuszko zm aił w r. 1817 dnia 15 paździer
nika, a śm ierć jeg o wywołała smutek nietylko w P o l
sce całdj, ale i u w szystkich narodów, z którem i K o
ść uszko sta l w stosunkach. P olska sprow adziła zwłoki je g o do K rakow a, gdzie umieszczono j e obok królów polskich w podziem iach katedry no W awelu. — K o
ściuszko był wzorem cnót najpiękniejszych i należał do najwybitniejszych i najsław niejszych mężów n a
szych historycznych. Przedew szystkiem odznaczył się gorącą miłością ojczyzny i ludu wiejskiego. N a
ród usypał mu, w uznaniu zasług, mogiłę 300 stóp wysoką na górze św. Bronisławy pod Krakowem.
—
6
—P r z y s ię g a K o śc iu sz k i n a r y n k u k r a k o w s k im . Maj ważniejszy dla ludu polskiego okres działania Kościuszki przypada na rok 1794. P olska ówczesna m aleńką już tylko była cząstką olbrzym iego niegdyś państw a. W ielka część k raju przeszła pod panow a
nie Rosyi, a ostatni król polski, S tanisław August Poniatow ski, rządził już tylko nad niewielkim ziemi obszarem. Przecież i nad tą re sztk ą dawnćj P olski rozciągnęli jeszcze Moskale swą opiekę. Umieścili w ojska swoje na całdj jdj przestrzeni i obsadzili niem wszystkie m iasta znaczniejsze, ja k W arszawę, K ra
ków, Wilno, Lublin i w. i. — Przebyw ający zaś stale w W arszaw ie jen erał i g ubernator rosyjski Igelstrom więcej miał wpływu na sprawy państw a, aniżeli król Stanisław August. R ządy te przykrzyły się narodowi polskiemu, bo wojsko rosyjskie dopuszczało się u ci
sku, a Igelstrom prześladow ał wszystkich, Rosyi nie
chętnych Polaków , chwytał ich, w sadzał do więzienia,
albo wysyłał na Syberyą,
się zwolnić z tćj opieki rosyjskiej; nie było przecież innej rady, j a k tylno w ystąpić zbrojno do -walki z M oskalami i wypędzić ich z kraju, w którym się ta k rozgościli. Do wojny takiój potrzeba przecież było w ojska, bo R osya posiadała siłę zbrojną me małą. Polacy mieli regim entów i pułków nie wiele ju ż tylko; postanow ili przeto, aby cały naród pochwy - cił za oręż i przyszedł wojsku w pomoc. N a naczel
nego wodza umyślili powołać jen erała Kościuszkę, który zaszczytnie wsławił się już nył w A meryce i w bitwie pod Dubienką.
Długo wstrzymywano się z rozpoczęciem krofców zaczepnych, bo naród nie mógi tak od razu wyruszyć w pole; potrzeba było najprzód niejedno ku temu przygotow ać; — aż wreszcie M oskale początek walki sami przyspieszyli. Postanow ili oni rozpuścić w wiel- kićj części wojsko polskie, żeby Polacy wcale juz nie mieli czem się bronić, i wydali odnośne ro z kazy do jenerałów i pułkowników. N iektóre regi- m enta rozesłały już były większą część swych ludzi do domu, — gdy taki sam rozkaz odebrał jenerał Ma- daliński, m ający pod swą komendą przeszło 1000 ułanów polskich. Dzielny ten zuch zam iast uczynić, jak mu kazano, zebrał swój oddział, stanął na jego czele, opuścił O strołękę, gdzie miał przeznaczony dla siebie garnizon i puścił się ku K rakow u; spodziew ał się tu zastać Kościuszkę Ale Kościuszko nie był naówczas wcale w Polsce; Moskale usiłowali go uw ię
zić, więc opuścił ojczyznę i przebywał przeważnie
w D reźnie. J a k tylko przecież dowiedział się o kroku
M adalińskiego, wyruszył do K rakow a, dokąd przybył
23 m arca wieczorem. P rzyjął go do swego m ieszka
nia je n e ra ł W odzicki, zacny człowiek i P o la k gorący, k tó ry duszą i sercem pragnął jak najprędzój dobyć oręża w obronie ojczyzny.
N azajutrz, t. j . dnia 24 marca, udali się K ościuszko i W odzicki do kościoła Ojców Kapucynów, gdzie p o prosili zakonnika, aby im poświęcił szable. Spełnił icb życzenie staruszek kapłan, poprosił ich przed stopnie ołtarza, odmówił nad obnażonemi szablami modlitwę i pokropił je święconą wodą.
W kilka godzin później, około godziny 10 przed południem, zebrało się wojsko polskie z rozkazu Wo- dzickiego na rynku krakow skim i ustaw iło się w dłu
gie szeregi. Niezliczone tłumy mieszczan i okolicznego ludu wypełniły obszerny rynek; wszystko oczekiwało wypadków, k tó re nastąpić miały. Niebawem ukazał się K ościuszko w towarzystwie W odzickiego oraz kilku dostojnych osób i zbliżył się do w ojska i tłumów ludu. Uciszył się gwar, a Kościuszko oznajmił ze
branem u ludowi, że powołany na naczelnika narodu polskiego, w ydaje Rosyi wojnę w obronie praw wol
ności, i że do walki tej powołuje nietylko w ojsko, ale i całą ludność polską.
P otem odebrał od w ojska przysięgę wolności, a w końcu sam, w obliczu nieba, przysiągł narodowi, że bronić będzie jego swobód, i że pow ierzonej sobie władzy na krzywdę niczyją nie użyje. — W szyscy zebrani słuchali w uroczystem milczeniu słów przy
sięgi, k tó re donośnym głosem wymawiał naczelnik,
— a gdy mówić przestał, zabrzm iały tysiączne okrzyki radością przejętego tłumu: „N iech żyje Kościuszko!
W iw at N aczelnik!'1
Kościuszko
SKładaprzysięgę na rynku w K rako w ie
2 4 M a rc a 1794 r
W śród nieustannie pow tarzających się tych o b ja
wów ogólnego zapału uda! się Kościuszko w o to cze
niu swem na ratusz, gdzie jeszcze raz odczytanem zostało wypowiedzenie wojny, poczetn zabrał się^Na- czelnik do załatw ienia rozlicznych spraw , wynikłych z now ćj godności, jaką odebrał z rąk narodu.
—
10
—K o ściu sz k o tw o rz y so b ie s ilę z b r o jn ą . Kościuszko wypowiedział wojnę Rosyi, a nie po
siadał w o jsk a ; w Krakowie było go zaledwie 1000 konnicy i piechoty. Były to siły za słabe do p o sta
wienia czoła nieprzyjacielow i, z którym lada dzień przyjść musiaio do krw aw ego spotkania. Wydał więc odezwę, w zyw ającą wszystkich, którym wolność ojczy
zny je s t miłą, a którzy broń unieść zdołają, żeby się zgłaszali na ochotników do szeregów ojczystych.
Odezwa ta, w ystósow ana do całego narodu i w szyst
kich stanów wywołała ruch w wielkiej części ludności okolic K rakow a. Ze w szystkich stro n dążyli ludzie do Kościuszki, jedni z ofiarami na potrzeby ojczyzny, inni, żeby z bronią w ręku stanąć pod chorągw ie narodowe.
N ajrozm aitsze datki znoszono Kościuszce: p ien ią
dze, żywność, przyodziewek, broń, przyprow adzano konie, — jednem słowem: każdy daw ał co mógł, a co n a pokrycie chwilowych potrzeb przydatnem być mogło. N ą,iicznińj do szeregów staw iali się włościa
nie ze wsi okolicznych i mieszkańcy K arpat, zwani
góralam i. Kościuszko cieszył się z tego niewymownie,
bo kochał lud w iejski serdecznie i w nim głównie położył nadzieję oswobodzenia ojczyzny. Obchodził się też z wieśniakami, nie ja k z istotam i niżćj od siebie stojącymi, ale jakby z rodzonymi braćmi.
F J Pomiędzy tymi, którzy przybyli z daram i, było też trzech włościan, właścicieli statków na Wiśle, tak zwanych galarników , z Czernichowa: W ojciech Sroka, Tomasz Brandys i Ja n Grzywa,; ofiarowali oni na po trzeby wojenne 20 galarów. Gdy Kościuszko zwrócił im uwagę na to, ze chwilowo ojczyzna z ofiary ich korzystać nie może, — wysypali wszyscy trzej pie
niądze do baraniej czapki Brandysa, który podając ją Kościuszce, rzekł z uśm iechem : „Kiej tak mówicie, panie naczelniku, to musicie przyjąć to grosiwo, co przeznaczyło się na utrzym anie ludzi na tych g ala
rach. Więc prosiw a na kiepsko wypchanego ba
r a n k a . ' ^
Kościuszko odebrał czapkę, oddał j ą jednem u ze swego otoczenia, i r z e k ł: „Muszę mieć ręce wolne, abym was, moi kochani, mógł do serca mego przy- cisnąćN I przytulił każdego z nich do swoich piersi, a lud rozrzewniony i uniesiony tą dobrocią N aczel
nika, całow ał mu ręce i nogi. — Takim obchodzeniem się jed n ał sobie Kościuszko serca w ieśniaków ; w k r ó t
kim też czasie stał się ulubieńcem ludu, który na skinienie ukochanego naczelnika gotów był iść na największe niebezpieczeństwa.
Gdy tak około Kościuszki grom adzili się ochoti-icy,
przybyw ały rów nocześnie do K rakow a pojedyficze o d
działy w ojska regularnego, rozłożone w okolicy; w ten
sposób ro sła siła zbrojna polska z dnia na dzień.
—
12
—K ościuszko kazał wieśniakom uzbroić się w kosy, piki i siekierki, bo z tego rodzaju bronią najzręczniej umieli się obchodzić.
i Tymczasem doszły do K rakow a wiadomości, że M oskale ścigają M adalińskiego; zebrał więc Kościuszko swój oddział, uporządkow ał go, o ile się to na prędce dało i wyszedł mu, dnia 1 kw ietnia, z pomocą. S pot
kał się też z nim tego samego dnia w Luborzycy i wzmocnił oddział swój jeg o ułanami.
P o drodze, gdziekolwiek obozował, wszędzie przy
bywały świeże oddziały kosynierów , a Kościuszko ćwiczył ich pilnie w robieniu bronią i najp otrzebniej
szych ruchach wojskowych. W ieśniacy, ujęci dobro
cią swego wodza, z ochotą stósowali się do jeg o ży
czeń i z niezm ordow aną pilnością i wytrwałością od
dawali się ćwiczeniom, a duch najlepszy ożywiał ich szeregi.
B itw a p o d R a c ła w ic a m i.
Wysłane wojsko ro sy jsk ie w pogoń za M adaiiń- skim zbliżyło się do okolicy, gdzie przebywał Ko- ś< :uszko ze swym korpusem ; wiedział o tern nasz N a
czelnik, ale posiadając już teraz około 4 i pół tysiąca żołnierza, nie obawiał się z nimi spotkania; przeci
w nie naw et, ra d był w bitw ie doświadczyć sił młodój swej armii.
N astąpiło też spotkanie się obu wojsk pod R a c ła wicami na dniu 4 kwietnia. Moskali pod dow ódz
twem jenerała Torm assow a było 6000, i posiadali 20
dział; Kościuszko, lubo miał przeszło p ó łtora tysiąca
w ojska rnnićj, a tylko 11 małych a r m a ty nie stracił ducha; bywał on już w większych opałach, a przecież umiał sobie dać radę.
Oba w ojska stanęły naprzeciw siebie na dwóch wzgórzach, które przedzielało zagłębienie, tak zwany wąwóz, porosły w głębi młodym lasem, gęstą pod
szytym krzew iną. Z obu stron zaczęto się szykować do bitwy; oba też wojska posunęły się naprzód, aż do miejsca, gdzie łatw ićj można było przebyć owo zagłębienie. Kościuszko obrał sobie stanow isko z je- dnćj strony zasłonięte laskiem i ustawił w nim swe armaty. J e n e ra ł rosyjski umieścił 12 dział na wzgórku, a resztę w ojska swego podzielił na trzy oddz5ały, żeby ze wszystkich stro n otoczyć Polaków .
Około 3 godziny z południa wysunęły się pierw sze kolumny rosyjskie, żeby uderzyć na praw e skrzydło polskie od strony lasku; ale ukryte tutaj arm aty p o witały je rzęsistym ogniem i znacznie je przerzedziły.
Równocześnie rozw inęła się now a kolumna nieprzyja- cielska ku lewemu skrzydłu polsk’emu, gdzie stała piechota regularna pod dowództwem jenerała Z a
jącz k a. W tójże samćj chwili ustaw ili się strzelcy moskiewscy do natarcia i oz wały się ze wzgórza armaty. Z tćj strony groziło Polakom niebezpieczeń
stwo największe, bo kartacze rosyjskie prażyły s tra sznie i roznosiły w szeregach śmierć i zniszczenie.
K ościuszko rozporządził swem wojskiem tak, żo ze wszystkich stron mogło staw ić odpór nieprzyjacie
lowi. Kosynierów, jak o żołnierzy świeżych jeszcze, ustawi! za wzgórzem, czekając'4 aż się nadarzy sposo
bna. chwila, w k tó rS b y użyć ich mógł do boju. vNie
czekał d łafflf ja k o wódz doświadczony poznał wielkie
niebezpieczeństwo grożące ze strony nieprzyjaciel
skich arm at.
Spiął więc wierzchowca swego ostrogą i w lot stanął przed kosynieram i. „C hłopcy!“ krzyknął na nich, wskazując szablą w stronę pagórka, „weźcie mi te arm aty! — Dalćj za mną! Kosyniery napizod!"
„Niech żyje Kościuszko!" zawołali potężnym chórem dzielni Krakowianie, i ująwszy w praw ą ręk ę kosę, w lewą toporek, skoczyli pospiesznym krokiem za pędzącym naprzód Naczelnikiem. — W tćj chwili błysło na wzgórzu; działa m oskiew
skie ryknęły głosem gromu i sypnęły gradem kar- taczy. — Zachwiało się kilkunastu kosynierów i po
toczyło sie ku ziemi, ale cała kolumna dąży ja k przedtem hyżym krokiem za Naczelnikiem, wołając*
„Śmierć lub zwycięztwol W iwat K ościuszko!" Z a
grzmiały działa po raz w tóry i sprawiły ponowne spu
stoszenie, ale do wystrzału trzeciego zabrakło już Moskalom czasu.
Zdążyli jeszcze nabić arm aty i już mieli przyłożyć do nich lonty zapalone, gdy w tejże chwil*' s ta ^ a na wzgórzu B artosz Głowacki. Błyszcząca kosa, k tó ra trzym ał w ręku, miga mu nad głową z szybkością błyskawicy i z takąż szybkością spada na kanoDierów m oskiewskich, którzy pod strasznem i razami padają na ziemię, ja k kłosy w polu podcięte kosą żniwiarza.
B artosz praw ą ręk ą sięga karków moskiewskich, a lewą uchwyciwszy swą czerw oną krakuskę, zm iata z arm aty proch i tłumi żarzący się lont, k tóry go miał zapalić.
Z a Głowackim dopada w zgórza kilku innych zu
chów ; kosy ich, ja k miecze ogniste błyskają w po-
—
14
—Bi tw a po d R a c ła w ic a m i dn ia 4 Kw et ni a 17 94
w ietrzu i płatają przerażonych wrogów. T u zm iata ich SwistacJa, — tam kładzie tru p y K rzysztof P ęb o - w s k .,— jeszcze dalej zdobywa arm atę G w iździcki.—
P rzy je d n ć j z nich jed en już tylko pozostał kanonier;
nawinął się ku niemu góral —- m rchnał siekierką i z rozpłataną czaszką runął M oskal na ziemię.
W tójże chwili siedzi już góral na koniu, zw raca arm atę w stronę, gdzie się skupili strzelcy moskiewscy, przykłada lont do prochu, — rozległ się huk — i 12 Moskali pada trupem od w łasnego działa.
W tymże czasie ukazała się re szta kosynierów na wzgórzu; Moskale widząc co się dzieje przy arm a
tach, wysłali ku ich obronie kilk a kom panii piechoty.
Kosynierzy zw artą kolum ną zw rócili się przeciw nim ; w jednćj chwili wysiekli szereg je d e n i drugi. — R ’dząc to szeregi następne, rzucają broń i tornistry,
— podnoszą straszny krzyk zgrozy i przestrachu, rozpierzchają się po polu bitwy i roznoszą ogólny popłoch i przerażenie. I tiw o g a ogarnęła Moskali;
począł się nieład na wszystkich punktach i niebawem poszli w rozsypkę.
P o pięciogodzinnej walce wojsko polskie o pano
wało pole bitwy; Kościuszko zebrał swoje w oj
sko i wymownemi słowami podziękow ał mu za dzielność okazaną w bitwie. Główne uznanie oddał kosynierom, którzy najwięcćj przyczynili się do św ie
tnego zwycięztwa. B artosza G łow ackiego mianował za bohaterską o d w a g ę,’;:oficertm \ chlubnie wyraził się o Swistackim , Gwiździckim i Dębowskim K rzy
sztofie.
Serdeczne słowa Naczelnika przejęły w cjsko i lud radością i dum ą; podlecjfiły w górę czerw one kra-
—
16
—kuski, — a z tysiącznych piersi wyrwał się okrzyk w esela: „Niech żyje Kościuszko! W iw at Naczelnik ukochany 1“ N azajutrz przywdział Kościuszko na sie
bie sukmanę wiejską, aby uczcić wieśniaków, którzy ta k dzielnie stanęli w obronie ojczyzny i w stroju
tym chodził przez cały czas powstania.
N a s tę p s tw a b itw y p o d R a c ła w ic a m i.
W iadomość o zwycięztwie racław ickiem rozeszła się w lot po całym obszarze P olski. S erca narodu zabiły nową nadzieją; wszędzie objaw iać się zaczął zapał i chęć do walki. Po rozmaitych miejscach, a zwłaszcza w okolicach, gdzie nie było wojsk rosyj
skich, zaczęły się tworzyć zbrojne oddziały z obyw a
teli i ludu, którym w ojsko polskie przychodziło w po
moc. W ten sposób na wielkićj przestrzeni P olski wybuchał w licznych miejscach pożar wojny.
Gdy do W arszawy nadeszła wieść o zwycięztwie racław ickiem , wywołała ogólny zapał w w ojsku i mie
szczanach. Panował też tu ucisk w ielki; n a ra dzali się więc oficerowie i mieszczanie, w ja k i sposób uwolnić się z tego jarzm a. N ajpilnićj krzątał
■się Kiliński, szewc warszawski, p atry o ta dzielny;
w jeg o pomieszkaniu odbywały się tajne zgro m adzenia; on też dowiedział się, że Moskale zam ie
rz a ją w nadchodzącą W ielką Sobotę zabrać arsenał, to je s t budynek, w którym stały arm aty polskie ^ zło
żone było broni różnćj mnóstwo wielkie.
Postanow ili więc ta k wojsko, ja k i mieszczanie do tego nie dopuścić, ale uprzedzić M oskali i uderzyć
B ro s z u ra m n ie jsz a . 2
—
18
—Jan K iliń ski.
na nich już we W ielki C zw artek d. 17 kw. W ojsko miało rozpocząć, a m ieszczanie zobow iązali się pizyjść mu w pomoc. — W oznaczony dzień o świcie zaczęła się walka. A rtylerya polska, zatoczywszy działa na ulice główniejsze i place, dała wystrzałem z arm aty hasło do boju. Niebawem wystąpiło w ojsko rosyjskie.
Ja k tylko zaw rzała bitwa, zbiegli się mieszczanie do arsenału, uzbroili się w szable i karabiny, — kto nie miał innśj broni pochwycił toporek lub siekierę, i rozbiegłszy się oddziałami na w szystkie miej sca, gdzie się bój toczył, wzięli się do krw aw ej pracy. W szystkim przodow ał Kiliński; z niesłychaną odw agą rzucał się na czele swych oddziałów w naj
większe niebezpieczeństw a; pom agał mu dzielnie rze- źnik S ierakow ski; prow adził on cech swój, a topory rzeźnicze zaścielały ulice trupam i nieprzyjaciełskiem i.
Do drugiego dnia trw ała walka zaciekła; we W ielki P iątek wieczorem już Moskali w W arszawie nie było. N ajw iększa część ich padła w beju; liczbę w ielką zaorali Polacy do niewoli, a tylko mała g a r
stka uszła wraz z Igełstrom em z m iasta —
T rudno opisać radość m ieszczaństwa z pozbycia się nienaw istnych gości; nieustające okrzyki wesela brzmiały po ulicach i placach. Lud warszaw ski obrał sobie natychm iast na prezydenta zacnego obywatela, Zakrzew skiego, a komendę nad w ojskiem objął je n e ra ł Orłowski. Zaw iązał się też z obyw ateli nowy za
rząd. zwany R adą N arodową, który się zajął zapro
wadzeniem w mieście nowego porządku.
W kilka dni późnidj, L j. 22 kw ietnia wypędzili P olacy pod naczelnictw em pułkow nika Jasińskiego w podobny sposób Moskali z m iasta stołecznego li
2
*—
20
—tewskiego, W ilna, — i w krótkim po sobie czasie p o tworzyły się zbiojne oddziały w okolicach Chełma, Lublina, w powiecie rawskim, na Żmudzi i w wielu innych m iejscach.
Takiego to ducha w narodzie obudziła wieść o zwycięztwie odniesionem pod Racławicami.
K o śc iu sz k o d ą ż y p o d W a rsz a w ę . B itw a pod S z c z e k o c in a m i. .
Kościuszko opuściwszy Racławice, rozłożył się obozem w Bossutowie, w blizkości K rakow a. Liczył on na pewno, że M oskale będą tera z chcieli uderzyć n a niego w iększą siłą; starał się więc o pomnożenie swego wojska, a doprowadziwszy swój oddział do 9,000 opuścił 25 kwietnia Bossutow i u d a ł się w p o chód ku W arszaw ie.
Tymczasem nadciągnął 18 m aja jenerał G rocho
w ski na czele 5,000 w ojska i połączył się z K o
ściuszką w Połańcu. W pobliżu obozowali Moskale.
Dowiedziawszy się o tem, zwinęli czemprę- dzój swój obóz i opuścili cichaczem okolicę P o łańca. Kościuszko, m ając teraz 14,000 wojska, puścił się za nimi w pogoń i przydybał ich pod Szczekoci
nami. Lubo ich zawsze jeszcze było znacznie więcej, nie w ątpił K ościuszko ani na chwilę, że odniesie nad nimi zwycięztwo i zaszedł im ta k drogę, że musieli stanąć dc bitwy.
Dnia 6 czerwca o świcie już ustaw iły się oba
w ojska do boju. Odezwały się po obu stronach ar-
maty. — Ogień nieprzyjacielski nie wiele co szko
dził, bo kule ich szły albo za wysoko, albo padały przed wojskiem, za to arm aty polskie raziły ogrom nie Moskali. Byłby im też Kościuszko t pew nością za
dał Klęskę nie małą, gdyby im w śród bitwy nie były nadeszły nowe posiłki. Wzmocniony nieprzyjaciel li
czył teraz blizko 24,000 żołnierza; na nieszczęście zginęło też od kul arm atnich dwóch jenerałów p o l
skich: W odzicki i Grochowski. Dzielnie n atarła w praw dzie piechota polska po kilka razy na nieprzy
jaciela, ale K ościuszko uznał jednak, że siły je g o są za słabe i wydał rozkaz do odwrotu.
W najlepszym porządku ustawiły się wszystkie regim enta pieszę4i pułki konne, —- z zupełnym spo
kojem zaczekał cały korpus, póki nie stanął na swem miejscu ostatni żołnierz, poczem zatoczywszy arm aty w tył i skierowawszy je ku nieprzyjacielowi, zako
m enderował Kościuszko do pochodu i cały oddział, przygotow any do staw ienia obrony każdńj chwili, opuścił wolnym krokiem pole bitwy. — Nieprzyjaciel patrzał bezczynnie na cofanie się wojska polskiego i nie śm iał go zaczepić.
Kościuszko skierował dalszy m arsz swój ku W a r
szawie; powołał też je n e ra ła Zajączka, z oirolic Chełma, aby się zbliżył do stolicy i taki sam rozkaz wydał jenerałow i M okronowskiemu, którego obóz stał w B ło
niach. — Przew idyw ał Naczelnik, że nieprzyjaciel podąży do W arszaw y i będzie się s ta ra ł ią zdobyć, postanow ił więc go wyprzedzić i otoczyć m iasto z a wczasu. Nie omylił się Kościuszko w swych p rzypu
szczeniach; w trop za nim posuwały się oddziały r o
sy js k ie j raz po raz starał się nieprzyjaciel posunąć
się naprzód i przedrzeć się pomiędzy korpusam i K o ściuszki, Z ajączka i M okronowskiego, zbliżającemi się ku sobie i ku W arszaw ie; przychodziło też w skutek tego do częstych potyczek, ale Polacy wychodzili z nich zwycięzko i nie dozwolili nieprzyjacielowi o d nieść żadnćj korzyści.
—
22
—O b lę ż e n ie W a rsz a w y .
W szystkie trzy korpusy polskie stanęły pod W ar
szawą 10 lipca i otoczyły j ą z praw ego brzegu Wisły;
liczyły ogółem 10 tysięcy żołnierza regularnego i 12 tysięcy ochotników ; arm at mieli Polacy blizko 100.
W dwa dni późnić; nadciągnęły pod W arszaw ę w ojska nieprzyjacielskie w ilości 36 tysięcy i 107 dział; otoczyły wojska polskie i wzięły się niebawem do zdobywania W arszawy. Początkow o ograniczał się nieprzyjaciel na strzelaniu z arm at; niezliczone mnóstwo kul zwyczajnych i ognistych, oraz bomb spadało dniem i nocą na miasto i obozy polskie;
obliczone to było na to, że mieszkańcy W arszawy ulękną się i m iasto się podda. Ale W arszaw ianie przyzwyczaili się w krótkim czasie do grzm otu dział i gradu kul i w śród najw iększćj kanonady wybiegab na okopy, żeby ich bronić, ile razy tego wykazała się potrzeba.
Kościuszko zaś w tym czasie kazał sypać na około m iasta szańce i kopać row y i wilcze doły, k tó re n ie
przyjacielow i utrudniały dostęp do m iasta. P rzezor
ność Kościuszki okazała się bardzo praktyczną, bo
—
23
—nieprzyjaciel widząc, że strzelanina z arm at na nie
wiele się przyda, począł przypuszczać atak i i szturmy.
Koniecznie starał się zdobyć ważne ja k ie stanowisko, żeby znaieść łatw iejszy przystęp do m iasta, ale row y i wilcze doły tak były um iejętnie zakładane, że kto nie znał prow adzących między niemi ścieżek, musiał się do nich stoczyć. T rudno więc przychodziło kon
nicy nieprzyjacielskiej podejm ować atak i i tylko p ie
chota uderzała na szańce i okopy.
Ale Kościuszko, który umiał serdecznem i łago- dnem obejściem się ująć sobie serca swego wojska, czuwał nad tern, żeby nigdzie nieprzyjaciel nie mógł podejść niespodzianie; objeżdżał obozy, rewidował p o sterunki, zachęcał do czujności i m ęztwa, a wojsko spełniało gorliw ie rozkazy ukochanego Naczelnika.
Kochało go też całe wojsko i dla tego pokonywał K ościuszko na jeg o czele w szystkie tru d n o ść’ Należy tu wspomnieć kilka słów o tern wojsku zwłaszcza, któ re się odznaczało przy oblężeniu W arszawy.
Cudów w aleczności dokazywali w ł o ś c i a n i e . Równą w alecznością z ja k ą szli na arm aty pod R acła
wicami, odznaczali się i pod W arszaw ą. Gdzie tylko ich było potrzeba, w ystarczyło krótkie zachęcenie K o ściuszki: „Chłopcy naprzód 1“ a szli na w szystkie nie
bezpieczeństw a i zwyciężali. —
Zasłużyła się też piechota reg ularna; regim ent D z i a ł y ń s k i e g o odznaczał się zawsze gorącą mi
łością ojczyzny; przyczynił się głównie do wypędze
nia Moskali z W arszawy, bił się mężnie w kilku in
nych bitwach, a w oblężeniu W arszaw y pełnił wszę
dzie gorliw ie swą powinność. — Na rów ne uznanie
zasłużył sobie regim ent W o d z i c k i e g o i strzelcy Dembowskiego, którzy prażyli dzielnie nieprzyjaciół.
Prawdziwym przecież postrachem na w roga była k o n n i c a . N iepokoiła ona oddziały nieprzyjacielskie we dnie i w nocy; kaw alerya narodowa, a zwłaszcza brygady Kopcia, W yszkowskiego i Kołyski urządzały podjazdy, przed którem i nigdy nieprzyjaciel nie był pewien. Dopom agali im walecznie ułani i dragoni.
Przecież wszystko to wojsko nie byłoby mimo swej dzielności zdołało obronić Warszawy, gdyby K ościu
szko nie był posiadał znakomitej a r t y l e r y i . A r
maty polskie najwięcćj dziesiątkow ały szeregi nieprzy
jacielskie. Miał też K ościuszko tak sprawnych arty- lerzystów , że strzelali z arm at celnie^jak z karabinu.
W sław ili się celnem strzelaniem mianowicie k apitano
wie W roński i Laskowski Oni to strącili kulam i ar- matniemi wieżą na kościele we Woli, z którćj oficero
wie nieprzyjacielscy śledzili ruchy wojsk polskich, zapalili kulami oguistemi szopy i budynki we wsiach, gdzie się M oskale rozłożyli i spędzali trafnem i strz a łami nieprzyjaciela z miejsc niebezpiecznych, jeżeli się w nich chciał obsadzić. — Przyznali też nieprzyjaciele, że artylerya polska głównie uratow ała W arszawę.
W szystkie więc wysiłki Moskali nie odnosiły ko
rzyści, bo Polacy zawsze przygotow ani, odpierali mężnie ich ataki, a chociaż udało im się czasem po
sunąć nieco bliżej pod m iasto, to arm aty polskie, dzielnym ogniem nie dozwoliły im na nowem stano
wisku długo się utrzymać.
P rzez blizko dwa m iesiące trw ała u p arta w alka;
im silnićj nacierali M oskale, tem m ężniejszą obronę staw iali Polacy.
—
24
-A rty le -y a K ościuszki.
O statecznie stracił nieprzyjaciel chęć do dalszego o b le g a n ia a z a c z ę ły też w obozach jeg o szerzyć się choroby, na które mnóstwo żołnierzy um ierało, a gdy na dobitkę nadeszła wiadomość, że w okolicach W iel
kopolski tw orzą się zbrojne oddziały, cofnąły się wojska nieprzyjacielskie na dniu 6 września zupełnie z pod W arszawy.
Po ustąpieniu nieprzyjaciela, wysłał Kościuszko jen erała D ąbrow skiego na czele 3,000 wojska do W ielkopolski, żeby poszedł w pomoc tam tejszym od
działom 'zbrojnym'; przydał mu do pomocy Jó ze fa W y
bickiego i jenerała M adalińskiego. D ąbrow ski z je dnoczył też w krótkim czasie oddziały kujawskie, k a
liskie, poznaiiskie i gnieźnieńskie, objął nad niemi do
wództwo i po kilku potyczkach przybył w okolicę Gniezna. W ysłał tu ztąd oddział konny ku P ozna
niowi, a sam udał się do Łabiszyna, gdzie z nieprzy- acieleiu stoczył dnia 30 września potyczkę, potem poszedł za nim do Bydgoszczy, zdobył j ą szturmem dnia 2 października i wjechał do m iasta na czele li
cznego oddziału.
Tu ztąd zapędził się pod T oruń; znalazł tu jed n ak załogę wzmocnioną, więc cofnął się do Bydgoszczy, gdzie spodziew ał się odebrać z W arszaw y armaty, które mu były bardzo potrzebne. Zam iast przecież spodziewanych posiłków, .o d eb rał smutną wiadom ość o klęsce maciejowickiój i zawezwanie, żeby się w ró cił pod W arszawę. Dąbrowski zastosow ał się do ode
branego rozkazu.
—
26
-B itw a p o d M ac ie jo w icam i.
R adość panow ała w W arszaw ie ogólna, gdy nie
przyjaciel odstąpił od m iasta; wszyscy wielbili K o
ściuszkę, za przeprow adzenie tak dzielnej obrony, ale N aczelnik nie dzielił ogólnego wesela, bo z innój strony nadchodziły smutne wiadomości. Na Litw ę wkroczył je n e ra ł moskiewski Suworow z wojskiem li- cznem i świeżem, i zagroził tamtejszym oddziałom polskim. Zaczęły się też w krótkim ju ż czasie klęski;
dnia 17 w rześnia napadli Moskale oddział jenerała Sierakow skiego pod Krupczycam i i zmusili go do opu
szczenia pola bitwy. W dwa dni później zaatakow ał go Suworow pod Brześciem i nietylkop że zabrał mu w szystkie arm aty, ale oddział je g o całkiem nieomal rozproszył.
KościuszKo postanowił uderzyć n a Suworowa;
poprzednio jed n ak wypadało mu pobić Moskali, k tó rzy się cofnęli z pod W arszawy, żeby ich nie mieć po za sobą. — Wzmocnił więc świeżemi regim entam i i pułkami o ile się dało rozbity korpus Sierakow skiego . zastąpił im drogę pod M aciejowicami. W ojsko po l
skie wynosiło zaledwie czw artą część liczby M oskali;
rozkazał więc Kościuszko jen erało w i Ponińskiem u zbliżyć się i uderzyć w śród bitw y na nieprzyjaciela. —
Przyszło do bitwy 10 października. M oskale przypuścili całą siłą szturm do środka armii K ościu
szkowskiej. Polacy bohatersko odpierali pierw sze ataki, a pod ich ciosami rosły stósy trupów mo
skiewskich. Armaty polskie, kierow ane na p oczą
tku bitwy przez samego Kościuszkę, roznosiły
w szeregach nieprzyjacielskich okropne spastosze-
—
28
—B itw a pod M a c ie jo w ic a m i.
nie. Ale nieprzyjaciel miał liczbę w ojaka ogro
mną, więc chociaż padało go wiele, to przecież bez
ustannie szły świeże zastępy do boju. Regim entu polskie m in o to nie ustąpiły na kro k ze stanow i
ska, którycn bronić miały, przecież w strasznćj tój kilkugodzinnej pracy poczęły je siły opuszczać.
Gdyby w tym czasie był stan ął z korpusem swym Poniiiski, mogli byli Polacy odnieść zwycięztwo, ale jen erał ten ukazał się dopiero, ja k ju ż było po w szy
stkiemu.
N agle ukazała się na w zgórku ja z d a rosyjska i przypuszcza atak n a konnicę polską. W idząc to Kościuszko, pod którym padły już byty poprzednio dwa konie, rzuca się w ową stronę, żeby kaw aleryi dodać odwagi, ale koń pod nim słaby, p otyka się nag 'e, a K ościuszko spada na ziemię. W te j chwili dopada go kozak i uderza go lancą dwa razy w krzyże, nadbiega także oficer rosyjski i zadaje mu cięciem pałasza w tylną część głowy głęboką ranę.
K ościuszko zemdlał i padł j« k nieżywy.
Powoli otoczył nieprzyjaciel wojsko polskie ze wszystkich stro n ; bój w re coraz zaciętszy; Moskale p ad ają na wszystkie strony, ale bohaterów polskich ju ż tylko g arstk a mała, a i ta maleje i niknie. — W krótkim też czasie zabrakło zupełnie polskich b a gnetów do dalszćj w alki; w ojsku polskie legło śm ier
cią zaszczytną, a Moskale odnieśli zupełne zwycię
stwo. — Mało kto z P olaków uszedł z pola bitw y ;
przew ażna część w ojska poległa, a re sz ta poszła do
niewoli. Pomiędzy jeńcam i znajdow ał się też ranny
Kościuszko.
—
30
—Z a k o ń c z e n ie .
Z klęską m aciejow icką zbliżył się koniec walk.
z Rosyą. W iadomość o wzięciu K ościuszki do nie
woli przeraziła cały naród i pogrążyła go w rozpaczy.
„Zginęliśmy!" pow tarzano ogólnie wśród płaczu i jęk u boleści; „zginęliśmy, nie masz K ościuszki!" I speł
niło się przeczucie narodu. Obrano w praw dzie na naczelnika W awrzeckiego, człowieka zacnego, ale nie był [to już Kościuszko. — Nie posiadał on ju ż tego wpływu na w ojsko i lud, którego ducha złam ała zu
pełnie now a klęska.
Je n e ra ł rosyjski Suworow zbliżył się z ogromnem wojskiem pod W arszaw ę i stanął naprzeciw przed
mieścia, zwanego P rag ą. Było ono otoczone usypa- nerni na prędce okopam i i broniło go 8000 w ojska polskiego pod dowództwem jenerała Zajączka i J a sińskiego. M oskale uderzyli na okopy 4 listopada, i mimo dzielnej obrony iaką stawili Polacy, zdobyli je po krótkićj walce. Z w ojska polskiego mało kto uszedł śmierci. — Suworow wydał P rag ę na łup swemu żołdactwu. Rozbestw ieni sołdaci dopuścili się strasznych gwałtów. W yrżnęli całą ludność, — ogó
łem 18 tysięcy starców , niew iast i dzieci; a zrab o wawszy wszystko, cokolwiek zabrać mogli, podpalili P ra g ę na czterech narożnikach.
P rzerażone temi okropnościami m iasto poddało się Suworowi; dnia 9 listopada zajęli M oskale W ar
szawę. Dniem poprzednio opuścił m iasto W aw rzecki
na czele w ojska polskiego. Nie myślał się jeszcze
poddać, ale zwąipienie ogólne zakradło się do szere-
M o skale m ordują m ieszkańców P rag i.
gów. Oddziały ochotnicze zaczęły się rozbiegać n a wszystkie strony. W ojska regularnego mało co po
zostało, bo wszystko prawie poległo pod M aciejowi
cami i na okopach P ragi. Wawrzecki, uznawszy nie- możebność prow adzenia dalszćj wojny, rozpuścił 18 listopada resztę wojsk polskich.
T ak skoiiczyła się walka narodu polskiego z Mo
skalami, k tórą podjął Kościuszko w obronie ostatnich szczątków niepodległości ojczyzny.
—