Bardzo dziêkujê Pani Profesor Gra¿ynie ¯urkowskiej za Jej artyku³. Pani Profesor bowiem podnosi w nim kwestie o wyj¹tkowej filozoficznej donios³o-
ci kwestie fundamentalne dla filozofii, dla nauki, dla kultury, a wreszcie tak-
¿e dla naszego osobowego i wspólnotowego ¿ycia. To dzisiaj zjawisko nieczê- ste. Obecne okolicznoci bycia, ¿ycia, pracy i filozofowania raczej nie zachêcaj¹ do filozoficznych spotkañ pierwszego stopnia. A to m.in. dlatego, ¿e dzisiaj, choæ ca³y wiek XX mia³ w tym wzglêdzie ca³kiem specjalne zas³ugi, istotna czêæ klasycznej problematyki filozoficznej albo jest wprost uniewa¿niana, albo te¿ z jakich dziwnych powodów (na ogó³ doæ pokrêtnych) uchodzi za n i e- p o p r a w n ¹: obyczajowo, politycznie, naukowo, filozoficznie, wiatopogl¹do- wo i na parê innych sposobów. Mo¿na w tym kontekcie wskazaæ ca³kiem spo- ro problemów i pogl¹dów, które od d³u¿szego czasu wywo³uj¹ ju¿ to zgorszenie, ju¿ to obojêtne wzruszenie ramion. Od pewnego czasu do krêgu takich filo- zoficznie inkryminowanych tematów nale¿y np. problem metafizyki (jej mo¿li- woci i jej sensu), problem poznawczej ród³owoci czy kwestia klasycznie poj- mowanej prawdy. Pani Profesor bezb³êdnie identyfikuje wszystkie te dra¿liwe dzisiaj problemy filozoficznie i fakt ich nieobecnoci przenikliwie i na ogó³ traf- nie dyskontuje. Niew¹tpliwie dobrze to wiadczy o jej filozoficznej wra¿liwo-
ci, intelektualnej wyobrani i argumentacyjnej finezji. Miêdzy innymi z tego w³anie powodu wysoko ceniê sobie fakt, ¿e bezporednio odnosz¹c siê do niektórych wa¿nych dla mnie idei filozoficznych niejako rzuci³a mi rêkawi- cê. W miarê swoich mo¿liwoci tê rêkawicê spróbujê teraz podj¹æ. Poniewa¿
jednak metafizyka znajduje siê na drugim albo i trzecim planie moich filozoficz- nych zainteresowañ (przynajmniej tak by³o dot¹d), przeto z czterech krêgów te- matycznych, które sygnalizuje tytu³ artyku³u prof. Gra¿yny ¯urkowskiej (O prawdzie ontycznej, realizmie radykalnym, radykalnej metafizyce i rzeczywi-
Józef Dêbowski
Uniwersytet Warmiñsko-Mazurski University of Warmia and Mazury
w Olsztynie in Olsztyn
W KWESTII PRAWDY ONTYCZNEJ,
REALIZMU RADYKALNEGO
ORAZ KILKU INNYCH POSTULATÓW
PROF. GRA¯YNY ¯URKOWSKIEJ
stych ród³ach kryzysu filozofii), zasadniczo zajmê siê tylko dwoma pierwszy- mi. Do dwu pozosta³ych niew¹tpliwie kiedy wrócê, tyle ¿e za jaki czas.
1. Na pocz¹tek jednak chcia³em wyranie stwierdziæ, ¿e rozwijana przez prof. G. ¯urkowsk¹ koncepcja metafizyki radykalnej jest mi³a memu sercu.
W jakiej mierze jest mi³a tak¿e i umys³owi. Jest mi³a z tego powodu, ¿e postu- luje siê na jej gruncie ontyczn¹ n i e z a l e ¿ n o æ wiata oraz jego pe³n¹ byto- w¹ a u t o n o m i ê niezale¿noæ i autonomiê tego wiata, w którym partycypu- jemy, którego dowiadczamy i który na ró¿ne sposoby oswajamy/poznajemy.
Jest to przede wszystkim niezale¿noæ egzystencjalna, a ponadto tak¿e formalna (a wiêc co do struktury i porz¹dku) i materialna (co do jakociowego uposa¿e- nia, czyli np. w³asnoci). Równie bliska jest mi myl, i¿ miêdzy poznaniem a realnoci¹ istnieje permanentna a s y m e t r i a. Tak. To wiêta prawda. Podob- nie jak prawd¹ jest równie¿ to, i¿ ta w ¿aden sposób nieuteoretyzowana rzeczy- wistoæ przedpoznawcza (surowa i nieoswojona) nie tylko jest bytowo pierwot- na i bytowo autonomiczna, lecz nadto jeszcze posiada w³aciw¹ sobie istotê (naturê, sens) istotê, która sprawia, ¿e Realne zawsze przerasta (transcenduje) wszelkie faktyczne i mo¿liwe jego ujêcia, wszelkie próby praktycznego i po- znawczego oswojenia, wszelkie próby usensowienia i racjonalizacji. Mamy pra- wo tak myleæ, poniewa¿ wszystkie nasze dotychczasowe przedsiêwziêcia po- znawcze (i pozapoznawcze) zawsze dot¹d okazywa³y siê jako u³omne zawsze by³y (i s¹) tylko cz¹stkowe, fragmentaryczne, aspektowe, tymczasowe i niepew- ne. Nigdy za pe³ne, nigdy pewne i nigdy absolutne. Innymi s³owy, mimo suk- cesów naukowych i technologicznych, Rzeczywistoæ (Realne, ¯ywio³, Wir Przedpoznawczy) nieprzerwanie nam siê wymyka. I tak pewnie pozostanie na wieki wieków. Pozostanie, poniewa¿ cz³owiek jako byt czasowo okrelony (w szczególnoci, trwaj¹cy w czasie) jest ze swej istoty mimo posiadania wia- domoci bytem istniej¹cym na sposób szczelinowy, a wskutek tego jest tak-
¿e bytem przemijaj¹cym i kruchym1.
2. Jak siê zdaje, przywo³any przed chwil¹ argument, mimo jego przynaj- mniej czêciowo empirycznej natury, dobitnie przemawia nie tylko za metafizy- k¹ radykaln¹, ale i radykalnym realizmem realizmem metafizycznym i reali- zmem epistemologicznym. Wszelako tego typu argumentacja, gdyby tylko na niej poprzestaæ, ma charakter wybitnie negatywny. Tymczasem w swoich ksi¹¿kach i artyku³ach od d³u¿szego czasu usi³ujê argumentowaæ równie¿ pozytywnie2.
1 Wiêcej w tej sprawie zob. J. Dêbowski, Problem to¿samoci istoty ludzkiej jako bytu trwaj¹cego w czasie, Humanistyka i Przyrodoznawstwo. Interdyscyplinarny Rocznik Filozo- ficzno-naukowy 2008, nr 14, s. 727.
2 Z niejak¹ przesad¹ mo¿na by nawet powiedzieæ, ¿e robiê to od zawsze. Od zawsze
znaczy w tym wypadku: od chwili, gdy jeszcze na kilka lat przed doktoratem (czego zreszt¹ prof. G. ¯urkowska by³a wiadkiem, przynajmniej czêciowo) zacz¹³em mierzyæ siê z wyzwa- niem, jakim by³ projekt radykalnie bezza³o¿eniowego ugruntowania nauk filozoficznych i nauk
Wbrew rozmaitym odmianom reprezentacjonizmu i semantyce antyrealistycznej, uporczywie próbujê okazaæ, ¿e zachodz¹ równie¿ pozytywne racje po temu, by móc opowiedzieæ siê za realizmem (metafizycznym, epistemologicznym i seman- tycznym) oraz klasycznie pojmowan¹ prawd¹3. Mianowicie, nic sobie nie ro- bi¹c z tradycyjnych dogmatów empiryzmu (tak¿e z tego trzeciego), w sposób systematyczny próbujê wykazaæ, ¿e:
p o p i e r w s z e, klasyczna definicja wiedzy (powszechnie przyjmowana m.in. w filozofii analitycznej) jest zdecydowanie za w¹ska i wielostronnie nie- fortunna (generuje rozmaite paralogizmy i antynomie, w tym m.in. problem Gettiera), a wobec tego winnimy operowaæ szerokim pojêciem poznania/wie- dzy pojêciem uwzglêdniaj¹cym równie¿ rozmaite odmiany wiedzy przedpro- pozycjonalnej, przedpredykatywnej, prekategorialnej, a nawet pozadyskursyw- nej (dostêpnej tylko pierwszoosobowo)4;
p o d r u g i e, poznanie i wiedza (przynajmniej co do ich istoty) wcale nie polegaj¹ na konstruowaniu czy kreowaniu poznawanych przedmiotów, ale przede wszystkim na ich odkrywaniu (ujawnianiu, ods³anianiu), a dalej na asymilacji odkrywanych treci przedmiotowych i ewentualnie ich wtórnej rekonstrukcji w zjawisko/pojêcie przedmiotu5;
p o t r z e c i e, do Realnego (które jest co najmniej radykalnie transcendent- ne wobec spe³nianych czynnoci poznawczych) dostêp mamy nie tylko pored- ni, lecz tak¿e bezporedni i ród³owy, w szczególnoci percepcyjny6;
p o c z w a r t e, mo¿na sformu³owaæ przynajmniej trzy ró¿ne pojêcia po- znawczej bezporednioci, a w ramach ka¿dego z nich zrekonstruowaæ po kilka odmian poznania bezporedniego: od naocznego po czysto intelektualne7;
w ogólnoci. Owocem tych badañ by³a ksi¹¿ka Idea bezza³o¿eniowoci. Geneza i konkretyzacje (Wydawnictwo UMCS, Lublin 1987) oraz d³ugi cykl wczeniejszych artyku³ów, które publiko- wa³em na ³amach Studiów Filozoficznych, Ruchu Filozoficznego Studiów Epistemologicz- nych i w rozmaitych pracach zbiorowych. Oczywicie, to ju¿ swego rodzaju prehistoria, ale te¿
taka, któr¹ jeszcze stosunkowo ³atwo daje siê udokumentowaæ.
3 Zob. J. Dêbowski, Bezporednioæ poznania. Spory dyskusje wyniki, Wydawnictwo UMCS, Lublin 2000 oraz idem, wiadomoæ. Poznanie. Naocznoæ poznania, Wydawnictwo UMCS, 2001. Por. te¿ idem, Teoriopoznawczy prezentacjonizm a realizm, Analiza i Egzy- stencja 2005, nr 2, s. 73111.
4 Zob. J. Dêbowski, wiadomoæ..., s. 97146 (Rozdzia³ III: Klasyczna koncepcja pozna- nia i zwi¹zane z ni¹ trudnoci). Por. tak¿e idem, On Epistemology and Some of Its Oddities.
Why I Am Not a Representationist?, Dialogue and Universalism 2008, t. XVIII, nr 78, s. 6170.
5 Zob. J. Dêbowski, Co to znaczy poznaæ co?, (w:) Z. Muszyñski (red.), Z badañ nad prawd¹, nauk¹ i poznaniem, Wydawnictwo UMCS, Lublin 1998, s. 237257 (zw³. za
s. 239242).
6 Zob. J. Dêbowski, Bezporednioæ..., s. 201311.
7 Zob. J. Dêbowski, G³ówne pojêcia poznania bezporedniego i drogi ich formowania,
Przegl¹d Filozoficzny. Nowa Seria 2002, nr 1 (41), s. 189199.
p o p i ¹ t e, tylko pod warunkiem uznania ród³owego charakteru przynaj- mniej niektórych naszych czynnoci poznawczych i niektórych odmian naszej wiedzy mo¿liwe jest sensowne postawienie i ewentualnie rozstrzygniêcie (nega- tywne lub pozytywne) bodaj wiêkszoci naszych klasycznych problematów fi- lozoficznych, w tym m.in. sporu o istnienie wiata, sporu o naturê rzeczywisto-
ci, sporu o granice naszego poznania oraz sporu o wartoæ prawdziwociow¹ naszej wiedzy8.
3. Wymienionych wy¿ej p i ê æ p o s t u l a t ó w krótko streszcza, mówi¹c mo¿e nieco nieskromnie, moje w³asne prolegomena do wszelkiej przysz³ej me- tafizyki, tak¿e prolegomena do epistemologii i filozofii w ogólnoci. Zreszt¹, czêæ z tych prolegomenów Pani Profesor G. ¯urkowska dobrze zna, niektóre z nich analizuje, a niektóre nawet podziela (w ca³oci lub czêciowo)9. Nie rozu- miem tedy, dlaczego te moje do cna realistyczne przekonania wydaj¹ siê Jej pro- blematyczne. To prawda, ¿e swoich realistycznych tez zapewne nie okreli³bym mianem realizmu radykalnego. Tak¿e dlatego, ¿e w³anie tym mianem okre-
lano wczeniej (robi³ to np. N. £ubnicki) metafizyczny i epistemologiczny re- alizm reistów, w szczególnoci pansomatyzm/konkretyzm T. Kotarbiñskiego10. Tymczasem moja postaæ realizmu (metafizycznego i epistemologicznego) naj- bli¿sza jest tzw. realizmowi klasycznemu (tak jak go definiowa³ np. N. £ubnic- ki), ale mo¿e byæ nazywana tak¿e realizmem p r e z e n t a c j o n i s t y c z n y m albo b e z p o r e d n i m. Trzeba wszelako pamiêtaæ, by nie uto¿samiaæ jej z tzw.
realizmem naiwnym, albowiem realizm bezporedni (prezentacjonistyczny) mo¿e wystêpowaæ zarówno w jego odmianie naiwnej (bezrefleksyjnej, potocznej), jak i w jego odmianie krytycznej (umiarkowanej). Krytyczna odmiana re- alizmu bezporedniego by³a wczeniej wytworzona i upowszechniana m.in. przez Thomasa Reida (i niektórych innych przedstawicieli szko³y szkockiej) oraz, w szkole lowañskiej, przez Paula Gényego i Leona Noëla, którzy nie akceptowa- li realizmu poredniego D. Merciera i którzy konsekwentnie argumentowali na rzecz realizmu bezporedniego w jego odmianie k r y t y c z n e j11. Podkrelam tê okolicznoæ z niejakim naciskiem, albowiem bodaj w wiêkszoci podrêczni- ków (tak¿e z epistemologii) realizm bezporedni z regu³y bywa uto¿samiany z realizmem naiwnym. Powoduje to m.in. ten skutek, ¿e na mocy tego rodzaju redukcji realizm bezporedni jest nieomal natychmiast dyskwalifikowany jako
8 Zob. J. Dêbowski, Prawda i warunki jej mo¿liwoci, Instytut Filozofii UWM, Olsztyn 2010, s. 80 i n.
9 Zob. G. ¯urkowska, Czy warunkiem klasycznej idei prawdy jest transcendencja przed- miotu wobec podmiot? (Kilka uwag na marginesie artyku³u J. Dêbowskiego Semantyczna teoria prawdy a realizm), (w:) A.L. Zachariasz (red.), Poznanie a prawda, Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2009, s. 271286.
10 Zob. N. £ubnicki, Teoria poznania, Wyd. 2, UMCS, Lublin 1958, s. 65116.
11 Por. E. Gilson, Realizm tomistyczny, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1968, s. 219225.
ten naiwny, a wiêc i niegodny jakiegokolwiek ¿ywszego zainteresowania.
Tymczasem tego typu uproszczenie jest ca³kowicie nieuprawnione. O ile wiem, poród naszych rodzimych epistemologów na okolicznoæ tê wyranie zwracaj¹ uwagê tylko nieliczni (np. T. Szubka).
4. Nad spraw¹ terminologii nie bêdê dalej siê rozwodzi³, bo ostatecznie jest to rzecz drugorzêdna. Nie jest natomiast rzecz¹ drugorzêdn¹ inny pogl¹d prof.
G. ¯urkowskiej pogl¹d, wed³ug którego, mówi¹c krótko, [r]zeczywistym re- alist¹ jest Realne, a nie teoretyk. Otó¿, gdyby G. ¯urkowska poprzesta³a na twierdzeniach typu: Realne jest silniejsze ni¿ nasze prawdy o nim, miêdzy poznaniem a realnoci¹ ontyczn¹ istnieje permanentna asymetria (oczywicie, na korzyæ realnoci ontycznej), [r]ealne jest bogatsze ni¿ rzeczywistoæ ute- oretyzowana, ¯ywio³ Realnego (przedpoznawcza energia ontyczna, ontyczne JEST) zawsze pozostaje nieokie³znany i nieogarnialny itp., to wówczas praw- dopodobnie zachodzi³aby, przynajmniej w warstwie intencji, ca³kowita zbie¿noæ pomiêdzy naszymi stanowiskami. Pani Profesor G. ¯urkowska idzie jednak jesz- cze krok dalej i w jaki niebywale zaskakuj¹cy dla mnie sposób próbuje, by siê tak wyraziæ, upodmiotowiæ ów ¯ywio³ Nieokie³znany. Mianowicie twierdzi,
¿e to w³anie ten ¯ywio³ jest rzeczywistym realist¹. Zapewne rozumia³bym to wszystko, gdyby prof. G. ¯urkowska charakteryzowa³a go jako rzeczywistoæ nie tylko bytowo autonomiczn¹ (samoistn¹), lecz tak¿e np. bytowo pierwotn¹, bytowo samodzieln¹ i bytowo niezale¿n¹ (od czegokolwiek) i ew. dalej przy u¿yciu jakich kolejnych momentów bytowych (np. temporalnych) lub pewnych wyró¿nionych sposobów istnienia (modus existentiae). Jej pogl¹d przestajê na- tomiast rozumieæ w chwili, gdy realnoæ zaczyna mieszaæ z realizmem, gdy wiêc twierdzi, ¿e rzeczywistym realist¹ jest Realne.
5. Rzecz jasna, mo¿na by zauwa¿yæ, ¿e w wywodach Pani Profesor nie- opatrznie dosz³o do pomieszania piêter jêzyka i predykatów z ró¿nych pozio- mów, np. realizmu z realnoci¹, realnego z realistycznym itp. Byæ mo¿e zreszt¹ faktycznie ma to miejsce, ale w gruncie rzeczy, tak czy owak, jest to spra- wa b³aha i po jej ujawnieniu ewentualny b³¹d daje siê ³atwo naprawiæ. Natomiast nie jest ju¿ b³ah¹ spraw¹, jeli deklaruj¹c radykalny realizm zarazem stwierdza siê kategorycznie, ¿e ów ¯ywio³ Nieokie³zany jest do tego stopnia absolutem, ¿e niemo¿liwy staje siê ¿aden do niego dostêp, ¿e ka¿da (bezwyj¹t- kowo) próba jego poznawczego ujêcia czy uteoretyzowania nieuchronnie koñ- czyæ musi siê pora¿k¹, ¿e wszystkie nasze intencje zawsze chybiaj¹ swego celu,
¿e jest on transcendentny nie tylko radykalnie (w sensie Ingardenowskim), ale i absolutnie (w sensie Kantowskim, czyli w sensie poznawczej niedostêpnoci)12.
12 Terminu transcendencja i przymiotników: transcendentny (-a, -e) skrupulatnie u¿ywam tu w tych podstawowych znaczeniach, które sprecyzowa³ R. Ingarden na kartach II tomu Sporu o istnienie wiata. Por. R. Ingarden, Spór o istnienie wiata, t. II: Ontologia formalna, cz. 1: Forma i istota, wyd. III, PWN, Warszawa 1987, s. 207211.
No có¿... W takim stanie rzeczy mo¿na ju¿ tylko albo rêce opuciæ, albo... Albo przejæ na pozycje tej lub innej odmiany k a n t y z m u. Tylko pytam co to wte- dy bêdzie mia³o wspólnego z realizmem?! Ewentualnie: jak wiele? Jeli bowiem za³o¿ymy zasadnicz¹ nieinteligibilnoæ (nieokrelonoæ i zasadnicz¹ niedostêpnoæ) tej przedpoznawczej energii czy tego pozapoznawczego ¿ywio³u, to wów- czas trzeba ca³kiem powa¿nie liczyæ siê z jak¹ form¹ a n t y r e a l i z m u przy- najmniej antyrealizmu epistemologicznego i semantycznego, antyrealizmu pro- weniencji a g n o s t y c z n e j lub nawet s c e p t y c z n e j. Podejrzewam, ¿e za tê fataln¹ perspektywê, która wy³ania siê z postulatów prof. G. ¯urkowskiej, od- powiada ostatecznie jaka forma metafizycznego holizmu, prawdopodobnie pro- weniencji Heglowskiej lub neoheglowskiej (inspirowanej dodatkowo rozwa¿ania- mi J. Litwina). Prawdopodobnie gdzie tam miêdzy wierszami i poza kadencj¹
(poza kadencj¹ myli prof. G. ¯urkowskiej, Jej myli artyku³owanej) b³¹ka siê jesz- cze widmo niepoprawnego, znerwicowanego filozoficznego ma³olata filozo- ficznego ma³olata w osobie pónego Wittgensteina13. S¹ to wszak¿e moje lune hipotezy hipotezy tyle¿ swobodne, co w gruncie rzeczy drugorzêdne.
6. Jest jeszcze jeden wa¿ny punkt w artykule Pani Profesor G. ¯urkowskiej, do którego chcia³bym siê koniecznie odnieæ i to odnieæ krytycznie. Pisa³em wy¿ej o mo¿liwoci pomieszania poziomów jêzyka. Wydaje mi siê, ¿e mo¿li- woæ ta ponownie wchodzi w rachubê wtedy, gdy prof. G. ¯urkowska wprowa- dza do swoich analiz pojêcie prawdy ontycznej. Prawdopodobnie Pani Profe- sor dobrze wie, ¿e zasadniczo jestem przeciwnikiem odnoszenia predykatów
prawdziwy i fa³szywy do czego innego, ni¿ rezultaty poznawcze, w szcze- gólnoci s¹dy/zdania. Znaczy to m.in. tyle, ¿e jak ognia staram siê unikaæ per- spektywy, któr¹ zwyk³o siê okrelaæ mianem ontologizacji prawdy14. Nie s¹- dzê tedy, by by³o dobr¹ praktyk¹ jêzykow¹ mówienie (zw³aszcza w filozofii i nauce) o prawdziwych brylantach, prawdziwym z³ocie, prawdziwym hero- izmie, prawdziwych bytach, prawdzie bycia etc. Naturalnie, cechê prawdzi- woci lub fa³szywoci mo¿na próbowaæ przypisywaæ tak¿e pozapoznawczym wy- tworom ludzkiej aktywnoci czy nawet, jak chce tego M. Heidegger, sposobom bycia Dasein tylko ¿e trzeba wtedy pamiêtaæ, i¿ w takich razach bêdziemy mieæ do czynienia z metaforycznym (a w ka¿dym razie jako pochodnym) u¿yciem predykatów prawdziwy i fa³szywy. Na przyk³ad w odniesieniu do samych tylko dzie³ sztuki R. Ingarden wyró¿nia³ co najmniej siedem takich pochodnych/
metaforycznych pojêæ prawdziwoci i fa³szywoci15. Zasadniczo jednak za
13 Pogl¹dy filozoficzne pónego Wittgensteina i swój do nich stosunek prof. G. ¯urkow- ska omawia w ksi¹¿ce Epistemologia po Wittgensteinie, Nowa perspektywa epistemologiczna Jana Srzednickiego, Wydawnictwo UMCS, Lublin 2006, zw³. s. 157216 (Rozdzia³ 3).
14 Por. J. Dêbowski, Prawda w fenomenologii, (w:) D. Leszczyñski (red.), Prawda, Wy- dawnictwo Uniwersytetu Wroc³awskiego, Wroc³aw 2011, s. 8386.
15 Por. R. Ingarden, O ró¿nych rozumieniach «prawdziwoci» w dziele sztuki, (w:) idem, Studia z estetyki, t. I, PWN, Warszawa 1957, s. 375388.
ten w³aciwy (pierwotny i podstawowy) nonik prawdy i fa³szu Ingarden uznawa³ dopiero rezultaty poznawcze, w szczególnoci za zdania/s¹dy16.
7. Ja sam próbujê podobnie rozstrzygaæ tê sprawê, a na dodatek mylê, ¿e dok³adnie tak samo myla³ w tym wzglêdzie równie¿ Arystoteles. W Ksiêdze E swej Metafizyki pisa³ np. tak: [...] bo fa³sz i prawda nie znajduj¹ siê w rzeczach, tak, jakby dobre rzeczy by³y prawdziwe, a z³e fa³szywe, lecz w myli; a w przy- padku pojêæ prostych oraz istot prawda i fa³sz nie istniej¹ nawet w myli (Me- taph., 1027 b; t³um K. Leniak). Oczywicie, i u samego Arystotelesa mo¿na znaleæ wypowiedzi cokolwiek dwuznaczne. Tak¿e takie, które zachêcaj¹ ju¿ to do ontologizacji prawdy, ju¿ to do orzekania jej o innych rezultatach poznaw- czych ni¿ zdanie, np. o prostych ujêciach, czyli intencjach nominalnych/jedno- promiennych (simple apprehension). Tego rodzaju dwuznacznoci pojawiaj¹ siê zarówno w Etyce nikomachejskiej, jak i w traktacie O duszy. Na przyk³ad w tym ostatnim Arystoteles zdaje siê utrzymywaæ, ¿e proste ujêcia rozumowe (noesis, nous), dziêki którym odkrywamy istotê rzeczy lub czyste formy (bez materii), nigdy nie mog¹ byæ fa³szywe i zawsze pozostaj¹ prawdziwe (De Anima, 430 b, 2631; por. te¿ ibidem, 429 b 2628 oraz 430 a 16).
Wszelako, jak s¹dzê, myl g³ówn¹ i chyba najwa¿niejsz¹ w Arystotelesowskiej aletejologii dobrze puentuje nastêpuj¹ca wypowied: [...] bo prawdziwoæ lub fa³- szywoæ zdania uzale¿niona jest od faktu istnienia lub nieistnienia rzeczy (Katheg.
XII, 144b; t³um. K. Leniak). W tym prostym i krótkim zdaniu, wyjêtym tym razem z Kategorii, zbiegaj¹ siê bodaj wszystkie podstawowe i charakterystyczne dla Ary- stotelesowskiego rozumienia prawdy w¹tki: (1) ¿e to dopiero zdania mog¹ posia- daæ cechê prawdziwoci lub fa³szywoci; (2) ¿e cecha ta ma charakter relacyjny;
(3) ¿e mimo to prawdziwoæ lub fa³szywoæ jest czym obiektywnym, nie za
czym subiektywnym/konwencjonalnym; (4) ¿e to ostatecznie istnienie lub nieist- nienie rzeczy przes¹dza o prawdziwoci lub fa³szywoci myli i zdañ. S¹dzê po- nadto, ¿e wymienione cztery w¹tki a wiêc: propozycjonalizm (w kwestii noni- ka), relacyjnoæ, obiektywizm i realizm (nieepistemicznoæ w sensie Dummetta)17
16 Ibidem, s. 374375.
17 Rzecz jasna, wszystkie te cztery w¹tki (tak jak je tu krótko wymieniam i nazywam) domagaj¹ siê rozwiniêcia i dalszej eksplikacji. W tej chwili nie ma na to miejsca, a wobec tego powiem tylko tyle, ¿e przez propozycjonalizm rozumiem w tym wypadku myl, i¿
prawda i fa³sz zasadniczo mog¹ byæ orzekane dopiero o ujêciach/intencjach propozycjonal- nych (wielopromiennych). Kwestia, czy ujêcia/intencje nominalne (jednopromiennym) mog¹ byæ tak¿e nonikami prawdziwoci lub fa³szywoci, pozostaje kwesti¹ dyskusyjn¹. Ingarden by³ w tej mierze bardzo powci¹gliwy, natomiast Husserl rozstrzygn¹³ j¹ pozytywnie. Po- dobnie, czyli pozytywnie, sk³onny jest j¹ rozstrzygaæ W. Galewicz. Z kolei przez nieepi- stemicznoæ prawdy i fa³szu rozumiem nieredukowalnoæ tych cech/wartoci do naszej wie- dzy o nich, w szczególnoci uzasadnienia (co postuluj¹ justyfikacjonici, np. M. Dummett).
Wiêcej detali na ten temat mo¿na znaleæ w: J. Dêbowski, Prawda w fenomenologii..., s. 7797.
w sposób istotny wspó³okrelaj¹ tak¿e to g³ówne przes³anie, które niesie ze sob¹ klasycznie pojmowana prawda, a wiêc m.in. formu³a Akwinaty: Veritas est adaequatio intellectus et rei, secundum quod intellectus dicit esse quod est vel non esse, quod non est (Summa contra gentiles, I, 159; Quaestiones disputate de Veritate, I, 3).
8. Naturalnie, jak zawsze, tak i tym razem wiele jeszcze (bardzo wiele) po- zostaje do objanienia i sprecyzowania. Na przyk³ad, w zwi¹zku z r e l a c y j n ¹ natur¹ prawdy trzeba niew¹tpliwie rozstrzygn¹æ, jaki typ relacji wchodzi tutaj w rachubê: relacja predykacji czy relacja korespondencji, relacja zewnêtrzna
czy relacja wewnêtrzna, relacja mocnokorespondencyjna czy relacja s³aboko- respondencyjna, relacja obrazowania czy relacja sygnifikacji, homomorfizm czy izomorfizm etc. S¹ te¿ dalsze wa¿ne kwestie. Jednak dla prof. G. ¯urkowskiej tego typu analizy i ustalenia s¹ albo bez znaczenia, albo zdecydowanie drugo- rzêdne. S¹ bez znaczenia albo drugorzêdne, poniewa¿ nade wszystko chodzi Jej o afirmacjê p r a w d y o n t y c z n e j, a wiêc prawdy, która przynajmniej na moje oko niezbyt dobrze komponuje siê z kontekstem stricte epistemologicz- nym czy, generalnie, poznawczym. Zreszt¹, czym¿e ona jest lub czym¿e mia³a- by byæ? By na pytanie to móc odpowiedzieæ, trzeba wskazaæ jaki specjalny typ metafizycznego dowiadczenia, jaki szczególny rodzaj ród³owego do niej do- stêpu, a nawet (jak suponuje G. ¯urkowska) jak¹ formê partycypacji. Wiedza artyku³owana pe³na supozycji i teoretycznych zaporedniczeñ jest tu raczej przeszkod¹ ni¿ pomoc¹.
No có¿, moja satysfakcja jest w tym punkcie po³owiczna. Jestem rad, ¿e pani prof. G. ¯urkowska w ogóle dopuszcza jaki rodzaj ród³owego dostêpu, nawet jeli okrela go mianem partycypacji. Zgoda te¿ na to, ¿e nasze rzeczywiste re- lacje ze wiatem s¹ fundamentalnie asymetryczne. Natomiast zdecydowanie ju¿ nie podzielam przekonania prof. G. ¯urkowskiej, i¿ owa fundamentalna asy- metrycznoæ jest spowodowana przez nasz¹ poznawcz¹ aktywnoæ (w ró¿nych jej formach) i ¿e wskutek tego poznawany przedmiot zawsze i ka¿dorazowo jest jako przesuniêty wobec poznaj¹cego podmiotu przesuniêty o nasze po- znawcze i nie tylko poznawcze sk³onnoci i inklinacje.
Muszê wyranie stwierdziæ, i¿ mocno zdumiewa mnie przyjêcie przez ra- dykalnego realistê takiego punktu widzenia. Tym bardziej ¿e nawet wtedy, gdy prof. G. ¯urkowska przyjmuje radykaln¹ pierwotnoæ przedpoznawczej party- cypacji w ontycznej i przedpoznawczej energii, to by w ogóle móc tê ideê sensownie sformu³owaæ musi za³o¿yæ jaki elementarnie poznawczy do niej dostêp. Rzecz jasna, ów pierwotny i ród³owy sposób dania mo¿e byæ jeszcze (i zapewne jest) niewyobra¿alnie odleg³y od jakiejkolwiek pojêciowej kategory- zacji i jakiegokolwiek teoretycznego ujêcia, ale by móc go uczyniæ ród³em i podstaw¹ (zasad¹ zasad) musi w sobie zawieraæ (przynajmniej potencjal- nie) jakie ziarna, jakie zarody i jaki ³adunek energii czysto poznawczej.
Bo to w³anie ów pierwotny ³adunek mo¿e sprawiæ nastêpnie, ¿e w sposób zgo³a niecudowny b³ynie/eksploduje wiadomoæ, zakie³kuje niemia³o pierwsza myl i pojawi siê strumieñ cogitationes. Dziêki temu bêdzie mo¿na nastêpnie przyj¹æ nie tylko to, ¿e istotnie duch nie spad³ z nieba, ale i zarazem utrzymywaæ,
¿e ka¿de zdarzenie mentalne jest czym elementarnie realnym: ju¿ to z powodu swego ontycznego zakotwiczenia, ju¿ to z powodu swej intencjonalnoci i swej samoprzezroczystoci. Przy tym, realistyczn¹ w tym sensie myl ludzka nie prze- stanie byæ nawet wtedy, gdy osi¹gnie poziom teorii i gdy, przynajmniej na po- zór, stanie siê ca³kowicie oderwana (z powodu swej abstrakcyjnoci) od jakich- kolwiek ¿ywio³ów przedpoznawczych. S³owem, ¿aden poznawczy dystans nie jest w stanie unicestwiæ ani jej (ontycznej) realnoci, ani jej (epistemologiczne- go) realizmu. Ewentualne problemy mog³yby siê pojawiæ dopiero wtedy, gdyby
nie tyle zreszt¹ z powodu poznawczych dysonansów i epistemologicznych przeszkód, co raczej wskutek ca³kowitego uwi¹du poznawczej wra¿liwoci
odleg³oæ od ród³a osi¹gnê³a tak¹ skalê, ¿e w ogóle przestalibymy odró¿- niaæ fikcjê od rzeczywistoci, a wiêc np. talary tylko pomylane od talarów rzeczywistych, inteligencjê sztuczn¹ (maszyn obliczeniowych n-tej generacji) od inteligencji naturalnej czy, krótko mówi¹c, wiat Matrixa od wiata re- alnego. Po to jednak trzeba by siê przenieæ w ca³kiem inny wymiar inny do tego stopnia, ¿e stanowi³by zaprzeczenie absolutnie wszystkiego: zarówno tego, co istniej¹ce, jak i tego, co pomylane.
9. Koñcz¹c powoli swoj¹ wypowied, chcê powiedzieæ, ¿e choæ nie jestem metafizykiem, lecz jedynie epistemologiem (na dodatek: ci¹gle tylko na miarê swych skromnych mo¿liwoci, a wiêc ci¹gle jeszcze poszukuj¹cym) mam wra-
¿enie, ¿e rozumiem i doceniam postulaty prof. G. ¯urkowskiej, w tym zw³asz- cza jej postulat powrotu do róde³. Wydaje mi siê, i¿ rozumiem te¿ filozoficz- nie istotn¹ potrzebê dowiadczenia oraz analizy i opisu rozmaitych ¿ywio³ów przedpoznawczych. Bo to bowiem w³anie to ród³owe dowiadczenie a tak-
¿e: jego opis, analiza oraz wyniki tej analizy stanowi¹ potem (i zawsze bêd¹ stanowiæ) ostateczne principium dla wszelkich form naszej aktywnoci: poznaw- czej i pozapoznawczej, praktycznej i teoretycznej, naukowej i pozanaukowej etc.
Wszelako, jeli mamy nie pozwoliæ siê ³atwo uwieæ rozmaitym demonom (np.
ideologii scjentystycznej albo rozmaitym cywilizacyjnym substytutom typu In- ternet, Facebook czy telefonia komórkowa), nie mo¿na pozwoliæ, by rozum za- sn¹³. Przy tym, ma on byæ nie tylko czujny, ale i wszechobecny. Jak s¹dzê, je- den z istotnych problemów, z którym prof. G. ¯urkowska niezawodnie musi wkrótce siê zmierzyæ, to problem demarkacji pomiêdzy nieokie³znanym ¿ywio-
³em przedpoznawczym a ¿ywio³em poznawczym. Jak dot¹d, ¿ywio³ poznaw- czy jest sk³onna redukowaæ do rozumu scjentystycznego/dyskursywnego i wie- dzy artyku³owanej. I gdy to w³anie robi, to jednoczenie dobrze widzi ograniczenia tego rozumu, tej wiedzy i ka¿dego scjentyzmu. S³usznie te¿ kryty-
kuje tak uformowany model racjonalnoci i taki w¹skoscjentystyczny idea³ wie- dzy. Jej b³¹d, jak s¹dzê, polega jedynie na tym, ¿e wbrew temu, co suponuje
¿ywio³ czysto poznawczy wcale n i e w y c z e r p u j e s i ê w tak wymode- lowanym poznaniu: poznaniu wzorowanym na czystej matematyce i czystym przyrodoznawstwie, poznaniu scjentystycznym, poznaniu artyku³owanym. Ina- czej mówi¹c, granica pomiêdzy ¿ywio³em poznawczym a ¿ywio³em niepo- znawczym przebiega w ca³kiem innym miejscu ni¿ expressis verbis przyjmuje to prof. G. ¯urkowska, a wiêc w innym miejscu, ni¿ wskazuj¹ na to stosowane przez ni¹ dyferencjacje typu: artyku³owane i nieartyku³owane, uteorety- zowane i nieuteoretyzowane, dostêpne trzecioosobowo i dostêpne pierw- szoosobowo, obliczalne i nieobliczalne, dowodliwe i niedowodliwe,
uzasadnialne i nieuzasadnialne, operacjonalizowalne i nieoperacjonali- zowalne itp.
10. Ju¿ ca³kiem na koniec mo¿na zapytaæ: skoro nie w tym miejscu tê liniê demarkacyjn¹ nale¿y poprowadziæ, to w którym? Czyli, innymi s³owy, jak dzi- siaj dobrze zredefiniowaæ fenomen poznawczoci? Czy mo¿na na przyk³ad, jak w swoim czasie postulowa³ to Husserl, uto¿samiæ go ze wiadomociowoci¹
(Bewusstseinskeit) lub, przy cilejszym i wê¿szym sensie, ród³owo prezentu- j¹c¹ naocznoci¹ (originär gebende Anschauung)? Jednak, jeli tak, to co wte- dy pocz¹æ z tzw. utajonymi procesami poznawczymi procesami, o których do- wiadujemy siê dzisiaj coraz wiêcej dziêki neurokognitywistom i stosowanym przez nich technikom neuroobrazowania? Jak wiadomo, s³ynny onegdaj problem demarkacji pomiêdzy nauk¹ a nienauk¹ wbrew temu, co w 1983 r. og³osi³
wiatu Larry Laudan18 dalej pozostaje problemem. Wszelako dzisiaj, na moje oko, bardziej istotne znaczenie ma to rozgraniczenie, z którym mierzy siê prof.
G. ¯urkowska rozgraniczenie na ¿ywio³ przedpoznawczy i ¿ywio³ po- znawczy19.
Naturalnie, jak szereg innych problemów, tak i ten ³atwo obecnie zlekcewa-
¿yæ, rozmiêkczyæ, zamazaæ, a nawet uniewa¿niæ (np. przez sprowadzenie do ja- kiej formy holizmu lub kwestii jêzykowych gier). Tego rodzaju zabieg poza tym, ¿e byæ mo¿e niektórym filozofom przejciowo poprawi samopoczucie na d³u¿sz¹ metê nic dobrego jednak nie wró¿y. Zapewne te¿, jak wiele innych przedsiêwziêæ tego typu, bêdzie nieskuteczny. Granic i rozgraniczeñ potrzebuje bowiem nie tylko nauka, nie tylko logika, nie tylko wiedza i nie tylko kultura.
18 Zob. L. Laudan, The Demise of the Demarcation Problem, (w:) R.S. Cohen and L. Laudan (eds.), Physics, Philosophy and Psychoanalysis, D. Reidel Publishing Company, Dordrecht 1983, s. 111127.
19 Chyba najbardziej imponuj¹c¹ a przynajmniej najbardziej wszechstronn¹ i najbar- dziej pog³êbion¹ próbê rozgraniczenia ¿ywio³u przedpoznawczego i poznawczego G. ¯ur- kowska podjê³a w ksi¹¿ce Epistemologia po Wittgensteinie..., s. 247 i nast.
Jak pisa³ A. Damasio, granic potrzebuje ¿ycie20. I to ju¿ na poziomie poje- dynczej moleku³y, pojedynczej komórki i pojedynczego neuronu. To równie¿
one, granice, warunkuj¹ powstawanie (i dalsze trwanie) coraz bardziej z³o¿onych (ontycznie bogatszych, a¿ po w³asnoci emergentne) form, struktur i ca³oci on- tycznych. Tak¿e tych form, struktur i ca³oci, które zdaj¹ siê nie mieæ ¿adnych granic.
20 Zob. A. R. Damasio, Tajemnica wiadomoci. Jak cia³o i emocje wspó³tworz¹ wiado- moæ, t³um. J. Karpiñski, Dom Wydawniczy Rebis, Poznañ 2000, s. 147.