• Nie Znaleziono Wyników

Przykładowo przypis 3.2 oznacza przypis 2 z rozdziału 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przykładowo przypis 3.2 oznacza przypis 2 z rozdziału 3"

Copied!
256
0
0

Pełen tekst

(1)

Uwagi do wersji zaadaptowanej:

Wersja elektroniczna książki została stworzona zgodnie z art. 33 z indeksem 1 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Zostały zachowane numery stron. Numer danej strony znajduje się nad tekstem danej strony i poprzedza go skrót str.

Wartości wyrażone w oryginale liczbami rzymskimi w adaptacji przedstawiono cyframi arabskimi albo słownie.

Przypisy w treści głównej są linkami oznaczonymi słowem „przypis” i numerem porządkowym wziętymi w nawias kwadratowy. Linki te prowadzą do opisów przypisów, które zostały umieszczone na końcu dokumentu. Powrót do treści głównej po odczytaniu opisu przypisu jest możliwy poprzez link „Wróć do głównej treści” umieszczony na końcu każdego opisu przypisu.

Numeracja przypisów została zmieniona na podwójną, gdzie pierwsza liczba

oznacza rozdział według kolejności w spisie treści, a liczba po kropce odwzorowuje numerację przypisów dla każdego rozdziału. Przykładowo przypis 3.2 oznacza przypis 2 z rozdziału 3.

Zakładki oznaczone literą „p.” i numerem porządkowym znajdują się w treści głównej, w miejscu występowania przypisu.

Wykaz skrótów ang. - angielska Bd. - Band

Co. Ltd. - Company Limited dr – doktor

H. - Heft

hab. - habilitowany i in. - i inni

iss. - issue ks. - księga Ltd. - Limited no. - number

oHG - Offene Handelsgesellschaft oprac. - opracowanie

por. - porównaj prof. - profesor

(2)

przeł. - przełożył r. - rocznik red. - redakcja s. - strona

Supp. - Supplement t. - tom

tel. - telefon

tel. kom. - telefon komórkowy vol. - volume

z. - zeszyt zob. - zobacz CA – California IL - Illinois

KUL – Katolicki Uniwersytet Lubelski MA – Massachusetts

MIT – Massachusetts Institute of Technology PIW – Państwowy Instytut Wydawniczy PWN – Państwowe Wydawnictwo Naukowe

UKSW – Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego UMK – Uniwersytet Mikołaja Kopernika

WSiP – Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne Koniec uwag do wersji zaadaptowanej.

Str. 1

Doświadczenie zmysłowe w świetle filozofii nowożytnej

Str. 2

Strona pusta

Str. 3

Przemysław Spryszak

Doświadczenie zmysłowe w świetle filozofii nowożytnej Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

(3)

Str. 4

Książka dofinansowana przez Uniwersytet Jagielloński ze środków Instytutu Filozofii RECENZENT

prof. dr hab. Mirosław Żelazny

PROJEKT OKŁADKI Anna Sadowska

Copyright by Przemysław Spryszak & Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wydanie 1, Kraków 2014

All rights reserved

Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i rozpowszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być

przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.

ISBN 978-83-233-3710-2 www.wuj.pl

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-81, tel./fax 12-663-23-83

Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98 tel. kom. 506-006-674, e-mail: sprzedaz@wuj.pl

Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325

Str. 5

SPIS TREŚCI 1. Wstęp. Strona 7.

2. Przedmiot doświadczenia zmysłowego. Strona 17.

3. Dane zmysłowe. Strona 107.

(4)

4. Doświadczenie zmysłowe i świat zewnętrzny. Strona 167.

5. Zakończenie. Strona 229.

6. Bibliografia. Strona 237.

Str. 6

Strona pusta

Str. 7 1. WSTĘP

Niniejsza praca składa się z trzech głównych części. W części pierwszej

przedstawiam własne ujęcie problemu przedmiotu doświadczenia zmysłowego.

Problem ten wypływa z faktu, że słowa „przedmiot doświadczenia zmysłowego”

oddają bodaj najbardziej oczywistą własność takiego doświadczenia, jaką jest to, że co prawda jest ono, a przynajmniej wydaje się, doświadczeniem czegoś, niemniej natura relacji zachodzącej między doświadczeniem a jego przedmiotem nie

przejawia się wcale w sposób wyraźny i może być rozmaicie objaśniana. Wprawdzie tego rodzaju objaśnienia podawano we wszystkich epokach filozoficznych, lecz ich przegląd prowadzi do wniosku, że dopiero w filozofii nowożytnej, programowo dążącej do jasności twierdzeń oraz pewności uzasadnień, próby takie otrzymały postać czyniącą je interesującymi ze współczesnego punktu widzenia. Filozofia ta, w moim przekonaniu, dostarcza odpowiedzi również na inne pytania z zakresu filozofii percepcji - odpowiedzi poznawczo wartościowych i wyraźnie oddziałujących na myśl współczesną.

W części pierwszej przeprowadzam podział możliwych stanowisk w kwestii przedmiotu doświadczenia zmysłowego; sądzę, że zaproponowane przeze mnie rozróżnienia pozwolą między innymi na systematyczną analizę rozwiązań

proponowanych przez filozofów nowożytnych, na w miarę jednoznaczne scharakteryzowanie tych koncepcji pod względem typu lub rodzaju, a także na konstatację, iż do takich czy innych typów lub rodzajów należą one wraz z innymi stanowiskami, zarówno teoretycznie możliwymi, jak i faktycznie wypracowanymi, w szczególności wraz ze stanowiskami bronionymi współcześnie, a wyrażanymi z reguły za pomocą bardziej nowoczesnych pojęć. Zamierzam w ten sposób wykazać istnienie nie tylko historycznego, lecz również treściowego i logicznego powiązania rozbudowanych i wyrafinowanych argumentów, jakimi posługują się filozofowie

(5)

współcześni rozważający kwestię przedmiotu doświadczenia, z częstokroć skrótowo bądź nie zawsze przekonująco przeprowadzaną argumentacją, jaką można wydobyć z pism myślicieli epoki nowożytnej.

Str. 8

Posługując się w opisie tych stanowisk ujednoliconym językiem, pragnę zarazem pokazać, że pomimo często podkreślanych i niekwestionowanych różnic między filozofią nowożytną a współczesną, przejawiających się zarówno w różnicach terminologicznych, jak i w odmienności pod względem sposobu rozwiązywania problemów ontologicznych, zwłaszcza kwestii natury związku ciała i umysłu, oraz w niejednakowym stopniu wykorzystywania świadectw empirycznych, rozwiązania wypracowywane w filozofii nowożytnej i koncepcje współczesne mogą być rozpatrywane łącznie, to znaczy jako równoprawne głosy w jednej dyskusji.

Ujednolicenie terminologii i nierozbudowywanie jej ponad niezbędne minimum umożliwi również spojrzenie na filozofię w ogóle nie jako na mnogość faktycznie wypracowanych stanowisk, które należałoby badać tylko i wyłącznie przy

uwzględnieniu kontekstu historycznego i kulturowego, niejednokrotnie przecież podlegającego daleko idącej zmianie, oraz przy założeniu, że stanowiska dawniejsze, mając już co najwyżej historyczne znaczenie, mogą pełnić funkcję jedynie inspiracji dla współczesnych rozważań albo zapowiedzi nowoczesnych i bardziej adekwatnych stanowisk, lecz także jako na pewien twór abstrakcyjny, wielość złożoną z ogólnych pytań, równie ogólnych twierdzeń oraz ich możliwie najlepszych uzasadnień, mogącą w rozmaity sposób i w niejednakowej mierze ucieleśniać się w realnie bronionych stanowiskach. W tym względzie praca ta jest - a przynajmniej ma być - nie tyleż pracą historycznofilozoficzną, co przyczynkiem do filozofii historii filozofii. Część pierwszą zamyka jednakże hipoteza wychodząca ponad przyznanie filozofii nowożytnej równego prawa uczestnictwa w tak obiektywnie pojmowanej debacie. Proponowane uporządkowanie stanowisk w kwestii przedmiotu doświadczenia oraz ocena wagi argumentów wysuwanych czy to w celu ich obrony, czy to dla ich odrzucenia, pokazuje mianowicie, iż logicznie

pierwotnym i niedającym się wyeliminować pojęciem, od którego nie można abstrahować, jeżeli się tylko chce ująć fenomen przedmiotu doświadczenia, jest pojęcie świadomości rozumianej w sposób charakterystyczny właśnie dla filozofii nowożytnej, a więc jako subiektywny stan uchwytny od „wewnątrz”.

(6)

Str. 9

W części drugiej dokonuję rekonstrukcji pojęcia danej zmysłowej i analizuję

najważniejsze argumenty mające dowodzić istnienia takich danych, przeprowadzoną zaś analizę uzupełniam o rozpatrzenie najważniejszych argumentów przeciwnych.

Jak wiadomo, pojęcie danej zmysłowej, przejawiające się w rozmaitych historycznie formach i występujące pod różnymi określeniami, stanowiło w filozofii nowożytnej podstawowy element opisu doświadczenia zmysłowego, dający nadzieję, jak się wtedy wydawało, nie tylko na adekwatną charakterystykę przebiegu doświadczenia zmysłowego, jego opis tłumaczący w szczególności zjawiska halucynacji oraz iluzji, ale także na możliwość realizacji głoszonego wówczas i naturalnie brzmiącego postulatu odbudowy wiedzy o świecie fizycznym, to znaczy oparcia jej na

metodologicznie pewnych podstawach. Filozofię współczesną, pomimo początkowej akceptacji teorii danych zmysłowych przez wielu filozofów podejmujących

problematykę percepcji zmysłowej, należałoby bez wątpienia uznawać za

odrzucającą zarówno tak sporządzany opis, jak i uchylającą owo tradycyjne żądanie wiedzy pewnej. Twierdzę, że właściwa rekonstrukcja tradycyjnego pojęcia danych zmysłowych, przeprowadzona ostrożnie, prowadzi do wyróżnienia pewnej liczby cech definicyjnych. Również staranne rozważenie przeciwstawnych racji,

umożliwione w wyniku takiego samego zabiegu, jaki znalazł zastosowanie w przypadku pojęcia przedmiotu doświadczenia, a więc za sprawą wyrażenia argumentów za i przeciw w ujednoliconym języku i w odpowiedniej abstrakcji od kontekstu historycznego, z konieczności różniącego koncepcje znacznie przecież odległe w czasie, pozwala przynajmniej na dojście do wniosku, iż pojęcie danej zmysłowej, jeżeli miałoby być współcześnie zastosowane do celów, do których realizacji miało ono służyć, wprawdzie nie musi być odrzucone, jakkolwiek faktycznie wymaga daleko idącego przekształcenia. Przedstawiam zarazem pokrótce sposób, w jaki taką modyfikację być może należałoby przeprowadzić, a główną jej ideą, skądinąd najzupełniej naturalną, biorąc tym razem pod uwagę filozofię współczesną oraz dokonane przez nią ustalenia, jest to, że dane zmysłowe zgodnie z ich

zrekonstruowanym rozumieniem musiałyby mieć charakter propozycjonalny.

Str. 10

W części trzeciej rozważam zagadnienie wiarygodności doświadczenia zmysłowego, a więc zadaję pytanie, czy doświadczenie zmysłowe, a raczej jego opis ograniczony

(7)

do tego, co w tym doświadczeniu wydaje się dostępne doświadczającemu podmiotowi, daje wystarczającą podstawę do wniosku mówiącego o istnieniu przedmiotów fizycznych. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że znalezienie

odpowiedzi na tak postawione pytanie stanowiło dla nowożytnych filozofów percepcji zagadnienie pierwszorzędnej wagi, albowiem obecność danych zmysłowych w każdym akcie doświadczenia czyniła w ich przekonaniu problematycznym istnienie przedmiotów należących do świata fizycznego, zwłaszcza przedmiotów mających taką postać, o jakiej przekonuje nas naturalne nastawienie czy zdrowy rozsądek.

Zagadnienie to musiało być więc rozwiązane i dlatego na ogół starano się pokazać, w jaki sposób z opisu doświadczenia zmysłowego (lub też z opisów doświadczeń zmysłowych) wynika teza o istnieniu takich przedmiotów. Zbyteczne byłoby dodawać, że trud takiego dowodu, zresztą za sprawą podobnej motywacji, podejmowano jeszcze w czasach współczesnych. Warto jednak w analizie tego zagadnienia, pod względem metodologicznym przeprowadzanej tak samo jak analizy w dwóch poprzednich częściach, już na wstępie uwzględnić fakt, że o ile istnienie tradycyjnie rozumianych danych może podawać w wątpliwość istnienie świata fizycznego oraz należących do niego przedmiotów, o tyle nieistnienie takich danych samo w sobie nie dowodzi jeszcze istnienia takiego świata. W części tej rozważam te rozwiązania owego problemu, które można z łatwością (chociaż w historycznej formie) odnaleźć w systemach przynależnych do filozofii nowożytnej, jakkolwiek nie wszystkie takie rozwiązania zostaną przeze mnie wzięte pod uwagę.

Pominę bowiem rozwiązanie fenomenalistyczne, którego słabość wydaje się dość przekonująco wykazana przez filozofów współczesnych. Wprawdzie filozofia współczesna staje się w części trzeciej swoistym narzędziem służącym do

sprawdzenia pozostałych (i omawianych) rozwiązań - przy czym analogicznie nie wszystkie głosy współczesne pełnią tę funkcję w jednakowym stopniu - to jednak rolę rozwiązania tego zagadnienia upatruję w pewnej wersji argumentu

transcendentalnego, a zatem argumentu wskazującego na konieczną zależność myśli o doświadczeniu zmysłowym, niezbędnej przecież do przeprowadzenia jakiegokolwiek dowodu na istnienie świata zewnętrznego, od założenia o istnieniu takiego świata.

Str. 11

(8)

Wolno zatem powiedzieć, że biorąc pod uwagę trzy omawiane zagadnienia i traktując filozofię nowożytną jako przedmiot krytyki ze strony filozofii współczesnej (oczywiście niewykluczającej zbieżności stanowisk dominujących współcześnie z niektórymi koncepcjami głoszonymi w filozofii nowożytnej), kwestia przedmiotu percepcji powinna być rozwiązana zgodnie ze stanowiskiem zaproponowanym w filozofii nowożytnej, problem istnienia przedmiotu zewnętrznego - zgodnie z realistycznym nastawieniem filozofii współczesnej, natomiast zagadnienie niejako pośrednie, a więc tyczące się istnienia danych zmysłowych, może otrzymać

rozwiązanie polubowne, godzące intuicje charakterystyczne dla filozofii nowożytnej z ustaleniami poczynionymi współcześnie.

Na zastosowaną w pracy terminologię składa się względnie niewielka liczba pojęć, które pragnę na wstępie wyszczególnić i pokrótce scharakteryzować. Pod względem treści nawiązuję w niej do terminologii nowożytnej, bowiem przez „doświadczenie zmysłowe” rozumiem przeżycie świadome będące elementem - niekoniecznie elementem istotnym albo jedynym - zdarzenia nazywanego „percepcją zmysłową”.

Przykładem takiego doświadczenia jest tego rodzaju widzenie albo słyszenie czegokolwiek, z których (albo przynajmniej z których części) bezpośrednio i dostatecznie zdajemy sobie sprawę w chwili, gdy zachodzą. Nie określam, czy percepcja zmysłowa, jak i doświadczenie zmysłowe są stanem, czynnością, czy też raczej pewnego rodzaju procesem. Nie wykluczam, że percepcja zmysłowa i jej elementy są przedmiotami fizycznymi, ale i nie uważam za pewnik, iż są takimi właśnie. Przez „przedmiot fizyczny” rozumiem element lub część czterowymiarowej czasoprzestrzeni, zasadniczo niezależnej od podmiotu doświadczeń, a przez

„przedmiot potocznego doświadczenia” taki przedmiot, który bezwiednie, bez odwołania się do jakiejś koncepcji teoretycznej, skłonni jesteśmy uważać za

znajdujący się w owej czasoprzestrzeni. Uznaję więc, że przedmiotami potocznego doświadczenia w przyjmowanym tu rozumieniu są między innymi ciała, które

uważamy za „nasze”, tudzież rzeczy oraz zdarzenia znajdujące się dookoła tych ciał.

Str. 12

Przez „doznania zmysłowe” rozumiem przeżycia świadome, takie jak odczucie bólu albo przyjemności. Przyjmuję ponadto, że „wyobrażenie” oraz „marzenie senne”

oznaczają przeżycia świadome. Słowo „spostrzeżenie” oraz wyrażenie

„spostrzeżenie zmysłowe” traktuję jako synonimy „percepcji” i „percepcji zmysłowej”.

(9)

Jeżeli nie zaznaczę inaczej, słowa „doświadczenie”, „percepcja” i „spostrzeżenie”

będą potraktowane jako wygodne skróty wyrażeń: „doświadczenie zmysłowe”,

„percepcja zmysłowa” oraz „spostrzeżenie zmysłowe”.

Oprócz tego odróżniam „spostrzeżenie (zmysłowe) czegoś” od „spostrzeżenia (zmysłowego), że” i dokonuję analogicznej dystynkcji w odniesieniu do

„doświadczenia zmysłowego”. Przyjmuję, iż spostrzeżenie (doświadczenie) „że” jest sądem w znaczeniu psychologicznym, który może, ale nie musi być ani elementem (odpowiednio) spostrzeżenia i doświadczenia, ani przedmiotem im towarzyszącym.

Nie zakładam, że spostrzeżenie „czegoś” każe przyjąć, iż odbywa się także

spostrzeżenie „że”, podobnie nie przyjmuję zależności odwrotnej, jednocześnie nie wykluczam jednak zachodzenia czy to jednej, czy drugiej. Odróżnienie to jest nie tylko bardzo wygodnym, ale także niezbędnym środkiem służącym do opisu stanowisk mogących się wszakże odmiennie zapatrywać na wspomniane relacje.

Ponadto na użytek prowadzonych poniżej rozważań odróżniam sąd w znaczeniu psychologicznym, będący pewnym świadomym stanem lub świadomą czynnością podmiotu, od sądu w znaczeniu logicznym, będącego przedmiotem abstrakcyjnym, co najwyżej wyrażanym lub uchwytywanym przez sądy w pierwszym znaczeniu.

Zakładam, że różne numerycznie podmioty z konieczności żywią różne numerycznie sądy w pierwszym znaczeniu, są natomiast w stanie uchwytywać te same

numerycznie sądy w znaczeniu logicznym; nie określam jednakże bliżej ani natury, ani przebiegu tego uchwytywania. Dostrzegam także analogiczną różnicę między przyczynami sądu pierwszego rodzaju lub przyczynami, dla których ujmujemy sąd w drugim znaczeniu tego słowa, a racjami, które trzeba wskazać dla sądu drugiego rodzaju. Zakładam, że przyczyny mogą mieć postać psychologicznych motywów. Nie przyjmuję, że przyczyny są zawsze racjami, ale traktuję taki związek przyczyn i racji jako teoretyczną możliwość, mogącą stanowić element określonego stanowiska.

Str. 13

Na podobnej zasadzie odróżniam opis od normy i przyjmuję, iż prawdziwy opis jako taki nie wyznacza ani nie sankcjonuje normy, tak że na przykład z faktu, że w jakiś sposób myślimy, nie wynika, że powinniśmy w ów sposób myśleć. Gdy któraś z koncepcji miałaby przyjmować przeciwne założenie, wyraźnie zaznaczam to odstępstwo.

(10)

Przyjmuję oprócz tego założenie, że rolą filozofii jest wskazywanie racji dla sądów w znaczeniu logicznym i że powinna ona poszukiwać racji pewnych metodologicznie, czym różni się od nauk empirycznych. Odróżniam bowiem pewność metodologiczną, w znaczeniu braku racjonalnych argumentów przeciwnych, od psychologicznego poczucia pewności i nie traktuję tej drugiej jako niezawodnej oznaki pierwszej.

Zakładam, że tego rodzaju poszukiwanie ma postać rozważenia argumentów za i przeciw w stosunku do danego stanowiska, to znaczy sądu w znaczeniu logicznym, ewentualnie pewnej mnogości takich sądów, nie ograniczającego się do rozważenia argumentów faktycznie wysuwanych lub wysuniętych, ale i uwzględniającego

argumenty teoretycznie możliwe, a przynajmniej niektóre z nich.

Wszystkie wyszczególnione rozróżnienia terminologiczne i dodane do nich założenia można z łatwością odnaleźć w różnych systemach filozoficznych skonstruowanych w epoce nowożytnej. Ponieważ nie zawsze założenia te są utrzymywane

współcześnie, a z filozofii nowożytnej wywiedzione są wszystkie zagadnienia

rozważane przy użyciu wspomnianych założeń, zaś część wniosków, do jakich się w tej pracy dochodzi, zachowuje zasadniczą zbieżność z wnioskami, do jakich

dochodzili filozofowie nowożytni, uprawnia to do stwierdzenia, iż zagadnienie doświadczenia zmysłowego rozpatruje się w niej właśnie „w świetle” filozofii nowożytnej [przypis 1.1].

Str. 14

Wyrażenie „w świetle” sugeruje jednakże równie wyraźnie, że praca ta nie jest analizą stanowisk filozoficznych w ich historycznej postaci, zwłaszcza

uwzględniającą kontekst analizą poszczególnych systemów zbudowanych przez filozofów nowożytnych, ale stanowi próbę rozważenia tych problemów w sposób ogólniejszy, lecz zarazem biorący pod uwagę i niejako legitymizujący sposób, w jaki rozwiązywali je właśnie ci filozofowie.

Str. 15

Oczywiście nie tylko oni - ze zrozumiałych względów nieustanne nawiązania do filozofii późniejszej, przede wszystkim współczesnej, były nieuniknione, jakkolwiek zostały ograniczone do niezbędnego minimum [przypis 1.2].

Wszystkie trzy części są od siebie logicznie niezależne w tym znaczeniu, że rozwiązanie przyjęte w kolejnej części nie daje się wyprowadzić z rozwiązania w

(11)

ostateczności przyjętego w części poprzedzającej. Biorąc pod uwagę aparaturę pojęciową, wnioski, jak również metodę, a więc sposób wyprowadzenia wniosków z założeń, niniejsza praca stanowi - ma stanowić - umiarkowaną obronę nowożytnej filozofii percepcji.

Str. 16 Strona pusta

Str. 17

2. PRZEDMIOT DOŚWIADCZENIA ZMYSŁOWEGO

Kwestia przedmiotu doświadczenia zmysłowego, „nakierowania” takiego

doświadczenia na coś, a więc tak rozumianej jego „intencjonalności”, przy bliższym wejrzeniu okazuje się mnogością zagadnień, którą należałoby oddać możliwie zrozumiałym językiem, niedoprowadzającym już na wstępie do niepotrzebnych komplikacji [przypis 2.1].

Str. 18

To, że pewnego rodzaju „przedmiotowość” lub „intencjonalność” przynależy do niezbywalnego uposażenia doświadczenia zmysłowego (i percepcji zmysłowej w ogólności), zwykle nie jest podawane w wątpliwość, pojawiają się jednak i głosy, że stanowi cechę nabywaną przez doświadczenie, i w tym znaczeniu przygodną i nieistotną, albo jest własnością zaledwie sensu largo, przynależną właściwie innym przedmiotom aniżeli doświadczeniu zmysłowemu, albo wręcz cechą rzekomą, bezzasadnie przypisywaną takiemu doświadczeniu.

Str. 19

Bliższe zbadanie ewentualnych rodzajów intencjonalności doświadczenia zmysłowego z pewnością rzuci światło na genezę, treść oraz uzasadnienie przeciwstawnych stanowisk.

Zwróćmy więc przede wszystkim uwagę, że już potoczne znaczenie samych

wyrażeń „doświadczenie zmysłowe” oraz „percepcja zmysłowa” jest takie, iż nie tylko oznaczają one stan albo zdarzenie dotyczące pewnego przedmiotu, ale i wiążą podmiot doświadczenia (lub percepcji) z pewnym przedmiotem; mówi się wszakże o doświadczaniu lub spostrzeganiu czegoś przez kogoś. Pod tym względem różni się

(12)

„doświadczenie zmysłowe” i „percepcja zmysłowa” od „wrażenia” oraz „wrażenia zmysłowego”: o ile bowiem mówię z pełną dosłownością, że widzę człowieka, o tyle konstatacja „odczuwam ból” wcale dosłowna nie jest i może być zastąpiona przez bezprzedmiotowe „boli mnie” [przypis 2.2]. Wolno wobec tego przyjąć, że

intencjonalność doświadczenia zmysłowego polega chociażby na tym, iż obecne w mowie potocznej czasowniki oznaczające takie doświadczenie wymagają

dopełnienia bliższego, w przeciwieństwie do wyrażeń odnoszonych do wrażeń lub doznań zmysłowych. Tak pojmowaną intencjonalność doświadczenia zmysłowego można nazwać jego intencjonalnością „gramatyczną” [przypis 2.3].

Str. 20

Nietrudno jednak zauważyć, że nie tylko doświadczenie zmysłowe odznacza się intencjonalnością tej postaci, a przecież większość filozofów nowożytnych stanie raczej na stanowisku, iż ma ona nie tylko koniecznie przysługiwać takiemu doświadczeniu, ale i odróżniać takie doświadczenie od większości przedmiotów, zwłaszcza od przedmiotów nieożywionych. Ponadto rzekome wyjaśnienie

odwołujące się do syntaktyki wyrażeń języka potocznego w żaden sposób nie wyjaśnia faktu odmienności wyrażeń oznaczających doświadczenie zmysłowe od określeń odnoszonych do wrażeń zmysłowych. Z istnienia gramatycznej różnicy wynika, że istnieje nieokreślona bliżej cecha różniąca percepcję od

bezprzedmiotowych wrażeń lub doznań zmysłowych. Refleksja nad kompetencją językową dowodziłaby więc co najwyżej, jak niewiele udaje się powiedzieć o intencjonalności, jeżeli pojmuje się ją jako zjawisko gramatyczne [przypis 2.4].

Str. 21

Tego rodzaju zarzuty można jednak odpierać. Przede wszystkim trudno wymagać, aby każde ogólne pytanie dotyczące przedmiotu, na który w poszukiwanym tu znaczeniu miałoby „kierować się” doświadczenie zmysłowe, znajdowało odpowiedź wyłącznie w wyniku analizy konstrukcji gramatycznych zawierających słowa

„doświadczać” albo „spostrzegać”. Wszystkie tego rodzaju zabiegi, nawet najstaranniej przeprowadzone, dostarczą odpowiedzi tylko na niektóre z najogólniejszych pytań. Tak na przykład ujęcie gramatyczne nie wyklucza, iż przedmiot doświadczenia jest pod pewnym względem nieokreślony - z językowego punktu widzenia przedmiotem takim może nawet być szczególnego rodzaju

(13)

alternatywa złożona z przedmiotów określonych i nieokreślonych (gdy na przykład mówimy: „widziałem go, albo kogoś bardzo do niego podobnego”). Gramatyka nie tyle dostarcza teorii intencjonalności w znaczeniu zbioru zasad, z których wynikają wszystkie wartościowe poznawczo twierdzenia dotyczące intencjonalności

doświadczenia zmysłowego, ile określa jej - intencjonalności - formę albo granicę, przebiegającą rzecz jasna tam, gdzie następuje naruszenie którejś z reguł

gramatycznych. Poza tym, nawet jeśli gramatyka dostarcza tym sposobem zaledwie schematu intencjonalności, to jest to i tak schemat zawierający istotną i

bezdyskusyjną treść, niesprowadzającą się do niezmierzonego pola samych tylko ewentualności. W zasobach języka tkwią bowiem inne twierdzenia bezpośrednio lub pośrednio dotyczące intencjonalności doświadczenia zmysłowego. Tak na przykład powiązanie doświadczenia (czy percepcji) części z doświadczeniem (percepcją) całości stanie się o wiele wyraźniejsze, jeżeli tylko uwzględni się nie nagą

konstrukcję dopełnieniową wraz ze znaczeniami przysługującymi jej elementom, lecz raczej konkretne, faktycznie wypowiadane zdania zawierające czasowniki

percepcyjne, a przy tym uwzględni się zarówno kontekst, w którym się one

pojawiają, jak i poprawną reakcję użytkownika na nie. Odkryjemy wtedy bogactwo znaczeń pospolitych czasowników odnoszonych do aktu doświadczenia,

zróżnicowanie daleko wykraczające poza mimo wszystko natychmiastowo uchwytne związki, o których była mowa powyżej, to zaś daje możliwość formułowania dalszych zasad, prawdziwych z punktu widzenia języka potocznego oraz zawartych w nim reguł. Tak na przykład przedmioty oceniane jako bardzo wielkie albo jako bardzo małe, jak również jako bardzo bliskie lub bardzo odległe, mają nieznaczne prawo do miana przedmiotu spostrzeganego zmysłami, nawet jeżeli inne względy

przemawiałyby za uznaniem ich za uprawnione do tego miana.

Str. 22

Dlatego w praktyce nie mówimy, iż widzieliśmy miasto, jeżeli zdążyliśmy zobaczyć zaledwie jedną z jego ulic, chociaż wolno nam bez przeszkód stwierdzić, że tym sposobem widzieliśmy fragment miasta. Nie wyrażamy się także, jakobyśmy widzieli soczewkę własnego oka, jakkolwiek możemy stwierdzić - co zresztą częstokroć czynimy - że w zasięgu naszego wzroku znajduje się lub może się znajdować

podobnie działająca soczewka. Badając żywe, konkretne wypowiedzi, łatwiej znaleźć zasady dotyczące również - rzekomo nieustalonego przez język potoczny -

(14)

powiązania między percepcją części a spostrzeganiem całości. Ważny w tym

przypadku okazuje się fakt, iż zazwyczaj wyróżniamy w przedmiotach części istotne i nieistotne, ponadto przypisujemy przedmiotom formę, w postaci

charakterystycznego lub stałego ułożenia części, albo jej brak. Zasady te głoszą w szczególności, że doświadczenie części istotnej, formy złożonego przedmiotu, jak również doświadczenie dowolnej części przedmiotu nieposiadającego formy (i w tym znaczeniu bezpostaciowego) w zupełności wystarcza do doświadczenia całego przedmiotu. Oczywiście o tym, które części są istotne, a które nie, które przedmioty należy (lub można) uważać za odległe, a które za bliskie, jak i o tym, co stanowi formę (ewentualnie jej element) oraz kiedy przedmiot można nazwać

bezpostaciowym, a kiedy nie, nierzadko decyduje już tylko doraźna umowa bądź pozajęzykowy kontekst kulturowy i historyczny.

Niemniej takie rozwinięcie idei intencjonalności doświadczenia zmysłowego nadal może się spotkać z zarzutami. Przede wszystkim pojawia się całkiem realna możliwość, że konsekwentnie przeprowadzona rekonstrukcja użycia czasowników percepcyjnych, uwzględniająca więc nie tylko znaczenia wyrażeń i związki

syntaktyczne między wyrażeniami, ale także - jak sugeruje się powyżej - kontekst, w jakim się pojawiają, wraz z ocenami, z jakimi spotyka się ich użycie w określonym kontekście, jak również z celami oraz językowymi i pozajęzykowymi skutkami takiego użycia, doprowadziłaby do wniosku o iluzoryczności przedmiotu

intencjonalnego pojętego jako odniesienie gramatycznie koniecznego dopełnienia takich czasowników.

Str. 23

Kontekst sprawia, że jedno i to samo wyrażenie może być rozmaicie zastosowane i nie wolno z góry zakładać, iż zawsze będzie się domagać dopełnienia, a więc że jego forma gramatyczna (czyli tak rozumiana kategoria) pozostanie taka sama we wszystkich kontekstach. Przeciwnie, niezmienność i konieczność formy

dopełnieniowej (a więc i „przedmiotu intencjonalnego”) okażą się idealizacją rzeczywistych zachowań językowych.

Ponadto obrońca tezy o istnieniu gramatycznie pojmowanej intencjonalności siłą rzeczy odnosi się do tworu nazywanego przezeń „językiem potocznym” lub „mową potoczną”, wewnątrz którego odnajduje (albo sądzi, że odnajduje) nieskończoną mnogość obiektywnych powiązań między znaczeniami, słowami i rzeczami, a także

(15)

poprawnymi lub niepoprawnymi realizacjami tych reguł (realizacje te nazwie użyciem słów bądź aktami mowy). Istnienie tego tworu nie jest jednakże namacalne,

jakkolwiek jest on niewątpliwie elementem potocznego obrazu świata, mającym pełnić funkcję wzorca oraz choćby wstępnego wyjaśnienia pewnego rodzaju zachowań, najzupełniej potocznie i luźno nazywanych „językowymi”. Tym, co nie ulega wątpliwości, jest co najwyżej nieodparte wrażenie (w znaczeniu narzucającego się poczucia lub przekonania), iż odbiera się czyjeś wypowiedzi i że ma się

dodatkowo równie sugestywne wrażenie, które można nazwać wrażeniem

rozumienia tej wypowiedzi. Rzekomo dostępny nam język potoczny jest hipotetyczną całością, którą możemy uchwycić już przez uchwycenie tylko pewnych jej

elementów, co może sprowadzać się albo do przyjęcia, że język potoczny jest tworem pozbawionym uchwytnej i jednolitej struktury, albo do uznania, że przejawia się ona dostatecznie wyraźnie w dowolnych jego uchwytywanych częściach, czyli że jest dany w sposób na tyle wiarygodny w tych zjawiskach, które mogą być

przedmiotem obserwacji, iż na ich podstawie wolno wnioskować o całości. Co więcej, nawet jeżeli zgodzimy się na istnienie „języka potocznego”, to i tak nie obliguje to nas jeszcze do przestrzegania wszystkich reguł, co do których

przypuszczamy, że odnajdujemy je we wnętrzu takiej całości. Paradoksalnie bowiem zobowiązanie to następuje dopiero z chwilą akceptacji dodatkowych założeń,

uzależniających możliwość pomyślenia (lub właściwego pomyślenia) o czymkolwiek od poprawności mierzonej regułami języka potocznego, a więc czyniących z tego języka konieczną i niezmienną (a przynajmniej właściwą albo optymalną) formę naszych myśli.

Str. 24

Trudność polega w tym przypadku na tym, że założenie o normatywnym charakterze

„języka potocznego” nie wydaje się postulatem znaczeniowym znajdującym się wewnątrz takiej (rzekomej) całości. Sam język potoczny dopuszcza możliwość korygowania go pod wpływem faktów; nie tyle nakazuje dostosowywać fenomeny do języka, ile umożliwia wygodne dostosowywanie języka do fenomenów, zwłaszcza do nieznanych dotąd i przez to niewpływających jeszcze na praktykę językową. Język ten nie jest więc jakimkolwiek źródłem wiedzy o spostrzeżeniu zmysłowym oraz charakteryzującej go intencjonalności, ale co najwyżej jej wyrazem, i to nie zawsze nadążającym za zmianami. Paradoksalnie więc, idąc za wskazówkami zawartymi w

(16)

języku potocznym, nie musimy czynić z języka potocznego źródła normatywności, a czyniąc język takim źródłem, naruszamy zawarte w nim wskazania. Tak więc aby uczynić język potoczny nie tylko sposobem, w jaki mówimy i myślimy, ale także sposobem, w jaki powinniśmy mówić i myśleć, należy wykroczyć poza tezy

wywiedzione z samych zasad takiego języka, co wymaga bliższego określenia pojęć owej zgodności i zasadności oraz podania sposobu, w jaki można by je mierzyć.

Stawia to pod znakiem zapytania trwałość i wartość koncepcji intencjonalności gramatycznej - bez dodatkowych założeń mówi ona nie o tym, jaką intencjonalnością musi się charakteryzować doświadczenie zmysłowe, jaką cechę należy więc mu przypisać, ale o tym, jaką można jej przypisywać zgodnie z obecną postacią tego języka, jakim jest język potoczny [przypis 2.5].

Str. 25

Wysunięte zastrzeżenia pozwalają spojrzeć na intencjonalność gramatyczną jeszcze od innej strony. Można mianowicie powiedzieć, że intencjonalność oddana przez konstrukcję dopełnieniową stanowi językowy wyraz dość charakterystycznej i niepowszechnej cechy polegającej na tym, iż doświadczenie zmysłowe posiada pewną funkcję, której spełnieniem kończy się niezakłócone zajście takiego doświadczenia zachodzącego w odpowiednich (typowych) warunkach.

Intencjonalność tego rodzaju wiąże się więc nie tylko z tym, co się dzieje tu i teraz, nawet dowolnie często, ale również z tym, co powinno się dziać. Można zatem bez przeszkód wyróżnić alternatywne i niemające w porównaniu z intencjonalnością gramatyczną wielu egzemplifikacji, „funkcjonalistyczne” rozumienie intencjonalności.

Tak ogólnikowo sformułowana teza dopuszcza przynajmniej dwa uszczegółowienia.

Zgodnie z pierwszym doświadczenie zmysłowe spełnia daną funkcję na mocy

definicji, to znaczy wszystko i tylko to, co funkcję tę spełnia (w warunkach typowych), ma prawo być nazwane doświadczeniem zmysłowym; gdyby więc funkcję spełnianą tak powszechnie przez dobrze nam znane „od wewnątrz” doświadczenia zmysłowe pełniły jakiekolwiek inne zdarzenia, czynności bądź stany, wówczas to właśnie one powinny być uznane za doświadczenia zmysłowe. Zwolennik takiego rozwiązania musi oczywiście pokazać, że czasowniki percepcyjne mogą być bez przeszkód definiowane przez wyszczególnienie funkcji, powinien także odróżniać

doświadczenie pojęte jako typ lub rodzaj od doświadczenia rozumianego jako konkretny przedmiot owego typu albo rodzaju.

(17)

Z kolei drugie rozwiązanie polega na dopuszczeniu jednej z dwóch ewentualności:

albo teza mówiąca o (nawet jeżeli w rzeczywistości koniecznej) tożsamości doświadczenia oraz funkcji ma co najwyżej charakter empirycznej hipotezy, przyjmowanej z uwagi na to, iż znajduje potwierdzenie w doświadczeniu i posiada przy tym odpowiednią moc wyjaśniającą, albo też to, co jest doświadczeniem zmysłowym (identyfikowanym „od wewnątrz”, z uwagi na szczególne jakościowe uposażenie), tylko przygodnie realizuje pewną funkcję, którą w innych

okolicznościach równie dobrze mogłyby spełniać innego rodzaju zdarzenia, czynności lub stany, niemające prawa do nazwy „doświadczenie zmysłowe”, o ile dodatkowo nie zachodziłoby na dodatek istotne jakościowe podobieństwo do tych stanów, które obecnie nazywamy „doświadczeniami zmysłowymi”.

Str. 26

A zatem zgodnie z pierwszym rozumieniem relacji między spostrzeżeniem zmysłowym a jego funkcją lub rolą, pełnioną w ogólnie pojętym związku między podmiotem a jego otoczeniem, związek ten jest istotny i niezbywalny dla każdego doświadczenia zmysłowego, natomiast wedle alternatywnego ujęcia związki te mogą mieć lub mają jednak charakter przygodny - doświadczeniom w ścisłym znaczeniu tego słowa niejako przydarza się pełnić określoną funkcję [przypis 2.6].

Str. 27

Wybór między tymi dwiema ewentualnościami zależy wobec tego od wagi, jaką przykładamy do podobieństwa przedmiotów pod względem ich cech

„wewnętrznych”, zwłaszcza tych, które wydają się dostępne w introspekcji, oraz do podobieństwa pod względem cech „zewnętrznych” (relatywnych);

Str. 28

możliwość wyboru zakłada zatem przynajmniej możliwość przeprowadzenia takiego podziału, a sam wybór oczywiście zakłada faktyczne występowanie obydwu

rodzajów cech.

Str. 29

W przypadku doświadczenia zewnętrznego obydwa te słowa mają jeszcze dwa dodatkowe, równie istotne znaczenia. W jednym z nich „wewnętrzny” oznacza

(18)

bowiem tyle co „ujmowany w introspekcji”, „zewnętrzny” - „dostępny doświadczeniu zmysłowemu”, zaś w drugim „wewnętrzny” oznacza to samo co „znajdujący się w obrębie ciała”, a „zewnętrzny” to „znajdujący się poza obrębem ciała”. Na ogół sądzi się, że w przypadku doświadczenia zmysłowego wewnętrzność w pierwszym

znaczeniu pokrywa się z wewnętrznością w drugim (a także trzecim) znaczeniu, a więc że w doświadczeniu introspekcyjnym są dane bezwzględne cechy doświadczeń zmysłowych, natomiast doświadczenie zewnętrzne pouczałoby o powiązaniu tych doświadczeń z przedmiotami i w ogólności o funkcjach spełnianych przez te doświadczenia w organizmach żywych. Biorąc pod uwagę obydwa te słowa w ich pierwszym znaczeniu, można odnieść wrażenie, że potoczny sposób myślenia nie tylko przeprowadza podział cech doświadczenia na wewnętrzne oraz zewnętrzne, ale także czyni obydwa rodzaje cech równoprawnymi, współdecydującymi o tym, czy zdarzenie, proces albo fakt jest doświadczeniem zmysłowym, czy nie. Wprawdzie bowiem mamy w sobie silną skłonność do identyfikowania doświadczeń zmysłowych

„od wewnątrz” (w którym miałyby być dane cechy wewnętrzne w pierwszym

znaczeniu tego słowa) oraz do przenoszenia słowa „doświadczenie” na stany innych osób z uwagi na podejrzenie, iż ich stany są wewnętrznie podobne do naszych pod względem posiadanych cech bezwzględnych (mogących, jak przypuszczamy, być przedmiotami świadomości tych innych osób), ale też przenosimy tę nazwę tylko na te stany, które zdają się pełnić zarazem funkcje, jakie przypiszemy nazywanym przez nas doświadczeniom na podstawie doświadczenia zewnętrznego. Nie

przypiszemy więc zmysłowości człowiekowi, który mając wprawdzie wystarczającą sprawność fizyczną, dostateczne zdolności intelektualne oraz kompetencje

językowe, nie potrafiłby reagować na przedmioty znajdujące się w jego otoczeniu, na przykład omijać przeszkód tak jak osoba obdarzona zmysłami, lokalizować odległych przedmiotów ani trafnie oceniać ich kształtu i układu, nawet jeżeli on sam

przypisywałby sobie doświadczenia zmysłowe, wypowiadając się (rzekomo) o nich w sposób wiarygodny i trafny z punktu widzenia osoby postronnej.

Str. 30

Tak samo może się wydawać, że słowo „ból” pierwotnie jest odnoszone do zdarzenia mającego charakterystyczne cechy bezwzględne (dostępne w „od wewnątrz”) i że wobec tego tak należy tego słowa używać. Niemniej jest to zniekształcenie faktycznego stanu rzeczy, bowiem uczymy się posługiwać tym

(19)

słowem, uczestnicząc w sytuacjach, w których zdarzenie to posiada nie tylko owe cechy wewnętrzne, ale i cechy zewnętrzne, w tym już wykształcone funkcje, chociaż w trakcie nauki na ogół zapewne w większym stopniu zdaje sobie z nich sprawę (oraz bierze je pod uwagę) uczący aniżeli osoba uczona. Tym, co wytwarza w sobie w pierwszej kolejności osoba ucząca się danego słowa, jest psychologiczna

konotacja, myślowe powiązanie słowa (lub dźwięku albo jakiejkolwiek jakości zmysłowej) z pewnymi przedmiotami, w szczególności cechami czy to

„zewnętrznymi”, czy też „wewnętrznymi” (w którymkolwiek ze znaczeń obydwu tych słów), a także określonymi sytuacjami, lecz przecież ta konotacja nie może bez dodatkowego usprawiedliwienia być utożsamiana z elementami znaczenia tego słowa, a tym bardziej z całością tego znaczenia, ani nawet z psychologicznymi odpowiednikami czy to tylko części, czy też całości takiego znaczenia. Wszystko to sprawia, że wybór między tymi dwoma uszczegółowieniami pozostaje sprawą otwartą.

Zwróćmy jednak przede wszystkim uwagę, że bez względu na wybór dookreślenia tak pojmowana intencjonalność, jeżeli już przyjąć, iż przysługuje zmysłowości, przysługuje w pierwszej kolejności nie poszczególnym spostrzeżeniom czy

doświadczeniom zmysłowym, ale rodzajom zmysłów albo określonym rodzajom czy typom doświadczeń lub spostrzeżeń. Sprawa przedstawia się więc raczej tak, że to różnego rodzaju doświadczenia, spostrzeżenia bądź zmysły pełnią funkcję różnego rodzaju narzędzi lub środków (jakkolwiek wzajemnie się uzupełniających i

wspierających), w które jest wyposażony podmiot i służących mu do osiągania określonych celów. Narzędzia te oczywiście nietrudno skierować zarówno na przedmioty w otoczeniu, jak i na sam posługujący się nimi podmiot, który w ten sposób uzyskuje obserwacyjną wiedzę nie tylko o przedmiotach, które go otaczają, ale także o swym własnym funkcjonowaniu podczas ich obecności; doświadczenie wzrokowe powiadamia wszelako nie tylko o tym, że pewien przedmiot znajduje się nieopodal i że jest takiego lub innego rodzaju, ale także i o tym, że taki przedmiot jest przez podmiot spostrzegany, czyli że właśnie teraz ów podmiot posiada szeroko rozumianą własność spostrzegania takiego przedmiotu oraz własność znajdowania się nieopodal niego.

Str. 31

(20)

Jakkolwiek okazywałoby się, że przedmiotem intencjonalnym doświadczenia

zmysłowego w takim wypadku jest między innymi sam podmiot oraz jego własności, zaprzeczanie tak lub podobnie pojmowanej intencjonalności funkcjonalnej - jak można przypuszczać - doprowadziłoby do nadmiernie idealistycznego spojrzenia na podmiot, umiejscowiłoby go w próżni i uczyniło jego doświadczenia zjawiskami najzupełniej niezrozumiałymi co do przyczyny, przebiegu, a tym bardziej celu. Jeżeli nie przypiszemy zmysłom określonych funkcji (a więc i w tym znaczeniu

przedmiotów, na które byłyby w naturalny sposób nakierowane), to niełatwo będzie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ogóle zachodzi spostrzeżenie zmysłowe i dlaczego spostrzegamy akurat te, a nie inne przedmioty. Podejście

funkcjonalistyczne ma więc tę naturalną zaletę, że nie tylko jakoś ujmuje fenomen intencjonalności, ale i wyraźnie sugeruje odpowiedź na to drugie pytanie.

Takie postawienie sprawy, na pierwszy rzut oka zapewne wystarczające i

perspektywiczne, pozornie wymagające tylko uszczegółowienia i rozwinięcia, może jednakże okazać się niezbyt satysfakcjonujące z filozoficznego punktu widzenia.

Oczywistą trudność, jak widać nieustannie powtarzającą się, stanowi odnoszenie się do rodzajów albo klas rzeczy (które akurat z tego kontekstu niełatwo wyeliminować).

Daną funkcję posiadają bowiem nie tyle poszczególne przedmioty, ile przedmioty pewnego rodzaju lub typu. W omawianym przypadku to raczej doświadczenie wzrokowe pojęte jako typ albo rodzaj posiada określoną funkcję, natomiast

konkretne zdarzenie, polegające na widzeniu akurat tu i teraz, posiada tę funkcję, o ile jest doświadczeniem właśnie tego rodzaju bądź typu, a więc jeżeli jeden lub drugi jakoś realizuje się tu i teraz właśnie w postaci owego zdarzenia. Analogicznie

przedmiot spostrzegany tu i teraz będzie przy takim postawieniu sprawy przedmiotem intencjonalnym w tym i tylko tym znaczeniu, że podpada pod typ przedmiotów, ku któremu kieruje się doświadczenie czy spostrzeżenie tego typu, do jakiego należy jego spostrzeżenie.

Str. 32

Niczego w tym względzie zasadniczo nie zmienia przyjęcie, iż funkcja przysługuje raczej organom zmysłowym albo większym od nich strukturom fizycznym aniżeli doświadczeniom pojętym jako uchwytne od wewnątrz zdarzenia, stany lub

czynności, skoro i tak będą to organy oraz struktury pewnego rodzaju bądź typu. Jak nietrudno zauważyć, tak czy inaczej przedmioty intencji przypisuje się w ten sposób

(21)

przede wszystkim bytom, których status ontologiczny pozostaje nieustalony, co odbiega od oczywistości, nietrudnej do skojarzenia z ujęciem gramatycznym, i oczywiście zagraża pomieszaniem przedmiotów konkretnych z abstrakcyjnymi, albo ich równie ryzykownym utożsamieniem.

Trudność nieco bardziej charakterystyczna dla powyższego ujęcia wypływa

natomiast z obciążającej każdy funkcjonalizm zasadniczej niejasności samego słowa

„funkcja” (ewentualnie jego synonimów, między innymi takich jak „przeznaczenie” lub

„rola”), i to charakteryzującej owo wyrażenie bez względu na to, czy rozpatruje się je jako nazwę ogólną, czy własną. Zgodzimy się zapewne, że funkcja z natury rzeczy istnieje w ramach pewnego systemu, w którego granicach pewne elementy służą do wykonywania określonych zadań i działając poprawnie, powodują pewne zdarzenia wewnątrz lub na zewnątrz tego systemu; system można jednakże rozumieć właśnie jako układ lub zbiór, którego elementy są obdarzone określonymi funkcjami,

służącymi uzyskaniu pewnego pożądanego stanu (w przypadku organizmów żywych będzie to rzecz jasna przede wszystkim stan polegający na indywidualnym

przetrwaniu i rozmnożeniu się organizmów) [przypis 2.7]. Systemu nie konstytuuje przecież dowolne nagromadzenie rzeczy, ani nawet każde powiązanie przedmiotów obdarzonych pewnymi dyspozycjami - w przeciwnym wypadku wszystko byłoby systemem, a każde działanie musiałoby się okazać czynnością o charakterze intencjonalnym, a przynajmniej funkcjonalnym.

Str. 33

Można ponadto argumentować, że umieszczanie jakiegokolwiek systemu wewnątrz świata, do którego należą przedmioty konkretne, stwarza realną groźbę kolejnego pomieszania pojęć, bowiem system pojęty jako zbiór dystrybutywny jest przecież przedmiotem abstrakcyjnym, wskutek czego konkretne przedmioty należące do świata fizycznego nie są w ścisłym tego słowa znaczeniu systemami, w których ramach istnieją pewne funkcje, i w najlepszym wypadku stanowią ucieleśnienie systemów wyposażonych w ucieleśnienie funkcji.

Ponadto samo określenie funkcji jest nad wyraz ogólne, skoro milcząco zakłada się, że jedna i ta sama funkcja może przysługiwać dwóm różnym rzeczom, zdarzeniom lub czynnościom. W naturalny sposób przyjmiemy przecież, że nie tylko

numerycznie różne doświadczenia wzrokowe, ale i różnego typu doświadczenia wzrokowe posiadają albo mogą posiadać zasadniczo tę samą funkcję [przypis 2.8].

(22)

Str. 34

Intencjonalność tak rekonstruowana zależy więc już nie od tego zróżnicowanego tworu, jakim jest język potoczny, ani wyłącznie od sposobu rozstrzygnięcia sporu o uniwersalia, ale od jeszcze mniej sprecyzowanej „ontologii funkcji”. Przypuszczalnie nadużyciem byłby funkcjonalistyczny nominalizm, wedle którego funkcji jest

dokładnie tyle, ile indywidualnych przedmiotów będących ich nośnikami, a zatem funkcje nabywają i tracą tożsamość wraz z nimi i co najwyżej zewnętrzny obserwator stawia między numerycznie różnymi funkcjami znak równości, czego ma prawo dokonać wszędzie tam, gdzie nie wymaga się zbyt dużej dozy ścisłości albo gdzie uproszczenie takie jest z jakichś względów poznawczo korzystne. Łatwo dostrzec trudności pokrewne, jak na przykład tę, iż należałoby w równym stopniu ustalić, na czym miałaby zasadzać się tożsamość funkcji, jak również to, czy i w jaki sposób funkcje ulegają łączeniu bądź rozdzieleniu, a więc na przykład czy funkcja

polegająca na dwóch czynnościach powinna być zawsze rozpatrywana jako

„połączenie” funkcji polegającej na pierwszej czynności z funkcją polegającą na czynności drugiej, albo czy to, co można by nazwać ograniczeniem funkcji, z

konieczności daje w wyniku inną funkcję, a jeżeli tylko niekiedy tak się dzieje, to pod jakimi właściwie warunkami. Na pozór nic bardziej prostego, bo przecież wydaje się, iż można powiedzieć, że każda funkcja jest opisywana przez zdania i że działania wykonywane na funkcjach są odpowiednikami operacji logicznych na sądach

mówiących o nich (albo też innych operacji na innych przedmiotach abstrakcyjnych), tak iż byłoby niewątpliwe, że jeżeli przedmiot posiada funkcję A i posiada funkcję B, to siłą rzeczy posiada także funkcję A i B. Jest to jednakże rozwiązanie pozorne, polegające w istocie zaledwie na innym wyrażeniu początkowego pytania, a

mianowicie czy wolno (a jeżeli tak, to dlaczego) przyporządkować funkcjom zdania w opisany powyżej sposób, albo przedmiotom konkretnym pewne twory abstrakcyjne.

Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że niejednokrotnie sam adekwatny opis przedmiotu, jego językowe wyodrębnienie od innych rzeczy lub zjawisk, wymaga posłużenia się pojęciem funkcji; nawet prawomocne nazwanie czegoś krzesłem zależy od tego, czy mamy powody, aby temu przedmiotowi przypisać

charakterystyczne przeznaczenie.

Str. 35

(23)

Trzeba więc brać pod uwagę okoliczności, w jakich istnieje dany przedmiot, ale przecież odpowiednia kwalifikacja okoliczności może w równym stopniu zależeć od tego, czy przedmiotowi można przypisać pewną funkcję. Tak na przykład konkretny dźwięk może być uznany za spełniający funkcję komunikacji językowej w sytuacji, gdy kontekst jednoznacznie wskazuje, iż mamy do czynienia z istotami ludzkimi; lecz przecież jednoznaczna ocena, czy ktoś lub coś jest faktycznie istotą ludzką, zależy w niewątpliwej mierze od tego, czy temu komuś lub czemuś wolno przypisać zdolność do wywoływania dźwięków pełniących funkcję komunikatów językowych. Wszystko to wydaje się przemawiać na niekorzyść podejścia funkcjonalistycznego w

porównaniu z koncepcją gramatyczną, ponieważ tamta zapewne nie była aż w takim stopniu uzależniona od nader kłopotliwych pojęć. Odpowiedź, jakiej jednakże można by udzielić, polega na wskazaniu, że krytyk stawia nader wysokie wymagania

pojęciom, za których pomocą ma być dokonywane poznanie; oczywistą jest bowiem rzeczą, że żądanie absolutnej i całkowitej jasności pojęć i ich niezależności oraz domaganie się niewątpliwych kryteriów ich zastosowania, obejmujących wszystkie możliwe przypadki, musi doprowadzić do wniosku, że takie żądania dotyczą ideału, którego nie realizuje żadna uchwytna siatka pojęciowa.

Inny jeszcze, ale pokrewny mankament polega na istnieniu zastrzeżeń co do możliwości faktycznej obserwacji takich czy innych „funkcji” rzeczy lub stanów (lub realizacji funkcji), a tym bardziej funkcji, które chcielibyśmy uważać za szczególnie ważne albo niezbywalne dla nich; wątpliwość ta pozostaje w mocy nawet wtedy, gdy zdoła się oddalić wysunięte powyżej zarzuty. Należy bowiem powiedzieć, że rzecz ma właściwą sobie funkcję nie o tyle, o ile po prostu regularnie powoduje pewien skutek (oddziaływanie grawitacyjne stanowi własność, lecz przecież nie funkcję kuli ziemskiej), ale gdy na dodatek rzecz ta powstała właśnie po to, z takim właśnie przeznaczeniem, aby w pewnych warunkach regularnie powodować ten skutek (albo skutek pewnego rodzaju). Można nawet powiedzieć, że na tym właśnie polega charakteryzująca ją powinność, nieobecna u wielu przedmiotów opisywanych przez zwykłą konstrukcję dopełnieniową.

Str. 36

Słowo „funkcja” (jak i jego synonimy) ma nie tylko charakter wyrażenia opisującego, ale także (a może nawet przede wszystkim) normatywnego, tak więc oczekiwanie, że zdołamy opisać funkcję przedmiotu, dostatecznie wyraźnie wyjaśniając, w jaki

(24)

sposób w pewnego rodzaju okolicznościach działa on przeważnie, w ogromnej większości przypadków czy wręcz stale, albo w jaki sposób zwykle lub przeważnie działają przedmioty odpowiednio do niego podobne pod względem budowy, wydaje się (jakkolwiek tylko z filozoficznego punktu widzenia) przedsięwzięciem z góry skazanym na niepowodzenie. Niestety bowiem w przeciwieństwie do warunku regularności, dotyczącego statystycznie częstego zachowania czy działania danej rzeczy, ten drugi, mówiący o pewnym przeznaczeniu albo roli danej rzeczy, zdaje się właśnie wymykać bezpośredniej obserwacji [przypis 2.9]. Rozwiązaniem tylko

pozornie trafnym jest powiedzenie, że przypisanie przedmiotowi funkcji ma właśnie charakter zabiegu teoretycznego, to znaczy wynikającego z treści pewnej teorii dotyczącej tego przedmiotu (lub tego co on rodzaju), oraz ma za zadanie dostarczenie satysfakcjonującego wyjaśnienia zarówno faktu istnienia tego

przedmiotu, jak i jego zmysłowo spostrzeganych własności; pozorność ta bierze się stąd, że uzyskiwana wartość, jaką stanowi wyjaśnienie (czymkolwiek byłoby ono w istocie), świadczy co najwyżej o tym, iż pojęcie funkcji jest użytecznym lub wręcz niezbywalnym elementem teoretycznego opisu tego przedmiotu, co jednakże nie jest tożsame z przyznaniem, że funkcja jest elementem sytuacji będącej przedmiotem opisu.

Str. 37

Rozwiązaniem tym bardziej upraszczającym byłoby stwierdzenie przeciwne, zgodnie z którym niejednokrotnie obserwujemy w istocie funkcje rozmaitych przedmiotów, i to nawet za sprawą jednostkowej obserwacji. Dzięki na pozór tylko niewielkiemu

rozszerzeniu znaczenia słowa „obserwacja” (albo, jak kto woli, niezbyt ścisłemu zawężeniu go) spostrzeganie funkcji przedmiotów okaże się najzupełniej możliwe:

przecież widzę, że przechodzący przez rzekę most spełnia użyteczną funkcję, i jestem ją w stanie w miarę dokładnie opisać już na podstawie niewielkiej liczby doświadczeń. Oznaczałoby to, że dokonywana przeze mnie obserwacja ludzi przechodzących przez ów most (i ewentualnie obserwacje wcześniejsze czy to owego mostu, czy podobnych, zapewne wzbogacone dodatkowymi założeniami) pozwala mi zasadnie stwierdzić istnienie pewnej funkcji lub przeznaczenia, tu i teraz charakteryzujących tę oto rzecz. Może się to odbyć albo za sprawą przypisania obserwatorowi szczególnego zmysłu odkrywającego funkcje przedmiotów podczas obserwacji zmysłowej (lub na jej podstawie), pewnej zdatności lub umiejętności,

(25)

mogącej mieć zresztą charakter intelektualny, choćby w znaczeniu zawierania w sobie umiejętności trafnego zastosowania pewnych pojęć, albo też w wyniku odpowiedniego rozszerzenia znaczenia słowa „uzasadnienie”, tak iż między

wspomnianym stwierdzeniem a doświadczeniem zmysłowym (czy też pewną liczbą takich właśnie doświadczeń) oraz ewentualnie dodatkowymi założeniami zacznie zachodzić relacja uzasadniania.

Str. 38

Wszystko to wydaje się jednak kolejnym wyrazem tendencji do tworzenia fikcji, mających stanowić usankcjonowanie tezy mówiącej o poznawczej dostępności funkcji. Co więcej, nawet gdybyśmy z największą dokładnością zaobserwowali wszystkie funkcje wszystkich przedmiotów, nie powiedziałoby to nic o możliwych funkcjach żadnego przedmiotu, a tym bardziej nie wskazałoby na funkcje dla niego istotne, w znaczeniu posiadanych przezeń bezwzględnie w każdych okolicznościach.

Nietrudno podać wcale nie fantastyczne przykłady, kiedy to jedna i ta sama rzecz wydaje się tracić dotychczasowe funkcje na korzyść nowych; dotyczy to także doświadczeń zmysłowych. Nietrudno zresztą wyobrazić sobie, że w jakimś fikcyjnym świecie funkcja doświadczenia słuchowego ogranicza się do dostarczania wrażenia przyjemności płynącej z odbioru wrażeń słuchowych, pomimo iż w naszym świecie zdaje się służyć przede wszystkim do lokalizowania przedmiotów, rozpoznawania ich rodzaju oraz śledzenia ich ruchu. Założenie przeciwne razi arbitralnością i sprawia wrażenie próby nader apodyktycznego rozwiązania, w czym zresztą przypomina zasugerowany wcześniej funkcjonalistyczny nominalizm. Zakwestionowanie owego łatwego do przeprowadzenia eksperymentu myślowego odbywałoby się za cenę odmówienia naszej myśli pewnej funkcji, jaką jest przedstawianie sobie sytuacji wprawdzie nie zachodzącej, ale jednak możliwej; jedyną wyraźną receptą

pozostawałoby w tym względzie zaprzeczenie możliwości odróżnienia „możliwych światów” od zbioru wszystkich zdarzeń należących do tego świata, który nazywamy realnym lub naszym, albo też ograniczenie tożsamości przedmiotu do tylko jednego świata w tym celu, aby rzecz znajdująca się w naszym świecie nie mogła należeć do żadnego innego świata możliwego, lub też wreszcie uznanie, iż posiadamy

faktyczny, a nie tylko potencjalny wgląd w całą zawartość wszystkich możliwych światów i że dzięki tego rodzaju umiejętności potrafimy szczegółowo ustalić funkcję przedmiotów, zwłaszcza funkcję rozpatrywanych tu doświadczeń zmysłowych.

(26)

Przypisanie człowiekowi prerogatywy nadnaturalnego widzenia byłoby bodaj najbardziej radykalnym rozwiązaniem. Dlatego też warto wziąć pod uwagę

rozwiązanie pokrewne, polegające na skromniejszym powiedzeniu, że systemem oraz znajdującym się wewnątrz niego elementem posiadającym daną funkcję jest wyłącznie to, co jawi się jako system zewnętrznemu obserwatorowi [przypis 2.10].

Str. 39

Powiedzielibyśmy zatem, że padający cień drzewa nie ma żadnej określonej funkcji do czasu, aż tym cieniem nie posłuży się człowiek, któremu cień ten wskaże porę dnia; na tej samej zasadzie rozszerzająca się rtęć sama w sobie nie stanowiła rzecz jasna termometru, zanim nie odkryto zależności między jej objętością a zmianami temperatury. Można także za wariant takiego rozwiązania uznać to, które wprost stwierdza, iż przedmiot posiada funkcje, o ile pojęcie to użyte w stosunku do niego pozwala podmiotowi - człowiekowi właśnie - najlepiej wyjaśnić cechy owego

przedmiotu i sposób jego powiązania z innymi przedmiotami, i że właśnie to stanowi wystarczającą podstawę zarówno do stosowania w ogóle pojęcia funkcji, i to bez konieczności jakichkolwiek dodatkowych zabiegów mających na celu wykazanie istnienia funkcji, jak i oczywiście do użycia go w tym konkretnym przypadku. Tego rodzaju rozwiązanie doprowadza jednakże do uzależnienia pojęcia intencjonalności, funkcji i systemu od pojęcia intencji (zamiaru) oraz świadomości (podmiotowości).

Niestety, obydwa te pojęcia najwyraźniej zawierają się już w pojęciu intencjonalności gramatycznie rozumianej, skoro zarówno zamiar, jak i świadomość posiada zawsze pewien przedmiot, będąc zamiarem uczynienia czegoś oraz świadomością czegoś.

Bez względu na to takie postawienie sprawy od razu nasuwa podejrzenie, że ma aż nazbyt wiele wspólnego z antropomorfizującym pojmowaniem rzeczywistości.

Dopatrywanie się funkcji niepostrzeżenie powiela obserwację nas samych, istot posługujących się pewnymi przedmiotami w celu osiągnięcia określonych celów. Tak przygotowani uznajemy za oczywistość, że fizyczne - gatunkowe lub indywidualne - trwanie stanowi cel zmian zachodzących w poszczególnych organizmach żywych, chociaż myśl tę wysnuto z nader skromnej obserwacji faktu, iż przetrwanie jest świadomym i naturalnym pragnieniem typowej istoty ludzkiej i że takiemu stanowi zwykle nadaje ona spontanicznie pozytywną wartość.

Str. 40

(27)

Można nawet podejrzewać, że to przypisanie dokonuje się w trzech albo nawet czterech etapach, biorąc początek w samoobserwacji i w zdaniu sobie sprawy z własnego pragnienia przetrwania, przechodząc następnie przez etap, w którym podobne pragnienie przypisujemy innym istotom ludzkim, i dochodząc wreszcie do uznania, iż jest to funkcja charakteryzująca wszystkie organizmy żywe, a nawet wszystkie przedmioty istniejące, jak głosiły to nowożytne teorie przypisujące

przedmiotom swoistą tendencję do trwania. Wszystko to skłania zaś ostatecznie do wniosku, że tak rozumianej intencjonalności niepodobna zdefiniować bez uniknięcia błędnego koła, wskutek czego intencjonalność taka okazywałaby się własnością logicznie podstawową. Tak mało obiecującą konkluzję oczywiście usprawiedliwi dodatkowe założenie, że pojęcie intencjonalności (czy też funkcji) uzyskuje definicję przez uwikłanie w sieć, w której jak widać łączy się z wieloma innymi pojęciami, albo stanowi myślową kategorię, którą co prawda potrafimy z powodzeniem zastosować do opisu rzeczywistości, ale której bliżej nie zdołamy ani zdefiniować, ani opisać bez posługiwania się nią samą. Zawsze można w ostateczności zastrzec, że klasyczna definicja (przez rodzaj i gatunek) nie jest możliwa do uzyskania w przypadku

przedmiotów tworzących odpowiednio zróżnicowaną klasę, lub że taka definicja nie byłaby i tak wcale przydatna w badaniach nad tymi przedmiotami, zwłaszcza w porównaniu z definicją przez wskazanie. Wydaje się jednak, że pojęcie funkcji jest jednym z tych pojęć, dla których wolelibyśmy mieć definicję realną, nie zaś jedynie ostensywną [przypis 2.11].

Str. 41

Powyższe zastrzeżenia nie muszą mieć jednak wyłącznie charakteru krytycznego i niekonstruktywnego, kwestionującego każdą próbę zrozumienia fenomenu

intencjonalności doświadczenia zmysłowego. Przeciwnie, nasuwają raczej myśl, że na niepowodzenie narazi się każda taka próba, dopóki nie uwzględniając

wystarczająco perspektywy pierwszoosobowej, położy przesadny nacisk na opis tego fenomenu z pozycji zewnętrznego, obiektywnego obserwatora. Nie wszystko jednak udaje się z takiej perspektywy opisać należycie, a więc i zrozumienie

fenomenu intencjonalności może polegać nie na umiejętności zdefiniowania go bez błędnego koła i bez posłużenia się w definicji pojęciami niejasnymi, ale na

dostarczeniu instruktażu językowego, niekoniecznie ścisłego i pozbawionego sformułowań metaforycznych, ale zarazem obiektywnego w tym znaczeniu, iż

(28)

pomimo niedosłowności pozwalającego na odtworzenie rzeczywistego stanu zwanego intencjonalnością i umożliwienie ujęcia go w jednej świadomości. Nie każda wiedza musi być przecież od razu wiedzą propozycjonalną, może przecież polegać na bezpośrednim i niejęzykowym przeżyciu świadomym, dla którego język stanowi tylko wygodny środek; odbywa się to na podobnej zasadzie, na jakiej istnieje nietrudny sposób scharakteryzowania smaku, polegający na powiązaniu go z

pewnymi typowymi rzeczami i typowymi warunkami, powiązaniu, które co prawda nie wyjaśni, czym w istocie jest ów smak, ale umożliwi odtworzenie go w świadomości i równoważne z tym zrozumienie go, przynajmniej w takiej mierze, w jakiej mogą być zrozumiane przeżycia świadome.

Str. 42

Zjawiskiem dostępnym „od wewnątrz” zdaje się nade wszystko fenomen

„dostrzegania czegoś w czymś”, który można także określić mianem

„rozpoznawania”, „interpretowania” bądź „identyfikowania”. Częstokroć wszakże zdarza się, że w czymś bliżej nieokreślonym zaczynamy dostrzegać budowę lub cechy pewnej rzeczy i zrazu nieokreślone lub niejednoznaczne, nabiera owo coś niejako konkretnego kształtu i wyrazu. Dzieje się to nierzadko dzięki dodatkowym uświadamianym zabiegom z naszej strony, takim jak przypominanie sobie,

kojarzenie, zastanowienie zawierające w sobie wnioskowanie lub przypuszczenie, czy wręcz za sprawą najdosłowniej pojętego, fizycznego oddziaływania na własne ciało lub przedmioty z otoczenia w celu doprowadzenia do zmiany warunków, w jakich ów jeszcze nierozpoznany przedmiot zjawia się w naszej świadomości. Tak oto spostrzegam pewien kształt, którego nie potrafię od razu bliżej określić, wobec czego wytężam zarówno zmysły, jak i pamięć oraz namysł, a przy tym poruszam własnym ciałem dla zoptymalizowania warunków obserwacji, zwłaszcza zwiększenia lub zmniejszenia jej zakresu, aż w końcu nabieram przekonania (od przypuszczenia ocenianego jako ryzykowne lub wątpliwe aż do przeświadczenia znamionującego pewność psychologiczną), że jest to człowiek, którego znam z widzenia i który właśnie teraz odwraca się w moją stronę. Wydaje się jasne na podstawie takiego lub niezliczonych analogicznych przykładów, że owo „dostrzeganie czegoś w czymś” nie zawsze musi dotyczyć całości przedmiotu, może równie dobrze dotyczyć wybranych jego elementów bądź cech. Oczywiście, również nie zawsze charakteryzuje się jednakową trafnością, dlatego można powiedzieć, że właśnie wtedy, gdy jest

(29)

nietrafne, ów pozornie dostrzegany przedmiot zyskuje status istniejącego tylko

„immanentnie”, i w tym znaczeniu wyłącznie „intencjonalnie inegzystuje” w naszej świadomości. Ponadto nie ulega zasadniczo wątpliwości, że w przypadku

omawianego rozpoznawania nie musi bynajmniej wchodzić w grę dostrzeżenie tylko jednego przedmiotu; w trakcie rozpoznawania może pojawiać się ich wielość, albo ujmowana równocześnie, a więc jako pewna mnogość prawdopodobnych i

wzajemnie wykluczających się przedmiotów, albo w pewnej kolejności (to samo dotyczy rzecz jasna wyniku tej procedury, która nie musi przecież dawać wyniku ostatecznego).

Str. 43

Nie musi także być to nawet przedmiot konkretny; takie rozpoznanie wszakże jest częste i polega na przyporządkowaniu przedmiotowi pewnego rodzaju rzeczy, zaklasyfikowaniu go jako bliżej nieokreślonego i niezindywidualizowanego

przedmiotu pewnego typu lub kategorii. Wydaje się również bezsporne, iż złożoność procesu rozpoznawania zależy od złożoności przedmiotu, który na wstępie zjawia się w naszej świadomości. Wszystkie te cechy, których obecność przekonuje o złożoności tego fenomenu, nie sprawiają jednak, że zachodzi wyraźna konieczność, by owo zauważalne od wewnątrz „dostrzeżenie czegoś w czymś” zasadzało się na uchwytnym dla podmiotu następstwie trzech szeroko pojętych faz (które można by nazwać ujmowaniem, rozpoznawaniem oraz rozpoznaniem). Może bowiem odbywać się ono i tak, że pewien przedmiot natychmiast i bezwiednie rozpoznajemy jako pewną rzecz, co może oznaczać nie tylko to, iż byliśmy nastawieni (na przykład za sprawą wcześniejszych doświadczeń) na odbiór akurat tego przedmiotu, ale także i to, że proces rozpoznawania odbył się częściowo jeszcze poza naszą

świadomością.

Tak opisane ukierunkowanie na pewien przedmiot zdaje się mieć wiele wspólnego z przypisywaną doświadczeniu zmysłowemu intencjonalnością. Nazwanie jej

intencjonalnością „fenomenologiczną” jest usprawiedliwione przynajmniej w

dwójnasób. W rozpatrywanej sytuacji zawsze jakiś przedmiot niejako „przejawia się”

(co prawda w innym przedmiocie), poza tym samo owo przejawianie się w sposób bodaj najpełniejszy przejawia się właśnie „od wewnątrz”, tak iż nietrudno dojść do przekonania, że jego zrozumienie wręcz wymaga uwzględnienia perspektywy pierwszoosobowej. Jeżeli natomiast należałoby się posłużyć nieco ściślejszym i

(30)

zwięzłym wyrażeniem językowym dla oddania tego fenomenu, nie należałoby

posługiwać się konstrukcją „spostrzegać coś” ani „spostrzegać, że”, lecz wyrażeniem

„spostrzegać coś jako coś” lub jego synonimami.

Teza o intencjonalności doświadczenia zmysłowego może przyjąć jedną z dwóch postaci, zachowując zarazem kształt nadany intencjonalności przez rozumienie fenomenologiczne. Zgodnie z pierwszą tak pojmowaną intencjonalnością charakteryzuje się z konieczności każde doświadczenie zmysłowe, nawet najprostsze i najwcześniejsze pod względem logicznym lub chronologicznym;

natomiast zgodnie z drugą nie ma wcale takiej konieczności, a więc intencjonalność jest albo konieczna dla niektórych tylko spostrzeżeń zmysłowych, albo wręcz

przygodna dla wszystkich.

Str. 44

Postaci te dostarczają jednakowej odpowiedzi na pytanie istotne z filozoficznego punktu widzenia, to znaczy o przebieg i budowę zjawiska złudzeń zmysłowych - według nich zjawiska te polegają na niewłaściwej interpretacji, nierozpoznaniu przedmiotu spostrzeganego (wynikającym na przykład z niedostatecznej wiedzy o warunkach, w jakich spostrzeżenie się odbywa, lub niewzięcia ich pod uwagę w ocenie przedmiotu i jego własności). Niemniej trudność, na jaką natrafia zwolennik tak pojmowanej intencjonalności, jeśli rzecz jasna nie uwzględnić generalnych zarzutów kwestionujących możliwość przeprowadzenia zasugerowanej powyżej, niezmąconej i poznawczo wartościowej „obserwacji wewnętrznej”, polega już na rozmaitości sposobów, w jakie można zinterpretować bądź - w ostateczności - wyartykułować samo wspomniane zjawisko, bez względu na to, czy stale i z konieczności charakteryzuje percepcję zmysłową, czy nie. Paradoksalnie bowiem samo zjawisko interpretowania może być odmiennie interpretowane. Przyjmując punkt widzenia właściwy filozofii nowożytnej, nietrudno wyodrębnić trzy zasadnicze ujęcia, dające się bez przeszkód określić mianem racjonalistycznego,

empirystycznego oraz funkcjonalistycznego. Jak się okaże, żadnego z nich nie należy uważać ani za jednolite i w pełni dookreślone, ani za wolne od trudności, niekiedy wspólnych im wszystkim, niekiedy zaś swoistym [przypis 2.12].

Str. 45

(31)

Ujęcie racjonalistyczne każe wyszczególniać w fenomenie „spostrzegania czegoś w czymś” przynajmniej dwa elementy. Jednym z nich jest zmysłowe doświadczenie przedmiotu A, natomiast drugim psychologicznie pojmowany sąd dotyczący tego przedmiotu. Taki schemat dopuszcza przynajmniej dwa (skądinąd nader ogólne) uszczegółowienia. Zgodnie z pierwszym ów sąd wyraża tożsamość przedmiotu A z B; gdy sąd jest prawdziwy, przedmiot B może być nazwany realnym przedmiotem intencji zmysłowej, a gdy jest fałszywy, przedmiot ten istnieje jako przedmiot intencjonalny tylko w tym znaczeniu, że wyrażono ów sąd tożsamościowy. Takie samo rozróżnienie obowiązuje w przypadku drugiego ujęcia, zgodnie z którym sąd ten stwierdza, że A jest tożsame czy to z reprezentacją przedmiotu B, czy też ze skutkiem oddziaływania pewnego przedmiotu B na podmiot wydający ów sąd. Widać zatem wyraźnie, że gdyby przedmiot A był zawsze co najwyżej reprezentacją

zewnętrznego przedmiotu, zaś B zawsze owym przedmiotem zewnętrznym, to pierwszy z sądów stanowiłby przejaw postawy pozbawionej krytycyzmu w stosunku do treści spostrzeżenia zmysłowego, bezkrytycznej przynajmniej w tym znaczeniu, że utożsamiającej przedmioty odróżnialne z perspektywy zajętej przez zewnętrznego obserwatora.

Str. 46

Drugi sąd stanowiłby natomiast dowód postawy (w tym znaczeniu) krytycznej, oczywiście przy założeniu, że wydający sąd jest świadomy różnicy między

przedmiotem a jego reprezentacją. Zwolennik koncepcji racjonalistycznej powinien wobec tego rozważyć, która postawa - bezkrytyczna czy przeciwna - rzeczywiście charakteryzuje spostrzegający podmiot ludzki, a więc czy percepcja zmysłowa

„czegoś w czymś” ma charakter nieustannej iluzji. Może rzecz jasna uwzględniać obydwie postawy w ramach jednej koncepcji, chociażby zakładając, że umysł odznacza się daleko idącą plastycznością i jakkolwiek zrazu skłania się do wydawania pierwszego z sądów, to jednak potrafi zastąpić go drugim; jeżeli zaś uproszczenie stanowi zaletę, można bez przeszkód rozważyć i kierunek odwrotny, biegnący od zbytecznego odróżniania przedmiotów ku ich wygodnemu

utożsamianiu. Tak czy inaczej, spostrzeżenie „czegoś w czymś”, podlegające którejś z tego rodzaju korekt, stanowiłoby w większym stopniu umiejętność aniżeli

niezmienną i niejako w pełni przygotowaną własność. Warto także zaznaczyć, że dość ogólne słowo „sąd”, mimo iż brane jest tu w zawężającym, bo jedynie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Szmygin B., Ochrona dziedzictwa kulturowego i konserwacja zabytków w powojennej Polsce w świetle doktryn i opracowań naukowych [w:] Kongres Konserwatorów Polskich,

Wszystko bowiem, co w jedno zespolone, jest czymś innym niż samo Jedno (twierdzenie 4) [przypis 1.68], a moc takiego zespolenia jest mniejsza, niż moc tego, co jest jedno samo

Prezentuję filozofię i osobiste przekonania Kinga w odniesieniu do kanadyjskiej polityki wobec Wielkiej Brytanii, relacji kanadyjsko-brytyjskich i miejsca Kanady w Imperium oraz

uczestniczących w procesie wypracowywania decyzji w zakresie polityki zagranicznej państwa w latach 1961-1968, ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy najsilniej wpływali

Podobnie jak w przypadku teleologicznie i rozwojowo rozumianych struktur osobowości, jej projekcją, ale i celem staje się efekt wielokierunkowo i wielopoziomowo funkcjonujących

O tym, że tak jest, zdaje się również decydować jego natura konstytutywna, która podobnie jak to miało miejsce w przypadku sposobu istnienia, domaga się ze swej strony

W innych pracach Welsch gotów jest jednak uznać, że model kultury konstytuowanej przez wewnętrzne różnice nie powinien być odnoszony wyłącznie do sytuacji

Pomimo że możliwości radia i siła jego oddziaływania są ogromne, to i tak głównym narzędziem komunikacji politycznej jest telewizja, która stała się dominującym elementem