• Nie Znaleziono Wyników

HISTORIA POTĘGI HERBIE SYKES PRZEKŁAD DOBROMIŁA JANKOWSKA ZNAK HORYZONT KRAKÓW 2021

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "HISTORIA POTĘGI HERBIE SYKES PRZEKŁAD DOBROMIŁA JANKOWSKA ZNAK HORYZONT KRAKÓW 2021"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

ZNAK HORYZONT KRAKÓW 2021

HISTORIA POTĘGI

HERBIE SYKES

PRZEKŁAD

DOBROMIŁA JANKOWSKA

(4)

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2021. Printed in EU

Tytuł oryginału

Juve! The Triumph and Tragedy of an Italian Footballing Dynasty Copyright © 2020 by Herbie Sykes

Published by arrangement with Yellow Jersey Press. All rights reserved.

Projekt okładki Marcin Słociński Opieka redakcyjna Robert Medina Daniel Natkaniec Adiustacja

Krzysztof Grzegorzewski Korekta

Joanna Kłos Łamanie Edycja

© Copyright for the translation by Dobromiła Jankowska Sp. z o.o., 2020 Copyright © for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2021

ISBN 978-83-240-7813-4

Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl

(5)

SPIS TREŚCI

W BALDISSERO TORINESE, Z ALBERTO I LUCĄ 9

Rozdział 1 FRATELLI D’ITALIA 17

Rozdział 2 W NAJLEPSZYCH I NAJGORSZYCH CZASACH 57 Rozdział 3 Z POPIOŁÓW 91

Rozdział 4 IL BOOM ECONOMICO 131

Rozdział 5 CZARNE, BIAŁE I WSZĘDZIE CZERWONE 183 Rozdział 6 LATA PRZYWÓDZTWA 237

Rozdział 7 IL NUOVO CALCIO 277 Rozdział 8 DOBRZY I UCZCIWI LUDZIE 317

Rozdział 9 POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI, Z ANDREĄ AGNELLIM 357 PODZIĘKOWANIA 371

KALENDARIUM HISTORII JUVENTUSU F.C. 373

(6)
(7)

ROZDZIAŁ 1

Fratelli d’Italia

Turyn to piękne miasto. Jest bardziej rozległe niż cokolwiek, co dotąd powstało.

MARK TWAIN

W pałacu Królewskim, ze słynnym Rudolfem Obermannem

O

siemnastowieczny pisarz Giuseppe Baretti mówił o swoich braciach Piemontczykach: „Jedną z cech, która odróżnia ich od pozostałych Włochów, jest brak pogody ducha. Podróż- ni odwiedzający nasz kraj natychmiast zauważą, że mieszkańcy są radośni i mili, mają też naturalne predyspozycje do hałaśliwych przyjemności. Ale jeśli ktoś odwiedzi Piemont, dostrzeże melan- cholię, zatroskanie i powagę”.

Miał rację. Wszyscy we Włoszech wiedzą, że Piemontczycy są nieco sztywni, ale trzeba wziąć tu pod uwagę okoliczności ła- godzące. Przed zjednoczeniem Włoch był to raczej suchotniczy, wyniszczony lud. Właściwie nie stanowiło to problemu dla wła- dającej Piemontem i Sardynią dynastii sabaudzkiej, ponieważ do- prowadzające mieszkańców do nędzy opodatkowanie zdążyło stać się „polityką firmy”. Problem jednak leżał w tym, że prowadzono

(8)

HERBIE SYKES. JUVE! HISTORIA POTĘGI 18

wtedy wojny, często gwałtowne i niespodziewane, rządzący po- trzebowali więc wystarczająco sprawnych i głupich żołnierzy, by ci byli gotowi na męczeńską śmierć dla królestwa. Tyle że z po- wodu chorób, niedożywienia i potwornej biedy niemal jedna czwarta poborowych nie nadawała się tu do służby.

Jedną z przyczyn było uprzemysłowienie. Turyńskie przędzal- nie pracowały wydajnie i przynosiły wielkie zyski, a zatrudnienie kobiet i dzieci zdziałało cuda dla produkcji. Pod pozłacaną baro- kową powierzchnią szalały jednak tyfus i syfilis, szerzyły się alko- holizm i nędza. Liczące około stu trzydziestu tysięcy mieszkańców miasto stało się europejską stolicą szpitali i sierocińców, melin i burdeli. Zamożne i piękne, jednocześnie cuchnęło.

Król Karol Albert (rządził w latach 1830–1849) miał sła- bość do młodych, liberalnych intelektualistów. W 1833 roku we- zwał do pałacu Królewskiego jednego z nich, słynnego filozofa z Zurychu. Rudolf Obermann był ekspertem w modnej od nie- dawna „gimnastyce”, która właśnie zyskiwała na popularności po drugiej stronie Alp. Wyjaśnił jej sens królowi, chorowitej królo- wej Marii Teresie oraz dworowi. Przekonał wszystkich, że gim- nastyka to przyszłość, ale w niewłaściwych rękach może mieć katastrofalne skutki psychologiczne i duchowe. Nie nadaje się dla przemądrzałych lekarzy, wrażliwych studentów ani też – Boże broń – dla kobiet i pod żadnym pozorem nie powinna obejmo- wać współzawodnictwa.

Na lewym brzegu rzeki znajdował się Parco Valentino, naj- elegantsza w Europie przestrzeń publiczna, gdzie Karol Albert miał drugi pałac. Obermann powiedział królowi, że zmieni część tego miejsca w „salę gimnastyczną”, a królewską piechotę prze- obrazi w najsilniejszych, najodważniejszych, najbardziej zdyscy- plinowanych żołnierzy w Europie. Wykształci w regimentach siłę i dumę, ale też patriotyzm i dobre samopoczucie. Siła, duma

(9)

19 ROZDZIAŁ 1. FRATELLI D’ITALIA

i dyscyplina – Karolowi Albertowi spodobały się te słowa. Pałac pospiesznie przerobiono, a jakość piechoty, wytrenowanej do gra- nic możliwości, znacząco się polepszyła.

Obermann został na miejscu, z czasem do jego działań dołą- czyli król ze swoją świtą. Turyńscy arystokraci lubili prywatne lekcje, a Obermann bardzo lubił grosiwo, które z nich płynęło.

Siedemnastego marca 1844 roku Obermann i hrabia Ernesto Ricardi di Netro założyli Reale Società Gimnastica, pierwszy w Europie klub sportowy, do którego wstęp mieli tylko członko- wie. Podkreślali, jak ważne będą ćwiczenia naukowe/filozoficzne/

antropologiczne, mówili bogatym i utytułowanym, że członko- stwo przyniesie im korzyści zdrowotne, oraz zachęcali do opłaca- nia rocznego abonamentu.

Wieści się rozniosły, wkrótce zorganizowano drugie miejsce ćwiczeń i dodano kolejne dyscypliny, między innymi szermierkę i strzelectwo, a także pływanie i wiosłowanie na rzece Pad. I tak ideał Obermanna o braku współzawodnictwa z czasem zaczął blednąć. Później (jak to zwykle bywa) wyemitowano też udzia- ły w klubie i mogli doń wstępować już tylko ludzie bardzo bo- gaci. A że członkostwo wiązało się z pozycją i wpływami, Torino bene – nowobogaccy przemysłowcy – chętnie dawali się naciągać.

W 1861 roku, po zjednoczeniu Włoch, do klubu dołączały nawet blade, delikatne, szczupłe kobiety. Turyn, którego populacja wzros- ła do dwustu osiemnastu tysięcy, stał się sportową stolicą Europy.

Zjednoczenie (il risorgimento) było ideologicznie, ale również praktycznie, projektem turyńskim. Sabaudczycy ustąpili po częś- ci dlatego, że przy siedemdziesięcioprocentowym analfabetyzmie i bez wspólnego języka Włochy pozostawały niejednorodne i we- wnętrznie niestabilne. Wydawało się nieuniknione, że Rzym zosta- nie w końcu stolicą nowego kraju, a Księstwo Sabaudii-Piemontu zniknie. Dawało to jednak również szansę, że jego władcy ocalą

(10)

HERBIE SYKES. JUVE! HISTORIA POTĘGI 20

głowy, a może nawet uda im się zapanować nad całym półwy- spem, co było grą wartą świeczki.

Wiosną 1864 roku, kiedy bogaci turyńscy sportivi podskaki- wali w Parco Valentino, miasto nieodwołalnie straciło na znacze- niu. Tymczasową stolicą kraju ogłoszono Florencję, a z Torino bene zaczęły wypływać władza, prestiż, pieniądze i intelekt. Przeniesio- no parlament, razem z nim sądy, bank centralny i mennicę. Po- tem prawników i urzędników, architektów i notariuszy, lichwiarzy, oszustów i oszukanych.

Rankiem 21 września przed pałacem Królewskim zebrał się tłum. W porze obiadu jeszcze zgęstniał i otworzono piwiarnie.

Gdy przyszedł czas na kolację, była to już wściekła, rycząca hałastra.

Większości ludzi nie interesowała wielka przyszłość Włoch, czuli się najzwyczajniej oszukani. Byli głodni i źli, a następnego popo- łudnia pięćdziesiąt dwie osoby nie żyły. Turyn pogrążył się w kry- zysie, więc burmistrz Emanuele Luserna di Rorà powołał specjalną radę. Wprowadziła ona wsparcie finansowe dla nowych firm i ulgi podatkowe dla biznesów gotowych przenieść się do miasta. Wy- kopano nowe kanały i nalegano, by napawający się zwycięstwem florentczycy sfinansowali znaczącą rozbudowę linii kolejowych.

W październiku 1865 roku Luserna di Rorà wystosował apel do właścicieli zagranicznych przedsiębiorstw. Przetłumaczył go na pięć języków, wydrukował milion egzemplarzy i rozesłał do wło- skich konsulatów za granicą z poleceniem, by zapłaciły ile trzeba za umieszczenie ogłoszeń w lokalnych gazetach. Przedsiębiorcy z Hamburga, Londynu i Paryża przeczytali, że Turyn jest europej- skim centrum biznesowym i proponuje sprzedaż ziemi po bardzo atrakcyjnych cenach. Ogłoszenie pojawiło się również w Zurychu, Bazylei i Wiedniu.

Inicjatywa Luserny di Rorà nie miała precedensu i z cza- sem zaowocowała spektakularnym, równie bezprecedensowym

(11)

21 ROZDZIAŁ 1. FRATELLI D’ITALIA

rozwojem miasta. Najpierw w Turynie pojawiła się rodzina Rem- mertów, potem Augusto Abegg przejął kawał ziemi w Borgone, budując tam fabrykę i wioskę. Rody Güttermanów i Ackerman- nów przyjechały odpowiednio z Wiednia i Alzacji. W 1870 roku otwarto tunel kolejowy Fréjus, a gospodarka zaczęła rozkwi- tać. Na północy Turynu ośrodkiem handlu wełną stała się Biella, a rodziny Fila, Zegna i Cerruti zaczęły zbijać fortuny. W Chieri, doskonale prosperującym miasteczku przędzalniczym leżącym piętnaście kilometrów na południe, świętowano, budując na głównym placu okazały arco di trionfo. Na zachodnich peryfe- riach Turynu i w dolinie Susa królowały tekstylia. Włoska siła ro- bocza była tania, więc niskim kosztem przerabiano ogromne ilości bawełny i szybko wysyłano ją przez Alpy. To wyjaśnia, dlaczego w mieście wciąż mieszka wiele rodzin o niemiecko brzmiących nazwiskach, dlaczego mają one najelegantsze domy i wszystkie są obrzydliwie bogate. Najbogatszy był natomiast Napoleone Leu- mann. W 1876 roku wybudował przędzalnię bawełny nad ka- nałem w Collegno. Stworzył tam również pierwszą we Włoszech

„robotniczą wioskę”, nauczył swoich pracowników czytać i pisać i postanowił sam zająć się ich kondycją fizyczną oraz duchową.

W zamian przynieśli mu fortunę.

Przy prowadzącej z Collegno drodze biegnącej przez doli- nę stało Sant’Ambrogio. Mieszkała tam rodzina Bosio, również handlująca bawełną. W 1886 roku wysłała ona do Nottingham dwudziestodwuletniego Edoarda, który od angielskich chłopa- ków z przędzalni jedwabiu nauczył się kopania napompowa- nego worka. Zapas tych worków przywiózł ze sobą do domu, zabrał je do klubu wioślarskiego i zaczął popisywać się w Parco Valentino. Dołączyli do niego koledzy i wkrótce tworzyli grupę wystarczająco liczną, by założyć drużynę. Nazwali ją Torino Foot- ball & Cricket Club, a ich pierwszymi przeciwnikami zostali

(12)

HERBIE SYKES. JUVE! HISTORIA POTĘGI 22

Nobili Torino. Zespół składał się wyłącznie z młodych arystokra- tów, więc od samego początku potyczki tych drużyn były derba- mi o podłożu klasowym.

Potem nastąpiły fuzje, połączenia, pojawiły się nowe dru- żyny, można powiedzieć, że stworzono nowy ruch. W Genui grupa brytyjskich żeglarzy, urzędników i hultajów pracowała w dokach i nieźle grała w „nożną piłkę”, więc zaczęto organizo- wać mecze. Dołączyli jeszcze milanesi i właśnie tak to się chy- ba zaczęło…

W liceum Massimo d’Azeglio, z bogatymi dzieciakami

Wszyscy w Turynie znają Massimo d’Azeglio. To szkoła średnia w sercu barokowego miasta, a jej uczniowie pochodzą z „dobrych”

(czyli bogatych) rodzin. Jest symbolem dyscypliny i sukcesu, jeśli ją ukończyłeś, to twoi rodzice prawdopodobnie mają letni dom na Wybrzeżu Liguryjskim, a zimowe weekendy spędzają na nar- tach w Sestriere. Jest również bardzo prawdopodobne, że w pra- cy, którą dostaniesz, nie ubrudzisz sobie rąk. Będziesz ubierał się elegancko i nawiązywał kontakty, za to nikt nie każe ci podnosić niczego ciężkiego.

W 1897 roku grupa bogatych dzieciaków z Massimo d’Azeglio postanowiła utworzyć drużynę piłkarską. Widzieli obcokrajow- ców grających na Piazza d’Armi, wydawało im się, że to fajna zabawa. Spotkali się w warsztacie rowerowym, spierali się o na- zwę, w końcu zgodzili się na łacińskie słowo oznaczające młodość.

Na początku „Juventus” nie miał z kim grać, ale nikomu to nie przeszkadzało, bo i tak grać nie potrafili. W końcu załatwili też sprzęt i niedługo potem na ich spotkaniach pojawiało się dwieście

(13)

23 ROZDZIAŁ 1. FRATELLI D’ITALIA

osób. A ponieważ uprawiali tylko jedną dyscyplinę, wkrótce zmie- nili nazwę z Juventus Sports Club na Juventus Football Club.

Turyn stał się już wtedy domem dla niewielkiej społeczności z Nottingham. Jeden z przybyszów, Tom Gordon „John” Savage, był bardzo dobrym graczem, ale nie podobały mu się barwy klu- bu. Koszulę noszono z czarną muszką i spodniami i teoretycznie nic w tym złego. Tyle że koszula była różowa – w kolorze nowej i modnej gazety „La Gazzetta dello Sport”. Savage i jego kolega Goodly uznali, że to zbyt ekstrawagancki kolor, więc w 1902 roku postanowili zamówić nowy strój z Wysp Brytyjskich. Istnieją róż- ne wersje tego, co wydarzyło się później, niektóre z nich są cał- kiem przekonujące, większość to zupełny absurd. Temat wzbudza ogromne emocje, więc najlepiej chyba wybrać jedną wersję i po- traktować ją z przymrużeniem oka.

Legenda głosi, że Savage wysłał zamówienie i dołożył jedną z istniejących bluz dla porównania. Dostawca/producent zało- żył, że kiedyś była biała – bo kto przy zdrowych zmysłach grał- by w piłkę w różowej koszulce? – i po prostu wydarzył się jakiś wypadek przy praniu. Biorąc pod uwagę, że czas gonił, postano- wił wybrać materiał najbliższy temu, co miał na stanie. A miał dużo czerwonych strojów Nottingham Forest oraz trochę czarno- -białych kostiumów Notts County. Wysłał te drugie i tak naro-

dzili się słynni bianconeri.

W tamtym roku w Prima Categoria rywalizowało sześć ze- społów: trzy z Turynu, dwa z Genui i jeden z Mediolanu. Juven- tus po raz pierwszy dotarł do finału, ale by go rozegrać, musiał pojechać do Genui. Na miejsce turyńczycy dotarli bardzo zmę- czeni i gospodarze zmiażdżyli ich 3:0, zdobywając piąte mistrzo- stwo w ciągu sześciu lat.

W 1904 powstała FIFA, a rok później założono włoski związek piłkarski. Futbol pozostawał całkowicie amatorski, a zawodnicy

(14)

HERBIE SYKES. JUVE! HISTORIA POTĘGI 24

Juventusu wnosili opłaty za to, by móc uczestniczyć w rozgryw- kach. Klub zgromadził już wtedy najlepszych graczy w Turynie, miał też najlepszą infrastrukturę – występował na Velodromo Umberto I. Tamtej wiosny Juve wygrało walkowerem mecz z FC Torinese i zakwalifikowało się do finałów. Turyńczycy zmie- rzyli się tam z Genoą GFC i UC Milanese, rozgrywając po dwa mecze z każdym z tych zespołów i nie ponosząc żadnej porażki, co dało im mistrzostwo Włoch.

Problem w tym, że ich nowy prezes, Szwajcar Alfred Dick, okazał się zarozumiałym autokratą. Przeszkadzało to starym juventini, dla których gra stanowiła tylko hobby. Traktowali pił- kę rekreacyjnie, towarzysko, jak zabawę. Lubili wygrywać, a jesz- cze bardziej lubili świętowanie po wygranej. Tymczasem Dick siedzenie do rana, festeggiare, uważał za skandaliczne. Rozumiał słowo „sportowiec” zupełnie inaczej niż pozostali. Wymagał, by zawodnicy byli poważni, obowiązkowi i żyli ascetycznie, nie in- teresowały go też przyjęcia i dziecinne zabawy. Według Dicka gracze powinni zachowywać się przyzwoicie, ponieważ Juventus miał zagwarantować prestiż prezesowi i jego szewskiemu impe- rium. Dick zapełniał swoje fabryki (i swoją drużynę) zawodni- kami ze Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, część z nich należała do prostej klasy robotniczej. W ten sposób pozbawiał grę całej pły- nącej z niej radości, a jego roboli uważano za nieokrzesanych i prymitywnych.

Sprawa stanęła na ostrzu noża w 1906 roku w Mediolanie, w meczu decydującym o mistrzostwie. Po dokonaniu inspekcji murawy Dick oznajmił, że nie nadaje się ona do grania i Juven- tus nie przystąpi do spotkania. Klub oddał tytuł bez walki, przez co większość członków zwróciła się przeciwko prezesowi. Zwol- nili go, zabrał więc swoje pieniądze, połowę drużyny, umowę dzierżawy Velodromo i założył nowy klub. Gracze Torino FC

(15)

25 ROZDZIAŁ 1. FRATELLI D’ITALIA

mieli nosić koszulki w kolorze kasztana i w ten sposób Dick po- przysiągł się zemścić.

Juve wróciło na obskurny, stary Piazza d’Armi, do swojego pierwszego domu. Oba kluby spotkały się tam 13 stycznia 1907 ro- ku i jeden z dezerterów, Hans Kämpfer, strzelił zwycięskiego gola dla Torino. Podobno Dick jej nie widział (w trakcie przerwy za- klinował się w toalecie), ale pojawił się trzy tygodnie później na rewanżu. Kämpfer zdobył wtedy cztery bramki i ktoś mógłby pomyśleć: „Ten się śmieje…”, lecz coś takiego sugerowałoby, że Dick wiedział, co to śmiech, tymczasem on tylko nieznacznie się krzywił. Jego nowa drużyna zlała poprzednią na kwaśne jabłko, ale i tak nie dało mu to spokoju. Dwa lata później strzelił sobie w głowę na Velodromo, jednak klub, który stworzył – i metafo- ra zawarta w jego narodzinach – przetrwały. Torino pozostało ze- społem wygnanych i pozbawionych praw.

Bez najlepszych graczy sąsiedzi z Turynu przez jakiś czas nie stanowili znaczącej siły. Żałowali, ale przynajmniej pozostawali wierni swoim ideałom. Dla miejskich patrycjuszy, burżujów i ko- lesiostwa członkostwo w klubie dalej było symbolem pozycji.

Nie mieli ochoty otwierać się zbytnio, byle tylko gonić za gola- mi, bo podobne działania w imię zwycięstwa nad bandą plebe- juszy były poniżej ich godności. Nad wygrywanie przedkładali elegancję, dobre maniery i pochodzenie; uważali, że futbol to gra dla dżentelmenów.

Takich problemów nie mieli w Vercelli, trzydziestotysięcznym mieście leżącym wśród pól ryżowych niedaleko granicy Piemon- tu i Lombardii. Futbolowe szaleństwo zdążyło już wtedy opano- wać niższe klasy społeczne i właśnie z nich wywodził się zespół Pro Vercelli. Drużyna ta nie miała manii wielkości i nic nie było jej bardziej w smak niż pokonywanie bojaźliwych durniów

(16)

HERBIE SYKES. JUVE! HISTORIA POTĘGI 26

z turyńskiej arystokracji – podobnie rzecz się miała w przypadku ich kolegów z pobliskich Novary, Casale Monferrato i Alessan- drii. Ten obszar, nazywany piemonckim czworokątem, przed pierwszą wojną światową stał się centrum włoskiego futbolu. Pro Vercelli („białe koszule”) między 1910 a 1913 rokiem zdobyło

cztery mistrzostwa kraju.

Juventus tamtego roku niemal upadł. Futbol zyskał tak wielką popularność, że w Prima Categoria założono trzy grupy północne (Piemont, Liguria-Lombardia i Wenecja Euganejska- -Emilia-Romania) oraz trzy południowe. Dwa najlepsze zespoły z każdej grupy kwalifikowały się do sześciodrużynowej minili- gi, jednej na Północy i jednej na Południu. Zwycięzcy obu grali dwumecz w tak zwanej finalissima, finale finałów, który mistrzo- wie z północy kraju zawsze wysoko wygrywali, stosunkiem goli niczym w krykiecie. Najgorszych degradowano, robiąc miejsce dla nowych kandydatów, i właśnie tu na scenie pojawia się stare, dobre Juve. Najsłabsi wtedy w Piemoncie, przegrali pierwsze der- by Turynu 0:8, a drugie 6:8. Spadli, wygrywając przez cały sezon tylko jeden mecz, ale ich prezesem był Pino Hess, młody, entu- zjastyczny i inteligentny prawnik. Wykorzystał on jakiś kruczek legislacyjny, zdobywając miejsce w grupie lombardzkiej, i ocalił klub przed upadkiem.

Dwa lata później, gdy Włochy znalazły się u progu wojny, Juve zaczęło wydawać pismo. Celem „Hurrà” było zatrzymanie członków przy klubie, bez względu na to, dokąd zawiedzie ich wojna. W kraju, w którym czterdzieści procent ludności pozosta- wało analfabetami, można to uznać za odważny ruch. Turyn znów stał się najbogatszym włoskim miastem, a juventini – najbogatszy- mi z najbogatszych. Potrafili czytać i mieli dobre pochodzenie, ale rok później aktywność ich drużyny ustała na trzy lata.

(17)

27 ROZDZIAŁ 1. FRATELLI D’ITALIA

Na progu domu Giovanniego Agnellego, z Sandro Zambellim

Wojna przyniosła zwykłym ludziom biedę i była dla nich trage- dią, lecz przysłużyła się Giovanniemu Agnellemu. Jego firma roz- wijała się i dywersyfikowała działalność, znacznie wspierając też wysiłki wojenne. FIAT wytwarzał broń, silniki i samoloty, szcze- gólnie lukratywne okazały się zaś kontrakty na budowę statków i obsługę żeglugi. W momencie przerwania działań na froncie był to trzeci największy producent we Włoszech, a Agnelli stał się bar- dzo potężnym człowiekiem. Oprócz FIAT-a posiadał RIV, firmę produkującą łożyska, oraz część udziałów w turyńskim dzienniku

„La Stampa”. Znaczącą pozycję zyskał także w przemyśle tekstyl- nym, w produkcji betonu i stali oraz w lotnictwie, a nawet handlu detalicznym. Jego Rinascente było pierwszym włoskim domem towarowym, do dziś pozostaje zaś najsłynniejszym.

Agnelli dużą część fortuny zbił na dystrybucji amerykańskiej pomocy na zdewastowanym kontynencie, a w trakcie pobytu w Stanach Zjednoczonych odwiedził fabrykę Forda w Michigan.

Obejrzał tam zautomatyzowaną linię produkcyjną i zafascyno- wały go jej szybkość oraz wydajność. FIAT wytwarzał kilka sa- mochodów dziennie, podczas gdy Ford – setki. Czas produkcji Forda T wynosił dziewięćdziesiąt minut, przy zachowaniu wyjąt- kowej jakości i precyzji. Agnelli postanowił zbudować taką samą linię w Turynie, ale do tego potrzebował pieniędzy i nowych te- renów. Dawna kwatera firmy na Corso Dante zrobiła się za mała, a stawianie warsztatów, biur i fabryk w różnych miejscach to nie- wydajne, drogie i kłopotliwe przedsięwzięcie. FIAT potrzebował jednej dużej, w pełni zautomatyzowanej, homogenicznej fabry- ki, więc Agnelli kupił kilka pól w południowo-wschodniej części

(18)

HERBIE SYKES. JUVE! HISTORIA POTĘGI 28

miasta, w Lingotto. Zatrudnił do wykonania projektu słynnego inżyniera Giacoma Mattè-Trucco i w 1922 roku montownia była prawie gotowa.

Sześć kilometrów na północny zachód od Lingotto powsta- wał też inny projekt Giovanniego Agnellego. Dyrektor Juventusu Sandro Zambelli akurat się złościł, ponieważ jeden z jego zawod- ników, Antonio Bruna, wciąż opuszczał treningi. Piłkarz pracował w fabryce FIAT-a, ale szefowie nie chcieli zwalniać go na zajęcia.

Jako że miało to negatywny wpływ na drużynę, Zambelli poje- chał na rowerze do domu Agnellego, zapukał do drzwi i poprosił, by zrobiono dla Bruny wyjątek.

Agnelli był zimnym, poważnym człowiekiem, ale docenił za- pał Zambellego. Zgodził się, by Brunę zwalniano do gry, gdy zaj- dzie taka potrzeba, przyjął zaproszenie na mecze zespołu i zaczął na nie chodzić razem z synem, 33-letnim Edoardem. Do tamtej pory nie mieli wiele wspólnego, ale z czasem obaj odkryli w so- bie pasję do futbolu. Kiedy prezes klubu oznajmił, że jest gotów odejść, Giovanniego zapytano, czy zgodzi się go zastąpić. To za- szczyt, odparł, ale przy takim ogromie pracy nie da rady.

Za to Edoardo miał wolnego w bród. Lubił podróże, marno- wanie czasu i – mimo urody rudowłosej żony Virginii – kobiety.

Poza tym jednak nie znalazł jeszcze swojego miejsca i niespecjalnie skłaniał się ku pracy w przemyśle ciężkim. Futbol mógł przynaj- mniej stanowić dla niego jakieś zajęcie, trzymałby też na dystans ojca i załatwiał prozaiczną kwestię zarabiania pieniędzy. Giovan- ni zgodził się w imieniu syna, również na plany futurystycznego nowego stadionu. Jasnowłosy, błękitnooki Edoardo Agnelli został prezesem Juventus Football Club 24 lipca 1923 roku.

W mowie powitalnej Edoardo powiedział pozostałym człon- kom zarządu, że będzie się angażował w działalność klubu. Jego motto brzmiało: „Nawet dobrą rzecz można ulepszyć” i to

(19)

29 ROZDZIAŁ 1. FRATELLI D’ITALIA

wpływało na wszystko, co robił. A robił głównie to, co rodzina Agnellich robi nieustająco od tamtej pory, od stu lat – wydawał

pieniądze (dużo pieniędzy) na Juventus.

Nowy stadion, Campo Juventus, znajdował się niedaleko głównej siedziby FIAT-a w Corso Marsiglia. Jego projekt i budo- wę powierzono jednemu z członków zarządu firmy, inżynierowi Pierino Monateriemu. Był to pierwszy we Włoszech obiekt zbu- dowany z żelbetonu. Na stadionie znalazły się piękne loże w sty- lu liberty i tapicerowane siedzenia dla tych, którzy mogli sobie pozwolić na bilety. Dodano również korty tenisowe, siłownie, a później nawet jupitery – pierwsze w historii na arenie sporto- wej. Miasto zbudowało nowe linie tramwajowe, by wozić „kibi- ców” w tę i z powrotem, a wokół postawiono gigantyczne tablice reklamowe.

Technicznie rzecz biorąc, futbol pozostawał sportem amator- skim. Zawodnicy musieli udowadniać, że żyją i pracują w comu- ne swoich klubów, i teoretycznie nie dostawali pieniędzy za grę.

Sport zyskiwał jednak na popularności i drużyny zaczęły pobierać opłaty za oglądanie meczów. Żeby zarobić, trzeba się ubrudzić…

i odwrotnie. Jakiś czas później dwóch graczy Genoi zawieszo- no za to, że pobierali pensje; uznano ich winnymi „profesjona- lizmu”. Kluby próbowały obchodzić te zasady, jak tylko mogły.

Anonimowi „dobroczyńcy” wpadali przypadkiem na zawodników i wręczali im grube brązowe koperty. Fani organizowali zrzutki, a gwiazdy dostawały nagrody, które natychmiast sprzedawano w ich imieniu. Z pozoru nie miało to nic wspólnego z klubami, ale tak czy inaczej bardziej ambitni właściciele znajdowali sposo- by, by zadbać o swoich graczy.

W wizji Edoarda dotyczącej jego ukochanych bianconeri nie było nic nieprofesjonalnego. Powiedział Zambellemu, Monaterie- mu i wiceprezesowi Enrico Craveriemu, że razem uczynią Juventus

(20)

HERBIE SYKES. JUVE! HISTORIA POTĘGI 30

najlepszą drużyną we Włoszech. Edoardo Agnelli miał dużo pie- niędzy i coś do udowodnienia ojcu, nie zamierzał też kończyć każdego sezonu na piątym czy szóstym miejscu. Zaczął od mia- nowania trenera. Jak dotąd gracze radzili sobie sami, teraz jednak Węgier Jenő Károly miał przejąć kwestie treningu i wyboru gra- czy. Podobnie jak wszyscy pracownicy Agnellego otrzymał pensję i płatny urlop. A także sporą premię za ewentualne zwycięstwa.

Gracze również mieli dostawać premie i jeździli firmowymi samo- chodami, czy tego chcieli, czy nie.

Nowa era rozpoczęła się od rozegranego w okresie przygoto- wawczym dwumeczu z Pro Vercelli, najbardziej wtedy utytuło- wanym włoskim klubem. Pro i Genoa miały najlepszych graczy w kraju, a Agnelli odziedziczył grupę nierobów. Zespół z Tury- nu wzmocniono, lecz obowiązująca zasada rezydencji oznaczała, że możliwości w tym zakresie okazały się ograniczone. Z pozoru był to niewinny mecz towarzyski między wielką drużyną Vercelli a niespecjalnie dobrą z Turynu – w praktyce starcie to wstrząsnęło włoskim futbolem, a jego konsekwencje odczuwalne są do dzisiaj.

Pro wyszło na boisko bez dwóch najlepszych graczy. Dlaczego tak się stało, pozostaje kwestią interpretacji i po części wyjaśnia to, z jakiego powodu od niemal wieku wciąż na nowo interpretuje się, reinterpretuje i błędnie interpretuje tę decyzję. Każdemu wydaje się, że wie, co się wydarzyło, ale nikt nie ma co do tego pewności.

Ogólnie rzecz biorąc, funkcjonują dwie zupełnie różne wersje.

Futbol, szczególnie włoski futbol, jest z zasady czarno-biały, ist- nieje więc wersja juventusowa i wersja antyjuventusowa. Obie funkcjonują na dwóch odległych orbitach i są historią tego spor- tu w soczewce.

W kontekście problematycznej kwestii pieniędzy Pro Ver- celli poinformowało swoich graczy, że pieniędzy nie ma. Futbol pozostawał sportem amatorskim i klub zamierzał działać w ten

(21)

31 ROZDZIAŁ 1. FRATELLI D’ITALIA

sposób, dopóki to się nie zmieni. Jeśli komuś się to nie podoba, może odejść. Taką chęć wyraziło dwóch graczy. Napastnik Gusta- vo Gay i obrońca Virginio Rosetta oznajmili Luigiemu Bozinowi, założycielowi i współprezesowi klubu, że rezygnują z występów w drużynie. Gay powiedział, że ma dosyć Vercelli, miasta pro- wincjonalnego i ograniczonego. Chciał się przeprowadzić do Me- diolanu i poprosił o wyrejestrowanie oraz umieszczenie na liście transferowej. Znalazł się tym samym w próżni, ponieważ zasady rezydencji stwierdzały, że nie może grać w zespole z Mediolanu, jeśli nie udowodni, że tam mieszka. Tu na scenę wchodzi szanow- ny Ulisse Baruffini, dyrektor AC Milanu i prezes Ligi Północnej.

Baruffini był w posiadaniu listu od jednego ze swoich kolegów, który potwierdzał, że Gay jest już mieszkańcem Mediolanu i pra- cuje w fabryce porcelany. Najwyraźniej gracz zapomniał po prostu uaktualnić dokumenty. Baruffini przekonał pozostałych członków zarządu Ligi Północnej, w tym swojego kumpla Bozina, że wszyst- ko jest absolutnie wiarygodne, zrealizowano więc transfer Gaya do Mediolanu. Bozino – podobno znajdujący się wówczas w finanso- wych tarapatach – oznajmił, że jest zadowolony z tej zmiany, i Gu- stavo Gay rozpoczął nowy sezon w barwach Milanu.

Dobrzy ludzie z Vercelli uznali to za zdumiewające. Jak Gay znajdował czas, by trenować i grać, jednocześnie pracując i w Me- diolanie, i w Vercelli? Co więcej: skoro mieszkał w Mediolanie i pracował w fabryce porcelany, to w takim razie nielegalnie bro- nił barw Pro. Dlaczego zatem nikt tego nie zgłosił? Dlaczego liga go nie ukarała i dlaczego teraz nie odebrano mu licencji? Sprawa śmierdziała na odległość.

Sprawa Rosetty była taka sama, ale zupełnie inna. Wersja juventusowa głosi, że Pierino Monateri zapytał, dlaczego obroń- ca nie gra w towarzyskim meczu, i usłyszał, że piłkarz popro- sił o transfer. Monateri przekazał więc Rosetcie, że ma dla niego

(22)

HERBIE SYKES. JUVE! HISTORIA POTĘGI 32

miejsce w Turynie, a także „przesiedleńcze” odszkodowanie w wy- sokości czterdziestu pięciu tysięcy lirów. Rosetta był z zawodu księgowym, a jak się okazało, Sandro Ajmone Marsan, jeden z dy- rektorów Juve, akurat szukał kogoś na tę posadę. Rosetcie pomysł się spodobał. Oczywiście został podkupiony, tak samo jak Milan podkupił Gaya. Wszyscy wiedzieli, w co pogrywają, ale w podat- nym na kombinacje systemie, technicznie rzecz biorąc, zasad nie złamano. Jeśli więc Rosetta dostarczyłby potwierdzenie meldun- ku, mógłby spokojnie podpisać kontrakt z Juve.

Tyle że Juventus to nie był AC Milan. Monateri i Craveri rozumieli, że Agnelli to oczywiste zagrożenie dla starej kliki za- wiadującej futbolem na Północy. Uznali pojawienie się Edoarda za wypowiedzenie wojny. Walczyli na noże, by najpierw unie- możliwić transfer Rosetty, a potem, w dłuższej perspektywie, zneutralizować wpływy Juve. Mediolańska prasa zaczęła już pub- likować negatywne artykuły o zbyt „postępowych” pomysłach Agnellego.

Sprawa przerodziła się w wojnę psychologiczną, a ostatecz- nie w walkę o władzę. W rozgrywkach ligowych brało udział co- raz więcej drużyn, ale Edoardo dobrze rozumiał, że liczby to tylko liczby. Jako Agnelli nauczył się przynajmniej tego, że ludzi moż- na kupić. Tacy jak Bozino i Baruffini byli skorumpowani, więc z czasem, dzięki cierpliwości i przede wszystkim pieniądzom, na pewno oprzytomnieją.

Szesnastego listopada 1923 roku Rosetta uczestniczył w spot- kaniu FIGC, związku zarządzającego włoskim futbolem. Przed- stawił dowody, że pracuje i mieszka w Turynie, a komisja udzieliła zgody na transfer pod warunkiem, że zostanie zaakceptowany przez Ligę Północną. Tyle że stanowisko prezesa Ligi piastował wtedy milanese Baruffini, w którego interesie (oraz w interesie jego popleczników) leżało, by utrudnić ten ruch, jak tylko się dało.

(23)

33 ROZDZIAŁ 1. FRATELLI D’ITALIA

Powody wydają się jasne. Dziś są równie oczywiste jak w 1923 roku i pod wieloma względami stanowią historię włoskiego futbo- lu. Juventus finansowała rodzina Agnellich, bogaci przedsiębiorcy z pyszałkowatego, niemal francuskiego Turynu. Mieli bajerancki nowy stadion i wymyślne plany; niekontrolowani mogli wykorzy- stać swoją fortunę, by wodzić rej nad innymi. Kluby piemonckie- go czworokąta geograficznie, językowo i kulturowo miały bliżej do Mediolanu niż Turynu. Novara leży piętnaście kilometrów od Ticino, rzeki dzielącej Piemont i Lombardię, oraz czterdzieści kilometrów od samego Mediolanu. Zarozumiały i świętoszkowaty Turyn, położony sto kilometrów na zachód, był bardziej odległy w każdym sensie. Liga miała też wiele do stracenia jako grupa i in- dywidualnie, jej szefowie musieli więc trzymać się mocno i trochę podciąć Agnellemu skrzydła. Ogłosili, że Pro Vercelli nie poinfor- mowało pozostałych klubów, że Rosetta jest dostępny, a w związ- ku z tym nie można unieważnić rejestracji piłkarza w Pro Vercelli i nie mógł on przejść do Juventusu.

Agnelli nie dał się wciągnąć w publiczną pyskówkę, zamiast tego napisał do FIGC. Po długich przepychankach związek anu- lował decyzję Ligi Północnej i oświadczył, że można zrealizować transfer. „Viri” Rosetta zadebiutował w nowym klubie 25 listo- pada, w meczu na własnym boisku przeciwko Modenie. Juve wy- grało 1:0, ale Modena odwołała się do władz ligi (czyli do siebie samej) i przyznano jej zwycięstwo 2:0. Juve znalazło się w stanie wojny z innymi klubami oraz z prasą. To zwróciło przeciwko nie- mu również opinię publiczną, co stało się (i pozostaje) kluczem do rozwoju klubu.

Tydzień później do miasta przyjechała potężna Genoa. Przy wyniku 1:1 piłka trafiła do… Rosetty. Wbił zwycięskiego gola, ale Juve po raz kolejny ukarano walkowerem. Do FIGC powędro- wało następne odwołanie, rozpętał się bój o moralne i polityczne

(24)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ze swojego wagonu Witold widział, że miasto przygotowuje się do wojny: okna kawiarni i ba- rów były zaciemnione z obawy przed niemieckimi nalotami, na ulicach dało się

Kiedy więc zmutowane komórki nerek zaczęły atakować kręgosłup Jeffa, jego rak stał się „rakiem nerki w stadium IV”.. Na ekraniku jego komórki rokowania dla raka nerki

Frida na to pozwoliła, potem jednak wymknęła się z jego ramion, zbiegła po schodach i prze- mknęła przez zacieniony

Po opuszczeniu Sycylii poeta udał się na zachód i został przygarnięty przez jednego z najwybitniejszych patronów sztuki tamtego czasu, Muhammada Ibn Abbada al-Mutamida,

Czułem się bezradny, bałem się o nią, ale nic nie mogłem zrobić.. Z biegiem cza- su nauczyłem się schodzić mu z drogi, co nie było trudne, ponieważ nigdy nie zwracał na

Dawno temu uważano, że siedliskiem myśli jest serce, później rola mózgu stała się bardziej oczywista.. Prawdopodob- nie wszystkie zmysły mają wpływ

Przysięgła sobie, że kiedyś, kiedy będzie się jej lepiej powo- dzić, weźmie małą do siebie.. Lecz dziecko po dwóch latach umarło na zapalenie opon mózgowych, a

Zapomniana armia – na ten tytuł w pełni zasługuje czeladź (a precyzyjniej rzecz ujmując, tak zwana luźna czeladź) wojsk Rzeczypospolitej, o której obec- ności wie