• Nie Znaleziono Wyników

O wymowie w poezji Tomasza Kajetana Węgierskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "O wymowie w poezji Tomasza Kajetana Węgierskiego"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Uniwersytet Jagielloński

O WYMOWIE W POEZJI

T omasza K ajetana W ęgierskiego

O tym, że pogmatwany, pełen dramatycznych zwrotów, ale i nasycony fascynu­

jącymi przygodami życiorys Tomasza Kajetana Węgierskiego znalazł ciąg dalszy w skomplikowanych losach jego poetyckiej spuścizny - powszechnie wiadomo.

I nie chodzi tu już o kłopoty z ustaleniem autorstwa wielu z przypisywanych mu wcześniej utworów, o te wszystkie tekstologiczno-edytorskie wątpliwości, bywa, że do dziś nierozwiane, a będące po części skutkiem pisarskiej dezynwoltury ko- rytnickiego starościca. Ważniejsze wydaje się to, jak tę twórczość przez długie lata postrzegano: a to marginalizując jej znaczenie1, a to groteskowo wyolbrzymiając, z propagandowych najczęściej pobudek, jej antyreligijne oblicze, a to, wreszcie, żałując literackiego niespełnienia się „cudownego dziecka” wychowanka samego Naruszewicza.

1 Najdobitniejszym chyba przykładem będą tu opinie sformułowane w poświęconym Węgierskie­

mu rozdziale monografii Wacława Borowego, O poezji polskiej w wieku XVIII, Kraków 1948.

W tych warunkach osobność dzieła Węgierskiego długo musiała torować so­

bie drogę jako historycznoliteracki aksjomat, a zarazem metodologiczna oczy­

wistość. Nawet jednak kiedy stała się ona swego rodzaju powszechnikiem, czę­

ściej mówiono o politycznych uwikłaniach tej poezji aniżeli o klasycystycznym warsztacie oświeceniowego pisarza buntownika. Baczniej przyglądano się war­

stwie światopoglądowej kolejnych utworów niż, wpisującej je w określoną trady­

cję estetyczną, językowej organizacji tekstu. Wymowa poezji - pokuśmy się tutaj o pewne uproszczenie - przesłaniała tym sposobem obecność wymowy w poezji. Tymczasem kontrastujące na pierwszy rzut oka z obrazoburczymi inklinacjami Węgierskiego, niekwestionowane skądinąd, zakorzenienie jego pi­

sarstwa w klasycyzmie szczególnie dobrze widać właśnie na poziomie retorycz­

nych uwarunkowań poszczególnych wierszy.

(2)

50 Grzegorz Zając

Wypada zapytać w tym miejscu, czy autor Organów odbiegał pod tym wzglę­

dem od jemu współczesnych. Czy zjawisko, określone niegdyś przez Ernsta Cur- tiusa w kontekście zaczynającej się od Owidiusza fazy piśmiennictwa starożytnego Rzymu mianem „retoryzacji poezji”2, stanowiło wyróżnik poetyckiej twórczości Węgierskiego na tle predylekcji pisarzy funkcjonujących choćby w kręgu „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”? O ile nie uszczegółowilibyśmy tego pytania, od­

powiedź musiałaby być przecząca, wszak - co zaobserwować można w tytułach ówczesnych podręczników z zakresu nauki o literaturze - wymowa i poezja, re­

toryka i sztuka rymotwórcza również w stanisławowskiej Polsce pozostawały po­

jęciami semantycznie do siebie przylegającymi, co w jakiejś mierze było zapewne pochodną przypadającego na tamten czas renesansu zainteresowania literaturą rzymską - Wergiliuszem, Horacym, ale i Cyceronem. Nie były przecież intelektu­

alnym wybrykiem słowa Filipa Neriusza Golańskiego, zamieszczone w stanowią­

cym teoretyczną kwintesencję zależności pomiędzy obiema dyscyplinami trakta­

cie z 1786 roku, jakoby „wiele uwag do wymowy służących miało swój stosunek w poezji"3.

2 E. R. C u r t i u s, Literatura europejska i łacińskie średniowiecze, przeł. i oprać. A. Borowski, Kraków 1997, s. 157.

3 F. N. G o 1 a ń s k i, O wymowie i poezji, Wilno 1808, s. 463.

4 L. Kropiński, Sztuka rymotwórcza, [w:] idem, Rozmaite pisma, Lwów 1844, s. 120.

Niezależnie jednak od podobnie kształtujących się generaliów, dostrzegalna u Węgierskiego skłonność do budowania utworu poetyckiego w oparciu o chwyty zaczerpnięte z repertuaru krasomówstwa zasługuje na odrębne potraktowanie.

Dzieje się tak przede wszystkim z powodu genologicznych wyborów, jakich ten absolwent jezuickiego Collegium Nobilium w ramach swej twórczości dokony­

wał. Wyborów, w których efekcie jakże często sięgał po konwencję gatunkową listu poetyckiego.

Na dwie sprawy w związku z tą właśnie formą literacką trzeba tutaj od razu zwrócić uwagę. Po pierwsze, jako że wywodziła się ona z tradycji epistolograficz- nej, ciążyły na niej pewne zobowiązania wobec retorycznego kanonu. Ars episto- landi zajmowała w nim przecież, zwłaszcza w czasach nowożytnych, poczesne miejsce, by wspomnieć tylko uwagi Erazma z Rotterdamu składające się na treść De conscribendis epistolis. Nieprzypadkowo już w wieku XIX, a więc wtedy, gdy świadomość gatunkowej specyfiki listu poetyckiego zaczęła przekładać się u nas na próby względnie precyzyjnego zdefiniowania samego pojęcia, Ludwik Kropiń- ski stwierdżał w normatywnym duchu, że utwory tego typu „wznioślejszej pro­

zy mają tok i własność”4. Wznioślejszej, a więc, sądzić można, usankcjonowanej stylistycznie w oparciu o retoryczną hierarchię. Z drugiej strony akcentowana przez teoretyków listu, zakodowana w jego formule różnorodność tematycz­

na i sprzyjająca subiektywizacji przekazu, generowana przez stosowną sytuację nadawczą naturalność wywodu - przeniesione na grunt poezji powodowały, iż w świecie klasycystycznych reguł rację bytu zyskiwał gatunek pociągający swoim

(3)

strukturalnym niedomknięciem5. Rozpięty między właściwym epoce, satyrycz­

nym uogólnieniem a liryzmem osobistego wyznania; mieszczący w sobie teksty, w których - raz jeszcze przywołajmy Kropińskiego - „z jednej myśli druga łatwo się wysnuwa”6 7; mający w dodatku za patrona twórcę Listu do Pizonów, co gwaran­

towało estetyczną legitymizację.

5 Zob. S. Skwar czyńska, Teoria listu, Lwów 1937. W rozdziale pt. Zagadnienia treści w liście i jej ukształtowań autorka piszę m.in.: „Co może być treścią listu? Odpowiedź wydaje się prosta:

wszystko. Zakres treści jest możliwie najszerszy. Taką rozległością tematów nie może się pochwa­

lić chyba żaden rodzaj literacki [...]. Stąd wniosek, że im pełniej listy badanego epistolografa błysz­

czeć będą różnorodnością elementów treściowych, tym bardziej zbliżają się do ideału, realizować będą istotność listu” (s. 117).

6 L. Kropiński, op. cit., s. 120.

7 Wszystkie cytowane w niniejszym artykule fragmenty wierszy pisarza podawać się będzie za:

T. K. Wę g i e r s k i, Wiersze wybrane, oprać. J. W. G o m u 1 i c k i, Warszawa 1974.

Dla osobowości artystycznej pokroju Węgierskiego nie mogło to być bez znaczenia. Jego nonkonformizm, niechęć do stadności, ostentacyjna czasami nieszablonowość myślenia znajdowały tu pole do popisu, nie niwelując przy tym ukształtowanej przez klasycyzm literackiej kultury autora. Kultury, której reto­

ryczny segment znalazł odbicie w kształcie utworów należących do najważniej­

szych w poetyckim dorobku Węgierskiego, takich jak List do wierszopisów, Myśl moja do J. W. Stanisława Bielińskiego, starosty garwolińskiego czy kierowana do księdza Gracjana Piotrowskiego Moja ekskuza1.

Wiele wskazuje na to, że wszystkie one powstały w tym samym, 1776 roku;

w czasie dla dwudziestoletniego pisarza niezwykle burzliwym, bo też przynoszą­

cym nasilenie się konfliktu z mającymi obrońców także wśród ludzi pióra repre­

zentantami okołodworskiej elity, nie kryjącej oburzenia po kolejnych literacko- -towarzyskich wyskokach Węgierskiego, których apogeum stanowiła publikacja pamfletowych Portretów pięciu Elżbiet. Decyzja, by w takich okolicznościach wykorzystywać formę listu poetyckiego, świadczyłaby o tym, iż ta ostatnia była mu szczególnie bliska - wskazywałaby na to, że artykułując swoje przemyślenia w ramach tej konwencji, czuł się, przynajmniej jako poeta, dość bezpiecznie. Co nie mniej ważne, osadzenie treści każdego z wymienionych powyżej tekstów w coraz bardziej doskwierających Węgierskiemu realiach warszawskiej metropo­

lii miało niemałe znaczenie dla doboru konwencji retorycznej, jaką się w tych, pisanych konsekwentnym trzynastozgłoskowcem, realizacjach rodzimej epitre posłużył. Nad stonowanymi konstrukcjami doradczymi, charakterystycznymi dla listownej wersji geMus deliberativum, przeważały w nich często figury słów i myśli właściwe sądowemu accusatio czy rozbudowanej naganie, mające za kompozy­

cyjny kontrapunkt fragmenty mieszczące się w poetyce laudacji.

Sytuację taką odnotowujemy nawet w Liście do wierszopisów, wprowadzonym wprawdzie w konstrukcyjną klamrę prześmiewczej w intencjach porady, w rze­

czywistości nie unikającym jednak kategorycznego, podszytego emocjonalnością tonu mowy oskarżycielskiej. Tekst to o tyle jeszcze ciekawszy, o ile zbliżony w to­

(4)

52 Grzegorz Zając

nie do uwag, jakie zawarł Węgierski w napisanym niewiele później, prozatorskim liście dedykacyjnym, dołączonym do przesłanej Ignacemu Krasickiemu pełnej wersji parafrazy Pulpitu, gdzie Horacjańskie Mediocribus non licet esse poetis pa­

tronowało niezgodzie na czynienie z literatury „magazynu wierszy”8. Tym razem z apulijskiego mistrza zaczerpnął nasz poeta słowa: Scribimus indocti doctique poematapassim, sygnalizując potrzebę zwrócenia się do ludzi czyniących z poezji

jej karykaturę i potwierdzających tym samym diagnozę sprzed wieków.

8 T. K. Wę g i e r s k i, Do Księcia Biskupa Warmińskiego, [w:] idem, Organy. Poema heroikomicz- ne, wyd. A. Norkowska, Warszawa 2007, s. 23-25.

Inaczej niż większość tego typu utworów autorstwa Węgierskiego - bierzemy tu pod uwagę również Moją ekskuzę i Myśl moją - List do wierszopisów posiada adresata wyłącznie zbiorowego, to zaś zabiegom retoryzowania tekstu wyjątkowo sprzyjało. Efekty widzimy już w początkowym, pełniącym funkcję exordium frag­

mencie wiersza, którego odrębność nie została sprowadzona przez autora jedynie do roli wykonywanego rutynowo manewru kompozycyjnego. Wprost przywoła­

na zostaje tam mianowicie konwencja oratorskiego wystąpienia przed szerokim audytorium. Domykające początkową apostrofę, wykrzyknikowe „Posłuchajcie"

de facto nadaje utworowi kształt mowy, odwołanie się do retoryki przestaje być więc tutaj kwestią wyboru, staje się wywołaną przez samą sytuację mówienia ko­

niecznością. Stąd też, niezależnie od ironicznego zabarwienia wypowiedzi autora listu, dziwić nie powinno zastosowanie we wstępnej partii tekstu chwytu captatio benevolentiae. Deklaracji chęci „poradzenia przyjaciołom" - inna sprawa, że nie­

koniecznie tak właśnie, pod postacią suasio, realizowanej - towarzyszy sprzyja­

jące osiągnięciu perswazyjnego celu przedstawienie się przemawiającego poety podmiotu wiersza jako „niegodnego współczeladnika” literackiego cechu. Tym samym nie wolne od goryczy dopełnienie tej autoprezentacji, gdzie krystalizowa­

nie się opozycji „ja - wy” wspiera zgrabnie wykorzystany poliptoton („Pisałem, nie uszedłem pochwały i śmiechu, / Piszę przedsię i pisać jeszcze długo będę, / nim w rząd dobrych policzon na Parnasie siędę”), bliższe jest mimo wszystko epistolo- graficznej regule otwarcia niż prowokacyjne cokolwiek powitanie „wielce mości- wych braci i panów”, którzy mieliby przecież prawo nie spodziewać się w owym salutatio porównania do nie zawsze „prawych Apollina dzieci” czy też konstatacji na temat swoich „pustych głów”.

To, co potem wykona z wirtuozerią w heroikomicznych Organach, praktykuje zatem Węgierski już tutaj, łącząc rozmaite jakości i tonacje estetyczne, dopaso­

wując retoryczne wyznaczniki listu do satyrycznych zamiarów, kulturowy auto­

rytet listownej quasi-oracji wykorzystując w sporze z tymi, którzy, po prawdzie, nie zasłużyli nawet, by być jej adresatami. I nie byliby nimi, gdyby nie to, że skutki ich „wierszopisarstwa” nie dają się zamknąć jedynie w kręgu intryg rządzących artystycznymi koteriami, wychodząc poza obszar niskiej tematyki. Jeżeli bowiem taki autor „nudnych rymów” wystawia świadectwo uczciwości człowiekowi po­

zbawionemu sumienia - dotykamy wówczas fundamentów etyki. Inkrustowane

(5)

złośliwościami pobłażanie z natury rzeczy ustępuje więc kategoryczności sądów kształtujących elokucyjną warstwę mowy sądowej. Mówiący w tekście objawia się czytelnikowi już nie tylko w roli zniesmaczonego poety, ale nade wszystko jako zatroskany erozją moralności w życiu publicznym obywatel.

Konsekwentnie posługując się, zwerbalizowanym poprzez stosowną enume- rację, ogólnym adresem („Różnego stanu, wieku, nauki poeci”), nasz mówca za­

czyna jednak zasadniczą partię swojej wypowiedzi - to, co odpowiadałoby tej czę­

ści genus iudiciale, w której gromadzono dowody na rzecz własnego stanowiska - od siebie. Dzieje się tak nie bez kozery. Stanowczo brzmiące wyznanie, ujawnia­

jące jego niechęć do „podlenia darów wieszczych" pochlebstwami, pozwala mu z jednej strony utrzymać pozory znamiennej dla listu ekspozycji osoby piszącej, z drugiej - wzmacniać ma, zarysowane jeszcze w exordium przecież, a stanowią­

ce w istocie podstawę całego wywodu, przeciwstawienie. Dzięki tej, nie stroniącej skądinąd od kokieterii, deklaracji („Czyńcie jak ja: bazgrajcie, drukujcie, co chce­

cie”), przechodzącej na razie w usytuowane pomiędzy prośbą a figurą obsecratio napomnienie, łatwiej będzie już za moment wytyczyć linię epistolarnego oskar­

żenia. Problem został nazwany, przychodzi czas na ujęcie go w kategoriach winy i przedstawienia niezbitych jej dowodów.

Nawet to wszakże Węgierski czynił będzie w sposób zapowiadany już w jego pierwszych próbach krasomówczych9, to znaczy nie rezygnując z elementów neutralizujących momentami powagę oracji, niepozwalających zapomnieć o ko­

micznym entourage’u wiersza. Formułowane z satyryczną intencją spostrzeżenia nad mającymi rzekomo „nieszczęścia wszystkie z ojczyzny wystraszyć” małżeń­

stwami „jakichś” podczaszych czy podstolich, „chwalebnym zapałem” wykazują­

cych się głównie „w łożnicy”, rangi zarzutów przedstawionych przez oskarżyciela jednak nie obniżają. Przeciwnie - poszerzają uzasadnienie tychże, ośmieszając niedorzeczność działań tytułowych bohaterów z siłą nie mniejszą niż ta, z jaką wcześniej piętnowano ich niemoralność.

’ Idzie tu zwłaszcza o sięgającą po ironię szkolną laudację na cześć króla - por. P. Kaczyński, Niedokończona podróż. Proza Tomasza Kajetana Węgierskiego. Studia i przekroje, Wrocław 2001, s. 28-29.

Tę ostatnią występujący w roli oskarżyciela, wrogi pochlebstwom mówca- -poeta ujawnia ze szczególnym zacięciem w utworzonym na kanwie konstrukcji anaforycznej czterowersie:

Ten człeka bez sumnienia poczciwym być głosi;

Ten przedawcę ojczyzny w niebiosa wynosi;

Ten, kto za pieniądze urzędu nabędzie,

Wielbi i w zasłużonych chce go mieścić rzędzie.

Syntaktyczna bliskość poszczególnych członów tego wyliczenia powiększa efekt oburzenia piszącego list na ludzi czyniących cnotę z braku przyzwoitości, skłonności do przekupstwa, zdrady państwa. Widoczne w tym, realizującym

(6)

54 Grzegorz Zając

chwytparisosis, fragmencie podwyższenie emocjonalnego diapazonu utworu do­

prowadzi niebawem do zdominowania wierszowanej mowy Węgierskiego przez wszelkiego typu detrakcje, na poziomie słów przydające jej autentyzmu, jedno­

cześnie zaś uwiarygodniające eksklamacyjną tonację dowodowej części Listu do wierszopisów. Ciekawe przy tym, że kolejne z zamieszczonych w niej, niby w ka­

znodziejskiej przestrodze, przykładów podlegają gradacji w kierunku ośmiesza­

nia, a nie potępiania inkryminowanych postaw. Wykorzystał tu więc autor ten model retorycznego stopniowania dowodów, w którego obrębie sugerowano roz­

poczęcie probatio (teza do udowodnienia brzmiałaby: pochlebca postępuje nie­

właściwie) od zastosowania argumentów najmocniejszych, mających wstrząsnąć odbiorcą, którego zaangażowanie w omawianą sprawę należało potem już tylko podtrzymywać, sięgając po inne - w tym przypadku mieszczące się w kategorii komizmu - środki perswazji.

Tłumaczące się samą sytuacją korespondencji (pierwotnie chodzić miało wszak o poradę!) odchodzenie od stylistyki oskarżenia przygotowuje finał utworu.

Tam zaś, w zgodzie z epistolograficznymi zasadami, pojawia się „petycja” nastę­

pująca po sceptycznej w tonie, charakterystycznej zresztą dla wyrażanych przez poezję poglądów Węgierskiego, uwadze o „losach naszych, [które - G. Z.] bynaj­

mniej w lepsze się nie mienią” mimo iż „co dzień się ludzie rodzą i co dzień się że­

nią" Petycja, będąca na pozór dobrą radą, ocierającą się co najwyżej o ostrzeżenie;

w rzeczywistości raz jeszcze trafiająca szyderstwem w adresatów „przesyłki” do końca ujmowanych tu w perspektywie uogólnienia, prowadzącego do jakże mile widzianej w oracyjnej konkluzji hiperboli: „Każdy to przepowiada, a żadnemu przecie / Nie zdarzyło się zgadnąć dotychczas poecie” Petycja, gdzie w oksymo- ronicznym związku za litościwym „Dajcie pokój, gdy się wam nigdy nic nie iści”

idą słowa przywracające pamięć o silnie obecnej w kluczowych partiach wiersza retoryce oskarżenia: „Nie mając zwłaszcza żadnej z tych proroctw korzyści”

Napisana niewiele później Moja ekskuza, stanowiąca swego rodzaju glosę do poetyckiej „wojny o Węgierskiego” jaka wybuchła w literackiej Warszawie 1776 ro­

ku10, również wpisuje się w nurt sporu prowadzonego przez „artystę” z atakują­

cymi go coraz zacieklej „rzemieślnikami”. Ponieważ jednak przez tych kilka mie­

sięcy sytuacja poety sukcesywnie się pogarszała, skutkiem czego, traktowany jako enfant terrible, z rzadka mógł on liczyć na wsparcie kogoś z kręgu ówczesnej elity - postanowił bronić się sam. Wbrew tytułowi kolejny z poetyckich listów pisarza to jednak nie tyle usprawiedliwienie, ile obrona przez atak. Accusatio wniesione przeciwko tym, którzy zmusili twórcę do przyjęcia w pierwszej kolejności roli obrońcy we własnej sprawie. Ludziom takim jak pijar Gracjan Piotrowski, au­

tor kąśliwego Listu do JM-ci Pana Dłuskiego, starosty łukowskiego na wyznanie JP. Węgierskiego.

10 Zob. J. W. G o m u 1 i c k i, Wstęp, [w:] T. K. W ę g i e r s k i, Wiersze wybrane, s. 43-53.

Ślady ściśle defensywnej postawy odnajdujemy więc przede wszystkim w po­

czątkowym fragmencie tekstu, rzeczywiście przypominającym swoim charakte­

(7)

rem ekskuzę, co widać choćby w nagromadzeniu, pozostających ze sobą w stosun­

ku współrzędności, zdań przeczących, służących przewrotnemu wytłumaczeniu się ze stawianych poecie zarzutów:

Nie mam w ustach czułości, ni bzdurzę o cnocie, Nikt mnie jednak przy podłej nie zastał robocie.

Dla zysku nic nie czynię, prawdę mówić lubię, Nieprzyjaciół skrytymi podstępy nie gubię.

Dusza moja nie może znieść fircyków dumnych, Nie cierpię pedagogów, ale czczę rozumnych.

Cały ten semantyczno-składniowy szereg, porządkowany dodatkowo przez spinające go klamrą, anaforyczne „nie", spuentowany jest stwierdzeniem, które można potraktować jako pendant do treści Listu do wierszopisów, bo też w wy­

daniu tych ostatnich rzeczą nagminną było robienie „karła wielkim” i „Marsem tchórza” na co broniący się chwilowo antagonista Piotrowskiego przystać nie zamierzał. Uzbrojony w „wierną przyjaźń” której złożenie hołdu - poprzedzone emotywną figurą: „Lecz co mówię? Wszystkom Ci winien, o przyjaźni!" - zastę­

puje tutaj bardziej tradycyjne formy pozyskiwania przychylności odbiorcy, szybko ruszy on jednak do ataku przeciwko „duszom podłym” niby na polu walki ostrze- liwującym go - to znacząca hiperbola - „zdradnymi pociskami”.

Pozycja wyjściowa oskarżyciela jest o tyle dobra, że ma za sobą opinię ludzi podchodzących do jego twórczości bez uprzedzeń („Niejeden, co mych szczerych rozmów z chęcią słucha”), których głos przytacza się tu, stosując jeden z najbar­

dziej skutecznych zabiegów oratorskich, sermocinatio:

„Tego poety dzieła ile czytam razy, Zda-m się żyjące widzieć nałogów obrazy”,

dopełnione korzystną dla cytującego, chociaż bardziej wynikającą z afektacji niż z logiki wypowiedzi, generalizacją: „Wszyscy mi to przyznają”. Widać nie wszyscy, skoro cała ta epistolarna przemowa była konieczna; skoro po raz kolejny trzeba było obnażyć pobudki kierujące ludźmi „ślepo swych mecenasów trzymającymi się zdania”, grafomanami aspirującymi do miana „wielkiego człeka”, których „sła­

wa [...] z fortuną zawisły” na rozpuszczaniu „grubych plotek” Piszący list jest ich ofiarą, ma więc prawo oskarżać także w swoim imieniu. Konwencja gatunkowa, jakiej użył Węgierski, prywatność tego oskarżenia, jego otwartość na modyfiko­

wanie retorycznego wzorca pod presją osobistego wyznania z pewnością pod­

trzymuje.

Owo „udzielanie myśli i uczuć”, na które jako na jedną z cech listu poetyckiego wskazywał będzie po latach w Rysie poetyki Józef Królikowski11, ilustrowane jest tu próbami sprostania wymogom stawianym mowie oskarżycielskiej, bez rezygnacji

11 J. Królikowski, Rys poetyki wedle przepisów teorii w szczegółach z najznakomitszych autorów czerpany, Poznań 1828, s. 100.

(8)

56 GrzegorzZając

jednak z możliwości wprowadzenia w jej obręb tonacji lirycznej, nie zawsze da­

jącej się ująć w kompozycyjne rygory wyrozumowanego wywodu. Wpisanemu w topikę refutacji kwestionowaniu pseudodowodów, jakimi dysponuje przeciw­

nik, stający się na przestrzeni wiersza obiektem oskarżenia, towarzyszy zatem żal za niesprawiedliwe traktowanie przez ziomków i brak wsparcia ze strony mo­

narchy. Z sarkastycznie nieraz wyrażanym poczuciem niezasłużonej krzywdy („To tylko mym nieszczęściem, że czytany chciwie, / Zdarzyło mi się nieraz malo­

wać szczęśliwie”) sąsiadują metodycznie realizowane elementy „prokuratorskie­

go" planu mówcy, pośród których dwa zwłaszcza wyróżniają się z retorycznego punktu widzenia.

Pierwszy to zastosowanie w początkowej fazie właściwego oskarżenia chwytu concessio, a więc ironicznego w wymowie, zawieszającego decydujące uderzenie odstąpienia od zarzutów:

Nie mam wam za złe tego, że z domu do domu Wozicie na mnie grube plotki po kryjomu, Ni was za to potępiać może morał ścisły:

Od tego sława wasza z fortuną zawisły.

Drugi o charakterze tego uderzenia współstanowi - są nim bowiem, przyjmu­

jące tym razem formę bardziej rozbudowanych cytacji, „najmocniejsze” z wypo­

wiedzi przeciwników pisarza, wprowadzające w obszar tekstu poetykę rozmowy, bo też wymuszające komentarze tego, który sobie tę listowną orację do wygło­

szenia przygotowuje. Nastąpiło zatem odwrócenie ról - ci, co chcieliby sądzić, są sądzeni. Argumentów na swoją niekorzyść dostarczyli sami, nastając na bezstron­

ność i dążenie do prawdy:

Ale za to niemałej jesteś wart nagany,

Że na wszystkie bez braku targnąłeś się stany.

Dotkliwość przygotowywanego w ten sposób wyroku pogłębia autor listu, z ironią przerzucając na nich odpowiedzialność za odczuwane z powodu jego satyrycznych utworów „rozżalenie”:

Zawszem się starał o to, aby szydząc z wady, Nigdy osób szczególnych nie brać za przykłady [...]

Chociem rzekł na wiatr, że kto czuły albo głupi, Tysiąc się ludzi do mnie pytać o to kupi, Czy nie o nich ta wzmianka? [...].

To poniekąd zrozumiałe, „wybornie z szydności korzystali” też Horacy i „ostry Boileau” których nazwiska przywołuje się tu, by siłą ich autorytetu osta­

tecznie pogrążyć antagonistów, potwierdzając przy tym, że cała ta domniemana ekskuza jest w gruncie rzeczy swoim zaprzeczeniem, a Węgierski z rozmysłem wykorzystał tu dla własnych celów retoryczne walory palinodii. Przygotowują­

cy konkluzję, pełniący funkcję domówienia alegoryczny obraz sprzyja takiemu potraktowaniu utworu. To nie chęć pokajania się, ale oburzenie „na widok tak

(9)

nikczemny” - widok bezradnego lwa, wpatrzonego w ślimaka, który korzystając z umiejętności czołgania, znalazł się na wierzchołku drzewa - skłaniało do napi­

sania tego listu. Tekstu rzadziej - przyznajmy - niż w przypadku Listu do wier­

szopisów ujawniającego na swojej powierzchni filiacje z tradycją oratorską, ale też bardziej, po części ze względu na okoliczności powstania, eksponującego żywioł liryczny, co dobrze pokazuje koncentrująca się na odczuciach nadawcy, daleka od bezpośredniej perswazji konkluzja:

Ale żebym do zgonu miał być nieborakiem,

Wolę być lwem w nieszczęściu niż szczęsnym - ślimakiem!

Zbliżoną sytuację obserwujemy w utworze, który sprowokować miał Piotrow­

skiego do ataku na naszego poetę. Już samo użycie stosownego zaimka w tytule Myśli mojej do J. W. Stanisława Bielińskiego, starosty garwolińskiego czyni takie zestawienie zasadnym, zastrzec wszak trzeba, że na kształt tej, przynoszącej apo­

teozę epikureizmu, wypowiedzi wpływać będzie też wskazanie adresata, czego nie było przecież w Mojej ekskuzie. Myśl moja przynosi dookreślenie treści wy­

rażonych w nieco wcześniejszym Liście do JM-ci starosty garwolińskiego, bo też wyprowadza z ukazanej w nim wizji „prawdziwie wielkiego męża” wnioski o cha­

rakterze aksjologicznym. Tym lepiej widać jednak, jak oba te utwory różnią się, gdy brać pod uwagę retoryczną osnowę tekstu. Ani wybór adresata, ani zbieżność konwencji poetyckiej niczego tutaj nie przesądzają, pierwszy z kierowanych do

„zacnego Bielińskiego” wierszy przyjmuje bowiem - wzorem pisanego u progu literackiej kariery Węgierskiego Obywatela prawego - formę pochwały tego, który „dźwiga cnotę”. W drugim rzecz wygląda zgoła inaczej, choć i tutaj, i tam, w zgodzie ze starą oratorską prawdą, u nas wypowiedzianą jasno przez Gdańskie­

go, uznano, iż „porównanie najobfitszym jest źródłem każdego dowodzenia”12;

także tego, jakie wbudowane zostało w formułę listu wierszem.

12 F. N. G o 1 a ń s k i, op. cit., s. 204. Autor rozprawy twierdzi przy tym, „że rozum ludzki nie może nic lepiej poznawać, ani pojąć, ani umieć, tylko przez porównywanie”

Do czego więc technika comparatio była autorowi Myśli mojej potrzebna, skoro nie do, jak poprzednio, uwydatniającego zalety obiektu laudacji skontra- stowania go z tłem? Odpowiedź na to pytanie rysuje się na dwóch płaszczyznach.

W obrębie pierwszej z nich zawiera się autocharakterystyka piszącego, który to, od samego początku próbując zjednać sobie odbiorcę, przedstawia się jako czło­

wiek - w przeciwieństwie do „wielkiego Cezara” - skromny, niedybiący na urzędy i zaszczyty, chcący być „nie świata panem [...], ale dobrej wioski”. U podstaw tej opozycji (definiują ją pojęcia „wielkiej sławy" z jednej i „nieskażonego imienia"

z drugiej strony) znajdujemy przywiązanie mówiącego do tradycji epikurejskiej, co - wbrew stereotypowi - nie znaczy tu wcale hedonistycznej. Tworzące „nar­

racyjną” część listu, zamknięte w kilkunastu wersetach przybliżenie myśli filozofa z Samos wprowadza nas zresztą w obszar drugiej z wspomnianych płaszczyzn i jest to o tyle istotne, o ile poczynione tam porównanie „dziwów Paryża" i genew­

(10)

58 Grzegorz Zając

skiej „ojczyzny Russa” z realiami ówczesnej Warszawy skutkuje pojawieniem się w kluczowym fragmencie utworu tonacji oskarżenia.

Jego początek wyznacza zadane samemu sobie, mieszczące się w pojęciu su- biectio pytanie, wzmocnione jeszcze wyzyskaniem figury afektywnej: „Ale gdzie mnie uwodzisz, obłędliwa myśli?!” Realizujące się za jego sprawą przejście mó­

wiącego ze sfery marzenia w obręb polskiej rzeczywistości, nakazującej niemal bycie „nieszczęśliwym” wymusza zmianę retorycznej organizacji wypowiedzi.

Adresata stawianych w wierszu zarzutów wskazuje się jednakże inaczej, niż dało się to zobaczyć w Liście do wierszopisów czy Mojej ekskuzie - jego osobowościo­

wy profil ukryty zostaje za oskarżeniem „złych czasów", przedstawionych przez autora w nawiązaniu do toposu świata na opak, bo też będących eldorado dla

„nieuków mędrcami nazwanych / i [ludzi - G. Z.] o cnocie bzdurzących, za cnot­

liwych mianych” Łagodzące nieco - jak na konkluzję listu przystało - ostrość tych słów, „z serca” składane „bitnym Sarmatom” życzenie „lepszego losu” nie mogło przesłonić prawdy o, wytykanym przez Węgierskiego rodakom jeszcze w debiutanckiej odzie O małym ludzi uczonych poważaniu, barbarzyństwie, z któ­

rego „cienia” ledwie się, wedle nadawcy listu i retora w jednej osobie, „dobywali".

W pochodzącym z XII wieku traktacie Rationes dictandi, przypisywanym nierzadko Alberykowi z Monte Cassino, z którego podręczników uczono retoryki w średniowiecznej Polsce, czytamy, iż „list jest mową ułożoną stosownie i ozdob­

nie z odpowiednich dla niej części, w pełni wyrażającą uczucie nadawcy”13. Wę­

gierski nie rozczytywał się zapewne w dziełach benedyktyńskiego mnicha, wsze­

lako znajdująca się tam definicja współbrzmi z tym, co charakteryzować będzie listy poetyckie autora Sądu czterech ministrów. Owo „stosowne ułożenie" - co starano się w niniejszym szkicu pokazać - uzyskiwał on poprzez wykorzystanie chwytów właściwych sztuce oracji; „pełne wyrażenie uczuć” gwarantowała nato­

miast sama forma epistolarna, najbardziej chyba z wszystkich gatunków klasycy- stycznej poezji sprzyjająca subiektywizacji literackiej wypowiedzi. Zapożyczając terminologię od cytowanego już tutaj Józefa Królikowskiego, rzec by można, że w tym przypadku „mowa rozumu” nie musiała wykluczać „mowy namiętności”14.

Wymowa znalazła sobie miejsce w poezji.

l3Alberyk z Monte Cassino [?], Rationes dictandi, przeł. T. S z o s t e k, cyt. za: Źród­

ła wiedzy teoretycznoliterackiej w dawnej Polsce, oprać. M. Cytowsk a, T. Michałowska, Warszawa 1999, s. 126.

14 „Duch poetycki namiętnością uniesiony nie chce działać na rozum, ale tylko na wyobraźnię i na uczucie; jak więc mowa rozumu różnić się powinna od mowy namiętności, tak wymowa różni się od poezji” (J. K r ó 1 i k o w s k i, op. cit., s. 8).

Cytaty

Powiązane dokumenty

When the Lorentz force is in the up-down-up configuration (as is the case for the results shown in Figure 17) the upward directed flow due to the Lorentz force on the right side of

Thermistor-based sensors can be quite energy-efficient [8] - [10], but the large spread (20 – 30%) and non-linear temperature dependence of on-chip resistors means that they typically

Rys.. Pozycja badanych kwasów huminowych na diagramie klasyfikacyjnym według Kumady i in. Position of investigated humic acids on the classification graph after Kumada et al.

Jeżeli prokurator nie brał udziału w postępowaniu przed wydaniem decyzji w pierwszej instancji albo jeżeli przystąpił do sprawy już po wydaniu decyzji, to

chleba pszennego oraz ytniego jasnego i razowego w foli aluminiow i papier kraft warunkuje utrzymanie ich dobrej jako ci mikrobiologicznej (powstrzymanie rozwoju ple ni) i

Jedynym wyjściem z tej pułapki jest Dionizos, uosobienie nowej prawdy, bowiem „Nietzsche jako Tezeusz zgubił się co prawda w labiryncie Ariadny, ale jako Dionizos przemienia się

Obecność na liście świadków licznych kanoników kujawskich z najbliższego otoczenia biskupa (w tym także 3. prałatów kapituły katedralnej włocławskiej) zdaje

W uzasadnieniu postanowienia sąd podał, że co prawda materiał dowodowy wskazuje na duże prawdopodobieństwo, że podejrzany dopuścił się popełnienia zarzucanego