• Nie Znaleziono Wyników

W sprawie autorstwa "Głosu Wolnego" : w związku z recenzją J. A. Ojrzyńskiego i W. M. Grabskiego z książki E. Rostworowskiego, Legendy i fakty XVIII wieku, "PH" t. 55, z. 4, s. 688-692

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W sprawie autorstwa "Głosu Wolnego" : w związku z recenzją J. A. Ojrzyńskiego i W. M. Grabskiego z książki E. Rostworowskiego, Legendy i fakty XVIII wieku, "PH" t. 55, z. 4, s. 688-692"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

EMANUEL ROSTWOROWSKI, WŁADYSŁAW M. GRABSKI, JA C EK A. OJRZYNSKI ·

W sp raw ie a u to rstw a „G ło su W oln ego ”

(w związku z recenzją J. A. O j r z y m s k i e g o i W. M. G r a b s k i e g o z książki E. R o s t w o r o w s k i e g o , L egen dy i fa k ty X V III w ieku , PH LV, 1964, nr 4

s. 688—692)

Znaleźliśm y się w sytuacji kłopotliwej. „Głos W olny” jest to· dzieło, któregc nie sposób pom ijać w syntetycznych .zarysach ozy w podręcznikach szkolnych, które trzeiba często cytow ać iw literaturze historycznej, A m ów iąc o książce wypada mówiić i o autorze. U stalenie w tej spraw ie m ożliw ie poprawnej form uły j.es t w prost praktyczną potrzebą. Cieszę się w ięc, że Recenzenci „Legend i fak tów ” podjęli dyskusję, która m oże zatoczy jeszcze szersze kręgi i pomoże nam w yjść z impasu.

Recenzentom nie trafiła do przekonania m oja hipoteza o autorstw ie M ateusza Białłozora. Przeciw staw iają jej „kontrhdpotezę w łasn ą”. L eszczyński napisał „Głos W olny” w w ersji A jeszcze przed bezkrólewiem lub w jego czasie i pierw sze w y ­ danie mogło się ukazać faktycznie w r. 1733. Książka była napisana w pośpiechu, być m oże dyktowana, stąd „chropowatość stylu, a naw et pewna n iechlujność”. Toteż król po k lęsce rozporządzając w olnym czasem przeredagował traktat w w ersję B, która stała się podstaw ą edycji francuskiej i była rozpowszechniana w Poisice w odpisach. P oniew aż jednak różnice m iędzy obu w ersjam i nie były zbyt istotne, Leszczyński polecił w r. 1743 dokonanie w Nancy reedycji „Głosu” w w ersji pierwotnej (A).

C hciałbym zauważyć, że ta „kontrhipoteza” nie została sform ułowana po raz p ierw szy przez R ecenzentów. Znajduje się ona w m ojej pracy (s. 128), z tą jednak różnicą, że m ożliwość pierwodruku w r. 1733 uważam za nikłą, nie zauważyłem w w ersji A „chropowatości” i „niechlujstw a”, a rozbieżności m iędzy w ersjam i A i В n ie w ydaw ały mi się błahe. Hipotezę tę uznałem , w p rzeciw ieństw ie do Recenzentów, za m niej prawdopodobną niż hipoteza o napisaniu w ersji A przez Białłozora. Co nowego do dyskusji, którą sam ze sobą przeprowadziłem w rozdziale „E w ie hipotezy”, w n ieśli Recenzenci?

S taw iają oni w yżej „św iadectw a” Janockiego, Załuskiego i Konarskiego (że autorem „Głosu” jest Leszczyński) niż św iadectw o Dogiela (że autorem jest B iałło­ zor). Nie sądzę jednak, aby wypadało „ważyć” te głosy na zasadzie: trzy nazwiska ludzi w ybitn ych i dobrze poinform ow anych przeciwko jednemu. Wiadomo że Leszczyński przerobił wersiję A na w ersję B, sam dokonał tłum aczenia tej ostatniej w ersji na język francuski, swój polski rękopis-autograf puścił w obieg i „Głos” poniekąd autoryzował. Są to chyba w ystarczające przyczyny powstania głoszonej przez Janockiego, Załuskiego i Konarskiego opinii o autorstw ie króla. Inny cha­ rakter ma św iadectw o Dogiela. On nie powtarza anonimowej opinii, ale daje konkretny w yw ód autorstwa. Opowiada jak syn Mateusza Białłozora w ręczył mu m anuskrypt „Głosu”, zapew niając go, że jest to dzieło jego ojca (il l’a assuré ąue son père en éta it l’auteur).

Czy św iadectw o D ogiela m ogło być fałszyw e? O czyw iście tak. Rozpatrując w pierw szej kolejności hipotezę o autorstw ie Leszczyńskiego jako jej punkt

(3)

w yjściow y przyjąłem , że kanonik Adam -Białłozor św iadom ie lub nieśw iadom ie w prow adził D ogiela w błąd. M ógł to uczynić nieśw iadom ie, jeśli znalazł „w pa­ pierach ojca (np. ipo 'jego śm ierci) przepisaną przez niego kopię «Głosu», taką jakich w iele zachowało się z la t czterdziestych, i potraktow aw szy ten m anuskrypt jako tekst autorski w dobrej w ierze udać się z nim do D ogiela” (s. 125). Recenzenci w olą się domyślać, że Białłozor otrzym ał m anuskrypt od sam ego Leszczyńskiego·. D om ysł ten nie w yd aje siię ani potrzebny dla „kontrhipotezy” -(moja w ersja jest tu w ystarczająca), ani trafny. Starosta kierntowski należał w praw dzie do zw olenników Leszczyńskiego, ale — jeśli odrzucimy hipotezę o jego autorstw ie „Głosu” — nic n ie w iem y o jakiejś jego w ybitniejszej roli w obozie stanisław ow skim , która uspraw iedliw iałaby takie w yróżnienie jak dar królewskiego m anuskryptu. A gdyby tak zaszczytny dar otrzymał, to syn by o tym chyba w iedział. Wreszcie jeśli syn potraktow ał rękopis jako autorski, to był on zapewne pisany ręką ojca. Szlacheccy domatorzy w zim ow e w ieczory chętnie się zabaw iali przepisyw aniem różnych pism godnych pam ięci i w ten sposób m nożyły się kopie „Głosu” '(miałem ich w ręku 14). Jeśli w ięc B iałłozor nie był autorem, to b ył zapewne przpisywaezem. Przyjąłem takie założenie, czyniąc jednak znak zapytania, bowiem ówczesna praktyka spo­ rządzania odpisów b y ła Doigiełowi doskonałe znana, a w ydaw ca „Codicis D iplo- m atici Poloiniae” był um ysłem krytycznym .

Ale R ecenzenci jako główny, „niezw ykle in teresujący” kontrargum ent przeciw św iadectw u Dogiela w ysuw ają „zlekcew ażone” .przeze m nie „świadectw o O gińskie­ go”. Jest to notatka Tadeusza Ogińskiego, który na sw oim egzem plarzu „Głosu” (druku) napisał w r. 1775: „NB. Ta księga ed ycji króla Stanisław a L eszczyńskiego”. N otatkę tę uznałem za „przekaz dużo m niej m ów iący niż w cześn iejsze św iadectw a Janeckiego, Antoina, księdza Clem ent, Konarskiego, Bielskiego· i Załuskiego” (s. 96), bowiem : 1. od r. 1763 — daty ukazania się „Oeuvres du Philosophe B ien ­ faisan t” — było już rozpowszechnione prześw iadczenie, że Stan isław jest autorem zam ieszczonego w nich „Głosu” ; 2. określenie „edycja króla .Stanisława” jest dw u ­ znaczne·: może· w skazyw ać na Leszczyńskiego zarówno jako na autora, jak i na e.dytora-wydawcę (którym n iew ątp liw ie był). Recenzenci jednak przyw iązują szcze­ gólne znaczenie do zapisu Tadeusza Ogińskiego z tej racji, że był on szw agrem Mateusza Białłozora. A w ięc jeśli Białłozor b yłb y autorem „Głosu” — to zachował „tajem nicę przed najbliższym n aw et otoczeniem ”. Nie w iem , czy T. Ogiński należał do najbliższego otoczenia M. Białłozora. W każdym razie m iędzy szwagram i istniała duża różnica w iek u . Ogiński urodził się w r. 171:1, zaś Białłozor, który w r. 1720 posłow ał na sejm , urodził się zapewne około r. 1690 (ślub jego ojca Karola m iał m iejsce w r. 1688). Więc szw agrow ie n ależeli już niem al do dwóch różnych gen e­ racji, a w ydaje się, że Białłozor zmarł młodo (ostatnia znana w zm ianka źródłowa o nim to udział w elek cji Leszczyńskiego w 1733 r.). Starosta k iernow sk i pozostaw ił w nuków „po k ądzieli” — Ogińskich fijego córka A ntonina m iała potom stwo z Józe­ fem Ogińskim), zaś w m ęskiej lin ii „poprowadzili ród” jego bratankowie. And w śród Bialłozorów, an i w śród Ogińskich -tradycja o autorstw ie „Głosu” się nie przechowała. Potom kowie ni'e upom nieli się o zasługę przodka ani kiedy w r. 1790 dokonano reedycji „Głosu W olnego” (naw iasem m ów iąc w ydaw ca M. Bukar w sw ej przedm owie niie1 w spom ina i o Leszczyńskim), ani kiedy w X IX w iek u S tan isław zyskał w Polsce szeroki rozgłos jako pisarz i filozof. A b yły to rodziny znaczne, w archiw alia zasobne. Okoliczność, że· autor zapisu z r. 1775 był szwagrem Mateusza Białłozora n ie w nosi pod tym w zględem n ic nowego. Św iadectw o Dogiela, a ściślej m ówiąc Adama Białłozora (młodo zmarłego w r. 1751), syna Mateusza, jest św ia ­ dectw em jedynym i odosobnionym.

Gdyby hipoteza o autorstw ie M ateusza Białłozora opierała się jedynie na św iadectw ie Dogiela, to w zm ianka ta zasługiw ałaby na uwagę jako intrygująca ciekawostka, ale mojie zaangażowanie się w tę spraw ę skończyłoby się zapewne tam,

(4)

486

E . R O S T W O R O W S K I, W . M . G R A B S K I , J . A . O J R Z Y Ń S K I

gdzie piszę: „szanse Białłozora m aleją do zera” (s. 102). Lecz ów pojaw iający się jak deus ex m achina Białłozor zw rócił m i uwagę na to, że autorstwa Leszczyń­ skiego nie można przyjąć, ale trzeba je udowodnić.

Przypuszczenie1, że Adam Białłozor w prow adził D ogiela w błąd, uznałem za m ożliw e do przyjęcia. D la obronienia tezy o autorstw ie L eszczyńskiego staje jed ­ nak problem zasadniczy: czy można przyjąć, że król .Stanisław jest autorem za­ równo w ersji A, jak i B. W tej sp raw ie podstaw ow e znaczenie· ma u stalenie ko­ lejności tych w ersji. Jeśli w ersja В (znana w autografie Leszczyńskiego) jest w er­ sją pierwotną, to autorstwo króla można uznać za przesądzone. W szelkie różnice m erytoryczne i językow e 'tracą znaczenie. Król — jak to przypuszczał R e m b o w ­ s k i — m ógł dać Ikomiuś ze sw ego otoczenia m anuskrypt do stylistycznego przero­ bienia i w ersja A, choćby n ie w yszła spod jego ręki, byłaby płodem jego m yśli. R ecenzenci jednak stw ierdzają, że „ustalenie pierw otnośei w er sji A jest n iew ątp li­ w ie trw ałą zdobyczą naszej n au k i”. A jeśli tak, to dla obronienia „kontrhipotezy” trzeba w ykazać m ożliw ość napisania obu w ersji przez jednego człowieka. N ie chcę tu powtarzać szeroko rozw iniętych w pracy argum entów, które m nie skłoniły do uznania tej m ożliw ości za m ało prawdopodobną. Podjęta dyskusja daje jednak sposobność do poruszenia kilku spraw.

Zgadzam się z Recenzentam i, że w yniki analizy językow ej „mogą być jedynie dowodem pomocniczym, nie zaś decydującym ”. Dodam, że analiza ta — w moim przekonaniu w ystarczająca jako dow ód pomocniczy przeciw tożsam ości autora dwóch w ersji — n ie jest w ystarczająca pod kątem w idzenia hipotezy o autorstw ie Białłozora. Byłoby bowiem w skazane przeanalizow anie słow n ictw a obu w ersji w aspekcie prow incjonalizm ów w ielkopolskich (Leszczyński) i litew sk ich (B iałło­ zor). N ie w iem w jakim stopniu te prowincjonaliizmy są regułą w języku literac­ kim pierw szej p ołow y X VIII w iek u i w tej trudnej, w ym agającej żm udnych d o­ ciekań spraw ie nie udało m i się uzyskać pomocy ze strony specjalistów . Dodam również, ż e jedyny znany m i krótki list Mateusza Białłozora, nie dając m ateriału językow ego nadającego się do statystycznego opracowania, przynosi jednak p e ­ w ien szczegół, na który n ie zwróciłem uwagi pisząc m oją pracę.

Najbardziej uderzającą różnicę językow ą m iędzy w ersją A i В stw ierdziłem w rozkładzie w yrazów: „żeby” i „aby”. W w ersji A „żeby” w ystęp uje 603 razy (90,4%), zaś „aby” 63 (9,6%). W w er sji В „żeby” 331 (54,4%) ·— „aby” 278 (45,6%). Stosunek stw ierdzony w w ersji В ściśle odpowiada norm ie w ystępującej w listach Leszczyńskiego pisanych na przestrzeni la t 1706— 1736. Jest to w ięc argum ent przeciw autorstw u Leszczyńskiego w odniesieniu do w ersji A; ale czy przem awia on za starostą kiernow skim ? W ow ym krótkim liście n ie użył on w yrazu „żeby”, ale raz jeden „aby”. Jeśliby w ięc b y ł autorem w ersji A, to w liście do R adziw iłło- w ej n ie poszedłby za sw oim naw ykiem językow ym , lecz zastosow ał tu w łaśn ie form ę używ aną pr.zez siebie raz na 10 wypadków. Jeśli taki jednostkow y fakt za­ sługuje w ogóle na interpretację, to „na upartego” można by suponować, że sta ­ rosta pisząc do kanclerzyny stylem epistolarno-uroczystym nagiął swój język do w ykw in tu i można szukać pewnej analogii w „Brefaeyi” w ersji A, gdzie rozkład „żeby” i „aby” (28:8) dość w yraźnie odbiega od przeciętnej na korzyść „aby” (30%). Poruszając tę spraw ę m oże popadam w pedanterię, ale skoro się natrafia po tem u sposobność, chcę się pozbyć skrupułu z powodu przeoczenia tego drobnego argum entu przem awiającego przeciwko Białłozorowi.

W racając do spraw poruszonych w dyskusji, w ażne jest szukanie m otywu, który zdaniem R ecenzentów sk łonił Leszczyńskiego do dokonania autoprzeróbki. Jest to rzekom a „chropowatość stylu, a naw et pew na niechlu jność” w ersji A. W m ojej pracy pisałem : „Nasze poprzednie w yw ody i zestaw ienia dokonywane pod kątem w idzenia różnic m erytorycznych n ie były w stanie w p ełni unaocznić czy­ teln ik ow i tego zadziwiającego zjaw iska, jakim są w ersje A i B. Trzeba w ziąć do

(5)

rę k i w ydanie R em bowskiego i któryś z druków osiem nastow iecznych, otworzyć j e w którym kolw iek m iejscu i czytać paralelnie oba tek sty” (s. 125— 126). Nie w iem o ile R ecenzenci zastosow ali się do tej rady. W każdym razie, aby ułatw ić czyteln ik ow i w yrobienie sob ie (własnego poglądu, uważam za celow e dać próbkę tak iej lektury. Żeby .dobór tek stów b y ł całkow icie obiektyw ny (czyli przypadko­ w y) biorę pierw sze zdania z przedm owy oraz z pięciu k olejnych rozdziałów:

А В

I

„Prefacyja” „Przedm owa”

„Należałoby m i, idąc za zw yczajem autorów, na początku a capite libri podać aprobacyją jakiego uprzyw ilejo­ w a n eg o cenzora, aby zachęcić czyteln i­ ka do uw agi nad tą pracą m oją, k tó­ rą w ydaję; ale w olę ją w idzieć, jeżeli ją sobie zasłużę, na końcu”.

„Clerus”

„Nikt, rozumiem, nie w ątpi, że w iara św ięta n ie tylk o tego nas uczy co do w iecznego zbaw ienia należy, ale oraz co do szczęścia doczesnego. Żad­ na bow iem civilis societas subsistere n ie może, tylk o się rządząc m aksym a­ m i, które nam E w angelia przykazu­ je ...”

„Król”

„Rzeczpospolita nasza z trzech sta ­ n ów złożona, król pierwszym będąc, p ow inniśm y w szelk i mu respekt św iad ­

czyć jako pom azańcy bożem u i jako panu któregośm y się sta li dobrowolnie poddanemi. N ie tylko sam a powinność do w szelkiej nas obserwancyi w yciąga, ale tym bardziej jeszcze w spaniałość naturalna...”

„Ministri statu s”

. „W szystkich państw , tak w ielo- w ład nych jako i wolnych, rząd zaw isł na czterech pryncypalnych częściach, tak dalece, że n ie m asz żadnej takiej m ateryi, którafoy się m ogła agitari in quovis gubernio, żeby się do której

„Należałaby m i wprzód, nim po­ dam in lucem publicam to со mi dictat m iłość ojczyzny m ojej, starać się o aprobacyją, przez którą w ed łu g zw y ­ czaju każdy autor daje i czyni autori- tatem pism u sw em u na początku; ja się jej nie spodziew am i na końcu”.

„Clerus”

„Każdego ziem ianina najpierw sza powinność m yślić o niebie, być dobrym chrześcijaninem , regulow ać w szystk ie akcyje sw oje do Boga, tanquam ad ter­ m inum universalem , i m ieć pro prin­ cipali objecto, w państw ie osobliw ie katolickim , żeby chwała Jego św ięta i w iara nasza jako najbardziej sły n ę­ ła...”

„Król”

„Rzeczpospolita nasza będąc z trzech stanów złożona, w iem y że krói représentât- pierwszy, a zatym p ow in ­ niśm y mu omnem venerationem i ten respekt, który charakter pomazańca bo­ skiego et dignitas m ajestatis po nas w yciąga; pow inniśm y honor i sław ę królów naszych jako najbardziej w y ­ w yższać...”

„Ministri statu s”

„Każdego państw a status i rząd w szelk ich pospolitości dzieli się na cztery rozdziały i n ie m asz żadnej m a­ teryi in gubernio całego św iata, k tó- raby non reducatur do tej czworakiej repartycyi: Za czym i nam te cztery

(6)

488

E . R O S T W O R O W S K I, W . M . G R A B S K I , J . A . O J R Z Y Ń S K I

z nich nie m iała reguia-ri. Ten czw o­ raki rozdział dzieli się pod tytułem : w.ojny skarbu, spraw iedliw ości i po­ rządku generalnego, alias jak go zowią p olities”.

„Senat”

„Żadna rzeczpospolita nie była bez senatu; n ic też bardziej n ie charakte­ ryzuje statum liberum w królestw ie — jako senat. B ył ten czas naw et u nas, że djwunastu w ojew odów panowało, z których potem stał się senat...”

„Stan rycerski”

„Samo to im ię denotat zacność sta ­ nu naszego szlacheckiego, gdyż jednoż to powinno u nas znaczyć być rycerzem co szlachcicem . Zaszczycają się inne narody orderami, które distinguunt m erita civium, tak dalece, że trzeba gdzie indziej rość przez w ielk ie zasłu ­ gi ab y zostać kaw alerem ; m y się z n ie ­ m i rodziem y, gdyż kawaler i eqiues są synonim a. I słusznie, (bo bez p ochleb­ stw a m ówię, że w szystk ie cnoty i ta ­ lenta są nam z przyrodzenia ('natu­ ralne”.

oblekła niech będą na celu, które są г spraw iedliw ość, w ojna, skarb i p o li­ ties”.

„Senat”

„Przyjrzyjm y się w państwach,, które się sam e sobą rządzą i w y sta w ­ m y sobie· jak teraźniejsze tak i daw ­ n iejsze rzeezypospoiite; przyznam y że w szędzie i zaw sze sen at repraesentabat, faciem liberi gubernii. Wiemy, że i u nas naw et w Polszczę sam senat przez pew ny czas rządził...”

„Ordo equestris”

„W stanie naszym rycerskim w szy st­ ka sław a narodu, królestw a potencyja i gruntowna Rzeczypospolitej constit. konserw acyja. Gdyby w nim była taka apliikacyja ad exercenda talenta jaka jest do najlepszych talentów dyspozy- cyja, nie m iałby ,w św iecie naród nasz sobie równego; gdyż nie w idziałem , że­ by w którym pospoliciej jako w naszym polskim b yły te cnoty przyrodzone: z e ­ lu s w iary, pobożność, męstwo·, candor, •generositas, rozum i do w szystkiego d exteritas”.

Proszę osądzić, czy w ersja A jest napisana „chropowato” i „niechlujnie” i czy przerobienie jej w w ersję В m ożna uznać za w ynik autorskiej korekty stylu? A utor w ersji В nie koryguje w ersji A , ale pisze· treściowo paralelny traktat starannie unikając powtórzenia choćby jednego· zdania pierwow zoru. Tak postępuje p lagia­ tor. A sporządzenie auto,plagiatu byłoby doprawdy już w ielk im dziw actw em .

Recenzenci dość leikko zbyli spraw ę analizow anych przeze m n ie różnic m ery­ torycznych, w yróżniających weirsję В jako· bardziej zgodną z osobistą i polityczną •postawą Leszczyńskiego. Ograniczyli się jedynie do spraw y stosunku do Turcji i tu zaw ęzili m oją interpretację, m ów iąc tylko o S tanisław ie jako· byłym sojuszniku Porty, a n ie jako o teściu Ludwika XV, a w ięc człow ieku aktualnie i w sposób trw ały zw iązanym z „tureckim system em ”. Te różnice m erytoryczne są to za p e w ­ ne rów nież jedynie „dowody pom ocnicze”, ale jeśli pozostają w zgodzie z argu­ m entam i natury językowej i stylistycznej, -to ow e argum enty w zm acniają się n a­ wzajem .

Ze sp raw drobnych, niie m ogę się zgodzić, że w spom niane w w ersji A sta llu m to krzesło w senacie, „które Leszczyński m ógł traktować jako bezpraw nie odebra­ n e ”. Obrany królem przestał być w ojew odą poznańskim , korony się nigdy nie zrzekł i w r. 1733 do „krzesła” roszczeń m ieć nie m ógł. Jeśli traktow ać poważnie słow a w stępu do francuskich w ydań „Głosu”, że anonim ow y autor jest zapew ne jednym z polskich senatorów , to nie w ystarcza stw ierdzić, jak to czynią R

(7)

ecenzeh-ci, że „starosta kie-rn-owski senatorem jednak nie. b ył”, ale .wypada „ekskluzę” roz­ ciągnąć i na króla. Nie m a zresztą powodu przyw iązyw ać zbytniej w agi do rea­ liów tego zredagowanego przez Sołignaca w stępu.

Wreszcie kw estia określona przeze m nie jako „najbardziej n iejasn y punkt h i­ potezy o autorstwie- Białło-zora” (s. 140), fakt :że Leszczyński w kilka lat po doko­ naniu przeróbki zlecił w ydać w N ancy „Głos” w w er sji A. Moje rozważania w tej spraw ie n azw ali recenzenci „karkołomnym rozum owaniem ”. Być może. A le chcę zwrócić .uwagę -na okoliczność, że jeśli się przyjm ie pierwszeństw o w ersji A, to rów nież „kontrhipoteza” łam ie kark na w ydaniu n-an-cejskim z 1743 roku. D lacze­ góż Leszczyński po ta-к przedziw nym i tak starannym przeredagowaniu w łasnego dzieła w ydaw ałby je w „niechlujnej” w ersji pierwotnej? W kręgu tych karkołom ­ nych alternatyw w ydaje m i się mniej nieprawdopodobne przypuszczenie, że król Stan isław w polskim w ydaniu „Głosu” uszanował oibcy tekst autorski i ograniczył s:ię do opublikowania sw ojej przeróbki w autoryzow anym poniekąd tłum aczeniu francuskim.

Reasum ując, sądzę że punktem w yjściow ym obrony hipotezy o autorstw ie Leszczyńskiego winno- być obalenie m ojego (a przyjętego przez R ecenzentów) w y ­ w odu o p ierw szeństw ie w ersji A. Jeśli rozwinie się dalsza dyskusja, to z n aci­ skiem zwracam uiwagę na -ten punkt jako — w moiim przekonaniu ·— zasadniczy. W obecnym stadiu-m dyskusji podtrzym uję pogląd, że autorstwo Białłozo-ra u w a­ żam za bardziej -prawdopodobne niż Leszczyńskiego. U ściślę -jednak m yśl, której w yraźnie n ie sform ułow ałem w „dwóch hipotezach”. Jestem bardziej przekonany,, że Leszczyński n ie jest autorem we-rsj-i A „Głosiu -Wolnego”, niż że w yszła ona spod pióra Mateusza Białłozora. W -teij spraw ie -argumentację negatyw ną uważam za silniejszą niż pozytyw na. Zw ątpiw szy w Leszczyńskiego:, w ysu n ęłem na jego m iejsce jedynego- kandydata do -autorstwa, na którego w skazuje w spółczesne i po­ w ażne źródło: świade-ctiwo Macieja Dogiela. Jeśliby jednak w yłon iły się istotne kontrargum enty przeciw Białłozorowi, to jeszcz-e- nie sądziłbym , żeby przez to sta ­ nęła otworem droga -dla Leszczyńskiego. W idziałbym w ów czas m ożliwość trzeciej hipotezy: jakiegoś nieznanego a-utora, w okół którego oplotło się bluszczowe pisar­ stw o króla Stanisław a.

Emanuel R ostw o ro w sk i

*

Recenzja nasza z książki -prof. E. R o s t w o r o w s k i e g o m iała w zasadzie charakter spraw ozdawczy. Szczegółowa replika Autora pozwala nam na szersze uzasadnienie naszego stanow iska. Na w stęp ie jednak chcem y w yjaśn ić kilka n ie­ porozumień.

Autor ma zastrzeżenia co do określenia „kontrhi-po-teza w łasn a”. U żyw ając te ­ go sform ułow ania n ie m ieliśm y zam iaru sugerow ać czytelnikowi, że naszą w ła s­ nością jest tw ierdzenie proponujące ustalenie zależności m-iędzy w ersją A i B, które rzeczyw iście rozw ażane b yło w „Legendach i faktach ”, and też nie ch cieliś­ m y podawać 'za -własną hipotezę o- da-cie pierwodruku „Głosu W olnego” (w 1733 r.), która zresztą znana była już przed ukazaniem się dzieła prof. E. R ostw orow skie­ go. Autor sam w skazał na różnicę m iędzy naszym a sw oim sform ułowaniem . Jeżeli jednak jest on zdania, że -różnice 'te n ie wnoszą -nic nowego do dyskusji, chętnie zrezygnujem y ze słow a „w łasna”, uw ażając tę spraw ę za nie bardzo- i-sto-tną. Nie w iem y też, na jakim m iejscu naszej recenzji opiera Autor zarzut o „ważeniu św iad ectw ”. W ydawało nam się, ż-e- podaliśm y uzasadnienie faktu, dlaczego n-ie lekcew ażym y przekazów Załuskiego:, Janoelkiego, Konarskiego. Jedno ze zid-ań re­ pliki Autora m oże w yw ołać u czytelnika w ątpliw ość, czy recenzenci w trakcie pracy opierali się na oryginalnych tekstach Leszczyńskiego. N ie sądzim y, aby prof.

(8)

490

E . R O S T W O R O W S K I, W . M. G R A B S K I , J . A. O J R Z Y f ï S K I

R ostw orow ski rzeczyw iście podejrzew ał nas o takie lekcew ażenie recenzenckiego obowiązku. Chcąc jednak uniknąć podejrzeń czujem y się w obowiązku poinfor­ m ować, że oprócz w ydania R e m b o w s k i e g o posługiw aliśm y się X V III-w iecz- nym w ydaniem z ornam entem roślinnym , niei w ykorzystanym zresztą przez A utora przy opisie zachowanych w P olsce egzem plarzy *. P oniew aż jest to w ydan ie, jak się w ydaje, najm niej staranne, stąd pochodzi zapewne różnica zdań na tem at „chropowatości stylu , a n aw et i pew nej niechluijności”.

Przechodząc do m e ritu m spraw y oddzieliliśm y idąc śladem Autora spraw ę Białłozora od spraw y Leszczyńskiego. Zauważyć tu należy, że w tekście recenzji n ie odrzucaliśm y bezw zględnie hipotezy o autorstw ie Białłozora. U w ażaliśm y ją jednak za m niej prawdopodobną z następujących powodów:

1. Przyjęcie tej hipotezy pociąga za sobą konieczność w yjaśnienia, jakim i m o­ tyw am i k ierow ali się kanonik Białłozor, D ogiel i Schoepflin w tajem niczym ukry­ w aniu w iadom ości o autorstw ie Białłozora. W recenzji sygnalizow aliśm y już istn ie­ nie łańcucha tajem nic. Po replice Autora i przyjęciu dwuznaczności notatki O giń­ skiego m usielibyśm y uznać, że szw agier Białłozora tak ściśle dochow yw ał tajem ­ nicy, że· n aw et pisząc notatkę na sw ój pryw atny użytek obaw iał się w yjaw ić praw dziw ego autora. W szystko to razem w ydaje się\ dość nieprawdopodobne.

2. W św ietle zachowanej w A rchiw um R adziw iłłow skim w AGAD korespon­ dencji rodziny Białłozorów, n ie w ydaje się, aby starosta kiernow ski m ógł być w ybitną indyw idualnością. M oże ju ż ciekawszą postacią jest jego krew ny — Jerzy Białłozor.

3. Autor odmawia w artości św iadectw u Ogińskiego pow ołując się m iędzy in ­ nym i na dużą różnicę w iek u m iędzy nim a M ateuszem Białłozorem . Warto jednak podkreślić, że w 1733 r. O giński był aktyw nym działaczem politycznym stron ni­ ctwa stanisław ow skiego *. Św iadectw o Ogińskiego nie obala oczyw iście w sposób bezw zględny tezy Autora, jednak w dużym stopniu ją podważa, gdyż jeśli n aw et przyjm iem y, że Ogiński n ie należał do „najbliższego otoczenia M. Białłozora, to nie m ożna zanegować, że należał ido jego najbliższej rodziny”. Wiadomo zaś, że szlacheccy statyści nie m ieli na ogół zw yczaju ukrywać sw ych prac przed kręgiem znajomych. Tu też należy zauważyć, że do opinii publicznej pogłoski o autorstw ie Leszczyńskiego docierały już przed 1763 r., bo co najm niej od ukazania się dzieła Janockiego (1750).

4. Św iadectwa Konarskiego, Załuskiego i Janockiego Autor traktuje jako od­ bicie „anonimowej opinii”. O ile zgodzić się chyba można z Autorem w w ypadku Janockiego, o tyle spraiwa K onarskiego jest już m niej oczyw ista. U trzym yw ał on kontakt z Leszczyńskim , a naw et, o czym Autor wspom ina, b y ł w 1747 r. w L o­ taryngii. N ie m ożem y się także zgodzić z opinią Autora o św iad ectw ie Załuskiego. Autor sam przyznaje (s. 141), że przebyw ający w Lotaryngii w latach 1737—Ί742 Załuski „znał n iew ątpliw ie „raptularz” i zapewne posiadał jego k opię”, uważa jed ­ nak, iż m ógł on nie rozporządzać „żadnymi bliższym i inform acjam i” o nancejskiej edycji polskiego tekstu (dom niemany rok 1,743). W ydaje się nam ,to m ało prawdo­ podobne, a w każdym razie to, co w iem y o kontaktach Załuskiego z Leszczyń­ skim , n ie może być podstawą do utożsamienia jego św iadectw a z „anonim ową opi­ n ią”. Raczej uzasadniać m oże1 w niosek przeciwny.

5. N asz dom ysł o otrzym aniu przez Białłozora m anuskryptu „Głosu W ol­ n ego” od sam ego króla Autorowi „nie w ydaje się ani potrzebny... ani trafn y”. Być może. Ale chcem y zw rócić uwagę, że „o b liskich stosunkach Stanisław a z B iałło­ zorem ” pisze sam Autor (s. 134).

6. Głównym argum entem w spraw ie Białłozora jest św iadectw o D ogiela. Autor 1 B ib l. U Ł sy g n . 10.10988.

(9)

n ie ma w ątp liw ości co do obiektyw nego przekazania przez kolejnych inform atorów w e r sji kanonika Białłozora. W ydaje nam się jednak, iż kw estia w iarygodności te ­

go przekazu n ie jest taka prosta. Autor w praw dzie podkreśla, że Doigiel „był u m y­ słem krytycznym ”, jednak w yprow adzenie w iarygodności szczegółow ego stw ier­ dzenia na podstaw ie ogólnej w iarygodności źródła j;est powszechnie uznane za błąd m etodologiczny. Podkreślić należy, że nie· znam y opinii inform atorów o auten­ tyczności przekazywanej przez nich wzm ianki. Brak sądu krytycznego w skazyw ać w praw dzie m oże na aprobatę, z drugiej jednak strony nierozpowszechniande in for­ m acji m ogłoby św iadczyć o niepew ności w tym względzie.

7. Ważnym elem entem przy ocenie św iadectw a D ogiela jest ustalenie, w k tó­ rym roku kanonik Białłozor przekazał m anuskrypt D ogielowi. W reprodukcji za­ piski Lew andowskiego w idzim y datę 1733, jednak jej dwie ostatnie cyfry są prze­ robione. Autor potraktow ał tę spraw ę dość m arginesow o. Trzeba przyznać, że m y także zasugerow aliśm y się tym stanow iskiem pisząc recenzję. Przy dokładniej­ szym jednak z-badaniu zdjęcia zapiski zarówno na podstaw ie reprodukcji w książ­ ce, jak i w ykonanych w niej zdjęć w dużym powiększeniu, sądzimy, że można ustalić pierwotną trzecią cyfrę daty. Jest to naszym zdaniem siódem ka. Siódemka druga n ie przerobiona przeniesiona na drugą trójkę daje figurę niem alże id en tycz­ n ą. Jeśliby przyjąć naszą lek cję pierwotny zapis brzmiałby: 177.. [1773?]. W tym

czasie n ie żyli już ani Białłozor, ani D ogiel. Schoepflin zaś zmarł w 1771 r. P rzy­ jąć w ięc m usielibyśm y, że kopista rzeczyw iście om ylił się przepisując tekst, a póź­ niej popraw ił datę na w łaściw ą. Data 1733 sam em u Autorowi w ydała się „bardzo m ało prawdopodobna”, ze w zględu na m łody w iek Dogiela (s. 80). Jeślibyśm y ją n aw et przyjęli, w ątpim y, aby osiem nastoletni D ogiel byl już „um ysłem k ry­ tyczn ym ”.

Jak już w spom nieliśm y w recenzji, nie upieram y się przy autorstw ie Leszczyń­ sk iego. W ydaje się nam jednak ono bardziej prawdopodobne, a to z następujących

w zględów:

1. W sprawach językow ych Autor zgodził się z nami, że są one dowodem po­ m ocniczym . Sprawy te jednak są jeszcze niezbyt jasne. Zastrzegamy sobie m ożli­ w o ść powrócenia do tej k w estii po dokładniejszym przebadaniu m ateriałów jęz y ­ koznawczych. Na m arginesie chcem y przypom nieć, że różnice w szeroko pojętym stylu w d ziesięcioleciu 1733— 1743 w ystępują _ nie tylko w „Głosie W olnym”. Np. sty l twórczości politycznej Konarskiego lat trzydziestych różni się od tego, jaki charakteryzuje jego pisarstw o w okresie w ydaw ania rozprawy „De em endandis eloquentiae v itiis”.

2. W ydaje1 się, że .dla Autora decydującym argum entem przeciw tezie o po­ chodzeniu obu w ersji „Głosu” od jednego autora jest przekonanie, że przeróbkę, jaką obserw ujem y w tym wypadku, można tylko dokonać na tekście cudzym: „Tak postępuje plagiator”; napisanie obu w ersji przez Leszczyńskiego „byłoby zja­ w isk iem patologicznym ” (s. 126). A rgum entując w ten sposób wkracza Autor w słabo opracowaną dziedzinę psychologii twórczości. Nie czujemy się powołani do oceny argum entów tego typu. Są one w każdym razie subiektyw ne, a na p ew ­ no niesprawdzalne·.

■ 3. Autor zarzuca nam, że dość lekko zbyliśm y spraw ę różnic m erytorycznych m iędzy w ersjam i. Napraw iam y przeto to „niedopatrzenie”. W dyskutow anej sp ra­ w ie stosunku do Turcji zauważyć m usim y, że w ątp liw ą jest rzeczą, aby S tan isław dostosow ując sw oją argum entację ido um ysłowości szlacheckiej kierow ał się w zg lę­ dami „system u tureckiego” Ludwika XV. Na dobrą sprawę nie jest to ustęp ani an ty- ani proturecki. Autor „Głosu” w yciąga jedynie w niosek z faktu groźnego sąsiedztw a potęgi tureckiej m ówiąc o konieczności utrzym ania silnego wojska. N a­ w oływ ań antytureckich tu n ie znajdziem y. Jedną z podstaw owych różnic w yk ry­ tych przez Autora jest sprawa „consilium sp iritu ale”, gdzie istnieć ma naw et „ci­

(10)

492

E . R O S T W O R O W S K I, W . M. G R A B S K I , J . A. O J R Z Y Ń S K I

cha p olem ika” m iędzy w ersjam i, Wersja В pisze o trudnościach z wprowadzeniem , generalnej adm inistracji dóbr duchownych, którą postuluje w ersja A. Prof. R o­ stw orow ski nie m oże się zorientować, jak po uchyleniu owej adm inistracji można ujednolicić uposażenia duchowne. Tym czasem w w ersji В m am y życzenie, aby „do jednej m assy zebrane były superflua z intrat duchow nych” (wyd. R em bow ­ skiego, s. 14). Sądzimy, że dobra duchowne1 m iały być tu adm inistrow ane analo­ gicznie jak starostw a, oddaw ane „do w iernych rąk”, tzn. że posiadacz beneficium , zatrzym yw ałby sobie ustaloną sumę, a nadw yżkę przesyłał do ogólnego skarbu. Różnica m iędzy w ersjam i w yd aje nam się tu niew ielka. Autor w ykrył też różnice w k w estii proponowanych m ilicji wojew ódzkich. N ie ma w edług niego· w druku życzenia, aby stanow iły one stałe źródło utrzym ania ubogiej szlachty. C ytujem y więc: „Do pożytku tej m ilicji in publicum przydaję pryw atny każdego ubogiego szlachica, któryby w tej służbie znalazł levanem ; nie szukając sukkursu podłych kodycyach, w których służyć m uszą” (wyd. z ornamentem roślinnym , dalej cyt. w ersję A, s. 55). Autor uważa, że w ersja A znacznie ostrzej wyraża się o w ład zy królew skiej. Można się na to zgodzić jed ynie pod warunkiem uwzględniania pa- ralelnych tekstów cytow anych przez Autora. C ytujem y jednak:. „Ledwo co panów naszych nad głow y nasze w yniesiem y, aż radziby po naszych karkach deptali, ra- dziby aby przy zaśm ieniu w olności naszej, która ich w yw yższa, sam i tylko św ie ­ c ili” ‘(wersja B, s. 17; brak analogicznego tek stu w ersji A). Przytaczając cytat o szabli polskiej Autor podkreśla, że w ersja В łączy upadek m ilitarnej potęgi P ol­ ski z upadkiem silnej m onarchii i w zrostem w olności połączonej z nierządem , podczas gdy w ersja A zw raca rzekom o uwagę tylko na zm ianę techniki w ojow a­ nia w innych krajach. Przedłużam y cytat Autora z w ersji A: „...wtenczas, kiedy m iłość ojczyzny i sław y praevalebat w sercach naszych super excessum wolności, który żadnego nie m oże utrzym ać porządku, a ,be-z którego, and płaca, and d y scy ­ plina należyta nie m oże być w woystou” (wersja A, s. 7). Proszę osądzić, czy w er­ sja A tak bardzo różni się w spraw ach m erytorycznych od w ersji B. Różnice is t ­ nieją, ale jak pisaliśm y już w recenzji, .raczej w sprawach nieistotnych.

4. Autor k w estionuje naszą interpretację fragm entu m ówiącego o „stallum senatorskim ”, ze w zględu na to, że Leszczyński nigdy n ie zrzekł się korony. S k o­ ro zgodził się na powtórną elekcję, to chyba n ie można twierdzić, że starając się o tron w ystęp ow ał jako król. Mógł w ięc w publicystyce przypom inać sw ą godność senatorską. Ze· spraw drobnych warto nadm ienić, że w stęp do francuskich w ydań „Głosu”, do którego Autor w replice „nie przyw iązuje zbytniej w a g i”, w „Legen­ dach i faktach ” uznaje „za jedyne publiczne zajęcie stanow iska przez Stanisław a w spraw ie autorstw a «.Głosu Wolnego»” (s. 88).

5. Ciekawa jest przeszkoda „łamiąca kark hipotezom ”. Mimo w szystko nasza w ydaje nam się bezpieczniejsza. Jeśli udałoby się stw ierdzić, że Leszczyński w L o­ taryngii n ie rozporządzał polskim i drukarzami, w ów czas chyba byłoby łatw iej cu ­ dzoziemcom składać tekst z druku, n ie zaś z rękopisu. To oczyw iście można przy­ jąć tylko w tedy, jeśli uznamy rok 1733 za datę pierwszego wydania.

6. Na zakończenie ‘chcielibyśm y zwrócić uwagę na jeszcze jedno „niezwykle ciek aw e” źródło, niestety niezbyt jasne i znane nam jedynie z drugiej ręki. Jest to list Momtiego do Stanisław a z dnia 22 marca 4733 r. „Sądziłem, że WK Mość m nie tylko w yłącznie posłałeś m em oran dum sw oje bezim ienne, abym go użył, jak m i się w ydaw ać będzie, ale dowiaduję się, że trzej kaw alerow ie polscy także je m ają. Prosiłem pana R ostworowskiego, aby m i oddał swój egzem plarz, ale· pan Miaskowtski już był ze sw oim w yjech ał do W ielkopolski, a pan Jabach do Litw y. Co w ięcej dow iedziałem się, że bankier Horgelin z W rocławia przesłał kopię tego pism a Prym asow i, M arszałkowi W. Koronnemu, pannie Tarło i innym. L ist ten niaweit w W ielkopolsce jest już drukowany. Tu zaś w iedzą w szyscy, że go WKMość pisałeś. W ielu sądzi, że w nim pam ięć króla Augusta niedosyć jest szanowaną. Co

(11)

do m nie, z boleścią pow iedzieć m uszę, że to pism o -nie zrobiło dobrego wrażenia. •Ci, co do WKMośoi ipisują, .podchlebiają Jej. (Przyniesiono m i tu tłom aczenie jego francuskie. Wybacz WKMość, że drukować n ie każę, ale jeśli go gdzie indziej w \ - drukują to n ie będzie moja w in a” 3.

N ie m ożem y z całą pew nością stw ierdzić, że list ten dotyczy „Głosu W olnego”. Jest to jednak prawdopodobne, gdyż nie znamy innego bezim iennego druku po­ chodzącego z tego czasu, a przypisyw anego Stanisław ow i. Argumentem p rzeciw ­ ko tej tezie m oże być fakt, że Monti m ów i o nieprzychylnym przyjęciu tego p is­ m a ze w zględu na niezbyt dobrą opinię po zm arłym królu, „Prefacya” zaś wyraża się o Auguście II dość przychylnie. W ydaje się jednak, że uw agi o w ładzy kró­ lew skiej m ogły być w spółcześnie odczytane jako ukryta krytyka dążeń ab solut­ nych zm arłego w ładcy. Przyjąć też można, że złe przyjęcie rękopisu mogło dopro­ w adzić do zmian w tekście, nie w ykluczone zresztą że „Prefaoya” była dziełem dom niem anych w ydaw ców (różnice stylistyczne!) aprobowanym później przez kró­ la. Sprawy n ie można rozstrzygnąć bez znajomości oryginału depeszy. Dla recen­ zentów jednak archiwa francuskie są w teij chw ili niedostępne.

Reasum ując — zgodnie z naszą recenzją ,— stw ierdzić m usim y, że mimo w y ­ bitnych w alorów pracy prof. E. R ostworowskiego, przy obecnym stanie badań uważamy, iż nie m ożem y przyjąć w niosku o w iększym prawdopodobieństwie h i­ potezy o autorstw ie Białłozora. Spór rozstrzygną m oże dalsze badania.

W ła d y sła w M aria G rabski, Jacek A n ton i O jrzy ń sk i JVa ty m R edakcja polem ikę zam yka.

3 M a t e r i a ł y do h i s to r ii S t a n i s ł a w a L e s z c z y ń s k i e g o , k r ó l a p o l sk i e g o , w yd . E, R а с z у ń- :s к i, P ozn ań 1841, s. 159 i 160.

Cytaty

Powiązane dokumenty

o komercjalizacji i restrukturyzacji przedsiębiorstwa państwowego „Polskie Koleje Państwowe” (tekst jedn. prawa użytkowania wieczystego wyżej opisanego gruntu

 zna oraz umie interpretować wykresy zależności między podstawowymi poznanymi wielkościami fizycznymi w sytuacjach typowych.  umie stosować posiadane wiadomości

Infiniti Negroamarao z Salento czerwone delikatnie wytrawne, nuta owoców le ś nych, ł agodne taniny o jedwabistym ko ń cowym posmaku (delicately dry, note of forest fruit,

oferty Wykonawca Cz,I Łączna ilość pkt..

o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne (tj.. o samorządzie gm innym

Podstawą stwierdzenia przekroczenia dopuszczalnego stanu (jakości) ścieków i/lub dopuszczalnych wartości wskaźników zanieczyszczeń w ściekach wprowadzanych do

b) uczestniczy w pracach nad projektem budżetu rocznego Porozumienia,.. W swoich działaniach Dyrektor BHP wspierany jest przez Grupę Roboczą BHP, której to pracami

Z racji bardzo korzystnego połoŜenia Gminy Jastrowie jeśli chodzi o dostępność komunikacyjną oraz środowisko naturalne, powinno zostać ono odpowiednio wykorzystane na