• Nie Znaleziono Wyników

Po śmierci wędrować : szkic z zakresu etnologii świata znaczeń (I)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Po śmierci wędrować : szkic z zakresu etnologii świata znaczeń (I)"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Sławomir Wasilewski

Po śmierci wędrować : szkic z

zakresu etnologii świata znaczeń (I)

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (45), 97-120

1979

(2)

Jerzy Sławomir Wasilewski

. . . Po śmierci wędrować.

Szkic z zakresu etnologii świa­

ta znaczeń (I)

T ra d y cy jn y pogrzeb m ongolski rozpoczyna się w sposób dalek i od zw yczajności: oto do p u ste j ju rty , w k tó rej od trz e ch dni leży n a ziem i ty lk o osłonięte całun em ciało zm arłego, w chodzi spe­ cjalnie — w ed łu g astrologicznych zasad — w yzn a­ czony człowiek. M a on — ja k to się fo rm u łu je — „d otknąć zm arłego n a znak szacun k u” . D okonuje tego w sposób szczególny: zaw ija w ysoko ręk a w y (gdy n o rm aln ie objaw em szacunku je s t w łaśnie zu­ pełn e opuszczenie długich rękaw ów m ongolskiego stroju), dolne poły w ciska za pas, górne zaś rozchy­ la — rozpiąw szy guziki — tak, b y w idoczna b y ła n ag a pierś. Do r ą k bierze d ługą żerdź, w y ję tą z d a ­ chu ju rty ; w pobliżu jej ostrego końca przyw iązana je s t b iała szarfa. N astęp nie ja k b y p rzy k lęk a n a pro ­ gu w sp ecjaln ej pozie, k tó ra n a co dzień je s t — ja k i to m iejsce — tabu. T rzym an ą w ręk ach żerdzią dźga lekko ciało zm arłego; zadaje m u p rzy ty m k ró t­ kie p y tan ie: „czy to ju ż w szystko?”. „W szystko” — odpow iada ja k b y w im ieniu zm arłego ktoś z dom ow ­ ników , po czym p rzy stę p u je się do w y prow adzenia zwłok.

„Czy to już wszystko?”

(3)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 98

Odwrócenie porządku

E gzy sten cjaln y ład u n ek za w a rty w ty m obrzędzie u ja w n ia . się więc w sposób n iesłych an ie w yrazisty. Szokuje to zwłaszcza, jeśli zw ażyć n aszą skłonność do tra k to w a n ia tra d y c y jn y c h ry tu a łó w jak o form sztucznych, „w ydrążonych z w szelkich lu dzkich tr e ­ ści” . E gzystencjalność ow a m a je d n a k to do siebie, iż nie w ym aga w ogóle k o m en tarza etnologicznego. A nalizie tak iej pod d ają się n a to m ia st sym boliczne asp ek ty zachow ań; ich zrozum ienie nie zaw sze p rzy ­ chodzi samo, w ym agają one bow iem odniesienia do całościow ej w izji św iata, k tó rej są m an ifestac ją — w izji, jak ie j może ju ż nie podzielam y.

W opisyw anym ry tu a le pogrzebow ym do tak ich szczegółów n ależy zastanaw iające odw rócenie n o r­ m alnego porządku. Zaczyna się ono ju ż w m om en­ cie śm ierci: dom ow nicy opuszczają ju r tę zasłoniw szy jej g ó rn y otw ór dym no-okienny ru ch e m skierow a­ n y m „n a opak ” (pod słońce, w k ie ru n k u n a co dzień uchodzącym za przynoszący nieszczęście). Z m arły spoczyw a w części ju rty przeciw nej w obec tej, ja k a p rzy słu g iw ała m u ze w zględu n a jego płeć za życia. Po trz e ch dniach spoczyw ania w p u ste j ju rc ie ciało w ynosi się przez zachodnią połow ę drzw i, k tó rej przechodzenia n a co dzień zakazuje się, p rzy pisując ta k ie czyny ty lk o nie-M ongołom , np. K azachom jako „ludziom opacznej w ia ry ” . Z w łoki u k ład a się n a grzbiecie w ielbłąda, używ ając w c h a ra k te rz e pom o­ s tu przedm iotów , ta k nisko cenionych, ja k dw a od­ w rócone do góry dnem kosze do grom adzenia su ­ chego naw ozu n a opał. Je śli u k ład a się je n a w o­ zie, to pow inien być on sym bolicznie uszkodzony, zdekom pletow any — choćby przez chw ilow e odjęcie kół w czasie w ynoszenia ciała. Z naki robione gw oli rozpoznania n a ciele zm arłego m ałego dziecka (któ­ rego dusza ulega szybkiej rein k a rn a c ji) pojaw ią się po ow ym przerodzeniu n a przeciw nej stro n ie ciała: czerw ona n itk a zaw iązana na lew ej ręce będzie p r ę ­ gą n a p raw ej, gołąb n a ry so w an y n a plecach p ojaw ił

(4)

99 ...p o Śm i e r c i w ę d r o w a ć

się — ja k opow iadano — n a p iersiach now orodka itp.

J u ż ta pró bk a m a te ria łu etnograficznego, pochodząca w p ro st z te re n u (poniżej zostanie ona znacznie roz­ szerzona), u pow ażnia do k o n k lu zji n a stę p u jąc e j: śm ierć jako odw rotność życia zaznaczana je s t w sym bolicznym d ziałan iu szeregiem in w e rsji i n eg acji zachow ań n o rm aln ych . K ateg o rie życie — śm ierć (odpowiednio: te n św ia t — ta m te n św iat) z n a jd u ją sw e szczegółowe opisanie w dychotom icznie zesta­ w io n y ch p a ra c h pojęciow ych, tw o rzących serię opo­ zy cji bin arn y ch ; oczyw iście to ta druga, gorsza n ie ja ­ ko stro n a owego szeregu p a r dostarcza zasobu p o ję ­ ciowego dla m odelow ania ob razu śm ierci i zaśw ia­ tów . N iektóre z ty c h k atego rii m a ją c h a ra k te r w y ­ soce ab strak cy jn y , odnoszą się bow iem do ta k ic h idei, ja k p rze strz e ń (góra — dół, p rzód — ty ł, p r a ­ w y — lew y), czas (przeszłość — przyszłość), ru c h (p raw o sk rętn y — lew oskrętny), liczba (p ara — n ie ­ para), płeć (m ęska — żeńska). In n e b ęd ą odnosić się do rzeczyw istości człow ieka (swój — obcy), jego p rze strz e n i społecznej (w ew n ętrzn y — zew n ętrzn y , zam ieszkały — niezam ieszkały), surow ców przezeń w y k o rzy sty w an y ch i dzieł w y k o n y w an y ch (użytecz­ n y — bezużyteczny, cały — zniszczony, p e łn y — pusty) itd.

P o jęcia te m ożna b y m nożyć, u k ład a jąc z nich „ u n i­ w e rsaln y zestaw sem iotycznych opozycji b in a r­ n y c h ” — cały k atalo g pojęciow ych cegiełek, z k tó ­ ry c h tw o rzo ny je s t obraz św iata, zdychotom izow a- nego n a obszar życia ludzi i w szystko to, co z n a j­ d u je się poza nim , czyli k ra in ę śm ierci. G dyby dokonać tego w sposób re sp e k tu ją c y logikę zw iązków m iędzy ow ym i cegiełkam i, p ow stałoby zapew ne coś n a k sz ta łt u k ład u okresow ego p ierw iastków , s tru k tu - ralisty c zn a tab lica M endelejew a do zastosow ania w n a u k a ch o k u ltu rze.

N ie te n je d n a k odległy cel będzie przy św iecał a u to ­ ro w i p rzy p isaniu niniejszego tek stu . Z am iarem jego

Binarne opozycje...

(5)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 1 0 0

Uniwersalne zaświaty

Język odwrócony...

je st raczej odsłonić złożoność relacji m iędzy różnym i cegiełkam i, w skazać na pew ne tru d n o dostrzegalne, odległe związki, jak ie łączą najróżniejsze elem en ty języ k a sym bolicznego z pojęciem śm ierci. M ożna rzec bow iem , iż Śm ierć — przedm iot najgłębszej reflek sji egzystencjalnej — je st rów nież k ateg orią w spółorganizującą w szelką ludzką działalność w ie- rzeniow o-obrzędow ą, stając się elem en tem nieod­ zow nym w całokształcie zrytu alizow an ych operacji, skład ający ch się na k u ltu rę.

Rozpocząć trz e b a od przedstaw ien ia ty c h k o n k ret­ nych w yobrażeń o k rain ie śm ierci, k tó re m alow ane są — jak pow iedzieliśm y — przy użyciu ab strak ­ cy jn y ch pojęć z „lew ego” szeregu p a r opozycji bi­ n arn y ch . A by szereg te n przedstaw ić w n a jp e łn ie j­ szej postaci, zap rezen tu jem y zebrane w te re n ie w ie­ rzen ia m ongolskie n a tle treści w ierzeniow ych po­ k rew n y ch im ludów A zji C en traln ej i S yberii. Niech też czy teln ik a n ie zaskoczy fakt, że na ró w n i z nim i p rzy taczan y będzie nierzadko polski m a te ria ł etno­ graficzny. Choć bow iem zew nętrzne m anifestacje są różne, to pod pow ierzchnią zróżnicow anych form , n a poziom ie s tr u k tu r u k ry ty c h odnajdziem y isto tn e an a­ logie. S tru k tu ry owe nie są oczywiście w ieczne, lecz m ają w y starczająco długie trw an ie , by objąć sobą tra d y c y jn ą rzeczyw istość k u ltu ro w ą ta k różnych gru p ludzkich.

A w ięc w izją zaśw iatów u szam anistycznych ludów A zji rządzi zasada odw rócenia porządk u panującego n a ziem i. G dy tu trw a dzień, tam p a n u je noc i n a odw rót; noc je s t więc porą aktyw ności zm arłych i duchów , w te d y docierają składan e im ofiary, u rz ą ­ dzane są seanse szam ańskie, a n a w e t pogrzeby (od­ b yw an e po zachodzie albo przed w schodem słońca). N a ta m ty m św iecie rzeki w p a d a ją do źródeł, d rze­ wo kosm iczne rośnie korzeniam i do góry, zm arli chodzą do góry nogami. Ję zy k ich jest odw róceniem ziem skiego i w ta k i odw rócony sposób należy do n ich przem aw iać. S tą d więc kiedy n akładano szam anow i

(6)

1 0 1 ,.,ΡΟ Ś M IE R C I W Ę D R O W A Ć n a głow ę tru d n o w chodzący elem en t stro ju , po w ta­ rza n o p rzy ty m słow a „nie w chodzi, n ie w chodzi”, p rzek o n u jąc ty m duchy, że w szystko odbyw a się zgodnie z w olą szam ana. P odobny m o ty w odnajdzie­ m y w naszym folklorze dem onologicznym , gdzie o du ­ ch ach pow iada się, że m ów ią języ kiem p rzekręco­ nym , odw róconym , np. proszą o pożyczenie dzieży n a chleb m ów iąc „nie pożyczcie n am nie-dzieży na n ie-c h le b ” albo „dzieży-niedzieży n a ch leb -niechleb” , w rew an żu zaś przynoszą bochenek, w k tó ry m trzeszczy popiół.

P odobnie też jęz y k obcy i w ogóle obcość etniczna ko jarzo n a je st z ta m ty m św iatem , Rozległy to te ­ m at: „dem oniczność obcego”, w y k raczający jed n a k poza głów ny n u r t naszych rozw ażań, skoro w fu n k ­ cji re p re z e n ta n ta tam teg o św iata w y stę p u je n a ogół w zw iązku z „obcym ” nie sam a śm ierć, lecz — w y ­ w odzący się z tego samego co i ona porząd k u — D iabeł. B ezpośredni zw iązek śm ierci z obcością po­ ja w ia się n ato m iast w obrzędzie pogrzebow ym grup o d u aln ej organizacji społecznej; do odprow adzania zm arłego w spółplem ieńca pow ołani są ludzie z p rze ­ ciw ległej fra trii. Ta sam a reg u ła k lasy fik a c y jn a dzia­ ła w odniesieniu do p rzestrzeni: te ry to riu m obcej g ru py , ja k i w szelki obszar poza sw ojską ekum eną — a w ięc n ie zaludniona tajga, gdzie indziej busz czy p ustynią, albo w reszcie ziem ia zapuszczona, nie obsiana, nie tk n ię ta ludzką stopą — będzie w ry ­ tu ała ch tra k to w a n a jako dostępna n a ziem i część tam tego św iata.

D la m ongolskich koczowników — k tórzy, zdaw ałoby się, pow inn i m ieć „ racjo n aln y ” , geograficzny stosu­ n e k do p rzestrzen i — m iejscem ta k im mogło być k ażde bezdroże i odludzie. W y starczy opisać, ja k w y g lądał daw niej w M ongolii pogrzeb m ałego dziec­ ka, nazyw any eufem istycznie „gub ien iem dziecka” . Ciało, zaszyte w skórzanym w orku, p rzy traczan e było w sposób celowo n ie sta ra n n y do tylnego łęku siodła. Ojciec w y ru szał konno sam jeden, galopem

i obcy

„Gubienie dziecka”

(7)

JE R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 1 0 2

Rozstaje

Po tamtej

stronie

k ieru jąc się k u terenow i, gdzie nie b y w a li ludzie, np. k u jałow ym , sk alisty m pagórkom . T am powodo­ w ał koniem tak, b y w pew nym m om encie — k tó ­ rego n a w e t nie pow inien sam zauw ażyć — w orek z ciałem odw iązał się i spadł n a ziem ię.

Tym, któ rzy d o p atryw aliby się w pow yższej prakty ce ty lk o elem entów społecznie racjo n aln y ch (odludzie jako najlepsze m iejsce n a cm entarz), w a rto pow ie­ dzieć, iż a lte rn a ty w n y m m iejscem d la „zgubienia dziecka” b y ł p u n k t n ajbardziej uczęszczany: sk rzy ­ żow anie dróg. K u ltow e s te rty kam ieni, w y sypan e w tak ich m iejscach po całej M ongolii, m a rk u ją ob­ szar sak raln y, z któ reg o w iodą d rogi w daleki, in n y św iat. O dpow iadają im nasze kapliczki, fig u ry i drze­ w a p rzy rozstajach, k tó re w m agii p e łn iły tę sam ą rolę: to tu w y rzu cano k o łtu n albo w ylew ano w raz z w odą chorobę, b y poszła sobie „n a bory, n a lasy, n a suche korzenie, tam , gdzie n ie było żadne stw o­ rzenie, gdzie ko g ut nie dopieje, gdzie Słonko nie dogrzeje” (Rzeszowskie), „gdzie pop nie śpiew a, gdzie dziew czyna nie pląsa, gdzie n a ro zstajach słup nie postoi” (Rum unia), jed n y m słow em „do w szystkich diabłów ”.

W racając zaś do archaicznych w yobrażeń k ra in y śm ierci — je st o n a dom eną zniszczenia, w yrażanego przez uszkodzenie i niekom pletność. T ra fia do niej tylk o to, co pozbaw ione życia. P rzed m io ty w yposa­ żenia grobowego u śm iercano przez złam anie; stąd pogięte miecze, ja k ie w id u jem y w g ablotach m uzeów archeologicznych, naczynia g liniane nad cięte lub n a d - tłuczone, stąd wóz w iozący ciało rozb ity — a p rz y ­ n ajm n iej, ja k w idzieliśm y, sym bolicznie uszkodzo­ n y — n a grobie. Je śli — ja k n a S y berii — zw łoki chow ano w im itacji szałasu, to wznoszono go celow o z n ajsłabszych żerdzi, u staw iając je odw rócone cien ­ kim i w ierzchołkam i w dół. L iczba żerdzi po w in n a być wówczas n iep a rzy sta — ele m en t te n pow szech­ nie k o jarzony je st ze śm iercią i niepom yślnością (na­ sze cetno-licho). Szałas zm arłego u staw ian y b y ł

(8)

103 .PO Ś M IE R C I W Ę D R O W A Ć drzw iam i n a północ, podczas gdy szałasy żyw ych lu d zi — n a południe. T am tejsze w ierzenia zak ład ają d aleko idące in w e rsje po śm ierci: k to za życia b y ł głupi, te n n a ta m ty m św iecie będzie m ą d ry (i od­ w rotnie), starzec zm ienia się w dziecko a dziecko w starca, życiow y szczęściarz w pechowca, w eso­ łek — w ponurego sceptyka. W iara, iż kobiety zm ie­ n ia ją się w m ężczyzn, z n a jd u je n a w e t sw e zaakcen­ to w an ie w zw yczajow ej p ra k ty c e zao p atry w an ia po­ chów ków kobiecych w p rzed m io ty m ęskie. S kąd inąd nie są to w y p ad k i częste — łatw iej je st w idocznie w ierzyć, niż działan iem daw ać tem u w yraz w ta k zd eterm in o w an y sposób.

A łtajsk i te k s t szam ański ta k oto opisuje duchy zm ar­ ły ch z g ru p y złych duchów dolnego św iata, do k tó ­ rej poza nim i n ależą też du ch y śm ierci, ciężkich chorób i potw ory: „bez oczu — ślepe, bez k a rk u — w yw ichnięte, bez bio d ra — połam ane, kości grzbie­ tow e nad łam an e, żeb ra krzyw e, kości w staw ach zg in ają się do w e w n ą trz ” . W zgodzie z ty m w ize­ ru n k ie m pozostaw ała też ofiara, ja k ą duchom pod­ ziem i składano d la p rzeb łag an ia spow odow anej przez nie choroby: chude i chore zw ierzę ofiarne um iesz­ czano n a k rzyw ych, przeg n iły ch gałęziach. Także D rzew o K osm iczne dolnego św iata p rzed staw iane je st przecież n a do lnych połow ach szam ańskich bębnów ze złam anym w ierzchołkiem albo odw rócone w dół. Do zm arły ch należą też — w m yśl daw nych w ierzeń m ongolskich — w szy stk ie zw ierzęta okulałe z jak ic h ­ kolw iek powodów. K ulaw ość (jak pow iada Lévi­ -S tra u ss; „tru d ności z p oruszaniem się w pozycji pio now ej” ; m y zaś dodajm y: okaleczenie, niepełność w dolnej części ciała) będzie w najróżniejszy ch k u l­ tu ra c h oznaką chtoniczności, zw iązku z ziem ią i św ia­ tem podziem nym . M otyw te n notorycznie pojaw ia się w naszym folklorze (u tra ta p ięty przyciętej przez drzw i w m om encie w ychodzenia z jask in i pełnej skarbów ), w ciekaw ie rozbudow anej form ie czyni zeń też u ży tek re lig ijn y folk lo r lam ajski.

(9)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 104

Naruszenie

sacrum

D la jego ilu stra c ji przytoczm y opow iadaną często w M ongolii h isto rię czynów b o h a te ra im ien iem Lcham, będącego bóstw em lam ajskiego p a n te o n u . Lcham w y p ra w ia się n a sw ym w ie rn y m siw y m koniu do k ra in y dem onów i po ich pokonaniu w ra c a n a zie­ mię. U chodzi przed pogonią ostatniej w iedźm y, któ­ ra n ie m oże przeskoczyć n iep rzek raczaln ej dla niej g ran ic y obu św iatów , rzu ca więc za n im żelaznym grzebieniem służącym do obróbki skóry, ta k iż oku­ law ia w ierzchow ca; w tej^ postaci p rze d staw ia n y jest też on n a lam ajsk ich ikonach. C ała h isto ria znalazła n a w e t sw ą obrzędow ą realizację, k tó ra — p rzez od­ w rócenie sy tu acji — kom pen suje cierp ien ia boha­ terów : oto ostatniego dn ia w ro k u w cerem onialny sposób, z udziałem całej rodziny, ro zbija się kość piszczelow ą z nogi k ro w y lu b b aran a, m ów iąc przy tym , że „obm yw a się ra n ę w nodze w ierzchow ca, a ro zb ija się nogę złej w iedźm y” .

K ulaw ość je s t też san k cją za n aruszenie każdego obszaru sacrum . Być m oże ta k należy rozum ieć ch rom anie biblijnego J a k u b a po w alce z aniołem w m iejscu Betel. B ędziem y się jeszcze w ielekroć spotykać z zask ak u jącą w pierw szej chw ili okolicz­ nością, iż spotkanie z sacrum niebiańskiego pocho­ dzenia m oże być opisyw ane ze szczegółam i sym bo­ licznym i tego sam ego ro d za ju co p rzy k o n tak ta ch z „siłą n ieczy stą”. Z m ongolskiego m a te ria łu te r e ­ now ego przytoczm y n a stę p u jąc y etnograficzn y detal: po naro d zin ach dziecka p lacen ta zakopyw ana je st w m iejscu odludnym , nie użytkow anym , bow iem w ierzy się, że je st ona ściśle zw iązana z p rzy b y w a ­ jący m i z n ieb a duszam i dla n astęp n y ch dzieci. Jak o ich zarodek, g w a ra n t dalszego potom stw a, je s t w ięc ona ekspediow ana — v ia te re n nie zam ieszkany — w p ro st do nieba. A le p rzy pad ko w e n aw et n a d e p n ię ­ cie n a m iejsce, gdzie je s t ona zakopana, pow oduje kulaw ość — sankcja je s t w ięc ta k a sama, ja k p rzy zejściu do piekieł.

(10)

105 ,..po Ś m i e r c i w ę d r o w a ć św iat. K olejne odw rócenie to zam ian a p raw e j i le ­ w ej strony. Skoro żyw i są n a ogół praw oręczni, zm a rli pow ini być m ań k u ta m i. D latego przedm ioty , w k tó re zaopatryw ano zm arłego, składano do g robu w odw róconym porządku. To, co w n o rm a ln y m ży­ ciu m iało sw e m iejsce u lew ego boku (sztylet), u k ła ­ dano po p raw ej stro n ie zm arłego, do lew ej zaś ręki, k tó ra w zaśw iatach stan ie się praw icą, w k ład an o np. b u tlę z alkoholem albo w odze złożonego obok w ie rz ­ chowca.

U b iór zm arłego b y w a n ań nałożony w o d w rotnej kolejności albo n a lew ą stronę, podobnie czynią ze sw ym stro jem o p łak u jący go n a d grobem żałobnicy. Z zakresu k u ltu ry polskiej p rzy p o m n ijm y zw yczaj o d w racan ia pasa słuckiego n a lew ą, żałobną stronę. To, co dotrzeć m a do zm arły ch i duchów podziem i, je s t skierow ane w lew o: p rzez lew e ram ię rzu cał szam an o fiarę dla nich, w w yciąg n iętych w lew ą stro n ę ręk a c h niesie się n a cm en tarz przeznaczony d la zm arłych lam a jsk i p o d a re k ry tu a ln y — czarkę z w onnościam i. To dlatego rów nież polskie w ierzen ia zalecały odpędzanie u p io ra u d erzen iem „na odlew ” , tzn. od lew ej strony , rę k ą lew ą albo odw róconą: ty lk o w te n sposób m ożna go odesłać z p o w ro tem n a ta m te n św iat, albow iem cios w ym ierzon y p ra w ą r ę ­ k ą zatrzy m ałb y go n a ziemi.

O braz zaśw iatów p o w staje zatem n a zasadzie z w ier­ ciadlanej sym etrii w obec życia n a ziemi. Nic też dziw nego, że zw ierciadło je s t sym bolem tam te j s tre ­ fy albo in stru m e n te m dostan ia się do niej czy n a ­ w iązania z n ią k o n tak tu . A by nie popaść w banał, ograniczm y się do p rzy k ła d u z m itologii m ongolskiej : w ładca k ra in y śm ierci E rlik -ch a n nosi tu przy d o ­ m ek „chana ze zw ierciadłem ” .

T ak więc k rain a u m arły ch skojarzo n a je s t z tym , co n a dole, zarazem z lew ej strony, a tak że w tyle, jej obraz zaś o k reśla ją in w e rsje p rze strz e n n e p ra ­ wego i lewego, gó ry i dołu, w reszcie — ja k obecnie zobaczym y — przodu i ty łu .

Kolejne Inwersje

Zaświat zwierciadlany

(11)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 106

Spojrzenie wstecz

D uchy św iata podziem nego w w ierzen iach szam ani- sty czny ch chodzą do ty łu , zostaw iając odw rócony ślad (m otyw te n zasilił tak że topikę w y o b rażeń o h i­ m alajsk im yeti), obw isłe p iersi m ają przerzu co ne na plecy itp. B yłoby p o w tarzaniem rzeczy daw no ju ż pow iedzianych p rzy taczanie analogicznych m otyw ów , sk ład ający ch się w św iatow ym folklorze n a w izję „św iata n a opak” . Z a trz y m a jm y się p rz y jed n y m tylko, za to n iezm iernie c h a ra k te ry sty c z n y m epizo­ dzie: odw racan iu się do ty łu , za siebie w kontakcie ze św iatem podziem nym .

N a w stępie pow iedzm y, że bóstw a śm ierci p rze d sta ­ w ian e są z głow ą zw róconą do ty łu , zarów no w m ongolskim lam aizm ie (E rlik -ch an galop u je n a czar­ n y m b y k u z odw róconą tw arzą), ja k i w relig ii s ta ­ ro ży tn y c h E gipcjan (przew oźnik zm arły ch n a P ola J a lu nosił m iano „tego, k tó ry p a trz y w stecz”) 1. O d­ w ró cen ie do ty łu — ja k każde inne d ziałanie „na o p a k ” — prow adzić m oże w p ro st n a ta m te n św iat. L u d y różnych części św ia ta form uło w ały zakaz od­ w ra c a n ia się za siebie p rzy pow rocie z pogrzebu, bow iem groziłoby to po rw aniem przez zm arłego. Z a­ kaz te n obow iązyw ał też — ja k podaje P lu ta rc h — u czestników m isteriów eleuzyjskich w czasie p o b y tu w podziem iach. T u je s t w reszcie m iejsce n a p rz y ­ pom n ien ie e fek tu odw rócenia się O rfeusza albo śm ierci biblijnej żony Lota, gdy spojrzała ona za siebie n a „piekło” Sodom y i Gom ory.

N a m arginesie tej ostatn iej histo rii w y łan ia się p ro ­ blem n a tu ry m etodologicznej, niebezpiecznie bliski

ł Przekręcone do tyłu głowy mają też cienie potępieńców w wizji Dantego, aczkolwiek dotyczy to postaci starożyt­ nych wróżbitów, w ten sposób ukaranych za wybieganie w przyszłość: „Patrz: gdzie miał piersi ma pacierz napiecz- ny; / Że nazbyt chyżo przedtem w przyszłość godził, / W tył patrzeć musi i krok niesie wsteczny” (Czyściec, Pieśń XX, w. 37—39). Ten i dalsze cytaty według: Dante Alighieri: Boska komedia. Przeł. E. Porębowicz. Warszawa 1965.

(12)

107 ...p o Śm i e r c i w ę d r o w a ć

sta re m u p y ta n iu o sto su n ek s tru k tu ra ln y c h u w a ru n ­ kow ań synchronicznych do u w a ru n k o w a ń h istory cz­ nych, diachronicznych. Oto przecież podług B iblii zagłady ty ch m iast do k on u je sam Ja h w e — niem niej odbyw a się to tak , ja k b y d ziałały tu siły dem onicz­ ne. M iasta zostają bow iem zalane ogniem i sia rk ą oraz „w yw rócone” (o „od w rócen iu ” m ów i się w P iśm ie paro kroć p rzy opisie losu m iast p o k arany ch przez P ana, gdzie n ie b ęd ą ju ż m ieszkać ludzie, lecz „bestie i straszn e zw ierzęta i m łode sow y”). W ty m w łaśnie m om encie zadać sobie należy p y tan ie o ge­ nezę i s tru k tu rę p rzek azu n a te m a t losu Sodom y i G om ory oraz żony L o ta w słup soli obróconej. Otóż w iadom o, że Pism o w chłonęło tu jak ieś lokalne podanie etiologiczne, w y jaśn iające genezę osob­ liw ej fo rm y skalnej. Czy m ożna suponow ać, że po­ danie to m iało p ierw o tn ie c h a ra k te r m agiczno-dem o- nologiczny, Pism o zaś z in terp reto w ało je później w e w łasnych k ateg o riach m oralnych, każąc w in n y m gi­ nąć z Bożego w yroku? Czy raczej przy jąć należy, że środki, jak im i działa siła ponadzm ysłow a, b ędą nierzadko te sam e, niezależnie od tego, k tó ry z jej w ielkich rep re z en ta n tó w — ten z w ysokości czy te n z głębokości — środków ow ych użyje?

Pow ie ktoś, że p y tan ie to rozstrzygnąć może ty lk o k o m p eten tn a b ib listy k a. Z apew ne tak, ale nie um n iejsza to w ątpliw ości epistem ologicznych. Czy bow iem w jak iejk o lw iek kw estii, w k tó rej pro po rcja ilościowa m iędzy w iedzą pozyty w n ą a m ożliw ościam i in te rp re ta c y jn y m i k sz ta łtu je się ta k bardzo n a n ie ­ korzyść tej pierw szej, da się ot ta k po p ro stu stw ie r­ dzić, ja k to je s t „ n a p ra w d ę ” ? W tedy to przecież zajm ow ane g en eraln e stanow isko m etodologiczne skłania do p rzy jęcia jed n ej albo drugiej praw d y n a d an y tem at. W rozw ażanym p rzy p a d k u skłaniałbym się raczej k u dru g iej z p rzed staw ion ych pow yżej m ożliwości: Ja h w e z sam ej swej isto ty m iałby tu w iele w spólnego z dem onem . Sąd te n pozostaje w zgodzie z ta k ą p e rsp e k ty w ą w idzenia treści w ierze­

Jahwe, demon...

i żona Lota

Jak to było naprawdę

(13)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 108

Zakaz

odwracania się

niow ych, ja k a zary su je się w ciągu dalszego w y­ w odu. B ędzie to m ianow icie o p ty k a dychotom iczna, z m ag istra ln ą p a rą przeciw ieństw życie — śm ierć = te n św ia t — tam te n św iat, gdzie w szelkie sacrum , pozy ty w n e czy negatyw ne, m a zbliżoną c h arak te­ ry sty k ę sym boliczną, głów ne zaś różnice m iędzy ty ­ m i dw om a biegunam i u jaw n ią się d opiero n a po­ ziom ie reflek sji etycznej. P re ze n to w a n y dalej m a­ te ria ł u tw ierd zać n as będzie w p rzek on aniu , iż p a n u ją c e w ch arak tery sty czn ej dla archaicznego sy­ stem u m agiczno-religijnego b in a rn e j w iz ji św iata m yślenie, zanim jeszcze przeciw staw i sobie Boga i D iabła, niebo i podziem ia, łączy je razem w e w spól­ nym p rzeciw staw ien iu — pod zn akiem Ś m ierci — wobec ziem i i życia ziemskiego.

Pow róćm y jed n a k do naszych in w e rsji i zakazu od­ w ra c an ia się w kontakcie z siłą nieziem ską. P rz y ­ pom nijm y, że m otyw ten bardzo często pow raca w folklorze: w podaniach rela cjo n u jąc y c h nocne w y­ p ra w y n a sta ry cm entarz lub do ru in zaw ierającego sk a rb zam czyska odw rócenie się p rz y p ra w ia śm iałka o chorobę lu b śm ierć. W edług przepisów m agicznych zaś nie w olno oglądać się za siebie, w ra c ają c z w y­ p ra w y po źródlaną w odę pom ocną w chorobie, k w iat papro ci itp. czarodziejskie środki z tam teg o św iata, k tó re w określonym czasie i m iejscu s ta ją się do­ stęp n e człowiekowi. W ypraw y ta k ie to przecież „po­ dróże do p iek ieł”, w których obow iązuje przestrze­ ganie ty c h sam ych reguł, co w w y p ra w a c h do k rain y u m arły ch , ty le że sankcją za ich złam anie nie m usi być od razu u tra ta życia, lecz p rzy n a jm n ie j u tra ta m agicznej m ocy przyniesionych środków .

Ta sam a s tru k tu ra realizuje się w reszcie w tek stach n ajd ro b n iejszy c h już, bo jednozdaniow ych; są to pow iedzenia ty p u „kto daje i zabiera, te n się w pie­ k le p o n iew iera” (we F ra n cji — „ te n będzie pow ie­ szony”), gdzie rów nież odw rócenie ko jarzone je st z zaśw iatam i i śm iercią. Do tak ic h tek stó w należy ró w n ież noto w an y często n a w si polskiej, a k iero ­

(14)

109 ,,.ρ ο Śm i e r c i w ę d r o w a ć

w a n y pod adresem dzieci zakaz m agiczny: „kto cho­ dzi do ty łu , te n w pycha sw oją m a tk ę do p ie k ła ” . W ty m lakonicznym zdaniu z a w a rty je s t szkielet um o żliw iający rek o n stru k c ję całej s tr u k tu ry czasu i p rze strz e n i w m yślen iu tra d y c y jn y m z jej re g u łą k o relo w an ia i przekładności w y m iaró w : ru c h do ty łu asocjow any je st (jak i ru c h w lewo) z ru ch em w dół, do piekła, a także z przeszłością, skoro jego sk u tk o m podlega m atka, a w ięc osoba p op rzedzająca ego w p o rząd k u czasowym, rep re z en tu ją c a przeszłość. F a k t, że w ym ien ian a je s t tu w łaśnie m atka, osoba płci żeńskiej, p o tw ierd za dom ysły, że n a siatk ę opozycji czasoprzestrzennych b ęd ą n ak ładać się tak że in n e opozycje bin arn e, rozbudow ując zasadniczy schem at s tru k tu ra ln y .

W ierzenia takie, ja k te cytow ane pow yżej, są w i­ docznie głęboko zakorzenione w e le m en ta rn y c h s tru k tu ra c h postrzegan ia św iata, w łaściw ych m yśli archaicznej, skoro p o w ta rz a ją się w bardzo różnych od siebie k u ltu ra ch . T en sam zakaz z n ają bow iem tak że koczownicze lu d y A zji C e n tra ln ej. Tam , gdzie jaz d a k o nn a zastęp u je nieledw ie chodzenie piechotą, zaśw iaty osiągnąć m ożna też przez postaw ienie sio­ dła na końskim grzbiecie tyłem do przodu. N apo­ m knijm y, że tyłem do przodu siadyw ali n a koniu daw n i uzbeccy um yw acze zwłok, będ ący k o n ty n u a ­ to ra m i zo roastryjsk ich tra d y c ji pogrzebow ych. N a­ to m iast w lam ajsk iej niegdyś M ongolii u sta w ia n ie siodła na opak m iało m iejsce w tra k c ie po śm iertnego sk ład an ia rzeczy po zm arłym w d arze klasztorow i. Je d n y m z darów b y ł u lu b io n y koń zm arłego; za­ n iedbanie tej pow inności m ogło spowodow ać, że d u ­ sza będzie błądzić po zaśw iatach, n ie m ogąc w cielić się pow tórnie, albo też zejdzie n a ziem ię w postaci upiora. K oń te n oddaw any b ył w łaśn ie z siodłem odw róconym n a opak, z uprzężą sym bolicznie zde­ k om pletow aną przez odjęcie lew ego ty ln eg o p o p ręg u albo zaw inięcie skórzanej k la p y -ty b in k i n a lew ym boku. K laszto r lam ajsk i w y stę p u je t u w edług de­

Rekonstrukcja struktury

Tyłem do przodu

(15)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 110

Tylko dla Rosjan

„Zjadanie grzechów”

k larow anego e x p licite 'przek o n an ia p a ste rz y jako m iejsce położone „bliżej zm arłego” .

J u ż sam te rm in n a oznaczenie tego d a ru — „rzecz sk ła d a n a ” (do grobu) su g e ru je długą przeszłość zw y­ czaju, k tó ry daw no ju ż p rze stał istn ieć w pierw o t­ nej, zgodnej z etym ologią postaci. Z re k o n stru u jm y ją, posługując się sąsiednim m ate ria łe m , m. in. b u - riackim . A w ięc p ierw o tn ie składano k o n ia do g robu razem ze zm arłym . W raz ze w zrostem ro li szam anów zaczęto oddaw ać go im jak o prow adzący m obrzęd pogrzebow y, w dobie zaś w y p ie ra n ia szam anizm u przez lam aizm m iejsce to za ję ły klaszto ry . I w resz­ cie w ypędzano zw ierzę w p ro st „w z a św ia ty ”, tzn. poza ludzkie siedziby, w tajg ę. J a k relacjonow ano, zim ą konie takie, n ie m ogąc w yżyw ić się, po w racały do ludzi — B u riaci b a li się ich w te d y ta k ja k zm ar­ łych, bezskutecznie odganiali z pow rotem , n a ko­ niec sprzedaw ali, ale tylko R osjanom jak o g ru p ie etnicznie obcej. T ak w ięc w ra z ze zm ian am i h isto ­ ryczn ym i zw yczaj realizo w any by ł w zm ieniających się, lecz w ciąż zgodnych ze s tru k tu rą form ach. S łow iańskim odpow iednikiem tego ty p u ry tu a łu m o­ że być n a stę p u jąc y m om ent daw nego pog rzeb u h u ­ culskiego: sto jący obok grob u członek ro d zin y zm ar­ łego dziękow ał stolarzom za „postaw ienie c h a ty ”, czyli w yk o n anie tru m n y . C zynił to, p o dając kołacz lew ą rę k ą tem u , k tó ry klęczał po p raw e j stro n ie — i odw rotnie. Oczyw iście zasadniczy sens to nie ty le podziękow anie d la stolarzy, ile zao p atrzenie zm ar­ łego, do k tórego d otrzeć m ożna przez in w ersję. Gdzie indziej analogicznie odbyw ało się „zjad an ie grzechów zm arłego” przez b iedaków k arm io n y ch n a d tru m n ą . O statn ie p rzy k ła d y niech zw rócą naszą u w agę na zagadnienia sty k u m iędzy obrzędem a życiem , tzn. n a pogranicze działań determ in o w an y ch tw a rd ą lo­ giką ry tu a łu i zachow ań pły n ący ch „z dobrego se r­ ca” . K tó re z ty c h in te n c ji uznać za w ażniejsze — to ju ż zależy od su b iek ty w n ej k w a lifik ac ji obser­ w ato ra; kto w yczulony psychologicznie — będzie w

(16)

I l l ..p o Śm i e r c i w ę d r o w a ć

geście jałm u żn y w idział w y raz w spółczucia dla bie­ daka, kto etnologicznie — tra d y c ję zao patryw an ia zm arły ch poprzez biedaków . W ty m zresztą w y p ad ­ k u in te rp re ta c je nie w y k lu czają się; wolno przyjąć, że n a w e t archaiczne treści w ierzen io w o -ry tu aln e m u ­ szą być tra n sm ito w a n e z pom ocą jakiegoś nośnika em ocjonalnego, bow iem bez tak ieg o psychologicz­ nego w e h ik u łu zagubiłyby się jak o zbyteczne w p ro ­ cesie przek azu i zm ienności k u ltu ry .

N iem niej uznan ie sam ych tylk o em ocjonalnych m o­ ty w a c ji („w spółczucie”) byłoby b ardzo zwodnicze. Z w róćm y uw agę, ja k często a d re sa te m ofiar po­ śm iertn y ch są klaszto ry — nie ty lk o w lam a j skie j M ongolii, ale tak że np. w praw o sław n ej R um unii; kto w idział niesione do górskich k laszto rów „za u m a r­ ły c h ” pszenne chleby, sk ładane w pronaosie św ią­ ty n i — w n iep arzy stej liczbie, o bstaw ione świecam i, b u telk a m i z w inem , tą „w odą życia” dla um arłych, albo obłożone kiśćm i w inogron — te n zda sobie spraw ę, że leżąca u kolebki m onasty cyzm u idea w y j­ ścia n a p u stynię, w śm ierć, fu n k cjo n o w ała nie tylk o w św iadom ości pierw szych anachoretów , lecz za­ chow uje i dziś pew ien w alo r sym boliczny.

Sam a izolacja, pociągająca za sobą w yrzeczenie się używ ania życia (a jeszcze w d o d a tk u o dbyw ana na te re n ie klasy fik o w an y m jako dom en a tam tego św ia­ ta), oznacza ju ż uśm iercenie. S tą d je s t ona koro nn ą fazą obrzędów plem ienny ch in ic ja c ji i ty c h w szyst­ kich obrzędów przejścia, w k tó ry c h zm iana sta tu su poddaw anej im osoby odbyw a się w oparciu o sche­ m at: życie — śm ierć — p o w tó rn e n arodziny. S tąd też tak ie m iejsca odosobnienia, ja k klasztor, szpital- -p rz y tu łe k czy w ięzienie, b y ły w tra d y c y jn e j k u l­ tu rz e w iejskiej m iejscam i szczególnych ofiar za um arłych . W yjątkow o w yraziście m anifestow ało się to chyba w daw nej Rosji. M iast m a te ria łu stricte etnograficznego pow ołajm y się choćby n a epizody ze W spom nień z do m u u m a rły ch — katorżniczej r e ­ lacji D ostojew skiego z la t sp ęd zan y ch w śród

nie-Jałmużna

(17)

JE R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 112

Metonimia śmierci

sczastnych, ty ch , k tó rz y m ów ią o sobie „K im je ­

steśm y? Z a życia — nie ludzie, po śm ierci — nie nieboszczycy. E -ech!” 2.

A n a m arg in esie: czyż n ie przy p o m in a to słów p a ­ dający ch w C zarod ziejskiej górze Tom asza M anna w o dniesieniu do bezczasow ej atm o sfery odosobnio­ nego górskiego san ato riu m : „to w ogóle nie je s t czas i w ogóle to n ie je s t życie” . Przecież tu, w h erm ety ce odludzia, w b ezpośrednim kontakcie ze śm iercią, w p ań stw ie cieni, gdzie w y ro k i fe ru je R ad am an ty s — dok to r B ehrens, odbyw a się życiow a in ic ja c ja bo­ h a te ra, dokonującego — m im o iż rzecz dzieje się n a w ysokości pięciu tysięcy stóp — „Odyseuszow ego zstąpien ia w głęb ię”. Stop! z a trzy m a jm y się w ty m m iejscu — szukanie dalszych m itologicznych odnie­ sień w pow ieściach M anna to pokusa ró w nie silna, ja k śpiew sy ren , ulec zaś jej znaczyłoby zgubić się w odm ęcie roztrząsań, nie doprow adzając w ą tk u n a ­ szych rozw ażań do w y tk n ięteg o celu.

„U m arły m i” są nie ty lk o przeb y w ający w odosob­ nien iu w ięźniow ie i p acjenci sanatorium , lecz ró w ­ nież — w tra d y c y jn y c h k u ltu ra c h — w ęd ro w n i żebracy, k aleki, dziady i przy błęd y. K alectw o sam o w sobie je s t ju ż m etonim ią śm ierci. R ów nie w ażn y je s t też fak t, że p rzybysze ci b y li dla społeczności w iejskich obcym i; nie należąc do sw ojskiego g ro ­ n a — przychodzili z innego św iata. Ż ebraczy k o stu r m a swe analogie w szam ańskich posochach, w la ­ skach m itologicznych heroldów śm ierci i w p asto ­ rała ch biskupów — p a ste rzy dusz. Do zw iązków m iędzy b łąk an iem się, błądzeniem a w izją tam teg o św iata pow rócim y jeszcze w to k u dalszych analiz. A zatem w ram a ch dychotom icznej k lasy fik acji św ia­ ta p rzy b y w a ją c y z daleka, obcy sta je się posłańcem zaśw iatów i jak o tak i m oże służyć do przek azan ia zm arłem u ofiaro w an ych m u przedm iotów . W ty m

2 F. Dostojewski: Wspomnienia z domu umarłych. Przeł. C. Jastrzębiec-Kozłowski. Warszawa 1977, s. 296.

(18)

113 ,..P O Ś M IE R C I W Ę D R O W A Ć m iejscu chciałbym opisać zdarzenie, k tó re w yraziście uzm ysłow iło mi, w ja k i sposób pow yższe s tru k tu ry istn ie ją w rzeczyw istości tere n o w e j. Oto pew nego razu w górach A łta ju znalazłem się w ju rc ie, w k tó ­ rej trw a ła w łaśnie sty p a po zakończonym dopiero co pogrzebie. P rzed ju r tą sta ła jeszcze ciężarów ka, k tó rą odwieziono zw łoki n a cm en tarz. Do jej lu ­ s te rk a bocznego (i chyba nieprzy p ad k ow o w łaśnie tam ) p rzy w iązan a b y ła b iała szarfa, ofiarow an a k ie­ row cy za to, że stw orzy ł zm arłem u „białą drogę”, tzn. pom yślne, niezakłócone p rzejście n a ta m te n św iat. Po nadzw yczaj serdecznym p o częstunku — w y k raczający m poza ram y zw ykłej m ongolskiej (i ta k niem ałej) gościnności — m ający m w y raźn ie z ry - tu alizo w an y c h a ra k te r, o trzy m ałem w d arze ta k ą sam ą szarfę w raz z jeszcze je d n y m „białym p o d a r­ k iem ” — zaw iniątk iem suszonego sera. W yjaśniono mi, że w tak im m om encie ro d zin a zm arłego je s t szczególnie ra d a p rzy b y ciu gościa, zw łaszcza jeśli pochodzi on z b ardzo daleka, „bo w te d y je s t tro ch ę tak, ja k b y odw iedziła ich dusza zm arłego ” .

Z upełnie szczególnym rod zajem odw rócenia, stoso­ w an y m w okolicznościach w iążących się ze śm iercią, je st in w e rsja k ie ru n k u ru c h u obrotow ego. W zm ian­ kow ana ju ż m ongolska p ra k ty k a zasłan ian ia górnego otw oru ju r ty z ciałem zm arłego, przez obejście jej w k ie ru n k u przeciw n y m do ru c h u słońca, z n ajd u je zaskakująco d okładne odpow iedniki w tra d y c y jn y c h w iejskich zw yczajach z naszego te re n u . T ak więc po w y niesieniu zw łok izbę zam iatano — o d w ro tnie niż zazwyczaj — w k ie ru n k u „pod słońce”, w ty m sa­ m ym k ie ru n k u posyłan y b y ł od c h a ty do ch aty znak p o w iad am iający m ieszkańców w si o śm ierci któregoś z gospodarzy (krzyż, obrazek św ięty, a nieg­ dyś specjalny d rew n ia n y przedm iot, tzw . w ręby). Obok odw rócenia k ie ru n k u ru c h u stosow ano też jego zaniechanie, zatrzym an ie, realizo w ane w razie śm ierci oraz w pew n e dni o fan aty czn ej sym bolice (np. w W ielki Piątek) poprzez zakaz w y k onyw ania

„Biała droga”

„Pod słońce”

(19)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 1.14 czynności zaw ierających elem ent ru c h u obrotow e­ go, takich ja k m ielenie, zam iatanie, przędzenie itp. Sens ty c h in w e rsji stan ie się w p ełn i ja sn y dopiero n a tle znaczenia, jak ie m a ru ch w ykony w an y w e w łaściw ym k ieru n k u , zgodnie z biegiem słońca. P o ­ w ołajm y się zatem znów n a m ate ria ł z Mongolii, tam bow iem w ym óg zgodności działań człowieka z kosm icznym i w zorcam i form u łow an y był surow o nie ty lko przez b u d d y jsk ą (w jej lam a j skie j w ersji) m yśl relig ijn ą, ale też przez tra d y c ję ludowego św iatopoglądu. '

D okonyw ane codziennie ran o i w ieczorem odsłania­ nie i zasłanianie górnego o tw oru ju r ty — sym bo­ liczny początek i koniec dn ia — pow inno być w y ­ k on yw ane ze słońcem , bow iem za odstępstw o grożą choroby i śm ierć. J e s t to w ierzenie — jeśli spojrzeć n a jego zaplecze m yślow e — n ajzupełniej logiczne:

Jurta i Kosmos ju r ta niesie przecież — ja k każde chyba domostwo albo św ią ty n ia w k u ltu ra c h tra d y c y jn y c h — sym ­ bolikę kosm iczną, w ięc działanie na tak im znaku Kosm osu pow inno być zgodne z reg ułam i p a n u ją ­ cym i w sam ym Kosmosie. W p rzeciw nym razie spo­ wodow ać m ożna — n a zasadzie m agicznego zw iązku m iędzy znakiem a jego desy gnatem — naruszenie p orząd k u uniw ersu m , „spadanie gw iazd”. Nie tej jed n a k a b stra k cy jn e j k a ta stro fy kosm icznej boi się p rzeciętn y w ykonaw ca ry tu a łó w (choć i tak ie skutki b y w ają exp licite w ym ieniane), lecz przede w szyst­ kim — n a zasadzie „bliższa ciału koszula”, p a rty - kulary zu jąc ów Kosmos, odnosząc go bliżej siebie — osobistych nieszczęść, k tó re pociągnie za sobą u p a­ dek jego in d y w id u aln ej gw iazdy.

Rów nież w ry tu a le religijnym , tak im ja k obcho­ dzenie lam ajskiego k laszto ru , pom nika kultow ego, czy n a w e t o b racanie m ły n k a m odlitew nego, w ier­ n y — jeśli tylko w y k o n u je je popraw nie — sym ­ bolicznie przy czy nia się do u trw a la n ia Kosm osu w jego niezakłóconym biegu. Idzie tu — podobnie ja k p rzy w y m aw ian iu sylab om m ani padm e chum —

(20)

115 ,,.ρ ο Śm i e r c i w ę d r o w a ć

o posuw anie do p rzo d u czasu, o aw ansow anie po śm ierci n a skali bytów , tzn. o p ozy ty w ną re in k a r­ n ację — u n ik n ąw szy tra n sm ig ra c ji w form y niższe (gady, p taki, czworonogi) — i w znoszenie się k u form om s p iry tu a ln y m (bod hisattw a), aż do rozpły­ nięcia się w n irw an ie. A zatem lam ajsk i m ły n ek nie je s t m aszy nką do o dm aw iania m odlitw — a raczej je s t n ią ty lk o n a niższym poziom ie ab strakcji, w sfo rm u łow aniu po d k reślający m k o n k re tn y zysk, n a u ż y te k ubogich duchem (w ty m Europejczyków ); p rzede w szy stk im je s t on je d n a k sym bolicznym p rzedstaw ien iem św ia ta w jego ru ch u, d ającym każdem u w ie rn e m u m ożność p rzy czy nienia się do p o budzenia bieg u K osm osu — a w ięc zostania „m a­ ły m czakraw a rti” — „obracający m koło” w zgodzie z u n iw e rsa ln y m porządkiem .

Z atrzy m aliśm y się dłużej p rzy sym bolice m łynka, aby na ty m przy k ład zie zadem onstrow ać złożony sens ru c h u obrotow ego w ry tu a łac h . Z przytoczo­ nego m a te ria łu w y n ik a, iż ru c h p raw o sk rę tn y w iąże się z rozw ojem p rogresy w n ym , z posuw aniem biegu czasu (bytów w n im istniejących) w przyszłość, a zarazem ze w znoszeniem się w górę. N a zasadzie sy m e trii ru c h pod słońce pow inien w ięc prow adzić w p rzeciw ne k ie ru n k i czasu i p rzestrzen i: w przesz­ łość, do ty łu , w dół.

J e s t ta k w istocie; jeśli w olno jeszcze pozostać przy nieco obcym czytelnikow i m a te ria le m ongolskim , to p rzy k ład em n a zw iązek ru c h u lew osk rętnego z co­ faniem czasu n iech będzie w ierzenie, że ta k jak po p raw n y obrót m ły n k a d a je długie życie, ta k o bra­ canie go w lew o sk ra c a życie — zm niejsza w yzna­ czoną człow iekow i p rzez los liczbę lat; istn ieje n a ­ w et w języ k u m ongolskim p rzekleń stw o: „aby tw ój m ły n ek k ręcił się n a o p ak ”. Za obracanie go pod słońce m a też grozić po śm ierci pójście do piekła, w podziem ia; czyż dok ład ny m stru k tu ra ln y m odpo­ w iedn ik iem tego w ie rz e n ia nie je s t nasza ludow a re ­

Młynek modlitewny...

obracany w lewo

(21)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 116

Cofnięcie czasu

cep ta n a w yw ołanie d iab ła — przez obejście pod słońce kościoła albo św iętej figury?

Znaczenia ru c h u okrężnego n a k ła d a ją się zatem na p rzed staw ian y ju ż w cześniej schem at przekładalności w ym iarów przestrzeni, w zbogacając go o now y w y ­ m i a r — czas: ru ch ze słońcem w praw o je s t tożsam y z ru ch em w przyszłość, do przodu i w górę, n a to ­ m iast ru c h pod słońce, w lew o — oznacza ru c h ku przeszłości, w ty ł i w dół. Oczyw iście n a k ła d a ją się też dalsze p a ry opozycji bin arn y ch . P rz y k ła d e m te ­ go — w odniesieniu do p a ry m ęski — żeński — niech będzie lam ajsk i system w różenia przez odli­ czanie n a członach palców ręk i; pozostaw iając na uboczu złożone jego szczegóły, w y starczy gdy pow ie­ my, że w p rzy p ad k u m ężczyzny w róży się posuw a­ jąc się w k ie ru n k u ze słońcem , w p rz y p a d k u kobiety zaś odw rotnie.

Pozostańm y jed n a k p rzy ty c h in w ersjach , k tó re w ią­ żą się ze śm iercią. M om ent u sta n ia b ieg u ludzkiego czasu w ym aga zaakcen tow ania tak im i d ziałaniam i sym bolicznym i, k tó re w y ra ż ały b y te n fa k t w języ k u ko n k retu . J a k jed n a k w y razić a b stra k c y jn e pojęcie czasu? T ylko przełożyw szy go n a ru ch w p rzestrzeni. O brotow y c h a ra k te r i k ie ru n e k owego ru c h u w y zn a­ cza samo Niebo, te n w ielki zeg ar archaicznego o bser­ w ato ra. Je śli o krążenia czynione ze słońcem w y ra ­ żają dziejącą się w czasie zm ianę, to ru c h pod sło ń ­ ce będzie oznaczać cofnięcie czasu albo zatrzy m an ie go. S tąd więc zakaz bądź odw rócenie k ie ru n k u r u ­ chu okrężnego oznacza sym bolicznie o siągnięty bez- czas, stan, ja k i w k u ltu ra c h dy sponujących ju ż ze­ g arem osiąga się przez z atrzy m an ie w chw ili śm ie r­ ci ru ch u jego w skazów ek.

W obliczu śm ierci okazuje się niekiedy celow e nie tylk o zatrzym anie, ale w ręcz cofnięcie czasu. T ak je s t na p rzy k ład w m u zułm ańsk im pogrzebie u lu ­ dów A zji Środkow ej: o tw a rtą jeszcze m ogiłę obcho­ dzi się z K oranem w ręk ach pod słońce ty le razy, ile dziesiątków la t liczył zm arły, b y w te n sposób

(22)

117 ..P O Ś M IE R C I W Ę D R O W A Ć zm niejszyć liczbę jego grzechów do ich poziom u z okresu dzieciństw a. W analogiczne przykłady od­ w racan ia czasu albo zatrzym y w ania go za pom ocą ru ch u pod słońce o b fitu je m agia. D okładniejsza ana­ liza — na k tó rą nie m a tu m iejsca — w ykazuje, iż w szelkie odw rócenie, ta k chętnie stosow ane w m agii (jakoby stąd, iż w m agii w szystko m usi być odw rot­ nie niż w życiu, bo bez tego udziw nienia nie w ie­ rzono b y w jej skuteczność — ale m y nie w ierzm y w tak ie pow ierzchow ne, żyw iołow e interpretacje), m a na celu w łaśnie odw rócenie czasu, anulow anie istniejącego sta n u („odczynienie” choroby, „odw ró­ cenie” nieszczęścia) albo zatrzy m an ie czasu (unie­ m ożliw ienie zm iany, np. zatrzym an ie odchodzącego kochanka przez użycie w ody spadającej z ty lnej stro n y koła m łyńskiego, jak to n o tu ją X V II-w ieczne procesy o czary). Pow róćm y jed n ak do zagadnień bliższych problem aty ce śm ierci; ze stw ierdzonego w yżej izom orfizm u: ru ch p raw o sk rętn y = w górę, lew oskrętn y = w dół w y n ik a ją reguły, k tó re rządzi­ ły w yobrażeniam i dróg prow adzących w zaśw iaty. Z najdow ały one swe odbicie w a rch itek tu rze tych pom ników kultow ych, k tó re tra k to w a n e b yły jako „schody do n ieb a ” . W ystarczy chyba, jeśli pow ie­ my, że praw o sk rętn e są zarów no japońskie pagody, jak i schody w iodące n a szczyt pielgrzym kow ych m inaretów , czy w reszcie ta ra sy w znoszące się ku w ierzchołkom budow li stanow iących lokalne góry kosmiczne. Te sam e reg uły określały k ieru n ek ta ń ­ ców w irow ych i okrężnych w y ko nyw anych przez ekstatyków , szam anów i m istyków .

D łuższą nieco chw ilę pośw ięcim y k ieru n k o w i p rze­ ciw nem u, ty m b ardziej in try g u jącem u , że schody w iodące do p iekieł rzadko ty lk o b y ły wznoszone — czy m oże raczej „głębione”, skoro prow adzić m ają w dół — poza sferą w yobraźni. I ta jed n a k rządzi się — do pew nego p rzy n a jm n ie j stopnia — logiką s tr u k tu r elem en ta rn y c h . P rz y k ła d bezsporny to astronom icznie p rec y z y jn y w szczegółach D an tejski

Sens odwrócenia

(23)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 118

Dantejskie piekło

W prawo — czy pod słońce

obraz piekieł. J a r y piekielne tw o rzą k s z ta łt zwęża­ jącego się le ja („m iejsce to ja k w iesz m a form ę okołu”), po którego brzegu b oh atero w ie zstępują „ciągle n a lew o idąc i k u dołu” (P iekło, pieśń XIV, w. 124— 126). Ten sam lew o sk rętn y k ie ru n e k zacho­ w u ją zresztą po w yjściu n a d ru g ą s tro n ę — w spi­ nając się po tara sac h G óry Czyśćcowej, w iodących do R aju. D an te fo rm u łu je to z naciskiem p aro k ro tn ie: „P raw icą zawsze bądźcie od k raw ę d zi” (C zyściec, pieśń X IX w. 81), „D roga naszego pochodu / T ak się pow in na odbyw ać b y p raw a / R ęka zw rócona była do obw odu” (pieśń X X II, w . 121— 123) itp. Czyżby zatem pom yłka? Przecież lew oskrętność — ze w zględu choćby n a „gorszą” pozycję rę k i lew ej — nie pow inna prow adzić do raju! W szystko jed n a k stan ie się jasn e i s tru k tu ry pozostaną ocalone, gdy uśw iadom im y sobie, że G óra Czyśćcowa położona je s t n a p ółkuli południow ej, a zatem w łaśn ie ru ch lew o sk rętn y będzie tu ruchem zgodnym z k ie ru n ­ kiem słońca. D a n te je s t tego św iadom : „dziw no m i się zdało, że z lew ej stro n y blask u d e rz a ł w e m nie” (pieśń IV, w. 56— 57); „Jużeśm y dalej obeszli do­ koła / G óry i to rem słońca w ięcej znacznie” (pieśń X II, w. 73——'74) itp. Ciekawe, że w łaśn ie k ieru n e k biegu słońca, nie zaś — suponow ana dzisiaj przez w ielu — p raw o sk rę tn a jak o b y dyspozycja psycho­ m otoryczna człow ieka w yznacza d lań zasadniczy w ek to r w przestrzen i, te n prow adzący do ra ju . Czy tego sam ego zdania b y lib y też m ieszkańcy półkuli połud n iow ej?,N a razie nie w iadom o — byłoby rzeczą do etnologicznego zbadania, ja k np. w k u ltu rz e t u ­ bylców A u stra lii rozw iązyw ana je s t sprzeczność m iędzy ruchem w praw o jako ruchem „pod słońce” (a więc n egatyw nym ) a p ozytyw ną (jakoby pow szech­ nie) w alo ry zacją p raw ej ręki.

W racając n ato m iast n a półkulę północną — gdzie n areszcie w szystko pow inno być jasne, skoro czyn­ n ik astronom iczny i psychom otoryczny pozostają z sobą w zgodzie — pow iedzieć trzeba, że lew osk

(24)

ręt-119 ...p o Śm i e r c i w ę d r o w a ć

ność je st k ieru n k iem sp ira li prow adzącej w pod­ ziem ia np. w m isteria c h eleuzyjskich, w tra k c ie od­ byw anego ku czci P e rse fo n y pod słońce „tań ca żu­ ra w ia ” . M istyka sp ira li to zresztą oddzielny ogrom ­ n y te m a t — lab iry n t, w k tó ry m n ietru d n o się zgubić szukając fałszyw ych, zb y t łatw y ch w yjść. W yobra­ żenia sp irali — la b iry n tó w po w staw ały przecież od zara n ia działalności id eacy jn ej człow ieka — m ożna chy ba jed n a k sądzić, iż zawsze służyły w yobrażeniu podróży „w g łąb ” : przeszłości, nieśw iadom ości, śm ierci. S p irale n a a u stra lijsk ic h p rzedm iotach k u l­ tow y ch — czuring ach — są szlakam i podróży m i­ tyczn ych przodków ; w tra k c ie cerem onii in ic ja c y j­ n y ch w odzi się po n ich palcem — ja k to ktoś po­ w iedział — ja k igłą po płycie, a h isto ria rozlega się z tego gram ofonu. S p ira la lab iry n tó w w iodąca na sp otk an ie z potw o rem i n a pow rót k u w yjściu je s t w ieloznaczeniow ym sym bolem , m odelem k ra in y śm ierci, w k tó rą w stęp ując, trz e b a poddać się ży­ ciowej inicjacji. Ta zn an a z p lem ien n ych cerem onii in ic ja c y jn y ch idea m a, ja k zobaczym y, nadzw yczaj dużą trw ałość. Czyż jej sym bolicznym zapisem nie je s t choćby sp ira la w ieńcząca p a sto ra ł biskupa — p a ste rza dusz w iodącego je przez śm ierć do żyw ota w iecznego — z w yobrażeniem smoka, z paszczy k tó ­ rego w ychodzi z m artw y ch w stały B aranek? Śm ierć — czy to sym boliczna, w obrzędzie inicjacji, czy też ta o stateczn a — je s t bow iem zawsze w daw nych św ia­ topoglądach ty lk o m om entem p rzejścia do nowego, odrodzonego życia.

T ak w ięc kategoria, k tó rą dotąd analizow aliśm y jako p rzeciw staw ną wobec życia, rozpada się na k o lejn ą p a rę opozycji: śm ierć jako kres życia doczesnego i jako zapoczątkow anie żyw ota wiecznego, in icjacja w nieśm iertelność. Д chyba w łaśn ie to odnow ienie, p o w tórne n aro dzin y m a oznaczać (a więc powodow ać sobą) ta nagość, k tó ra — w pow ściągliw ej, ja k p a ­ m iętam y, postaci — pojaw ia się w d aw ny m m ongol­ skim pogrzebie. U ogólniając, m ożna powiedzieć, że

Symbolika spirali

Kres i początek

(25)

J E R Z Y S Ł A W O M IR W A S IL E W S K I 120 w kom pozycji obrzędu pogrzebow ego n a jp ie rw pod­ k reśla się — zw łaszcza przez in w ersję — fa k t u s ta ­ n ia życia, aby później coraz silniej akcentow ać — np. sym bolam i płodności — m om ent odrodzenia. W pew n y m pu nk cie dokonuje się rad yk alneg o p rz e ­ w artościow ania; z odw róconej p e rsp ek ty w y tam teg o św iata śm ierć je s t początkiem w łaściw ego życia. W ątpliw ość E urypidesa:

Któż wie... Któż wie, czy życie nie jest umieraniem, A śmierć tam musi życia nosić miano ? 8

pow raca też w p y ta n iu staw ian y m tru p o w i przez Rym kiew iczow skiego B akę 4:

Bo co jest śmierć ja nie wiem Spytaj się Platona Niech powie Ten kto umrze rodzi się czy kona

Po nim n astąp ić m oże ju ż tylko w ołanie o pomoc w dokonaniu owej ostatniej w olty:

Módl się za mnie Ja konam Chciałbym się urodzić I po niebiańskich łąkach jako Grecy chodzić

w k tó ry m pew ność żyw ota (Wiem D obrze ci tam tru p ie L epiej być nie może) sp lata się z zazdrością, iż to n a jtru d n ie jsz e przejście rozm ów ca m a ju ż za sobą:

A ty śmierć masz już za nic A ty sobie żyjesz I zimną wódkę szklanką do śniadania pijesz

* Cyt. za G. van der Leeuw: Fenomenologia religii. Przeł. J. Prokopiuk. Warszawa 1978, s. 655.

Cytaty

Powiązane dokumenty

37 Jeślim był ciałem, tu się nie pojmuje, jako się rozmiar jeden w drugim zmieści, gdy ciało w ciało obszarem wstępuje.

fach, opowiadających mu o świecie, o piekle i o niebie, — pewnych odbłys- ków i naśladowań Danta; naturalnie, że dostały się one tutaj z florenckiego

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Państwowa Straż Pożarna, Komenda Główna Policji, Biuro Ochrony Rządu, Straż Graniczna,. Prezes Urzędu Transportu

Ni on jest zbrodzień, ni ja duch splamiony. 91 W imię Potęgi, przez którą się waży Ma stopa w dzikie ścieżki tego grodu, Jednego z twoich dodaj nam dla straży. 94

Inne natom iast zasady przerachowania stosować należy wtedy, gdy spłata m ajątkow a określona w akcie zaw ierającym działy dokonane przez w stępnych (art. k.N.)

ФОРМУВАННЯ ІНШОМОВНОЇ ПРОФЕСІЙНОЇ КОМПЕТЕНТНОСТІ МАЙБУТНІХ ФАХІВЦІВ ПОВЕДІНКОВИХ СПЕЦІАЛЬНОСТЕЙ Алла Дуброва

Obraz Maryi w Ewangelii Marka jest motywowany celem narratora, który nie zamierza przedstawiać argumentów odnoszących się do dziewictwa Maryi, ale chce ukazać

A BSTRACT. The Archangelsk Gospel is a manuscript which is based on two original works. The authors of the two basic parts of the Archangelsk Gospel used the texts of