Sk 10 (1292). W arszawa, dnia 10 m arca 190? r. Tom XXVI
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NADKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M ,
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".
W W arszaw ie: rocznie rb, 8, kw artalnie rb. 2.
/, przesyłką pocztow ą: rocznie rb. 10, półr. rb. 5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich k się g arniach w kraju i za granicą.
Redaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godzi
ny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. T e l e f o n u 8 3 1 4 ,
J E S Z C Z E
•O Z JA W ISK A C H „ T Ą P A N I A ” ').
W roczniku zeszłorocznym W s ze c h świata (str. 241) został w ydrukow any mój artykuł o zjaw iskach tąpania, strzelania lub hukania w w arstw ach w ę g la k am ien
nego w zagłębiu dąbrowskiem. Poszuki
wania w literaturze fak ty c zn y c h danych i wyjaśnień owego zjawiska w ykazały, że mieliśmy ich w te d y bardzo niewiele, jednakże, opierając się n a nielicznych fa
ktach, wygłosiłem stanowczo wniosek, że zjawisko tąp an ia n ależy uważać, jako miejscowe wyładow anie siły potencyonal- nej> nagromadzonej pod w p ły w e m 1 ciśnie
nia, towarzyszącego procesom gó rotw ór
czym. W końcu roku zeszłego, a zatem
"krotce po w y drukow aniu mojego arty-
'■> Termin „T ąpanie”, ja k to już zauważyłem
" roku zeszłym, je s t w yrazem nie dobrze odpo-
" la'Jającym istocie zjaw iska. Proponow ałem z a stąpić go przez w yrazy strzelanie, hukanie, ale
■iuz i wtedy czułem, że i te w yrazy nie są odpo- tednie. Takąż sam ę nieu stalo n ą term inologię / “ajdujemy i w lite ra tu ra c h obcych. W ydaje mi lf-’ może najlepiej poradzili sobie w danym
".'Padku czesi, d ając odnoszącym się tu ta j zja-
kułu, m orawczyk, prof. A. R zehak ‘), zajął się również zbadaniem tegoż samego zja wiska i w swojej rozprawie zebrał skru pulatnie fakty, których, j-ak się okazuje, w ostatnich czasach zanotowano już dość poważną liczbę. Prof. R zehak dochodzi zupełnie niezależnie do tegoż samego wniosku, do jakiego i ja w swoim czasie doszedłem, to jest, że zjawiska tą p a nia są wyładowaniami ukrytej w s k a łach energii mechanicznej i, że pomiędzy zjawiskami tąpania a tektonicznemi t r z ę sieniami ziemi m am y tylko ilościową, a nie jakościową różnicę. Prof. R zehak za
znacza również p ra k ty c z n ą doniosłość ba
dań zjawiska tąpania, i t a doniosłość p r a k ty czna ju ż i u nas należycie oceniona została, a re d a k c y a P rzeg ląd u Górniczo- H utniczego prosiła mnie o pozwolenie przedrukowania artykułu, zamieszczonego we Wszechświecie.
Zjaw iska tąpania lub trzaskania już od połowy zeszłego stulecia zwróciły na sie
wiskom nazwę „ p ra sk a v k a “. Nie chcąc w prow a
dzać term inologicznej p lą ta n in y , postanow iłem nadal trzy m ać się ju ż utartego w zagłębiu Dą- j browskiem term inu „tąpanie".
1) A. R zehak—Bergschliige und y erw andte Er- scheinungen. Z eitschrift f. p rak tisch e Geologie,
| 1906. Zeszyt 11.
bie uwagę badaczów. W p o rządku chro
nologicznym pierwsze miejsce zajął prof.
J ohn sto n, k tó ry w 1854 roku na ósmym zjeździe am eryk ań skiej „Assoo. for the A d v a n c e m e n t of S c ie n c e ” opowiedział o do
wolnych, s a m o rzutn y ch ru ch a c h skał, ja
kie zauważono w kam ien ioło m ach w P o rt- landzie. Niezm iernie ciekawe fak ty podał w 1871— 2 rok u prof. W. H. Niles, na któ reg o pow oływ ałem się już w po, rzed- nim artykule. P r z y to c z y m y niektóre z ty ch faktów. W łomach jed nostajnego i niepo- pętunego gn ejsu około Monson w Massa- chussets zauważono m aleńkie wypukłości a n ty k l in a k e , k tó re z hałasem n a grzbie tac h pękały. R azu pew nego, g d y ro b o tn i
cy zeszli już z roboty, dał się słyszeć mocny huk, ta k mocny, że sądzono, iż nastąpił w y b u c h sk ład u m atery ałó w eks
plozyjnych. P rz ek o n a n o się je d n a k n ieb a wem, że powodem ala rm u było rozpęka- nie się masy skały n a przestrzeni koła około 30 stóp w średnicy i grubości około j e d nej stopy. Ostre odłam y skały utw orzyły pośrodku koła stożek się ga jąc y do 3 stóp wysokości. Innym znowu razem, po ta kim g w a łtow ny m ja k b y w ystrzale, „cra- cking so un d”, zauw ażono rozszerzenie się skały, co łatw o można było sprawdzić, gdyż przesu nęła się część otworow świ
drow ych, w y b ity c h w skąle. Bezpośred
nio udało się w Monson raz wymierzyć, że naw pół oderw any od skały monolit rozszerzył się o p ó łto ra cala. P odczas bu dowy tu n elu n a drodze żelaznej Cincin n a ti So u th e rn zauważono, że n a w yrów na
nym ju ż zupełnie spągu tu n elu w pia
skowcu z trz a sk ie m zjaw iają się pop ęk a
ne wypukliny wysokości 8 do 9 cali. San- born, który opisał to zjawisko, nie znał, o ile się zdaje, opisu Nilesa, a podany przez niego obraz j e s t j a k b y wiernem odzwierciedleniem opisu teg o ostatniego.
Ostatnie czasy przyniosły n a m znaczną liczbę c ie k a w y c h n o ta te k n a u k o w y c h , do
ty c z ą c y c h zjawisk ro z p a try w a n e j tutaj kategoryi. W górnej B aw ąryi w y d o b y w ają węgieł trzeciorzędow y. W kopal
niach ta m te js z y c h na w a rstw ac h , t w o r z ą cych muldę, zjaw iska t ą p a n ia w y stę p u ją z niezm ierną siłą. 8 czerw ca 1892 roku tąp a n ie z ta k ą siłą odbiło się n a pow ierz
146
chni, że wywołało istotne trzęsienie zie
mi, odczuwane n a przestrzeni kilku kilo
m etrów; t ż samo powtórzyło się 11 sty
cznia 1897 roku. W e d łu g opisu Dilla z roku 1903 zjawiska tąp a n ia z ogromną silą zaznaczają się w kopalniach węgla kam iennego w okręgu Dortmundzkim.
Zauważono, że tąpanie w ystęp uje tam, gdzie w a rstw y w ęgla m ają mocny bar
dzo strop, przy tem strop pozostaje zupeł
nie niezmieniony, ale za to spąg nabiera ja k b y garbów. W 1899 roku na jednej z kopalń w sku tek tąp an ia zostało zabi
t y c h czterech górników, silny prąd po
wietrza; w yw o ła n y tąpaniem , pogasił lampki górników, a n iek tó ry ch poodrzu
cał z miejsc, na k tó ry c h się znajdowali.
N a powierzchni to tąp an ie zaznaczyło się trzęsieniem ziemi, odczu>vanem w kole o średnicy 10 kilometrów, przytem w środ
ku w kole prom ienia jed nego kilometra trzęsienie ziemi nosiło c h a ra k te r uderze
nia pionowego, a oalej falistego. Zjawi
ska tąpania oddawna naw iedzają kopal
nie w ęgla w Czechach, ale dopiero w osta
tnich czasach stały się p lag ą i znakomi
tych i n ajgłębszych na świecie kopalń rud srebra i ołowiu w Przybram ie. Tam zjawisko tąpania otrzymało nazwę „pra- sk a v k a ”. Nie będę się wdaw ał ani w cy
towanie większej liczby faktów, zebra
nych przez Rzehaka, ani też w drobiaz
gi przytaczany ch przez niego opisów. Są one bardzo ważne i ciekawe dla specya- listów inżynierów, p r a c u ją c y c h w kopal
niach, dla nas zaś w ystarczy , gdy zazna
czym y, że ogromna większość autorów, objaśniając zjaw iska tąpania, odrzuca sta
nowczo takie czynniki, j a k ciśnienie po- wietrz'a, bezpośrednie poziome ciśnienie skał, znajdujących się nad stropem c h o d
ników kopalni, odrzuca w pływ osuszania kopalni, a zgadza się na to, że tąpanie j e s t w bezpośrednim związku z procesa
mi tektonicznem i, a w edług wyrażenia Rzehaka, w zjawiskach tąpania pochwy- tuje m y trzęsienia ziemi „in flag ranti’’, t . J - na gorącym uczynku. Zestaw ienia R z e h a
ka dają nam możność poprzeć przytoczo
ne wyżej uogólnienie bardzo poważnym m otyw em . Szeregi znanych dotąd taktów wskazują, że tąp an ie bynajmniej nie za- I
WSZUCHŚWIAT M 10
Ws z e c h ś w i a t 147 leżv ani od własności skał, ani od ich J
wieku geologicznego. Tąpanie nawiedza roboty, prowadzone w granitach, dyaba- zach, piaskowcach, dolomitach, w y stęp u
je w skałach archaicznych, węglowych, tryasowych, mollasowych.
Kończąc niniejszą notatkę, ponownie pozwalam sobie zwrócić uwagę naszych górników na doniosłość p r a k ty c z n ą bada
nia szczegółów tąp a n ia w zagłębiu Dą
browskiem, z uwzględnieniem o stateczne
go ich celu—opracow ania sy ste m atu u ra biania, wobec którego tąpanie przestałoby bvć groźnym wrogiem górnika.
L. Jaczewski.
M A D A G A SK A R.
Olbrzymia ta wyspa, której pow ierzch
nia. wynosząca 590000 /cm2, je s t większa od powierzchni F ra n c y i, i która łącznie licznemi okolicznemi w ysepkam i nad- brzeżnemi zajmuje co do rozmiarów czwar
te miejsce wśród w y sp na całej ziemi,—
położona jest na 400 mniej więcej km od wybrzeża afrykańskiego, oddzielona wiel- kiemi giębiami kanału Mozambickiego.
W spomina o niej już Marco Polo (w k o ń cu XllI-ego stulecia), odkrył ją p ow tór
nie portugalczyk d’Almeida w roku 1506 1 nazwał Sao Lourenęo. Już Ludwik XIII ogłosił, że w yspa j e s t posiadłością fran
cuską, ale howasi p a n u ją c y na Madaga- skarze, oraz anglicy kilkakrotnie z powo
dzeniem wypierali w p ły w y francuskie.
()<1 roku 1885 osiedlił się nastałe na wy- jn e przedstawiciel Francy i, lecz, dopiero po zwycięskiej kampanii wojennej prze
ciwko dynastyi H ova w roku 1896-ym, Madagaskar zostai częścią składową ko-
■°nij francuskich.
Niektórzy zap atru ją się sceptycznie na zdolności kolonizacyjne francuzów, mając
"łaśnie między innemi na uwadze ich niepowodzenia z M adagaskarem w wie-
> 18. Ale bezstronność każe nam
2 cl * *
lrugiej strony w sk a z a ć w yd a tn e za-
>| ugi francuzów n a polu kołonizacyi są-
"'hiich wysp M askareńskich oraz Afry- lM,lnocnej. Szczególniej zaś owocną
J okazała się zaledwie kilkoletnia gospo
darka F rancyi na Madagaskarze.
Dane poniższe o rozAYoju tej kolonii francuskiej znajdujemy w 3 rocznikach
„Guide annuel de M adagascar” (1903,4,5), publikacyi urzędowej, drukowanej w dru
karni państw owej w A ntanariyo (główne miasto n a tej wyspie). W ydaw n ictw o to je s t poniekąd dalszym ciągiem rocznika
„Antanarivo Annual and M adagascar Ma- gazine”, wydawanego przez londyńskie towarzystwo misyonarskie, jeszcze za cza
sów dominującego w pływ u anglików na dynastyę Hova. Obie publikacye zawie
rają nadzwyczaj cenne dane, dotyczące stosunków etnograficznych, przyrodni
czych, oraz geograficznych.
Gubernator M adagaskaru, generał Gal- lieni, zupełnie słusznie uważał, że zba d a nie w yspy pod względem nauko w y m j e s t nieodzownym warunkiem do jej podboju gospodarczego; popierał ted y badania n a u kowe, rozporządzając w tym celu znacz- nemi środkami materyalnemi.
W publikacyi wspomnianej znajdujemy liczne monografie prowincyj m adagaskar- skich ze szczegółnem uwzględnieniem stosunów etnicznych i gospodarczych.
Są one tutaj, j a k wiadomo, nadzwyczaj różnorodne, co było głównym powodem, że Gallieni nadał tym prowincyom p ew ną samodzielność pod względem administra
cyjnym. Dobrze wykonana m apa (ska
la 1: 3500000) uwidocznia wprowadzony obecnie podział a dm inistracyjny na 29 prowincyj i okręgów.
Mnóstwo map części poszczególnych w yspy stanowi cenny m ateryał dla p rz y szłej dokładnej m apy M adagaskaru. W y brzeże wschodnie, oraz prow incya środ
kowa Imerina wraz z jej najbliższą okoli
cą były dotychczas lepiej znane; mniej natom iast— wybrzeże zachodnie, ponieważ m ieszkający tam Sakalawowie robili duże trudności w badaniu kraju.
Z map szczegółowych strony wschod
niej na uw agę zasługują: m apa zatoki An- tongil z przyległym obszarem, oraz ma
pa Y o hem ar i Diego Suarez.
Na stronie zachodniej sporządzone zo
stały m a p y prowincyi Nosi - Be, M ajunga
| i Tulear, oraz okręgów administracyjnych
148 W S Z E C H Ś W I A T
M ahavavy, Maintirano, M arandava, obsza
rów dotychczas bardzo mało znanych.
Mapa geologiczna (1: 35000C0) znacz
nie rozszerza i m odyfikuje dotychczasow e dane, szczególniej w części zachodniej wyspy.
W iadom o było dotychczas, że jąd ro Ma
dag ask aru stanow ią form acy e p rastare (gnejs, łupek mikowy, granit), w y s tę p u ją ce w środku i prawie wszędzie n a wschód niej stronie wyspy. U tw o ry w ulkaniczne rozrzucone są po całej wyspie, a u w y brzeża wschodniego s p o ty k a ją się częściej, niż d otychczas przypuszczano. Ze stro
ny zachodniej do m asyw u archaicznego środkowego przypiera miejscami dość szeroki pas t ry a s o w y , c iąg n ący się bez przerw y od okolic p r z y lą d k a św. Maryi na południu do okolic Y o h e m a ru na pół
nocy. F o r m a c y a try asow a najbardziej rozw inięta jest u wyniosłości St. Andre, gdzie okala odosobnione jądro archaiczne i gdzie, nieopodal p rz y lą d k a St.-Andre, dochodzi praw ie do morza.
Do pasa tryaso w eg o p rz y le g a niemniej szeroki pas form acyi jurajskiej, o b ejm ują
cej zacznie większy obszar, niż d o ty ch czas myślano; albow iem zaczyna się na południu od T ulearu, a k o ń czy na półno
cy w prowincyi Nosi-Be.
Obszernych rozm iarów form acyę k re dową widzim y na zachodzie, okoloną ze stron y w y b rz e ż a S akalaw ó w w ą sk ą w stę
g ą osadów trzecio-i czwarto-rzędowych.
N iestety, wciąż brak jeszcze dokładnego zdjęcia k o ralo w y c h u tw o ró w rafowych.
B og a c tw o m in eraln e w y s p y zasługuje na uwagę... Obok złota istnieją t u po
kład y ru d y żelaznej, szczególniej n a stro
nie wschodniej; w różn ych miejscach znajdow ano miedź, cynk, ołów i nikiel, oraz węgiel. D o ty c h c z a s eksploatow ano w yłącznie skały złotonośne, i to z coraz lepszym skutk iem (mapa geologiczna z ro
ku 1905 podaje w sz y stk ie m iejsca, gdzie znaleziono złoto). S t a t y s t y k a w y k a z u je, że w roku 1902-im złota wywieziono za 1700000 fr., w roku n a stę p n y m już za 5800000 fr., wreszcie w 1904 r. — aż za
8 milionów fr.
Paleontologię M adagaskaru opracował Ju lly , prezes Akadem ii w Antanarivo
(w roczniku za rok 1905). N ajstarsze ska
mieniałości pochodzą z liasu górnego (Madagaskar zachodni), skamieniałości mię
czaków w iryasie dotychczas nie znale
ziono. N a północo-zachodzie w yspy wy
k ryto w warstwach ju rajskich i kredowych obecność wielkich dynosaurów.
Ważniejsze znaczenie posiadają zsczątki p takó w i ssących w w arstw ach młodszych.
—J u ż w 1831 r. Geoffroy St. Hilaire do
niósł A kadem ii francuskiej o znalezieniu olbrzymiego ja ja Aepyornis; Grandidier znalazł w roku 1886-ym na Madagaskarze kości wielkich strusiów, w k rótce potem w okolicach T u learu natrafiono na szcząt
ki wygasłego Hippopotam ns Lemerlei.
W w arstw ach czw artorzędowych koło Ant- sirabe Muller i F o rsy th Major znaleźli pra
wie jednocześnie (1893 i 1894) szczątki pta
sie dwu zupełnie odmiennych gatunków strusiów (Aepyornis i Miillerornis). Po
wszechną uw agę zwróciło stwierdzenie istnienia na M adagaskarze w okresie geo- ologicznym niezbyt odległym olbrzymich rozmiarów lemurów, obecnie wygasłych (Adapis magnus). W ciągu w y p ra w y nau
kowej w roku 1898, p. Grandidier odkrył dwa nowe gatunki wygasłe Prosim iae : Pa- laeopropithecus i Bradilemur.
W ostatnich latach znaleziono w pobli
żu Itasi w warstw ach w a p ie n n y ch szcząt
ki kopalne ssących; badania pod kie
runkiem J u lly e g o trw ają w dalszym cią
gu i jest nadzieja zdobycia w ażnych przy
czynków do poznania fauny wygasłej w okresie czwartorzędowym.
R ozm iary obszaru zalesionego na Ma
dagaskarze wynoszą przeszło 12 milionów hektarów . E k sp lo ata cy a lasów, uregulo
wana przez prawo od roku 1900, może się rozwinąć tylk o tam, gdzie transport drze
wa do wybrzeża j e s t tani, a więc tam, gdzie znajdują się żeglowne a rte ry e wodne.
W roku 1900 wywieziono drzewa za 43 tysiące fr., w 1902 r.— za 300000, wresz
cie w 1903 r.—za 552000 fr.
Szczególną pieczołowitością rząd k o l o n i a l
ny otacza rolnictwo. W okolicach z w r o t
nikow ych nie daje się ono nagiąć do jed
nego, obowiązującego schematu: należ}' raczej przez dokładne zbadanie s t o s u n k ó " '
gleby oraz warunków meteorologicznych
JMł 10
dojść do wniosku, jakiego rodzaju gospo
darka nadaje się dla rozm aitych obszarów kolonialnych. N aogół można się spodzie
wać, że strona wschodnia w yspy więcej się nadaje do u p raw y plantacyjnej, zaś zachodnia do hodowli bydła (na wschodzie pada znacznie więcej deszczów, niż na zachodzie). Dla b a d a ń szczegółow ych izba rolnicza na M adagaskarze urządziła w rozmaitych miejscach w yspy stacye do
świadczalne. J u ż w roku 1897-ym otwar
to na północ od T a m a ta v e stacyę Ivoloi- na; robi ona próby z kulturami kawy, drzew kakao oraz roślin kauczukowych.
Xa dużem polu, obejm ującem 160 h e k ta rów, rozpoczęto próby z palmą kokosową, między innemi z odmianą z w ysp Sey- ehellskich, zawierającą szczególniej cenio- lnj koprę. D ruga sta c y a znajduje się przy torcie Delfina; ta m robią próby z kaw ą z Liberyi, h e rb a tą i drzewami owocowe- mi. Największe je d n a k znaczenie posia
da stacya Nanisana w okolicach miasta Antanarivo (prow. centralna). Zajmuje się ona intensywnem sprow adzaniem i u- prawą drzew m orw owych, ta k że niedawno przekształciła się właściwie na stacyę ho
dowli jedwabiu. Władze kolonialne sądzą, że w przyszłości u p raw a jedw abiu będzie jediuj z najważniejszych gałęzi przemysłu na Madagaskarze i starają się zapoznać krajowców z hodowlą gąsienic. J a k o do- l,ry prognostyk w ty m względzie uwa
żać należy fakt, że dzięki wrodzonej inteli- gencyi plemiona h o w a s k ie ju ż dawniej do- wadziły miejscowy przem ysł jedw abniczy do rezultatów zdum iewającyoh. W prze- Cl?gu ostatnich la t s ta c y a N anisana rozda
ła kolonistom i krajowcom 15000 żyją- kokonów i jaj oraz 4000 drzewek owocowych.
Z kawą dodatnich rez u lta tó w narazie l'‘>zcze nie osiągnięto; daje się tutaj we znaki pasorzyt H em ileja vastatrix. Lep-
"Tniki miały dać próby z wanilią na i"dnocy Madagaskaru: wywóz z prowincyi |
"'i-Be wciąż wzrasta, a obszar, zajęty ,llł uprawę wanilii, przenosi 400 hektarów .
Hodowla bydła, gałąź produkcyi dla
* ac agaskaru w yjątko w o ważna, rozwija doskonale; istotne znaczenie posiadła
■"ak dotychczas jedynie hodowla by- I
dła rogatego. W edług źródeł urzędow ych ilość sztuk tego ostatniego z p o c z ątk ie m 1904 r. wynosiła 2776000, z początkiem zaś 1903 r. wszystkiego 2342000 (to gwałtow ne zwiększenie się o pół miliona znajdzie wytłumaczenie zresztą w znacznie zmniejszonym wywozie do Kaplandu).
A fryka południowa była zawsza głównym rynkiem zbytu na bydło rogate, za cza
sów wojny burskiej wywóz roczny doszedł do sumy 4% mil. franków, obecnie w y n o si tylko mil., a to dla tego, że w K a- plandzie wzrósł znacznie wwóz e A rg e n tyny. W oły madagaskarskie nie znikną jed n a k chyba nigdy z ryn k u południowo
afrykańskiego a to dlatego, że mięso ich uchodzi za bardzo smaczne.— Pozatem za
sługuje na uwagę hodowla nierogacizny (sztuk około 300000).
Konie nie zdołały się na M adagaskarze zaaklimatyzować; obecnie chcą j e na no
wo wprowadzić, posługując się m aterya- łem berberyjskim i abisyńskim. W iększa stadnina znajduje się obecnie w kraju Betsileo, gdzie również dokonywają się pomyślne próby z osłami.
Naogół warunki dla hodowli bydła zna
czniejszego są daleko pomyślniejsze na Madagaskarze, niż na lądzie afrykańskim, gdyż na wyspie nie było dotychczas za
raz, tak częstych na kontynencie.
W a runkiem nieodzownym rozwoju eko- micznego danego kraju je s t pobudowanie odpowiednich dróg komunikacyjnych. W ty m wględzie francuskie władze kolonialne m usiały właściwie zacząć od początku.
Poprzedni rząd hoAvaski zasadniczo opie
rał się wszelkiemu budowaniu dróg ku wnętrzu kraju, albowiem chciał w ten sposób utrudnić dostęp europejczykom.
T rak tów w naszem tego słowa znaczeniu poprzednio na M adagaskarze nie było n ig
dzie; nawet ta k uczęszczana droga od w y brzeża wschodniego do stolicy Antanari- vo była zaledwie ścieżką, dobrze znaną tragarzom, ale niedostępną dla jezdnych;
liczne rzeki na wschodniej stronie, gdzie odbywa się najżywsza kom unikacya, nie n a dają się do dłuższego użytk u z powodu krótkiego biegu dolnego.
Należało zatem dokonać olbrzymiej pracy. W obecnej chwili istnieją już do
WSZKCHŚWI AT 149
1 5 0 WSZECHSW1AT
bre szosy, łączące oba w y b rz e ża (wscho
dnie i zachodnie) ze stolicą w prowincyi środkowej. N a drogach ty c h częściowo zaprowadzono k o m u nikacy ę sam ochodo
wą. Szeroka droga prowadzi z lm erin y do uro d zajnego i bardzo zaludnionego kraju Betsileo.
Doniosłym czynnikiem w rozwoju ko lonii b y ła b y kolej żelazna, łącząca stoli
cę prowincyi centralnej Im erina z często odwiedzanem w ybrzeżem wschodniem.
Rząd francuski upoważnił ju ż w roku 1900-ym kolonię M adagaskar do zacią
gnięcia pożyczki w wysokości 60 mil.
fr. na budowę kolei. Po zbadaniu miej
scowych w arunków , zaniechano narazie budow ania nieprzerw anej drogi między A ntanarivo i najważniejszą przystanią T a ni at,ave, gdyż pierw szą część odległości, wzdłuż brzegu do A ndevozante, można p rzeb y ć taniej wodą. Istotnie, na połu
dnie od T a m a ta v e znajduje się równole
gle do wybrzeża wschodniego cały szereg dostatecznie głębokich lagun, oddzielo
nych od m orza wąskim w ałem piasku;
szereg ten w trz e ch tylko miejscach p rzery w ają niewielkie p rzeg rod y p o przeczne. Po przebiciu tych t. zw. pan- galana, p o w sta je ciągła droga w odna aż do A n d ev o zan te, k tó re j długość wynosi 122 km. P ra c a ta ju ż j e s t ukończona, i obecnie kursuje po t y m k anale 10 nie
wielkich parowców, zabierających towary i ludzi z Ivondro (dokąd m ożna się do stać koleją w przeciągu pół godziny z Ta- m ataye) do Brickaville. O s ta tn ia miej
scowość j e s t pu nk tem w yjścia dla kolei żelaznej w głąb wyspy, której całkowita długość m a po ukończeniu wynosić 295 km. Narazie zbudowano tylko część całej drogi; na pozostałej części, aż do stolicy A ntanarivo, istnieje r e g u la rn a komunika- c ya samochodowa. Cała podróż trwa tam i z powrotem wszystkiego dw a dni, co ju ż j e s t znakom item skróceniem cza
su, dawniej u ż yw anego na przebycie tej drogi.
Z powodu chaotyczn ie rozrzuconych gór m iędzy płaskow zgórzem a w y b rz e żem wschodniem, b udo w a kolei n apoty
k a ła poważne przeszkody.
P o c z ta i te le g ra f obejm ują w szystkie
ważniejsze miejscowości na wyspie; urzą
dzono te instytucye w tempie przyspie- szonetn ze względu na bezpieczeństwo kolonii.
Rozwój gospodarczy kolonii znajduje wyraz w ruchu handlow ym, wwozie i wy
wozie. S ta ty s ty k a ostatnich lat wykazu
je pod ty m względem n iew ątpliw y znacz
ny postęp. Handel zew nętrzny wynosił w 1904 r. około 46 mil. fr., stąd 26V2 mii. p rzypada na import, około 19*/2 zaś—
na eksport. Ten ostatni w porównaniu z rokiem poprzednim wzrósł o 3 miliony;
w rzeczywistości wyw óz jeszcze lepiej się przedstawia, jeśli uwzględnimy, że w 1902 r. znaczny wywóz b ydła do Afryki poi.
podniósł cyfrę eksportu i że obeęnie za
panow ały znów' stosunki normalne.
str. L. 11.
(Dokończenie nastąpi).
WIKTOR CREMIEU
P R O B L E M A T GRA W1TA C Y 1.
(D okończenie).
IV. Grawitacya a zasada degradacyi energii.
Widzieliśmy, że p r zy c z y n a zajęcia, ja kie przedstaw ia dzisiaj p roblem at grawita
cyi, leży po części w niezgodności pomię
dzy dwiem a zasadami przyczynowości.
Otóż, niezgodność ta może w braku in
nych nici przew odnich posłużyć za p u n k t
w yjścia dla szeregu poszukiw ań doświad
czalnych.
P rzyjąw szy a priori, że dla zjawisk na
tu ra ln y ch istnieje je d n a tylko z a s a d a
przyczynowości, należy zbadać, czy przy- czynowość fizyczna, w yp ływ ająca z „za
sady p rzyc iąga nia 1', nie je s t poprostu pierw- szem przybliżeniem, które wyrazy d o p e ł
niające sprowadziłyby do zasady przy
czynowości nieodwracalnej, wyrażonej przez prawo degradacyi energii — p r a w o ,
w ypływ ające, ja k wiadomo, z zasady Carnota.
W t a k i m r a z i e k w e s t y a d o ś w ia d c z a ln a s p r o w a d z a się do z b a d a n i a p r a w a New
t o n a w t a k i c h w a r u n k a c h , w k t ó r y c h m°' ż n a b y się p r z e k o n a ć , c z y s k u t k i j e g o p0' d l e g a j ą , o z y t e ż n i e z a s a d z i e d e g r a d a c y 1
.V« 10 W SZ E C H Ś W IA T 151
energii. Kilka u w a g pozwoli nam o k re ślić bliżej istotę ty c h doświadczeń.
Zjawiska, k tó ry c h siedliskiem je s t m a
terya ważka, m ają za źrodło ewolucyę w łonie tej m ate ry i pewnej ilości energii wolnej określonej postaci — ewolucyę, która zachodzi zawsze od pew nego po
ziomu początkowego ku poziomowi k o ń cowemu niższemu. Otóż ew olucya ta nie- uniknienie pociąga za sobą przeobrażenie częściowe na energię o postaci odmien
nej i właśnie to przeobrażenie wyw ołuje degradacyę energii, w ynik ającą z danego zjawiska. Tak np. energia mechaniczna, ulegając ewolucyi w łonie odosobnionej masy gazu, wyw ołuje w niej nie tylko reakcyę sprężystą, ale jeszcze przeobra
żenie częściowe p ra c y w energię cieplną.
Skutek tego przeobrażenia dołącza się do reakcyi sprężystej gazu, w ytw arzając opór przeciwko ewolucyi, któ ra sprowadza za
burzenia. W y nikiem ostatecznym je s t zwię
kszenie entropii układu. Ilość energii wolnej, w nim zawartej, zmniejszyła -ię. Faktycznie, oprócz grawitacyi, nie znamy żadntg o zjawiska, w k tó re m b y w y stępowała jed n a tylko postać, energii.
1 . Rozszerzenie na dziedzinę grawitacyi k il
ka lii/potez, utworzonych celem wytłumaczenia innych zjawisk.
Przypuścimy n a początek, że źródłem grawitacyi jest ja k a ś nieznana dotąd wła
sność eteru próżni, tego ośrodka n iew aż
kiego, którym fizycy musieli wypełnić ca- l;ł przestrzeń, każąc, mu przenikać we
"szystkie ciała.
^ drugiej strony w yobraźm y sobie dwu 1'ypotetyeznych obserwatorów.
1'ierwszy, żyjąc przed Arehimedesem, zna iakt parcia hydrostatycznego, nie znając jednak odpowiedniego prawa, i nie zna ani faktu, ani p raw a przyciągania Newtonowskiego. W obec tego parcie h y drostatyczne w y d a ło b y mu się wynikiem 1’izyciągania ciał, zanurzonych w cieczy, I" zez powierzchnię górną te jż e cieczy;
nadto stwierdziłby on, że żaden ekran ni,i zatrzymuje, ani też nie zmienia sk u t
ków tego pseudo-przyciągania.
* >rilgi obserwator, żyjąc po Archi mede
s:e, ale przed New tonem , zna zasadę Ar- chimedesa, ale nie zna przyciągania N e w tonowskiego. Przy pisałb y on logicznie parcie hydrostatyczne dążności cieczy do zajmowania pozostawionej sobie przestrze
ni z wyłączeniem wszelkiej innej materyi.
Dla niego przyczyną parcia hy drosta tyc z nego byłaby pew na własność, będąca w każdym punkcie wynikiem obecności cieczy.
My— wobec faktu doświadczalnego oraz znanych własności przyciągania N ew to
nowskiego, które przypisujemy hyp otetycz- nie nieznanej własności e teru — jesteśm y w położeniu, podobnem do położenia za
równo pierwszego, j a k i drugiego z po- mienionych obserwatorów.
Możemy więc czynić przypuszczenia, podobne do tych, jakie czyniliby oni, i wyobrazić sobie, że przyciąganie N e w to nowskie je s t w ynikiem dążności eteru do wyrzucenia ze swego łona wszelkich ciał natury odmiennej; ponieważ jed na k eter zajmuje wszystką przestrzeń przeto może dążyć jed yn ie do sprowadzenia do m i
nimum niejednorodności, tkw iącej w róż
nych częściach m ateryi, przez połączenie ich w je d n ę całość. I)o tego to spro w a dza się rozszerzenie na eter g r a w ita c y j
ny zasady degradacyi energii. W y o b ra zimy sobie, że skutkiem początkowej oryentacyi układu świata zajętego p ier
wotnie przez chaos eteru i m ateryi, układ ten zdąża do stanu końcowej równowagi, któ ry zostanie osi ignięty, gd y eter połą
czy w jed nę całość wszystkie części m a teryi ważkiej, dotąd jeszcze odosobnione.
W te n sposób sprow adzam y przyciąga
nie Newtonowskie wstecz do przyezyno- wości nieodwracalnej. Stąd w ypływ a b ez
pośrednio pojęcie energii graw itacyjnej wolnej. Dla dwu mas m i m', prze
dzielonych odległością r i m ogących z chwilą połączenia się ze sobą zająć ob ję
tość kolistą V o promieniu a energia ta wyrazi się wzorem.
nim , - J 5 - (»— “ )•
P rz ek o n a m y się, że słuszność t y c h hy- potez albo mówiąc ściślej, rozszerzenia
152 W S Z E C H Ś W I A T
ich na g raw itacyę, może b y ć p o ddana próbie doświadczalnej.
§ 1. P o sz u k iw a n ie przeob rażen ia en er
gii graw itacy jnej.
P rz ed e wszystkie m, e w o lu c y a w łonie e teru pew nej danej ilości energii graw i
tac y jn ej będzie m ogła p o c ią g n ą ć za sobą przeobrażenie częściowe, odbyw ające się try bem wyżej zaznaczonym .
W e źm y dwie m asy, u trz y m y w a n e nie
ruchom o i przedzielone odległością skoń
czoną. W chwili, g d y pozw olim y im uledz w z a jem n em u ich przyciąganiu, b ę dzie musiało nastąpić przeobrażenie, k t ó re dołącza swe sk utki do bezwładności t y c h mas, opierając się p o c z y n ają ce j się ewolucyi t. j. zmianie to k u g raw ita cy jn e - nego, przechodzącego przez eter od jednej m asy 'do drugiej. T a k samo, jeżeli je d n a z mas zostanie rapto w n ie r/u c o n a z wiel
k ą prędkością, k t ó r a usiłuje oddalić j ą od drugiej, to w chwili impulsu wystąpi przyciąganie dodatkow e. A z a te m będzie
my musieli zaobserw ow ać w masie, k tó ra nie została poruszona, impuls w kierunku ruchu, nadanego drugiej masie.
D ośw iadczenie to usiłowano w ykonać przed kilku la ty w postaci następującej:
P o d talerzem czułej b ardzo wagi (specyal- nie urządzonej bez noża) zawieszono ku lę, zrów now ażoną stosownem i ciężarami.
Zbliżając do kuli tej bardzo dużą masę ołowiu o trz ym an o odchylenie kilkomili- metrowe, będące wynikiem p rzy c iąg a n ia new tonow skiego. Po powrocie do równo
wagi potężny m echanizm s p ę cy a ln y r a p townie rzucał na dół m asę ołowiu (układ przyrządów był taki, że rzucenie tej ma
sy nie w yw oływ ało najm niejszego drżenia wagi). S kutkie m o c z ek iw a n y m był w da- I nym razie impuls kuli w k ieru n k u ruchu, nadanego masie przyciągającej, jak g d y - by w chwili nadania przyśpieszenia, skie
row anego z góry na dół, następowało przyciąganie dodatkow e. W y n ik dośw iad
czenia b y ł ujem ny. Z a u w a ż m y , że zmia
ny w to k u g r a w ita c y jn y m b y ły tu bar
dzo słabe a bezw ładność Wagi z b y t wiel
ka. P o ż ą d a n e j e s t podjęcie na nowo ty c h doświadczeń n a p r z y rz ą d a c h lepiej p r z y stosowanych.
§ 2. Zmiana, ja k ie j ulega energia gra
witacyjna wolna to raz ze stanem mate
ryi. Przypuszczenia, wyżej uczynione, u- mieszczają energię g r a w ita c y jn ą w łonie eteru, k tó ry w yw ołuje graw itacyę. W o
bec tego logicznie m ożna oczekiwać, że wolna energia graw ita cy jn a zmienia się, g dy zmieniają się własności eteru sk utek współistnienia z nim m ateryi w s tanach rozm aitych.
Wiadomo, że gazy nie zmieniają w spo
sób znaczniejszy większości własności e lektryczny ch lub o p ty c z n y c h eteru: w każdym razie modyfikaoye te są jedna
kowe bez względu na n a tu rę gazu. Cie
cze przeciwnie, zmieniają znacznie wła
sności eteru i to w sposób wielce rozma
ity w zależności od swej natury. A za
tem należy oczekiwać, że praw a grawi
tacyi uleg ną zmianie, g dy będziemy je badali w łonie cieczy, pomimo, że ciecze nie stanow ią ekranu dla sił new tonow skich.
• Odrazu je d n a k n a p o ty k a m y tu zarzut, w ypływ ający z zasady Archim edesa. Po włączeniu w nie fak tu ciężkości i zasady Pascala, prawo A rchim edesa daje się sfor
mułować, j a k następuje: „Ciecze przeno
szą ciśnienie, w ynikające z ich ciężkości, na wszystkie p u n k ty swej masy; ciała, skąpane w tej masie, bę d ą poddane róż
nicy pomiędzy ciśnieniem tem a działa
niem bezpośredniem, jak ie w y w ie ra na nie ciężkość”.
Otóż doświadczenia najpospolitsze po
tw ierdzają zasadę Archim edesa. W szcze
gólności, gęstości ciał stałych, oznaczone z jednej strony m etodą flakonu, a z dru
giej w agą hy drostaty czn ą, zgadzają się ze sobą przynajm niej do jednej dziesięcioty- siącznej.
Zdaje się więc, że g ra w ita c y a ulega przynajmniej z dokładnością do jednej dziesięciotysiąoznej praw om jednakowym w próżni, w gazie i w cieczy. A ponie
waż nie można mieć nadziei na otrzym a
nie w doświadczeniach nad grawitacyą dokładności większej niż do 0,001, przeto niem a podstaw y do prób w ty m kierunku.
Otóż, w rzeczywistości, zarzut ten nie może ostać się wobec hypotez, któreim się kierujemy. E t e r w przypadku, gdy
j chodzi o ciężkość, poddan y jest działaniu
.Yo 10 W S Z E C H Ś W IA T 153 pola graw itacyjnego praw ie dokładnie j e
dnostajnego. W doświadczeniu nad gra- witacyą, przeciwnie, m am y do czynienia z masami, nieporównanie mniejszemi od masy ziemi, pole, które je przedziela jest niesłychanie zbieżne i przeto stan eteru, poddanego działaniu takiego pola, może różnic się znacznie od stanu eteru w polu jednostajnem; jeżeli do zmiany tej dodamy jeszcze znaczną zmianę, w y nikającą z obecności cieczy, to dojdzie
my do wniosku, że niem a nic niedorzecz
nego w oczekiwaniu, że zm iana w y p a d kowa będzie większa od przybliżenia, j a kie cechuje doświadczenia i że skutkiem tego będzie ona widoczna.
Gdyby zgodność pom iędzy wartościami gęstości ciał stałych, oznaczonemi obiema metodami, była doskonała, to możnaby oczywiście przewidywać, że zm iana szu
kana będzie zerem. Atoli tej zgodności doskonałej nikt jeszcze nie dowiódł i dość jest jakiejkolwiek różnicy chociażby naj
mniejszej, aby z wszelką słusznością m o
żna było mieć nadzieję, że zdołamy ją powiększyć, zmieniając możliwie głęboko
warunki doświadczenia.
Poniżej podaję opis dwu doświadczeń, podjętych przeze mnie w tym celu.
1. Doświadczenia z kroplami cieczy, wiadomo, można o trzym ać ciecze,
•lak
które nie mieszają się ze sobą a jed n a k lnaj$ gęstość jednakow ą. Inne własności
’ych cieczy, ja k o to cieplne, elek try czn e optyczne są, przeciwnie, bardzo różne a więc różne są i odpowiednie stany ete- 1,1 współistniejącego.
^ eźmy wielką masę cieczy A, w któ-
" I zunurzymy dwie krople cieczy B o tej
■miej gęstości, co A , lecz niezdolnej do
"" >zania się z n ją. w myśl zasady Ar-
■nnedesa oraz na postawie teoryi po-
^,lt;Młu Newtonowskiego krople cieczy il w równowadze obojętnej. Przeciw- 11 ’ .jeżeli weźmiemy pod uwagę wol- energię graw itacyjną eteru, współist- -1*11 go z cieczą A , to zobaczym y, że
i‘J>t °na zerem.
‘teru tego
i ^ i eleru fest „ r o iu e u u m i ,
lll(jednorodności, któ rą wedle nasze- z) 1’tiszczenia tenże e te r będzie się sta-
W samej rzeczy, dla krople cieczy B, w k tórych wielce odmienny, są źró-
rał sprowadzić do minimum. A zatem kro
| ple nie będą w równowadze, będą one zbliżały się ku sobie, aż się połączą w jednę całość; minimum zostanie wtedy osiągnięte.
Doświadczenie to, nadzwyczaj delikat
ne, wykonane zostało przed kilku laty.
Szczegóły jego znaleść można w tomie C X L Oomptes rendus na str. 50. W y n ik był dodatni: Krople oliwy, umieszczone w mieszaninie wody i alkoholu, zbliżają się do siebie powoli, a drogi ich ruchów zgadzają się nieźle z podaną in terpretacyą zjawiska. J e d n a k ż e doświadczenia te są tylko jakościowe i nie uają możności wy
konania pomiarów. W yn iki ich były j e dynie zachętą do podjęcia doświadczenia trudniejszego, jakiem je s t pomiar skutków graw itacyi we wnętrzu cieczy.
2. P róba pomiaru przyciągania N e w to nowskiego we w nętrzu cieczy. W edle po
glądów bieżących, jeżeli doświadczenie Ca- yendisha p o w tórzym y naprzód w powie
trzu a następnie w cieczy, nie zmienia
jąc poza tem warunków doświadczenia, to w wodzie powinniśmy dostrzedz od
chylenia mniejsze aniżeli w powietrzu. J e żeli d j e s t gęstością ciała przyciąganego, a d' gęstością cieczy, to zmniejszenie n a stąpi w stosunku
d — d' d
Przeciwnie, w myśl poglądów, przed staw ionych powyżej oraz zgodnie z w y nikami doświadczenia z kroplam i cieczy, będziemy mieli nie tylko parcie hydrosta
tyczne, ale jeszcze wyraz dodatkow y zna
ku przeciwnego, będący funkcyą stanu eteru we wnętrzu cieczy oraz w łonie inas zanurzonych.
Jeżeli d oznacza odchylenie zaobserwo
wane w powietrzu, to odchylenie obli
czone na podstawie poglądów dzisiejszych, wyraziłoby się wzorem
o X d — d' d
Wedle hypotez wyżej przedstaw ionych odchylenie to powinnoby być większe.
W tym kierunku prowadzone były do
świadczenia od lat pięciu. T rzech lat po*
154 w s z e c h ś w i a t
trzeba b y ło n a urządzenie należytej in- stalacyi i skom pletow anie odpowiednich przyrządów, a w ciągu dwu lat o s t a t nich w yk o nan o dość znaczn ą liczbę s p o strzeżeń. W s z y s tk ie te spostrzeżenia zgo
dnie w y k a z u ją, że siła, m ierzona we w nę
trzu wody, w iększa jest od tej, j a k ą prze
widuje teo ry a p rz y c ią g a n ia z odległości wraz z zasadą A rchim edesa. Różnice b y ły rzędu 1/ 8 w roku 1905 i rzędu 1/ Vi w r. 1906. Różnica p om iędzy kulami ru- chomemi, k tórem i posługiwano się w tych dwu c y k lach doświadczeń, w y sta rc z a do w y tłu m aczenia powyższej n iezgo
dności.
Szczegóły tech niczne, d o ty czące badań już dokonanych, znaleść m ożna w Comp- tes rendus t. CXL1II oraz w J o u r n a l de P h y s iq u e 1906.
P rzed w y pro w adzeniem o statecznego wniosku, trz e b a zaznaczyć, że doświad
czenia te są niezmiernie trudne. W y m a gają one specyalnej instalacyi, d osk o na
łej stałości m echanicznej, p rzyrządów de
lik a tn y c h i k o sztow nych. W o b e c tego nie m ożna było zrobić wszystkiego, co było potrzebne a n a te m u cierpiała w a r
tość o trz y m a n y c h w yników.
Nadto, obok p rzy c z y n błędów znanych, k tó re m o żn a osta te cz n ie w yrugow ać, dzia
łają t u niew ątpliw ie p rzy c z y n y nieznane, które są tem niebezpieczniejsze, że m a my tu do czynienia z siłami, dochodzą- cemi w najlepszym razie zaledwie do kilku s e tn y c h d y ny.
To też z zastrzeżeniam i ty lko , wynika- ją c e m i z tego, co było pow iedziane w y
żej, w y c ią g nąć możemy wniosek t y m c z a sowy następujący: WTe wnętrzu wody w polach g ra w ita c y jn y c h m o cn o zb ieżnych na ciała stałe zdaje się działać coś wię
cej ponad różnicę pom iędzy p arciem hy- d ro sta ty c z n e m a siłą g raw ita cy jn ą .
Ostatecznie, c okolw iekby można sądzić o w ynikach ju ż otrz y m an y c h , doświad
czalne b a dan ie g raw ita cy i, k tó re przez 1 czas długi znajdowało się w stanie z u pełnej niemocy, dałoby się może wpro
wadzić na n ow ą drogę przez zastosowa nie zasad i hypotez, zapożyczonych z in
nych gałęzi Fizyki, gdzie stały się one źródłem licznych odkryć.
tłum. S. 1>.
A M E R Y K A Ń S K I P O D R Ę C Z N IK FIZ Y K I.
(Dokończenie)
Nieco szczegółowiej zatrzym ałem się nad częścią książki, tra k tu ją c ą o mecha
nice, bo j e s t to dział bezwąpienia najtru
dniejszy w całej szkolnej nauce fizyki.
Zasadnicze wiadomości m echaniki bardzo są potrzebne do należytego zrozumienia dalszych działów; z drugiej strony jest to najbardziej a bstrak cyjn a część fizyki i tu szczególniej trudno j e s t pogodzić wyma
gania nauki z w y m agan iam i pedagogiki.
W każdym razie trzeba się zgodzić na pewien kompromis.
Po m echanice idą: własności cieczy i gazów, ciepło, elektryczność i magne
tyzm , dźw ięk i światło. P o stara m się dać ogólną c h a ra k te ry s ty k ę opracowania t y ch działów, nie rozpatrując każdego z nich zosobna. Wszędzie sposób wykła
du jest nader zajm ujący, oryginalny.
P rzebijają tu nie ty lk o zdolności pedago
giczne, lecz znać też na każdym kroku wiedzę gruntow ną, ogromne umiłowanie nauki, przejęcie się jej duchem. Ani śla
du tego ohydnego dogm atyzm u, który tak często j e s t właściwością podręczni
ków szkolnych. Autorow ie śmiało i otwar
cie mówią uczniowi, co j e s t rzeczą dowie
dzioną, co zaś hypotezą; nie chcą stano
wić jakiejś wyroczni p y ty jsk iej, prawił}
niewzruszone wygłaszającej. Oto próbki oryginalności w ykładu. Mowa — o świe
tle. N asamprzód zastanaw iam y się wraz z książką nad tem, jak p oznajem y różni
cę kierunków . Oczywiście zapomocą na-
| szych oczu odpowie każdy. Ale, zap}
tują autorowie, jak ie j e s t to u rz ą d z e n i *
zapomocą którego oko n a s z e p o z n a j e kie- I
runek rozchodzenia się r u ch u faloweg0 (poprzednio było już wyjaśnione, iż je'!
,Ve 10 W S Z E C H Ś W I A T 155
rzeczą prawdopodobną, że zjawiska świetl
n i - polegają na falach, rozchodzących się
w eterze). A by dojść do zrozumienia te- ,r0, co tu zachodzi, podręcznik przypom i
n a przedewszystkiem prostolinijne rozcho
dzenie się światła, k tó re dostrzegam y, wpuszczając promień słoneczny do cie
mnego pokoju; promień taki da nam moż
ność wnioskować o kierunku, w którym słońce znajduje się na niebie. Posługu j;jr się małym otworkiem, otrzym yw ać możemy tu obraz tego, co się dzieje na- zewnątrz. Obraz ten będzie nieco za
mglony, niejasny w zarysach. W yjaśni
wszy przyczynę tego, autorow ie zw raca
ją się do ucznia z zapytaniem , czy nie w ten sam sposób oko odbiera wrażenie z zewnątrz. To przypuszczenie m a prze
cież wszelkie cechy prawdopodobieństwa.
Przecież źrenica to nic inn-go, j a k mała dziurka. J e d n a k bliższe badanie wskazuje i tu krótki opis budow y oka) że za tym otworem znajduje się szczególne ciało wypukłe— soczewka. Spró b ujm y teraz zmienić poprzednie doświadczenia i u- mieśćmy zaraz za naszym m ałym otwor
kłem w c z arn y m papierze, osłaniają
cym okno, ciało podobne do tej soczewki którą widzimy w oku ludzkiem, — socze
wkę szklaną. W te d y obraz, k tó ry przed
tem się rozpływał w swyc'i konturach, st:ije się ostrym, wyraźnym. Mglistość zarysów wynikała poprzednio stąd, że każdy punkt przedm iotu zewnętrznego dawał na ekranie małą plamkę; teraz,
"ezywiscie, p lam ka ta znów punk tem je- 110 się staje. A z atem soczewka zmusza 1" "mienie do zm iany kierunku, nie roz- 1 *l;,(lzą się już one po linii prostej. Ta
"koliezność na su w a m yśl zbadania, kiedy J‘‘k wogóle światło zmienia swój kieru- ' K' Ui następują doświadczenia z zała-
"'anieiTi światła i wyjaśnienie ty ch do-
"iadczeń. Ciekawą jest okoliczność, że aut°'°wie najpierw objaśniają, że mia- '■} załamania św ia tła j e s t stosunek szyb- ' ' ' w środowiskach, a dopiero stąd
• '•‘‘chodzą do p ra w a wstaw. / tego
’’ kiego streszczenia czytelnik widzi, . J<l.k n 'ewym uszony sposób treść wiedzy
•"'ja się przed uczniem i j a k tem u os- 11 ' ,ni nasuwa się ciągle kwestye, k tó
r e g o napraw dę interesow ać mogą. W e z mę drugi przykład. W k ra c z am y w dzie
dzinę zjawisk elektrom agnetycznych. Czy
telnik z góry oczekuje opisu nieśm iertel
n ych doświadczeń Amperca i pewny jest że po raz nie wiem któ ry ujrzy przyrzą
dy, zapomocą których się te zjawiska zazwyczaj demonstruje. Nasi A m e ry k a nie są jed n a k praktyczniejsi. Każą oni
wziąć galw anom etr d ’Arsonvala (jest to silny m agnes w kształcie podkowy, w k tó
rego polu zawieszony je s t drut nawinięty na ramkę; kiedy przez drut p rzebiega prąd, to zwój ten przybiera określoną po- zycyę względem magnesu). Zapo m ocą tego g alw anom etru nie tylko po kazują oni, jak ie je s t działanie m agnesu na prąd, lecz przechodzą też stąd w sposób n ie
zmiernie na turalny do motorów e le k try c z nych. W yob ra ź m y sobie, mówią, że k ie dy nasz prostokątny zwój drutu wskutek swej bezwładności, odwróciwszy się w stronę odpowiedniego bieguna, przejdzie poza położenie równowagi, my nai>le zmie
nimy kierunek prądu. N astąpi w tedy od
pychanie, zwój znowu w ykona dalsze pół obrotu, my wtedy znów zmienimy k ie r u nek prądu, i t. d. W ten sposób, w r a zie odpowiedniej zręczności, będziemy mogli nadać naszemu zwojowi ciągły ruch obrotowy. Lecz ciągłe zmienianie prądu zwykłemi sposobami jest rzeczą nader niedogodną. J a k b y te m u zaradzić**
D o k o nyw ając jednego ulepszenia po dru- giem, dochodzimy powoli do „szczotek”, używ anych w technice; ostatecznie w pa
ragrafie, zaopatrzonym w nagłówek: „Od zabawki do praktycznej m a s z y n y ”, nasz galw anom etr staje się praw dziw ym m o to rem elektrycznym. Tego rodzaju świet nych opracowań jest bardzo dużo. Sądząc, że i powyższe p rzy k ła d y w ystarczą, p r z y toczę jeszcze tylko kilka miejsc szczegól
nie uderzających: w i; 300 bez pomocy jakichkolw iek symbolów m ate m a ty cz n y c h doskonale wyłożone je s t twierdzenie F o u riera o składaniu ruchów harm onijnych w ahadłowych, w akustyce opisany je s t szereg doświadczeń z fortepianem i nie
zmiernie zajmująco wyłożona jest Holm- holtza te o r y a harmonii dźwięków. Z wiel
kim zapałem i przejęciem się opracow a