30 g r
JA N SZ E L Ą G - S T A N IS Ł A W JERZY L E C
• I
Fot. Zenon Wasilewski
STEFAN HEYM _ przeloży| gfc j L£c
J A K M Ó W I P I E S ?
Znów barankami macie być poeci
bo możnych drażnić winniście się strzec.
Wam po ogródkach wonne zrywać kwiecie dumać w przyrodzie, kąpać się w zaświeciech a dawne, grzeszne dzieła — w piec!
Niebieskich kwiatków kosić można łan by a też migdałków niebieskich jest w bród.
Pomnóżcie je! Śpiewając dytyramby
niech ludzkość wiesza się na miejskie lampy Niech zdycha z głodu! — Sztuce żyć — wasz trud!
Jak mówi pies? Że dzieciom będą dane pensyjki kiedyś — za wasz wierny hołd.
Jeśli ktoś piórem krzyczy to jest źle widziane.
Ciemności lubią te duchy świetlane i ciemnym typom płacą suty żołd.
A więc bębnijcie chórem każdy w swą maszynę i mistykę ciemną i westchnienia łzawe
i „modrostalową a wysmukłą szynę"
i dzwoniący o puklerze miecz.
Lecz zważcie jedno, przez taką zabawę skreślacie się z pamięci synów
precz.
K iedy korzystając z lata wyjeżdża się z War
szawy poza Otwock i Milanówek przeżywa się szereg niezwykłych wra
żeń. Przenosząc się z miejsca na miejsce, odwiedzając uzdro wiska o znanej sławie i głoś- nych nazwach ma się wraże
nie, iż koła na mapie naszego pociągu, auta czy dorożki prze
mierzają przestrzenie, które pa mapie są białe, a nie oznaczo
ne zielono, żółto czy bronzo- wo. Każda właściwie wypra
wa jest podróżą, w nieznane.
Polska czeka na swych odkryw ców, na swych Kolumbów, którzy by ją nam ukazali wszechstronnie oświetloną nie tylko magnezją lub słońcem na propagandowej fotografii, ale ze swym serdecznym hu
morem. Ten polski Kolumb mieć powinien gołębie serce Picwika i niezłomną odwagę
Tartarina.
*
Byłem kilkanaście dni w Ka
zimierzu. Niby wszystko już o Kazimierzu napisano, niby dokładnie go omalowano.
Wszystko, a nie wszyst
ko. Dokładnie a nie dokład
nie. Bo czy ktoś wie, że w Ka
zimierzu istnieje klub „Na ba
ry", podpisujący się w nawia
sie „Dawny B.B.W.R.“? Klub
7 D N I C H U D Y C H
ten wykazuje niezwykłą dzia
łalność. On to bowiem obsa
dził dwa pierwsze miejsca przy wyborze miss Kazimie
rza. No, bo jeśli dawne B. B.
W. R, — to w wyborach mu
si zwyciężać. Czym się zaj
muje poza tym półkonspira- cyjny klub „Ńa bary"?. Jaka jest jego przeszłość, stosu
nek, jako dawnego BBWR do Ozonu? Opuściłem Kazimierz nie rozwiązując tej zagadki.
*
W Lublinie stałem dobę;
Chciałem więcej, ale musiałem czekać na kąpiel.
A rzecz miała się tak, iż przyjechawszy wieczorem za
trzymałem się w najlepszym hotelu tego miasta, liczącego 120.000 mieszkańców i popro
siłom o kąpiel. Działo sie to w Europie, w lecie roku 1938.
W hotelu zakotłowało się.
Dwa piętra gmachu wstrząś
nięte zostały szybkimi kroka
mi przebiegającej służby. Po pół godzinie przyczyna niepo
koju wyjaśniła się: kąpiel mo
gła być dopiero następnego dnia rano. Zszedłem na dół.
W restauracji, jazband grał najnowsze przeboje, przy na
rożnym stoliku siedziały for-
danserki, a kolacja kosztowa
ła dwa razy więcej niż w war
szawskiej „Europie". Wzyśt- ko było jak w Europie. Tylko kąpieli nie było.
A kto wie — poza tymi ta
jemnicami łazienek lubelskich
— że zegar w tamtejsze bramie krakowskiej nie bije sam? Że to strażak co kwadrans pocią
ga za sznurek by wydzwaniać godziny. I kto wie, co się dzie
je wtedy w Lublinie, gdy stra żak się upije? W Lublinie Chy
ba bardzo trudno odnaleźć u- tracony przez strażaka czas.
Ale cóż — życie w Lublinie toczy się wolno. Zegar potrze
bny jefst tylko dla wędrow
ców, tubylcom wystarczy ka
lendarz wiszący również na krakowskiej bramie.
*
Jestem nakoniec w Trus- kawcu i okazuje się, że kąpie
le to słaba strona nie tylko poczciwego Lublina. W pierw
szej klasie zakładowych łazie
nek z trudem wywalczyłem so
bie drugi dzbanek wody do ob
mycia się po kąpieli solanko- wo - mułowej. Moje żądanie natomiast przydzielenia mi ca
łej wanny z czystą wodą zo stało kategorycznie odrzuco
ne.
Jest to zresztą jedyna przy krość, która rrtnie tu spotyka.
Lub ta jedna jeszcze, że za
rząd prywatnego uzdrowiska mógłby w swych obwieszcze
niach nie nazywać kuracju
szy „stronami". W urzędzie bywa strona pozwana. Można ostatecznie czuć się stroną po
krzywdzoną w urzędzie skar
bowym, protestuję jedfnak, oby z powodu mego piasku w nerkach nazywanó mnie stro
ną.
I, Truskawiec więc, znany w kraju i zagranicą i to nie tylko Żydom, czeka na swego od
krywcę. Będzie im musiał wy
tłumaczyć ten naprzykład nie
zwykły fakt, że w Truskawcu chodzi się na deptak popa
trzyć na muzykę, a nie posłu
chać jej. Jest to wyraz głębo
kiej nieufności. Ci co zapłaci
li taksę sprawdzają, czy orkie
stra nie poszła w godzinach służbowych na wódkę pozo
stawiając na estradzie gramo
fon.
*
Obyczaje ludu, odrębności regionalne kraju, jego zabyt
ki czekają na cierpliwych od
krywców, którzy niezmordo
wani przemierzą nową ziemię i wyznacza jej położenie weso łością serdecznego uśmiechu.
Jan Szeląg
Z u w a g i n a u rlo p y letnie nie w strz y m y w a liśm y w y sy łk i p is m a P. T, P ren u m erato ro m
z a le g a ją c y m z p re n u m e ra tą . w o in
Do b ieżą ceg o n u m e ru z a łą c z a m y p rzek az ro zrach u n k o w y , którym n a le ż y w p ła c ić n r o
n u m e ra te za III k w a rta ł o raz p re n u m e ra tę z a le g łą n a konto 766. p P. T. P ren u m erato ro m , którzy do d n ia 10 w rz e śn ia nie n ą d e ś lą n ależn o ści, w strz v m a m v
w y sy łk ę p ism a . * y
2A RZĄDÓW PREMIERA SKŁADKOWSKIEGO
MÓWIĄ, ŻE...
IF związku z wizytą regenta Węgier w Niemczech hymn hitlerowski zmienia się na H o r t W e s s e l L i e d.
*
W walce o stanowisko dy
rektora Polskiego Radia cho
dziło o to, kto ma lepszych a n t e n a t ó w .
*
N ajgenialniejszym elektro
technikiem świata jest Hitler:
wyłączył żydów, przyłączył Austrię i zrobił krótkie spię
cie na całym świecie.
0 )
*
W związku z ograniczeniami dotyczącymi emigrantów ży
dowskich pragnących osiedlić się w Ameryce Łacińskiej, mówią, że jest tam stosowany P a r a g w a j a r y j s k i .
(b)
WALKA Z ŻYDAM I W ITALII BĘDZIE SIĘ ODBYWAĆ STOPNIOW O
p o w ł o s k u
STANISŁAW JERZY LEC.
F R A S Z K I
FRASZKA O PEWNYM PANU
Choć to woda brylantowa Nie pozwala protestować kąp się w niej dziewojo hoża nawet protestantom, bo ta rzeka tak czy owak Nie pozwala ministrować płynie do Czarnego Morza. nawet ministrantom.
-#• Lecz by znowu nie myślano
Ucieszyła by się — myślę — że to straszny typ brutala nawet niearyjska babka bo on bardzo wielu panom gdyby Kraj Kwitnących Wiśni na zbyt wiele już pozwala, stłuc na kwaśne jabłka.
RADA GOSPODARSKA PRZED WYBORAMI Naśmiecono przez te lata
niech się Izby powymiata!
POŚWIĘCENIE
Poświęcenie tablicy, poświęcenie bocznicy poświęcenie sikawki w Dolnym Kulikowie.
Prosimy o wyjawienie nam tej tajemnicy kiedy nastąpi poświęcenie
uwagi obywatelowi.
STANISŁAW ROGOWSKI
---'— — — NA LITERATA - PEDERASTĘ
Pederastę, co pisał kiedyś zapytano, czemu, że go drukują, tak nos drze do góry, dlaczego tym się chełpi? Odpowiedział: Ano, przecież ja tyłem wlazłem do literatury.
M. SPIELMAN
BOGATY I UBOGI Bogaty ubogiemu tłumaczył niemądrze:
„Najgorszą bracie, rzeczą w świecie są pieniądze'*.
A biedak przypatrzywszy się swej własnej nędzy
„Znam jedną rzecz — powiada — gorszą. Brak pieniędzy".
BEN RARA
Do znakomitej wróżki Ben Rury Zaimek przychodzi ja
kiś miody człowiek.
— Chciałbym się dowiedzieć kilka szczegółów — mówi.
— Dowie się pan wszystkie
go —• odpowiada słynna chi- romantka.
— Przedewszystkiem — cią gnie dalej młodzieniec — niech mi pani powie, jak tam z cho
robami.
Wróżka uważnie ogląda od
wróconą dłoń.
—- Nie ima się pana żadna choroba... Samo zdrowie... Na
wet ludzie chorzyi starannie unikają pana...
— Otóż to — wola młody człowiek — jestem lekarzem.
(1) DZIECKO
Mama zapytuje małego Mo- rycka:
— Przyjeohaleś ze szkoły tramwajem?
— Owszem. Ale ten konduk tor patrzał na mnie, jakbym nie miał biletu.
— No i coś ty zrobił?
— Patrzałem na niego tak, jakbym miał bilet.
U)
KĄCIK BRZYDZYSTÓW.
Jeden z najlepszych bry
dżystów, świata Mac Hupa (Illinois, U.S.A.) miał nadzwy czaj ciekawe spotkanie. Mia
nowicie przeciwnik jego Bob Colman (1273 Street) licyto
wał z miejsca, to jest z wy
ścielanego fotela klubowego, szlemika w karo. Mac Hupa miał w ręku 13 pików. Natu
ralnie licytuje szlema w piki.
Reszta pasuje. Mimo to szle
ma nie zrobił.
Okazało się bowiem, że Mac Hupa z wielkiego zadowole
nia uszczypnął panią domu.
Z tego też względu natych
miast usunięto go z gry. (1) W WIEDNIU
Na Mariahilferstrasse spo
tykają się dwaj Żydzi wiedeń scy: Cohn i Meier.
— Co słychać u pana, panie Meier?
— Dziękuję, doskonale!
— A jak się miewa pańska żona?
— Świetnie, panie Cohn!
— A córkji?
— Znakomicie!
— A syn?
— Jest zachwycony wprost obecnymi stosunkami...
Cohn uśmiecha się uronicz- nie:
— Słuchajno pan, parne Me
ier, czy my rozmawiamy, czy my mówimy przez telefon?
(t)
Ż Y W O T S N O B A
Pierwsze kroki Marcelego urozmaicały upadki, banalne, dziecinne, dosłowne, po któ
rych — jak wszyscy począt
kujący ludzie — zanosił się głośnym płaczem. Nie płakał jednak, znosił upadki z pewna dozą paradoksalnego na po
zór stoieyzmu, gdy nikogo nie było w pobliżu. Widocznie uważał, że nie warto płakać dla siebie, albo, że upadki, o których drudzy nie wiedzą, nie mają znaczenia.
Już o kilka lat starszy za
pad! Marceli na zdrowiu i, nie była to jakaś ściśle oznaczo
na choroba, nie były z nią związane ściśle określone cier pienia — szczuplal, byl bla
dy. Rodzice, którzy jego ziy wygląd przypisali DraKowi apetytu, staran się go tuczyc.
trz y każdym posiiKU powta
rzało się potem to samo — nakłaniali go, aoy jadł, poda
wali mu najbardziej Wyszu
kane — jakby to Nowaczyń- ski powiedział: —> przysma- Kolyki, a on, niechętny i apa
tyczny, odsuwał wszystKO, nie jadł, czym ich niezmier
nie martwił. Gdy jednak zo
stawał sam, wyszukiwał jadło w spiżarni, w kredensie— spo
żywał je szybko, niespokoj
nie, bojażliwie.
W nauce czynił zadawala
jące postępy. W szkole cza
sem podpowiadał współucz- niom; czynił to jednak w taki sposób, aby nauczyciel zauwa żył, że to on podpowiada.
Wkrótce po maturze poznał Olgę. Olga podobała się ogól
nie i dlatego i on ubiegał się o jej względy. Uroda Olgi szła w parze z próżnością, in
teligencja z ambicją, poza tym była porywcza i zmienna.
Gdy po pięciu latach burz
liwej przyjaźni porzuciła go, zaręczył się z Janiną. Janina miała lepszą od Olgi pozycję towarzyską i ten moment w znacznym stopniu wpłynął na wybór Marcelego. Chodziło o to, aby w razie spotkania z Olgą — na przykład w ka
wiarni, Marceli siedział przy stoliku, który wzbudza naj
więcej uwagi, który kelnerzy gorliwie obsługują.
Ożenił się z Janiną, a przy
najmniej przyśpieszył datę zaślubin, ponjpważ znajomy wydawcą obiecał mu zamieś
cić w swoim dzienniku foto
grafię z ich ślubu.
sM Janina okazała się świetną .‘gospodynią. Gdy Marceli po obcdzie lub po kolacji wycho
"dzil z domu, marzy! o jakiejś nieprawdopodobnej sytuacji
- niechby chociaż zachoro
wał! — w której musialby po dać dokładnie wszystko, co zjadł, całe wytworne menu stołu Janiny.
Podobnie, gdy wkładał ja
kąś bardzo piękną bieliznę, ja kie bardzo eleganckie pończo
chy, marzył o wypadku, choć
by tramwajowym, w którym musianoby publicznie zdjąć z niego odzież.
Marzył również o wypadku w czasie wycieczki samocho
dowej, na którą wybrał się w towarzystwie popularnej ak
torki Bernhard i pisarza Fla
uberta; dzienniki przyniosły
by kilkoszpaltowe relacje — artystka Bernhard, pisarz Fla
ubert i Marceli ofiarami stra
sznej katastrofy automobilo
wej pod Radomiem.
Marceli wtedy pragnął ka
taklizmu, gdy chciał zatrzy
mać czas, uwiecznić moment.
W kawiarni i na ulicy mó
wił głośno, aby go słyszeli lu
dzie siedzący przy sąsiednich stolikach, lub idący obok.
Idąc w towarzystwie pięk
nej kobiety, obierał drogę przez najbardziej ludne, naj
bardziej ożywione ulice, aby być przez jak najwięcej osób widziany.
Marceli byłby chyba naj
szczęśliwszy, gdyby urodzi się robaczkiem świętojańskim
— błyszczałby wtedy niejako funkcjonalnie.
Marzenia Marcelego o ka
tastrofach nie spełniły się. W katastrofie jednak, w wypad
ku kolejowym, zginęła Jani
na. Po śmierci żony Marceli reprezentacyjnie obnosił swój smutek. Rodzina i znajomi okazywali mu współczucie.
Marceli podniecony współ
czuciem, zainteresowaniem, demostrował jeszcze głębszy smutek, głębszy smutek budził jeszcze głębsze współczucie, głębsze współczucie jeszcze bardziej pogłębiało jego smu
tek i tak umarł z rozpaczy po stracie żony.
Jego śmierć była patetycz- n i. Obiema rękoma chwycił się za pierś, przerażonym spój rżeniem szeroko otwartych oczu powiódł dookoła. I tak zastygł — z dłońmi skrzyżo
wanymi na piersi, z oczyma szcitko otwartymi, na łóżku wielkim, jak scena, otoczony rodziną i znajomymi, którzy zapełniali pokój, jak publicz
ność teatralna — ten naj
prawdziwszy altruista, który wszystko robi dla drugich.
Horow.
REGENT HORTHY ZAM IE RZA OGŁOSIĆ SIĘ KRÓ
LEM WĘGIER
— Stefanku, ach Stefanku nie ruszaj tego
— Stefanku, ach Stefanku w tym jest coś złego!
BAJKA Mamusia siedzi przy łóżecz
ku małej Ninki. Na stole pali się przyćmiona lampka.
— Śpij kochanie — mówi ła
godnie mamusia — jest już
późno. ,»!
— Nie chcę — krzywi się dziecko — nie jestem wcale
śpiąca.
Mamusia odgarnia włoski z czoła małej córeczki i całuje
ją- , ..
— Śpij dziecinko, śpij... o- powiem ci bajkę.
— A jaką?
— Tytuł tej bajki jest: „Jaś i Małgosia". A więc dawno
„OLLA CRISTALIN" to rewelacja
SPIS IN W EN TAR ZA.
Notariusz B... wysłał swe
go dependenta do pałacu zmar łego niedawno hrabiego Z....
w celu sporządzenia spisu in
wentarza. Gdy wieczorem no
tariusz przybył osobiście do pałacu, by skontrolować pra
cę swego pomocnika, zastał młodzieńca śpiącego smacz
nie w fotelu z głową opartą o blat biurka.
Przed nim leżał arkusz pa
pieru, na którym można było przeczytać co następuje:
Cztery fotele wyściełane, dwa krzesła, stolik, biurko ma honiowe, butelka koniaku, pól butelki koniaku, pusta bu telka po koniaku, wirująca bi
Rys. Zenon W asilew ski
już temu, za siedmioma góra
mi, za siedmioma rzekami ży
ło sobie bardzo zgodne ro
dzeństwo. Brat nazywał się Jaś, a siostrzyczka Małgosia...
Ninka wytęża się, chcc słu
chać, lecz sen nadchodzi nie
ubłaganie.
— ... i dzieci uciekły od Ba
by Jagi — kończy mamusia, wstaje z łóżeczka i na palcach opuszcza dziecinny pokój.
— Mamusiu — pyta nagle zaspana Ninka —- jak ci się zdaje, czy oni ze sobą żyli?
A LLAN
blioteka, wirująca biblioteka, wirująca biblioteka..."
DZIECKO ULICY.
Mała, wynędzniała dziew
czynka prowadzi przez ulicę żebraka w ciemnych okula
rach, mającego zawieszoną na piersi tabliczkę z napisem:
„Ociemniały prosi o wspar
cie".
Jakaś litościwa dama wrę
cza jej dziesięć groszy i zapy
tuje:
— Powiedz mi, moja mała, co ty zrobisz gdy dorośniesz?
— Pobiorę się z prawdziwym niewidomym, żeby nie mógł widzieć, ile ludzie mi dają!
(t).
N o w e b a j k i K r a s i c k i e g o
WSTĘP DO BAJEK
Był m łody, k tó ry życie w strzem ięźliwe pędził;
Był sta ry , k tó ry nigdy nie łajał, nie zrzędził;
By, bogacz, k tó ry zbiorów potrzebnym udziela,;
By, autor, co się z cudzej sław y rozw eselał;
By, celnik, k tó ry nie krad ł, szew c, k tó ry nie pijał;
Żołnierz, co się nie chwalił, łotr, co nie rozbijał;
By, m inister rzetelny, o sobie nie m yślał;
Był na koniec poeta, co nigdy nie zm yśla,.
„A cóż to je st za b a jk a ? W szystko to być m oże“ . P raw da; jed n ak że ja to m iędzy bajki włożę.
Byl młody onerowiec, co nie kochał laski;
Był stary narodowiec — nie chciał carskiej łaski;
Był Niemiec, który szczerze Polsce był życzliwy;
Był endek — publicysta aryjczyk prawdziwy;
Był bankier, który nie kradł, regime, co nie mijał;
Był student narodowy, co szyb nie rozbijał;
Był cenzor, co nie krajał, korporant, co myślał;
Był na koniec IKC, co nigdy nie zmyślał:
„A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może“.
Prawda; jednakże ja to między bajki włożę.
NIEDŹWIEDŹ I LISZKA
Rozum iejąc, że będzie tow arzyszów bawił,
N iedźw iedź, według zw yczaju, nic do rzeczy prawił, Z nudzeni temi bajki, gdy w szyscy drzym ali,
G niew a, się wilk na liszkę, że niedźw iedzia chwali.
Rzek,a liszka; „Mnie idzie o ochronę skóry:
N iezgrabną ma wymowę, lecz ostre pazury*.
Raz wśród młodzieży grona onrowiec się zjawił I tam według zwyczaju nie do rzeczy prawił.
Znudzeni temi bajki, gdy wszyscy drzymali, Zapytał ktoś sąsiada, za co ONRa chwali.
Ten odrzekł: „Nie rozumiesz narodowej chluby;
Myśmy w głowach nietędzy, ale kij nasz gruby!“
JAGNIĘ I WILCY
Z aw zdy znajdzie przyczynę, k to zdobyczy pragnie;
Dwóch wilków je d n o w lesie nadybali jagnię.
Już go mieli rozerw ać; rzekło: „Jakiem praw em ?'
„Smacznyś, słaby, i w lesie..." — Z jedli niezabawem .
Ten, kto zdobyczy pragnie, zawsze ma wymówkę:
Dwóch korporantów w lesie spotkało Żydówkę.
Więc się jęli dobierać; rzekła: „Jakiem prawem?"
Smacznaś, słabaś, Żydówkaś...“ — Stało się niebawem.
KONIE I FURMAN
Koniom , co szły przy dyszlu, p ow tarzał woźnica:
„N ie dajcie się w yprzedzić tym , co są u lica!*
G oniły się pod wieczór, zacząw szy od rana, W tem jed en z przechodzących rzecze do furm ana:
„C óż ci stąd , że cię słucha głupich b y d lą t rzesza?
A furm an: „Konie głupie, ale wóz pośpiesza**.
Do zgromadzonych tłumów dyktator przemawiał.
Tłum wrzeszczał, wiwatował, istny cyrk wyprawiał.
Później przyjaciel blizki dyktatora pyta:
„Cóż ci stad, że cię głupi Hum okrzykiem wita I wrzeszcząc patrzy na cię głupiemi oczyma?*1
Wódz na tj: „Wiem, że głupi, to mnie właśnie trzyma*'
O. ZON
NA WYSPACH LIPARYJSKICH ZNAJDUJĄ SIĘ WŁO
SKIE OBOZY KONCENTRACYJNE
R ys^A I. Reif
i Ochrona rasy D Z IE W O S Ł Ę .B Y
Moniek Blaufuks zakochał się w pięknej choć niepo- sażnej pannie Reginie Fajn- cynównie. Na tydzień przed ślubem rodzice Mońka zo
stali powiadomieni o słabych możliwościach płatniczych ich przyszłej synowej. Udali się więc po radę do słynnego w całej okolicy swata Cypkino- wicza.
— Załatwione.
Tego samego wieczoru Cyp- kinowtcz udał się na kolację do Fanjncynów.
— Wiesz Regina — powie
dział — mam dla ciebie świet
ną patrię.
— Spóźnił się pan — odpo
wiedziała młoda dziewczyna.
A stary Fajncyn dodał:
— Na szczęście rzeczywiście się pan spóźnił.
Cypkinowicz zdziwił się nie pomiernie.
— A można wiedzieć, kto jest tym szczęśliwcem?
Moniek Blaufuks.
Moniek Blaufuks? Ha, ha ha! Ten szmondak. Przecież to idiota pierwszej wody po kisielu. Mało idiota: Skończo
ny kretyn. Dotąd żadna panna go nie chciała.
Stary Fajncyn spojrzał na
swata w milczcrtiu, podniósł się i, uderzywszy go między oczy, zrzucił ze wszystkich schodów.
_Paszoł won ty rozbijaczu szczęścia małżeńskiego!
Blaufuksowie z powodu tak przykro zakończonej sprawy zwrócili się do drugiego, nie mniej słynnego swata, Abra
mowicza.
Abramowicz powiedział:
— Jeśli za te -W) złotych j->
tego nie zrobię, to nikt wam
♦ego nie zrobi.
Wieczorem Abramowicz wstąpił do Fajncynów. Pod
czas kolacji Regina mu oznaj mila o swoim bliskim ślubie.
Abramowicz uAfósl wysoko brwi:
A można wiedzieć z kim?
Z Mońkiem Blaufuksem.
Abramowicz uśmiechnął się:
— A to rzeczywiście bardzo się cieszę.
Moniek Blaufuks. Taki in- teligcnty, taki mądry, wyk
ształcony. A do tego ma twarz Apolla. Wszystie panny za nim szaleją. Nawet służąca u Blaufuksów miała z nim dziecko.
G)
LEONARD HANIN
List ze w si
Nie huczą nam tułaj fabryczne syreny Pat nas nie dochodzi, Pim nie zapowiada.
Tu cisza tajemna i pacyfistyczna
Jak gdyby ją tchnęła Lóż Masońskich Rada.
Bez linii Zygfryda, bez twierdz Maginota Żyjemy bezpańsko i bez żadnej pieczy — Las nas obwarował linią horyzontu,
Niezdobytym wałem świerków i smereczyn.
Bezpiecznie nam tutaj. Tak sielsko anielsko.
Że nawet żandarmi chodzą uśmiechnięci.
Tu się miasto gubi w albumie pamięci Jak nieutrwalone, migawkowe zdjęcie.
Tutaj księżyc straszy jak ogromny pająk, Płosząc psy huculskie i miłosny z łóz kwik — Tylko świerszcze w trawach nieustannie grają I spać nam nie dają księżyc, psy i pluskwy.
Tu ciągle inaczej, choć zawsze tak samo.
Tu nic się nie dzieje i nic się nie zmienia.
Dni schodzą łagodnie z czarnohorskich stoków I giną jak sarny w gąszczach zapomnienia.
Ale wnet zahuczą fabryczne syreny I wnet ku dolinom powrócimy znowu — Spójrz! Jej Ekscelencja Ministrowa Jesień Każę już farbować liście na bronzowo!
S K U T E C Z N IE
U S U W A
ODCISKI
B R O D A W K I I Z G R U B IE N IA S K Ó R V
REWELACJA
Sześcioletni Adaś wchodzi do kąpielowego i widzi swe
go ojca stojącego nago pod prysznicem.
— Kto ci pozwolił tu wcho
dzić bez pukania? — wola oj
ciec. — Wynoś nu się stąd w tej chwili.
Adaś wycofuje się pospie
sznie i pędzi do matki:
— Mamusiu! Ty wcale nie wiesz... Tatuś też jest małym chłopczykiem!
(t).
ZNAK ROZPOZNAWCZY
BEZ BÓLU
P Ł Y N
KLAWIOL
AP. K O W A L S K I
Marszałek Goering spędza urlop w jednej z miejscowoś
ci nadmorskich.
Pewnego dnia w pob>iżu pla
ży rozbił namioty cyrk wędro
wny.
Goering, który jest gorącym zwolennikiem widowisk tego rodzaju Postanowił wybrać się na przedstawienie.
Przy wejściu spostrzega, że nie ma przy sobie ani feniga.
— Jestem marszałek Go
ering — zwraca się do kasje
ra — niech mi pan wyda na kredyt bilet do laży.
— Każdy mógłby powie
dzieć, że jest marszałkiem Go
eringiem!... Ale jak pan może to udowodnić?
— Jeśli pan chce, mogę wy
recytować z pamięci trzy pier
wsze rozdziały „Mein Kampf‘'l
— Mój dwunastoletni sy
nek — odpowiada kasjer
umie na pamięć sześć rozdzia
łów, powinien by więc conaj- mniej być... Reichsfuhrerem!
Goeringa ogarnia bezsilna wściekłość. Nagle do kasjera podchodzi jeden z artystów, tancerz na linie, ubrany w pstry kostium bogato wyszy
wany złotem.
Marszałek zapominając o wszystkim, podbiega doń i wo
la.
— Ach, jaki wspaniały uni
form! Gotów jestem odkuPić go od pana za każdą cenę
Kasjer blednie i kłaniając się nisko bełgoce: Najpokor
niej przepraszam, że odrazu nie poznałem, Waszej Eksce
lencji! teraz już jestem pewien, że Wasza Ekscelencja jest marszałkiem Goeringiem! Pro szę bardzo Wasza Ekscelen
cja zechce wejść!
(0
PRZYGODA.
Do mieszkania hr. Pumpel- Pumblickiego przychodzi ja
kiś starszy mężczyzna. Drzwi otwiera mu młoda sekretar
ka.
— Czy zastałam pana hra
biego? — pyta przybyły.
— Owszem jest.
— Czy mógłbym się z nim zobaczyć?
— A można wiedzieć w ja
kiej sprawie?
— Nie... to osobiste.
Młoda sekretarka podnosi glos:
— Pan będzie łaskaw po
wiedzieć o co chodzi. Jestem sekretarką pana hrabiego i każdą sprawę jestem obowią
zana załatwić osobiście.
Starszy mężczyzna kręci głową:
— To wobec tego sam nie wiem jak będzie z tą lewaty
wą. Jestem felczerem. (1)
KARTY
Piątek wieczór. Przy okrą
głym stole siedzi dwóch ży
dów i rebe. Modlą się. Po go
dzinie odzywa się rebe:
— No, moi drodzy, Pan Bóg już teraz będzie zadowolony.
.Możemy zagrać w karty.
Po paru kwadransach oka
zuje się, że rebe systematycz
nie nie wkłada pieniędzy do puli. Jeden z grających, nie chcąc urazić kapłana, zwraca się do drugiego:
— Mam coś wrażenie, żeś ty tym razem nie włożył pieniędzy do puli.
— Ja? Zdaje się, że to ty.
Dziwię się, że imnie możesz o to posądzać.
— Więc wobec tego ja jes
tem nieuczciwy, ja nie włoży
łem do puli... Powiedz od ra
zu, że jestem złodziejem.
Na to odzywa się rebe:
— Ja będziecie się kłócili, to ja wycofam swoją stawkę.
(1) Z MĘŻCZYZNAMI TO TEŻ
— Ach, wy mężczyźni, wszyscy stawiacie to samo pytanie!... Oczywiście, że jes
teś pierwszym mężczyzną, któ
rego kocham I
I ■.; & *# . CO
GENEWA
Kiedy delegat Polski przy Lidze Narodów był kiedyś z wizytą u Motty, nagle do po
koju wszedł jakiś wojskowy.
— Nasz minister marynar
ki — przedstawił Motta.
Polski gość zdziwił się nie
pomiernie:
— Poco wam minister ma
rynarki, kiedy nie macie mo
rza? ■ ■ | I )*]
— No to co z tego? Jeżeli Niemcy mają ministra spra
wiedliwości, a Wiochy mini
stra finansów, to my może
my sobie pozwolić na mini
stra marynarki. (1) PYTANIE.
Czy szympans może żyć z kobietą?
Nie, bo nie ma pieniędzy.
(1) TRECIA RZESZE.
Berlin 1938. Jest źle. Jest bardzo źle. Żadnych intere
sów. Nie dopuszczają.
Kapulkin przyszedł do swo
jego starego przyjaciela, Han
sa Schwarca. Hans Schwarc jest rodowitym aryjczykiem.
— Heil — mówi Kapulkin.
— Sieg heil! — odpowiada Hans.
Kapulkin siada na krześle.
— Mam dla ciebie interes.
— Interesami nie gardzę.
Szczególnie dobrymi.
— Interes jest wyjątkowo dobry: l y dajesz nazwisko, ja daję pieniądze.
KLASYFIKACJA
— Są proszę pana dwa ro
dzaje kobiet: te które zdra
dzają swych mężów...
I takie które mówią, że nie zdradzają!
ROZMAITOŚCI.
O prawach autorskich:
Zastrzeżonego Pan Bóg strzeże.
Różnica między dziećmi a dorosłymi?
Dzieci lubią babkę z piasku, dorośli babkę w piasku.
Dlaczego ptaki nie żyją ze sobą?
Bo powiedziały jaskółki; że nie dobre są spółki.
Dla mnie nie ma żadnego yale — powiedział włamywacz otwierając drzwi.
Korporant rozbijający szy
by w sklepie szybowiec.
— 1 o się musi wydać — po
wiedział pewien jubiler robiąc fałszywe pieniądze.
(O
H U M O R Z A G R A N IC Z N Y
ORACLE W »|O
JłgggSŁ
JEGO SEN. ( Mariannę)
PO RASISTOWSKICH Z A R Z Ą D Z E N IA C H W ITALII
HUMOR SOWIECKI Dwóch żydów spotyka się i ■ I na ulicy w Moskwie.
— Serwus, towarzyszu A- brahamie.
— Serwus.
— Powiedzcieno towarzyszu kto jest członkiem sowietu w waszej wsi?
— Ja wiem? Jest Goldman, Kohn, Lewi, Bernstein, Iwa
now...
— Kto? Iwanow? Rosjanin?
— Tak, Rosjanin.
— Cholera, gdzie ci Rosja- i nie się nie wkręcą.
■H -
Na wsi zimą znaleziono na
! wpół zmarzłego chłopca. Przy
były lekarz oświadczył:
— Niewykluczone, że się go jeszcze da uratować. Niech i dwóch trzyma, a trzeci niech
leje wódkę do ust.
Na to odzywa się słabym głosem zmarznięty:
— A nie wystarczy do trzy
mania jeden, a do wódki dwóch?
— Swoją drogą Sonia, jak ci nie wstyd być jeszcze taką miezszcanką. Używasz szczo
teczki do zębów, jakbyś była burżujką.
— Co chcesz? Przedewszy- stkiem szczoteczka nie jest moja, tylko sąsiada, a po dru gie używam jej tylko do mie-
— A teraz dokąd pójdziemy Dawidzie? (Mariannę) szania kawy.
NA MANEWRACH.
— No a wy?
— My jesteśmy zwolenni
kami nieinterwencji.
(M ariannę)
m » iy PRZEZIĘBIENIU G R YP IE! KATARZE
DRITTES REICH Agent Gestapo przesłuchu
je trzech wieśniaków bawar
skich.
Czym pan karmi swe kury?
zwraca się do pierwszego.
— Ziarnami kukurydzy.
— Co? Ziarnami kukury
dzy? Marnotrawi pan w ten sposób zasadniczy artykuł spożywczy! Aresztuję pana!...
A pan czym karmi swoje ku
ry? — zapytuje agent drugie
go chłopa.
— Włóknami z kolb kuku
rydzy.
— Niszczy pan podstawowy surowiec w przemyśle teks
tylnymi. Aresztuję pana! A pan czym karmi swe kury? — pada pytanie pod odresem trzeciego wieśniaka.
— Ja im daję codziennie 50 fenigów i każę im, żeby same kupiły sobie coś do żarcia!
„S z p i 1 k i“ u k a z u j ą s i ę c o t y d z i e ń . — Przedruk bez podania źródła wzbro niony.
Prenumerata kwartalna wraz z przesyłką 3 zł. Za granicą 4.50 zł. Przekaz rozrachunkowy nr. 766.
Redakcja i Administracja: Warszawa, W. Górskiego 6 m. 1 teł. 3-36-91. Administracja czynna codziennie od 10 do 13 w noł Redakcja przyjmuje w poniedziałki i czwartki od 5-ej do 6-ej’pp. Rękopisów nie zwraca się. P
Opłata pocztowa uiszczona gotówką. Cena ogłoszeń: w tekście 1 zł. za .nm.
'.edaktor: Eryk Lipiński__________________________________ _______________________ Wydawca: Zbigniew Mitzner.
Drukarnia Dziennikarska, Warszawa, Ogrodowa 39/41. tel. 3-22-17.
SPK /llF?! KRÓLA AU G U STA ATRAK C JĄ UPALNEGO LA TA
[^'wiadomo ^5 CIY WOCHf
’ n.AM,bJf* / PONIATÓW *,/
sportA* •**
SM! ' <Ił£?WiłŹ ^
* .i</* W A Wł*«.v Ć,m N ie ożenił si S ia l, chociaż 0 )0