• Nie Znaleziono Wyników

Szpilki. R. 4, nr 19 (1938)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szpilki. R. 4, nr 19 (1938)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

ERICH K A STN ER -J. K. WEINTRAUB i ARTUR PAJĘCKI

8.V. 1938 N r 19 R ok IV „PRAW DZIW A C N O TA K R YTYK SIĘ NIE BOI“ (KRASICKI)

Z pow odu wizyty Hitlera w Rzymie

Rys. Andrzej Siemaszko

R E -R Z Y M HITLEROWSKI

(2)

2

ERICH KASTNER

Głód jest uleczalny

Raz do szpitala przyszedł biedny człowiek, który jak mówił czuł się niezbyt zdrów.

Więc zaraz mu wycięto wyrostek robaczkowy i karbolem zmyto go od stóp do głów.

Czy teraz mu już lepiej, gdy go zapytano

„Nic“! krzyczał, więc pocieszył go lekarski nóż, tak obcięto mu nogę po samo kolano,

twierdząc, że teraz musi być mu dobrze już.

Ale biedak i teraz zaprzeczał zawzięcie i na cały szpital wrzeszczał z wszystkich sił.

Więc teraz zrobiono mu cesarskie cięcie, by zbadać gdzie sens się tej choroby krył.

I tak rżnęli go dalej. Z poważnem obliczem.

Każdy z nich był mistrzem, każdy znał swój fach.

Nieszczęśliwiec już milczał. Nie miał sił, by krzyczeć.

Sił nie miał, by umrzeć. Leżał już jak łach.

Już krwi i oddechu było w nim niewiele, coraz mniej w tern ciele było żywych cech;

I kiedy mu wreszcie trzy żebra wycięli, biedaczysko w końcu pocichutku zdechł.

Pan Lekarz Naczelny przyjrzał się trupowi.

W tern rzekł młodszy: — „Na nic zdał się tu nasz trud, bo i na cóż chory był ten biedny człowiek?"

Prymarjusz zaszlochał i z łzami u powiek szepnął: „teraz myślę, że on cierpiał —- głód“.

Przełożył: — Tadeusz Hollender.

WOJSKO

«

Kacper Cebula, członek or­

kiestry wojskowej, wycho­

dząc z koszar na dziedziniec poślizgnął się i padając zła­

mał rękę.

Natychmiast umieszczono go w szpitalu. Po tygodniu le­

karz badajac chorego skonsta­

tował poprawę.

— Wszystko w porządku mówi już za kilka dni bę­

dziecie mogli bębnić.

Bardzo wątpię, czy dam radę — odpowiada Cebula.

Po tygodniu ręka zrosła się całkowicie. Obejrzawszy ją le­

karz zwrócił się do rekonwa­

lescenta:

No, ale teraz to już na pewno będziecie mogli grać na bębnie.

Nic z tego, panie pułko­

wniku.

Lekarz spogląda na chorego i mówi podniesionym głosem:

Symulujecie, do diabła.

Ręka jest całkowicie wyleczo­

na. Wszystko w porządku, panie pułkowniku, tylko rzecz w tym, że ja jestem tręba­

czem. (1). //* ' -r-- / . ż n \ . \

Moja żo,na jest zdecydo­

wana blondynka.; r / .

Wiem. Bałtem przy tym, jak się decytfowaBcTl).

STARY KAPITAN. ’ >

Stary wilk Ahorski, kapitan Fox, leży c^nty..

Lekarz mierzy- rhu gorączkę.

Trzydzieści dziewięć sto­

pni, drogi kapitanie rzecze

N a sytuację w Europie środkowej

Rys.

■•ni

H aga lekarz.

Jakiej szerokości? za­

pytuje ze zdziwieniem chory

kapitan, (s).

, Do C Z E C H razy sztuka

(3)

MÓWIĄ ŻE...___________

Aryjczycy dzielą się na pio­

nowych i poziomych. Pozio­

mych zanosi się do chrztu, a pionowi sami idą.

Po wejściu w życie ustawy antysemickiej na Węgrzech, naczelny rabin Budapesztu wysłał do Pana Boga następu­

jącą depeszę:

„Pan Bóg, niebo...

Od 5000 lat jesteśmy naro­

dem wybranym. Wybierz so­

bie teraz inny".

*

Ż y d w rozmowie z amery- kaninem zauważył:

N o i cóż wart jest teraz wasz Wilson ze swoimi 14 punktami? N ikt ich wogóle nie przestrzega.

To co z tego? W y macie tylko 10 punktów i też ich nie przestrzegacie.

Jak zrobić majątek?

Kupować u pesymistów, a sprzedawać optymistom.

*

Podobno Polacy w Niem­

czech brali udział w plebiscy­

cie z czystym sumieniem, gdyż każdy pisał „ja" nie m y­

śląc o Hitlerze, a o sobie.

*

Pozytywny stosunek na szych władz do przeniesienia festivali Mozartowskich na nasz teren dowodzi, że Polska zajmuje stanowisko m o z , a r s t w o w e.

*

W następstwie rokowań poi sko - litewskich odbyły się pierwsze loty na trasie War­

szawa Kowno. Były to

„ p i e r w s z e l o t y z a p l~o t y “.

Po wystąpieniu posła niem.

Schmidt - Wodera w Kopen­

hadze z żądaniem rewizji gra­

nicy niemiecko - duńskiej, mó wią, że „ż l e s i ę d z i e- j e w p a ń s t w ie d u ń- s k i m".

Rokowania angielsko włos­-M- kie przeprowadzone były przez amb. Perth‘a i hr. Cia- no.Po tych rokowaniach zdaje się być pewne, że Anglicy i Włosi będą sobie mówić „p e r t h y “.

*

W swej mowie wiedeńskiej Hitler powiedział: Wiedeń jest perlą, której nadałem stosow­

ną o p r a w c ę .

Głównodowodzącym armii japońskiej w Chinach jest Shunroki Hata. Z jego wyczy­

nów widać, że „c z y m H a- t a b o g a t a , t y m r a- ,1

nu, Hrabia W., słynie z gorli­

wości, z jaką pragnie ukryć swój podeszły wiek. Któregoś dnia, na przyjęciu u ministra N. znajdował się w towarzy­

stwie pani domu i biskupa S.

W pewnej chwili niewiasta zwróciła się do duchownego z zapytaniem, wiele lat może sobie naprawdę hrabia W. o- becnie liczyć.

Szanowna pani od- rzekl biskup ja mam obec­

nie siedemdziesiąt dwa lata, zaś w gimnazjum obaj byliś­

my w jednej klasie.

I cóż pan na to odpowie

—triumfowała pani N. oto świadek godny zaufania.

Szanowna Pani odparł Hrabia najlepszy dowód, że Jego Eminencja się myli, to fakt, że ani on, ani ja, nie cho­

dziliśmy nigdy do szkoły.

RÓD.

Przodkowie moi opo­

wiada hrabina Wielkomagnac- ka w znakomitym towarzy­

stwie brali udział we wszy­

stkich większych wojnach. Do tego stopnia, że na przeciąg pól wieku rodzina nasza kom­

pletnie wymarła.

WYSOKA CENA.

Kiedy Jerzy Hanowerski zo

;tał Jerzym I, królem Anglii, trudno mu było pogodzić się ze zmianą warunków. W Ha­

nowerze był panem życia i śmierci, podczas gdy w Lon­

dynie widok królewskiej oso­

by nie sprawiał żadnego wra­

żenia. Szczególnie go drażniło, że do pałacu, w którym miesz­

kał, wchodziło się wprost z u- licy.

Wreszcie miał tego dosyć i zwrócił się do jednego ze swych zaufanych ministrów, lorda Walpole, z prośbą, by ten dowiedział się, ile go bę­

dzie kosztować postawienie parkanu, odgradzającego pa­

łac od ulicy.

— Wasza królewska Mość-- odrzekł lord Walpole mo­

gę obliczyć na poczekaniu:

bedzie to Waszą Królewską Mość kosztować trzy korony:

angielską, szkocką i irlandzką.

Odpowiedzi Redakcji

pro- materiał

„NIE - MIASTO D szę przysłać lepszy".

W. DZ.: Wiersz nie cenzu- ralny, parodia nie dowcip na.

SAMSKP „Pieska" nie wydru­

kujemy. Rzeczywiście „za­

latuje Zoszczenką", prosi­

my coś nam jeszcze przy­

słać.

„JAROK": bardzo słabe.

JERZY DONER: dowcipy sta­

re p a ć now e.

niedzielę do kina na „Kobiety nad przepaścią"'. W pewnym momencie podczas przedsta­

wienia Walercia zwraca się do swego sąsiada:

Panie, weź pan te rękę...

A po chwili dodaje:

...nie pan, tylko pan... (1).

ALEKSANDER WIELKI 1 PIRAT.

Pewnego dnia zaprowadzo­

no przed Aleksandra świeżo pochwyconego i>rata. Na wi­

dok mąk, jakie mu przygoto­

wano, złoczyńca wykazywał niezwykły spokój.

Jakim prawem spytał monarcha — śmiesz krążyć po morzach i napadać na statki i łodzie?

A ty odrzekł więzień

jakim prawem napadasz na cały świat? Tylko, że ja mam do dyspozycji jeden statek, więc nazywają mnie piratem, ciebie zaś, który masz do dy­

spozycji całą flotę, świat na­

zywa królem!

CZWARTY ŻYD.

Monsieur Ela Zawladower ma sklep kosmetyczny w ru­

chliwej dzielnicy Paryża. Pe­

wnego wtorkowego poranka przychodzi przed swój sklep i zamiast go otworzyć, zaczyna się przed nim przechadzać.

Dlaczego pan nie otwiera sklepu? — zapytuje go właści­

ciel sąsiedniego magazynu.

Co znaczy dlaczego?

Czekam na czwartego Żyda.

Jakiego znów czwartego Żyda?

Niech pan słucha: był je­

den Żyd, Mojżesz, to kazał świętować w sobotę, drugi ka­

zał wypoczywać w niedzielę, trzeci, nasz kochany Leonek Blum, każę świętować ponie­

działek, to ja mogę się spodzie­

wać teraz czwartego Żyda, który każę świętować wtorek, (b).

DLA ZDROWIA

Jeden mój dobry znajomy ma zazwyczaj grywać w karty godzinę dzienie. Tak dla zdro­

wia. Jedną godzinkę. Od siód­

mej do szóstej. (1).

BORYS GOLDANSKI: „Mno­

żą się one z dnia na dzień".

IB1S: Jak Pan widzi nie wszystkie chwackie pióra nadają się do druku nie skorzystamy.

„MARSZ" nie dla Szpilek.

„W. KRZEM" „ale cóż, kiedy nie mogę.{.“.

JA N ZALESKI, PŁOCK - nie złe, lecz drukować nie modemy,

uroezej, choć nieco podeszłej w latach panny Mini. O mał­

żeństwie jednak jak dotąd nie było mowy. Po pierwsze pan­

na Minia nie miała pieniędzy, a po drugie Salek nie chciał się z nią żenić.

Jednego dnia panna Minia przeglądając tabelę loterii z niekłamanym szczęściem krzy­

knęła.

Jest! Sto tysięcy złotych.

Ponieważ Salek wyjechał w tym czasie za interesami do Łodzi panna Minia wysłała natychmiast depeszę. Depesza brzmiała:

„Wygrałam na loterii sto tysięcy. Czy chcesz się ze mną ożenić? Dziesięć słów na odpowiedź opłacono"".

Po trzech godzinach nade­

szła odpowiedź:

„Tak, tak, tak, tak, tak, tak, tak, tak, tak, Salek"".

"ma

d o yMe/nAa,

POLOM

ÓbO; nfa&tobu, n u ŁcŹr xq,

/•JO CKOkfou.

OLEONP

O WEDEKINDZIE

Ach, ileż lat minęło od cza­

sów, kiedy kabaret „Jedena­

stu Oprawców"" wprawiał w zachwyt ojczyznę Heinego.

Bral tam wtedy udział świe­

tny, a nieżyjący już dziś, dra­

maturg Frank Wedekind, Otto Ealckenberg należał do filarów tego teatrzyku. Pewnego dnia bawił teatr ten na gościnnych występach w Mannheimie. We dekind i Ealckenberg spacero­

wali sobie po jednej z głów­

nych ulic tego miasta; gdy na­

gle ujrzeli jak upadla pewna dama tuż, tuż pod tramwaj.

W mgnieniu oka rzucają się obaj na ratunek i w jednej chwili wyciągają nieostrożną z obrębu niebezpieczeństwa.

Dama rzuca im gorące, omdle­

wająco obiecujące spojrzenie, głębokie westchnienie wykra­

da się z jej piersi, a brzydka, jakże brzydka twarz, jaśnieje zachwytem:

Któryż to z panów mnie wyratował?

On! On panią wyrato­

wał! krzyczy Wedekind. 1 znika w te pędy w bocznej u- lłczce. (st).

(4)

4

KOBIETA.

Herman przyszedł w od­

wiedziny do Nuli. Po pew­

nym czasie młodzi poszli do restauracji.

Nie chciałabym, aby pan o mnie źle myślał powie­

działa Nula. Chętnie z pa­

nem zjem kolację, ale nic więcej.

Herman poprawia swoje kru cze włosy:

— Wcale nie chcę, aby pani więcej jadła.

SAVOIR VIVRE.

Pan Antoni siedzi przy sto­

le z pewną damą. Dama nie od znacza się jednak zbytnim po­

czuciem taktu. W pewnej chwili zwraca się ona do leci­

wego pana Antoniego z zapy­

taniem:

Jak czuje się proszę pa­

na człowiek, co przekroczył czterdziestkę?

Pan Antoni się uśmiecha:

Czyżby łaskawa pani do­

prawdy już wszystko zapom­

niała? (s).

WĘGRY.

Franciszek de Bolvary, po­

rucznik honwedów, poznał na balu młodą i uroczą panienkę.

Po balu porucznik odpro­

wadzając piękną towarzyszkę do domu wstąpił do niej z wi­

zytą.

Rano, kiedy de Bolvary juz się ubrał, urocza towarzyszka zwróciła się do niego:

To wszystko bardzo pię­

knie, ale jak będzie z pieniądz mi?Porucznik honvedów poczuł się dotknięty do żywego:

Niech pani nie zapomina

rzekł że oficerowie nie biorą żadnych pieniędzy.

TAKA HISTORIA.

Lord Halifax zachorował.

Wezwane powagi lekarskie o- świadczyły jednogłośnie, iż wskutek silnego wycieńczenia organizmu, niezbędna jest transfuzja krwi.

W biurze dawców krwi o- becny był tylko jeden Szkot, który posiadał tę samą kate­

gorię krwi. Wezwano go więc.

Transfuzja krwi udała się znakomicie. Po godzinie jesz­

cze drżącą dłonią wypisał lord FIalifax swemu wybawcy czek na pięćset funtów. Wybawca nie wierząc własnym oczom schował czek i kłaniając się nisko opuścił pałacyk.

Jednakże po tygodniu chory poczuł się gorzej. I ransfuzja okazała się niezbędną. Zawez­

wano Szkota.

Tym razem wynagrodzenie wynosiło tylko pięćdziesiąt funtów.

_Mało — pomyślał Szkot—

Ale lepsze to, niż nic —- dodał w myśli i ukłoniwszy się nisko wyszedł z mieszkania.

Jednakże chory czuł się na tyle słabym, iż powtórzenie transfuzji stało się niezbęd- nem. Wynagrodzenie jednak-

Przewidziany na przyszłego premiera min. Kwiatkowski wygłosił przemówienie, w którym zacytował:

„...H świeżo czyż nie zapi­

sze się głoskami hańby list polskiego dyrektora najwięk szego banku prywatnego w Warszawie, który w przeło­

mowych dniach marca b.r. za­

wiadomił dużą fabryczną fir­

mę angielską pod Warszawą,

że po tym razie zmalało do pięciu funtów.

Krwiodawca ukłonił się nis­

ko i rzekł:

— Jego Lordowska Mość wy baczy, ale postępowanie Wa­

szej Lordowskiej Mości jest dla mnie wysoce niezrozumia­

łe. Być może, iż pięćset fun­

tów było sumą nieco wygóro­

C Z Y T A J C I E „ S Y G N A Ł Y

•dwutygodnik społeczno-literacki

Lwów — ul. HAUKE BOSAKA 12

L

PRZY____grypii . rARZEjI,u

że „ze względu na sytuację polityczną obecnie żadnych nowych kredytów nie przy- znajemy“. Ten bank przed pa ru laty uratowany został ko sztem Państwa, a dziś wy­

rządził mu najhaniebniejszą szkodę..".

Rys. Eryk Lipiński VA BANQUE!

waną, jednakże pięćdziesiąt funtów wyrównało tę nadwyż kę. Natomiast pięć funtów nie może być w żadnym razie u- ważane za wynagrodzenie.

Lord Halifax jęknął i oparł­

szy się na łokciach wycedził:

Widocznie za dużo mam w sobie szkockiej krwi. (1).

HOROW

Szukam żony

Jestem sentymentalny i do­

mator. Moim ideałem jest ce­

rata na stole, żona i słoiki z konfiturami. Dotąd jednak u- dało mi się zrealizować tyl­

ko ceratę. Zamiast konfitur używam powideł przed u- życiem namydlam je i golę z nich pleśń. Ale najgorzej przedstawia się sprawa ze zna­

lezieniem żony.

Ilekroć zawieram znajo­

mość z jakąś kobietą wie- rzę, że wyjdzie za mnie i rozczarowuję się.

Tak było z Ireną. Chodzi­

łem z nią długo. Była okrągła, wesoła bardzo mi się po­

dobała. Gdy zaproponowałem jej małżeństwo wyśmiała mnie.

Byłem po tym ostrożny.

Loli od razu powiedziałem, że chcialbym, aby mnie poś- mbila. Wpierw zwlekała z u- dzieleniem odpowiedzi, po- tym znajdowała rozmaite przeszkody: że ktoś zmarl jej w rodzinie, że umówiła się z kimś i wreszcie, że jej star­

sza siostra jest niezamężna..

Celina powiedziała mi wprost, że dochody nie po­

zwalają jej na zawarcie mał­

żeństwa.

W końcu Janka, którą po­

znałem niedawno, wydała mi się bóstwem, nie tylko dlate­

go, że była wysoka, zgrabna, szykowna, ale przede wszy­

stkim dlatego, że z miejsca i bez zastrzeżeń zgodziła się na zawarcie małżeństwa ze mną.

Nastały piękne dni. Przytu­

leni do siebie odbywaliśmy długie spacery. Śnieg padał.

Mówiłem Jance o swoich ma­

rzeniach:

Będzie nam szumial nasz własny świerszcz woda w czajniku...

I ak odpowiadała, zgodli- wa, jak zawsze to wydaje mi się najlepszą ilustracją mu­

zyczną do ceraty i słoików...

Czyniłem przygotowania do ślubu. Rozesłałem zaprosze­

nia. Kupiłem czajnik. Byłem szczęśliwy.

A Janka, okazało się, była zamężna.

I znowu szukam kobiety sen tymentalnej i domatorki, jak ja. Cel matrymonialny.

%2*«®5LUGtQWY:

(5)

J. K. WEINTRAUB i ARTUR PAJĘCKI

Galeria Konów

ALEKSANDER KON (ikoneser).

Kolekcjoner starych ikon trudność miał pan Aleksy Kon.

oburzona rzekla żona:

Czem dla Kona jest ikona?

Aleksy Kon, kup leksykon!

Wtem jej z oczu nagle znikł on.

Ona czeka wciąż. I kona.

BOLESŁAW KON (mlekarz).

Dziwny zwyczaj miał Bolek Kon.

miękko spijał jako lek on.

Dnia pewnego rzeki mu lekkarz:

Drugiej zimy nie doczekkasz.

Więc na łóżku smutny legł on.V

Krótko leżał Bolek, bo legł.

Tak od miękka Bolek (poległ.

CECYLIA KON (psalmistka).

Krótko żyła Cecylja Kon, bo ją ciągle - gryzł karakon.

Ojciec radzi: Czytaj l almud, ale ona woli psalm ud.

Więc zmartwienie stary ma Kon.

Zmarła, kiedy szła na bal mód.

I nie pomógł Stary Zakon.

JAKÓB KON (kubista-podróżnik).

Wbrew przyjętym Kuba prądom kupił gdzieś na Kubie Kon dom, choć rodzina mówi: — Kuba, Kuba, to dla ciebie zguba, jedzie on ku nowym lądom.

Takich Konów ja nie lubię.

Skąd do Kona dom na Kubie?

W sz y sc y czytają, a b o n u ją i ro z p o w szec h n ia ją

„KURIER DEMOKRATYCZNY"

n iezależn e pism o ś w ia ta p ra c y .

Redakcja i Administracja: Warszawa, Świętokrzyska 8 m. 6.

Przekaz rozrachunkowy Nr. 809, P. K. O. 18.147.

Ł,QT.T.A-CRISTALLIN" ło re w e la c ja

SZULIM KON (szuler).

Syn Urszuli szuler Szulim,

choć był z Konów, sprawiał ból im.

Miast pracować, kradt u Konów.

Ody pytano: Czyj jest Konów?

odpowiadał: Ja Urszuli-m.

A gdy ukradł 100 miljonów,

szedł do paki, krzycząc: Szulim!

MARIA KON (impotentatowa).

Bardzo smutna jest Marja Kon, bowiem mąż jej, choć potentat, to właściwie impotentat.

Jakże dziwne jest więc zatem, gdy impotent potem tatem?

RYSIO KON (przyjaciel jedwabnika).

Rysio Kon był bardzo dzikim, przyjaźnił się z jed wabnikiem.

Spytał babci raz Rysio Kon:

Co to jest, babuniu, kokon?

(Gdy jedwabnik z oczu znikł im).

To jedwabnik rzekła ona sublokator taty Kona.

STAN 1SŁ A W J ERZY LEC_

O DZIAŁACZU PEWNEJ GRUPY.

Na każdym go zjeżdżają zjeździe, pod niebo go wynoszą... z sali,

bestia się nawet w płyn przedzierzgnie bo wczoraj to go już wylali.

O CENZURZE FILMU

„KOŚCIUSZKO POD RACŁAWICAMI".

Tam, gdzie nożyc strzec się trzeba o tym filmie powiedziano:

Patrz Kościuszko na nas z nieba Ale nie z ekranu.

HENRYK HEROLD

WYZNANIE NA CZASIE.

Choć cię kocham serdecznie I do stóp świat ci kładę Zamiast ciebie, najdroższa, Wolę objąć posadę.

M. SPIELMAN NA „CZAS".

Nie chcę z nikim wszczynać Niepotrzebnych kwasów, Alem gotów wszystko zrobić Dla zabicia czasu.

1

(6)

6

Trzecia Rzesza

Wspaniałe afisze cyrkowe zostały rozplakatowane na mieście. Lwy, tygrysy, lam­

party, małpy. Żonglerzy, lino­

skoczkowie, rowerzyści. 1 re­

welacyjny szesnasty numer programu;

» » • • • •

Przy numerze był dopisek:

„Wielka premia tysiąc ma­

rek. Każdemu kto zgłosi się do kasy i oświadczy, iż szes­

nasty numer programu nie po­

doba mu się, wręczamy tysiąc marek gotówką.

Cyrk był przepełniony. Ani jednego wolnego miejsca.

Rzęsiście oświetlona sala i powiększona orkiestra stwa­

rzały uroczysty nastrój.

Szesnasty numer programu.

Woźni wnoszą na arenę skrzy nię. Po chwili ukazuje się Hans Schwarz, jako rzymski gladiator, witany owacyjnie przez podnieconą publiczność.

Hans jednym uderzeniem młotka rozbija skrzynię. Lecą drzazgi. Oczom zdumionych widzów ukazuje się druga skrzynia. Z kolei druga skrzy­

nia zostaje rozbita pięścią. U- kazuje się trzecia, jeszcze mniejsza skrzynia.

Napięcie publiczności do­

szło do zenitu, gdy Hans roz­

wijał piętnastą paczkę. Jeden sznurek. Papier. Drugi sznu-

ROZMOWA.

Rozencwajg spotyka Rabi- nowicza.

Co słychać?

Tak...

— A jak wam się powodzi?

— Bo ja wiem? Jak wam to powiedzieć... Jeden syn siedzi.

Jest komunistą. Drugi syn stoi.

Jest studentem. Trzeci syn la­

ta. Jest lekkoatletą. A żona leży. Jes chora.

A co pan robi?

— A ja nic. Kręcę się. (1).

rek. Pergamin. Bibułka.

I dopiero z bibułki wyjął Hans... Rozległy się rzęsiste brawa. łupano i ryczano z zachwytu. Numer miał całko­

wite i zupełne powodzenie.

Nie było niezadowolonych.

Ostatnia paczka zawierała

„Mein Kampf" Adolfa Hitle­

ra.

Opracował Allan.

ABSTYNENT.

Wacek rozmawia ze swoim przyjacielem.

_i wyobraź sobie — mówi Wacek że Faleńciak zacho­

wał się w stosunku do mnie bardzo nietaktownie.

Dlaczego?

— Poczęstował mnie wódką, wiedząc, że jestem prezesem Ligi Antyalkoholowej.

— Obraził cię?

Chyba.

No i coś zrobił?

Milcząc, pogardliwie poł­

knąłem obrazę. (1).

DZIECKO.

Ciocia Mania pyta małego Tadzia:

A kim ty będziesz, Ta­

dziu, jak urośniesz?

Mały Tadzio wkłada palu­

szek do buzi:

— Żołnierzem.

Jak będziesz żołnierzem, to może cię nieprzyjaciel za­

bić.

— No, to ja będę nieprzyja­

cielem. (1).

A. ZOSZCZENKO

Technika nasza zrobiła o- gromny skok naprzód. Osią gnięcia w dziedzinie techniki przestały już zadziwiać publi­

kę.

Zdarzają się jednak ponie­

które fakty, zdumiewające swą wspaniałością. Aż dziw bierze jak są niespodziewane.

Jeszcze dziesięć lat temu zdawałoby się, że nic podob­

nego nie mogłoby się odbyć na kartach naszego życia. A obecnie jest to już zjawisko społeczne, dające realną ko­

rzyść ludności.

Krótko mówiąc ot co nie­

dawno wydarzyło się w Lenin gradzie.

Pewien moskiewski kino- mechanik przybył do Lenin­

gradu w sprawach służbowych i stanął w hotelu „Europa .

Wspaniały, wygodny numer Owa łóżka. Łazienka. Dywa­

ny. Obrazki. Wszystko to rzec można, usposabiało na­

szego przyjezdnego do widy­

wania się z ludźmi i przyjem­

nego spędzania czasu.

Jednym słowem zaczęli do niego przychodzić znajomi i przyjaciele.

I jak to zawsze bywa, nie­

którzy spośród jego przyja­

ciół odwiedzając go korzysta­

li z 'kąpieli. Jako, że wielu mie­

szka w lokalach, gdzie me ma łazienek. A chodzić do łaźni, faktycznie, wielu jakoś nie­

zbyt lubi i wogóle zapomina o tej zwyczajowej procedu­

rze. A tu taka wygodna oka­

zja: odwiedziło się przyjacie­

la, pogadało się, pofilozofowa- lo, a jednocześnie wykąpało się Tym bardziej, jako, że i woda gorąca. Urzędowe prze­

ścieradło i tak dalej.

W O D N A

I wielu, oczywiście, dlatego lubi przyjezdnych przyjaciół.

Krótko mówiąc, po jakichś pięciu dniach nasz przyjez­

dny z Moskwy poniekąd na­

wet zmęczył się podobnym bezwzględnym postępowa­

niem swoich przyjaciół. Ale oczywiście hamował się do o- statniej chwili, gdy wreszcie wybuchła katastrofa.

Właśnie jakoś przed wie­

czorkiem przyszło do niego prawie, że naraz sześciu zna­

jomych. Gadu - gadu i oto goście utworzyli do tej łazien­

ki niewielką kolejkę.

Troje z nich szybko się wy­

kąpało i napiwszy się herbat­

ki, poszło sobie.

Ale czwartą była starsza pani. Krewna przybysza. I ta kąpała się wyjątkowo długo.

A nawet, zdaje się, prała coś ze swojej garderoby.

A grzćbała się tam tak dłu­

go, że moskwiczanin i reszta gości poprostu dostali chan­

dry. Przeszło godzinę i kwad­

rans siedziała w łazience.

Ale, że była to rodzona cio­

tka naszego moskwiczanina, więc takowy nie pozwolił przyjaciołom na żadne eksce­

sy pod jej adresem.

Krótko mówiąc, kiedy wy­

szła, było już dobrze po pół­

nocy.

Jeden z przyjaciół nie chciał już dłużej czekać i po­

szedł sObie. A drugi, wyjątko­

wo uparty i nachalny, pomimo wszystko, za wszelką cenę, chciał się bezwarunkowo dzi­

siaj wykąpać, aby jutro, nie wiadomo po co być czystym.

I oto nareszcie doczekał się

wyjęcia W y * ™ ™

F E E R I A

wannę. I puścił gorącą wodę.

A sam położył się na kozetce i zaczął czekać, aż wanna się napełni. Lecz jakoś tak wy- padło, że z przemęczenia za­

snął. A w dodatku moskwi­

czanin też zdrzemnął się na kanapie.

Tymczasem woda wypeł­

niwszy wannę, przelała się przez wierzch i wkrótce zala­

ła numer i nawet przeciekła na dolne piętro. A jako, że na dole był salon, a tam nikogo nie było, więc katastrofę me od razu dostrzeżono.

Krótko mówiąc, dopiero sil­

ny gorąc i para obudziły obu naszych przyjaciół. Przyczem moskwiczaninowi, jak po tym opowiadał, śniło się, że prze­

bywa w miejscowości kura­

cyjnej, gdzie są cieplice.

Ale gdy się obudził, ujrzał, że cały pokój stoi pod wodą, a po powierzchni pływają pantofle, gazety i różne drew­

niane wyroby.

Gorąca woda, naturalnie, nie pozwoliła od razu wstrzy­

mać powodzi, jako, że przyja­

ciele nie zdecydowali się do­

biec do wanny, aby przykrę­

cić kran. Siedzieli na kana­

pach i nie mieli odwagi, aby spuścić nogi do buchającej pa­

rą wody.

Lecz potem z trudem prze­

suwając krzesła i skacząe z jednego na drugie, przerażony przyjaciel moskwiczanina do­

stał się jakoś do wanny i kran przykręcił. Gdy tylko zanik- nęli kran i woda zaczęła gdziet wyciekać, do pokoju wbiega, pobladła na twarzach admi nistracja.

Administracja obejrzała wannę i dolne piętro i zaczę­

ła naradzać się o czymś z wez wanym inżynierem.

A tymczasem, między na­

szymi przyjaciółmi wybuchła groźna kłótnia: kto winien i kto ma płacić odszkodowanie.

Przyjaciel moskwiczanina, ledwo dysząc ze strachu, po­

wiedział, że jakieś czterdzieś­

ci rubli w jakiś tam sposób po kry je, ale nadwyżkę niech pla ci właściciel pokoju, który lekkomyślnie pozwala kąpać się postronnym.

Tu między nimi wybuchła kłótnia, która mogłaby mieć groźne następstwa, gdyby o- bok nie stała administracja.

Mośkwiczanin drżącym głosem powiada do admini­

stracji:

Powiedzcie, ileż wreszcie może wynieść odszkodowa­

nie?

Administracja powiada:

Widzi pan, na dole, w sa­

lonie rozmyło rzeźbione ozdo­

by: jedną dużą antyczną figu­

rę i trzy aniołki. Tak, że to bardzo powiększy wydatki.

Usłyszawszy o rzeźbionych ozdobach i aniołkach, przyja­

ciel moskwiczanina dosłownie zadrżał.

Moskwiczanin, żałośnie spo glądając na administrację, wy szeptał:

A na jaką sumę rozmy­

ło te aniołki?

Inżynier powiada:

—Sądzimy, że jakieś sie­

dem osiem tysiączków ta

(7)

ROZMOWA.

Wiesz co, Franek? Roz­

wiedź się ze swoja żoną.

Dobrze, ale dlaczego?

Bo ja już mam jej dość.

(1). PREZENTY.

Siedzieli przy uroczym ko­

minku.

— Co ci mam jutro kupić na imieniny, Janku? zapytąla Marysia.

Na to zerwał się On jak o- parzonv z fotela:

— Niech cię Pan Bóg broni!

Jeszcze dziś płace raty za twój prezent na moje ostatnie imieniny! (s).

W o d n a feeria

operacja będzie kosztowała...

Suma ta absolutnie pozba- v'iła sił moskwiczanina, tak.

że straciwszy świadomość po­

łożył się na kanapie.

A przyjaciel jego dał się po­

znać z brzydkiej strony. Po­

stąpił jak łobuz, usiłując, jak­

by to powiedzieć zwiać po an­

gielsku. Ale zatrzymała go słaba, lecz uczciwa ręka przy­

jezdnego.

Przviezdny moskwiczanin z trudem obracaiac jeżykiem, powiada do administracii:

A ze dwa tysiączki nie starczy? W ostateczności nie musze przecie stawiać tvch aniołków. Nie takie teraz cza­

sy. żebv fundować takie owa­

kie aniołki...

Administracja powiada:

Ależ pan sie niepotrzeb­

nie gorączkuje i targuie Zda- ie sie, że od nana odszkodo­

wania nie zadamy.

Na te słowa przyiaeiel mos­

kwiczanina przymknął oczy, gdvż mvśłał. że to sen.

Z a ś a d m in is tra c ja p o w ia d a :

Do pana nie mamv żadnej nretensii. To nasze niedopa­

trzenie techniczne Ponros+u źle obliczyliśmy odnłvw wodv

a to iest naszvm technicznym brakiem Tnżynier n a tv c h

miast wyjaśnił to naukowo.

Wskazując na wannę nowia- da.

—P ro s z ę p o p a trz e ć , t u ,, <»ó- r v w a n n v ie s t ta k a d z iu rk a , n rz e z k tó ra p o w in n a w v n łv - w ać w oda w m ia rę n a p e łn ia ­ nia cie w a n n v P rz v n a u k o w o n ra w id ło w e i k a łk u la p ii w oda

n i e ma p raw a p rze lać sic p o za b rz P d Ale tu o k a z ał sie nasz n ie d o b ó r te c h n ic z n y , a d z iu r­

k a , ja k to w ła ś n ie m o ż n a by--

strem z zamkniętymi oczami.

Spostrzegłszy to matka, pyta:

Co ty robisz?

Chcę zobaczyć jak wy­

glądam we śnie. (1).

ło przyuważyć, nie zdążyła pochłonąć wypływającego pły nu. Wobec powyższego bar­

dzo przepraszamy za sprawie­

nie kłopotu. W przyszłości to się nie powtórzy. Poprawimy się. To sa techniczne niedocią­

gnięcia, które nie mogą mieć miejsca w naszej wspaniałej epoce.

Na te słowa przyjaciel mos­

kwiczanina chciał uklęknąć, aby podziękować administrac ji i losom, ale przyjezdny nie pozwolił mu tego uczynić.

Powiada do inżyniera:

Faktycznie, inaczej być nie może. Ale proszę mi powie dzieć, kto mi wynagrodzi mo­

je straty: zniszczyły mi się nocne pantofle i zamokła wa­

lizka, tak, że dzięki waszym technicznym niedomaganiom coś się tam, być moż< zepsu­

ło.

Administracja powiada:

Niech pan napisze zaża­

lenie — damy panu odszkodo­

wanie.

Na drugi dzień mosk\Hcza- nin otrzymał czterdzieści osiem rubli za zamóklą waliz­

kę. t

Przyjaciel moskwiczanina też chciał skorzystać z okazii, żeby zakantować jakąś sumkę na rachunek techniki, aie mu sic J nie udała, ponieważ nie mia! prawa przebywać w no­

cy v obcym pokoju.

Na drugi dzień przyszedł je­

dnakże do hotelu i wykąpał sie. pomimo, że moskwiczanin był z tego bardzo niezadowoło ny a nawet trochę się gnie­

wał.

Przełożył

j SEWERYN POLLAK.

BANDYTA.

l^eluś Bandzior, znany w ca- łvm mieście opryszek, urzą­

dził włamanie do mieszkania bogatego bankiera, Ferdynan­

da Przylaszczki.

W pewne i chwili, kiedy Fe­

luś zajev był w najlepsze roz­

pruwaniem kasv. do pokoju wszedł sam właściciel.

Bandzior błyskawicznym ru cbem wvcia.gnał z kieszeni re­

wolwer i mierząc nim w ban­

kiera zawołał1

Pieniądze, albo życie!

Przvlaszcza uśmiechnął sie szeroko:

Niestetw pieniędzy nie trzymam w domu, a ponieważ iest iuż nóżno pie b e d e mógł

ic h nawet podmó z banku. A- 1e wie nan co? Nie obciąłbym , żehv nan wschodził z pusty­

mi rakami. Niech nan zacze­

ka chwileczko, to ia tymcza­

sem skoczę do sąsiada i po­

życzę.

MIASTECZKO.

Komendant pożarnej ‘Straży ochotniczej Pociejowa zwra­

ca się do strażaków:

Hej, chłopcy, kończcie prędko tę partyjkę „króla", bo w sąsiedniej wiosce wybuchł pożar.

Sierżant Pakuła patrzy zdzi­

wiony na mówiącego:

Ale skąd pan wie o tym?

Dziś rano otrzymałem stamtąd pocztówkę. (1).

Co to słyszałem, Buch- binder, podobno przechrzciliś- cie się...

Tak, rzeczywiście. Z przekonania...

Po co?

Przekonałem się, że le­

piej jest być chrześcijaninem.

r

DRZEWO.

Ach, co za słodka psinka!

Czy ma ona także drzewo ge­

nealogiczne?

Jeszcze jakie! Zaraz przed domem! (s).

ANEGDOTY HISTORYCZNE

Wszyscy niemal już byli przekonani, że to marszałek .Toffre wygrał bitwę pod Mar­

ną, lecz znalazło się paru nie­

dowiarków, którzy zaprzecza­

li.

Pewnego dnia zgłosił sie do marszałka dziennikarz z zapy­

taniem, kto właściwie wygrał te bitwę.

Na to panu nie mogę od­

powiedzieć odrzekł Jof- fre — ale mogę pana zapewnić, że gdybv bitwa nad Marna bvła przegrana, cała hańba spadłaby na mnie.

*

Mark Twain wraca z zebra­

nia dobroczynnego na Misje Afrykańskie.

— Wiełeś ofiarował? py­

ta go m a łż o n k a .

Z a c z ę ło sio o d p rz e m ó ­ w ie n ia — o d n a rł M a rk — M ów ea m ó w ił ta k w z ru s z a ia e o . że n o dziesięciu m in u ta c h a o tó w b v łem o fia ro w a ć w s z y s tk o co

m iałem n r z v sobie P o d a l­

szych dziesięciu m in u ta c h n ie ­ co o c h ło n ą łem i p o s ta n o w iłe m o d d a ć im w o 7 v stk ie d ro b n e J e sz c z e d z ie sięć m in u t n ó ź n ie i n a m y śla łe m że n ic im nie dam a p o lesz c ze d a lsz y c h rł^iesieciu m in u ta c h i Takoń- czeniu p r z e m ó w '’ ta k b y łe m n rz \rb itv a rg u m e n ta m i. że o h nofłeczłi sam z a b ra łe m z ta c v

dwa dolary.

P e w n e g o dnia F r y d e ry k W ie lk i w y ra ż a ł sie z pogardą

o ie d m u n z oficerów .

Ależ. W a s z a W y s o k o ś ć - z a w o ła ł le d e n z g e n e ra łó w von K ra ftw e c h m ł u d z ia ł w

dziesięciu b itw a c h

.Tego k o ń o d rz e k ł P rv c

r ó w n i e ż b r a ł u d z i a ł w d z ie ­ sięciu b itw a c h , a w ie tv le s a ­

mo o woinie. co przed jej roz­

poczęciem. (m).

„S z p i 1 k i“ u k a z u j ą s i ę c o t y d z i e ń . — Przedruk bez podania źródła wzbroniony.

Prenumerata kwartalna wraz z przesyłką 3 zł. Za granicą 4.50 zł. Przekaz rozrachunkowy nr 766

Redakcja i Administracja: Warszawa, W. Górskiego 6 m. 1 teł. 3-36-91. Administracja tzynna codziennie od 10 do 13, w poł.

Redakcja przyjmuje w poniedziałki i czwartki od 5 - e j do 6-ej pp. Rękopisów nie zwraca się.

Opłata pocztowa uiszczona gotówką. Cena ogłoszeń: w tekście- iŁzł. za mm.

Redaktor: Eryk Lipiński _________________________________ Wydawca: Michał Sass

D rukarnia D ziennikarska, W arszaw a, O grodow a 39/41, tel, 3-22-17.

(8)

M ajor Lepecki uczuł się dotknięty u jem n ą recenzją Pruszyńskiego o swej książce „M adagaskar".

___ _ enryk Tom aszewski

Żołnierz królowej M ad ag ask aru .

/V-

Cytaty

Powiązane dokumenty

wom, robi się bałagan, który właściciel nerwów i rozumu stara się bezskutecznie uspo­.. koić proszkiem od bólu głowy za 10

Trzeba nadmienić, że jaśniepan i jaśniepani i młodzi jaśniepaństwo zajm ują pokoje w różnych częściach budynku, bo jaśniepan może zasnąć tylko w pokoju,

Parlament japoński zajmie się skolei dyskusją protestującą przeciwko wojnie domowej w Hiszpanii, zaś Kor- tez-y hiszpańskie zaprotestują przeciw tarciom i niesnaskom

Achilles dwukrotnie zatoczył się i padł, lecz zerwał się z ziemi i po­.. pędził

kwas drzewny wyrabia się ze specjalnego gatunku drzewa, tak zwanego drzewa muszego i używa się go do tępienia much. Jest to powszechnie po wsiach używany środek

Idzie się na amerykański film, szczypie się pokojówkę i za­. prasza się na kolację najmniej inteligentnych ludzi, jakich się

niech ludzkość wiesza się na miejskie lampy Niech zdycha z głodu! — Sztuce żyć — wasz trud!*. Jak mówi pies? Że dzieciom będą dane pensyjki kiedyś — za

wym. ouesiai mnie pan uo swe go niewoiniKa. metro xmis.aKrotnie się upominai, a.e ruaucua otruta mnie, zanim się z nim rozliczyiem. Piętro był aptekarzem na