Prenumerata wynosi:
w L u b lin ie bez o d n o szen ia do d o m u m ies.
Zł. 1, k w ? rta 'n ie Zł. 3;
z o d n o szen iem do dom u m iesięcz. Zł 1.20, k w a r
taln ie Zł. 3.60; z p r z e sy łk ą p o c z to w ą m ie- sięczn . Zł. 1.30, k w artal
nie Zł. 3.80.
w A m e r y ce kw. 1 d o la r w e Francji „ 5 frank.
Cena 25 groszy.
Adres Redakcji i Administ.
Plac Litewski 1.
TYGODNIK SftTY R Y C Z N O -H U M G R Y STY C ZN Y .
W Y C H O D Z I W K A Ż D Ą S O B O T Ę .
Ceny ogłoszeń.
Dla firm m iejscow ych za w iersz m ilim etr, lub
je g o m iejsce:
przed te k ste m — 10 Gr.
w t e k ś c i e ---15 ,, za t e k s t e m --- 5 ,, N a d e s ł a n e ---10 ,, Dla firm zam iejscow ych
o 25 pro c. dro żej.
R ę k o p isó w n ie zw ra - c a s i ę ._______
N ależność pocztow a uiszczona ry czałtem
Redakcja czynna od godz.
5-ej do 8-ej wiesz.
R o k I. Lublin, sobota 14-go lutego 1924 r. Ns 1.
W zwierciadle własnej duszy widzi się tylko doskonałość,
S t r . 2. „ K R Z Y W E Z W I E R C I A D Ł O ” Na 1.
Od Re
Grono współpracowników i współ- wydawców „Komara“ biorąc pod uwagę, że pismo humorystyczna - satyrycze po
stawione na należytej stopie wydawni
czej i redakcyjnej, będzie uzupełnieniem miejscowej prasy codziennej i tygodnio
wej, przystępuje do wydawania tygodni
ka humorystyczna - satyrycznego p. t.
„ Krzywe Zwierciadło “.
N asze credo, któremu nigdy nie bę
dziemy zakrywać oblicza, — to wierna służba Narodowi i Ojczyźnie. Humorem i satyrą będziemy chłostać to wszystko,
d a k c j i.
co obgryza kore młodego drzewa Polski.
Czysta, bezinteresowna, ofiarna służba ojczyźnie, której poprzysięgliśmy na pro
chy poległych za wolność Polski, będzie naszem słodkiem jarzm em i każe nam wierzyć, że całe społeczeństwo poprze nas w tej zbożnej pracy.
Z wiarą w pomoc szerokiego ogółu, do którego idziemy z czystem gorącem sercem, wypuszczamy nr. 1. „Krzywego Zwierciadła“ i pewni jesteśm y że znaj
dziemy poparcie, zrozumienie i uznanie.
S d a ń s ii.
Gdańsk, twór n iepraw y wrogich nam czynnikóto '/amieszhan gęsto p ru sa k im gałgaństioem;
(-.dzie, może, głosi z tupetem i krzykiem Za J-st pow aznem , suwerennem państw em .
Gdzie może, Polsce podstaw ia on nogę 1 doje ujście oszczerstwom i załom;
I wciąż zaw adza biedź nam w jasną drogę H tn ! ku B a łty k u , bursztynoioym falom.
Pięścią przez Berlin okutą w y g ra ża I chociaż z Polski czerpie soki życia, Do wysokiego L ig i K om isarza — Fałszywe skargi zanosi z ukrycia.
W śród swych celników ćwiczy wrogie hordy, 1 skarb nasz biedny okrada bezczelnie Gdyż on, co wspólne wiódł z niemcami mordy N a zgubę Polski, i dziś służy wiernie.
Dość więc go tuczyć... kij mu czas pokazać, P o r t wznosić w G dyni, p rzerw ać p rzem ycan ie;
A Gdańsk sice w in y sam poprosi zm azać — I niby jagnię, pokornym się stanie !
Al/a.
PRAWDZIWIE SZCZĘŚLIWY.
Przyjaciel s p ot yk a s w e g o s e r d e c z n e g o d r u ha w knajpie i m o c n o zdziwiony już nie pyt a ale krzyczy.
— Lusiek! Bój się Boga, co się stało że po 10 l at ac h widzę Cię po raz pierwszy w k naj pi e i t o w t a k i m humor ze ?! —
— W y o b r a ź sobi e od t y g o d ni a j e s t e m z upe łni e szczęśliwy —
— J a k t o ? Do st ał eś m o ż e s p a d e k ?
— Nie!
— Wy g r a ł eś gł ówny los na loterji pa ńs t wo w e j ?
— Więcej — ^
— Z o n a powiła Ci s y n a ? —
— Nie! -
— Zwarjowałeś? —
— Nie! —
— A więc co? Mów! —
— Z o n a uciekła z p o d o fi c e r em —
— A a a a a!
ZDYSKREDYTOWAŁ OJCA.
P o dc z a s ostatniej i mpr ez y n a k o ng r e s C.J.E.
kiedy s t u d en c i skończyli k a r ot ę w kino-t ea tr ze
„ C o l o s s e u m ” mały Sta si o pyta ojca.
— Tatusiu! Czy ci st ud e n c i to grają w guziki? —
— A t o dl ac z eg o? —
— Bo t a t u ś wrzucił d o wo r e cz k a guzik.
Nr. 1. „ K R Z Y W E Z W I E R C I A D Ł O * S t r . 3.
SZCZERA.
P e w n a s t u d e n t k a p o d k o n i e c s e m e s t r u p od ch od zi do p r o f e s o ra i prosi o podpis, a t e n z dziwiony o d p ow i a d a .
— Przecież pa n i nie chodzi na wykł ady. —
— J e s t e m n a k a ż d y m, p a n i e p r o fesorze. —
— J a p a n i ą ni gdy nie widziałem. —
— O! t ak, bo j e s t e m już za stara.
Na wieczorku!
Rżnie r oz głośni e m u z y k a Dwie skrzypeczki, bas, Wi ęc w e so ł o t a m fika,
* Dziewczę, z c h ł o p c e m wraz.
Radzi z siebi e n a w z a j e m T o n ą w oc z ac h swych, 1 świ at cały im r a j e m Bez wa lk i t ro sk złych.
O n a patrzy n a ń ś mi a ł o On, na w a b n y biust, Który bielą z u c hw a ł ą Wo ł a d o się — u s t !
Oj!... dla chł op c a bi ust t r u n k i e m , Na o d w a g ę wziął
I l e c i u c h n y m c a łu n k i e m , Pierś dziewczęcia tknął.
Lecz t o m a m a widziała Sta ł a b o w i e m tuż, I c ór e c z kę wezwała,
Iść d o d o m u j uż! Alfa.
„LUDZIE UMRRL1“ *)
(c zy li ż y c i e L u b l i n a )
K o m e d j a w 3-ch a k t a c h .
Akt 1.
S c e n a IV.
Ciąg dalszy.
Marynia. U siądźmy tu po d o k n e m , to b ę d zie m y jed n o cz e śn ie obserwow ać, żeby nas ojciec lub m a tk a nie przyłapali.
Wszyscy, z g o d a siadajm y, (siadają Leon stoi).
Leon. J a je s te m zdania, żeby dziś sp ak o w a ć się i w yjechać z Marynią do Warszawy, a s ta m tą d dalej i dalej.
Nelli. A pieniądze?
Marynia. Ojciec dziś podjął z b anku
*)■ Z e w z g l ą d u n a to , ż e „ K r z y w e Z w i e r c i a d ł o "
b ę d ą c z y t a l i i ci, k t ó r z y o n g i ś p r e n u m e r o w a l i K o m a r a
— p o d a j e m y c. d. L u d z i u m a r t y c h . N o w y m P. T. C z y t e l n i k o m w y ś l e m y 2 p o p r z e d n i e Nr. K o m a r a .
NA MASKARADZIE.
— Cóż m a s e c z k o — m o ż e pozwolisz d o b uf e t u.
— 1 owszem! —
— Co pozwolisz?
— Coś l et ki ego —*
— Naprzykł ad?! —
— Może być ki eł ba s a z k a p u s t ą .
W Karnawale.
C h o c i a ż m u w i e k p o c h y l i ł b a r y T a k , ż e m a w y g l ą d g r a t a ; N a m a s k a r a d ę p o s z e d ł s t a r y B y w s p o m n i e ć m ł o d e l a t a .
G d y w s z e d ł n a ś a l ę , ró j m a s e c z e k W n e t g o o t o c z y ł w i a n k i e m ; T a c u d n a , t a m t a j a k k w i a t e c z e k , P a s u j e g o k o c h a n k i e m .
T a s ł o d k o w z y w a d o w a l c z y k a fl t a , n a k o l a c y j k ę
M ó w i ą c — a j e g o d r e c z s z p r z e n i k a , Z e d a c a ł o w a ć . . . s z y j k ę !
P o s z y j c e r ą c z k i u s t a , o c z y , 1 s k r o h f c o l ś n i ą c a , b i a ł a ;
J e ś l i z a ś s z a m p a n j ą z a m r o c z y — T o o d d a m u s i ę c a ł a .
P o s z e d ł . . . j a k c h w i l e n o c y s k r a c a ł 1 czy b y ł z m a s k i r a d y ?
N i e w i e m , l e c z k i e d y d o d o m w r a c a ł , Klął w s z y s t k i e m a s k a r a d y !
Alfa.
5000 zł. więc m u zabierzem y i kwita— c h o dzi tylko o to czy S ta c h o się zgodzi.
Stanisław. Nic nie m a m przeciwko te m u , tylko co wy myślicie o naszej sp ra wie?
Leon. Bardzo prosto. Klękajcie!
Stanisław. No po co? Na co?
Nelli Panie! to kawał.
Leon. Klękajcie, bo n ie m a czasu.
(Nelli i Stanisław klękają).
Leon. (do Maryni) Ty uważaj, (a do klęczących) a wy powtarzajcie za m n ą .
Przysięgamy. —
Nelli i Stan. Przysięgamy.
Leon. W obec dw óch świadków
Nelli i Stan. W obec dw óch świaków,
Leon. że się p o b ie ra m y
Nelli i Stan. że się p o b ie ra m y
Leon. a ślub przy najbliższej okazji
Nelli i Stan. a slub przy najbliższej okązji
Leon. p o w tó rz y m y w kościele.
St r. 4. „ Kr z y w e z w i e r c i a d ł o” Nr. i .
Polska stacja kolejowa może być bez Matki Boskiej — t ak sądzi p. zawiadowca.
Nelli i Stan. powtórzymu w kościele.
Leon. Teraz wstawajcie.
Nelli. Co to wszystko znaczy?
Stanisław. Lusiek! Co to za kawał?
Leon. To kawałek tylko — podpisuj
cie teraz raz dwa. (wyjmuje z kieszeni długi arkusz papieru i daje im do podpisu)
Stan. f\ to co?
Leon. Nic! Akt ślubny.
Stan. Przecież?
Leon. Prawnie ważny, wobec dwóch świadków— w kościele powtórzycie, (do Ma
rysi) Masienko i ty podpisz jako świadek.
Marynia. R ty?
Leon. J a to zrobiłem dwa tygodnie tem u.
(Marynia Stan. i Nelli podpisali) Dobrze.
Zabieraj Stachu akt do kieszeni i swoją sztukę ona cię nigdy nie zaradzi.
Nelli. O, tak... nigdy... nigdy.
Marynia. Sztuka opuszcza starych poetów, muzyków i artystów, ale my
zdobytych serc nie opuszczamy nigdy.
Leon. Mniejsza z tem , lada chwila m oże kto wejść, a tu jeszcze my z Muśką.
Nelli. To i wy weźcie ślub, a my b ę dziemy świadkami.
Leon. Ślub?! To już kwestja dawno załatwiona — jeszcze w Warszawie.
Stanisław. Jakto! To wy nawet i ślub wzięliście?
Marynia. R tak — już dwa miesiące temu.
Nelli. Niemożliwe —
Leon. Proszę... akt.
Stanisław i Nelli czytają.
Nelli. Rzeczywiście — a to spiskowcy.
Oto i ludzie działają pg. najnowszej m e tody. My Stachu chcieliśmy szlachetnością zdobyć serca twoich rodziców, jak dyr.
Grodnicki, wystawą dobrych sztuk zdege- nezowane dusze parwernjuszy.
Leon. Stachu! My dziś wyjeżdżamy.
Skoczę tylko do rejenta zrobić kopję aktu
Nr. 1.
„KRZYWE ZWIERCIADŁO*’ Str. 5.P an miasta.
ślubnego, który wraz z listera pozostawi
m y rodzicom. (Dzwonek).
Stanisław. Kto ta m ? Otwórz! (głos za drzwi)
Marynia. Matka.
Nel Ii. (do Maryni). Siadaj do pianina (do Leona) Pan niech cośkolwiek robi, no kręci się po pokoju, przesuwa m eble itd.
Stanisław. O 4-tej wszyscy u Pinkusa.
Leon. My z Marynią już z biletami kolejowemi i z m ałym bagażem .
Wszyscy. Dobrze.
Stanisław (otwiera drzwi), S c e n a V.
(wchodzi Jadw iga uśm iechnięta, ale na widok Nelli i Leona wybucha gniewem).
Jadwiga, A to co za zebranie ? Co za spiski? Nawet lokaja w to wciągnęliście?
Stanisław. No nie spiski—zwykły zbieg okoliczności. Zebraliśmy się razem — ot i wszystko.
Mistrz teatru.
Marynia. Przypadek.
Jadwiga. J a tych przypadków m a m dość. Gdziekolwiek ruszę się z d o m u — przypadek. Albo Stach z panią, albo Ma
rynia z lokajem. Dość już tego. J a p a nią prosiłam, aby przychodziła na lekcje pomiędzy 6 a 7 wieczorem, kiedy ja je stem 0 d o m u — inaczej nie życzę sobie tych rendez vous z m oim sy n em i pod m oim dach em .
Nelli. Proszono m nie o to — więc 1 jestem .
Jadwiga. Kto panią prosił.
Marynia. J a m am usiu.
Jadwiga. Zabraniam ci te g o (do syna) S tachu ! nie zapominaj się kim jesteś — wiedz że to jest tylko aktorka i nic więcej.
Stacb. Aktorka to kobieta, która ko cha piękno, żyje niem, oddycha i s a m a się niem staje.
Jadwiga. Całe życie gra tylko i to nieszczerze — zależy od publiki.
Str. 6.
1
„ K R Z Y W E Z W I E R C I A D Ł O ” Nr. 1.
A F O R Y Z M Y .
Kobieta zdradza nie dla zasady, ale, tak sobie dla rozmaitości.
Za czem kobieta przepada.
W Z a k o p a n e m za murzynem, w mieście za s t ud en t e m, a na wsi za tęgimi muskularni.
Rozrzucone czcionki.
J e s t do wynajęcia Pasta na odciski,
Chowam od szczernięcia Saganki i miski.
Choroby wewnęt rzne Pobielam i czyszczę, Pokojówki zręczne Wpr ędce leczą pryszcze.
Pokoje niewielkie Stale t r esowane Pole cam modelki Watą pikowane.
Stroi fortepiany Przyjemna w obejściu Brzuszek podp a l an y I zna na w śródmieściu.
Rondle i patelnie Leczę akur atnie Parową cegielnię Załatwiam prywatnie.
1 po ce nach własnych D a ma przyzwoita
Chodzi w but ach ciasnych Na puszku podbita.
Stanisław. M amo ! a kto z nas nie gra ? ja gram, Marynia gra, Leon gra i m a musia gra z tą tylko różnicą, że wy starzy gracie p/g starej modły więc was razi, je
żeli m y młodzi gram y cokolwiek futury
stycznie.
Jadwiga. Dosyć t e g o ! — morały schowaj sobie dla swoich przyszłych dzieci (do Nelli) Pani, panno Nelli, przestanie da
wać lekcję muzyki córce a miłości synowi.
Nelli. Pani sie zapomina.
Jadwiga. Nie, proszę pani — zapo
mniałam się na te pare miesięcy, że jej pozwoliłam z m eg o dom u robić deski teatralne.
Nelli. Za to powinna mi pani podzię
kować tylko.
Jadwiga. Za c o ?
Nelli. Za życie i miłość, jaką wznio
słam do jej domu.
Jadwiga. Pani i miłość !
c. d. n.
Czuwaj!
T ro ck i p a d l i . . Z in o w je w też, W i ę c p o l a k u w g a r ś ć d r ą g b ierz 1 z n i m czu w a j u g r a n ic y B o w ie m in n i b o lszew ic y , ' By u m o c n i ć w ład zy t r o n —
Z e c h c ą s i ę g n ą ć , p o w o jn y plon ! C zuwaj b a c z n i e i j a k s ę p G dy ich zoczysz , m i a ż d ż i t ę p , fl n a j b a r d z i e j k o m i s a r z y
K t ó r y c h p o z n a s z w n e t p o tw a rzy J a k i c h w iele , u n as... w iesz J e s t , z a G r o d z k ą B r a m ą też !
A lfa .
Z KASY CHORYCH.
Do panienki, która wydaje numerki do le
karzy zgłosił się j eg o m oś ć i prosi o numer e k, P an i en k a odpowiada, że już ni e m a tylko do ginekologa.
— Wszystko jedno, proszę pani, bo nagły wypadek.
— Ale pan wie co to gi nekolog?
— Nie wiem, ale lekarz prawda?
— To tak panie, ale to akuszer.
— Niech będzie i akuszerka ja iść muszę. Nagły wypadek. —
— J a k nagły — to proszę — J e g o m o ś ć porwał n u m e r e k i pobi egł do gabinetu ginekologa.
Lekarz zdziwiony pyta
— P an do mnie?
— Tak! jestem chory —
— Ależ, pani e ja j es tem od kobiet
— A my to co gorszego?
— No niby nie, ale pa n może pój
dzie do „wewnętrznago" lekarza —
— A pan doktór nie wewnętrzny?
— Wewnętrzny ale dla kobiet
Raz jeszcze powtarzam, że j es te m aku- szerem.
— To co to za porządki panie dok
torze, żeby kobity miały akuszera, a my nie!
_____ P.
„W cukierni Rutka“.
S a m e j a k p ą cz k i — p a k u j ą p ą cz k i, C ia s tk a , c h r ó s t , to rty , cu k ie rk i;
P r z y t e m wiąż s t a le b i e g n ą n a s a l e — C iek a w e , o c z u ich s k i e r k i !
O b i e k o b i e t k i , m ile b r u n e t k i R o z k o s z n e w le k k im flirc iku;
B o w a b n e w b i u s t a c h , s ł o d z iu t k i e w u s t a c h , fl p e w n i e p u l c h n e — w d o t y k u !
O b i e — m a l i n k i, b e z p u d r u , s z m in k i T a k w y g l ą d a j ą p o n ę t n i e ,
Ż e t e n ów z d r a d n i e , n a tą m y śl w d a d n i e Iżby... w y ś c is k a l je 'c hętnie:
L ec z t r u d n a r a d a , g d y n i ę w y p a d a W k r a ś ć s i ę z a b u f e t z c a ł u s e m Gdyż t a m w ła śc ic ie l, sie d zi j a k m ś c ic i e l I g o śc i śle d zi — A r g u s e m !
A lfa.