• Nie Znaleziono Wyników

Józef Ignacy Kraszewski i redakcya czasopisma "Ojczyzna" w Lipsku : fragment z roku 1864

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Józef Ignacy Kraszewski i redakcya czasopisma "Ojczyzna" w Lipsku : fragment z roku 1864"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Józef Ignacy Kraszewski i redakcya

czasopisma „Ojczyzna“ w Lipsku.

Fragment z roku 1864.

N i e d a w n e to je s z c z e czasy, g d y sto lic a S a k so n ii, D r e z n o , u c h o d z iła w tr a d y c y i s p o ł e c z e ń s t w a n a s z e g o za p r z y t u ł e k g o ś c in n y , n i e t y l k o d la t u r y s t ó w p o ls k ic h z a m o ż n ie jsz y c h , lecz i d la r o z b it­ ków , k tó r y c h n i e c h ę t n e lo s y s k a z y w a ł y n a tułacz kę, p o każdej, p o ­ c z ą w s z y осі k a t a s t r o f r o z b io r o w y c h , p o lity c zn ej klęsce. T r a d y c y e A u g u s t ó w S a s k ic h , k r ó l ó w n a t r o n i e R zplite j, e l e k t o r ó w zaś w k r a ju ich ro d z in n y m , z a c ie ś n iły w ę z ł y s \ 'm p a t y i i i n t e r e s ó w m ię d z y m ie sz ­ k a ń c a m i o b u k r a jó w . D r e z n o s ta ło się p u n k t e m z b o r n y m , d o k t ó ­ r e g o P o l a c y c h ę tn ie się u d a w a li, z n a jd u j ą c n a d E lb ą, o p ró c z p o n ę t i u r o k ó w n a t u r y , ż y c z liw e d la s ie b ie ze s t r o n y lu d n o ś c i m i e j s c o ­ wej uczucia.

P ie r w s z a e m i g r a c y a p o l s k a ta m s w o je n a m io ty roz biła . Z tarn- t ą d ro z c h o d z iły się o d e z w y i h a sła , n a w o łu j ą c e d o k o ś c i u s z k o w ­ s k ie g o r u c h u . T a m p o u p a d k u l i s t o p a d o w e g o p o w s t a n i a byTl d la p o k o n a n e g o r y c e r s t w a e t a p w p o c h o d z ie p rz e z E u r o p ę n a Z a c h ó d . T a m w re s z c ie , p o d c z a s r u c h a w k i 1863 rokii i p o jej k r w a w e m s t ł u ­ m ie n iu , i n te l ig e n c y a p o l s k a ro z b iła s w o je n a m io ty .

Z m ie n iły się o w e s t o s u n k i o d c z a s ó w S e d a n u . S t a w s z y się c z ę ś c ią n o w e g o C e s a r s t w a n i e m i e c k ie g o p o d h e g e m o n i ą p r u s k ą , z a tr a c i ł a ow a, o n g i g o ś c i n n a d la P o la k ó w , S a k s o n i a , swój ż y c z liw y do n a s s t o s u n e k . S t o li c a je j s t a ł a się k rz e w i c ie l k ą h a k a ty z m u , w r o g ą w s z y s t k i e m u , co j e s t p o ls k i e m i co w t\nn c h a r a k t e r z e d o niej się ud aje, j u ż nie p o g o ś c in n o ś ć , lecz p o n a u k ę . T o ż n ie ż y c z ­ liw e u sp o s o b ie n ie , a n a w e t w w i ę k s z y m s to p n iu , o g a r n ę ł o i d r u g ą sto lic ą S a k s o n ii, L ip sk ie m , k tó ry , z ra cy i s w o ic h w s z e c h ś w i a t o w y c h j a r m a r k ó w , p o w i n i e n b y t r a k t o w a ć w s z y s t k ic h c u d z o z ie m c ó w n a

(3)

3 6 6 J Ó Z E F I G N A C Y K R A S Z E W S K I .

s to p ie b e z w a r u n k o w e j , i n t e r e s e m m a t e r y a l it y m za cieśn io n ej, r ó w n o ­ ści, a j e s t dziś r o z s a d n ik ie m — ż y w io ł o w e j ku p o ls k o ś c i anim ozyi. Z a n im ó w n i e o c z e k i w a n y w u m y s ł a c h S a s ó w n a s t ą p i ł 'p rze­ w r ó t , e m ig r a c y a z r o k u 1863 u w a ż a ł a D r e z n o i L i p s k za s y m p a ­ t y z u j ą c e ze s p r a w ą p o l s k ą m ia s ta , do te g o s to p n ia , że n a ich g r u n ­ cie ro z ło ż y ła w a r s z t a t y re d a k c jr j n e d la p is m p r o g r a m o w y c h , p o ­ ś w i ę c o n y c h s p r a w o m s t y c z n i o w e g o p o w s t a n i a . W L i p s k u czas niejaki w p ie rw s z e j p o ł o w i e 1864 r. d r u k o w a ł a się g a z e t a „ O jc z y ­ z n a “, po jej zaś z w in ięc iu , w D re ź n ie , p o w s t a ł y c z aso p ism a : Prze­ g lą d powszechny, n a s t ę p n i e zaś Tygodnik, k t ó r y c h i stn ie n ie ró w n ie ż

b y ło k r ó tk o t r w a łe m .

O publikacyach czasopiśmiennic2jrch polskich w Lipsku, ob­ szerniej zaś o dzienniku Ojczyzna, ogłosił przed niedawnym cza­ sem w Przeglądzie narodowym warszawskim (Zeszj^t łutowy roku 1911, str. 214 — 235) interesujący artykuł p. St. T. Jarkowski, pod tyt : Czasopiśmiennictwo polskie w Saksonii. Znajdujemy w nim obok przeglądu ważniejszych rubryk „Ojczyzny“ ' zarys tych przejść, które towarzyszyły krótkotrwałemu od 1 Maja do 31 Lipca 1864 r. wydawnictwu dziennika w Lipsku, a następnie, — po wzno­ wieniu go po miesięcznej przerwie, w Szwajcarskim Bendlikonie, niewiadomo dla czego, sj^stematycznie nazywanym przez autora

V endlikonem. P r a c a p. J a r k o w s k i e g o s łu ż y ć m o że j a k o p o ż y t e c z n y p r z y c z y ­ n e k do d o k ła d n ie js z e j b ib liografii c z a s o p i ś m i e n n ic tw a e m ig ra c y j­ n e g o p o ls k ie g o , k t ó r e g o o b r a z w w a ż n i e j s z y c h z a r y s a c h n a k r e ś lił p. J a n K u c h a r z e w s k i w m o n o g ra f ii p t.: Czasopiśmiennictwo pol­ skie wieku X lX -g o . W z a ry s ie n in ie jsz y m za m ie rz a m o ś w i e t l i ć nieco w y ra ź n ie j k r ó t k o t r w a l e dzieje Ojczyzny lipskiej, a to n a p o d s t a w i e m a t e r y a ł u p i e r w s z o r z ę d n e j w a rto ś c i, o k t ó r y m n a s t ę p n i e szerzej się roz pisz ę. M a te ry a ł ó w ź r ó d ło w y n ie p o t w i e r d z a c h a r a k t e r y s t y k i p o m ie n io - n e g o c z a so p ism a , p o d a n e j p rz e z p. J a r k o w s k ie g o w sło w ac h :

„ A k tu a ln o ś c i ą i r z e c z o w e m p r z e d s t a w i e n i e m k w e s ty i, oraz z a g a d n i e ń chwili, t y c z ą c y c h się s p r a w p o ls k ic h , z p u n k t u w i d z e ­ n ia p o lskiej p o lity k i n a r o d o w e j , z w r ó c i ła Ojczyzna n a s ie b ie o d r a z u u w a g ę o g ó ł u i z y s k a ł a s o b ie s p o r ą p o c z y tn o ś ć ...“

F a k t a , k t ó r e u ja w n ię , w o d m i e n n e m ś w ie tle o w ą m n i e m a n ą a k t u a l n o ś ć i m n i e m a n ą p o c z y t n o ś ć O jczjrziw p r z e d s t a w i a j ą .

W y m a g a niem niej s z e r s z e g o w y j a ś n i e n i a s t o s u n e k K r a s z e w ­ s k i e g o d o Ojczyzny, w czasie jej b y t o w a n i a w L i p s k u i po jej

(4)

J Ó Z E F IGN A C Y K R A S Z E W S K I . 367

Mniemam, że szczegóły, w pracy niniejszej przytoczone, nie bęcłą obojętne dla historyka czasów styczniowego powstania i owego odłamu inteligencyi polskiej, która na emigracyi znalazła się pełna „niewczesnych zamiarów, zapóźnych żalów i potępień­ czych svvarów“ na ziemi saskiej, z zamiarem utworzenia tam n o ­ wego dla myśli polskiej ogniska, lecz wśród przeciwności, prze­ śladowań ze strony obcych, a obojętności ze strony swoich, osma­ liwszy sobie skrzydła, zamierzonego nie dopięła celu.

Dziennik „Ojczyzna“ powstał przy współudziale kilku gło­ śniejszego nazwiska i zasług patryotycznych pięarzy. Redaktorem faktycznym był Agaton Giller, z Opatów ka rodem, sybirak z cza­ sów Mikołaja I, znany z pracy piśmienniczej o Zabajkalskiej kra i­

nie w Syberyi i Z podróży nad G azim urem , oraz jako redaktor po­

pularnej „C zytelni Niedzielnej“ w Warszawie, jeden z czynniejszych członków organizacyi tajnej, człowiek silnej woli, zacnego chara­ kteru, lecz jednocześnie impetycznej, nie znoszącej karności, żądzy do przewodzenia. Około niego grupowało się kółko emigrantów dawniejszej i świeższej daty: Zygmunt ,Milkowski, Edward Siwiń­ ski i Henryk Merzbach. T en ostatni, księgarz warszawski, poeta, publicysta i entuzyasta, zestosunkowany węzłami przyjaźni z Kra­ szewskim. skłonił wielkiego pisarza do przyjęcia udziału w wy­ dawnictwie „Ojczyzn j ' “.

Kraszewski już od drugiej połowy 1863 roku przebywał w Dre­ źnie, dokąd się był udał, w skutek życzliwej rady Krzywickiego, aby nie drażnić bytnością swą w Warszawie i artykułami Gazety

Polskiej margrabiego Wielopolskiego.

Osiadłszy nad Elbą, zabral się Kraszewski, pod pseudonymem Boleslawity, do cyklu powieści, osnutych na tle ruchów przedpo- wstańczych w Warszawie i w kraju. Tam też powstała pierwsza głośna powieść: „Dzieciec Starego M iasta“, po której w szybkim tempie zaczęty się ukazywać dalsze:. „Szpieg“, „Moskal“, „Żyd“,

„Czerwona para", „Hybrydy'1, „Tułacze“ etc.

W ytrącony nagle z orbity dziennikarskiej ргасзг, z którą się był zrósł, redagując od r. 1859 Gazetą Codzienną—zamienioną na­ stępnie na Gazetą Polską, chętnie przyjąłby był Kraszewski rolę redaktora naczelnego zamierzonego czasopisma emigracyjnego, lecz rozmaite względ}' uboczne stanęły na przeszkodzie tym aspira- cyom. Przedewszystkient, roli tej nie chciał Agaton Giller ustąpić komubądź innemu. Sam chciał mieć dyrektywę pisma i' w niem krzewić zasady ruchu 1863 r., podsycać zarzewia powstania, bez względu na słabnącą, jeżeli nie w zupełności już w roku 1864 zła­ maną, jego siłę, a głównie, ujawniać swą niechęć do szlachty, któ­

(5)

3 6 8 J Ó Z E F I G N A C Y K R A S Z E W S K I .

rej on, zacietrzewiony demokrata, był zdeklarowanym przeciwni­ kiem. Wolnomyślny, przejęty zasadami antyklerykalizmu, pragnął Gilłer na łamach „Ojczyzny" toczyć walkę z duchowieństwem, któremu zarzucał większą ku religii, aniżeli ku obowiązkom pa- tryotyzmu bojującego, miłość.

Tego rodzaju zasady nie godziły się ani z przekonaniami Kraszewskiego, ani też z całą dotychczasową jego działalnością piśmienniczą. Jako szczerze wierzący katolik, a przy tem zestosun- kowany ze szlachtą i uznający jej wielką, zasłużoną dla kultury narodu w społeczeństwie rolę, nie mógł Kraszewski iść ręka w rękę z Gillerem i okrywać gtośnem swem nazwiskiem zakusów do wałki ze stanami, których zasługi w przeszłości, bardziej może niż k to kolwiek inny, cenić chciał i umiał.

Lecz odstrychnięcie się zupełne od imprezy patryotów lip ­ skich, uważał Kraszewski również za szkodliwe dla interesu ogól­ nego i zamierzonego wydawnictwa.

Zgodził się zatem na przyjęcie w niem udziału czynniejszego, w nadziei, że radami swemi i artykułami powstrzjmiać zdoła młod­ szych współpracowników od rachdcalnego kierunku, i osłoni tym sposobem emigracyę polską w Saksonii od prześladowań podej­ rzliwej, przez ambasadę rosyjską w Dreźnie informacyami o w y ­

chodźcach posiłkowanej, policyi.

P r a w a m ie js c o w e w y m a g a ł y o d d z i e n n ik ó w z ło ż e n ia k a u c j i p ien ięż n ej, w z a b e z p ie c z e n iu k a r za p rz e k r o c z e n i a p r a s o w e . S t a ­ r a n ie m K ra s z e w s k ie g o z e b rań } ’ z o s ta ł o d p o w i e d n i fu n d u sz , w k w o ­ cie d w ó c h ty s ię c y ta l a r ó w , d o s t a r c z o n y p r a w d o p o d o b n i e prz ez L. K r o n e n b e r g a , k t ó r y się g o rliw ie s p r a w a m i e m i g r a c j a o p ie k o w a ł. S t o s u n k i zaś z redakcyą* u t r z y m y w a ł K r a s z e w sk i w jd ą c z n ie przjr p o ś r e d n ic tw ie M e r z b a c h a , p o d k tó r e g o a d r e s e m w sze lk ie listy, a r ­ t y k u ł y i p rz e sy łk i d o c h o d z iły do L ip sk a .

Te to właśnie listy, ofiarowane mi przez rodzinę zmarłego przed kilkoma laty w Bruxelli, przj/jaciela mego, Merzbacha, po­ służą do skreślenia zaiysu krótkotrwałego stosunku Kraszewskiego do redakcjn „Ojczyznj'“ i odsłonią ciekawy epizod z życia wiel­ kiego pisarza w epoce, o której Chmielowski, pisząc piękną o nim monografię, widocznie informacyj nie posiadał.

I.

„Kochany Henryku! —■ pisał Kraszewski w d. 22 kwietnia 1864 r. Odsyłam kwit tymczasowy na kaucyę, którą złożjdem, ale

(6)

J Ó Z E F I G N A C Y K R A S Z E W S K I . 3 6 9

jest jakaś formalność do dopełnienia jeszcze, to dopełnijcie. Nie piszę długo, bom chory i zgryziony różnemi osobistemi przykro­ ściami. Pamiętaj dła mnie o formalności, zabezpieczającej mi kau- cyę. Tej w y m a g a m . Prospekta rozesłane. L. Wolff przyjmuje na siebie w Dreźnie ekspedycyę i napisze o tem (księgarzowi) W ienbrackow i“.

Widocznie, krok Kraszewskiego, który wr imieniu własnem rzeczoną kaucyę złożył, spotkał się z protestem członków w ydaw ­ nictwa. Sądzili, że należało to uczynić ze strony jakiegoś podda­ nego saskiego, aby się władzom tamecznym wydawało, że pismo „Ojczjrzna“ zainicyowane zostało, jako interes materyalny, przez firmę księgarską niemiecką, cobjr, jak mniemali, służyło za para­ wan do osłonięcia przedsiębierstwa od prześladowań policyjnych i odjęło jakoby pismu charakter agitacjom' polski.

Na uwagi, przesiane przez Merzbacha w tej mierze, odpowie­ dział Kraszewski w liście z 23 kwietnia 1864 r.

„Praw da—pisał—że są ludzie naiwni... i ty należysz do nich, sądząc, że niemcy uwierzą i przypuszczą, że dziennik W asz w\rdają oni sami, bez nas... Czyby kaucyę zaniósł Miłkowski, czy kto inny, jak najmocniej zdaje mi się, że to zupełnie jedno, chybaby Sasi byli... dobrowolnie ślepi. Nic się więc tak złego nie stało, na mi­ łego Boga!

„Martwi mnie gorzej prześladowanie policyi lipskiej, bo ono dziś jest jeszcze niczem, ale gdy dziennik wychodzić zacznie, do ­ piero się wzmoże niechj^bnie. Na to wcześnie się gotujcie. Ob- myślcie środki obrony. Żałuję prawie, że się to nie dało zrobić w Dreźnie.

„Lesser wczoraj b\d u mnie, ałe odczytując twój list i nale­ ganie na mnie, aby, uchowaj Boże, nie Polak nosił kaucj^ę i za­ rzuty, które mi czynisz, przypominając, że t r z y r a z y dawałeś mi naukę daremną — śmieje się — naiwny jesteś panie Henryku, iż ci się zdaje, że niemców oszukasz i że mogli pomyśleć, że tych 2000 talarów są niemieckiego pochodzenia... Nie gniewaj się, ale dalipan na to wygląda listu połowa...“

W liście z dnia następnego pisał Kraszewski:

„Niewiem już ile ja do W as listów codziennie odprawiam, ale zjecie djabła... prędzej wy się znudzicie czytając, niż ja pisząc. Odebrałem W ienbracka poprawkę i skoro złapię Miłkowskiego, lub przypadnę do Lessera, poślę ją do V e r w a l t u n g u, a ty pa­ miętaj o mojej cesjd, bo ona leży na twem sumieniu. Co się tyczy przyjazdu mego, jest jedna przeszkoda, bom iakoś paskudnie chory,

(7)

3 7 0 J Ó Z E F IGN A C Y K R A S Z E W S K I .

gorączkę jakąś mam, ból w boku i ból głowy, aby tylko się z tego licho nie wywiązało, a jechać z tem niepodobna.

r Źleście zrobili, wprost do policyi drezdeńskiej posyłając świa­ dectwa drukarzy, bo ona je schowa i sprawa się zwlecze, lub po­ psuje. Trzeba je było przesiać na moje ręce. O więcej drukarzy piszcie do Krakowa. Wiem i ja, że dwoma się nie obejdziecie, a dziś jest 23 kwietnia.

„Był tu dziś W acław Przybylski, ale jedzie w nocy gdzieś dalej. Złe wiadomości wogóle. Dziennik gwałtownie potrzebny, ale od pierwszych numerów zależy jego żywot, postawa, jaką przy­ bierzecie, powaga jaką uzyszcze. Kwestya życia, lub śmierci,—do­ brze .to sobie, powiedzcie.

„Jeżeli nie dojadę do was, przyszlijcie ważniejsze art}'kuły w korrekcie.

„Trzeba być reservě, aby się potem nie cofać. Wielkiej trzeba oględności w wielu rzeczach. Przyznam się, że ja niemiałbym od­ wagi wziąć tego na swoje ramiona, za takie to uważam brzemię.

„Nie przykrz sobie swej roli wielostronnej. Jesteś n aj czyn - niejszy dotąd i wielką masz i mieć będziesz zasługę, jeżeli w y­ trzymasz. Poecie przechodzić przez czyściec, godzi się, a za czyścem u Danta wody Lety... zapomnisz, byłeś wyszedł cało, oczyszczony w tem Purgatorio...

„Z odwagą, a dalej—a dalej! Robiłem i ja w życiu korrekty, rachunki i tlómaczenia i pisałem dykcyonarze dla Glücksberga... Możesz i ty się pomęczjrć, to nie zabija natchnienia.

„Jeżeli pozdrowieję, przyjadę, ale ci dam znać, abyś w piecu napalił, bo mi jeszcze zimno od Lipska.

„Piszesz, żeście goli, telegrafujcie do P aiyża o te 3000 fran­ ków, które bodaj czy nie są ostatnie z t y c h ź r ó d e ł . . . reszta musi się zachować na przyszłość.

„Dowiedz się, kto pisał: „Przebudzeni“, które Gersztman dru­ kował u Brockhausa? Powieść zdaje mi się Chojeckiego. (NB. Ba­ łuckiego p. t.).

„Potrzebne tu są wszystkie r e g u l a m i n a w o j s k o w e p o l ­ s k i e , jakie tylko są, po jednym egzemplarzu; przyślijcie na moje ręce — b o s ą p i l n e , bardzo proszę. S ł u ż b a o b o z o w a także“ x).

’) K o ń c o w y ustęp, d o ty c z ą c y r e g u la m in ó w w o j s k o w y c h , porusza p r z e d ­ miot. w y m a g a ją c y p r z e s t r o n n ie js z e g o w y jaśnienia . B ęd zie ono u c zy n io n e przy innej okazyi.

(8)

J Ó Z E F I G N A C Y K R A S Z E W S K I . 371

II.

W dniu 25 kwietnia 1864 r. pisał Kraszewski do Merzbaeha:

„ P ro sz ę n o t o w a ć z a w c z a s u e x e m p la rz e , k t ó r e t r z e b a będ z ie p o s y ł a ć do D re z n a , p o d m o im a d r e s e m , ile ł a s k a , ile w i n te re sie d zien n ik a , ż e b y m m ó g ł r o z p o w s z e c h n ić kilka, ile uzna cie.

„ O d e b r a ł e m w tej ch w ili list tw ó j g n i e w n y za to, ż e m Ci n i b y w y m a w i a ł d a n ą mi n a u k ę ... S łu c h a j H e n r y k u , n ie m ie rz m n ie m i a r ą m a le ń k ą , bo choć p o ł a m a n y , j e sz c z e n ie j e s t e m d r a ż l i w y i p y s z n y , ty lk o mi się c h c ia ło p o d r a ż n i ć C iebie. W ię c b e z c e r e ­ m onii i n a u k i, n ie c h s o b ie id ę d alej, a b e z urazy!

„Z listu p. A g a t o n a i z T w o j e g o w id z ę , że w L i p s k u b ęd z ie w y t r w a ć t r u d n o . Ż e t a k ż e z a r z ą d policyi o b c y c h z m ien ia się (B oże idzie n a D y r e k t o r a p a ł a c u J a p o ń s k i e g o ) , n i e w i e m k t o g o zastąpi, a s k u tk ie m , n ie w ie m czego, i p r o t e k t o r o w i e nasi d o t y c h c z a s o w i j a k o ś c h ł o d n ą b a r d z o . Z r o b i ę s t a r a n ia , ale b o ję się, b y n ie b y ło p ró ż n e . T u ś r o d k ó w p o t r z e b a s z u k a ć w m iejscu. Jeżeli w K r a k o ­ w ie i W a r s z a w i e m o ż n a b y ło p r z e b y w a ć i p r a c o w a ć , z d a je mi się, że te m b a rd z ie j w L ip sk u .

„B yć m oże, iż w t y c h d n ia c h n a c h w ilę p r z y ja d ę do W a s , a jeżeli p o z w o lisz mi zajść do siebie, to zajdę, bo te g o ż d n ia z p o ­ w r o t e m by ć m uszę.

„C o mi piszesz o w s t ę p n y m a r t y k u l e — p rz e c z u w a ł e m d o s k o ­ n ale. T w o j a c h a r a k t e r y s t y k a z g a d z a się z m o je m prz ecz u ciem . A l e sza! Mój drogi, p a m ię ta j t r o c h ę o w s z y s t k i e m i b ie rz g o rą c o s p r a w ę d z ie n n ik a d o s e r c a “.

W liście z d. 27 kwietnia czytamy:

„ C h o c ia ż j u t r o z a p e w n e s a m przjrjadę, s p ie s z ę dziś w y sła ć t a k g w a ł t o w n i e p o ż ą d a n y k w i t f o r m a ln y , ale n iem niej g w a ł t o w n i e d o m a g a m się cessyi n a k a u c y ę n a imię m oje. O b a r c z a m t w e s u ­ m ie n ie d o p e ł n i e n ie m te g o o b o w i ą z k u “.

Z p o w o d u w ia d o m o ś c i o a r e s z t o w a n i u w W a r s z a w i e w s p ó l ­ n i k a k s ię g a r n i M e r z b a e h a — L u d w i k a P o l i a k a —n a d m i e n i a w koń cu : „Na c h w ilę p r z y ja d ę , c h o ć c h o t y i d o n iczego nie z d a tn y . T e sc e n y , z k t ó r y c h j e d n ą j e s t h i s t o r y a P o lia k a , o d ję ty mi siłę, o c h o tę , p r a w i e w i a r ę i p r a w i e n a d z ie ję . S ie d z ę i m ę c z ę się — n ie dziw ię się to b ie . C ię ż k ie p r z e b y w a m y c z a sy i dole.

„D o w i d z e n ia mój d ro g i, do w id z e n ia , do ra d o ś c i, do p o c i e ­ chy, daj B oże!“

W n a s t ę p i t y m liście p is z e K ra s z e w s k i:

(9)

3 7 2 J Ó Z E F I G N A C Y K R A S Z E W S K I .

karzom, których W am posyłam. Jednym z warunków do dostania

A u fm tlia ltska rty je st świadectwo drukarza, iż tym ludziom da z a ­

jęcie. Postarajcie się więc, aby drukarnia Engelhardta dała świa­ dectwo, iż ich zatrudni i wymieniła imiona i nazwiska. Przysyłaj­ cie mi to świadectwo co najrychlej, na moje ręce, a ja się spo­ dziewam A ufenthalt wyrobić...

„Prospekt widziałem już u Miłkowskiego, ale go jeszcze nie mam. Ludzie o niego pytają. Już krytykują, że tytuł jest preten- syonalny, deklamatorski — co przepowiedziałem zresztą, ale o to mniejsza. Daj Boże, aby szło—życzę z serca. Nam tu ciasno, n u ­ dno, smutno, tęskno, a z dnia na dzień trudniej coraz żyć bez nadziei. Dziennika potrzeba większa dla nas samych, niż dla ob­ cych“.

W owjrm czasie ukazała się odezwa księcia A dama Sapiehy w odpowiedzi na ogłoszony w dziennikach list otwarty księcia

W ładysław a Czartoryskiego o sprawach krajowych.

„Kopję d r u k o w a n ą - odezwy X. Sapiehy — pisał Kraszew­ ski — którą, j a k o d o k u m e n t , koniecznie potrzeba umieścić w Г numerze, posjrłam co najspieszniej. Nalegam o umieszczenie, bo to doda ducha i podtrzyma. Sądzić można, co się podoba, ale dru­ kować potrzeba.

„Skarżą się, że pocztamt do dziś dnia nie przyjmuje abona­ mentu. U mnie jest 7 do 8 osób zapisanych. Jutro, lub pozajutro przyjadę“.

Nareszcie 1 maja 1864 r. ukazał się numer 1-szy Ojczyzny. Tjrtuł dziennika brzmiał: Ojczyzna, dziennik polityczny, litera­

cki i naukowy. R ed akcja jego i adm inistracja mieścity się pod

N. 8 na placu Neumarkt. D rukowany był w trzy szpalty, o czte­ rech stronnicach druku, format 44 ctm. wj.rsokości, na 31 ctm. sze­ rokości. Jako redaktor odpowiedzialny, figurował August Fryd. Peters, nakładcą mienił się księgarz A. Wienbrack. Druk A. Th. Engelhardta. Cena prenum eraty rocznie 12 talarów. Tyle co do strony zewnętrznej.

Na treść Ojczyzny w N-rze pierwszym złożyły się: artykuł wstęny „ O m yśli narodowej, którą jedno pokolenie przekazuje d ru ­

g ie m u “. Myśl tę przeprowadza autor od konfederacyi barskiej, aż

do czasów bieżących.

Bezpośrednio po tym artykule, oddzielonj^m linijką od następ­ nego, jest artykuł o uwłaszczeniu włościan, ogłoszonem przez b. Rząd Narodowcy, potem idą: korespondencya z W arszaw y o spra­ wach potocznych, nad w\^raz smutnych. Następna koresponden­ cya, również z Warszawy, opisuje sceny uwłaszczenia włościan

(10)

Ukazem z 2 Marca 1864 r. Po tych rubrykach następuje oddział p. t. P o lsk a , zawierający rozporządzenia tajnego Rządu, wreszcie P r z e g lą d p o lity c z n y i ostatnie polityczne nowiny, w rodzaju tele­ gramów z ostatniej chwili.

P is z e K ra s z e w s k i na z a ju trz :

„ P i e r w s z y n u m e r w k o p e r c i e i p r z e z p o c z tę o t r z y m a łe m dziś ra n o d o p ie ro , w P o n ie d z i a łe k . R o z c h o d z i się j u ż p o m ieście, roz- sjrłam go. Z d a n i a r ó ż n e i p r z e r ó ż n e . W o g ó l e , nie p o w i e m , a b y o c z e k i w a n e z r o b ił w ra ż e n ie . N ie w iem , czego ci lu d z ie chcieli, ale c z e g o ś chcieli w ięcej, czy inaczej. N ie o p ó źn iajc ie się z w y s y ł a ­ n ie m , b o ś m y t u o c z e k iw a li O jczyzn y je s z c z e w czoraj.

„ P o w i e d z prof. S iw iń s k i e m u , że s ł u s z n i e się k o m i s a r ia t pa- ryzki u p o m in a , a b y m u n a d s y ł a n o e x e m p l a r z j e d e n g a z e ty . P a ris,

ru e ď A s t o r g I. m o n s ie u r A b la m o w ic z .— W jrślijcie koniecz n ie.

„U n a s p lu c h a , s m u te k , ja k iś , w umj^słach r o z s t r o j e n i e “.

„ C zy n ie p o t r z e b n y , z d a tn y , p o s i a d a j ą c y ję z y k i u c z e ń z e c e r ­

ski, k t ó r y b y się m ó g ł w p r a w i ć z a r a z e m w tę s z tu k ę i p ra c o w a ć n a k a w a ł e k c h leb a ? D a w n y żo łn ie rz , p o l e c a g o p a n i R a w ic z . O d ­ p iszcie mi.

„D ziś j e s t W a c ł a w (P rz y b y ls k i) ale z a ra z z t ą d w y je d z ie . J e s t i w ięcej n i e s p o d z i e w a n y c h gości, ale o te m n ie m ó w c ie i n ie p is z ­ cie. Z o s t a w c ie to dla sieb ie i A g a t o n a “.

W liście z 3 maja 1864 r.:

„ S p i e s z ę z w y s ł a n i e m a l lo k u c y i O j c a S., k t ó r ą p o t r z e b a za­ r a z w y d r u k o w a ć . J e s t o n a n o w ą ,' a d la w ie lu c z y te ln ik ó w będ z ie b a r d z o za jm u jąc ą.

„ P o d a j ę z listu, że o p ró c z in n y c h p r z y to m n y c h , by ł p r z y allo­ k u c y i A r c y k s i ą ż ę a u s try ja c k i, L u d w i k W i k t o r i I n f a n t k a p o r t u ­ g a lsk a . P o m im o , że s a m O jc ie c S. ta k p rz e m ó w ił, k a r d y n a ł A n t o - n elli i in n e o s o b y , w p ł y w m a ją c e , nie d o p u s z c z a ją , a b y a łlo k u c y a t a b y ł a d r u k o w a n a w G io rn a le d i R o m a . T r z e b a za m ie śc ić w o s t a ­ tn ic h w i a d o m o ś c i a c h w s p o m n i e n i e o n i e j “.

Nazajutrz, 4 Maja, pisał Kraszewski.

„ P isa ć b ę d ę rzadziej, ż e b y p o r t o oszczędzić, ale w a m m u sz ę o z n a jm y w a ć o w r a ż e n i a c h i u w a g a c h , jakie czyni g a z e ta .

„Dziś rano, 4 Maja, godz. 10, jeszcze drugiego numeru nie otrzymano.. Nowiny ogromnie spóźnione. Ałlokucya papieska w Europie w treści była temu dni cztery. I inne wiadomości są nie świetne. Trzeba się starać o pośpiech.

„ T e n m n i e m a n y ze cer, k t ó r e g o p o l e c a ł W o ł o w s k i , o k az ał się t łó m a c z e m i p is a rz e m , a ty c h m a c ie p o d d o s t a t k i e m . J e s t t u i F e ld

(11)

3 7 4 J Ó Z E F IG N A C Y K R A S Z E W S K I .

m a n o w s k i, b e z zajęcia. S z k o d a , że p is z ą c y c h t a k w iele, a s k ł a d a j ą ­ cy c h t a k m a ło .

„ P o łic y a s c h w y t a ła d w ó c h w y p r a w i o n y c h z t ą d do k r a ju m ł o ­ d y c h ludzi. Z r o b io n o r e w i z y ę p r z y n ic h . Z ł a p a n o k artki z p ie c z ę ­ ciami. G ro z i to w y p ę d z e n i e m . Ich w y w i e z i o n o n a g r a n ic ę b a w a r ­ ską. Z m i e n i o n y B ose.

„P ani hr. O l i z a r o w a m ó w i , że lite ry t y t u ło w e O jczyzn y p o ­ d o b n e są do b r z y d k ic h r o b a k ó w . W o g ó l e , k a t ich wie, ale m o c n o się nie p o d o b a ł n u m e r p ie rw s z y . N a p r e n u m e r a t ę p o nim d u ż o liczyć n ie m o żn a. S z l a c h t a m a u r a z ę do G i ll e r a za to, co o niej rz ucił z a ra z w p i e r w s z y m n u m e r z e . „ O b ie tn ic a a m n e s ty i, p u s z c z o n a n a p r ó b ę , p o z a w r a c a ł a j u ż g ło w y . G d y b y g a z e t a m ia ła s k a z ó w k ę i w y r o b i o n e zd a n ie , to są w ł a ś n i e dziś k w e s t y e , k t ó r y c h b y d o t k n ą ć p o w in n a , k w e s t y e ży w e. O b r a b ia j ą c kwe.stye p rz e s z ło ś c i, m a r t w e , b ęd z ie m a r t w ą i r e t r o ­ s p e k t y w n ą , co dla g a z e t y j e s t z a b ó js t w e m . G a z e t a w i n n a w y b ija ć p u ls życia, n ie z a jm o w a ć się a n a t o m i ą i fizyologią. T r z e b a o te m p a m ię ta ć , a nie k a ż d y to po jm u je . P o c z ą t e k n ie j e s t d o b r y , p ó j­ dzie ciężko, lu b cale n ie p ójdzie.

„P r z e g lą d p o lity c z n y szerzej p o w i n ie n b y ć p o j ę t y i t r a k t o w a n ý

m a g is tra ln ie j. G ł u p i o piszę, ale m n ie boli, c h c ia łb y m radzić, nie u m iem . C zu ję się n ie z d o l n y m do n iczego. Z d a je mi się, że b ą d ź co bąd ź , F e l d m a n o w s k i b y się p rz y d a ł, b o m a w p r a w y w ięcej, niż ci w s z y s c y n o w icy u s z e, a w p r a w a w iele z n a czy . A le nic n ie r a ­ dzę. F i a t v o lu n ta s v e s tr a “.

W r a c a K r a s z e w s k i do u w a g k r y t y c z n y c h n a d p i e r w s z y m n u ­ m e r e m O jczy zn y, w liście n a s t ę p n y m :

„C h o cia ż mi n ie o d p is u j e s z — p isze do M e r z b a c h a —j a nieztno- ż o n y s m a r u j ę dalej. G a z e t ę r o z d a ł e m do o s t a t n i e g o e x e m p la r z a . Nie robi w r a ż e n i a ani złego, ani d o b re g o ...

„ O b a a r t y k u ł y w s t ę p n e - - d o b r e , ale c ie p ła w o d a , d e k l a m a c y a i w a r y a c y e n a t e m a t a d a n e , ro d z a j e x e rc y c y j s tu d e n c k ic h . T o z d a ­ n ie p o w s z e c h n e . N ow in}’· w k o r r e s p o n d e n c y i s ta re . R u b r y k a „P o l­

s k a '“ p i s a n a n i e s t a r a n n i e . „P r z e g lą d “ r o z p r u t y i b e z całości: s ł o ­ w e m — fia s c o , a co n a jg o rz e j, że c h łó d w ie je od g a z e ty , m im o o g ro m n e j d e k la m a c y i i w ielk ich w y r a z ó w . „ H de j a bije — n ig a b ije“ m ó w i ą w k w i e t n i ą N iedz ie lę, s m a g a ją c p a lm a m i. Nie j a s ą ­ dzę, ale s ą d y ludzi p o w t a r z a m . W le jc ie o g n ia. A r t y k u ł y nie są e x e rc y c y a m i, inaczej j e p is a ć trz e b a , g o rę cej, k róciej, silniej, a o strzej.

„ J e st rz e c z ą n ie z a w o d n ą , że ja i t a k b y m n ie p o tra fil, j a k oni — ale u m ie m w idzieć, że p u b l i k a m a s łu s z n o ś ć p o n ie k ą d . W o d ę w a ­

(12)

J Ó Z E F I G N A C Y K R A S Z E W S K I . 3 7 5

rzyć, woda będzie. Żadnego nowego poglądu, żadnej nowej idei, a stare przerabiać — na nic...

„Powiesz, gtym aszę—nie, jestem szczery. Dla tegom się rwał do pisania, żebym nie potrafił, ani tak, jak oni.

„Nowiny, choćby świeże, nie wypełnią gazety. Źle jest, źle jest. Niech się czy popiją, czy nazłoszczą, żeby życie się w nich obudziło. Rozumie się, że list piszę dla Waszeci. Nikt nie będzie czytał trzeci...“

„Czekam dalszjrch exercycyí pióra na zadane tematy z nie­ cierpliwością.

„Pierwszy numer, oprócz innych, uderzył wymówką, szlachcie uczynioną, na którą, jako w l numerze zrobioną, zwrócono uwagę. Wogóle, wrażenie złe, lub żadne. „Ojczyzna", oprócz tego, bardzo późno przychodzi. Dziś, З-go, o godz. 6, jeszcze 2-gi numer nie doszedł. Zlitujcie się!

„ W 3 numerze p o w i n n a b y ć ałlokucya papieska, którą dziś posyłam“.

Dnia 4-go Maja pisze Kraszewski:

„Powracam z miasta, dokąd chodziłem znowu badać opinię co do gazety. W artykule Gillera jest zarzut ostry, uczyniony szlachcie, że się nie jęła do spraw y narodowej. To niektórych tak dotknęło, że projektowali odesłać pierwszy numer i prosić, aby dalszych nie odsyłano już. Gorzej, bo boję się, abv i W. (Kronen- berg?) funduszu na drugi kwartał nie odmówił. Nie chcę o tem pisać do Gillera, aby go nie trwożyć, ale wrażenie pierwszego numeru jest fatalne. Trzeba się starać je poprawić. Jeżeli chcecie ucznia, co się będzie uczył zecerki, to go wam przyślę. Z prenumeratą źle idzie. Wolff projektuje, abj- oddzielne exem plaire po 2V2 sr. gr. przedawać i poświęcić na to pewną ilość numerów. Rozważ­ cie, czy się to zda na co? Wogóle, źle, ale desperować nie trzeba. W najgorszyrm razie, pożyjecie kw artał tylko. Nie znalazłem a n i j e d n e g o zwolennika Gazety, a detraktorów mnóstwo. Bronię, jak umiem i mogę, a widzicie, żem do goryczy szczęty. Pierwszy numer b\d szczególniej fatalnym. Zrobił tu wrażenie ciepłej wody z mydłem. Między rubrykami: Polska i P rzegląd niema różnicy pokroju i formy żadnej prawie. Przegląd powinien być szczer­ szym naceęhowanyr poglądem i wiedziony jakąś ntyślą polityczną, sięgającą dalej niż fakta, sprawy naszej tyczące. Ona ma m alo­ wać właśnie zetknięcie się tej spraw y z interesami świata...

„Nie gniewaj się, kochany Henryku, prawda przedewszyst- kiem, a tej nigdy ukrywać nie będę. Na dziennikarzy potrzeba także namaszczenia i doświadczenia. Posmarujcie się i pomęczcie“.

(13)

376 J Ó Z E F IG N A C Y K R A S Z E W S K I .

Na odpowiedź z vvynurzeniem żalu, jaki wywołały w redak- cyi powyższe uwagi, pisze Kraszewski d. 6 Maja:

„Ponieważ tak źle sobie moją życzliwość tłomaczycie i to, co donoszę W am z tutejszych wieści, dam już pokój i więcej nie po­ wiem nic. Róbcie, jak uważacie lepiej.

„Numer 2 „Ojczyzny“ i następne bliźniaczo były clo siebie podobne. W odcinku 2-go numeru zamieszczono: „Opowiadanie żołnierza o ivyprawie do T ulczy".

„Pierwsze numera m n i e także nie zadowolnily -— pisał K ra­ szewski.—Uśmiechnęłem się na w\rrażenie Agathona, że nie chce być k... polityczną, niechże będzie, czem chce, ale to pewna, że nie je st i nie będzie dziennikarzem. Daje tego dowody tem, co pisze i pisać dozwala. W dzisiejszym stanie dziennika nie czuję się na siłach, bym do niego pisał. Robicie niemal wszystko beze- mnie i bez komunikowania się ze mną. Niechże tak idzie dalei.

„Zbyt olbrzymie są zarozumiałości do zwalczenia. List z Rzy­ mu odsyłam Proszę mi dać adres P. Agathona, abym go przesłał do Rzjmiu, żeby listy wprost przychodziły do redakcyi, nie prze- zemnie, co opóźnia je, albo napisać lepiej do Rzymu M . G a b rieł L u n ie w sk i, V ia F r a ttin a 52. .

„Terąz już rzadziej Cię nudzić będę listownie, bo widzę, że gryzę nadaremnie was, a słusznemi moich uwag nie widzicie.

Więc — milczę“.

Nie wytrwał wszakże Kraszewski w swein postanowieniu, i w parę dni później znowu się odezwał:

„Jużem, widząc z Waszej strony jakby umyślne milczenie, mial zaprzestać W am dokuczać, gdy znowu list ostatni obudził.

„Ainbassacla rossyjska u L. Wolffa zaprenumerowała dwa aż exemplarze Ojczyzny, jeden clla siebie, drugi dla Petersburga, do­ kąd zapewne i raport stosowny pojeclzie i nowy nacisk na Saxo- nię. Spodziewać się należy przeszkód.

„Ojczyzny dziś o 12 przjmiesiono mi z poczty N. 5. Szósty

widziałem u Wolffa—poczta opóźnia okrutnie. Przez kilka dni nie miałem żadnego numeru, czwarty przj'padkiem dostałem.

„Ostatnie numera lepsze. Uważajcie jak w ydrukowano Nie­ dzielę, . .Niedzieła na N-rze ostatnim.

„Ponieważ zecerów niema polskich, proponuję dobrać paru ludzi zdatniejszych i uczyć ich. Nauczą się prędko i mieć będą chleba kawałek. Jeden bardzo porządny człek na to się zgadza. Przj^śłę go wam z małym fundusikiein na czas nauki. Usłuchajcie tej rady. Nie święci garnki lepią.

(14)

J Ó Z E F I G N A C Y K R A S Z E W S K I . 3 7 7

cze nie wiem, czy ją dostanę. Jeżeli mi każą wyjechać stąd, chy­ ba pojadę nad Ren, w Badeńskie, bo do Francyi ubóstwo jechać mi nie dozwala...

„Z trudnościami walczyć trzeba, niema rady na to. Wszędzie tak, zawsze tak...“ Na otrzymane z redakcji zaproszenie, bjr przy­ jechać do Lipska, odpowiada Kraszewski w d. 12 Maja.

„Radbym przyjechać na W asze wezwanie, ale dziś żadnj^m sposobem nie mogę. Jedna z przyczyn je st ta, że mi odebrano dawną Aufenthaltskarte, która dziś wyszła, a jest kwestya, czy da­ dzą nowę. Bez żadnego zaś dowodu i legitymacji nawet dziś do Lipska ruszjrć się niepodobna, tak kolo nas jest ciasno. Jeżeli będę zmuszony wjrjecbać, myślę szukać przj?tułku gdzieś aż nad Renem, w Fryburgu, w Karlsruhe i t. p. Więcej takich rozbitków będziecie w Lipsku widzieli, bo się zbiera na wjrganianie. Może bj^ć, że i W as się czepiać będą. T rzeba wcześniej o tem ntyśleć, gdj'ż na Ojczyzną pewnie wj^wrą pressję, jaką tjilco będą mogli, prawnie i nieprawnie, w j^ rob ić^ J. N. 8 dziś, 12 rano, jeszcze nie przjrszedł do godziny 10.

„Ilu macie prenumeratorów? Odpowiedzcie cyfrą.

„P rzegląd jest znacznie lepszy od dni kilku, ale pono Sabow-

ski nic nie pisze. C zy wezwaliście W agnera? Bądźcie szczerzjr i odpiszcie mi. Jeżeli się to stało bez mojej wiedzy, toście nad­ werężyli warunki umowy ze mną, czemubjan rad, bo naturalnie i ja od nich będę wolnym. Oglądajcie się z groszem na jutro, bo

Ojczyzna może się stać wreszcie bardzo doskonałą i doszedłszy do

ideału, skona z suchot. Pamiętajcie, że dziś grosza tak niema, iż literalnie 10 franków nie dostaniecie nigdzie. Trzeba pracować więcej, a współpracowników mieć ja k najmniej i nie brać nikogo niepotrzebnego. Nie bierzcie uczniów zecerów, to źle, bo bj^ście zrobili dobry uczjmek dla tych, co nie mają co jeść.

„W sprawach ogólnych je st w tej chwili gorzej, niż było kiedyicolwiek. Djdctatura Wacł. Przjrbjdskiego, którjr wziął na ra ­ miona ciężar nad sity—ściągnie na niego srogą odpowiedzialność przed krajem i ludźmi. Nie pojmuję, jak ten człowiek spokojnie

ż y t i spać może, tyle złego narobiwszy. Kto jest jego przjrjacie-

lem, powinien mu ży c z y ć , żeby złożył swą władzę, bo z nią razem padnie najfatalniej. Może bj^ć najlepszjr człowiek ale... jakiego świat nie widział. Przepraszam za wjrrażenie. Idzie o kraj, który 1 on reprezentuje, obraca w śmieszność. Nie mogę mu tego daro­

wać. Ale to między nami.

„Wszystko złe dzisiejsze spada na tego g... którjr naw et nie widzi, co dźwiga...

(15)

378 J Ó Z E F IG N A C Y K R A S Z E W S K I .

„Dużo się ludzi przesunęło tu temi dniami.

„Jeżeli będę mógł, przyjadę, ale dnia oznaczyć nie potrafię, a i kilka talarów do stracenia, dziś, gdy niema za co chorych i ran ­ nych leczyć — każą się rozmyślać.

„Źle, mój drogi, bodajbyśmy tragedyi nie skończyli farsą bo ­ lesną.

„Czytałem P rzeb u d zo n y ch Bałuckiego. Pisał człowiek z talen­ tem powszednich bardzo rozmiarów, który wyrobić się może, ale to dzieło podobne jest do arkusza papieru, na którymby zręczną ręką ktoś mnóstwo nakreślił figurek, formujących mozaikę, bez perspektyw y i całości. Strona czarna wrypadków, jak na dzisiejszy czas, za ciemno wystawiona. Łatanina. Ni uderza, wszystko na jednym planie, jednako oświecone i jedno drugie zaciera. Ale za­

pominam o Molierowskim: V o u s êtes o rfèvre, M o n s ie u r Jo ssé... „Jeżeli napiszę jaką powieść z teraźniejszej epoki, dam jej tjrtuł Pęcherze... będą w niej przedstawione wszystkie nadętości i pychy nieszczęśliwe, któremi giniemy, umieramy na tę słabość p ę c h e r z o w ą , a biedny świat bierze les vessies p o u r des la n ­ te r n e s “.

Z radością wita Kraszewski prawidłowe ukazanie się N. 10 O jczyzny.

„Vivat O jczyzn a — pisze-— której N. 10 przyszedł dziś o 7 do Drezna!! Vivat! Tego Ci winszuję. A mogę Cię za to powinszo­ wanie prosić o to, jak wszyscy co winszują i wyciągają rękę.

„Weź dja mnie gdzie — Roberta Schumana R eq u ie m , Klavie­ rauszug, jeżeli jest na sam fortepian, bez głosów. Jestto dzieło, świeżo wydane w Lipsku, jeżeli Ci to nie zrobi subjekcyi i jeżeli mi możesz zakredytować około 3 talarów.

„Odmawiają mi karty pob\/tu, mimo starań. Forsuję, aby się nie dać wypchnąć — dokąd jechać? po co?“

Z listów Kraszewskiego widać, iż oprócz zajęć piśmienniczj^ch, wypełniał chwile dnia umiłowaniami artystycznemi do muzyki, do malarstwa.

„Jestem zmuszonj/ nieustannie Ci się przykrzyć — pisał — aż mnie samemu wstyd. Oto list z Paryża. Zróbcie z niego użytek, jaki się wam podoba. Może być, że im O jczyzna niepotrzebna, bez

kalamburu, mają już jej dosyć.

„Cieszę się już z przybycia W agnera, bo pewnie porządek wprowadzi i starem doświadczeniem was zasili.

„Tu z O jczyzny są i kontenci i różnie, a przeróżnie—ale trzeba, żeby się stała potrzebą. Odbieram ją teraz pocztą rano tego sa­ mego dnia, którego datowano, ale nie wszyscjr równie.

(16)

J ÓZ E F IG N A C Y K R A S Z E W S K I . 3 7 9

„Czy mi przebaczasz moje prośby natrętne? Za Schumana Cię przepraszam. Z textem, jaki mam, to jest z solami, jest pra­ wie nie do zrozumienia, tak skomplikowany. Wiem to z F austa, którego studjowałem. Natomiast, czy niema M i r i l h e Gounoďa, choćby ze słowami, bo wiem że wyszła. P o t r z e b u j ę w b i e d z i e c z e m ś s i ę r o z e r w a ć ?

„Powiedz mi, kiedy Lesser wróci, abym u niego był. Chcę pisać do króla samego i będę go prosił o pośredniczenie w odda­ niu listu i książki królowi. Wszystko to dla tego spokoju i pozo­ stania w Dreźnie. Nie śmiej się“.

„Dziś przez p. Zienkowicza posłałem artykuł, może nie zbyt zły, dziś drugi łączę“.

W następnym liście:

„Niczem pocieszającem nie mam podzielić się z Tobą. Stan sprawy naszej jest wogóle rozpaczliwy. Nieład i anarchia w ew nę­ trzna, opadanie na siłach, wszystkie oznaki dezorganizacyi. Nie chcę ich opisywać. Chodzę jak zabity. A ugust Cieszkowski po­ wróci! z Paryża, zgryziony aż do choroby, znękany, zbity nad w y­ raz wszelki.

„Nie chciałbym was zrażać przy wielkiej i poczciwej pracjr, ale równie jak sprawa, i Gazeta nie idzie dobrze. Opinia ogólna lub obojętnie ją przyjmuje, lub — darujcie mi — zupelnem potępieniem. Nie podzielam tego zdania i smucę się niem, ale łudzić się nie­ podobna. Konstatuję fakt... Żeby dziennik był najlepszy, przy ta- kiem usposobieniu, jakie jest dziś, niezadowolni.

„Z dnia na dzień potrzeba się spodziewać wygnania naszych z Drezna. J a próbuję stukać do najwyższej instancyi sam, za dru­ gich, ale mi do tego Lesser potrzebny, a niema go... Czterj/ już paroxyzmy febry miałem, ale to atak arttytycziw w formie febry— nie pierwszy raz na to cierpię — przykry nad w yraz“.

22 Maja 1864 pisze Kraszewski o sprawie, która wywołała wielkie między emigracyą drezdeńską szemranie i stanowiła nie­ jako prolog do ro z te rk i Kraszewskiego z redakcyą Ojczyzny, za­ kończonej epilogiem — zupełnego z nią zerwania.

„Narobiliście sobie — pisze — kłopotu niezręcznością wielką. Posłano prospekt, czy 1 numer Ojczyzny w Poznańskie, genera­ łowi Szembekowi. Na nim stał r o s k a z zaprenumerowania 3-ch exemplarzy. Szembek zwrócił, nie wiedząc od kogo to przyszło, a na to otrzymał najgrubszą impertynencyę ręką Agathona... T ak się interesa gazety nie robią...

„Szembek jest znany, jako dobry Polak, ale, jako Polak, im- pozjrcyi nie znosi. Ja go nie znam, ale ludzie świadczą jak najle­

(17)

3 8 0 J Ó Z E F IGN A C Y K R A S Z E W S K I .

piej. Dom jego—gospodą naszych. Rozgniewany, chce wysłać i wy­ zwać Agathona. Wstrzymuję tę historyę. Czy nie możecie jej za- reparow ać listem, oświadczającym, że się stała omyłka i t. p. Uważ- cie, co robić? Czy wolicie pojedjmek i rozgłos tu i w W . X. Po- znariskiem, niekorzj^stnjr dla pisma, czy trochę łagodności?

„Przedstaw to p. Agathonowi. Gwałtem się nie robi klienteli gazecie, lub obrazą osobistą. List napisany jak do ostatniego nie­ godziwca i okropny w istocie. Któż sobie tak poczyna?

„Pokłoń się Bosakowi i powiedz mu, że list jego do doktora Montegut umieściło w fascimile ľ Autographe, pismo, wychodzące w Paryżu. Poczciwa to i zacna dusza, miło się koło niej pod te chłody rozgrzać... Lecz niech B. będzie ostrożny i w Lipsku, bo jego i Przybylskiego wszędzie tropi policya jak najpilniej“.

Widocznie już pod koniec Maja interesa Ojczyzny stały jak najgorzej, tak, że zamierzano wydawnictwa zaniechać, ale jeszcze do tego nie doszło.

„Z milczenia waszego — pisze Kraszewski 30 Maja — wnoszę, że możeście zmienili myśli i gwałtownie pragniecie utrzymać się przy niemożliwem wydawaniu. Mam więc sobie za obowiązek wcześnie powtórzyć i zapowiedzieć, że ten pan, na którego racho­ waliśmy', aby się zupełnie odczepić odemnie, zapowiedział mi swój w \rjazd jutro, że żadnej a żadnej nadziei pieniędzy niemam, że chybaby wam przyszły resursa z innych źródeł, ale odemnie i prze- zemnie są one całkowicie niemożliwe. Prócz najgorętszej chęci służenia, niemam środka. Gorzkie mi zewsząd czynią wymówki i rebuffades bez końca. Gdym wspomniał o zmianie i reformie pi­ sma, na to mi odpowiedziano, że to jest niemożebne całkowicie. Nie rachujcie więc na mnie, bo Bóg widzi, niemam środków i mieć ich nie mogę, a com się goryczy napił, to zostanie przy mnie.

„Jeżeli proces wytoczony" zostanie, chwj^tajcie tę zręczność clo zawieszenia pisma. Jeżeli nie—exkuzujciè się ogólnie uciskiem, ale nie rjrzykujcie dalszego pochodu, b o j e s t n i e m o ż l i w y . Jedno tylko poparcie i sympat\ra kraju wielka, mogła pismo utrzy­ mać, a tej, jak widzicie sami, n i e m a n a d z i e i . Trzeba umieć się pogodzić z rzeczywistością i iść pracować inaczej, lub gdziein­ dziej. Ze zbolałem sercem piszę, tyle tu jest powodów codzien­ nych boleści...“

Na list powyższy nadeszła gniewna i obraźliwa odpowiedź Gillera. W yw ołała ona oświadczenie Kraszewskiego następnego brzmienia:

„Dzisiejszy list Agathona dla kogo innego dalbjr może po­ wód do strzelania się z nim. Jest on więcej, niż niezręczny.

(18)

J Ó Z K F IG N A C Y K R A S Z E W S K I . 381

Szczęściem, nie jestem zwolennikiem pojedynków, które niczego nie dowodzą i nikogo nie oczyszczają. List chowam,jako nagrodę należną mi i poświadczenie o człowieku.

„Ale po nim stosunki moje z Gazetą i Redakcyą s ą n a w i e k i w i e k ó w z e r w a n e . Wiedział dobrze P. Agathon, żem się opie­ ral w przypuszczeniach moich na przyrzeczeniach innych, a gdy te cofnięto, za co mnie nazywa n i e u c z c i w y m ? Zrobiłem, co mogłem. Bóg nas obu rozsądzi, ale ze stosunków — kwita.

„W tych dniach napastowałem, narażałem się, nudziłem o te nieszczęśliwe pieniądze tego, co je przyrzekł. Powtarzam, com ja winien, że ich odmówiono Gazecie gwałtownej, łającej, grubiań- skiej, bez powagi, która drukuje takie niecne brudy, jak przypisek 0 księdzu Hirszlerze, ojcu siedmiu córek?!! I to jest dobra gazeta 1 spełnianie obowiązku patryotycznego? Cóż j a winien, że po tem oburzenie rośnie i gazeta taka, jako paszkwil, może obudzać postrach i zgrozę?

„Mniejsza o to, kwest\ra nie w tem jeszcze. Zostałem pierw ­ szy raz w życiu osądzony surowiej pewnie, niżeli zasłużyłem. Ża­ dna siła w świecie nie wciągnie mnie w stosunki z ludźmi, któ­ rymi nie żadne szlachetne uczucia, ale namiętności władają.

„Więc — co do gazety,—rzecz dla mnie skończona. Zrobicie teraz co, jak i z kim się podoba, ja się wcale nie mieszam.

„Co do nas, kochany Henryku, spodziewam się, że mi dawną przjfjażri zachować zechcesz i nie upatrzysz w tem winy, co zro­ bili drudzy. Sami zgubili dziennik nieumiejętnością, passyą, bez- taktem, a mnie przypisują winę. To jest zwykła sprawiedliwość ludu. Ściskam Cię serdecznie. Twój J . I. K .“

III.

Zerwanie ostatecznie stosunków z redakcyą Ojczyzny wyma­ gało jeszcze załatwienia sprawy kaucyi, złożonej przez Kraszew­ skiego w jej imieniu władzom prassowym saskim. Ulegała ona konfiskacie, ze względu na proces, wytoczony redakcyi przez w ła­ dzę, z powodu naruszenia przepisów prasowych w artykule, uzna­ nym przez ambasadę rossyjską za obrażającjr w \ r s o k o postawioną osobistość. Szczegófy owego incydentu znajdują potwierdzenie w kilku ostatnich listach Kraszewskiego do Merzbacha, z połowy Czerwca 1864 r.

„Bolesna to rzecz — pisał — cała ta sprawa dziennika, dowo­ dząca, żeśmy do poważnych ludzi nie dorośli, zrobili sobie z tego igraszkę i osobistość.

(19)

382 J Ó Z E F IG N A C Y K R A S Z E W S K I .

„Nie jestem święty, jestem słabym i biednym człowiekiem, ale też roli świętego nie odgrywam. Dźwigam otwarcie brzemię grzechów moich i karę ich przed światem. Łatwo bjr mi było ko­ sztem sumienia odegrać rolę świętoszka. W o lę sromotę moją, która je st wiary mej zapłatą. Niech sobie mówią na mnie, co chcą, wiem ile cierpię. Niech rzucają kamieniem, zasłużyłem na to, ale niech nie łgą...

„Nie, mówmy lepiej o gazecie. Oddaję, jeśli chcecie, całą kau­ cyę na pochłonięcie, byle kto inny dostarczjrł. Czynię moim zobo­ wiązaniom zadość. W olę ją stracić, niechcę, by mi wyrzucano nic. Ale tak, jak dziś jest Gazeta, wierzcie mi, pracować dla niej nie­ mam ochoty. Całą jej zaletą—trocha wiadomości z Królestwa. Kie­ runku, planu, barwy, charakteru, odwagi w podniesieniu istotnie żywotnych kwestyi — braknie.

»Wyjechał ztąd Boccatorta (? pseudonym) ze stałym projek­ tem przerobienia Gazety na Tygodnik. Niewiem, coście tam zro­ bili, ale gdybyście uparli się jeszcze 2000 talarów stracić, to po tych znowu trzeba szukać innych i tak bez końca żyć łaską i że­ braniną. Dziennik tak iść nie może.

„Nikt lepiej nie zna i nie szanuje zasługi Gillera Ale to jest uparty doktry'ner, a pycha nieanielska wcale. D ary są, ale je psuje zarozumiałość niepowściągliwa, nieskończona. Nigdy innym nie będzie, wypadki go nie naucz\Tfy, a upadek nic z jego pierworod­ nej zarozumiałości nie zmaże. Kto się nie uczy do śmierci, z tego nigdy nic nie będzie.

P. S.

„Jeżeli laska, dowiedz się, proszę, czy w Muzeum wolno jest kopiować. Chcę pojechać do Lipska później i przemalować dla siebie jako studyum jeden pejzaż Calama. Radbym wiedzieć czy to możliwe, w jakich warunkach, godzinach, czy za opłatą, od kogo pozwolenie? Tob y mi dało zapomnieć, że są na świecie lu­ dzie, że ja jestem na tym głupim świecie...“

Dnia 27 Czerwca 1864 r. pisze:

„Wracam w tej chwili od D yrektora policyi, u którego by­ łem w moim interesie pobytu. Zagadnął mnie o Gazetę naszą i dodał znowu (o sekret mnie prosił) że proces kryminalny mieć pewno będziecie. Zdaje się, że w korrespondencyi użj^cie wyrazu (nieczjftelne) sprzeciwia się przepisom prawa, być więc może, iż się to sprawdzi, co przepowiadano wam wcześnie. Donoszę tylko dla tego, abyście w każdym razie wiedzieli. Na stratę kaucyi przy­ gotowany jestem i o to się najmniej turbuję“.

(20)

L u b o m i r s k i e g o " lecz o g ło s z e n ie d la n i e z n a n y c h p o w o d ó w c z a s o w o w s trz y m a ł.

„ B r o s z u r a j e s t g o t o w ą — p is z e — a le m j ą c z y ta ł kilku o so b o m , k t ó r e z p u b l i k a c y ą ra d z i ły b y się w s tr z y m a ć . Z a c h w i a ł e m się i w d u ­ s z y m ojej z r o d z iły się w ą tp liw o ś c i, d la k t ó r y c h j e s z c z e j a k i ś czas w s t r z y m a ć m u s z ę o g ł o s z e n ie jej. M o cn o m n ie to boli, ale czasem ludzie lepiej i ja ś n ie j w idzą, niż m y sam i.

„ S t a n i s ł a w L e s s e r dziś o 2 w y j e ż d ż a do W a r s z a w y . Nie u m ie m w y ra z ić , j a k ą d la n ieg o m a m w d z ię c z n o ś ć . J e s t to c z ło w ie k rz a d k ie g o serca. Nie s p o t k a ł e m t u n ik o g o r ó w n e g o j e m u z a c n o ­ ścią i p o cz ciw o ścią. J e s t e m d la n ie g o z p r a w d z i w e m u w i e l b i e ­ n i e m “.

19 Lipca 1864 r., po długiej przerwie znowu pisze do Merz­ bacha:

„ D a w n o b a r d z o nie p is a łe ś do m nie, nie d ziw ię się p rz y T w y c h k ł o p o t a c h te ra ź n ie js z y c h . Nie s k a r ż ę się, c h o ć m n ie to boli.

„Kaz. K a s z e w s k i coś mi n i e c o o p o w i a d a ł o p o ło żen iu . C zuję ja j e m o cn o , ch o ć n a n ie p o r a d z i ć nie p otrafię. S ły s z a łe m go u b o ­ le w a ją c e g o n a d p o ło ż e n ie m W a g n e r a . C z e m u n ie p o je c h a ł do Zü- richu, gdzie m ia łb y p r z y O rle j a k i e k o l w i e k t r w a ls z e m iejsce, k ie ­ d y m ra d z ił i n a m a w ia ł ?

„Nie b ę d ę Ci taił, k o c h a n y H e n r y k u , że jeżeli O jc z y m a u s t a ­ nie, p o s t a n o w i ł e m o d N o w e g o R o k u w y d a w a ć T y g o d n ik z m o je m n a z w is k ie m i p o d m o ją o d p o w i e d z ia l n o ś c i ą , je ż e li o b y w a t e l s t w o o trz y m a m . Jeż eli w o l n o z a c n e m u P . A g a t h o n o w i m ie ć z a r o z u m i a ­ łość, p rz e c ie ż i m n ie w o ln o sądzić, że i ja coś zrobić potrafię.

„Z K a s z e w s k i e g o m o w y p r z e k o n a ł e m się, że ta m n a m n ie rz e c z y m ó w i ą n i e b y w a ł e w L ip s k u , z p o w o d u p ien ięd z y , k t ó r e n i b y m i a ł e m , a n i e d a l e m . B ó g k ie d j 7ś m n ie i p o t w a r c ó w sądz ić b ęd z ie , ale w iem , że c z y s ty w y j d ę z j e g o s ąd u . N iegodzi- w e m j e s t r z u c a ć p l a m ę n a cz ło w ie k a , k t ó r y robił, co m ógł, póki m ógł. N iech B ó g p r z e b a c z y , m n ie jsz a z tem . Dziś, g d y b y b y ło w mojej mocjr co zro b ić , m i a łb y m się za s z a lo n e g o , ż e b y m z n o w u n a s ie b ie ś c i ą g a ł p o t w a r z e i n a j c z a rn ie js z ą n i e w d z ię c z n o ś ć “.

W ostatnim wreszcie liście w sprawię O jczyzny z 5 Sierpnia 1864 r. pisał Kraszewski:

„Mam ty s ią c e w a d i m ilio n g r z e c h ó w , ale j e d n e j rz e c z y nie u m ie m — g n i e w a ć się.— Z r e s z t ą , p o w o d u nie b y ło , a g d y b y m go i znalazł w to n ie o s ta tn ic h lis tó w , w z b u d z iłb y we. m n ie w s p ó ł c z u ­ cie d la boleści T w e j , a nie g n ie w . C z u łe m o s t u d z e n i e z T w e j s t r o n y , lek k ie p rz y ję c ie p o t w a r z y i o s ą d z e n i e m n ie z ty c h g łu p ic h g a d a ń ludzkich, k t ó r e n i k o m u n ie p rz e b a c z a ją . Z ro b iłe m , com m ógł,

(21)

i cotn b y ł p o w in ie n . C h c ie liś c ie n i e ra z b y m ro b ił, B ó g widzi, nad m o c .— T e g o m z a s p o k o ić n ie m ógł...

„Teraz, g d y j u ż d z i e n n i k w y c h o d z i ć p r z e s t a ł , czy nie możnabjr się starać o umorzenie procesu, a gdybj? już na nie­ szczęście b y ł,—o przjrśpieszenie i ocalenie kaucja, o którą i z któ­ rej przyczjmjr mam niesfychany klopot.

„ C ią ż y w a s za to w i e l k a o d p o w i e d z ia l n o ś ć m o r a ln a , u c z y ń c ie to, s p e łn ijc ie o b o w i ą z e k s u m ie n ia . T r z e b a , a b y W i e n b r a c k s t a r a ł się. W jrz w o le n ie k au c y i te r a z d la m n ie j e s t s p r a w ą żj^cia, lub śm ie rc i. S ie d z i mi o n a i jej w ła ś c ic ie l w g ło w ie — j a k to t y l k o B ó g i j a w ie m y . Z g o rz k ło mi w s z y s tk o , c h o r y j e s t e m i p rz y b ity .

„ B i e d n y Pollack! ( m o w a o z e s ła n jn n n a S y b e t y ę p rz y ja c ie lu M e r z b a e h a p. W .).

„Mój d ro g i, c ie rp ie n ie t w e p o jm u ję , ale m a m ż e j a j a k ą siłę i s p o s ó b ? G d y b j rm m ia ł — c ó r k a m oja n ie bjd ab jr w N e rczy risk u , a b r a t w P e rm ie ... W Bożj^ch rę k a c h losjr t y c h n i e sz c z ę śliw y c h istot...

,.Ja n ie m o g ę się r u s z y ć , b o śledzą...

„Moje m ie s z k a n ie (w B la s e w it z p o d D r e z n e m p . IV.) jeszcze p u s t e stoi. S y n i j a z a m i e s z k a n w tam , ale n i e m a za co s t o ł k a k u ­ pić. B ędzie się n a z y w a ć offieyalnie: V illa B ie d a ...“

* *

*

Po zwinięciu redakcyi Ojczj?znj7 w Lipsku, wśród okoliczno­ ści, opisanych dokładnie w artykule P. Jarkowskiego, (P r z e g lą d narod oivy Luty 1911 r. str. 226—228), członkowie jej przenieśli się do Szwajcaryi, gdzie w miejscowości B e n d lik o n , pod Zürichern wznowiono· wydawnictwo pod tymże tytułem „ O jczyzn a ".

W ydaw nictw a lipskiego N. 77 bjd ostatnim. W Bendlikonie rozpoczęto druk N. 78. Form at pisma pozostał niezmieniony. W y­ chodziło jedjmie trzy razy na ty d z ie ń .— Jako redaktor odpowie- dzialnjr podpisywał je J. W agner. Współpracownikami byli: Jan Amborski, J. J. (Józef Janowski), Mieczjrsław Dzikowski, A gaton Giller, Józef Swierski. A rtykuły polityczne i k orespondencja p o ­ dawały się bezimiennie.

B y t O jczyzny b e n d lik o ń s k ie j b y ł ró w n i e ż k r ó t k o t r w a ł y m , t r w a ł b o w i e m ty lk o do p o ł o w y r o k u 1 8 6 5.

3 8 4 J Ó Z E F IG N A C Y K R A S Z E W S K I .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uczniowie samodzielnie sporządzają graficzną notatkę dotycząca komizmu: słownego, postaci, sytuacyjnego, z uwzględnieniem jego cech zilustrowanych odpowiednimi dla danego

Każdy z nas powinien orientować się w zapisach prawa, co mi wolno, a czego nie. Instrukcje do pracy własnej: Zapoznaj się z wiadomościami

2 lata przy 38 to pestka… Izrael był na finiszu i to właśnie wtedy wybuch bunt, dopadł ich kryzys… tęsknota za Egiptem, za niewolą, za cebulą i czosnkiem przerosła Boże

Lapbook jest „książką” tematyczną, którą tworzy się na dany temat i w której tworzeniu uczeń aktywnie uczestniczy.. Dzięki lapbookom uczniowie

Warto przy okazji zapytać, czy podejmując ludzkie działania, mamy punkt odniesienia, czy są one prze- niknięte Bożym duchem, czy to tylko nasze ludzkie wyrachowanie.

Wspomniana pani doktor (wierzyć się nie chce – ale kobit- ka ponoć naprawdę jest lekarką!) naruszyła ostatnio przepi- sy.. Może nie kodeks karny, ale na pewno zasady obowiązu-

u mnie zarzuty były, że ja w tych organizacjach pracowałem społecznych, ja byłem aktywny w towarzystwie szkoły ludowej i harcerstwie na wschodzie, ja jeździłem po całym

W wyniku tych wszystkich działań, przygo- towany został dokument, w którym znalazły się przewidywane zakresy prac oraz wykazy wszystkich nieruchomości budynkowych, mienia