• Nie Znaleziono Wyników

"O komedyach Fredry", Ign. Chrzanowski, Kraków 1917 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""O komedyach Fredry", Ign. Chrzanowski, Kraków 1917 : [recenzja]"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Porębowicz

"O komedyach Fredry", Ign.

Chrzanowski, Kraków 1917 :

[recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 15/1/4, 358-372

(2)

3 5 8 R ecenzye i spraw ozd ania.

o d s t r a s z y ł o , jak w p r z ó d idea litewskiego poem atu (p o ) r z u ­ c o n a dla p o d o b i e ń s t w a z L arą«. Kto już p o d o b i e ń s t w a m i dał się od straszyć od pisania poem atów całych, ten z p ew n ością nie byłby ś w i a d o m i e poszedł na lep żadnej, chociażby najponętniejszej rem iniscencyi.

Kraków.

Józef Kallenbach.

Nieznana komedya A le k s a n d r a F re d ry „Intryga na prędce“ wy­

dał i wstępem opatrzył H e n ry k C ep n ik . Kraków, nakładem A ka­

demii Umiejętności. Skład główny w księgarni G. Gebethnera

i Sp. w Krakowie, G ebethnera i W olffa w W arszaw ie, drukarnia

Uniw. Jag., 1917, 8-vo, str. 4 nib. - j- 5 8 .

W sto lat po pierwszem w ystaw ieniu na scenie lwowskiej w r. 1 8 1 7 ukazuje się po raz pierwszy w druku

Intryga na prędce

czyli

Niema

złego bez dobrego

, pierwsza komedya Aleksandra Fredry, odnaleziona szczęśliwie przez p. Henryka Cepnika w bibliotece teatraln ej m iasta Lw ow a (n r. rękopisu 2 4 1 ) , przez niego staran nie przygotow ana do druku i poprzedzona odpowiednim wstępem . Mówi w nim w ydaw ca o genezie

Intrygi na prędce

według autobiografii Fredry, o jej losach , przytacza dalej dowody jej au ten iy czn ości, nie ulegającej najmniejszej w ątpliw ości : najważniejszym dowodem jest w tym względzie przeróbka późniejsza

Intrygi

na

Nowego Don Kiszota,

o czem w ydaw ca tylko pokrótce w spom ina na str. 8 . Owagi o znaczeniu tej komedyi dla rozwoju Fredry (s . 3 i 9 nn.) nie w yczerpują kwestyi poruszonej, czego zresztą au to r nie zam ierzał uczynić.

Intrygę

uwzględnił już I. Chrzanowski w książce o Fredrze (s 3 7 , 4 8 , 6 0 , 1 4 7 , 2 7 2 , 2 7 3 n.), który m. i. słu szn ie w y­ stąpił przeciw przypuszczeniu T. Sinki, jakoby komedyjka ta m iała p o­ zostaw ać pod wpływem komedyi K otzeb’uego :

Das 1 osthaus in Treuen-

brietzen.

W ydanie sam o popraw ne nie nastręcza żadnych u w ag ; dokonane według zasad w ydawniczych Akademii Umiejętności w Krakowie, m o d er­ nizuje pisownię, zachow yw a jednak w łaściw ości językowe au tora w raz z jeg o błędami, zw racając na nie uw agę odpowiednimi znakam i. Na s. 6. należy popraw ić datę 1 9 1 5 na 1 8 1 5 .

L w ów .

Wiktor Hahn.

Ig n . C h rz a n o w sk i : O komedyach Fredry. Kraków, nakł. Ak.

Um. 1917,

8 - v o ,

str. 334.

Książka prof. C hrzanow skiego zjawia się jako św iad ectw o szla­ chetnego pietyzm u, w se tn ą roczn icę przedstaw ienia pierwszej komedyi Fredry : »Intryga na p ręd ce«. Złożona z wykładów uniw ersyteckich przed­ staw ia cechy ogólne i osob iste z tego rodzaju tw órczo ścią zw iązan e: porządek rozdziałów planow o obejm ujący poszczególne stron y zagadnienia z taką dokładnością, ab y żadna nie uchyliła się z pod uw agi, a z takiem pogłębieniem, aby w wynikach zasadn iczych już nic nie p ozostało do zm ia­

(3)

R ecenzye i spraw ozd ania. 3 5 9

ny, — słow em m etodę najlepszych tego rodzaju studyów krytyczno­ literackich. Szerokość pola widzenia — bo każdy rys dzieła Fredry jest ob jaśniony retrospektyw nie daw niejszą kom edyą polską, — jasność w y­ kładu, żyw ość i tężyzna stylu bardzo indywidualne a przez to pocią­ gające przydają pięknej książce szczególnej w artości.

Za zadanie A utor p ostaw ił sobie nie m onografię w szechstronną, ale rozpraw ę o dziele głów nem , o teatrze Fredry. W iem , że takie s ta ­ now isko jest uprawnione : uw ażać tw ór sam w sobie jako źródło podniet estetyczn ych bez wnikania w genezę zjawiska, w jego stosunek do tw órcy. Ale stanow isko wyłącznie estetyczne nie przynosi — zdaje mi się, — pełni zadow olenia. Jeżeli nie chcem y poddać się teoryom m istycznym i u w ażać dzieła za tw ór tran sced entaln y czynności nieświadomej wedle w iary rom antyków i sym bolistów , to w m iarę zachwytu nie przestanie n as niepokoić osob istość au tora. Ja k to ? Człowiek m iałby być mniej godny ciekaw ości niż jego k re a cy a ? W szak myśl w cielona w form ę po­ etyck ą to tylko część jego pełni duchowej i czy ta reszta nie w yrzeczona słow em i pism em ale może także niepospolita, nie jest już godna u- wagi ? A jeżeli nie człowiek sam , to stosunek rzeczy stworzonej do osoby tw orzącej w ym aga zbadania. Naprzód absolutnie, jako zagadnienie psy­ chologiczne zw rócone do odkrycia m om entu podniet tw órczości. N astępnie jako badanie pom ocnicze do wykrycia tych rysów piękna, jakie bez pom ocy życiorysu p ozostan ą utajone. Ile to wzruszeń ginie dla czytel­ nika w obec postaci A starty w Manfredzie Byrona, postaci Thysby w jego lirykach, p ostaci pazia, M edory z Lary i K orsarza, dlatego że nie wie, kto była osob istość niew ieścia, która w życiu młodzieńczem poety ode­ grała tak ą rolę a po której ślady zatarto . W ięc i tu nie przez próżną jeno ciekaw ość byłoby dobrze dowiedzieć się, gdzie Fredro bywał, co czytał, widywał, m yślał przed i po 1 8 1 4 r. Bo że słuchał ze scen y M oliera i że M olier pozostał na zaw sze jego ulubioną lekturą, to w ia­ d om ość niedziwna, ale dosyć skąpa ; w ow ym okresie cesarstw a Paryż obok T eatru francuskiego dla sam ej tylko komedyi i tragedyi miał T eatr włoski, Gaité, T eatr Cesarzowej (O déon), Palais Royal, Porte S ain t- M artin, Vaudeville, V ariété. Z kom edyopisarzy najruchliwsi i popularni byli Collin d ’ ffarleville (zm arły 1 8 0 6 r., ale jeszcze mile widziany na scen ie), Andrieus. Cailhavet, Al. Duval, L. B. Picard, — istna kopalnia dla studyów porów naw czych. Czy to także praw da, aby ów bardzo młody oficer, po trudach odw rotu, w śród zm ierzchu »boga w ojny«, w czasie przelotnych wycieczek paryskich upodobał sobie właśnie studyow anie te a tru ? A potem , słyszym y że gdy osiadł u siebie i »czytyw ał naj­ chętniej francuski »Théâtre du second ordre« (s tr. 6 7 , przyp.), rad zi- byśmy usłyszeć nazwiska autorów . M usiał Fredro posiadać biblioteczkę bodaj pisarzy dram atycznych ; naw et pom yśleć się nieda, aby tak nie było. Czy o tern nic nie w iad o m o ? W szak u m arł za czasów naszych ( 1 8 7 6 r . ) ; w spom nienia po nim u członków rodzin jem u najbliższych m uszą być żywe. Ileżby się oszczędziło p racy b adaczom »wpływów li­ terack ich «, gdyby się takie szczegóły biograficzne poznało. M oże też obecnie wyjdą na św iatło dzienne, w yw abione zaciekawieniem , do ja ­

(4)

3 6 0 R ecenzye i spraw ozdania.

kiego książka niniejsza znacznie się przyczyni. A utor nie szczędził trudu, aby dotyehczasow e rozprószone drobne notatki o upodobaniach Fredry •zebrać i sp o żytk ow ać; nie wiem, czy niektóre nie w ym agałyby kontroli, jak np. ta, że »poznał i niezmiernie polubił G oldoniego« (str. 6 1 ). Po­ m inąw szy, że Fredro pod względem intelligencyi, w ytw orności tow a­ rzyskiej i etyki był n aturą subtelniejszą od tego w eneckiego autora, trudno wierzyć, aby go bawiła lektura komedyj rzadko tylko pisanych w całości językiem literackim , toskańskim ; wszędzie indziej dla służby, wieśniaków, gondolierów , naw et kupców zasadą jest gw aia wenecka i lom bardzka. Chyba że je czytał w przekładach niem ieckich. W każdym razie jedyna »L ocan d iera«, tłóm aczona także na język polski, zostaw iła w dziele Fredry ślad niezaprzeczony.

Z biografii zatem , oderwanej od reszty książki, znajdujemy w rozdz. II — (rozdz. I przedstaw ił falowanie sławy i w ziętości pisarza) — krótki rys życia według świadectw pam iętnikarskich, a w nim jako cechy um ysłu zaznaczone : mała skłonność do myślenia filozoficznego, religij­ n o ś ć bez dewocyi, patryotyzm bez uniesień, trzeźw ość w cale nie rom an­ tyczna, przesadna drażliw ość i am bicya, skłonność do m elancholii i sm utku, a w podeszłym wieku zgorzknienie i gd erliw ość... Ju ż tu odczuw a się brak łącznika między tą a n astępną częścią książki, bo-ć z tych danych daleko do zrozum ienia bogatej organizacyi twórczej, skąd w ystrzeliła gw arna rzesza p ostaci w esołych i zabaw nych, cudow nie plastycznych, m ających żyć póki Polski stanie. J a k t o ? Głowa skłonna do melancholii wym yśliła Geldhaba, M arka Ziębę, Dyndalskiego, G ustaw a, Pana Beneta, szam belana Jow ialsk iego ? Drogą jakiego procesu p sych ologicznego? Czy istnieje rzeczywiście praw o »tragizm u w esołków «, jakby w nosić można z życia Swifta i Moliera ? Bez ustalenia go i objaśnienia — (ku czemu przydałby się ksłążce spory dyskurs) — dzieło w stosunku do tw órcy p ozostanie zagadką.

Rozdział III jest m ocnym podkładem dalszej analizy. Sprawdzenie niechęci do form uł rom antycznych ; chronologia dwu epok tw órczości : 1 8 1 7 — - 1 8 3 5 i 1 8 5 0 lub 5 4 do końca ż y c ia ; pogląd Fredry na zadanie d ra m a tu rg a : »kom edya tendencyjna nic nie znaczy, nic nie nauczy, ni­ kogo nie popraw i«, — co przedstaw ia go nam odrazu jako artystę naj­ wyższej m iary w cielającego swe wizye nie dla celów codziennego użytku, ale dla uciechy oglądania ich w niezniszczalnem źw ierciedle sztu k i; wskazanie, że Fredro tworzy z planem i że wzmianki o budowaniu na chybi trafi są legendą ; że pisze starannie i z nam ysłem , przerabia naw et z w iersza na prozę, co dowiedzione na rytm ach zdań w komedyi » Je s te m zab ójcą«.

Rozdział IV »Źródła pom ysłów « zastaw ia istn ą biesiadę wszystkim poszukiw aczom wpływów literackich. Z ogrom n ą erudycyą, przetrząsnąw szy osobiście stosy komedyj polskich i obcych, nadto skupiwszy wyniki licz­ nych ostatn iego czasu p rac nad tym przedm iotem , A utor zestaw ia m o­ żliwe analogie, przyczem jednak zachow uje się sceptycznie w obec na­ łogow ego szperactw a, gdzie w ystarcza podobieństw o jednego wątku, jednej sceny, aby Fredrę o naśladow anie danego pisarza, czasem w cale

(5)

R ecenzye i spraw ozd ania. 3 6 1

odległego posądzić. Przyklasnąć można te] zasadzie ogólnej i tej prze­ strod ze, jaką podaje, pouczony dośw iadczeniem i dobrą znajom ością psychologii twórczej : »Podobieństw o sam ych pom ysłów w utw orach dw óch autorów , o ile jest tylko zasadnicze albo tylko ogólnikowe, by­ najmniej jeszcze nie jest dowodem ich genetycznej zależności, co naj­ wyżej dowodzi ich pochodzenia od w spólnego pnia a i to jeszcze nie­ koniecznie w prostej linii« (str. 6 0 ) . Otóż te złote słow a można do dzieła Fredrow skiego przyłożyć w mierze szerszej i jeszcze bardziej s ta ­ nowczej niż to czyni A utor kom prom isow o zgadzający się z całym sze­ regiem rzekom o ustalonych wpływów. Zdaje mi się, że o ile chodzi o Fredrę, wypada postaw ić tezę n astęp u jącą: Fredro nigdy nie przejął wątku w sposób literacki, tj. świadom ie z lektury bezpośredniej danego pisarza ; nigdy św iadom ie nie popełnił plagiatu. Należał on do tego typu starośw ieckiego autorów scenicznych, co to tem aty główne, sy- tu acye, efekty, sztuczki, figle — (ow e

lazzi

z

com. dell’ arte)

— u- ważali za w spólną w łasn ość wielkiego bractw a aktorskiego i bez cere­ monii wybierali je jak tytoń ze w spólnego mieszka. O ryginalność sztuk teatraln ych w obec ograniczonej — jak wiadom o — liczby kombinacyj zasadniczych leży po dziś dzień całkowicie w ujęciu indywidualnem d a­ nego tem atu , choćby w tradycyi teatralnej zasiedział się od wieków. Tutaj Fredro był m istrzem ; posiadał zdolność assym ilacyjną i prze­ tw órczą jak nikt po za M olierem. Ale też o źródła jego nie pytaj ; o zakład iść można, że między wszystkim i wątkam i, sytuacyam i, kon­ ceptam i niem a prawie jed nego, który dałby się od n ieść do tego a nie innego wzoru ; dla każdego znajdzie się przynajmniej dwa, a skoro dwa, to zapewne i więcej odpowiedników. A utor w skazał cały szereg i tern utwierdził swoje wyżej cytow ane prawidło k ry ty czn e; pójdziemy dalej, to jest tam gdzie wedle uznanych wyników m a być niezawodne n aśla­ dowanie: W eźmy komedyę »Przyjaciele“ . Ma ona być k ontam inacyą aż trzech sztuk Goldoniego : La Locandiera, II vero am ico, La villégiatura. Tem atem głównym Locandiery, komedyi Goldoniego najlepszej i po­ w szechnie znanej, są umizgi pensyonarzy h otelow ych do młodej g o sp o­ dyni i przeniesienie ubogiego i nieśm iałego kochanka nad płochych za­ lotników. Tu Fabrizio, w »Przyjaciołach« Zdzisław. Ale ów Fabrizio jest figurą nikłą i będzie m ężem -szlafm ycą albo co brzydsza, m ężem -paraw a- nem, co wynika z takiej refleksyi owej m ądrej, powabnej i wabiącej M iran- doliny: »Finalm ente con un tal m atrim onio p osso sperar di m ettere al coperto il mio interesse e la mia riputazione, s e n z a p r ę g i u d i c a r e alla mia liberta« (III, 1 3 ) . Nadto te dwie p ostaci z gm inu nie przypo­ minają w żaden sposób Zofii i Zdzisława. O wiele bliższa Fredrow skiej jest akcya sentym entalnej komedyi M ariv au x’da »Les fau sses confiden­ ces« (istniał przekład polski z 1 7 9 4 r. cf. Chrzanowski str. 1 1 9 ). Dorante, wyższy bądź co bądź p ozycyą socyaln ą od Fabrycyusza w chodzi do domu Aram inty w roli intendenta. Z akochany nie śm ie zdeklarow ać się swej chlebodawczyni i m ęczy się przez całą sztukę. Ona rów nie za­ kochana m ęczy się w alcząc z przesądem m ezaliansu, wreszcie m iłość bierze górę. J e s t tam sob ow tór panny Bobiné w osobie zabawnej

(6)

3 6 2 R ecenzye i spraw ozdania.

i kochliwej panny M arton ; jest także p ortret w puzderku : panna Martin jest przekonana, że Dorante w niej się kocha i że p ortret przyniesiony od złotnika jest jej konterfektem ; tak sam o też ów p o rtret ułatw ia o sta­ teczne wyjaśnienie. W ym knął się nawet poecie w jednem m iejscu (IV, 9 ) dla Zofii dziwny tutuł »m argrab ian ki«, ślad widoczny lektury francuskiej. J e s t to zresztą wypadek zdaje mi się jedyny, że przy identyczności za­ łożenia i podobieństwie kilku sprężyn ubocznych m ożna praw ie doty­ kalnie wskazać źródło Fredrowskie. Ale też co za św iatło pada z po­ rów nania obu sztuk, o ileż są wyższe pod względem delikatności uczuć te dwie jasne p ostaci z polskiego szlacheckiego d w ork u ! Co do »Locan - d iery«, nie przeczę, że scena W torkiew icza i Barona odpow iada scenie panów Forlipopoli i Albafiorita, a jakkolwiek jej rudim enta znalazłyby się w »com . dell’ arte», to niezawodnie sztuka ta bądź w oryginale (p isan a w łoszczyzną literacką), bądź w przekładzie zostaw iła w pamięci Fred ry żywe wspom nienie. — Drugiem źródłem ma być »II vero am ico«. Lelio kocha R osaurę, jak Czesław Zofię, a za powiernika bierze sobie Florinda, jak Czesław Zdzisława. Tyle też podobieństw a, bo dalej w ko- m edyi włoskiej razi znowu nizki poziom etyki i dobrego sm aku. Lelio bowiem odstępuje od Rosaury skoro dowiedział się że niem a posagu, Florindo tedy ma zostać jej mężem. Ale R osaura odzyskuje posag, tedy Florindo »dobry przyjaciel« ustępuje jej napow rót Leliuszowi ! Jak że tu zresztą znaleźć pierw ow zór tem atu starego jak nowellistyka ! J e s t w »Disciplina clericalis« dokąd przyw ędrow ał z podań w schodnich (łatw o było arabowi ustępow ać żony, skoro miał ich pełny harem !) ; — - jest u D estouches’a w »Le curieux im pertinent« (El curioso im perti­ nente z Don Q uijota), z tą różnicą, że przyjaciel posyła przyjaciela do swojej narzeczonej, aby ją w ystaw ić na próbę ; koncept zazdrośnika, który źle się dla niego kończy, bo ona przywiązuje się napraw dę do m iłosnego posła, a tam ten dostaje odpraw ę. — W reszcie, jeżeli »La villégiatura« cieszy się p ostacią »S m ak osza«, to niebrak parazytów w starym teatrze a zbyt wiele ich było w Polsce, aby Fredro potrze­ bow ał sięgać po nich do cudzoziem ców. Pom ysł znowu zgrom adzenia w rezydencyi wiejskiej całej bandy gości-w yjad aczy (u Fredry w Przy­ jaciołach , W ychow ance, w komedyi, »Co tu k łop otu «) jest także pospolity i znajdziem y go np. w D an co u rta: »M aison de C am pagne«.

»Lita et Com pagnie« zadziwia nas pom ysłem kontraktu w aru n ­ kowego i m ałżeństw a dokonanego przekazem handlow ym . Ja k ie układy niepraw dopodobne jak na Polskę, mniej m usiały dziwić we Francyi i W łoszech, skoro na nich są osn ute sztuki : »Les legs« M arivaux’da, albo »L’ erede fo rtu n an ta« Goldoniego a zwłaszcza »Le m ariage fait par lettre de chan ge« P o is s o n n a -{1 7 5 5 r.). W pierwszej Markiz otrzym uje spadek pod warunkiem , że ożeni się z Hortenzyą, w przeciwnym razie ma jej zapłacić 2 0 0 tys. franków. W drugiej R osaura otrzym uje spadek pod warunkiem , że wyjdzie za stareg o Pankracego, w przeciw nym razie m ajątek ma przejść na innych krewnych. W trzeciej Cléon zam aw ia sobie żonę jak tow ar, listem pisanym do sw ego korespondenta : »Arrl·- v an t içi... et rap p ortan t la présente lettre — (list jest rów nocześnie

(7)

Recenzye i spraw ozd ania.

w ek slem ) — endossée de votre part... je m ’oblige et m ’ engage à acq u itter ladite lettre, en ép ou san t etc« (I, 2 ). U Fredry jest jedno i d ru g ie : Karol ma pojąć za żonę L a u rę ; stron a zryw ająca układ za­ w arty m iędzy głow am i dwu dom ów kupieckich ma zapłacić drugiej stro n ie 3 0 tys. talarów . Pan A nastazyusz, prokurent przywozi razem in tercyzę i weksel a przem aw ia takim stylem kup ieck im : »Podług danej mi instrukcyi... z dnia 1 0 . b. m. i r. m am w ezwać pannę Laurę Litę e t c .“ . Tylko że tam te kotnedye w yglądają d ość poważnie, gdy ta przy­ jęła szalone tem po farsy.

»W ych ow an ka« ma się rów nać »N aninie« V oltaire’a a także »P am eli« Goldoniego, które obie pochodzą od cnotliwej bohaterki R i- ch ard son a. W XVIII w ., w okresie em an cyp acyi trzeciego stanu roi się od takich figur rom an s i komedya. Fredro był daleki od tendencyi zrów nania stan ó w ; bliższą Naninie okazuje się raczej Rozalka (Co tu k ło p o tu !); tutaj wolał sięgn ąć do tradycyi ubogich wychow anek, które się w ykryw ają pannam i z dobrego domu. Tak ą jest np. »La pupilla« Goldoniego, K atarzyna, w ychow anka pana Łukasza, która się okazuje jego w łasn ą córką. S tara niańka,

la nuirice

robi to odkrycie w finale sztuki a sam a jej rola dowodzi, że m am y do czynienia z tem atem pra­ stary m , renesansow ym a naw et rzym skim . Jeżeli więc wym ieniam Gol­ doniego, to tylko dla przykładu, bo takąż w ychow ankę znajdujemy w kom edyi D estouches’a, śmiesznej dopraw dy bez intencyi autora : »La F o rce du n atu rel«. Tam Ju lia uw ażana za córkę m arkiza jest w rze­ czyw istości córką ferm iera M athurina, podczas gdy Babeta wykrywa się m argrab ian ką. I o cudo »głosu krwi« ! Od początku sztuki Babeta kocha się w szlachcicu, podczas gdy Ju lię »co ś ciągnie« do wieśniaka ! U Ri- b o u tté’go »L ’ assem blée de fam ille« ( 1 8 0 8 r.) spotykam y taką sam ą jak Zosia zacną Angelikę, dziedziczkę fortuny, o niedość jasnej m etryce i tak ą sam ą zgraję krew nych, co intrygam i chcieliby pozbyć się jej z dom u. A jeżeli »O statn ia w ola« Fredry jednym w ątkiem przypom ina »M arionetki« Picarda — (właściwie tylko ich ak t o statn i), — to drugi, jakim jest zwołanie spadkobierców na dzień oznaczony i tryum f dwojga m łodych uczciwych kochanków , zbliża ją raczej do komedyi Al. Duvala : »Le Naufrage ou les H éritiers« ( 1 8 0 0 r .).

»M arionetki« zresztą, jak sam Picard notuje w przedm owie, m ają poprzedniczkę w »La Coquette du village« D ufresny’ego.

»Dyliżans« zbliżono do dwu komedyj P ica rd a : »Le voyage inter­ rom p u« oraz »Le collatéral ou la diligence à Jo ig n y « ; do tychże dwu komedyjkę »Z Przem yśla do Przerow y« (str. 6 9 ) . Trudno ze stan o w czo ścią za tern się o św iad czy ć; prawda że tu i tam »przerw anie podróży« oraz zastąpienie spow szechniałego zajazdu »dyliżansem « jest punktem w yjścia zabawnej intrygi. W owej pierwszej dw uaktów ce Picarda młody m alarz jad ący z przyjacielem za granicę po drodze w m iasteczku zatrzym uje się, zawiązuje znajom ość z parafianeczką, a jego przyjaciel z p om ocą sprytn ego lokaja pom aga mu w yprow adzić w pole śm iesznego konku­ ren ta. W szystko, aż do spisania intercyzy

inclusive

odbywa się z sza­ loną szybkością. Druga kom edya wychodzi z tego sam ego założenia,

(8)

3 6 4 R ecenzye i spraw ozd ania.

tylko jest rozszerzona na 5 aktów, które baidzo zręczną sztuką kom po­ zycyjną rozgryw ają się na postoju między przybyciem a odjazdem dy­ liżansu. — »Cudzoziem czyzna« jedynie tem atem zbliża się do słabej »A nglom anie« S au rin a; nie m ów iąc już o werwie komicznej, intryga u Fred ry jest trafniejsza, nie kochanek bowiem ale niew czesny konku­ rent gra tu komedyę »cudzoziem szczyzny«.

Oddawna niepokoi krytyków »M ąż i żon a«. W książce prof. C h rza" now skiego zagadkowy problem przesuw a się w ielokrotnie, jak żywa skarga przed oczym a dociekaczy »wpływów literackich«. A utor ma prze­ konanie, że »m oże z czasem krytyka sprawi »Mężowi i żonie« taką sam ą, albo większą niespodziankę jak już sprawiła innym niektórym kome- dyom « \str. 4 7 ) . Nie wiem, ale zdaje mi się, że t a w ł a ś n i e komedya nie istnieje w repertuarze teatru francuskiego czy włoskiego ; wszak gdyby była, to zważywszy św ietną kompozycyę, miałaby autorem którąś wielką znakom itość. Nie może znaleźć się w repertuarze francuskim jeszcze dlatego, że tam w żadnym okresie, naw et bardzo dem okratycz­ nym subretka nie gra roli równorzędnej z p an ią; figura Ju s ty s i jako partnerki w intrydze dla dobrego smaku francuskiego byłaby nie do zniesienia. Na pochodzenie włoskie znowu komedya jest za subtelna, na hiszpańskie czy angielskie za cyniczna. Ale jeżeli całość nawet w przybliżeniu nie istnieje, to istnieją wszystkie części składowe. Za tem at zasadniczy uważam ten pomysł, że mąż zaufany w sobie, m istrz sztuki uwodzenia jest ukarany w łasnem głupstw em i niecnotą. Pomijając »D ekam erona«, taka sytuacya gdzie kochanek zwierza się mężowi lub narzeczonem u z postępów , otrzym uje od niego radę i zachętę, znajduje się w »Szkole kobiet« Moliera. Ale daleko tam jeszcze do depraw acyi, jaką na tle w ynaturzonych obyczajów rozwija m ąż w stydzący się sw ego stanu małżeńskiego i przodujący w zabaw ach uwodzicielskich. Na tym ostatnim stopniu ewolucyi spotykam y go u Fredry i w komedyi hisz­ pańskiej Lopeza de Ayala »El tejado de vidrio« (Szklany d ach ). J e s t tam żona zaniedbana wskutek »m odnego przesądu« i mąż, »m agister artis am andi«, b ałam ucący żonę cudzą, i pojętny uczeń polujący na zwie­ rzynę w rew irze m istrza, w reszcie pokojówka intrygantka, znacznie już »usam ow oln ion a«, w yższa stanow iskiem od pospolitych subretek, niegdyś kochanka pana, teraz jego uczenica. Słowem komedya bardzo a bardzo zbliżona do Fredrowskiej, ten z nią tylko kłopot, że d atą jej jest rok 1 8 7 6 , podczas gdy »Męża i żony« 1 8 2 3 ! Źródłami komedyi hiszpań­ skiej są niew ątpliw ie: D estouches’a »Le philosophe m arié«, a praw do­ podobnie także »Le mari confident«. Z pierwszej Ayala przejął stosunek A rista do Melity, podobny naw et w szczegółach, oraz Markiza de Lau ret, który u Ayali nazyw a się M arqués de Laurel, tylko ze zm ianą ról, bo w komedyi hiszpańskiej ten ostatn i jest mężem libertynem , zaufanym w sobie, rzucającym »kam ienie na dachy cudze« bez uwagi, że dach trzeszczy właśnie nad jego głową. Ale w łaściw szym wzorem męża liber­ tyna (rzeczyw istego czy pozornego, o to m niejsza) — wydaje się u tegoż D estouches’a Hrabia z komedyi »Le mari con fid ent«, w stydzący się w yznać,

(9)

Recenzye i spraw ozdania. 3 6 5

że kocha żonę — (tak sarno zresztą, jak późniejszy co do daty b oh ater z »Préjugé à la m ode« La C hausséego) — :

J e p ou rrais v o u s aim er m ais on n’en saurait rien, Cela se répandrait, on m ’en ferait un crim e (I, 2 ).

Do jego domu wchodzi Markiz de Florance, który dawniej kocha! się w hrabinie, wzajem kochany, — sytu acya niebezpieczna dla cnoty naw et bardzo hartow nej. Następują sceny zwierzeń i hazardow ne igraszki m ęża:

— Une fem m e, Si vo tre am our n’est pas délicat à

Y

excès, Peut de votre con stan ce assu rer le su ccès ;

Un mari bien sou ven t n ’est q u 'u n léger obstacle... albo : L’aim able com tesse

Dans ce siècle bénin ne sera pas tigresse itp. (II, 3 ).

Mimo te zasadzki zgubnych doktryn, hrabina wychodzi z tryum fem , Markiz żeni się z jej siostrą. — Jeżeli do tych danych dodam y efekt końcow y listów wypadających z kieszeni hrabiny — (jak w »Przesądzie m odnym « ch o ć z inną ten den cyą), — to otrzym am y wszystkie ele­ m enty potrzebne do w ytłóm aczenia pomysłu i k om p ozycyi; męża op a­ now anego »przesądem m odnym «, męża konfidenta, męża nauczyciela zdrady małżeńskiej. Pozostają role Elwiry i Ju s ty s i, niestety własny w y­ nalazek Fredry, snać bardzo zgorzkniałego w chwili ich tworzenia.

Komedya Fredry i Ayali są świetnym m ateryałem do krytyki lite­ rackiej, którą m ożnaby nazw ać »ek sp erym en talną«. Dwaj pisarze, u ro­ dzeni »ludzie teatru « ale dalecy siebie n arod ow o ścią, k ultu rą, epoką, podejmują tem at zaw arty rudym entarnie w starej literaturze ; przybierają doń wątki uboczne i postępując po linii rozwojowej, jaką kroczy każdy teatr, dochodzą do koncepcyi jednakowej. Tylko że nasz Fredro, jakkol­ wiek sarm ata, zdobył ją o pół wieku wcześniej, doprow adzając nadto kom binacye ról do granic, poza które chyba wyjść niepodobna. Prof. Chrzanowski określił je zwięźle i dowcipnie, jako pokrzyżowane stosunki »w iarołom nej żony do kochanka, w iarołom nej żony do męża, w iaro­ łom nego męża do kochanki, w iarołom nego męża do kochanka w iarołom nej żony, wiarołomnej kochanki w iarołom nego męża do w iarołom nego ko­ chanka wiarołom nej żony« (s tr. 1 1 6 ). W e Fran cy i byłby to m ateryał na doskonałą fa r s ę ; gdybyśm y z »M ęża i żony« zdjęli etykietę »kom edyi po­ w ażnej«, uchylilibyśm y zarazem ciążące na niej odium

Dla typów i charakterów Fredry znajdzie się równie parantela w tradycyi teatralnej ; wskazyw anie w zorów rzekom o bezpośrednich tutaj spraw iłoby zaw ód. Taki Papkin byłby tem atem na cały tom p. t. »E w o- lucya postaci żołnierza sam och w ała« : H eautontim orum enos, M atam oro, Kapitan F racasso, chevalier de Chateaufort z »P edan t jou é« Cyrana de Bergérae, Jo d e le t S carron a, Markiz z »Le Jo u e u r« R égnarda. Przy­ pom nijm y z tego ostatn iego scenę III, 1 1 :

(10)

3 6 6 R ecenzye i spraw ozdania.

Le M arq u is: Savez vo u s qui je s u is ?

Valère : J e n’ai pas cet honneur.

Le M arquis (à p art). Courage, allons M arquis, m ontre ta vigueur. (bas) Il craint (h a u t) J e suis p ou rtan t fort connu à la ville.... J e ne me b ats jam ais qu’au ssitôt je ne tu e...

W miarę jak W alery się pochyla, udając trw ogę, Markiz zadziera nosa : Le M arquis (bas) Il me crain t, (h au t) V ou s faites

le plongeon

,

Petit noble à n asarde... (V alère enfonce son ch ap eau )

Le M arquis (b as) J e crois qu’il a du coeu r etc.

Odpowiada ta gra sceniczna doskonale scenie p oselstw a Papki-now ego :

Ej, pokorny coś szlachciurka, Z każdym słowem d a j e n u r k a .

Ale i ten efekt aktorski jest wspólnym dobrem teatru ; znajduje się w »Skąpcu« M oliera (III, 2 ) a przed nim w teatrze włoskim, dowo­ dem »Obogi pyszny« Bohom olca. U sam ego Fredry zaś Papkin miał już poprzednika w Lisiewiczu z »P ana Geldhaba« :

Chcę unikać bom w złości, a szkoda człow ieka! (II, 1 1 ). Klara ze »Ś lub ów «, M atylda z »W ielkiego człow ieka», Jo an n a z komedyi »T eraz« m ają też p rastarą parantelę w bajecznych am azon­ kach i okrutnych nim fach i pasterkach, służebnicach boskiej Łow czyn i; w księżniczce Dianie z M oretowskiej komedyi »El Desdén con el Desdén« i księżniczce Elidzie Moliera (A utor mówi o nich na str. 5 8 ) , — zda­ rzają się jednak równie w komedyi późniejszej: Ju lia w wym ienionym wyżej »Mężu powierniku« D estouches’a wchodzi na scen ę przebrana za chłopca, z fuzyjką w ręku.

Niezdecydowany Leon z komedyi »Teraz« należy do kategoryi ch arak terów ; między jego wzoram i najbliższy będzie »L’ Irrésolu« tegoż D estouches'a. Bohater w ahając się przez całą sztukę miedzy Ju lią a Ce- limeną, po dojrzałej rozwadze w ybiera nakoniec Ju lię, ale zaledwo p od­ pisał kontrakt ślubny p ow iad a:

J ’ aurais mieux fait je crois, d ’épouser Célim ène.

A teraz owe niezliczone drobne sztuczki, efekty, koncepty : ileż ich, jako w łasność w spólną, odkrywam y w dawniejszym teatrze ! Pan Benet poluje na muchy, jak Arlekin z komedyi im prowizowanej ; Cześnik czy M ajor ubierając się, biegają po scenie i nie m ogą trafić ram ieniem w rę­ kaw sukni ; — w łaśnie tak sam o W alery w »Le Jo u e u r« R egnarda. W ykrzyknik Szam belanowej Jow ialskiej »M asz myszkę na ło p a tc e ? « jest starym efektem »poznania« z komedyi renesansow ej, pow tórzonym może za »W eselem F ig ara«. Głuchoniemy z »R ew olw eru«, grający sw oją rolę na migi, pochodzi niewątpliwie z W łoch. Nawet ze sw ojskiego teatru

(11)

Recenzye i spraw ozdania. 3 6 7

m ożna jeszcze coś przydać do niezm iernie obfitych spostrzeżeń A utora i jego pop rzed nik ów ; wszak słynny targ Łatki z T w ard o szem : »Dai czterd zieści!«, znajduje się już w »S arm atyzm ie« Zabłockiego.

W a l e n t y : Proszę mi oddać moje czerw ieńców t r z y d z i e ś c i ! Niechże choć przez p o ł o w ę , nareszcie przez t r z e c i e . Ale t u z i n to moja liczba faw oryta ;

O ddać tuzin czerw ieńców , a na resztę kwita (V , 6 ). Pochodzenie »Sarm atyzm u« jest dotąd niewykryte (B ogu dzięki); — m oże też uda się go ocalić dla tw órczości polskiej.

W szystkie te, które się coraz dokładniej poznaje podobieństw a, nie um niejszają wielkości Fredry, ow szem , jeszcze ją potęgują ; badacze jego teatru m u szą przyjść do tego sam ego spostrzeżenia, co badacze sztuk M oliera : obaj ci genialni kom edyopisarze nie użyli żadnego z da­ wniejszych pom ysłów , aby go nie w zbogacić, aby nie w zm ocnić jego efektu na scenie. Naśladowanie bierne w strętne było ich naturom ży­ wiołowo tw órczym . Prof. Chrzanowski okazał to na przykładzie W torkie- więza i Barona (s tr . 8 1 ) ; potrzebaby osobnej książki, aby to sam o spraw ­ dzić dla każdego wypadku. Ale na jedno jeszcze należy położyć nacisk. Przygotow anie literackie Fredry w żadnej chwili nie było system atyczne ; zachow ało on o na zaw sze cechę niekrępowanej, rozkosznej żołnierskiej włóczęgi po krainach przygody ; lektura jego, jak gaw ęda »Trzy po trzy« przeskakiwała bez wyboru z książki n a książkę ; w m iarę tego wątki intrygi, zab aw ne sceny, wizye figur w pozie coraz to nowej grom adziły się w spichrzu p am ięci; rem iniscencye jego są zaw sze pam ięciow e. Przyczem, ku rozpaczy sch em atystów , nad tą lekturą panuje zupełna przypadkow ość wyboru ; pom ieszanie okresów , pisarzy, rodzajów ko­ m icznych : »com m edia dell’ arte« obok dram atu płaczliw ego, farsa prawie średniow ieczna obok satyry najbardziej aktualnej. Biada historykowi li­ teratu ry, coby zam ierzył dzieło jego zdefiniować jakim ś ogólnym »prą­ dem literackim «. Takie zjawisko n astręcza pewne uwagi m etodyczne. Badanie w pływów, jakie oddziałały na Fredrę, nie powinno odbyw ać się w granicach pew nego, naw et szerokiego okresu literatur obcych ani pewnych, po nazwisku wym ienionych autorów ; jako źródło Fredrowskie należy uw ażać całą literaturę scen iczn ą

en bloc.

Przedm iotem ciekawości stałyby się w ów czas wątki kom iczne. W yobrażam sobie idealne wydanie komedyi Fredry, jak np. M oliera w wydaniu Despois. Przy każdej scenie i postaci w odsyłaczu w skazanie analogii z daw niejszego teatru . W ten sposób dla dziejów literatury polskiej i pow szechnej zdobyłoby się historyę naturalną pom ysłów , gdzie każdy niemal giest byłby um ieszczony na stopniu ew olucyjnym w łaściw ym . Z jakim tryum fem wyszedłby w ów czas nasz Fredro i gdzie w tyle za nim zostałby naw et ów, przechw alony Goldoni !

W sprawie podziału komedyj (rozdz. V ) A utor rozm ija się z Chmie­ lowskim , który dzielił sztuki Fredry na farsy i kom edye obyczajowe. Prof. Chrzanowski pyta nie o to, »czy tę lub ow ą sztukę trzeba nazw ać farsą czy kom edyą, tylko o to, czy w tej lub ow ej są pierwiastki, które

(12)

3 6 8 Recenzye i spraw ozdania.

się przywykło kojarzyć z m ianem farsy «. Takie stanow isko jest słuszne, słuszniejsze dla teatru polskiego niż francuskiego, bo w tym ostatnim rozróżnia się dokładnie rodzaje,

genres;

klasycyzm był reakcyą przeciw rodzajom m ieszanym , przejętym z hiszpańskiej tragikom edyi i komedyi bohaterskiej i odróżniał stanow czo farsę od komedyi charakterów , ko­ medyi intrygi, komedyi

à tiroir

e tc .; każda z nich miała o sob n ą for­ mę, język, figury, kompozycyę. U Fredry jest pom ieszanie elem entów, a wyższy stopień hierarchii zależy od stopniow ania elem entów poważnej obserw acyi i satyry. A utor odrzuca też nazwę »kom edya obyczajow a«, bo w łaściw ie Fredrow skie »w szystkie są ob yczajow e; wogóle cała ko- m edya polska przedfredrowska była obyczajow a i narodow a z tendencyą saty ry czn ą« (s tr. 9 9 ) . Zato jako ich cechę znam ienną podnosi ch arak ­ tery sty k ę: »Fred ro kładł nacisk nie na obyczajow ość, lecz na charaktery ludzkie« (str. 1 0 5 ). Dlatego u stanaw ia ostatecznie podział na komedyę intrygi i kom. charakteru (str. 1 0 7 ) . W pierwszym okresie tw órczości na 1 3 kom. charakteru jest 7 kom. intrygi, w drugim 1 5 kom. cha­ rakteru, 1 2 kom. intrygi, zatem pierwszy jest wyższy pod względem pow agi i dążności artystycznej. Podział ten jakkolwiek zawodny w przy­ stosow an iu , zważywszy owe ogrom ne zm ieszanie m ateryi komicznej, jest jednak trafniejszy, niż którykolwiek ; trudno dla tej hybrydy, jaką jest kom edya polska, w ynajdow ać nazwy nowe, ekscentryczne ; każdy indy­ w idualny punkt widzenia i pojm owania pow odow ałby w klasyfikacyi coraz to nowe odm iany. A utor sam odczuw a w iotkość szkolarskich sche­ m atów , skoro dla »Męża i żony« waruje osobno nazwę kom. analizy psychologicznej m iłości. Przesadzano w podnoszeniu charakteru a rcy - n arod ow ego komedyi Fredrow skiej; A utor słusznie podkreśla, że postaci jego n oszą raczej cechy ogólno ludzkie, co nie przeszkadza, że na pol­

skich p odpatrzone wzorach, przez Polaka stw orzone, tysiącem rysów tej p olskości dają św iadectw o.

Zbliżano też Fredrę do różnych „typów “ ob cych. A utor sam roz­ poznaje u niego typ Moliera, D ancourta, R egnarda, M ariv au x’da, La C h au ssée’go, Diderota, Dufresny’ego, B eau m arch ais’ego (s tr. 1 1 3 — 1 1 8 ) . Czy nie za wiele jak na p rostotę autora „D ożywocia“ ? Nie chciałbym tym nazwiskom w ytaczać procesu, zw łaszcza że z każdego znajdzie się u Fred ry po trosze, w każdym razie jednak uchyliłbym dwa : La C h au s- s é ’go i Diderota. O przyjęciu ich k i e r u n k u w jakiejkolwiek chwili u Fred ry, m ówić trudno ; obaj wywieszali jaskraw o m alow ane chorągw ie tendencyi społecznej ; pierwszy w ołał płaczliwie i czule o reform ę o b y­ czajow ą, drugi o reform ę praw odaw czą, istny tw órca komedyi

à thèse

, jak D um as syn lub Ibsen ; nieznośny deklam ator, teoretyk ale nie pisarz sceniczny. Pom yśleć się nie da, aby nasz krewki „adjutant sztabu jen e- raln ego Wielkiej A rm ii“ m ógł ścierpieć obu naw et w pobieżnej lekturze. W ich m iejsce postawiłbym D estouches’a, który jakkolwiek mniej szczę­ śliw y w zawodzie dram aturga jest pisarzem rozum nym , płynącym roz­ ważniej z tym sam ym prądem dem okratycznym , h um anitarnym , oby­ czajow ym , w jakim tam ci pławili się śm iesznie aż do zachłyśnięcia. Próbow ał on wskrzesić więdniejącą komedyę charakterów , a był nie bez

(13)

R ecenzye i sp raw ozd ania. 3 6 9

dow cipu ; niektóre jego powiedzenia i efekty sceniczne weszły w przy­ słowie. Nie był też, zdaje się, obcy autorow i „Męża i żony“.

N astępujące rozdziały są pośw ięcone szczegółow e}, gruntow nej, wnikliwej analizie, rozśw iecającej skutecznie wszystkie zakątki i tajne skrytki dzieła. T y p e s t e t y c z n y , f o r m a i t e c h n i k a (rozdz. VI), zaliczone do rzędu realistycznego, który to realizm jednak czyni w pełni zad ość iluzyi artystycznej. Ku tem u celowi skierowana sztuka m onologu i dyalogu, indywidualizacya rytm u, w iersza, języka i stylu. Co do „for­ my w ew nętrznej“ tj. sposobu ujęcia treści, wyznaczone praw o naczelne, panujące nad c a ło ś cią : fan tastyczn ość kom iczna Fredry posiada „w n ę- trzn ą siłę żyw ota“. W tych ram ach reguła „trzech jedności“ , rozum ie się, trak tow an a swobodnie. Tylko jedność akcyi wzorem klasycznym za­ chow ana staran nie da się wykryć naw et tam , gdzie pozornie przewijają się trzy wątki, jak w „Mężu i żonie, Przyjaciołach, Zem ście“ ; łącznikiem jest w tedy życie realne. Dynamika komedyi ma charakter dawny, ide­ a listy czn y : w iększość sztuk należy do tej szkoły, gdzie „akcya op iera się na pajęczynie konw enansu“. W kom edyach pośm iertnych konw enans p rzew aża; intryga zawisła od danych niepraw dopodobnych. T w órczość Fredry — dodajm y — odbyłaby w ten sposób drogę po zam kniętem k ole: od farsy do farsy. A utor zręcznie w prow adza czytelnika w sam o wnętrze w arsztatu ; ukazuje szkielet budowy, poucza o wdrażaniu p ro­ w adzenia akcyi, odsłania sprężyny w iązania i rozw iązyw ania intrygi. — Nawiasowo m ożna uczynić uw agę, że gdy się raz pogodziło z konw en- cyą, nie pow inny zadziwiać prędkie śluby w zakończeniu, są to bowiem śluby „francuskie“, których aktem głównym jest spisanie kontraktu przez rejenta, co nie w ym aga trzykrotnego „w ołan ia“ z am bony... — W og ól- nem w rażeniu komedye Fredry „dają sztukę prawdy życia między innemi przyczynam i dlatego 1), że figury jej są żywymi lu d źm i; 2 ) że te dzieła sceniczne są naprawdę k o m e d y a m i , nie tylko z form y, ale i z ducha, z komizm u“ (s tr. 1 6 9 ). Tym dwom spraw om pośw ięcone rozdziały na­ stępne (VII— IX). Postaci męskie zszeregow ane wedle klas i zaw odów , a podpatrzone z rzeczyw istości. Zato nie życiu już ale zapew ne litera­ turze, m ianowicie M olierowi, zawdzięcza Fred ro charakterystykę p ostaci jako ty p ó w : Milczek obłudnik, Łatka skąpiec-chciw iec, Jow ialski wyo­ brażający jow ialność, Cześnik poryw czość ; Papkin tchórz-sam ochw ał, J e - nialkiewicz Wielki człowiek do m ałych interesów , R adost typ słabości ludzkiej do obyczaju cudzoziem skiego. Obok nich cała galerya typów podrzędnych z jedną cech ą głów ną. W szystkie typy Fredrow skie nie przestają jednak być żywymi ludźmi a to dzięki rysom o so b isty m ; jest on m istrzem „indywidualizacyi typów “. — Między p ostaciam i kobiecemi niem a typów charakteru, trudno też klasyfikować je w edług zaw odu. W ięc „kochanki“ dość do siebie podobne, em ancypantki, stare panny, wdowy. Nie zgodziłbym się na „indyw idualność“ Klary, Ju lii (i M atyld y); jak się wyżej rzekło, są to rów nie typy, tylko zm odernizow ane. Dodaćby także m ożna ku większej chw ale n aszego pisarza, że m im o szczupłość odmian są one jeszcze zaw sze rozm aitsze, niż w starszym teatrze fran­ cuskim . — A utor zastanaw ia się następnie nad kunsztem charakterystyki

(14)

3 7 0 Recenzye i spraw ozdania.

dram atycznej i wylicza jej rozliczne a b cg ate środki, co prowadzi na­ stępnie do rozpatrzenia cech komizmu i hum oru. Tutaj naturalna i szczę­ śliwa werwa A utora znajdującego sobie dotąd, jak np. przy podziale ro­ dzajów komedyi, w łasne nomenklatury, klasyfikacye i definicye, snać pociągnięta -wabieni niemieckiej schem atyczności, oddaje się w szpony Lippsa rozróżniającego komizm podm iotowy, przedmiotowy i naiwny (k tóry to ostatni jest podm iotow o-przedm iotow ym ). Po polsku odpo­ wiadają im n azw y: dow cipny, zabawny lub śm ieszny, (trzeci możnaby ochrzcić w yrazem : bezw iedny), A utor używa ich też, gdzie potrzeba być jaśniejszym . T alent Fredry zajaśniał w komizmie przedmiotowym, „tylko niektórzy ludzie w jego komedyach są dowcipni, ale śmieszni są prawie w szyscy“ (str. 2 0 7 ) . W używaniu efektów komicznych jest u - m iarkow any; daleko mu do rubaszności Moliera, który nadużywał „na- turaliów “. W arto zauw ażyć, że we Francyi do dziś dnia, nawet w klasie średniej „naturalia non sun t turpia“ ; m atka na balu zapytana czemu nie przyprowadziła córki, odpowiada z p ro s to tą : „M onsieur, ma fille se purge“. Ta czyn ność zresztą jest aktem odpraw ianym powszechnie 4 razy do roku... Za Ludwika XIV odprawiał się częściej, a nasz polski „dobry sm ak“ nazywałby się w ów czas p ru deryą; wszak ten król-słońce z całego dzieła M olierowskiego najbardziej podobał sobie tę scenę w „Malade im aginaire“, gdzie doktorzy z serengam i uganiają się za pacyentem . Czy­ tam y też w jednym pam iętniku, że pani de M aintenon kazała sobie „adm inistrow ać“ klyster w obecności króla, — a była w ów czas w wieku, kiedy taki giest przestał już w yglądać na kokieteryę... Ale i hum or „podm iotow y“ , tj. dowcip Fredry zostaw ił piętno na jego tw ó rczo ści; jest on to łagodny, to ironiczny, to karykaturalny. Dodajmy, że stąd możnaby wydobyć spory m ateryał do portretu duchow ego, tam gdzie szczupłość biografii zawiodła, podobnie jak z pewnych upodobań i ich braku. A utor uważa, że .brak tem atów politycznych i społecznych tłó- m aczy się tem , że Fredro „w obrębie życia dom ow ego znajdował tyle m ateryału, iż mu go zupełnie w ystarczało do zaspokojenia wrodzonego pędu do śm iech u “ (s tr. 2 4 4 ) . Czy raczej nie obojętność dla rzeczy -ma­ łych, brzydkich, przypadkowych była tego przyczyną, a obojętność znowu powodem zasłuchania w grom y silne, a dalekie i niepowrotne napole- leońsklej epoki, której b ył widzem i a k to re m ? Jeżeli też o pierwia­ stkach tragicznych jego dzieła czytam y trafne spostrzeżenia, że „nigdy nie-b yły tak silne jak u M oliera, i że, jeżeli figury jego cierpią, to te cierpienia w ystaw ia zaw sze w świetle kom icznem “ (s tr. 2 4 9 ) , czy i tu nie należałoby po wytłóm aczenie w stąpić do organizacyi duchowej poety i sprawdzić, źe naprzód Fredro nigdy nie był głęboko zadum anym ba­ daczem porządku św iata, a następnie, że jako świadek naoczny naj­ większej w dziejach tragikom edyi urobił sobie pogodę praktycznego mędrca, roześm ianego nad czynami pysznych porywów, słabości, nie­ m ocy i głupstw a. —

Przechodząc do Morału i zapytując o „prawdę życiową“ komedyi Fredrowskiej A utor dochodzi do wniosku

à priori oczekiw anego, tj. że

Fredro uważał śm ieszn ość za „ujemną w artość życia“, śm ieszność

(15)

bo-R ecenzye i spraw ozdania. 3 7 1

wiem u niego zaw sze bankrutuje. Donioślejszy jest wywód d a lsz y : Czy w wym ierzaniu „kary“ rządził się Fredro jakąś zasad ą sprawiedliwości p oetyck iej? A utor bardzo słusznie uw aża, iż niepotrzeba, aby ów m orał był nam acalnie widzowi podany, zastępuje go bowiem „realizm arty­ styczny“ (s tr. 2 0 5 ) . Muiej jesteśm y skłonni zgodzić się z pojmowaniem , że w owej wyjątkowej rzekomo komedyi, w „Mężu i żonie“ grzesznicy i grzesznice nie ponoszą kary, „bo tak bywa w świecie i koniec“, nadto „n ie p onoszą kary dla bardzo prostej przyczyny, że są państw em i to jeszcze pieczętującem się koroną o dziewięciu pałkach“ (s tr. 2 6 7 ) . Oba­ wiam się, że A utor m ów iąc to, a następnie pow tarzając pism em , dał się unieść pow szechnej skłonności do partyjnych uogólnień ; bez tych kilku wierszy, piękna jego książka nie straciłaby nic ani na oryginal­ n ości ani na powadze. Sądzę nadto, że w zagadnieniu o m orał tej sztuki w innoby się rozpocząć dyskurs słowami „pedanta“ z kom edyi;

nego consequentiam.

Czyi bowiem jest praw dą, że postaci „Męża i żony“

nie ponoszą żadnej kary ? Byłoby dziwne, aby Fredro kładł hańbiące piętno bezkarności na własnej sferze tow arzyskiej; byłoby niepojęte, aby on jeden śród poważnych dram aturgów zatracił ów instynkt etyczny, jaki zaw sze stoi na straży wiecznego praw a. Ale kara jest : właśnie taka sam a, jak w komedyi Molierowskiej, gdzie Ju rek Dandin jest ukarany własnem głupstw em , ten i ów opiekun własnem zaślepieniem , Tartuffe w łasną złością. W ięc też W acław , który jest nauczycielem Alfreda w sztuce uwodzenia, musi doczekać, że Alfred bałam uci mu w łasną żonę, który to pom ysł wedle Lippsa będzie należał do „komizmu przedm iotow ego“, poddział: „komizm sytu acyi“, inaczej d o.„u jem n ej w artości życia“ koń­ czącej „b ankructw em “ . Można tutaj podnieść analogię tej, sztuki do szkicu d ram atyczn ego „Teraz“ . W obu Fredro posunął fakturę bardzo daleko ; odm ienił w p rost m etodę staw iania m orału, odkrył tak wcześnie to, do czego Anatol France, Lem aitre lub Bernard Shaw doszli dopiero za naszych czasów , tj. — (sam A utor na to kładzie n a c is k ),— um ieścił m orał w ironii, a tak subtelnej, że prawie niedostrzegalnej. Akcya skończy się pozornie gładko ; Jo a n n a wyjdzie za utracyu sza Ern esta, A gata za spekulanta W inera. Ale co czeka te dwie pary po trzech mie­ sią ca ch , czy po roku ? Jed n ych nędza, drugich wzajemne obrzydzenie : to będzie zem sta praw, które zostały naruszone, praw idealizmu i pol­ skiej tradycyi rodzinnej. A czem stanie się pożycie dalsze W acław a i E lw iry ? Piekłem na ziem i; okrutniejszej p om sty żaden nie wymyśli m o ralista.

Na tern wyczerpuje się program książki szeroko pomyślonej a o- pracow anej ze skrupulatną dokładnością Snać nie zadow alał jeszcze A utora, więc dorzucił jeden rozdział (X ) z uw agam i estetycznem i o w a­ żniejszych kom edyach ja k : Odludki, Geldhab, Cudzoziemszczyzna, Mąż i żona, Dożywocie, Pan Jow ialski, Zem sta, Śluby, Wielki człowiek. Pię­ kności Fredry są niew yczerp ane; coraz now e czynić w nich odkrycia, rzecz zachw ycająca. W reszcie krótki rozdział ostatn i (XI) ustala stano^ wisko Fredry w literaturze polskiej i pow szechnej ; skoro się zaś drogą badania porów naw czego jego w arto ść wykryła, z większą pew nością

(16)

3 7 2 R ecenzye i spraw ozdania.

i dum ą, bez obawy o przesadę, A utor zakończy! słow am i, że pozazdro­ ściłaby go nam „każda literatura, naw et ta która wydała Moliera i ta naw et która się szczyci Szekspirem “.

Jed n ak do tej pełni spostrzeżeń i uwag niech będzie wolno dodać jeszcze jedno : krzywdę czyni się Fredrze, jeżeli się go sądzi z książki ; siła jego nie w języku literackim , bo ten często zan iedb any; nie w in­ trydze, bo ta jest naiw na i sam o nią nie d b a; nie w m yślach głębo­ kich ani w tendencyi, bo ich nie m a, — ale w ustawianiu postaci sce­ nicznych, w niesłychanej sztuce panow ania nad teatrem , w bujnem, obfitem , rozrzutnem jak przyroda, tworzeniu życia. Bez ruchu, giestu, maski, te postaci nie dadzą się pom yśleć, w p rost przestają istnieć. Bez aktora, bez sceny Fredro nie przetrzym a krytyki. T eatr jego, nieco po­ dobny jest do „com m edia dell arte“ ; tekst, to dopiero k an w a; na niej dobry aktor wyszywa swoję sztukę. Najbłahszy żart dzięki aktorowi staje się cackiem na podziw. Popularność Fredry jest nadw erężona szablonem , m anierą jakiemi stale obniża się powodzenie „Zem sty“ lub „Ślubów “ . Te manekiny, jakby wycięte z illustracyi Andriolego m ogą istotnie o - brzydzić Fredrę. Spróbujcie jednak w ystaw ić takie sztuki mniej zużyte, jak „Z Przem yśla do Przerowa, Teraz, Rew olw er“ przez inteligentnych aktorów , którzy pojmują co to jest oryginalna, nowa kreacya, A skoro teatr oficyalny już przepadł w m anierze, przenieście Fredrę do teatrów wolnych, am atorskich, lu d o w ych ; starajcie się ze starych rycin, pam ię­ tników, w reszcie dzieł historycznych odtw orzyć prawdziwe typy szla­ chcica, palestran ta, m ieszczanina, żołnierza, dandysa, — teatr ten zacznie na now o grać jak odczarow any.

Lwów, w styczniu 1 9 1 8 .

Edward Porębowicz

.

Z najnowszej literatury o Sienkiewiczu.

1

.

W śród w ichury wojennej spłynął już rok od tej chwili sm utnej, jak na cichym cm entarzyku w Vevey ułożył się do snu wiecznego Henryk Sienkiew icz; wieść niespodziewana o jego zgonie rozniosła się na chyżych skrzydłach po wszystkie krańce dawnej Rzeczypospolitej i u śm iertelnego wezgłowia wielkiego pisarza, którego uczuciom oraz tem u, czego on pragnął i o co się modlił, powinien naród cały zaw sze wiernym zostać, — zamilkły potępieńcze sw ary. W szyscy odczuli, iż śm ierć nielitościwa ciężką wyrządziła nam krzywdę, zam ykając na wieki usta najwymowniejszemu orędownikowi idei polskiej przed św iatem , wy­ trącając na zaw sze z rąk pióro genialnemu tw órcy, wybranemu przez O patrzność za narzędzie, aby skołatanych nieszczęściam i ziomków dźwigał na duchu i cierpienia ich k o ił; w szyscy zrozumieli, iż zgasł słup go­ rejący na przedzie, tak nam wszystkim potrzebny wśród przejścia przez puszcze.

Przed sześćdziesięciu dwom a laty na w iadom ość o śm ierci Mickie­ w icza odezwały się z wież kościelnych w całej Polsce ostatn ie podzwonne,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Партнерство с православной Церковью Несмотря на то, что формально белорусское законодательство провозглашает равенство всех Церквей,

Metodą odchyleń można uzyskać informacje, czy bank spełnia kryteria satysfakcji klientów dla danej grupy banków i które obszary działalności badanego banku spełniają

[r]

Adwokat Kitkowski, po odbyciu studiów prawniczych, rozpoczął aplikację w kancelarii adwokata Jacobsona w Starogardzie, gdzie pracował do 1 września 1939 r.. W

Jeżeli zatem jeden z m ałżonków nie może takiego słusznego (sluśnou) poziomu stopy życiowej osiągnąć w ysiłk iem w łasnej pracy lub na podstaw ie

Rozporządzenie M inistra Spraw iedli­ wości i M inistra Zdrowia iz dn.. jako obrońca osk. jako obrońca osk. adw okat powinien! wypowiedzieć pełnomocnictwo, eo

Nie umniejszając znaczenia wychowawczego sali sądowej, stwier­ dzić należy, że społeczeństwo musi dostrzegać adwokata nie tylko na sali sądowej, ale widzieć go

Spośród przysługujących — w razie naruszenia (zagrożenia) dóbr osobistych mieszczących się w pojęciu środowiska — środków ochrony wysuwa się na pierwszy