Andrzej Miś
Poetyka Marksa
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (20), 144-149
z m yślą, to sprzecznym z nią, a p o k ry w ający m się z tym , co się mówi. Oczywiście, u trzy m y w an ie ty ch sprzeczności na dłuższą m etę i do puszczanie do ich powszechności m usi się odbić u jem nie na zdrow iu psychicznym jednostki, i w rezu ltacie — św iadom ości gru py . Ż adna propaganda nie okaże się w takich w a ru n k a ch skuteczna.
O skuteczności pro p ag an d y decy du ją cztery w a ru n k i (wg G. A. M ille ra): 1) w m aw ia się odbiorcy to, czego on i tak pragnie; 2) podsuw a się odbiorcy szczegółowy ,,k a n a ł” dla już uform ułow an ych in te n c ji (na- kierunkow anie); 3) dodaje się składnik k o n tak tu osobistego (oduogól- nić!); 4) bierze się w szystkie istn iejące k an ały pod kontrolę i nie do puszcza do przekazyw ania k o n trarg u m en tó w . W m om encie sp e łn ia nia w a ru n k u czw artego kończy się, zdaniem D ieckm anna, pole dzia łania i istnienia propagandy. W kraczam y (z pow rotem ) na pole w y chow ania, czyli n ak ład an ia na stan zerow y s tru k tu r n o rm aty w n y ch . T ak a sy tu acja jest ab strak cją, do któ rej w rzeczyw istości społecznej nigdy nie dochodzi. T eoretycznie m ożliw e w yłączenie wrszystkich poza jed n y m dopuszczonym kan ałó w zn ajd u je sw oją przeciw w agę w w ysublim ow anej form ie przekazów trad y cy jn y ch , regen ero w an y ch dzięki świadom ości żyjących w każdym społeczeństw ie p rze d staw i cieli poprzedniego pokolenia. S tw ierd ził to już P laton. Dowodzi tego rów nież historia najnow sza: a n i socjalizm narodow y trzeciej rzeszy, ani faszyzm w łoski nie przekroczyły progu w yłączenia a lte rn a ty w nych system ów św iatopoglądow ych m im o całkow itej izolacji (?), bo nie doczekały w ym arcia pierw szej g eneracji „narodow osocjali- sty czn ej” czy faszystow skiej. Poza ty m ch arak tery sty czn y dla w spół czesności splot polityki i gospodarki, w ym iana inform acji fu n k cjo n u jąca spraw n ie ponad granicam i ideologicznym i, w yklucza h e rm e ty c z ność g ru p poddaw anych m an ip u lacji propagandy. P ro pag and a w spół czesna m usi poprzestać na u m iejętn y m (zgrabnym geschickt) w y zyskiw aniu istn iejący ch w społeczeństw ie predyspozycji, o ich obrazie zaś decyduje całokształt stosunków , za k tóre odpow iada poli tyk. Niemoc języka jak o narzędzia prop agandy okazuje się więc zja w iskiem w tó rn y m , rez u lta tem niesam odzielności i podrzędności p ro p ag andy wobec polityki, od k tó re j się języka w ogóle oddzielić nie da. Pole zbadania w zajem nych u w aru n k o w ań tych dwóch (działają- .cych) potęg stoi otw orem .
K r y s ty n a Pisarkowa
R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y ^44
Poetyka Marksa
Istn ieje pew ien sposób k lasy fikacji tekstów , .często stosow any i uznan y praw ie za n a tu ra ln y ; książki, k tó re m am przed sobą, po dw ażają jego zasadność, zresztą niejako po drodze,
w cale nie staw iając sobie takiego celu. Gdyż prace, o k tó ry c h tu m ow a — p a rę książek napisanych przez członków tzw. poznańskiej szkoły m etodologicznej 1 — sk u p iają się na zagadnieniach filozoficz nych i m etodologicznych, a nie sem iotycznych. T utaj chciałbym jed n a k skoncentrow ać się na tych asp ek tach w ym ienionych prac, k tó re dotyczą nie ty le treściow ej zaw artości m yśli M arksa, ile poe tyki, w edle k tó re j jest ona sk onstruow ana.
K lasy fikacja, o k tó rą mi chodzi, m a za podstaw ę wolność in te rp re tacji. Stosując to k ry te riu m do w szystkich tekstów , o trzym am y dw ie ich grupy: w jedn ej będą te, k tó re w olno in te rp re to w a ć, w drugiej takie, k tó re in te rp re ta c ji się nie poddają. P rzy k ład te k stu z g ru p y pierw szej: ,,Litwo! Ojczyzno m oja! ty jesteś jak zdrow ie” — i z d ru giej: „Dwa razy dw a daje c z te ry ” . O drzućm y od razu sugestię, że pierw sze zdanie oprócz tego, że stw ierd za jak iś fakt, w yraża jeszcze coś ponadto i owo coś w łaśn ie staje się przedm io tem in te rp re ta c ji — podczas gdy zdanie d rugie tylk o stwderdza, toteż możliwość in te r p re ta c ji tu nie istn ieje. Sugestia tak a je s t fałszyw a, gdyż ten drugi te k s t w yrażać m oże o w iele więcej niż pierw szy i tak rozum ianej in te rp re ta c ji rów nież m ógłby być poddany. M ówiąc o in te rp re ta c ji, m am na m yśli operacje zm ierzające do pokazania, co te k s t in te rp re to w an y stw ierdza; szukanie tego, co on w yraża, odbyw a się już poza tek stem .
Z te k sta m i pierw szego rod zaju m am y do czynienia w litera tu rz e . T w ierdzi się naw et, że im większa m ożliw ość in te rp re ta c ji, ty m w iększe dzieło. Taki H am let na p rzy k ład : jego sens bogaci się wrraz z każdym now ym odczytaniem — a w iadom o, ja k różne one były, n ieraz w ręcz przeciw staw ne. W praw dzie w p ro g ram ach literack ich p o jaw iają się żądania, aby nadaw ać dziełom jak iś jed e n sens — i może czasem a u to rzy w ierzą, że p rzy p o rząd k o w u ją sw ym utw orom jakieś jedn o określone znaczenie. Ale w y p ro w adzają ich z błędu czytelnicy — i żaden pisarz nie może mieć na serio p re te n sji o odczytanie jego dzieła niezgodnie z au to rsk im i in ten cjam i, jeśli pom inąć w ypadki jaw n ie ten d en cy jn eg o czytania. J e st to m ożliw e, gdyż sam a lite ra tu ra n ig d y nie je s t jednoznaczna — bo nigdy nie je st całkiem zam knięta, doprow adzona do końca, zawsze dom aga się w yjścia poza siebie, nigdy nie kończy tem atu , nie m ówi w szystkiego — słow em dom aga się in te rp re ta c ji, d a je do m yślenia, pok azuje m iejsca, k tó re trzeba w y pełnić.
Inaczej je st z tym i dru g im i tekstam i. Są one sam ow ystarczalne, na p rzy k ład cokolw iek pow iedziałoby się o ty m , iż dw a razy dw a daje 1 Mam tu na m yśli przede w szystkim następujące prace: J. Kmita: Z meto
dologicznych proble m ów interpretacji humanistycznej. Warszawa 1971 PWN;
L. Nowak: U podstaw m arksow skiej metodologii nauk. Warszawa 1971 PWN; idem: Anatomia k r y t y k i marksizmu. W arszawa 1973 KiW; Elementy m arksis
to w s k ie j metodologii human istyki. Red. J. Kmita. Poznań 1973 Wyd. Poznań
skie.
2 4 5 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y
cztery, zawsze będzie to czymś spoza tek stu , czymś zbędnym w łaści w ie dla jego zrozum ienia. Zdanie to m ów i o m nożeniu dw óch przez dw a w szystko, w yczerp u je ten tem at, opisuje swój przedm iot bez reszty — i nie m ówi nic ponadto. Tego rodzaju tek sty sp o ty k am y w nau k ach ścisłych. D latego chyba o teo riach naukow ych m ów i się, że są „suche” , „ m a rtw e ”, gdyż nie m ogą obrastać ja k ta m te te k sty w in te rp re ta c je , na sposób m ałego nasionka, z którego w y ra sta w sp a n iałe drzew o.
Tak więc powiedzieć by można, że jed n e tek sty przynależą do sztuki (i te m ożna interp reto w ać), inne do nau ki (i te in te rp re to w a ć się nie dają). A ja k jest z filozofią? Na pierw szy rz u t oka dzieła filozoficzne należą do tego pierw szego ro d zaju tekstów . Żaden u tw ó r litera c k i nie w y w ołał ty lu in te rp re ta c ji, co pierw sza lepsza książka filozo ficzna. I im w yb itn iejsze dzieło filozoficzne, tym tych in te rp re ta c ji więcej i w iększy jest ich ro zrzut — zdarza się, że n astępcy jednego filozofa dzielą się na dwa przeciw staw ne, walczące z sobą obozy. N iektórzy filozofow ie rez y g n u ją zresztą z u stalan ia defin ity w n ej wiedzy, tra k tu ją c filozofię jako jed en ze sposobów ek sp resji. „W sa m ej jej s tru k tu rz e w inno tkw ić to — pisze K. Ja sp e rs — że w p rze ciw ieństw ie do n au k filozofia w e w szystkich swoich postaciach po w inna się obchodzić bez jedn om y śln ej zgody. Z chwilą, gdy jak ieś poznanie narzuca się każdem u z racji apodyktycznych, staje się ono n a ty c h m ia st naukow e, p rze staje być filozofią” 2.
J e d n a k większość filozofów sądziła, że ich rozw iązania, ich koncepcje zapoczątkow ują filozofię nową, niepodw ażalną i nareszcie p raw d zi wą. Na dw a sposoby sta ra n o się osiągnąć ową niepodw ażalność. P ierw szy je st poza- czy ponadnau kow y i polega na n ad aw an iu tw ierdzeniom filozoficznym oczywistości zniew alającej um ysł do ich uznania. Oczywistość ta polegać m iała albo na w ew nętrznej in tu icji dotyczącej stan u naszej w łasn ej świadomości, albo na znajom ości term in ó w uży tych w tw ierdzeniu, albo też na prostocie tego, co się tw ierdzi. D rugi sposób sprow adza się do n adan ia filozofii w alorów 1 nauki, in te rsu b ie k ty w n ie kom unikow alnej i spraw dzalnej. I jedno, 1 d rug ie ujęcie filozofii w yklucza możliwość in te rp re ta c ji sk ła d a ją cych się n a nią tekstów . Tezy pierw szych filozofów rozum ie się n a ty ch m ia st jako oczywiste, nie p o trzeb u ją one żadnego objaśnienia; tezy d ru g ich poró w nu je się z rzeczyw istością i spraw dza ich p ra w dziwość: p rz y ją ć je albo odrzucić — to w szystko, co m ożna z nim i zrobić. T aki sąd skło n n i 'bylibyśm y p rzy jąć — oznaczałoby to jed n a k ulec tra d y c ji, k tó rą 'burzą p race poznańskich filozofów.
Oto bow iem te k s ty M arksa chcielibyśm y w łączyć do koncepcji filo zoficznych tego drugiego rodzaju. Oczywiście, są w śród tez filozofii m arksow sk iej pew ne zdania, k tó re dom agają się rozw inięcia, eksp li- kacji. A le są też takie, że nie może być m ow y o ich niezrozum ieniu. C zytam y na p rzy k ła d w pierw szym tom ie Kapitału: „Im większe 2 K. Jaspers: Philosophie. T. 1. Berlin 1932, s. 3.
jest bogactw o społeczne, im w iększy jest fu n k cjo n u jący kapitał, za k res i rozm ach jego w zrostu, im w iększa jest ab solutn a liczba p ro le ta ria tu i siła p ro d u k cy jn a jego p racy — ty m w iększa jest re z e r wowa a rm ia przem ysłow a. (...) im w iększa jest łazarzow a w arstw a klasy robotniczej i rezerw ow a a rm ia przem ysłow a, ty m w iększy je st p au p ery zm oficjalny. Je st to absolutne, ogólne p raw o ak u m u lacji k a p ita listy c z n e j” 3. P raw o to nazyw a się także praw em bezw zględnej pauperyzacji. M ożna je dw ojako traktow ać. Albo u znaje się, że M arks w7 ty m m iejscu się pom ylił, gdyż łatw o je st stw ierdzić, że p ro le taria t w k ra ja c h k ap italisty czny ch żyje obecnie w lepszych w a ru n k ach niż kilkadziesiąt lat tem u, albo też u siłuje się w ykazać, że a u to r Kapitału m iał jed n ak rację, gdyż n aw et w najbogatszych k r a jach k ap italisty czn y ch istn ieje bardzo duży m arg ines nędzy, czy też obok bogatych społeczeństw w y stę p u ją także nędzarsk ie społecz ności, w ciągnięte w orbitę gospodarki k ap italisty cznej itd.
Jeśli zajm iem y pierw sze stanow isko, nie m usim y odrzucać całej filo zofii M arksa, ale ro zp atry w an ą tezę uznam y za pom yłkę. Pozostając przy d rug im stanow iśku, będziem y m ieli w ielkie trud no ści z jego obroną. P o p atrzm y jed n a k na przebieg rozum ow ania zarów no w je d nym , jak i w d ru g im w yp ad k u . Oto p rzy jm u je się tu ta j pew ną kon cepcję nauki, w ed le któ rej p raw a naukow e opisują rzeczyw istość i jako takie m ogą być spraw dzane, potw ierdzane czy odrzucane w drodze ich bezpośredniej k o n fro n ta cji z rzeczyw istym , obserw o- w alnym św iatem . Tego ty p u poglądy w ygłaszane b yły szczególnie często na te re n ie pozytyw izm u. Tym czasem M arks św iadom ie p rz y j m ow ał an ty p o zyty w isty czn ą koncepcję n a u k i (co w y pływ ało z ogól n ych tw ierd z eń jego filozofii) i w swej p racy badaw czej ściśle się jej tr z y m a ł4. D la M arksa „w szelka n au k a okazałaby się zbyteczna, g dyby form a p rzejaw ian ia się rzeczy i ich istota by ły w p ro st id en ty cz n e ” 5. A lbow iem zadaniem n auk i nie je st klasy fik acja danych obserw acyjnych, ale w y jaśn ian ie zjaw isk. Uczeni re a liz u ją to za danie poprzez form ułow anie tzw. p raw idealizacyjnych i k o n stru ow anie idealizacyjn y ch teorii. Tak więc na p rzy k ła d odpow iadając na py tan ie, dlaczego ceny u sta la ją się na takim to a ta k im poziomie, w sk azujem y na czynnik głów ny — m ianow icie w arto ść to w aru — m ają cy w p ły w na rozw ażaną wielkość, n astęp n ie zaś u stalam y , ja k w pływ ten m odyfikow any jest przez czynniki uboczne. P ostępow a nie tak ie nazyw an e je s t w p racach poznańskich m etodologów proce sem idealizacji (abstrakcji) i stopniow ej k o n k rety zacji. P o p atrzm y teraz, ja k przebiegał on w p rzy p a d k u form ułow ania p raw a bez w zględnej pau p eryzacji.
j ^ 7 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y
:t K. Marks: Kapitał. W: K. Marks, F. Engels: Dzieła. T. 23. W arszawa 1968 KiW, s. 769.
4 Por. Nowak: U podstaw..., s. 71—79; Elementy..., s. 277—302. 5 K. Marks: Kapitał. T. 3, cz. 2. Warszawa 1959 KiW, s. 397—398.
M arks, zanim sform ułow ał to praw o, p rz y ją ł szereg założeń idealiza- cyjnych, chcąc zbadać określoną praw idłow ość w czystej postaci, bez uw zg lęd niania czynników ubocznych. Tak w ięc p rzy ją ł m iędzy in n y m i, że rozw aża gospodarkę zam kniętą, że społeczeństw o składa się w yłącznie z klasy k ap italistó w i k lasy pro letariu szy , że robotnicy n ie p ro w ad zą w alki klasow ej z k a p ita lista m i itd. To założywszy, M arks do p iero w te d y sform ułow ał sw oje praw o, jak w idać będąc św iadom ym jego id ealizacy jneg o C harakteru. P raw o to nie je s t bo w iem zdaniem fak tu a ln y m , opisującym o bserw acyjn ie d an ą rzeczy wistość, ale w łaśnie zdaniem id ealizacyjnym , określającym istotę pew nego zjaw iska. Toteż — w edług L. N ow aka — p raw o bezw zględ nej p a u p e ry z a cji należałoby zapisać n astępująco: „jeżeli system gos podarczy je s t gospodarką zam kniętą i jeżeli istn ieją w nim dwie ty lk o klasy: k ap italistó w przem ysłow ych i robotników , a p rzy tym ro b o tnicy nie prow adzą zorganizow anej w alk i ekonom icznej z k a p ita lista m i etc., to ze w zro stem globalnej m asy k apitałów zaangażo w an y ch w ty m system ie n a stęp u je spadek płac rea ln y ch klasy ro b o tn iczej” 6.
Oczywiście, p raw o to dom aga się k on kretyzacji, czyli uw zględnienia czynników m o dyfikujących działanie czyn nik a głównego. Na p rzy k ład w alk i klasow ej, gdyż przecież robo tnicy „za pom ocą związków zaw odow ych itd. p ró b u ją zorganizow ać planow e w spółdziałanie za tru d n io n y c h i n iezatru dn io ny ch, ażeby unicestw ić lub osłabić r u jn u jąc y w p ły w owego n a tu ra ln e g o p raw a pro d u k cji kapitalisty czn ej na los ich k la s y ” 7. M arks w ie przecież, że: „P raw o to, na rów ni z in n y m i p raw am i, w u rzeczyw istn ien iu sw ym zm odyfikow ane zostaje p rzez różnorodne okoliczności, k tó ry c h w ty m m iejscu analizow ać nie b ędziem y” 8. Oto ja k L. N ow ak podsum ow uje sw oje rozw ażania: „ J e s t (...) rzeczą zupełnie pew ną, iż nie m ożna w ysuw ać przeciw ko m arksow skiem u p raw u p au p ery zacji za rz u tu niezgodności z em pi ry czn ą rzeczyw istością, a w ięc zarzu tu, jak i spotyka się w każdej bez m ała k ry ty c e teo rii a u to ra Kapitału. Ma on bow iem z m etodolo gicznego p u n k tu w idzenia ty le sensu, co obalenie zasady bezw ład ności (jeżeli na ciało nie działa żadna siła, to pozostaje ono w spo czynku lub porusza się ru chem prostoliniow ym jed n o stajn y m ) na tej podstaw ie, że by w ają ciała re a ln e (a więc poddane działaniu różnych sił), k tó re an i nie z n a jd u ją się w spoczynku, a n i nie p o ru szają się jed n o sta jn ie i prostoliniow o, lecz np. k ręcą się w kółko {...)” 9. J a k ie w y n ik a ją z tego w nioski dla naszych rozw ażań o in te rp re ta c ji tekstów ? Oto okazało się, że pozytyw istyczne reg u ły odczytyw ania tek stó w M arksa m uszą zostać odrzucone, że ich stosow anie prow adzi do zafałszow ania m yśli a u to ra Kapitału. P o jaw iła się konieczność 6 Nowak: Anatomia..., s. 52.
7 Marks: Kapitał. T. 1, s. 764. 8 Ibidem, s. 769.
9 Nowak: Anatojnia..., s/5 4 .
nowej in te rp re ta c ji, czyli konieczność odszukania ad ek w atn y ch spo sobów odnoszenia tez filozofii m ark sistow skiej do rzeczyw istości. Gdyż ty m w łaśnie jest in te rp re ta c ja — n a d a w a n ie m znaczenia, do tego dąży in te rp re ta to r — do odszukania w łaściw ego sensu in te rp re tow anego tekstu . A 'tego do m ag ają się w szelkie te k s ty — w iersz ta k samo, ja k n o tatk a prasow a; czyjeś „dzień d o b ry ” , ja k i dzieło z eko nom ii politycznej. Tylko, że co do pew n ych tek stó w reg u ły in te r p re ta c ji są znane i n ie trzeba specjalnego w ysiłku, żeby je o d n a j dyw ać: znana je st p o ety k a n o ta te k prasow ych, pow itan ia p o ranneg o czy tw ierdzenia „ 2 X 2 = 4” . K iedy jed n a k p ojaw ia się tek st zbudo w an y inaczej, o poetyce odm iennej od znanych już sposobów w y ra żania się, w tedy m usim y podjąć sp ecjalny tru d rozum ienia, in te r pretacji. T ak w łaśnie było z Kapitałem.
Tak w ięc należy zrezygnow ać z k lasy fik acji, k tó ra dzieli te k sty na takie, k tó re in te rp re to w a ć m ożna i trzeba — oraz takie, k tó re in te r p re ta c ji się nie poddają. J a k w idzieliśm y, w szelkie te k sty m uszą zostać zin terp reto w an e, żeby m ogły w ogóle zaistnieć jak o tek sty . Je d y n a m ożliw a k lasy fikacja tek stó w przeprow adzona z użyciem k ry te riu m in te rp re ta c ji polegałaby na tym , że oddzieliłoby się tek sty , k tó ry ch reg u ły in te rp re ta c ji są już znane, od takich, k tó ry ch sposoby in te rp re to w a n ia należałoby dopiero odnaleźć. Je śli chodzi o pism a M arksa, badania p rzed sięb rane w poznańskiej szkole m etodologicz nej w y d a ją się być dobrym p u n k tem w yjścia do takich poszukiw ań.
A n drzej Miś
„Sanatorium pod Klepsydrą” —
proza Schulza i wizja Hasa
E kranizacja u tw o ru literackiego, zwłaszcza w y bitnego, jest przedsięw zięciem arty sty czn ie niebezpiecznym . R eżyser s ta je wobec a lte rn a ty w y ekran izacji „tw ó rczej” bądź „odtw órczej” , p rzy czym w y b ór k tó re jś rów noznaczny jest z przy jęciem tak iej, a nie innej koncepcji sam ego film u. E k ranizacja odtw órcza daje bo w iem ujęcie naśladow nicze, m im etyczne, zak ład ające daleko idącą w ierność w zględem literackiego oryginału, a jednocześnie ogranicza reży sera do roli „film ow ego ilu s tra to ra ” . N ato m iast ekranizacja sa m odzielna, w pełn i tw órcza, daje w idow isko niezależne, k reacy jn e, o p arte na w y b ran y ch m otyw ach danego u tw o ru literackiego.
E k ran izacją drugiego ty p u je st w łaśnie S an ato riu m pod K lep sydrą 1, 1 Sanatorium Pod Klepsydrą. Film produkcji polskiej. Scenariusz (na podsta w ie prozy Brunona* Schulza) i reżyseria: W ojciech J. Has. Zdjęcia: Witold Sobociński. Muzyka: Jerzy Maksymiuk. Scenografia: Jerzy Skarżyński i Andrzej Płocki.