• Nie Znaleziono Wyników

Itaka i Soplicowo ("Przedwiośnie" po latach)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Itaka i Soplicowo ("Przedwiośnie" po latach)"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Falkowski

Itaka i Soplicowo ("Przedwiośnie" po

latach)

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 36, 73-86

(2)

S ta n is ła w F a lk o w s k i

ITAKA 1 SOPLICO WO (PRZEDWIOŚNIE PO LATACH)1

Pow ieść Żerom skiego jest pow szechnie znana jak o książka o rew olucji i jak o książka o Polsce idealnej i realnej. K rytyka - i propaganda! - usiłow ały nieraz przypisać Przedw iośniu w zakresie każdego z tych tem atów jednoznaczne, nieko­ niecznie zgodne z intencjam i pisarza idee.

On sam w pierw szej sprawie w ypow iedział się jednoznacznie: „ośw iadczam krótko, iż nigdy nic byłem zw olennikiem rew olucji czyli m ordow ania ludzi przez ludzi z racji rzeczy, dóbr i pieniędzy - we w szystkich swych pism ach, a w P rzed­ w iośniu najdobitniej, potępiałem rzezie i kaźnie bolszew ickie. N ikogo nic w zyw ałem na drogę kom unizm u, lecz za pom ocą tego utw oru literackiego usiłow ałem , o ile je st to m ożliwe, zabiec drogę kom unizm ow i, ostrzec, przerazić, odstraszyć”2.

Co do drugiej kw estii, trudno wątpić, żc w Przedw iośniu, ja k i w całcj tw órczo­ ści pisarza, Polska idealna stanowi przedm iot wielkiej tęsknoty, dalekosiężnych m arzeń i projektów. Nie oznacza to przecież, by nie kochał Polski niedoskonałej, z błotnistą m ieściną, k tórą ojczyzna wita C ezarego, i z N aw łocią, która nie je s t tyl­ ko anty-Soplicow cm . Jak odczytać proporcje m iędzy rozdrapyw aniem polskich ran, m arzeniam i spadkobiercy rom antycznych m esjanistów i czułością wobec kraju, w którym pisarz zna po im ieniu każdy obłok i liść? To jedn o z pytań, które warto ustaw icznie ponawiać.

W ielka klasyka w ogóle w ym aga ustaw icznego pow tarzania i odnaw iania interpretacyjnych pytań. Choćby dlatego, żc dośw iadczenia, którym i nas o bda­ rzają i obciążają upływ ające dziesiątki lat, w ydobyw ają z półm roku jej wcześniej niedoceniane znaczenia. Przedw iośnia dotyczy to w najw yższym stopniu. O tej pow ieści, w yrosłej z polskich i ludzkich dośw iadczeń pierw szej ćwierci X X w ie­ ku, teraz, gdy w iek ten zdążył ju ż upłynąć, m ożna śmielej pow iedzieć, że je st czym ś o wiele więcej niż doraźną diagnozą, przestrogą czy apelem . P rzedw iośnie - c h o ć to n ie wyczerpuj e j ego sensów —odsłania się p o latach jako w ielka diagnoza

(3)

i przepow iednia kryzysu całej cyw ilizacji, dająca się porów nać z dziełam i Kafki, H u x ley ’a czy B ułhakow a, a nieznana czytelnikom najsław niejszych książek XX w ieku raczej ze w zględu na język i uw ikłanie w polskie sprawy niż z pow odu sw o­ jej m niejszej wagi. Żerom ski rozw aża różne aspekty tego kryzysu, z pro roczą przenikliw ościąpodejm u jąc m iędzy innym i tem at człow ieka odciętego od korzeni - w ielki problem m inionego w ieku i naszej w spółczesności.

Z A G ŁA D A ITA KI

Sew eryn B aryka w yruszył na wojnę, I w ojnę św iatow ą, jako oficer armii rosyj­ skiej, w yposażony w „św ietną w alizkę z grubej, żółtej skóry, z m etalow ym oku­ ciem , z w yciśniętym inicjałem i m nóstw em w ew nątrz tajem niczych przegródek” ( 2 13). Straci j ą - p i ę ć lat później, skradzioną w przechow alni bagażu w C harkow ie, i ta strata sym bolicznie przypieczętuje koniec epoki: koniec epoki zdarzeń prze­ w idyw alnych, hierarchii trw ających m im o wojny, ładu zachow yw anego naw et w śród szczęku oręża. W raz ze w spaniałą w alizką utraci ostatnie ślady przedrew o­ lucyjnego dostatku, bieliznę, ubrania, lekarstw a, bezcenne szczątki cyw ilizow ane­ go św iata w śród porcw olucyjnej dżungli, ku którym w raz z synem „dążyli” (75), ja k ku ziem i obiecanej, z Baku do M oskw y przez nieprzyjazne przestrzenie zre­ w oltow anej Rosji. Razem z drogocenną w alizką przepadnie też na zaw sze najcen­ niejsza rodzinna pam iątka, „pew ien tom ik nicpokaźny, specjalnie pielęgnow any niczym w skarbcu klejnot najdroższy”, „pam iętniczck z w ojny 1831 roku, napisa­ ny i w ydany na em igracji przez autora bezim iennego” , w którym „była [...] na stro­ nie trzydziestej siódmej podana w iadom ość” o pow stańczych zasługach K aliksta G rzegorza Baryki, dziada Sew eryna (13).

B iblijna A rka Przym ierza zaginęła, lecz przecież nic zapom niano treści przy­ kazań w yrytych na kam iennych tablicach, które w sobie kryła. Przepadek rodzin­ nej „arki przym ierza” Baryków także nic oznaczał zagłady pam ięci. N ajistotniejsza treść tej pam ięci - myśl o Polsce, poznanej tym czasem przez Se­ w eryna nie z historycznej kroniki, lecz w legionow ych m arszach, przem ieniła się z m arzenia o dawnej chw ale rodu w m arzenie o w spółczesnej Ziem i Obiecanej - Polsce szklanych dom ów.

T eraz m a zostać przeniesiona w przyszłość nic na kam iennych tablicach, ale w yryta w sercu C ezarego ojcowskim i słowam i.

K iedy Sew eryn B aryka po latach w raca z wojennej tułaczki, jeg o postać nie przypom ina dum nego oficera ze „św ietną” w alizką w ręku. Pow raca w żebra­ czych łachm anach, które zd radzająjego ubóstw o i zarazem k ryją tożsam ość w nie­

(4)

spokojnych rew olucyjnych czasach („W szyscy m ię znali. M ógłby m ię który przez ja k ą zem stę wydać" - [71]). Syn, przym usow o zatrudniony przy grzebaniu ofiar tureckiego pogrom u O rm ian, „w ciągu szeregu dni dostrzegał w tum ie nędzarzy i nędzników pew nego człeczynę, który stale trzym ał się w jeg o p o bliżu” (68) i słyszał

śpiew obłąkanego, w którym d źw ięc za ło coś ja k b y im ię je g o w łasne spieszczone: - C zaruś - C z a ru ś - C zaruś... (69)

Gdy w reszcie rozpoznał ojca,

tam ten podźw ignął się ze sw ych kam ieni i ociężale, nucąc sw oje, pow lókł w k ieru n k u m iejsc a najm niej efektow nego, do kloaki z tarcic stojącej m ięd zy row em um arłych i koszaram i żłnierzy. (70)

Tam

chw yciły go ręce ojcow skie.

T eraz ju ż nie było w ątpliw ości! T o były ręce, oczy, usta, piersi ojcow skie! G ło w a m ło d z ień c a z w estchnieniem niew y slo w io n eg o szczęścia, z ję k ie m upojenia spoczęła na p iersiach ojca. R ęce tam tego objęły chłopca w ram iona. [...] (70)

O czy je g o zaszły ciężkim i łzam i, które pew nie w tej chw ili od szeregu lat po raz pierw szy przerw ały tam y m ęczarni je g o duszy. Z aszlo ch al, głu ch o załkał na piersiach syna. (71)

Potajem ne powitanie... w ustępie w ym ow nie św iadczy o epoce now ego b arb a­ rzyństw a, gdy ujaw nienie najprostszych ludzkich uczuć m ogłoby grozić zag ładą pow racającem u z wojny tułaczow i. Ideał - ideał ojcow sko-synow skich uczuć - sięgnął w tym okrutnym św iecie, depczącym najśw iętsze ludzkie w ięzi, nic bruku, ale poi owej latryny.

*

To nie je s t pierw sze w literaturze potajem ne spotkanie syna z pow racającym z wojny ojcem. W tajem nicy przed otoczeniem dał się przecież synowi rozpoznać pow racający po dw udziestu latach Odys:

„Jam nie bóg, i nie m ogę rów nać się z niebiany. Jam twój ojciec, tw oim i Izami opłakany, D la któregoś w y c ierp iał tyle, d u ch em m ężnym O pierając się łotrom na nasz dom sp rz y siężn y m ” .

R zekłszy to, p o cało w ał syna, łza po licach M u pobiegła, choć długo w ięził j ą w źrenicach.

(5)

A le syn, choć go w idział, uw ierzyć nie zdolal, Ż e to ojciec [...]

(O dyseja, przekł. L. Siem ieńskiego, XV I 199-20)

W reszcie, upew niony, że m a przed sobą w istocie Odysa, Telem ach „w za­ chw ycie / Do serca cisnął ojca, łez wylew ał strugi” (XVI 2 26 -2 27 ). Podobnie C e­ zary: „utulił [szlochającego ojca] w ram ionach. Podparł go i ugłaskał drżącym i rękom a” (71).

Ojciec pow racający po latach z w ojennej tułaczki, syn, który tym czasem z dziecka (u H om era niem ow lęcia, u Żerom skiego czternastolatka) zdążył się prze­ m ienić w dorosłego m łodzieńca (tam - dw udziesto-, tu dziew iętnastoletniego), w zajem na czułość i tajem nica, ja k ą osłaniają swoje spotkanie przed groźnym o to­ czeniem - te w szystkie m otyw y Żerom ski pow tarza za H om erem (autorem św iet­ nie przecież mu znanym jeszcze z kieleckiego gim nazjum ). W oln porzypuszczać, że nieprzypadkow o.

Pow tarza je po to, by stw orzyć miarę przepaści dzielącej m ityczną Itakę sprzed tysiącleci i historyczne Baku z roku 1919. W Itace Odys, praw ow ity król, z p o ­ m ocą ukochanego syna w krótce przywróci porządek: w ybije zgraję podłych zalo t­ ników i niew ierne sługi, obejm ie na now o we w ładanie sw oje dziedzictw o i spocznie w ram ionach wiernej Pcnclopy. Seweryn Baryka, Odys XX w ieku, o d zy­ skuje sw oją Itakę tylko po to, by zaraz z niej uchodzić. Pcnelopa nic żyje, króle­ wski pałac przepadł, m ajątek rozgrabiono, a na pow racającego w ojow nika nic czyha setka zalotników utuczonych jego w łasnym jadłem i opitych jeg o winem , lecz całe armie zdziczałych m orderców w w ojskow ych m undurach lub pod rew o­ lucyjnym i sztandaram i.

Żerom ski z genialną intuicją - w 1924 roku, gdy najkrw aw sze zbrodnie tyra­ nów XX wieku należą jeszcze do przyszłości! - kreśli rysy nowej epoki, niepodo­ bnej do niczego, co było wcześniej. Przed trzem a tysiącam i lat i jeszcze w X IX wieku Odys m ógł w ątpić, czy ujrzy rodzinne brzegi. K rw iożerczy cyklop Polifcm , gniew boga m órz Posejdona, choroby i sztorm y - to w szystko m ogło go pozbaw ić na zaw sze radości pow rotu do ojczyzny. Tylko jednej przyczyny nie m ógłby sobie w yobrazić, tej w łaśnie, która spełniła się w XX wieku: żc to nic on zginie w drodze do ojczyzny, lccz że przestanie istnieć Itaka4.

DRO G A DO N A W ŁO C I

Opis drogi, którą przyjaciel z okopów wiezie Cezarego do rodzinnego dw oru W iclosław skich w N aw łoci, m oże się w ydaw ać aż nazbyt dokładny:

(6)

I lip o lil zaw rócił z go ściń ca w boczne opłotki, w w ą s k ą d ro ż y n ę m iędzy ch ło p sk im i d ziałkam i, gdzie d w ie koleje, rozdzielone w ysokim pasem p rzez k o la w ciągu w ielu lat w yoranej skiby, k ęd zierzaw y m po w ierzchu od gęstej m uraw y, biegły w przestrzeń, ró w nolegle jak dw ie szyny. (135)

Każdy przecież zna w idok takiej polnej drogi. A jed nak ten opis nie je st b ez­ użyteczny. Zw racano nieraz uwagę, że H om er w opisy przedstaw ianych przed ­ m iotów w budow uje ich dzieje. Tu Żerom ski czyni to samo. Ale dzieje polnej drogi do N aw łoci nie składają się ze zdarzeń w yjątkow ych i dram atycznych. P rzeciw ­ nie: w yrzeźbiły j ą wieki pow szedniej obecności i pracy okolicznych w ieśniaków . Jej „rzeźba” nic przypadkiem została porów nana do rzeźby zaoranego pola.

K iedy czytam y, jak m łody Baryka, zaciekaw iony pytaniem , „co też tam będzie na końcu tej dróżki uroczej”, zbliża się do now ego Soplicowa, m am y sobie pom y­ śleć nie tylko o w yglądzie, dobrze nam znanym w yglądzie polnej drogi, któ rą się porusza, lecz i o j e j historii. O pokoleniach ludzi, którzy tę drogę przem ierzali przed nim. To ich wozy w yżłobiły „dw ie koleje” podobne do rów noległych szyn, to ich obecność naznaczyła tym najpow szedniejszym piętnem oblicze krajobrazu.

C ezary, sam o tym m nie wiedząc, zbliża się do odw iecznego „centrum p o l­ szczyzny” : w iejskiego dworu. 1 sam o tym nie w iedząc, napaw a się przy tym w ido­ kiem stanow iącym ślad i znak odwiecznej obecności m ieszkańców Polski w sw oim kraju. N iełatw o mu się z tą P olską zrosnąć. Lecz niem ało go łączy, choćby i o tym nie w iedział, z krajem , za który razem z H ipolitem narażał w łasne życie. T e­ raz w patruje się w jeg o krajobraz, m ilczący portret prac i dni sw oich nieznanych przodków , i - sam o tym nic w iedząc - zrasta się i z tym krajobrazem .

SOPL1COW O

Przyjazd do Naw łoci przenosi bohatera pow ieści w ciągu niew ielu godzin w inne w ym iary rzeczyw istości. R ozpędzony czas X X wieku nagle się zatrzym uje i cofa: Cezary - rów ieśnik tego s tu le c ia - z ogarniętego krwawym chaosem w ojen­ nych i rew olucyjnych m ordów Baku, z okopów w ojny 1920 roku, z m iasta (W ar­ szaw y) trafia do - Soplicowa.

M ickiew iczow ska aluzja jest jaw n a i rozbudow ana. Oto w w ieczór przyjazdu „Jaśnie-H ipcio” w ym ienił „uściski serdeczne” „z prastarym M aciejunicm ” (143) - j a k T adeusz z W ojskim . R ankiem , „w yspaw szy się znakom icie", C ezary ujrzał (z okien „A rianki”, daw nego zboru, gdzie nocow ał), że położony niżej „D w ór był drew niany, lecz na kam iennych podm urow aniach” (153), a potem (już w pokoju stołow ym we dw orze, gdzie zjaw ił się nąjpierw szy), rozm arzony w idokiem ognia, „doznał przerw y w swych m yślach, niczym Tadeusz Soplica po przyjeździe na

(7)

w ieś” (157). Gdy w chw ilę później spłoszył grzejącą się przed ogniem K arolinę, ta „runęła we drzwi z takim im petem , że o m ały włos nie w yrw ała ich z zaw ias” (158). „Stare, spaczone drzwi długo deszcze chw iały się na przerażonych hakach i szczękały w ystraszoną klam ką” (tamże). Sytuacja dobrze nam znana z Soplicowa:

G rządki w idać, że były św ieżo polew ane; T u ż stało w ody pełne naczynie blaszane, A le nig d zie nie w idać było ogrodniczki; T y lk o co w yszła; je s zc ze k o ły sz ą się drzw iczki Św ieżo trącone;

(P an Tadeusz, 1 9 3 -9 7 ; por. IV 144—146)

W N aw łoci na pierw szy rzut oka w szystko je st ja k tam, nad N iem nem : dw ór „z drzew a, lecz podm urow any”, panicz, przybyw ający do tego dw oru o schyłku dnia, M acicjunio podobny do W ojskiego, a m oże do Protazego, naw et te chw iejące się drzwi i „kaw usia” ze śm ietanką (ł 59). Ale zarazem w szystko je s t inaczej - jak b y ktoś zm ącił czyste odbicie w zw ierciadle wody.

W Soplicowie „św ieciły się z daleka pobielane ściany” - w N aw łoci św iecą św iatła w oknach, bo panicz przybyw a ju ż po zmroku. Sam panicz... rozdw oił się na dw óch paniczów , z których jeden, Cezary, okaże się „dziw nym [...] go- ściem ”(293), siejącym w naw łockm zaciszu zam ęt i zniszczenie. W ojski na po w i­ tanie „ręce rozkrzyżow ał / I z krzykiem podróżnego ściskał i całow ał” (Pan Tadeusz, I 1 6 0 -1 6 2 )-M a c ic ju n io z „H ipciem ” ściskają się przy odkorkow yw aniu butelek „za dużą szafą kredensow ą” (143). W dzięczne „drzw iczki” potrącone przez zjaw iskow ą panienkę zm ieniają się, ja k ju ż wiem y, w groteskow e drzwi „szczękające” „w ystraszoną klam ką” (oczywiście jak człow iek szczękający zęba­ mi zc strachu). D w o rn ie stoi „na pagórku niew ielkim ”, lecz w łaśnie w zagłębieniu terenu.

Pisarz bawi się tymi analogiam i i przeinaczeniam i, ale i w ypow iada przez nie w ażną myśl: że „now e Soplcow o” straciło łagodność i dostojeństw o pierw ow zoru. Sielanka ustępuje grotesce, gdy W anda (nawłocka Zosia) - ucieka przed perliczk ą (nigdy by się to nie zdarzyło Zosi w Soplicowie, m łodej bogince dom ow ego p tac­ twa). Później zaś - za spraw ą tejże W andy - trucicielki, m ordującej ryw alkę, g ro ­ teska zam ienia się w m akabrę. Czy m ożem y sobie w yobrazić Zosię, która zabija, pow iedzm y, Telim enę? A rszcnik w Soplicowie?

(8)

*

W W iernej rzece Żerom ski w ysław iał dwór bohaterski. Już półzburzony, ju ż opuszczony przez niem al w szystkich m ieszkańców , póki w nim trw ała jed n a m ęż­ na panna i póki strzegł jej jeden w ierny sługa, ten dom pozostaw ał szańcem , arką, azylem , o azą i świątynią. W Syzyfow ych pracach i Ludziach bezdom nych - op łak i­ w ał jeg o utratę — utratę dom u dzieciństw a. W Przedw iośniu pokazuje jego trw anie ja k o przeniesionej z czasów staropolskich we w spółczesność A rkadii i krainy ob fi­

tości.

M acie ju n io , d ostrzegłszy rannego gościa na so lle, zafrasow ał się, zam artw ił, o m ało nie płakał. [...] N ak ry to stół i piorunem w niesiono koszyki z chlebem żytnim , z bułkam i w łasnego w y p ie k u , z suchym i ciasteczkam i i rogalikam i. M aciejunio w łasn o ręczn ie naznosil słoików z m iodem , k o n fitu ram i, konserw am i, sokam i. Tu podstaw ił „m asełk o ” , tam rogaliki. Pod siw ym p rzy strzy żo n y m w ąsem uśm iechał się spoglądając na pew ien słoik, który n ieznacznie w sk azy w ał, i coś „ o śm ielał się” szeptać na je g o w ielką, bardzo w ie lk ą pochw alę; (159)

Pieszczotliw e zdrobnienie „m asełko” przyw odzi na myśl naw et nie M ick iew i­ cza, lecz Reja.

*

Trzeba jed nak pam iętać, że kilkanaście godzin wcześniej na ganek naw łockic- go dw oru Cezary „w stępow ał po szerokich i w spaniałych, aczkolw iek dziw nie ru ­ chom ych stopniach schodów ” (137). N agłow icka i soplicow ska A rkadia trw a w postaci naw łockicgo dworu, lccz ju ż zaczęła się kruszyć i niszczeć. F izycznie, a także duchow o. Dwór, którego m ieszkańcy o krok od ludzi cierpiących ubóstw o z ja d ła „urządzili sobie [w każdym razie zdaniem Cezarego] kult, obrzęd, nałóg, obyczaj i jak ąś św iętość” (288), Soplicow o dotknięte rozpustą i zbrodnią nic je st ju ż św iątynią daw nych cnót, schronieniem bezpiecznym jak „cicha w ieś lite­

w ska”, spokojna, „kiedy reszta św iata / W e łzach i krwi tonęła” {Pan Tadeusz, I 8 9 3 -8 9 4 ), nic jest krainą niew innego dzieciństw a.

W niespokojnej epoce Żerom ski szuka punktów oparcia. D latego buduje to sw oje Soplicow o, ale i sam je burzy. Buduje, żeby przeciw staw ić odw ieczne zaci­ sze polskiego szlacheckiego dw oru w irow i szaleństw , w które popadł świat. B u­ rzy, by to zacisze postaw ić pod znakiem zapytania, pow iedzieć, żc się w ykoślaw iło, ulega zepsuciu. Bada, czy w spółczesny w ygnaniec i sierota, straci­ w szy ro d zin ną Itakę, nic m ógłby w m iejscu takim ja k N aw łoć, we w spółczesnym Soplicow e, odnaleźć jej na nowo.

(9)

Odys nie wiedział, czy powróci do rodzinnej Itaki, ale wiedział, żc ona istnieje i czeka. M ickiew icz nie był pew ien, które pokolenie w ygnańców pow róci z Paryża do Soplicow a (Pan Tadeusz - Epilog), ale był pewien, żc Soplicowo nie przestało istnieć. Żerom ski, który pokazał zagładę Itaki, nie jest pew ien, czy nie dotknie ona rów nież Soplicowa.

OJCZYZNA DUSZY

Czy N aw łoć je st zdolna do odgryw ania roli nowego Soplicow a i godna tego za­ dania? To właśnie jest niepewne. Przestała być ‘"świętym i czystym " „krajem lat dziecinnych” (Pan T a d e u s z -E p ilo g , 68-69), dla Cezarego w ogóle nic je s t „kra­ jem lat dziecinnych” . A przecież pozostaje dom em . I Cezary, choć tego nie rozu­ mie, natychm iast to czuje.

C ezary przysiadł na poręczy ganku. B ył odurzony. Był pijany, ale nie w inem . P ierw szy to pew nie raz od śm ierci rodziców m iał w sercu radość, rozkosz bytu, szczęście. Było m u dobrze z tym i obcym i ludźm i, ja k b y ich znał i kochał od niepam iętnych lat. W szystko w tym dom u było d obre d la uczuć, p rzy ch y ln e i przytulne ja k n iegdyś o bjęcia rodziców . (145)

W praw dzie za chwilę, teraz pijany ju ż winem , będzie ostrzegał H ipolita:

- S trzeż się, bracie! Pilnuj się! Z a tę je d n ą srebrną papierośnicę, za p o siadanie kilku srebrnych łyżek, ci sam i, w ierz mi, ci sam i, M aciejunio i W ojciunio, Szym ek i W ałek, a naw et ten J ó z io - J ó z io ! - w y w le k ą cię do ogrodu i głow ę ci ro zw alą siekierą. (145)

W cześniej jednak zdążył pom yśleć, żc:

W szy stk o tu było na sw oim m iejscu, dobrze postaw ione i rozum nie strzeżone, w szy stk o p o ciąg ało i w abiło, niczym rozgrzany piec w zim ie, a cień w ielkiego i rozłożystego d rzew a w sk w ar letni. (145)

N azajutrz, w czasie poobiedniej przejażdżki:

w ó zek [w iozący K arolinę, księdza A nastazego i C ezarego] zatrzym ał się obok czterecli starych lip, lak starych, że się je kochało od pierw szego spojrzenia. (187)

N aw łoć wraz z okolicą to k ra in a , k tó rą się kocha. Żerom ski nie wic, czy się ona oprze okropnościom , które zaczęty ju ż w strząsać dziejam i straszliw ego stule­ cia. Nie m oże w iedzieć o zagładzie czekającej polskie dw ory po 1945 roku. D o­ brze w ie natom iast, co przeżyw a przybysz do tej krainy. B ohater jeg o pow ieści, który dotąd nigdy w podobnym m iejscu nie był, w zetknięciu z tą A rkadią, C zarno­ lasem (lipy!), Soplicow em doznaje spontanicznego poczucia bliskości. Tu odnaj­

(10)

dują się ja k u siebie ludzie, którzy nigdy wcześniej nie zakosztow ali soplicow skiego sposobu życia - z jeg o niespiesznym rytm em , z jeg o wiejskim i przyjem nościam i i serdecznym i w ięziam i z ludźmi, których tu zna się i kocha „od niepam iętnych lat” . Czy to nic znaczy, że ów sposób życia jest naturalnym , lu d z­ kim sposobem życia? Spełnieniem głębokiej tęsknoty niespokojnych scrc - tęsk­ noty szczególnie dotkliwej w epoce, której rany odsłania i bada Żerom ski, ale zarazem pow szechnej.

M ów i o tej tęsknocie niezrów nana scena rozm ow y K aroliny i C ezarego nad staw em , następująca zaraz po cytow anym fragm encie. Po m ostku „z okrąglaków ” przedostali się oboje „z drogi wjazdowej na groblę zarosłą w ysoką traw ą” i poczuli

zap ach zwiędłej olszyny i zap ach w odnyc h ziół rosnących poza g ro b lą w wilgotnych wądołach. Stanęli na najw yżs zym micjscu grobli i przypatrywali się stawowi. Byl piękny w swej barwie, rozległości, ciszy. Urok z apomnienia, odosobnienia, bytu poza światem, samotności poza w s zystkim uśm iechał się do p rzybyszów z tej wdzięcznej na wejrzenie, samoswojej wody.

D w oje m łodych w ygnańców w kracza w zaczarow aną przestrzeń, która ogarnia ich sw ym i zapacham i i ciszą. Świat traci tu swoje zw ykłe wym iary:

W nieruc ho mej taili jej [wody] odbijały się w ysokie olchy ocieniające młyn i dw ie ruc home postaci - Karoliny i Cezarego. W zakręcie rzecznym, szerokim ramien iem ucho dzą cym międ zy żółte sitowia, dw ie dzikie kaczki-krz yżów ki bcztrwoż nie przepływały. Cezary został w prost uderzony przez wrażenie, że j u ż to m iejsce zna, j u ż j e widział niegdyś - że j u ż tu byl. Co więcej - dz iw nie ni esam ow ity żal ściska! mu serce na widok sa m ow ładzlw a tej wody - ja k b y za tym miejscem tęsknił latami. „ Jak im żc spo sob em to być m oże? —zadawał sobie pytanie. — Byłoż to niegdyś we śnie, j u ż tak d aw no przespany m, że zginął do cna w pamięci ?” I oto wtedy pr zepłynęło przez j e g o serce d z iw ac zn e a p rzejmują ce słowo: „se kula ” .

- Ach! - westchnął z głębi - prawda... Przyp om inam sobie. T o ż to za takim oto stawem, za w ła sn ą j a k ą ś „sekulą ” m oja m atk a przepłakała swoje życie. ( 18 8 -1 8 9 )

Nie należy tu lekcew ażyć szczegółów stylistycznych i obrazowych. N ależą do nich zw łaszcza dw a zw iązane z w odą motywy: odbić, które przez odw rócenie i podw ojenie sylw etek tw orzą atm osferę czarodziejskiej tajem niczości, i płynięcia. K aczki-krzyżów ki „ p rz e p ły w a ły ” „w zakręcie rzecznym ” ; przez serce C ezarego „ p rz e p ły n ę ło ” „dziw aczne a przejm ujące słow o” . Rzeczyw istość fizyczna i rzeczyw istość myśli, jaw a i m arzenie, teraźniejszość i wspom nienie, zjednoczone użyciem tego sam ego czasow nika, zaczynają się przenikać i m ieszać, Cezary zaś pogrąża się w przeżyw anej w łaśnie chwili i ogarniającej go przestrzeni, a zarazem od nich odryw a, ogarnięty tęsknotą, która traw iła jeg o zm arłą m atkę, by odczuć sw oją w łasną tęsknotę do domu, do m icjsca, w którym się jest u siebie, do ciszy i dostąpić w tajem niczenia we w spólną tęsknotę wszystkich ludzi.

(11)

A ch! - w estchną! z głębi - praw da... Przypom inam sobie. T o ż to za takim oto staw em , z a w łasn ą ja k ą ś, „sekułą” m oja m atka przep łak ała sw oje życie.

Z p o d w ó jn ą zach łan n o ścią objął o czym a tę tu tejsz ą „sekułę” i nie m ógł nasycić się jej w idokiem . P atrzył na chm urki w ielobarw ne - czerw one, zw iastujące w iatr, i fioletow e, niosące now e deszcze jes ie n i - ja k przepływ ały nad cz y stą taflą. Z ab arw iała się w tedy aż do sam ego dna, staw ała się g łęb o k a, przepaścista, niedosięgniona, p ełn a tajem nic i orchlistego życia tam w głębi. G d y chm ury p o żeg lo w ały nad pola, znow u jesie n n y kolor nieba spływ ał na czy stą p ow ierzchnię. M ły n czarny tu rk o tał i w je g o pobliżu nie m o żn a było rozm aw iać. Panna i C ezary poszli w zdłuż grobli, pro w ad ząc w głęb in ie w odnej odbicia sw oje, doskonałe i w ierne aż do śm ieszności.

- B ył taki staw u nas, na U krainie... - rzekła panna K arolina.

- D opraw dy? Bo znow u ja w idzę w tym staw ie ulubione m iejsce mojej m atki. T ak ie m u siało być to jej m iejsce ulubione.

- K ażdy m a sw oje m iejsce ulubione w dzieciństw ie. To jest ojczyzna duszy. - Ja nie mam (189)

Kto wie, czy w ostatnim zdaniu Karoliny nie pow inniśm y się dosłuchiw ać echa przejm ującego w iersza M ickiew icza?

G dy tu mój trup w pośrodku w as zasiada, W oczy zag ląd a w am i glo[śno gada], D usza w ten czas daleka, ach, daleka, B łąk a się i narzeka, ach, narzeka.

Jest u m nie kraj, ojczy zn a m yśli m ojej, I liczne m am serca m ego rodzeństw o; P iękniejszy kraj niż ten, co w oczach stoi, R odzina m ilsza niż cale pokrew ieństw o.

T am , w pośród prac i trosk, i w śród zabaw y, U ciekam ja. T am siedzę pod jo d łam i, T am leżę śród bujnej i w onnej traw y, T am pędzę za w róblam i, m o ty lam i.3

Trudno w tym w ierszu oddzielić dosłowny krajobraz wspom nień z dzieciństw a od m etaforycznego pejzażu uczuć - niedosytu zaznaw anego naw et w codziennym obcow aniu z bliskim i i błogości w ypełniającej duszę, która w ędruje do krainy w spom nień i pragnień. W każdym razie „ojczyzna m yśli” z wiersza M ickiew icza i „ojczyzna duszy” K aroliny to obszary niedostępne dla człow ieka, który by gardził bólem i pociechą w spom nień, a żył tylko pospolitą chwilą.

C hw ila nad stawem w Chłodku nic jest pospolita. K arolina i C ezary doznają cu d u : czas odw rócił kierunek, a oni powracają: jedno - do ojczyzny straconej, drugie - do ojczyzny nieznanej, lecz nagle obleczonej w m aterialne kształty. Przed obojgiem na chwilę otw iera się bram a do utraconego raju. Lecz każde widzi przez tę bram ę trochę co innego. Karolina, podobnie ja k Cezary w ygnana ze św iata sw o­

(12)

jeg o dzieciństw a i osierocona - rodzinną U krainę, dom, zabitych bliskich - to w szystko, co ju ż zdążyła swoim kobiecym sercem pokochać i co dzień opłakuje. O na nic je s t zaskoczona. Jest zasm ucona i rozm arzona, lecz ju ż w tajem niczona: w cierpienia okrutnego w ieku i w gorycze i pociechy upływ ającego czasu i w iernej pam ięci.

Przeżycia dw udziestoletniego m ężczyzny są inne. „Z po dw ójną zachłannością objął oczym a tę tutejsą »sekulę« i nie m ógł nasycić się jej w idokiem .” Cezary przeżyw a coś olśniew ająco nowego! Bardzo m ożliw e, że nigdy dotąd nie był nad takim stawem . K iedy dorastał - w śród innych krajobrazów , nad M orzeni K aspij­ skim! - słyszał, że „na Sekule byl »także« bardzo piękny staw ” (10) (m usiał słyszeć, inaczej nie znałby naw et nazwy: „Sekuła”). W tedy jed nak , niezdolny j e ­ szcze do pojęcia przeżyć tęskniącej m atki i w yobrażenia sobie tego m iejsca, zape- w ne puszczał jej w spom nienia m im o uszu. Teraz w idok takiego staw u „obejm uje oczym a” „z podw ójną zachłannością” - „podw ójną”, bo patrzy nań oczym a w łas­ nym i i oczym a zmarłej matki, zagląda w świat jej przeżyć, które nareszcie zaczyna pojm ow ać.

Tym bardziej przejm ująco zabrzm i za chw ilę w ygłoszone przez niego zap rze­ czenie:

- K ażd y m a sw o je m iejsce u lu b io n e w d zieciństw ie. T o je s t o jczy zn a duszy. - Ja n ie m am .

T ęsknota do własnej „sekuly” do w łasnego „Soplicow a” czy stawu na U krainie je s t przyrodzonym przeżyciem człow ieka. Cezary jednak to człow iek now ej e p o ­ ki. Pozbaw iw szy go w chłopięcych latach m ajątku, a potem w ogóle w szelkich d óbr m aterialnych, m atki, ojca i dom u, nim zdąży ł d o ro sn ą ć do przyw iązali d o j­ rzałego człow ieka, pozbaw ilag o ta epoka rów nież owej tęsknoty. Żerom ski o pisu­ je bru taln ą epokę, która burzy dom y, w ypędza z ojczyzn, zabija bliskich i zryw a

w ięzy człow ieka z ludźmi - a w reszcie z w łasną przeszłością, z w łasnym i w sp o ­ m nieniam i, z sam ym sobą!

Ale n a dnie smutku błyszczy prom ień nadziei. Cezary m ówi, że nie m a swojej „ojczyzny duszy” . Jego przeżycie w Chlodku nie je st zatem , przynajm niej ty m cza­ sem , w łasne. Jest jed nak rzeczyw iste. Znalazł się niespodzianie w „ojczyźnie” m a­ tki, nie w e własnej „ojczyźnie”. Lecz nie m ógłby jej odkryć, gdyby nie m ial m atki, gdyby ta m atka szczerze nie tęskniła i gdyby on jej tęsknoty nie znal. Oto jeszc ze je d e n dar, jaki zm arła pani B arykow a ofiarow uje ukochanem u jedynakow i. Z ap lata dla niej za w ierność w obec samej siebie i dla C ezarego za późne, lecz szczere zbliżenie się do m atki. „C icha żona” Seweryna, „pochlipująca stale i w ie­ cznie [...] za m iastem rodzinnym ” (16), nie w iedziała przed laty, że to „p ochlipy­ w an ie” stanie się w przyszłości bezcennym darem dla jej syna.

(13)

Każdego z nas m ożna pozbaw ić domu, ojczyzny, bliskich - ale nie m ożna, póki żyjem y, odebrać nam ziaren lu d zk ich przeżyć, które bliscy zdążyli zasiać w na­ szych duszach choćby w najbardziej nieludzkim świecic.

PRA STA RY M A C IEJU N IO

Po pierw szych pow itaniach H ipolita i Cezarego:

G dy zajęto m iejsca przy stole, a przybył jes zc z e rządca, pan T nrzycki, oraz dw ie ciocie podstarzałe, jedna w d o w a - A n ie la - d r u g a stara p anna - W ik to r ia - g w a r się stal nic byle jak i. Stary służący M aciejunio ledw ie m ógł n adążyć z odkorkow yw aniem . N aw et mu źle szlo z tym i korkam i. M usiał m u sam panicz, „Jaśnie-M ipcio”, pom agać, co doprow adziło za d u ż ą sz a fą k red en so w ą do tajem n iczeg o z rujnow ania h ie r a r c h ii- p o prostu do uścisków serdecznych Jaśnie-I lip cia z prastarym M aciejuniem . (143)

Epitet „prastary” zw yczajnie tow arzyszy nazwom przedm iotów , budowli, drzew („prastary dąb”), zw yczajów . Użycie go wobec osoby je s t z jednej strony zabaw ne jak o groteskow a depersonifikacja postaci, a z drugiej znaczące. P ra s ta r y M aciejunio ma przypom inać w rośnięte solidnie w ziem ię drzewo i w rośnięty solidnie w dusze m ieszkańców jakiegoś kraju czy okolicy zw yczaj; m a się koja­ rzyć z czym ś, co w swojej istocie pozostaje niezależne od jednostkow ej ludzkiej woli i nie podlega zm ianom . Stanowi część (m iejscow ego) św iata pełnego harm o­ nii i równow agi.

„Prastary” to ponadto przym iotnik obdarzony określonym zabarw ieniem em o­ cjonalnym : dźw ięczy w nim nuta swojskiej zażyłości i zarazem otaczanego czcią dostojeństwa. Nic dziwnego, że następnego ranka w odpowiedzi na „wielką, bar­ dzo w ielką pochw ałę” „pew nego słoika”, „który [M aciejunio] nieznacznie w sk a­ zyw ał” :

C ezary przysiągł mu oczym a, iż odw iąże opakow anie słoika i skosztuje, a naw et sięgnie doku m en tn ie do w nętrza: (159)

P rzysiągł - niczym w odzowi lub duchow em u przewodnikowi! Przym iotni­ kiem „prastary” Żerom ski jak b y poklepuje tego przew odnika, w prow adzającego w naw łocki świat, po ram ieniu, ale też bierze go w ram iona i całuje w spracow aną dłoń. Z wielkiego świata, który drży w posadach, w strząsanego konw ulsjam i re­ wolucji, dwóch wojen, m ordów i grabieży, Cezary, Kandyd XX wieku, przybyw a do starego, bezpiecznego domu. W progach tego dom u wita go stary sługa, stano­ wiący część jeg o fundam entów , jego feudalnej hierarchii i jeg o odw iecznego ciepła.

(14)

TOKA J JAŚNIE-HIPC1A

M aciejunio sam strzeże tej hierarchii, zagrożonej ze strony... Hipolita. Gdy „starzy parobcy” zaczęli w itać m łodego dziedzica naw łockich w łości, „strzelając mu daw nym obyczajem z batów na w iw at” , dobrze ju ż podchm ielony

Jaśnie-I lipcio niezbyt pew nym i rękom a uzgarnial w dolnych pieczarach kredensu naręcze b utelek, tak bez w yboru i tak szczodrze, aż mu niektóre zgorszony M acicjunio m usiał delikatnie w y d zierać - bo jakże! - sam szczerozłoty tokaj jeszcze nieboszczyka jaś n ie pana - fornalom ! (144)

„ Ja śiiie -H ip c io ” to oczyw iście pom ieszanie oficjalnego: „jaśnie pan”, z jak im zw racają się do spadkobiercy naw łockich włości słudzy, i poufałego zdrobnienia z rozm ów w rodzinnym gronie. N arrator z rozbaw ieniem uśm iecha się na m yśl o tym dziedzicu, który jeszcze na dobre nie w yrósł z „H ipcia” na jaśnie pana i który tak m alow niczo nadw ątla swój pański m ajestat żołnierską rubasznością i chłopięcą niefrasobliw ością. Językow y żarcik w yraźnie zarazem akcentuje dys­ tans m iędzy bohateram i i ich m ow ą a narratorem ; bo przecież tylko on m oże tak pow iedzieć: „Jaśnie-H ipcio” (a także: „w dolnych pieczarach kredensu”) - nie ż a ­ den z bohaterów.

Ów dystans w cale nie przeszkadza, by styl bohaterów najściślej przesycał m ow ę narratora. W Przedw iośniu narrator co chw ila, w łaściw ie nieustannie, b ar­ dziej lub mniej otwarcie udziela głosu postaciom . Tak dzieje się i tutaj: „aż m u nie­ które zgorszony M acicjunio m usiał delikatnie w ydzierać” - to jeszcze m ówi narrator „od siebie”; lecz dalszy ciąg zdania: „bo jakże! - sam szczerozłoty tokaj jeszcze nieboszczyka jaśnie p a n a -fo rn a lo m ” - t o ju ż niem al dosłow ne przytocze­ nie słów M aciejunia (ściślej: pom ieszanych z jeg o m yślam i - cpitet:„szczc- rozłoty” M acicjunio raczej sobie pom yślał niż wypowiedział).

N arrator w ciąż przerzuca się m iędzy w ielom a punktam i w idzenia, czasem w obrębie jednego zdania; nigdy nie m ożna na pew no przew idzieć, czyim i słow am i i w czyim im ieniu zostanie w ypow iedziane najbliższe zdanie. C zytelnik m usi d o ­ strzegać te przeskoki, musi być w ustaw icznym pogotowiu. Bo tak ja k n a rra to r- m usi um ieć w każdej chwili być bliskim każdego z bohaterów. I tak ja k n a rra to r- musi przy tym um ieć zawsze pozostać sobą. Ma bow iem bohaterów rozum ieć, m a patrzeć ich oczam i, m a ich często lubić - lecz m a ich także przenikać i osądzać.

A żeby ich lubić - i żeby sądzić - musi ich dobrze znać. Szczegół - gest, w yraz tw arzy czy rzucone s ło w o -p o z w ą la poznać bohatera dokładnie. Epizod z butelka­ mi to jed n a z niezliczonych m igaw ek, w których zc szczegółów w yłaniają się przed oczam i czytelnika żywi ludzie.

(15)

Przypisy:

1 Fragm enty przygotow yw anej książki: S iły nieznane. T ajem nice „ P rz e d w io śn ia " .

2 W o d pow iedzi A rcyb a szew o w i i in n ym , „E cho W arszaw skie” z 25 II 1925; cyt. za: Z. J. A d am ­ czyk, „ P rzedw iośnie ” S tefa n a Ż ero m skieg o w św ietle d yskusji i p o le m ik z 1925 roku, W arszaw a 1989, s. 306.

3 L iczby w naw iasie o zn aczają num ery stron w: Stefan Ż erom ski, P rzedw iośnie, W arszaw a 1974

(D zielą, oprać, tekstu S. P igoń, t. 19). W szystkie cytaty w g tego w ydania.

4 Z a spostrzeżenie analogii m iędzy pow rotem S ew eryna Baryki i pow rotem O d y sa w yrazy w dzięczności zechce przyjąć je g o autorka, p. K arolina M ichalska. W arto dodać, że N om eryckie tro ­ py Ż erom ski w skazuje ironicznie sam , gdy o tureckiej „piechocie dard an elsk iej” , uczestniczącej w w y m ordow aniu o śm iuset kapitulujących A nglików , m ów i, że w cześniej „na polach daw nej Troi dała się A nglikom dobrze w e zn ak i” (59).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Gratuluję! Właśnie stworzyłaś/stworzyłeś iluzję kaligrafii długopisem! Tak, to takie proste!.. Z awsze zanim zaczniesz wyszywać, przygotuj projekt swojego napisu,

Główne dane techniczne ekspresów BCC01 – BCC02.

To grupa, która może przyczynić się do stabilizacji rynku magazynowego dzięki stabilności funkcjonowania i wygenerowaniu dodatkowych efektów finansowych, które będą mogły

+ Maria Zamarlik i ++ rodzice, Krystyna Grzeszczuk i ++ z rodziny; + Anna Czopek, Dominika i Tadeusz Krawczyk; + Stefania Zabawska, Antoni m., + Władysława Mendyk; +

członka zasiądą pomału, sekretarza powiatu. skatbnika powiatu, kierownika jednostki organizacyjnej powiatu, osoby zarządzającej i członka organu zarządzającego powiatową

Biuro Prasowe - Rudna - Rynek - Ratusz, 15 minut po dekoracji konferencja prasowa ze zwyciêzc¹ etapu Press Office Rudna the market place the town hall 15 minutes after

 rozwiązuje elementarne zadania tekstowe z zastosowaniem mnożenia ułamków przez liczby naturalne..

Umieść urządzenie Firefly 2+ w stacji dokującej do ładowania: dioda LED miga na niebiesko podczas ładowania i świeci na niebiesko, gdy urządzenie jest w pełni naładowane.. Aby