• Nie Znaleziono Wyników

Hanusia Krożańska. Obraz dramatyczny w 2-ch odsłonach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Hanusia Krożańska. Obraz dramatyczny w 2-ch odsłonach"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

\Jeatr dta wszystkiej

C V r .

112

.

Hanusia Krożańska

Obraz dramatyczny w dwóch odsłonach

NAPISHŁ

ZENON PARY!

L W Ó W — W A R S Z A W A

N A KŁA D EM KSIĘG A R N I P O L S K IE J B. PO ŁO SIEC K IK O O . N EW YO RK THE POE1SH ISOOK IM PORTINO CO, INC.

(2)

Teatr dla wszystkich

wychodzi nakładem Księgarni Polskiej we Lwowie jako wydawnictwo wyborowych utworów scenicznych dla teatrów amatorskich. Wydawnictwo to obejmuje utwory, które treścią swą. i łatwymi warunkami wystawienia nadają się dla scen amatorskich i mogą liczyć na nich na trwale

powodzenie.

Dotychczas pojawiły się :

Grube ryby. Komedya w 3 aktach Micha,'a Bałuckiego.

Mk. 6.

Godzien litości. Kom edya w 3 aktach Aleksandra hr, F re ­ dry. M k 6.

Kom edya o człowieku, który redagował gazetę ro!n'czą.

Żart sceniczny w 2 aktach według M arka Twaina.

M k. 4.

Wielbiciel muzyki-. Komedya w 1 akcie Gastona Cronier Mk. 4.

Mąż z grzeczności. Komedya w 3 aktach A Abrahamowicza i R. Ruszkowskiego. M k. 6

Dwadzieścia dni kozy. Komedya w 3 aktach Maurycego hennepuina. Mk. 6.

Polow anie na męża. Komedya w 3 aktach M ichała B a łu c ­ kiego. M k 4

Św iat bez m ężczyzn. Komedya w 3 aktach E . Engla i J . Horsta. M k 4.

Klub kawalerów. Komedya w 3 aktach M. Bałuckiego.

Mk. 6,

Kom edya o człowieku, który zaślubił niemowę. Żart sce­

niczny w 2 aktach Anatola France M k 4.

Pan Grajcarek idzie w kumy. Obrazek ludowy ze śpiewami w 2 odsłonach J . S . Pobratymca Dodatek muzyczny opr. Ja ro s ła w Leszczyński. M k 6

Ciotka Karola. Komedya w 3 aktach T. Brandona Mk. 6.

Pacyant z prowincyi. Komendya w 1 ‘ akcie G. Timmory, M k 4.

Radcy pana radcy. Komedya w 3 aktach M. Bałuckiego.

-Mk. S.

Oddajcie mi żonę. Kom edya w 3 aktach A. Abrahamowicza i R. Ruszkowskiego. Mk. 6.

Drużba. Komedya w 3 aktach M. Bałuckiego. Mk. 4.

(3)

TEATR DLR WSZYSTKICH Na. 112.

Hanusia Krożańska

Obraz dramatyczny w 2-ch odsłonach

N A P IS A Ł

\

ZENON PflRVI

L W Ó W — W R ftS Z A W A

N A K Ł A D E M K S IĘ G H R N I P O L S K I E J B . P O Ł O W IE C K IE G O N E W Y O R K — T H E P O L IS t i B O O K IM P 0 R T IN 6 GO, INC.

(4)

Odbito w drukarni P. Seidmana w Borszczowie.

(5)

O S O B Y

PRO K O P BUTRYM (lat 60) MARTA, jego żona (lat 40) HANUSIA, ich córk-p (lat 16) M AKRYNA (lat 65) '

BA ZY LI (lat 50)

ROCH (lat 50) ^

DMYTRO, wachmistrz żandarmów (lat 45)

O FIC ER KO ZA KÓ W — DOZORCA W IĘ Z IE N IA — KOZACY.

Rzecz dzieje się na Żmudzi, w Krożach w listopadzie roku 1894,

(6)

/ ^ \ r \ Q 1 / A I Scen a przedstawia izbę w cha-

W I M 1.

de Prokopa. Izba obszerna —

na środku długi stół, przy nim takaż sama długa ław a z drzewa białego — przy jednej ze ścian szafka 2 naczyniem fajansowem, w kącie skrzynia, w oknach zaopatrzonych w firanki, fajerki — na ścianie duży obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z palącą sig przed nim lampką. Zmrok w izbie, więc lampka rzuca czerwone

światło na obraz i część izby.

SC E N A P IE R W S Z A . Prokop. Hej, hej! kobiety ! Wchodzi PROKOP. a gdzie wy ?

Marta (z za sceny). Zaraz Prokopie, zaraz ! Prokop. Zaraz, babskie zaraz... wieczerzę po­

dawać ! Wychodzę jak wiecie, a głodny jestem... (woła) Hanusiu, Hanuiko, Hanuś!

SC E N A D RU G A . Hanusia. Jestem, ojcze, PRO KO P i HANUSIA z matką zajęta byłam wchodzi. przyrządzaniem wiecze­

rzy... co każesz, tatusiu?

Prokop. Przygotuj mi dziecko ze skrzyni nową przyodziewę. Idę, gdzie gromada starszych gospoda­

rzy w ważnej radzić będzie sprawie.

(7)

Hanusia. Wiem ojcze, cala wieś wie o czem radzić będziecie ( wyjmuje ze skrzyni siwą kapotę), Czy tę, ojcze?

Prokop. Tę, dziecino.

Hanusia ( wyjmując dalej czapkę i pas). A tu, tatulu, jest wasz kołpak, a tu pas gospodarski (składa rzeczy na skrzyni).

Prokop. Dobrze, a teraz biegnij pomódz matce w gotowaniu... (patrzy na zegar) siódma dobiega, a o siódmej mieliśmy być u sołtysa.

S C E N A T R Z E C IA . Marta. Spieszno ci, .Pro- Ciż sami i wchodzi kopie ? Duchem daję wie- MARTA (z białą serwetą czerzę ( nakrywa stół,

w ręku) potem wychodzi).

Prokop (patrzy za odchodzącą). Niema Marty...

(do Hanusi) Hanusiu, dziecko moje... chodź do mnie, chodź do ojca... słuchaj, Hanulu, ty już duża, ty ro­

zumna, ty dobra, wychowaliśmy cię w miłości Boga i pełną cnoty a rozsądku. Hanulu, ja wychodzę...

ale gdybym nigdy już nie miał wrócić...

Hanusia. Ale cóż znowu, tatulu, co za myśli, co za obawy ?

Prokop (kończy zdanie). Opiekuj się matką co już słaba i wiekowa i ciotką Makryną... cicho... Matka idzie.

Marta (wchodzi niosąc misę pełną gorącej po­

trawy). Hanusiu, zapal lampę, rozdaj łyżki i przy­

prowadź Makrynę.

Hanusia. Dobrze, mamo.

6

(8)

SC EN A C Z W A R T A . Makryna. Niech będzie pb- Ciż sami i w chwili chwalony Jezus Chrystus!

gdy Hanusia zapala Prokop, Marta i Hanusia.

" lampę wchodzi Na wieki wieków ! Amen.

MAKRYNA. Prokop. W sam czas, siostro, w sam czas, poczułaś widzę zapach z misy i głód cię tu przywiódł.

Makryna. Mylisz się, Prokopie... nie głód to przywiódł mię tutaj i oderwał od modlitwy, ale chęć pożegnania się z tobą.

Prokop (niespokojny). Na parę godzin tylko wy­

chodzę, siostro, znowu się zobaczymy.

Makryna. Oby Bóg najwyższy pozwolił, ale święta, święta Jego w ola!'

Prokop. (N a d stołem odmawia stojąc krótką modlitwę półgłosem — potem _ głośno się żegna : w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! Amen). No, teraz możemy siadać. Siadaj, Marto napracowałaś się przy kuchni, siadaj, Hanusiu, siadajcie,, Makryno...

ale wy, siostro, coś blado dziś i mizernie wygląda­

cie... święta z was kobieta, cały dzień boży na mo­

dlitwie spędzacie, prawda, Bogu chwałę czynić naj­

milsza to rzecz chrześcijańskiemu sercu, ale i o swo- jem zdrowiu Najwyższy myśleć nie zabrania.

Makryna. Nie mnie to mówcie-, nie mnie, Pro­

kopie. A przytem.

Prokop. A przytem ? co przytem, Makryno ? Makryna. Sen nocy tej miałam, sen straszny a święty, sen smutny a miły, bo widziałam jego... jego...

7

(9)

Marta ( półgłosem do Prokopa). Księdza Ma­

ckiewicza znów we śnie widziała starucha.

Makryna (posłyszawszy szept). Tak, księdza Mackiewicza, widziałam, tego świętego człowieka, wi­

działam synka mego, pociechę moją, którego własną piersią wykarmiłam, a którego oni mi zabili, zamor­

dowali, powiesili. Ha!... Trzydzieści lat z okładem mija od tej chwili, trzydzieści lat jak dzień jeden przeminęło, gdy z ramion moich, z ramion jego sta­

rej niańki powiedli go zbiry wprost pod szubienicę.

(W zapale mówienia Makryna wstaje z ławy i unosi ręce do góry). Szedł jak natchniony, szedł jak ci święci męczennicy .na śmierć w chwale, z pogodą w obliczu, z niebem w oczach swych jasnych. I przy­

prowadzili go na miejsce stracenia, i w oczach moich powiesili. Boże wielki ! jego, jego powiesili! (płacze) Od tego czasu nie śnił mi się nigdy, obraz jego już zaczynał blednąc w myślach moich, gdy tej nocy ujrzałam go jak żywego. Szłam polem, na którem pszenica złociła się w blaskach słońca, gdy nagle dojrzały kłos jął się w kwiat maku przemieniać, i cały łan same maki, maki, maki. Jeden obszar czerwieni przedemną, w koło mnie i za mną. A gdy kwiat chcę zerwać który, struga krwi z pod niego wy­

pływa. Przerażona uciekam — wtem staje przy mnie

jakaś wyniosła postać. Patrzę i oczom nie wierzę

swoim, to on, ksiądz Mackiewicz.,, habit na nim

szary i kaptur na głowie, i broda krucza, taka, jaką

nosił. Ujął mnie za rękę i wyrzekł: Makryno, czekam

(10)

na ciebie. Chciałam go podjąć pod nogi, w tej chwili obudziłam się, Co za sen, co za dziwny sen'!

Prokop. E, po staremu wam powiem na to, źe : sen mara, a Bóg wiara. Ot, lepiej jedzcie siostro, póki potrawa gorąca, jedzcie i wy kobiety, bo widzę, coście się powarzyły opowiadaniem staruchy. Ot, zwyczajne majaki babiny. (Słuchać pukanie). A kto tam ? można wejść.

SC EN A PIĄ TA . Bazyli. Niech będzie po- Ciż i wchodzi BAZYLI. chwalony Jezus Chrystus !

Wszyscy. Na wieki!

Prokop. Przyszliście po mnie, kumie ?

Bazyli. Po was, Prokopie. Chodźcie, czas nie

czeka.

j

Prokop ( wstaje od stołu, a ubierając się w nową kapctę rozmawia z Bazylim). Jak myślicie, kumie Bazyli, zgodzi się gromada na mój projekt w spra­

wie kościoła ?

Bazyli. Ja myślę że się zgodzi.

Prokop ( do kobiet). Bo widzicie, dziś wieczór ma przyjechać do gminy komisya carska z Wilna dla odebrania i zamknięcia kościoła — ale dopóki gubernator nie da nam odpowiedzi na naszą po-, korną prośbę do cara, my na to pozwolić nie mo­

żemy. Mój Boże, dwieście pięćdziesiąt lat stoi nasz kościół, przetrwał czasy Mikołaja i Aleksandra II., przetrwał rządy Murawiewa, Totlebena i Aibedyń- skiego i żadnemu z nich nie powstało w myśli odbie­

_ 9

(11)

rać nam tej świątyni, dopiero Klingenberg i Orzew- ski chcą to uczynić. No, powiedźcie, kumie, przy samej farze zostać nie możemy, Kroże nie jest wio­

szczyną, lecz dużą gminą, miasteczkiem prawie, stara fara jest szczupła, grozi zawaleniem... nie, my kościoła nie damy zamknąć, dopóki carskie słowo nie nadejdzie, gdy to nastąpi, ukorzymy się przed niem. '

Bazyli. Ha, widzicie, kumie, dziś już musimy przy tem obstawać, chociaż dwa lata temu, gdy da­

wny gubernator Kohanów groził zamknięciem ko­

ścioła, daniem mu w cztery oczy paru tysięcy ru­

bli, na które — jak radziłem — gmina by się zło­

żyła, można było wszystko zdziałać. Wyście się temu sprzeciwili.

Prokop. Tak jest — sprzeciwiłem się w gro­

madzie temu i dziś sprzeciwiłbym się tak samo.

Albo jest sprawiedliwość na świecie, albo jej nie ma. Albo nasz car...

Bazyli (macha ręką). Et...» dajmy temu pokój...

ot, chodźcie Prokopie lepiej, bo już czas nagli.

Prokop (który się ubrał, przez czas rozmowy z Bazylim). idę już... no, kobiety, bywajcie zdrowe...

Marto idź spać i ty, Makryno, udaj się na spoczy­

nek. Hanusiu, gdybym rychło nie wrócił', opatrz go­

spodarstwo i zastąp mnie we wsżystkiem. Bóg syna mi odmówił, ale na ciebie, dziewczyno, śpuścić się mogę ze wsżystkiem. Tylko nie czuwaj długo przy książce... mądra ty dziewczyna, nie żal mi tego gro­

1 0 —

(12)

sza na twoją naukę wydanego, ale oszczędzaj zdro­

wia... no bądźcie mi zdrowe... ( Hanusię tuli do piersi).

Hanusia. Tak będzie, jak powiedziałeś, ojcze...

Bazyli. Bóg z wami, sąsiadki...

Marta. Bóg z tobą, kumie Bazyli, Bóg z tobą, Prokopie.

(Prokop i Bazyli wychodzą).

S C E N A SZ Ó ST A . Makryna. Dzwon, o tej Trzy kobiety same. Ja k iś porze dzwon...

czas milczenie — po chwili Marta. Jak mi wiadomo słyszeć się daje slaby od- od Prokopa — to dzwon głos dzwonu na kościele. zwołujący gromadę, która przyjąć ma komisyę i Klingenberga. ,

Hanusia [bierze z szafki dużą książkę z ino- siężnem okuciem). Czy przeczytać wam co, mateczko ? Posłuchacie może Makryno?... Dokończę wczoraj­

szego czytania,

Marta. Owszem. Hanusiu, czytasz tak pięknie, a historya słyszana wczoraj nas zajęła. A gdy skoń­

czysz, Makryna opowie nam znów co ze swojej przeszłości (do Makryny) Droga Bratowo, ile ty przeszła w życiu, ile ty wycierpiała, jak straszne czasy pamiętasz. Ach, zawsze, zawsze dziękuję Bogu w modlitwie, że spokój teraz mamy, że nie płynie na żmudzkiej ziemi krew, nie leją się łzy, że mniej grobów i że nieznane są u nas szubienice...

Makryna (jakby ocucona z bezwładności). Szu­

bienice, wymówiłaś szubienice... (po chw ili) łan był

11

(13)

cały czerwony, krew toczące maki wyrastywaly w oczach pod memi stopy, i ujrzałam... jego, jeg), jego... (wznosząc ręce w stronę obrazu), O Ty Maik >

Ostrobramską, zmiłuj się grzesznej duszy mojej, ba czuję, że dzień sądu bliski.

Hanusia ( otwiera książkę i zaczyna głosem dźwięcznym czytać powoli lecz płynnie) ...,A gdy nieprzyjaciel zabrał im ziemię, obali! prawego króla, spalił włości, ludzi wymordował i obcego Boga ka­

zał im wyznawać, zbudził się w owym narodzie mąż jeden“ ... (słychać silne pukanie do*drzwi).

Marta. Boże! któż tam?

Makryna. Czy słyszycie, zda mi Się,, że dzwon mocniej uderza u fary ?

Hanusia. Kto tam stuka do drzwi ? Proszę, mo­

żna wejść...

SC EN A SiÓ D M A . Dmytro. To ja... nie bój Ciź sami wchodzi DMY- cie się, to ja...

TRO w chłopskiej kapo- Marta. To ty, panie wąch­

a ć szarej, wdzianej na mistrzu ?

mundur z kapturem na Hanusia. To wy... istot-.

hełmie żandarmskim. nie, to wy, Dmytro...

lecz co znaczy to prze­

branie... skąd o. tak późnej porze zjawiłeś się u nas:?

Mów, odpowiadaj... Ojca nie ma w domu.

Dmytro. Niema Prokopa?

Hanusia. Niema ojca.

12

(14)

Dmytro. To nieszczęście się stało!

Kobiety. Nieszczęście ! dlaczego, mów, Dmytro ! Dmytro. Słuchajcie, ja życie swoje poświęciłem dla was, bo za to, co uczyniłem, gdyby mnie wy­

śledzono, czeka mnie kula. W przebraniu chłopskiem wydaliłem się z koszar naszych by ojca twego, panno Haniu, uprzedzić, aby nie wydalał się nigdzie tej nocy.

Marta i Hanusia. Dlaczego ?

Dmytro. By nie wydalał się nigdzie z domu, powtarzam... niestety, przyszedłem zapóźno. Słuchaj­

cie, skonsygnowano nas w koszarach... dopiero w nocy, gdy nadejdzie pora, mają nas na nich wy­

puścić... wypuścić jak sforę psów na ptactwo.., ja...

ja zdradziłem służbę, wykradłem się z koszar, prze­

brałem za chłopa, biegłem, by was, by ojca twego Hanusiu, ostrzedz, ale zapóźno przybyłem, Hanusiu, przebacz za śmiałość, ale dziś nie czas na inną roz­

mowę... dziś będzie straszna noc...

Makryna. Straszna noc była wczoraj, gdy w po­

toku czerwieni widziałam jego...

Dmytro. Drzwi i wszystkie wrota i okiennice zamknijcie szczelnie i niech nikt z was nie waży się wychylać za próg, choćbyście nie wiedzieć co słyszeli i widzieli. A także psy wpędźcie do środka domu i zakneblujcie im pyski, aby nie wyły...

Marta. O Boże, Boże, Boże, co to znaczy ? ~ Hanusia. Co to znaczy, mów, Dmytro... nic je­

szcze nie rozumiem. Dmytro, panie wachmistrzu...

13

(15)

wszak... tak, wmówieni teraz otwarcie, wszak ko­

chasz mnie podobno?,., .

Dmytro (z czułością w głosie), O, dziewczyno...

Hanusia.' Więc mów, co grozi nam, co grozi ojcu memu ?

Dmytro. Hnuisiu... co wam grozi ? Bóg to ra czy wiedzieć nie ki .Izie, aie. coś strasznego... Hanu­

siu, czy kocham ciebie? życie swoje oddaję... bo je­

śli spostrzegą moją nieobecność w koszarach czeka mnie sąd wojenny i rozstrzelanie. Hanusiu, ja Mo­

skal, ja prawosławny, ja wasz, niby wróg, ja żan­

darm, ale służba nie zabiła we mnie s,eręa, które ty, Hanusiu, zabrała niepodzielnie. Choć wy Żmudzini prawi i katolicy, wy nie odepchnęli Moskala, bo ja ani pijak, ani ziodziej,. ani rozbójnik i nikogo ja w ży­

ciu nie skrzywdził i was pokochał. Więc ja was ostrzegam, ostrzegam was Marto i Makryno, co niby święta chodzicie po ziemi, ostrzegam was, zamknij­

cie wrota domu. A teraz czas mi już wracać... Więc idzie Moskal, idzie i może .was już nigdvt nie zoba­

czy. Hanusiu, daj mi dłoń swoją... Marto, Makryno.

żegnajcie i jeśli .mnie już; u te zobaczycie, bądźcie przekonane, że Dmytro.,. nie mordował. (Podaną mu przez Hanusię rekę całuje i spiesznie wychodzi).

SC EN A ÓSMA. Marta. Boże wielki! co się MARTA, MAKRYNA tam dzieje z Prokopem ?

/H A N U SIA - Hanusiu, co ten żandarm mówił... stanie się coś strasznego...

(16)

Makryna. Bez woli Boga nic się nie stanie...

Hanusia. Tak jest, matko... dobrze mówi ciotka, ale ojca trzeba ratować... czy słyszycie ?i »

Makryna. Czy słyszycie... to dzwon na trwogę (słychać silny odgłos dzwonu).

Marta. Ćo czvnić, co czynić?!

Hanusia (podbiega do okna i otwiera je gwał­

townie). Różni ludzie biegną drogą... (w o ła ) Hej, hej, sąsiedzie Rocliu ! sąsiedzie Rochu! (podbiega następnie do drzwi głównych i otwiera je ; wchodzi Roch z głową zakrwawioną). -

SC EN A D Z IE W IĄ T A . Roch. Kobiety! wody mi MARTA, MAKRYNA, podajcie, głowę mam po- HANUSIA i ROCH. ciętą pałaszem, a plecy

zbite nahajami... co się tani dzieje, co się tam dzieje... Boże, B uże !

Marta. Mówcie, Rochu, a Prokop ?

Roch. Prokopa straciłem z oczu na cmentarzu - fantym. Ale posłuchajcie. Przybyliśmy z gromadą do kościoła, właśnie w chwili, gdy ksiądz Możejko wynosił przez zakrystyę Przenajświętszy Sakrament przed zamknięciem kościoła. Tak my sprzeciwili się temu, a gdy ksiądz się opierał, odebraliśmy mu z rąk Monstrancyę i umieścili napowrót w miejscu świę­

tem, a kobiety spętały go ręcznikiem. I czekaliśmy wszyscy tak komisyi z gubernatorem. Wnet też przy­

jechał Klingenberg z urjadnikami i żandarmami i po- licyantami, my zaś, wziąwszy portrety cara i caro­

15

(17)

wej przez serwetę, trzymaliśmy je przed nim niby relikwie, żądając, aby nam dał najpierw odpowiedź na naszą prośbę do cara. Lecz on porąbał pałaszem portrety cara, urjadnicy zaś zaczęli siec lud zebrany'.

Lecz, że nas była kupa wielka, tak wnet wyparliśmy Moskali za mur cmentarza, gubernatora z kilku urja- dnikami zamknęliśmy na chprze kościoła, gdzie nasi ze starszyzny układają się teraz z nim o warunki.

Prokopa zostawiłem na cmentarzu jak wraz z gro­

madą udał się do kościoła za gubernatorem, lecz widziałem, że krwią już broczył z twarzy. Ja cięty w głowę uszedłem.,, w domu mam żonę i dzieci...

chciałbym cało głowę unieść, a słyszałem, że guber­

nator posłał po dwie sotnie kozaków. Boże,., gdy ci przybędą, co się tam dziać będzie!... Kobiety, niech Bóg będzie z wami... ja spieszę dalej... do domu., do dzieci... do żony... (wychodzi).

SC EN A D Z IE S IĄ T A . Marta Muszę iść tam... Ha MARTA, MAKRYNA nusiu, gdzie moja chusta?

i HANUSIA same. Muszę odszukać Prokopa gdziekolwiek będzie i wrócić go żonie, córce, siostrze.

Makryna. Zostań Marto w domu, zostań siostro, w najgorszym razie jeszcze ty potrzebna na świę­

cie, gdyby już nieszczęście miało spotkać Prokopa.

Mnie już" nie wiele na świecie się należy, a nawet czuję zbliżający się zgon, czego dowodem dzisiejszy sen, więc pójdę ja, ja Prokopa skłonię do powrotu.

16

(18)

bo dość już ofiar, dość tez, a gdy trzeba będzie., choćby męczeńską śmierć ponieść, poniosę...

Hanusia. Nie, ani ty/ iriatko, ani ty, Makryno, nie pójdziecie nigdzie (wygląda oknem). Noc zapa- dla ciemna i wietrzna, wy sterane macie już siły...

jam młoda, zdrowa, znam każden krzaczek i kamy­

czek we wsi, każdą znam ścieżkę i każdą kładkę na rzece, więc ja pójdę i albo wrócę z ojcem, albo nie wrócę wcale. (W yjm uje gorączkowo ze skrzyni chustę i okrywa się n ią ). Matko, żegnaj.,, żegnaj, Makryno... módlcie się za mnie. (Klęka przed obra­

żeni M atki Boskiej). O Matko najsłodsza, o Matko najczystsza, o Pani nasza, Ty co w Ostrej bramie świecisz, co Polski jesteś królową, dodaj sił biednej dziewczynie, która ojca swego ocalić dąży... ( potem, zrywa się i, uścisnąwszy matkę i Makrynę, wybiega)'.

( Z za sceny słychać daleki gwar i odgłos dzwonu ).

SCENA JE D E N A S T A . Marta. Hanusiu, Hanu- MARTA i MAKRYNA. siu... zaczekaj!... (dąży do okna, które jest otwarte—

wpatruje się w dal, potem z krzykiem przeraźliwym odsuwa się od niego). H a ! Boże... nieszczęsna dziewczyna... to kozacy !...

Makryna. Ha ! posłyszałaś tę muzykę... znam ja dobrze... znam z lat, gdy' ty jeszcze prawie dzie­

ckiem byłaś.

17

(19)

[Obie kobiety zbliżają się znów do okna i nadsłuchują].

Z daleka, potem coraz bliżej słychać piszczałki sotni Kozaków i jakąś niezrozumiałą w słowach dziką piosnkę wojenną potem kilka głuchych wystrzałów. Podczas gdy M arta stoi nieruchu na przy oknie, Makryna podchodzi pod obraz M atki Boskiej, wznosi ręce do góry, stoi tak chwilę j ik skamieniała, potem pada jak długa przed obrazem

na ziemi o okrzykiem: O Najświętsza ! Przejeżdżający za oknem Kozacy [przy akom­

paniamencie piszczałek].

Kniaź Paszkiewicz. -Erywańśki Wiedzie, gdzie mord, zgon i krew Na pohibel buntowsźczykom My Pożogi Wznieśmy śpiew

Hej, Kniaź Paszkiewicz - Erywańśki... hej... hej

ZA SŁO N A SPADA.

(20)

P v Q 1 / / ^ \ \ | A I I Scena przedstawia celę w V—* L - ' i M i \ I I . więzieniu gminnem w Kro- źach. Na tapczanie pod ścianą leży Hanusia w podartej odzieży, z głową przepasaną chustą, na której widnieje krwawa plama W kącie na ławie siedzi Dmytro. Na polu noc, więc w celi bar­

dzo ciemno, bo tylko maty ogarek świecy zatknięty w ścianę słabo oświetla jeden kąt celi.

SC EN A P IE R W S Z A . Hanusia {leżąc, cichym glo- H ANUSIA i DMYTRO. sem). Dmytro... Dmytro...

Dmytro. Co, czego ?... leżeć tam spokojnie!...

Hanusia. Dmytro... jeżeli Boga w sercu masz, a litości choć krztę dla mnie... zbliż się Dmytro...

Dmytro. Jam dziś nie Dmytro dla ciebie dziew­

czyno, jeno carski żandarm, który pilnuje buntow- niczki. Zresztą... czego chcesz ?...

Hanusia. Zaklinam cię na dawną miłość... wszak kochałeś mnie Dmytro...

Dmytro. ( zrywając się gwałtownie z la w y ).

Czy cię kochałem ? ! czy ja ciebie kochałem

Hanusiu ? Zycie dla ciebie poświęciłem, gdym

was ostrzedz przybiegł przed katastrofą... Ale wy nie

usłuchali... ojciec twój poszedł i teraz ranny jęczy

(21)

w turmie a i tv... i ty... dziewczyno poszłaś tam, gdzie nie kobietom bvło sip mieszać i także z głową ciętą leżysz w więzieniu. Dziewczyno, gdyby ja cię nie miłował, czvbv ja bił się z kozakami o ciebie, gdy pijani wlekli cię na hańbę i śmierć do jakiejś jamy. Dostałem postrzał i spisą pchnięcie, broniąc ciebie, a teraz tu wartuję jak. pies, by twojej czci strzedz Hanusiu. Dziwisz . się może, pierwszy raz może słyszysz takie słowa z ust żandarma, co już siwizną ma włosv przynruszonę, co kresty ma i me­

dale za długą i dobrą, a wierną dla cara służbę, ale nie dziw się Hanusiu, bo ty, żmudzka dziewczyna, jakiś czar rzuciłaś na mnie. I ja cię umiłował jak świętą, jak świętą... I czy wiesz dziewczyno co ty uczyniła.,.

Hanusia. Nie.,, nie wiem, powiedz mi to, Dmy­

tro... możem ja źle zrobiła, ale gdy ojca na cmen­

tarzu przy kościele nie zastałam, gdy zobaczyłam jak tłum ludu pada pod razami nahajek, a policyanci zamykają kościół, w którvm tyle wieków lud nasz się modlił, kościół, w którym chrztu świętego łaskę otrzymałam, wtedy jakaś moc vvstąpila we mnie....

Dmytro. Wtedy wyrwałaś krzyż z ręki dyaka i powiodłaś lud na piki kozackie... i na cóż się to zdało ?... Rozbito was, roztrącono, zdeptano, a teraz, czy słyszysz ? (z za sceny słychać ję k i) słuchaj...

to sam gubernator prowadzi śledztwo z buntowni­

kami, a jak prowadzi, tę jęki mówią za siebie.

20

(22)

Głosy dobijających się do drzwi celi, Kozaków.

Puszczać tam ! ho11 a puszczać, drzwi wybijemy, tu biała Laszka ukryta !!...

Dmytro {z dobytym pałaszem staje w drzwiach, otwiera je, lecz ręką przytrzymuje). Precz stąd soł- daty, sam jego prewoschoditielstwo pan gubernator postawił mnie tu na straży i biada temu, co się tu wejść ośmieli. — Idźcie, spytajcie atamana Pawłowa...

Jeden kozak do drugiego. Chodź bratiec, tu nic nie wskuramy, to srogi żandarm... chodź bratiec, gdzieindziej z mołodycią pobaraszkujem... jest ich w turmie dosyć... (Dmytro zatrzaskuje za nimi drzwi).

Dmytro. Skłamałem... sam siebie tu postawiłem na straży...

Hanusia. Dmytro... zbliż się do mnie... zakli­

nam cię...

Dmytro. ( podchodzi do tapczana, na którym spoczywa Hanusia, w tej chwili ta bierze jego rękę i zamierza podnieść do ust).

Dmytro. ( wyrywając delikatnie rękę). O Ha­

nusiu, o dziewczyno moja umiłowana, co chcesz uczynić... to ja... to ja... (klęka przy tapczanie).

Hanusia (kładąc mu rękę na głowie). Dmytro, prawy żołnierzu, przyjm ostatnie pożegnanie od umie­

rającej... Tak, czuję, że umieram... siły zwolna sła­

bną, dusza już błądzi tam... tam ■ — dąży gdzie spo­

kój, gdzie cisza, gdzie Ona... Matka Najświętsza...

{po ch w ili) Dzięki ci za wszystko dobry Dmytro coś dla nas i dla mnie uczynił... ale... jeszcze jedna

21

(23)

prośba, ostatnia w tem życiu (z trudnością wydobywa z zanadrza maty, jednak widoczny dla widza meta­

lowy obrazek z Matką Boską Ostrobramską i wręcza go wciąż klęczącemu żandarmowi...) Dmytro mój, w braku księdza w chwili śmierci chcę mieć choć ten obrazek przed oczyma gasnącej duszy mojej...

Śpiew za sceną pijanych Kozaków.

Kniaź Paszkiewicz Erywańśki... i t. d.

Hanusia. Boże bądź miłościw duszy mojej...

a przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią...

Dmytro. Hanusiu... ty nie umrzesz... ty żyć bę­

dziesz, żyć musisz. Słuchaj, gdy uciszą się cj tam pijani, gdy zapadnie noc głucha, wyprowadzę cię z więzienia i ukryję we wsi, a potem wywiozę w moje strony... czy dobrze Hanusiu... w moje strony nad Wołgę... (w uniesieniu głosem rzewnym). Ty nie umrzesz dziewczyno... żyć będziesz, żyć mu­

sisz ! (utwierdza obrazek na ścianie nad tapczanem Hanusi),

Hanusia. Teraz mi lżej, oczy moje toną w źre­

nicach Maryi... Dziękuję ci Dmytro... słuchaj... gdy umrę, wynieś moje ciało i jeśli można, zanieś w dom rodziców, nie daj żołnierzom, zaklinam na Boga, by mnie rzucono w ziemię nieświęconą {po chwili). Jak smutno konać, mając lat szesnaście, jak słodko umrzeć w ofierze za 'viarę, za wiarę ojców, świętą wiarę matek... doczesny tracić byt i ziemski statek {zapada w omdlenie).

22

(24)

SC EN A D R U G A , Oficer. To tu ?

Otwierają się drzwi gwal- Dozorca. Tu wasze Bła- townie, wchodzi DOZOR- horodie.

CA więzienia z Latarką, Oficer ( zbliża się do O FIC ER kozaków i kilku omdlałej Hanusi, leża­

ka żaków. cej na tapczanie ).

Ty nazywasz się Hanna Butryma, córka Prokopa Butrymy, zwana po wsi Hanusią Krożańską ?...

Dmytro (zbliża się do oficera, salutując przed nim). Wasze Błahorodie...

Oficer. A co ty za jeden ?

Dmytro. Dmytro Stefanowicz - Batuszkin, wach­

mistrz żandarmski, dawniej praporszczyk strzelców pierwszego pułku kowiańskiego...

Oficer. A co ty chcesz tutaj ?...

Dmytro. Wasze Błahorodie... wasze Wysoko- biahorodie... ( wskazuje na Hanusię) ona chora...

ona ranna... ona umiera... zostawcie ją w pokoju.

Oficer. Paszoł won durak... ona pójdzie ze mną na śledztwo do jego Prewoschoditelstwa pana gu­

bernatora Klingenberga. Ale nim pójdzie, my tu z nią pogadamy... (szarpnie za ramię leżącą) wsta­

waj sudarynia, wstawaj biała Laszka, wstawaj bun- towniczka... Dam ja tobie bunty...

Hanusia ( cucąc się z omdlenia nieprzytomnie).

Idę już... idę matko... Makryno idę... ach, patrzcie, jaka białość, jaka światłość bije z jej postaci, patrz­

cie, anioły idą srebrni a skrzydlaci, idą po moją

23

(25)

duszę... Ostrobramska Panna czeka mnie, a w nie­

biosach śpiewają, hosanna !

Dmytro. Stój panie oficerze! stój, jeżeli masz Boga w sercu, stój, ani kroku dalej... patrz, ona kona, a w nieziemskich wizjach widzi niebo i Matkę Bo­

ską... Panie oficerze... my prawosławni, ale chrześci­

janie — patrz na pierś moją, kresy mam i krzyże, jam ruski, carski sługa, życie dam za cara, życie za Rosyę położę w ofierze, ale żołnierski honor i żoł­

nierski mundur nie pozwala znęcać się nad umiera- jącemi dziewczętami...

Oficer Czy ty oszalał żandarmie ? (do Hanusi szarpiąc ją ) Wstawaj uparta dziewko, bo knutami każę siec skórę, że aż krew popłynie... (do kozaków) brać ją, z tapczana zwlec... jeśli iść nie chce, za włosy ciągnąć tam do śledczej izby...

Dmytro (wyciąga szablę). Więc chcecie, by ro­

syjska szabla w rosyjskiej krwi utonęła... (.zastępuje kozakom drogę).

Oficer. Ach ty buntowniku ! brać go, związać i pilnować !

Dmytro (szamocąc się z kozakami). Więc nikt jej nie może ocalić ?... nikt nie stanie w jej obro­

nie ?... ha! może Ty, Najświętsza Panno, bo ludzie są jej katami!

Hanusia ( szarpana przez oficera, który znów do niej przypadł). O M aryo!

Oficer (nagle odstępuje od tapczana). Spasi Boh ! Kto pogasił światła ? Dlaczego tu tak ciemno ?

2+ —

(26)

Kozacy (przestraszeni). Spasi BohJ Spasi Chryste!

(Nagle ściemnia się w c e li— wnet od obrazka M atki Boskiej Ostrobramskiej, zawieszonego przez Dmytra nad tapczanem Hanusi, zaczyna promie­

niować jasność -- postać M atki Boskiej rośnie w oczach, potem w naturalnej człowieczej wielkości występuje z obrazu, w stroju takim, jak na obrazach i z aurelą nad czołem staje w środku celi zwrócona

twarzą ku Hanusi).

Postać Matki Boskiej. Hanusiu ! Hanusia. Idę Najświętsza...

Postać Matki Boskiej.

Krwawą opaskę zdejm z czoła I ze mnę pójdź...

Pójdź gdzie Bóg Ojciec cię woła, Pragnąc mieć jeszcze anioła Z ciebie dziewczyno, co krwią Broniłaś swego kościoła, Pójdź ze mną, pójdź...

Do niebieskich bram !...

Han usia (zrywa się z tapczana i klęka przed wizyą M atki Boskiej).

O Panienko Najczystsza i święta j W °c z Tobą pójść muszę tam !...

j Tak, gdzie Bóg Ojciec mnie wola Za to, żem, broniąc kościoła I Własną spłynęła krwią ! I O panno bez zmazy poczęta,

Czyliż jam godna jest nieba ?

25

(27)

Postać Matki Boskiej.

Pójdź ze mną, pójdź...

Do niebieskiego chodź ze mną Grodu, Ty będziesz posłem swego narodu 1 świadkiem waszych krzywd i niedoli, Zaniesiesz skargę przed boski Tron Co wam dolega i co was boli,

Opowiesz Bogu... sprawiedliwym On...

Hanusia.

Tak, skarżyć się będę...

Gdy stanę przed Nim opuściwszy ziemię, Łzy nasze i krew przed Stwórcę położę,

Pomordowanych wskażę braci cienie,

Zawołam! skarć ich... nie przebacz im Boże!

Postać Matki Boskiej. Hanusiu patrz !...

Hanusia (w zachwycie). Panienko., to niebo !...

(Pułap i ściany znikają — . widać horyzont błękitny, a w dali słychać symfoniczną cichą muzykę).

Postać Matki Boskiej.

Krwawą opaskę zdejm z czoła i ze mną pójdź...

Niebo cię woła... Bóg woła...

G ło sy z przestworza. Hosanna, hosanna!

( Widzenie znika — scena przedstawia się jak przed­

tem * na tapczanie spoczywa bezwładna Hanu­

sia — oficer kozacki na środku z twarzą ukrytą w dłoniach... kilku kozaków trzyma Dmytra).

Oficer (przerażony i nieprzytomny). Spasi Boh!

Spasi Chryste, uciekajmy stąd, uciekajmy stąd !

26

(28)

Kozak I. Batku Maksymie, co się tobie stało?...

Oficer ( upada na kolana i bije się w piersi gorączkowo): Przebacz sudarynia... ja nie winowat...

ja padlec... ja katorznik, ja zbój... ja wor... ja tobie krzywdy nie uczynię... o spasi Boh! spasi Chryste!...

Dmytro ( którego kozacy przerażeni puścili, zbliżył się do leżącej Hanusi i bierze ją za rękę).

Zimna już dłoń... a lica jakiemś szczęściem jaśnieją niebieskiem ( do kozaków

).

Ona już

w

niebie

w ć s z

batko oszalał... a wy, precz stąd ! ( dobywa pi- sicletu) Hanusiu, idę za tobą!... (strzela do siebie).—

W tej chwili z za sceny słychać• śpiew kozaków Kniaź Paszkiewicz Erywańśki...

ZA SŁO N A SPADA.

21

(29)

Teść. Komedya w 3 aktach fl. Abrahamowicza i R. R usz­

kowskiego.. Mk. 6.

Dziesiąty pawilon. Obraz dramatyczny w 1 akcie Adama Staszczyka. Mk. 4.

Wspomnienie. Obraz dramatyczny w i akcie- Gryfity. Mk. 4.

Sta ry mundur. Obraz dramatyczny na tle powstania w 1 akcie Stanisława Wiśniowskiego. Mk. 4.

Oświadczyny. Komedya w 1 akcie A. Czechowa. M k 4.

Lustracya u pana wójta. Obrazek- ludowy w 1 akcie (ze śpiewami) J . S- Pobratymca. Mk. 4.

W Gołębniku. Komedya w 3 aktach Ignacego Nikoruwicza Mk. 6.

Na ton ie natury. Fraszka sceniczna w 2 aktach M B a łu c ­ kiego: Mk. 4.

Zfoty. wiek rycerstw a. Komedya w 3 aktach Ch. Marlowea Mk. §.

W katordze. Jed en akt martyrologii przez Edmunda Libań­

skiego. Mk. 4

Je d y n y włam ywacz we wsi. Komedya w 1 akcie Tristana Bernarda. Mk. 4.

igraszki trafu i m orainoś:i. Komedya w 1 akcie Tristana Bernarda. Mk. 4.

Dwie rady. Komedya w 1 akcie Jó zefa Baffico. Mk. 4.

Ciepfa wdówka. Komedya w 3 aktach M. Bałuckieqo Mk. 6.

C yrano de Bergerac. Romantyczna komedya w 5 aktach Edm. Rostanda, w przekł J . Kasprowicza. Mk. 6 Odwiedziny. Komedya salonowa w 1 akcie Daniela Riche.

Gwiazda Syb eryi. Dram at w 4 aktach L. hr. Starzenskiego.

Z dodatkiem muzycznym. Mk. 6

Skazaniec. Dram at w 1 akci? na tle wypadków w arszawskich w r. 1905 przez J , K. Osterloffa. Mk. 4.

W górę serca. Obraz dramatyczny w 4 aktach na tle dzie­

jó w 1863 r. przez Franciszka Domnika. Mk. 6

W gospodzie pod sroką. Humoreska sceniczna ze śpieyvami w 1 akcie przez J . S. Pobratymca. Z dodatkiem muzycz­

nym. Mk. 4.

Pocieszne wykwintnisie Kom edya w 1 akcie (prozą) Moliera Mk. 4.

M ałżeństw o z musu. Kom edya w 1 akcie (proza^ Moliera Mk. 4

Nasi jadą. Epizod z czasów walk o oswobodzenie Polski w r. 1809 J . Pobratymca. Mk 4.

(30)

Miłość lekarzem. Komedya w 1 akcie (prozą') Moliera Mk 4

Mizantrop. Komedya w 5 aktach (wierszem) Moliera. Mk. 6.

Flirt. Komedya w 4 aktach przez M. Bałuckiego. Mk. 6.

Lekarz mimowoli. Kcm edya w 3 aktach (wierszem) Moliera Mk. 4.

Grzegorz Dandin. Komedya w 3 aktach (prozą) Moliera.

Mk. 4.

Gęsi i gąski. Komedya w 5 aktach M. Bałuckiego, Mk. 6.

Skąpiec. Komedya w 5 aktach (prozą) Moliera.' Mk. 6.

Pan de Póurceaugnac, Komedya w 3 aktach (prozą) Moliera.

Mk. 4.

Mieszczuch szlachcicem. Komedya w 5 aktach (prozą) M o ­

liera Mk. 6. i.

Chory z urojenia. Kom edya w 3 aktach (prozą). M k. 6.

Tartufe czyli Św iętoszek. Komedya w 5 aktach (wierszem) Moliera Mk. 6.

Pan prezydent w kłopotach. Komedya w 2 aktach J . Na- rzymskiego. Mk. 4.

Em ancypowana. Komedya w 3 aktach (prozą) M. Bałuckiego Mk. 6.

Dzwon zatopiony Baśń dramatyczna (wierszem) w 4 aktach G. liauptmana. Mk. 6.

Kościuszko w Petersburgu. Obraz dramatyczny w 1 akcie R Staszczyka M k 4.

^'arsz, marsz Dąbrowski. Epizod dramatyczny w 1 akcie Z P a rvi’ego. Mk 4.

Hanusia Krożańska. Obraz dramatyczny w 2 odsłonach Z P a rvi’ego M k 4.

Kwiat paproci. Obrazek ze śpiewami J . S. Pobratymca, z dodat. muzycz. Mk. 4.

Sw aty cioci. Komedya w 2 aktach J . Turnaua. M k. 6.

Stary wódz. (z życia Kościuszki) w 1 akcie K. liotlei’a, M k. 4.

Dziedzictwo. Sztuka w 1 akcie z r. 1914. H. Salza. Mk. 4.

Noc w Belvederze. Epizod dramatyczny w 1 akcie A .S ta s z ­ czyka Mk. 4.

D A L S Z E T O M IK I W P R Z Y G O T O W A N IU .

(31)

Biblioteka śląska w Katowicach Id: 00300C0276939

I 417952

Cytaty

Powiązane dokumenty

Każde ćwiczenie wykonujemy 30 sekund, po czym przechodzimy do kolejnego, w razie potrzeby robiąc sobie bardzo krótką przerwę (do max.. 7.Wejdź na

Dajcie pokoi, Łukasiowo, niech się dzieci

W związku z tym, że burza przeszkodziła nam w dzisiejszej wideo katechezie postaram się Wam krótko przedstawić dzisiejszy temat.. Dzisiejszy temat: Nie zatrzymuję się

Wust zauważa — nawiązując od koncepcji bytu Martina Heideggera — że opisywana pewność i brak pewności czy też połowiczność pewności istnienia Absolutu bierze się

Czy gdzie królewna jęczy więziona, Czy gdzie się piękność niezwykła zjawi — Pieśń wielkie czyny, dzielnych imiona, Wszystko pieśń moja po świecie

Chcąc, by ładniej się wszystko wydało, należy ubrać starszych o ile możności w sukmany, a młodzież jasno, chłopcy muszą być w płót- niankach,

Teraz już rozumiem dlaczego nieznany Rycerz od nas

(Przez cały ten czas rozmowy Antoniego z Katarzyną, Helena przygląda się dziecku w kolebce i od czasu do czasu porównuje rysy twarzy Stefana i