ZESZYT II. W ARSZAW A, M AJ 1919 R. ROK 1.
Kronika Chwili.
DODATEK AKTUALNY DO „ZIEMIANINA".
T REŚĆ: W przededniu debaty o reform ach rolnych. —■ D r. S te f a n R o s iń s k i. Wywłaszczenie ziemi, a zewnętrzna wymiana handlowa Polski. — A d a m R o sę . Reformy roln e, a kwestja robotników rolnych. — T a d e u s z D ą b ro w s k i. Włościanie i produkcja
» włościańska wobec potrzeb państwa i ludności. — B o le s ła w M ie d z y b ło c k i. Prze- ciwstawność motywów reform y agrarnej w Polsce i Niemczech.—J . T . K onsekwencje wywłaszczenia. — J . T u . W spraw ie rzek o m eg o paskarstw a przy sprzedaży paszy w Galicji.—J . T . W sprawie gorzelni wioskowych.—Z g ło s ó w p ra s y . Sto sunki ag rarne we Francji. — Kto będzie żywił? *— „Sprawa robotnicza" o reformie agrarnej. — Z d o k u m e n tó w c h w ili. Dwie odezwy Klubu mieszczańskiego.—Głos prof. Bujaka.—
Znam ienne stanowisko. — N a d e s ła n e . W sprawie ziemi polskiej na Kresach.
W przededniu debaty o reformach rolnych.
Stoimy w przededniu wielkiej debaty w plenum Sejmu o refor
mach rolnych.
Mało która sprawa tak jak ta, poruszyła w kraju umysły, zainteresowała najszersze koła, wywołała w społeczeństwie tak żywą wymianę zdań.
Jak problemat Polski samej z ciasnej orbity jej interesów wewnętrznych wypłynął niezależnie od naszej woli na szeroką arenę polityki międzynarodowej i stał się, można śmiało powiedzieć, punktem ciężkości równowagi europejskiej, tak sprawa rolna swym ciężarem gatunkowym, swym charakterem, wnikającym najgłębiej w podstawy życia narodu, wybiła się ponad sferę interesów jednej klasy czy grupy ludzi i staje dziś przed wyrokiem Wysokiego Sejmu w dostoj
nej szacie sprawy ogólno-narodowej, która pod jakimś ciaśniejszym kątemyżadną miarą osądzić się nie da.
Ci bowiem, co z podniesionym mieczem niwelacji powszechnej wzrokiem groźnym ogarniają stare placówki kultury rolniczej, powinni widzieć, że w okopach ich stają dziś nietylko ci, których one są bezpośrednim i drogim dorobkiem, ale cała moc czynników zewnętrznych, dalekich od wszelkich dla tamtych sentymen
tów, a zdających sobie tylko jasno sprawę z tego, że niepowołaną ręką nieumie
jętnie dokonane cięcie na najważniejszej arterji organizmu narodowego, może sparaliżować dopływ soków do jego innych ośrodków i zamiast wlać weń nowe życie, do śmierci się jego przyczynić.
I nawet przypuszczać trudno, aby znaleźli się uczciwi sędziowie tak odważni, którzyby przystępując do wydania wyroku w sprawie tej doniosłości, nie przystąpili do niego z całym pietyzmem, z całą dobrą wolą wysłuchania obu
stronnych argumentów, z całem bezstronnem zrozumieniem wszystkich konsek
wencji powzięcia tej lub owej ęlecyzji.
2 K R O N I K A C H W I L I II
Jakaż na sumieniu ich zaciężyćby musiała wówczas odpowiedzialność za lekkomyślne ułożenie dla narodu praw, mogących go strącić na progu samo
dzielnego bytu w przepaść anarchji, bezładu i niedoli.
A skoro taka jest waga mającej się rozstrzygać sprawy, to nigdy za wiele prawd o niej wygłaszanych, nigdy za wiele ‘ głosów, z różnych stron ją oświetlających, nigdy za wiele ostrzeżeń, które nawet w ostatnim momencie na szali wypadków położone być mogą.
W tem przeświadczeniu wydając obecnie drugi zeszyt naszej „Kroniki Chwili", tak aktualnej dziś sprawie rolnej poświęcić go pragniemy.
D r. S T E F A N R U S IŃ S K I. ,
Wywłaszczenie ziemi,
a zewnętrzna wymiana handlowa Polski.
Nie potrzeba szeroko rozwodzić się nad tem, iż wywłaszczenie ziemi więk
szej i średniej własności, na rzecz bez
rolnych i małorolnych, a nawet, już sa
ma zapowiedź przeprowadzenia go, mu
si poważnie zmniejszyć wytwórczość rolną na obszarach, które mają być terenem „reformy ag rarn ejZ w łaszcz a obecny okres powojennego wyczerpa
nia gospodarstw w szczególny sposób może przyczynić się w związku z wy
właszczeniem do dalszego zredukowa
nia produkcji zwiększenie wytwórczo
ści rolnictwa na terenie wielkjej i śred
niej własności, bezsprzecznie bardziej zniszczonej od drobnych gospodarstw, mogłoby być dzisiaj stopniowo osią
gane jedynie w drodze forsownej od
budowy i robienia kolosalnych, jak na czasy normalne, nakładów gospodar
czych, od których wielka i średnia własność ziemska, będąc zagrożona wywłaszczeniem, bezwzględnie się po
wstrzyma. Taki stan rzeczy nie utrzy
ma produkcji na obecnym wojennym poziomie, ale będzie się przyczyniać do stopniowego dalszego jej ograniczenia.
Nie potrzeba dodawać, iż w razie urze
czywistnienia projektu wywłaszczenia, świeżo utworzone na terenie wywłasz
czonym gospodarstwa włościańskie,
nie tylko, iż przez długi szereg lat, na
wet przy wydatnej pomocy państwa, nie będą w stanie zagospodarować o- trzymanej ziemi w sposób równie pro
duktywny, jak dotychczasowa gospo
darka folwarczna—na co wskazuje, jak w naszych stosunkach, niezaprzeczenie niższy stan produkcyjności przeciętne
go gospodarstwa włościańskiego w p o równaniu z fołwarcznem,—ale z powo
du trudności, związanych z samem powstawaniem setek tysięcy nowych warsztatów, nie będą mogły osiągnąć nawet takich rezultatów.^ jakie średnio wykazują gospodarstwa włościańskie, już istniejące. Bez względu na to, w jaki sposób wywłaszczenie miałoby być urzeczywistnione, t. zn. czy przepro- wadzonoby je w krótkim przeciągu czasu, czy wywłaszczanoby stopniowo, wo, należy się liczyć ze znacznem zmniejszeniem bilansu- wartości pro
dukcji rolniczej naszego kraju na o- kres czasu, którego bliżej określić się nie da, który jednakowoż potrwać mo
że dotąd, dokąd poziom oświatowy i umiejętność gospodarowania na roli naszego włościanina nie zrównają się z temi samemi przymiotami u odpo
wiedniej klasy rolników na zachodzie, względnie dokąd nie zostanie zarzuco
II K R O N I K A C H W I L ! 3
na myśl uzdrawiania naszych stosun
ków rolnych przez naruszenie praw własności. Jak dalece zmniejszenie wytwórczości rolnej może postąpić, wy
starczy wskazać, że tylko w b. trzech zaborach teren ziemi produkcyjno-rol- nej, dotknięty groźbą wywłaszczenia, wynosi 6,7 miljonów hektarów, i że s a ma zapowiedź wywłaszczenia — pomi
nąwszy szereg innych aktualnych trud
ności—przyczyniła się już do sparali
żowania na nim normalnego, jak na powojenny okres, rozwoju gospodarki.
Drugim objawem, który wynikałby już nie z samej zapowiedzi, ale z u- rzeczywistnienia wywłaszczenia, była
by zmiana charakteru produkcji rolnej naszego kraju w kierunku znaczniej
szej przewagi uprawy ziemniaka oraz ilościowego wzmożenia hodowli, głów
nie trzody chlewnej, natomiast zmniej
szenia stosunkowego uprawy zbóż, plantacji buraka cukrowego i t. d.
Konsekwencje wspomnianych wyżej dwóch najważniejszych pod względem gospodarczym skutków przeprowadzenia wywłaszczenia posiadałyby pod wzglę
dem ekonomicznym bardzo różnorodne znaczenie. Tutaj pragniemy zwrócić jedynie uwagę na znaczenie ich dla gospodąrśtwa narodowego z punktu widzenia potrzeb i zainteresowania pań
stwa i rolnictwa polskiego w zewnętrz
nej wymianie handlowej.
Wiadomą jest rzeczą—i co do tego niema dwóch zdań,—iż nasze gospo
darstwo narodowe, o ile nie mamy się stać społeczeństwem helotów, musi przejść w najbliższym czasie przez o- kres gospodarki inwestycyjnej — okres uruchomienia gospodarczych funkcji zatrzymanych w swym biegu wskutek wypadków wojennych. Najważniejszem zadaniem staje się otrzymanie drogą importu z zagranicy wszystkiego tego, co umożliwiłoby produkcyjne zatrud
nienie miljonów rąk roboczych i poz
woliłoby stworzyć na zdrowych zasa
dach oparty dochód społeczny, na któ
rym ufundowana jest zarówno pomyśl
ność i dobrobyt jednostek, jak i pań
stwa. Uruchomienie produkcji i najda
lej posunięty rozwój w naszej dziedzi
nie gospodarczej działalności społe
czeństwa, to klucz do rozwiązania tej wielce chaotycznej i ciężkiej pod każ
dym względem sytuacji, jaką przeży
wamy. Same inwestycje, związane z odbudową (wynagrodzenia bezpośred
nich szkód wojennych) oceniają bardzo ostrożnie na 20 — 30 miljardów. Jest to suma, jaką należałoby włożyć w zruj
nowane nasze gospodarstwa, aby otrzy
mać ekwiwalent dochodu społecznego, jaki posiadaliśmy przed wojną. Uru
chamiając życie gospodarcze, przynaj
mniej połowę tej sumy należałoby za
płacić zagranicy za sprowadzone, a nie
odzownie nam potrzebne do odbudo
wy, przedmioty, nie licząc wielkiej iloś
ci surowca, niezbędnego dla przemy
słu, towarów, które spożywamy, a nie produkujemy, ani produkować będzie
my, wreszcie nie licząc naszego defi
cytu żywnościowego ani potrzeb armji.
Importowy handel zagraniczny nabiera dla nas w chwili obecnej pierwszorzęd
nego znaczenia, a rozmiary potrzeb w tym zakresie—potrzeb niejednokrotnie gwałtownych — rozrosły się do nieby
wałej wielkości. Od możności zreali
zowania naszych potrzeb w zakresie handlu importowego zależy byt nasz dzisiejszy i nasza przyszłość zarówno ekonomiczna jak i polityczna.
Położenie nasze jest jednak pod tym względem niezmiernie trudne i skompli
kowane. Nietylko, że skarb państwa musi w znacznej mierze ze względu na zastój gospodarczy kraju starać się o kredyt zagranicą dla pokrycia bieżą
cych nieomal wydatków, ale nie jesteś
my w stanie choćby w ramach naj
skromniejszych skierować tak koniecz
nego dla nas importu towarów z za
granicy w inny sposób, jak na rachu
nek przyszłych dochodów. Jeżeli po
wiedzie się naszym czynnikom pań
stwowym przeprowadzić tego rodzaju tranzakcje kredytowe, a przedsiębiorcy i przemysłowcy nasi potrafią, niezależ
nie od tego, otrzymać mniej lub wię
cej znaczne dostawy na kredyt, to już w najbliższym czasie obok konieczno
ści znalezienia środków zapłaty na dal
szy import potrzeba nam będzie pła
cić nie małe procenty od zaciągnię
tych zobowiązań, które tern łatwiej passywność naszego bilansu rozrachun
kowego z zagranicą powiększą. Otrzy
manie odszkodowań wojennych mogło
by częściowo zmniejszyć ciężar n a szych zobowiązań płatniczych wzglę
dem zagranicy. Narazie jednak nawet
4 K R O N I K A C H W I L I II
w razie przyznania do nich prawa, sprawa wyegzekwowania czyni ich war
tość wielce problematyczną. Nawet jednak wówczas zobowiązania nasze z tytułu importu byłyby wobec zagra
nicy bardzo wysokie, a pokrycie ich wymagałoby wielkiej sprężystości od organizmu gospodarczego. Należy więc sobie uprzytomnić, iż w okres odra
dzającego się życia politycznego wej
dziemy z olbrzymią sumą obciążenia na rzecz zagranicy. Obciążenie to, w jakichkolwiekbądź formach dojdzie do skutku, efektywnie będzie daniem nam z zagranicy dóbr materjalnych, potrzeb
nych dla budowy i utrzymania pańs- stwa oraz dla gospodarczej odbudowy.
Stara i niewzruszona zasada ekono
miczna powiada: „kto chce kupować, ten musi sprzedawać". Kupić zagranicą musimy wiele, ale właśnie dlatego mu
simy jej sprzedać odpowiedni ekwi
walent z nawiązką procentów za pro
longowanie zapłaty. Tymczasem, jak to wiadomo, na sprzedaż na wymianę posiadamy nie wiele. W najbliższym czasie mogą tu wchodzić w rachubę płody kopalniane, później nieco zyski z handlu tranzytowego wreszcie nad
miar produkcji przemysłowej i rolnej po pokryciu potrzeb wyczerpanego ryn
ku wewnętrznego.
Otóż optymistyczne nawet zapatry
wania nie idą tak daleko, by przypusz
czać, iż przemysł nasz w stosunkowo niedługim czasie będzie mógł produko
wać na eksport. Handel tranzytowy będzie nam mógł przynosić znaczne korzyści dopiero po unormowaniu sto
sunków gospodarczych Europy wschod
niej, zaś produkcja kopalniana Polski wobec groźnej konkurencji może nie módz oddać w handlu zewnątrz tych usług, jakichby od niej można było się spodziewać.
Największa natomiast gałąź produk
cji krajowej, jaką jest rolnictwo, z po
wodu zniszczenia przez wojnę, ale tak
że wskutek wykazywanego jeszcze przed wojną niskiego poziomu rozwoju nie zaspakaja nawet potrzeb żywnościo
wych własnego kraju. W obecnej chwili sprowadzamy bynajmniej nie tanią mąkę amerykańską i tłuszcze, a prawdopodobnie dołączą się do tego jeszcze inne artykuły rodzimej wytwór
czości rolnej.
Otóż można i należy stwierdzić, iż rolnictwo nasze nie spełniało i nie spełnia tej roli, jaką wypełniać powin
no. Stan tej gałęzi gospodarstwa spra
wia, że w chwili obecnej co miesiąc zwiększa się jeszcze o setki tysięcy , nasz dług zagranicą, od którego wkrót
ce i procenta poczną narastać.
Stan taki w kraju o przewadze cha-
■rakteru rolniczego, w kraju najwięk
szej z państw świata emigracji, nie może być utrzymany. A przecież pro
sty rozsądek wskazuje, iż stan ten mo
że uledz w krótkim przeciągu czasu zmianie pożądanej w kierunku stop
niowego podnoszenia, jeśli nie podnie
sienia na stopień zachodnio-europej
ski wydajności naszych pól. Nietylko stać nas na to przy pieczołowitej opiece rządu i dalekowzrocznej po
lityce ekonomicznej, by wytwarzać na potrzeby własnej konsumcji poddostat- kiem, lecz także i na to, aby ekspor
tować. Z jednej więc strony rolnictwo może obniżyć saldo przywozu zagra
nicznego o ilość dowożonych dziś środ
ków spożywczych, zaś z drugiej przy
czynić się poważnie do wyrównywa
nia zaciąganych przez nasze gospodar
stwo narodowe zobowiązań płatniczych u obcych.
A przecież tylko dojście do takiego, poziomu rozwoju, nie nazbyt trudne do osiągnięcia, będzie mogło upoważ
niać do twierdzenia, że rozwój gospo
darczy Polski postępuje zdrowo i nor
malnie, że rolnictwo w sposób należyty wyzyskuje siły produkcyjne, jakiemi rozporządza i rozporządzać może. Szyb
ko i sprężyście przeprowadzona odbu
dowa, otoczenie produkcji rolnej pie
czołowitą opieką głównie w kierunku ułatwień kredytowych i zapewnienia wolnych od wstrząśnień i kryzysów warunków pracy podnosiłyby nader szybko rolnictwo z wojennego upad
ku, co umożliwiłoby w niedługim sto
sunkowo czasie nietylko pokryć włas
ne potrzeby, ale wyzyskać nadwyżki na wywóz. Ekspansja płodów rolnic
twa z Polski zagranicę byłaby przy naszej strukturze gospodarczej obja
wem zdrowia i tężyzny, a ze względu na potrzeby nasze w zakresie wymia
ny zewnętrznej, sprowadzające się do wysokich zobowiązań, byłaby dla go
spodarstwa narodowego zjednoczonej
8 K R O N I K A C H W I L !
wiło, że dziesiątki tysięcy wyemigro
wało z Poznańskiego i rzuciło pracę na roli? Nie lżejsza i w milszych warunkach odbywająca się praca, bo czyż może równać się pod tym wzglę
dem praca w kopalniach z pracą na roli? Nie tęsknota za wesołem wielko- miejskiem życiem, bo tylko mała część faktycznie do miast większych wyemi
growała. Wreszcie, nie lepsze warunki materjalne, bo nie trudno udowodnić, że położenie materjalne nie było tam 0 tyle korzystniejszem. Robotnicy rolni dlatego przedewszystkiem rzucali pra
cę na roli, że nieznośna im była stała zależność od pracodawcy. „W fabry
ce po skończonej pracy jestem wol
nym człowiekiem, na wsi wciąż mu
szę być na usługi''—oto powód, cyto
wany najczęściej przez emigrantów w rozmowie z nimi.
Taki stan rzeczy w stosunku do ro
botników rolnych istniał przed wojną niemal wszędzie. Podczas wojny oka
zało się, że stan taki nie jest integral
nie związany z ustrojem wielkorolnym.
Przeciwnie, im większy majątek, tern łatwiej można było zmienić cały ustrój pracy na wzór wielkich przedsiębiorstw przemysłowych. W folwarkach można będzie łatwiej, niż w drobnych gospo
darstwach, przeprowadzić pewien ściś
lejszy ' podział pracy skierowany do tego, aby robotuik po skończeniu dzien
nych zajęć, mógł być na równi z ro
botnikiem przemysłowym od nikogo niezależnym. Reforma taka wykluczona jest jednakże w zagrodach włościań
skich. Kilkudziesięcio-morgowe gospo
darstwo nie może utrzymywać jednego robotnika do inwentarza, drugiego do pracy w polu. Z konieczności ten sam robotnik musi rano o 5 godzinie konia napaść i wyczyścić, który podczas dnia będzie nim orał, aby wieczorem znowu konia napaść, drzewa narąbać 1 pozałatwiać te wszystkie sprawy, które na folwarkach przypadają na kilku lub kilkunastu robotników. Oś
miogodzinny dzień pracy w rolnictwie w ogólności, a w pierwszym rzędzie w zagrodzie włościańskiej, to frazes zu
pełnie nierealny. Bezustanna zależność od pracodawcy będzie stale większą na zagrodach włościańskich, niż na fol
warkach, a fakt, że pracodawca, w pierwszym wypadku stoi bliżej robot
nika nadrabiniespołecznej,niż w drugim
istoty tej zależności lżejszą nie uczyni.
Stwierdzić więc trzeba, że służba folwarczna skorzysta z projektowanych reform rolnych tylko w tych nielicz
nych wypadkach, w których otrzyma własny kęs ziemi, na ogół zaś osiąg
nięcie jednego z najważniejszych jej postulatów, o których była mowa po
wyżej—a mianowicie zdobycia jaknai- większej wolności osobistej bezwzględ
nie utrudnionem jej zostanie.
Z tern łączy się wzgląd drugi.
O ile mianowicie robotnicy rolni po
zostać mają w roli pracowników na cudzych warsztatach, dążyć trzeba do tego, żeby oni sami utworzyli jaknaj- bardziej jasno określoną i wewnętrznie skonsolidowaną warstwę społeczną, zdolną myśleć samodzielnie, nie jako bierne narzędzie w rękach niepowo
łanych.
Wielkie Księstwo Poznańskie zrozu
miało to najpierw i dlatego wszelkie- mi siłami dąży się tam do przeprowa
dzenia koalicji robotników rolnych. Że tego rodzaju koalicję łatwiej jest stwo
rzyć wśród robotników folwarcznych, złączonych po kilkudziesięciu w jed- nem gospodarstwie, niż wśród rozpro
szonych robotników włościańskich — zbytecznem jest dodawać. To rozpro
szenie robotników, pracujących u włoś
cian, utrudnia też niepomiernie wszel
ką akcję państwową, zmierzającą ku poprawieniu losu robotnika. Wszelka ochrona pracy staje się tu częstokroć iluzoryczną — przeprowadzenie pow
szechnej asekuracji robotników tech
nicznie komplikuje się niezmiernie.
Co się tyczy trzeciego czynnika, t. j.
możności awansu społecznego dla ro
botników rolnych, to wypadki, w któ
rych bez własnej zasługi t. j. bez zdo
bycia sobie własnemi siłami odpowied
niego kapitału, robotnik rolny dzięki reformom rolnym wstąpi do warstwy włościańskiej—trzeba nam znowu wy
kluczyć. Idzie o to, gdzie robotnik rolny dzięki własnej pracy, łatwiej za
awansować może: na folwarku czy w zagrodzie właściańskiej. I tu rozstrzyg
nięcie wypaść musi na korzyść wiel
kiej własności rolnej. Im doskonalszą jest technika gospodarstwa folwarczne
go, tern wyższą kategorję robotników majątek jest w stanie zatrudnić. U włoś
cianina parobek pozostanie zawsze tyl
II . v R O N I K f l C H I U 3
ko parobkiem. Na folwarkach zdolniej
si stać się mogą włodarzami, montera
mi, maszynistami, borowymi, a tern sa
mem awansować materjalnie i społecz
nie, nie opuszczając stann robotnicze
go. Możność takiego stopniowego awan
su jest specjalnie pożądaną dla mło
dych robotników: wszak i w przemyśle dążenie robotników skierowane jest nie ku czemu innemu, jak ku zdobyciu so
bie optimum warunków bytu bez opusz
czenia warstwy robotniczej.
Niemożliwością techniczną jest prze
prowadzić reformę rolną w przeciągu krótkiego czasu. Stałem dążeniem pań
stwa musi być systematyczna wewnętrz
na kolonizacja, uprawiana—skoro innej ziemi nie starczy— w drodze czerpania z areału wielkiej własności Niemniej żadna reforma rolna nie rozwiąże kwestji ro
botników rolnych w tym sensie, że, obdarzając ziemią wszystkich robotni
ków, zniesie tern samem pojęcie robot
nika rolnego. Wobec tego dążenia pań
stwowe skierowanebyćmusząku temu, a- by dać robotnikom jaknajlepsze warunki bytu i to nietylko w drodze osadzania ich na roli. Takie warunki i tak po
jęte, znaleźć oni mogą jednakże tylko na dobrze prowadzonych i materjalnie silnie stojących folwarkach. Zachowa
nie tego rodzaju folwarków ważnem jest i koniecznem zatem nietylko ze względów ekonomicznych, lecz nie
mniej ze względów społecznych.
Jaki byłby stan rzeczy, gdyby Sejm miał potwierdzić „300-morgową usta
wę" Komisji rolnej? Z jednej strony, przez odebranie koniecznego kredytu odciętoby możność ekonomicznego roz
woju wszystkim niemal gospodarstwom folwarcznym, gdyż olbrzymia ich więk
szość ma więcej, niż 300 morgów.
Z drugiej strony, majątki takie istnia
łyby jednakże w dalszym ciągu, gdyż nikt poważnie myśleć nie może o prze
prowadzeniu reformy w przeciągu kil
ku lat. Folwarki istniałyby, lecz po
zbawione możliwości robienia jakich
kolwiek nakładów, co znowu fatalnie odbićby się musiało nietylko na wysoko
ści i jakości produkcji, lecz niemniej na losie służby folwarcznej. Z takiego stanu rzeczy skorzystają wprawdzie ci, którzy nabędą ziemię od zrujnowane
go właściciela po niższej cenie. Tracą jednakże wszyscy inni, a niemal w pierwszym rzędzie bezrolni, którzy nie mają żadnych danych, a nawet często
kroć i inklinacji, do nabycia własnego kawałka ziemi, a którzy nie znajdą za
dowolenia ani w pracy na bankrutu
jącym folwarku, ani w zagrodzie nowo
powstałego włościanina.
Partje, które przeprowadziły „usta
wę 300 morgową" w Komisji rolnej, przedstawiają sprawę, jakby rozchodzi
ło tu się jedynie o -walkę między „ob
szarnikami" z jednej strony—a z dru
giej ze wszystkimi mieszkańcami wsi.
Istotny stan rzeczy jest jednakże inny.
I dlatego ogół musi zdawać sobie sprawę, gdzie kończy się bezsprzecz
nie konieczna u nas reforma rolna, a gdzie zaczyna się dążność do zaspo
kojenia interesów jednostronnych, par- tyjno-kastowych. Powinien zważać bacznie, gdyż decyzje chwili obecnej nie tyczą się jedynie kilkudziesięciu lub kilkuset właścicieli wielkorolnych, lecz pod względem społecznym, jaknajszer- szych warstw robotniczych a pod względem ekonomicznym—wszystkich.
Gdyby reformy, projektowane dziś, do
tyczyły faktycznie tylko większej włas
ności, przeszłyby one bez śladu. Że błędy jednakże, dziś popełnione, zem
ścić się muszą na całem społeczeń
stwie, całe społeczeństwo baczyć powin
no, by nic takiego nie otrzymało sankcji prawnej państwa, co na tę sankcję nie zasługuje, a państwu szkodzić musi.
T A D E U S Z D Ą B R O W S K I .
Włościanie i produkcja włościańska wobec potneb państwa i ludności.
Pytano Reymonta w Paryżu o sto- nawet „ludowych" lwią część swoich sunki w Polsce. Żaden polak nie wywodów poświęcił chłopom, tembar- zdziwi się, ani weźmie mu za zle, że dziej, że kompetencja autora „Chło- w tych czasach demokratycznych, a pów“ w sprawach chłopskich nie ule-
K R O N I K A C H W I L I 5
Polski niemałym sukursem przy nie
pomyślnych widokach układu bilansu płatniczego. Wolno przypuszczać, iż wobec potencjalnej możności wyzy
skania zdolności eksportowej naszego rolnictwa, polityka ekonomiczna, zdą
żająca do tego celu prostą drogą, po
siadałaby realne i trafne uzasadnienie w ogólno-gospodarczych korzyściach, jakieby z jego osiągnięcia wypływały.' Na przeszkodzie jednak do osiąga
nia tego celu stać będzie wszystko co utrudnia lub uniemożliwia osiągnięcie w najkrótszej drodze najwyższej w da
nych warunkach produkcyjności rol
nictwa. Ze tak ujemnie .działającym czynnikiem staje się proponowane przez sejmową Komisję rolną określe
nie maximum władania — nie ulega wątpliwości. Nie chodzi tu już tylko o pierwszy skutek—efektywne zmniej
szenie ważności produkcji na wywłasz
czanych terenach, ale także o przytłu
mienie wogóle tempa rozwoju gospodar
ki włościańskiej, której postęp go
spodarczy nie będzie już znajdo
wał podniety, przykładu, nauki i współ
działania w przekreślonej przez wy
właszczenie racjonalnie postawionej gospodarce folwarcznej. Liczyć na to, iż gospodarstwa włościańskie, wznie
sione na terenach wywłaszczonych przez stosunkowo znaczniejszy chów inwentarza żywego będą mogły dać pewną rekompensatę za ogólne zmniej
szenie bilansu produkcyjnego i w ten sposób zadosyćuczynić potrzebom wy-
! wozowym Polski w zakresie produk
tów gospodarstwa wiejskiego, byłoby błędem. Produkt, jaki jeszcze przez
długie lata będzie dawać gospodar
stwo małorolne w naszych warunkach, nie będzie stał na wysokości potrzeb
nej do współzawodniczenia z konku
rencją obcą, z jaką mu się przyjdzie spotkać. Przez długi jeszcze czas go
spodarstwo rolne nie będzie miało sił i możności zorganizowania eksportu, a przez to umożliwienia go wogóle.
Obok wielu innych wywłaszczenie wielkiej i średniej własności także z tych względów budzić musi poważ
ne obawy. Radykalna reforma rolna utrudni, a być może częściowo unie
możliwi szybkie i bujne odrodzenie produkcji rolnej, stanie w poprzek osiągalnej ekspansji eksportowej, a przez to nie pozwoli odegrać rolnictwu w na- szem życiu gospodąrczem niezaprze- czenie wskazanej i pożytecznej roli, posiadającej dla bilansu płatniczego pierwszorzędne znaczenie. Może się to przyczynić w wysokim stopniu do uchwalenia zależności naszej pod wzglę
dem finansowym od obcych, do pra
cowania na oprocentowanie cudzych kapitałów. Niewyzyskanie w sposób należyty sił ekonomicznych, jakiemi rozporządza u nas, na tyle poczesne miejsce w gospodarstwie narodowem zajmujące rolnictwo, stawianie przesz
kód jego naturalnemu rozwojowi, nie może wydać wyników pomyślnych dla gospodarstwa narodowego, szczególniej w dobie zakładania fundamentów pod gmach naszej niezależności politycznej i gospodarczej, w chwili gdy rozwój produkcji i jej wzmożenie jedynie de
cydować będą o odrodzeniu i bycie państwa.
A D A M R O S Ę .
Reformy rolne, o kwest ja robotników rolnych.
Konieczności reform rolnych w Pol
sce nie zaprzeczy nikt. Zbytecznem jest uzasadniać ich potrzebę tam, gdzie z jednej strony, dla braku pracy pół miljona robotników rolnych emigruje 'corocznie na ^bczyznę, a gdzie z dru
giej strony brak na folwarkach rąk ro
boczych.
Bezwzględne uznanie konieczności reform nie zwalnia jednakże od zba
dania, a przynajmniej badania przy
czyn panującego zła. Aby temu złe
mu zaradzić, trzeba poddać te przy
czyny bezwzględnej analizie i w przy
szłym ustroju państwa polskiego usu
nąć wszystko to, co, naszem zdaniem, zdrowej ewolucji wszystkich warstw przeciwdziałać może. Czynniki, powo
łane do uzdrowienia stosunków, muszą się pozbyć przy tern i partyjnej zaciek
6 K R O N I K A C H W I L I
łości i partyjnego, a właściwie kasto
wego egoizmu. Inaczej złego nietylko nie wytępią, lecz zastąpią je złem gor
szeni, a tem szkodliwszem, że tworzonem "
pod egidą odrodzonego państwa.
Reformy rolne mają na celu popra
wienie bytu małorolnych i bezrolnych, do których w znacznej ilości należą robotnicy rolni. „Każdy w Polsce musi mieć prawo do posiadania kawał
ka ziemi"—oto hasło dziś najbardziej popularne, — a przytem w założeniu i idei napewno bezwzględnie słuszne.
Tak jest. Silny stan włościański musi stać się podporą naszego państwa.
Do stworzenia tego stanu dążyć nam trzeba wszelkiemi siłami, nawet drogą znacznych ofiar. Ale musimy przytem nie tracić z oczu realnych warunków.
Wywłaszczyć wielką własność, a co- najmniej uniemożliwić jej produkcję, rzecz to względnie łatwa. Pamiętać jednak trzeba o tem, że ziemi nie po
siada się dla samego faktu posiadania- lub zaspokojenia uczucia, które dziś nazywamy „głodem ziemi". Ziemia nie jest własnością ani „obszarników"
ani włościan. Ziemia, jako podstawa dla produkcji rolnej, jest własnością całego narodu, który żyć ma i musi z wyprodukowanych na tej ziemi arty
kułów spożywczych.
Najwięcej więc prawa do posiadania ziemi ma ten, kto dla ogółu naj
więcej na niej wyprodukować może.
Stąd obowiązkiem państwa jest nietyle zabranie ziemi większym posiadaczom i nadanie jej włościanom, ile danie równocześnie tym włościanom możno
ści pracy i produkcji na działach, im nadanych.
Ktokolwiek widział zbliska działal
ność Komisji kolonizacyjnej poznań
skiej, która bez kwestji pod względem społecznym kolonizowała wzorowo, ten zrozumie ogrom zadania, spadają
cego na państwo polskie z chwilą, gdy przystąpi ono do parcelacji ziemi.
Ten zrozumie, że frazesem jest wszel
kie przeprowadzenie reform w przecią
gu krótkiego czasu, ten przyzna, że między chwilą obecną, a idealną przy
szłością, w której każdy, dążący do tego, będzie posiadał własny kawałek ziemi i możność wysokiej produkcji na nim, — leży długi i trudny okres przejściowy. A ten okres przejściowy, w którym tak, jak dziś, istnieć będą
jeszcze i zbyt mało ziemi posiadający włościanie i zupełnie bezrolni robotni
cy wiejscy, będzie napewno tak długi, że nie można ignorować go zupełnie i aeroplanami myślowemi bujać w tych latach, w których dzięki reformom, będą już na wsiach tylko zadowoleni i umiejętnie gospodarujący włościanie.
Jeżeli czynniki, dziś o tych sprawach decydujące, zbyt daleko odbiegają od gruntu realnego, to już dziś napewno powiedzieć im można, że naród nasz nie doczeka się prędko wymarzonej przez nich struktury społecznej. Warstwy bez
rolnych nie pozbędziemy się ani z dnia na dzień, ani z roku na rok. Możemy nawet już dziś z pewną dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że większość fornali i najemników, którzy dziś są w sile wieku, umrą nie jako posiadający własny kawałek ziemi wło
ścianie, lecz jako robotnicy rolni.
Nasuwa się zatem z bezwzględną siłą pytanie: I V ja k i sposób odbiją się na położeniu istniejącej dziś war
stwy robotników rolnych r e fo r m y, pro
jektowane obecnie? Albo: czy los tylu tysięcy istotnie da się polepszyć jedynie przeznadanie im kawałka ziemi —względ
nie czy los Kub polepszy się z chwilą, gdy z parobka dominjalnego stanie się parobkiem włościańskim? Bo prze
cież i najnowsza uchwała Komisji sej
mowej, uznająca, jako maximum wła
sności 300 morgów, liczy się z tem, że warstwa robotników rolnych i nadal istnieć będzie. Nikt przecież obrobić nie może trzystu morgów siłami wła- snemi i rodziny. Obca pomoc, a więc pomoc najemników, jest tu bezwzględ
nie potrzebną.
Z drugiej strony obok zmniejszo
nych gospodarstw folwarcznych stanie cały szereg średnich gospodarstw wło
ściańskich, które, nie mogąc obrobić się własnemi siłami, będą też potrze
bować najemnika. Dla ogromnej więc większości dzisiejszych bezrolnych, któ
rzy nie będą w możności dojść do własnego kawałka ziemi, kwestja pro jektowanych dzisiaj reform nie wyra
ża się w pytaniu: „kiedy mój los bę
dzie lepszym, gdy będę włościaninem, czy robotnikiem rolnym", lecz w py
taniu: czy mnie, robotnikowi, będzie lepiej tv drobnem, czy w więkssem gospodarstwie?
K R O N I K A C H W I L I 7
Ktokolwiek zna stosunki wiejskie, ten wie, że prawie zawsze w takich wypad
kach robotnik rolny odpowie, że woli pracować w dominjach. Badacz nie
miecki Dalsky skonstatował w r. 1915, że zarobki robotników ronych, płacone przez włościan, są w calem Księstwie Poznańskiem mniej więcej o 20% wyż
sze od zarobków, płaconych przez fol
warki. Czem to się tłomaczy? Tern, że robotnicy naogół u włościan praco
wać nie chcą, i że tylko wyższy zaro
bek może ich nakłonić do pracy u wło
ścianina, gdy praca w dominjach stoi im otworem. Fakt ten nie świadczy zresztą koniecznie o tern, że włościa
nie gorzej traktują robotników, niż właściciele ziemscy. Naturalnem jest jednak, że włościanin, który sam współ
pracuje z robotnikiem, a tem samem więcej go obserwuje i kontroluje, wy
maga pracy intensywniejszej, niż naj- energiczniejszy urzędnik gospodarczy.
Powód ten nie jest jednak na tyle waż
ny, aby przesądzał zasadniczo kwestję, czy los robotników lepszym jest na malej, czy na wielkiej własności. Leży on głębiej.
Dążenia robotników szły przed woj
ną i idą jeszcze dziś w potrójnym kierunku, mianowicie do osiągnięcia jaknajlepszych warunków materjalnych, jaknajwiększej wolności osobisteji jaknaj- szerszej możności awansu społecznego.
Materjalne położenie robotników rol
nych przed wojną nie było zapewne naogół gorsze, niż robotników prze
mysłowych. Nie twierdzę przez to, że absolutna wysokość zarobków miej
skich i wiejskich była równa, niemniej prawdopodobnem jest, że robotnicy wiejscy, dzięki płacy w naturaljach nie odżywiali się, a nawet przeważnie nie mieszkali gorzej, niż robotnicy miejscy, pomimo nominalnie niższych zarobków1. Wojna sprawiła, że mater
jalne położenie robotników rolnych, wobec fatalnej drożyzny artykułów spożywczych w miastach, napewno jest lepsze. Przytem robotnicy rolni uzy
skali podczas wojny tak wysokie za
robki, że przypuścić można, iż główna siła ich dążeń po wojnie skierowaną będzie ku zdobyciu sobie jaknajwięk
szej wolności osobistej i jaknajszerszej . możności do awansu społecznego.
Reformy rolne, projektowane dzisiaj,
wywołują tu dwojaki skutek. Z jednej strony pewna ilość robotników nabę
dzie własny kawałek ziemi, a tem sa
mem wzniesie się znacznie na drabi
nie społecznej, zdobywając jednocze
śnie upragnioną wolność osobistą. Za
pominać jednak nie wolno, że liczba tych szczęśliwców będzie nader ogra
niczona. Jeżeli w państwie polskiem nie mają zapanować obecne rosyjskie stosunki, które określić można, jako powszechny zastój w produkcji, to po
dział wielkiej własności nie może nastą
pić bezplanowo, i trzeba wierzyć, że nie uniemożliwi się żadnemu folwarkowi pro- dukcji, dopóki produkcji tej w postaci gospodarstw małorolnych nie będzie można kontynuować, innemi słowy — trzeb-a mieć nadzieję, że nie nastąpi bezsensowna grabież wielkiej własno
ści, lecz celową, na wszelkich prawid
łach obecnej techniki oparta parcela
cja i wewnętrzna kolonizacja. Działal
ność taka wymaga jednakże takiego nakładu czasu, sił i kapitału, że twier
dzenie, iż tymczasowo względnie tyl
ko niewielka ilość bezrolnych z jej dobrodziejstw korzystać będzie, nie jest wynikiem wybujałego pesymizmu.
Nie wolno zapominać i o tem, że w pierwszym rzędzie z parcelacji ko
rzystać będą ci właściciele małorolni, których gospodarstwa za małe są dla wyżywienia rodziny. Z natury rzeczy służba rolna traktowaną będzie przy podziale ziemi na drugim planie, po
trzebną bowiem będzie włościanom niemal zarówno, jak wielkiej własno
ści. Dla ogromnej większości służby folwarcznej rezultat reform agrarnych na zewnątrz będzie nikły. Część po
zostanie na nierozparcelowanych fol
warkach, część pójdzie służyć u wło
ścianina. Wychodząc z założenia, że byt materjalny robotnika rolnego nie jest gorszy w zagrodach włościańskich, niż w dominjach, (przeciw czemu świadczy jednak wyżej wspomniana niechęć robotników do pracy u wło
ścian) — zbadać trzeba teoretycznie, który typ własności łatwiej zaspokoić może pozostałe dwa dążenia robotni
ków t. j. dążenie do jaknajwiększej wolności osobistej i dążenie do jak- najszybszego awansu społecznego.
Czego zazdrościli robotnicy rolni ro
botnikom - przemysłowcom? Co spra-
_
10 K R O N I K A
ga wątpliwości. Ale jeżeli ten polak jest jednocześnie ziemianinem, to nie może on nie być w przykry sposób zdziwionym następującą,udzieloną czyn- nikom, pytającym Reymonta, informa
cją: „Chłop polski—wyraził się on—
wygrał też w Polsce wielką wojnę rol
niczą; dzięki niemu można jeszcze za
spokoić głód".
Ściśle lub nieściśle przełożył tłó- macz zdanie Reymonta, w każdym ra
zie ziemianin polski ma wszelkie pra
wo pomyśleć, że w najlepszym wy
padku jego rolę w rolnictwie czasu wojny zbagatelizowano, w gorszym — przeciwstawiono tej roli zwycięską ja
koby działalność chłopa. Maleńkie to ogniwo w porównaniu do łańcucha napa
ści, inwektyw, lekceważenia, których ziemiaństwo jest dziś ze strony pewnych sfer objektem. Niemniej za
rzutowi, skierowanemu pod naszym a- dresem i urabiającemu w pewnym kie
runku nieświadomą rzeczy opinję, na
leży się kilka słów sprostowania. 1 je
żeli ze względów taktycznych można- by nawet spierać się, czy ofenzywny sposób obrony nie byłby lepszym od defenzywy, to w każdym razie sama potrzeba obrony nie ulega wątpliwo
ści, więcej nawet, jest społecznym o- bowiązkiem i nakazem honoru. Pros
tracja duchowa rosyjskiej inteligencji powinna być tu odstraszającym przy
kładem. I straconej placówki należy bronić do końca, a tembardziej jeżeli placówka ta w opinji ludzi, świadomych rzeczy, uważana jest za niezbędną.
Niewątpliwie chłop polski wygrał wojnę rolniczą w pewnem znaczeniu tego słowa. W czasie działań wojen
nych walczących armji trwał na zago
nie, w razie konieczności usuwał się do lasu, zakopując cenniejsze mienie i ładując resztę na wóz, przy którym, uwiązane na postronkach, szły krowy;
po ustaniu strzałów wracał natychmiast i brał się do pracy. Tym sposobem przez ciągłość produkcji i uratowanie inwentarza przed rabunkiem przecho
dzących wojsk przyczynił się olbrzy
mio do utrzymania pewnej normy bo
gactwa narodowego.
W tym samym czasie ziemianin, choćby najbardziej dzielny i uparty, tracił na rzecz wojska nieukrywane,
C H W I L I U
albo wręcz porzucane przy podwodach przez służbę, konie i wozy, a w ostat
ku w lecie 1915 roku melancholijnie patrzył na odjeżdżających masowo na wschód pod troskliwą opieką kozaków fornali na dworskich furmankach. Ilość zakupiouych w jesieni i zimie 1915 roku we wschodniej części Królestwa przez dwory od włościan koni świad
czy wymownie z jednej strony o róż
nicy warunków, w jakich ziemianie i włościanie mogli przetrwać wielkie cofanie się Rosjan, a z drugiej—o tej ogromnej zasłudze, jaką oddali chłopi Polsce, zatrzymując w kraju poważne ilości inwentarza.
Podobny system ukrywania wraz z taktyką uporczywego odwlekania oka
zały się równie skuteczne wobec oku
pantów, którzy przy bardziej podatnym materjale wśród rolników potrafiliby wyciągać z kraju jeszcze więcej, niż wyciągali. I tu porównanie wypada na niekorzyść ziemian, którzy, podle
gając o wiele łatwiejszej kontroli władz co do rozmiarów swej produkcji, ustę
powali przed obawą zapowiadanych kar, lub oddawali się złudzeniom w szczególności za czasów Krajowej Ra
dy Gospodarczej w okupacji austrjac- kiej, że lojalne dostarczanie zboża wpłynie na lepsze zaprowidowanie miast, i centrów fabrycznych w Pol
sce.
Ale okupacja się skończyła. Zamiast rządów okupantów przyszedł rząd pol
ski, i to, co było zaletą w stosunku do władz obcych, stało się grzechem w stosunku do swoich. Fakty wska
zują, że chłop pozostał przy swej tak
tyce ukrywania i odwlekania z tych lub innych powodów, ale zawsze świad
czących o małem poczuciu obowiąz
ków obywatelskich, że zboża nie do
starczył, że natomiast uczynił to zie
mianin i on to właśnie sprawił, że w Polsce „można jeszcze głód zaspo
koić".
Jeżeli obecnie w dyskusjach o po
trzebie wywłaszczenia słyszy się gło
sy, że mniejsza własność produkuje więcej z morga i jeżeli w obecnym cza
sie i w stosunku do folwarków bardzo zniszczonych i znajdujących się w słab
szych rękach może to być prawdą, to tern większa wina włościan, że wypro
dukowane zboże użyte zostało w znacz
#
II K R O N I K A C H W I L I 11
nej części na szmugiel i pędzenie wód
ki. Tę ostatnią pozycję b. minister Stecki oblicza oględnie na 450 wago
nów do lutego, zaś poseł Małupa na 600 wagonów miesięcznie, powtarza
my miesięcznie. Z całej ilości dostar
czonego do dnia 1 marca państwu zbo
ża, (dane przytoczone przez ministra aprowizacji na 26-m posiedzeniu Sej
mu) większa własność dostarczyła 90%>
mniejsza 10%, a zdaje się nam, i» nie tylko oryginalna z punktu widzenia sprawiedliwości metoda rządu nakła
dania kar na większą własność i nie- nakładania na mniejszą jest tego przy
czyną.
Kiedy w lubelskietn z powodu strej- ków rolnych ustał dowóz, to miasta, położone w tym „śpichrzu“ Królestwa,—
a nie są to miasta duże,—znalazły się w tak smutnem położeniu, że minister aprowizacji, choć zgorszony, że najbo
gatsza część kraju nie może się wyży
wić sama, zmuszony był posłać do Lublina i miast powiatowych kilkana
ście wagonów mąki amerykańskiej.
Jeżeli Poznańskie ratuje wprost Kró
lestwo i Galicję od głodu i nieobsiania pól przez dostawy zboża i kartofli, to czyni to nie tylko z zamagazynowa- nych przez niemców zapasów, ale i z własnej dworskiej produkcji. Ziemia
nie dostarczyli w ten sposób poważ
nych ilości zboża, nie biorąc pod uwa
gę wymuszonych w ostatnich czasach przez strejkującą służbę 140.000 ctn.
metr. (jak znowu oględnie oblicza b.
minister Stecki, gdyż w rzeczywistości cyfra ta jest pewnie 2 razy wyższa);
dostarczyli przytem po cenach 2 lub 3 razy niższych od cen rynkowych t. j.
od cen, po których sprzedają włościa
nie. I jeżeli poseł Czapiński uskarża się w Sejmie, że „rekwizycje omijają obszarników", to dowodzi tylko, że są ludzie, których żadne argumenty, na
wet cyfry, przekonać nie są w stanie.
Na zakończenie tych nielicznych i nie wyczerpujących tematu zestawień cyfrowych w produkcji zbożowej- przy
toczymy tutaj parę danych z czasów działalności w okupacji austrjackiej Kra
jowej Rady Gospodarczej, a w szcze
gólności jej organu,zajmującego się sku
pem zboża—Polskiej Centrali Zbożowej w Lublinie. Działalność ta nie obejmo
wała, niestety, całego roku gospodar
czego 1917— 18 i urwała się nagle w lutym z powodu demaskującego Aus- trję pokoju w Brześciu. Stąd cyfry P. C. Z ‘ dotyczą czasu do 31 stycznia 1918 r. Skądinąd jednak mamy infor
macje, że dla otrzymania danych dla całego roku należy dane P. C. Z. pod
wyższyć o 45%.
Wobec 746.920 morgów większej własności i 3508712 małej w okupacji austrjackiej kontyngent 14793 wagony, oznaczony przez K. R. G. wynosił dla większej własności 6609 wagonów, dla małej 8184 wagony, czyli około 90 klg.
na mórg większej własności i około 30 klg. na mórg małej. Większa włas
ność dostarczyła do 31 stycznia 4541 wagonów, mniejsza 5013 wagonów, czyli 68, 7% i 61, 3% nałożonego kontyngentu, co na mórg wypada 60 i 19 klg., a na mórg zbóż monopolo
wych 129 i 35 klg.
Z górą 3 razy mniejsze za czasów K. R. G., a przy całorocznem oblicze
niu o 60 klg. mniejsze dostawy włoś
ciańskie z morga oznaczałyby w razie przejścia z większej własności na małą, przy tych samych innych warunkach na nowych parcelach, ubytek 4481 wa
gonów zboża na byłą okupację aus- trjacką.
Sprawiedliwość nakazuje dodać, że mniejsze dostawy zboża od małej włas
ności kompensowały się w części dosta
wą świń i bydła, co do czego jednak da
nych cyfrowych nie posiadamy. Kieru
nek gospodarstw małych sprawia, że nadwyżka produkcji ponad własnem użyciem, nawet gdyby była ona obra- • cana lojalnie na potrzeby ludności we
dług wskazań państwa, nie zadowolni tej ludności, gdyż nadwyżka ta jest zbyt mała. Mamy tu na myśli nad
mierne przeciążenie inwentarzem, nie mówiąc już o parokrotnie wyższem za
ludnieniu jednostki przestrzeni w po
równaniu z dworską. W koniach wło
ściańskich nietylko tkwi nieprodukcyj
nie kapitał, ale i konkurent bezrolnych w konsumcji ziarna, zaś wielkie ilości produktów, skarmionych świńmi, nie
raz bywają stracone dla kraju wsku
tek specjalnego zamiłowania do szmu- glu zagranicznego tym właśnie arty
kułem. Co się tyczy włościańskiej ho
dowli krów, to w znacznym stopniu