• Nie Znaleziono Wyników

Kronika Chwili. R.1, z. 2 (1919)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kronika Chwili. R.1, z. 2 (1919)"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

ZESZYT II. W ARSZAW A, M AJ 1919 R. ROK 1.

Kronika Chwili.

DODATEK AKTUALNY DO „ZIEMIANINA".

T REŚĆ: W przededniu debaty o reform ach rolnych. —■ D r. S te f a n R o s iń s k i. Wywłaszczenie ziemi, a zewnętrzna wymiana handlowa Polski. — A d a m R o sę . Reformy roln e, a kwestja robotników rolnych. — T a d e u s z D ą b ro w s k i. Włościanie i produkcja

» włościańska wobec potrzeb państwa i ludności. — B o le s ła w M ie d z y b ło c k i. Prze- ciwstawność motywów reform y agrarnej w Polsce i Niemczech.—J . T . K onsekwencje wywłaszczenia. — J . T u . W spraw ie rzek o m eg o paskarstw a przy sprzedaży paszy w Galicji.—J . T . W sprawie gorzelni wioskowych.—Z g ło s ó w p ra s y . Sto sunki ag rarne we Francji. — Kto będzie żywił? *— „Sprawa robotnicza" o reformie agrarnej. — Z d o k u m e n tó w c h w ili. Dwie odezwy Klubu mieszczańskiego.—Głos prof. Bujaka.—

Znam ienne stanowisko. — N a d e s ła n e . W sprawie ziemi polskiej na Kresach.

W przededniu debaty o reformach rolnych.

Stoimy w przededniu wielkiej debaty w plenum Sejmu o refor­

mach rolnych.

Mało która sprawa tak jak ta, poruszyła w kraju umysły, zainteresowała najszersze koła, wywołała w społeczeństwie tak żywą wymianę zdań.

Jak problemat Polski samej z ciasnej orbity jej interesów wewnętrznych wypłynął niezależnie od naszej woli na szeroką arenę polityki międzynarodowej i stał się, można śmiało powiedzieć, punktem ciężkości równowagi europejskiej, tak sprawa rolna swym ciężarem gatunkowym, swym charakterem, wnikającym najgłębiej w podstawy życia narodu, wybiła się ponad sferę interesów jednej klasy czy grupy ludzi i staje dziś przed wyrokiem Wysokiego Sejmu w dostoj­

nej szacie sprawy ogólno-narodowej, która pod jakimś ciaśniejszym kątemyżadną miarą osądzić się nie da.

Ci bowiem, co z podniesionym mieczem niwelacji powszechnej wzrokiem groźnym ogarniają stare placówki kultury rolniczej, powinni widzieć, że w okopach ich stają dziś nietylko ci, których one są bezpośrednim i drogim dorobkiem, ale cała moc czynników zewnętrznych, dalekich od wszelkich dla tamtych sentymen­

tów, a zdających sobie tylko jasno sprawę z tego, że niepowołaną ręką nieumie­

jętnie dokonane cięcie na najważniejszej arterji organizmu narodowego, może sparaliżować dopływ soków do jego innych ośrodków i zamiast wlać weń nowe życie, do śmierci się jego przyczynić.

I nawet przypuszczać trudno, aby znaleźli się uczciwi sędziowie tak odważni, którzyby przystępując do wydania wyroku w sprawie tej doniosłości, nie przystąpili do niego z całym pietyzmem, z całą dobrą wolą wysłuchania obu­

stronnych argumentów, z całem bezstronnem zrozumieniem wszystkich konsek­

wencji powzięcia tej lub owej ęlecyzji.

(2)

2 K R O N I K A C H W I L I II

Jakaż na sumieniu ich zaciężyćby musiała wówczas odpowiedzialność za lekkomyślne ułożenie dla narodu praw, mogących go strącić na progu samo­

dzielnego bytu w przepaść anarchji, bezładu i niedoli.

A skoro taka jest waga mającej się rozstrzygać sprawy, to nigdy za wiele prawd o niej wygłaszanych, nigdy za wiele ‘ głosów, z różnych stron ją oświetlających, nigdy za wiele ostrzeżeń, które nawet w ostatnim momencie na szali wypadków położone być mogą.

W tem przeświadczeniu wydając obecnie drugi zeszyt naszej „Kroniki Chwili", tak aktualnej dziś sprawie rolnej poświęcić go pragniemy.

D r. S T E F A N R U S IŃ S K I. ,

Wywłaszczenie ziemi,

a zewnętrzna wymiana handlowa Polski.

Nie potrzeba szeroko rozwodzić się nad tem, iż wywłaszczenie ziemi więk­

szej i średniej własności, na rzecz bez­

rolnych i małorolnych, a nawet, już sa­

ma zapowiedź przeprowadzenia go, mu­

si poważnie zmniejszyć wytwórczość rolną na obszarach, które mają być terenem „reformy ag rarn ejZ w łaszcz a obecny okres powojennego wyczerpa­

nia gospodarstw w szczególny sposób może przyczynić się w związku z wy­

właszczeniem do dalszego zredukowa­

nia produkcji zwiększenie wytwórczo­

ści rolnictwa na terenie wielkjej i śred­

niej własności, bezsprzecznie bardziej zniszczonej od drobnych gospodarstw, mogłoby być dzisiaj stopniowo osią­

gane jedynie w drodze forsownej od­

budowy i robienia kolosalnych, jak na czasy normalne, nakładów gospodar­

czych, od których wielka i średnia własność ziemska, będąc zagrożona wywłaszczeniem, bezwzględnie się po­

wstrzyma. Taki stan rzeczy nie utrzy­

ma produkcji na obecnym wojennym poziomie, ale będzie się przyczyniać do stopniowego dalszego jej ograniczenia.

Nie potrzeba dodawać, iż w razie urze­

czywistnienia projektu wywłaszczenia, świeżo utworzone na terenie wywłasz­

czonym gospodarstwa włościańskie,

nie tylko, iż przez długi szereg lat, na­

wet przy wydatnej pomocy państwa, nie będą w stanie zagospodarować o- trzymanej ziemi w sposób równie pro­

duktywny, jak dotychczasowa gospo­

darka folwarczna—na co wskazuje, jak w naszych stosunkach, niezaprzeczenie niższy stan produkcyjności przeciętne­

go gospodarstwa włościańskiego w p o ­ równaniu z fołwarcznem,—ale z powo­

du trudności, związanych z samem powstawaniem setek tysięcy nowych warsztatów, nie będą mogły osiągnąć nawet takich rezultatów.^ jakie średnio wykazują gospodarstwa włościańskie, już istniejące. Bez względu na to, w jaki sposób wywłaszczenie miałoby być urzeczywistnione, t. zn. czy przepro- wadzonoby je w krótkim przeciągu czasu, czy wywłaszczanoby stopniowo, wo, należy się liczyć ze znacznem zmniejszeniem bilansu- wartości pro­

dukcji rolniczej naszego kraju na o- kres czasu, którego bliżej określić się nie da, który jednakowoż potrwać mo­

że dotąd, dokąd poziom oświatowy i umiejętność gospodarowania na roli naszego włościanina nie zrównają się z temi samemi przymiotami u odpo­

wiedniej klasy rolników na zachodzie, względnie dokąd nie zostanie zarzuco­

(3)

II K R O N I K A C H W I L ! 3

na myśl uzdrawiania naszych stosun­

ków rolnych przez naruszenie praw własności. Jak dalece zmniejszenie wytwórczości rolnej może postąpić, wy­

starczy wskazać, że tylko w b. trzech zaborach teren ziemi produkcyjno-rol- nej, dotknięty groźbą wywłaszczenia, wynosi 6,7 miljonów hektarów, i że s a ­ ma zapowiedź wywłaszczenia — pomi­

nąwszy szereg innych aktualnych trud­

ności—przyczyniła się już do sparali­

żowania na nim normalnego, jak na powojenny okres, rozwoju gospodarki.

Drugim objawem, który wynikałby już nie z samej zapowiedzi, ale z u- rzeczywistnienia wywłaszczenia, była­

by zmiana charakteru produkcji rolnej naszego kraju w kierunku znaczniej­

szej przewagi uprawy ziemniaka oraz ilościowego wzmożenia hodowli, głów­

nie trzody chlewnej, natomiast zmniej­

szenia stosunkowego uprawy zbóż, plantacji buraka cukrowego i t. d.

Konsekwencje wspomnianych wyżej dwóch najważniejszych pod względem gospodarczym skutków przeprowadzenia wywłaszczenia posiadałyby pod wzglę­

dem ekonomicznym bardzo różnorodne znaczenie. Tutaj pragniemy zwrócić jedynie uwagę na znaczenie ich dla gospodąrśtwa narodowego z punktu widzenia potrzeb i zainteresowania pań­

stwa i rolnictwa polskiego w zewnętrz­

nej wymianie handlowej.

Wiadomą jest rzeczą—i co do tego niema dwóch zdań,—iż nasze gospo­

darstwo narodowe, o ile nie mamy się stać społeczeństwem helotów, musi przejść w najbliższym czasie przez o- kres gospodarki inwestycyjnej — okres uruchomienia gospodarczych funkcji zatrzymanych w swym biegu wskutek wypadków wojennych. Najważniejszem zadaniem staje się otrzymanie drogą importu z zagranicy wszystkiego tego, co umożliwiłoby produkcyjne zatrud­

nienie miljonów rąk roboczych i poz­

woliłoby stworzyć na zdrowych zasa­

dach oparty dochód społeczny, na któ­

rym ufundowana jest zarówno pomyśl­

ność i dobrobyt jednostek, jak i pań­

stwa. Uruchomienie produkcji i najda­

lej posunięty rozwój w naszej dziedzi­

nie gospodarczej działalności społe­

czeństwa, to klucz do rozwiązania tej wielce chaotycznej i ciężkiej pod każ­

dym względem sytuacji, jaką przeży­

wamy. Same inwestycje, związane z odbudową (wynagrodzenia bezpośred­

nich szkód wojennych) oceniają bardzo ostrożnie na 20 — 30 miljardów. Jest to suma, jaką należałoby włożyć w zruj­

nowane nasze gospodarstwa, aby otrzy­

mać ekwiwalent dochodu społecznego, jaki posiadaliśmy przed wojną. Uru­

chamiając życie gospodarcze, przynaj­

mniej połowę tej sumy należałoby za­

płacić zagranicy za sprowadzone, a nie­

odzownie nam potrzebne do odbudo­

wy, przedmioty, nie licząc wielkiej iloś­

ci surowca, niezbędnego dla przemy­

słu, towarów, które spożywamy, a nie produkujemy, ani produkować będzie­

my, wreszcie nie licząc naszego defi­

cytu żywnościowego ani potrzeb armji.

Importowy handel zagraniczny nabiera dla nas w chwili obecnej pierwszorzęd­

nego znaczenia, a rozmiary potrzeb w tym zakresie—potrzeb niejednokrotnie gwałtownych — rozrosły się do nieby­

wałej wielkości. Od możności zreali­

zowania naszych potrzeb w zakresie handlu importowego zależy byt nasz dzisiejszy i nasza przyszłość zarówno ekonomiczna jak i polityczna.

Położenie nasze jest jednak pod tym względem niezmiernie trudne i skompli­

kowane. Nietylko, że skarb państwa musi w znacznej mierze ze względu na zastój gospodarczy kraju starać się o kredyt zagranicą dla pokrycia bieżą­

cych nieomal wydatków, ale nie jesteś­

my w stanie choćby w ramach naj­

skromniejszych skierować tak koniecz­

nego dla nas importu towarów z za­

granicy w inny sposób, jak na rachu­

nek przyszłych dochodów. Jeżeli po­

wiedzie się naszym czynnikom pań­

stwowym przeprowadzić tego rodzaju tranzakcje kredytowe, a przedsiębiorcy i przemysłowcy nasi potrafią, niezależ­

nie od tego, otrzymać mniej lub wię­

cej znaczne dostawy na kredyt, to już w najbliższym czasie obok konieczno­

ści znalezienia środków zapłaty na dal­

szy import potrzeba nam będzie pła­

cić nie małe procenty od zaciągnię­

tych zobowiązań, które tern łatwiej passywność naszego bilansu rozrachun­

kowego z zagranicą powiększą. Otrzy­

manie odszkodowań wojennych mogło­

by częściowo zmniejszyć ciężar n a ­ szych zobowiązań płatniczych wzglę­

dem zagranicy. Narazie jednak nawet

(4)

4 K R O N I K A C H W I L I II

w razie przyznania do nich prawa, sprawa wyegzekwowania czyni ich war­

tość wielce problematyczną. Nawet jednak wówczas zobowiązania nasze z tytułu importu byłyby wobec zagra­

nicy bardzo wysokie, a pokrycie ich wymagałoby wielkiej sprężystości od organizmu gospodarczego. Należy więc sobie uprzytomnić, iż w okres odra­

dzającego się życia politycznego wej­

dziemy z olbrzymią sumą obciążenia na rzecz zagranicy. Obciążenie to, w jakichkolwiekbądź formach dojdzie do skutku, efektywnie będzie daniem nam z zagranicy dóbr materjalnych, potrzeb­

nych dla budowy i utrzymania pańs- stwa oraz dla gospodarczej odbudowy.

Stara i niewzruszona zasada ekono­

miczna powiada: „kto chce kupować, ten musi sprzedawać". Kupić zagranicą musimy wiele, ale właśnie dlatego mu­

simy jej sprzedać odpowiedni ekwi­

walent z nawiązką procentów za pro­

longowanie zapłaty. Tymczasem, jak to wiadomo, na sprzedaż na wymianę posiadamy nie wiele. W najbliższym czasie mogą tu wchodzić w rachubę płody kopalniane, później nieco zyski z handlu tranzytowego wreszcie nad­

miar produkcji przemysłowej i rolnej po pokryciu potrzeb wyczerpanego ryn­

ku wewnętrznego.

Otóż optymistyczne nawet zapatry­

wania nie idą tak daleko, by przypusz­

czać, iż przemysł nasz w stosunkowo niedługim czasie będzie mógł produko­

wać na eksport. Handel tranzytowy będzie nam mógł przynosić znaczne korzyści dopiero po unormowaniu sto­

sunków gospodarczych Europy wschod­

niej, zaś produkcja kopalniana Polski wobec groźnej konkurencji może nie módz oddać w handlu zewnątrz tych usług, jakichby od niej można było się spodziewać.

Największa natomiast gałąź produk­

cji krajowej, jaką jest rolnictwo, z po­

wodu zniszczenia przez wojnę, ale tak­

że wskutek wykazywanego jeszcze przed wojną niskiego poziomu rozwoju nie zaspakaja nawet potrzeb żywnościo­

wych własnego kraju. W obecnej chwili sprowadzamy bynajmniej nie tanią mąkę amerykańską i tłuszcze, a prawdopodobnie dołączą się do tego jeszcze inne artykuły rodzimej wytwór­

czości rolnej.

Otóż można i należy stwierdzić, iż rolnictwo nasze nie spełniało i nie spełnia tej roli, jaką wypełniać powin­

no. Stan tej gałęzi gospodarstwa spra­

wia, że w chwili obecnej co miesiąc zwiększa się jeszcze o setki tysięcy , nasz dług zagranicą, od którego wkrót­

ce i procenta poczną narastać.

Stan taki w kraju o przewadze cha-

■rakteru rolniczego, w kraju najwięk­

szej z państw świata emigracji, nie może być utrzymany. A przecież pro­

sty rozsądek wskazuje, iż stan ten mo­

że uledz w krótkim przeciągu czasu zmianie pożądanej w kierunku stop­

niowego podnoszenia, jeśli nie podnie­

sienia na stopień zachodnio-europej­

ski wydajności naszych pól. Nietylko stać nas na to przy pieczołowitej opiece rządu i dalekowzrocznej po­

lityce ekonomicznej, by wytwarzać na potrzeby własnej konsumcji poddostat- kiem, lecz także i na to, aby ekspor­

tować. Z jednej więc strony rolnictwo może obniżyć saldo przywozu zagra­

nicznego o ilość dowożonych dziś środ­

ków spożywczych, zaś z drugiej przy­

czynić się poważnie do wyrównywa­

nia zaciąganych przez nasze gospodar­

stwo narodowe zobowiązań płatniczych u obcych.

A przecież tylko dojście do takiego, poziomu rozwoju, nie nazbyt trudne do osiągnięcia, będzie mogło upoważ­

niać do twierdzenia, że rozwój gospo­

darczy Polski postępuje zdrowo i nor­

malnie, że rolnictwo w sposób należyty wyzyskuje siły produkcyjne, jakiemi rozporządza i rozporządzać może. Szyb­

ko i sprężyście przeprowadzona odbu­

dowa, otoczenie produkcji rolnej pie­

czołowitą opieką głównie w kierunku ułatwień kredytowych i zapewnienia wolnych od wstrząśnień i kryzysów warunków pracy podnosiłyby nader szybko rolnictwo z wojennego upad­

ku, co umożliwiłoby w niedługim sto­

sunkowo czasie nietylko pokryć włas­

ne potrzeby, ale wyzyskać nadwyżki na wywóz. Ekspansja płodów rolnic­

twa z Polski zagranicę byłaby przy naszej strukturze gospodarczej obja­

wem zdrowia i tężyzny, a ze względu na potrzeby nasze w zakresie wymia­

ny zewnętrznej, sprowadzające się do wysokich zobowiązań, byłaby dla go­

spodarstwa narodowego zjednoczonej

(5)

8 K R O N I K A C H W I L !

wiło, że dziesiątki tysięcy wyemigro­

wało z Poznańskiego i rzuciło pracę na roli? Nie lżejsza i w milszych warunkach odbywająca się praca, bo czyż może równać się pod tym wzglę­

dem praca w kopalniach z pracą na roli? Nie tęsknota za wesołem wielko- miejskiem życiem, bo tylko mała część faktycznie do miast większych wyemi­

growała. Wreszcie, nie lepsze warunki materjalne, bo nie trudno udowodnić, że położenie materjalne nie było tam 0 tyle korzystniejszem. Robotnicy rolni dlatego przedewszystkiem rzucali pra­

cę na roli, że nieznośna im była stała zależność od pracodawcy. „W fabry­

ce po skończonej pracy jestem wol­

nym człowiekiem, na wsi wciąż mu­

szę być na usługi''—oto powód, cyto­

wany najczęściej przez emigrantów w rozmowie z nimi.

Taki stan rzeczy w stosunku do ro­

botników rolnych istniał przed wojną niemal wszędzie. Podczas wojny oka­

zało się, że stan taki nie jest integral­

nie związany z ustrojem wielkorolnym.

Przeciwnie, im większy majątek, tern łatwiej można było zmienić cały ustrój pracy na wzór wielkich przedsiębiorstw przemysłowych. W folwarkach można będzie łatwiej, niż w drobnych gospo­

darstwach, przeprowadzić pewien ściś­

lejszy ' podział pracy skierowany do tego, aby robotuik po skończeniu dzien­

nych zajęć, mógł być na równi z ro­

botnikiem przemysłowym od nikogo niezależnym. Reforma taka wykluczona jest jednakże w zagrodach włościań­

skich. Kilkudziesięcio-morgowe gospo­

darstwo nie może utrzymywać jednego robotnika do inwentarza, drugiego do pracy w polu. Z konieczności ten sam robotnik musi rano o 5 godzinie konia napaść i wyczyścić, który podczas dnia będzie nim orał, aby wieczorem znowu konia napaść, drzewa narąbać 1 pozałatwiać te wszystkie sprawy, które na folwarkach przypadają na kilku lub kilkunastu robotników. Oś­

miogodzinny dzień pracy w rolnictwie w ogólności, a w pierwszym rzędzie w zagrodzie włościańskiej, to frazes zu­

pełnie nierealny. Bezustanna zależność od pracodawcy będzie stale większą na zagrodach włościańskich, niż na fol­

warkach, a fakt, że pracodawca, w pierwszym wypadku stoi bliżej robot­

nika nadrabiniespołecznej,niż w drugim

istoty tej zależności lżejszą nie uczyni.

Stwierdzić więc trzeba, że służba folwarczna skorzysta z projektowanych reform rolnych tylko w tych nielicz­

nych wypadkach, w których otrzyma własny kęs ziemi, na ogół zaś osiąg­

nięcie jednego z najważniejszych jej postulatów, o których była mowa po­

wyżej—a mianowicie zdobycia jaknai- większej wolności osobistej bezwzględ­

nie utrudnionem jej zostanie.

Z tern łączy się wzgląd drugi.

O ile mianowicie robotnicy rolni po­

zostać mają w roli pracowników na cudzych warsztatach, dążyć trzeba do tego, żeby oni sami utworzyli jaknaj- bardziej jasno określoną i wewnętrznie skonsolidowaną warstwę społeczną, zdolną myśleć samodzielnie, nie jako bierne narzędzie w rękach niepowo­

łanych.

Wielkie Księstwo Poznańskie zrozu­

miało to najpierw i dlatego wszelkie- mi siłami dąży się tam do przeprowa­

dzenia koalicji robotników rolnych. Że tego rodzaju koalicję łatwiej jest stwo­

rzyć wśród robotników folwarcznych, złączonych po kilkudziesięciu w jed- nem gospodarstwie, niż wśród rozpro­

szonych robotników włościańskich — zbytecznem jest dodawać. To rozpro­

szenie robotników, pracujących u włoś­

cian, utrudnia też niepomiernie wszel­

ką akcję państwową, zmierzającą ku poprawieniu losu robotnika. Wszelka ochrona pracy staje się tu częstokroć iluzoryczną — przeprowadzenie pow­

szechnej asekuracji robotników tech­

nicznie komplikuje się niezmiernie.

Co się tyczy trzeciego czynnika, t. j.

możności awansu społecznego dla ro­

botników rolnych, to wypadki, w któ­

rych bez własnej zasługi t. j. bez zdo­

bycia sobie własnemi siłami odpowied­

niego kapitału, robotnik rolny dzięki reformom rolnym wstąpi do warstwy włościańskiej—trzeba nam znowu wy­

kluczyć. Idzie o to, gdzie robotnik rolny dzięki własnej pracy, łatwiej za­

awansować może: na folwarku czy w zagrodzie właściańskiej. I tu rozstrzyg­

nięcie wypaść musi na korzyść wiel­

kiej własności rolnej. Im doskonalszą jest technika gospodarstwa folwarczne­

go, tern wyższą kategorję robotników majątek jest w stanie zatrudnić. U włoś­

cianina parobek pozostanie zawsze tyl­

(6)

II . v R O N I K f l C H I U 3

ko parobkiem. Na folwarkach zdolniej­

si stać się mogą włodarzami, montera­

mi, maszynistami, borowymi, a tern sa­

mem awansować materjalnie i społecz­

nie, nie opuszczając stann robotnicze­

go. Możność takiego stopniowego awan­

su jest specjalnie pożądaną dla mło­

dych robotników: wszak i w przemyśle dążenie robotników skierowane jest nie ku czemu innemu, jak ku zdobyciu so­

bie optimum warunków bytu bez opusz­

czenia warstwy robotniczej.

Niemożliwością techniczną jest prze­

prowadzić reformę rolną w przeciągu krótkiego czasu. Stałem dążeniem pań­

stwa musi być systematyczna wewnętrz­

na kolonizacja, uprawiana—skoro innej ziemi nie starczy— w drodze czerpania z areału wielkiej własności Niemniej żadna reforma rolna nie rozwiąże kwestji ro­

botników rolnych w tym sensie, że, obdarzając ziemią wszystkich robotni­

ków, zniesie tern samem pojęcie robot­

nika rolnego. Wobec tego dążenia pań­

stwowe skierowanebyćmusząku temu, a- by dać robotnikom jaknajlepsze warunki bytu i to nietylko w drodze osadzania ich na roli. Takie warunki i tak po­

jęte, znaleźć oni mogą jednakże tylko na dobrze prowadzonych i materjalnie silnie stojących folwarkach. Zachowa­

nie tego rodzaju folwarków ważnem jest i koniecznem zatem nietylko ze względów ekonomicznych, lecz nie­

mniej ze względów społecznych.

Jaki byłby stan rzeczy, gdyby Sejm miał potwierdzić „300-morgową usta­

wę" Komisji rolnej? Z jednej strony, przez odebranie koniecznego kredytu odciętoby możność ekonomicznego roz­

woju wszystkim niemal gospodarstwom folwarcznym, gdyż olbrzymia ich więk­

szość ma więcej, niż 300 morgów.

Z drugiej strony, majątki takie istnia­

łyby jednakże w dalszym ciągu, gdyż nikt poważnie myśleć nie może o prze­

prowadzeniu reformy w przeciągu kil­

ku lat. Folwarki istniałyby, lecz po­

zbawione możliwości robienia jakich­

kolwiek nakładów, co znowu fatalnie odbićby się musiało nietylko na wysoko­

ści i jakości produkcji, lecz niemniej na losie służby folwarcznej. Z takiego stanu rzeczy skorzystają wprawdzie ci, którzy nabędą ziemię od zrujnowane­

go właściciela po niższej cenie. Tracą jednakże wszyscy inni, a niemal w pierwszym rzędzie bezrolni, którzy nie mają żadnych danych, a nawet często­

kroć i inklinacji, do nabycia własnego kawałka ziemi, a którzy nie znajdą za­

dowolenia ani w pracy na bankrutu­

jącym folwarku, ani w zagrodzie nowo­

powstałego włościanina.

Partje, które przeprowadziły „usta­

wę 300 morgową" w Komisji rolnej, przedstawiają sprawę, jakby rozchodzi­

ło tu się jedynie o -walkę między „ob­

szarnikami" z jednej strony—a z dru­

giej ze wszystkimi mieszkańcami wsi.

Istotny stan rzeczy jest jednakże inny.

I dlatego ogół musi zdawać sobie sprawę, gdzie kończy się bezsprzecz­

nie konieczna u nas reforma rolna, a gdzie zaczyna się dążność do zaspo­

kojenia interesów jednostronnych, par- tyjno-kastowych. Powinien zważać bacznie, gdyż decyzje chwili obecnej nie tyczą się jedynie kilkudziesięciu lub kilkuset właścicieli wielkorolnych, lecz pod względem społecznym, jaknajszer- szych warstw robotniczych a pod względem ekonomicznym—wszystkich.

Gdyby reformy, projektowane dziś, do­

tyczyły faktycznie tylko większej włas­

ności, przeszłyby one bez śladu. Że błędy jednakże, dziś popełnione, zem­

ścić się muszą na całem społeczeń­

stwie, całe społeczeństwo baczyć powin­

no, by nic takiego nie otrzymało sankcji prawnej państwa, co na tę sankcję nie zasługuje, a państwu szkodzić musi.

T A D E U S Z D Ą B R O W S K I .

Włościanie i produkcja włościańska wobec potneb państwa i ludności.

Pytano Reymonta w Paryżu o sto- nawet „ludowych" lwią część swoich sunki w Polsce. Żaden polak nie wywodów poświęcił chłopom, tembar- zdziwi się, ani weźmie mu za zle, że dziej, że kompetencja autora „Chło- w tych czasach demokratycznych, a pów“ w sprawach chłopskich nie ule-

(7)

K R O N I K A C H W I L I 5

Polski niemałym sukursem przy nie­

pomyślnych widokach układu bilansu płatniczego. Wolno przypuszczać, iż wobec potencjalnej możności wyzy­

skania zdolności eksportowej naszego rolnictwa, polityka ekonomiczna, zdą­

żająca do tego celu prostą drogą, po­

siadałaby realne i trafne uzasadnienie w ogólno-gospodarczych korzyściach, jakieby z jego osiągnięcia wypływały.' Na przeszkodzie jednak do osiąga­

nia tego celu stać będzie wszystko co utrudnia lub uniemożliwia osiągnięcie w najkrótszej drodze najwyższej w da­

nych warunkach produkcyjności rol­

nictwa. Ze tak ujemnie .działającym czynnikiem staje się proponowane przez sejmową Komisję rolną określe­

nie maximum władania — nie ulega wątpliwości. Nie chodzi tu już tylko o pierwszy skutek—efektywne zmniej­

szenie ważności produkcji na wywłasz­

czanych terenach, ale także o przytłu­

mienie wogóle tempa rozwoju gospodar­

ki włościańskiej, której postęp go­

spodarczy nie będzie już znajdo­

wał podniety, przykładu, nauki i współ­

działania w przekreślonej przez wy­

właszczenie racjonalnie postawionej gospodarce folwarcznej. Liczyć na to, iż gospodarstwa włościańskie, wznie­

sione na terenach wywłaszczonych przez stosunkowo znaczniejszy chów inwentarza żywego będą mogły dać pewną rekompensatę za ogólne zmniej­

szenie bilansu produkcyjnego i w ten sposób zadosyćuczynić potrzebom wy-

! wozowym Polski w zakresie produk­

tów gospodarstwa wiejskiego, byłoby błędem. Produkt, jaki jeszcze przez

długie lata będzie dawać gospodar­

stwo małorolne w naszych warunkach, nie będzie stał na wysokości potrzeb­

nej do współzawodniczenia z konku­

rencją obcą, z jaką mu się przyjdzie spotkać. Przez długi jeszcze czas go­

spodarstwo rolne nie będzie miało sił i możności zorganizowania eksportu, a przez to umożliwienia go wogóle.

Obok wielu innych wywłaszczenie wielkiej i średniej własności także z tych względów budzić musi poważ­

ne obawy. Radykalna reforma rolna utrudni, a być może częściowo unie­

możliwi szybkie i bujne odrodzenie produkcji rolnej, stanie w poprzek osiągalnej ekspansji eksportowej, a przez to nie pozwoli odegrać rolnictwu w na- szem życiu gospodąrczem niezaprze- czenie wskazanej i pożytecznej roli, posiadającej dla bilansu płatniczego pierwszorzędne znaczenie. Może się to przyczynić w wysokim stopniu do uchwalenia zależności naszej pod wzglę­

dem finansowym od obcych, do pra­

cowania na oprocentowanie cudzych kapitałów. Niewyzyskanie w sposób należyty sił ekonomicznych, jakiemi rozporządza u nas, na tyle poczesne miejsce w gospodarstwie narodowem zajmujące rolnictwo, stawianie przesz­

kód jego naturalnemu rozwojowi, nie może wydać wyników pomyślnych dla gospodarstwa narodowego, szczególniej w dobie zakładania fundamentów pod gmach naszej niezależności politycznej i gospodarczej, w chwili gdy rozwój produkcji i jej wzmożenie jedynie de­

cydować będą o odrodzeniu i bycie państwa.

A D A M R O S Ę .

Reformy rolne, o kwest ja robotników rolnych.

Konieczności reform rolnych w Pol­

sce nie zaprzeczy nikt. Zbytecznem jest uzasadniać ich potrzebę tam, gdzie z jednej strony, dla braku pracy pół miljona robotników rolnych emigruje 'corocznie na ^bczyznę, a gdzie z dru­

giej strony brak na folwarkach rąk ro­

boczych.

Bezwzględne uznanie konieczności reform nie zwalnia jednakże od zba­

dania, a przynajmniej badania przy­

czyn panującego zła. Aby temu złe­

mu zaradzić, trzeba poddać te przy­

czyny bezwzględnej analizie i w przy­

szłym ustroju państwa polskiego usu­

nąć wszystko to, co, naszem zdaniem, zdrowej ewolucji wszystkich warstw przeciwdziałać może. Czynniki, powo­

łane do uzdrowienia stosunków, muszą się pozbyć przy tern i partyjnej zaciek­

(8)

6 K R O N I K A C H W I L I

łości i partyjnego, a właściwie kasto­

wego egoizmu. Inaczej złego nietylko nie wytępią, lecz zastąpią je złem gor­

szeni, a tem szkodliwszem, że tworzonem "

pod egidą odrodzonego państwa.

Reformy rolne mają na celu popra­

wienie bytu małorolnych i bezrolnych, do których w znacznej ilości należą robotnicy rolni. „Każdy w Polsce musi mieć prawo do posiadania kawał­

ka ziemi"—oto hasło dziś najbardziej popularne, — a przytem w założeniu i idei napewno bezwzględnie słuszne.

Tak jest. Silny stan włościański musi stać się podporą naszego państwa.

Do stworzenia tego stanu dążyć nam trzeba wszelkiemi siłami, nawet drogą znacznych ofiar. Ale musimy przytem nie tracić z oczu realnych warunków.

Wywłaszczyć wielką własność, a co- najmniej uniemożliwić jej produkcję, rzecz to względnie łatwa. Pamiętać jednak trzeba o tem, że ziemi nie po­

siada się dla samego faktu posiadania- lub zaspokojenia uczucia, które dziś nazywamy „głodem ziemi". Ziemia nie jest własnością ani „obszarników"

ani włościan. Ziemia, jako podstawa dla produkcji rolnej, jest własnością całego narodu, który żyć ma i musi z wyprodukowanych na tej ziemi arty­

kułów spożywczych.

Najwięcej więc prawa do posiadania ziemi ma ten, kto dla ogółu naj­

więcej na niej wyprodukować może.

Stąd obowiązkiem państwa jest nietyle zabranie ziemi większym posiadaczom i nadanie jej włościanom, ile danie równocześnie tym włościanom możno­

ści pracy i produkcji na działach, im nadanych.

Ktokolwiek widział zbliska działal­

ność Komisji kolonizacyjnej poznań­

skiej, która bez kwestji pod względem społecznym kolonizowała wzorowo, ten zrozumie ogrom zadania, spadają­

cego na państwo polskie z chwilą, gdy przystąpi ono do parcelacji ziemi.

Ten zrozumie, że frazesem jest wszel­

kie przeprowadzenie reform w przecią­

gu krótkiego czasu, ten przyzna, że między chwilą obecną, a idealną przy­

szłością, w której każdy, dążący do tego, będzie posiadał własny kawałek ziemi i możność wysokiej produkcji na nim, — leży długi i trudny okres przejściowy. A ten okres przejściowy, w którym tak, jak dziś, istnieć będą

jeszcze i zbyt mało ziemi posiadający włościanie i zupełnie bezrolni robotni­

cy wiejscy, będzie napewno tak długi, że nie można ignorować go zupełnie i aeroplanami myślowemi bujać w tych latach, w których dzięki reformom, będą już na wsiach tylko zadowoleni i umiejętnie gospodarujący włościanie.

Jeżeli czynniki, dziś o tych sprawach decydujące, zbyt daleko odbiegają od gruntu realnego, to już dziś napewno powiedzieć im można, że naród nasz nie doczeka się prędko wymarzonej przez nich struktury społecznej. Warstwy bez­

rolnych nie pozbędziemy się ani z dnia na dzień, ani z roku na rok. Możemy nawet już dziś z pewną dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że większość fornali i najemników, którzy dziś są w sile wieku, umrą nie jako posiadający własny kawałek ziemi wło­

ścianie, lecz jako robotnicy rolni.

Nasuwa się zatem z bezwzględną siłą pytanie: I V ja k i sposób odbiją się na położeniu istniejącej dziś war­

stwy robotników rolnych r e fo r m y, pro­

jektowane obecnie? Albo: czy los tylu tysięcy istotnie da się polepszyć jedynie przeznadanie im kawałka ziemi —względ­

nie czy los Kub polepszy się z chwilą, gdy z parobka dominjalnego stanie się parobkiem włościańskim? Bo prze­

cież i najnowsza uchwała Komisji sej­

mowej, uznająca, jako maximum wła­

sności 300 morgów, liczy się z tem, że warstwa robotników rolnych i nadal istnieć będzie. Nikt przecież obrobić nie może trzystu morgów siłami wła- snemi i rodziny. Obca pomoc, a więc pomoc najemników, jest tu bezwzględ­

nie potrzebną.

Z drugiej strony obok zmniejszo­

nych gospodarstw folwarcznych stanie cały szereg średnich gospodarstw wło­

ściańskich, które, nie mogąc obrobić się własnemi siłami, będą też potrze­

bować najemnika. Dla ogromnej więc większości dzisiejszych bezrolnych, któ­

rzy nie będą w możności dojść do własnego kawałka ziemi, kwestja pro jektowanych dzisiaj reform nie wyra­

ża się w pytaniu: „kiedy mój los bę­

dzie lepszym, gdy będę włościaninem, czy robotnikiem rolnym", lecz w py­

taniu: czy mnie, robotnikowi, będzie lepiej tv drobnem, czy w więkssem gospodarstwie?

(9)

K R O N I K A C H W I L I 7

Ktokolwiek zna stosunki wiejskie, ten wie, że prawie zawsze w takich wypad­

kach robotnik rolny odpowie, że woli pracować w dominjach. Badacz nie­

miecki Dalsky skonstatował w r. 1915, że zarobki robotników ronych, płacone przez włościan, są w calem Księstwie Poznańskiem mniej więcej o 20% wyż­

sze od zarobków, płaconych przez fol­

warki. Czem to się tłomaczy? Tern, że robotnicy naogół u włościan praco­

wać nie chcą, i że tylko wyższy zaro­

bek może ich nakłonić do pracy u wło­

ścianina, gdy praca w dominjach stoi im otworem. Fakt ten nie świadczy zresztą koniecznie o tern, że włościa­

nie gorzej traktują robotników, niż właściciele ziemscy. Naturalnem jest jednak, że włościanin, który sam współ­

pracuje z robotnikiem, a tem samem więcej go obserwuje i kontroluje, wy­

maga pracy intensywniejszej, niż naj- energiczniejszy urzędnik gospodarczy.

Powód ten nie jest jednak na tyle waż­

ny, aby przesądzał zasadniczo kwestję, czy los robotników lepszym jest na malej, czy na wielkiej własności. Leży on głębiej.

Dążenia robotników szły przed woj­

ną i idą jeszcze dziś w potrójnym kierunku, mianowicie do osiągnięcia jaknajlepszych warunków materjalnych, jaknajwiększej wolności osobisteji jaknaj- szerszej możności awansu społecznego.

Materjalne położenie robotników rol­

nych przed wojną nie było zapewne naogół gorsze, niż robotników prze­

mysłowych. Nie twierdzę przez to, że absolutna wysokość zarobków miej­

skich i wiejskich była równa, niemniej prawdopodobnem jest, że robotnicy wiejscy, dzięki płacy w naturaljach nie odżywiali się, a nawet przeważnie nie mieszkali gorzej, niż robotnicy miejscy, pomimo nominalnie niższych zarobków1. Wojna sprawiła, że mater­

jalne położenie robotników rolnych, wobec fatalnej drożyzny artykułów spożywczych w miastach, napewno jest lepsze. Przytem robotnicy rolni uzy­

skali podczas wojny tak wysokie za­

robki, że przypuścić można, iż główna siła ich dążeń po wojnie skierowaną będzie ku zdobyciu sobie jaknajwięk­

szej wolności osobistej i jaknajszerszej . możności do awansu społecznego.

Reformy rolne, projektowane dzisiaj,

wywołują tu dwojaki skutek. Z jednej strony pewna ilość robotników nabę­

dzie własny kawałek ziemi, a tem sa­

mem wzniesie się znacznie na drabi­

nie społecznej, zdobywając jednocze­

śnie upragnioną wolność osobistą. Za­

pominać jednak nie wolno, że liczba tych szczęśliwców będzie nader ogra­

niczona. Jeżeli w państwie polskiem nie mają zapanować obecne rosyjskie stosunki, które określić można, jako powszechny zastój w produkcji, to po­

dział wielkiej własności nie może nastą­

pić bezplanowo, i trzeba wierzyć, że nie uniemożliwi się żadnemu folwarkowi pro- dukcji, dopóki produkcji tej w postaci gospodarstw małorolnych nie będzie można kontynuować, innemi słowy — trzeb-a mieć nadzieję, że nie nastąpi bezsensowna grabież wielkiej własno­

ści, lecz celową, na wszelkich prawid­

łach obecnej techniki oparta parcela­

cja i wewnętrzna kolonizacja. Działal­

ność taka wymaga jednakże takiego nakładu czasu, sił i kapitału, że twier­

dzenie, iż tymczasowo względnie tyl­

ko niewielka ilość bezrolnych z jej dobrodziejstw korzystać będzie, nie jest wynikiem wybujałego pesymizmu.

Nie wolno zapominać i o tem, że w pierwszym rzędzie z parcelacji ko­

rzystać będą ci właściciele małorolni, których gospodarstwa za małe są dla wyżywienia rodziny. Z natury rzeczy służba rolna traktowaną będzie przy podziale ziemi na drugim planie, po­

trzebną bowiem będzie włościanom niemal zarówno, jak wielkiej własno­

ści. Dla ogromnej większości służby folwarcznej rezultat reform agrarnych na zewnątrz będzie nikły. Część po­

zostanie na nierozparcelowanych fol­

warkach, część pójdzie służyć u wło­

ścianina. Wychodząc z założenia, że byt materjalny robotnika rolnego nie jest gorszy w zagrodach włościańskich, niż w dominjach, (przeciw czemu świadczy jednak wyżej wspomniana niechęć robotników do pracy u wło­

ścian) — zbadać trzeba teoretycznie, który typ własności łatwiej zaspokoić może pozostałe dwa dążenia robotni­

ków t. j. dążenie do jaknajwiększej wolności osobistej i dążenie do jak- najszybszego awansu społecznego.

Czego zazdrościli robotnicy rolni ro­

botnikom - przemysłowcom? Co spra-

(10)

_

10 K R O N I K A

ga wątpliwości. Ale jeżeli ten polak jest jednocześnie ziemianinem, to nie może on nie być w przykry sposób zdziwionym następującą,udzieloną czyn- nikom, pytającym Reymonta, informa­

cją: „Chłop polski—wyraził się on—

wygrał też w Polsce wielką wojnę rol­

niczą; dzięki niemu można jeszcze za­

spokoić głód".

Ściśle lub nieściśle przełożył tłó- macz zdanie Reymonta, w każdym ra­

zie ziemianin polski ma wszelkie pra­

wo pomyśleć, że w najlepszym wy­

padku jego rolę w rolnictwie czasu wojny zbagatelizowano, w gorszym — przeciwstawiono tej roli zwycięską ja­

koby działalność chłopa. Maleńkie to ogniwo w porównaniu do łańcucha napa­

ści, inwektyw, lekceważenia, których ziemiaństwo jest dziś ze strony pewnych sfer objektem. Niemniej za­

rzutowi, skierowanemu pod naszym a- dresem i urabiającemu w pewnym kie­

runku nieświadomą rzeczy opinję, na­

leży się kilka słów sprostowania. 1 je­

żeli ze względów taktycznych można- by nawet spierać się, czy ofenzywny sposób obrony nie byłby lepszym od defenzywy, to w każdym razie sama potrzeba obrony nie ulega wątpliwo­

ści, więcej nawet, jest społecznym o- bowiązkiem i nakazem honoru. Pros­

tracja duchowa rosyjskiej inteligencji powinna być tu odstraszającym przy­

kładem. I straconej placówki należy bronić do końca, a tembardziej jeżeli placówka ta w opinji ludzi, świadomych rzeczy, uważana jest za niezbędną.

Niewątpliwie chłop polski wygrał wojnę rolniczą w pewnem znaczeniu tego słowa. W czasie działań wojen­

nych walczących armji trwał na zago­

nie, w razie konieczności usuwał się do lasu, zakopując cenniejsze mienie i ładując resztę na wóz, przy którym, uwiązane na postronkach, szły krowy;

po ustaniu strzałów wracał natychmiast i brał się do pracy. Tym sposobem przez ciągłość produkcji i uratowanie inwentarza przed rabunkiem przecho­

dzących wojsk przyczynił się olbrzy­

mio do utrzymania pewnej normy bo­

gactwa narodowego.

W tym samym czasie ziemianin, choćby najbardziej dzielny i uparty, tracił na rzecz wojska nieukrywane,

C H W I L I U

albo wręcz porzucane przy podwodach przez służbę, konie i wozy, a w ostat­

ku w lecie 1915 roku melancholijnie patrzył na odjeżdżających masowo na wschód pod troskliwą opieką kozaków fornali na dworskich furmankach. Ilość zakupiouych w jesieni i zimie 1915 roku we wschodniej części Królestwa przez dwory od włościan koni świad­

czy wymownie z jednej strony o róż­

nicy warunków, w jakich ziemianie i włościanie mogli przetrwać wielkie cofanie się Rosjan, a z drugiej—o tej ogromnej zasłudze, jaką oddali chłopi Polsce, zatrzymując w kraju poważne ilości inwentarza.

Podobny system ukrywania wraz z taktyką uporczywego odwlekania oka­

zały się równie skuteczne wobec oku­

pantów, którzy przy bardziej podatnym materjale wśród rolników potrafiliby wyciągać z kraju jeszcze więcej, niż wyciągali. I tu porównanie wypada na niekorzyść ziemian, którzy, podle­

gając o wiele łatwiejszej kontroli władz co do rozmiarów swej produkcji, ustę­

powali przed obawą zapowiadanych kar, lub oddawali się złudzeniom w szczególności za czasów Krajowej Ra­

dy Gospodarczej w okupacji austrjac- kiej, że lojalne dostarczanie zboża wpłynie na lepsze zaprowidowanie miast, i centrów fabrycznych w Pol­

sce.

Ale okupacja się skończyła. Zamiast rządów okupantów przyszedł rząd pol­

ski, i to, co było zaletą w stosunku do władz obcych, stało się grzechem w stosunku do swoich. Fakty wska­

zują, że chłop pozostał przy swej tak­

tyce ukrywania i odwlekania z tych lub innych powodów, ale zawsze świad­

czących o małem poczuciu obowiąz­

ków obywatelskich, że zboża nie do­

starczył, że natomiast uczynił to zie­

mianin i on to właśnie sprawił, że w Polsce „można jeszcze głód zaspo­

koić".

Jeżeli obecnie w dyskusjach o po­

trzebie wywłaszczenia słyszy się gło­

sy, że mniejsza własność produkuje więcej z morga i jeżeli w obecnym cza­

sie i w stosunku do folwarków bardzo zniszczonych i znajdujących się w słab­

szych rękach może to być prawdą, to tern większa wina włościan, że wypro­

dukowane zboże użyte zostało w znacz­

#

(11)

II K R O N I K A C H W I L I 11

nej części na szmugiel i pędzenie wód­

ki. Tę ostatnią pozycję b. minister Stecki oblicza oględnie na 450 wago­

nów do lutego, zaś poseł Małupa na 600 wagonów miesięcznie, powtarza­

my miesięcznie. Z całej ilości dostar­

czonego do dnia 1 marca państwu zbo­

ża, (dane przytoczone przez ministra aprowizacji na 26-m posiedzeniu Sej­

mu) większa własność dostarczyła 90%>

mniejsza 10%, a zdaje się nam, i» nie tylko oryginalna z punktu widzenia sprawiedliwości metoda rządu nakła­

dania kar na większą własność i nie- nakładania na mniejszą jest tego przy­

czyną.

Kiedy w lubelskietn z powodu strej- ków rolnych ustał dowóz, to miasta, położone w tym „śpichrzu“ Królestwa,—

a nie są to miasta duże,—znalazły się w tak smutnem położeniu, że minister aprowizacji, choć zgorszony, że najbo­

gatsza część kraju nie może się wyży­

wić sama, zmuszony był posłać do Lublina i miast powiatowych kilkana­

ście wagonów mąki amerykańskiej.

Jeżeli Poznańskie ratuje wprost Kró­

lestwo i Galicję od głodu i nieobsiania pól przez dostawy zboża i kartofli, to czyni to nie tylko z zamagazynowa- nych przez niemców zapasów, ale i z własnej dworskiej produkcji. Ziemia­

nie dostarczyli w ten sposób poważ­

nych ilości zboża, nie biorąc pod uwa­

gę wymuszonych w ostatnich czasach przez strejkującą służbę 140.000 ctn.

metr. (jak znowu oględnie oblicza b.

minister Stecki, gdyż w rzeczywistości cyfra ta jest pewnie 2 razy wyższa);

dostarczyli przytem po cenach 2 lub 3 razy niższych od cen rynkowych t. j.

od cen, po których sprzedają włościa­

nie. I jeżeli poseł Czapiński uskarża się w Sejmie, że „rekwizycje omijają obszarników", to dowodzi tylko, że są ludzie, których żadne argumenty, na­

wet cyfry, przekonać nie są w stanie.

Na zakończenie tych nielicznych i nie wyczerpujących tematu zestawień cyfrowych w produkcji zbożowej- przy­

toczymy tutaj parę danych z czasów działalności w okupacji austrjackiej Kra­

jowej Rady Gospodarczej, a w szcze­

gólności jej organu,zajmującego się sku­

pem zboża—Polskiej Centrali Zbożowej w Lublinie. Działalność ta nie obejmo­

wała, niestety, całego roku gospodar­

czego 1917— 18 i urwała się nagle w lutym z powodu demaskującego Aus- trję pokoju w Brześciu. Stąd cyfry P. C. Z ‘ dotyczą czasu do 31 stycznia 1918 r. Skądinąd jednak mamy infor­

macje, że dla otrzymania danych dla całego roku należy dane P. C. Z. pod­

wyższyć o 45%.

Wobec 746.920 morgów większej własności i 3508712 małej w okupacji austrjackiej kontyngent 14793 wagony, oznaczony przez K. R. G. wynosił dla większej własności 6609 wagonów, dla małej 8184 wagony, czyli około 90 klg.

na mórg większej własności i około 30 klg. na mórg małej. Większa włas­

ność dostarczyła do 31 stycznia 4541 wagonów, mniejsza 5013 wagonów, czyli 68, 7% i 61, 3% nałożonego kontyngentu, co na mórg wypada 60 i 19 klg., a na mórg zbóż monopolo­

wych 129 i 35 klg.

Z górą 3 razy mniejsze za czasów K. R. G., a przy całorocznem oblicze­

niu o 60 klg. mniejsze dostawy włoś­

ciańskie z morga oznaczałyby w razie przejścia z większej własności na małą, przy tych samych innych warunkach na nowych parcelach, ubytek 4481 wa­

gonów zboża na byłą okupację aus- trjacką.

Sprawiedliwość nakazuje dodać, że mniejsze dostawy zboża od małej włas­

ności kompensowały się w części dosta­

wą świń i bydła, co do czego jednak da­

nych cyfrowych nie posiadamy. Kieru­

nek gospodarstw małych sprawia, że nadwyżka produkcji ponad własnem użyciem, nawet gdyby była ona obra- cana lojalnie na potrzeby ludności we­

dług wskazań państwa, nie zadowolni tej ludności, gdyż nadwyżka ta jest zbyt mała. Mamy tu na myśli nad­

mierne przeciążenie inwentarzem, nie mówiąc już o parokrotnie wyższem za­

ludnieniu jednostki przestrzeni w po­

równaniu z dworską. W koniach wło­

ściańskich nietylko tkwi nieprodukcyj­

nie kapitał, ale i konkurent bezrolnych w konsumcji ziarna, zaś wielkie ilości produktów, skarmionych świńmi, nie­

raz bywają stracone dla kraju wsku­

tek specjalnego zamiłowania do szmu- glu zagranicznego tym właśnie arty­

kułem. Co się tyczy włościańskiej ho­

dowli krów, to w znacznym stopniu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przyjmijmy, że maksymalna prędkość osiągana jest w odległości 50 km od centrum, i do obliczeń weźmy średnią wartość pochodnej p... energii kinetycznej

Jeżeli umieścimy ciało próbne w odległości Księżyca od Ziemi, ale nadamy mu prędkość orbitalną mniejszą niż niezbędna, by utrzymało się na orbicie kołowej, to będzie

• powód drugi to ten, że na łuku orbity pomiędzy apocentrum i perycentrum siła grawitacji tworzy z wektorem prędkości kąt ostry, zatem satelita jest przyspieszany, a w

przednie uwagi tyczyły się ograniczeń przy zbywaniu ziemi, to cóż dopiero wypadnie powiedzieć o użytkowaniu, a więc i dzierżawieniu? Wszak to już jest

dukcję i dochody z lasów, pożądanein jest przedewszystkiem zorganizowanie dobrych szkół leśnych typu wyższego i średniego i nałożenia obowiązku na

szona produkcja rolna — o tem wątpić nie należy. I oto kraj nasz, który mógłby nieomal sam się wyżywić, przy zmniejszonej produkcji będzie musiał nabywać

wom asocjacyjnym. Rozumowanie nie jest kojarzeniem idei. Biorąc to pod uwagę, wydaje się, że model mechanizmu procesów umysłowych takich jak myślenie, jako polegających

Obejmują pomiary promieniowania dochodzącego od Słońca, promieniowania odbijanego przez atmosferę i powierzchnie Ziemi (albedo) oraz promieniowania. długofalowego emitowanego