• Nie Znaleziono Wyników

Ziemia : ilustrowany miesięcznik krajoznawczy, 1947.05 nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ziemia : ilustrowany miesięcznik krajoznawczy, 1947.05 nr 5"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

X X X V I I I _______ _______ WARSZAWA, MAJ __________________ 1 9 4 7

ILUSTROWANY MIESIĘCZNIK K R A J O Z N A W C Z Y

T O M X X V I NR 5 (563)

P I Ę K N O P O L S K I

Ryc. 52. Brzeg Bałtyku koło Oksywia.

(Ze zbiorów Państwowej Rady Ochrony Przyrody).

(2)

IDEA, CELE I ZADANIA

WSPÓŁCZESNEGO KRAJOZNAWSTWA POLSKIEGO H

A rty k u ł ś. p. Aleksandra Patkowskiego, tnicepreżesa Zarządu GJótońego P.T.K., ogłoszony uj 1937 r. uj «Przeglądzie Krajoznawczym», nie stracił do dzisiaj swojej wartości i aktualności, dlatego utrwalam y go na łamach

«Ziemi», której redaktorem b y ł Aleksander Patkowski w ostatnich przed­

wojennych latach

1. O istocie krajoznawstwa.

Odpowiedź na p y ta n ie co to je st k r a ­ jo zn a w stw o w p ra w ia jeszcze w ie lu w za­

kłopotanie. I to od dość dawna. To zakłopo­

tanie d zie li k ra jo z n a w s tw o w ra z ze swą p a tro n ką — geografią.

Jedno i d ru g a -ta k są związane z p ra ­ k ty k ą życia codziennego, ja k żadna bodaj inna d y scyp lin a naukow a lu b naukowo-^

popularna. W szystko bowiem, co wiąże się ze sferą naszego bezpośredniego istnienia i działania, w ch o d zi lu b stanow i zakres zainteresowań krajozn aw czo - geograficz­

n ych ; i ziemia p o -k tó re j stąpam y i g w ia z ­ dy, k tó re świecą nad naszymi głow am i, lu ­ dzie i otaczające nas p rze d m io ty, natura i k u ltu ra . iTen u n iw e rsalizm u m yka się spod d e fin ic ji, s ta w ia ją c e j i o kre śla ją ce j w y ra ź n ie granice pojęć. Co ważniejsze — ka ż d y z nas świadomie lu b nieświadom ie p r a k ty k u je k ra jo z n a w s tw o w każdym niem al posunięciu sw ej pracy. R o ln ik, ro ­ b o tn ik i przem ysłow iec, handlow iec, adm i­

n is tra to r wszelkiego ty p u , nauczyciel z t y ­ tu łu swego zawodu, ksiądz i żołnierz, ma­

la rz i poeta, wszyscy w służbie człow ieka lu b ziemi, p rz y ro d y i k u ltu r y , pozostają w biern ym lu b czynnym , pośrednim lub bezpośrednim stosunku do z ja w is k , k tó re sw ym zakresem o b e jm u je kra jo zn a w stw o .

Ten je d n a k stan rzeczy spraw ia ty le k ło p o tu nauce,, k tó ra bez d e fin ic ji, bez tw ó rc z e j te o rii — zasp o ka ja ją ce j ogólno­

lu d z k ie p o trze b y k u ltu ra ln e *— obejść się nie może.

Jeśli chodzi o kra jo z n a w s tw o , to od K laud iusza.Ptolemeusza do d zisia j nie w ie ­ le się zm ieniło. W d ru g im w ie k u po C h ry ­ stusie a le k s a n d ry js k i uczony na p y ta n ie ; czent różni się geografia od opisu k r a ju —- odpow iedział, że kra jo z n a w s tw o , choro- g ra fią *) zwane, jest szczegółową, p o p u la r

ą z greckiego: choros — kra), grafo — piszę.

(1 9 3 4 -9 ).

Redakcja

ną nauką geograficzną, ograniczającą się do opisu ta k ie j części ziemi, ja k ą w z ro k nasz j słuch ogarnąć może.

G dy w ro ku 1926 na ten sam tem at — na ju b ile u szo w ym zebraniu Polskiego To­

w a rzystw a K rajoznaw czego >— m ó w ił prof.

S tanisław P aw łow ski, doszedł do przekona­

nia, iż k ra jo z n a w s tw o je s t to gałąź geo­

g ra fii, za jm u ją ca się je d n a k w yłącznie ziemią ojczystą. Jest to geografia re g io ­ nalna k r a ju lu b naw et m n ie js z e j k ra in y , w każdym bądź razie m n iejszej części zie­

m i. N ie kie d y może to b yć naw et tzw . b liż ­ sza ojczyzna, a więc sięgająca do granic naszego codziennie oglądanego horyzontu, lu b ojczyzn a dalsza, zależnie, od ro z w o ju um ysłow ego człow ieka, jego zaintereso­

wań, zawodu itp.

. I taką ma w obecnej c h w ili k ra jo z n a w ­ stwo naukow ą p o zycję; j e j w artość teore­

tyczna urośnie w m iarę im ściślej o k re ­ ślone zostaną granice „ k r a ju “ lu b „ k r a i­

n y “ , zwaneji „ c h o r o s“ w staro żytno­

ści, r e g i o n dzisia j, im b a rd z ie j ty p o ­ logia regionów u ję ta będzie w system w za­

je m n y c h dynam icznych współzależności.

Słowem, teoretyczna, in te le k tu a ln a fu n k ­ c ja k ra jo z n a w s tw a w te d y rosnąć będzie, gdy zacznie ono ograniczać sw ó j zakres u n iw e rs a ln y , zbliżać się i utożsamiać z tym , co obecnie za rom ańskim zachodem — z w ie m y — r e g i o n a l i z m e m .

K ra jo zn a w stw a je d n a k nie je st w y ­ łącznie ty lk o ,,ancilla geographiae“ (słu­

żebnica geografii). Z ty tu łu swego bezpo­

średniego lu b pośredniego zw ią zku z co­

dzienną pracą czło w ie ka je s t ruchem spo­

łecznym , pod le g a ją cym sw oim osobnym praw om . K la s y fik a c ję ty c h p ra w ustala socjologia.

K ra joznaw stw o, ja k o społeczny ruch k u ltu ra ln y , w kracza najw sze chstronn iej może w dziedzinę n a jb a rd z ie j em ocjonal-

(3)

nych c zyn n ikó w n a tu ry lu d z k ie j: staje się źródłem natchnienia, p o ry w ó w tw ó rczych a rtystó w , pobudką w zn iosłych czynów bo­

haterstw a ludzkiego.

2. Koleje rozwojowe społecznego ruchu krajoznawczego.

Społeczny ru ch 'kra jo zn a w czy w P ol­

sce rozpoczyna się za Stanisława Augusta;

osobliw ie u ja w n ia się za czasów R ady Nie­

u s ta ją c e j i Sejm u Czteroletniego. Narusze­

nie granic niepodległości R zeczypospolitej u ja w n ia pierw sze w y b itn e poczucie zw iąz­

ku człow ieka, je g o k u ltu r y m a te ria ln e j i duch ow e j z ziemią. A le n ie ty lk o spo­

łe czny ’ ru ch k r a j oznaw czy w (Polsce Sta­

n isła w o w skie j b y ł w yrazem ducha „e ko n o ­ m icznego“ w ie k u X V III. W „ D z i e ń - n i k u- ' H a n d l o w y m “ z ro k u 1786 pisał S a n d o m i e r z a n i n o koniecz­

ności opisów k ra jo zn a w czych P olski dla p ro g ra m o w e j p ra c y a d m in is tra c y jn e j i gospodarczej rządu, k tó ra to „lu s tra c ja k r a ju “ w yprzedzać w in n a w sze lkie inne rozporządzenia. Ową społeczno-państwo- wą fu n k c ję k ra jo z n a w s tw a u jm u je iS a n- d o m i e r z . a n i n w k ilk u la p id a rn ych zasadach: „ ju ż ten doskonale nie nauczy, k tó ry m a łą posiada um iejętność. Z ły ten.

gospodarz, k t ó r y nie w ie ja k i jego m a ją ­ tek. W szelkie uw agi stosowne dla dobra k r a ju swego nie zna. T rudno się tam spo­

dziewać dobrego rządu, gdzie rządzący nie zn a ją tego ęzem rządzą“ .

B ra t k ró le w s k i, tra g iczn y prym as, M i­

chał Poniatow ski, po biskupie w ile ń s k im Ignacym Massalskim, p re z y d u ją c y w K o­

m is ji E d u k a c ji N arodow ej, je s t w latach 1784— 1786 pierwszym) in ic ja to re m opisu c a łe j ówczesnej P o lski dla potrzeb a d m in i­

s tra c ji p ań stw ow e j drogą a n kie ty, ob e jm u ­ ją c e j poszczególne parafie. 'Z in ic ja ty w y

"króla Stanisław a A ugusta pow staje dw u- nastotom owe dzieło p u łk o w n ik a K arola de Perthees w r. 1791 pt. „ S t a t y s t y c z - n o - g e o g r a f i c z n e o p i s a n i e P a r a f i ó w i K r ó l e w s t w a P o 1 - s k i e g o“ •

Obok tych dzieł dokonanych, postaw ić należy wielką) i „błog osła w io ną pracę

»K pm isyj Boni O rdinis“ Sejm u C zte ro le t­

niego. Prace K o m is y j są „k o p a ln ią “ m ate­

ria łó w , p o zw a la ją cych na wszechstronne zobrazowanie stanu w o je w ó d ztw , zarówno je ż e li chodzi i dane statystyczne ja k i o stosunki gospodarcze, ośw iatow e a naw et obyczajow e i społeczne.

K o n ty n u u je w e w łasnym ograniczo­

n ym zakresie te prace T ow arzystw o K ró ­ le w skie P rz y ja c ió ł N auk w W arszawie.

Jeszcze K o m isja Spraw W ew nętrznych K rólestw a Kongresowego w ro k u 1820, ma­

ją c na uwadze szerzej zakreśloną pracę nad podniesieniem miast, rozsyła ankietę, pop artą odpow iednio ułożo n ym kw e stio ­ nariuszem. A n k ie ta domaga się od m agi­

stra tó w zobrazowania przeszłości, opisu teraźniejszości, a n a w e t nakreślenia n ie ­ ja k o p e rsp e ktyw m ożliw ości r o z \y ° jow y ck m iast w K ró le stw ie Kongresow ym .

A nalogiczne p ró b y badawcze p o d e j­

m owane b y ły w b. zaborach austriackim i p ru s k im w ciągu X IX w ie k u . Stopniowo, w m ia rę w zrostu re a k c ji zaborczej, k u r ­ c z y ły się do zadań w y łą czn ie fiska ln ych . Zmiana stosunków p o lity c z n y c h w G a lic ji w latach sześćdziesiątych* w y w o łu je ze stro n y W y d z ia łu K ra jo w e g o in ic ja ty w ę , częściowo zrealizow aną przez A n t o n i e- g o S c h n e i d r a , w yd ania „E n c y - k l o p e d i i k r a j o z n a w s t w a G a l i c j i p o d w z g l ę d e m h i s t o ­ r y c z n y m * a r t y s t y c z n y m , t o ­ p o g r a f i c z n y m * o r o g r a f i c z ­ n y m , e t n o g r a f i c z n y m, h a n -

d 1 o w y m* p r z e m y s ł o w y m , s f r a g i s t y c z n y m etc. etc.“

Obok r o li ja k ą odegrał W i a c e n t y P o ] w ro z w o ju naszego kra jo zn a w stw a , osobne miejsce» z a jm u je w ie lk ie dzieło O s k a r a K o l b e r g a : 1 „ L u d i j e ­ go» z w y c z a j e , s p o s ó b ż y c i a m o w a , p o d a n i a , p r z y s ł o w i a , o b r z ę d y , g u s ł a , z a b a w y , p i e ­ ś n i , m u z y k a i t a ń c e .

W ro k u 1873 pow sta je z in ic ja ty w y dra T y t u s a C h a ł u b i ń s k i e g o najstarsza nasza organizacja k ra jo z n a w ­ cza — P olskie T ow arzystw o Tatrzańskie, In ic ja ty w ę społeczną w la tach 1889—

1902 w W arszawie p o d e jm u je i re a liz u je pod red a kcję F i l i p a S u l i m i e r- s k i e g o , B r o n i s ł a w a C h l e ­

99

(4)

b o w s k i e g o , W ł a d y s ł a w a W a ­ l e w s k i e g o i J ó z e f a K r z y ­ w i c k i e g o — najw ię ksze dzieło k r a jo ­ znaw stw a polskiego, ja k im je s t piętnasto tom o w y „ S ł o w n i k G e o g r a f i c z ­ n y K r ó l e s t w a P o l s. k i e g o i i n n y c h ! k r a j ó w s ł o w i a ń ­ s k i e l i k t ó r e m u p rz yp a d ła w zaszczyt­

n ym udziale chw alebna ro la podręczna i pomocnicza p rz y ściślejszym) ustalaniu g ra n ic odrodzonej R zeczypospolitej (po p ie rw sze j w o jn ie ś w ia to w e j, red.).

Do W incentego Pola, K o lb e rg o w skie j tr a d y c ji i zakresu zadań „S ło w n ik a Geo­

graficznego“ n a w ią zu je działalność tw ó r ­ ców i o rg a n iza to ró w .Polskiego T o w a rz y ­ stw a Krajoznaw czego — pierw szego p re ­ zesa Zygm unta G logera i późniejszego prezesa honorowego A leksan dra Janow ­ skiego. Z estetycznych upodobań W. Pola z ducha K olberga, którego la ta sielskie- anielskie u p ły n ę ły w domu, gdzie szope­

now ska pow staw ała m uzyka, z ducha pie­

ty z m u dla tr a d y c ji a u to ra „ E n c y k l o ­ p e d i i s t a r o p o l s k i e j , „ R o k u p o l s k i e g o , w ż y c i u , t r a d y c j i i p i e ś ń i ‘s i t y lu in n ych dzie ł Z y g ­ m u n t a G l o g e r a z „W ycie cze k po k r a ju “ i .^iaszej O jc z y z n y “ A l e k s a n ­ d r a J a n o w s k i e g o pow sta ła ideo­

lo gia kra jo z n a w s tw a polskiego, któ re m u od la t czterdziestu przeszło słu ży Polskie T o w a rzystw o K rajoznaw cze.

3. Ideologia krajoznawstwa polskiego.

W od e rw a n iu od samodzielnego roz­

w o ju życia państw owego, bądź w zależno­

ści pozostając od zespołu interesów pań­

stw ow ych obcych, k ra jo z n a w s tw o polskie św ietnie rozpoczęte za czasów Stanisława A ugusta, ograniczyć się m usiało do zakre­

su o d d zia ływ a n ia duchowego, związało się b liż e j z lite ra tu rą , m u zyką i plastyką a w m iarę postępu n a u k geograficznych i z nauką.

D w a p ie rw ia s tk i osobliw ie k s z ta łtu ją ideologię kra jo z n a w s tw a :' uczu cio w y i społeczny., P a triotyczne podłoże ruchu krajoznaw czego splata się początkow o z sentym entalizm em i dydaktyzm em o p i­

sów i w ę d ró w e k k ra jo zn a w czych , aby d z ię k i przem ożnem u w p ły w o w i rom an­

tyzm u rozszerzyć zakres upodobań, sięga­

ją c y c h niem al po dzień dzisiejszy. P a trio ­ tyzm ro m a n tyczn y nade w szystko obudzi zrozum ienie i przyw iązanie do stron o jc z y ­ stych '— ta k wszechstronnie i z genialną pamięęią plastyczną u ja w n io n e przez A d a ­ ma M ickiew icza. K o n k re ty z a c ja uczuć z n a jd u je sw ó j w y ra z i w ty m odezwaniu się M ickie w icza do D om eyki w ro k u 1830:

„uw aż, że k ie d y marzę o L itw ie , m yślę t y l ­ ko w szczególności o k ilk u miejscach....

i dla ty c h n ig d y serca n ie zmienię; resztę kocham ty tk o m iłością chrześcijańską i c y ­ w iln ą , ja k k r a j o jc z y s ty “ . A k ra jo z n a w ­ stwo nasze ma w ,,Panu Tadeuszu n a j­

w szechstronniejszy w y ra z id e ologii i treści upodobań, zam knię tych w „d z ie ja c h do­

m ow ych p o w ia tu N ow ogródzkiego . P rzyw iązan ie do tr a d y c ji w y d a k r a jo ­ znaw ców - h is to ry k ó w , s ta ro ż y tn ik ó w : Niemcewicza, B alińskiego, Lipińskiego, H offm anow ą, Sobieszczańskiego, A m broże­

go G rabow skiego, Kraszewskiego i tZ. G lo­

gera.

Rom antyczne zrozum ienie p rz y ro d y i odczucie k ra jo b ra z u u czyn i naszych k r a ­ jo zn a w có w o so b liw ym i m iło śn ika m i k ra in górskich, u trw a li upodobania do starych zam ków i ich ru in , do stepów, lasów, bo­

ró w i puszcz, rzek i je z io r, zmian zacho­

dzących w różnych porach dnia i roku.

Jak N ow ogródzkie strony, d z ię k i M ic ­ kie w iczow i, odsłonią się swoiste, in d y w i­

dua lne cechy Podhala d z ię k i Goszczyii- skierńu, T e tm a je ro w i, W itk ie w ic z o w i, O r­

kano w i i „czystsza woda i pow ietrze z d ro w ­ sze“ Lenartow iczow ego Mazowsza i Żerom­

skiego „złotopszeniczne, je d yn e na świecie w zgórze sandom ierskie“ , zaszumi życiem cała p rzyro d a , osiadła i w ę d ro w n a k u ltu ra puszczańska Ś w iętokrzyskiego, p o w ie je ,

„ w ia tr od m orza“ polskiego, zrośnie się z nam i W eysenhoffow ski k ra jo b ra z Po­

lesia. ■ '

Z rom antyzm u ród w iedzie czyn n ik społeczny w k ra jo z n a w s tw ie , szukający w ludzie w ie js k im , w tra d y c ji lu d o w e j n a j­

w ie rn ie j zachowanych p ie rw ia s tk ó w p o l­

skości. i

Cała, jeszcze dzisiejsza ideologia k r a ­ joznaw cza ż y je dorobkiem naszego roman-

(5)

łyzm u, obraca się w sferach uczuciow ej i społecznej tr a d y c ji przystosow anej m niej lub w ię ce j do g ru n to w n ie odmien­

nych czasów dzisiejszych, przem ian p o li­

tycznych i społecznych, do postępu n a u ki i zdobyczy techniki.

4. Cele i zadania współczesnego k r a jo ­ znaw stw a polskiego.

N aw iązując do żyw e j i bogatej trą d y ej i swego ideowego ro z w o ju , k ra jo z n a w ­ stwo polskie staje dzisiaj wobec now ycli zadań i konieczności dokonania g ru n to w ­ n e j re w iz ji haseł społecznych, k tó ry m i do tychczas żyło. Dokonać się ona musi pod znakiem służby państwowości p o lskie j.

K ra j oz na w si w o w służbie (Państwa to p rze n ika n ie ja k najszersze znaw stw a czło- w i e k a ' i ziemi, n a tu ry i k u ltu r y p o lskie j we w szystkie dziedziny p ra c y obyw atela R zeczypospolitej, rozszerzanie '-w id n o k rę ­ gów m yśli, u zb ra ja n ie w y s iłk ó w lu d z k ic h w poczucie odpow iedzialności za te ra ź n ie j­

szość i przyszłość Państwa.

C ałokształt zagadnień życia państw o­

wego przez społeczną fu n k c ję k ra jo z n a w ­ stwa przenikać w in ie n w najszersze w a r­

stw y społeczeństwa, w podstawowe dzie d żin y szko ln e j p ra c y w ych ow a w czej i być czyn n ikie m a k ty w n e g o uśw iadom ienia o r o li tw ó rc z e j, ja k ą każde środow isko spo- łe c z n o -te ryto ria lrie odg ryw ać w inno w ze spole życia zbiorow ego (Państwu.

iTak sprzęgnięte kra jo zn a w stw o w 's to ­ sunku do swego nauko zbawczego podłoża, p rz y ją ć musi ro lę pośrednictw a m iędzy teorią a p ra k ty k ą . Uświadomienie g e o p o li­

tyczne społeczeństwa co do w a ru n k ó w na­

tu ra ln y c h , ekonom icznych i społeczno-kul­

tu ra ln y c h ro z w o ju życia współczesnego Polski może się dokonać w drodze w zm o­

żenia wszechstronnego zrozumienia, ja ką ro lę od g ryw a , ja k ie oblicze in d y w id u a ln e posiada, w ja k ie j sferze współzależności z całością Państwa pozostaje każde środo w isko społeczno -terytoria lne , w k tó ry m żyć, działać i pracow ać w yp a d ło obyw ate­

lo w i R zeczypospolitej.

D lą dzisiejszego k ra jo z n a w c y rzeczą n a jw a żniejszą będzie poznanie, czym je s t dana wieś, miasto, pow iat, region w zespole w szystkich czy n n ik ó w te ry to ria ln y c h , spo łecznych i k u ltu ra ln y c h , stanow iących d y ­

namiczną osobowość danego środowiska.

S e lekcji zainteresowań nie może tu ta j do­

ko n yw a ć nastaw ienie przeżyć estetycz­

nych i p a trio tyczn ych k ra jo z n a w c y daw ­ nego typ u . Zasada hierarchicznego ładu poznawczych współzależności, w przęg nię­

ty c h w pole o b se rw acji codziennego ż y ­ cia w ym aga od dzisiejszego k ra jo z n a w ­ cy osob liw ie w y ro b io n y c h in s ty n k tó w spo­

łecznych. i

Drogowskazem naczelnym n o w e j ro li kra jo zn a w stw a polskiego będzie now y

„S ło w n ik G eograficzny Państwa Polskie­

go“ . T w o rz y Polskie Tow arzystw o K r a jo ­ znawcze w liczn ych sw ych muzeach ośrod­

k i p ra c y re g io n a ln e j, u ję te j w k a rb y o r­

ganizacyjnego porządku i ładu, na szero­

ką skalę zakreśla ochronę i propagandę sw ojszczyzny, p ie rw ia s tk ó w rodzim ych na­

szej k u ltu r y , ogarnia szerokim rozmachem o rg a n iz a c y jn y m zastępy m łodzieży szkol­

nej, b u d u je dom y, skupiające rzesze m ło ­ dych w ę d ro w c /w po ‘Polsce. W y d a je sze­

reg in s tru k c ji, przewód ników , planow o w zm agających i pog łęb iających ruch k r a ­ jo znaw czy, ogn iskuje całokszta łt .sw ych poczynań w miesięcznym, o trz y m y w a n y m bezpłatnie przez w szystkich czło n kó w B iu­

le tyn ie , w czołow ym organie ruchu k r a jo ­ znawczego m iesięczniku „Z ie m ia “ , i w przeznaczonym dla m łodzieży „ O r lim L o ­ cie“ .

Czy w tw a rd e j szkole now ych zadań współczesnego kra jo zn a w stw a polskiego ma zabraknąć całego u ro k u zachw ytów nad pięknem , wzniosłego p o ry w u uczuć, tk liw e g o sentym entu, b e z tro s k ie j radości fizycznego zadow olenia tu ry s ty ?

W szystko to zostanie pod je d n y m w a­

ru n kie m : respektu dla k u ltu r y , p ra cy i po­

szanowania godności człow ieka.

Pozostanie, a naw et now a tow arzyszyć nam będzie piosenka, nowe u ro k i odsłoni nam i auto, i samolot, i k a ja k , i daw na pie sza w ę d ró w ka , i w spinaczka w g óry, i le ­ gendy ru in zam kow ych, i zmienne nastro­

je pogody, pozostanie u ro k nocy, gwiazd, a nawet księżyca. T y lk o to nowe piękno będzie p ro m ie n io w a ło zachw ytem m ajesta­

tu Państwa Pobkiego, zachw ytem do p ra ­ cy, że się zm a rtw ych w sta ło !

Aleksander Patkowski

101

(6)

Z DZIEJÓW WROCŁAWSKIEGO BAROKU

Kościół Św. Macieja.

Dwa ra zy w ciągu d z ie jó w w y s tę p u je Śląsk ze sw oim i w y b itn ie js z y m i osiągnię­

ciam i na po lu a rty styczn ym — osiągnię­

ciami, k tó re do dziś jeszcze k s z ta łtu ją a rchitektoniczne oblicze te j ziemi — to jest w epoce g o ty k u w 13-ty m i 14-tym w ie k u i w epoce baroku, w początkach 18-tego w ieku. Czasy bow iem wcześniejsze, ro m a ń ­ skie, to okres, w k tó ry m Śląsk zaczyna do­

piero wchodzić w k rą g k u ltu r y zachodniej.

Zresztą .z epoki te j nic w ie le się zachowa­

ło do dziś p an rą tek, nic w ła ściw ie w cało­

ści i bez zmian, a tu i ów dzie ty lk o ja k iś szczegół.

Jeżeli w ziąć pod uwagę stolicę te j dziel­

nicy W ro cław , to św ią tyn ie tego miasta, p ra w ie je dyne z a b y tk i ż daw nych czasów, gdyż świeckich je s t nie w ie le • zzew nątrz

Z pracow ni fo to g ra f. K r. Neumanowej.

Ryc. 53. Kościół śuj. Macieja we W ro cła w iu - fasada iuschodnia.

w większości w y p a d k ó w są gotyckie , pod­

czas gdy w ew ną trz p ra w ie z re g u ły — ba­

rokow e.

Znaczniejszym w y ją tk ie m je s t tu k o ­ ściół św. M acieja, w iążący się zresztą ściśle ja k o całość a rchitektoniczna z bud ynkie m U n iw e rsyte tu , dawnego k o le g iu m je z u ic ­ kiego.

Budowa kościoła św. M acieja b y ła w swoim czasie w yzw aniem , rzuconym przez Jezuitó w sprotestantyzow anej ludności Dolnego* Śląska, b y ła pie rw szym k ro k ie m w w ie lk ie j a k c ji, zm ierzającej do odzyska­

nia je i d la kościoła k a to l ickiego. A w p ra ­ cy te j zakon nie m ia ł łatw ego zadania, gdyż m agistrat w sze lkim i środkam i b ro n ił się przed jego natarczyw ością, nie chcąc w ogóle zezw olić na osiedlenie się m n i­

chów i działalność ich we W ro c ła w iu . A gdy wreszcie o jcow ie miasta u le g li, zmu­

szeni faktem , że zakon nicy o trz y m a li od cesarza Leopolda zezwolenie na otw arcie uczelni i p rz y d z ia ł tere nu dawnego zam­

k u pod budowę — z ro b ili to bardzo nie­

chętnie. Poza tym m iejsce oddane Jezui­

tom okazało się n ie z w y k ła ograniczone i położone w dodatku u k ra ń có w ówczes­

nego miasta, aby kościół nie rzu ca ł się w oczy pełnego jeszcze w o jow nicze go na­

s tro ju w stosunku do ludności k a to lic k ie j mieszczaństwa w rocław skiego.

Konieczność ja k n a jb a rd z ie j p ra k ty c z ­ nego w y k o rz y s ta n ia bardzo szczupłego m iejsca, w ciśnięcie ś w ią ty n i pom iędzy mu- r y miasta je st powodem, że sylw e ta j e j nie w y b ijń się spośród o ka la ją cych ją domów, że ze w n ę trzn y w y g lą d tego kościoła jest w ła ś c iw ie skrom n y, że m o ty w y d e ko ra ­ c y jn e często ogra n icza ją się do lin ii p ro ­ stych.

Kościół św. M acieja w y b u d o w a n y zo­

stał z końcem X V II w ie ku . Czas b u d o w y trw a ł la t 9. P rzy wznoszeniu jego, m a te ria ­ łu drzewnego użyto z lasów opolskich.

U roczyste poświęcenie ś w ią ty n i i oddanie je j k a to lic k ie j ludności 'W rocław ia miało, m iejsce dnia 30 lipca 1698 r., ale w ykańcza nie b u d y n k u i zdobienie go m arm urem ,

(7)

sztukaterią, freska m i — trw a ło jeszcze dal sze dziesiątki lat. G ru n to w n ie odnawiono w nętrze w latach 1748/49.

W ielkich szkód doznał ko ściół św. M a­

c ie ja w czasie S iedm ioletniej w o jn y , gdy używ ano go ja k o zbożowego magazynu.

I dopiero w 1763 r. oddano św ią tyn ię tę znow u j e j w łaściw em u przeznaczeniu.

W praw dzie w 1773 r. papież Klemens X IV zniósł zakon (Jezuitów, w całym chrze­

ścija ń stw ie , w e 'W rocław iu u trz y m a li się oni w posiadaniu k o lle g iu m i kościoła do 1*111 r., to je s t do c h w ili s e k u la ry z a c ji za­

konu. Wówczas to posiadłość ich przeszła na własność państwa. iW ciągu X IX i X X w ie k u kościół, oddany do u ż y tk u w ie rn y c h p a ra fii św. M acieja, b y ł k ilk a ra zy odnaw iany, nie zatracając niczego ze swego pierw otnego stylu. W czasie w o jn y o s ta in ie j u c ie rp ia ł stosunkowo niew iele i g łó w n ie w e w ną trz, u tra c ił szyby i w itr a ­ że, lecz ocalał ja k o całość, choć tuż obok \ rozpadł się w g ru z y ca ły kom pleks b u d y n ­ ków . Jako s to ją cy n a jb liż e j i łączący się w h a rm o n ijn ą całość z gmachem w yższej uczelni, je s t dziś kościół św. M acieja odda­

n y m łodzieży a ka d e m ickie j.

S kro m n y jego w y g lą d zew n ę trzn y nie bardzo pozw ala nam mieć nadzieję na to, b y w e w ną trz m ógł on zrobić na w idzu s il­

niejsze w rażenie. A je d n a k — w pierw szej eh w i li — zdaje się nam, że możemy nawet

m ów ić o przeładow aniu, z w y k ły m z ja w i­

sku, tow arzyszącym każdem u ba ro ko w i.

Lecz g dy w s y tu a c ji ro z e jrz y m y się nieco d o kła d n ie j, m usim y przyznać, że w ła ściw ie całość szczegółów d e k o ra c y jn y c h p rz e p ro ­ wadzonej je st je d n a k w e d łu g pew nych, głęboko przem yślanych zasad zdobniczych.

W idzim y, że w ie lk ą pozorna samowola i fantazja, k tó ra zdaje się dom inować w za kreśle niu poszczególnych lin ii, podle­

ga je d n a k pe w n e j ogó lne j m y ś li sym e trii i w zajem nego pow iązania logicznego.

Jeśli zew nątrz b u d yn e k nie w yg ląd a bogato z pow odu ograniczonych m o żliw o ­ ści te re n o w ych w czasie je g o b u d o w y i roz­

liczn ych trudności, ja k ie zwalczać m usieli Jezuici, n im dzieło swe d o p ro w a d zili do zw ycięskiego końca, to w e w n ą trz p rze d ­ staw ia się on ja k o wspaniała, duża, p rosto­

kątna naw a z uszeregow anym i po obu j e j stronach poszczególnymi k a p lica m i na w y ­ sokości p a rte ru i gankiem a rka d o w ym na w ysokości p iętra. • Jest dziw nie jasna i tchnie wrażeniem szerszej przestrzeni, niż ją m u ry kościelne fa ktyczn ie posiadają.

W ejście je s t niepozorne, boczne. A le nie zrezygnow ano i w ty m w y p a d k u z pe w ­ nego ro d z a ju przedsionka w szczytow ej ścianie b u d y n k u , tworzącego podium dla organów. Opiera sę ono na dw óch zgrab­

n ych czterościennych kolum nach, bogato, choć z dużym smakiem ozdobionych. Ta

Iłyc. 54.

Kościół św. Macieja we Wrocławiu — f r a g m e n t

w n ę t r z a .

Z pracow ni fologr. K r. Neumanowej.

(8)

część, ja k o zbudowana n a jp ó źn ie j, le kko ścią i g ra cją fo rm y zapowiada ju ż rokoko, Ze środków d e k o ra cyjn ych , ja k ie w w pierw szej c h w ili rzu ca ją się w oczy wchodzącego — na czołow ym m iejscu na­

le ży postaw ić raczej szczegóły a rc h ite k to ­ niczne, a w ięc fila r y uwieńczone k o ry n c k i- m i ka p ite la m i, tw orzące w swej d o ln e j czę­

ści ściany poszczególnych k a p lic , zakoń­

czone nazew nątrz n a w y ko ście ln e j bogaty m i p ila stra m i. Następnie uwagę zw racają freski, p o k ry w a ją c e całe sklepienie n a w y głównej] i w szystkich bocznych ka p lic . Dziś — niestety — w w ie lu miejscach, po odpadnięciu w czasie działań w ojen nych ty n k u , zamiast b a rw n y c h m a lo w id e ł pozo­

s ta ły ty lk o ogromne białe p ła ty m uru, z prze zie ra ją cym i z za w a rs tw y wapna ce­

głam i.

G łó w n y o łta rz z p ię k n y m i m a rm u ro ­ w y m i ko lum n am i, u sta w io n ym i param i na

w ysokich cokołach po obu stronach obrazu i z bogatą sztukaterią, utrzym aną w tonie b runa tnym , nieco w p a d a ją cym w zieleń tonie w le k k im p ó łm ro ku . T w ó rca m i prac w m arm urze są mis trze w ło ścy 1 g n a t i o P r o v i s o r i praw dopodobnie C h r i- s t o f o r o G i u s e p p e f i n a l e . W w yższych p a rtia ch ołtarza w id z im y k i l ­ ka postaci alegorycznych, odnoszących się do d z ie jó w chrześcijaństw a oraz g ru p y aniołów .

Spośród fig u r m a rm u ro w ych , um ie­

szczonych w nawie g łó w n e j na pierw szy pla n w y b ija się ponad n a tu ra ln e j w ielkości postać św. Ignacego L o y o li, założyciela za­

konu Jezuitów . P rzedstaw iony je s t on z szeroko rozpostartym i, w górę w zniesiony m i ram ionam i. W zro k jego, pełen zachw y­

tu, u tk w io n y je st w prom ieniach słońca, ja k ie trz y m a w sw ej le w icy. U stóp św ię­

tego w id z im y pazia i putto (am orki).

N aprzeciw sta tu y św. Ignacego L o y o li, po d ru g ie j stronie n a w y stoi postać św.

Franciszka Ksawerego z krzyże m w p ra w e j ręce. U jego stóp znów p u tto i m a ły m u­

rzyn e k.

Ponad ty m i dw iem a fig u ra m i, wysoko na gzymsie, w pob liżu sklepienia umie­

szczono g ru p y aniołów , pełne dynamiczne-

go ruchu, należące do n a jle pszych osiąg­

nięć w ro c ła w s k ie j rzeźby b aroko w ej.

Bogato złoconą kazalnica z m a rm u ru i drzewa, ozdobiona także rzeźbą z alaba­

stru, tchnącą rokokie m , ma k s z ta łt w ie l­

k ie j m uszli. Ponad amboną wznosi się p o ­ stać Chrystusa każącego, odzianego w le k ­ ką zw iew ną szatę, z k u lą ziemską w ręku.

K om pozycja licznych ściennych i s u fi­

to w y c h fresków , sposób naśladowania i skracania perspektyw icznego a rc h ite k tu ­ r y i fig u r w m alarstw ie, każą domyślać sic z w i ą z k ó w a r t y s t y c z n y c h a u- t o r a z ę s z t u k ą w ł o s k ą A n- d r z e j a d e 1 IP o z z o. W obrazie środkow ym , nieprzeładow anym szczegó­

łam i dom in uje cie p ły, u m ia rk o w a n y ton z ło ty , w w ie lu miejscach przechodzący w b łę k it lu b zieleń. M otyw em n a rra c y jn y m je s t adoracja Chrystusa przez członków domu Jezuitów. W czterech rogach sufitu przedstaw iono zgromadzenie lu dzi, k tó rz y b y li w ja k ie jś łączności z zakonem a po­

chodzących z czterech części św iata: E u ro ­ p y, A z ji, A fr y k i, A m e ry k i. R ozróżnić ich można po ko lo rze skóry, po szczegółach u b ran ia (np. tu rb a n y), oraz po pew nych objaśniają cych symbolach.

N a jp ię kn ie jszą wszakże częścią kościo­

ła św. M a c ie ja je s t ka p lica pod wezwaniem św. Franciszka Ksawerego, mieszcząca się z p ra w e j s tro n y n a w y głów nej w pobliżu p re zb ite riu m i w ielkiego ołtarza, w yposa­

żona a rtystyczn ie w la tach 1731—33, po­

święcona scenom z naw racania obcych p le ­ mion. N iestety, należy ona równocześnie do n a jb a rd z ie j zniszczonych p a r tii św ią ty n i.

U c ie rp ia ły tam bardzo znacznie, nawet do tk liw ie zarówno fre ski, ja k rzeźby i obra zy.

Jeśli chodzi o fre s k i sufitow e te j k a p li­

cy, to w y o b ra ż a ją one cudowne p o ja w ie ­ nie się św. Franciszka Ksawerego p rz y ło ­ żu choroby jednego ^ braci zakonnych oraz chrzest, ja kie g o tenże św ięty udziela jednem u z książąt m u rzyń skich.

Jest tu też moc dalszych różnorodnych szczegółów d e k o ra c y jn y c h . Z nich n a jw y ­ b itn ie js z y m i są: płaskorzeźba w drzewie, opraw iona w złocone ty p o w e b aroko w e ram y, przedstaw iająca, patrona k a p lic y ,

(9)

każącego do H indusów i inna, w yko nana w alabastrze, z w yobrażeniem śm ierci świętego, gipsowe fig u ry św. Ignacego Ł o y o li, św. Franciszka z Assyżu i Francisz­

ka Salezego. N a jw ię c e j a rty s ty c z n e j w a r­

tości ma je d n a k płaskorzeźba alabastrowa, odznaczająca się w y ją tk o w ą plastyczno­

ścią, a przedstaw iająca Św. Fr. Ksawerego na tle b u jn e j p o łu d n io w e j roślinności, k tó ­ r y od raka o trz y m u je z pow rotem k r u c y ­ fiks, ja k i w p a d ł b y ł mu do w ody. Na dał szym planie w idać m u ry jakiegoś kla sycz­

nego pałacu i scenę ładow ania ciężarów na stojące obok czółno.

In n y pełen w d zięku szczgół, to fig u ra czarnoskórego m u rzyn a w ż ó łte j k u rtce i ja snej bieliźnie, z fartuszkiem z ja s k ra ­ w y c h p ió r u pasa i z podobną ozdobą gło­

w y, k tó r y w dzięcznym ruchem korpusu p o d trz y m u je na swych barkach muszlę, ozdobioną liśćm i, z siedzącymi na niej dwo ma aniołkam i, dzierżącym i re lik w ia rz .

W o łta rz u k a p lic y w id z im y k ru c y fik s dużych rozm iarów , k tó r y o b e jm u je ramio nam i klęczący u jego stóp św. Franciszek

K saw ery. O łta rz obra m io n y je s t opraw ą z szarego m a rm u ru .'

Po p rz e c iw n e j stronie pre zb ite riu m z n a jd u je się k a p lica pod wezw. św. Ignace­

go, niegdyś ró w n ie piękna i bogato ozdo­

biona, ale do naszych czasów nie dochowa­

ło się w n ie j nic godnego uwagi.

Za to inne kaplice , przew ażnie ju ż przez polskie władze kościelne odnowione, zachow ały i fre s k i i obrazy, w śród k tó ry c h zna'azła się także i podobizna naszego św.

Stanisław a K o stki. IPrawie wszędzie są piękne ołtarze m arm urow e. Z nich o łta rz św. Józefa w brunatno zie lo n ym i żółtym tonie, św. Jadw ig i w o liw k o w o zielonym i ciemno b ru n a tn y m ko lo rze z p ię kn ym i fry z e m i dwiąm a sym b o liczn ym i postacia­

m i „Ś w ia t“ i “ K lasztor4, — pole działania św iętej. I jeszcze szereg dalszych k a p lic i o łta rz y : M a tk i B o skie j Bolesnej, św.

Franciszka Borgii, Szymona i Ju d y T a d e u ­ sza, św. A n n y.

Jeśli chodzi o fre s k i w kaplicach, to te, k tó re zostały ju ż odnowione ostatnio, m ają dziś nieco n ie p rz y je m n y k o lo ry t, zw iązany w łaśnie z nowością. B ra k im potrzebnej p a ty n y . A le to na szczęście przychod zi z w iekiem .

Bardzo pocieszającym je st fa k t, że u kościele na każdym m iejscu czuje się rękę jego duchow nych opiekunów i staranie, by ja k najszyb cie j zatrzeć w 'n im wszelkie w o jen ne zniszczenie. Dlatego też ju ż dziś kościół św. M a cie ja należy do n a jle p ie j u trz y m a n y c li i n a jp rz y je m n ie js z y c h we W ro c ła w iu .

Roman A ftanazy, W rocław

JEZIORA POMORSKIE_______ _

Przez 37 je zio r i 7 rzek pomorskich kajakiem

Rozpoczęliśmy s p ły w w m iejscowości G ołubie nad je zio re m P otulskim . A u ra po czątkow o nie b y ła s p rz y ja ją c a ; silne w ia ­ t r y pom orskie u n ie m o ż liw ia ły w y p ły n ię ­ cie nći je zio ro . P oryw iste huraganow e w i­

c h ry ,z ry w a ły w ysoką lalę, rz u c a ły na brzegi, a pow ro tn e fale — za ta p ia ły nasze łu p in k i, ¿’w u d n io w e w a lk i z w ichurą, o- p ó ź n iły nasze posuwanie się na pierw szym o d cin ku ale i z a p ra w iły nas do dalszych w y s iłk ó w . Trasa obejm ow ała n a jp ię k n ie j­

szy zespół je z io r i rzek kaszubskiego po­

je zie rza oraz Borów Tucholskich. Cały

nasz etap można podzielić na c zte ry; czę­

ści;

I. Jeziora kaszubskiego pojezierza, II.

Rzeczką Rakownicą, przez je z io ro Gar- czynskie, rzeczdtą G arczyną, następnie Wdą, je z io ro W dzydze, I II . przez je z io ro i rzeką M lusino, rzeką iZbrzycą, jez. Leś­

no, W idno (M ilachow o), Laska, Księżę, D łu ­ gie, Parsznica, Śluza, rzeka Zbrzyca, jez.

W itoczno, Karszyńskie* D ługie, C h arzy­

ko w skie — p o w ró t przez jez. W itoczno, Łąckie, D y b rz k do w y p ły w u B rd y , IV . B rdą do Bydgoszczy.

105

(10)

Pojezierze Pomorskie je s t to k r a j „m o ­ d r y “ . K r a j tysiąca je z io r. W iększych nad 2 ha je s t kilk a s e t, m niejszych (kilka tysię ­ cy. Powstanie ty c h je z io r je s t związane z epoką lodową. N a jw iększe z je z io r, są to je z io ra rynnow e, przew ażnie wąskie i długie, w y tw o r z y ły się w d łu g ic h w y ż ło ­ bieniach, w y p łu k a n y c h przez strum ienie sp ływ a ją ce pod lodowcem. Odznaczają się znaczną głębokością — p o w yże j 50 m — a jaik tw ie rd z ą Kaszubi, je z io ra Raduńskie dochodzą do 100 m, a je z io ro W dzydze przew yższa liOtO m. K r a j d ziw nie n ie ró w n y,

„g a rb a 'ty“ N a jw yższa część g ro b li nadbał­

ty c k ie j. Lodowiec s p ię trz y ł tu o b fity ma­

te ria ł, jeszcze w czasie pierwszego zlodo­

wacenia. T u sięgał k ra n ie c skandynaw skiego lodowca, podczas ostatniego posto­

j u na p o lskich ziem iach i tu n a jd łu ż e j trw a ła je g o praca, naw et w te d y k ie d y re ­ szta P olski b y ła ju ż w o ln ą od lodów.

W dolinach błyszczą się ta fle prze­

ślicznych je z io r. Zbocza p a g ó rkó w poroś­

n ięte .starodrzewem: dąb, sosna, b u k — a w śród lasów — kam ieniste pola, usiane na­

rz u to w y m i głazami, k tó re lu d nazyw a

„d ia b e ls k im i“ . W ody rze k w iją się przez płaskie ró w n ie i d o lin y j — ledw o dostrze­

galnym prądem, potem zatrzym ane w k tó ­ re jś k o tlin ie •— ro z le w a ją się w je zio ra , b y potem d a le j rw ą cym prądem wcinać się w podłoże na podobieństwo górskich po­

toków . I

D z iw n y k r a j, tchnący ja kąś młodością, ta k ja k b y po ustąpieniu lodów , rz e k i te nie zd o ła ły w yró w n a ć sp ię tro n ych n ie ró w ­ ności i przerżnąć się przez groble, k tó re dzielą je z io ra — tuż, tuż — je d n o p rz y d ru ­ gim położone. Tak np. je z io ro K łodno, od­

dzielone od B iałego wąslkim, 10 m nasypem.

D ziw na k o n fig u ra c ja je z io r, strzępiasta, nierów na, niespoko jna z fantastyczn ym i zatokam i, rozlew iskam i. A g dy ustaną fale

—'w y ra s ta z je z io r ty c h niesam ow ita cisza, coś, co zmusza do milczenia... Każde nie­

m al je z io ro o in n e j b a rw ie . N iezw ykłe przezroczysta woda, z o lb rzym ią w p rost skalą b a rw n y c h odcieni: szm aragdowym, o liw k o w y m , seledynow ym —• w obram ie­

n iu nadbrzeżnych lasów i pól, patrzących się w głębię je z io r. T a k ie j rozm aitości w łańcuchu je z io r jaik tu, nigdzie chyba nie ma, może w F in la n d ii. ¡Sercem „K aszub­

s k ie j S z w a jc a rii“ je s t p o w ia t k a rtu s k i, z n a jw ię k s z y m skupieniem je z io r pom or­

skich, k tó ry c h je s t tu stokilkadziesiąt. Ob­

fito ść ry b c e n tra liz u je tu n ie ja k o przem ysł ry b a c k i. Znaczne spadki rzek -—’ tw o rzą g łę bokie i w cięte nierów ne dolin y.

Kaszubska S zw ajca ria niesłusznie zwa­

na „S z w a jc a rią “ .- nie ma tu ani strom ych tu rn i, ani nagich skał; lodow iec w y p ię trz y ł tu m oreny, bogato roślinnością p o k ry te , a lasy gdzieindziej w ytrze b io n e , o sta ły się tu ja k b y w rezerw atach. Łagodność w zn ie ­ sień, świeżość i rozmaitość form , zespoły

(11)

Fot. J. Guirard.

spiętrzonych, lesistych w zgórz, przeplecio­

nych. nie zliczo n ym i zw ie rcia d ła m i je z io r.

P rzytu lo n e w dolinach, sadyby lu d zkie , zu­

pełn ie niewidoczne osiedla, poprostu szu­

kać icb trzeba w trosce o zdobycie chleba czy m leka.

Od je d n e j w si do następnej — można p ły n ą ć niem al dzień ca ły i d łu że j. Schro­

n iły się gdzieś p rz y tra k ta c h lądow ych, szosach czy k o le i, gęstą siecią p rz e rz y n a ją ­ cych ten k r a j. 'Większych, osad nad wodą nie ma —1 niem al zupełnie. Bardzo niska gę­

stość zaludnienia (około 50/km2), stanow ią­

ca niem al osobliwość dla E u ro p y Środko­

w e j.

W łańcuchu je z io r ka rtu skich, n a jp ię k ­ niejsze je s t je z io ro O strzyckie. Leży w w y ­ dłu żo n e j, zagiętej dolinie, k tó re j stro m y ­ m i żboczami spada s ta ry las, w s p a rty o lu ­ stro je zio ra . Z zakola o tw ie ra , się panora­

ma na dalekie, coraz wyższe wzniesienia, nad k tó ry m i do m in u je szczyt W ieżyca

331 m. •

K o n tra s ty św ia te ł i cieni w parow ach i na terasach p o u k ła d a ły się tu w fanta­

styczny ro z w a rty w achlarz. (Przeważa ko ­ lo r y t m o d ry — p rz e ty k a w ody, lasy, k ła ­ dzie się na pochyłościach d o lin i parow ów i ja k b y retuszem, przesłania p rze jrzystą , ko b a lto w ą m głą — dalsze pla n y.

Łańcuchem je z io r — W ie lk ie i M ałe Brodno, Kłodno — zataczamy łu k na 180 i wąską szyją w p ły w a m y na je z io ro Ra-

duńskie. (Przelew czy rzeczułka pom iędzy jez. M ałe (Brodno a je z. K ło d n o ja k o k r a jo ­ braz, je s t je d n y m z n a jp ię k n ie js z y c h na

ty m o d c in ku tra sy. Jezioro (Radlińskie — należy do n a jp ię k n ie js z y c h w te j o k o lic y , w yciągnięte na przeszło 15 km . (Przez ła ń ­ cuch ten — p rz e p ły w a właśnie p ię kn a Ra-

<łunia, k tó ra od je z io ra O strzyckiego k ie ­ r u je się na wschód.

Z zespołu ty c h je z io r — k r o k ju ż je den do (Kartuz. Zaledw ie k ilk a k ilo m e tró w pie ­ szo — do p ra sta re j siedziby E re m itó w re­

g u ły św. Brunona, k tó rz y u s c h y łk u X IV stulecia w zn ieśli sw ó j erem na Kaszubach i n a z w a li go »¿Rajem N. M a rii P a nny" — w n a jp ię k n ie js z e j bow iem o k o lic y K a ­ szub i Pomorza. Z w iedza jących kościół p o k ła s z to rn y —■ ow iew a duch m in io n ych epok. (Piękne stalle renesansowe, stare fre ­ s k i w g o ty c k ie j opraw ie a rch ite kto n iczn e j, dzieła a rcym istrza gdańskiego Jana T y r- garta, pozostaw iają niezapomniane w raże­

nie. W eremie ty m nad je z io re m G rzybno, długo panow ał duch bardzo p rz y c h y ln y K rzyża ko m . Erem ten, je ż e li b ra ł u d zia ł w w yp adkach k ra jo w y c h , to zawsze po stronie w rogów . P o łożył je d n a k zasługi w podniesieniu gospodarczym k ra ju .

Szczęśliwy to k r a j, bo nie ty lk o p o p io ­ ł y pozostały z czasów ow ych, gdy o ziemię pom orską staranie m ie li opiekunow ie j e j — książętal kaszubsko pom orscy. (Pamięć o n ich nie zaginęła, o czym św iadczy cały

107

(12)

Fot. W. Siwierski.

Ryc. 57. Na jeziorze Ostrzyckim.

szereg 'kościołów , i kla szto ró w pom orskich.

M ów ią o nich dokum enty, k r o n ik i i ru in y św ie tn ych niegdyś zamków.

Jezioro Raduńskie — należy zaliczyć do n a jtru d n ie js z y c h do przebycia na w io ­ słach. P raw ie przez p ó ł doby dmą tu silne w ia try podnoszące w yso kie fale, któ re spy­

chają łódź na o s try ż w ir i kam ieniam i ii- siane brzegi. K a ja k ie m bez falo ch ro n u je ­ ziora tego przębyć niepodobna. Ostał się tu p ię k n y las b u ko w y, w k tó ry m odpoczyw a­

m y, zmęczeni nieznośnym w ia tre m . Jezio­

ro S tężyokie zam yka pierw szy odcinek tra ­ sy. ¡Czeka nas teraz k ilk u k ilo m e tro w a prze­

praw a kołow a.

Bardzo m alow niczą rzeczką R akow nicą o szerokości 2—13 m rozpoczynam y dalszy sp ływ . R akow nica w ysych a niemal, gdy pon iżej leżący m ły n p ię trz y wodę. N a tra ­ fia m y na ta ką w łaśnie chw ilę, u d a je m y się do m łynarza aby puścił nam trochę w ody.

Po c h w ili rzeczka w zb iera i m ożem y r u ­ szyć. Jakoś p ły n ie m y , w o d y coraz w ię ­ c e j — naraz przeszkody w postaci p ry m i­

ty w n y c h ja k ic h ś śluz, ustaw ionych w w ą ­ skim k o ry c ie rz e k i; to gospodarze o k o lic z ­ ni piętrzą i zb ie ra ją wodę, aby n ią potem row am i i ka n a lika m i naw odnić łą k i nad­

brzeżne. Po prze b rn ię ciu i tych przeszkód posuwam y się coraz głębszym ko ryte m i nurtem rzeki R a ko w n icy, k tó ra ginie naraz

108

w jeziorze W ieprznica i wąską szyją łączyć się z je ziorem G arczyńskim . Prześliczne to je z io ro zasłonięte od w ia tró w w y s o k im i brzegami, po ro słym i s ta r o d r z e w e m a n i śladu osiedli, p ra w d z iw y r a j dla obozów.

Dale j znów wąska szyja, coraz węższa, przechodzącą wreszcie w .rz e k ę Garczyna, krętą, głęboką i p ły tk ą naprzem ian, k ilk a m ły n ó w i przepustów , d a le j przez je z io ra 'Sudomie i M ielnicę aż do W dy, k tó ra po­

łą czyła się nagłe z G arczyną i przez piękne sosnowe łasy na wzgórzach, toczy sw oje w o dy, b y zgubić się w kom pleksie je z io r W dzydzkich.

Zapom niany to przez lu d z i kra j.... Ża- dych dróg, ty lk o niebo i woda, a- jedyną lo ko m o cją — łódź. W niedzielę i święta — długie ich ko ro w o d y, ciągną w k ie ru n k u n a jw yższe j szy j i pod Kleczkow em u po­

łudniow ego końca je zio ra , a stamtąd pie ­ szo id zie lu d pobożny do kościoła w W ielu, te j pom orskiej K a lw a rii, rozpostartej w ś ró d 'm a lo w n ic z y c h d o lin nad jeziorem W ie le w sk im.

Samo miasteczko W iele — (ja k ic h na Pomorzu w iele), senne z kościołem, pocztą i k ilk o m a skle pika m i. O kolice je z io r w żd y dzkich — istna to re p u b lik a Kaszubskiego regionalizm u. Tu H ie ro n im D e rd o w ski pa­

tro n o w a ł i lud Kaszubski cem entował, zbie­

ra ją c w szystko co najcenniejsze i co „Ig o ­ rze“ gbur,skie sobie i in n ym opowiedzieli.

A na północnym c y p lu je z io ra w W dzy­

dzach Kiszewskich osiadł najzasłużeńszy regio nalista i p ro m o to r ruchu kaszubo- znaiwczego — Iz y d o r G u lg o w ski, co to mo n ogra F e Kaszubskie w ję z y k u polskim i niem ieckim pisał i d ru k o w a ł, i w łaśnie przez -niego ogół szeroki po raz pierw szy dow edział się, że lud^ kaszubski jeszcze istnieje... S tw o rz y ł tu bogate muzeum, k tó ­ re niestety spłonęło przed 10-ciu la ty , pod­

czas pierw szej w y p ra w y m o je j na je z io ra pomorskie. B y ły tam bardzo ciekaw e oka zy kaszubskiej -sztuki lu d o w e j, stroję, sprzęty i narzędzia w ramach autentycznej zagrody, s ta n o w iły n ie ja k o w zó r n a jb a r dziej ra cjo n a ln ie pomyślanego muzeum w terenie, na tle rodzimego podniebia i i k ra jo b ra z u . Tu rów nież za ło żył sw oją

„Jasnochów kę“ K azim ierz Jasnocha, zna­

(13)

n y m alarz kaszubski, na palecie którego nie b ra ko w a ło ani je d n e j b'arw y z bogatej k o lo ry s ty k i tam tejszych lu dzi, nieba, w o ­ d y i ziemi.

,-Hej tam po 'Cyrońcem, kle‘p u je Jan tek ze Szymońcem“ !... b rzm i dźw ięcznie pieśń w ry b a c k ie j gw arze kaszubskiej p rz y k le ­ pach (sieciach), gdy m ają ją ciągnąć i ha ­ łasują, b y w „k le p ę “ napędzić rybę.

N asłuchali się tu tych „re b o u k ó w “ m u ­ zykolodzy, ty c h przeróżnych L o rkó w , Łypściow i T ry b ó w , a fo n o g ra f Zapisał setki pieśni po sto zw ro te k każda. W szyst­

ko co ze b ra li m u zyko lo d zy żeglując po wodach z fonografem pod pachą -+- stanowi nieoceniony m ateriał, a ja k sami tw ie rdzą

— „że z ca łe j te j m u z y k o lo g ii na wodzie — nie je s t najw a żniejsze to, że Kaszubi w ogóle śp:ew ają, że posiadają liczne pieśni ch a ra kte rystyczn e i piękne, że znam ien­

nym ich in strum entem b y ła do niedawna olchowa „b a zu n a /, że w skałach ich zazna­

cza się starodaw ny w p ły w skandynaw ski, że to. jeszcze nie w szystko, że dochodzi je ­ szcze je d e n re zu lta t, k tó r y w y b ija się po ­ nad w szystkie .te i podobne szczegóły: jest to m ianow icie rdzenna polskość kaszub skie j p :eśni. To samo co i ńa Mazowszu i co w całej Polsce, chociaż zabarw ia się je wszędzie po sw ojem u, inaczej od Łomży, inaczej na Kaszubach jeszcze inaczej w L u ­ belskim albo W ielkopolsce. I w ię c e j: jest i na Kaszubach ta sama znamienna ogólno­

polska m aniera śpiewacka, k tó rą p rz e ją ł także Chopin, a k tó ra polega na nieznacz­

nym przeciąganiu ry tm ó w , bez naruszenia zasadniczego tempa —> znąne pod ta je m n i­

czą nazwą „tem po rubato“ . Jest to bardzo mocny argum ent na rzecz g łę b o k ie j p rz y należności Kaszub do P olski" I to reasu­

m u ją znaw cy m u z y k i lu d o w e j: „Cassu- bia cantat polonicę“ . Moo to pow ie­

dzieć z naukow ą świadomością i stanow ­ czością to satysfa kcja, dla k tó re j w a rto by podjąć i większą fatygę, „ch o ćb y się poza ty m nic więcej nie w id z ia ło i nie słyszało

(IJK.C. 27.4.1936).

Z je z io ra W dzydze p rz e p ra w iliś m y się w ozam i przez miasteczko W iele (około ł l km.) na je z io ra Brzeżno i Młosino, oraz rzeczką M łusiną, bardzo krę tą , ze znacz

n y m i spadkami i prądem, p łynącą przez m alow nicze te re n y do je z io ra Leśno, a da­

le j po przez szeroką, m alow niczą dolinę Ż brzycy do je z io r — ty p o w y c h ro zle w isk rzecznych: W idna (M ilachow o), Laski, Księże, Parszczenica i Śluzy, przez k tó re rzeka Zbrzyca p rze p ływ a . Jeziora te są n a jb a rd z ie j rybne. Takich połow ów nie spotkaliśm y przedtem nigdzie. P o tw o rn e j w ielkości szczupaki, lin y , karasie, węgorze

— ja k o je d n o ra zo w y połów — fo rm a ln ie z a p e łn iły duże k r y p y ryb a ckie . Jeziora te są porośnięte tzw . kożuchem, bardzo zd ra ­ d liw y m , gdyż robi wrażenie n ie w in n e j ro ­ ślinności p o k ry w a ją c e j dno je zio ra . W ejść na tu k i kożuch w głębszym m iejscu — to zginąć bez ra tu n k u . Pod ciężarem ciała kożuch się zanurza i ta k oblepia ciało, że wydostać się niepodobna. Obfitość ry b — ja k tw ie rd zą ryb a cy — zaw dzięczają w ła ś ­ nie te j roślinności. O lb rzym ie stada dzi­

kich kaczek, z r y w a ły się przed nam i co k ilk a stajać, sp o tyka liśm y dużo czapli, ż u ra w i, a gnieżdżą się tam dzikie gęsi a na­

w et łabędzie i czarne ko rm o ra n y. Rzadki ten p ta k ma tu stanowisko stałe i daje się w idzieć nie ty lk o pojedynczo, ale w stad k a c łi po kilkana ście sztuk.

D a le j w k ra c z a liś m y ju ż w obręb Bo ró w T ucholskich. W ysokie w a ły moren czołow ych na północy u s tą p iły miejsca ro z le g ły m słabo sfalow anym p o w ie rzch ­ niom p o k ry ty m piaskam i i żw ire m , w y p łu ­ kanym przez dawne w o d y roztopow e, k tó ­ re s p ły w a ły od to p n ie ją cych lo dów i u k ła ­ d a ły na swej drodze płaskie stożki, tzw.

zandry, c z y li piaszczyska. Na ty c h p ia ­ szczystych glebach d ź w ig n ę ły się b o ry . o lb rzym ie lasy obe jm ują ce dziś jeszcze przestrzeń ponad 3.000 k m 2, ciągnące się d łu g im pasem przeszło 110 k m długości, a około 45 k m szerokości. Przeważa tu sos­

na. B rda p rz e p ły w a ją c przez je zio ra Łu- kom skie (C harzykow y) i K arszyńskie, to ­ czy sw oje w o d y przez n a jp ię k n ie js z ą p a r­

tię iBorów Tucholskich. W szystko tu tchnie p ra w d ziw ą puszczą i spraw ia w rażenie ja ­ kiegoś potężnego rezerw atu. Leżą zwalone przez czas, czy w ich u rę o lb rzym ie cielska drzew i ja ko ś niko m u nie pilno sprzątnąć naw et w te d y, gdy napraw dę zagradzają

109

(14)

drogę na szlaku w odnym , w lesie, pełno ta­

k ic h zw alonych o lb rzym ó w , porosłych ju ż mchem pasożytniczym . Zachow ały się tu re sztki zespołów rzadkich ju ż dziś, a sta­

n ow ią cych cenne z a b y tk i p ie rw o tn e j pu­

szczy, ochraniane i otaczane opieką, ja k a należy się pom nikom p rz y ro d y . Są tu ze społy sta rych cisów, rośnie tu c a ły g a j c i­

sowy, chyba je d y n y i n a jp ię k n ie js z y ze spół w Polsce. Rośniel i osobliwość flo r y - styczna: bardzo ju ż rz a d k i gatunek ja rz ę - h u - b re kin ia , k tó rą tu n a z y w a ją „b rz ę ­ k ie m “ , duże drzewa, w iększe od naszych ja rzę b in .

Prastare g ro d y 1— C hojn ickie , Tucho­

la — nęcą położeniem swoim i zabytkam i, n ie leżą je d n a k na szlaku w odnym , z żalem przeto o m ija m y je . A B rda ju ż pochłonę-

• ła, nas sw oim n ie p rz e p a rty m czarem, Jest to je d n a z n a jp ię k n ie js z y c h rz e k w Polsce.

P rz e p ły w a ją c przez szereg je z io r, z k tó ­ ry c h n a jw ię ksze je st Łukom skie (C harzy­

kow skie) i Karszyńskie, w ije się pomiędzy je z io ra m i tw orząc ja k b y potężne rozlew i ska. Na p rzestrzen i m iędzy Jeziorem W i- toczna i Łąckie w cina się głęboko w te­

ren, tw orząc ja r porośnięty starodrzewem . W reszcie w yzw o lo n a z objęć je z io r, nabie­

ra k ry s z ta ło w e j przezroczystości i w ije się n a g ły m i skręta m i po przez puszczę. Gdzie­

niegdzie ty lk o s k ra w k i p ó l u p ra w n ych , jeszcze rzadzie j wsie. N iż e j opada na ka mieniste podłoże, prąd w zrasta do rwącego potoku, to „p ie k ie łk o “ w zwężonym k o r y ­ cie rze ki, w k tó ry m sterczą duże głazy. Z daleka ju ż słychać- szum w o d y bulgocącej i pieniącej się, w y ry w a ją c e j w iosło z rę k i

—1 p rą d niesie po pod skle p ie n ia ro z ło ż y ­ stych gałęzi drzew, tw orzących m roczn y zie lon y k o ry ta rz . C z a ru ją cy to zakątek...

C hciałoby się jeszcze i jeszcze raz przebyć tę trasę — a p rze b yłe m ją ju ż k ilk a k ro tn ie .

Kazim ierz Hugo Bader, Sochaczew

CZY ZJEDNAŁEŚ JUŻ NOWYCH CZŁONKÓW

DLA

POLSKIEGO TOWARZYSTWA KRAJOZNAWCZEGO?

(15)

WSPOMNIENIA Z SIDZINY I ZUBRZYCY

Sidzinę u jrz a łe m po raz pierw szy w styczniu 19211 r. Jadąc na nartach z Pod- sarnia do Z u b rzycy pod B abią Górę trochę we mgle zbłądziłem , w s ku te k czego znala­

złem się na grzbiecie oddzielającym dorze­

cze C zarnej O ra w y od S ka w y i z tego to g rzb ie tu u jrz a łe m w momencie ustąpienia m gieł g ó rn y zakątek te j wsi m alowniczo w św ia t w ie rc h ó w w ciśn ię ty. Z d z iw ił mię w te d y nie m ało niespodziewany w id o k oka­

za łe j k a p lic y —? u fu n d o w a n e j — ja k się p ó źn ie j dow iedziałem — przez ks. Jana Trzopińskiego, z p ię tro w ą obok n ie j budo­

w lą o ch ro n ki SS. Służebniczek.

W ja k ie ś dziesięć la t p ó źn ie j w yp a d ła m i ta m tę d y droga, gdy w racałem z Babiej G óry, prow adząc na stację w Jordanow ie młodzież kra jo zn a w czą je d n e j z k ra k o w ­ skich szkół powszechnych.

D łu że j, bo całe dw a tygodnie zabaw i­

łem w Sidzinie w lip c u 1941 r. Mieszkałem w te d y w ra z z żoną w domu ro d z in y M a­

jó w , skąd p o d e jm o w a liśm y dalsze spacery w okolicę, starając się u nikać spotkania z nie m ie ckim i strażnikam i, m a ją c y m i swo­

ją k w a te rę w ochronce SS. Służebniczek.

Co p ra w d a nie zawsze nam to udaw ało się.

Już w k ilk a dni po naszym p rz y je ź d z ie za­

trz y m a ło nas na ja k ie jś leśnej dróżce dw óch u z b ro jo n y c h „g re n zch u tzó w “ , a cho­

ciaż okazaliśm y im nasze le g ity m a c je i do­

w o d y zam eldowania w gminie,, k rz y c z e li po niem iecku pod naszym adresem :— „Co tu szukacie?“ — chociaż w id z ie li, że m y niesiem y w naczyniach ty lk o poziom ki...

R osły one pod szczytem K iełka , skąd ro z­

taczał się ro z le g ły w id o k na Babią Górę, Policę i na Orawę. Patrząc w te d y k u o ra w ­ skim , ta k m i b lis k im w ierchom i dziedzi­

nom, obiecyw aliśm y sobie z żoną, że zaraz po w o jn ie odw iedzim y tam te strony.

Raz poszliśm y popod U rw a n icę i tam w ja k im ś p rz y s ió łk u , w ysoko w śró d gór i lasów, z w ró c iły naszą uwagę drewniane c h a ty o s ty lo w y c h góralskich odrzw iach, k o łk a m i w y b ija n y c h . W godzinę później z gęstw y leśnej gdzieś na K ru p o w e j Hali, obserw ow aliśm y znane nam dobrze z r.

1939 schronisko na iPolicy, przed k tó ry m k rę c iło się teraz z ka ra b in a m i k ilk a posta­

ci w niem ieckich m undurach. Trzeba b y ło nezwłocznie w yco fać się z zagrożonej stre­

fy . D roga p o w ro tn a w y p a d ła nam przez polanę P a s tw y ,' gdzie przed je d n y m z do­

m ów stał ja k iś m łodzieniec w ty ro ls k im kapeluszu, słysząc naszą polską mowę, grubiausko odgrażał się nam i psa swojego do szczekania na nas zachęcał.

“ To m ło d y B irg e l, ta k i — w ic ie — yolksdeutsch, to sobie ta z jego gadania nic

Fot. M. Gothiewicz.

111

(16)

Ryc. 60. Dąb uj Sidzinie.

(Ze zbiorów Państwowej Rady Ochrony Przyrody),

nie róbcie — uspakajała nas szeptem ja kaś kobiecina, k tó ra b y ła św iadkiem te j sceny.

Po c h w ili zaś dodała:

— Obi ta, w icie , ani po niem iecku m ó­

w ić nie um ieją, d op iro się te B irg le ucą. A le nie w szyscy tu ta cy ja k oni. A n i Hampel Pelzl w Sidzinie za vo lksd e u lch ó w sie nie podali, a w M akow ie stara M ie liło w a i K u liń racej w olą cierpieć, ja k zostać Niemcami...

D om yśliłem się, że gaździna m ó w i o po­

tom kach k o lo n is tó w niem ieckich za czasów Józefa 11 tu osiedlonych.

Ksiądz K ardel, z m a rły przed k ilk u laty, chyba z nich nie w y w o d z ił się. Ciekawa to b y ła postać. R o zm iłow any w przyro dzie , e tn o g ra fii i h is to rii S idziny, zb ie ra ł ponoć w szelkie m a te ria ły odnoszące sę do jego wsi ro dzin nej. Wolne, chw ile spędzał na sa­

m otn ych spacerach po o k o lic y i podczas je d n e j z ta kich przechadzek zm a rł na ser­

ce z dala od lu d zi. Pamięć je g ć w Sidzinie je st dotąd bardzo żywa.

Kościół sidziński został wzniesiony z kam ienia w r. 1B|15, ¿de potężnej grubości dęby i lip y ocieniające jego pobielane ścia-

ny, zdają się w skazyw ać na to, że musiała tu ju ż da w n ie j stać ja kaś św iątynia.

Przy drodze przed kościołem zwraca uwagę przechodnia m urow ana tablica u w ieczn iająca pamięć ks. Stojałow skiego i ks. W ojciecha Blaszyńskiego. Nie wiem co łą czyło pierwszego z nich z ty m i strona­

m i. A le ks. iBlaszyński to postać dobrze mi znana. U ro d z ił się w r. 1805 w Chochoło:

w ie na Podhalu. W latach 1836 do 1866 p e ł­

n ił duszpasterskie obow iązki w Sidzinie.

Cóż za niesłychaną troską o wieczne b liź ­ n ich zbaw ienie w y k a z y w a ł ten ksiądz w ciągu s w o je j działalności! Cóż za gorliwość w oświecaniu w sprawach w ia ry ! Sidzina stawała się m iejscem p ie lg rzym e k ludu z coraz to dalszych okolic. Do j e j p robo­

szcza, ja k do le ka rza - c u d o tw ó rcy d ą ż y ły tłu m y pobożnego lu d u ju ż nie ty lk o z oko lic M akow a i Jordanowa, ale także z Pod­

hala i O ra w y , a on od rana do wieczora, za­

pom in ają c o w łasnym spoczynku i posiłku niestrudzenie spowiadał, nauczał i pocie­

szał. Na wiadomość, że ktoś ch o ry pragnie pojednać się z Bogiem, śpieszył ks. Bla- szyński, n ie kie d y przez zaspy śnieżne w śród w ic h ru i zadym ki do odległych wśród gór p rz y s ió łk ó w , b y le prędzej, byle nie b y ło zapóźno. Panow ały w tedy jeszcze w n ie k tó ry c h zakątkach naszych gór na w p ó ł pogańskie obrzędy, śp ie w ki i obycza

* je . T ra d y c ja głosi, że ks. B laszyński z w a l­

czał je z fanatyczną g o rliw o ścią ; nie zda­

w a ł sobie zapewne z tego spraw y, że owe ś p ie w k i i obrzędy m o g ły stanow ić bardzo cie ka w y m a te ria ł dla etnografa.

Nie mogąc podołać obow iązkom w swej ro z le g łe j p a ra fii, za ło żył rodzaj bractw a tzw . „s.idziniarzy“ , k tó rz y szli m iędzy lud i nauczali katechizm u i pacierza. Ta dzia­

łalność ks. B laszyńskiego spotykała się u n ie k tó ry c h księ ży w sąsiednich parafiach ze zdecydow anym i zastrzeżeniami. „Sidzi- niarzom “ zarzucano sekciarstwo, a w z wiąz k u z ty m za ło życie l tego b ra c tw a m usiał przecierpieć, on w ie rn y sługa kościoła, Od r. 1853 p rz y s tą p ił do b u d o w y ś w ią ty n i w Chochołowie i od te j c h w ili c a ły tru d swo­

je g o życia m iędzy Sidzinę i Chochołów po­

d z ie lił. Odgradzała te d w ie w io s k i p rze ­ strzeń k ilk u n a s tu k ilo m e tró w , odgradzały

(17)

je lasy, g ó ry i d o lin y O ra w y , lecz ks. Bla- szyński zawsze znalazł czas i s iły na to, by co ty d zie ń w y b o is ty m i drogam i podążyć ze sw o je j fa ry do w si rod zin n e j, gdzie m i­

mo starań, probostw a nie m ógł otrzym ać.

I ro s ły w górę m a ry chochołowskiego k o ­ ścioła budowanego w edług p ro je k tu a rc h i­

te kta Feliksa Księgarskiego. Aż w r. 1866 w y z io n ą ł ducha zabity b elką spadającą z rusztow ania kościelnej w ie ży w Chocho- łowie.

„S id zin ia rze “ nie zaprzestali swej d zia­

łalności z śmiercią swego założyciela i w y ­ rażam przypuszczenie, że znany działacz p o ls k i i k a to lic k i na G órnej Orawie, 'Piotr B o row y, n a jb liższy w s p ó łp ra co w n ik ks.

Ferdynanda Machaya w okresie p lebiscy­

tow ym , też za m ło d u w zasięgu ich w p ły ­ w ó w się znajdow ał.

T a kie b y ło dzieło księdza Blaszyń-

skiego. ■

D nia 5 łip c a 1946 r. podążałem do Sidzi­

n y ze .stacji k o le jo w e j w (Rabie W yżnej w to w a rzystw ie ko le g i Janka Plucińskiego, W yszedłszy na n is k i'd z ia ł w o d n y m iędzy Rabą i Skawą, w id zie liśm y, że stoim y w ła ­ ściw ie na dnie ro z le g łe j śródgó rskiej k o t li­

ny, o ko lo n e j w zniesieniam i G orcow, Bes­

k id u W yspowego i odnóg B a b ie j G ó ry i Po­

lic y .

O to c z y ły nas w ie rc h y ta k dobrze mi znane od dzieciństwa, o nazwach sw ojsko brzm iących dla ucha. Tam gdzie te czuby Lubonia i G rzebienia nad Rabką i Zaryłem , tam św iat m ych la t dziecinnych. Tam na p o łu d n iu za grzbietem lesistym , ciągnącym się od Żeleźnicy po przełęcz IS pyikow ięką, z za k tó re j w y c h y la się „m a tk a Babia G óra“ tam la ta młodzieńcze, ow iane przę­

dzą wspom nieć plebiscytow ych i pracy nau czycielskiej na Orawie. A zaś k u zacho­

dow i gdzie K ie łe k i U rw a n ica strażująca nad Sidziną, tam wspomnienia c h w il nie­

dawno u p ły n io n y c h podczas w o jn y . Id z ie m y w tam tą stronę. Oto ju ż S p yt­

kow ice. 1 radością stw ie rdza m y, że stoją całe, n ie tkn ię te przez działania w ojenne, choć tę d y szło od O ra w y we wrześniu ili939 r. niem ieckie i słow ackie natarcie.

O calał także d re w n ia n y kościółek z zabyt­

kow ą dzw onnicą, oko lo n y odw iecznym i h-

Fot. M. Gotkiewicz.

Hyc. 61. Chata u) Sidzinie.

parni. P rzekroczyw szy ¡Skawę, pnie m y się le śnym i ścieżkami do M a łe j S idzinki. K i l ­ kanaście dom ów gospodarskich rozbudo­

w a n ych w yso ko na przełęczy, to M ala Si-

$5?fnka. 0 !glądam y z zainteresowaniem p r y ­ m ity w n ą pasiekę, przedstaw iającą ty p p ie r­

w o tn y , oglądam y stare g ó ralskie o d rzw ia ja k ie jś ch a ty i z a trz y m u je m y się na noc­

leg w schludnym domu gościnnego Pastwy.

N a za ju trz schodzim y do o chron ki SS.

Służebniczek, b y stamtąd w y b o is tą drogą w spiąć się na lesisty garb, k tó ry m niem iec­

k ie m u o ku p a n to w i podobało się pop ro w a­

dzić granicę oddzielającą GiG. od S łow a cji.

K ilk a g ra n ito w y c h słupów z lite ra m i D(eutschland) i S(lovensko) zastaliśm y w y rw a n y c h z ziem i i obalonych, lecz inne s ta ły jeszcze przyp o m in o ją c, że d y k ta t b e rliń s k i oddał polską Orawę w czasie w o j­

n y pań stw u ks. Tiso.

Powtarzam J a n k o w i m iejscowe p o w ie ­ dzenie: „'Orawa, O raw a — smutna i bo- la w a “ .

Rzeczywiście smętek ja k iś unosi się

113

Cytaty

Powiązane dokumenty

N ie tylko dzięki już ¡istniejącym 'udogodnieniom, które napewmo będą coraz większe, ale przede wszystkimi dlatego,, iż te warstwy, które dotychczas nie

[r]

[r]

[r]

stały silnie zniszczone i obrabowane przez górali. Dawne schronisko „M akkabi“ na Boraczej zostało obrabowane przez ludność miejscową, jednakże obec«. nie na

re były wynikiem sił przyrody, działających przez całe tysiąclecia, a których stworzyć ponownie już się nie zdoła.. Oczywiste są więc przyczyny serdecznego

Rower jest sprzętem lekkim, nie wymaga garażu, jest łatw y w obsłudze. Rower marzenie niejednego chłopca — przez to, że wymaga różnych napraw i pielęgnacji

dzo dobra. Ogarnia nas radość, w żyłach czuć tętniące podniecenie. Jednak dobrze jest żyć. Zwłaszcza gdy tak łatw o było przestać żyć. Ludzie pracują przy