• Nie Znaleziono Wyników

Pamiątki po jenerale Benedykcie Kołyszce

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pamiątki po jenerale Benedykcie Kołyszce"

Copied!
104
0
0

Pełen tekst

(1)

'/Z

PAMIĄTKI

PO

NERALE BENEDYKCIE KOŁYSZCE.

(2)
(3)

PAMIATKI

po

II IM Y Jj I

A J

m

i n

Jij

ze w s tę p e m

cJw tiw-iiKa cF< ałfLorobŁi&O/O.

W K R A K O W IE ,

W D R U K A R N I »C Z A S U « F R . K L U C Z Y C K IE G O I SP Ó Ł K I pod zarządem Józefa Łakocińskiego.

1891.

(4)

<&fi-

-cfrO*V

C/" •

N A K Ł A D E M R O D ZIN Y JE N E R A Ł A K O Ł Y SZ K I.

(5)

JENERAŁA BENEDYKTA KOŁYSZKI

na tle w ypadków jego epoki.

— —

enedykt Kołysz ko urodził się w r. 1754 we wsi Sy wrakach z Józefa, Cześnika, W. Ks. Żmudzkiego, i A nny z W ierzbic­

kich, Podkom orzanki Derptskiej. W ychowany był w konwikcie X X . Pijarów w Międzyrzeczu, a wiadomo, źe szkoły Pijarskie były najlepsze w Polsce. Skończywszy nauki, zaciągnął się do kawaleryi narodowej i służył w chorągwi ks. H ieronim a Sanguszki, W ojewody W ołyńskiego, ale w owym czasie nieliczne wojsko polskie nie obiecywało łatwej karyery młodym ludziom , nawet odznaczającym się zdolnościami i nauką. M łody Kołyszko, lubo należał do najpilniejszych uczniów na ławkach pijarskich, m usiał przechodzić powolnie przez niższe stopnie hierarchii wojskowej. Dopiero, gdy sejm konstytucyjny uchwalił powięk­

szenie wojska i gdy zaczęła się era wojen na polskiej ziemi, otwo­

rzyło się pole dla młodzieży, mającej przymioty wojskowe. Kołyszko po trzynastu latach służby przeszedł w randze majora do brygady M okronowskiego, któ ra wkrótce stała się słynną z waleczności na polach bitew i z przykładnego porządku, ja k i w niej panował w cza­

sach pokoju. O dtąd Kołyszko postępował przyspieszonym krokiem przez stopnie wicebrygadyera, brygadyera i w trzecim roku został jene­

rałem majorem, to je st dowódzcą dywizyi.

(6)

Przebiegnijm y szybko his tory ę tego wojska, na ktoróm jedynie polegała nadzieja ocalenia Ojczyzny. W pierwszych dwóch latach Czte­

roletniego Sejmu posłowie czuli, źe przede wszystkiem należało im po­

większyć armię w takiej mierze, ażeby mogła zabezpieczyć niepodległość narodu, a potem dopiero zająć się poprawą formy rządu. Uchwalili też pomnożyć ją do stu tysięcy. A le ja k przyszło obmyśleć fundusze dla uzbrojenia i utrzym ania nowego wojska, sejm cały znalazł się tak zmięszany, ja k b y m u podano zagadkę sfinksową — z tą alternatywą, że ją odgadnie, lub Polska przepadnie. Toczyły się rozprawy bez końca ; rozważano najróżnorodniejsze sposoby opodatkowania, rozbierano przy­

wileje, uwalniające pewne osoby lub stany od podatków, oceniano względną zamożność Województw i t. p., a nie śmiano pociągnąć wszystkich bez wyjątku do stosunkowego dźwigania ciężarów. Szukano innego środka, łam ano sobie głowy. K ilku posłów wystąpiło z wnio­

skiem, żeby wystawić na sprzedaż wszystkie starostwa, które ju ż były zniesione i przeszły na rzecz skarbu; lecz F ryderyk Moszyński, naj­

lepsza głowa finansowa w Polsce, uczynił uwagę bardzo słuszną, źe chcąc nagle sprzedawać tyle dóbr skarbowych, i w położeniu, w jakiem była Polska, to trzebaby je sprzedawać za bezcen; on radził wypuścić je szlachcie wiejskiej w dzierżawy; odpowiedziano mu, źe i dzierżawców nie znajdzie się, ile potrzeba, zwłaszcza w krótkim czasie, zgodzono się jed n ak na Wszelki przypadek uchwalić, źe te dobra są na sprzedaż.

Sądzono, że może to ułatwić zaciągnięcie pożyczki u bankierów zagra­

nicznych, ale i ten środek się nie udał. Ajenci nasi wszędzie otrzymali wprost odmowną odpowiedź. Kapitaliści zagraniczni, mianowicie holen­

derscy, widząc niepewność położenia, nie chcieli narażać swych pienię­

dzy, a bankierowie krajowi, warszawscy i gdańscy nie mogli, chociażby chcieli, przyjść w pomoc krajowi, bo ich kasy były bardzo skromne w porównaniu z jego potrzebami. Myślano o utworzeniu banku naro­

dowego, któryby objął w zarząd starostwa, ale było to ju ż zapóźno.

W ojska rosyjskie gromadziły się ju ż nad granicą, a wojsko polskie pomnożone było tylko do czterdziestu kilku tysięcy. N a tern się zatrzy­

mano z braku funduszów na uzbrojenie i na utrzym anie większej liczby, a nowe bataliony i szwadrony, licho uzbrojone i nieopatrzone w potrzebne przybory, z początku nawet najczęściej nie były płatne.

Żołnierze, rozłożeni po wsiach, byli żywieni przez chłopów, których do tego zmuszali, uciskając ich, jak b y byli w kraju podbitym. Jedna tylko brygada Mokronowskiego, płatna zapewne przez swego dowódzcę,

(7)

który był bogatym i utrzym ana w ścisłej karności, nie domagała się niczego od włościan, owszem starała się być im użyteczną ').

Znalazł jednak Rząd w końcu fundusz dla płacenia wojska, zna- glony do tego przez zacną jednę matronę Księżnę Lubom irską, K aszte­

lanową krakowską, która ujęła się za biednymi chłopami, zmuszo­

nymi dzielić się ciężko zapracowanym chlebem z żołnierzami zgłodnia­

łymi. Pisyw ała ona nieustannie za nimi przez rok jeden cały do m i­

nistrów, do senatorów, do posłów, do wszystkich osób wpływowych, i póty kołatała, póki nie położono końca uciskowi chłopów, płacąc regularnie żołnierzy 2).

Źródłem tego niespodzianego funduszu były składki dobrowolne, zbierane przez p a n ie -p atry o tk i, lecz te składki nie były stałe; nie wystarczały ja k na jeden miesiąc, lub dwa najwięcej, i nie można było na nie liczyć z pewnością. Szczęściem podsunęły one Rządowi myśl zmienić je na podatek czasowy pod tytułem ofia ry, to jest wrócono do środka, który się pierwszy przedstawiał przed trzema laty, tylko dano mu patryotyczną nazwę. Rozprawiano nad tem długo w Sejmie i w końcu uchwalono, źe ten podatek będzie częścią czystego dochodu ze wszystkich dóbr ziemskich, czy to świeckich, czy duchownych 3).

Zdawało się, że miliony wpływać będą do skarbu, że będzie można uformować i utrzymywać przez czas wojny nieochybnej armię stotysięczną, uchwaloną od trzech lat. Rzeczywiście takby było, gdyby wszyscy właściciele dóbr ziemskich sumiennie przyznali dochód, jak i im te dobra przynoszą, ale ta k nie było. Wyznaczono lustra­

torów do oznaczenia wysokości ofiary we wszystkich dobrach ziem­

skich, lecz ci polegali na zaprzysiężonych zeznaniach właścicieli lub administratorów, i okazało się później, że prawi patryoci tylko podali prawdziwy dochód, niektórzy nawet zobowiązali się więcej niż 0 dochodu ofiarować na potrzeby Ojczyzny -— reszta pomimo przysięgi podała tak nisko swoje dochody, źe to w oczy biło. Sejm i Rząd nie postąpili z potrzebną energią w tej okoliczności tak ważnej.

Należało zagrozić właścicielom dóbr ziemskich najcięższą karą, gdyby

') Pozyskała też ta brygada serca mieszkańców w okolicach, gdzie kwatero­

wała, jak to poświadczyła Rada skonfederowanych dwóch województw Brzesko- Kujawskiego i Inowrocławskiego na żądanie dwóch majorów z tej brygady, Kotyszki i Dunikowskiego (zobaczyć w dokumentach Nr. 1).

2) «Obrazy z życia ostatnich pokoleń w PoIsce.» T. I. str. 80.

3) Ten podatek przetrwał aż do naszych czasów — jedyne dziedzictwo Sejmu czteroletniego.

(8)

się sprzeniewierzyli przysiędze. Dobroduszność posłów, którzy mieli w ręku losy Ojczyzny, taki m iała skutek, źe niepodobnym było wy­

staw ić'arm ii stutysięcznej; trzeba było przestać na mniej niż połowie tej liczby.

W ogóle Sejm czteroletni, złożony przeważnie z ludzi światłych, uczciwych, rozumnych, przejętych najlepszemi chęciami dla Ojczyzny, nie miał potrzebnej energii — i dlatego nie znalazł funduszów dla dla wojska i zmarnował blisko trzy lata, na czem? na gadulstwie.

Posłowie, obdarzeni darem wymowy, popisywali się pięknemi, ale zbyt długiemi m ow am i; byli także pedanci, którzy przedłużali spory nad małemi szczegółami. Stracono np. kilka tygodni nad kwestyami uorga- nizowania i umundurowania wojska, kiedy jeszcze nie było funduszów dla tego wojska, lecz najwięcej przedłużali jałowe rozprawy agenci płatni, którzy mieli polecenie czynić w Sejmie, co nazywają w p ar­

lamencie angielskim Obstruhcyą, dla przedłużenia obrad aż do końca wojny Rosyi z Turcyą. Przyczyniły się jeszcze do tego bale, bankiety, zabawy wszelkiego ro d zaju , szalone gry przy zielonych stolikach w Warszawie, które przyciągały do naszej stolicy prawie cały świat bawiący się w Europie. Zastępowała ona Paryż, gdzie wrzała rewolucya.

Posłowie nasi brali udział w tych zabawach ze swemi familiami i sami wyprawiali bankiety. N iektórzy nawet nadwerężyli swoje m ajątki przez ten pobyt czteroletni i wystawny w W arszawie z familiami, a byliby oszczędzili tych wydatków i Ojczyznę zbawili, gdyby się byli racho­

wali z czasem. W pierwszych bowiem latach Sejmu nic nie stało na zawadzie patryotycznym chęciom większości posłów. Rosya i Austrya, były zaprzątnięte wspólną wojną z Turcyą, i z początku nie powodziło im się wcale, zwłaszcza Rosyi, która prowadziła jednocześnie wojnę ze Szwecyą; pospieszyła się też zawrzeć pokój z tą ostatnią i wszystkie siły swoje obróciła przeciw T urcyi ; dzielić ich nie mogła, bo chodziło jej o panowanie na Ozarnera Morzu, tradycyjnym celu polityki rosyj­

skiej. Prusy same nie śmiały się targnąć na Polskę, żeby nie ściągnąć na siebie nienawiści Rosyi, któraby im nigdy nie przebaczyła, gdyby rozrządziły jakąkolw iek częścią Polski bez umówienia się z nią.

Chciało się im jednak koniecznie skorzystać z okoliczności, trzym ając się przysłowia, które je st zasadą ich polityki : «Ko wić ryby w mętnej wodzie.» Intrygow ały one na wszystkie strony, umizgały się głównie do biednej Polski i wiadomo, że Sejm nasz dał się schwycić w jej sieci, złudzony obietnicami, którychby nie dotrzymały, a Polska zginęłaby z własnej winy. Szczęściem nastąpiła nagła zmiana

(9)

9 $S

w polityce pruskiej przez wypadek niespodziewany. Cesarz Józef I I um arł 20 kwietnia 1790 r., a brat jego i następca, Leopold II, był innym zu­

pełnie człowiekiem. M iał zasady uczciwe i politykę wzniosłą, N atych­

miast po wstąpieniu na tron zawarł pokój z Turcyą, poprzestając na Bukowinie, którą mu o d stąp iła; wycofał się z przymierza z R osyą i dał hasło krucyaty przeciw Jakobinom francuskim , ażeby ocalić Ludw i­

ka X V I , królowę M aryę A n to nin ę, siostrę swoją, i zasadę władzy monarchicznej, zagrożonej prądem rewolucyjnym, który wychodził z nad Sekwany i trony wywracał lub wstrząsał. Zarazem postanowił zabez­

pieczyć Polskę od nowego podziału i od wszelkiego wtrącania się z ze­

wnątrz do jej spraw domowych, mianowicie od zamachu na, świeżo uchwa­

loną przez Sejm konstytucyę, której był szczerym zwolennikiem.

Dziwna rzecz jednak, źe z tern wszystkiem zwrócił się najprzód do króla pruskiego F ryderyka W ilhelm a, który niedawno podżegał wszelkiemi sposobami Sejm polski przeciw A ustryi i dokazał tego, źe korpus polski 16-tysięczny wysłany został na granice Galicyi w za­

miarze odebrania A ustryi zaboru z r. 1 7 7 2 , a P ru sy zobowiązały się współdziałać z Polską, traktatem z 29 Marca 1790 r.; oczywiście za dobrą nagrodą: Gdańskiem, Toruniem i częścią W ielkopolski ').

Co dziwniejsza jeszcze, że F ryderyk W ilhelm odrazu przylgnął do programu Leopolda na zjeździe obu monarchów w Reichenbach 27 Lipca 1791 r. Zapewne powiedział sobie, że F rancya nie oprze się koalicyi wszystkich państw europejskich i pójdzie na podział ja k Polska, mię­

dzy najbliźszerni jej z większych państw, a Prusom dostanie się jakaś prowincya nad Renem, Polska zaś nie ucieknie i nie uniknie rozbioru, gdy się P ru sy pogodzą z Rosyą. F ryderyk W ilhelm tak się zapalił do tej polityki, iż widząc, źe po długich niepowodzeniach w Turcyi to mocarstwo weszło na drogę zwycięstw i Turcy upadli na duchu, zawarł z P o rta przymierze 31 Stycznia 1790 r., ażeby im dodać odwagi, ale to nie pomogło. W tedy król pruski zbliżył się na nowo do Rosyi, do czego inicyatywa Leopolda II podawała mu pretekst.

N a zjeździe w Reichenbachu skończyło się na ugodzie ustnej między dwoma monarchami. W miesiąc później 25 Sierpnia 1791 r.

zjechali się znowu w Pilnitz i tam zgodzili się: ł) W ydać odezwy do wszystkich monarchów europejskich, aby łącznemi siłami przywrócili porządek i pokój we F rancyi; 2) skłonić Im peratorową rosyjską do

*) Prusy cofnęły wprawdzie te żądania, lecz niewątpliwie wróciłyby do nicłf, gdyby ta wyprawa na Austryę przyszła była do skutku.

(10)

uznania elektora saskiego następcą tronu polskiego. Zaraz też potem Kobenzel, am basador austryacki w Petersburgu, dostał ścisłe w tym względzie instrukcye, lecz am basador pruski nie popierał należycie zabiegów swojego kolegi austryackiego i władczyni Rosyi zbywała go milczeniem, a po zawarciu pokoju z Turcyą (6 Stycznia 1792 r.) odpowiedziała m u wręcz odmową. Leopold I I nie zraził się tem i przy ratyfikacyi przymierza z Prusam i 17 Lutego 1792 r., będąc niebez­

piecznie chorym , zastrzegł najwyraźniej całość Polski i utrzym anie nowego jej rządu. W dwa tygodnie potem 1 Marca 1792 r. już nie żył.

G dyby Sejm nie był zmarnował więcej niż dwa lata, lecz zaczął od nałożenia podatku pod tytułem ofiary '/, 0 dochodów ze wszystkich dóbr ziemskich, z dobrą kontrolą i m ając fundusz dostateczny, w ysta­

wił armię stotysięczną, k tó ra byłaby mogła nawet być wyćwiczoną, nim R osya skończyła wojnę z T u r c y ą , przyszłość Polski byłaby za­

bezpieczoną, a z nią równowaga pożądana między państw am i Europy.

W drugim peryodzie Sejmu — po przerwie jednomiesięcznej, która pozwoliła posłom przekonać się, że cały naród, z bardzo małym w yjątkiem , był za stronnictwem postępowym, wróciwszy na swoje ławy sejmowe, w podwojonej liczbie na korzyść tego stronnictwa, da­

remnie już zabrali się z gorączkową skwapliwością i energią do wyszukania sposobu zapełnienia skarbu, aby pomnożyć wojsko i założyć dlań magazyny, nie potrafili nic skutecznego obmyśleó. N ie otrzymawszy z podatku czasowego ofiao'y, co należało z niego wyciągnąć, nie zosta­

wały im tylko małe środki. Rozesłali do województw kom isarzy dla zbierania dobrowolnych ofiar i powołali stan rycerski do pospolitego ruszenia, a tymczasem k o m isja wojenna doniosła królowi i marszałkom Sejmu, że arm ia rosyjska z powrotem z Turcyi idzie trzema szlakami, kierując się ku Dniestrowi i Dnieprowi. Sejm powziął postanowienie nieehwalebne i nierozważne zalim itow ać się i powierzyć królow i—■ co przewidziane było w K onstytucyi — władzę najwyższą nad wojskiem na czas wojny, zostawiając przy nim tylko tak zwaną straż, do której należeli dwaj marszałkowie Sejmu bez wyraźnie określonych atrybucyj.

Czyż można było tak zaufać człowiekowi, k tó ry koronę nosił na głowie — to prawda — ale w sercu nie m iał nic królewskiego; był sługą powolnym Imperatorowej. Już w drugim roku Sejmu, gdy formowano nowe wojsko, zdziwił on był całą W arszawę swoim nepotyzmem, wielce niebezpiecznym dla sprawy narodowej. Zamianował swojego synowca, ks. Józefa Poniatowskiego, odrazu jenerałem dywizyi i wyprawił go z jedną dywizyą na U krain ę, gdzie w razie wojny miałby, podług

(11)

wszelkiego prawdopodobieństwa, zetrzeć się pierwszy z arm ią rosyjską.

W prawdzie był 011 pułkownikiem jazdy w wojsku austryackiem, ale bardzo krótko i to nie dowodziło bynajmniej, źe ma znajomość sztuki w ojennej; rzeczywiście nie m iał o niej żadnego wyobrażenia i nie za­

powiadał, źe z czasem wyrośnie na bohatera, którem u Bóg powierzy honor Polaków wśród najstraszliwszych w alk, i który M u go od­

niesie niepokalanym. W epoce, o której mówimy, znany był tylko jak o piękny trzpiot — dziecko zepsute króla, oddany płochym zaba­

wom, łatwym miłostkom i pustotom często szalonym. Ci, co go wten­

czas zbliska znali, mówili o nim, źe ma dobre serce, ale żadnego zdania, na ludziach się nie zna i daje się powodować tym, którzy go bawią lub głaszczą jego słabostki. Lecz co n ajg o rsze, źe wątpiono bardzo o jego patryotyzm ie; mówiono, że je st więcej A ustryakiem niż Polakiem, i w rzeczy samej można tak było sądzić. B ył on synem jenerała austryackiego, księcia Bzeszy niemieckiej, który polował niegdyś na Konfederatów Barskich, i m atki A ustryaczki (K iń sk iej); wychowany w W iedniu, służył czas jakiś w wojsku austryackiem, odbył nawet w tem wojsku wojnę przeciw Turkom , jako pułkownik jazdy, i został rannym w jednej szarży na czele swego pułku, co go bardzo podniosło w świecie wiedeńskim. N ie dziw więc, źe nie mógł się prędko otrząsnąć z wpływu austryackiego i otóż ten były pułkow nik austryacki, wa- waleczny lecz lekkom yślny — bez zdania, nie wychowany na usługi Ojczyzny, nie Polak, nie A ustryak, a przywiązany uczuciem dziecin- nem do króla - stryja, który mu zastępował ojca, lecz dla kraju był zgubnym, został przez niego mianowany dowódzcą dywizyi, wystawionej przeciw Bosyi, a we dw a lata później naczelnym wodzem arm ii pol­

skiej w wojnie, k tó ra miała rozstrzygnąć losy Polski. K ról jednak nie m yślał prowadzić wojnę na seryo z Imperatorową, swoją dobro­

dziejką, i dlatego powierzył władzę hetm ańską swemu synowcowi, chcąc go użyć na narzędzie swojej płochliwej i zmiennej polityki, na co żaden inny jenerał nie zgodziłby się, a pewny był, że książę Józef zastosuje się bez żadnych uwag do instrukcyi, jakie mu je przesyłać będzie.

Ks. Józef Poniatowski zaczął wykonywać władzę wodza naczelnego, gdy wojsko rosyjskie było już nad granicą, Aż do tego czasu więcej się bawił, niż zajmował swoją dywizyą. Dywizya ta liczyła 12.000 żołnierza i składała się z dwóch brygad, jedna pod dowództwem K ościuszki, druga pod dowództwem W ielhorskiego, kolegi księcia w armii austryackiej, także pułkow nika, którego zapewne książę po­

(12)

ciągnął ża sobą do nowego wojska polskiego. K watera główna księcia była w H um aniu, ale on przepędzał zimy w Warszawie wraz ze swym przyjacielem ks. Eustachym Sanguszką, trzecim brygadyerem, ale bez brygady. W lecie zaś robili wycieczki z H um ania, to na W ołyń, to za Dniepr, gdzie się zabawiali z K ozakam i Siczowymi, którzy przyj­

mowali ich z hucznemi owacyami, przeklinając Chmielnickiego zapóźno.

W nieobecności księcia zastępował go zawsze Kościuszko, który doglądał ćwiczenia rekrutów, natchnął ich duchem patryotycznym i zrobił z nich dzielnych żołnierzy. K siążę zaś nie wielki szacunek sobie zjednał między nimi, zwłaszcza że słyszano go zawsze rozma­

wiającego z W ielhorskim po niemiecku. Ci, którzy rozumieli ten język, słyszeli często porównywania między nowem wojskiem polskiem a starem austryackiem, ubliżające ich chorągwiom ; jeden i drugi bowiem mieli jednaką cześć dla wojska austryackiego. K siążę zwykle wesołego usposobienia, lubił nucić słone wiedeńskie piosneczki, a te dźwięki znienawidzonej mowy, wychodzące z pod rogatej czapki kawaleryi narodowej, raziły uszy żołnierzy i oficerów polskich; lecz nadeszła dla lekkomyślącego synowca królewskiego godzina ciężkiej próby. N a po­

czątku wiosny r. 1792, gdy kom isya wojskowa doniosła królowi i straży, że wojska rosyjskie w odwrocie z Turcyi kierują się ku gra­

nicom Polski, ks. Józef Poniatowski, Sanguszko i wielu innych ofi­

cerów wyższych, bawiących jeszcze w Warszawie, chciało wnet wrócić do swoich komend, ale król zatrzym ał ich aż do rocznicy 3 Maja, którą chciał uroczyście obchodzić, myśląc, że taka manifestacya może przekonać Im peratorow ą, źe cały naród polski jest uszczęśliwiony z K onstytucyi 3 Maja. Zaledwie też ci oficerowie zdążyli na swoje miejsca przed najściem wojsk rosyjskich, które wkroczyły jednocześnie 18 M aja do Litw y pod dowództwem Kreczetnikowa, do U krainy i Podola pod dowództwem Kochowskiego. A rm ia Kochowskiego czterdzie­

stotysięczna przekroczyła granice trzema kolum nami pod Kijowem, B ałtą i Mohilewem nad Dniestrem. T rzy te punkta są bardzo odległe jeden od drugiego: Mohilew o 30 mil na lewo od Bałty, a od Bałty do Kijowa na prawo o 50 mil. Marsz ten nie świadczy o talentach wojennych wodza rosyjskiego. W ystaw iał swój korpus na zgubę, pra­

wie nieochybną, gdyż przeciwnik z siłą o połowę mniejszą, mógł pojedynczo trzy części tego korpusu jednę po drugiej rozbić. Kościu­

szko radził też usilnie ks. Poniatowskiemu, ażeby złączył środek armii z prawem skrzydłem ; przytem żeby ściągnął różne oddziały, znajdujące się nie zbyt daleko, i z taką przewagą sił uderzył na lewe skrzydło nie­

(13)

przyjacielskie, a następnie na jego środek i prawe skrzydło po kolei.

P lan ten był tak jasn y i tak pewny, źe ks. Poniatowski widział się zmuszonym wyjawić Kościuszce sekret, który mu nie pozwala iść za jego radą, pokazał m u instrukcyę królewską. Osnowa jej była nastę­

pująca: «Nie zaczepiać wojska rosyjskiego i usuwać się przed niem, ażeby nie drażnić miłości własnej Imperatorowej zbyt dzielnym opo- rem.» Takiego rozkazu żaden jenerał, dbały o swój honor, nie byłby przyjął. K s. Poniatowski nie zastanowił się nad n im , a król na to liczył. W takiem położeniu rzeczy trzeba było albo uważać rozkazy królewskie, ja k b y niebyłe, a ks. Poniatowski nie chciał wziąć takiej odpowiedzialności na siebie, albo się cofać w głąb kraju, jak on za­

mierzał. Kościuszko, uległ. Rozpoczęto odwrót ku Pikowowi, gdzie się cały korpus księcia skoncentrował. Tymczasem rosyjskie lewe skrzydło połączyło się ze środkiem nad Słuczą pod Kochowskim, prawe zaś oskrzydliło wojsko polskie i odcięło go od Żytomierza. Trzeba było cofać się dalej ku Ostrogowi, pozycyi silnej, gdzie były magazyny wojenne, ale w marszu książę Poniatowski, nie mający ani potrzebnej energii, ani doświadczenia w ruchach wojennych, nie um iał utrzymać porządku w wojsku, szedł w nieładzie, zostawił dosyć daleko prawe skrzydło pod Kościuszką i nagle napadnięty pod Boruszkowem został pobity. Szczęściem Kościuszko przyspieszył kroku i uratował go od strasznej klęski. Cofano się dalej. Kościuszko szedł odtąd w tylnej straży z dosyć bliska i osłaniał zarazem część zapasów. Ośronastego Czerwca, kiedy wojsko zbliżało się do Zasławia, oddział z 3.000, pro­

wadzony przez Zajączka z D ubna — o czem ks. Poniatowski nie wiedział — znalazł się odosobniony pod Zieleńcami i został napadnięty znienacka przez 8.000 Rosyan. Dopiero huk dział i ręcznej broni ostrzegł o tern wodza; pospieszył się i przybył w sam czas, ażeby wziąć odwet za plagę boruszkowską. Przyczynił się do tego wielce Mokronowski, który w ciągu bitwy przyłączył się ze swoją brygadą do dywizyi ks. Poniatowskiego, i złamał zwarte kolum ny nieprzyja­

cielskie szarżami swojej jazdy. Nieprzyjaciel stracił w tem spotkaniu 3.000 żołnierza w zabitych, rannych i w niewolę wziętych. Reszta pierzchła, lecz nie wieleby uszło — ja k utrzym uje Paszkowski — gdyby szarże Mokronowskiego były należycie poparte '). K siążę Poniatowski nabrał ducha i wysłał ks. Eustachego Sanguszkę do króla z raportem o tem zwycięstwie, lubo nie Polacy atakowali, ale Rosyanie. Sanguszko

*) W tem opowiadania idziemy za jen. Paszkowskim i Zajączkiem, głównie za pierwszym.

(14)

opowiada w swoim pamiętniku, źe g d j zdał królowi sprawę z tej bitwy, wystawił mu konieczność pow.ołania całego narodu do broni i z nim stanąć jem u samemu przeciw najezdcom Ojczyzny. N a to za­

pytał go kroi tonem stro sk an y m : «Czy w obozie będzie miał wygody i kuchnię przyzwoitą ?» a właśnie zastał go po obiedzie przy kawie którą się delektował. Sanguszko powiedział sobie, «źe z taidm Sarda- napalem daremnie gadać o poświęceniu się dla Ojczyzny.* Tymczasem korpus ks. Poniatowskiego cofał się ciągle trzema szlakami i w pierwszych dniach Lipca Kościuszko stanął z prawem skrzydłem nad brzegiem Bugu pod D ubienką, W ielhorski z lewem skrzydłem pod Opalinem, ks. Józef w pośrodku. Ścigał Kościuszkę Kochowski na czele 18.000 żołnierza i kilkudziesięciu dział wielkiego kalibru. Kościuszko miał 4.000 żołnierza, dwa działa i 2 haubice (podług Paszkowskiego), ale był to wodz bardzo śmiały aż do zuchwalstwa. U derzył n a nieprzy­

jaciela prawie pięćkroć liczniejszego, pokonał go i zmusił do odwrotu.

K orpus ks. Poniatowskiego cofał się dalej na Lublin ku W iśle i zajął między Markuszowem a Kurowem stanowisko obronne, gdzie umó- wionem było między jenerałam i i królem, źe wojsko całe się skon­

centruje i czekać będzie na nieprzyjaciela, K siążę Poniatowski zebrał pod swojem dowództwem 20.000 żołnierzy, a By szewski z 6.000 gwardyi i rezerw przechadzał się między Bugiem i W isłą. Paszkowski utrzymuje, że ściągnąwszy wszystkie odrębne oddziały do głównego wojska, można było powiększyć go jeszcze do 34.000 żołnierzy, zosta- wiając naw et 15.000 pod Zabiełłą na zasłonę od wojska rosyjskiego, zajmującego Litwę. Lecz co niepokoiło jenerałów naszjrch, to nie słaba liczba wojska, bo dało ono dowody, źe jeden przeciw czterem, z kosami przeciw armatom, nie da się pobić, ale niepokoiła ich słaba- dusza króla.

Kościuszko szczególnie, który czytał instrukcye, jak ie dał ks. Ponia­

tow skiem u, nie wątpił, że biedny k ró l, zostawiony samemu sobie i swoim dworakom, na skinienie Imperatorowej, zdradzi sprawę Ojczy­

zny w chwili stanowczej.

Podzielali jego zdanie M okronowski, W ielhorski, Zajączek i wszyscy zgoła jenerałowie, ale. nik t nie wiedział, ja k temu zaradzić, K ościuszko, wyehowaniec K. Pułaskiego (w Ameryce), widział jeden tylko sposób, ten, którego się chwycili Konfederaci Barscy, to jest porwać króla i trzym ać go pod strażą w obozie. W yjawił to zdanie raz w kwaterze głównej w Puławach, w przytom ności ks. Poniatow ­ skiego, Mokronowskiego i Wielhorskiego. Rozpoczęła się nad tem rozprawa; dwaj ostatni jenerałowie przychylali się w zasadzie do tego

(15)

i r15

środka, ale zachodziło pytanie, kto się go podejm ie? W ymieniono ks. Eustachego Sanguszkę, jako nieustraszonego zucha, i wszyscy się na niego zgodzili.

Eustachy Sanguszko opowiada ten epizod w swoim pam iętniku w tych słowach: «Stałem w Sieciechowie z brygadą; w nocy budzi mnie rozkaz stawić się natychm iast u ks. Poniatowskiego w Puławach (gdzie była kw atera główna). Zastaję u niego Kościuszkę, W ielhor- skiego i M okronowskiego... Mówią mi, że jestem przeznaczony do por­

wania króla z W arszaw y i dostawienia go do obozu.» Streszczamy resztę. E ustachy Sanguszko był przeciwnym temu zamiarowi. U trzy­

mywał, że niepodobna prawie, żeby się udał wobec 6.000 gwardyi, które go strzegą dniem i nocą, a gdyby nawet się udał, to dobrego-by skutku nie przyniósł; przeciwnie wzmocniłby Targowicę i podał pretekst do nowego podziału Polski. Kościuszko uznał, że uwagi Sanguszki są słuszne, sam nawet dodał, że król, sprowadzony do obozu, zdemora­

lizowałby wojsko dotąd patryotyczne. U padł więc projekt Kościuszki, lecz ks. Poniatowski, którem u się oczy na wpół otworzyły na postę­

powanie niegodne swojego stryjaszka, bał się, żeby się nie shańbił do reszty, pojechał ukradkiem do niego i nakłaniał go najserdeczniej- szemi słowami, ażeby się dał dobrowolnie wykraść i zawieść do obozu.

K ról się wymawiał bardzo zręcznie. Dowodził mu, że na tronie tylko może być użytecznym krajowi, a nie w obozie; przysięgał, źe nigdy juź nie podpisze, coby było na szkodę krajowi, a źe Rosya. rozpoczęła wojnę, zwoła pospolite ruszenie, uchwalone przez Sejm — i rzeczywiście w kilka dni później, 4 Lipca, ogłosił uniwersał, powołujący pod broń wszystkich obywateli i tchnący najgorętszym patryotyzmem. N ie uczynił tego jedynie przez wzgląd na prośby synowca, ale pod naciskiem dwóch marszałków sejmowych, którzy ten uniwersał zredagowali. N ie długo trwało u króla Jegomości to poczucie honoru i obowiązku względem Ojczyzny. W kilka dni potem, może nawet nazajutrz, napisał do Im - peratorowej i wysłał do niej potajemnie list błagalny, żeby mu prze­

baczyła uniwersał. Im peratorow a odpowiedziała, źe J . K . Mość może mieć w niej siostrę i dobrą sąsiadkę, ale nie inaczej, tylko przyłączając się do Targowicy. Odpowiedź tę otrzym ał 21 Lipca, a 24 zwołał Radę, złożoną w największej części z Targowiczanów; opierając się na ich zdaniu, przystąpił publicznie do Targowicy w swojem i wojska imieniu. Zarazem zdał swoją osobę i kraj na wspaniałomyślność Im pe- ratorowej. Niepodobna opisać oburzenia, jakie ogarnęło całą W arszawę, gdy się rozeszła wiadomość o tem, co zaszło w zamku, i to oburzenie

(16)

i6 - f

tkwiło w duszacli, a ź wybuchło w rewolucyi 1794 r. W wojsku to oburzenie objawiło się w dwojaki sposób. Jenerałowie praw ie wszyscy posłali królowi swoje dymisye, jako t o : książę Poniatowski, Kościusz­

ko, Mokronowski, Zajączek, Sanguszko, W ielhorski, Zabiełło i inni.

B yła to protestacya, piętnująca króla jako zdrajcę i oszczercę, który chciał wojsko całe podciągnąć pod też hańbę, ja k ą sam się okrył.

Po dopełnieniu tego aktu , jenerałowie rozjechali się w różne strony;

ks. Poniatowski pojechał do ulubionego swego W iednia z dwoma przy­

jaciółm i W ielhorskim i Bronikowskim i tam osiadł; Sanguszko po­

wrócił na W ołyń. Ojciec wysłał go do Petersburga, ażeby się przed­

staw ił na dworze Imperatorowej, a ta potrafiła tak go ująć, źe wstąpił do wojska rosyjskiego w randze jenerała. Kościuszko sam, w pierwszych chwilach, zrozpaczył o losie Ojczyzny i zamierzał wrócić do Ameryki, zapożyczył się nawet u księżny jenerałowej ziem podolskich, ażeby tam się mógł dostać, lecz wkrótce nadzieja wstąpiła napowrót do jego serca i zaniechał tej dalekiej podróży. U dał się do Lwowa, gdzie do­

syć długo przebywał, następnie przeniósł się do Drezna, zachęcony przez jen. Wodziekiego, będącego na załodze w K rakow ie, który mu szepnął, że się knuje powstanie w wojsku, za którem pójdzie mie­

szczaństwo i lud, a pospolite ruszenie nie odwołane.

W rzeczy samej wojsko, zgromadzone w obozie pod Kozienicami w całym komplecie, nie było napastowane, gdyż król się poddał Im pe­

ratorowej na łaskę i niełaskę — to jego rzecz była zmusić go do poddania się nie Rosyi, lecz Targowicy, bo los Polski nie był jeszcze rozstrzygnięty. R osya trzym ała się legalności, nie chcąc wywołać takiego skandalu, jak po pierwszym podziale, a wojsko nie dawało sprawy za przegraną. Z W arszawy przyszedł był rozkaz, żeby się poddało Targowicy, ale na to odpowiedziało wojsko odezwą do króla i' do m arszałka Małachowskiego, w której oświadczało, że gotowe jest przelać krew swoją do ostatniej kropli w obronie Ojczyzny i godności Narodu, a nie podda się Targowicy, ani Rosyi, i przyrzeczenia swego święcie dotrzymało. Dymisye jednak wodza naczelnego i jenerałów sparaliżo­

wały to wojsko, przejęte najlepszemi chęciami. Można było zastąpić tylko brygadyerów brakujących ; i tak brygada Sanguszki dawniej Mo- kronowskiego nie miała brygady era, dowództwo to objął własnowolnie wicebrygadyer Łaźniński, znany z waleczności, i ten powołał majora K ołyszkę na miejsce opróżnione wicebrygadyera, ale nie było sposobu zastąpić dymisyonowanych jenerałów-majorów, czyli dywizyjnych, i wodza naczelnego. Obieralność bowiem mogła tylko wprowadzić haos

(17)

w to młode wojsko; i postanowiono czekać, póki nie znajdzie się je ­ nerał, któryby objął z zaufaniem ogólnem dowództwo naczelne, lecz nie można było czekać długo w obozie pod Kozienicami. Doczekano się Sejmu grodzieńskiego z większością zaprzedaną nieprzyjaciołom, i drugiego podziału Polski, a nie zjawiał się żaden wódz znany, któryby wziął w ręce sprawę Ojczyzny. W takim stanie rzeczy brygadyerowie uradzili między sobą rozdzielić brygady i połowę icli przeprowadzić na Podole i U krainę, zajęte już przez Rosyę, ale gdzie mało było wojska, gdy nad W isłą była potężna armia rosyjska, której oprzećby się nie mogła szczupła arm ia polska, bez wodza naczelnego i z m a­

łym zapasem amunicyi, gdyby na nią natarła.

W yruszyły więc brygady z pod Kozienic, każda inną drogą:

brygada Łaźnińskiego podążyła na Pobereże podolskie, brygada Dzierzka udała się w okolice Tulczyna, brygada Wyszkowskiego na Ukrainę, oddział litewski słynnego partyzanta Kopcia ') zaszedł aż pod Kijów.

Było jeszcze wiele większych lub mniejszych oddziałów, które się roz­

rzuciły na kresach, jakoto oddziały Czyżewskiego, Orlewicza, Kaleń- skiego i innych, a wszystkie czekały blisko rok na hasło powstania, o którem nie wątpiły. Z początku wojsko i władze rosyjskie zdawały się nie zważać na tych wojaków, z różnych powodów: najprzód, że E osya zostawiła rządowi polskiemu czas do 15 Marca 1794 r. na zredukowanie wojska do 15.000, gdyż trzeba było go spłacić przedewszystkiem, a skarb był pusty; następnie, że wojsko rosyjskie ogromne na papierze, w rzeczy­

wistości po czterech latach wojny z T u rcy ą zeszło na 60 do 100.000 rozporządzalnych i to zdemoralizowanych żołnierzy — nareszcie, że zanosiło się na nową wojnę Rosyi z Turcyą.

Pracował nad tem poseł francuski w S tam b u le, ażeby rozerwać koalicyę przeciw Rzeczypospolitej, do której to koalicyi należała Eosya, sprzymierzona z A u stryą i Prusam i — i skończywszy z P olską goto­

wała . się współdziałać z niemi. Pomagali ja k najusilniej posłowi fran­

cuskiemu emisaryusze polscy, upewniając rząd turecki, źe skoro roz­

pocznie wojnę z Rosyą, wybuchnie zaraz powstanie na całej przestrzeni ziem polskich. P o rta uległa tym namowom i rozpoczęła z Rosyą spór groźny. Im peratorowa wysłała wojska swoje na granicę turecką, a do tego potrzeba było ściągnąć część pułków, stojących w Polsce. W takim stanie rzeczy nie chciała władczyni R osyi drażnić wojska polskiego z r. 1792, żeby nie wywołać powstania, które nie łatwoby było przy­

3) Kopeć był później jenerałem, następnie wywieziony wgłąb Syberyi. Zosta­

wił ciekawe pamiętniki.

3

(18)

tłumić, skoro już nie było Targowiczanów, a króla pogardzonego nikt nie słuchał. Zostawiono więc w pokoju podług umowy tak tę część wojska, która kwaterowała w kraju niezabranym, ja k i tę, która się przeniosła do kraju zabranego przed podziałem dokonanym ; lecz gdy m inął term in 15 Marca, w którym wojsko miało być zredukowane na 15.000, zaczęły się prześladowania, szczególniej w kraju zabranym, otoczono każdy oddział kordonem wojska, ja k b y kw arantanną, ażeby n ie mógł być w. styczności z ludnością i w takiem zamknięciu prze­

żyły dwa miesiące. Jak im sposobem ? O dgadnąć trudno, bo nie mamy na to żadnych w skazówek; nie wiemy nawet, czy obozowali, czy mie­

szkali w chatach chłopskich. To tylko wiemy, co ogłosił w Gazecie w olnej w arszaw skiej świadek bezimienny. Powiada on, źe obywatele w prowincyach zabranych płakali z radości na widok oddziałów woj­

ska polskiego, przywędrowanych w tam te strony, i wszędzie dawali im dowody swego współczucia i swej szczodrobliwości. Przytacza on jednego bogatego pana, Leszczyńskiego, który całym majątkiem swoim wspierał brygadę Łaźnińskiego, do której się przyłączył w jej odwro­

cie bardzo trudnym nad brzegi W isły i zginął w tej przeprawie.

Tenźesam korespondent G azety wolnej w arszaw skiej unosi się nad poświęceniem bez granic dla Ojczyzny prostych żołnierzy w ogóle, jacy się pokazali w kraju zabranym. Byli oficerowie mniej wytrwali i porzu­

cali służbę, lecz żaden żołnierz szeregu nie opuścił, lubo cierpiał głód i wszelkie niewygody. Dowódcy nawet nieraz wydalali się od swoich komend dla prywatnych interesów, spuszczając się na wierność i męstwo żołnierzy, i tak brygadyer Łaźniński, jeden z najdzielniejszych jene­

rałów, pojechał do swoich dóbr na Podolu, gdzie zostawił młodą żonę, niedawno z nią pobrany. Toż samo uczynił wicebrygadyer Kołyszko z tą różnicą, że nie żona, ale narzeczona, panna Teresa Cyplińska, czekała na niego na W ołyniu i zaślubił się z nią między wojną skończoną a nową, ja k a niebawem wybuchła.

Obie te części wojska polskiego nic nie wiedziały jedna o drugiej.

W Polsce Koronnej spisek dla wyzwolenia Ojczyzny był na porządku dziennym, nieustającym w całem wojsku, a wkrótce i w calem mieszczań­

stwie w większych miastach. N a czele stanęli ludzie najznakomitsi w k raju ; jedni działali za granicą, ja k Ignacy Potocki i Hugo K ołłątaj, drudzy kierowali spiskiem w kraju. Najczynniejsi byli: D ziałyński jenerał, który wystawił pułk własnym kosztem ; Jelski, poseł na Sejmie czteroletnim; W odzicki jenerał, a z mieszczaństwa Kapostas, bankier, który dostarczał potrzebnych funduszów", lub obmyślał takow e; Bars

(19)

19

mecenas, znany z patryotyzm u i porywającej wymowy, i szewc K iliński, bardzo popularny między ludem warszawskim.

Term in wybuchu rewolucyi naznaczono najprzód na 19 L isto­

pada 1793 r., to je st równocześnie z zamknięciem Sejmu grodzień­

skiego, ale wielkie prawdopodobieństwo, źe Rosya będzie m iała wkrótce nową wojnę z Turcyą, zniewoliła przywódzców spisku odroczyć powstanie.

Tymczasem nadszedł inny term in fatalny (15 Marca 1794) redukcyi wojska na 15.000 i otrzym ano w Krakowie wiadomość od Madaliń- skiego, którego brygada stała między Bugiem a Narwią, iź dostał od władz rosyjskich wezwanie, tak ja k wszyscy brygady ero wie, żeby n a­

tychm iast rozpuścił trzy czwarte swojej brygady, i źe odpowiedział, ja k wszyscy inni brygady ero wie, iż nie dozwoli zmniejszenia jej kom ­

pletu, choćby o jednego żołnierza. Za pretekst podał, źe wojsko jest niepłatne od dwóch miesięcy, a póki mu nie przyślą z W arszaw y pieniędzy na wypłatę zaległego żołdu, żołnierzy rozpuścić nie może.

D onosił także M adaliński, iź dowiedziawszy się, źe jenerał Bagrajew z przeważną siłą idzie przeciw niemu, pom knął w Sandomierskie, gdzie złączył się z brygadą M angeta i czeka dalszych rozkazów.

Jen. W odzicki zwołał wyższych oficerów z małej załogi K rakow a na radę wojenną i przeczytawszy im raport Madalińskiego, oznajmił im, źe wysłał już gońca do Drezna do Kościuszki, wzywając go natychm iast do Krakowa, gdyż głównem hasłem do pow stania, uznanem przez wszystkich należących do spisku, m iał być zamach Bosyi na wojsko polskie dla zmniejszenia go do '/3 części, uchwalonego pod jej naci­

skiem przez nieprawy i zaprzedany w największej części wrogom Sejm grodzieński, «a teraz — rzekł im — musimy się naradzić, ja k ą władzę choćby tymczasowo, powierzyć Kościuszce ?» Zgodzono się powierzyć mu dyktaturę, ale nie pod tytułem dyktatora, skoro nędzny król siedzi jeszcze na tronie; znaleziono wykręt, nazwać go Naczelnikiem i nic więcej — i przyjęto to bez sporu. Kościuszko na wezwanie Wodzic- ldego przyjechał bezzwłocznie do Podgórza w nocy z 23 na 24 Marca.

N azajutrz odbył na R ynku krakowskim przegląd wojska, znajdującego się w Krakowie. N iestety! spodziewał się ujrzeć siłę zbrojną pokaźną, złożoną z wojska regularnego i pospolitego ruszenia, a znalazł szczupłą załogę Krakowa, to je st: jeden batalion W odzickiego, jeden batalion Czapskiego, jeden Raczyńskiego, jeden szwadron jazdy i 14 armatek polowycli, z połową służby do nich. Razem 800 do 1000 żołnierza i garstkę chłopów z kosami. Sm utek głęboki ogarnął szlachetne, pełne miłości Ojczyzny, ale trochę miękkie serce Kościuszki i wyrzekł te

(20)

słowa beznadziejne: «Za mało nas — ja k widzę — aby zwalczyć trzy mocarstwa, ale zawdy dosyć, aby zginąć chwalebnie.* Pomimo tego rozczarowania kazał odczytać ak t powstania narodowego wszystkich bez wyjątku mieszkańców Województwa Krakowskiego, a okrzyknięty naczelnikiem, wykonał przysięgę, że oręż, podniesiony w obronie całości i niepodległości Ojczyzny, złoży tylko z życiem — lecz nie wyraził żadnej nadziei. To powątpiewanie o zwycięstwie dobrej sprawy, jakie wyjawił najprzód na Ryn ku krakowskim, utkwiło w głębi jego duszy i tłómaczy jego rzucanie się na siły nieprzyjacielskie, trzykroć liczniejsze niż jego, i opatrzone w potężną artyleryę, kiedy on miał zaledwie kilka działek polowych. C hciał, żeby P o lsk a, nie mogąc odzyskać swojej niepodległości i swego dawnego znaczenia, poległa na polu bitwy wraz ze swoim ostatnim wodzem. G dyby Kościuszko był wiedział' przybywszy do K rak o w a, że największa i najdzielniejsza część armii z roku 1792 jest na kresach wschodnich i czeka na znak, ażeby na nowo wojnę rozpocząć, że w Warszawie i W ilnie całe mieszczaństwo i lud prosty trzeba powstrzymywać, ażeby nie powstał za wcześnie, byłby niewątpliwie postępował ostrożniej, po bitwie pod Racławi­

cami, która była konieczną.

Kościuszko był zaledwie od pięciu dni w K rakow ie, gdy się dowiedział, źe korpus rosyjski, liczący 7.000 żołnierza, z bateryą dział dużego kalibru pod dowództwem jen. Tormansowa i Denisowa, ciągnie ku Krakowowi, który był bez obrony, gdyż od strony Wawelu był otwarty. N aj pierwszym obowiązkiem Kościuszki było ocalić tę starą stolicę naszych królów. M adaliński i M anget byli ju ż z nim połączeni, wziął z załogi krakowskiej batalion Wodzickiego i 500 włościan-oehot- ników, uzbrojonych tylko w kosy. Razem m iał 4.700 ludzi i 2 działka, z którym i wyruszył zastąpić drogę nieprzyjacielowi. S potkał go pod Racławicami i nie zważając na wielką jego przewagę, uderzył na niego.

Dziwna rzecz, ze w tak groźnej okoliczności przyszło mu na myśl wypróbować w ogniu arm atnim chłopów-kosynierów. Wprawdzie wyuczył ich, ja k mają władać tą straszną bronią i sam ich poprowadził na działa nieprzyjacielskie, i popisali się też znamienicie; zabrali całą bateryę, wysiekłszy kanonierów i rozstrzygnęli los bitwy.

l e n tryum f podniecił powstanie, które odtąd szerzyło się po całym kra ju , a imię Kościuszki roznosiły wszystkie echa, jak o zbawcy Ojczyzny. Im peratorowa zaniepokoiła się; widziała, że n ie m a do czy­

nienia z królem, pokornym jej sługą, i hetmanem przekupionym przez nią, ale z narodem całym, dwudziesto-milionowym, pałającym zemstą,

(21)

*3 21

i którego łatwo nie pokona, a Turcy skorzystają z okoliczności, żeby wziąć odwet. Odwołała się też do swoich sprzymierzeńców P ru s i A ustryi, żeby złączyły się z nią przeciw Polsce zbuntowanej. Cesarz Franciszek I I wymówił się, będąc zaprzątnięty wojną z F runcyą; król pruski, lubo także był w wojnie z F ran cy ą, przyrzekł swoją pomoc.

Kościuszko me mógł skorzystać na razie ze swojego zwycięstwa, mając tak małe siły, cofnął się ku granicy zaboru austryackiego, żeby się zaopatrzyć w żywność, poczem przeniósł się pod Połaniec, gdzie się rozłożył obozem, który oszańcował. Tam czekał na fundusze, jak ie skła­

dano dla niego w K rakowie i w całej Galicyi, a zarazem na połą­

czenie się z nim różnych oddziałów wojska narodowego, rozrzuco­

nych po kraju; spodziewał się, źe obóz pod Połańcem będzie dla nich punktem zbornym.

W iedział jednak Kościuszko, nim się tam usadowił, źe w W ar­

szawie wybuchło powstanie 17 Kwietnia, źe Igielstrom m usiał uciekać ze szczątkami swojej straży przybocznej, z której 2.000 legło, a kilkaset wzięto do niewoli, i źe oswobodzona stolica obudziła się do nowego życia, które się rozlewało na cały kraj, lecz może dlatego właśnie obrał naczelnik spokojniejsze miejsce, gdzie, czekając na fundusze, mógłby gromadzące się około niego młode wojsko polskie uorgahizować,- wy­

ćwiczyć nieco i — kto wie — zaopatrzyć w dobrą broń, sprowadzoną z A ustryi, gdyż obóz pod Połańcem był nad granicą Galicyi, należącej do A ustryi — rzekomo neutralnej wobec tej wojny. Jeżeli takie m iał zamiary, to się srogo zawiódł. W krótce bowiem ujrzał się oblę­

żonym przez korpus rosyjski dziesięcio-tysięczny Denisowa, jednego z dwóch jenerałów, którym dał się we znaki pod Racławicami. W tem oblężeniu przebył Kościuszko siedm tygodni, skazany na nieczynnośc wśród okoliczności nader ważnych.

Trudno zrozumieć, ja k się to stać mogło. Był w Warszawie rząd tymczasowy, zwany R ad ą zastępczą, ustanowioną wnet po powstaniu, i na czele której był Zakrzewski, prezydent Warszawy, znany z uczci­

wości i niepoślakowanego patryotyzmu, a komendantem wojskowym Warszawy był M okronowski i nie przyszło im na myśl wysłać ja k najprędzej oddział wojska na odsiecz naczelnikowi. Dopiero w końcu M aja jenerał Grochowski otrzym ał taki rozkaz, i gdy się ukazał ze swoją brygadą na tyłach D enisowa, ten natychm iast się cofnął i Naczelnik był wolny.

Z jenerałem Grochowskim przybył E ustachy Sanguszko, niedawno jenerał rosyjski, a przedtem jenerał polski. Zjawienie się jego w obozie

(22)

22

Kościuszki jest nowym epizodem w życiu pełnem nadzwyczajnych przygód tego magnata, najlepszego Polaka, z sercem gorącem, duszą wzniosłą, lecz zbyt prędkim do czynu. Zastanawiać się nie było w jego temperamencie i m usiał nieraz swoje porywy ciężko odpokutować.

Epizod, o którym mówimy, należy do liistoryi — i z tego względu opowiemy go treściwie.

W szedłszy do wojska rosyjskiego, na żądanie ojca i namowy nader uprzejme Imperatorowej, Sanguszko wziął wkrótce urlop na 6 miesięcy i powrócił do W arszawy. B ył tam, kiedy Kościuszko przybył z D rezna do K rakowa. W arszawa wrzała. Powstanie było nieochybne;

wtem Igielstrorn nakazuje mu, żeby objął służbę przy nim. Rozkaz ten w strząsnął do głębi jego duszę patryotyczną; nieopowiadając się Igiel- stromowi wyrusza na W ołyń; ztam tąd posyła swoją dymisyę na ręce m inistra Zubowa i nie czekając na odpowiedź, zabiera ile mógł na prędce chłopów, poddanych swoich, których uzbroił, tudzież ochotników ze szlachty, i biegnie połączyć się z najbliższym oddziałem wojska polskiego; przechodzi W isłę pod Sulejowem pomimo oporu stojących tam żołnierzy rosyjskich, dowiaduje się, źe na prawym brzegu W isły pod Zawichostem brygada Grochowskiego czyni przygotowania do przeprawy, ułatwia jej to, i razem z nią przychodzi na. odsiecz naczel­

nikowi. Kościuszko nie mógł jeszcze opuścić obozu, gdyż różne oddziały wojska przybywały codziennie złączyć się z nim, a fundusze, zebrane dla niego w K rakowie i w całej Galicyi, fundusze znaczne, w pienią­

dzach i srebrach kościelnych, przesłane zostały do Pińczowa, ale kreis-ka p ita n położył areszt na te kosztowności, nie wiemy, pod jakim pozorem, lecz w rzeczywistości chciał zawiadomić o nich Denisowa, który się zatrzym ał w swoim odwrocie o trzy mile od Połańca.

Naczelnik wyprawił Sanguszkę do Pińczowa, znając jego energię, dał mu pełnomocnictwo i 4.000 żołnierzy, którem i odtąd dowodził. Sanguszko wziął się na dobry sposób z kreis-kąpitanem . Przedstaw ił mu się jako dziedzic Tarnowa, wdał się z nim w rozmowę — lekko dotknął sprawy bogatej przesyłki dla Kościuszki i spostrzegł, źe dobrowolnie jej nie odda. N ie mówił też o niej więcej, lecz zaprosił go na ucztę, którą wyprawiał, pod wymyślonym pozorem, w swojej kwaterze na drugiej stronie granicy. K reis-kapitan, snać smakosz, dał się złowić na tę wędkę i stawił się w kwaterze Sanguszki o naznaczonej godzinie.

Stół do biesiady był ju ż nakryty, lecz gospodarz uprzedził swego gościa, że nim zasiądzie do biesiady, musi napisać rozkaz wyraźny do swego sekretarza, ażeby natychm iast wydał kufer z kosztownościami i pie­

(23)

niędzmi posłańcowi, który przyjedzie z tym rozkazem, bo inaczej z wielkim żalem każę pana kreis-kapitana powiesić na przygotowanym haku. K reis-kapitan nie drożył się długo, widząc że to nie żarty, gdyż pełno wojska polskiego było w około domu, gdzie go przyjął Sanguszko, i mnóstwo oficerów w izbie; napisał rozkaz żądany, a San­

guszko uprosił Linowskiego, żeby się przeprawił do Pińczowa i odebrał przesyłkę z Krakowa, czego Linowski rączo dokonał.

W parę dni później (5 Czerwca) Kościuszko, mając 15.000 wojska zgromadzonego, zwinął obóz i wyruszył za Denisowem, który do tego czasu obozował o trzy mile od P ołańca, a w przeddzień począł na nowo się cofać, ale ku pruskiej granicy na spotkanie korpusu p ru ­ skiego posiłkowego. Żałować trzeba, źe naczelnik rozpoczął działania wojenne w tej chwali. W ciągu jego przymusowej nieczynności w obozie pod Połańcem, stan rzeczy w Polsce zmienił się zupełnie. Niedołężne rządy R ady zastępczej przytłum iły zapał, ja k i panował w Warszawie i w całym kraju — zapał, który cuda tworzy. G dyby Kościuszko był mógł zjawić się w stolicy, zaraz po powstaniu arm ia stutysięczna powstałaby ja k z pod ziemi, a ofiary zewsządby się sypały dla poparcia sprawy naro­

dowej, świętej dla wszystkich. Dodajmy, że nie było wtenczas Prusaków w kraju, a wojska rosyjskiego bardzo mało, ale w chwili, gdy naczel­

nik rozpoczynał działania wojenne z .15.000 k o rpusikiem , wojsko rosyjskie było znacznie pomnożone, gdyż pułki, wysłane na granicę Turcyi, zostały ściągnięte napowrót do P o ls k i; a co więcej, P ru sy łakome na ziemie polskie, sprzymierzyły się z R osyą i król pruski przysłał na pomoc swojej sojuszniczce korpus 20.000-ny, z którym to korpusem szedł się złączyć Denisów, lecz co najgorsza, zapał patryo- tyczny zaczynał stygnąć między obywatelstwem — mało już było ofiarności. Szlachta jedno lub dwuwioskowa zaczęła ju ż szemrać na powstanie, mówiąc, źe szaleństwem jest porywać się na dwa mocarstwa razem, bała się jednak więcej zniesienia pańszczyzny, bo nie chciała i Ojczyzny bez pańszczyzny, a wiedziała, że Kościuszko do tego dąży, gdyż nietylko źe okazywał ojcowskie uczucie dla włościan i sam się często przebierał w sukmanę chłopów krakowskich, a z obozu pod P ołań­

cem wydał 7 M aja rozporządzenie, w którem, oddając lud wiejski pod opiekę komisyj porządkowych, zmniejszył ilość dni pańszczyzny, a rodziny służących w wojsku narodowem uwolnił na czas wojny od wszelkiej robocizny; przytem wzbronił najsurowiej uciskania chłopów w ćze nikol wiek. W reszcie waleczny lud warszawski, który wypędził Igelstroma ze stolicy po krwawej walce z jego potężną strażą, widząc,

(24)

24 sr*

źe powstanie idzie kulawo, źe Kościuszki oblężonego n ik t nie ratuje, a zdrajcy jaw ni nie są ukarani, był oburzony do najwyższego stopnia, i jego czysty patryotyzm przeradzał się w jakobinizm. W takiem poło­

żeniu rzeczy jedna bitwa przegrana, Polska podług wszelkiego prawdo­

podobieństwa byłaby zgubiona.

Naczelnik wiedział, źe spotka Denisowa, połączonego z Prusakam i, idącemi od Żarnowa, ale zapewne nie wiedział, źe ich było 20.000 z liczną artyleryą, a połączeni z korpusem 10-tysięcznym Denisowa, stanowić będą armię 30-tysięczną, to jest dwa razy większą od tej, którą on prowadził, i opatrzoną w kilkadziesiąt dział, kiedy jego artylerya nie liczyła ich ani czwartej części. T a ogromna przewaga wojsk nieprzyjacielskich była uderzająca, gdy obie armie spotkały się na polu pod Szczekocinami. «Napróżno — powiada Sanguszko w swoim pam iętniku — ja i Poniński, dowodzący prawem skrzydłem, wystawiamy naczelnikowi nierówność sił, on daje rozkazy do ataku, a nam odpo­

wiada, «źe chce obeznać się z manewrami pruskiemi», ale cóż innego mógł powiedzieć. Uwaga była spóźniona, gdy już obie armie stały jedna naprzeciw drugiej. Bitwa trw ała ośm godzin. N asi bronili się do upadłego, pole zasłane było ich trupam i i ra n n y m i'), a w rękach nieprzyjaciela było ośm arm at naszych. W alka dalsza byłaby juź daremnem poświęceniem dzielnych żołnierzy. Sanguszko, nie mogąc dojrzeć w tym odmęcie naczelnika, wziął na swoją odpowiedzialność nakazać odwrót do pobliskiego lasu, a sam ze swoim oddziałem sta­

nął w tylnej straży. T u opowiada Sanguszko w swoim pam iętniku rozpaczne położenie, w jakiem się znalazł Kościuszko. Zjeżdżając z pola bitwy, spostrzegł on człowieka w czujce (?) na małym wilczatym podjezdku, błąkającego się na pobojowisku i nie mającego żadnej broni w ręk u ; wziął go za jakiegoś uczciwego kapelana, który przy­

gotowuje na śmierć ciężko rannych. Poruszony spokojnem męztwem tego księdza, zbliżył się do niego, żeby go wycofać z niebezpieczeń­

stwa,, gdyż trzeba było odbraniać się huzarom, plądrującym na pobo- wisku. Zbliżywszy się do niego, z wielkiem zadziwieniem poznał, źe to Kościuszko, zdziwił się tem więcej, że niedawno widział go w swojej zwyczajnej kurtce szarej i na skarogniadym koniu, kterego ubito.

Poznawszy go, rzekł cicho: «Co Naczelnik tu ro b isz?» «Chcę być ubitym,» odpowiedział. W tedy porwał go za rękaw i zaprowadził prze-

*) Polegli jenerałowie Wodzicki i Grochowski, ranni byli Madaliński, Po- niński, Granowski, a w końcu Naczelnik. Dwóch tylko bez szwanku wyszło z tej krwawej walki: Kamiński i Sanguszko.

(25)

25

mocą do bliskiego kołowrotu przed wioską Chebdzie, za którą prze­

prawiano niedobitków do lasu. W e wrotach m usiał Sanguszko wszyst­

kich sił swoich dobywać, ażeby go utrzym ać przy sobie, bo mu się ciągle wyrywał, a kule nieprzyjacielskie ścigały ich jeszcze. Jedna z nich zabiła dwóch żołnierzy, którzy się wsunęli między konie n a ­ czelnika i Sanguszki; taż sama kula urw ała zad koniowi Kościuszki i jego samego raniła w nogę. Sanguszko przesadził go na swojego konia, na którym pojechał leczyć się w Opactwie Jędrzejowskiem, zdawszy na Sanguszkę ukończenie sprawy. Równocześnie prawie Zają­

czek pobity został pod Chełmem przez korpus rosyjski pod dowódz­

twem jenerałów Derfeldena i Zagrajskiego. W skutku tych klęsk K ra ­ ków pozostawiony ze szczupłą załogą poddał się Prusakom , a Litw a . była zagrożoną z różnych stron.

Przyznać tu trzeba, że Kościuszko, najpoczciwszy, najszlachetniej­

szy człowiek, lecz który od początku wątpił o zbawieniu Ojczyzny i przysiągł tylko, źe ocali jej honor — nie był wodzem, jakiego ona potrzebowała. Zbawić ją mógł jedynie wódz, wierzący w swoją gwiazdę, w swoje sposoby i działający z wyrachowaniem, jak b y grał w sza­

chy. K lęski pod Szczekocinami i pod Maciejowicami są jego winą i tak wybrał się z obozu pod Połańcem z 15.000 żołnierza przeciw 30.000, kiedy mógł, poczekawszy kilka dni jeszcze, wyruszyć z podwojoną armią, złożoną z doświadczonych żołnierzy, gdyż większa część wojska z roku 1792, która się schroniła na Podolu i Ukrainie, dowiedziawszy się o powstaniu w Nadwiślańskiej Polsce, szła się złą­

czyć z wojskiem kościuszkow skim . G azeta wolna w arszaw ska z 24 Maja ogłosiła, co n a s tę p u je :1) «Dnia 17 t. m. listy pisane ze Lwo-

«wa donoszą, źe brygady dwie Łaźnińskiego i Dzierzka, idące z K or-

«donu nowo zajętego przez R osyę, przechodziły przez K rystynopol

«w celu złączenia się z wojskami polskiemi» (Łaźniński złożony cho­

robą, został w K ry sty n o p olu , a wice-brygadyer Kołyszko prowadził jego brygadę, liczącą 2.000 żołnierza) i obie brygady weszły dnia 31 M aja pod Kumowem w granice Polski określone drugim podziałem.

N ie mogły one przybyć do obozu pod Połańcem przed 5 Czerwca, ale w trzy lub cztery dni później, licząc dzień wypoczynku, miałby Kościuszko cztery lub pięć tysięcy dzielnych żołnierzy więcej. Z dal­

szych stron szły większe siły na hasło, wydane przez Kościuszkę.

G azeta W olna W arszaw ska z 27 Maja przytacza listy, ostatnią pocztą Zobaczyć w dokumentach.

4

(26)

nadeszłe. Donoszą one, źe komenda Czyżewskiego, z 3.500 ludzi zło­

żona, przebierając się do Ojczyzny wolnej, dnia 17 M aja miała mię­

dzy Raszkowem a Mohylowem utarczkę z nieprzyjacielem dosyć szczę­

śliwą; 7 arm at, wszystkie bagaże i 213 wołów zabrała, straciwszy 270 ludzi, licząc w to rannych, których z sobą wiezie, a dnia 22 M aja przeprowadziła się pod Soroką na Wołoszczyznę. Za Czyżewskim idzie Orlewicz w kilka, tysięcy przez Wołoszczyznę. K aleński także w kilka tysięcy ma się przedzierać przez U krainę. Dwaj Chrostowcy, bracia, jak tylko się dowiedzieli o powstaniu nad W isłą i Wilią, i że K o ­

ściuszko je st na jego czele, nie namyślali się ani chwili, lubo starszy, brygadyer jazdy, był przy łóżku żony po połogu. Jego brygada w jednej godzinie była gotowa do wymarszu, i nie dał jej dłuższego wypoczynku, póki nie stanęła na drugiej stronie D niestru na. ziemi wołoskiej, przepra­

wiwszy się wpław przez tę rzekę. Kopeć z 600 żołnierza przem knął się od Kijowa do Bugu pomiędzy tysiącami żołnierzy rosyjskich, nie mając innej broni on i jego hufiec, ja k pałasze.

W tymże samym numerze G azety w olnej w arszaw skiej jest wzm ianka o ruchach brygadyera Wyszkowskiego nad Bugiem ; m ia­

nowicie źe Rosyanie, przeprawiwszy się przez Bug, szli dwoma kolum ­ nami k u Dubience, lecz na odgłos, iź idzie przeciw nim brygadyer W yszkowski z brygadą swoją i 4.000 włościan uzbrojonych w kosy i piki, zgromadzonych za uniwersałami komisyj porządkowych Chełm ­ skiej i L u belskiej, wnet się za Bug cofnęli. Zapewne te obroty Wyszkowskiego były mu polecone przez Kościuszkę, lecz mógł on ściągnąć inne brygady, ja k Laźnińskiego i Dzierzka. Eaźniński, podług źródeł G azety w olnej, był pierwszy z oficerów wojska, które się schro­

niło na kresach; zawiadomiony o powstaniu w Polsce, a dowiedział się o tem z ust jenerała rosyjskiego Sołtykowa w środku Maja, natychm iast zwołał swoją brygadę i oznajmił jej tę nowinę. W iara jednogłośnie w ykrzyknęła: «Ruszajmyź i m y !» Ł aźnińsk i, udzie­

liwszy tężsamą nowinę innym dowódzeom, wyruszył z brygadą ku Polsce wolnej. D. 31 M aja stanął w K rystynopolu, gdzie sam zatrzy­

mać się musiał, rozchorowawszy się w drodze, a Kołyszko objął do­

wództwo brygady. Z K rystynopola do obozu pod Połańcem je st sześć lub najwięcej siedm dni pochodu, lecz Kołyszko zwrócił się ku W a r­

szawie — zapewne na rozkaz Kościuszki, który nie chciał czekać parę dni więcej w obozie.

T ak samo było z brygadą Dzierzka, która wyruszyła z okolic Tulczyna, ciągnęła środkiem arm ii Sołtykowa, kwaterującego w M ię­

—< 26

(27)

dzyborzu. Pod K onstantynow em m iała przeciętą drogę przez pułk ka- tarynosławski i otworzyła sobie tę zawadę przebojem, a co więcej, ja k świadczą zgodnie Paszkowski i korespondent G azety w olnej, zagwoździła arm aty wymierzone przeciw niej — zabrała żywność, kasę, jaszczyki z am unicyą i przedarła się do Wołoczyska na drodze do Połańca.

N ie do Połańca jednak poszła, zboczyła także k u Warszawie, zakre­

ślając ogromne półkole od Tulczyna do stolicy polskiej ').

Podobnież i inne oddziały wojska, idące z Podola i U krainy m u­

siały, nie będąc ostrzeżone—przejść przez Wołoszczyznę, żeby się dostać do Warszawy, a tymczasem Kościuszko, zwinąwszy pospiesznie swój obóz, poszedł z 15.000 żołnierza uderzyć na 30.000 R osyan połączo­

nych z P rusakam i i poniósł klęskę, której przeżyć nie chciał, gdyż byłaby śm iertelną dla Ojczyzny, gdyby nie ten zapas dzielnych żoł­

nierzy i bohaterskich dowódzców, przybyłych na teatr wojny dla po­

parcia sprawy narodowej.

W ojna w dalszym ciągu ograniczyła się najprzód między Bzurą a W isłą. Kościuszko, dowodzący środkiem, z niewygojoną jeszcze raną, stał pod M szczonowem; Zajączek z lewem skrzydłem pod W arką, Mokronowski z prawem pod Błoniem. W krótce nadciągnął sam król pruski na czele trzydziestu kilku tysięcy swoich P ru sa k ó w ') i 40 dział ; połączył się z Fersenem i jego korpusem, liczącym około 15.000 żoł­

nierza i 67 dział i prawie codzień były utarczki, w których Polacy zawsze mieli górę; i tak 7 Lipca brygadyer Kołyszko, wysłany na rekonesans i napadnięty przez przeważną siłę Prusaków, um iał tak zręcznie się cofać, źe nacierającego nieprzyjaciela wciągnął na ukryte baterye, które sypnęły nań gęstym ogniem i w popłoch go wprawiły.

D nia 9 Lipca kawalerya K ołyszki z dwoma szwadronami 5 pułku napadła na pruską brygadę jen. Elsnera, zmusiła ją do ucieczki i go­

niła za nią o milę za Błonie.

«Dnia 10 Lipca «sprzymierzone wojska nieprzyjacielskie starały się zaalarmować całe wojsko polskie, słowa są «Kościuszki w liście do R ady Najwyższej Narodowej,» i o godzinie wpół do piątej rano rozpoczęły z nam i kanonadę, która trw ała blisko trzy godziny; nie­

przyjaciel, straciwszy swoich kanonierów i konie od armaty, pierzchnął...

Nieprzyjaciel nie pokazał się naprzeciw naszej kolum ny (to je st środka), ale zdawało się, iź celem jego było przerżnąć korpus jenerała Zajączka, który dziś rano, odparłszy powtórnie korpusy moskiewskie ze znaczną

r) Te brygady były konne.

(28)

bardzo stratą, za pokazaniem się wojska pruskiego, cofnął się obronnie i w najlepszym porządku. ...R ap o rtu jen. Mokronowskiego dokładnego jeszcze nie mam. Dzielny ten wódz spędził nieprzyjaciela i ścigał go daleko. O akcyi brygadyera Kołyszki, który w podjeździe do stu ki- rasyerów, trzech huzarów pruskich położył na placu, doniosę, skoro od tegoż kom endanta odbiorę wszystkie tej bitwy wyszczególnienia.

«Raport jen. Sierakowskiego donosi o ważnych zdobyczach na nieprzyjacielu: świadczy oraz, ze i przezorność wodza, pilność i odwaga podkomendnych n a równą zasługują pochwałę.»

Koniec tego listu maluje piękną duszę Kościuszki, pełną miłości Ojczyzny, szczerej wiary religijnej i dobroci dla podwładnych. «W szę­

dzie potężne ram ię .Boga zastępów wspierać się zdaje sprawę ludu.

tak długo uciskanego niewinnie. N ie przestawajmy wznosić modłów naszych do Niego, a da nam ducha ufności, jedności i męztwa, a krwawe boje nasze chwalebnem i szczęśliwem uwieńczy zwycięztwem »

D an w obozie 10 Lipca 1794.

T. Kościuszko.

Po tym pierwszym ogólnym ataku złączonych wojsk nieprzyjaciel­

skich uznał Kościuszko za potrzebne skupić ściślej swoje siły około W arszawy. M iał bowiem tylko 18.000 odwodowego wojska i 100 dział z niezupełną służbą, było jeszcze w arsenale blisko drugie sto i użyto ich. Zajął sam linię od Czerniakowa aż do Rakowca. W Woli, której nie m yślał na dobre bronić, postawił Zajączka, a za nim na Czystem M okronowskiego; linię od Powązek powierzył ks. Poniatowskiemu, który po bitwie pod Szczekocinami przybył do W arszawy i był przy Mokronow skim razem ze Sanguszką. Prócz wojska regularnego była jeszcze ruchawka, złożona z mieszczan i ludu prostego pod dowództwem Kilińskiego szewca, Morawskiego kowala, K rak au ’a krawca, i innych.

B ył jeszcze batalion kosynierów, liczący 1.000 chłopów, uzbrojonych w kosy. Dołóżmy, źe Kościuszce przybyła na pomoc przed oblęże­

niem Warszawy wielka siła w jednym człowieku, którym był H en ry k Dąbrowski. W ojska nieprzyjacielskie ustawiły się w znacznej odle­

głości jedno od drugiego. K ró l pruski rozłożył swój obóz pod Opa- linem, a Fersen pod Willanowem.

D nia 13 Czerwca W arszawa została oblężoną i od tego dnia do 14 W rześnia grzmiały działa z dwóch stron bezustanku. Kościuszko

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeszcze przed chwilą powodowała nim raczej ciekawość, teraz świat odmienił się dokoła

- atrakcyjne wynagrodzenie w euro - legalne zatrudnienie na umowę o pracę - ubezpieczenie zdrowotne. - elastyczny czas pracy - podszkolenie języka -

Ewaluacja – dzieci odpowiadają na pytanie, czy im się podobały zabawy i jeśli tak, to zabierają marchewki do sali.. W przedszkolu chętne dzieci myją marchewki i przygotowują

Scenariusz przewidziany jest do realizacji w ciągu cztery dni (cztery razy po 30 minut), tak aby wszystkie dzieci mogły podjąć działania w każdej bazie. Aby dzieci nie

Innym elementem kom- pozycyjnym powtarza- j¹cym siê wielokrotnie jest kwadrat, który poja- wia siê w sposobie u³o-.. ¿enia boisk sportowych, Labiryncie, w szachow- nicowym

Literatura otwiera zatem przestrzeń uwidaczniającego rozpoznawa- nia, które podejmuje w poetyckiej mowie podmiot działany i mówiony, gdy staje przed oczywistością tego

(0-6) Na podstawie podanego zdarzenia rozpoznaj bohatera (imię, tytuł utworu, autor) oraz napisz, czego dzięki tej przygodzie dowiedział się o sobie. nazwa zdarzenia /.. przygoda

Wydaje się, że to jest właśnie granica, wzdłuż której przede wszystkim tworzyła się Europa Wschodnia, lub raczej wschodnia wersja „europejskości”: jest to