• Nie Znaleziono Wyników

W poszukiwaniu samego siebie : dylematy tożsamości oraz inicjacji artystycznej w powieści Iwaszkiewicza "Księżyc wschodzi"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W poszukiwaniu samego siebie : dylematy tożsamości oraz inicjacji artystycznej w powieści Iwaszkiewicza "Księżyc wschodzi""

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Kryński

W poszukiwaniu samego siebie :

dylematy tożsamości oraz inicjacji

artystycznej w powieści

Iwaszkiewicza "Księżyc wschodzi"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 82/3, 98-119

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X IT , 199’ , z. 3 P L IS S N 0031-0514

S T A N IS Ł A W K R Y Ń SK I

W POSZUKIWANIU SAMEGO SIEBIE

D YLEM ATY TOŻSAMOŚCI ORAZ IN IC JA C JI A RTYSTY CZNEJ W POW IEŚCI IW A SZKIEW ICZA „KSIĘŻYC W SCHODZI”

Trzeba życie rozłam ać w d w ie w ie lk ie połow y, Jedną godziną m y śli — trzeba w p rzeszłość w ró cić (J. S ło w a ck i, G o d z in a m y ś l i )

„O karierze po prawdzie nie marzyłem jak Lucien de Rubem pré” — pisze Jarosław Iwaszkiewicz, wspominając swe pierwsze w rażenia po przeniesieniu się na stałe z Kijowa do Warszawy, a jednak i jemu w y­ dawało się, gdy młody i „pewien swego rzem iosła” październikowym wieczorem 1918 r. wychodził z pociągu na warszawski dworzec z „ogrom­ nym kufrem ” pełnym literackich papierów, że bycie poetą „nie nastrę­ czy większych trudności” (KM 156) 1. Utworem o takich trudnościach, o niewystarczalności poetyckiego rzemiosła, zwłaszcza gdy ma ono r e ­ kompensować brak stabilnej postawy m oralnej, jest Hilary, syn buchal­ tera (1923), powieść bilansująca doświadczenia pierwszych kilku w ar­ szawskich lat autora 2. Narodziny głębszej świadomości artystycznej i mo­ ralnej, jej trudną krystalizację przedstawia Iwaszkiewicz w następnej powieści, Księżyc wschodzi (1925), w której losy głównego bohatera oka­ zują się swoistą reminiscencją ukraińskiej fazy biografii autora, jego guw ernerskich zatrudnień w latach gim nazjalnej i studenckiej młodości. Do tej przeszłości cofa się (30-letni w momencie ukończenia utworu) pi­ sarz, kreując na tle wystylizowanej, tajemniczej przyrody oraz w zmaga­ jącego się na wTsi ukraińskiej (przed 1914 r.) społeczno-narodowościowego ferm entu duchową sylwetkę przewrażliwionego m aturzysty. Ten senty­ m entalnie urzeczony wierszami Słowackiego młodzieniec, w ypełniając podczas swych dłuższych niż zwykle wakacji obowiązki korepetytora w m ajątku ciotki, usiłuje, targany sprzecznościami, odpowiedzieć sobie na dręczące pytania egzystencjalne, znaleźć życiową drogę i credo poe­ tyckie. Jest to powieść, jak nieraz zaznaczał autor, szczególnie mu bliska:

1 W ten sposób od syłam do: J. I w a s z k i e w i c z , K s i ą ż k a m o ich w s p o m ­ nień. W arszaw a 1975. P onadto stosuję tu jeszcze skrót: K = J. I w a s z k i e w i c z , K s i ę ż y c w sch o d zi. W arszaw a 1975. L iczby po skrótach w sk azu ją stronice.

2 N a jej m istern e transform acja au tob iograficzn e nieraz już zw racano u w a g ę. O „m ateriale au tob iograficzn ym ” Hila rego p isze m .in. M. J ę d r y c h o w s k a (W c ze sn a p roz a J a r o s ła w a I w a s z k ie w ic z a . W rocław 1977), traktując badany u tw ó r jak o „pow ieść au to tem a ty czn ą ” (s. 98— 101).

(3)

„do dziś dnia ulubiona moja książka, gdzie więcej zawarłem z, m ojej młodości niż w tych wspomnieniach” — pisze w Książce moich wspom­ nień. Źródłem tej szczególnej sym patii jest jeszcze i to, że wraz ze swym bohaterem dokonuje Iwaszkiewicz w Księżycu, co zresztą sam przyznaje, „obrachunków z całego dotychczasowego życia” 3, a dotyczą one — do­ dajm y — tak problemów moralnych, jak estetycznych. Czar Godziny myśli działa niewątpliwie w powieści. J a k przekonamy się później — choćby jako ważny sygnał stylizacyjnych nawiązań, pozwalających bli­ żej określić sytuację ideową bohatera.

Na rozdrożu

C zym jestem ja i sk ąd się tu zn a la złem ? Co m am zro­ bić, aby b yć napraw dę sobą? Czy m am u ciec od ży cia i d o­ kąd? I po co? [K 27]

0 Antonim z Księżyca autor mówił:

je s t to poeta na rozdrożu, przed n a jw a żn iejszą w e w n ętrzn ą decyzją. W ła śn ie h istoria ow ej d ecyzji, której p rzeszkadzają p on iek ąd p e w n e ek stazy m isty czn e 1 erotyczne, je s t p sy ch o lo g iczn ą treścią m ojego op ow iad an ia 4.

W ewnętrzna logika powieściowych zdarzeń domniemania takiego nie potwierdza. Sądzić można, że „ekstazy mistyczne i erotyczne” Antoniego nie tylko nie przeszkadzają, ale wręcz przeciwnie, są ważnym kataliza­ torem jego duchowego rozwoju. Przejściowo dezintegrując psychikę bo­ hatera, tym w yraźniej uświadamiają mu potrzebę samookreślenia, ponow­ nej ideowo-moralnej integracji, która uwzględniać będzie (w sposób świadczący już o psychicznej dojrzałości) skomplikowaną, tajem ną stru k ­ tu rę świata. A ntoni świadomy jest, że „to szarpanie się, nieokreślona w alka ze wszystkim i z sobą samym”, znamienne dla wieku młodzieńcze­ go, w który z niepokojem wkracza, odgranicza chwilę obecną od krainy niedawnego jeszcze dzieciństwa, gdzie się „nie stacza żadnych walk z so­ bą samym; po prostu nie przeczuwa się złożoności naszego j a” (K 83). Bilansując tę „zamykającą się część życia” staje Antoni wobec zagadnień związanych z tym, co Erich Fromm, tak w odniesieniu do społecznej historii człowieka, jak historii życia jednostki, nazywa indyw iduacją, „narastającym procesem wyzwalania się jednostki z jej pierw otnych więzów”. Zdaniem From m a proces ten ma charakter dialektyczny. Z jed­ nej więc strony prowadzi do coraz bardziej zintegrowanej osobowości, czego wyrazem ma być „w z r o s t p o c z u c i a w ł a s n e j s i ł y ”,

8 Zob. KM 257. N a tę rela c ję m ięd zy au torem a w y k reo w a n ą przez n ieg o p ostacią w sk a z y w a ł p isarz w jed n y m z w czesn y ch w y w ia d ó w (Kj., U J a r o s ł a w a I w a s z k ie w ic z a . L a u r e a t n a g r o d y w y d a w c ó w o sw o ic h książkach . „W iadom ości L i­ tera ck ie” 1925, nr 6, s. 1), gdy p ytan y, czy jest K s i ę ż y c „pow ieścią a u tob iograficzn ą”, odpow iadał: „O czyw iście. N ie m ogę, n iestety , zdobyć się na ta k i o b iek ty w izm , ab y n ie utożsam iać się z bohaterem p o w ie śc i”. A u tob iograficzn y w y m ia r tego u tw oru n ieraz zap ew n e u ja w n i się w prow adzonych tu rozw ażan iach , lecz nie b ęd zie to sta n o w ić głó w n eg o przedm iotu n aszego zain teresow an ia.

(4)

100 S T A N I S Ł A W K R Y Ń S K I

z drugiej — rosnąca świadomość odrębności, „odseparowania od świata” staje się przyczyną poczucia „wzmagającej się samotności”, niemocy i nie­ pokoju. Poszerzając opis zjawiska, można by dodać, że aby indywiduacja osiągnęła pożądany cel, a więc strukturyzow ała osobowość na wyższym poziomie rozwoju, niezbędny wydaje się — zgodnie ze znaną koncepcją Kazimierza Dąbrowskiego — ferm ent psychiczny, prowadzący ku dezin­ tegracji p ozy ty w nej5.

Rozpoczęty proces indywiduacji nie zawsze jednak zmierzać musi ku pogłębionej świadomości własnego „ja”, dezintegracja psychiczna nie zawsze bywa pozytywna. Lęk przed odpowiedzialnością za własną egzy­ stencję dynamizować może (opisane przez Fromma) „mechanizmy uciecz­ ki od wolności”, wyrażające „dążność do wyrzeczenia się swej indywi­ dualności i przezwyciężenia uczucia samotności i bezsiły przez zupełne roztopienie się w świecie zew nętrznym ”. Dla Fromma jedynym twórczym sposobem uniknięcia tych negatywnych stanów towarzących indyw idua­ cji jest „ s p o n t a n i c z n y z w i ą z e k z l u d ź m i i p r z y r o d ą , związek, który łączy jednostkę ze światem, nie eliminując jej osobowości. Ten rodzaj związku — którego najwyższym wyrazem jest miłość i tw ór­ cza praca” 6.

Wydaje się, iż przywołane sądy okażą się przydatne w badaniu inte­ resującej nas powieści, zwłaszcza w odniesieniu do głównego jej boha­ tera, zarysowują bowiem ogólny sens sytuacji, w jakiej znajduje się An­ toni. Znamienne dla adolescencji zwątpienia i rozterki, sprzeczności, ujawniające się w jego jednolitej dotąd wizji świata, niepokojące p y ta­ nia o własny status w tym świecie sprawiają, iż Antoniego ogarnia „prze­ rażenie i lęk człowieka samotnego wśród przyrody, samotnego wśród ludzi” :

P rzeraził się po prostu sam otn ości człow iek a — sw o jej sam otn ości [...]. Sam otność człow ieka rzuconego pom iędzy drzew a i k am ienie! Sam otn ość c zło ­ w iek a pom iędzy ludźm i! [···] O dczucie osobności i n iem ożn ości w y jśc ia w nim poza sam otność. [...] A potem przyjdzie śm ierć: w szy stk o rozw iązu jąc, n iczego nie w y ja śn i. [...] O dejdziem y tak, jak eśm y napraw dę żyli: osobno. Z aw sze p o ­ m iędzy potw orn ie w ielk im św ia tem i potw orn ie w ielk im n iebem , sam otn i. [K 11]

Egzystencjalne doznania narastają wraz z lękiem przed pustką w e­ wnętrzną. Pojawia się drążące bohatera uczucie braku samookreślenia. Antoni przestaje rozumieć siebie „i siebie nie może odnaleźć pośród zło­ mowisk, które zasłały dno jego pojmowania św iata” (K 14). Sytuacja, w jakiej prezentow any jest bohater, w znacznej mierze uniw ersalna, jest równocześnie sytuacją młodego artysty, poszukującego w łasnej drogi twórczej. Odnalezienie „klucza do swej duszy” staje się głównym zada­ niem, w arunkującym zarówno tożsamość artystyczną, jak psychiczną tego początkującego poety. Poszukiwanie tożsamości nie jest tu odrzucaniem innych postaw tylko dlatego, że „cudze”, ale nade wszystko poszukiwa­ niem wśród wartości wrodzonych, autentycznych tego, co najgłębiej w y­ raża własną niepowtarzalną osobowość, co zwielokrotnia sens istnienia.

6 E. F r o m m , U cieczk a od wolności. P rzeło ży li O. i A. Z i e m i l s c y . P r z e d ­ m ow ą opatrzył F. R y s z k a . W yd. 2. W arszaw a 1978, s. 40, 44— 45. — K. D ą ­ b r o w s k i , D e z in t e g r a c ja p o z y t y w n a . W arszaw a 1979.

(5)

„Cudze” może bowiem służyć naszej tożsamości o tyle, o ile zostanie zinterioryzowane i — jako własne — przestanie „uwierać”.

Psychomachie Antoniego to próba pokonania w sobie tej „wiecznej samotności”, którą uświadamia mu nieraz ciemny ogrom ukraińskiej nocy, to ciągle ponawiana próba usensowienia własnej znikomości wobec wszechogarniającej natury i tajemnych, niezgłębionych praw rządzących miłością i śmiercią. W takiej aurze psychicznej realne staje się niebezpie­ czeństwo samobójczej decyzji. Wystarczy w tedy choćby moment zawie­ dzionego uczucia, by jak A ntoni rzucić się konno w przepaść. Wspom­ nienia Iwaszkiewicza dowodzą, jak bliska mu była ta problem atyka, w y­ raźnie zaznacza się (choć w ogólnym tylko zarysie) autobiograficzny w ym iar związanych z nią motywów, sens powieściowej transform acji.

B y ł to d zień (25 k w ie tn ia 1911 roku), k ied y stałem n ajb liżej — w całym życiu — sam obójstw a. Pokusa dobrow olnej śm ierci otarła się w ów czas o m n ie jak przelatu jący nietoperz. P ojąłem w ted y sam ob ójstw a m łod ości n ie m ogącej się zdobyć na p rzekroczenie progu dojrzałości życiow ej, sa m o b ó jstw a z s a ­ m ego lęku przed istn ien iem . M yślę, że i J u r a 7 — k tórego zab iłem w ten, sposób w K s i ę ż y c u — rozum iał i znał tę pokusę, chęć u czyn ien ia tego, co n a ­ zy w a ł „m aleńkim sam ou n icztożien jem ” (m alutkim sam ou n icestw ien iem ) — ale n ieco przerażony siłą m ojego a fek tu próbow ał m i tłu m aczyć b ezcelo w o ść w s z e l­ kich p a tety czn y ch gestów . [KM 65—66]

Leitmotiv argum entacji Ju ry — tak jak przedstawia ją pisarz — to: „nie w arto” , ponieważ „wszystko dokona się samo, na przebieg zdarzeń wpływu mieć nie można” (KM 66). Proweniencja tego poglądu, dość bliskiego mrocznym ideom Przybyszewskiego czy też rosyjskiemu nihiliz­ mowi, jest wyraźnie modernistyczna. Nie w nikając głębiej w tradycję filozoficzną uznać można to stanowisko za przejaw tego, co Kazimierz Wyka nazywa fatalizmem deterministycznym, znamiennym — jak dowo­ dzi — dla przemian literackich schyłku XIX wieku. Skoro wszystko do­ konywa się „samo” i nie mamy żadnego wpływu na zdarzenia, nie może być zatem odpowiedzialności i nie mają sensu — zgodnie z argum en­ tacją J u ry — „patetyczne gesty”, żaden „tragiczny protest” 8. W ten spo­ sób można było rozładować groźbę tragizmu, pozbawić go złowrogiego „pocisku”, albowiem „nie ma tragedii tam, gdzie nie ma woli i w alki”. Zdaniem Wyki „fatalizm determ inistyczny unicestwia tragedię, ponieważ zabija odpowiedzialność” 9.

Jakkolwiek w przywołanej wyżej sytuacji ten typ myślenia okazać się mógł skuteczny, pisarz zdaje się temu zaprzeczać, wspominając, iż pogodziło go z życiem i przez trudny próg przeprowadziło nie to w szyst­ ko, co mówił w tedy Jura, ale widoczne w usiłowaniach przyjaciela za­ niepokojenie i troska. Świadczyły bowiem, że mimo duchowej sam ot­ ności każdego z nas „istnieje jakiś telegraf bez drutu, bez słów, bez treści naw et”, dzięki którem u ludzie porozumiewają się jednak i pomagają sobie zdobywać życie. Było to dla pisarza tym bardziej istotne, iż od dłuższego już czasu przyjaźniąc się z samotnym i wyobcowanym Ju rą, na przemian podziwiając go i nie akceptując, podlegać musiał — jak

7 M ikłucho-M akłaj (p ow ieściow y K nabe) — b lisk i p rzyjaciel Iw a szk iew icza z lat gim n azjaln ej ed u k acji w K ijow ie.

8 T erm in Z. A d a m c z e w s k i e g o (T ragiczny pro test. W arszaw a 1968). • K. W y k a , M łoda Polska. W yd. 1. T. 1. K raków 1987, s. 56— 57.

(6)

102 S T A N IS Ł A W K R Y Ń S K I

sam przyznaje — męczącym wpływom kolegi, wyznającego skrajnie pe­ symistyczne koncepcje, negujące wartość życia.

Zatrzym anie się przy tym fragmencie biografii pisarza wydało się celowe o tyle, że ślady owego młodzieńczego przeżycia, na progu dojrza­ łości, rok przed m aturą, widoczne są niewątpliwie na kartach Księżyca. Zetknięcie się z indywidualnością Mikłucho-Makłaja ocenia Iwaszkie­ wicz jeszcze po latach jako „głęboki w strząs” dla swej osobowości. Nie­ obojętny także — jak można niejednokrotnie zauważyć — dla twórczoś­ ci przyszłego autora Zenobii Palmury. „Przez słowa śmierci, które wy­ chodziły z jego ust — stwierdza w Książce moich wspomnień — pozna­ łem, czym jest życie”. K onkluzja ta wyraża tę samą refleksję, co wy­ powiedziane przez Antoniego w Księżycu sformułowanie, odrzucające pokusę nihilistycznej abnegacji. W dialogu z K nabem A ntoni mówi:

n ie m asz pojęcia, jak m i św ie tn ie robi tw ój n ih ilizm [...]. Przed ch w ilą w ła ś­ n ie m yślałem , że się p o w ieszę, a teraz m yślę, że m am jeszcze dużo pięknych rzeczy do przeżycia. [K 18]

Jego powieściowe utarczki z porucznikiem K nabem żywo przypomi­ nają relacje między autorem a Makłajem. Pisarz wspomina:

P rzypuszczam , że styk ając się z „sam otn ością” Jury, zrozu m iałem w ogóle po raz p ierw szy w ieczn ą sam otn ość człow ieka i ból tow arzyszący p r i n c ip i u m in d ivid u a tio n is. O dczucie tej sam otności, pojęcie b ezsen su istn ien ia , niezrozu- m ia ło ści b ytu — „lęk m e ta fizy czn y ”, który rodzi się w poczyn ającej rozum ow ać isto cie, jest n ajw ięk szy m p rzeżyciem m łodości. [KM 65]

Przed tym samym doświadczeniem staje w Księżycu autorski so­ bowtór, Antoni. Problem rozwoju jego osobowości jest osią kompozycyj­ ną utw oru.

Reprezentowana przez Knabego postawa nie jest w powieści jedyną pokusą, jaką napotyka w swych duchowych zmaganiach Antoni. Odrzu­ ca on również, jak to nazywa Andrzej Gronczewski, „wilde’owsko-ary- stokratyczną koncepcję życia i sztuki”, głoszoną tu przez Izydora, w y­ znawcę „religii piękna”. Jej wysublimowany narcyzm poddany został w utw orze druzgocącej krytyce 10. Zdaniem Antoniego, konwencjonalnie pojm owane piękno („róża, puchar wina, muzyka, elegia, piękny rytm , piękne rym y”) w zderzeniu z szarą codziennością ujaw nia całą swą bez­ duszność i martwotę. Nie w yraża bogactwa i głębi życia, fałszuje rzeczy­ wistość. Dyskurs Antoniego zawiera, sformułowaną z nie spotykaną już później w twórczości Iwaszkiewicza ostrością, polemikę z uzurpacjam i estetyzm u, których źródeł upatryw ać można w skrajnie rozumianej dok­ trynie Wilde’a. M alutka półeczka w mieszkaniu Izydora, „zamieniona na domowy ołtarz, poświęcony bogom manom Oskara Wilde’a”, i stojący na niej posążek wyzwalają w głównym bohaterze szczególny sarkazm. Po Zenobii Palmurze i Hilarym kolejny to już, najważniejszy może, rozrachunek z młodzieńczym zauroczeniem pisarza owym „bóstwem ze sztucznego m arm uru”. Z Książki moich wspomnień wiemy, iż takim egzal­ tow anym wyznawcą Wilde’a był inny gim nazjalny kolega i przyjaciel Iwaszkiewicza, Mikołaj Niedźwiedzki, którego wtajem niczeniu estetycz­ nem u zawdzięczał pisarz — jak wspomina — wiele ze swej ówczesnej edukacji artystycznej. „Szkołą estetyki u Niedźwiedzkiego” nazywa po

(7)

latach te inspiracje. I w tym przypadku autobiograficzny charakter w ąt­ ku przyjacielskich dysput zaznacza się w powieści równie w yraźnie 11 jak w związku z kreacją postaci Knabego.

W akacyjny wyjazd z Kijowa na wieś zdaje się uwalniać Antoniego od alternatyw y, którą uosabiają obaj jego przyjaciele. Zresztą zaczyna sobie zdawać sprawę, że ani nihilizm, ani epigoński estetyzm nie zaspo­ kajają jego potrzeby samookreślenia, nie są fundam entem ideowym, na którym mógłby budować swą tożsamość. Poczucie w ew nętrznej pustki nie wygasa jednak, lecz wzmaga się jeszcze podczas pobytu Antoniego w posiadłości ciotki, gdzie poddaje go autor kolejnym próbom istotnej, a nie tylko poświadczonej m aturą, dojrzałości. Zmusza to bohatera do ciągłego poszukiwania wartości i konfrontowania ich z zastanym i tu wzorcami postaw i zachowań. W lojalnym wobec zaborcy środowisku kresowego ziemiaństwa znajdzie się nieoczekiwanie Antoni w wirze po­ lemiki o przyszłość tych ziem. Odrzucana do tej pory przez niego sta­ nowczo tradycja powstańcza, której uosobienie widział w w eteranie w alk roku 1863, stry ju Hipolicie, wymagać będzie ponownego przemyślenia. Metafizyczny niepokój, Weltschmerz bohatera, zderzony zostanie z ideami niepodległościowego zrywu, którego szansę powodzenia głoszący je „dok­ to r” i młody Kalinowski upatrują jedynie w polsko-ukraińskiej ugodzie. „To nie sprawa Polski, do licha, to spraw a mojego ducha! Co się oni w trącają? — buntuje się w myślach przeciw tym narodowym problem a­ tom Antoni. — To ja sam, sam muszę zdecydować się, dokąd iść” (K 40). W kontekście tych ideowych propozycji szczególnie niebezpieczne oka­ żą się dla Antoniego manowce strywializowanego nietzscheanizmu, ku którym pragnie zepchnąć go kuzyn Jerzy, oraz — romantycznie upozo- wane w scenerii kresowych dworków — doświadczenie nieodwzajemnio­ nej miłości.

Osnute wokół motywu adolescencji wątki, które określić by można jako romansowo-awanturniczy, artystyczno-filozoficzny, konspiracyjno- -patriotyczny, wyznaczają zakres doznań głównego bohatera, umożliwiają jego „wielowymiarowy” portret. Chociaż ze sobą powiązane, w ątki te nie są wobec siebie równorzędne. Najważniejszy jest — jak to określa M aria Jędrychow ska — „wewnętrzny, psychologiczno-biograficzny po­ rządek powieści”, którem u podporządkowany został, współistniejący z nim, „schemat romansowy” 12.

Jerzy i Konstancja

S p otk asz tam p ew n ie tak zw an ego kuzyna Jerzego [...] — n azyw a się tak, parc e q u ’il e st cousin d e to u t le m o n d e [...]. [K 19]

O czyw iście m usi się zakochać w jed n ej z córek dom u, tylk o w której ? [K 80]

W schemacie romansowym Księżyca odnaleźć można — co trafnie zauważył A rtu r Sandauer — nieco anachroniczne już w okresie dwudzie­

11 Ś w ia d ectw em tego jest m .in. list Izydora do A n ton iego, n ieom al k op ia p ie r w ­ szeg o listu , jaki Iw a szk iew icz otrzym ał od N ied źw ied zk iego. Zob. К 73— 74; KM 84—85.

(8)

104 S T A N I S Ł A W K R Y Ń S K I

stolecia (przypomnijmy chociażby Magdaleny Samozwaniec Na ustach grzechu) stałe motywy powieści ziemiańskiej:

jest przeżarty an alizą m łodzian, który kończy sam obójstw em ; jest sw a w o ln y D yzio, aranżer zabaw i dusza to w a rzy stw a ; je s t m łoda d ziedziczka, dum na i nieprzystępna; jest porw anie.

Jest również w charakterze gościa „korepetytor na dworze”, ulega­ jący „leniwo-zmysłowej aurze” środowiska, w plątany w sieć erotycz­ nych intryg 13. Jakże przypomina się tu w roli nauczycielki w ary sto ­ kratycznym domu młodziutka Stefcia Rudecka z osławionej powieści Mniszkówny. Oczywiście ze względu na fabularną funkcję postaci, a nie skalę artystycznej kreacji. Zważywszy na to, widzieć można w Iwasz- kiewiczowym Antonim, mutatis mutandis, krewnego „trędow atej”.

„Konstancja czy Jadźka?” — zastanawia się w Księżycu nad zdaw­ kowym pytaniem Jerzego Antoni.

U śm iech n ął się raz jeszcze do tej m yśli, tak m u się w y d a ła niedorzeczna. W łaśn ie t a s y t u a c j a , t a k z a z w y c z a j n a d u ż y w a n a w r o m a n ­ s a c h i p o w i e ś c i a c h , stw arzała n iem o żliw o ść zak och an ia się. T o p osta­ n o w io n e od razu, że „korepetytor” m u si się zakochać w siostrze sw eg o ucznia, sp raw iało w n im b aczn e u w a ża n ie n a sieb ie i w y c o fa n ie się od razu n a z góry u p lan ow an e p ozycje. [K 80; podkreśl. S. Κ.]

Przezorny m anewr się nie udał, a „miłość” (mniejsza o to, że przez Jerzego manipulowana) zwieńczona została, tak jak w Ferdydurke, „por­ w aniem ”. Jakże jednak odmienna jest w obu powieściach artykulacja artystyczna tej samej świadomości zniewolenia formą. Zresztą w Księżycu świadomość ta wcale nie jest trwała. Nie da się w całości sprowadzić do niej miłosnych zapałów Antoniego, które stały się możliwe skutkiem ewo­ lucji: od nieokreślonej bliżej niechęci poprzez obojętność i coraz ciep­ lejsze wobec partnerki uczucia po stan „zakochania”. Dzięki usilnym staraniom bohatera, zbuntowanego do niedawna przeciw presji stereoty­ pów, konwencjonalny schemat „miłości korepetytora” zwycięża, choć spoza fabularnej konstrukcji prześwieca czasem dyskretna ironia autora. Nieprzypadkowo chyba przecież uświadamia sobie Antoni swą miłość do Konstancji właśnie wtedy, kiedy z objaśnień Jerzego dowiaduje się o sta­ tusie m ajątkow ym panny.

Ten dość konkretny, u k ryty jednak w cieniu innych motywów, eko­ nomiczny aspekt romansu Antoniego nie przeszkadza autorowi w rozta­ czaniu wokół miłosnych złudzeń bohatera romantycznej aury. Tworzy ją z pewnością aluzyjny krąg odwołań do Godziny myśli i biografii Sło­ wackiego. Wzorem młodzieńczej miłości Słowackiego do starszej od niego o lat siedem Ludwiki Sniadeckiej szuka duchowego powinowactwa An­ toni, durząc się w 26-letniej K onstancji — powieściowej rówieśnicy Lud­ wiki. Konstancja ma tyle samo lat co Ludwika, gdy pod koniec czerwca 1828 żegnał się z nią „na zawsze” Słowacki. Również A ntoni znajduje się mniej więcej w tym samym wieku (jest o rok młodszy) co autor Godziny myśli, gdy po ukończonych studiach opuszczał Wilno. Zwróćmy uwagę na jedną z końcowych scen powieści, ukazującą milczące

quasi-18 A. S a n d a u e r, Od e s t e t y z m u do realizm u. W zbiorze: J a r o s ła w I w a s z k i e ­ w icz. M ateriały zebrał i w stęp em opatrzył J. R o h o z i ń s k i . W arszaw a 1968, s. 243.

(9)

-pożegnanie Antoniego u rozstaju dróg z wyjeżdżającą za granicę Kon­ stancją. W scenie tej da się — jak sądzę — usłyszeć, powiedzmy może, nie echo, ale zinterferow any literacko pogłos tego fragm entu wspomnień Słowackiego, gdzie zaw arty jest opis ostatniego widzenia poety z L ud­ wiką Sniadecką. Gdyby naw et przyjąć, że powtarzające się w obu se­ kw encjach słowo (zresztą bardzo znamienne) to zbyt mało, by mówić o ich podobieństwie, to jednak przecież jeszcze pozostaje ten sam łą­ czący je klim at emocjonalny. Bohater jest mimowolnym, przypadko­ wym świadkiem przejazdu panny Konstancji. Z daleka, przez szybę po­ wozu, poznaje jej ulubiony woal.

A n ton i oczu od erw ać nie m ógł od okienka k arety. W ybornie zau w ażył, że sied zą tam d w ie dam y. Jedna, zd aw ało m u się naw et, o w in ięta jest zielon ob rą- zow ym w oalem , koloru dym u. A le trw ało to ch w ilk ę; kareta przejech ała i, rzecz prosta, b yło to ty lk o złudzenie, d oleciał do A n ton iego lek k i zapach zn ajom ych p erfu m w ra z z ech em fran cu sk iego w yrazu. [K 218]

A teraz fragm ent zwierzeń Słowackiego, mogący stanowić dla owej sceny aluzyjny układ odniesienia.

k o n ie ruszyły, w y szed łem na u licę i patrzałem za odchodzącym pow ozem ; w id zia łem jeszcze v o ile od jej kapelusza, potem pow óz się na c h w ilę zatrzym ał, zap ew n e dla p op raw ien ia uprzęży... i zn ów ru szył dalej... zniknął... i w s z y s t­ ko... 14

Nawiasem mówiąc, u Iwaszkiewicza również się coś „poprawia”, cho­ ciaż nie uprząż, lecz bagaż. Zajm uje się tym panna Klem entyna, która „poprawiała coś w stosie kuferków, ułożonym na przednim siedzeniu” bryki jadącej za powozem.

Oczytana we francuskich powieściach i nowościach współczesnej filozofii, tajemnicza, zam knięta w sobie K onstancja 15 zdaje się być dla Antoniego — choć nie jest wobec niej zupełnie bezkrytyczny (dostrzega np. jej brak rozeznania w literaturze polskiej) — wcieleniem „dziewicy” z Godziny myśli. Niby „drugie dziecię [...] przy stopach dziewicy” czyta A ntoni Konstancji ten poemat, pragnąc w niej widzieć, na wzór roman­ tyczny, powierniczkę swych duchowych tęsknot. K onstancja jest wobec nich równie sceptyczna jak wobec czytanych jej wierszy, a jednak alu­ zyjny dialog z Godziną myśli nie rysuje się przez to w powieści mniej wyraźnie. Tak Antoni, jak „drugie dziecię” z poematu Słowackiego do­ świadczają kryzysu indywiduacji, poszukują własnej tożsamości, marzą

14 Z p a m i ę tn i k a J u liusza S ło w a ck ieg o . „Przegląd P o lsk i” t. 53 (1879), s. 40. P or. Z. S u d o l s k i , S ło w a c k i. W arszaw a 1978, s. 55—56.

18 Do w y k reo w a n ia tej p ostaci (jak zresztą w ielu in n ych w om aw ian ej p o ­ w ieści) n iew ą tp liw ie p rzyd ały się au torow i d ośw iad czen ia jego m łodzieńczych g u - w ern ersk ich p eregryn acji z lat 1914— 1916 po dw orkach polsk ich na U k rainie. Istotn y był z p ew n o ścią pob yt w S taw iszczu , zw łaszcza znajom ość z Jadzią H a - n ick ą , córką ad m in istratora w ta m tejszy m m ajątku B ran ick ich , która, jak Iw a sz ­ k iew icz sam p rzyzn aje (KM 137), „pow raca w coraz to innej p ostaci” (A nia z Hilarego, A lin k a ze Z m o w y m ę ż c z y z n , A n n a Grazzi z op ow iad an ia pod tym że tytu łem ) na kartach jego książek — tak że jako K onstancja. N iew yk lu czon e, że sw y ch rysów u życzyła tej postaci rów nież panna R ena C zeczel z P iatyh ory (KM 126) — zgłęb iająca, jak bohaterka p ow ieści, K artezjuszow ą R o z p r a w ę o m e ­ to d z ie (zob. К 92).

(10)

106 S T A N I S Ł A W K R Y Ń S K I

0 poetyckiej sławie. Zapytać wszakże można, kim jest w sferze styliza- cyjnych odniesień powieści owo „pierwsze” z dwojga „dzieci”. Otóż w ydaje się, że samobójstwo Knabego nie jest tylko aktem zastępczym wobec — jak dowiodła Małgorzata Czermińska — ciemnej strony życia „Ja autobiograficznego” 16. Umożliwia bowiem autorowi również sugestię analogii, tak w odniesieniu do biografii Ludw ika Spitznagla, jak do świa­ ta literackich postaci Godziny myśli. Nie chodzi, rzecz jasna, o pełną ana­ logię, dokładne kopiowanie wzorca — wystarcza sygnał zbieżności mo­ tywów. Głęboką przyjaźnią związany z Antonim, utalentow any, lecz cierpiący na niedowład woli, porucznik Ju ry j von Knabe przypominać może właśnie „pierwszego” z ukazanych w Godzinie myśli młodzieńców, tego, który nie znajdując dla swego życia sensu, przekreśla je samobój­ czą śmiercią.

Przez swe fabularne antecedencje śmierć Knabego włączona została w wątek aw anturniczy powieści i powiązana ściśle ze sprawą bajronicz- nie upozowanej postaci „kuzyna Jerzego” 17. Właśnie ten mile widziany w okolicznych dworkach bon viveur, „zachwycający młodzieniec”, nie­ zastąpiony inicjator towarzyskich zabaw i atrakcyjny ich uczestnik w y­ reżyserował starannie samobójstwo Knabego, żądając od niego nie cofa­ jącej się przed ostatecznym krokiem konsekwencji poglądów. Osnutą na m oralnym szantażu intrygę przeprowadził Jerzy niczym laboratoryj­ ny eksperyment, czyniąc Antoniego widzem, a poniekąd i aktorem de­ monicznego spektaklu, w którym na przykładzie klęski życiowej nihili- sty Knabego (przesądzonej z góry alternatyw ą: życie albo wierność so­ bie) wykazać chciał wyższość swej quasi-nietzscheańskiej koncepcji życia, pojętego jako pozbawione wszelkich skrupułów „bawienie się ludźm i”. Pragnie on również eksperymentować na Antonim starając się zaszczepić m u swą żywiołową i zachłanną wobec życia postawę, swój „immoralny — jak powiada Ryszard Przybylski — hedonizm” 18. Psychiczna zaborczość 1 drapieżność, nonszalancja w igraniu cudzym życiem budzą w Antonim m oralną czujność i zastrzeżenia, z trudem jednak przyjdzie mu się w y­ dobyć spod zniewalającego wpływu silnej osobowości Jerzego. Dostrzega­ jąc analogię mannowską Gronczewski nazywa tę postać „demonicznym kusicielem”, „prototypem mefistofelicznych partnerów ludzkiej egzysten­ cji” w twórczości Iwaszkiewicza, nękającym dotkliwie jej bohaterów

18 M. C z e r m i ń s k a , A u to b io g ra fia i p o w ieść. G dańsk 1987, s. 110. Jak w y ­ n ik a z rela cji pisarza (KM 67), p ierw o w zó r p ostaci K nabego, Jerzy M ik łu ch o -M a - kłaj, zgin ął podczas zam ieszek w sw y m rod zin n ym M alinie pod K ijo w em w 1918 roku.

17 P om ysł w y k reo w a n ia tej postaci w ią że się rów n ież ze w sp o m n ien ia m i P ia - tyhory. Im p u lsu a rtystyczn ego dostarczyło zetk n ięcie się z p rzeb yw ającym tam 19-letn im w ów czas Jasiem Z alesk im , które zalicza autor do „ n iew ielu bardzo w a ż ­ n ych sp otk ań ” w sw o im życiu. „M ieliśm y jed n ą czy d w ie rozm ow y — p isze I w a s z ­ k iew icz — i n ie w id zieliśm y się nigdy w ięcej. A le w tym sp otk an iu za w iera ło się ziarno ty lu m oich u tw o ró w [...]. P rzecież to i k u zyn Jerzy, i Jan ek ze S t r a c o n e j n ocy, i sam otn y poeta Janusz ze S ła i c y i c h w a ł y w y ch o d zili do m n ie w ty m m om en cie z zapuszczonego p iatyh orsk iego ogrodu” (KM 128). W arto w tym m ie jsc u zau w ażyć, że spore w rażen ie sw ą „niepraw dopodobną siłą w ita ln ą ” w y w a r ł na Iw a szk iew iczu jego k ijo w sk i znajom y, W itold H u lan ick i — „ w ieczn ie ta jem n iczo u śm iech n ięty ja k »kuzyn Jerzy«” (KM 133).

18 R. P r z y b y l s k i , Eros i Tanato s. Pro za J a r o s ła w a I w a s z k i e w i c z a 19 1 6 — 1Я38. W arszaw a 1970, s. 101.

(11)

„w zorem ” diabła 19. Jest to stwierdzenie trafnie określające funkcję po­ staci Jerzego, choć wydaje się, że ma on, uwzględniając oczywiście istnie­ jące różnice, swego poprzednika20 w może mniej demonicznym, lecz jednak mefistofelicznym „kusicielu” wcielonym w postać redaktora „Goń­ ca” z powieści Hilary, syn buchaltera. W rozmowie z Gronczewskim Iwaszkiewicz przyznaje: „ciągle w raca w moim pisaniu taki reżyser ży­ cia, taki diabeł, który pracowicie reżyseruje i którego obecność z ironią muszę tolerować” 21. Dodajmy — bywa, że ów „diabeł-reżyser” nie m a- terializuje się w żadnej literackiej postaci, a wszakże mamy wrażenie jakby jego stałej obecności i skrytego manipulowania ludzkimi losami, co — jak się wydaje — sprawia, że świat przedstawiony u Iwaszkiewicza pogrąża się w tedy jeszcze bardziej w niedocieczonej tajem nicy istnienia. Nie wzywa wcale do jej zgłębiania faustyczna na pozór dewiza „Poznać św iat” , którą kusząc Antoniego, pragnie Jerzy uzasadnić swą nieodpo­ wiedzialną pasję „zabawy ludźmi”. Faustow y „trud wieczystego dąże­ nia” zastąpiony został innym nadrzędnym celem — niską przyjemnością smakowania efektów, jakich dostarczyć może „organizowanie życia” za pomocą szantażu. Ma zatem rację Przybylski, gdy sądzi, że postać ta nie w yznaje, lecz kom prom itując się „spotwarza ideał faustyczny”, zaw arty w dziele Goethego 22.

Demoniczność Jerzego zaznacza się nie tylko w podejmowanych przez niego intrygach, pozostawia także ślady w stylistycznej w arstw ie wize­ ru nku postaci. Ten wychowany w Anglii (nb. ojczyźnie powieści go­ tyckiej) „zachwycający” rudy młodzieniec ujaw nia niekiedy nieoczeki­ wanie te rysy fizjonomii, które kojarzą się Antoniemu ze światem upio­ rów. Szczególną rolę pełnią postrzegane u Jerzego „dwa błyszczące zęby, świecące w sennym rozchyleniu w arg”, przypominające Antoniemu „gro­ zę dziecinnych snów” (K 58). Takiej właśnie stylizacji zdaje się służyć zwykła na pozór, realistycznie prawdopodobna (a równocześnie koheren­ tna z demoniczną mitologią) informacja: „wszystkie psy boją się Jerze­ go” (K 77), o czym zdawkowo wspomina w liście do Antoniego Knabe. „Uśmiech perw ersyjny i okrutny kuzyna Jerzego” (K 203), jego oczy jakby „zupełnie bez źrenic” (K 212), rozrzucone „miedziane” włosy, przypominające Antoniemu „głowę Meduzy” (K 194), dopełniają wize­ runku postaci o rysy niepokojące, nieobojętne w systemie demonicznych odniesień.

Bardziej w powieści widoczny, trzeba to jednak zaznaczyć, jest psy­ chologiczny wym iar immoralności Jerzego, której istotę w yrażają słowa, równie dobrze charakteryzować mogące niejednego z bohaterów Dosto­ jewskiego: „chciał się przekonać, czy jest dostatecznie silny, aby namówić człowieka do samobójstwa” (K 132). Odnieść je można (uwzględniając oczywiste różnice w planie motywacji) zwłaszcza do Biesów, gdzie przy­ pominać mogą pokrętne, krym inalne wręcz, zabiegi Wierchowieńskiego wokół Kiryłłowa. Skompromitowana „biesowość” Jerzego zdaje się syg­ nalizować, w niższym przecież niż u Dostojewskiego rejestrze

metafizycz-19 G r o n c z e w s k i , op. cit., s. 165.

20 S ta ra łem się to w y k a za ć w sw oim szkicu: S. K r y ń s k i , „ L ot — z n a c z y u c ie c z k a ”. (O „H ilar ym , s y n u b u c h a lt e r a ” J a ro s ła w a Iw a s z k ie w ic z a ) . „Ruch L ite ­ ra ck i” 1989, z. 6.

21 O g odności i p o w o ła n i u a r t y s t y . Z J. I w a s z k i e w i c z e m rozm aw ia A. G r o n c z e w s k i . „W spółczesność” 1969, nr 15, s. 14.

(12)

108 S T A N I S Ł A W K R Y Ń S K I

nych napięć, ową znamienną dla tego pisarza strefę „przeklętych proble­ mów”, które wszakże tu taj nie są główną domeną utworu. Śmierć Kna- bego, będąca udanym sprawdzianem wspomnianej już cynicznej tezy, przekonuje i rozzuchwala Jerzego, prowokuje go do poszukiwania kolej­ nych ofiar. Stają się nimi Aleksander i Marusia. Uwikłanie A leksandra w nieodpowiedzialne działania nastawiające ludność ukraińską przeciw polskim ziemianom dostarcza Jerzem u dogodnego pretekstu, by nie stro­ niąc od szantażu „zabawić się” obojgiem, szczególnie Marusią. Dopro­ wadzanie do nierozwiązywalnych konfliktów, od których jedyną ucieczką bywa samobójstwo, to właśnie specjalność Jerzego. Przedm iotem swych eksperymentów pragnie uczynić także Antoniego, w plątując go w aferę zakończoną porwaniem Konstancji. Dwuznaczność m oralna tej intrygi staje się dla Antoniego nie do zniesienia, gdy uświadamia sobie swą rolę bezwolnego pionka w grze erotycznej, prowadzonej przez Jerzego i Kon­ stancję. „Uczuł, że jest osaczony, za nim Konstancja, przed nim kuzyn Jerzy, straszne kleszcze” (K 199). Kierowana impulsem chwili jego samo­ bójcza decyzja, by rzucić się konno z urwiska, potwierdza skuteczność wspomnianych machinacji Jerzego.

Na tym tle widziana postać Konstancji zdaje się wypełniać funkcje, które najogólniej traktować by można jako sygnał toposu S alo m e23. Zauważmy, że wyreżyserowana przez Jerzego, nie bez zgody Konstancji, afera miłosna ma w powieści jakby symboliczną prefigurację w scenie jego maskaradowego tańca, parodystycznie zaimprowizowanego w tra k ­ cie quasi-kabaretow ych zabaw.

sp o w in ięty w szale, w elo n y , zasłon y, m u ślin y i czafcze roztań czył się [Jerzy] jak derw isz. M iał to być niby to tan iec S alom e [...]. [K 136] 24

Scena ta wydaje się niezwykle trafną m etaforą przygotowywanego dopiero spektaklu — zdarzeń, które boleśnie wstrząsnąć m iały Antonim.

Antoni i księżyc

Co jest w e m nie napraw dę? [...] Jaką lam pą o św ie tlić m am sw o je w n ętrze, abym w reszcie ujrzał, co tam się n a ­ praw dę dzieje? [K 37]

Poszukiwanie praw dy o sobie nabiera w tej powieści w ym iaru me­ tafizycznego. Szczególnym „rodzajem lustra, w którym przeglądają się”

28 P rzypom ina to n acech ow an ie stylizacyjn a W ildy z p o w ieści H ila r y, s y n buchaltera. Zob. K r y ń s k i , op. cit.

24 P odobne am atorsk ie przed staw ien ia od b yw ały się — jak w y n ik a ze w sp o m ­ nień J. I w a s z k i e w i c z a (S p o tk a n i a z S z y m a n o w s k i m . K raków 1986, s. 31) — u p ań stw a S zym an ow sk ich w T ym oszów ce. W czasie jednego z nich (latem 1912) baw iono się w „kabaret a rty sty czn y ”, którego clou sta n o w ił „tan iec S alom e z opery Straussa w w y k on an iu F elik sa S z y m a n o w sk ieg o ”. Bratu ak o m p a n io w a ł K arol S zym an ow sk i, zastępując R ubinsteina, który jadąc na tę im prezę u grzązł g d z ie ś sam ochodem w u lew n y m deszczu. „W p ew n y m m om en cie tańca u sta w io n o na scen ie p ółm isek z głow ą Johanaana, zgrabnie w y k o n a n ą z d yn i przez N u lę S z y ­ m anow ską. F elik s w kruczej peruce, w p ięk n ym stroju, który w zn aczn ej c z ę śc i b ył dziełem N u li, przejął się sw o ją rolą i przypom inam sobie, że tan iec te n n ie zrobił na m nie w rażen ia k arykatury — p rzeciw n ie, bardzo m i się p o d o b a ł”.

(13)

niepokoje głównego bohatera, jest tu przeciwstawione ziemi niebo. „W skłonnej do antytez twórczości pisarza — zdaniem Ireny Macie­ jew skiej — jakby obrazowy wyraz opozycji: duchowość—cielesność”. Badaczka pisze:

G w iazd y, obłoki, niebo — ow i sta li św ia d k o w ie ludzkiego losu, w d ziele Iw a szk iew icza p oja w ia ją się w aurze m etafizyczn ego lęku. A le — także za - c h w y tu . Są p ięk n e, n a w et je ś li są „straszne” [...]. K on tak tu ją one bohaterów — św ia d o m ie lub bez ich św iad om ości — z n iesk oń czon ością 2S.

Są niby pomostem między jednostką a nieogarnionym kosmosem, skry­ w ającym tajemnicę wszechistnienia, którego nieubłaganym prawom jako jego drobna cząstka podlega także człowiek. Epifanią owej tajemnicy staje się dla Antoniego symbolika nocnego nieba, nade wszystko księ­ życa. Ma rację Maciejewska, gdy sądzi, iż to doznanie „metafizycznego uczucia jedności ze światem ”, ewokowane „dziwnością”, „strasznością” istnienia, jest właśnie „jednym z istotnych wyróżników bohaterów Iwasz­ kiewicza” 26. Zauważmy, że o ile w liryce Tetm ajera czy w powieściach Przybyszewskiego wnioski w ysnute z determinizmu biologicznego, uspra­

wiedliwiając jako konieczne bierność i pogodzenie się z losem, napawały sm utkiem , lękiem i beznadziejnością, o tyle u Iwaszkiewicza podobne prze­ słanki myślowe prócz tych uczuciowych konsekwencji przynoszą równo­ cześnie — za cenę zgody na porządek natu ry — konsolację, a nieraz na­ w et gorzko zaprawioną radość. W tym kontekście w art jest bliższej uw a­ gi tytułow y „wschodzący księżyc”.

M etafora wschodu księżyca objawia się Antoniemu w wiejskim koś­ ciółku 27 podczas uroczystości Bożego Ciała, gdy wpatrzony w „gwiazdę m onstrancji” postrzega w niej „blady miesiąc hostii [...] w półkolistym melchizedeku jak wschodzący nad chm urą księżyc” (K 46—47). Pod wpływem tej poetyckiej transpozycji jego estetyczno-mistyczne dozna­ nia zabarwiają się panteistycznie.

O dw rócił się ku drzw iom otw a rty m i ponad gło w a m i tłum u zobaczył niebo. N ie b ie sk i kw adrat! Jak gdyby po raz p ierw szy w życiu sp ojrzał w te n n ie ­ b ie s k i k w a d ra t ponad g ło w a m i ludzi. U czuł, że je s t to jeszcze głębsza, jeszcze w y ższa m o d litw a to jedno spojrzenie. [K 47]

Bardziej niż w alory estetyczne obrzędowego zinstytucjonalizowanego kultu ceni sobie wrażliwy na nie bohater metafizyczną możliwość bezpo­ średniego kontaktu z Absolutem, jaką daje fascynacja transcendencją niedosiężnego nieba, tajem nicą nocy, pięknem codziennym przyrody. Ta form a obcowania z Bogiem wydaje mu się bardziej autentyczna, bo pier­

25 I. M a c i e j e w s k a , „Pocie cha m i e s z k a w p i ę k n i e ”. (J a r o sła w Iw a s z k ie w ic z : „Ś p i e w n i k w ł o s k i ”). W zbiorze: O tw ó r c z o ś c i J a ro s ła w a I w a s z k ie w ic z a . K raków 1983, s. 100— 101.

28 I b i d e m . D od ajm y — je s t to rów n ież isto tn y p roblem tw ó rczo ści W itkacego, choć p od jęty przez n iego w in n y, o so b liw y sposób.

27 N a jed n ym z p rzenośnych ołtarzyk ów zn ajd u je się tu postać św . A n ton iego P a d ew sk ieg o (K 44), który w p otocznej św iad om ości religijn ej jest B ożym orę­ d ow n ik iem zw y k ły ch , cod zien n ych lu d zk ich utrapień, zajm ując się m .in. zarów no rzeczam i zagu b ion ym i, jak m iło sn y m i kłopotam i. W ew nętrzne zagu b ien ie głów n ego bohatera oraz jego p ery p etie m iło sn e stan ow ić m ogą zam ierzony k on tek st s t y li- zacyjn ego n aw iązan ia do w y m ien io n y ch atryb u tów św ięteg o z P ad w y.

(14)

110 S T A N IS Ł A W K R Y Ń S K I

wotna i spontaniczna, tak jak bliska mu jest prosta, wiejska (choćby naw et z rodowodu pogańska) religijność. Wschodzący księżyc, przedzie­ rający się swym bladym światłem przez chm ury i mroki nocy, przypomi­ nający podniesioną podczas mszy hostię, wyzwala w Antonim nie okre­ ślone bliżej przeczucie sądzonych mu przeznaczeń. Wcześniejsze skoja­ rzenie „hostia jak ogromny księżyc” ulega odwróceniu. „Ogromna twarz księżyca” nabiera bowiem znaczenia „bladej hostii, tkwiącej w złotym melchizedeku” (K 52). Jeśli snuć dalej tę metaforę, dopowiadając to, co w cytowanych zestawieniach zostało poetycko zasugerowane, noc okaże się kosmiczną mszą, w czasie której na ołtarzu nieba dokonuje się po­ przez wschód księżyca rytuał ofiarowania.

0 ile wschód księżyca budzi w Antonim am biw alentne odczucia lęku i zachwytu, o tyle księżyc zachodzący napaw a go już tylko grozą m eta­ fizycznego osamotnienia.

Noc ow a w y d a ła m u się ścian ą ogrom ną, n ieb otyczn ą, która go od gro­ dziła i sk a zy w a ła na w ieczn ą sam otność. U sia d ł na kam ien iu . N a zaw sze sam 1 na zaw sze zb łąk an y pom iędzy obojętnością ży w io łó w , w ie lk ic h jak p o tw o ­ ry. [...] W szystko, co go otaczało, p rzerastało go nieb otyczn ie: noc, ziem ia, śm ierć. Czuł się jak w olbrzym im i dzikim w ą w o zie. [K 102]

Poczucie własnej znikomości i bezradności wobec powszechnego zde­ term inowania nie wzmacnia jednak u bohatera, lecz osłabia mogącą się rodzić z takich myślowych przesłanek refleksję o bezsensie istnienia. Pomocne jest tu przeświadczenie o braku odpowiedzialności jednostki za to, co się dzieje bez jej woli:

C zyż m ógł w strzym ać Jerzego od w y p ra w y na futor, czyż m ógł w strzy m a ć K nabego od sam obójstw a, czyż m ógł zatrzym ać zachodzący k siężyc i otrzeć go z tej przerażającej rudej barw y? Strach w ob ec w ielk o ści św ia ta w y d a ł m u się zrozum iały, a le p rzytłaczający. [K 103]

Dla wyrazistości powiedzmy: „przytłaczający, ale zrozumiały”. Nb. „przerażająca ruda barw a” zachodzącego księżyca pojawia się nieprzy­ padkowo w scenerii tej właśnie nocy, w czasie której szatańska intryga miedzianowłosego Jerzego przywiodła Knabego do samobójczej śmierci.

„Intensyw ny liryzm Księżyca był [...] ekspresją i przełamaniem w stęp­ nej fazy Iwaszkiewiczowskiej prozy” — pisze Alina Brodzka, uznając jako istotne dla tego procesu „zmienne funkcje zdania tytułowego, które w ie­ lokrotnie powraca” w powieści, punktując momenty zwrotne narracji. W konkluzji badaczka stwierdza:

„K siężyc w sch o d zi” to alu zyjn e n aw iązan ie do rom an tyk i G o d zin y m y ś l i , to — w przeżyciu relig ijn y m A n ton iego — m etafora w zn iesio n ej h ostii, to sygn ał trw o g i przed zd erzen iem kosm iczn ym i zapis ch w ili, która nie b udzi już lęku, w fin a le, gdy ocalon y bohater w k racza w n ow y etap d o św ia d c z e ń 88.

Romantyczną aurę ewokuje w powieści również, choć na inny oczy­ wiście sposób, motyw odbitego w stawie księżyca („Nad drzewami na niebie i w wodzie m alutki sierp księżyca” — К 34; „twarz miesiąca od­ bita podpłynęła ku niemu złotymi półksiężycami fal” — К 223), co zdaje sią funkcjonować jako aluzyjne nawiązanie tym razem do M ickie­ wiczowskiej S w i t e z i , gdzie czytamy:

e8 A. B r o d z k a , J a r o s ła w I w a s z k ie w ic z . W zbiorze: L it e r a tu r a p ols ka 1918— 1315. Т. 1. W arszaw a 1975, s. 621.

(15)

J eżeli nocną p rzyb liżysz się dobą I zw rócisz ku w odom lice,

G w iazdy nad tobą i gw iazd y pod tobą, I dw a obaczysz k siężyce.

W arto zauważyć, że motyw ten, przywołujący romantyczną konw en­ cję balladową, niby klam ra spina cały utwór, inną wszak wymowę m a na początku powieści, gdzie stanowi dyskretną uw erturę do romansowej czułostkowości Antoniego, a inną w zakończeniu, którego ideowy kon­ tekst zaświadcza odrzucenie przez bohatera złudnych uniesień oraz zde­ cydow any wybór drogi życiowej.

Słusznie podkreśla M aria Jędrychowska, że „księżyc” w powieści Iwaszkiewicza „nie jest po prostu stylizowanym elem entem sztafażu”, nabiera bowiem znaczeń, które czynią zeń „symboliczny ekw iw alent m e­ tafizycznego niepokoju, religijnych, mistycznych i erotycznych wzlotów, wreszcie światopoglądowego punktu dojścia bohatera”. Odczytana z p er­ spektyw y sceny finałowej tytułow a m etafora staje się „prefiguracją nie­ pokoju poszukującej młodości, w której wszystko wyjaśni ostatecznie »wschód księżyca«, jego pełnia” — odnalezienie przez Antoniego „»swo­ jego miejsca« w życiu poprzez konkretyzację celów estetyczno-m oral- nych” 29. Na sposób rom antyczny wiedzie bohatera do tego punktu doj­ ścia dram at miłosny, zakończony nieudaną próbą samobójstwa. Otarcie się o śmierć, ocalenie z otchłani (w dosłownym i m etaforycznym sensie) spraw ia, iż nacechowane w znacznej mierze estetycznie doznania m eta­ fizyczne Antoniego zyskują prawdziwą głębię doświadczeń religijnych, gruntujących jego poczucie tożsamości. Istotne znaczenie dla tej prze­ m iany, dojrzewającej zresztą w bohaterze na długo przed jego samo­ bójczą próbą, miały „skłonności panteizujące”, które przejąwszy z myśli religijnej Bergsona, uczynił pisarz — jak dowodzi Przybylski — „pod­ staw ą światopoglądu Antoniego”, nadając im jednocześnie „charakter do­ znań m istycznych” 30. Zbliża to niewątpliwie tę właśnie linię inspiracji filozoficznej do, równie ważnej w „doświadczeniu religijnym ” głównego bohatera, Jamesowskiej „psychologii religii”, szczególnie w yraźnie ry su ­ jącej się w utworze w kontekście wysublimowanych mistycznie uczuć m iłosnych Antoniego oraz w sekwencjach jego przemyśleń po desperac­ kiej próbie „ucieczki od życia”.

W stronę Bergsona i Jamesa

Istnieć! A le jak? Oto jest p ytan ie [...]. [K 62]

P oszu k iw an ia w ła ściw eg o im ien ia dla nocy to d zieje poezji, tak jak dzieje filo zo fii to p o szu k iw a n ie w ła śc iw e j n azw y dla j a. [K 41]

Przełom, jaki następuje w życiu duchowym Antoniego podczas jego rekonwalescencji, ma charakter augustiańskiej iluminacji. Niby św. A ugu­ styn, słyszący tajem ny głos w ogrodzie: „S u m e, lege”, i bezładnie otw ie­ rający na to wezwanie Biblię, bohater trzym a w ręku „jakąś książkę” i zupełnie przypadkowo otw iera ją „na którejś tam stronie”. Książką w ten sposób otw artą, na co dotąd — o ile mi wiadomo — nie zwrócono uwagi, są Williama Jam esa Doświadczenia religijne. Jest to zresztą jesz­

29 J ę d r y c h o w s k a , op. cit., s. 127— 128. 80 P r z y b y l s k i , op. cit., s. 119.

(16)

112 S T A N IS Ł A W K R Y Ń S K I

cze jeden, szczególnie może wyrazisty, dowód na oczywiste — jak kom­ petentnie dowiódł tego już dawno Przybylski — istnienie w tej powieści inspiracji Jamesowskiej. Właśnie we wspomnianej książce am erykań­ skiego filozofa i psychologa mógł przeczytać Antoni cytowane w niej wy­ znanie transcendentalisty Thoreau o doznaniach wszechogarniającej mi­ stycznej sympatii w sytuacji bliskiego, ufnego kontaktu z naturą. W tym miejscu „otwiera się” bohaterowi ta, nie określona w powieści bliżej, „jakaś książka”. Znajduje w niej słowa, które okazują się w iernym przy­ toczeniem przywołanej przez Jam esa relacji H enry’ego Thoreau.

W każdej kropli padającego deszczu i w e w szy stk im , com w id zia ł i sły sza ł dookoła, było ty le n iew y p o w ied zia n ej i n iesk oń czon ej p rzyjaźni, że poczułem się jakby otoczony nią, była to jakby atm osfera, w k tórej u n osiłem się. [...] K ażda igła sosn ow a p rzyjaźnie się w y cią g a ła ku m n ie i serd eczn ie m ię pozdra­ w iała. Tak w yraźn ie zdałem sobie spraw ę z obecności czegoś p rzych yln ego mi, że w y d a ło m i się, jakoby żadne m iejsce nie m ogło m i być odtąd obce. [K 205] 81

Reakcja psychiczna bohatera związana z lekturą owego tekstu, który staje się dla Antoniego w tym momencie silnym impulsem duchowej przemiany, przypominać może opisane przez Jam esa stany wzmacniania i jednoczenia rozszczepionej „jaźni w ew nętrznej”. Przełomowa ilum ina­ cja św. Augustyna należy do nich, zdaniem Jamesa, jako przykład kla­ syczny 32. Czytamy o Antonim:

Z astan ow ił się, jak bardzo fragm en t tej k siążk i od p ow iad ał n astro jo w i ch w ili. I n agle doznał uczucia n ieopisanego, zalew ającego go sw ą siłą, aż się p och ylił, a n ie m ogąc z pow odu chorych nóg uklęk n ąć, ukorzył się w sob ie przed m ocą, która n im w strząsn ęła. B yło to tak d o tk liw e i rea ln e p rzek o n a n ie o istn ien iu B oga, jak m y śl o istn ien iu otaczających przedm iotów . W ięcej, p rze­ k on an ie bardziej rzeczyw iste. Praw da ta stała się n agle niczym nie za ch w ia n ą w iarą. [K 205—206]

O takim „poczuciu rzeczywistości” pisze w swej książce Jam es w roz­ dziale Rzeczywistość niewidzialnego, gdzie m.in. przywołuje, w ch arak te­ rze argumentów zaświadczających podobne stany, dwie wypowiedzi, roz­ poczynające się słowami: „Bóg jest dla mnie bardziej rzeczywisty niż jaka bądź myśl, rzecz lub osoba” ; „Bóg jest dla mnie czymś zupełnie rzeczywistym” 33. Byłoby zbytnim uproszczeniem rekonstruow anej linii rozwoju bohatera, gdybyśmy sądzili, że doznań takich nie doświadczył wcześniej, przed samobójczym zamachem, jednakże dopiero teraz, w czy­ tując się w ową fascynującą go „książkę”, Antoni zaczyna rozumieć ich mistyczny sens, umożliwiający mu reintegrację własnej osobowości, po­ grążonej w depresji. Poprzez znamienne dla stanów mistycznych ekstazy narasta w nim poczucie „obcowania bezpośredniego” z bliską i przyjazną mu wszechogarniającą całością, poczucie tajemnego z nią związku jako z „Bogiem-Wszechświatem”.

81 Por. W. J a m e s , D o ś w ia d c z e n ia relig ijn e. P rzełożył i p rzedm ow ą z a o p a ­ trzył J. H e m p e 1. W arszaw ą 1918, s. 255. O w ra żen ia ch tych p isze H. D. T h o r e a u w jed n ym ze sw y ch esejó w o p u b lik ow an ych w to m ie W ald en , c z y l i ż y c i e w le s ie (Przełożyła, p rzed m ow ą i p rzyp isam i opatrzyła H. C i e p l i ń s k a . W arszaw a 1991, s. 168). W p rzek ład zie rosyjsk im dzieło a m eryk ań sk iego tra n scen d en ta listy (p o w st. 1854) zn an e b yło od 1910 roku.

82 J a m e s , op. cit., s. 157. 88 I b i d e m , s. 63—64.

(17)

S am zresztą u w ażał się za całość i sw oją św iadom ość za św iad om ość c a ­ ło śc i, która z lew a ła się z B ogiem , tak iż już rozpoznać n ie m ożna b yło, gdzie jest w szech św ia t, gd zie ow a najw yższa, najbardziej p rzyjacielska Istota. [K 206]

Zapowiedzi tych stanów mistycznych znajdziemy w powieści choć­ by we wspomnianej już scenie kościelnych uroczystości Bożego Ciała, kiedy to zagubiony duchowo Antoni odczuwa wręcz fizycznie, „jak zawsze w gorącej m odlitwie”, obecność Boga przy sobie (K 47) 34. Owe antecedencje mistyczne w ystępują w utworze w w yraźnym powiązaniu ze „skłonnościami panteizującym i” Antoniego. Ma on tego świadomość, gdy swoje wcześniejsze przeświadczenie, „że miłość jest uczuciem pante- istycznym ” (zob. К 144, 206), rozważa teraz z perspektyw y doznanych wtajem niczeń mistycznych, jako ich „przeczucie”. Wysublimowana tę­ sknota miłosna staw ała się dla niego w tedy „esencją przepajającą byt cały”, a K onstancja symbolem, „jakoby była światem, duszą, Bogiem” (K 166— 167).

„Przezwyciężenie »lęku istnienia« ma w Księżycu charakter religij­ ny” — stwierdza Ryszard Przybylski i słusznie zauważa, że wpływy Bergsona i Jam esa stopić się tu mogły „w jedno »doświadczenie religij­ ne«”, bliższe jednak „filozofii życia” niż religijności ortod ok sy jn ej35. Świat wokół nadal jawi się bohaterowi „tajemniczy jak dawniej i nie­ przenikniony”, ale świadomość w plątania „w to koło nieskończone” (K 217) Tajemnicy Istnienia oraz zgodnego z rytm em n atury uczestnictwa w ko­ smicznym „nieustającym tw orzeniu” 36 daje Antoniemu teraz upragnio­ ne wyciszenie duchowe, poczucie ładu i spokoju, pozwala uwolnić się od trw ogi przemijania. Doznania te okazują się niekomunikowalne, po­ nieważ „żadnego uczucia nie można wytłumaczyć” (K 207).

Los Knabego zatem musiał się dopełnić — nie można było powstrzy­ mać tragedii, tak jak ostatni dyskurs z Jerzym nie zmieni niczego w poj­ mowaniu życia przez kuzyna. Rozmowa ta pozwoli wszakże Antoniemu — i to jest właśnie świadectwem przebytej drogi rozwoju — utwierdzić się w poczuciu nieredukowalnej odrębności swego, dopiero co w ykrystali­ zowanego, program u życiowego; uświadomić sobie własną tożsamość. Mo­ że on teraz zdecydowanie przeciwstawić się życiowej strategii Jerzego, odrzuca więc i jego najnowszą, egzotyczną „pokusę” — wspólnej w ypra­ wy do Italii i Ameryki Południowej w pogoni za „bogactwem życia” 37. Nie da się bowiem, jak sądzi, zrozumieć „życia, a cóż dopiero nim zar- władnąć, odbywając najbardziej naw et fascynujące podróże, pełne osob­ liwych i niezwykłych przygód, jeśli nie będzie ono stanowić dla czło­ wieka wartości najwyższej w każdym swym, choćby najdrobniejszym i najprostszym przejawie. Zachłannemu kolekcjonowaniu „mocnych”,

84 Zebrana przez Jam esa d okum entacja „dośw iadczeń r e lig ijn y c h ” zaw iera n ie ­ jedno św ia d ectw o tak iego w ła śn ie przeżycia kontaktu z B ogiem .

es p r z y b у 1 s к i, op. cit., s. 117, 122. Zob. też J. K w i a t k o w s k i , Mie jsce I w a s z k i e w i c z a w p o e z j i p o ls k ie j X X w ie k u . W zbiorze: O tw ó r c z o ś c i J a ro s ła w a I w a s z k i e w i c z a , s. 32.

86 Zob. H. B e r g s o n , E w o lu cja tw órcza. P rzełożył F. Z n a n i e c k i . W arsza­ w a 1957, s. 212.

87 M efistofeliczn y, rodem z Fausta, rys tej pok u sy u ja w n ia się, gdy Jerzy, podw ażając sen s p rzyszłych stu d iów u n iw ersy teck ich A n ton iego, nakłania go do porzucenia tych planów : „Co to znaczy u n iw ersy tet w ob ec n iesły ch a n ej p otęgi ży cia ? ” (K 209).

(18)

114 S T A N I S Ł A W K R Y Ń S K I

podejrzanych moralnie wrażeń przeciwstawia afirm ację każdego momen­ tu egzystencji i motywowany mistycznie „ciągły zachw yt” nad codzien­ nym „cudem” rzeczywistości, objawiającym się tak w brzozowym list­ ku, jak w srebrzystych kroplach rosy na lewadach 38. Antoni polemizuje z Jerzym : „bawisz się wszystkim, a nie przeżywasz nic. Mówisz, że ko­ chasz życie. Przepraszam cię, ale to niepraw da” (K 210). Wywiedziona tryw ialnie z Nietzscheańskiego immoralizmu postawa poznawcza kuzyna jest dla Antoniego nie do przyjęcia, nie godzi się on na postulowane przez Jerzego życie bez sankcji moralnych, na to, by świat „kochać bardziej niż Boga” (K 65). Jerzego „recepta na życie” już dawno niepokoiła Antonie­ go swym minimalizmem.

Pozn ać, po prostu poznać... i to w szy stk o ? P oza tym n ic? W szak b rak u je tu jeszcze czegoś, jak iegoś dalszego ogniw a, ja k iejś k o n sek w en cji. [K 62]

Doświadczenie wszechogarniającej mistycznej jedności, a właściwie możliwe dzięki niemu „rozumienie”, okazuje się teraz tym poszukiwanym „brakującym ogniwem”, dopełniającym sens egzystencji, którego w brew przeświadczeniom Jerzego nie może zastąpić „koncepcja władania życiem, istnieniem własnym, ale zwłaszcza cudzym, w imię w ykorzystania szans, jakie daje witalność bez norm, afirm acja każdego działania” wyzwala­ jącego intensywność doznań 39. Taki modus vivendi to paradoksalna w sw ych konsekwencjach ucieczka przed tym, co jest dla Antoniego istot­ nym „bogactwem życia”. „Życiu bogatemu” w liczne immoralnie w yreży­ serow ane zdarzenia przeciwstawia on „życie bogate” 40 w pogłębiające i zarazem integrujące osobowość doznania, co zbliża go, jak sądzę, ku m yśli Bergsona:

88 W ow ej „fali ukochania w szy stk ieg o i przyjaznej ze w szy stk im h a rm o n ii”· (K 206— 207) zau w ażyć m ożna w p ły w poezji W hitm ana — jed n ego z „ p atron ów d u ch o w o ści sk a m a n d ry ck iej”, jak pisze T. B u r e k (K r y t y k a lite r a c k a i „duch n o w o c z e s n o ś c i ”. W zbiorze: L ite ra tu r a p ols ka 1918— 1975, t. 1, s. 144). W roku 1916 p rzek ła d y tej poezji u k a zy w a ły się w „Pro arte et stu d io ”, a le szczególn e n ią z a in ­ te r e s o w a n ie zaznacza się w P o lsce po roku 1920. S ia d em p row adzącym do p oem atu Ź d ź b ł a t r a w y zd aje się w K s i ę ż y c u A n ton iego „kontakt w e w n ętrzn y z lasem , z p o ­ lem , z tr a w ą ” (K 34), a tak że te zn am ien n e „żółte źd źb ła” (K 130), „źdźbła tra w y n a d rod ze”, w k tórych się „zak och iw ał” (K 49), m y ślą c, ,,że to jest m od litw a, ta k ie sp o jrzen ie na drzew a i p o la ” (K 128).

83 В r o d z k a, op. cit., s. 620.

40 M otyw ten, osadzony w in n ym k on tek ście, p ojaw ia się w p o w ieści w c z e ­ śn iej — w u d u ch ow ion ych rozw ażaniach A n ton iego podczas w ieczorn ej p rzeja żd żk i łód k ą po jeziorze:

„— N ieb o n ap ełn i życie bogactw em , a życie przede w szy stk im m u si być b o g a te. — Z w łaszcza m aterialnie — dodał głu p aw ym tonem K oczorow ski, ro zb ija ją c n a str ó j” (K 93).

W arto zauw ażyć, że scena, której fragm en t został tu p rzytoczony, sta n o w i l i t e ­ rack ą tran sform ację rzeczy w istej sytu acji, przypom nianej przez pisarza w z w ią z k u z jego w a k a cy jn y m pobytem w Staw iszczu. „P am iętam , jak m i m ów iła na te j łó d ce Jadzia w ciem ną b ezk sięży co w ą noc sierp n iow ą, k ied y gw ia zd y z a sy p y w a ły zło ty m p y łem czarne dno u k raiń sk iego nieba: »P anie Jarosław ie, niech p a n p a ­ m ię ta , n a jw a żn iejsze jest to, żeby ży cie było bogate...« — »Tak, to n a jw a ż n ie j­ sze« — od p ow iad ałem — »i zrobię w szystk o, co jest w m ej m ocy, żeby je pom no;- żyć«. A ja k iś k rótkow zroczny w ie lb ic ie l, który w io sło w a ł poza m n ą w m ilczen iu *

Cytaty

Powiązane dokumenty

Poziom poczucia tożsamości „związany je st nie tyle ze zmianami dokonującymi się wraz z wiekiem jednostki, co normatywnym wyborem okreś­ lonego kierunku swego

Frątczaka jest praca habilitacyjna Diecezja włocławska w czasie II wojny światowej (Wło- cławek 2008; wyd. Recenzujący ją autor napisał: „Polska historiografia

Zasadnicze poglądy Niemcewicza są następujące: 1) kara śmierci powinna być wydatnie ograniczona, ponieważ jest sprzeczną z ideą poprawy więźnia; 2) zakład karny powołany jest

Study on Electron Beam Welding Procedure for Pressure Hull of Deep. Submergence

Oczywiste jest, że podstawą do wydania przez bie- głych opinii jest uprzednie zebranie przez organ ścigania materiału dowodowego, w zakresie zapewniającym możliwość

Jeśli natomiast chodzi o obowiązek człowieka wobec samego siebie jedynie jako istoty moralnej (abstrahując od jego zwierzęcości), to formalnie polega on na zgodności

Nevertheless, the failed attempt to enact law which would legitimize the establishment of the denominational school in the Second Republic of Poland was, with- out a doubt, a

Improve$ the$ decision=making$ process$ regarding$ export$ transport$ from$ HNS$ to$ European$ markets.$ Ensuring$ continuity$ and$ transparency$ in$ the$ decision=making$ process$