• Nie Znaleziono Wyników

Z ogrodniczego kalendarza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z ogrodniczego kalendarza"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Karel Čapek

Z ogrodniczego kalendarza

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 303-312

(2)

Przechadzki

Kareł Ćapek

Z ogrodniczego

kalendarza*

Lipiec

Zgodnie z p raw em kanonicznym ogrodników w lipcu oczku je się róże. Robi się to zazw yczaj w sposób n a stę p u ­ jący : przygotow uje się oczka i podkładkę, na k tó rej m a się oczko­ w ać; n astęp n ie dużą ilość łyka a na koniec nóż ogrodniczy czyli okulizant. G dy w szystko je st ju ż gotowe, w ypróbow uje ogrodnik ostrze okulizanta na b rzuszku palca; jeśli okulizant je s t dostatecz­ nie o stry, zacina się w palec i pozostaw ia n a nim ro zd rap an ą i k rw a ­ w iącą jam kę. Tę n astęp n ie ow iązuje się kilkom a m etram i bandaża, z k tó reg o rozw ija się potem na p alcu dość okazały pąk. N azyw a się to okulizacją róż. Je śli nie m a się pod rę k ą oczka, m ożna opisanego cięcia dokonać przy in n ej okazji, np. p rzy w ycinaniu w iklinow ych prętó w , dziczków albo p rzek w itły ch badyli, p rzycin aniu krzaków itp.

Skończyw szy w ten sposób okulizację róż, ogrodnik stw ierdza, że pow inien znow u spulchnić na zagonach zleżałą i spieczoną ziemię. Robi się to m niej w ięcej sześć razy w ciągu roku, za każdym razem w y rzu cając z ziem i n iew iarygodną ilość kam ieni i podobnego odpa­ du. Praw dopodobnie k am ienie te w z ra sta ją z jak ichś nasionek lub lęgną się z jajeczek, albo w yłażą ustaw icznie z tajem niczego w n ę ­ trz a ziemi; a może po p ro stu w y n u rz a ją się z potu. Ziem ia ogrodo­ w a czyli u p raw n a, zw ana także h u m u sem albo ziem ią kom postow ą, składa się w ogóle z ró żnych ingrediencji, jakim i są: glina, odpadki, zbu tw iałe liście, torf, kam ienie, kaw ałk i półlitrow ych słoików, rozbi­ te m iski, grzebyki, d ru ty , kości, strz a ły husyckie, staniol z czeko­

* Przekładu dokonano w edług wydania: K. Ćapek: Kalendar (Jak je rok

(3)

lady, cegły, sta re m onety, sta re fajk i, szkło okienne, lu ste rk a , sta re b ilety wizytow e, naczynia blaszane, szn urk i, guziki, podeszw y, psie łajno, węgiel, ucha od garnców , um yw alki, ścierki, ław eczki, pow - rózła z konopi, b ańki n a m leko, k lam ry , podkow y, puszki od k o n ­ serw , izolatory, k aw ałk i gazet i in n e niezliczone rzeczy, k tó re zdzi­ w iony ogrodnik w ydobyw a za każdym razem p rzy sp u lch n ian iu gleby. Być może, iż pew nego dnia w ygrzebie spod sw ych tu lip an ó w am ery k ań sk i piecyk, grób A ty lli lu b księgi S ybilli; w u p raw n e j zie­ m i w szystko m ożna znaleźć.

* * *

G łów ną tro sk ę lipcow ą stano w i je d n a k podle­ w anie i zraszanie ogrodu. Je śli ogrodnik podlew a konw iam i, liczy te konw ie ja k autom obilista kilom etry . „U f”, oznajm ia z d u m ą re k o r­ dzisty, „dzisiaj w yciągnąłem czterdzieści pięć konw i” . G dybyście w iedzieli państw o, cóż to za rozkosz, gdy chłodna w oda szum iąc opada na spiekłą ziem ię; gdy się to w szystko w podw ieczór skrzy na k w iatach i liściach przeciążonych g orliw ym prysznicem ; gdy później cały ogródek oddycha sobie w ilgotnie i z ulgą, ja k sp rag ­ niony w ędrow iec. „Ach, a c h ” pow iada w ędrow iec, ścierając pianę z wąsów , „ależ to było d iabelne p ragnienie. P an ie Boże, jeszcze ra z ” . I ogrodnik biegnie po jeszcze jed n ą konew na ugaszenie tego lipco­ wego pragnienia.

P rz y pom ocy h y d ra n tu i gum owego w ęża m ożna podlew ać szybciej i n a w iększą skalę; w stosunkow o k rótk im czasie o p ry skam y nie tylko zagon, ale i darń , rodzinę sąsiada zasiadającą do podw ieczor­ ku, przechodniów na ulicy, w n ętrze dom u, w szystkich członków ro ­ dziny a najb ard ziej sam ego siebie. T aki prysznic z h y d ra n tu d aje zaskakujące efekty, działa nieom al ta k ja k k a ra b in m aszynow y; możecie p rzy jego pom ocy w m gnieniu oka w yżłobić jam ę w ziem i, skosić w szystkie w ielo letn ie rośliny i ściąć k oron y drzew . Z nakom i­ te orzeźw ienie p rzy n iesie w am podlew anie w ężem gum ow ym zw róconym w stro n ę w ia tru ; to je st w p ro st h y d ro te rap ia , gdy zosta­ niecie przem oczeni do suchej nitki. G um ow y w ąż ponadto z n a jd u je szczególne upodobanie w ty m , by zrobić sobie gdzieś d ziu rkę w środ­ ku, tam , gdzie n a jm n ie j m ożna się tego spodziewać; i stoicie w ów ­ czas ja k P a n W ód w śró d try sk a ją c y c h stru m ien i, z długim w od­ n ym w ężem skręco n y m u w aszych stóp; je st to w idok n a d w idoka­ mi. G dy przem okliście ju ż doszczętnie, ośw iadczacie z pełną satysfak cją, że ogródek m a dość i odchodzicie, b y w yschnąć. W m ię­ dzyczasie ogródek pow iedział „U f”, w essał w asze w odotryski, n a w e t okiem nie m rug n ąw szy : znow u je s t su ch y i sp ragniony ja k p rze d ­ tem .

(4)

305 Ś W IA D E C T W A

* * *

N iem iecka filozofia głosi, że g ru b ą rzeczyw is­ tością je s t po p ro stu to, co jest, podczas gdy w yższy, m o raln y po­ rząd ek je s t „das S ein-S o llen de” czyli to, co być powinno. Tak w ięc ogrodnik, szczególnie w lipcu, w całej rozciągłości uzn aje ów w yż­ szy ład, w ie bow iem dobrze co być pow inno. „Pow inno lu n ą ć ”, w y ­ raża sw ą m yśl zdecydow anie.

A zazw yczaj b yw a tak, że: gdy tzw . życiodajne prom ienie słoneczne dosięgają ponad 50 sto pn i C, gdy tra w a żółknie, liście na k rzak ach kw iatów sch n ą a gałęzie drzew w ięd ną od p rag n ien ia i żaru, gd y ziem ia pęka, spieka się n a kam ień albo rozpada w palący pył, w ów ­ czas z reg u ły :

1) p rze ry w a się wąż tak , że nie m ożna podlew ać;

2) coś s ta je się w sta c ji pom p i n ie cieknie ju ż w ogóle żadna woda; w ted y m ożecie, p raw d ę m ów iąc, w ypchać się trocinam i, h a — choć­ by płonącym i trocinam i.

W tak im czasie ogrodnik d arem n ie zrasza ziem ię sw ym potem ; w yobraźcie sobie, ja k b y się m usiał napocić, a b y starczyło, pow iedz­ m y na m n iejszy tra w n ik . Tu rów nież na nic się nie zd ają p rze k li­ nania, w y m y sły , b lu źn ierstw a i plucie z w ściekłością, n a w e t jeśli z każdym plu nięciem lecim y do ogrodu (każda kropla wilgoci się przyda!). W ówczas ogrodnik zw raca się w stro n ę tego wyższego po­ rządk u i zaczyna fatalisty czn ie pow tarzać: „Pow inno lu n ąć ”. „A do­ kąd w ty m ro k u w y b ie ra się pan na lato ?” „To niew ażne, pow inno lu n ąć” . „A co p a n sądzi o dym isji E nglisza?” „Pow iadam , pow in­ no lu n ą ć ” . P a n ie Boże w ielki, gdy sobie człow iek ta k w yobrazi p ięk ­ ny listopadow y deszcz: przez cztery, pięć, sześć dni szum ią chłodne deszczowe n itk i; je s t szaro i słotnie, w oda p rzecieka do butów , c h la ­ pie pod nogam i i w łazi w kości: „ J a k pow iadam , pow inno lu n ąć” . Róże i floksy, helen iu m i coreopsis, stroiczka i m ieczyki, dzw onki, tojad i om an w ielki, ro jn ik i ch ry zan tem a — Bogu dzięki, w ziąw szy pod uw agę fa ta ln e w a ru n k i, jeszcze tego sporo kw itn ie. S ta le coś kw itnie i przek w ita; w ciąż ty lko człow iek m usi odcinać te p rz e ­ k w itłe łodygi, m rucząc (pod ad resem k w iatu , nie swoim w łasnym ) „T ak więc i z tobą je s t ju ż koniec” .

Patrzcie, te k w ia ty m a ją coś do p raw d y w spólnego z kobietam i: są tak piękne i świeże, że oczu nie m ożna od nich oderw ać i nigdy nie nasycisz się ty m p ięknem , zawsze coś ci z niego um knie, Boże, sko­ ro każde piękno je s t tak ie nienasycone; a le gdy ty lko zaczną p rze- kw itać, to ja ju ż nie w iem dlaczego, ale jak o ś p rze staje im zależeć na sobie (m ów ię o k w iatach) i gd yby człow iek chciał być g ru b ia ń - ski, pow iedziałby, że w y g ląd ają ja k fle jtu c h y . J a k a szkoda, m oja rozkoszna piękności (ja m ów ię o kw iatach ), jak a szkoda, że tak up ły w a czas, piękno przem ija, a ty lk o ogrodnik trw a.

(5)

Je sie ń ogrodnika zaczyna się ju ż w m arcu: od pierw szego p rze­ kw itłego przebiśniegu.

Sierpień

S ierp ień to czas, w k tó ry m działkow icz opusz­ cza zazw yczaj swój ogród cudów i udaje się na urlop. Przez cały ro k w praw dzie z naciskiem podkreślał, że tego ro k u nigdzie nie pojedzie, że tak i ogródek przew yższa jak ąk olw iek w ie jsk ą rezy d en ­ cję i że on, ogrodnik, nie je st tak im b ałw anem i k rety n e m , aby tłu c się gdzieś pociągam i po jakichś zakazanych k ątach , niem niej gdy nadchodzi czas lata, ucieka rów nież i on z m iasta bądź dlatego, że odezw ał się w nim in sty n k t w ędrow niczy, bądź w obaw ie przed sąsiadam i, ab y nie m ieli m u za złe. O djeżdża je d n a k z ciężkim sercem , p ełen obaw i tro sk i o sw oje włości; a nie w y ru sz y dopóty, dopóki nie znajdzie jakiegoś p rzy jaciela albo krew nego , którego pieczy po w ierzyłby ogród.

„Proszę p a n a ” — pow iada — „teraz i tak w ogródku nie m a żadnej roboty; w ystarczy , jeśli p an raz na trz y dni rzuci n a ń ty lk o okiem , a jeślib y tam coś nie było w porządku, w yśle p an do m nie k a rte c z ­ kę, a ja przy jad ę. M yślę, że m ogę na pan u polegać. J a k pow iadam , w y sta rc z y pięć m inu t, trzeb a tylko rzucić okiem ” .

Po czym odjeżdża, złożyw szy ogródek na sercu uczynnego bliźnie­ go. Ów b liźni zaś ju ż na d rugi dzień o trzy m u je list: „Z apom niałem p a n u powiedzieć, że ogród n ależy co d ru gi dzień zraszać, n ajlep iej 0 p iąte j ran o albo o siódm ej w ieczorem . To nic takiego, p rz y śru b u je p an ty lk o w ęża do h y d ra n tu i godzinkę będzie p an podlew ać, k o n ife ry m usi pan skropić całe i bardzo in tensy w nie, m u ra w ę ró w ­ nież. G dyby p an spostrzegł jak ieś chw asty, należy je w yplew ić. To w szystko ” .

N astępnego dnia: „ J e s t straszliw a susza, niech p a n będzie ta k ła s­ kaw i w y leje pod każdy rododendron p rzy n ajm n iej dw ie konw ie odstałej w ody, każdem u iglastem u d rzew u należy dać pięć konw i, a pozostałym drzew om m niej więcej po cztery konwie. R ośliny w ie­ loletnie, k tó re teraz k w itn ą, p o trz e b u ją dużo w ody — niech m i pan napisze o d w ro tn ą pocztą, co k w itnie. P rz ek w itłe łodygi n ależy od­ ciąć! D obrze byłoby, g dyby zechciał pan m otyczką spulchnić w sz y st­ kie zagonki; ziemi będzie się lepiej oddychać. Je śli na różach są m szyce, niech p an k u p i e k stra k t tab ak i i ra n n ą rosą albo w czasie deszczu sta ra n n ie je opyli. Nic w ięcej na razie nie m usi p an ro ­ bić” .

Na trzeci dzień: „Z apom niałem p an u powiedzieć, że trzeb a p rz y ­ strzy c tra w n ik ; p rzy pom ocy m aszynki zrobi to p an z łatw ością, a czego m aszynka nie chwyci, poprzycina pan nożyczkam i. Ale uwaga! po strzy żen iu tra w ę należy dobrze pograbić, a na stępnie

p ow ym ia tać m iotłą! W przeciw nym w y p ad k u tra w n ik w yłysieje!

(6)

307 Ś W IA D E C T W A

C zw artego dnia: „G dyby była b u rza, błagam , niech pan pobiegnie do ogródka, spojrzeć, co się tam dzieje; g w ałtow na ulew a czasem w yrządza szkody, dobrze je s t w ięc być zaraz n a m iejscu. G dyby n a różach pojaw ił się m ączniak, niech pan posypie je w czesnym ra n k ie m siarkolem . W ysokie ro ślin y w ieloletnie proszę p o przyw ią- zyw ać do kołków , ab y w ia tr ich nie połam ał. T u jest cudow nie, ro sn ą g rzy b y i w spaniale m ożna się kąpać. N iech p an nie zapom ina codziennie podlew ać u m nie w dom u am pelopsis, je st m u tam za sucho. N iech m i p an odłoży do to reb k i nasionka z Papaver nudicau-

le. M am nadzieje, że tra w n ik i ju ż p an ostrzygł. Poza ty m nic in ­

nego nie trz e b a robić, tylko tępić szczypaw ki” .

Piątego dnia: „W ysyłam p an u sk rzy n k ę z kw iatam i, k tó re w y k o p a­ łem tu ta j w lesie. Są to różn e storczyki, dzikie lilie, kosaćce, p łu c- nik, sasank i i inne. G dy ty lko sk rzy n k a nadejdzie, niech pan ją n a ty c h m ia st otw orzy, sadzonki proszę zrosić i posadzić w m ym ogródku, gdzieś w cieniu. N iech pan dołoży im to rfu i kom postu! N aty ch m iast posadzić i trz y raz y dziennie podlewać!!! P roszę w y ­ ciąć także te dziczki na różach ” .

Szóstego dnia: „Posyłam p an u ekspresem kosz z k w iatam i n a tu ry ... N aty ch m iast dać je do ziemi... W nocy pow inien p a n iść do ogród­ ka i tępić ślim aki. D obrze byłoby w ypleć ścieżki. M am nadzieję, że nadzór n a d m oim ogródkiem nie zajm ie p an u dużo czasu i że spędzi p an w nim przy jem n e ch w ile” .

Tym czasem ochoczy bliźni, św iadom odpow iedzialności, ja k a na nim spoczyw a, rosi, siecze, sp ulchnia, plew i i k rąż y z posłanym i sadzon­ k am i po ogródku szukając, gdzieby je do diabła m ógł w sadzić; je st spocony i zm oczony od stóp do głów, ze zgrozą spostrzega, że tu m u w iędnie ja k iś ch w ast a tam połam ały się jak ieś b adyle, a tu ta j traw jiik zżółkł i że cały ogródek je st ja k gdyby spalony, i p rz e k li­ na chw ilę, w k tó re j w ziął na się to brzem ię i m odli się, aby przyszła ju ż jesień.

A tym czasem w łaściciel ogródka m y śli z niepokojem o sw ych k w ia ­ tach i tra w n ik a ch , źle sypia, klnie, że m u uczyn ny bliźni nie posy­ ła codziennie ra p o rtó w o stan ie ogródka i liczy dni do swego po w ro ­ tu, posyłając od czasu do czasu sk rzy n ię z k w iatam i n a tu r y i list z jakim iś dw u n asto m a pilnym i rozkazam i. W reszcie w raca, jeszcze z w alizam i w rę k u gna do sw ojego ogródka i rozgląda się po nim z w ybałuszonym i oczam i —

„Ten łobuz, te n k re ty n , te n b a łw a n ” m yśli z goryczą „ te n m i ten ogród skopał!” .

„D ziękuję p a n u ” pow iada sucho bliźniem u i jak żyw y w y rz u t su ­ m ienia ch w y ta za węża, a b y popodlew ać zan iedb any ogródek. (To bałw an, m yśli sobie w głębi duszy, tak iem u dać coś pod opiekę! N igdy już nie będę tak im głupcem i gam oniem , a b y w yjeżdżać na urlop!).

(7)

w y ry je sobie z gleby, ab y je w cielić do swego ogródka; gorsza s p ra ­ wa z innym i obiektam i p rzy ro d y . „Do licha” , m y śli sobie ogrodnik spoglądając na M a tte rh o rn albo G erlach, „g d y b y ta k m ieć tę górę w sw ym ogródku; a tu ta j k aw ałek puszczy z leśn ym i olbrzym am i, tu zaś pasiekę, a tam g órski potoczek albo raczej jezioro; ta a k s a ­ m itn a łąk a także by św ietnie dała się u p raw ia ć w ogródku, rów nież k aw ałek m orskiego w ybrzeża b y łb y na m iejscu, a i r u in y gotyckiego kościoła bardzo by m i się p rzy d ały . C hciałbym posiadać rów nież tę oto ty siącletn ią lipę, owa an ty czn a fo n ta n n a też niebrzydko by u m nie w yglądała; a cóż dopiero stado jele n i albo sk alna kozica, czy chociażby ta p ra s ta ra a le ja s ta ry c h topoli, skała, rzek a, dębow y gaj albo ten bieluśki i b łę k itn y w odospad, czy p rzy n a jm n ie j owa cicha i zielona dolinka” .

G dyby m ożna było zaw rzeć p a k t z diabłem , k tó ry by sp ełniał każde życzenie ogrodnika, ten zap rzed ałb y m u sw ą duszę; ale biedak d ia­ beł straszn ie drogo b y za ow ą duszę zapłacił. „C hłopie nikczem ­ n y ” — pow iedziałby w końcu — „co ty sobie w yobrażasz, to ja m iałbym na ciebie ta k orać, spływ aj raczej do nieba — i tak gdzie indziej nie m a dla ciebie m iejsca” . I ze złością k ręcąc ogonem, ści­ n ając nim k w ia ty łopian u i om anu w ielkiego, poszedłby sobie w sw o ją stronę, pozostaw iając ogrodnika z jego nieskrom ny m i ż ąd a­ niam i.

Wiedzcie, że m ów ię o ogrodniku, a nie o ty c h sadow nikach i b a ­ dylarzach. N iech się sadow nik ro zp ły w a n ad sw ym i ja b łk a m i i g r u ­ szkam i, niech bady larz się cieszy n a d n a tu ra ln ą w ielkością sw ych k alarep , ogórków i selerów ; p raw d ziw y ogrodnik odczuw a w szy st­

kim i kośćmi, że sierp ień to je s t czas zm iany. Co kw itn ie, to już niebaw em przekw itać zacznie; teraz jeszcze nad ejdzie czas jesien ­ nych a stró w i ch ry zan tem , a potem dobranoc! Ale, ale, jeszcze ty jaśn ie ją c y floksie, ty bukiecik u kościelny, ty złoty starcze i zło­ cieniu, ty złota rudbekio i złotokapie, ty złoty słoneczniku, jeszcze w y i ja, jeszcze się nie dam y, skądże znowu! przez cały ro k je st wiosna i przez całe życie je s t młodość; stale jeszcze jest z czego kw itn ąć. To tylk o tak się m ówi, że je s t jesień; m y tym czasem ro z­ kw itam y in n y m k w iatem , rośniem y pod ziem ią, w ypuszczam y now e pędy; i stale je st coś do roboty. T ylko ci, k tó rz y trz y m a ją ręce w kieszeniach, pow iadają, że w szystko zm ierza ku gorszem u; ale kto k w itn ie i przynosi owoce, chociażby to było w listopadzie, nic nie wie o jesieni — w ie tylk o o złotym lecie; nie w ie nic o u p a d k u — wie ty lk o o rośnięciu. Je sie n n y astrze, drogi człow ieku, rok je s t tak długi, że n a w e t końca nie m a.

Wrzesień

N a sw ój sposób — z ogrodniczego p u n k tu w i­ dzenia — w rzesień je s t p rzy je m n y m i w span iałym m iesiącem ; nie ty lk o dlatego, że k w itn ie w nim złocień, jesienn y a s te r i in d y jsk a

(8)

ch ry zan tem a, nie tylko z pow odu was, ciężkich i oszałam iających georginii; wiedzcie, ludzie bezbożni, że w rzesień jest w y b ra n y m m iesiącem w szystkiego, co k w itn ie po raz drugi: m iesiącem drugiego k w itnięcia, m iesiącem d o jrzew an ia w inorośli. W szystko to są ta je m ­ nicze z a le ty w rześnia, p ełne głębszego sensu; ponadto je s t to m ie­ siąc, w k tó ry m ponow nie o tw iera się ziem ia, tak że już znow u m o ­

ż e m y sadzić! Teraz pow inno w ejść w ziem ię to, co do w iosny m a

się w niej zakorzenić; co n a m ogrodnikom daje okazję, by znow u biegać od hodow cy do hodow cy, oglądać ich okazy i w y b ierać sobie sk a rb y na now ą wiosnę, a pon ad to d aje okazję po tem u, aby za­ trz y m ać się w rocznym kołobiegu w łaśnie u ty ch fachow ców i zło­ żyć im sw ój hołd.

O grodnik w ielki czyli hodow ca je st to zazw yczaj mąż, k tó ry nie pije, nie pali, jed n y m słow em m ąż cnotliw y; w h isto rii nie w sław ił się a n i w y b itn y m i p rzestęp stw am i, a n i też w o jen ny m i czy politycz­ nym i czynam i; jego im ię uw iecznione by w a jak ą ś tam now ą różą, georginią albo jabłuszkiem ; sław a ta najczęściej anonim ow a — albo sk ry w a ją c a się pod jak im ś in n y m nazw iskiem — całkow icie m u w ystarcza. N a sk u te k szczególnej igraszki n a tu ry byw a to zazw y­ czaj chłop zw alisty, w p ro st potężny, pew nie dla odpow iedniego k o n tra s tu z w ą tłą i flilig ran o w ą w spaniałością kw iecia. N a tu ra u tw o rzy ła go n a obraz i podobieństw o bogini K ybele, p o d k reślając jego szczodre ojcostw o. I rzeczyw iście, jeśli hodow ca ów d łub ie p a l­ cem w doniczce, to je s t nieom al tak , ja k gdyby sw ym m ały m w y ­ chow ankom podaw ał pierś. Z p o gardą odnosi się do a rc h ite k tó w ogrodnictw a, k tó rz y z kolei u w a ż a ją hodow ców za b ad y larzy . W iedz­ cie jed n a k o tym , że hodow cy sw ej p rac y nie u w ażają za p ro fesję, ale za n a u k ę i sztukę; je s t w ręcz czymś druzgocącym , jeśli w y rażą się o sw ym k o n k u ren cie jako o dobrym kupcu. Do ogrod nik a-ho do w ­ cy nie chodzi się tak , ja k do k u p ca z k o łn ierzyk am i albo to w arem żelaznym , k tó re m u w y sta rc z y powiedzieć, co chcecie kupić, z ap ła­ cić i udać się w sw oją stro n ę. Do ogrodnika chodzi się, a b y poga­ wędzić, a b y d o pytyw ać się, ja k się to i tam to nazyw a, a b y m u oznajm ić, że ta hutch insia, k tó rą kupiliście u niego w zeszłym roku, n a d a je się do życia; a b y ponarzekać, że w ty m ro k u u cierp iały m e r- tensie i m olestow ać, ab y pokazał, co m a nowego. N ależy z nim p rzedyskutow ać zagadnienie, czy lepszy je s t R udolf G óthe czy też Em m a B edau (są to astry ), pokłócić się o to, czy G entiana Clusii w oli ił albo torf.

Po tych i w ielu in n y ch rozm ow ach w yb ieracie sobie now e A ly s s u m (do diabła, ale gdzie to dać?), je d n ą ostróżkę, k tó rą w am m ączniak zniszczył, i jed e n garnu szek , co do k tó reg o nie m ożecie się z hodow ­ cą dogadać, co w nim w łaściw ie je s t i spędziw szy w te n sposób kilka godzin n a pouczającej i szlachetnej zabaw ie, zapłacicie m ężo­ wi, k tó ry nie je s t kupcem , pięć albo sześć stów i ju ż m acie to z głowy. A przecież w as, m ęczydusze, chętniej w idzi tak i hodow ca niż bogaczy, k tórzy przyjechaw szy tu zasm rodzonym autem ,

(9)

ż u ją m u, a b y im w y b ra ł sześćdziesiąt rodzajów „ty ch najlepszych kw iatów , a le a b y b yły pierw szo rzęd ne”.

K ażdy hodow ca zaklina się na sw ą duszę, że m a w sw oim ogrodzie w zasadzie złą ziem ię, że nie kopie, nie podlew a, na zim ę niczego nie p rzy k ry w a; pew nie chce przez to powiedzieć, że jego kw iaty dobrze ro sn ą z p ro stej sy m p atii do niego. Coś w ty m pew nie jest: w ogrodnictw ie człow iek m usi mieć szczęśliw ą rę k ę albo być obda­ rzonym w yższą łaską. P raw d ziw y ogrodnik może w epchnąć do zie­ m i kaw ałek liścia — zaraz m u z tego w y ro śnie k w iat, podczas gdy m y, laicy, p ap rzem y się z nasionkam i, zraszam y je, chucham y na nie, k a rm im y je k u rzy m naw ozem albo odżyw ką niem ow lęcą, a w końcu w szystko n am zm arn ieje i ulegnie zatracie. Sądzę, że m uszą być w ty m jak ieś czary, podobnie ja k w m yślistw ie albo w m edycynie.

W yhodow anie nowego g a tu n k u je s t s k ry ty m m arzeniem każdego n a ­ m iętnego ogrodnika. P an ie Boże, gd yby m nie tak w yrosła żółta nie­ zapom inajka albo niezapom inajkow o niebieski m ak, albo biała go­ ryczka — ja k to, ten niebieski je s t ładniejszy? W szystko jedno: ale białej goryczki tu jeszcze nie było. A zresztą, wiecie, i p rzy tych k w iatach człow iek je s t trochę szow inistą; gdyby ja k a ś czeska róża w y grała w sk ali św iatow ej z tak ą am e ry k ań sk ą Indepen dan ce D ay albo fra n c u sk ą H errio tą, to byśm y się n ad ęli pychą i pękli z radości.

|

» * * *

Szczerze w am radzę: jeśli m acie w swoim ogródku k aw ałek zbocza albo tarasu , urządźcie sobie skałkę. P rzed e w szystkim tak a sk ałk a jest bardzo piękna, gdy zarośnie poduszecz- kam i skalnicy, szafirku, m acierzanki, ro jn ik a, szarotki i in ny m i p rze­ pięknym i górskim i kw iatk am i; po drugie samo budow anie skałki je s t p racą zn ak om itą i ciekaw ą. Mąż, k tó ry b u d u je skałkę, czuje się jak Cyklop, gdy rzec można, z e lem en tarn ą siłą wznosi głaz n ad głazem , b u d u je w ierzchołki i doliny, góry przenosi i odk ryw a p rze­ paści. A kiedy w reszcie zgięty w hak, dokończył ju ż swego gig an ­ tycznego dzieła, stw ierdza, że w ygląda ono poniekąd inaczej n iż gi­ gantyczny łań c u c h górski, k tó ry sobie w yobrażał; że jego w y tw ó r przypom ina raczej ku p ę żw iru i kam ieni. Nic z tego sobie nie ró b ­ cie; za rok kam ien ie te zm ienią się w am w n ajp iękn iejszy zagon, sk rzący się od d ro bn y ch kw iatków , zarośn ięty najp ięk n iejszy m i po- duszeczkam i; a w asza radość będzie w ielka. Pow iadam wam , z b u d u j­ cie sobie skałkę.

* * *

Nie da się już zaprzeczyć: je s t jesień. P oznacie ją po tym , że k w itn ą jesienn e a s try i jesienne ch ry zantem y — te

(10)

jesien n e k w iaty k w itn ą ze szczególną siłą i bogactw em ; nie czynią n a z b y t w iele hałasu, k w iat ja k k w iat, ale za to, ile ich jest! Pow ia­ dam wam , że ten rozkw it dojrzałego w iek u je s t m ocniejszy i b a r­ dziej n a m ię tn y niż te niespokojne i u lo tn e k a p ry sy m łodej w iosny. J e st w ty m rozum i konsekw encja dojrzałego człow ieka: ja k ju ż kw itnąć, to k w itn ąć dokładnie; i mieć dużo m iodu, ab y pszczoły się zbiegły. Czym je s t tak i opadający k w ia t n ad ty m bogatym rozkw i­ tem jesiennym ? Czyż nie widzicie, że nie m a zm ęczenia?

311 Ś w i a d e c t w a

O hodowcach kaktusów

Jeśli nazyw am ich sekciarzam i, to nie dlatego, że z w ielką nam iętnością h o d u ją k ak tu sy ; ów sta n fak ty czn y należy nazw ać p asją, cudactw em albo m anią. Isto ta sek ciarstw a nie polega na tym , że się coś robi z pasją, ale na ty m , że się w coś n am iętnie w ierzy. Są kak tu siarze, k tó rz y w ierzą w m arm u ro w y proszek, pod­ czas gdy inni w ierzą w proszek ceglany, a znow u inn i w węgiel drzew ny; jed n i u z n a ją podlew anie, podczas gdy in n i je odrzucają; są jeszcze inne, głębsze tajem nice P raw d ziw ej G leby K aktusow ej, k tó ry ch w am żaden k ak tu siarz nie zdradzi, choćbyście go łam ali kołem . W szystkie te sekty, zakony m nisie, ry tu a ln e b ractw a, szkoły, loże, jak rów nież k a k tu sia rz e dzicy albo k a k tu sia rz e p ustelnicy przysięgną w am , że tylko p rzy pom ocy sw ej m etod y osiągnęli ta k cudow ne w yniki. S pójrzcie na ten Echinocactus M yriostigm a. Czy w idzieliście ju ż u kogo tak i Echinocactus M yrio stig m a ? No to ja w am powiem , pod w aru n k iem , że nikom u tego nie zdradzicie: nie wolno go podlew ać, a należy go tylko zraszać. Tak. J a k to? zaw oła in n y k ak tu siarz. K to to słyszał, żeby E chinocactus zraszać? Chcecie, aby przeziębił sobie ciem ionko? Ejże, panie, jeśli nie chce pan, aby

Echinocactus zgnił, może go p an naw ilżać tylko w te n sposób, że

raz na tydzień w sadzi go pan w raz z doniczką do m iękkiej w ody, o tem p e ra tu rz e 23,789° Celsjusza. P o tem p an u urośnie w ielki jak rzepa. N a m iłość boską, k rzy k n ie trzeci k ak tu siarz, ależ m o rd e r­ ca z pana! Je śli będzie pan moczyć doniczkę, zajdzie pan u zieloną rzęsą, ziem ia się zakw asi i może p an dać się w ypchać, tak, dać się w ypchać; oprócz tego korzonki pańskiego E chinocactusa M yriostigm a zaczną podgniw ać. Je śli nie chce pan, ab y ziem ia p an u skw aśniała, m usi pan od czasu do czasu podlew ać ją stery lizo w an ą w odą a to tak, aby na c e n ty m e tr k u biczny ziem i p rzy p ad ało 0,111111 gram ów w ody dokładnie o pół stopnia cieplejszej niż pow ietrze. Po czym wszyscy trzej k a k tu sia rz e zaczynają n araz w rzeszczeć i rzucać się na siebie z pięściam i, zębam i, k op y tam i i pazu ram i; ale jak to ju ż byw a na świecie, p raw d a nie w ychodzi n a ja w n a w e t przy użyciu ty ch środków .

(11)

* * *

Rzeczywiście, k ak tu sy zasługują n a tę szczegól­ n ą nam iętność, już choćby dlatego, że są tajem nicze. Róża je s t p ięk ­ na, ale nie je s t tajem nicza; do roślin tajem n iczy ch należą: lilie, go­ ry czk a złota, paproć, drzew o poznania, p ra s ta re drzew a w ogóle, n ie k tó re grzyby, m an d rag o ra, storczyki, lodowe k w iaty , zioła jad o ­ w ite i lecznicze, grzybnie m esem b rian th em a i k a k tu sy . Na czym ta tajem n ica polega, tego w am nie powiem ; tajem n icę należy po prostu uznaw ać: znaleźć ją i korzyć się przed nią: Są w ięc k a k tu sy podobne do m o rsk ich jeży, ogórków i dyń, świec, dzbanów , księżej to n su ry , gniazda żm ij, są p o k ry te łuskam i, cyckam i, bokobrodam i, pazuram i, brodaw kam i, są ja k bagnety, k ordy i gw iazdy, zw aliste i w ysm ukłe, najeżo n e ja k p u łk h alab ard n ik ó w , ostre jak czata, m achające szab la­ m i, n alan e, zdrew n iałe i pom arszczone, pryszczate, w ąsate, pode­ nerw ow an e, m arsow e, kolczaste ja k zasieki, plecione ja k kosz, po­ dobne do guzów, zw ierząt, broni: n ajm ężniejsze ze w szystkich roślin przynoszących nasienie dla pokolenia swego, albow iem stw orzone b y ły dnia trzeciego. („Ależ ze m nie w a ria t” rze k ł S tw órca dziw iąc się tem u, co sam zdziałał). Możecie je kochać bez nieprzyzw oitego do­ ty k a n ia ich, całow ania albo przyciskania do piersi: nie zależy im n a poufałości i fry w o ln y ch zbliżeniach; są tw a rd e ja k kam ień, uzb ro ­ jo n e po zęby, zdecydow ane nie dać się, idź sobie stą d blada tw arzy, bo zacznę strzelać! T aka m ała kolekcja k ak tu só w w ygląda ja k obóz w aleczn y ch skrzatów . O detnijcie tem u w ojow nikow i głowę albo r ę ­ kę: u ro śn ie z niej now y w ia ru s w y m achu jący m ieczem i sztyletam i. Ż ycie je s t w alką.

A le są tajem n icze chw ile, gdy ten buntow niczy i n ied o ty k aln y u p a r­ ciuch ta k jakoś zapom ina się i zasypia; wów czas w y try sk a z niego k w ia t w ielk i i jaśn iejący , k w ia t książęcy w śró d w zniesionej broni. J e s t to w ielka łaska i rzadkie w ydarzenie, k tó re nie każdem u się p rz y tra fia . P ow iadam w am , dum a m acierzyńska je s t niczym w po­ ró w n a n iu z pychą i chełpliw ością k ak tu sia rz a , k tó re m u rozk w itł

k ak tu s.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ści propagandowej takich listów ostrzegawczych skierowanych do całej załogi kierownik służby bezpieczeństwa pracy powinien się starać, aby bardziej

- poszerzenie wiedzy realioznawczej oraz językoznawczej w obszarze struktury języka, technik pracy z tekstem oraz formułowania wypowiedzi ustnych oraz pisemnych,.. C3 -

absolwent zna i rozumie podstawę programową języka angielskiego, cele kształcenia i treści nauczania przedmiotu lub prowadzonych zajęć na poszczególnych etapach

Proszę go zostaw ić w spokoju... Dworcowej Uczynnym do

- na zajęciach wymagających bezpośredniego udziału nauczycieli akademickich i studentów: …175……pkt ECTS 177 pkt ECTS - w ramach zajęć podstawowych dla kierunku

student potrafi przeprowadzić proces nauczania ruchów, używając fachowego nazewnictwa student potrafi rozpoznać stan zagrożenia zdrowia i życia i podjąć odpowiednie

Poniżej 12 punktów – ocena niedostateczna, 12 punktów - ocena dostateczna, 15 punktów - ocena dostateczna plus, 20 punktów - ocena dobra,25 punktów - ocena dobra plus, powyżej 30

Razem Wykład Ćw. Konwersatoryjne Seminarium Inne Wykład Ćw./Konw./ Lab. ECTS Forma zaliczenia Wykład Ćw./Konw./ Lab. ECTS Forma zaliczenia Wykład Ćw./Konw./ Lab. ECTS Forma