Tomasz Pawlus
Byt, fantazja i moment lektury
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (108), 99-106
L ękam się sekretnej m uzyki rzeczy, jej podziem nych b rzm ień , które do cierają do m nie w godzinach
podniosłej sam otności, jak tajem ne w yznania innego świata. Spow iedź rzeczy m a w ielką moc uw odzenia.
(Emil M. Cioran Spowiedź rzeczy)
Pow iedziałem babce, że nie w idzę dobrze;
d ala m i lornetkę. Ale kiedy się w ierzy w realność rzeczy posługiw ać się sztucznym środkiem , aby ich dosięgnąć, nie jest tym sam ym , co czuć je blisko siebie.
M iałem uczucie, że już nie Berm ę widzę, ale jej o braz w pow iększającym szkle.
(Marcel Proust W cieniu zakwitających dziewcząt)
Przeciw ko m a rz en iu o łatw ości/szybkości bycia zrozum ianym p odejm uję p i sanie o książce Stefana S zy m u tk i1. Jeśli zawierzyć słowom autora, język, ściślej język pisany podczas lektury, n ie u sta n n ie tw orzy „nadw yżkę” w p ostaci życia, rze czywistości, heideggerow skiej opozycji b y tu i bycia. Szym utko n ie u fn y wobec de- konstrukcyjnego dogm atu, głoszącego, iż w szystko co n am dano to pism o, pró b u je zgłębić obecność (rzeczy)wistości w literatu rz e, drogą lite ra tu ry w łaśnie. P rezen tacja à rebours? N ie do końca. Pom im o odw rócenia Szym utko m a głęboką św iado
S. S zym utko Przeciw marzeniu?, W ydaw nictw o U niw ersytetu Śląskiego, Katowice
R o ztrząsan ia i ro z b io ry
m ość, że nierzeczyw istość pow oływ ana jest do życia za spraw ą rzeczywistego i n o si w yraźną sygnaturę artefak tu . K siążka Przeciw marzeniu? będzie zatem propozy cją zw rócenia intensyw niejszej uw agi na sam ą drogę epistemé w d o cieran iu do isto ty rzeczy, na której to n ie u ch ro n n ie spotykać b ędziem y m yśl H eideggera, iż:
N ie należy kw estionow ać tego, co rzeczowe w dziele; ale jeśli już należy ono do bycia dzieła dziełem , trzeba je pom yśleć od strony tego, co dziełow e. A skoro tak, to droga do określenia rzeczowej rzeczyw istości dzieła nie prow adzi przez rzecz do dzieła, lecz przez dzieło do rzeczy.2
K oncept te n b ro n i sam siebie. U stanaw ia rzeczyw istość w prześw icie lite ra tu ry czekając, aż jego obecność zostanie odsłonięta przez czyjś w zrok, zdolny do p rze zw yciężenia ciem nej strony języka słów, istotę której w spaniale eksponuje m e ta fora „czernienia p a p ie ru ” E m ila C iorana. Szym utko zdecydow anie podziela m yśl o języku jako autorefleksyjnej (Paul de M an) stru k tu rze , broniącej akcesu do swe go w nętrza sem antyczną strateg ią zam azyw ania, zn iekształcania i zaciem niania sensu. S tąd po ru szen ie te m aty k i w ikłania się języka w m etafizykę, sugestyw nie wyrażonej słowami: „Żeby pow rócić do rzeczyw istości trzeba wydobyć świat z m ro ku na św iatło d zien n e” (s. 71). C zytanie S zym utki to le k tu ra skupionego czytelni ka, który dostrzega, iż język k o n ce n tru je uwagę na swojej topografii signifiant, aż do m o m e n tu m ojego w n im zatracenia. Z nak odsyłający do zn a k u zagłusza m ożli wość zw rócenia się k u ... lub bodaj dostrzeżenia signifié. N ie u p łynie zatem zbyt w iele czasu lekturow ego, zan im n atk n iem y się na jedną z głów nych tez S zym utki, któ rą udało m u się przen ik n ąć tak w iele istotnych pytań, np. dlaczego dostrzeże nie signifié jest dla m nie (Szym utki, czytelnika) istotne? Jak i sens kryje się w wy d o sta n iu z sytuacji: signifiant bez signifié”? A utor Przeciw marzeniu? zręcznie ob naża tajem n ice języka. Język zanurza się n ie stru d ze n ie we w łasnym obliczu. Język jest N arcyzem . Ja - będąc p o d m io tem poznającym , staje się odbiciem jego narcy stycznej natury, czerpiącym rozkosz z p ozoru nazyw ania. D latego odw rócenie się od tw arzy języka w yrażałoby się w czystym akcie przejścia z/p o p rz ez język(-a) ku rzeczy i, analogicznie, w rzeczywistość od fikcji. Szym utko - badacz poetyki P ar nickiego - zna w artość zm ysłu w zroku, znaczenie za p atrz en ia się w horyzont języ ka wobec opozycyjnego w ypatryw ania śladów istn ien ia. Teraz analogia m ocniej zaw iązuje się wokół kateg o rii w zroku, który jako k ry te riu m praw dy leży u p o d staw pow ieści P arnickiego. To u niego istn ien ie rzeczyw istości, a co za tym idzie praw dziw ość rzeczy, m ożliwe jest do w eryfikacji jedynie przez ludzkie oko. P rze nikliw ość lekturow a S zym utki wystawia m nie na konieczność ponow nego p rzy j rzenia się językowi. A w szystko po to, by nie om inąć i nie zlekceważyć św iadom o ści stopnia u tru d n ie n ia , jakie zostaje m i narzu co n e przez język, za n im um ożliw i się sam o „przejście” w d o ta rc iu do rzeczy. Jest przecież tak, że zetk n ięci k ażd o ra zowo z lite rą te k stu otrzym ujem y d ar w postaci p ęknięcia referen cji języka - ję
2 M. H eidegger Źródło dzieła sztuki, przel. J. M izera, w: Drogi łasu, A letheia, W arszawa 1997, s. 25.
zyk ciągle rzuca m i wyzwanie, w zbiera we m nie siły na zniesienie tru d u , by fin al n ie zwrócić uwagę na rzecz, by rzeczy samej nie utracić.
Postój i ciężar piszącego/czytającego d eterm inow any jest figuratyw nością ję zyka. Jej intensyfikacja często doprow adza nas donikąd. P oszukujący rzeczyw i stości n iezauw ażalnie zostaje doprow adzany do kresu, jakim staje się n ie p o żą d a na u łu d a rzeczy lu b stan bezsensu bycia, pozoru b y c i a . Każdorazow o m om ent ów m u si wywoływać uczucie gorzkiej nieufności. Tym, co pozostaje, m oże być ty l ko „dobroczynna moc u łu d y ” (s. 28) - „ taje m n a” w iedza S zym utki i Schulza. B ru no Schulz w swym p isa n iu dobrow olnie (świadomie!) p oddaje się fatalistycznej ucieczce od dosłow ności (rzeczyw istości) w m etaforę, m ającą w sobie coś z nie- w strzym anej, uparcie w zbierającej fali, k tóra w m etaforyczności zanurza. F in a l nie in te rp re tac ja S zym utki n ie zm ien n ie pod trzy m u je stanow isko, w yrażające się w m yśli o w szelkim tro p ie językowym, jako łagodnej m ożliw ości opóźnienia sk u t ków rzeczyw istości (s. 29). A kcent b iern o ści prześw ietlający czynność „poddaw a nia się” nie jest tu ta j p rzy p ad k iem - jego funkcja realizuje się w k onstytuow aniu n atrę tn ej m yśli o niezależności języka od poznającego go po d m io tu , o złu d zen iu przebyw ania w tow arzystwie innego, ilekroć obcuję ze słowem. W literatu rz e p rze d m io tu relacja w ielokrotnie ustanaw iana. N apisać m uszę, b y nie om inąć d errid ia ń - skiej kateg o rii z a b o r u, iż:
Podszeptyw ane: przez co należy rozum ieć zarazem i n s p i r o w a n e przez jakiś i n n y glos, czytające sam o jak iś tek st starszy niż p o em at m ego ciała, niż te a tr m ego gestu. In sp ira cją tą jest dla w ielu osób d ra m a t kradzieży, stru k tu ra te a tru klasycznego, w k tó rym niew idzialność suflera zapew nia owo opóźnienie (différance) i ową sztafetę, n ie z b ęd ne m iędzy tekstem już nap isan y m in n ą ręk ą a tłum aczem , już pozbaw ionym tego, co w łaśnie o trzy m u je.3
Spom iędzy tekstów S zym utki, składających się na książkę Przeciw marzeniu?, zd a je się w yłaniać m oja (a więc czytelnika, k tó ry nie przyw ykł traktow ać jej in s tru m entalnie) sm u tn a praw da literatury. Jako twór językowy lite ra tu ra zabiera (w zn a czeniu: pozbaw ia) ciało - z chw ilą, gdy rozpoczynam cz y ta n ie/p isan ie, o dnajduję siebie w iecznie rozchw ytywanego przez szepty w ydostające się spom iędzy szcze lin słów i zdań.
W książce Przeciw marzeniu? zn a jd u ję ry tm te k stu spow ijany lu d z k im podejś ciem do rozproszonych słów i rzeczy, przeszyw anych heideggerow skim r o z u m i e n i e m . W ędrując w zrokiem po stro n ach książki rozpoznaję dalekow zrocz- ność S z y m u tk i-litera tu ro z n aw cy , obserw uję jak sem an ty czn y ciąg: m ów ienia, p isan ia, czytania, objęty i p o d d an y zostaje k rytycznem u oglądowi n ie tylko z p e r spektyw y akadem ickiego wykładowcy, lecz rów nież od strony zw ykłego czytelnika, k tó ra wzbogaca le k tu rę o auten ty czn e lu d zk ie dośw iadczenie. Relację do lite ra tu ry zabarw ia Szym utko w łasnym egzystencjalnym u k ład em odniesienia, zaś każda rodząca się m yśl usankcjonow ana zostaje określonym stanow iskiem etycznym .
J. D e rrid a Słowo podszepnięte, przel. K. K łosiński, w: Pismo i różnica, W ydawnictw o KR, W arszaw a 2004, s. 304.
R o ztrząsan ia i ro z b io ry
2
.Ź ródło n iem ożności scalenia cielesnego d y sk u rsu z opow ieścią, b y tu z jego w yrażeniem , Szym utko u p a tru je w m om encie kryzysu, w któ ry m uzm ysław iam y sobie nierozstrzygalność sytuacji bycia po obu stro n ac h jednocześnie. M om ent przejścia w lekturow y stan jest jednakowoż w yrażeniem mojej zgody na u tratę życia, czyli tego, co rzeczywiste. Ów n iech cian y kryzys i lęk p arad o k saln ie więc pod trzy m yw any jest przez m ającą od niego ch ronić sam ośw iadom ość p isan ia/czy tan ia. W odpow iedzi na bodaj najb ard ziej znaną frazę D erridy: „czego nie m ożna p o w iedzieć, tego tym bardziej nie m ożna przem ilczeć, lecz to n ap isać”, Szym utko pow ie, iż niem oc p isan ia jest niew yrażalna. W raz z pojaw ieniem się ponowoczes- ności w literaturoznaw czej m yśli, autentyczność autobiografii pozostaw iać może jedynie ślad w p ostaci złudzenia. Słowo oddające o dłam ki rzeczyw istego obciążo ne zostaje do tego stopnia, iż w konsekw encji zapada się sam o w sobie. O d tej pory język postrzegany jest w yłącznie jako dawca złudzeń.
M im o to, czytając Przeciw marzeniu? odnosi się n ie o d p arte w rażenie, jakoby Szym utko analizow ał ponow oczesną kondycję (tego, k tóry czyta i tego, k tó ry p i sze) n ie u sta n n ie poprzez p ryzm at osoby w łasnej, czy też inaczej, obecności w łas nej osobowości. W m iejscu, gdzie chcielibyśm y odnaleźć dawno już zw eryfikow a ną relacj ę wobec j ęzyka, ta m - dzięki pośrednictw u książki - napotykam y skrywane, niechciane, św iadom ie zap o m in an e przez literatu ro zn aw cę (dla którego lite ra tu ra jest sposobem na życie) ludzkie zw ątpienie w up raw ian ą dyscyplinę. Jako p o d m iot piszący, Szym utko sprow adzony zostaje do m ianow nika, w k tó ry m w spólnie rezy d u ją bohatero w ie pow ieści in n y c h p isa rz y (P arnickiego, S chulza, A ustera, G om browicza). Ich losy przenika bow iem identyczny problem , pro b lem „ontolo- gicznej z d ra d y ”, k tó ry Szym utko w idzi w p rze k re ślen iu rzeczyw istości pozajęzy- kowej, w byciu w ydanym b a rth e s’ow skiem u l’effet de réel. C złow iek i słowo to rela- cja w z a je m n o ś c i, u s ta w ic z n ie w y sy ła ją c a r e z o n a n s n ie p rz y s ta w a ln o ś c i, to rozsunięcie, w którego p u stą p rze strzeń w pada się, n im dokonany zostanie jak i kolw iek wybór. I ta k Szym utko snuje opowieści: h isto rię rzeczy i narrację słowa, by z jubilerską precyzją tropić w nich słowa p rzebrane w rzeczy. W m iejscach, gdzie zdarza się akt m istyfikacji, w irtuozersko dokonuje ciągu „odczarow ań” . Z pom o cą przychodzi m u rzetelność filozoficznego dyskursu.
C hoć, jak pisze S zym utko, „bytu w słowie n ie w id ać” (s. 137), na stro n ac h w łasnej książki, w d esk ry p c ji w ybranych tekstów , podpow iada je d n ak jak zb li żyć się k u bytow i z a m k n ię te m u w osobliwej form ie istn ie n ia . To sw oiste ocale n ie signifié m iało b y się dokonać za p o śred n ic tw em retorycznego k o n k re tu , wy m ie rzo n eg o p rze ciw ilu z o ry c z n e j, m nożącej się fig u ra ty w n o śc i, k tó rej ujęcie S zym utko sprow adza do g estu „dew astow ania lite ra c k o śc i” (s. 105). Z bytek tego, co literac k ie w tekście, szybko zostaje ochrzczony sym bolem rozpaczliw ej ucieczki od rzeczyw istości ta k iej, jaka jest. Sam sym bol odgrywa tu ta j „zły” tro p , sprow a dzający na przysłow iow e m anow ce (fikcji). Styl p isa n ia gęsto tk a n y tro p em , sk u teczn ie u d a re m n ia u k az an ie rzeczy w jej epistem ologicznym w ym iarze. Rzeczy
w iste w m etafo rze jest p rz e n ie sie n ie m , a zaraze m p rz e m ie n ie n ie m , stą d b y - с i e Ja n k a M u z y k an ta - literack ieg o b o h a te ra - zredukow ane zostaje do czyste go signifiant (s. 39). W tym w n ę trz u p u steg o zn a k u (gdyż w yzbytego signifié), tam , gdzie jest się w ydanym na ciągłość ro zp o rzą d zan ą sem icznością słowa, m iano p a n a c e u m zdobyw a sobie m .in. n a rra c ja P arnickiego, sw oista zw rotnica, k ie ru jąca w stronę dosłow ności. P róba w ykroczenia poza słowo tak , b y całkow icie z n ie go nie wyjść, m u si kończyć się na jego k raw ędzi, jego g ran ic y ro zu m ian ej (w in te rp re ta c ji S zym utki) jako ekonom ia stru k tu ro w a n ia językow ego k o m u n ik a tu . O pór w obec rozw iązłej fik cjo n aln o śc i m oże być za te m w ytw arzany p ro cesem herm ety zo w an ia znaczenia zn a k u , który, by ukazać jego „ lite ra ln y se n s”, w p ro w adzają zw roty: „słowo w słow o”, czy „w ścisłym tego słowa z n a c z e n iu ” . W tak p o rz ą d k o w a n e j, n ie ja k o „p rzy g o to w y w an ej” p rz e s trz e n i języka, „słowo m oże pow ołać do istn ie n ia rzeczyw istość” (s. 140).
W pisana w elem en tarn ą w arstw ę pow ieściopisarstw a, refleksja P arnickiego n ad językiem , staje się w końcu refleksją Szym utki. W ynajdyw ana i rozpuszczana na pow rót w piśm ie innych polskich pow ieściopisarzy ukazuje, iż p roblem słowa i rze czy m a spraw czą moc u n ifik a cji autorów. W idzę zatem ru ch pióra na papierze, k tó ry dotrzym uje k ro k u swem u właścicielowi, choć w iem doskonale, iż chw ila za p isu odsuwa zapisane od tego, kto zapisuje. W n arrac ję Przeciw marzeniu? w pisany jest d ram a t człow ieka piszącego/czytającego, ściślej - sam o b y c i e rozp ięte m iędzy językowym p o d m io tem a rzeczyw istym „ja” . D ra m a t bycia pom iędzy, w li nijce tek stu , gdzie Szym utko w najm n iej spodziew anym m om encie le k tu ry pisze zw yczajnie, a m oże aż nazbyt zwyczajnie, że nie o dnajduje odpow iedzi. F ra g m en ty egzystencji rozrzucone w tekście p u lsu ją w yraźnie, dzięki zaś w ysokiem u sto p niow i św iadom ości p isan ia pozw alają się w p ełn i zidentyfikow ać. W konsekw en cji wysoce erudycyjny, problem atyczny wywód książki strącony zostaje do poziom u k o m en tarza w obrębie lekturow ej em p atii jakiej po d d ał się Autor.
P rzyw ołanie przez S zym utkę frazy m ów iącej o tym , że „język (tekst) b ard z iej istn ie je niż rzeczyw istość” (s. 14), jest niczym in n y m , jak k w in te sen c ją post- s tru k tu ra listy c z n e j in g e re n c ji w te k st pozbaw iającej litera tu ro z n a w c ę w yobra żenia o n ie n aru sza ln e j au to n o m ii w łasnej tożsam ości. U w ikłanie autora we w łasny ję zy k /tek st jest za te m n ie p o k o jem człow ieka o swój w łasny byt, ale też d e s tru k cyjnym ak tem bezkom prom isow ości wobec niew yrażalnego - kryzysu, w któ ry m sk azan i jesteśm y na m ilczen ie, a więc za p o m n ien ie. Język w ystępujący przeciw lu d z k ie m u m a rz e n iu o u c h ro n ie n iu cząstk i należącej do rzeczyw istości jest wy razem p rze k o n a n ia , iż trw ałość lite ra tu ry uw odzi (uprow adza). S zym utko-lite- ratu ro zn a w ca e p a tu je w yjątkow ą w rażliw ością na o d k le jan ie się rzeczy od z n a ku. O d n a jd u je n ie k ła m a n ą p rzy jem n o ść w a n a lity cz n y m p o d e jśc iu do te k stu , czasem , zdaw ałoby się, w yrastającą z sadystycznych w ręcz zw iązków z językiem (zgoda na lęk, ból, cie rp ie n ie piszącego). D la S zym utki te k st zaw sze o d słan ia się we frag m en tary czn o ści, zbiorze słów, z k tó ry ch każde zap isan e, znaczone, jest rysem im peratyw u - p rzy m u sem n iezbędności. R o zu m ien iem tym o bejm uje sens, a m oże bezsens językowego p rio ry te tu , jak i R oland B arth es up atry w ał w
„stad-R o ztrząsan ia i ro z b io ry
ności p o w ta rz a n ia ”4. Owo „p o w tó rz en ie” w książce S zym utki ulega je d n ak p o dw ajającem u jego sens p rz e ła m a n iu . P ow tarzanie w ystępuje - jest ekspozycją esencji języka i w a ru n k u je fak t, że język w ogóle j e s t . W y stępow anie/w ystą p ie n ie to sym ptom , k tó ry dla S zym utki n iesie zagrożenie, w ykazuje wysoką sk u teczność n iszczen ia tego, co w rzeczy n ie p o w tarza ln e, tego co ognisk u je się w jej zdarzeniow ości. Języka z d a rzen ie nie dotyczy. P oniew aż „byt jest zbyt złożony, by m ożna go zaw rzeć w słow ie” (s. 139), pojaw ia się u S zym utki k o n sta ta c ja , iż P arn ick i nie p rzed staw ia, a jedynie (co d opow iadam B a rth e s’em) p okazuje. Tyl ko poza słow em m ogę zostać otw arty na: życie - „życie w yklucza p o w tó rze n ie” (s. 142), h isto rię - „jednostkow ość przeżyw ania i ro zu m ien ia św ia ta” (s. 145), ciało i czas - „ m a rz en ie nie zna czasu, b io lo g iczn o ści” (s. 152). W szystkie w ym ie nio n e k ateg o rie w spółtw orzące b yt, p o k azan e w języ k u /za pom ocą języka, zm ie n ia ją się w statyczne idee, stłu m io n ą , zretu szo w an ą rep lik ę, której za cenę lite rackiej trw ałości odeb ran o ta k u lo tn ą zm ysłowość, jak i m ożliw ość pow rotu. Tym, co pozostaje z rzeczyw istego ciała chylącego się k u śm ierci, jest za trzy m a n y kadr, w któ ry m słowo będzie się przeglądać już w iecznie. K iedy Szym utko napisze o sło w ach zb ieran y c h w n a rra c ję , do głosu dojdzie tylko te n rodzaj „p o w tó rz en ia”, k tó ry obd arzo n y został zdolnością pow oływ ania rzeczyw istości. Po le k tu rz e P ar nickiego au to r dojdzie do p rze k o n a n ia , iż n ajlep iej jest, gdy n a rra c ja zag arn ia słowa o zbliżonej arty k u lacji, zużywa m ak sy m a ln ą ilość tych sam ych słów, a p o rząd k o w an ie sy ntaktyczne nie jest prow adzone z n a m iętn o ścią precy zji i sztu cz nego cyzelatorstw a. M o n o to n ia lu b dosłow niej - n u d a słów w n a rra c ji, to akces do signifié, ale także w ytłu m aczen ie P arnickiego z jego a k tu zerw ania z trad y c y j n ą n arrac ją.
3
.Z tro sk i o byt Szym utko w ysnuw a n ieśm iałe p rag n ie n ie prawdy. P o ststru k tu - raln y p ro jek t te k stu zastąp ił je koncepcją w ielości praw d, dopuszczając do głosu zasadę względności. W Szym utkowym dociekaniu rzeczy skazanie praw dy na wiecz ne b y c i e nie-praw dą n ie u sta n n ie ociera się jed n ak nie tylko o jedną praw dę w ypow iedzi, w yprow adzoną z jednej rzeczyw istości, lecz także praw dę przeżyw a nia, jakby to w niej w łaśnie Szym utko dopatryw ał się w szelkiej istoty. A utora Prze
ciw marzeniu? o d n ajd u je zatem w drodze poszukiw ania, w której zaw iera się w yra
żenie „przeszukujący słow a”, bo „praw dy trzeba się dokopywać, kopać głęboko w sło w a ch ...” (s. 123). W szystko po to, by ożywić m artw y tekst - praw da przyw ra ca w iarę w sens, k tó ry istoczy. D latego być m oże ta k n iezm iern ie istotne wydaje się Szym utce językowe dośw iadczenie, postrzegane jako jednostkow y w ym iar lek tu ry lub kw estia lekturow ego stylu. Będzie ono dow odem na to, w jaki sposób p rzy j m ujem y pism o, za któ ry m przecież zawsze skrywa się ktoś inny, naw et wtedy, gdy za zasłoną języka pojaw ię się ja sam , jako uzm ysław iający po-wagę m ojego z nim
rozliczenia. U S zym utki jednym z new ralgicznych p u n k tó w staje się więc rozpo zn a n ie w łasnego języka (w łasność/idiom !), które w p isa n e j opowieści obnaża lub w yklucza poza jej granice, dem askując język-przebranie, język-m askę, język-uda- w anie. Bo n ierzadko w chodzim y w język, by kogoś udaw ać, kogoś, k im się w rze czyw istości nie jest. D zieje się ta k z A kw ilią - b o h aterk ą pow ieści P arnickiego, któ ra zostaje rozpoznana jako n ierząd n ica słowa. Szym utko napisze: „Jest kobietą u p ad łą, ale jak w skazuje rodzaj dyskursu, k tó ry w ybiera, u p ad łą w p isa n ie ” (s. 96).
N ostalgia za praw dą w lite ra tu rz e spotykać m u si jednak n ie u n ik n io n e „efekty praw d y ”5, m iędzy któ ry m i przew ija się n iezbędna cząstka idiom u, konstytuująca sam idiom . Ta obecność „gry” nie jest obca czytającem u Szym utce. Z utrzym anej na lingw istycznym poziom ie gry w osobliwości i pow tórzenia, p rzedostaję się na płaszczyznę egzystencjalną książki, gdzie odbywa się tekstow a zabaw a w prze-ży- cie. W Przeciw marzeniu? pozytyw istyczny pisarz, będący pom iędzy p ism em a by tem , ukryw a swoją profesję po to, by rzeczyw iste przysłoniło fikcję albo by w iernie oddać b ru ta ln ą „praw dę”, jak unicestw ienie artystycznych m arzeń b o h atera jed nej z sienkiew iczow skich noweli. Szym utko, poddając w ybrane narrac je sem an tycznej m ik ro an alizie n igdy nie alienuje ich od sam ego ak tu sprawczego, jakim jest p i s a n i e , zawsze, o czym wyżej, należące już do kogoś. Tym sposobem p i szący staje się m ed iu m , spinającym brzegi rzeczyw istości i fikcji, d okładnie tak, jak jest n im czytający (nieodzow ny p o dm iot le ktury), dzięki k tó rem u m oże w ogóle od-być się prze-życie fikcji. M om ent lektury, enigm atyczna p rze strzeń graniczna, stale się u S zym utki u p łynnia. N ie sposób zatem doszukać się tu ta j sensu le k tu ro wego stereotypu, gdzie czytanie, fu nkcjonuje jako figura ucieczki w prost w fanta- sm agoryczny św iat książki. S zym utko nie p o tw ierd za trad y cy jn eg o przecięcia (im plikującego ru ch „oderw ania”) na byt i iluzję. Każdy jego krok w tekście zn a m io n u je pow rót (może do jakiejś praw dy), podejm ow any z m y ś lą o istniejącym dla obu stro n fun d am en cie, m yśl o fikcji jako pom yłce, tzn. m ylę się, jeśli żyję w b łogim p rze k o n an iu , że fikcja u ch ro n i m nie p rze d rzeczyw istością. W ydaje się, że ostateczną odpow iedź na p ytanie o ontologiczny statu s literackiej fikcji odn aj du je Szym utko w m om encie, gdy stw ierdza, że fikcja zawsze już należy do rzeczy w istości. D opow ie także, wychodząc od K anta, iż „Byt obezw ładnia n iezależnoś cią od lu dzkiej w ładzy sądzenia, czy w ogóle: zdolności um ysłu, ogarnia też fikcję (wszelką). Byt istn ieje poza m yślą i językiem ” (s. 130). I choć „ciem na” rzeczyw i stość gasić będzie blask nien aru szaln eg o piękna, i w ielokrotnie w stąpi w rolę siły destrukcyjnej w iecznie odbierającej b aśn i to, co baśniow e, a m itow i to, co m itycz ne, ta k daleko idąca de-m itologizacja nie jest zdolna przerazić sk rajn y m pesym i zm em . Jednocześnie pozostaje bow iem ostrzem w ym ierzonym w akt totalnego „wto p ie n ia się” w tekst, przestrogą S zym utki, który wie, iż „fantazjow anie w życiu jest n ie b ez p iec zn e” (s. 113). Przeżyw anie literack iej fab u ły już u sam ego początku n akreślone jest niezm yw alnym rysem (być m oże skazą) „p rofetyzm u” - lek tu ra
Zob. J. D e rrid a Prawda w malarstwie, przel. M. K w ietniew ska, S low o/obraz terytoria, G d ań sk 2003, s. 14.
R o ztrząsan ia i ro z b io ry
zawsze podlegać będzie zerw aniu, jak w przyw ołanej w Przeciw marzeniu? a rozpo czynającej n arrac ję Srebrnych orłów scenie, w której A ron przychodzi do rzeczyw i stości z w nętrza b iblioteki.
W tekstow ym świecie Szym utki p erm a n en tn e „pom iędzy” przenika niem al każ de zagadnienie tkn ięte dualnością b y tu i fikcji. To rozstępow anie się stron pozosta wia miejsce, by pom yśleć o łączącej je więzi, zaprzeczyć p rag n ien iu niemożliwego, uskrzydlić ludzkie praxis m arzeniem , którego synonim em staje się w iara. Szym utko pisze o P arnickim , jako tym , który nie trac i w iary w „praw dziw ą” literatu rę, rzeczy wistą, zawierającą w sobie prawdę. Za tytułowym pytaniem zdobiącym okładkę książ ki Stefana Szym utki skrywa się zapew ne jeszcze niejedna możliwość odpowiedzi. Pom iędzy т щ -rzeczą, jak rzekłby autor, a jego książką, ostatecznie więc fikcją i za razem już nie-fikcją, ulegam sile jednej z n ich - m ojej praw dzie. N ajw ażniejsze jest to, co zdołam zagarnąć horyzontem mego bycia-w-świecie. Czy zatem rzeczywistość rzeczywiście w ystępuje przeciw ko m arzeniu? A może idzie tu o kw estię odpowie dzialności za m arzenie (zwłaszcza za własne)? O statecznie m oją praw dę lek tu ry Szy m u tk i pozw alam sobie zam knąć m yślą zapisaną niegdyś przez Tadeusza Sławka:
R ealizow anie się fikcji jako prawdy, polega na tym , że czytam fikcjonalne zdanie i p o p rzez akt lek tu ry nadaję m u n iezaprzeczalny w alor rzeczywisty.6
Tomasz PAWLUS
Abstract
Tomasz PA W LU S
U n iversity of Silesia (K ato w ice )
Being, fantasy and the moment of reading
This text, making Stefan Szymutko’s book Przeciw marzeniu? [Against a daydream?’] central to the afterthought proposed, can hardly be situated within a genological network of academic discourse. Although the text itself is formally closest to a review, the possibility of such identification seems conclusively dubious. The selection of methodological tools, which are close to an instance of ethical criticism’ reading, makes this quasi-review different from a traditionally ‘critical’ account of a reading experience. It is only using analytical-interpreta tive guidelines going beyond the scope of a purely scholarly thinking about literature that the author could have attempted at grasping the singularity of the reading situation experienced by Mr. Szymutko reading Teodor Parnicki.
T. Sław ek Troska i fikcja, w: Z nak - Tekst - Fikcja. Z zagadnień semiotyki tekstu