• Nie Znaleziono Wyników

Byt, fantazja i moment lektury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Byt, fantazja i moment lektury"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Tomasz Pawlus

Byt, fantazja i moment lektury

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (108), 99-106

(2)

L ękam się sekretnej m uzyki rzeczy, jej podziem nych b rzm ień , które do cierają do m nie w godzinach

podniosłej sam otności, jak tajem ne w yznania innego świata. Spow iedź rzeczy m a w ielką moc uw odzenia.

(Emil M. Cioran Spowiedź rzeczy)

Pow iedziałem babce, że nie w idzę dobrze;

d ala m i lornetkę. Ale kiedy się w ierzy w realność rzeczy posługiw ać się sztucznym środkiem , aby ich dosięgnąć, nie jest tym sam ym , co czuć je blisko siebie.

M iałem uczucie, że już nie Berm ę widzę, ale jej o braz w pow iększającym szkle.

(Marcel Proust W cieniu zakwitających dziewcząt)

Przeciw ko m a rz en iu o łatw ości/szybkości bycia zrozum ianym p odejm uję p i­ sanie o książce Stefana S zy m u tk i1. Jeśli zawierzyć słowom autora, język, ściślej język pisany podczas lektury, n ie u sta n n ie tw orzy „nadw yżkę” w p ostaci życia, rze­ czywistości, heideggerow skiej opozycji b y tu i bycia. Szym utko n ie u fn y wobec de- konstrukcyjnego dogm atu, głoszącego, iż w szystko co n am dano to pism o, pró b u je zgłębić obecność (rzeczy)wistości w literatu rz e, drogą lite ra tu ry w łaśnie. P rezen­ tacja à rebours? N ie do końca. Pom im o odw rócenia Szym utko m a głęboką św iado­

S. S zym utko Przeciw marzeniu?, W ydaw nictw o U niw ersytetu Śląskiego, Katowice

(3)

R o ztrząsan ia i ro z b io ry

m ość, że nierzeczyw istość pow oływ ana jest do życia za spraw ą rzeczywistego i n o ­ si w yraźną sygnaturę artefak tu . K siążka Przeciw marzeniu? będzie zatem propozy­ cją zw rócenia intensyw niejszej uw agi na sam ą drogę epistemé w d o cieran iu do isto ­ ty rzeczy, na której to n ie u ch ro n n ie spotykać b ędziem y m yśl H eideggera, iż:

N ie należy kw estionow ać tego, co rzeczowe w dziele; ale jeśli już należy ono do bycia dzieła dziełem , trzeba je pom yśleć od strony tego, co dziełow e. A skoro tak, to droga do określenia rzeczowej rzeczyw istości dzieła nie prow adzi przez rzecz do dzieła, lecz przez dzieło do rzeczy.2

K oncept te n b ro n i sam siebie. U stanaw ia rzeczyw istość w prześw icie lite ra tu ry czekając, aż jego obecność zostanie odsłonięta przez czyjś w zrok, zdolny do p rze­ zw yciężenia ciem nej strony języka słów, istotę której w spaniale eksponuje m e ta­ fora „czernienia p a p ie ru ” E m ila C iorana. Szym utko zdecydow anie podziela m yśl o języku jako autorefleksyjnej (Paul de M an) stru k tu rze , broniącej akcesu do swe­ go w nętrza sem antyczną strateg ią zam azyw ania, zn iekształcania i zaciem niania sensu. S tąd po ru szen ie te m aty k i w ikłania się języka w m etafizykę, sugestyw nie wyrażonej słowami: „Żeby pow rócić do rzeczyw istości trzeba wydobyć świat z m ro ­ ku na św iatło d zien n e” (s. 71). C zytanie S zym utki to le k tu ra skupionego czytelni­ ka, który dostrzega, iż język k o n ce n tru je uwagę na swojej topografii signifiant, aż do m o m e n tu m ojego w n im zatracenia. Z nak odsyłający do zn a k u zagłusza m ożli­ wość zw rócenia się k u ... lub bodaj dostrzeżenia signifié. N ie u p łynie zatem zbyt w iele czasu lekturow ego, zan im n atk n iem y się na jedną z głów nych tez S zym utki, któ rą udało m u się przen ik n ąć tak w iele istotnych pytań, np. dlaczego dostrzeże­ nie signifié jest dla m nie (Szym utki, czytelnika) istotne? Jak i sens kryje się w wy­ d o sta n iu z sytuacji: signifiant bez signifié”? A utor Przeciw marzeniu? zręcznie ob­ naża tajem n ice języka. Język zanurza się n ie stru d ze n ie we w łasnym obliczu. Język jest N arcyzem . Ja - będąc p o d m io tem poznającym , staje się odbiciem jego narcy ­ stycznej natury, czerpiącym rozkosz z p ozoru nazyw ania. D latego odw rócenie się od tw arzy języka w yrażałoby się w czystym akcie przejścia z/p o p rz ez język(-a) ku rzeczy i, analogicznie, w rzeczywistość od fikcji. Szym utko - badacz poetyki P ar­ nickiego - zna w artość zm ysłu w zroku, znaczenie za p atrz en ia się w horyzont języ­ ka wobec opozycyjnego w ypatryw ania śladów istn ien ia. Teraz analogia m ocniej zaw iązuje się wokół kateg o rii w zroku, który jako k ry te riu m praw dy leży u p o d ­ staw pow ieści P arnickiego. To u niego istn ien ie rzeczyw istości, a co za tym idzie praw dziw ość rzeczy, m ożliwe jest do w eryfikacji jedynie przez ludzkie oko. P rze­ nikliw ość lekturow a S zym utki wystawia m nie na konieczność ponow nego p rzy j­ rzenia się językowi. A w szystko po to, by nie om inąć i nie zlekceważyć św iadom o­ ści stopnia u tru d n ie n ia , jakie zostaje m i narzu co n e przez język, za n im um ożliw i się sam o „przejście” w d o ta rc iu do rzeczy. Jest przecież tak, że zetk n ięci k ażd o ra­ zowo z lite rą te k stu otrzym ujem y d ar w postaci p ęknięcia referen cji języka - ję­

2 M. H eidegger Źródło dzieła sztuki, przel. J. M izera, w: Drogi łasu, A letheia, W arszawa 1997, s. 25.

(4)

zyk ciągle rzuca m i wyzwanie, w zbiera we m nie siły na zniesienie tru d u , by fin al­ n ie zwrócić uwagę na rzecz, by rzeczy samej nie utracić.

Postój i ciężar piszącego/czytającego d eterm inow any jest figuratyw nością ję­ zyka. Jej intensyfikacja często doprow adza nas donikąd. P oszukujący rzeczyw i­ stości n iezauw ażalnie zostaje doprow adzany do kresu, jakim staje się n ie p o żą d a­ na u łu d a rzeczy lu b stan bezsensu bycia, pozoru b y c i a . Każdorazow o m om ent ów m u si wywoływać uczucie gorzkiej nieufności. Tym, co pozostaje, m oże być ty l­ ko „dobroczynna moc u łu d y ” (s. 28) - „ taje m n a” w iedza S zym utki i Schulza. B ru­ no Schulz w swym p isa n iu dobrow olnie (świadomie!) p oddaje się fatalistycznej ucieczce od dosłow ności (rzeczyw istości) w m etaforę, m ającą w sobie coś z nie- w strzym anej, uparcie w zbierającej fali, k tóra w m etaforyczności zanurza. F in a l­ nie in te rp re tac ja S zym utki n ie zm ien n ie pod trzy m u je stanow isko, w yrażające się w m yśli o w szelkim tro p ie językowym, jako łagodnej m ożliw ości opóźnienia sk u t­ ków rzeczyw istości (s. 29). A kcent b iern o ści prześw ietlający czynność „poddaw a­ nia się” nie jest tu ta j p rzy p ad k iem - jego funkcja realizuje się w k onstytuow aniu n atrę tn ej m yśli o niezależności języka od poznającego go po d m io tu , o złu d zen iu przebyw ania w tow arzystwie innego, ilekroć obcuję ze słowem. W literatu rz e p rze d ­ m io tu relacja w ielokrotnie ustanaw iana. N apisać m uszę, b y nie om inąć d errid ia ń - skiej kateg o rii z a b o r u, iż:

Podszeptyw ane: przez co należy rozum ieć zarazem i n s p i r o w a n e przez jakiś i n n y glos, czytające sam o jak iś tek st starszy niż p o em at m ego ciała, niż te a tr m ego gestu. In sp ira cją tą jest dla w ielu osób d ra m a t kradzieży, stru k tu ra te a tru klasycznego, w k tó ­ rym niew idzialność suflera zapew nia owo opóźnienie (différance) i ową sztafetę, n ie z b ęd ­ ne m iędzy tekstem już nap isan y m in n ą ręk ą a tłum aczem , już pozbaw ionym tego, co w łaśnie o trzy m u je.3

Spom iędzy tekstów S zym utki, składających się na książkę Przeciw marzeniu?, zd a­ je się w yłaniać m oja (a więc czytelnika, k tó ry nie przyw ykł traktow ać jej in s tru ­ m entalnie) sm u tn a praw da literatury. Jako twór językowy lite ra tu ra zabiera (w zn a­ czeniu: pozbaw ia) ciało - z chw ilą, gdy rozpoczynam cz y ta n ie/p isan ie, o dnajduję siebie w iecznie rozchw ytywanego przez szepty w ydostające się spom iędzy szcze­ lin słów i zdań.

W książce Przeciw marzeniu? zn a jd u ję ry tm te k stu spow ijany lu d z k im podejś­ ciem do rozproszonych słów i rzeczy, przeszyw anych heideggerow skim r o z u ­ m i e n i e m . W ędrując w zrokiem po stro n ach książki rozpoznaję dalekow zrocz- ność S z y m u tk i-litera tu ro z n aw cy , obserw uję jak sem an ty czn y ciąg: m ów ienia, p isan ia, czytania, objęty i p o d d an y zostaje k rytycznem u oglądowi n ie tylko z p e r­ spektyw y akadem ickiego wykładowcy, lecz rów nież od strony zw ykłego czytelnika, k tó ra wzbogaca le k tu rę o auten ty czn e lu d zk ie dośw iadczenie. Relację do lite ra tu ­ ry zabarw ia Szym utko w łasnym egzystencjalnym u k ład em odniesienia, zaś każda rodząca się m yśl usankcjonow ana zostaje określonym stanow iskiem etycznym .

J. D e rrid a Słowo podszepnięte, przel. K. K łosiński, w: Pismo i różnica, W ydawnictw o KR, W arszaw a 2004, s. 304.

(5)

R o ztrząsan ia i ro z b io ry

2

.

Ź ródło n iem ożności scalenia cielesnego d y sk u rsu z opow ieścią, b y tu z jego w yrażeniem , Szym utko u p a tru je w m om encie kryzysu, w któ ry m uzm ysław iam y sobie nierozstrzygalność sytuacji bycia po obu stro n ac h jednocześnie. M om ent przejścia w lekturow y stan jest jednakowoż w yrażeniem mojej zgody na u tratę życia, czyli tego, co rzeczywiste. Ów n iech cian y kryzys i lęk p arad o k saln ie więc pod trzy ­ m yw any jest przez m ającą od niego ch ronić sam ośw iadom ość p isan ia/czy tan ia. W odpow iedzi na bodaj najb ard ziej znaną frazę D erridy: „czego nie m ożna p o ­ w iedzieć, tego tym bardziej nie m ożna przem ilczeć, lecz to n ap isać”, Szym utko pow ie, iż niem oc p isan ia jest niew yrażalna. W raz z pojaw ieniem się ponowoczes- ności w literaturoznaw czej m yśli, autentyczność autobiografii pozostaw iać może jedynie ślad w p ostaci złudzenia. Słowo oddające o dłam ki rzeczyw istego obciążo­ ne zostaje do tego stopnia, iż w konsekw encji zapada się sam o w sobie. O d tej pory język postrzegany jest w yłącznie jako dawca złudzeń.

M im o to, czytając Przeciw marzeniu? odnosi się n ie o d p arte w rażenie, jakoby Szym utko analizow ał ponow oczesną kondycję (tego, k tóry czyta i tego, k tó ry p i­ sze) n ie u sta n n ie poprzez p ryzm at osoby w łasnej, czy też inaczej, obecności w łas­ nej osobowości. W m iejscu, gdzie chcielibyśm y odnaleźć dawno już zw eryfikow a­ ną relacj ę wobec j ęzyka, ta m - dzięki pośrednictw u książki - napotykam y skrywane, niechciane, św iadom ie zap o m in an e przez literatu ro zn aw cę (dla którego lite ra tu ra jest sposobem na życie) ludzkie zw ątpienie w up raw ian ą dyscyplinę. Jako p o d ­ m iot piszący, Szym utko sprow adzony zostaje do m ianow nika, w k tó ry m w spólnie rezy d u ją bohatero w ie pow ieści in n y c h p isa rz y (P arnickiego, S chulza, A ustera, G om browicza). Ich losy przenika bow iem identyczny problem , pro b lem „ontolo- gicznej z d ra d y ”, k tó ry Szym utko w idzi w p rze k re ślen iu rzeczyw istości pozajęzy- kowej, w byciu w ydanym b a rth e s’ow skiem u l’effet de réel. C złow iek i słowo to rela- cja w z a je m n o ś c i, u s ta w ic z n ie w y sy ła ją c a r e z o n a n s n ie p rz y s ta w a ln o ś c i, to rozsunięcie, w którego p u stą p rze strzeń w pada się, n im dokonany zostanie jak i­ kolw iek wybór. I ta k Szym utko snuje opowieści: h isto rię rzeczy i narrację słowa, by z jubilerską precyzją tropić w nich słowa p rzebrane w rzeczy. W m iejscach, gdzie zdarza się akt m istyfikacji, w irtuozersko dokonuje ciągu „odczarow ań” . Z pom o­ cą przychodzi m u rzetelność filozoficznego dyskursu.

C hoć, jak pisze S zym utko, „bytu w słowie n ie w id ać” (s. 137), na stro n ac h w łasnej książki, w d esk ry p c ji w ybranych tekstów , podpow iada je d n ak jak zb li­ żyć się k u bytow i z a m k n ię te m u w osobliwej form ie istn ie n ia . To sw oiste ocale­ n ie signifié m iało b y się dokonać za p o śred n ic tw em retorycznego k o n k re tu , wy­ m ie rzo n eg o p rze ciw ilu z o ry c z n e j, m nożącej się fig u ra ty w n o śc i, k tó rej ujęcie S zym utko sprow adza do g estu „dew astow ania lite ra c k o śc i” (s. 105). Z bytek tego, co literac k ie w tekście, szybko zostaje ochrzczony sym bolem rozpaczliw ej ucieczki od rzeczyw istości ta k iej, jaka jest. Sam sym bol odgrywa tu ta j „zły” tro p , sprow a­ dzający na przysłow iow e m anow ce (fikcji). Styl p isa n ia gęsto tk a n y tro p em , sk u ­ teczn ie u d a re m n ia u k az an ie rzeczy w jej epistem ologicznym w ym iarze. Rzeczy­

(6)

w iste w m etafo rze jest p rz e n ie sie n ie m , a zaraze m p rz e m ie n ie n ie m , stą d b y - с i e Ja n k a M u z y k an ta - literack ieg o b o h a te ra - zredukow ane zostaje do czyste­ go signifiant (s. 39). W tym w n ę trz u p u steg o zn a k u (gdyż w yzbytego signifié), tam , gdzie jest się w ydanym na ciągłość ro zp o rzą d zan ą sem icznością słowa, m iano p a n a c e u m zdobyw a sobie m .in. n a rra c ja P arnickiego, sw oista zw rotnica, k ie ru ­ jąca w stronę dosłow ności. P róba w ykroczenia poza słowo tak , b y całkow icie z n ie ­ go nie wyjść, m u si kończyć się na jego k raw ędzi, jego g ran ic y ro zu m ian ej (w in ­ te rp re ta c ji S zym utki) jako ekonom ia stru k tu ro w a n ia językow ego k o m u n ik a tu . O pór w obec rozw iązłej fik cjo n aln o śc i m oże być za te m w ytw arzany p ro cesem herm ety zo w an ia znaczenia zn a k u , który, by ukazać jego „ lite ra ln y se n s”, w p ro ­ w adzają zw roty: „słowo w słow o”, czy „w ścisłym tego słowa z n a c z e n iu ” . W tak p o rz ą d k o w a n e j, n ie ja k o „p rzy g o to w y w an ej” p rz e s trz e n i języka, „słowo m oże pow ołać do istn ie n ia rzeczyw istość” (s. 140).

W pisana w elem en tarn ą w arstw ę pow ieściopisarstw a, refleksja P arnickiego n ad językiem , staje się w końcu refleksją Szym utki. W ynajdyw ana i rozpuszczana na pow rót w piśm ie innych polskich pow ieściopisarzy ukazuje, iż p roblem słowa i rze­ czy m a spraw czą moc u n ifik a cji autorów. W idzę zatem ru ch pióra na papierze, k tó ry dotrzym uje k ro k u swem u właścicielowi, choć w iem doskonale, iż chw ila za­ p isu odsuwa zapisane od tego, kto zapisuje. W n arrac ję Przeciw marzeniu? w pisany jest d ram a t człow ieka piszącego/czytającego, ściślej - sam o b y c i e rozp ięte m iędzy językowym p o d m io tem a rzeczyw istym „ja” . D ra m a t bycia pom iędzy, w li­ nijce tek stu , gdzie Szym utko w najm n iej spodziew anym m om encie le k tu ry pisze zw yczajnie, a m oże aż nazbyt zwyczajnie, że nie o dnajduje odpow iedzi. F ra g m en ­ ty egzystencji rozrzucone w tekście p u lsu ją w yraźnie, dzięki zaś w ysokiem u sto p ­ niow i św iadom ości p isan ia pozw alają się w p ełn i zidentyfikow ać. W konsekw en­ cji wysoce erudycyjny, problem atyczny wywód książki strącony zostaje do poziom u k o m en tarza w obrębie lekturow ej em p atii jakiej po d d ał się Autor.

P rzyw ołanie przez S zym utkę frazy m ów iącej o tym , że „język (tekst) b ard z iej istn ie je niż rzeczyw istość” (s. 14), jest niczym in n y m , jak k w in te sen c ją post- s tru k tu ra listy c z n e j in g e re n c ji w te k st pozbaw iającej litera tu ro z n a w c ę w yobra­ żenia o n ie n aru sza ln e j au to n o m ii w łasnej tożsam ości. U w ikłanie autora we w łasny ję zy k /tek st jest za te m n ie p o k o jem człow ieka o swój w łasny byt, ale też d e s tru k ­ cyjnym ak tem bezkom prom isow ości wobec niew yrażalnego - kryzysu, w któ ry m sk azan i jesteśm y na m ilczen ie, a więc za p o m n ien ie. Język w ystępujący przeciw lu d z k ie m u m a rz e n iu o u c h ro n ie n iu cząstk i należącej do rzeczyw istości jest wy­ razem p rze k o n a n ia , iż trw ałość lite ra tu ry uw odzi (uprow adza). S zym utko-lite- ratu ro zn a w ca e p a tu je w yjątkow ą w rażliw ością na o d k le jan ie się rzeczy od z n a ­ ku. O d n a jd u je n ie k ła m a n ą p rzy jem n o ść w a n a lity cz n y m p o d e jśc iu do te k stu , czasem , zdaw ałoby się, w yrastającą z sadystycznych w ręcz zw iązków z językiem (zgoda na lęk, ból, cie rp ie n ie piszącego). D la S zym utki te k st zaw sze o d słan ia się we frag m en tary czn o ści, zbiorze słów, z k tó ry ch każde zap isan e, znaczone, jest rysem im peratyw u - p rzy m u sem n iezbędności. R o zu m ien iem tym o bejm uje sens, a m oże bezsens językowego p rio ry te tu , jak i R oland B arth es up atry w ał w

(7)

„stad-R o ztrząsan ia i ro z b io ry

ności p o w ta rz a n ia ”4. Owo „p o w tó rz en ie” w książce S zym utki ulega je d n ak p o ­ dw ajającem u jego sens p rz e ła m a n iu . P ow tarzanie w ystępuje - jest ekspozycją esencji języka i w a ru n k u je fak t, że język w ogóle j e s t . W y stępow anie/w ystą­ p ie n ie to sym ptom , k tó ry dla S zym utki n iesie zagrożenie, w ykazuje wysoką sk u ­ teczność n iszczen ia tego, co w rzeczy n ie p o w tarza ln e, tego co ognisk u je się w jej zdarzeniow ości. Języka z d a rzen ie nie dotyczy. P oniew aż „byt jest zbyt złożony, by m ożna go zaw rzeć w słow ie” (s. 139), pojaw ia się u S zym utki k o n sta ta c ja , iż P arn ick i nie p rzed staw ia, a jedynie (co d opow iadam B a rth e s’em) p okazuje. Tyl­ ko poza słow em m ogę zostać otw arty na: życie - „życie w yklucza p o w tó rze n ie” (s. 142), h isto rię - „jednostkow ość przeżyw ania i ro zu m ien ia św ia ta” (s. 145), ciało i czas - „ m a rz en ie nie zna czasu, b io lo g iczn o ści” (s. 152). W szystkie w ym ie­ nio n e k ateg o rie w spółtw orzące b yt, p o k azan e w języ k u /za pom ocą języka, zm ie­ n ia ją się w statyczne idee, stłu m io n ą , zretu szo w an ą rep lik ę, której za cenę lite ­ rackiej trw ałości odeb ran o ta k u lo tn ą zm ysłowość, jak i m ożliw ość pow rotu. Tym, co pozostaje z rzeczyw istego ciała chylącego się k u śm ierci, jest za trzy m a n y kadr, w któ ry m słowo będzie się przeglądać już w iecznie. K iedy Szym utko napisze o sło­ w ach zb ieran y c h w n a rra c ję , do głosu dojdzie tylko te n rodzaj „p o w tó rz en ia”, k tó ry obd arzo n y został zdolnością pow oływ ania rzeczyw istości. Po le k tu rz e P ar­ nickiego au to r dojdzie do p rze k o n a n ia , iż n ajlep iej jest, gdy n a rra c ja zag arn ia słowa o zbliżonej arty k u lacji, zużywa m ak sy m a ln ą ilość tych sam ych słów, a p o ­ rząd k o w an ie sy ntaktyczne nie jest prow adzone z n a m iętn o ścią precy zji i sztu cz­ nego cyzelatorstw a. M o n o to n ia lu b dosłow niej - n u d a słów w n a rra c ji, to akces do signifié, ale także w ytłu m aczen ie P arnickiego z jego a k tu zerw ania z trad y c y j­ n ą n arrac ją.

3

.

Z tro sk i o byt Szym utko w ysnuw a n ieśm iałe p rag n ie n ie prawdy. P o ststru k tu - raln y p ro jek t te k stu zastąp ił je koncepcją w ielości praw d, dopuszczając do głosu zasadę względności. W Szym utkowym dociekaniu rzeczy skazanie praw dy na wiecz­ ne b y c i e nie-praw dą n ie u sta n n ie ociera się jed n ak nie tylko o jedną praw dę w ypow iedzi, w yprow adzoną z jednej rzeczyw istości, lecz także praw dę przeżyw a­ nia, jakby to w niej w łaśnie Szym utko dopatryw ał się w szelkiej istoty. A utora Prze­

ciw marzeniu? o d n ajd u je zatem w drodze poszukiw ania, w której zaw iera się w yra­

żenie „przeszukujący słow a”, bo „praw dy trzeba się dokopywać, kopać głęboko w sło w a ch ...” (s. 123). W szystko po to, by ożywić m artw y tekst - praw da przyw ra­ ca w iarę w sens, k tó ry istoczy. D latego być m oże ta k n iezm iern ie istotne wydaje się Szym utce językowe dośw iadczenie, postrzegane jako jednostkow y w ym iar lek­ tu ry lub kw estia lekturow ego stylu. Będzie ono dow odem na to, w jaki sposób p rzy j­ m ujem y pism o, za któ ry m przecież zawsze skrywa się ktoś inny, naw et wtedy, gdy za zasłoną języka pojaw ię się ja sam , jako uzm ysław iający po-wagę m ojego z nim

(8)

rozliczenia. U S zym utki jednym z new ralgicznych p u n k tó w staje się więc rozpo­ zn a n ie w łasnego języka (w łasność/idiom !), które w p isa n e j opowieści obnaża lub w yklucza poza jej granice, dem askując język-przebranie, język-m askę, język-uda- w anie. Bo n ierzadko w chodzim y w język, by kogoś udaw ać, kogoś, k im się w rze­ czyw istości nie jest. D zieje się ta k z A kw ilią - b o h aterk ą pow ieści P arnickiego, któ ra zostaje rozpoznana jako n ierząd n ica słowa. Szym utko napisze: „Jest kobietą u p ad łą, ale jak w skazuje rodzaj dyskursu, k tó ry w ybiera, u p ad łą w p isa n ie ” (s. 96).

N ostalgia za praw dą w lite ra tu rz e spotykać m u si jednak n ie u n ik n io n e „efekty praw d y ”5, m iędzy któ ry m i przew ija się n iezbędna cząstka idiom u, konstytuująca sam idiom . Ta obecność „gry” nie jest obca czytającem u Szym utce. Z utrzym anej na lingw istycznym poziom ie gry w osobliwości i pow tórzenia, p rzedostaję się na płaszczyznę egzystencjalną książki, gdzie odbywa się tekstow a zabaw a w prze-ży- cie. W Przeciw marzeniu? pozytyw istyczny pisarz, będący pom iędzy p ism em a by ­ tem , ukryw a swoją profesję po to, by rzeczyw iste przysłoniło fikcję albo by w iernie oddać b ru ta ln ą „praw dę”, jak unicestw ienie artystycznych m arzeń b o h atera jed­ nej z sienkiew iczow skich noweli. Szym utko, poddając w ybrane narrac je sem an­ tycznej m ik ro an alizie n igdy nie alienuje ich od sam ego ak tu sprawczego, jakim jest p i s a n i e , zawsze, o czym wyżej, należące już do kogoś. Tym sposobem p i­ szący staje się m ed iu m , spinającym brzegi rzeczyw istości i fikcji, d okładnie tak, jak jest n im czytający (nieodzow ny p o dm iot le ktury), dzięki k tó rem u m oże w ogóle od-być się prze-życie fikcji. M om ent lektury, enigm atyczna p rze strzeń graniczna, stale się u S zym utki u p łynnia. N ie sposób zatem doszukać się tu ta j sensu le k tu ro ­ wego stereotypu, gdzie czytanie, fu nkcjonuje jako figura ucieczki w prost w fanta- sm agoryczny św iat książki. S zym utko nie p o tw ierd za trad y cy jn eg o przecięcia (im plikującego ru ch „oderw ania”) na byt i iluzję. Każdy jego krok w tekście zn a­ m io n u je pow rót (może do jakiejś praw dy), podejm ow any z m y ś lą o istniejącym dla obu stro n fun d am en cie, m yśl o fikcji jako pom yłce, tzn. m ylę się, jeśli żyję w b łogim p rze k o n an iu , że fikcja u ch ro n i m nie p rze d rzeczyw istością. W ydaje się, że ostateczną odpow iedź na p ytanie o ontologiczny statu s literackiej fikcji odn aj­ du je Szym utko w m om encie, gdy stw ierdza, że fikcja zawsze już należy do rzeczy­ w istości. D opow ie także, wychodząc od K anta, iż „Byt obezw ładnia n iezależnoś­ cią od lu dzkiej w ładzy sądzenia, czy w ogóle: zdolności um ysłu, ogarnia też fikcję (wszelką). Byt istn ieje poza m yślą i językiem ” (s. 130). I choć „ciem na” rzeczyw i­ stość gasić będzie blask nien aru szaln eg o piękna, i w ielokrotnie w stąpi w rolę siły destrukcyjnej w iecznie odbierającej b aśn i to, co baśniow e, a m itow i to, co m itycz­ ne, ta k daleko idąca de-m itologizacja nie jest zdolna przerazić sk rajn y m pesym i­ zm em . Jednocześnie pozostaje bow iem ostrzem w ym ierzonym w akt totalnego „wto­ p ie n ia się” w tekst, przestrogą S zym utki, który wie, iż „fantazjow anie w życiu jest n ie b ez p iec zn e” (s. 113). Przeżyw anie literack iej fab u ły już u sam ego początku n akreślone jest niezm yw alnym rysem (być m oże skazą) „p rofetyzm u” - lek tu ra

Zob. J. D e rrid a Prawda w malarstwie, przel. M. K w ietniew ska, S low o/obraz terytoria, G d ań sk 2003, s. 14.

(9)

R o ztrząsan ia i ro z b io ry

zawsze podlegać będzie zerw aniu, jak w przyw ołanej w Przeciw marzeniu? a rozpo­ czynającej n arrac ję Srebrnych orłów scenie, w której A ron przychodzi do rzeczyw i­ stości z w nętrza b iblioteki.

W tekstow ym świecie Szym utki p erm a n en tn e „pom iędzy” przenika niem al każ­ de zagadnienie tkn ięte dualnością b y tu i fikcji. To rozstępow anie się stron pozosta­ wia miejsce, by pom yśleć o łączącej je więzi, zaprzeczyć p rag n ien iu niemożliwego, uskrzydlić ludzkie praxis m arzeniem , którego synonim em staje się w iara. Szym utko pisze o P arnickim , jako tym , który nie trac i w iary w „praw dziw ą” literatu rę, rzeczy­ wistą, zawierającą w sobie prawdę. Za tytułowym pytaniem zdobiącym okładkę książ­ ki Stefana Szym utki skrywa się zapew ne jeszcze niejedna możliwość odpowiedzi. Pom iędzy т щ -rzeczą, jak rzekłby autor, a jego książką, ostatecznie więc fikcją i za­ razem już nie-fikcją, ulegam sile jednej z n ich - m ojej praw dzie. N ajw ażniejsze jest to, co zdołam zagarnąć horyzontem mego bycia-w-świecie. Czy zatem rzeczywistość rzeczywiście w ystępuje przeciw ko m arzeniu? A może idzie tu o kw estię odpowie­ dzialności za m arzenie (zwłaszcza za własne)? O statecznie m oją praw dę lek tu ry Szy­ m u tk i pozw alam sobie zam knąć m yślą zapisaną niegdyś przez Tadeusza Sławka:

R ealizow anie się fikcji jako prawdy, polega na tym , że czytam fikcjonalne zdanie i p o ­ p rzez akt lek tu ry nadaję m u n iezaprzeczalny w alor rzeczywisty.6

Tomasz PAWLUS

Abstract

Tomasz PA W LU S

U n iversity of Silesia (K ato w ice )

Being, fantasy and the moment of reading

This text, making Stefan Szymutko’s book Przeciw marzeniu? [Against a daydream?’] central to the afterthought proposed, can hardly be situated within a genological network of academic discourse. Although the text itself is formally closest to a review, the possibility of such identification seems conclusively dubious. The selection of methodological tools, which are close to an instance of ethical criticism’ reading, makes this quasi-review different from a traditionally ‘critical’ account of a reading experience. It is only using analytical-interpreta­ tive guidelines going beyond the scope of a purely scholarly thinking about literature that the author could have attempted at grasping the singularity of the reading situation experienced by Mr. Szymutko reading Teodor Parnicki.

T. Sław ek Troska i fikcja, w: Z nak - Tekst - Fikcja. Z zagadnień semiotyki tekstu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tym razem fotograficzny "Piękna Gmina nasza cała".. Szczegóły znajdziecie na stronie gminy Radzyń

Ocena dopuszczajàca [1]Ocena dostateczna[1 + 2]Ocena dobra[1 + 2 + 3]Ocena bardzo dobra[1 + 2 + 3 + 4] Uczeƒ: –opisuje budow´ soli –wskazuje metal ireszt´ kwasowà we wzorze

Wpisz wyrazy dwusylabowe do tabelki, a następnie uzupełnij

Probability Calculus 2019/2020 Introductory Problem Set1. Using the notation with operations on sets, how would

[r]

[r]

Jak powiedziała Ewa Kopacz, nowa minister zdrowia, najpilniejszymi sprawami, którymi zajmie się na początku swojego urzędowania, będą kontrakty na przyszły rok, lista

podnieść składki płacone przez budżet państwa (np. za rolników), sfinansować z budżetu ratow- nictwo medyczne (nawet w wariancie kontrakto- wania przez Narodowy Fundusz Zdrowia),